• Nie Znaleziono Wyników

Spotkanie z tożsamością

W dokumencie Myśleć Śląsk : wybór esejów (Stron 131-137)

Veni!

W itaj - i wypij ten kielich!

Alkajos

„Niewolnik swoich własnych przekonań spętany jest hanieb­

nym łańcuchem. Nie należy być sługą dobrej sprawy, lecz jej przyjacielem”104. Niech ta myśl Ludwika Bornego (1786-1837), żydowsko-niemieckiego pisarza i myśliciela towarzyszy tym re­

fleksjom, towarzyszy temu spotkaniu ze Śląskiem oraz proble­

mem tożsamości w kontekście Śląska. Przywołałem myśl Borne­

go, bo istnieje, gdy myślę o Śląsku, duże niebezpieczeństwo ła­

twego ulegania dyktaturze samego tematu, dyktaturze emocji albo dyktaturze pewnej obiegowej i podejrzanie łatwej wizji Śląska. Łatwo popaść w zbyt głębokie uniżenie dla tej dobrej sprawy, którą nazywamy Śląskiem. A nie chcemy być sługami czy niewolnikami nawet dobrej sprawy, bo to nie sprzyja pogłę­

bieniu refleksji.

Chcemy być raczej przyjaciółm i rzetelnego namysłu nad sprawą śląską. Tylko przyjaciele się spotykają, niewolnicy są spędzani i gromadzeni. Spotkanie jest esencją przyjaźni wol­

nych - i ze spotkania wyrasta przyjaźń, w nim się umacnia.

Zarówno przyjaźń, jak i spotkanie zostały dość mocno zbanali- zowane, gdy się myśli lub mówi o śląskiej sprawie. Tak samo

104 K. S p a l d i n g : Worte sind meine Werkzeuge. Das kleine Börne-Brevier.

Düsseldorf 1995, s. 112-113.

jak Śląsk, który z taką pasją jest banalizowany przez wszel­

kiego rodzaju przypadkowych głosicieli pewnej poprawnej wizji dziejów i supremacji.

Nie trzeba na Śląsku tłumaczyć, czym jest spotkanie, bo Śląsk jest spotkaniem. Jest krajem, w którym spotkanie stało się za­ k a, której komponenty dałoby się jeszcze po jakimś czasie roz­

dzielić, lecz w s p ó l n o t a , której nie sposób już rozłączyć.

Nie jest spotkanie przypadkowym zetknięciem. Nie jest spot­

kanie bezwolnym przecięciem czyjejś drogi, natknięciem się na innego wędrowca na szlaku. Nie jest spotkanie osobliwym zderzeniem spiesznie dokądś zdążających monad. Spotkanie jest pełną napięcia a k t y w n o ś c i ą . Spotkanie jest wtedy, gdy zwykliśmy przyjmować. Nie potrafię wskazać jakiegoś właści­

wego odpowiednika „spotkania” w dziele A rystotelesa, co może dziwić u tak wytrawnego tropiciela odcieni przyjaźni.

Nie jest „spotkaniem” grecka EKKÄ.r)aia, choć bywa tak ten rzeczownik tłumaczony. Jest to raczej zgromadzenie i zebra­

nie - później zaś wspólnota Kościoła. AroivTr|aię - czyli „scho­

dzenie się w jedno miejsce” jest najbliższe pojęciu, którego szu­

kamy. W a7UXVTT|Gię jest aspekt przestrzeni. Spotkanie odby­

wa się w jakimś miejscu.

Spotkanie jest własnością zarówno określonej przestrzeni, jak i wolności. Wiedział o tym Owidiusz, specjalista od spotkań i ko­

chanków. W jedenastej elegii pierwszej księgi Amores prosi Nape, niewolnicę i fryzjerkę swojej kochanki, o doręczenie listu. W liś­

cie — którym jest woskowa tabliczka — błaga, żeby kochanka się z nim spotkała, żeby uczyniła to oczywiście jak najszybciej, żeby obszernie odpisała, żeby zapisała po brzegi tabliczkę. Żeby pomno­

żyć spotkanie, chce już teraz czytać jak najwięcej słów zapisanych piękną ręką Korynny. Owidiusz się trochę zapędził. Właściwie chodzi mu o jedno słowo. O to słowo, które poprzedzi spotkanie.

