• Nie Znaleziono Wyników

Lycynus, Tymolaus, Samip i Ady mant

W dokumencie Dzieła Ignacego Krasickiego T. 7 (Stron 151-157)

Lycynus. Oto się nam właśnie nadarza największy badacz z rodzaju ludzkiego: on gotów od rana do wieczora bieżeć w zawody, byle tylko ciekawość swoję nasycił. Cół tam słychać Tymolausie?

Tymolaus. Od niejakiego czasu oniczem innem nie mówiono, tylko źe miałprzybyć do portu naszego jeden z tych wielkich okrętów rzymskich, które zEgiptu do Włoch zboze przywożą: miał się u portu naszego zatrzymać, a więc chciałem go widzieć? a zapewne, i wy dla tego tam idziecie.

Lycynus. Zgadłeś, mieliśmy w towarzystwie Ady- manta z Mirrhyny'), ale w tłoku gdzieś się nam podział, był jednak z nami na okręcie.

Samip. Widok pięknej osoby, którą obaczył,tak go

") Mirrhynamiasteczko w Attyce.

zniewolił, iż nas opuściłoglądających skład, kształtność, i inne ciekawości. Mamyż w powrocie czekać na naszegozbiega?

Tymolaus. Bynajmniej, dogoni on nas, nasyciwszy ciekawość swoję.

Lycynus. Ale to niegrzecznie,iść z kim razem, a potem go zostawić.

Samip. Ale i to niegrzecznie opuścić towarzysze, i jakby kazać się czekać. Czyjednak nadejdzie, czyli nie, zastanówmy się nad tem cośmy widzieli. Jaki okręt! jaka jego niezmienność! jaki kształt! jaki maszt! jakie żagle!

Wszystko cokolwiek się stawia ku widokowi, zadziwia. A i to niepoślednie, iż tem wszystkiem zarządza i włada Heron, którego mi pokazano, staruszek nikczemny, zgrzy­ biały, skurczony; który jednak przy sterze siedząc, gmach tenniezmierny jak tylko chce, z największą łatwością wzru­

sza i obraca.

Tymolaus. Sławnym on jest od dawnych czasów w kunszcie swoim. Nie wiem czy wiesz jak tu przyszedł ijak prawie cudem, ci co byli na okręcie, zachowaneini zostali.

Lycynus. Nie mam w tej mierze żadnej wiadomości, racz nam to opowiedzieć.

Tymolaus. Wiem o wszystkich przypadkach i oso­ bliwościach tej żeglugi; wyszli z portu Alexandryi od sła­ wnego półwyspu Pliaros"). Burza nagła przypędziła ich do Sydonu"). Zagnała potem aż do skalistych brzegów"“) Chelidońskich; pomimo które nie bez wielkiego niebezpie­ czeństwa gdy przeszli, w okrutnej burzy postrzegliwiesza­ jące się u masztu światła, które Kastor z Polluxem wzglę­

*) Pharos wyspaportu Alexandryi, złączona sypanąipod­ murowaną groblą z temmiastem; na niejbyła sławna owa wie­ ża, na której szczycie w latarniachbył ogień dlaoświecenia okrętów w żegludze. Gmach ten liczono między cudaświata.

Sydon miasto sławne i port Fenicyiniedaleko Palestyny i gór Libanu.

"*") Trzy skałynadbrzeżne zakrytew morzu,brzeg ten czyniływielce niebezpiecznym.

LUCYAN. 147 dne nażeglarzów bóztwa , jako znak ,wybawienia niekiedy skazywać zwykli. Przez 77 dni błąkając się po morzu, dnia wczorajszegotu przecież zawinęli naspoczynek iwzmo­ żenie, po tak niebezpiecznej żegludze.

Lycynus. Dał wprawdzie dowód rzadkiej w kunszcie swoim biegłości Beron w doprowadzeniu okrętu swojego, ale widzę do nas się Adymant zbliża. Cóż cisię stało, żeś tak ponury?

Adymant. Jestem zamyślony, bo mam do tego przy­ czynę.

Lycynus. Czy nie możnaby się o niej dowiedzieć? Adymant. Nie śmiem mówić, żartowalibyście albo­ wiem ze mnie, gdybyście się o niej dowiedzieli.

Lycynus. Mów śmiało.

