• Nie Znaleziono Wyników

Przepaść i tożsamość

W dokumencie Myśleć Śląsk : wybór esejów (Stron 137-143)

N ie chciałem być człowiekiem przepaści.

Albert Camus

Friedrich Nietzsche w krótkim Wprowadzeniu ( Vorwort) do Götzen-Dämmerung. . książki napisanej w 1888 roku, przyta­

cza następujący łaciński werset:

increscunt animi, virescit volnere virtus

Nietzsche nie mówi, skąd zaczerpnął to zdanie. Notuje tylko tajemniczą uwagę:

Ein Spruch, dessen Herkunft ich der gelehrten Neugierde vorenthalte, war seit langem mein Wahlspruch106.

[Sentencja, której pochodzenia uczonej ciekawości nie wyjawię, była od dawna moją dewizą.]

Zdanie przytoczone przez Nietzschego nie przyciągało uwagi komentatorów ani czytelników jego pism. Być może nawet sam Nietzsche nie wiedział, kto był autorem jego dewizy, życiowe­

go motta (choć wydaje się to mało prawdopodobne, bo - jak wiadomo - Nietzsche był znawcą najstarszej epickiej poezji).

loo p. N i e t z s c h e : G ötzen-Däm m erung oder wie man m it dem H am m er philosophiert. Hrsg. von K. S c h l e c h t a. Frankfurt/Main 1985, s. 9.

Zdanie pochodzi z zachowanych fragmentów poezji Furiu- sza z Antium (Aulusa Furiusa Antiasa), który urodził się oko­

ło 100 roku przed Chrystusem. Z twórczości tego poety zacho­

wały się urywki rozsiane w różnych pismach innych autorów (np. w Nocach attyckich Geliusza). Poeta należał do łacińskiej tradycji epickiej wzorowanej na Enniuszu i Homerze. P rze­

kład przytoczonego przez Nietzschego heksametru brzmi:

increscunt animi, virescit volnere virtus107

[pod ciosem (w nieszczęściu) zaczynają dusze rosnąć, zaczyna się cnota zielenić]

Uderza w cytowanym wersecie użycie przez Aulusa Furiusa dwóch czasowników inchoatywnych: „incerscere” oraz „viresce- re” 108. Czasowniki inchoatywne ( verba inchoativa) 109 oznaczają rozpoczynanie jakiejś czynności, a także wchodzenie w jakiś stan i początek jakiegoś działania lub status przejściowy. Użycie ta­

kich czasowników potęguje dynamikę fragmentu. Służy temu również kadencja aliteracyjna: „virescit volnere virtus” . Na uwagę jeszcze zasługuje archaiczna forma rzeczownika „vulnus”, tutaj w tekście „volnus”, który oznacza przede wszystkim „ranę”, następnie „cios”, „klęskę”, „nieszczęście”, „głęboko żywioną ura­

zę”, a także „nieszczęśliwą i nigdy niespełnioną miłość” . Osta­

tecznie „V” to incipit słowa Victoria.

Prezentowana miniatura Nietzscheańska, polemiczne pre­

ludium, zapowiada kierunek tych kilku uwag. Zamierzam je poświęcić problem owi tożsamości Górnoślązaków, których w dalszej części szkicu będę nazywał po prostu Ślązakami (dla­

tego, że dzisiejsi mieszkańcy Dolnego Śląska są Polakami na

107 Współczesne wydanie: Fragmentapoetarum latinorum.Edidit: J. B 1 ä n s - d o r f. Leipzig 1995, s. 111. W części Fragmenta in aliis poetis servata.

108 Zwrócił już na to uwagę Kazim ierz Morawski. Por. K. M o r a w s k i : Historya literatury rzymskiej za Rzeczypospolitej. Kraków 1909, s. 204.

109 Czasownik łaciński inchoarelub incohareznaczy „rozpoczynać” („coś robić”,

„działać”).

