• Nie Znaleziono Wyników

2. Aleksander Kwaśniewski – prezydent spełniony. Wizerunek Aleksandra

2.1. Wizerunkowa walka z towarzyszem Szmaciakiem (1989–1993)

Pierwszy tekst w „Gazecie Wyborczej” na temat Aleksandra Kwaśniewskiego został zamieszczony w wydaniu z 19 maja 1989 roku i nosi znamienny tytuł Człowiek, któ-ry idzie w górę. To krótka nota o politycznej nominacji Kwaśniewskiego:

Francuski tygodnik „L’ Express” w ostatnim numerze podaje rewelacyjną wiadomość z Warszawy: Aleksander Kwaśniewski ma zastąpić Mieczysława Rakowskiego na sta‑

nowisku premiera, a ten ostatni obejmie funkcję I sekretarza KC PZPR na miejsce gen. W. Jaruzelskiego. Jakie stanowisko obejmie gen. Jaruzelski, tego wyjaśniać nie trzeba8.

W artykułach z  okresu 1989–1993 Aleksander Kwaśniewski jest pokazywany przede wszystkim w  kontekście przywódcy rosnącej w  siłę, powstałej na gruzach PZPR – Socjaldemokracji Rzeczypospolitej Polskiej, kogoś w rodzaju odnowiciela lewicy, reprezentującego reformatorskie skrzydło, ale jednocześnie legitymizujące‑

go wyzierającego zza jego pleców towarzysza Szmaciaka, który na wzór bohatera satyrycznego poematu Szpotańskiego uosabia najgorsze cechy partyjnego betonu.

To czas, w którym „Gazeta Wyborcza” poświęca swoje łamy przede wszystkim na artykuły dotyczące przemian transformacyjnych w Polsce, prezydenckich wyborów, podziałów w obozie solidarnościowym, które ujawniły się już po 1989 roku. Alek‑

sander Kwaśniewski jako przywódca SdRP jest przez „Gazetę Wyborczą” zauwa‑

żany, jednak wydaje się, że nikt – także Adam Michnik – nie wierzył wówczas, że odegra tak istotną rolę w Polsce po zmianach 1989 roku. Ma to przede wszystkim swoje korzenie w magicznym myśleniu, że euforia przełomu 1989 roku będzie trwa‑

ła wiecznie. Czerwcowe wybory 1989 roku, jeszcze nie w pełni wolne, bo do Sejmu kontraktowego, w którym w wyniku porozumień Okrągłego Stołu miała zagwaran‑

towane miejsca także reprezentacja PZPR i partii sojuszniczych, były tak naprawdę pierwszymi i jednocześnie ostatnimi wyborami, kiedy tak zgodny był w Polsce spo‑

7 Raporty CBOS są zamieszczone na stronie internetowej: http://www.cbos.pl/.

8 Człowiek, który idzie w górę, dodatek do „Gazety Wyborczej” nr 10, 19 maja 1989, s. 1.

łeczny werdykt wyborczy na rzecz „Solidarności”. Obywatelski Komitet Wyborczy, skupiony wokół „Solidarności”, zdobył miażdżącą przewagę, uzyskując 160 manda‑

tów poselskich na 161 możliwych, już w pierwszej turze, i 99 miejsc w Senacie na 100, także w pierwszej turze. Tak silna reprezentacja pozwoliła na powołanie pierw‑

szego solidarnościowego rządu Tadeusza Mazowieckiego, z ogromnym społecznym poparciem. Jak zauważa Marzena Cichosz, która przeprowadziła analizę kampanii prezydenckich w Polsce od 1990 do 2000 roku: „Wybory do parlamentu przeprowa‑

dzone w czerwcu 1989 roku potwierdziły ustanowioną linię podziału na elity zwią‑

zane z rozmontowywanym systemem (PZPR, Zjednoczonym Stronnictwem Ludo‑

wym oraz Stronnictwem Demokratycznym) i elity wywodzące się z «Solidarności», które weszły do parlamentu z list Komitetów Obywatelskich (KO). Jednoznaczne poparcie uzyskali kandydaci wystawieni przez Komitety Obywatelskie. Dokonany wybór można odczytywać zarówno jako wybór negatywny – skierowany przeciwko reprezentantom starego systemu, jak i afirmatywny – potwierdzenie zgody na demo‑

kratyzację sytemu i rolę w tym procesie «Solidarności»”9.

