• Nie Znaleziono Wyników

Znaczenie miłości w redukcji bólu i cierpienia u dzieci onkologiczne chorych

W dokumencie Ból i cierpienie (Stron 83-93)

Nie m a n a świecie człowieka, k tó ry nie pragnąłby być kochanym nieza­ leżnie od wieku. Potrzeba ta w różnym stopniu dotyczy wszystkich ludzi. O d ­ nalezienie m iłości pozwala człowiekowi wykroczyć poza własne ja i w relacji z dru g im odnaleźć swoje dopełnienie. Są w życiu człowieka sytuacje, w których potrzeb a m iłości staje się szczególnie ważna. Do takich sytuacji należy p rze­ de wszystkim choroba, zwłaszcza gdy dotyka ona m łodego człowieka. C ho­ re dziecko potrzebuje potw ierdzenia ze strony swoich najbliższych, że jest dla nich ważne, że to, co się z n im dzieje, nie jest im obojętne, że rozum ieją go, są i pozostaną przy n im bardzo blisko. „Zdolność do m iłości i potrzeba m iłości (kocham i jestem kochany) należy do najgłębszych, najbardziej pierw otnych potrzeb ludzkich, a przeżywanie uczuć m iłości na różnych etapach rozwoju człowieka jest najbardziej pow szechnym ludzkim doświadczeniem . M ożna żyć

6 W. Kawalec, K. Kubicka, Pediatria, Warszawa 1999.

z różnym i defektam i - i zmysłów, i części ciała, i umysłu, ale najtrudniej żyć po ludzku bez doznaw ania bliskości, więzi, m iłości”8.

Żadne leki uspokajające i przeciwbólowe nie pom ogą, jeśli dziecku zabrak­ nie tego, co dla niego jest najważniejszą rzeczą - obecności przy n im jego ko­ chających rodziców. Brakuje m u wtedy m iłości, najzdrowszej i najpotrzebniej­ szej witaminy, zwanej przez doświadczonych pediatrów w itam iną „M ”9.

Erich From m , próbując zdefiniować m iłość, pisze o niej w następujący spo­ sób: „Autentyczna miłość jest ekspresją daw ania i zakłada troskę, szacunek, odpow iedzialność i wiedzę. Nie jest to uczucie w tym znaczeniu, że się jest przedm iotem czyjegoś wpływu, ale czynne dążenie do rozw oju i szczęścia oso­ by kochanej, wyrastającej z własnej zdolności do kochania”10. M iłość w aru n k u ­ je rozwój poczucia własnej w artości, sprawia, że m ożliwe do zniesienia stają się

frustracje i przym us wychowawczy.

M iłość m a w sobie niezwykłą siłę, stanow i niew yczerpane źródło sił życio­ wych, z którego czerpie się sens życia i siły do ciągłej walki, by trw ać i stawać się dla drugiego. To dzięki niej wielu pacjentów o m ocnym sercu i silnej w o­ li żyje dłużej niż m ożna by się tego spodziewać. „Nie ustają w walce o życie ze względu na rodzinę, a m ogą to robić w przekonaniu, że poddając się śmierci, zawiedliby swoich bliskich”11.

Człowiekowi potrzebna jest w życiu świadomość, że jest ktoś, kogo jego oso­ ba obchodzi. Kto chce wiedzieć, jak się czujemy, co się z nam i dzieje, co m yśli­ my, kto znajdzie dla nas chwilę n a serdeczną rozmowę. Pragniem y m óc kom uś wierzyć, zwierzać się, dzielić z kimś swoje troski, lęki, nadzieje, ambicje, tra ­ gedie. Pragniem y bliskiego i pełnego kontaktu n a płaszczyźnie współdziałania, porozum ienia umysłowego i em ocjonalnego współdźwięczenia12. Człowiek jest istotą z natury społeczną, pragnącą dzielić swoje życie z drugim człowiekiem. Kontakt z drugą osobą nadaje naszem u życiu sens, a wszystkie radości codzien­ nego życia tracą go wtedy, gdy nie m am y się nim i z kim podzielić. W szystko, co czynimy, nabiera wartości dopiero w odniesieniu do drugiego człowieka.