Śląsku, a wygnani Ślązacy niemieckojęzyczni uważają się dzi­

siaj przede wszystkim za Niemców, choć nie zawsze tak było;

zostają nam więc Ślązacy z dzisiejszego Górnego Śląska w gra­

nicach Rzeczpospolitej Polskiej, którzy się uważają za Śląza­

ków bez dodatkowych określeń).

Tożsamość Ślązaków to rana. Ślązacy to ludzie zranieni.

W pewnym sensie tożsamość każdego człowieka to rana. Ale najczęściej za każdym człowiekiem stoi jakaś armia, która do­

stojnie „potwierdza” jego tożsamość, godność, prawa, przywi­

leje, sankcjonuje okrucieństwo, bezwstyd. Ślązacy nie mają nic z tych rzeczy. Ich tożsamość ma wymiar jakiejś kategorii egzy­

stencjalnej, wyłącznie zwróconej do środka, potwierdzanej w głębi jestestwa, a nie na sztandarze o takim lub innym kolo­

rze, lub we łzach podczas mniej lub bardziej skocznego hym­

nu. Z rany jednak - nawet przepastnej, rany bolesnej i rwącej - jeśli posłuchać Nietzschego i starego poety rzym skiego - ogromna siła. Z rany męstwo. Z rany - moc autokreacji. Im bardziej boli, tym silniejszy jest człowiek. Tym silniejsza toż­

samość Ślązaków, wschodząca tożsamość.

Oczywiście, każda tożsamość musi najpierw dynamicznie integrować człowieka wewnętrznie na poziomie indywiduum.

Każda tożsamość jest organicznie i nieodłącznie związana z dynamiką pracy nad sobą i duchowego przezwyciężania sie­

bie. Każda tożsamość ma cechy Nietzscheańskiej Selbstüber­

windung, tak jak to ujął Teodor Parnicki: „[...] przezwyciężyć nie tyle cielesność w sobie ogólnoludzką ile żydowskość w grec- kości swojej” 110. Dla bohatera powieści Parnickiego, Leptyne- sa, tożsamość jest jakimś utopijnym „Państwem Środka” 111. (Syn­

drom człowieka nieustannie poszukującego swojej tożsamości nazwałem kiedyś „kompleksem Leptynesa” 112). Pięknie brzmi

110 T. P a r n i c k i : Koła na piasku. Powieść z roku 160 przed narodzeniem

jeszcze inny fragment tej samej książki: „[...] przestańcie być czy to ołowiem, czy miedzią na przemian; przeobraźcie się raz na zawsze w brąz” 113. Koła na piasku są - moim zdaniem - najmądrzejszą napisaną po polsku książką o tożsamości, jej poszukiwaniu i „udrękach nieustających, spowodowanych po­

chodzeniem mieszanym” 114.

A le takiego „mieszanego świata” nie ma. Jest tylko wysoko wystylizowany pozorny świat poprawności politycznej, etnicz­

nej, nawet naukowej. I wracając do Śląska: Polacy to nie Gre­

cy. Polacy ośmieszyli niepotrzebnie śląską wielokulturowość, narzucili śląskości jakąś niemotę, niemoc, nieświadomość jej samej. Z kategorii polityki, która była zbrodnicza, bo była kon­

sekwencją zbrodni, uczynili kategorię kultury. Z propagandy wysnuli narrację przeszłości i mity. To są twarde słowa wysnu­

te nie z książek, lecz z życia.

W myśleniu Alasdaira M aclntyre’a istnieje pewna zasadni­

cza dążność: odwrócić się od chaosu i pustki, dowartościować d z i s i a j , w świecie bez ścian, za to pełnym ścian płaczu, grec­

ką 7toÀ.|J.ç i hierarchię świata średniowiecznego. Dowartościo­

wać uniwersalizm, ale nie za wszelką cenę. Tak rozumiem jego poglądy - i tak je również interpretuje - jak można sądzić - autorka książki pt. Indywidualizm i jego krytycy115.