Już jednak w pierwszych w pełni wolnych wyborach parlamentarnych w 1991 roku, po transformacji ustrojowej 1989 roku w Polsce, reprezentująca najsilniejsze wówczas solidarnościowe ugrupowanie Unia Demokratyczna zdobyła 12,32 proc.

poparcia (62 mandaty w  Sejmie), a  SLD10 11,99 proc. (60 mandatów w  Sejmie).

I chociaż do Sejmu weszły wówczas także inne ugrupowania o solidarnościowych korzeniach, na przykład Wyborcza Akcja Katolicka, Porozumienie Obywatelskie Centrum czy Kongres Liberalno ‑Demokratyczny, zdobywając parlamentarną więk‑

szość nad lewicą, tworzenie prawicowego, solidarnościowego rządu w opozycji do ugrupowań lewicowych okazało się trudne. Powołano w końcu w grudniu 1991 roku słaby i budzący silne emocje społeczne rząd Jana Olszewskiego, który przetrwał do słynnego nocnego głosowania z 3 na 4 czerwca 1992 roku, w wyniku którego pre‑

zydent Lech Wałęsa desygnował na premiera Waldemara Pawlaka. Solidarnościowe rządy po 1991 roku okazały się burzliwe, między innymi ze względu na wewnętrz‑

ne, głębokie podziały między prawicowymi ugrupowaniami, ale także dlatego, że ugrupowania te, skoncentrowane na walce miedzy sobą, nie zauważyły pierwszego pęknięcia politycznych sympatii Polaków, które tak wyraźnie odzwierciedlił podział pomiędzy dwoma najsilniejszymi wówczas politycznymi ugrupowaniami – Unią Demokratyczną i Sojuszem Lewicy Demokratycznej. Dały znać o sobie zmęczenie reformami Leszka Balcerowicza i rozczarowanie solidarnościową klasą polityczną.

Codzienność przyćmiła zupełnie euforię zwycięstwa i przełomowej zmiany ustro‑

jowej 1989 roku. Politycy i ugrupowania solidarnościowe zaczęły być postrzegane podobnie, jak wcześniej władza PRL, czyli przede wszystkim jako „oni”, w przeci‑

wieństwie do „my”, którzy pomysły tej władzy, a więc reformy właśnie, odczuwa‑

my na własnej skórze. W tak skomplikowanej społeczno ‑politycznej rzeczywisto‑

ści Aleksander Kwaśniewski okazał się najskuteczniejszym politykiem lewicy, który w 1993 roku, a zatem zaledwie cztery lata po wielkiej przemianie ustrojowej w Pol‑

9 M. Cichosz, (Auto)kreacja wizerunku polityka na przykładzie wyborów prezydenckich w  III RP, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2007, s. 75.

10 SLD utworzony w 1991 jako komitet wyborczy lewicowych ugrupowań – przede wszystkim So‑

cjaldemokracji Rzeczypospolitej Polskiej, powstałej po zlikwidowanej PZPR, ale także związków za‑

wodowych i stowarzyszeń społecznych, jako koalicja startował w kolejnych wyborach parlamentarnych.

W 1999 roku przekształcił się w partię polityczną, zbudowaną przede wszystkim na członkach SdRP.

sce, doprowadził SdRP, spadkobierczynię rządzącej przez 45 lat PZPR, do zwycię‑

stwa w demokratycznych wyborach parlamentarnych.

Od początku skutecznie budował wizerunek pragmatycznego polityka ponad po‑

działami. Widać to już w rozmowie z 1989 roku, w której Aleksander Kwaśniewski stwierdził, że „rząd Mazowieckiego jest pierwszym, który ma szanse, bo cieszy się społecznym poparciem”11. Wydawał się jednak także politykiem, który znalazł się na marginesie politycznej sceny – mimo że przez ludzi „Solidarności” był uznawany za

„partnera operatywnego i otwartego, który wspólnie z Jackiem Kuroniem wygaszał strajki”, nie zaproponowano mu żadnego stanowiska w rządzie T. Mazowieckiego12.

