• Nie Znaleziono Wyników

Dzieła Ignacego Krasickiego T. 7

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Dzieła Ignacego Krasickiego T. 7"

Copied!
284
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)
(6)
(7)

KIESZONKOWA

KLASSYKOW POLSKICH.

•s fi ę, A •»

w

yd

I

na

PRZEZ

JANA nep: bobrowicza.

TOMIK VII.

*

a

T-i*

w LIPSKU,

u BREITKOPF et HAERTEL. •

1854.

(8)

Ü5.A46__

Za pozwoleniem Cenzury.

(9)

dzieła

IGNACEGO

KRASICKIEGO.

WYDANIE NOWE

JANANEP:

bobrowicza

.

TOMIK VII.

(10)
(11)

b

2 a

b

&

&

IGNACEGO

KRASICKIEGO.

TOMIK VII.

w LIPSKU,

u

BREITKOPF ET JIAERTEL.

1854.

(12)

s

а

Г

Н

Л?’

,

-IlílO'i

jjiia

iu

va

НТЯгіЛЦ

*

■* Ч‘і

ИГГІЯЯН

■)

(13)
(14)
(15)

ROZMOWY ZMARŁYCH.

ROZMOWA I.

Między Solonem")

i

Katonem

Utyceńskim.")

Solon. Prędzej tu, niżeliśmy się spodziewali przyszedłeś. Kato. A żałuję, żem się spóźnił: niebyłbym albo­ wiem świadkiem upadku Rzymu.

Solon. Któryś przyspieszył.

Kato. Nie poznaję bynajmniej w takowym zarzucie Solona.

Solon. I owszem z tego zarzutu poznaćbyś mnie powi­ nien ; przyspieszyłeś albowiem upadek Rzymu rozpaczą twoją. Kato. Ze się mój postępek niepodoba Solonowi, który Pizystrata niewolą ścierpiał, ja się temu nie dziwuję; ale żeby to, com ja uczynił, inni ganić mieli, temu nic ") Solon prawodawca Rzeczypospolitej Ateńskiej, na schyłku wieku swojego widział zniesione ustawy, któreludowi nadał,iPizystrata przywłaszczającego sobie najwyższą władzę. **) Kato od miejsca śmierci Utyki, nazwany Utycenski, ile mógł sprzeciwiał się zamysłom Juliusza Cezara , ustąpił nakoniec do Afryki, gdzie gdy przeciwne sobie wojska Juliusz zwyciężył, sam sobie śmierć zadał.

(16)

10

wierzę. Nie jest naganą, co Lukan obwieścił, ii zwycię- ztwo podobało się bogom, zwyciężeni Katonowi. *)

*) Victrix causa Diis placuit, sed victaCatoni.

“) Cadit et Dyphœus justissimusunus,

Quifuit in Teucris et servantissimus a:qui,

Diis aliter visum.

*“) Scypion i Juba Król Maurytanji złączyli byli wojska

swoje,przeciw Juliuszowi Cezarowi : tengdy opanował Egipt, szedł przeciw nim i w bitwie pokonał niedaleko Utyki.

•¡•) Utyka miasto w Afryce portowe, i obronne, sławne

śmiercią Katona.

•¡“¡•) Sertoryusz wódz Rzymski, towarzysz niegdyś

Maryu-sza, Sylli się oparł, i namiestniki jego wielokrotnie pokonał : naostatek zdradą Perpenny namiestnika swojego życie utracił.

Solon. Znać, źe twoja sprawa nienajlepsza, kiedy

się po świadectwoi wsparcie do poetów udajesz. Brzmiące słowa Łukana nic nie znaczą, a zawierają w sobie blu- źnierstwo, gdy śmie bogi nietylko z człowiekiem równać,

ale mu niejakie nad niemi nadawać pierwszeństwo. Jeżeli

zaś o to idzie, aby brać tak, jak ty świadectwa od poetów,

masz waszego Wirgiliusza, który w podobnej prawie oko­

liczności, rzecz biorąc uważnie, inaczej sobie postąpił, gdy

opisując w Eneidzie śmierć ze wszech miar prawego męża,

który w kwiecie młodości zginął, rzekł: «Inaczej się bo­ gom podobało.") Zwyciężył współtowarzyszów twoich Ju­ liusz,"") tyś się jeszcze z wielu Rzymianami w Utyceobron- nem mieście został,’ł) mogłeś się od Numidów i innych

przyjaznych Rzymowi narodów spodziewać wsparcia. Je­

żeli liczba twoich nie wyrównywała mocy Cezara, nie było to przyczyną, iżby ręce opuszczać; wiesz iż nie liczba ale męztwo i przemysł nadawają zwycięztwa, atym

bardziej gdy boju pobudka tak jest chwalebną i sprawie­ dliwą, jak twoja w ówezas była. Sertoryusz ff) przed tobą w zakątach Luzytanji, znalazł sposób z małą garstką

(17)

ROZMOWY ZMARŁYCH. 11 zdrada, kto wie ożyliby go był Pompejusz zwyciężył. Po­ zwól mi więc, abym powiedział, iż w takowem, jak było twoje, działaniu, nie poznaję Katona.

Kato. Alboż to nie męztwo i wspaniałość umysłu, życie sobie dobrowolnie i z takim namysłem odebrać?“)

Solon. Przebacz, coć powiem. Nietylko odebranie sobie życia męztwem nie jest, ale go mniemam być bojaźnią.

Kato. Kato trwożny!

Solon. Według Łukana zbyt odważny, gdy z bogi walczył; według mnie, a raczej według wszystkich pozo­ rami nieuprzedzonych, zbyt trwożny i bojaźliwy, gdy losu przeciwnego wytrzymać nie mógł.

Kato. Więc aby wnijść w poczet“) siedmiu mędrców, trzeba było ucałowaćrękę, która na mniekajdany kładła? Solon. Żeby wnijść w poczet mędrców, trzebaciągle rzecz prowadzić; nie czyni tego, kto zamiast odpowiedzi, nową rzecz wszczyna. Na zarzut odpowiadam, iż przy życiu każdemu zostać należy, gdy będ,ąc cudzym udziałem, naszemu rozrządzeniu nie podpada. Że więc kto sobieży­ cia nie odebrał, nie idzie zatem, iż całował rękę, która kajdany kładła. Gdybyś był w boju zginął, byłbyś naśla­ dowcą owego Spartanów króla Leonidy, który gdy szło o całość Grecyi, z mniejszą liczbą niż ty miałeś, nierównie większej sile Persów, niż była Juliuszową przeciw tobie, opierając się w Termopilach , legł z towarzyszami i na nieśmiertelną sławę zasłużył. Gdyby się byli wraz z nim w owej ciaśoinie Spartanie dobrowolnie z życia wyzuli za­ służyliby naówczas nie na sławę, ale na wzgardę i po­ litowanie.

Kato. Tak jak ów, któryby tylko wierszami ojczy­ znę bronił.

“) Śmierć Katona opisując Plutarch, wyraża, iż wprzód dwakroć rozmowę Platona o nieśmiertelności duszy prze­ czytał, nim sobie życie odjął.

“■) Wliczbie owych zawołanych siedmiu mędrców świata umieszczony był Solon.

(18)

12

Solon. A który odpowiada, iż przymówka nie jest odpowiedzią.

Kato. Ja nikogo nie wymieniam.

Solon. I tym zjadlej przymawiasz: chcesz mi dać uczuć, żem się niedość mężnie oparł tyranji Pizystrata, gdy on zniósł prawa, którein ja byt ustanowił, i władzę najwyższą posiadł. Gdybym w ówczas takjak ty, życie sobie odebrał, możebyjaki grecki Lukan uwielbił moję roz­ pacz ,ale ludzie baczni nie mięszającsię w rozrządzenia boże, które losyludzkiemi władną, powiedzieliby na ówczas, iż nie uznają w*jtem dziele Solona. Czyniłem, com mógł; bo­ lałem na zawiedzione nadzieje: a żem rytmu do tego-użył, nie sądzę się być godnym oaganienia.

ROZMOWA II.

Między Macedonji

królem

Filipem, a Markiem

Aureliuszem cesarzem.

Marek Aureliusz. Cóż ci winni byli Grecy, żeś ich prawie zawojował?')

Filip,. A tobie Markomany i Kwady, żeś ich kraje zniszczył?")

Marek Aureliusz. Jam się tylko bronił, tyśnaszedł. Filip. Choćbyś brody nie zapuścił, i płaszcza rozło­ żystego nie miał, ze sposobu odpowiedzi twojej poznałbym, żeś filozof, a raczej sofista.

Ma re k Aurel iu s z. Twój wyraz nieprzyzwoity; a jeźli rzecz lepiej wyłuszczyć mam, nieuważny i śmiały.

■)Filip król Macedonji szczupłe po ojcu objąwszy króle­ stwo , walecznością je i przemysłem powiększył; ojcem był Alexandra W: wiódł wojnę z Grekami i pierwszy ich znękał.

") Markomany i Kwady narody dawnych Niemiec, z któ­

rymi wojow ał Marek Aureliusz: od Antonina cesarza,który mu córkę swą Faustynę dał wmałżeństwo, następcąmianowany,

(19)

ROZMOWY ZMARŁYCH. 13 Filip. Filozofy nie obrażają się lada wyrazem, a gdy twierdzisz o moim, iż śmiały, mniemasz podobno, iż to rzecz z królem Narkomanów. Za moich czasów ledwo o twoim Rzymie słychać było.

Marek Aureliusz. Dostatecznie się potem dowie­ dział o nim twój następca Perseusz.*)

*) Perseusz następca Filipa, ostatni królMacedonówzwy­ ciężonyprzez Pawła Emiliusza, i w tryumfie prowadzony w Rzymie,tamże życia dokonał.

") Wkrótce po narodzeniu Alexandra W: pisał Filip do Arystotelesa, wzywając go na mistrzostwo syna ; z tym dokla-dem, iż równie się cieszył z potomka, jak z tego, iż sięza czasów tak wielkiego męża urodził.

Filip. Jak widzę, łączą niekiedy filozofy z gniewem i dumą uszczypliwe wyrazy; ale ja się niemi nie obrażam, lubo mam honor zaszczycać się, choć bez płaszcza i bro­ dy, tera wspaniałem rzemiosłem.

Marek Aureliusz. Ty filozof Filipie? Filip. Ja Filozof, Marku Aureliuszu.

Marek Aureliusz. Mów i powtarzaj wielokrotnie przedeinną, coś teraz powiedział: przebacz jednak, izja tej przemianie wierzyć nie mogę.

Filip. Wolno ci nie wierzyć, jednakże copowiedzia­ łem, powtarzam, iż nie przemieniłem się, gdyż byłem przedtem, czem jestem teraz.

Marek Aureliusz. O wielu rzeczach dowiedziałem się po śmierci, ale mnie ta najbardziej dziwi, jeżeli tylko nie żartujesz.

