• Nie Znaleziono Wyników

Edward - pomyślała - jest sam dla siebie bogiem. I to jest przerażające...

Agatha Christie

T e m a t w ystąpienia: „P o lsk a w czasach p rz e ło m u ” o d sy ła d o py­ tan ia: „Jak a P o lsk a ? ” . P y ta n ie je s t pierw sze. T e m a t w sk azu je z a ra ­ zem n a zak res i k ie ru n e k p o szu k iw ań o d p o w ied zi. W sk azu jąc, o g ra ­ niczam y siebie i innych, aby „lepiej zobaczyć”. „Z o b a czy ć” znaczy tak że „zro zu m ieć” . D ą ż e n ie d o z ro z u m ie n ia teg o , co p rz e d nam i, je st pierw szym za d a n ie m filozofa. B ez tego, co pierw sze nie m a tego, co d ru g ie i n a stę p n e .

R o zu m ien ie to coś w ięcej a z a ra z e m m niej niż p o z n a n ie . M o żn a pow iedzieć, że ro z u m ie n ie je s t pew nym ro d z a je m p o z n a n ia . J e s t to p o z n a n ie o g ó ln e a z a ra z em g łęb o k ie, d o c ie ra ją ce d o istoty rzeczy i spraw , w o d ró ż n ie n iu o d p o z n a n ia szczegółow ego i in s tru m e n ta l­ nego. Z ro z u m ie n ie , ja k o re z u lta t p ro c e su ro z u m ie n ia , je s t ła d e m myśli, k tó ra d o ta rła d o zasad y p o rz ą d k u ją c e j d a n ą d zie d z in ę p o z n a ­ nia, b ąd ź stw ierdziła, że ta k a z a sa d a nie w y stę p u je 1.

C zem u chcem y się przy jrzeć? C o staw iam y p rz e d so b ą , aby z o ­ baczyć, przem yśleć i z ro zu m ie ć? P y tam y o czas, w k tó ry m żyjem y i k tó ry m żyjem y i o p rz e strz e ń , k tó re j n a im ię P olska. O so b liw e sło ­ w o „p rz eło m ”, tym bardziej w yrażenie „czasy p rz e ło m u ”, sam e w so­ bie m o g ą być p rz e d m io te m uw agi. N a m w ystarczy w iedzieć, że m ogą o n e d a le k o w ykraczać p o z a op is m o m e n tu zw ro tn eg o w dan y m p r o ­ cesie zm ian, stan ó w rzeczy i z d a rz e ń , n io są c z so b ą ła d u n e k em ocji

1 Zob. L. Zgoda, Budowanie ładu moralnego, „Zeszyty Naukowe Akade­ mii Ekonomicznej w Krakowie”, nr 363, 1992.

150 Leopold Zgoda

i nadziei. W y rażen iem „czasy p rz e ło m u ” w ykraczam y poza czas fi­ zyczny, bio rąc p o d uw agę czas przeżyw any. O dw óch od m ian ach p rze­ żyw ania czasu pisał R o m a n In g a rd e n w ro zp raw ie Człowiek i czas.

P y tan ie o P o lsk ę w czasach p rz e ło m u je s t p y tan iem ogólnym , co w ięcej, je s t p y ta n ie m złożonym . J e s t p y ta n ie m o P olskę, k tó ra jest, ale ta k że o P o lsk ę, k tó ra była, k tó ra b ę d z ie, k tó ra być m oże, k tó ra być p o w in n a. J e s t p y ta n ie m o P o lsk ę w św iadom ości sam ych P o la ­ ków.

J a k b o w iem uchw ycić „ te ra z ” , jeśli n ie m a tego, co „ p rz e d te m ” i teg o , co „ p o te m ”? J a k o p isać „ tu ta j”, jeśli n ie m a tego, co „ ta m ” i teg o , co „ d a le j” i „jeszcze d a le j” ? J a k m ów ić o p rzeło m ie, n ie m y­ śląc o przyszłości? J a k p ro je k to w a ć przyszłość, a b stra h u ją c o d obaw, p ra g n ie ń i ak tó w w oli człow ieka? J a k spraw iedliw ie m ów ić o p rz e ­ szłości, jeśli b ra k je s t z ro z u m ie n ia dla w arto ści praw dy? Jo se O rte g a y G a sse t słu szn ie zauw ażył, że „ tru d n o ro zm aw iać o życiu ludzkim z czło w iek iem , k tó ry p o zb aw io n y zo sta ł zm ysłu p raw d y ”2.

