• Nie Znaleziono Wyników

W lubelskim teatrze bywał również Czecho-wicz.

Bronisława Kołodyńska-Mossego: Jako współpracownik „Expressu Lubelskie-go” Czechowicz korzystał z passe-par-tout do teatru i często zabierał mnie ze sobą. Korzystaliśmy z miejsc zare-zerwowanych dla prasy w drugim

rzę-60 List do Kazimierza A. Jaworskiego, w: J. Czechowicz, Listy, oprac. Tadeusz Kłak, Lublin 1977, s. 172.

61 Tamże, s. 174, przy-pis 1.

62 Nowości bibliogra-fi czne. Suplement za 1933 i następne. Lublin 1980. Był taki co wydał, a drukarnię zaś ukryto, bo by drukarza zabito, Zbiory Specjalne WBP im. Hieronima Łopa-cinskiego, rkps 2301, k. 1 (15). Patrz: spis tre-ści niniejszego numeru

„Scriptores”.

63 Noty, „Trybuna” 1932, nr 7, s. 31.

64 List do Kazimie-rza A. Jawoskiego, w:

J. Czechowicz, Listy, s. 200-201.

65 Konrad Bielski, Most..., s. 127-128.

66 Tamże, s. 129.

Życie kulturalne – instytucje i organizacje

dzie na parterze. [...] Korzystałam z każ-dej jego propozycji i chętnie chodziłam do teatru. Spotykaliśmy się w miesz-kaniu jego matki – mieszkał wówczas osobno w wynajętym pokoju na placu Litewskim. Wpadał po mnie do mat-ki i szliśmy do teatru lub mat-kina. Pamię-tam, jak raz matka powiedziała do nas:

„Gdzie pędzicie? Nie możecie posie-dzieć ze mną?” Czechowicz czule ca-łował matkę i mówił: „Idziemy, Muniu, do teatru”.67

Zupełnie inaczej związki Czechowicza z tea-trem wspomina Wacław Gralewski:

Czechowicz rzadko do teatru uczęsz-czał. Teatr jako widowisko był mu bodaj niepotrzebny. Nie korzystał ani z miejsc bezpłatnych, ani z zaproszeń na przed-stawienia. To nie znaczy, że unikał te-atru. Po prostu mało się nim intereso-wał.68

Dodajmy jeszcze, że Józef Czechowicz w latach 1927-1928 należał do Komisji Te-atralnej, powołanej w 1921 roku przez Ma-gistrat lubelski, jako organ opiniodawczy dla władz miasta. W komisji tej pracowali również: Wacław Gralewski, ks. Ludwik

Za-lewski, Konrad Bielski, Feliks Araszkiewicz.

Z gmachem Teatru i osobą Czechowicza wiąże się pewne zabawne zdarzenie, które miało miejsce w czasie trwania balu sylwe-strowego w 1928 r.

Wacław Gralewski: Syndykat Dzien-nikarzy w Lublinie organizował raz w roku, na Sylwestra, Redutę Prasy. Sta-ła się ona tradycją i bySta-ła bodaj najbar-dziej interesującą imprezą karnawało-wą. Odbywała się w gmachu, w którym mieścił się teatr i Towarzystwo Muzycz-ne, które w tym czasie miało charakter jakby fi lharmonii. Połączone sale mo-gły pomieścić do dwóch tysięcy osób.

Dwie duże orkiestry, atrakcyjny kaba-ret, obfi te bufety i wiele innych atrakcji przygotowano na uroczyste powitanie Nowego Roku. [...] Był to chyba ostat-ni dzień 1928 roku – roku prosperity i dobrych nadziei na przyszłość. Toteż publiczność dopisała i zabawa rozkręci-ła się na sto dwa. Początek jej ofi cjalnie zaczynał się o 23. Oczywiście organi-zatorzy przyszli o dwie godziny wcześ-niej. Zbroją rycerza karnawału był wte-dy frak, im lepiej skrojony, tym

więk-67 Bronisława Kołodyń-ska-Mossego, Wspo-mnienie o Józefi e Cze-chowiczu, w: Spotkania z Czechowiczem, s. 145.