Filip. Bynajmniej. Wiesz o tem, iż za moich czasów Filozofia w' najwyższym była stopniu doskonałości u Gre­ ków: miałem więc sposobność poznać ją tym bardziej, ileże najdoskonalszego z mędrców owych,miałem na moim dworze.

Marek Aureliusz. Uczyniłci ten honor Arystoteles.") Filip. Nadto brzmiący, a zatem tchnący wzdęciem mędrków jest ten wyraz. Jeżeli mi uczynił honor Arysto­ teles, że przybył na moje zawołanie, jam mu niemniejszy

(20)

uczynił, żem go z pomiędzy tylu innych wybrał, a miejsce było ¡dostojne i wygodne i fezem się filozofy nie brzydzą) intratne. Cokolwiek bądź, sprzyjałem uczonym.

Marek Aureliusz. Nie jestto dowód być filozofem, kto obcuje z filozofy, i trzyma ich na swoim dworze.

Filip. Ale kto z ich posiedzenia korzysta, a tej ko­ rzyści daje dowody.

Marek Aureliusz. Naówczas jest filozofem: takim ja byłem.

Filip. A gdybym ci to zaprzeczył.

Marek Aureliusz. Śmiechubyś mnie nabawił.

Filip. Filozofia nie sądzi bez poznania, ani się śmieje na domysł.

Marek Aureliusz. Dość tych żartów Filipie, mó­ wmy o czem inszem, oto właśnie teraz....

Filip. Filozofia cierpliwą jest w wysłuchaniu, na zarzuty odpowiada; a kiedy odpowiedzi nie ma, woli rzecz przyznać, niż zwracać rozmowę.

Marek Aureliusz. Więc ty filozofem, ajanijnnie byłem ?

Filip. Ściśle rzecz biorąc, byliśmy i nie byliśmy obadwa: każdy z nas brał ją swoim kształtem; czyj był lepszy, o to rzecz idzie.

Marek Aureliusz. Demostenes w Filipikach obwie­ ścił twoję filozofią*).

Filip. W ustach nieprzyjaciela podejrzane świadectwo. Marek Aureliusz. Jeżeli wojny, które ustawicznie prowadziłeś; twierdze, które zlotem zdobywać umiałeś “), na­ zywać możnaFilozofią, chętnie ustępuję pierwszego miejsca. Filip. Otwartą i szczerą powinna być w działaniu swojem Filozofia, a to ustąpienie pierwszości nic jest...

') Demostenes mowy, które miał przeciw Filipowi, Filipi- kaini nazwał,tam sposób myślenia i działania jego obwieszcza.

**) Filip pospolicie zwykł był mawiać, iż niej miał tako­ wej twierdzy za niedobytą, gdzieby mógł dojść muł zło­ tem ujuczony.

(21)

ROZMOWY ZMARŁYCH. 15 Marek Aureliusz. Może i to nazywasz Filozofią, żeś twoję małżonkę") Olimpią, matkę Alexandra porzucił.

Filip. A twoja kazała"*) Faustynę psuć i coraz gor­ szą czynić pobłażaniem, dlatego jak sam przyznałeś, iż ci w posagu państwo przyniosła: a Filozofia nie jest, albo przynajmniej być nie powinna, łakomą i chciwą.

*) Olimpią małżonkę dla jej rozwiozłego życia Filip porzucił.

"") FaustynęjedynącórkęswojędałAntonin wmałżeństwo Markowi Aureliuszowi, a z nią następstwo po sobie na państwo. "**) Kommodussyni następcaMarkaAureliusza, pieszczo-tamimatki, pobłażaniem ojca zepsuty, byłjeden z najgorszych cesarzów Rzymskich.

•¡■) Alexander zwycięztwy swojemi dumny, śmiał się zwać synem Jowisza.

Marek Aureliusz. Lepiej znosić żony przywary, niż ją z domu wypędzać.

Filip. Zwłaszcza, gdy idzie o posag, ale zwróciliśmy się od zamierzonego celu. Odmawiamy sobie wzajemnie zaszczyt Filozofji: i dajmy to (na co nie pozwolisz), że- śmy go obadwa nie doszli; pozwolićmijednakmusisz, żem cię w jednym jej zamiarze przeszedł.

Marek Aureliusz. Ciekawyjestem w jakim. Filip. W istotnym: com raz powiedział, to powta­ rzam, iż ja Filozofji na pismach zaciekłych, na chodzie po- ważnym, płaszczu i brodzie nie zasadzam.

Marek Aureliusz. Obeszłoby się bez tej przemo­ wy. Powiedz więc i objaw tę skrytą dla mnie, i przyznam się, wcale niepojętą tajemnicę.

Filip. Tyś był ojcem Kommoda'**), ja Alexandra. Marek Aureliusz. Alexandra! aco na topowie j) Jowisz?

Filip. Nadto byto było honoru dla Olimpji: twoja Faustyna (jak mówią) była pokorniejszą: ale to są innego rodzaju tajemnice. Jam dopełnił obowiązków filozofji; gdym

(22)

16

dobre dal synowi wychowanie; twój pieszczoch sławę ojca skaził.

Marek Aureliusz. Widziałem i czułem, na co się zanosiło, a źem zniósł mężnie cios taki, największym to było filozofji dowodem.

Filip. Ale żeś temu nie zapobiegł, coś potem znosić musiał, to cię z liczby prawych filozofów wyłącza.

MarekAureliusz. Niemam na to odpowiedzi, iwy- znajęwinę moję.

Filię. A ja ci powiadam, iż to twojewyznanie daje poznać, iż godzien jesteś być w liczbie najznamienitszych filozofów. Fałszywi, są dumni: prawdziwa filozofia jest skromną: zna, iż zbłudzić może, i gdy zbłądzi, niedosko­ nałość swoję uznaje.

ROZMOWA III.

Między Bolesłaiuem Chrobrym, a Kazimierzem W.

królami Polskiemi.

Bolesław. Nie spodziewałem się takowej niewdzię­ czności następców, iżby na moje wielkie dzieła nie mieli względu.

Kazimierz. Iowszem szeroce je opisując przyznają, żeś granice państwa rozszerzył, narody sąsiedzkie jedne') podbił, drugie uskroinił, sławę narodu polskiego wzniósł, i pierwszy tytułem królewskim okrasił.

Bolesław. Wiemja o tem, iż dość wiernie opisali dzieła moje: ale...

Kazimierz. Czegóż więcej do chwały potrzeba? Sława panowania twojego szacowną jest następcom, tak jak i mnie samemu była.

Bolesław. Jednak gdy szło o przydomek, o znamię

*) Bolesław Chrobry podbił Ruś : Niemce i Szlązaki, aPo-morzany uskromił.

(23)

ROZMOWYZMARŁYCH. 17 i oznaczenie szczególne, można mnie było nazwać lepiej i właściwiej, niż Chrobrym.

Kazimierz. Bohatyra zwać krzepkim, mocnym, dziel­ nym, zdaje mi się, iż jest sprawiedliwe oznaczenie.

Bolesław. Jednakże(czemu ja nie przeczę, boś go­ dzien J ciebie nazwano wielkim.

Kazimierz. Z wdzięcznością to przyjmuję, iż mnie godnym być sądzisz tego nazwiska.

Bolesław. Mnie się zdaje, iż citylkowielkimi, albo większymi nad wielkich innego rodzaju zwanibyć powinni, którzydzielnościąi rycerskiemi czyny wznieśli sławę narodu. Kazimierz. Jabym zaś sądził, iż nie tak sprawca zwierzchnego zaszczytu, jak działacz istotnej zewnętrznej szczęśliwości, godzien pierwszych względów.

Bolesław. Siedzieć cicho, i spokojnie roskoszytronu używać, nie są to kroki ku wielkości.

Kazimierz. Zapewne, iż sama przez się spokojność

i cichość nie jest zaszczytem istotnym: ale kto w cichości rządem się wewnętrznym zatrudnia, rolnictwo pomnaża, handel wznosi, nauki rozkrzewia, buduje; może być prze­ niesionym nad tego, który z łoskotem obala i niszczy.

Bolesław. Lepiej stawiać slupy') wśród rzek na znak zwycięztwa, i szczerbić mieczem drzwi dobytego

miasta, niż zamki stawiać, bez których się naród wale­ cznyobejść może.

Kazimierz. Gdybym byłte słupy znalazł, przebacz,

iż kazałbym je natychmiast z rzek wyjąć, żeby nie prze­

szkadzały spławom zboża i towarów: a gdybym miastozdo­

był, nie psułbym bram, ani szabli wyszczerbiał").

Bolesław. Godnetooracza ikupca, nic króla wyrazy.

*)Bolesław naznak zwycięztwasłupy w Elbie, Odrze i Dnieprzestawićrozkazał.

") Zdobywszy Kijów’, wchodzącw miasto ciąłszablą w bramęmiejską, skąd wyszczerbiona szczerbcem przezwanąby­ ła : używali jej przy koronacyi królowie Polscy.

(24)

DZIEŁA KRASICKIEGO.

Kazimierz. Bez oraczów i kupców słupów stawiać nie można.

Bolesław. Jakoż zwano cię królem chłopków. Kazimierz. I dlatego to podobno, czego sięwojownik nie doczekał, spokojny zyskał.

Bolesław. Nie zawsze się do zdania potomnych od­ woływać należy: częstokroć przesądy uwodzą.

Kazimierz. Fałsz długo trwać nie może: prawdy światło, choć zrazu przytłumione, przeciągczasuodkrywa, a w ówczas im dłużej w utajeniu, tym jaśniej sięukazuje. Bolesław. I dla tej przyczyny, wielkości przydom­ kiem późne wiekitych obdarzyły, którzydzielnością wzmo­ gli i rozszerzyli państwa swoje: tacy byliAlexander, Kon­ stantyn i Karol wielki.

Kazimierz. Wolno każdemu myślić, jak dice: mnie

się to ztlaje niepospolitą chwałą narodu Polskiego, iż lubo miał w rządcach swoich walecznych bohatyrów, a ciebie na czele, temu jednak przysądził wielkość, którysobie na miłość zasłużył.

ROZMOWA W.

Między Demostenesem*)

a

Cyceronem*').

Cycero. Na złe,nam wyszły nasze Filipiki.

Demostenes. Że mnie na złe wyszły, mogę przynaj­

mniej powiedzieć, żem się tego nie spodziewał, ale ty ma­ ') Demostenesnajsławniejszy Aten i Grecyi Krasomówca. Mowy żarliwe, ale uszczypliwe, przeciwFilipowi królowiMace- donji, Filipikami nazwał: po śmierci Alexandra, prześladowany odAntypatra, uprzedził zemstę dobrowolną śmiercią.