W iem y, że n a o g ó ln e p y ta n ia należy u d z ie la ć ogólnych o d p o ­ w iedzi, n a szczegółow e - szczegółow ych. W iem y tak że, że je d n e d r u ­ gich n ie za stą p ią . J a k m o ż n a o d p o w ia d a ć n a o g ó ln e, a z a ra z e m z ło ­ ż o n e p y tan ie, ja k im je s t p y ta n ie o P o lsk ę w czasach p rz e ło m u ? Ja k p o ją ć p ra w d ę , o k tó rą tu ta j c h o d zi?

M a rtin H e id e g g e r, p y tają c o te c h n ik ę , pisze: „T o, co słuszne, zaw sze u sta la coś tra fn ie o tym , co je s t d a n e . A by je d n a k ustalen ie było słu szn e, nie m usim y by n ajm n iej u sta la ć d a n e g o w je g o istocie. T ylko tam , gdzie d zie je się tak ie o d sło n ięc ie, w ydarza się to, co praw ­ d ziw e”3. Czy p o tra fim y sp ro sta ć ta k p o ję te j p raw d zie?

O d p ię tn a s tu ju ż la t d o św iad czam y g łęb o k ich p rzem ian g o sp o ­ d a rc z o -sp o łe cz n y ch , politycznych i obyczajow ych - czy d ośw iadcza­ m y z a te m p rz e ło m u ? G d z ie je s t ów m o m e n t zw rotny, k tó ry w p ro ­

2 J. Ortega y Gasset, Zadanie naszych czasów, w: Po co wracamy do fdozo-

fii?, Warszawa 1992, s. 58.

3 M. Heidegger, Pytanie o technikę, w: Budować, mieszkać, myśleć, Warsza­ wa 1977, s. 226; Zob. L. Zgoda, Czy technika musi niszczyć przyrodę?, „Zeszyty Naukowe Akademii Ekonomicznej w Krakowie”, nr 218, 1986.

Polska w czasach przełomu 151 w adza w przyszłość, a k tó ry nazyw am y p rz e ło m e m ? E u ro p a zn a taki m o m e n t - u p a d e k m u ru b e rliń sk ie g o . N ie byłoby te g o m o m e n tu w dziejach N iem iec, E u ro p y i św iata b e z wysiłku P o laków . Czy P o ­ lacy taki m o m e n t m a ją ? Czy m a ją swój „cu d n a d W isłą ” n a dziś? M ożna zauw ażyć, że je st to tylko sp raw a w yboru je d n e g o ze z n a c z ą ­ cych m o m en tó w w najnow szej histo rii n a szeg o k ra ju 4. A le k o n w e n ­ cja to nie a rb itraln o ść , d o k tó re j zaw sze je ste śm y zdolni. D o św ia d ­ czam y kryzysu, dlaczego w spraw ie p rz e ło m u w kryzysie nie p o trafim y się p o ro zu m ieć?

