• Nie Znaleziono Wyników

Science fiction, metafizyka i czarny romantyzm

2.  Krew na placu Lalek

2.2.  Science fiction, metafizyka i czarny romantyzm

Tajemnica protagonistki w Krwi na placu Lalek jest podobna do sekretu Bena z Szepczącego Wiatru. Również tutaj bohaterka nie okazuje się duchem, ale podróżniczką w czasie, jednak – inaczej niż w utworze Forsytha – zostaje to wyjaśnione w sposób naukowy. Maria, szukając wyjaśnienia zagadki zwią-zanej z jej osobą, dociera bowiem do profesor Zofii Liebhart, uznawanej za schizofreniczkę ekspertki w dziedzinie psychiatrii czy dokładniej, jak zostaje to określone w utworze, „nowoczesnej filozofii psychiatrycznej” (Kotow-ski 2011: 242). Powieść nabiera wówczas cech prozy science fiction, chociaż

16 Wystarczy przywołać opowiadanie pt. Prawdziwy opis wypadku z P. Waldemarem, w którym niezwykłe zjawiska są tłumaczone w kategoriach naukowych (mesmeryzm), jednak narrator i tak bezpośrednio styka się z mroczną tajemnicą, która go przeraża, a której nie potrafi wyjaś-nić; zob. Poe 2010: 227–238.

2. „Krew na placu Lalek” 145

nieco nietypowej, gdyż skoncentrowanej nie na technicznych wynalazkach i odkryciach z dziedziny nauk ścisłych, ale na tajemnicach ludzkiej psychiki, w tym zagadnieniach świadomości, pamięci itp. Sekrety te są jednak na tyle przerażające, że profesor początkowo nie chce ich zdradzić Marii, otwarcie twierdząc, że prawda ta mogłaby wręcz zabić protagonistkę:

Umarłabyś. Dosłownie. Nie żartuję. Nie masz pojęcia, kim jesteś i na razie się tym ciesz. Natura, która decyduje o wszystkim, co się dzieje z nami i wokół nas, być może tak zdecydowała. Ja mogę znać prawdę. Ty nie. Kiedy przyjdzie czas, przyznasz mi rację (Kotowski 2011: 265).

Wypowiedź profesor sugeruje więc, że chodzi tu o coś więcej niż jedno z wielu naukowych odkryć i że istnieją tajemnice natury, których ludzka jednostka nie powinna poznawać. Wyraźnie ujawnia się tu zatem charakterystyczne dla czarnego romantyzmu przekonanie, że człowiek, niezależnie od swojej woli, podlega działaniu nieznanych sił, których istoty nie potrafi pojąć. Gdy natomiast zaczyna dążyć do przynajmniej częścio-wego ich zdemaskowania, przekonuje się, że natura to nie tylko potężna, lecz także złowroga moc, a otaczający go świat jawi mu się jako mroczny, obcy i nieprzyjazny.

Rozwiązanie zagadki protagonistki zostaje następnie ujawnione przez profesor Liebhart. Jak twierdzi uczona w rozmowie z Marią, jest wiele osób, które stają się podróżnikami w czasie i trafiają do równoległego świata, gdzie nie rodzą się ani nie umierają, ale po prostu znikają stamtąd po wypełnieniu swojej misji. Dlatego też nikt nie pamięta o spotkaniach z nimi, gdyż osoby te, będąc przybyszami z innej rzeczywistości, w pewnym sensie wcale nie istnieją. Same nie zdają sobie jednak z tego sprawy, ponieważ została im zaszczepiona pamięć i świadomość, stąd też może im się wydawać, że są zwy-kłymi ludźmi, mającymi swoją przeszłość i wspomnienia oraz związanymi ze światem „tu i teraz”. Co istotne, teoria ta zostaje w powieści wyjaśniona nie w kategoriach cudu, ale naukowo, za pomocą użytej przez profesor metafory spirali i pociągów:

– […] Przyjmijmy, że czas to nieskończona liczba spirali przecinających się ze sobą w nieskończonej liczbie punktów. […] A jedna taka spirala to…?

– Jeden cały świat od początku do końca.

– No powiedzmy. Ale wniosek jest dużo bardziej pojemny, jeśli chodzi o inter-pretacje. Bo mówiąc wprost, znaczy to, że każdy moment czasu istnieje zarówno teraz, jak i zawsze. W każdym momencie naszego istnienia w pozostałej części wielkiej spiralnej figury wszechświata mają miejsce wszystkie inne zdarzenia, jakie mogą i mają się zdarzyć. […] To tak, jakbyśmy sobie wyobrazili miliony pociągów jadących obok siebie, równolegle, w jednym kierunku. Dodajmy do tego, że na przykład nie za bardzo możemy podróżować wzdłuż tego pociągu, bo wagony mają zablokowane drzwi między sobą. My, normalni ludzie, na co dzień mamy możliwość jechania tylko jednym pociągiem, w jednym wagonie,

146

a to, co po drodze miniemy, to jest właśnie nasze przeżycie. Podobnie jak na czas, nie mamy na to wpływu. Ale jeśli teraz znajdzie się ktoś, kto będzie umiał lub po prostu jakaś siła da mu możliwość nie tylko patrzenia wzdłuż, ale także i wszerz, to zakładając, że w każdym z tych miliona pociągów jedzie kopia tych samych pasażerów, siedzących w tych samych wagonach i robiących to samo, jak odbicie w lustrze, to… […] Te pociągi nie jadą równo, jak pod linijkę. Na wyso-kości naszego, na przykład pierwszego wagonu, jedzie w pociągu obok wagon trzeci, a po drugiej naszej stronie – wagon szósty, a jeszcze skład dalej – czter-nasty i tak w nieskończoność. […] Więc co się stanie, jeśli ktoś dostanie taką możliwość, żeby przeskakiwać z jednego pociągu do drugiego, chociażby tylko na jednej wysokości.