Cycero mowyswoje przeciwAntoniuszowi, równiemo-cne ¡żarliwe nazwał Filipikami, igdypolemtryumwirat, mię­ dzy Oktawianem, Lepidem ¡'Antoniuszemnastał, wskazany na śmierć życiadokonał.

(25)

ROZMOWYZMARŁYCH. 19 jąc mój przykład przed oczyma, żeś z niego nie korzystał, sam sobie winę przypisać powinieneś.

Cycero. Miłość ojczyznysłodzi złe losy i zmniejsza ich okropność.

Demostenes. Święte to jest hasło: ale kiedy bez uszczerbku ojczyzny, mógłbysię zły los własny oszczędzić, niebacznościgo naszej w ówczas przypisać należy. Cel nasz był służyć ojczyźnie, ale czyśmy dla niej padli ofiarą, czyli samiśmy sobie zgonprzyspieszyli, zostawiliśmy topotomno­ ści do rozsądzenia; jakem się dowiedział potem, następni niedość nam sprzyjające dają wyroki.

Cycero. Skutek to zazdrości: nie mogąc zrównać, zniżają nas..

Demostenes. Znać, że zbytecznego zapału miłości vlasnej i wody‘J Lethejskie w tobie nie ugasiły: aleja

tory mniej tą namiętnością ujęty byłem, przyznaję, iż wy­ gnania mojego, a co gorsza nieszczęścia Aten, to byłoprzy­ czyną, żem się w zapędzie osobistej nienawiści przeciw Fi­ lipowi ojcu Alexandra nie wstrzymał; atak gdymnieszcze­ gólne względy uwiodły, żarliwości drugie dopiero po niej dałem miejsce.

Cycero. Nadto się upokarzasz; ja cię stąd, z czego się ganisz, najbardziej chwalę i wielbię, i wpodobnych jak ty względemFilipa, przeciw Antoniuszowi zostając okoliczno­ ściach, ażebym dał uznać potomności, żeciebiezaprzykład wziąłem, mowy moje przeciw niemu nazwałem Filipikami.

Demostenes. Co do wytworności są godne ciebie: jednakże coś ty o Katonie"} wprzód był powiedział, iż tak mówił, jakby zostawał w Plutonowej Rzeczypospolitej, a

nie zepsutym Rzymie, a zatem bardziej szkodził, niż poma­

gał ; toż samo i o tobie potem powiedzieć było można. *) WodyLetheprowadzącedopólEIizejskich odejmowały pamięć tego,co każdy wżyciudoznawał.

*'} Cycerona to byłozdanie,o zbytżarliwym, a mniej roz­ tropnym Katonie, względem okoliczności, w których się on znajdował.

(26)

20

Cyc ero. Zle przytaczasz moje słowa; nie było in-oęgo sposobu ku obronie Rzymu.

Demostenes. Nad ten, izby złorzeczyć i łajać. Cycero. Ja mowy twojej nie przerywam: dokończ, coś chciał mówić.

Demostenes. Co innego jest łajać, najgrawać się, złorzeczyć, a co innego bronić. Ja żem zdrożnośei Filipa odkrywał Ateńczykom, mogłem to słusznie uczynić, jako względem monarchy obcego: ale ty powstając na Antoniusza, którego wszyscy znali, nic nowego powiedzieć nie mogłeś nad to, co każdy dowodnie, a może i lepiej od ciebie wie­ dział. Mniej więc potrzebnie zabierałeś czas obradom po­ święcony, gdzie nie o swarach prywatnych i pijaństwie An- toniuszowem, ale o Rzymu obronie przeciwjego zamysłom

wyniosłym a zdradnym, myślić należało.

Cycero. Nie przeszkodziły swary, jak ty jezowiesz,

obronie Rzymu, i gdyby nie śmierć Ilircyusza iPansy kon­

sulów, przeciw Antoniuszowi wysłanych, w bitwie zwycię- zkiej nastąpiła, równy los byłby spotkał Antoniusza, jak

niegdyś Katylinę.

Demostenes. Spodziewałem sięja tego, iż*) Katy-lina będzie na placu: bo i za życia umiałeś tak rzecz pro­

wadzić i nakręcać, iż wszędzie i zawsze musiafabyć mowa

o wyzwoleniu Rzymu.

Cycero. Alboź miałem się tego wstydzić, co mi nie­ śmiertelną chwalę przyniosło")?

Demostenes. Nie wstydzić się, ale innym zostawić

pochwałę: osądziliby' oni, co godne uwielbienia, i zapewne

nie wiedzielibyśmy z ich powieści o twojej wypranie w Cylicyi, w której żeś dostał lepianki, żądałeś tryumfu.

") Cycero w czasie Konsulatuswojego Rzym od spisku Iialyliny obronił, iprzezAntoniusza kolegę w bitwie zżycia go wyzuł.

”*) Będący prokonsulemwAzyi, gdy dobyłPindenissy iw górach Amanu pobił nieprzyjaciół, lauremtopory liktorówswo­

(27)

ROZMOWYZMARŁYCH. 31 Cycem. Alein przecież z tarczą do domu powrócił‘J. Demostenes. I po śmierci, jak widzę, równie jak za życia, przymawiasz.

Cycero. A pocoś się z moim Cylicyjskim tryumfem wyrwał.

Demostenes. Dość tych przymówek i żartów, a je­ żeli się ty sam winić nie chcesz,ja ci powiadam, żeś źle uczynił, gdyś mnie w złem naśladował. Nic potrzebuje prawdziwa wymowa jadowitych wyrazów : narzędzia to są słabości. Cel krasomowstwa jest zbyt wzniesiony, iżby się miał podlić obmową : a choćby niekiedy i prawdę obwie­ szczał, nasz przykład uczyć następców powinien, iż i z prawdą roztropnie poczynać należy.

ROZMOWA V.

Między Horacyuszem a Boileau**) Satyrykiem

Franeuzkim.

Boileau. Powtórnego życia trafunkiem najszacowniej­ szym dla siebie kładę, widzieć Horacyusza.

Horacyusz. Aja, że mniechwali ten, cowszystkich ganił. Doszła mnie była wieść twojej sławy, i dla tej przy­

czyny sam niewicm, jak mam tłumaczyć, to co mi takpo­

chlebniena pierwszymwstępie rozmowy naszej powiedziałeś.

Boileau.Rzeczjasna tłumaczenia nie potrzebuje. Czci­ łem i czczę tego, którego starałem się być naśladowcą.

Horacyusz. Wpochwałach, czynaganie?

Boileau. Wielbiłeś Augusta, śmiałeś się z Mewiu-szów"

* ).

*) Demosteneswbitwie przeciwFilipowi pod Cheroneąz

placu uciekłi tarczęzostawił na pobojowisku.

") Boileau Despreauxsławny Satyryk za

czasówLudwi-kaX!V, królaFrancuzkiegona wzór Horacyuszapisał satyry i

sztukęrymotworską.

"■) Mewiuszladajaki poeta, współczesny Horacyuszowi, który się z niego natrząsał.

(28)

Horacyusz. I żałuję tego, żem się śmiał, lubo z

dość godnego śmiechu i nagany.

Boileau. Alboż August był godzien nagany?

Horacyusz. Mówię o Mewiuszu, i powtarzam, iź

mi zal tego, żem go wspomniał. Satyra zaostrza krytykę, ale powinna mieć swoje granice, żeby na obmowę nie wy­ szła; a gdy w miejscu, gdzie teraz jesteśmy, ustają względy, przyznajmy się obadwa, żeśmy się zbyt zaciekli.

Boileau. W satyrze.

Horacyusz. I w pochwałach.

Boileau. Prawda, iż ten kto powstał przeciw ojczy­ źnie, chwały niegodzien.

Horacyusz. Widzę, iż twoim żywiołem jest zjadli-

wość: wrozmowie nawet potocznej obejść się bez niej nie możesz. Stosujesz do Augusta, a raczej do mnie uszczy­ pliwość, gdy chwalonego ganiąc, chwalcę potępiasz; ale lubobym ci na odwrót lepiej może przechwalonego od cie­ bie Ludwika przystosował, wstrzymuję się w tern, coby

wam krzywdę uczynić mogło.

Boileau. Tyś zaczął przymawiać chwalcom. Horacyusz. Nie chwalcom, ale zlej pochwale.

Boileau. W czernieją być złą sądzisz?

Horacyusz. W tein, gdy zbyt natężona zdaje się

bardziej uwłoczyć i przymawiać chwalonemu, niżeligo wiel­

bić: i stąd niektórzy wnoszą, iż twoje wielbienia były nie­

znaczną, a tym zjadliwszą dumnego monarchy satyrą.

Boileau. Gdyby tak było, nie byłby mi tak dobze

płacił, i do tego stopnia majątku przywiódł, żem miałpod

Paryżem folwarczek, tak jak ty w hlizkości Rzymu. Horacyusz. Nie za podłość kupiłem ja mój folwar­

czek, skromność on raczej moję oznaczał.

Boileau. I jać nie byłem hardy, kiedym do mojego

ogrodnika wiersze pisał.

Horacyusz. Nibyto one były pisane do niego, ale

w rzeczy samej dla siebie, iżby wiedziano, iż (cosię rzadko

poetom zdarza) miałeś ogród i ogrodnika.

Boileau. A to podobno wychodzi na uszczypliwość, którąśmi zadał.

(29)

ROZMOWY ZMARŁYCH. 33 Horacyusz. Gdyby wszystkie twoje podobne do tej były, oszczędziłbyś wiele umartwienia, którego byłeś przy­ czyną.

Boileau. Jam się śmiał z głupstwa nie z obyczajów. Horacyusz. Ale tak śmiać się należy, żeby nie wy­ mieniać wyśmianego, w czem obadwa powinniśmy się win­ nymi uznać.

Boileau. Jam z ciebie wziął przykład.

Horacyusz. Tym gorzej i dla ciebie i dla mnie; żałować nam obudwom i przykładu i naśladowania należy; wszyscy zaś po nas następni, niechto mają za prawidło: i lepiej stracić własnykoncept, niż targać sięnacudzą sławę.

ROZMOWA Fi.

Między*) Kuryuszem konsulem rzymskim, a. Api-

cyuszem **).

Apicyusz. Musiała osobliwego być smaku ta rzepa, którą przeniosłeś nad złoto, gdy ci je posłowie Samnitów ofiarowali.

Kuryusz. Dlaczego mnie o to pytasz? Apicyusz. Boby się to zdało do mojej xięgi.

M.AnniuszKuryuszzprzydomkuDentatus (zębaty) sła­ wny wódz Rzymski,wielokrotneotrzymał zwycięztwa. Gdy mu wojna znarodem Samnitów zleconabyła, awysłani odnichpo­ słowiepieniędzmi i złoteini naczyniami przekupić go chcieli,

przyjął ich skrobiąc rzepęprzed kominem, a gdy stądoznaczyli zadziwienie,rzekł: «Ktonarzepieprzestaje, złota, uiepotrze- buje: wiedzciczaśotern, iżwolę bogatym rozkazywać, niżbyć bogatym.