Sytuacja się zmieniła, kiedy Aleksander Kwaśniewski został przywódcą Socjal‑

demokracji Rzeczypospolitej Polskiej, partii powstałej na gruzach PZPR. Ostatni zjazd PZPR, jako wydarzenie dla polskiej rzeczywistości politycznej ważne, „Gaze‑

ta Wyborcza” opisywała obszernie, jednak z  niewiarą w to, że SdRP stanie się nową lewicową siłą13. „Gazeta Wyborcza” sporo miejsca poświęciła w  tym czasie także tematowi majątku po byłej PZPR – redakcja konsekwentnie stała na stanowisku, które wyraża tytuł jednego z artykułów – Oddajcie to wreszcie14 – oraz tak zwanej sprawie moskiewskich pieniędzy, pożyczki w wysokości 500 mln złotych i miliona 232 tysięcy dolarów, jaką zaciągnął Mieczysław Rakowski od KPZR. Opublikowa‑

no cykl artykułów, z których wynikało, że pożyczka została zaciągnięta niezgodnie z  ówczesnym prawem, bez wymaganych zezwoleń dewizowych. Mieczysław Ra‑

kowski konsekwentnie twierdził, że pożyczka w całości została zwrócona. Śledztwo podjęte w tej sprawie w 1990 roku, zostało umorzone w roku 1995, jeszcze przed wyborami prezydenckimi. Negatywnym bohaterem tekstów „Wyborczej” w tym cza‑

sie pozostaje bardziej Leszek Miller (miał zwrócić 600 tysięcy z naruszeniem usta‑

wy karnoskarbowej) niż Aleksander Kwaśniewski, ale jego postać jako spadkobiercy bagażu PZPR, pojawia się w  tle. Aleksander Kwaśniewski walczył jednak w  tym czasie o wewnętrzne umocnienie SdRP jako głównej lewicowej siły na polskiej sce‑

nie politycznej (Tadeusz Fiszbach, odcinając się od PZPR, powołał Polską Unię So‑

cjaldemokratyczną, która miała być tym ugrupowaniem lewicowym, z którym mo‑

głyby współpracować partie solidarnościowe) i głosił, krytykowane przez „Gazetę Wyborczą” stwierdzenia, że „projekt ustawy o przejęciu na rzecz skarbu państwa majątku byłej PZPR uderza w SdRP, dysponującą legalnie przekazanymi środka‑

mi b. PZPR, uzyskanymi ze składek tej partii oraz z działań gospodarczych zgod‑

nych z prawem”15 lub też, że SdRP będzie udzielać pomocy materialnej i prawnej ludziom w III RP dyskryminowanym z powodu przynależności do PZPR lub też innych niż solidarnościowe poglądów16.

W wyborach parlamentarnych 1991 roku „Gazeta Wyborcza” wyraźnie zdekla‑

rowała się politycznie po stronie Unii Demokratycznej, co wyraził Adam Michnik w artykule O co idzie w tych wyborach. Głos na UD rozumiał jako głos rozsądku od‑

dany na partię, która gwarantuje demokratyczny kierunek zmian, otwarcie się Polski na świat, ale także umiar i prawny ład w dekomunizacji i rozliczeniu z okresem PRL.

11 P. Pacewicz, Pierwszy rząd, który ma szansę, „Gazeta Wyborcza” nr 95, 19 września 1989, s. 5.

12 Tamże.

13 Por.: Ta ostatnia niedziela, „Gazeta Wyborcza” nr 191, 29 stycznia 1990, s. 1.

14 Oddajcie to wreszcie, „Gazeta Wyborcza” nr 315, 28 czerwca 1990, s. 2.

15 Gwałtu, rety, „Gazeta Wyborcza” nr 426, 7 listopada 1990, s. 1.

16 Socjaldemokracja rośnie, „Gazeta Wyborcza” nr 222, 6 marca 1990, s. 1.

To pogląd wielokrotnie przez Adama Michnika powtarzany i  główna polityczna linia programowa „Gazety Wyborczej”, mające wpływ na możliwość budowania przez Aleksandra Kwaśniewskiego wizerunku człowieka dialogu17.