D ą ż e n ie d o z ro z u m ie n ia leży u p o d sta w p o ro z u m ie n ia i ow oc­ nej w spółpracy. Czy m o żn a, nie licząc się z p ra w d ą , ch cieć się p o ­ ro z u m ie ć ? M o ż n a ch c ie ć z a ła tw ić in te re s . C zy m o ż n a liczyć się z praw dą, m ając p rz e d oczym a tylko in te re s? N ajw ięcej m am y dziś w P olsce p ro fe so ró w ek o n o m ii. M o ż n a o d n ie ść w ra ż e n ie , że czaso ­ p rz e strzeń , k tó rej na im ię P o lsk a jaw i się - tak że w n a u c e i e d u k a cji - j a k o targow isko. Czy n a tym m iałby p o le g a ć p rz e ło m , k tó re g o szu ­ kam y? A lb e rt C am u s, a u to r D żu m y, Kaliguli, O bcego, la u r e a t lite ­ rackiej n ag ro d y N o b la, p isze w N otatnikach: „C a le życie sk ie ro w a ­ n e ku p ien iąd zo m to śm ierć. O d ro d z e n ie je st w b ez in te re so w n o śc i”5. O d daw n a m ówi się o kryzysie cywilizacji z a c h o d n iej. O kryzysie w nauce europejskiej pisał p rz e d d ru g ą w o jn ą E d m u n d H u sserl. M oże w ięc tu taj należy szu k ać przyczyn kryzysu w P olsce, a ta k ż e p rz e ło ­ m u, o k tó ry pytam y? M o że ów p rz e ło m , jeśli je s t, je s t d o p ie ro p rz e d nam i?

M ów im y, że żyjem y w czasach cywilizacji n au k o w o -tech n iczn ej, to znaczy w czasach, w k tó ry c h n a u k a p o d p o rz ą d k o w a n a z o sta ła p o trz e b o m tech n ik i i g o sp o d a ro w a n ia . U p o d sta w była w ia ra , że za spraw ą rozw oju n au k i i te c h n ik i b ęd zie m y zd o ln i z b u d o w ać św ia to ­ w e społeczeń stw o ludzi szczęśliw ych. D zisiaj ju ż w iem y, że była to fałszywa w iara, lecz fascynacja ro zw o jem tech n ik i trw a n a d a l. D o ­

4 Zob. J. M. Majcherek, Pierwsza Dekada III Rzeczypospolitej 1989-1999, Warszawa 1999.

152 Leopold Zgoda

sk o n alim y sp o so b y k o m u n ik o w a n ia się i p ro d u k o w a n ia d ó b r, d o ­ sk o n alim y n a rz ę d z ia z b ro d n i, lecz nie pytam y, n a czym p o leg a d o ­ b ro . T ak i je s t czas p ó źn ej now o czesn o ści6.

J a k to się s ta ło - m o ż n a zap y tać - że a p e l d o su m ie n ia człow ieka traci sw ą m o c? W ydaje się, że człow iek zw ątpił, iż je st to apel na m ia rę m ożliw ości człow ieka. W ślad za z w ą tp ie n ie m idzie u sp raw ie­ dliw ienie stra te g ii życia nasta w io n ej w yłącznie n a p o sia d a n ie , w ygo­ d ę i p rzy jem n o ści. P y tan ie: ja k żyć, k tó re za d a je m y w etyce, zostaje u ch y lo n e. S tą d b ie rz e się m n ie m a n ie , że g o s p o d a rk a i polityka - w sp o m a g a n e o sią g n ięciam i najnow szej n au k i i tech n ik i - bez reszty w y p ełn iają życie człow ieka.

M o ż n a o d n ie ść w ra ż e n ie , że p raw o d o istn ie n ia m ają dziś tylko ci, k tó rzy u m ieją się u rzą d zić i zabaw ić. W ydaje się, że jed y n ie ra ­ c jo n aln y sp o só b bycia to m asow y sp o só b bycia. W pływ indyw idual­ n ej o sobow ości z a stą p io n y zo sta je w pływ am i m as. B ezosobow a je d ­ n o stk a g a rn ie się d o w ładzy, n a rz u c a jąc w szystkim w łasne aspiracje i u p o d o b a n ia . Z a n ik a p o czu c ie h ie ra rc h ii, k o n tro li, p o rz ą d k u ; ginie p o czu cie w zajem n o ści i p ow inności, b ez k tó ry c h k ażd e p raw o staje się jałow e i n iesp raw ied liw e. P ro ces ro z p a d u n a tu ra ln y c h g ru p sp o ­ łecznych g łę b o k ie g o z a k o rz e n ie n ia u leg a p rzy śp ieszen iu . C o m am y w z a m ia n ? G ru p y o p a r te n a z asad zie um ow y7.