") Apicyusz sławnyżarłok, niezmierny majątek stracił na biesiadach, i gdy mu jeszcze dośćznaczne zbiory zostawały, mniemającjednak, iż następnym zbytkom niewystarczą, truci­ zną życiadokonał. Napisał xięgę de re Culinaria.

(30)

DZIEŁAKRASICKIEGO.

Kuryusz. Niespodziewałem się tego po twojej spasło­ ści jżywym rumieńca, iżbyśsiębawił uczonem rzemioslen.

Apicyusz. Moja xięga do tego służy.

Kuryusz. To nowy rodzaj pisma być musi, bo clioć i ja i mniepodobni w pierwiastkach Rzymu nie zatrudnia­ liśmysię naukami, słyszałem jednak, iż one nie tuczą; trafiło mi się widzieć niekiedy filozofów, pospolicie byli wybladli i chudzi.

Apicyusz. Bo albo nie chcieli, albo (co się najczę­

ściej filozofom trafia), nie mieli co jeść; jam sam zjaił może tyle, ile oni wszyscy.

Kuryusz. I xiążki piszesz?

Apicyusz. A właśnie mi rozdziału o rzepie brakuje.

Kuryusz. Jeźli tak jest jak mówisz; wiedzże o ten, iż się nic nowego odemnie nie dowiesz: moja rzepa taką by­ ła, jakąjest, ijaką będzie, pókitylko jej naświeciestanie.

Apicyusz. A dlaczegoźeśją nad złoto przeniósł? Kuryusz. Dla tego, żem na rzepie przestał.

Apicyusz. Więc może rzepa była zwyczajna, alety wynalazłeś przyprawę, którają uczyniła tak szacowną.

Kuryusz. Mój kochany, ja ciebie nie znam, i przy­ znam ci się, iż nie rozumiem, czego ty chcesz. Powiedzia­ łem ci już; iż moja rzepa, taka była, jakie są wszystkił inne; powiadam ci teraz, iż nie miała żadnej przyprawy.

Położyłem ją wpopiele żarzystym, żeby się upiekła, i

wła-śniem ją wygarniał i strugał, kiedy mnie posłowieSarnni- tówzeszli.

Apicyusz. I ofiarowali ci złoto.

Kuryusz. Ofiarowali.

Apicyusz. I tyś go nie przyjął?

Kuryusz. Nie przyjąłem. Ajakem im wówczas po­ wiedział, żeby mi dali pokój, tak i tobie teraz toż samo powiadam.

Apicyusz. Więc sposób pieczenia dawał owej rze­ pie smak nadzwyczajny.

Kuryusz. Co tobie do tego wiedzieć, jakja rzepę piekł. Ja ciebie o to nie pytam: jakeś ty sam jeden mógł

(31)

ROZMOWY ZMARŁYCH. 25 tyle zjeść, ile wszyscy filozofowie, którzy tylko byli, są,

a może, którzy i potem będą.

Apicyusz. Juzem ci powiedział, piszę xięgę. Iiuryusz. A, mnie co do tego, źe ty xięgę piszesz. Apicyusz. Ze mi właśnie rozdziału o rzepiebrakuje. Iiuryusz. Niech brakuje i o marchwi, mnie to by­ najmniej nie obchodzi.

Apicyusz. Więc nie jesteś przyjacielem ludzkości. Iiuryusz. Rzepa do lego nie należy.

Apicyusz. Należy i wielce, kiedy ja tobie powiem, o czem piszę.

Kuryusz. Mów co prędzej bo nie mam czasu. Apicyusz. Piszę xięgę znamienitą, kunsztowną, do­ wcipną.

Iiuryusz. To niedobrze, kiedy się kto sam chwali. Apicyusz. Nie siebie ja chwalę, ale kunszt o któ­ rym piszę.

Kuryusz. Jakiżto ten kunszt?

Apicyusz. Kuchenny; i o nim moja xięga, której ty­ tuł: Claudii Apici de re Culinaria, etc. Wtej xiędze po­ trzebny rozdział o rzepie, nadopełnienie którego ciebie ja, jako tego który najlepiej o niej sądzić możesz, wybrałem.

Kuryusz. Mości Panic Klaudyuszu Apicyuszu, auto­ rze xięgi de re Culinaria, na to czem mnie zagadłeś, to- jest względem rzepnegorozdziału, tak opowiadam: iż gdy­ byś był żył za moich czasów, a śmiał siętakowemi baśniami

zaprzątać, i innych trudzić, skazanoby cię do kuchni obo­

zowej, żebyś lepszym od ciebie rzepę strugał. To za przed­ mowę do twojej xięgi de reCulinaria położywszy, do roz­

działu mnie wyznaczonego tak się przykładam. Rzepa Ku- ryusza droższą była nad złoto Samuitów, bo cnota Kuryu-szowa nie była na przedaż; Rzepa Kuryuszowa dlatego była smaczna, iż ją poprzedzała praca, atowarzyszyłajej

wstrzemięźliwość; tych dwóchprzyprawdojadła kto używa,

obejdzie się bez xięgi Apicynszowej de reCulinaria. Bądź zdrów, a jak stanieszprzed Minosem, który cię ma sądzić,

taj, jak możesz, rzemiosło twoje, żeby cię do kuchni Plu­

(32)

ROZMOWA VII.

Między Alexandrem W. Juliuszem Cezarem,

i Dyogenesem.

Juliusz (do Alexandra}. Witam cię synuJowisza Alexander. Pozdrawiam wnuka Wenery"). Juliusz. Jesteśmy więc.w dość ścislem pokrewień­ stwie, przezaeny wuju.

Alexander. I miłe mi to powinowactwo; szacowny siostrzeńcze: ale podobno nie wiedziałeś jeszcze o tej krwi

związkach, gdyś,płakał patrząc namójposągw Hiszpanji"* * ***)).

*) Alexander podbiwszy Egipt, gdy odwiedzał wLibjiko-

ściółAmmona,jego wyrokiemJowisza synem był ogłoszony, i

odtąd tym się zaszczytemchlubił.

")Familia Juliuszów od Eneasza syna WeneryiAnchi-

zesa przez Jula wnukajego,ród swój wy wodząc,zaszczycała się

byćpłodemWenery.

***) Juliuszbędąc niedaleko miastaKadyx wHiszpanji,za­

płakał widzącposąg Alexandra,z tego powodu, iż wrównym je­ mu wieku dopiero działania swoje zaczynał.

Juliusz. Śmiałem się ja w duchu, takjak i ty po­

dobno, gdy mnie z bogami krewuili pochlebcy; bądź więc

o tern pewien, iź mój płacz nie pochodził zzazdrości rodu,

ale z tego jedynie, iź w tym wieku, w którym ty panem

świata będąc skończyłeś życie, ja dopiero iść w ślady twoje zaczynałem.

Alexander. Jakoż masz zaszczyt, iż cię Plutarch

zbliżył do mnie.

Juliusz. Obok położył.

Alexander. Chciał osobliwością dać dziełu zaletę.

Juliusz. Byłaby, gdybymnie byłtylkodo ciebiezbliżył.

Alexander. Kto za kim idzie, nie idzie obok.

Juliusz. Co do czasu; ale co do chodu może wy- ścignąć poprzednika.

(33)

za-ROZMOWY ZMARŁYCH. 27 pał wspaniały, clioć nie dostępuje tego, czego pragnął, go­ dzien szacunku, iż śmiał pragnąć.

Juliusz. A tym większego, gdy dokazał. Alexander. Miłość własna powiększa rzeczy. Juliusz. A zazdrość je zmniejsza.

Dyogenes. A wzrok trzeciego nieuprzedzony, tak o nich sądzi, jak są w istocie.

Alexander do Juliusza. Iitóz to śmiał przerwać zmowę naszę?

Juliusz (śmiejąc się}. Pewnie jaki syn Neptuna, albo wnukJunony.

Dyogenes. Nie chciałemwojnyna polachElizejskich: juz was była zaczęła uwodzić zapalczywość ,o pierwszeń­ stwo, i dla tego nie z beczki, ale z pod niej wyszedłem.

Alexader. Jakeś ją tu znalazł.

Dyogenes. Bachus ją był nadpoczął, Sylen wypró­

żnił, jam się schronił pod nię, żebym was słyszałrozma­

wiających, i widzę, iż choćbyścieją pełną wody Lethej-skiej wypili, jeszczeby wam z pamięci dawna wyniosłość wasza nie wyszła.

Alexander. I tobie, widzę, więcej jeszcze Lethej-skiej wody wypićby należało, żebyś złorzeczyćprzestał.

Dyogenes. Alboż złorzeczy, kto prawdę mówi? Juliusz. Choć iprawda, jestprzecież złorzeczeniem, gdyją kto zjadliwie obwieszcza.

Dyogenes. Jakże chcecie, abym wam prawdę po­

wiedział?

J uliusz. Tak, jak ją opowiadać należy.

Dyogenes. Pytam się was naprzód, czyście bogi?

Alexander. A tobie co do tego?

Dyogenes. I bardzodo tego; bo jeżeliście bogi, gdy

wszystko wiecie, prawdy wam obwieszczać nie potrzeba:

jeżeli ludzie, tak was przeszła wasza wielkość omamiła,

iż nie przyjmiecie zapewne tego, co się wam nie podoba,

a gdybysię miało podobać, musiałoby być kłamstwem, któ­

rego ja popełniać nie clicę.

Alexander. Mów, co ci się podoba, może nas roz­

(34)

Dyogenes. Was którzyściewszystkich smucili? nad-toby to odemnie dla was było względów.

Juliusz.Mów śmiało, żebyśnamco nowegopowiedział. Dyogenes. Zapewne co nowego, gdyprawdę powiem, której wam nikt obwieścić nie śmiał.

Alexander, Jam szacował przestrogi.

Dyogenes. Znać to po nosie i uszach Kalistena*). Juliusz. Mnie chwalono z dobroci.

*) Kalistenes GlozofbyłwtowarzystwieAlexandra, a gdy tenpo zwycięztwie Daryusza, synemsiębyć Jowisza mieniąc,

wyciągał ipo Grekachczci bogom winnej, oparł się W'ręcztako­

wemużądaniuKalisten, i natychmiast za rozkazem Alexandra po urżnięciu uszui nosawsadzony w klatkę, za wojskiembył wożony.

**) Juliusz gdymu zabitego PompejuszawAlexandryi gło­ wę przyniesiono, odwrócił twarz i zapłakał.

***) Cynikówzktórych sekty byłDyogenes, pospolicie dla

ich bezczelności psami zwano.

Dyogenes. Jakoż płakałeś nad głową Pompejusza, będąc przyczyną jego śmierci** ***)).