Wyborczy wynik Sojuszu Lewicy Demokratycznej spowodował, że Aleksander Kwaśniewski wyrósł na głównego politycznego rywala solidarnościowych ugru‑

powań, którego trzeba było traktować jako poważną opozycję w Sejmie. „Gazeta Wyborcza”, pozostając wierna politycznie UD, tym bardziej krytycznie opisywała w tym czasie poczynania Aleksandra Kwaśniewskiego, mimo iż widziała w nim nie partyjny beton, ale polityka kierującego SLD w  stronę demokratycznych zmian.

Z drugiej jednak strony w artykułach „Wyborczej” coraz głośniej wyrażano obawę, że zza pleców Kwaśniewskiego – w razie wygranych kolejnych wyborów – wyjdzie z podniesioną głową towarzysz Szmaciak i to ludzie jego pokroju przejmą w Polsce władzę, odsuwając na margines politycznej sceny takich jak Aleksander Kwaśniew‑

ski. Stało się to głównym hasłem kampanii wyborczej prowadzonej na łamach „Ga‑

zety Wyborczej” w 1993 roku. Właśnie z tego okresu pochodzi kolejny ważny arty‑

kuł Adama Michnika Antykomunizm z ludzką twarzą, w której redaktor naczelny

„Gazety Wyborczej” po raz kolejny zdeklarował się po stronie Unii Demokratycznej jako partii umiaru, ale jednocześnie przewidywał czarny scenariusz wydarzeń w ra‑

zie powrotu do władzy partii lewicowych. To bodaj najistotniejszy dla wizerunku Aleksandra Kwaśniewskiego rodzaj manifestu politycznego redaktora naczelnego

„Wyborczej”:

[...] politycy z formacji postkomunistycznych mają powody do radości. Wydobyli się ze śmietnika historii i aspirują do władzy w państwie. [...] Ale do sukcesu postkomuni‑

stów przyczyniła się też głupia, chamska i nieskuteczna polityka kolejnych „przyspie‑

szeń” i „wojen na górze”, kolejnych czystek w „Solidarności”, powracających pomy‑

słów dekomunizacji, lustracji i porównywania PZPR do hitlerowców. Po trzech latach tej retoryki spadkobiercy polityczni komunistycznej partii mają realną szansę stać się najsilniejszym stronnictwem parlamentarnym.

Ale komunizm nie powróci.

[...] Mogą natomiast powrócić do władzy dawni sekretarze komitetów wojewódz‑

kich, powiatowych i gminnych, dawni dyrektorzy z aparatowej nomenklatury, nawet dawni specjaliści od załganej propagandy sukcesu.

[...] Pozostaję przy antykomunizmie z ludzką twarzą. Ten antykomunizm polega na konsekwentnym odrzucaniu teorii i praktyk totalitarnych przy jednoczesnej goto‑

wości do dialogu z ludźmi, którzy byli w nie uwikłani.

[...] Izolacja Klubu SLD w Sejmie decydowała o jego słabości i wymuszała posłu‑

giwanie się językiem strawnym dla antykomunistycznej reszty parlamentu. Teraz bę‑

dzie inaczej. Pojawi się duma z własnej politycznej biografii i osiągnięć PRL. Wbrew – być może – własnej intencji Aleksander Kwaśniewski wypromuje sukces polityczny tow. Szmaciaka. [...] wraz z siłą polityczną SLD rosnąć będzie siła i znaczenie ten‑

dencji szmaciakowskiej, która ludzi typu Kwaśniewskiego, nurtu reformatorskiego w PZPR zawsze szczerze nie lubiła widząc w nich „polityczne kameleony”, „farbowa‑

ne lisy”, zwolenników „socjalizmu rynkowego”, niekonsekwentnych mięczaków i za‑

kamuflowanych socjaldemokratów. Teraz z pewnością ów Szmaciak podejmie próbę zdominowania kierownictwa SLD.

[...] Dominacja postkomunistów w  Sejmie przerazi ludzi dzisiaj spokojnych i umiarkowanych, co wrzaskliwym ekstremistom jeszcze doda wigoru. Wylegną na

17 A. Michnik, O co idzie w tych wyborach, „Gazeta Wyborcza” nr 719, 25 października 1991, s. 5.

ulice, podpalając kukły, czerwone świnie i  skandując: „Miałeś chamie złoty róg”.

