• Nie Znaleziono Wyników

W Rozprawie o pochodzeniu nierówności Rousseau dzieli różnice między ludź-mi na naturalne i społeczne, z woli przyrody i z werdyktu społecznego. Naturalne dotyczą naszych cech przyrodzonych: zdrowia, inteligencji, urody. Rodzimy się wy-posażeni w określone dary i predyspozycje, które później dadzą nam przewagę nad otoczeniem lub skażą na podrzędną rolę w grupie. Nierówności społeczne związane są z dobrami, które nie występują w naturze. Własność prywatna, władza polityczna – te kategorie powstają dopiero w społeczeństwie, i gdy tylko zostaną wykreowane, stanowią dodatkowe kryterium oceny i porównań.

Zdaniem autora, przed powstaniem społeczeństwa nierówności naturalne nie są znaczne. Najsłabsze osobniki, bez pomocy ze strony bliźnich, nie mają szansy prze-trwać. Jak pisze Rousseau, „Natura postępuje z nimi dokładnie tak samo, jak prawo spartańskie zwykło było z dziećmi obywateli: dobrze zbudowane wzmacnia i krzepi, wszystkie inne zabija”4. Proste życie w kontakcie z przyrodą kreuje silne jednost-ki, którym obce są słabości i choroby. Człowiek naturalny uosabia pełnię zdrowia fi zycznego – tężyznę, hart, męstwo – i to w stopniu dziś niewyobrażalnym.

Koń, kot, byk, nawet osioł, mają przeważnie wzrost wyższy, a już zawsze budowę ciała mocniejszą i są odporniejsze i odważniejsze w lasach niż w naszych domostwach: połowę swych zalet każdy z nich traci stając się zwierzęciem domowym i tak to wygląda jak gdyby wszystkie nasze starania o te zwierzęta, całe dobre traktowanie ich i żywienie, robiły z nich tylko jakieś ułomki. Tak samo dzieje się i z człowiekiem: włączając się w społeczeństwo i popadając w niewolę staje się on słaby, lękliwy, uczy się poniżać i płaszczyć, a miękki i zniewieściały tryb życia do reszty go rozhartowuje, odbierając mu i odwagę, i siły5. Warunki stanu natury kształtują również określone przymioty charakteru. Uspo-sobienie człowieka naturalnego jest pogodne; nie zna wątpliwości, obawy o przy-szłość, pragnienia wygód i zawiści wobec powodzenia innych. Prowadzi życie pro-ste, aktywne, uregulowane instynktami.

[...] pragnienia jego nie sięgają dalej niż jego potrzeby fi zyczne; jedyne na świecie znane mu dobra – to pożywienie, samica i wypoczynek, jedyne nieszczęścia, jakich się lęka, to ból i głód6.

4 J.J. Rousseau, Rozprawa o pochodzeniu i podstawach nierówności między ludźmi [w:] idem, Trzy rozprawy z fi lozofi i społecznej, przeł. H. Elzenberg, PWN, Warszawa 1956, s. 145.

5 Ibidem, s. 151.

6 Ibidem, s. 156.

136 Katarzyna Haremska

[...] bezsenne noce, wybryki wszelkiego rodzaju, niezdrowe uniesienia namiętności, wy-siłki i wyczerpanie umysłu, niezliczone troski i trudy wszystkim stanom się dające we znaki i nękające wszystkie dusze: oto smutne dowody na to, że większość naszych chorób to dzieło nasze własne, że niemal ich wszystkich moglibyśmy uniknąć, gdybyśmy trwali w naznaczonym nam przez naturę życiu prostym, samotnym i jednostajnym. Jeżeli chciała z nas ona mieć istoty zdrowe, to prawie na pewno śmiem twierdzić, że refl eksyjność jest stanem przeciwnym naturze i że człowiek, który rozmyśla, to zwierzę zwyrodniałe7. Zauważmy, że sielankowy obraz stanu natury okupiony jest pewnymi założenia-mi. Po pierwsze, jednostka żyje w izolacji, nie spotykając na swej drodze innych ludzi. Dzięki temu nie porównuje się z nimi, nie dostrzega różnic naturalnych uposa-żeń. Jej duszy nie mącą takie wyniszczające uczucia, jak kompleks niższości, żądza wynoszenia się ponad innych, zazdrość.

Tam, gdzie się nie kocha, cóż po piękności? Cóż po dowcipie tam, gdzie się nie mówi, a po chytrości tam, gdzie nie ma interesów do załatwienia? [...] I jakaż to być może zależność tam, gdzie nikt nic nie ma własnego? Gdy z jednego drzewa mnie spędzą, włażę na inne i tyle; gdy mi w jednym miejscu dokuczą, któż mi broni się przenieść gdzie indziej?8 Po drugie, człowiek naturalny nie myśli. Jego rozum pozostaje w stanie uśpienia.

Temu zawdzięcza brak lęku przed śmiercią, niepokoju poznawczego, dylematów etycznych, pokus i nienasycenia. I po trzecie, przyroda jest hojna, zaspokajanie przez jednostkę potrzeb, jedynych jakie odczuwa – fi zjologicznych, nie nastręcza trudności.

[...] rozpatrując człowieka takim, jakim musiał wyjść z rąk natury, widzę zwierzę nie tak silne jak jedne, nie tak zwinne jak drugie, lecz w sumie o ustroju najszczęśliwszym ze wszystkich: widzę go, jak głód syci pod dębem, pragnienie gasi w byle strumieniu, łoże znajduje u stóp tegoż drzewa, pod którym przed chwilą spożył posiłek – i otóż i jego po-trzeby zaspokojone9.