Juliusz (do Alexandra). Pójdźmystąd, niech szczeka na inne przychodnie“*}.

Alexander. Dobrze mówisz, nie zna się na nas. Dyogenes. Co to mruczycie pocichu, podobno sit, wam prawda nie podoba.

Juliusz. Juzem ci rzekł, jak prawdę obwieszczać należy; jeżeli zaśjesteś tak wielkim (jako mówisz) jejmi­ łośnikiem, posłuchaj te, którą ci powiem. Gniewasz się po śmierci na Alexandra, za to, że cięza życia, niedosyć uczcił. Wymawiasz nam wyniosłość ty, któryś był naj­ dumniejszym z ludzi. Co był świat Alexandrowi, to to­ bie twoja beczka, i jeżeli on z grzeczności może dla cie­ bie powiedział, iż gdyby nie był Alexandrem, chciałby być Dyogenesem : ty z rozpaczy,xżeś nie był Alexandrem, i jemu i mnie złorzeczysz.

(35)

ROZMOWYZMARŁYCH. 29

ROZMOWA VIII.

Między Alexandrem a Klitusem *).

Kiitus do Alexandra. A czy cię tu kiona pola Elizejskie Lak nie przesiał, jak ty mnie?

Alexander. Albożto jeszcze wody niepamiętnej nie piłeś, że o przeszłych rzeczach pamiętasz?

Ulitus.Są takie, które się zupełniezapomnieć niemogą. A1 exa n d e r. Uznaję teraz. Ale cięzaklinamnawszy­ stkie względy, zaprzestań wymówek, któremnie dręczą. A jeżelinie wiesz o tein, com ja po twojej śmierci uczul....

Ii li tus. Wiem, iż płakałeś po niewczasie wyszunńa- wszy się z wina, ale jak widzisz Izy mnie twoje nic oży­ wiły. Może płakałeś i po Parmenionie

Alexander. Rozumiałem, iż zżyciem się niesnaski kończą, ale widzę, iżi pośmierci trwa zemsta.

liiitus. Sam doznałeś jej wśród siebie za życiaje­ szcze, gdy i łzy pamięci zbrodni twoich nie starły.

Alexander. Aleby się teraz przynajmniej powinna ułagodzić.

Klitus. Nie mniemaj mnie być mściwym, Alex;an-drze, ale wybacz żem się dałuwieść słabemu uczuciu. Zleś zapłacił obrońcy życia.

Alexander. Znowu się wracasz do tego, co cliccsz, abym wybaczył. A nieciłbym leżija co pow iedział, zmniej­ szałabywoczach twoich niegodziwość mojego czynu. Pytam się ciebie, kto z nas dałprzyczynę do tego, cosię stało?

KI i tus. Ty, boś na mnie dlatego powstał, żem ci wręczprawdę powiedział.

■) Kiitus sławny wojownik, jeden z namiestników' Alexan­ dra w bitwie przy Graniku życie muocalił, w dalszym czasie, gdy Alexander w biesiadach niepomiarkowatiy' isam pil nad miarę iinnych poił, winemzagrzany w ymawiał mu niewdzię­ czność ku sobie i Macedonom, czemgotak rozgniewał, iż por­ wawszy' oszczep wskroś go nim przeszył.

"jParmenionzaw ołany w ódz jeszcze zaczasówFilipa, z rozkazuAlexandra zabitymzostał.

(36)

30

Alexander. Dajmy to, iż miałeś przyczynę do żalu, ale byłże toczasi miejsce do wymówek?

Klitus. Alboż nie wieszo przysłowiu, iż w winie prawda.

Alexander. Atyo drugiem, iź z panami i ogniem ostrożnie poczynać trzeba?

Klitus. Jakoż dałeś tego dowód na mojej osobie. Zdziwisz się może nad tern, cocpowiem.

Alexander. Mów.

Klitus. Oto i ty, i ja winniśmywspólnie temu, co się stało, a znowu i tyi ja nie winniśmy.

Alexander. Tłumacz się jaśniej.

Klitus. Tyś winien , żeś na wymówki zarobił: jam

winien, żem ci zbytostro wymawiał. Tyświnien, żeś pia­

nemunie przebaczył, zwłaszczażeś go upoił. Jam winien,

żem się upił. Niewinniśmy obadwa na koniec, ale wino,

które nam przytomność odebrało.

Alexander. Jam winien wszystkiemu przez moję niewstrzemięźliwość. Gdybym cię nie upoił, byłbyśmi nie złorzeczył; gdybym się był samtrunkiem nie zalał, był­ bymci złorzeczenie wybaczył.

Klitus. Prawdę mówisz Alexandrze: niech sięz na­

szego przykładu następni uczą, jak nad wszystkie inne przywary, najgorsze jest pijaństwo, gdyrozum odbierając,

w szystkich zbrodni może się stać przyczyną.

ROZMOWA IX.

Między Likurgiem

*)

prawodawcą Lacedemonów,

a Gwtlhelmem Pean "), założycielem Pensylwanji.

*)Likurg zkrwi królów Sparty pochodzący, nowetamte­ mukrajowinadał prawa, przy wolnościzachowując królestwo. “) Gwilhelm Pena syn Admirała Angielskiego, nowo-wszczynającej się w Anglji sekty Iiwakrówbył najżarliwszym

(37)

ROZMOWY ZMARŁYCH. 31 Penn. Ja myśli nawet o tem nie miałem.

Likurg. Kraj nazwałeś od imienia twojego Pensyl­ wanią, a miasto stołeczne Filadelfią, na znak społeczeń­ stwa towarzyszów i uczniów twoich.

Penn. Znać, iżjuż nie jesteśmy tamtego świata mie­ szkańcami, kiedy tu, jak sądzę z powieści twoich, wiado­ mości fałszywe przychodzą. Nie ja, ale inny przedemną towarzystwo, w którem byłem, ustanowił "). Inni nadali nazwisko moje krajowi, w którymzałożyłem osadę, a ten kraj nie był za mnie oddzielną przczemnie ustanowioną Rzecząpospolitą, bom ja się nie wyłączył od wspólnej oj­ czyzny, i mojej i tych, co zemną przybyli do Ameryki.

Likurg. Gdyś kraj zyskał w Ameryce, znać, iż byłeś wojownikiem.

Penn. Iowszem zakazałem swoim wojować.

Likurg. A gdybycię byli i twoich w nowej osadzie sąsiedzi zbrojno zeszli?

Penn. Nie zeszli, pókim żył i niezejdą. Likurg. Toś wieszczek.

Penn. Można nimbyćbezpiecznie w takowych, jakem był, okolicznościach. Kto zasadą swojego zgromadzenia, cnotę imiłość ludzkości położy, nieprzyjaciół obawiać się nie powinien. Tak ja tej prawdzie zaufałem, iż nie tylko zakazałem następnym po mnie wojować, alem nawet za­ bronił im imać się oręża.

Likurg. Nie znałeśludzi, gdyśim tak nieuważnie zaufał. Nie byłbymja moich Spartanów ku wojnie sposo­ bił, gdybym nie był u siebie przekonanym, iżjakzaczepiać innych nie należy, tak przystoi być zawsze gotowym ku odparciu, kiedy zaczepią.

Penn. Jeżeli o to idzie, kto z nas lepiej znał ludzi,

rozmnożycielem : chroniąc się prześladowania, wAmeryce północnej założyłosadę i tam ucznie zgromadził j po śmierci jego ta osada Pensylwanią nazwana była.

*) Pierwszym prawodawcą sekty Kwakrów był niejaki Jerzy Foz, umarłwroku 1681.

(38)

mnie sięzdajc, iż temu pierwszość należy, który ich złem mniemaniem nie oczerniał. Wielejest zbrodni na świecie; wiele fałszu, wiele zjadłości; są ludzie źli; ale źe są, ro­ dzajowi całemu zdrożności przypisywać nie należy. Natej ja zasadzie stanowiłem nie prawodawstwo, ale szczere i czule przepisy i napominania moje. Gdym przybył do Ame­ ryki, gdzie mnie dla mojego sposobu myślenia prześlado­ wanie zapędziło, znalazłem ludzi dzikich ; tychby najprzy-«woiciej złymi osądzić było można, i byli wprawdzie; ale ich zły przykład z Europy przybyłych, choć wiadomszych i nierównie oświeceńszych, popsuł. Znaleźli oni w mojcin postępowaniu otwartość iszczerość, i natychmiast wrócili się do dawnego sposobu działania swojego; tojest do lego,

czem przyrodzenie clice mieć człowieka. Zgodziliśmy się przez sposób zamian o ten kawał ziemi, gdziein wśród ich kraju założyłosadę; pierwszato podobno była w świecie, którasię bez gwałtu obeszła.

Likurg. Trzeba, widzę nowego świataszukać,żeby ludzi poczciwych znaleźć.

Penn. Ze starego do dobrych przyszli dobrzy: spokoj-

ność to uczyniła, coby sięmoże wojownictwu nie udało. Likurg. Więc, jak dajesz poznać i uczuć pokornie,

lepsze Kwakry, niż Spartany.

Penn. llaję uczuć i poznać, iż różnicy między lu­

dźmi, a dopieroż między narodami, czynić nienależy.

Likurg. Usprawiedliwiłatrwałość Sparly ustawy moje.

Pe n 11. Moi, byleby się, przepisów moich , a raczej przyrodzenia trzymali, wieczyście trwać mogą.

Likurg. Bezsurowej ostrości ustaw, stałość zgro­ madzenia utrzymać się nie może.

Penn. A na cosię zdatrwałość w ustawicznej przykro­

ści, cierpieniui niewygodzie? nadto dziką dałeś cnocie postać.

Likurg. Pewnie dlatego, żem ją pracąi wstrzemię­

źliwością oszańcował, a przeto niezwyciężonych Sparcie nadal obrońców.

Penn. Nadarzyłeś wojowników,alecizbyt ujęci mi­ łością sławy, zamiast obrońcówwłasnego siedliska, stali się z czasemnajezduikaini cudzych. Chęć pierwszeństwa

(39)

ROZMOWY ZMARŁYCH. 33 skaziła wstrzemięźliwość, az jej utraceniem stracili sławę, apotem i owę trwałość, z której się chlubisz.

Likurg. Nie uwłaczamja spokojności, i jak mówisz, otwartej uprzejmości, ale nie idzie zatem, izby waleczność naganną była.

Penn. I lwyją mają.

Likurg. Zowią ich tezkrólami zwierząt.

Pe n n. Nie jesttona pochwałękrólów, chyba twoich w Lacedemonie.

Likurg. Usprawiedliwiasz takową powieścią przydo­ mek twoich, których pospoliciedriącemi zwano.

Penn. Żeś w żart rzecz obrócił i zwięźle, uznawani w tern Spartana; źesię ja o to nie urażam, poznaj Kwakra.