U m o w a, je śli m a m ieć sens, p o w in n a być dotrzym yw ana. M ini­ m u m z a u fa n ia je s t tu n ie z b ę d n e . S kąd b ra ć za u fa n ie , sk o ro ro d zin a p rz e s ta je być m iejsc em n a ro d z in , w ychow ania, p rzek azy w an ia d o ­ św iad czeń i k sz ta łto w a n ia p o staw , sta ją c się m iejscem załatw iania in te re só w i u p ra w ia n ia sek su ? M o ż n a p o w ied zieć, że zag ro ż o n a z o ­ s ta ła sw'oista d la człow ieka nisza ek o lo g ic zn a, ja k ą je s t k u ltu ra . Z a ­ g ro żo n y je s t - u k sz tałto w a n y w k u ltu rz e z a c h o d n ie j - byt osobow y człow ieka. P ró b y za ra d z en ia złu pro w ad zą d o w zrostu nacjonalizm ów lo k aln y ch (etn icz n y ch ) i z b ro d n i. M ięd zy n aro d o w y terro ry zm je st d o św ia d c z e n ie m o sta tn ic h lat.

h Ch. Millon-Delsol, Esej o człowieku późnej nowoczesności, Kraków 2003. 7 M. Buber, Kiyzys i jego uzewnętrznienie, w: Problem człowieka, Warszawa 1993.

Polska w czasach przełomu .153 T aki je st świat gw ałtow nych p rz e m ia n , k tó re nazyw am y p ro c e sa ­ mi globalizacji8. C o zrobić, aby P o lsk a w E u ro p ie i E u ro p a w św iecie się nie zatraciły? A by - ja k to się m ów i - nie uległy m arginalizacji?

M ożna zapytać, sk ą d te p y tan ia. D la c z e g o m am y troszczyć się o przyszłość P olski? Czy n ie je s t to tro s k a „n a nib y ”? C zy n ie je s t tak, że m ów im y, że się troszczym y, b o „ ta k się m ó w i” , i to się o p ła ­ ca? Czy nie je st to sp raw a „ p o p raw n o ści p o lity c z n e j”?

P o zo rn ie, za sp raw ą F rie d ric h a N ie tzsch eg o , k tó ry - p rz y z n a j­ my - je s t bard ziej p ro ro k ie m niż sp raw cą, E u ro p a n a d a l p o zb aw ia się ro zu m u i zm ysłu praw dy. Ju ż nie to ta lita ry z m w faszystow skiej czy kom unistycznej o d m ian ie, lecz p o stm o d e rn iz m je s t siłą znaczącą. W im ię praw dy n a ro d u p a n ó w i w im ię spraw iedliw ości sp o łe c z n e j to ta litary zm zad ał gw ałt w olności i skończy! lu d o b ó jstw em . S k o ń ­ czyła się p raw d a i sp raw ied liw o ść - m ó w ią p o stm o d e rn iśc i - tro sk a o w olność je st naszym za d a n ie m .

P o stm o d e rn iz m u b ó stw ia w olność. A p ra w d a ? „ P ra w d a to tak i fałsz - pisał N ietzsch e - b e z k tó re g o lu d zie n ie p o tra fią istn ie ć ” . W w yjątkow ej cen ie je s t je d n a z rzym skich m aksym : M u n du s vulat

decipi, ergo decipiatur (Ś w iat chce być oszukiw any, w ięc go o sz u k u j­

my). N aszym za d a n ie m je s t u m ie ć się baw ić. W o ln o ść, p o ję ta ja k o d ow olność (m ogę ro b ić co chcę, a p rz e c ie ż ch cę się baw ić), n ie z n a granic. G u b i się intym ność, z a n ik a p o czu c ie w stydu, sfe ra p ry w at­ ności leży w g ru zach , ta je m n iczo ść istn ie n ia z n a jd u je sc h ro n ie n ie w zała tw ian iu spraw .