Adymant. Oto gdyśmy na okręt weszli, mierzyłem właśnie wielkość kotwicy. Wtenczas gdyście się oddalili, pytałem majtków : wiele ten okrętwłaścicielowi na rokuczy­ nić może? rzeki, iż pospolicie 13,000 talarów. Jakbym ja był szczęśliwym, pomyślałem sobie, gdyby on był moim. Razalbowiem sam wyprawiałbym się na nim, niekiedynaj­ mowałbym go drugim, albobyin nanim ludzi moich posyłał. Gdym był w tych myślach zatopiony, zdało mi się, żem dom ojczysty przedal, a z zarobku inszy nierównie wspa­ nialszy wystawił. Sprawiałem sobie suknie rozmaite, kształ­ tne i kosztowne: nakupowalem niewolników: posprzęgał konie, sporządzał siodła, i właśnie wypruwając się w da­ lekie kraje, siadłem na mój okręt, gdyście ciąg tak miłego marzenia przerywając, mój okręt do szczętu zgruchotali, a z nim i to co miałem, i co mieć mogłem, przepadło.

Lycynus. Wyznaję winę moję, powinienbyś mnie do sądu pozwać, jak zbójcę. Ale nie trwóż sobą. Sowiciecom wziął nagrodzę, gdy ci daję pięć okrętów nierównie i wię­ kszych i kształtniejszych, i ładowniejszych, niż ten, któ-ryśmy oglądali. Żaden z nich rozbić się nie będzie mógł, a pięć razy do roku przywozić ci będą obfite korzyści. Płyńże teraz szczęsny żeglarzu, a my siedząc u portu, wy­ pytywać się będziem przybywających, gdzie się obracasz, i co poczynasz.

A dym ant. Wszak zgadłem,

ii

przyjdę na pośmiewi­ sko. Bądźcie zdrowi, wolę ja z mojemi majtkami przestawać, którzy mnie szanują, niź z wami, co się ze mnie śmiejecie.

Lycynus. Nie opuszczaj nas przyjacielu! pozwól wnijść na twój okręt!

Adym ant. Każę odbić od lądu, źebyście nie weszli. Lycynus. Wpław ciędogonimy.

Adymant. Siadajcież więc, kiedy się was, jak wi­ dzę, pozbyć nie można.

Lycynus. Kiedy nas niechętnieprzyjmujesz, wolimy zostać. Bój się jednak kary za twoję nieludzkość: kiedy więc nas nie chcesz, przywieź nam za powrotem ciekawo­ ści jakowe z krajów, któreodwiedzać będziesz.

Tymolaus. Nażartowaliśmysię do'woli. Czas dodomu

powracać; ażepodróż daleka, podzielimyją na czteryczę­

ści takowym sposobem. Jest nas czterech, niech każdy w przeciągu wyznaczonego na część swoję chodu, opowiada nam żądania swoje, jakie mu się zamarzą. Nie kładźmy granic żądaniom i przekonajmy się, iżkażde z nich uiszczo-nem zostanie. Powieść takowa będzie nam snem wdzię­ cznym na jawie, i czyli w opowiedzeniu, czyli w słucha­ niu, podróży przykrość osłodzi sięi skróci.

Adymant. Kto z nas ma zacząć ?

Lycynus. Ty, co nas zagadnąłeś; po tobie Samip; po nim Tymolaus; ja najmniejszą część podróży na siebie biorę, bo moje żądania są skromne.

Adymant. A ja nie wschodząc z okrętu mojego, przydam tylko jeszcze cokolwiek do tego, com był już ma­ rzyć zaczął. Merkuryuszu ! bóztwo handlu, potwierdź czego

żądam! żądani być panem okrętu, okrętów, i tego wszy­ stkiego, co się tylko na nim, albo na nich znajdować może;

i to tylko dodaję do żądań moich, aby każde źdźbło żyta,

pszenicy, jęczmienia, zgoła każdego rodzaju ziarna zbożo­

wego, które się na moim statku znajdować będzie, prze­

mieniło się w złoty pieniądz.

Lycynus. Co mówisz! a wzdyć pod tak nieznośnym

ciężarem okręt zatonie.

LUCYAN. 149 bie przcstrzegaczu powiadam, iż kiedy ja mam wolność chcieć, co mi się podoba, typrzeciwkomojemuprzywilejowi nie powstawaj. Wolno tobie mieć będzie góry złote, kiedy będzie twoja kolej, ale teraz przeciw moim ziarnom nic niemów.

Lycynus. Przepraszam, jeżelim cięuraził: bojąc się o twój okręt, przerwałem powieść, a gdyś nam pozwolił żeglować z tobą, szło o nas, żebyśmy dla zbytniego cię­ żaru, nie utonęli.

Adymant. Próżny był twój strach, miałem ja na po­ gotowiu Delfinów, któreby i nas, i skarby nasze uniosły, gdyby mimo chcenie moje, okręt mógłbyć wjakiemkolwiek niebezpieczeństwie.

Lycynus. A nic lepiejżbyto było znaleźć wórzłota, i używać bez pracy dobrych czasów?

Adymant. Jakto wór złota? korcami go będę mie­ rzył, a na ówczas kupować będę nie wsie, ale miasta i po­ wiaty; pałace i gmachy takie stawiać, o jakich przedtem nie słyszano. Aże srebro niedość szacowny kruszec, pod zlotem będą się gięły stoły moje, a każdy kubek przynaj­ mniej będzie ważył pięćdziesiąt grzywien.