Likurg. Pokornego, który się chwali.

Penn. I to przycinek, ale odstąpiliśmy od rzeczy. Wielbili ciebie i słusznie, boś był cnotliwym; wielbili twoich, i sprawiedliwie ze wstrzemięźliwości: ale kto wie, czy osobliwość postępków waszych nie przyczyniła się do tego uwielbienia. Chcąc mieć pokój ze wszystkimi, ztobą ile wymowniejszym w zatargę nie wchodzę. Nie jestem upartym w zdaniu: pozwól mi jednak myśleć po mojemu, a przebacz, gdy ci w prostocie powiem, iż wolę snopek zboża, niż wieniec z lauru.

ROZMOWA X.

Między Kalistenem filozofem *), a Sułtanem

Bajazetem

Kalisten. Ktoby się tego mógł spodziewać, iżby między nami było podobieństwo?

') Kalistenfilozof, za to iż czci nawzórPersówAlexandro- wi oddawać nie chciał, pozbywszyuszu i nosa w klatcezam­ kniętym został.

“)Bajazet II. cesarz Turecki zwyciężonyi w niewolą wzięty odTamerlaua (jakwieść niesie), wklatce życia dokonał.

(40)

3i

Bajazet. Dwie rzeczy przeciwne zgodziłybakałarza zwojownikiem.

Kalisten. Poznawać się dajeszpotwojejgrzeczności. Baj azet. Tak jak ty po zuchwalstwie.

Kalisten. Niechi takbędzie, jednakżetoprawda, com powiedział.

Bajazet. W ćzemżeśmy do siebiepodobni?

Kalisten. Otowtein, żesmy obadwasiedzieli w klatce.

Bajazet. Masz szczęście, że cię tu mój pałaszdo­

siądź nie może, inaczejbym cię zuchwalcze rozpłatał. Kalisten. Alboś nie siedziałw klatce uTamerlana? Bajazet. Atobie co do tego?

Kalisten. Oto do tego, żeśmystąd do siebie podo­ bni, bom i jawklatce siedział.

Bajazet. Pewnie za zuchwałość.

Kalisten. Ity nie zapokorę. Jam za to siedział, żem prawdę mówił, i nie chciałem na wzór Persówbić czołemAlexandrowi.

Bajazet. Dobrze uczynił, że cię takosadził: nau­

czyłbym i ja ciebie, jakto monarchówszanowaćnależy. Kalisten. Boteż miałeśdobregonauczyciela wTa-

merlanie.

Bajazet. Losszczęśliwy dał mu zwycięztwo, a mnie przeciwnym zwrotemi tron i wolność odebrał.

Kalisten. Zwyczajna zwyciężonych na los skarga, gdy

częstokroćsarni nieszczęściaswojegobywają przyczyną.

Bajazet. Jcżeliś tak był gadatliwym i zjadłym za

życia, zamiasttego, że ci nos i uszy oberżnięto, lepiej

było na kłódkęusta zamknąć.

Kalisten. Znać, iż nie wiesz, co tojest filozof. Bajazet. Cóżto za zwierze?

Kalisten. Względem nich inni sązwierzętami,a oni

tylko sami godną postać człowieka noszą; z pozoru i przy­

rodzenia takimisąjak drudzy, z dowcipu, naukii wznio­ słości umysłu, przewyższają i przewyższać będą wszystkich. Baj a ze t. To iTamerlan rnusiał byćfilozofem, kiedy mnie zwyciężającprzewyższył wszystkich współczesnych. K alisten. Nie na silei zwycięztwach postronnych

(41)

ROZMOWY ZMARŁYCH. 35 zasadza się. mądrości wzniesienie i wspaniałość: filozofz sobą walczy i siebie zwycięża.

Baj a zet. Takie mi rzeczy prawisz, iż domyślam się, dla czegoś w klatce siedział. Moja rada wróć się do niej, póki cię znowu nie wsadzą. ,

Ii a listen. Wsadzić teraznikt nie może, iklatkitu nie masz. Azatem i tybądź bezpicczen. Jam siedział w niej za życia, i chlubię sięz tego, żemw niej siedział.

Baj azet. Znać, iż wy filozofowie przywykliście do chluby, kiedy się nawet i z klatkichlubicie. Wróć się do swojej, a mojej daj pokój.

Iialisten. Masz przyczynę nie cierpieć wspomnie­ nia o twojej: ale ja , gdy w niej dla cnotyosadzony zosta­ łem, przenoszęją nad tron Tamerlana.

Baj a zet. Niespieszysz sięjednak do niej, choc cię zapraszam.

Kalisten. Juzem cipowiedział, żejej tu nie masz; powiedz mijednak proszę, coś czuł, coś myślał, gdyś w twojej siedział?

Bajazet. Czułem, comonarchaiwojownik w takim stanie czuć może. Mniemałem, iż nie byłowiększego udrę­ czenia, nad to, któregom doznawał: teraz wiem, iż mi jeszcze jednego naówczas nie dostawało.

Kalisten. Jakiego?

Bajazet. Słuchać twoich bajek. Bądź zdrów, agdy ci chełpliwa wielomownośćwłasne twoje uszy odjęła, naucz się cudze oszczędzać.

ROZMOWA

XI.

Między Arystofanem

*) i

Molierem **

}.

*) Arystofanes sławny pisarz komedyj w Atenach. "j Moliere najsławniejszypisar#komedyj umarł w Pary­ żu roku 1673.

3’

Arystofanes. Wierzyć temu nie mogę, co mi po­ wiadają świeżotu ztamtego świataprzybywający, iżkunszt

(42)

36

teatralny z moich czasów w Grecyi poważany, z później­ szym wiekiem do tegostopnia poniżenia przyszedł, iż pi- szącym niewiele nadaje szacunku, a zaś tym którzy są na teatrach , obelgą jest iupodleniem.

Moliere. Mógł ci Terencyusz z Plautem dostateczną dać wiadomość o Rzymianach, iż już i u nich ten kunszt stracił byłszacunek i wziętość: zaś aktorowie tak byli znie­ ważeni , iż się Rzym dziwiłtemu, gdy raczyłCyceron bro­ nić usądu Roscyusza ’).

Arystofanes. Więc się nie macie przyczyny na Greków oto gniewać, iż wszystkie inne narodybarbarzyń­ camizwali.

Moliere. Jeżeli to stąd przypisywali, że nie szaco­ wali teatralnychwidowisk i aktorów, nie mają się o cognić-, wać mniemani barbarzyńcy.

Arystofanes. Iautor i aktor razem, przeciwko so­

bie mówisz.

Moliere. I za sobą, gdy się uprzedzeniem nie uwo­ dzę. Trzebaby wnijść w przyczyny, dlaczego u później­ szych dzieła dramatyczne straciłyswój szacunek, adopiero

je wtenczas równiejak i aktorów winować, jeżeli sięznajdą te przyczynybyć sprawiedliwe, ku obwinieniu i naganie.

Arystofanes. Jakaż mniemasz, mogła być przy­

czyna takowegosposobu myślenia i działania?

Moliere. Powiedziałbym, ale mnie dzikim w ówczas

nazwiesz.

Arystofanes. Ciebie? sambym był dzikim, gdybym to powiedział. Ale uspokój ciekawość, mów śmiało.

Moliere. Twój własnyprzykład.

Arystofanes. Niedosyć namienie,trzeba rzeczwes­

przeć dowodami, izby przynajmniej miała podobieństwo doprawdy.

Moliere. Tabacznych nie obraża.

Arystofanes. Gdyjest w istocie.

■) Roscyusz najznakomitszy aktor teatruRzymskiego;

(43)

ROZMOWY ZMARŁYCH. 37 Moliere. Juzem czekałwyroku dzikości, gdybyś się byłnie zatrzymał.

Arystofanes. Nie trzeba sięspieszyć z wyrokami. Moliere. Wzniosłeś, przyznaćtokażdy musi, kunszt twój wiadomością rzeczy, dowcipem nieporównanym, pra­ cą —ale. —

Arystofanes. Cóż za ale?

Moliere. Ai to ale, żenie dasz dokończyć. Arystofanes. Jak widzę, z mojej niecierpliwości czyniąc sobie igrzysko, może ci się marzy nowa scena do twoich Natrętów ‘).

Moliere. Wzniosłeś twój kunszt, jakemjuż powie­

dział wiadomością, dowcipem i nauką,aleodraziłeś od niego. Arystofanes. Czcm?

Moliere. Mógłbym przestaćmówić na takową nie­ cierpliwość.

Ary stofanes. Wybacz. Ale mnieto zbyt obchodzi, comamusłyszeć; powiedzwięc, czem od kunsztu mojego odraziłem?

Moliere. Nieuczciwością wyrazów i obmową.

Arystofanes. Za moieh czasów mówiono otwarcie, i jak u was potemprzysłowie urosło: nie obwijano prawdy w bawełnę.

Moliere. Ale że naga, jakeście ją sami oznaczyli, dawano jej takie, jakiego niekiedy potrzebowała, nakrycie.

Arystofanes. Zrąbku może, cona wskróś widać.

Moliere. Od tegoroztropność, kiedy rąbek, akiedy płótno, lub inna gęściejsza odzież.

Arystofanes. Czyrąbek, czy płótno, czy inneob­

winięcie, wszystko to oznaczało podły, bo trwożliwy i wa­

hający się sposóbmyślenia. Zacieśnia on umysł, a wkun­

szcie teatralnym tłumi śmiałość wyrazów dzielnych. Jest

w takowymsposobie czynienia, jakie u nas było, niejaka

przywara: ale większą uznajęw trwożliwej podłości, nie-

siniejącej prawdęjawnie obwieścić.

(44)

38

Mol!ere. A gdy to obwieszczenie możesię staćbez ujmy obyczajności i szkody cudzej?

Arystofanes. Szczególne złe ustąpić powinno po­ wszechnemu dobru.

Moliere. Ale gdy powszechne dobro bez szczegól­ nego złego obejść się może, ustaje przyczyna byćzłego działaczem.

Arystofanes. Mianocijednak za złe, żeś się śmiał z nabożnych *).

Moliere. Z źle nabożnych śmiałem się, a tacy są

bezbożnymi: ilubomiałem wtej mierze wyśmiewaniacie­ bie poprzednikiem , żadnegoinjednak na koszu wśród tea­

tru nie zawiesił '*).

Arystofanes. Przymawiasz mi o Sokratesa, ale to

był mój nieprzyjaciel.

Moliere. Jeżeli dla tegomniemałeśgobyć twoim nie­ przyjacielem, żeś z obmową w komedyach swoichnieuczci­

wość umieszczał; czynił on na ówczas powinnośćprawego męża: twojąbyło odmienić sposób pisania, i wielbić tego,

który dla cnoty narażałsię natwoje szyderstwa. Arystofanes. A tywidzęsokratyzujesz?

