• Nie Znaleziono Wyników

Edward Hartwig: Kiedyś ojciec dał mi aparat 9x12 ze statywem. I trzy ka-sety. I wygonił mnie – nie dosłownie –

ale powiedział – idź na Stare Miasto, ja Cię proszę. Ja poszedłem i zrobiłem trzy zdjęcia […] jedno się zachowało […]:

Lublin, Stare Miasto. […] To samo miej-sce [jest] w albumie Kononowicza, któ-ry namalował je potem, jak ja zrobiłem moje zdjęcia. To jest Podzamcze, get-to lubelskie. Takie nędzne zaułki… Ale dosyć malownicze. Ja miałem zresz-tą sporo materiału z tych miejsc, ale to wszystko w czasie wojny zginęło. Zosta-ło mi tylko to zdjęcie, nawet nie wiem, jak to się uchowało.4

Mam tę fotografi ę. Została zrobio-na zrobio-na Podzamczu, jest zrobio-na niej fragment Podzamcza, który dzisiaj nie istnieje.

Wykonana aparatem Zeiss Ikon, ze sta-tywu na kliszy szklanej 9x12.5

Julia Hartwig: Już pierwsze jego zdję-cia, te lubelskie, przedwojenne, z lat dwudziestych i trzydziestych, świad-czyły o narodzeniu się artysty, o upodo-baniach człowieka kochającego świat-ło i mgłę, ukazywały jego przywiązanie do Lublina, którego starożytne piękno utrwalał na kliszach, do pejzażu

pod-„Najpierw chciałem być malarzem...” Bystrzyca. Fot.

Edward Hartwig. Ze zbio-rów TNN.

3 Wywiad z bratem: Ju-lia Hartwig rozmawia z Edwardem Hartwi-giem, w: Zaułek Har-twigów, Lublin 2006, s. nlb. [20-21]. (Pamiąt-kowa książka wydana przez Ośrodek „Brama Grodzka – Teatr NN”).

4 Psy czy koty? Fotogra-fi a czy fotograFotogra-fi ka? Ko-lor czy…? Edward Har-twig odpowiada na py-tania Anny Beaty Boh-dziewicz, www.foto-tapeta.art.pl. (wywiad pochodzi z „Formatu”, 1997, nr 24/25 (3-4)).

5 Pięćdziesięciolecie Lu-belskiego Towarzystwa Fotografi cznego. Roz-mowa Zdzisława To-czyńskiego z Edwardem Hartwigiem – o Lubli-nie, fotografi i i kilku in-nych sprawach, Biblio-teka Wirtualna Ośrodka

„Brama Grodzka – Teatr NN”, http://tnn.pl/tekst.

php?idt=627&f_2t_ar-tykul_trescPage=2 (wy-wiad pochodzi z „Kwar-talnika Wojewódzkiego Domu Kultury w Lubli-nie”, 1987, R. XVI)

6 Julia Hartwig, Fotogra-fi a udomowiona, s. 167-168.

7 Pięćdziesięciolecie Lu-belskiego Towarzy-stwa Fotografi czne-go..., http://tnn.pl/tekst.

php?idt=627&f_2t_ar-tykul_trescPage=1

8 Edward Hartwig, Pra-cownia na Narutowi-cza, w: Zaułek Hartwi-gów, s. nlb. [37].

9 Największe szczęście, największy ból. Z Julią Hartwig rozmawia Jaro-sław Mikołajewski, „Wy-sokie Obcasy” (dodatek do „Gazety Wyborczej”) 2005, nr 12, s. 13.

59

nr 30 (2006)

miejskiego, z piaszczystymi droga-mi biegnącydroga-mi przez las, do spowitej w mgły Bystrzycy, którą pokazuje o świ-cie, kiedy wieśniak poi w niej właśnie konia, zaprzężonego do drabiniastego wozu. Wczesnym rankiem zatrzymuje się z aparatem przy okutanej w chusty stróżce, zamiatającej wierzbową miotłą ulicę pod Bramą Złotą, przyciągają jego wzrok dwie smukłe Cyganki palące pa-pierosy w bramie o gotyckim sklepie-niu, zagląda do kościoła dominikanów na Starym Mieście i dostrzega w nim zakonnika klęczącego na posadzce w smudze padającego z okna światła.6

Pracownia

We wszystkich wspomnieniach przyjaciół Hartwigów pojawia się specjalne miejsce – pracownia fotografi czna przy ulicy Naruto-wicza 19. To pod tym adresem w roku 1918 Ludwik Hartwig, ojciec Edwarda, otworzył swój zakład.