P o stm o d e rn ista dziś - ta k ja k faszysta czy m a rk sista ja k iś czas tem u - wie wszystko. C n o ta pokory, n ajb ard ziej chrześcijańska z cnót, k tó ra ch ro n i p rz e d pychą i z a ro z u m ia ło ścią , je s t m u n ie z n a n a . J e g o nie m o żn a oszukać, o n w ie, że się m ów i „n a nib y ” . P o s tm o d e rn is ta n ie oszu k u je. O sz u k u ją sie b ie ci, k tó rzy to , co „n a nib y ” b io rą c a ł­ kiem serio. B liźnim i p a r tn e r e m w dyskusji, k tó ra je s t ja k życie, je s t tylko le n , z kim m o ż n a się zabaw ić. N iep o w a żn i są ci, k tó rz y u d z ia ł

“ Cz. Porębski, O globalizacji brzydkich słów kilka, w: O Europie i Europej­

154 L eopold Zgoda

w d y sk u sji tr a k tu ją c a łk ie m p o w a ż n ie . P o s tm o d e r n is ta n ie pyta 0 p ra w d ę , baw i się słow em , je st iro n istą. T h o m a s M e rto n , trap ista, pisze: „ Jesteśm y p o d o b n i d o P iła ta . C iągle zapytujem y: «C óż to je st p ra w d a ? » , a p o te m krzyżujem y p ra w d ę sto ją c ą p rz e d n a m i”9. P iłat n ie oczek iw ał o d p o w ied zi.

L ecz zauw ażm y - o czym N ietzsch e też w iedział - że m ów iąc „fa łsz ”, n ie m o żem y n ie m yśleć o p raw d zie, k tó re j nie m o żn a kupić 1 p o sia d a ć . P la to ń sk i S o k ra te s n ie m ów i, że je s t w łaścicielem p raw ­ dy. T a k m ogli m ów ić w spółcześni m u sofiści. S o k ra te s uczył pytać o p ię k n o i d o b ro , p y tał o odw agę i spraw iedliw ość i m ów ił, że je st tylko m iło śn ik ie m praw dy. P ytał i szu k ał, p y tał innych, był w dro d ze. D ro g a ku p raw d zie w ym aga w ysiłku, sk ła n ia d o pośw ięceń, spraw ia, że je s t się czło w ie k iem m ąd ry m . Z n a k o m ita S im o n e W eil, o której C zesław M iłosz n a p isa ł, że „była je d n ą z najw iększych p o staci, k tó ­ re o fia ro w a ł ludzkości śm ie rc io n o śn y w iek d w u d ziesty ”, pisze: „P i­ sze się tak , ja k się ro d zi; nie m a sp o so b u u n ik n ą ć najw iększego wy­ siłku. A le d z ia ła się ta k sam o . N ie p o trz e b u ję się obaw iać, że nie z ro b ię n ajw ięk szeg o w ysiłku. P o d w a ru n k ie m tylko, że nie b ę d ę so ­ b ie k ła m a ć , i że b ę d ę u w aż ać” 10.

S o k ra te jsk ie p rz e sła n ie , „ a bezm yślnym życiem żyć człow iekow i n ie w a r to ”, leg ło u p o d sta w k u ltu ry e u ro p e jsk ie j. W jak im m iejscu p ro c e su d ziejo w eg o je ste śm y m y? „Je d n y m ze szczególnych rysów c h a ra k tery sty czn y ch d la naszych czasów - zau w aża C h a n ta l M illon- D e lso l - je s t stra c h p rz e d p ra w d ą ” 11.

Z au w a ż m y jeszcze, że N ietzsch e nie ch ciał k ła m a ć i sk łan iać d o b ezm yślności. C h ciał żyć w p raw d zie, lecz zobaczył i uwierzył, że sło w o „ p ra w d a ”, a ta k ż e „m iło ść” czy „sp raw ied liw o ść”, służą wy­ łą c zn ie z a k ła m a n iu i u kryw aniu słabości. S tą d w izja św iata śc ie ra ją ­ cych się z so b ą bezm yślnych żyw iołów , w k tó ry m nie m a ju ż m iejsca d la B oga, b liźn ie g o i m iłości. „ P ro b le m e m naszych czasów - pisze