Moliere. A ty możemnie chcesztakżena koszu za­

wieszać?

Arystofanes. Albożmamytu widowiska? A choć- byśmy i mieli, swój swojemu szkodynie uczyni.

Moliere. Zaszczyt to dla mnie, że mnie przyswa­

jasz: to mniejednak obchodzi, iż nie jesteś o tem prze­

świadczony, iż komedyaszkolą obyczajności być powinna.

Arystofanes. Już tam nie komedya, gdzie słu­

chacz ziewa.

Moliere. Agorzej jeszcze , gdzie obrażony płacze,

a młodzież złego się uczy.

") Molierenapisał komedyą przeciw hipokrytompod na­

zwiskiem Tartuffa.

") Arystofanes,w komedyi, której dał tytułobłoków, wy­ szydzając Sokratesa, zawiesił go nakoszu.

(45)

ROZMOWY ZMARŁYCH. 39 Arystofanes. Jakże można połączyć wesołość z tak ścisłą, jak ty o niej trzymasz, obyczajnością?

Moliere. Dał tego dowody godny twój następca Me­ nander *), a po nim Terencyusz, choćnie Grek, a zatem według was barbarzyniec. Nie śmiem się kłaść wich licz­ bie, bom i ja niekiedy wykroczył, nie idącza tem właści-wem komedyi prawidłem, iż śmiejąc się, nie gorszyć i obrażać; lecz, ile możności, poprawiać obyczaje należy.

*) Menander kwitnął poArystofanie, i komedyejego lubo przez Terencyusza na łaciński językprzełożone, dowiadomo­ ści następnychwieków nie doszły; ścisłymjego naśladowcą byłTerencyusz, którego dzieła stałysięnastępcomw tym ro­

dzaju pisaniaprawidłem.

*’)Kamili sławny wódz Rzymski, mimozasługi swoje, po­

dejściem przeciwnychskazany nawygnanie, gdy potem Gal­ lowie Rzymopanowawszy,Kapilolium obiegli, i już imopłatę

za odstąpienieliczono, przybył na pomocojczyźnie i Gallów

pokonał.

Koryolan wielokrotnemi dowodamimęztwa wsławio­

ny, gdy z Rzymu ustąpić musiał, udał siędo Wolsków, ina

czeleich w ojskagdy Rzym obiegł, ubłaganyprośbami matki i

żony zwrócił wojsko,wkrótceod Wolsków zżycia wyzuty.

ROZMOIP4 XII.

Między Ramillem **

) a Roryolanem *“).

Koryolan. Kochaliśmy ojczyznę, i daliśmy krwią naszą tej miłości dowody; jakież były skutki tylu prac, starań, zabiegów i niebezpieczeństw? nauczyło "nas smu­ tnedoświadczenie, iżpracowaliśmy dla niewdzięcznych.

Kamili. Alboż cię to nagroda do pracy wiodła? Koryolan. Jest ona sprawiedliwą korzyścią, ina niejsięzawiodłem.

(46)

czność ojczyzny twojej, gdy cigonadała za wzięcie mia­ sta Koryolów.

Koryolan. Mało to było za moje zasługi.

Kamili. Wiele, gdyśty pierwszy tak pochlebnąna­ grodę zyskał: gdy zaśjest sprawiedliwą, słodkie uczucie sprawować powinna. Wymagać więcej , oznacza albo zby­ teczną chciwość, albo wyniosłośćnieograniczoną.

Koryolan. Popsuły cię,jak widzę, tutejsze mędrki; które jak zaczną przesadzaćw wykwintnej mądrości swojej, i ich nikt, i podobno oni sami siebie nie rozumieją.

Kamili. Nie potrzeba się udawać doFilozofjii filo­ zofów w rzeczy prostej , którą każdy pojąć może.

Koryolan. Więc ja Kamillu, prościejszy nadpro­ stych, bo tegoco mówisz, nie rozumiem.

Kamili. Mów raczej , iż rozumieć nie chcesz; więc lubo wiem , iż rozumiejącemu mówię, czynię jednak, jak gdybyś nie rozumiał, i tak rzecz tłumaczę. Służyćojczy­ źnie, nie jest tofrymarczyć, a zatem w nagrodzie szukać zarobku : działanieto , samo przez sięsercom poczciwym najsłodsząjest korzyścią , i ojczyzna dając nagrodę , nie wypłaca się z długu; ale pełniącemu powinność oznacza czułośćswoję.

Koryolan. Dobrze to wszystko, co mówisz, ale przyznaj ty sam, iż nie było ci to do smaku, gdy cię z Rzymu wygnano.

Kamili. Porzucać własne siedlisko przykrem jest uczuciem; bolałem niezmiernie, gdymRzym, ojczyznę mo- jęrzucać musiał: aleuskramiająe w Sobie czułość, zosta­ wiłem czasowi odkrycie prawdy, a zatem niewinności mo­ jej; przyszła nakoniectapora, i byłem tak szczęśliwym,

żem ojczyznę odzguby uratował.

Koryolan. Srożej się ze mną Rzym obszedł, i żało­ wał tego, co zdziałał.

Kamili. Może się Koryolan ucieszył zemstą, alemu- siała boleć Rzymianina.

Koryolan. Prawdeśpowiedział•• ale cóż było czynić, kiedy sięjuż krok pierwszy uczynił?

(47)

ROZMOWY ZMARŁYCH. 41 skrzywdzonym ; bolałeś słusznie, ale zbyt dałeś się uwieść porywczości uczucia twojego.

Koryolan. Taż sama porywczość, któramnie nie­ gdyś zdatnym wdziełach wojennych czyniła Rzymowi, taż sama(przyznać muszę), ledwo go nie przywiodła do zguby. Są skłonności wrodzone,których przezwyciężyć nie można: moje gwałtowne, a trwałe, w dalszym ciągu i w Rzymie i na wygnaniu stały sięnieszczęścia przyczyną.

Kamili. JNie może być większe, jak targnąć się na ojczyznę.

Koryolan. A kiedy niewdzięczna ?

Kamili. Obywatele być mogą; powszechność choć w porywczości ujmie, z czasem przywróci. Uczułem ja to Koryolanie, gdym wśród czcii uwielbienia na jej łonie ży­ ciadokonał.

Koryolan. Nie uczułem ja tej słodyczy, gdy mnie wybawiciela swego po śmierci przynajmniej Rzym nieuczcił, a jednakże dlaniego straciłem życie.

Kamili. Matce, żonie i dzieciomtwoim winien Rzym wybawienie, iuczcił je wdzięcznością. Ty życie tracąc, sameś się skarał; i jeżeli tak wielkie, jąkie popełniłeś świętokradztwo, usprawiedliwienie jakiejkolwiek znaleźć może, zmniejszyłeś życiaofiarąwielkość błędu twojego.

ROZMOWA XIII.

Między Daryuszem królem Persów, a Piastem.

Daryusz (patrząc na Piasta zbliżającego się). Z odzieży miarkując, musiał to być człowiekpospolity.

Do Piasta. Wybacz staruszku, iż cię spytam, czem byłeś za życia.

Piast. Chłopem.

Daryusz. Iw tym stanie życia dokonałeś?

Piast. Królem.

Daryusz. Chłopem, królem! Zwięzła odpowiedź; toś pewnie zeSparty.

(48)

42

Daryusz. Byłeś więc chłopem i królem? Piast. Chłopem i królem.

Daryusz. Razem?

Piast. I razem i nie razem.

Daryusz. Staruszku! te żarty wiekutwegonie zdobią. Piast. Choć jestem stary, mam słuch dobry: usły­ szałem więc, coś za pierwszem na mnie wejrzeniem sam do siebie szeptał. Z pozoru odzieży osądziłeś, iż jestem człowiek pospolity, a trafiłeś na króla; ten był królem i

chłopem. Ze zaś był razem i nie razem, abyś nie rozu-j miał, iż się udaję do żartów, które i wiekowi mojemu, i

miejscu temu nie są przyzwoite: tak rzecz obwieszczam. Byłem chłopem, bom sięW tymstanieurodził: byłem udziel­ nym, bo mnie na ten najwyższy stopień ziomkowie moi

wynieśli. Przeciąg więc czasu przed wyniesieniem i po

wyniesieniu uczynił, iż nie byłem razemkrólem ichłopem;

żem zaś po wyniesieniu skromność pierwszego stanu zacho­ wał byłem razem królem i chłopem.

Daryusz. Przyznaję, iż mniepowierzchowność uwio­ dła , ale się temu dziwować nie powinieneś, wiedząc jaka

była wspaniałość Persów.

Piast. Aja ci się przyznaję, iżza życia nie wie­

działem nawet o Persach.

Daryusz. Jakto być mogło?

Piast. Mogło, bomxiąg nie miał, a choćbym je miał,

na nicby mi się były nie zdały.

Daryusz. Dlajakiejżto przyczyny? Piast. Bom czytać nie umiał. Daryusz. I byłeś królem?

*Piast. Alboż to kto czytać nie umie, królembyć nie może? umysłrozsądny poprzedził pismo,i dobrze się działo

za moich czasów.

Daryusz. Cóż cię na tron wyniosło?

Piast. Miód.

Daryusz., Miód! to być nie może.

Piast. Jeżeli cię królem Persów (jakem się tu do­ wiedział} mógł zrobić koń, a czemużby napój smaczny i zdrowy, nie miałmi uczynić tej przysługi?

(49)

ROZMOWY ZMARŁYCH. 43 Daryusz. Więc po pijanemu zostałeś królem. Piast. Nie pijaństwo, ale wdzięczność zdarzyła mi panowanie. Naród dawny Sarmatów, w prostocie swojej szacownej, przy innych cnotach wstrzemięźliwość zachowy­ wał. Persów pijaństwo było przywarą, i odnich zwycię­ zca Alexander przejął.

Daryusz. Jednakowo lepiej być królem nie zmiodu, lecz z konia: zwierz ten dzielny wojowników oznacza.

Piast. Nie schodziło na męztwie północnym naro­ dom, iotern wiesz*), z doświadczenia. Nie dla.miodu wy­ nieśli mnie na tronziomkowie moi'*), ale uwazyli w hoj­ nym napoju rozdawaeza ludzkość i przemysł złączony z pracą. Mnóztwo przybyłych do Kruświcy na obranie***) króla, sprawiło głód: zapas mojego gospodarstwa wystar­ czył na wszystkich wyżywienie. Postrzegł i poznał na ówczas lud prosty, ale cnotliwy, iź temu, który i zbierać bacznie i dawać roztropnie umie, najprzyzwoiciej drugimi rządzić należy.

*) Daryusz Król Perskiwyprawiwszy się przeciwScytom z wielk.ą siłą, nie tylko ich pokonać niemógł, ale ledwo, utraci­ wszy wieleludzi, do krajów swoich wrócić zdołał.