Potrzebę m iłości jako czynnika łagodzącego cierpienie osób chorych o n ­ kologicznie m ożna dostrzec w sposób szczególny, przyglądając się bliżej opisa­ nem u przez W inklera wym iarowi cierpienia socjalnego. W nim odnajdujem y 8 W. Szewczyk, Człowiek nie może żyć bez miłości, w: Świat Judzkich uczuć, W. Szew­ czyk (red.), Tarnów 1997, s. 86.

9 L. Szczepaniak, Moralne problemv związane ze szpitalną opieką służby medycznej, Kraków 2003, s. 86.

10 E. Rzędkowska, Z psychologii rozwoju potrzeb emocjonalnych, w: Świat ludzkich uczuć, op. cit., s. 28.

11 K. Kalina, Akuszerka dusz. Opieka duchowa nad umierającymi, Warszawa 2001, s. 78.

88 Agnieszka Starzykiewicz, M ichał Stolarek w artość relacji m iędzyludzkich, które właściwie wykorzystane m ogą stać się źródłem siły do walki z chorobą i być balsam em dla cierpiącej duszy.

Cierpienie socjalne jest bólem , który w ynika jednoznacznie z u traty p o ­ zycji chorego dziecka w oczach m atki, ojca, potem w śród rówieśników, kole­ żanek, kolegów, sąsiadów, rodzinnego m iasta, wsi. Dla m łodzieży ważny jest przede wszystkim aspekt społeczny tego cierpienia, natom iast dla dzieci m ło d ­ szych i starszych na pierw szy plan wysuwa się aspekt rodzin ny 13.

Józef Binebessel, prow adząc badania nad dziećm i chorym i onkologicznie, rozm awiając z nim i, poznaw ał ich obawy, lęki i odczucia związane z dośw iad­ czanym przez nich cierpieniem totalnym . W odniesieniu do sfery rodzinnej wskazuje n a trzy źródła cierpienia socjalnego: tęsknotę za fizyczną obecnością bliskich, u tratę więzi z bliskimi oraz odczucie u traty rodzicielskiej m iłości14.

W ażnym elem entem , będącym wyrazem m iłości, jest żywy kontakt em o­ cjonalny i postaw a akceptacji, zapewniająca praw idłow y rozwój. Brak kontaktu dziecka z rodzicam i, izolacja go od otoczenia i kontaktów z rów ieśnikam i p ro ­ wadzi u niego do poczucia krzyw dy i osam otnienia15.

W obliczu choroby dziecko nie pow inno być pozostaw ione sam o sobie. Szczególnej w artości dla niego w tym tru dn ym czasie nabiera obecność rod zi­ ców n a terenie szpitala. Pozwala ona n a łagodniejsze zniesienie bólu i cierpie­ nia, które jest m ocno odczuw alne w trakcie chem oterapii i bolesnych badań. Przygotować do m ężnego zniesienia bólu najlepiej potrafi ktoś bliski, kogo dziecko darzy zaufaniem , kto zapewni, że ju tro też przyjdzie, by potrzym ać za rękę. O becność rodziców przy dziecku jest niezbędna do jego zdrowego istnie­ nia i w ew nętrznej harm onii.

C horym dzieciom potrzeba bardzo niewiele, w ystarczy im tylko, by nie m u ­ siały w sam otności zmagać się z bólem . Wystarczy, że będzie m iał kto ich wy­ słuchać, pogłaskać, przytulić. W ystarczy tylko dać im trochę m iłości, by otrzy­ m ać jej od nich jeszcze więcej. M iłość rodziców, wyrażająca się w ich pełnej ciepła obecności, pom oże zredukow ać cierpienie wynikające z izolacji od d o ­ tychczasowego otoczenia.