UPADEK

Upadek zaczął się od nowego elementu w opisie przyrody. Nagła surowość natu-ry zmusiła człowieka do wysiłku w poszukiwaniu środków do życia. Uaktywnił się rozum. Z jego podpowiedzi doszło do współpracy ludzi mieszkających w sąsiedz-twie. Pierwsze spotkania doprowadziły do pierwszych porównań. Rozpoczął się wy-niszczający proces relatywizowania własnej wartości i walka o prestiż. Natychmiast pojawił się problem nierówności. Nierówności naturalne, dotychczas, jak wiemy, nieistotne, nabrały znaczenia.

Każdy zaczął się przyglądać innym i pragnąć, by i jemu się przyglądano, i uznanie pub-liczne nabrało ceny. Kto najlepiej śpiewał lub tańczył, kto górował siłą, urodą, zręcznością

7 Ibidem, s. 149.

8 Ibidem, s. 183.

9 Ibidem, s. 144.

albo wymową, tego poważano najwięcej; i to stało się pierwszym krokiem ku nierówno-ści, a jednocześnie ku występkom: z tych pierwszych wyróżnień narodziły się z jednej strony próżność i wzgarda, z drugiej wstyd i uczucie zawiści10.

Wraz z powstaniem pierwszych wspólnot pojawiła się własność prywatna, a tuż za nią – władza państwowa. Obie instytucje na początkowych etapach rozwoju legi-tymizowały i wzmacniały hierarchię społeczną, jaka ukształtowała się już wcześniej w wyniku działania różnic naturalnych:

[...] silniejszy wykonywał więcej pracy, zręczniejszy czerpał ze swojej większe korzyści;

ktoś bardziej pomysłowy znajdował sposoby uczynienia jej krótszą [...]; i tak, przy pracy tej samej, jeden ciągnął wielkie zyski, gdy drugi z trudem tylko mógł się wyżywić11. To, co zaczęło się niewinnie i wydawało się naturalne, miało jednak swój ciąg dalszy. Przemożne prawa natury ludzkiej podyktowały dalszy bieg wypadków:

pierwsi władcy przekazali zdobyte przez siebie prerogatywy potomstwu. Władza stała się dziedziczna, a więc przypadkowa. To był ostatni etap niepowstrzymanego procesu narastania nierówności i zarazem degeneracji ludzkości. Teraz, diagnozuje Rousseau, znajdujemy się u kresu tego procesu destrukcji. Ludem rządzą tyrani, któ-rzy siłą wymuszają posłuszeństwo dla swej woli.

Jeśli [...] zechcemy śledzić wzrost nierówności, stwierdzimy, że zaprowadzenie ustaw i prawa własności było jej pierwszym etapem, drugim ustanowienie urzędów, trzecim zaś i ostatnim przemiana władzy opartej na prawie w opartą na samowoli; w ten sposób pierw-sza epoka dała sankcję społeczną stanom społecznym „bogatego” i „ubogiego”, druga – „potężnego” i „słabego”, trzecia – „pana” i „niewolnika”, co jest stopniem nierówności najwyższym i etapem, do którego w końcu prowadzą wszystkie inne [...]12.

Jaka jest zatem zależność między obserwowanymi przez Rousseau nierównoś-ciami społecznymi a obiektywnie istniejącymi nierównośnierównoś-ciami naturalnymi? Czy bogaci i rządzący legitymują się rzeczywistą wyższością w stosunku do biednych i poddanych? Odpowiedź fi lozofa jest jednoznaczna: reguły sukcesji przekreśliły po-czątkowy związek między zasługą i nagrodą, przewagą naturalną i przywilejem spo-łecznym. Dopatrywać się obecnie jakiejś istotnej zależności między nierównościami społecznymi a naturalnymi byłoby wyrazem naszego zaślepienia:

[...] znaczyłoby to pytać innymi słowy, czy ci, którzy rozkazują, są zawsze więcej warci od tych, którzy słuchają, i czy siła ciała albo umysłu, mądrość lub cnota są zawsze i w każdej jednostce proporcjonalne do potęgi jej albo bogactwa; – temat nadający się może do po-gwarek między niewolnikami w obecności panów, ale nie jako problem dla ludzi rozum-nych i wolrozum-nych w poszukiwaniu prawdy13.

Zatem niewolnik zna prawdę, niemniej zachowuje ją dla siebie i współtowarzyszy niedoli. To wyraz jego rozwagi, ponieważ nawet on wie, że ta myśl, będąc demaska-cją i oskarżeniem zastanego systemu społecznego, całej ludzkiej historii, jest bardzo

10 Ibidem, s. 194.

11 Ibidem, s. 201.

12 Ibidem, s. 220–221.

13 Ibidem, s. 140.

138 Katarzyna Haremska

niebezpieczna. To potężna broń, zdolna powalić mury starego systemu. Rousseau jednak nie czuje podobnej obawy, wręcz odwrotnie – świadomie roznieca niepokój i wątpliwości. Z temperamentu, z przekonań jest rewolucjonistą.

Kiedy się społeczeństwu ludzkiemu przyjrzeć okiem nieuprzedzonym i spokojnym, uka-zuje nam ono zrazu tylko obraz przemocy silnych i uciemiężenia słabych [...] nic śród ludzi nie jest mniej stałe niż owe zewnętrzne stosunki będące częściej dziełem przypadku niż owocem mądrości, a zwane słabością i potęgą, bogactwem i i ubóstwem, więc na pierwszy rzut oka urządzenia ludzkie mogą się wydać gmachami wzniesionymi na stosach ruchomego piasku [...]14

Próżne są zatem wszystkie wysiłki klas wyższych zmierzające do ukrycia przy-godności ich uprzywilejowanego położenia. Kamufl aż się nie udał. Wszyscy to wi-dzą, choć na razie tylko jeden Rousseau ma odwagę głośno zawołać: „król jest nagi”.