11 T. Merton, Nikt nie jest samotna wyspą, Kraków 1960, s. 129. 1,1 S. Weil, Wybór pism, Kraków 1991, s. 148.

Polska w czasach przełomu 155 T h o m a s M e rto n - nie je s t b ra k w iedzy, ale b ra k m iło ści” 12. M o ż n a pow iedzieć, że N ietz sc h e dośw iadczył ciem n ej stro n y życia i p a d ł o fiarą b rak u m iłości. „B ez m iłości - p isze M e rto n - w ied za staje się bezow ocna. T ylko m iłość m oże n as n au czy ć w n ik ać w u k ry te d o b ro rzeczy, k tó re zn am y ” 13.

O rte g a y G a sse t pisze: „ W ie k X IX był p rz e p o jo n y goryczą r o ­ boczego d n ia. D zisiaj n a to m ia s t lu d zie m ło d zi p o stan o w ili n a d a ć życiu c h a ra k te r n ie u sta n n e g o św ię ta ” 14. Czy tylko m łodzi, sk o ro d o ­ rośli u d ają, że n a d a l są m ło d zi? M ło d zi zaw sze żyli n a k red y t, n a co d o ro śli przystali. L ecz dzisiaj p o w szec h n e je s t m n ie m a n ie , że m ło ­ dość m a w szelkie p raw a, ta k ż e d o ro sły ch , k tó rzy ju ż coś osiąg n ęli, i żadnych obow iązków . T a k ż e w d z ie d z in ie „ u p ra w ia n ia m iło ści”. Czy dzisiaj są b ard ziej szczęśliw i?

Jacek B ocheński w Z apiskach z teatru pisze: „W szyscy z o sta li­ śm y o b sad zen i w niesw oich ro lach p rz e z W ielk ieg o R eży sera. D z ie ­ ci, b o h a te ro w ie tragiczni, za m ia st s łu c h a ć starszych, d e k la m o w a ć w iersze i ćwiczyć d o b re obyczaje, zajęły się sek sem , d o k tó re g o nie dojrzały, n ark o m a n ią , k tó ra je z ab ija, lu b zab a w ą w z b ro d n ie , k tó ­ rych konsekw encje p rz e ra s ta ją h o ry z o n t m ło d e g o człow ieka.

Starcy, z am iast św iecić p rz y k ła d e m , trz ę są się ze s tra c h u p rz e d dziećm i i b re d z ą o o b c in a n iu rą k ” 15. D u ży m w y d a rz e n ie m w la ta c h trzydziestych była ro z p ra w a S ig m u n d a F r e u d a Kultura ja k o źródło

cieipień. J e d n a z o sta tn ic h k siąże k Z y g m u n ta B a u m a n a m a tytuł: P onow oczesność ja k o źró d ło cierpień. T o d a je d o m yślenia. C zy z a ­

tem m ło d o ść je s t p ro b le m e m naszych d n i, czy fałszyw e p o jm o w an ie w olności? T o nie je s t p y ta n ie „ n a nib y ” . M y n ie chcem y sp o k o ju i wygody k o sztem praw dy.

W k o m e n ta rz u d o o b u rz e n ia polskiej o p in ii pub liczn ej w yw oła­ nego wizytą esk ad ry rosyjskich o k rę tó w w ojen n y ch w N ow ym J o rk u