Słowo, które już jest spotkaniem. Veni! Przyjdź! Przyjdź tutaj!

Przyjdź do mnie! Na to słowo czeka. Od kochanki, od Korynny cze­

ka na słowo: Veni! Cały list powinno wypełnić zapraszające: Veni.

Każde spotkanie zaczyna się od: Veni! Spotkanie jest zatem ziszczeniem się zaproszenia, spełnieniem się veni w miejscu, do którego zmierzają zapraszający i zaproszeni. Śląsk (Dolny i Górny Śląsk) jako zdarzenie veni zawsze pozostawał zapro­

szeniem - listem zapraszającym na spotkanie. Oczywiście, od czasu do czasu zaproszeni stawali się zapraszającymi. Bywa­

ło, że wszyscy zapominali o tym, że zostali zaproszeni. Ze usły­

szeli: Veni! Zaczynali wtedy myśleć w kategoriach hegemonii i upiornego zwierzchnictwa nad zapraszaniem. Powołując się na dostojne księgi historyków traktujące o przewadze nad

storycy tak zwanego antykwarycznego Śląska nigdy nie usły­

szą nieustannie od nowa rozbrzmiewającego Veni!

Owo antykwaryczne myślenie o dzisiejszym Górnym Śląsku - jakby Śląsk był muzeum paleontologicznym, a nie żywiołem spotykających się żywych ludzi - rozprasza śląską energię.

Śląsk dzisiaj, jako miejsce, dokąd schodzili się ludzie mó­

wiący różnymi językami, gdzie spotykały się, trafiały w siebie różne słowa - w pewnym sensie już nie istnieje. Został zglajch- szaltowany, wygładzony i uszczelniony przed ewentualnym niechcianym wołaniem Veni! Ta uboga teraźniejszość ducho­

wa dzisiejszego Śląska ma korzenie w smutnej koncepcji tej ziemi jako j e d n o r o d n o ś c i . Fałszywej koncepcji i dusznej nadmiernie. Od czasu do czasu - oczywiście, w ramach u ł a - d z o n e j s t y l i s t y k i - doświadczamy uprzejmości dyskur­

su, który mówi o wielokulturowości Śląska. A le ta uprzejmość ma posmak zdrady wobec prawdziwego spotkania, które na Śląsku miało miejsce. Spotkanie nie daje się zobiektywizować.

Jest doznaniem przesyconym nielegalną siłą i anarchią tęsk­

noty. Jest to starodawna tęsknota człowieka za byciem z inny­

mi i dla innych. Za wspólnotą w której człowiek odkrywa swoją tożsamość. Ta tożsamość nie jest czymś raz u f u n d o w a n y m .

Ernst Bloch zadaje dramatyczne pytanie: „Wann kommen wir denn an uns selber näher heraus?” 105 [„Kiedyż wyjdziemy bliżej ku samym sobie” - Z.K.]. Kiedy przestaniemy się bać spotkania z samym sobą? Najpierw musi się dokonać w człowieku inte­

gracyjne - i integrujące - dla ludzkiego wnętrza spotkanie z nim samym. Spotkanie odbudowujące wnętrze człowieka. Po­

tem można dopiero mówić o s p o t k a n i u z drugim. I kiedy mówimy o śląskiej tożsamości jako tożsamości pewnej grupy ludzi, jakkolwiek by to rozumieć, to musimy przede wszyst­

kim najpierw myśleć o głębokiej odnowie duchowej Ślązaków.

Budowanie otwartej i silnej wspólnoty dokona się wyłącz­

nie dzięki świadomemu przekraczaniu pozorów spotkania. Do­

kona się ono przez odważne i bardzo trudne budowanie nowej wspólnoty - n o w e g o Ś l ą s k a s p o t k a ń . Coś takiego dzie­

je się dzisiaj na naszych oczach we Wrocławiu. Ale tylko tam, niestety. Bo Wrocław wie, że spotkanie jest losem Śląska, tego nadodrzańskiego kraju o niewyczerpanej i majestatycznej buj- ności.

10r> E. B l o c h : Spuren. Frankfurt/Main 1985, s. 97.

Vulnus

W dokumencie Myśleć Śląsk : wybór esejów (Stron 131-137)