Status dziania się i wydarzeń zależy od bycia. Z pewnej per­

spektywy, początek i koniec to ta sama historia, ta sama opo­

wieść, ta sama narracja. Opowieść i historia nie mają począt­

ku ni końca. Paul Ricoeur w związku z Proustem zauważa, że

„w fikcji ani początek, ani zakończenie nie są koniecznie po­

czątkiem, zakończeniem opowiedzianych zdarzeń, lecz samej formy narracyjnej” 116. W fikcji, w życiu wszystko dzieje się £V

113 T. P a r n i c k i: Koła..., s. 56.

114 Ibidem, s. 104.

115 M. Ś r o d a : Indyw idualizm i jego krytycy. Współczesne spory między libe­

rałami, kom unitarianam i i fem inistkam i na temat podm iotu, wspólnoty i płci.

Warszawa 2003.

116 P. R i c o e u r : O sobie samym jako innym. Przeł. B. C h e ł s t o w s k i . Warszawa 2003, s. 265.

xomco tco Kaipco, w tej w łaśnie chwili. Tej prawdy można nie uznać, ale zrozumieć ją nie jest trudno. Totalność bycia, które jest stawaniem się i d yn a m ik ą nie znosi, nie unieważnia w najmniejszym stopniu tożsamości, identyczności postaci by­

tującej: „Muszę się zbliżyć do tej drugiej rzeczywistości, do tego mniejszego świata, oddeklamowałem już swoją rolę, a teraz zaczyna się sylabizowanie codzienności, jakiś bardzo jeszcze prosty, ale już wieczny dialog, dialog mego życia prywatnego z przeznaczeniem; a ten dialog mogłem sobie wyobrazić tylko w kraju, po węgiersku” 117, pisze Węgier Sandor Mârai.

Nasz rozum egzystuje w czasowości i z czasowości żyje - „die Vernunft lebt aus der Zeitlichkeit” , ponieważ on sam należy do dziania się tych zdarzeń, które rozważa, jak pisze Günter Figal w eseju pt. Die ästhetish begrentzte Vernunft. Dlatego problem tożsamości Ślązaków zawsze będzie problemem cza­

su i historyczności. Nie będzie nigdy można przemilczeć ran.

Podmiot, który nie chce rozważać czasu, może zostać posą­

dzony o to, że brakuje mu prawomocności w bytowaniu, które jest aktualnie jego udziałem. Grupy społeczne niemogące się poszczycić autorytetem dawnego pochodzenia, będą unikały refleksji historycznej. Tego problemu nie trzeba bliżej naświe­

tlać.

Na koniec, bolejąc, ale i pamiętając, że tożsamości nie zbu­

duje się na resentymencie, lecz na jego szczęśliwym i absolut­

nym przezwyciężeniu, przypominam słowa-modlitwę z powie­

ści Petera Härtlinga: „[...] ja, który jestem tylko pam ięcią za­

dającą pytania, nie dorósłszy do obrazów, nie dorósłszy do słów, bojąc się nicości tak jak śmierci, ja krótka historia, zapomnia­

na przeze mnie w twojej ahistorycznosci; ja, który staram się o historie dla innych, kuglarz w ich pamięci czy kotwica; ja, który jestem nieważki z błogości, o mój panie Zebaoth...” 118.

117 S. M â r a i : Wyznania patrycjusza. Przeł. T. W o r o w s k a . Warszawa 2002, s. 553.

" 8 P. H ä r 11 i n g: Zjazd rodzinny albo koniec historii. Przeł. I. N a g a n ó w - s ka . W arszawa 1973, s. 151.

Ja, który wyrastam z tej rany i przepaści, zadaję tylko pyta­

nia, bo może w przypadku Ślązaków chodzi o „apofatyczną toż­

samość” , a teraz jesteśmy oto w drodze do niej, wędrując po­

przez obce, zawsze obce i uprzednie wobec prawdziwego życia.

W dokumencie Myśleć Śląsk : wybór esejów (Stron 137-143)