Przeciw nim podążą bojówki złożone z sierot po ORMO i ZOMO. I włączą się w to wszystko ochoczo polskie partie groteskowe: Tymińskiego i Leppera, Moczulskiego i Wrzodaka. Pojawi się widmo chaosu, konfliktu wszystkich ze wszystkimi. Belweder zacznie być zasypywany błagalnymi adresami o zaprowadzenie porządku i rządów silnej ręki18.

Zdaniem Adama Michnika takiego scenariusza można było uniknąć tylko poprzez głosowanie na Unię Demokratyczną jako partię rozumnego centrum ze skrzydłami konserwatywnym i  socjalnym oraz partię ludzi, których kompetencja i  rzetelność sprawdziły się na wielu historycznych zakrętach19. W podobnym tonie wypowiadał się Piotr Bratkowski w artykule Bój o kołtuna, w którym wyraził obawę, że „[...] zza ubranego w elegancki garnitur Aleksandra Kwaśniewskiego wyłania się sfrustrowany, agresywny, odwieczny i ponadustrojowy kołtun”20, czy Andrzej Szczypiorski w tekście Dlaczego będę głosował na Unię Demokratyczną – który stwierdził: „[...] Lepsze to od wrzasków, obelg, awanturnictwa, demagogii, fałszów, iluzji. Lepsze od taczek Lep‑

pera, białych orłów Moczulskiego, konfesjonałów Marka Jurka, frazesów Janusza Korwin ‑Mikke, złudzeń Bugaja, obiecanek Waldemara Pawlaka, teczek Antoniego Macierewicza, politycznych fikołków Jarosława Kaczyńskiego, ignorancji Janow‑

skiego, nostalgii Kwaśniewskiego, ponuractwa Olszewskiego, a nawet od kaprysów samego pana prezydenta”21.

Aleksander Kwaśniewski studził takie emocje i potrafił przekonująco zwracać się do swoich wyborców. W pięciopunktowej wyliczance, mającej uzasadnić, dlaczego w 1993 roku wyborcy mieli głosować na SLD, podkreślił między innymi to, że SLD proponuje rozsądne zmiany, ma kompetentnych kandydatów, jest konsekwentny w politycznych poglądach, ale przede wszystkim „Ma alternatywny program, który nie będzie burzyć osiągnięć ostatnich czterech lat, lecz będzie poprawiać błędy”22. Takimi wypowiedziami budował wizerunek lidera odwołującego się do rozsądku, przypominającego, że duża część społeczeństwa to lewicowy elektorat i PRL jest dla tych ludzi ustrojem, w którym przeżyli i budowali swoje życie, doznawali sukcesów, porażek i radości – przekreślanie tego czasu jest dla nich nie do zaakceptowania. Ta wyborcza strategia okazała się skuteczna i SLD w 1993 roku, zaledwie cztery lata po przemianie ustrojowej w Polsce, po raz pierwszy wygrał wybory parlamentarne.

Na zasadzie pragmatycznego scenariusza starał się Kwaśniewski budować przy‑

szłą koalicję i rząd, przez co był w społecznym odbiorze postrzegany jak człowiek rozsądku, polityk pragmatyk, któremu zależy na rozwiązywaniu problemów. Unia Demokratyczna zaś, która nie chciała, jak powiedział Jan Maria Rokita, być „list‑

kiem figowym dla partii postkomunistycznych”23 i nie chciała brać odpowiedzial‑

ności za ich wyborcze obietnice – coraz częściej odbierana była jako partia solidar‑

nościowych marzycieli i  bohaterów, którzy w  codziennym rządzeniu nie potrafią dać sobie rady i przedkładają solidarnościowy etos nad bieżące potrzeby społeczne.