– Zacznie podróżować w czasie. Oczywiście teoretycznie.

– Właśnie! – wykrzyknęła. – Prosta przenośnia; każdy pociąg to jedna wersja całego świata, każdy inny to jego kopia, tylko lekko przesunięta do przodu lub do tyłu. Każdy wagon to umowna molekuła czasu (Kotowski 2011:

360–362).

Powieść przypomina w tym miejscu filozoficzny traktat, pozornie świad-czący o tym, że człowiek jest w stanie wszystko naukowo zbadać i racjonalnie wyjaśnić, a granice poznania przesuwa dużo dalej, niż mogłoby się wydawać.

W rzeczywistości jednak prawda ujawniona w Krwi na placu Lalek ma pesymi-styczny wydźwięk, przynajmniej z punktu widzenia ludzkiej jednostki, gdyż wskazuje na coś zupełnie przeciwnego, czego dowodzą słowa przenikliwej profesor:

[…] nie mamy pojęcia, jaki naprawdę jest świat, nawet ten, który nas bezpośrednio otacza. […] Dlaczego? Bo nasz mózg umie pracować tylko w określony, bardzo dla nas przydatny, ale niezwykle ograniczony sposób. Umysł nie ogarnia początku ani końca czasu, nie wie, jak wyobrazić sobie początek czy koniec kosmosu, niezależnie od tego, czy to ten sam punkt. […] Wydaje nam się, że tylko istota rozumna, żyjąca, świadoma, może zmieniać, decydować, wprawiać w ruch.

To największy błąd w myśleniu (Kotowski 2011: 363–364).

Zgodnie z romantycznym punktem widzenia człowiek zostaje przy tym ukazany jako narzędzie w rękach surowej wyższej siły, która niezmiennie stwarza, niszczy oraz pilnuje porządku w powołanym przez siebie do życia wszechświecie, a której nikt nawet nie potrafi jednoznacznie określić – może być to natura, Bóg czy przeznaczenie. Ponieważ jednak, jak poka-zuje powieść, ludzie noszą w sobie pierwiastek zła, to kiedy ustanowione odgórnie moralne prawo zostaje poważnie naruszone, a tym samym ład wszechświata zaburzony, owa wyższa siła interweniuje, chociaż nie zawsze w zrozumiały sposób:

Czasem prawidłowym rozwiązaniem jest, kiedy wpadnie w ręce policji gang morderców dzieci, a czasem, kiedy… uda im się uciec od kary. Czasem kilku-miesięczne dziecko umiera, a czasem ktoś żyje ponad sto lat. O nasze zdanie

2. „Krew na placu Lalek” 147

w sprawie etyki wielka Natura nie pyta. Szczególnie że także i etykę stworzyła (Kotowski 2011: 373).

Dlatego też Maria, nawet nie zdając sobie z tego sprawy, nagle pojawia się w opisywanym świecie po to, by pomóc małej dziewczynce oraz za pośred-nictwem swojego pamiętnika naprowadzić policję na trop przestępców porywających dzieci, po czym jej rola się kończy, a bohaterka może po prostu zniknąć. Tak też wyjaśnia jej to spotkany jeszcze raz André Prado, również podróżnik w czasie:

[…] takie jest prawo tego świata. Chociaż nikt z nas nie zna jego natury, a tylko…

jak to w dzisiejszych czasach by powiedziano: „swój wycinek”, wszyscy uzu-pełniamy się nawzajem. […] Ty pojawiłaś się pewnego ranka w ruinach pałacu, który pamięta więcej niż niejedno długie, ludzkie życie, ja urodziłem się nie-mal dwieście lat temu. Ale każdy z nas robi to, co nakazuje mu przeznaczenie (Kotowski 2011: 381).

O ile więc wszechświat zostaje w Krwi na placu Lalek przedstawiony jako idealny, uporządkowany mechanizm, w razie potrzeby naprawiany poprzez interwencję wyższych sił, o tyle z punktu widzenia protagonistki jest on piekłem, a prawda o roli, jaką odgrywa w nim człowiek, okazuje się zatrważająca. Pojedyncza ludzka istota nie stanowi bowiem jego centrum, ale staje się zaledwie drobnym trybikiem ogromnej machiny – wprawdzie potrzebnym, jednak od początku do końca sterowanym przez tajemniczego, niewzruszonego demiurga. Powoływanym do życia, ale i niszczonym zaraz po spełnieniu swojego zadania. Jak określa to Maria, w słowach André, który odkrywa przed nią prawdę, pobrzmiewa tylko „suchy i bezduszny rozsą-dek zdjęty z cmentarnych pomników, bezlitosny determinizm […], trupia pustka” (Kotowski 2011: 377). Protagonistka, jak wielu romantycznych bohaterów dążących do poznania sekretów bytu, odsłaniając je, dostrzega zatem jedynie ciemną otchłań, nicość człowieka oraz demoniczność i bez-względność natury.