“) Kroniki dawne powszechnie toprzyświadczają iż gdy w czasie głodu wKruświcy Piast tamtejszyobywatel, hojnie zgromadzonym posiłku użyczał,jednostajnemi głosy władzę najwyższą otrzymał.

***) Lubo według pisarzów narodowych pierwszy Bole­ sław Chrobry królemsię zwaćpoczął, tu się to nazwisko wzglę­ demPiasta, jako oznaczające jedynowładcę,używa.

t) Krassusnajbogatszyz Rzymian, skrzętnością, oszczę­ dnościąihandlem do niezmiernych bogactw przyszedł; uwie­ dziony chęcią nie tak sławy, jakzdobyczy, podjąłsięwojny przeciw Partom i na niejzginął.

tt) Krates filozof zbiory dobrowolnie w morze wrzucił, iżby przeszkód do nauki nie miał.

ROZMOWA XIP.

Między Krassusem^) a Iiratesem-rr) filozofem.

(50)

44

poznaję go po minie i odzieży: z takich ludzi mała pocie* cha, a zarobku na nich prawie żadnego nie masz. Miałem ich między moimi niewolnikami czterech, i wiele mnie ko­ sztowali, a gdym ich najmował, aby uczyli Filozofji, nie przyszło mi z nich i dwa procentu: z taneczników zaś i* kucharzów miewałem czasem piętnaście od sta.

Krates (przybliżając się z powagą). Witam cię for­ tuny czcicielu.

Krassus. A ty kto jesteś? Krates. Ten co nią gardzę.

Krassus. Tym gorzej dla ciebie nieboże: znać z płaszcza długiego, który się za tobą wlecze, żeś filozof: ale że ten i dziurawy i wytarty, mój bracie, twoja Filo­ zofia niedobrego gatunku: bo mów cochcesz, bez pieniędzy i dobrego płaszcza źle na tym świecie.

Krates. Moja Filozofia każę gardzić wygodą. Krassus. I zębami kłapać na mrozie.

Krates. Alboź się do zimnaprzyzwyczaić niemożna? Krassus. Jużci i do ran i do sińców i do guzów; ale na co się przyzwyczajać, kiedysię można ustrzedz?

Krates. A gdy przyjdzie cierpieć lepiej przygotowa­ nemu, niż takowemu, który tego nie zna.

Krassus. Mój kochany, a czemuż się codzień umyśl­

nie nie dławisz, żeby ci nie było przykro naówczas gdyby

cię wieszać miano?

Krates. Złodziejów tylko wieszają; moja rada daj

pokój szubienicy.

Krassus. Co ty mianujesz złodziejstwem?

Krates. Posiadanie tego, co nie nasze, posiadanie tego co naszem być nie powinno, posiadaniezbyteczne. W

żadnym z tych rodzajów złodziejstwa Iiralesa nie znaj­

dziesz, a w trzecim Krates znajduje ciebie.

Krassus. U ciebie więc być bogatym, jestto być

złodziejem.

Krates. Kto ma nadto, a nie użycza, kradnie.

Krassus. A ty się widzę przymawiasz o jałmużnę,

panie filozofie!

(51)

ROZMOWY ZMARŁYCH; 45 śmierci bogatych i ubogich nie masz : z czegobyś dał jał­ mużnę, kiedy ostatni grosz dałeś za przewóz Charonowi')’ Krassus. A mógłby był przewieźć za dwa szelągi. Kratę s. A cóźbyś był ztrzecim zrobił tu, gdzie pie­ niądze wartości nie mają?

Krassus. Zdadzą się one zawsze.

Krates. A co na to powiesz, gdy ja zażyciajeszcze wszystkie co miałem, wrzuciłemw morze?

Krassus (z zadziwieniem). W morze!

Krates. Tak jest, w morze.

Krassus. A w głębią, czy u brzegu? Krates. Pewniebyś je chciał stamtądwydobyć? Krassus. Ale też poco pieniądze rzucać w morze? Uczyniłeś szkodę powszechnąkrajowi, szczególną krewnym lub przyjaciołom, żeś ich między nich nierozdał. Mogłeś je obrócić na pomoc ojczyzny, na ozdobę miasta, zgoła na cokolwiekby cisię podobało. Wierzmi, bardzośźle uczynił, żeś wrzucił pieniądze w morze: ale podobno żartujesz?

Krates. Nie żartuję, imożesz na to od współcze­ snych ipisarzów tuznami będących zasięgnąć świadectwa. Krassus. Można było komnżkolwiek dobrzeuczynić, tylejest zawsze potrzebnych ludzi.

Krates. Rzecz zła nie powinna się użyczać. Krassus. Powiedz mi tylko a szczerze, jak sięzwało to miejsce, gdzieś wrzucił pieniądzew morze?

Krates. Choćbyś i wiedział, już tam nie dojdziesz. W stanie, w którym jesteśmy, ubóstwo i bogactwa ani pomódz, ani Szkodzić nie mogą. W stanie, w którym, byliśmy, że bogactwa a raczej chęć niepomiarkowana ich nabycia szkodzi; i życie twoje niespokojne i śmierć nie­ szczęśliwa największym dowodem.

■) Według powieści Mitologji,dusze po wyjściuz ciała przychodziły nad rzekę Styxu, przezktórą je z rąkMerkuryu-sza prowadziciela odebrawszy,przewoził wyznaczony odPlu­ tona bożka piekła przewoźnik; taż sama mitologiczna powieść twierdziła, iż trzeba było płacić od przewozu Charonowi, i dla tegozmarłym w ustakładlipieniądz natakowąopłatę.

(52)

46

ROZMOWA XV.

Między Horacyuszem a Sarbiewskim.

Horacyusz do Sarbie wski ego. Stronisz widzę odemnie, a ja cię szukani; jaka być może przyczyna, po­ wiedz, takowego wstrętu.

Sarbiewski. Nie przystało uczniowi poufalić się z mistrzem, czekałem twojego wezwania.

Horacyusz. Rzadkim przykładem łączysz skromność z rymotworstwem.

Sarbiewski. Ten mi go dał, który śmiał rozpaczać, iż Piadara nie dojdzie'}- Jeżeli w równym, a może prze­ wyższającym mogło być takowe przeświadczenie, cóż do­ piero w takim jak ja, którego celem to tylko być mogło, iżbym był uznanym jakimkolwiek przynajmniej naśladowcą Horacyusza.

Horacyusz. Zbyt się uniżasz, a i w chwalebnem działaniu potrzeba miarę zachować. Com powiedział o moim poprzedniku greckim, nie było z mojej strony fał­ szywą skromnością: ta czasem umyślnie się podli, żeby byławzniesioną. Zapał porywczy Pindara tak dalece zda się wychodzić z granic określonych, choć wzniesionego umy­ słu; iż słusznie przypiąłem Ikarowe"} skrzydła zbyt śmia­ łym w locie jego naśladowcom.

'} Horacyusz w pieśni II, xięgi IV Rytmów swoich, do

AntoniuszaJulego taki o naśladowcach Pindara zostawiłwyrok:

Pindarum quisquis studetaemulari.

Jule, ceratis ope Daedalea Nititur pennis, vitreo daturus

Nominaponto.

"} Ikarsyn Dedala kunsztem ojca mając przyprawione skrzydła,gdy wydobytywraz z nimz Kreteńskiego Labiryntu zbyt sięwzniósł w górę, wosk którym byłypióra sklejone, od upałusłonecznegostopniał, on wmorzuzginął, które odtąd imięjego nosiło.

(53)

ROZMOWY ZMARŁYCH. 47 Sarbiewski. Nie były potrzebne tobie, któryśinnym i mnie stał się przykładem.

Horacyusz. Grzeczny wyraz niejest dowodem : nie fałszuj moich, ściągały się one do powszechności naśla­ dowców, ajatn się z ich liczby nie wyłączał. Doszły nas dzieła twoje: sprawiedliwiezyskałeś wzięlość i sławę.

Sarbiewski. Wszakto twój wyrok, iż grzeczny wy­ raz nie jest dowodem.

Horacyusz. Powtarzam, com szczerze obwieścił, iż zasłużyłeś sprawiedliwie na chwałę, której tak u swoich, jako i u cudzych używasz. Możesz bezpiecznie wierzyć temu, co powiadam; gdy albowiem w równym kunszcieje­

den drugiego chwali, im bardziej się od zwyczajnego spo­ sobu myślenia i działania oddala, tym bezpieczniej mu wierzyć można.

Sarbiewski. Wybaczali'J Anarcharsysowi Grecy

usilność jego.

Horacyusz. Przyzwyczaiłeś się widzę do po­

chlebnych wyrazów: twój Urban **J lubił kadzidło.

Sarbiewski. Nie było i przykre Augustowi.

Horacyusz. Amy kadzący znaliśmy dobrzenaszych kadzonych, dla tego też może przesadziliśmy w kadzeniu;

alejak oni mieli zdrożności swoje, tak też inam bez nich

się nie obeszło; zwyczajne to ludzkości piętno.

Sarbiewski. Masz mi za złe, iż się zniżam, a sam

się pokorzysz? Nie zniżam ja się gdymówię, iżzuchwały

był zapęd, chcieć wstępować w twoje ślady.

Horacyusz. Sposób takowego myślenia zdajemisię

być zdrożnym. Nie potrzeba być zuchwałym, ale gdy się kto czuje na siłach, źle czyni kiedy rozpacza; gdybym

się i ja był zbytnie tąmyślą zaprzątnął, ustałbym w za-■) Anacharsys Scytażyłza czasównajzawołańszych mędr­ ców Grecyi: w naukach tylepostąpił, iż w ich liczbie poli­ czonym został.

"J UrbanVIII papież sam rymotworca,wielce szacował Sarbiewskiego : ten pochwałami jegodzieła swoje zagęśoił.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Kontekst zawiera również dane, do których stosuje się lewa część reguł produkcji, określająca warunki ich stosowalności.. Kontekst

W kontekście teoretycznych rozważań nad potrzebą rozwijania empatii i wy­

[r]

O skuteczności uchwalonego świeżo przez Naczelną Radę' Adwokacką regulam inu będzie można przekonać się w najlepszym razie dopiero po roku a może dopiero po

pomocnictwa i podżegania w ramach zorganizowanej grupy przestępczej. Palestra

Firmy produkujące środki czystości zapewniają, że wszystkie rozwiązania, które rekla- muje się jako nowe i podnoszące jakość produktu, są wcześniej starannie testowane.

Como en el caso de Tlazolteotl, la relación entre Xochiquetzal y algunas fi gurillas de Xochitecatl fue establecida por Bodo Spranz (1973, 1978) mediante la abundancia de fl ores

Coincidiendo con el punto de vista de otros autores, para Tomás Segovia el adveni- miento de la modernidad impulsa la difusión tanto de una postura de –a veces– exage-