Edward Hartwig: Rodzice jakieś osz-czędności z sobą przywieźli i ojciec zbudował budę, która jest opisana i na-wet wymalowana. Służyła dwu pokole-niom: Ojcu i mnie.7

Pracownia, którą kiedyś mój ojciec wybudował po przyjeździe z Moskwy, przypominała pracownię malarza. Mia-ła przeszklone ściany i sufi t. W środku romantycznie rosło drzewo, ponieważ architekt miasta nie zgodził się na jego wycięcie. Ogrzewało się za pomocą że-laznego piecyka, wodę nosiło kubełka-mi z podwórka. A do płukania zdjęć słu-żyła balia.8

Julia Hartwig: Inspektor przyrody nie pozwalał wyciąć drzewa, które ro-sło w pracowni Edwarda, więc korona przebijała przez dach – wyglądało to niezwykle i zabawnie.9

Edward Hartwig: [W tej] budzie światło wpadało z góry i z boku. Były tam też fi -ranki i taka długa tyczka, do przesuwania tych fi ran i regulowania ilości światła.10 Z rozmowy rodzeństwa Julii i Edwarda w Za-ułku Hartwigów:

„Plan Zakładu Fotografi cznego w Lublinie przy ul. Narutowicza nr. 19, wł. E. Har-twiga” ze zbiorów Inspekcji budowlanej. Zgodność planu ze stanem istniejącym dn. 25 czerwca 1948 potwierdził inspektor budownictwa inż. Henryk Gawarecki.

Legenda: a) poczekalnia; b) pokój do zdjęć; c) ciemnia; d) magazyn; e) skład wę-gla; f) podręczny magazyn fotografi czny. Zakład (tzw. „buda”) został wybudowany przez Ludwika Hartwiga (ojca), który potem przekazał go synowi Edwardowi, sam przenosząc się do nowego zakładu przy Hotelu „Europa” na Krakowskim Przedmie-ściu (1932).

Ludzie

Julia: [Była to] malownicza, drewniana, bardzo obszerna buda odziedziczona po ojcu, przy ul. Narutowicza 19 w Lub-linie, ze szklanym sufi tem i szklaną ścia-ną zasłaniaścia-ną szarymi zasłonami. Było to twoje „atelier”.

Edward: Miała w sobie ta buda jakiś kli-mat, coś cygańskiego: ni to dom, ni to pra-cownia, w środku piecyk żelazny, dużo światła – i zawsze pełno znajomych.

Julia: Teraz dopiero zdaję sobie sprawę, że ludzie jakby przeczuwali, że próbuje się tam robić coś nowego, coś

odmien-nego, niż w innych pracowniach foto-grafi cznych.

Edward: Może to i prawda. Od począt-ku okrzyknięto mnie „artystą”.11

Spotkania

W roku 1932 ojciec Edwarda wybudował nową pracownią w podwórzu Hotelu Euro-pa z wejściem od Krakowskiego Przedmieś-cia, a starą przekazał synowi.

Julia Hartwig: Kiedy [Edward] miał już swoją pracownię, tę ze słynnym już drzewem, poznawałam u niego poetów – Czechowicza, Łobodowskiego. Nie śmiałam z nimi rozmawiać, ale uważnie się im przyglądałam.12

Z rozmowy rodzeństwa Julii i Edwarda w Zauł ku Hartwigów:

Julia: Do Twojego zakładu przychodzi-ło wielu ciekawych ludzi, nie tylko arty-stów, ale i szacownych obywateli miasta Lublina. […] Pamiętam, że spotkałam raz u ciebie Józefa Czechowicza. Cho-dziłam jeszcze wówczas do gimnazjum, ale znałam jego wiersze i przyglądałam mu się z prawdziwym nabożeństwem.