18 A. Michnik, Antykomunizm z ludzką twarzą, „Gazeta Wyborcza” nr 213, 11 września 1993, s. 9.

19 Tamże.

20 P. Bratkowski, Bój o kołtuna, „Gazeta Wyborcza” nr 214, 13 września 1993, s. 14.

21 A. Szczypiorski, Dlaczego będę głosował na Unię Demokratyczną, „Gazeta Wyborcza” nr 209, 7 września 1993, s. 10.

22 Głosujcie na mnie, „Gazeta Wyborcza” nr 218, 17 września 1993, s. 12.

23 Róbmy rząd, „Gazeta Wyborcza” nr 222, 22 września 1993, s. 1.

Partia inteligentów, którzy zmarnowali wolnościowy zryw Polaków 1989 roku i nie potrafili się po prawej stronie sceny politycznej porozumieć.

Aleksander Kwaśniewski już wtedy pokazał, jak celne i trafiające do odbiorców potrafi budować metafory. Na pytanie dziennikarki, co konkretnie Unia Demokra‑

tyczna powinna zrozumieć, odpowiedział: „Że społeczeństwo chce, by reformy od‑

bywały się w mniej forsownym tempie. Ludzi bolą już nogi. Każdy, kto mimo to chciałby popychać ich do szybszego marszu, powinien najpierw przypomnieć sobie, że nie ma na to zgody24”.

W kolejnych wywiadach i  wypowiedziach zapewniał, że Polska pod rządami SLD nadal będzie trzymać kurs na NATO i Unię Europejską, że trzeba kontynu‑

ować reformy, choć w  wolniejszym tempie, co zdecydowanie uspokajało nastro‑

je groźby powrotu do PRL i coraz rzadziej przypominano Kwaśniewskiemu jego pezetpeerowską przeszłość, a coraz częściej pisano o konieczności pogodzenia się z wyborczym werdyktem, który dla solidarnościowego środowiska „Gazety Wybor‑

czej”, jeszcze w trakcie kampanii, wydawał się nie do zaakceptowania.

Jednym z ostatnich w tym czasie wnikliwych wywiadów, w których autor stara się dowiedzieć, jak to się stało, że przedstawiciel prominentnej władzy z okresu Okrągłe‑

go Stołu, jeden z czołowych polityków końcowego okresu PRL i jej beneficjent w de‑

mokratycznej Polsce, przejmując solidarnościowe idee, nawołuje do zmian i naro‑

dowej zgody, jest rozmowa, którą we wrześniu 1993 roku przeprowadził w „Gazecie Wyborczej” z Aleksandrem Kwaśniewskim Jacek Żakowski. Aleksander Kwaśniew‑

ski wyłożył w niej swoje polityczne credo, rozumienie historii oraz filozofię władzy – tezy, które powtarzał w późniejszych wywiadach i wypowiedziach w zmienionej stylistyce i kontekście. A i pytania tak ważkie w późniejszych wywiadach nie padały, a jeśli się pojawiały – były echem tamtej właśnie rozmowy: „Nie potrafię sobie wy‑

obrazić, co mogło skłonić 23 ‑letniego, dobrze zapowiadającego się studenta Wydzia‑

łu Handlu Zagranicznego na Uniwersytecie Gdańskim, żeby w 1977 r., sześć lat po Grudniu ‘70, wstąpić do PZPR”25 – to pierwsze pytanie tej rozmowy, które nadaje ton całości. Aleksander Kwaśniewski widzi w tym przypadek – konieczność rozliczenia się z upartyjnienia studenckiego związku SZSP, którego był wówczas szefem na Uni‑

wersytecie Gdańskim (jego wstąpienie do PZPR miało to upartyjnienie powiększyć).

Na pytanie zaś, że wstępował do PZPR w  rok po załamaniu nadziei związanych z Gierkiem, po Radomiu, Ursusie, po powstaniu KOR ‑u, odpowiedział:

Gdybym studiował historię, a nie handel zagraniczny, może spotkałbym innych ludzi i moje losy inaczej by się potoczyły. W 1976 r. nadzieje związane z Gierkiem się zała‑

mały, ale wnioski można było wyciągać dwojakie. Starsi, bardziej doświadczeni, uzna‑

li, że systemu zmienić się nie da. Dla takich jak ja był to tylko dowód, że wyczerpała się ekipa Gierka i jej koncepcje kierowania Polską. Alternatywą był na przykład Fiszbach, proponujący otwarty sposób myślenia o Polsce. To mnie pociągało [...] decydujące było przekonanie, że coś się da zmienić od środka. Ewolucja odpowiada mojej naturze. Nie mam w sobie nic z rewolucjonisty, mówię to z pewnym żalem26.