Dla dziecka m iłość nie zawsze m usi być obecna w swym konkretnym oso­ bow ym kształcie. O biekt uczuć, naw et oddalony o kilkadziesiąt kilometrów, jeśli tylko przesyła dow ody na to, że się psychicznie nie oddala, m oże żyć w w yobraźni, we w spom nieniach i oczekiwaniu. W tedy pozostaje jedynie p o ­ czucie osam otnienia fizycznego, nie dolega natom iast poczucie osam otnienia psychicznego, które jest o wiele trudniejsze do zniesienia16.

Dla dziecka możliwość doznania uczucia m iłości i obdarzenia tym uczu­ ciem innych jest najważniejszym czynnikiem jego rozwoju emocjonalnego. Brak miłości w życiu każdej jednostki pow oduje ogrom ne straty psychiczne i duchowe, a w sytuacji choroby w zm aga cierpienie jednostki.

W pewnych sytuacjach zerw anie więzi uczuciowej jest dla dziecka bardzo bolesnym przeżyciem, m oże prow adzić do tego, że w późniejszym życiu nie chce ono kochać, aby nie zostać ponow nie zranionym . Angielscy lekarze (Ro­ bertson, Bowly) wyróżnili trzy etapy urazu szpitalnego, będącego reakcją na długotrwałą izolację o d najbliższych. Pierw szym jest faza protestu, która m o ­ że trwać kilka godzin, ale i kilka dni. Dziecko nie rozum ie, dlaczego zostało oddzielone od swoich bliskich, szuka ich, oczekuje ich pow rotu. Krzyczy, p ła­ cze, przejawia różne form y czynnego p rotestu i agresji, czepia się pielęgnia­ rek lub ze złością je odpycha. D rugi etap to rozpacz - faza beznadziejności, w której dziecko przekonuje się, że rodzice nie przyjdą. Przestaje płakać, w pada w apatię, traci chęć do jedzenia, źle sypia. Trzecia faza to zakłam anie (faza tłu ­ mienia). Na tym etapie dziecko rezygnuje z protestów i robi pozornie w raże­ nie rozsądnego człowieka. Błędnie czasem m o żn a sądzić, że dzielny m aluch zżył się ze szpitalem i dostosow ał się do nowej sytuacji. Dziecko zaczyna inte­ resować się otoczeniem , a odw iedziny bliskich wydają się już nie tak w ażne17. W takiej sytuacji niektóre dzieci będą szukać oparcia i bliskości w osobach sprawujących nad nim i opiekę, starając się zwrócić n a siebie uwagę swoim za­ chowaniem. Inne izolują się i wycofują z kontaktów z otoczeniem , odgradzając się milcząca sam otnością od reszty świata.

Przeżywanie przez dziecko ciężkiej choroby, które wiąże się z odseparow a­ niem go od m atki, m oże wprowadzić elem ent nieufności do ich wzajemnych relacji. Nieufność ta jest potem przenoszona na wszystkie kontakty interperso­ nalne nawiązywane przez pacjenta18.

Dobro dziecka w szpitalu wym aga obecności rodziców i błędne są opinie mówiące o niekorzystnym wpływie obecności rodziców na oddziale szpital­ nym, rzekom o wzbudzającym tęsknotę dziecka za dom em i narażającym cho­ rych na zarazki. Żadne dziecko nie pragnie być sam otne i zawsze tęsknota bę­ dzie lepsza niż zerw anie więzi. D la dziecka w ażna jest każda form a kontaktu: listy, telefony, prezenty, taśm a z nagranym głosem rodzica. W szystko to daje poczucie, że jest ktoś, kto o nim pam ięta, czeka n a jego pow rót, myśli o nim , kocha go. Dlatego w swoim zawodzie lekarz nie m oże pom ijać i niepodejm o- wać współpracy z rodzicam i swoich podopiecznych, ale zawsze pow inien mieć

17 Podręczna encyklopedia zdrowia, tłum. G. Jonderko, Poznań 2002, s. 841. 18 U. Zuberek-Moskal, Rodzina w sytuacji wyznaczonej choroba nowotworowa dzie­ cka, w: Zmagając się z chorobą nowotworową, D. Kubacka-Jasiecka, W. Łosiak (red.), Kraków 1999, s. 264.

