G liw ick a w iedza
[...] na Śląsku kulturę niemiecką wysoko się ceniło i nie utożsa
miało z hitleryzmem160.
Valeska Wondraczek nauczyła się więc najpierw alfabetu po nie
miecku, a „Ojcze nasz” po polsku i nawet dziś jeszcze zdarzało się, że
„Zdrowaś Mario” łatwiej jej przychodziło po polsku, a swoich westchnień do Boga nie mogła sobie wyobrazić w innym języku, jak tylko: mój ty bosze kochany...161
Matula poszła do kościoła i zamówiła mszę za wolny Górny Śląsk, a ojciec był zrozpaczony, gdyż głosował przeciwko Korfantemu, i po
wiedział, że w niedzielę pójdzie ze mną na dworzec i wsiądzie po prostu do jakiegoś pociągu [...]162.
U krewnych i znajomych Valeska zarejestrowała następujące zmia
ny nazwisk: Wondraczek na Wondrak, Krsyczek na Kreis, Cempulik na Stempel [...], Kowalski na Koval, Schmittkowski na Schmitt [...]163.
Zawodzi wszystko w odniesieniu do Śląska. Każda wiedza...
Ale prawdą jest też, że i wszystko pozostaje. Wiadomo, że nie na w iele się zdają na Śląsku wszystkie znane powszechnie i powielane rozgraniczenia tożsamościowe, ale i wiadomo, że pozostają zawsze „pod ręką” , wszak to uobecniona i podatna na instrumentalizację wiedza. W Gliwicach nie sposób spot
kać wyrazistej całości wzorów zachowania czy myślenia, które
lliu K. K a r w a t : Ten przeklęty..., s. 83.
161 H. B i e n e k: Pierwsza Polska..., s. 113.
ua Ibidem, s. 360.
163 Ibidem, s. 135.
tw orzyłyby „kulturę śląską” , „kulturę polską” czy „kulturę niemiecką”, za to z pewnością da się odnaleźć myślenie o w a
dze takich konkretnych całości. Zonglerka pojęciami nie na wiele się zdaje w Gliwicach. Kto był Ślązakiem w X IX wieku?
Kto był Ślązakiem w pierwszej połowie wieku XX? Od jakie
go momentu liczyć to znaczące zasiedzenie - od ilu pokoleń?
Wszak Śląsk to ruch migracji. W różnych czasach, w różnych momentach. Które okrzepnięcie uznać za właściwą formę kul
tury śląskiej? Czy to napływowe migracje polskich rolników do kopalń śląskich, a najlepiej trzecie pokolenie tych osad
ników? Czy może to kolejne pokolenia niemieckich przem y
słowców? Czy w ogóle ma sens szukanie tej właściwej formy kultury jako s t a n u ? A le Śląsk odsłania jakąś stałość w tej migracji. Jest coś, co zostaje. N ie w yczerpuje się całkow i
cie w ruchu.
Pewność
Indywidualna tożsamość, a tym bardziej zbiorowa może być w sposób szczególny wyczulona na wiarę w obecność lub od
krycie jakiejś zasady rządzącej zjawiskami.
[...] wszyscy pragnęliśmy zamknąć krąg naszego życia, mieć przekonanie, iż krąg się domyka, linia trafia na linię, spotyka się z początkiem, chcielibyśmy uzupełnić je innymi egzystencjami, mamy ochotę sądzić, nieza
leżnie od tego, czy ożywia nas rozum, wola czy marze
nie, iż nasza przyszłość sama w sobie coś znaczy [...]. Jak
tedy przywołać, jak spowodować, by ten ktoś, kto zamk
nął ów krąg w fałszywym przekonaniu, iż zostawia go za sobą że raz na zawsze go pojął, odczuł owe drgnienia świata w sobie164.
Pragnienie odnalezienia bądź ustanowienia z a s a d y sta
je się wyzwaniem. Dzieje się tak za sprawą wcześniej wspo
mnianej chęci panowania, ogarniania czegoś, co nie tylko nie jest uporządkowane, ale i odsłania nasze nieuporządkowanie jako brak, niemoc. N ic bardziej nie sprzyja trendom sca
lającym niż groźba obnażenia naszych działań, których jedyną m ocną stroną jest chęć ogarnięcia wszystkiego.