Hasło ewolucji zamiast rewolucji będzie Aleksander Kwaśniewski powtarzał w kolejnych wyborach parlamentarnych i prezydenckich. Swoje wybory zaś z tam‑

24 A. Nowakowska, I’m happy, „Gazeta Wyborcza” nr 220, 20 września 1993, s. 3.

25 J. Żakowski, Szlifowanie betonu, „Gazeta Wyborcza” nr 228, 29 września 1993, s. 10.

26 Tamże.

tego okresu, a także to, że w stanie wojennym reprezentował partię władzy, będzie tłumaczył wiarą w możliwości zmian wewnątrz systemu. Emocje w tym wywiadzie wyraźnie dają o sobie znać w pytaniach Jacka Żakowskiego. Odpowiedzi Aleksan‑

dra Kwaśniewskiego niezmiennie są budowane w tonie racjonalnych wyjaśnień:

– Mam wrażenie, że cały czas się nie rozumiemy. Czy Pan nie uważa, że są takie chwile, kiedy trzeba powiedzieć „nie!” albo przynajmniej nie mówić „tak”?

– Oczywiście, że są i nieraz takie decyzje podejmowałem. Niech pan jednak pa‑

mięta, że decydował człowiek trzydziestoletni, który wierzył, że zmiana wewnątrz systemu jest możliwa, ciekawy był zupełnie nowych doświadczeń, miał nadzieję, że wykorzysta – nie dla siebie bynajmniej – nowe możliwości. I nieskromnie powiem:

w sporej części tak się stało.

[...] – Wróćmy do chronologii. Przy Okrągłym Stole spotkał się Pan twarzą w twarz z ludźmi, którzy ze względu na swoje poglądy spędzili w więzieniach te długie lata, podczas których Pan był naczelnym redaktorem i  członkiem rządu. Co Pan wtedy czuł? Nie miał Pan wobec nich żadnych kompleksów?

– To było fascynujące. Najistotniejszym doświadczeniem, myślę, że dla obu stron, była całkowita zmiana wizerunku wroga czy przeciwnika. Nagle okazało się, że dialog jest możliwy, argumenty są racjonalne, kompromis do osiągnięcia, i – co było szcze‑

gólnie zdumiewające – najbardziej otwarci, wolni od rewanżu, pozbawieni obsesji okazali się ci, którzy byli najbardziej prześladowani. Dla mnie było to ostateczne po‑

twierdzenie, że lepiej rozmawiać, a nawet kłócić się niż używać do „porozumiewania się” służb specjalnych.

[...] – A dlaczego Pan nie poszedł tą drogą co Marcin Święcicki?

– To zabrzmi źle, ale moja droga wydawała mi się bardziej uczciwa.

– Nie mógł się Pan wywikłać z psychicznych uplątań?

– Uważałem, że za to, co się przez lata robiło, trzeba ponosić odpowiedzialność, że trzeba się poddać społecznej weryfikacji. Nie przechodzi się do obozu zwycięzcy27. Widać już wówczas z  pytań, które potencjalnie skazywały Aleksandra Kwaś‑

niewskiego na porażkę zawiłych tłumaczeń, jak potrafił zbudować zwycięstwo, odpowiednio dobierając słowa. Krótkim: „nie przechodzi się do obozu zwycięzcy”

podsumował swoje nie do zaakceptowania dla wielu Polaków polityczne wybory okresu transformacji 1989 roku, nie używając słowa „przepraszam”.

Aleksander Kwaśniewski znał jednak wagę tego słowa w społecznym odbiorze. To zresztą dzisiejszy elementarz specjalistów PR, którzy tłumaczą politykom, że w kry‑

zysowych momentach, jeśli to konieczne, trzeba umieć przyznać się do błędu, prze‑

prosić i wskazać zadośćuczynienie oraz plan na przyszłość. Gdyby jako lider postpe‑

prosić i wskazać zadośćuczynienie oraz plan na przyszłość. Gdyby jako lider postpe‑