90 Agnieszka Starzykiewicz, M ichał Stolarek dla nich otw arte drzw i i serca, um acniać tę w spółpracę, by jak najlepiej pom óc chorem u dziecku.

O dw iedziny dziecka i em ocjonalna pom oc m atki przy chorym dziecku jest nieoceniona nie tylko ze względu n a m niejsze odczucie bólu i lęku przez dzie­ cko dzięki jej wsparciu. M a rów nież pozytyw ny wpływ na szybsze odzyskiwa­ nie zdrow ia przez dziecko, lepsze jego samopoczucie. Przy bliskich ból fizycz­ ny staje się lżejszy do zniesienia, a ich obecność i postaw a m iłości pozwala na złagodzenie socjalnego w ym iaru cierpienia.

W edług Spitza hospitalizacja odczuw ana jest przez dziecko jako odtrącenie go przez m atkę. O buchow ski w swoich badaniach podkreśla, że jedynym prze­ życiem, o k tórym p o latach pow rotu do zdrowia nie zapom nieli byli pacjenci, nie był ból, cierpienie i nieprzyjem ne badania, a właśnie uczucie samotności, pozbaw ienie dom u, u tra ty najbliższych i poczucia przynależności19.

W edług przeprow adzonych przez Binnebesela badań u dzieci źródło bólu socjalnego skoncentrow ane jest głównie na izolacji ich od rodziców i poczuciu osam otnienia, czują się odrzucone, tkwiąc w przekonaniu, że utraciły ich m i­ łość i zainteresowanie. W iek dziecka wpływa n a odm ienne postrzeganie źró d ­ ła cierpienia związanego z izolacją o d rodziców. M łodsze dzieci odbierają nie­ m ożność spędzania przez rodziców z nim i całego dnia jako przejaw braku ich m iłości do nich. O śm iolatek mówi: „Paweł m a lepiej niż ja, bo m am a jest z nim cały dzień, a do m nie tylko po p o łu d n iu przychodzi. Myślę, że tak jest dlatego, że m am a m niej m nie kocha”20. Zarów no m łodsze, jak i starsze dzieci wskazują n a różnicę spędzania czasu z rodzicam i w dom u i na oddziale szpitalnym.

Dzieci są szczególnie w yczulone n a relacje z rodzicam i i ich bliskość. Każ­ da chwila spędzona sam otnie n a oddziale szpitalnym wzm aga ból i poczucie osam otnienia.

„Tęsknię za nią, jak jej tu nie ma. Ale ona już chyba jest zm ęczona tą m o ­ ją chorobą. Ja to widzę, bo do D aw ida m am a przychodzi częściej. O n jest tu po raz pierwszy. Jak ja leżałem pierw szy raz, to m am a była stale ze m ną. (...) Jak on będzie tutaj często, to jego m am a też już nie będzie tyle z n im w szpitalu21 (Paweł, lat 9). Stabilna m iłość najbliższych m oże przyczynić się szczególnie do złagodzenia cierpienia socjalnego i lęku, na który zostaje skazany chory onko­ logicznie n a oddziale szpitalnym .

Dziecko, przy który m każdego d n ia jest ktoś bliski, nie czuje się opuszczo­ ne, sam otne, m a oparcie em ocjonalne, pozwalające m u znieść bez groźnych skutków ubocznych wszelkie sytuacje stresowe związane z pobytem w szpita­ lu i jego chorobą.