Troska o to, by przywrócić porządek, ratuje wizerunek nas jako pewnych i określonych. Dlatego tak użyteczne w terapii rozlicznych „chorób tożsamościowych” okazują się wzmożone zakusy na ustalenie jedynie pewnej zasady działania, w myśl której można by skutecznie egzekwować, pewnie odkrywać czy trafnie przewidywać.
Zbiorowa skonsolidowana promocja wizerunku pewnego
„my” , zdolnego poskromić nijakie „ja” - to efekt niezwykle czę
sty w kulturze. Są jednak i sytuacje inne - umiejętne wprzę
gnięcie silnego „ja” w służbę na rzecz budowania sformalizo
wanego „my” . Wszelkie trendy preferujące myślenie o zbioro
wości roztaczają - jak się wydaje - władzę nad jednostkowymi tożsamościami zbyt lub niedostatecznie wyrazistymi. Działa
nia takie byw ają szczególnie wzmacniane doświadczeniami historycznymi całych zbiorowości. To myślenie lansuje co naj
wyżej jednostkę zależną całkowicie od zbiorowości, jedynie z niewielkim marginesem indywidualnych rozwiązań. Funda
mentem, na którym wspierane są tak widziane indywidualne doświadczenia tożsamościowe, są uznane kategorie czasoprze
strzeni, doświadczeń historycznych dających uzasadnienie ję zykowe, obyczajowe, religijne czy pochodzeniowe.
164 C. F u e n t e s: Zm iana skóry. Przeł. M. K a n i ó w a, A. N o w a k , J. O r t e ga. Poznań 1994, s. 58.
Trudno jednak o proste relacje w stylu mikro- i makrokos- mosu. Tylko w bardzo prostych planach sytuujących indywi
dualną tożsamość w jakiejś całości kulturowej to przełożenie jest ukazywane jako jednoznaczne i sprowadzone do relacji cząstki = jednostki odbijającej całość. Wszystko w indywidu
alnych tożsamościach jest rozedrgane. Raz zauważalne staje się poczucie ciągłości, stałości, a raz to wszystko, co stałe, zo
staje ostentacyjnie zniesione. Wszystko nieustannie jest roz
bijane.
I tak w d o św ia d czen ie tożsa m ościow e w k ra d a się w k oń cu d ozn a n ie niem ocy, a n a w et szoku, z p ow od u b rak u sku
te c z n e j zasady.
Otto Cone, historyk sztuki i biograf Picabii, opowiadał jej - [...] - o »najbardziej niebezpiecznym ze wszystkich kłamstw, jakimi karmi się nas za naszego życia«, którym jest, według niego, idea continuum. »Jeżeli ktokolwiek będzie usiłował ci wmówić, że ta najpiękniejsza i naj
bardziej zła z planet jest jednak jednorodna, że składa się z możliwych do pogodzenia elementów, że ostatecz
nie to wszystko pięknie się sumuje, dzwoń wówczas do krawca szyjącego kaftany bezpieczeństwa. [...] świat składa się z elementów nie do pogodzenia«165.
Odkrywa się przypadkowość w obrębie zasady dotychczas działającej po naszej myśli. Można z tym sobie różnie pora
dzić. N a przykład narzucić sobie większą dyscyplinę myślo
w ą aby u n ie w a ż n ić to n ie p o k o ją c e o d k ry c ie . Taka posta
wa zwykle rokuje nadzieję na przeprowadzenie odważnej ofen
sywy, aby jeszcze skuteczniej walczyć o jedność i czytelność.
Może jednak stać się inaczej dzięki p rz y ję c iu p o s ta w y u zn a ją c e j w ła sn ą n ie o k re ś lo n o ś ć i borykającej się z problemami umiejętnego współżycia z wieloznacznością.
lli5 S. R u s h d i e: Szatańskie wersety. [EEC], s. 312.