68 Wacław Gralewski, Stalowa tęcza, Warsza-wa 1968, s. 209.

Ulica Królewska. Na pierw-szym planie: uczniowie gimnazjum, łatwo rozpo-znawalni po mundurkach – nieznany już dziś, bar-wny element miejskiego krajobrazu. Dzięki np. cha-rakterystycznym nakry-ciom głowy przedwojenne szkoły były instytucjami stale obecnymi w prze-strzeni publicznej. „Barwy”

poszczególnych placówek zauważalne w miejskim tłumie działały podobnie, jak dziś działają komer-cyjne bilbordy, sprzyjając budowaniu marki szkoły – pomagały uczniom iden-tyfi kować się ze szkołą, a szkołom identyfi kować się z wartościami moral-nymi i edukacyjnych, da-wały poczucie tożsamości i przynależności. Pocztów-ka z początku XX wieku ze zbiorów TNN.

175

nr 30 (2006)

Teatr Lubelski

szą zwracał uwagę. Wszyscyśmy byli wyfraczeni. I Czechowicz przywdział ten konwencjonalny strój [...] i udał się wprost do bufetu słodkiego. Józef, od-wrotnie niż jego brat, nie lubił i nie umiał tańczyć, a i intryga karnawałowa też go nie pociągała. Stanął przy ladzie pełnej tortów, ciastek, czekolad, cukier-ków, win słodkich i słodkich orzeźwia-jących napojów. No i oczywiście dosko-nałych pączków.69

Jak się to skończyło opisał w swoim wspo-mnieniu Kazimierz Miernowski:

Poszła gadka, że na zabawie urządzonej przez „Express Lubelski” zjadł przez noc 75 pączków. Byłem na tej zabawie – wi-działem, jak się kręcił przy bufecie, chwa-lił się przy tym wobec mnie tą liczbą.70 Budynek teatru był oddalony o kilkanaście metrów od kamienicy przy ul. Kapucyń-skiej, czyli od miejsca, w którym mieszkał i wychowywał się mały Józef Czechowicz.

Możemy sobie tylko wyobrazić, jak mały chłopczyk z biednej rodziny zamieszkałej w pobliskiej suterenie obserwuje podjeż-dżające pod Teatr dorożki, powozy i widzi

wysiadające z nich eleganckie panie i pa-nów. Świat z innej bajki, dla niego niedo-stępny. Być może pobudzona wyobraźnia małego chłopca spowodowała, że sam za-czął tworzyć swój teatr. I tak obok Wielkiego Teatru przy ul. Namiestnikowskiej powstał w suterenie przy ul. Kapucyńskiej 3 mały teatr Józefa Czechowicza. Dowiadujemy się o tym od niego samego:

Pisać zacząłem jako 12-letni chłopiec.

We własnym teatrzyku marionetek wy-stawiłem ponure dramaty, z których je-den był plagiatowskim skrótem Judasza z Kariotu. 71

Wacław Gralewski zanotował wspomnienie znajomego o dziesięcioletnim Czechowiczu:

W ubogim mieszkanku wtulony w kąt wycinał z kolorowego papieru elementy dekoracji, które następnie naklejał na tekturę i zestawiał w coś w rodza-ju szopki. I nie tylko była to szopka, lecz scenka w miniaturowym teatrze.

A na niej rozgrywał się dramat karta-gińskiego wodza. Widowisko zaopa-trzone było w tekst napisany przez ma-leńkiego poetę i scenografa.72

69 Tamże, s. 80-81.

70 Kazimierz Miernowski, Moje wspomnienia o Cze-chowiczu, w: Spotkania z Czechowiczem, s. 81

71 O poezji (wywiad z J. Cze-chowiczem), „W Słońce”

1936, nr 1(2), s. 6.

72 Wacław Gralewski, Sta-lowa tęcza, s. 50.

Ogłoszenie w „Expressie Lubelskim” z 1 stycznia 1924. Pismo w zbiorach Biblioteki Narodowej.

Sergiusz Riabinin: Szkołę się kocha-ło. Pod koniec wakacji już się tęskniło za

„budą”. Sprawcami tego byli nauczyciele – wychowawcy z prawdziwego zdarze-nia. Nawet do tych surowych czuło się respekt i szacunek. Wielu z nich praco-wało jednocześnie naukowo, mieli

tytu-Julian Krzyżanowski w tekście Fraszki czystego Józefa dobitnie