12 T. M erton,op. cit., s. 135. 13 Ibidem, s. 115.

14 J. Ortega y Gasset, op. cit., s. 84.

15 J. Bocheński, Zapiski z teatru, w: Polaków portret nowy, „Znak”, nr 519, 1998, s. 18.

156 L eopold Zgoda

w e w rześn iu 1863 ro k u , C y p rian K am il N orw id pisze: „ ( ...) Je st g rz ech e m Polaków , g rz ech e m społeczności nie w ojującej nigdy myślą i n ie m ającej ż a d n e j w iary w silę myśli i praw dy ( . . . ) ” lń. N orw id nie p o d ziela! o b u rz e n ia P o laków . J a k je st dziś p o la tach w alki o w ol­ ność, w w a ru n k a c h w łasn ej państw ow ości? C zym w ojujem y w w yło­ n io n ej z m ro k ó w k o m u n iz m u P o lsce? Czym chcem y w ojow ać w szyb­ k o z m ien iający m się św iecie w ra m a c h N A T O i U n ii E u ro p ejsk iej? J a k m a ją się spraw y sz e ro k o p o ję te j e d u k acji i w ychow ania w k a to ­ lickim k ra ju n a d W isłą? N a ile d o k o n a ł się p rz e ło m , k tó ry pozw ala m ów ić o czasach p rz e ło m u i z n a d z ie ją m yśleć o przyszłości? A m oże p rz e ło m ju ż był, a m yśm y go zm a rn o w ali?

C h cąc p o d k re ślić d y n am ik ę zm ian , których dośw iadczam y w cią­ gu o s ta tn ic h p ię tn a s tu lat, m ów im y, że je ste śm y w d ro d z e . E k o ­ n o m iśc i i p o lity c y m ó w ią tu ta j o tra n s fo rm a c ji u stro jo w e j. „Być w d ro d z e ”, to znaczy „p rzem ieszczać się”, a nie tylko „być przem iesz­ czan y m ” . T o p rz e m ie sz cz a n ie się w ykracza p o za czas i p rz e strzeń w k ie ru n k u zm ia n o c h a ra k te rz e jakościow ym . R zecz w tym , aby p rz e m ia n y cyw ilizacyjne, k tó ry m p o d le g a m y i te, k tó re p o w o d u je­ my, n ie zagroziły istn ie n iu sy stem u sp o łecz n eg o , w k tórym się o d ­ n a jd u je m y i k tó ry chcem y zachow ać. Czy chcem y? A jeśli nie, to d lac z e g o ? A by zach o w ać, trz e b a c h ro n ić i rozw ijać, trz e b a um ieć b u d o w ać. Czy p o tra fim y s p ro sta ć te m u z a d a n iu ? D ro g a - w języku biblijnym - to w ie rn o ść w życiu pew nym z asad o m , o k reślo n y styl p o stę p o w a n ia .

W iem y, o d czego wyszliśm y, była to P R L , m niej w ięcej wiemy, d o k ą d chcem y d o jść - d o zaso b n o ści k rajó w za ch o d n ich , nie w iem y d o k ą d d o jd ziem y . Czy tylko d la te g o , że przyszłość nigdy d o końca n ie je s t d a n a ? M ów im y, że chcem y Polski d e m o k raty czn ej i sam o ­ rz ą d n e j, m ów im y o p o sz a n o w a n iu w łasności p ry w atn ej, k o m p ro m i­ to w an e j p rz e z la ta k o m u n iz m u , liczymy n a rozw ój ro d zim ej p rz e d ­ się b io rczo ści. Z d ru g ie j zaś stro n y n a d a l o d czuw am y b ra k k a p ita łu i liczymy, że d o p ły n ie d o nas z zew n ątrz, c o ra z b a rd z ie j n iep o k o i nas

Polska w czasach przełomu 157 sytuacja g e opolityczna, k tó ra - ja k z a p ew n iają politycy - je s t w yjąt­ kow o d obra.

Skąd ow a b ie rn o ść i n ie p o k ó j, jeśli n a w e t przyjąć, że o czek iw a­ nia są ra c jo n a ln e i za p e w n ie n ia p raw d ziw e? Ju ż d o b rz e w iem y, że najw iększy k a p ita ł m o że być zm a rn o w a n y i m o g ą być s tra c o n e n a j­ w iększe okazje, jeśli zaw io d ą lu d zie. A zaw io d ą, je ż e li z a b ra k n ie o d p o w iedzialności za w olność, k tó rą ju ż p o siad am y . Czy n ie zaw ie­ dli? M ów i się o klęsce p olskich re fo rm , m ów i się o p a to lo g ii życia sp o łeczn eg o , ja k o ść rzą d z e n ia p rzy p raw ia o z aw ró t głowy. P rzejście o d w yuczonej b ez ra d n o śc i w P R L d o w ym uszonej sa m o d zieln o ści o sta tn ich lat je st b a rd z o b o lesn e . T o są koszty tra n sfo rm a c ji u s tro jo ­ wej - z a p e w n ia ją rządzący, i zbijają fo rtu n y .

