• Nie Znaleziono Wyników

Po rozum do Jakuba, czyli pieszo do Santiago de Compostela – Piotr Żuk

Pięć miesięcy w drodze. W palącym słońcu, w deszczu, a później w śniegu i mrozie. W 148 dni pokonał 4013 km. Pieszo, od progu własnego domu w Kaliłowie do Santiago de Compostela w Hiszpanii. Piotr Żuk swoją wędrówkę nazwał „Po rozum do Jakuba”. W międzyczasie prowadził bloga na jednym z portali społecznościowych, gdzie dzień po dniu dzielił się z innymi tym, co go spotykało. O swojej camino opowiada chętnie. Tak jak podczas styczniowego spotkania w czytelni Miejskiej Biblioteki Publicznej w Białej Podlaskiej. Licznie przybyli słuchacze przez ponad trzy godziny śledzili trasę Piotra, który barwną opowieść zilustro-wał bogatym zbiorem fotografii.

Camino de Santiago, czyli droga do grobu św. Jakuba to stary, średnio-wieczny szlak pielgrzymkowy, istnieją-cy od 1200. lat. Wędrowali nim królo-wie i zwykli śmiertelnicy. To bardzo wymagająca trasa, można powiedzieć ekstremalna, w dodatku nietypowa, bo każdy musi zorganizować ją sobie sam.

Od pątnika zależy czy chce wędrować samotnie czy w małej grupie, ile kilo-metrów dziennie przejdzie i w jakim tempie. Wśród pielgrzymów z całego świata najbardziej popularne jest pielgrzymowanie po jednej z wybranych camino na terenie Hiszpanii, których jest tam kilka, np. droga francuska – od granicy z Francją, czy droga portugalska – od granicy z Portugalią. To jednak tylko ostatni etap szlaku mającego finał przy grobie św. Jakuba Starszego

Apostoła w katedrze w Santiago de Compostela. Piotr Żuk starym zwyczajem, zapoczątkowanym w wiekach średnich, wyruszył od progu własnego domu.

To prawdopodobnie pierwsza, a na pewno jedna z nielicznych tego typu wy-praw z Południowego Podlasia.

Z pomysłem takiej wędrówki 23-latek z Kaliłowa, wsi w gminie Biała Podlaska, zmagał się dość długo. Po ukończeniu technikum gastronomicznego wyjechał do Lublina, gdzie pracował w restauracji, a następnie w jednej z sieci komunikacyjnych. Praca nie była dla niego satysfakcjonująca, dlatego powrócił do rodzinnego domu. Piesze wyprawy to jego hobby. Uwielbia góry i wielokrotnie po nich chodził. W 2017 roku udało mu się przejść Główny Szlak Beskidzki – najdłuższy polski szlak turystyczny. Po powrocie do domu podjął decyzję o zapisaniu się na studia. Wybrał psychologię, ponieważ zaw-sze pragnął pomagać innym. Po przeprowadzce do Warszawy rozpoczął pracę w korporacji, jednak to nadal nie było to, czego naprawdę chciał. Wtedy za-czął głębiej zastanawiać się nad tym, co zrobić ze swoim życiem.

To był moment, gdy powróciły myśli o Camino de Santiago. Co osta-tecznie zadecydowało o rozpoczęciu wędrówki? – Nie wiem. Poczułem, że powinienem pójść, że ktoś mnie pcha w tę konkretną stronę i postara się o to, aby wszystko ułożyło się tak jak należy. Wiedziałem, że teraz jest dobry mo-ment, bo nic mnie nie trzyma, nie mam żadnych zobowiązań. Rodzice odwo-dzili mnie od tego pomysłu, ale później zaakceptowali. Poszedłem po to, aby poznać siebie, poukładać myśli, odnaleźć rozum, jak nazwałem tę podróż – mówi Piotr.

Religijny cel był na drugim miejscu. Przynajmniej do pewnego czasu.

Na szlaku poznał wielu ludzi, których motywacje był różne. Camino de

San-tiago, mimo iż jest szlakiem pątniczym, przyciąga także ludzi wyznań innych niż chrześcijańskie oraz niewierzących – poszukujących odpowiedzi na swoje pytania, szukających celu w życiu, potrzebujących wytchnienia, zmierzenia się ze swoimi możliwościami fizycznymi lub po prostu pragnących zobaczyć Hiszpanię w jej innym wydaniu.

– Pielgrzymka to dobre słowo. Natomiast wędrówka, tak samo. Czynnik religijny nie był czymś, co spowodowało, że chciałem iść. Ale w drodze to się wszystko zmienia, kształtuje. Ciężko mi to nazwać. Nie używałem innego transportu niż nogi, więc miało to znamiona tradycyjnej pielgrzymki – wyzna-je Piotr.

Przygotował trasę, zapakował plecak i 8 lipca 2018 roku wyruszył.