19 Ibidem, s. 264.

20 J. Binnebesel, Opieka nad dziećm i..., op. cit., s. 121-122. 21 Ibidem, s. 122.

Popularna dziś m ała trzy-, czteroosobow a rodzina sprawia, że każdy z jej członków m a wielką wartość i jest niezastąpiony. Rodzice często są czynni za­ wodowo, co u tru d n ia podjęcie czynności pielęgnacyjnych zwłaszcza w m o ­ mencie choroby dziecka, gdy poświęcony czas i odczucie m iłości najbliższych jest najbardziej potrzebne. M atki w obliczu choroby dziecka kierują się zwy­ kle bardziej uczuciam i i bezpośrednio je wyrażają w form ie niepokoju i lęku, tak jak to odczuwają. Umieją się cieszyć każdą popraw ą zdrow ia, a ich najw ięk­ sza siłą jest um iejętność stw orzenia dziecku poczucia uspokajającej bliskości. W dzisiejszych czasach ojciec jest bliższy spraw om opieki n ad dzieckiem niż kiedyś, stanowi również wsparcie dla dziecka, jednak w przypadku rzeczy­ wistego zagrożenia zwykle nie potrafi się skoncentrować na obecnej sytuacji i udzieleniu niezbędnej pom ocy22.

Wielość em ocji i lęków, jakie dotykają dziecko w sytuacji choroby, nie p o ­ zostają obce również rodzicom . O ni również m uszą zm agać się z em ocjam i i podjąć wyzwanie walki z chorobą swojego dziecka. Zm iany w em ocjach ro ­ dziców są bardzo wyraźne i czytelne dla dzieci, dlatego m ogą negatyw nie w pły­ nąć na zmianę relacji, prowadząc do rozluźnienia i spłycenia więzi uczucio­ wych łączących rodziców z dzieckiem przed jego chorobą. Pozytywny wpływ na um ocnienie więzi m a stała obecność przy dziecku w tym tru d n y m dla n ie­ go czasie. Głównym zadaniem hotelu, ukierunkow anym n a usunięcie po czu ­ cia utraty miłości i przynależności, jest stw orzenie m ożliwości współbycia ro ­ dziców z dziećmi w okresie ich leczenia szpitalnego.

Czasem obecność rodziców przy dziecku wzm aga tęsknotę za dom em , cie­ płem i poczuciem bezpieczeństwa. M łodzież opisywana przez Binnebesela, mówiąc o cierpieniu socjalnym, wskazuje na tęsknotę za rodzicam i takim i, ja ­ cy byli przed ich chorobą. „Bardzo tęsknię za m am ą taką, jaka była zanim tutaj wylądowałem” (Wojtek 15 lat)23. Będąc na oddziale szpitalnym , sam a bardzo często obserwuje niecierpliwe wyczekiwanie n a długo niew idzianego człon­ ka rodziny, który nie opiekuje się na co dzień chorym dzieckiem . Najczęściej jest to osoba ojca, który sprawuje pieczę n ad pozostającą w do m u ro d zin ą i d o ­ mem. Wizyty tych członków rodziny wnoszą ożywienie, radość, świeżość, n a ­ turalność, której często brakuje zmęczonej ciągłą opieką, m yśleniem o cierpie­ niu i uczestniczącej w bólu dziecka matce. Istotę tej sytuacji oddaje w ypow iedź 16-letniej Ewy: „Chodzi o to, że jesteśm y razem , rozm awiam y; kocham ją, ale fakt mojej choroby, że musi tu przychodzić, no nie wiem, jak to powiedzieć. To tak, jak kochać kogoś, ale być za szkłem. W idzieć go, ale nie m óc się p rzytu ­ lić. Znowu to nie tak, m am a m nie głaszcze jak m ałą dziewczynkę, czasam i cze­ sze m i włosy, bo jeszcze m i nie wypadły, ale, o właśnie, głaszcze nie m ała Ewę,