„N iew idzialna rę k a w olnego ry n k u ” m iała zapew nić d o b ro w spól­ ne. T a k a była te o ria , w ydobyta z p rzeszło ści, k tó ra z a stą p ić m ia ła te o rię w alki klasow ej i spraw iedliw ości sp o łeczn ej. O b ro d z iło k o ­ ru p c ją i b e zro b o ciem w skali w yjątkow ej. D o św iad cze n ie p o d p o w ia ­ d a, że n iew idzialna rę k a to tylko rę k a aferzysty. Czy p rzyzw olenie sp o łeczn e na uczciw e b o g a c e n ie się m o g ło się pojaw ić, z a k o rz e n ić i trw ać? Ś m iem tw ierdzić, że d o p ie ro w ted y m o ż n a by było d o p a ­ trzyć się p rz eło m u , k tó re g o szukam y. Ja k ie z a te m w a ru n k i m u szą być sp ełn io n e, aby - w liczącej się skali sp o łec zn ej - przyzw olenie tak ie m ogło zaistnieć?

W yjdźm y od p o ję cia sy stem u sp o łe c z n e g o i przyjm ijm y, że sp o ­ łeczeństw o p olskie je s t tak im system em . M o ż n a p o w ied zieć, że je s t to system realny, dynam iczny, celowy. Ja k ie są e le m e n ty ta k ie g o sys­ tem u i ja k ie więzi, k tó re sp raw iają, że je s t to system ? C o w sp o só b istotny w yróżnia w sp ó łczesn e sp o łec zeń stw o p o lsk ie ja k o system ? Je d n e g o m ożem y być ju ż pew ni - n ie jeste śm y w yjątkow i.

Aby żyć trz e b a jeść, u b ra ć się, g dzieś m ieszkać. U o g ó ln ia ją c , m ożna pow iedzieć, że działaln o ść g o sp o d arc za je st pierw szą k o n iecz­ nością życiową. Czy je d y n ą ? Czy to je s t w szystko, co m o ż n a p o w ie ­ dzieć o życiu człow ieka? Czy je m y p o to, aby żyć, czy żyjem y p o to, aby jeść? Jeśli pow iem y, że je m y p o to , aby żyć, to b ęd z ie m y otw arci n a dalsze pytania. Jeśli pow iem y, że żyjem y tylko p o to , aby jeść, to tym sam ym zn ik n ie n a m sp rz e d oczu sp o łe c z e ń stw o ja k o system

158 L eopold Zgoda

i o d n a jd z ie m y się - m n iejsza o to n a ile św iadom ie - w śród sp a d k o ­ b iercó w filozofii N ietzsch eg o .

Przyjm ijm y w ięc, i to nie tylko d la te g o , że N ietzsch e m oże się nie p o d o b a ć , że d z ie d zin a e k o n o m ii (ze w zględu n a sw oją s tru k tu rę i d y n a m ik ę w e w n ę trz n ą ) m o że być ro z p atry w an a ja k o system , lecz w ra m a c h sy stem u sp o łe c z n e g o je s t je d n y m z je g o e lem en tó w , je st p o d sy stem em .

C złow iek n ie tylko żyje, lecz w spółżyje z innym i i w ydaje się, że w ład za p o lity czn a je s t k o n ieczn o ścią. T ylko anarch iści sądzą, że m o ­ że być inaczej. P o d o b n ie ja k a n arch iści m yślał M arks. P ro jek tu jąc przyszłą w sp ó ln o tę lu d zk ą, p isał o o b u m ie ra n iu państw a.

K toś rząd zić m usi. Przyjm ijm y, że p o lity k a je s t d ru g im e le m e n ­ te m sy stem u sp o łeczn eg o . N ieszczęście w tym , że rządzący - łatw iej