Wcześniej uczestniczył w porannej mszy w pobliskim kościele w Woskrzeni-cach. Skierował się na Lublin. Podróż po Polsce zajęła mu miesiąc. W drodze prowadził na Facebooku bloga, gdzie dzień po dniu opisywał swoją wędrów-kę. Dzięki reakcjom znajomych, przyjaciół, ale i obcych, życzliwych ludzi, wiedział, że ma wsparcie i nie idzie sam. W dużej części szedł znakowanym szlakiem św. Jakuba, gdzie obok żółtej strzałki znajduje się też charaktery-styczny symbol żółtej muszelki. Po drodze zwiedzał również położone nieda-leko szlaku ciekawe miejscowości. Kilkumiesięczną wyprawę podzielił na kilka etapów. Pierwszy prowadził przez Polskę, Czechy, Słowację i Austrię.

Drugi wiódł przez Słowenię i Włochy – wraz z Wenecją, gdzie świętował urodziny. Następny etap do trasa przez Francję, wzdłuż Lazurowego Wybrze-ża aż do Barcelony. Ostatni odcinek to droga przez całą Hiszpanię.

W trasie nie planował dokładnie, jak będzie wyglądał każdy następny dzień. – Wstawałem, o której mi pasowało, szedłem tyle, ile byłem w stanie, na ile nogi pozwalały, albo możliwość znalezienia noclegu – zapewnia. Zało-żył, że będzie przemierzał dziennie 25 km, ale różnie z tym bywało. Najdłuż-szy odcinek jaki przeszedł jednego dnia to 56 km, które przydarzyły się na Słowacji.

Nocował w różnych miejscach: na plebaniach, w klasztorach, w do-mach życzliwych ludzi, w garażach, stodołach, czasami w namiocie, na plaży i w winnicach. Najczęściej spotykał się z ogromną życzliwością. Nawet, gdy ktoś odmawiał mu noclegu, przyjmował to ze zrozumieniem i szedł dalej.

Oczywiście zdarzały mu się kontuzje, bolesne otarcia i bąble na stopach, czę-sto miewał chwile zwątpienia, kiedy chciał zawrócić. Najtrudniej było we Włoszech. We znaki dawała się wysoka temperatura, dosłownie żar lejący się z nieba. To tam najczęściej myślał o powrocie, ale każdego dnia szedł dalej do przodu. Szkoda mu było kilometrów, które już zaliczył. I tak mijały dni.

Na głównym szlaku w Hiszpanii było już chłodno, miejscami zdarzał się śnieg. Mimo przeszkód nie zwątpił i dotarł do celu.

2 grudnia Piotr Żuk stanął przed katedrą w Santiago de Compostela.

Odwiedził grób św. Jakuba i otrzymał Compostelkę czyli imienny certyfikat

zaświadczający o przebytej drodze. Dostaje się go na podstawie paszportów pielgrzyma, w których zbiera się pieczątki z poszczególnych miejsc na trasie.

Piotr, wyjątkowo dostał dwa dokumenty: w języku łacińskim i hiszpańskim.

Potem była jeszcze podróż do Finisterry, czyli na symboliczny koniec świata.

Znajduje się tam kamienny słupek z żółtą muszelką i napisem 0,00 km.

W średniowieczu ludzie patrząc na bezkresne wody oceanu uważali, że tu kończy się świat. W imię oczyszczenia z grzechów palili pątnicze ubrania i kąpali się w oceanie. Na pamiątkę zabierali muszelkę z plaży. Dziś muszla przegrzebka jest znakiem pielgrzymów wędrujących szlakiem św. Jakuba.

Piotr na spotkanie w bibliotece przyniósł swój pielgrzymi plecak, buty oraz paszporty z pieczątkami zaświadczającymi o przebytej drodze. Przyznał, że ze swojej camino wrócił jako odmieniony człowiek, dojrzalszy, świadomy swoich wyborów, bogatszy o nowe doznania i przeżycia. Podkreślał, że było to ogromne wyzwanie, a także wspaniała przygoda, szansa na niezwykłe przeżycia, jak również na zobaczenie nowych, pięknych miejsc, poznanie różnych krajów i zwyczajów oraz zawarcie nowych znajomości.

– Dziś jestem przekonany o tym, że warto było ruszyć na szlak. Cho-ciażby po to, by wzmocnić się wewnętrznie. Odnalazłem to, czego szukałem.

Pięciomiesięczna nieobecność nie przeszkodziła mi w kontynuowaniu studiów – podkreśla Piotr. Z doświadczeń zebranych na szlaku, które opisywał na blogu, ma zamiar wydać książkę. Byłby to doskonały poradnik dla pielgrzy-mów udających się w taką trasę i jednocześnie podsumowanie tej wspaniałej podróży. Piotr wierzy, że i to przedsięwzięcie mu się uda.

świat oczami kobiety

Małgorzata Brodowska

(Biała Podlaska)