22 M. i R. Hertl, Chore dziecko, Warszawa 1995, s. 15-17. 23 J. Binnebesel, Opieka nad dziećm i..., op. cit., s. 123.

92 Agnieszka Starzykiewicz, M ichał Stolarek ale Ewę chorą na białaczkę. (...) Tak, to chyba to, tęsknię za m oją m am ą, tatą, siostrą, tęsknię za nim i, tęsknie za m am ą Ewy, a nie m am ą chorej Ewy, tęsknię za ojcem , a nie ojcem chorej Ewy, ( ...) stąd ten sm utek, ta sam otność”24. Takie spojrzenie nasuw a pytanie o ład u n ek em ocjonalny przekazywany przez rodzi­ ców podczas spotkań z dziećmi.

Z przedstaw ionego p u n k tu w idzenia najbardziej optym alnym m odelem opieki jest zm ienne towarzyszenie dziecku przez obydwoje rodziców podczas jego pobytu w szpitalu. Jest to korzystny układ zarów no dla chorego dziecka, które utrzym uje więzi z każdym z rodziców, jak rów nież dla rodzeństw a p ozo­ stawionego w dom u, które nie traci żadnego z rodziców na stałe. Sytuacja taka dodatkow o um ożliw ia choćby chwilowe oderw anie się od obciążenia chorobą dziecka, psychiczny odpoczynek przez zajęcie się codziennym , zwyczajnym ży­ ciem 25.

Poczucie osam otnienia jest głów nym źródłem sm utku i bólu dzieci i m ło ­ dzieży. „Sm utek i sam otność to dwie siostry. W szędzie, gdzie jest jedna, tam i pojaw ia się druga. Tutaj w szpitalu niby jest dużo ludzi, ale człowiek jest sam. Tak jak w tym w ierszu Stachury, coraz więcej w koło ludzi, a o człowieka coraz trudniej. Tak jest tutaj, to nie to, że tutaj wszyscy są źli, ale dla m nie to są leka­ rze, pielęgniarki, a nie przyjaciele, koleżanki. To tutaj jest ta sam otność, może jest to sam otność od m iłości, przyjaźni. Nie m ogę nic złego powiedzieć o leka­ rzach i siostrach, ale one są takim i zjawam i ludzkim i, to takie duchy, są, p o m a­ gają, a ja czuję tęsknotę za ciepłem (Iw ona, lat 16)26.

O becność sam a w sobie jest w yrazem m iłości do dziecka, dającym p o ­ czucie bycia kim ś ważnym dla najbliższej, ukochanej osoby. Ż adna instytucja i liczny personel wychowawczy czy pielęgniarski nie zastąpi kontaktów i wię­ zi rodzinnych, gdyż nie jest w stanie zapew nić opieki napraw dę indywidualnej i obdarzać uczuciem adresowanym wyłącznie do tego jedynego dziecka.

Każde dziecko w inny sposób dośw iadcza i przeżywa sam otność. Za każ­ dym razem w ich wypowiedziach m o żn a zauważyć ból związany z odczuw a­ niem przez chore dzieci zm ian w ich relacjach z dom ow nikam i. Istotą cierpie­ nia socjalnego w tym wym iarze jest przekonanie chorych o zm ianie ich pozycji w rodzinie.27

C hcą dziecku dać poczucie, że nie straciło ono swego m iejsca i pozycji w rodzinie, nie wystarczy jedynie nosić w sobie przekonanie, że kocha się swoje dziecko. Sztuką jest dać m u to odczuć w taki sposób, by wiedziało, że jest tą m i­ łością obdarzone i by sam o nauczyło się kochać. G ordon proponuje w tym celu

24 Ibidem, s. 123-124. 25 Ibidem, s. 266-267. 26 Ibidem, s. 123. 27 Ibidem, s. 126.

podporządkow anie się zasadzie pełnej akceptacji, czynnego słuchania dziecka, m ówienia „ja” zam iast „ty”, a więc wyrażania swoich uczuć i rozwiązywania konfliktów w oparciu o o b u stron n ą um owę zawieraną m iędzy dzieckiem a ro ­ dzicem 28. Akceptowane, kochane i wysoko cenione od najm łodszych lat przez rodziców dziecko dąży do pełnego wyzwolenia swoich uczuć, sympatii, złości, strachu bez obawy przed upokorzeniem i utratą godności czy zaufania.