Edward: Tak, Czechowicz wpadał cza-sem na pogawędkę. Podobnie jak Gra-lewski, Chomicz, Makarewicz, Witkow-ski i wielu innych. Fotografowałem go Ludwik (ojciec) i Edward

(syn) Hartwigowie. Ze zbiorów Ewy Hartwig-Fi-jałkowskiej.

35-lecie pracy znanego w naszem mieście artysty fotografa p. Ludwika Hartwiga.

Nie każdemu zapewne z lublinian wiadomem jest, że znany w Lublinie artysta fotograf p. Lu-dwik Hartwig obchodzi w roku bieżącym 35-cie swej pracy zawodowej.

Podanie do wiadomości, szerokiego ogółu naszych czytelników, tego miłego dla p. Hartwiga ju-bileuszu usprawiedliwiamy, że tenże p. Hartwig zawód swój traktował i traktuje nie zawsze tylko pod kątem widzenia materialnego, a jest to jak byśmy go określili fotograf-społecznik, W zbio-rach jego znajdziemy zdjęcia ze wszystkich miłych sercu naszemu przejawów życia państwowe-go i społecznepaństwowe-go, oryginalne fotografi e naczelnika Państwa pierwszepaństwowe-go Marszałka Polski, Prezy-dentów Rzplitej, oraz setki tysięcy najróżnorodniejszych zdjęć uroczystych świąt, defi lad i t. p.

Nie ma naprawdę w Lublinie zjazdu, czy najskromniejszego nawet zbiorowiska ludzkiego, gdzie byśmy nie widzieli popularnej i sympatycznej, dziś już zgiętej nieco wiekiem postaci p. Hartwi-ga. Zawsze ruchliwy, zapracowany i grzeczny. Od postaci jego bije dziwna wiara i szacunek, sza-cunek za jego gorliwą pracę. Jubilatowi jako obywatelowi naszego miasta, należy się cześć jako ojcu rodziny. Dwóm swoim synom dał wyższe wykształcenie. Jeden z synów studjuje medycynę na Uniwersytecie Lwowskim, drugi młodszy, przejął od ojca uwielbienie do jego zawodu i dziś jest mu już wielką podporą.

Mrówczej pracy, szlachetnej, pełnej poświęcenia i zrozumienia cześć!

Notka niepodpisana,

„Kurier Lubelski” nr 70 z 10 marca 1932. Redakto-rem naczelnym był wtedy Józef Czechowicz. Pismo w zbiorach WBP im. H. Ło-pacińskiego.

10 Psy czy koty?

11 Wywiad z bratem:

Julia Hartwig rozma-wia z Edwardem Har-twigiem, w: Zaułek…, s. nlb. [23].

12 Największe szczęście, największy ból, s. 13.

13 Wywiad z bratem…, s. nlb. [23-24].

14 Edward Hartwig, Pra-cownia na Narutowi-cza, tamże, s. nlb. [37].

61

nr 30 (2006)

Edward Hartwig

[Czechowicza], a i on, zdaje się przynosił jakieś własne fotografi czne próbki. Nie rozstawał się z fajką, z którą było mu bar-dzo do twarzy, choć stale mu gasła. By-wali u mnie również malarze lubelscy, niedoszli moi koledzy po palecie, Zenon Kononowicz, którego na pewno pamię-tasz, Stanisław Filipiak, Stanisław Kara-mański z Kazimierza, Stanisław Micha-lak, Jerzy Pleśniarowicz oraz Zygmunt Kałużyński i Stanisław Gawarecki. 13 Edward Hartwig wspominał, jak ważny był dla niego świat cyganerii lubelskiej:

Edward: Zrozumienie znajdowałem w kręgu przyjaciół z ówczesnej bohe-my artystycznej Lublina. Liczyło się dla mnie to, że oni mnie akceptują. Bliskie więzy łączyły mnie wtedy z malarzem Zygmuntem Gąsiorowskim i poetą Jó-zefem Łobodowskim.14