W m iłości nie wystarczy sam o stwierdzenie „czuję, pragnę, przeżywam ”. Potrzebna jest wola, k o nk retn a decyzja, za którą idzie podjęcie określonego działania. Rodzice, zwłaszcza ojcowie, często stwierdzają, że kochają swoje dzieci, ale nie um ieją okazać im swojej miłości. Krępują ich pocałunki i piesz­ czoty lub też nie potrafią swojego uczucia miłości wyrazić słowami. Sytuacja, w której dziecko doznaje wielu krzywd, a brakuje m u czułości, nie czuje się kochane, tru d n o m u uwierzyć w istnienie miłości lub ulega egoizmowi, grozi stłum ieniem potrzeby miłości.

Autentyczna m iłość nie stawia warunków, nie szuka dla siebie korzyści i n i­ czego nie oczekuje w zam ian. M iłość po prostu jest. Jednocześnie tak jak n a ­ turalnym wyrazem naszej m iłości jest przytulenie do siebie dziecka czy osoby dorosłej, które daje poczucie bezpieczeństwa i opieki, podobnie pow iedzenie dziecku: „Nie”, choć bardzo trudn e, często w sytuacji choroby jest czasem ko­ nieczne29. M iłość nie m a być wyręczeniem kogoś ze wszystkich obowiązków z racji jego cierpienia i choroby, nie wyraża się w spełnianiu wszystkich za­ chcianek i rozpieszczaniem dziecka po granice wytrzymałości. O na m a m o ­ tywować do w zrostu, w iary we własne siły, realizacji siebie w poczuciu bez­ pieczeństwa i oparcia, m a być źródłem sił i motywacji do walki z chorobą. Jest wsparciem w cierpieniu, pom aga zmniejszyć odczucie jego goryczy, osładza nutą czułości, nadaje sens, uszlachetnia serce.

Główny związek dziecka nie m usi zachodzić wobec biologicznego rodzica i osoby płci żeńskiej. Pozostając świadomym, jak wielką rolę odgryw a w życiu dziecka m atka, nie należy zapom inać, że równie wielkie znaczenie m a dla dzie­ cka każda osoba, która pełnić będzie funkcję m atki, będzie się n im opiekować. U trata kontaktu z najbliższą jem u osobą będzie równie bolesna i m oże równie negatywnie odbijać się n a jego rozwoju.

Dla dziecka wyrazem miłości do niego jest obecność przy nim bliskich m u osób i emocjonalny kontakt z nimi. Potrzebę kontaktu dziecko przejawia od najwcześniejszych chwil swojego życia. Kochający rodzice zaspokajają potrzebę kontaktu i przynależności, otaczają troskliwą opieką swoje dzieci. M łodsze dzieci potrzebują przede wszystkim kontaktu z najbliższymi m u osobami. W później­

28 M. Zabiega, Antypedagogiczne prądy w wychowaniu — szansa czy zagrożenie?, w: Świat ludzkich uczuć, W. Szewczyk (red.), op. cit., s. 86.

94 Agnieszka Starzykiewicz, M ichał Stolarek szym wieku czas spędzany poza m uram i dom u wydłuża się, kontakt rodziców z dziećm i ulega rozluźnieniu na rzecz kontaktów z rówieśnikami, grupą, któ­ ra staje się dla niego istotnym punktem odniesienia30. Dziecko podczas poby­

W dokumencie Ból i cierpienie (Stron 83-93)