Lycynus. Taką rzeczą olbrzyma mieć będziesz za podczaszego, bo któż czaszę złotą o pięćdziesiąt grzywnach uniesie?

Adymanj. A ty widzę uwziąłeś się na to, abyś się sprzeciwiał. Źle czynisz bracie gniewając pany.

Lycynus. Dobpze, żeś mi to przypomniał; ale się juz twój wydział kończy, a zatem i państwo, teraz kolej

na Samipa.

Samip. Jak wiecie, jestem rodem z Mantynei w Ar-kadyi, a więc daleki od morza; nie pragnę okrętów, złota nie żądani: a gdy pewien z nas każdy według wspólnej umowy, iż to otrzyma, czego będzie żądał; ja chcęhyc królem, a zatemjestem, ale nie takim jak to drudzy, co spadkiem po rodzicach korony biorą; ja cnocie, pracy, i wa­ leczności mojej będęją winien.

czemu nie być królem. Proszę więc waszej królewskiej mości, iżbyś nam wielkie swoje dzielą opowiedział.

Samip. Z początku byłem rozbójnikiem. Lycynus. Najjaśniejszy panie, to niepięknie. Samip. Tam się zaprawiwszyw odwagę, zostałem wodzem współtowarzyszów; pomału wzmagaliśmy się, na- koniecwstępnym bojem zawojowałem państwo moje. Ana oznaczenie tobie względów moichpańskich, czynię cię prze­

łożonym nad 5,000 jazdy wojska mojego.

Lycynus. Jam takiej łaski niegodzien, bo przyznać się muszę ze wstydem, iź na koniu jeździć nie umiem.

Samip. To cię nad piechotą przełożę.

Lycynus. Chodzić nie lubię. ,

Samip. Powiedz prawdę, nie masz serca. Żal mi cię niebożę, nie będziesz miał u mnie miejsca. Słuchaj więc,

a nie przerywaj mojej powieści. Urządziwszy wewnątrz

państwo, wpadam na Korynt, i posiadam go ; płynę mo­ rzem, iprzybywszy do Azyi, podbiłem Syryą, Licyą, Pam- filią, Cylicją i t. d.

Lycynus. A nie chciałbyś mi powierzyć rządów ja­ kiego państwa?

Samip. Juzem e! powiedział, iż mi się do niczego nie zdasz, i teraz mimo mój zakaz, zatrzymałeśmię wśród

zwycięztwa. Gdzieżeśmy byli?

Lycynus. Nie powiem, kiedy mi nic dać niechcesz.

Samip. Mało to dla mnie, posiadać nadbrzeżne Azyi kraje, idę w głąb, i przebywszy Eufrat, pomykam się aż do Indów i Garamantów. Co mi dalej czynić radzisz Ly- cynusie?

Lycynus. Oto siąść przy drodze, bo słońce dopieka, a mamj’ cień pod drzewem. Uszliśmy też prawie połowę

drogi do Aten.

Samip. Co ty nam prawisz o Atenach, wszakżeśmy pod Babilonem.

Lycynus. Jam zapomniał, że my śpiemy; ale jedna­ kowo trzeba odpocząć, jużeś sięteż dość nawojował. Teraz kolej na Tymolausa. Cóż leż on nam nowego powie?

LUCYAN. 151 siąt grzywnach , ani pieniędzy korcami, ani wojskai roz­ szerzonego po świecie panowania. Wszystkie terzeczyspo- kojności wewnętrznej, azatem prawdziwego szczęścia nie nadają. Powściągam więc żądania, i tego chciałbym, iżby miMerkuryusz użyczył kilkapierścieni, z którychby pier­ wszy miałtakową dzielność, iżbym zawszebył zdrowym i czerstwym, i niepodległym żadnemu niebezpieczeństwu.

Drugi, iżbym wszystko widział, awidzianym byćniemógł. Trzeci, iżby mi moc takową nadał, jakiej żaden z ludzi nie miał, i mieć nie może. Czwarty, aby każdego które- gobym tylko cliciał tak usypiał, iżby domojej woli obudzo­ nym być nie mógł. Piąty, aby był taki, iżbym, skoro go na palec włożę, każdemu się podobał. Mnie się zdaje, iz to jest dosyć dla umiarkowanego w żądzach człowieka; te­ raz na ciebie kolej Lycynusie.

Lycynus. Nim zacznę, ostrzegamcię, żeś jeszcze o jednympierścieniu zapomniał. Trzebabyci takiego, któ­ rybyci te wszyslkie nibyumiarkowaneżądze z głowy wy­ bił. Już się, zbliżamy do bram miejskich: marzenia wasze mnie zabawiły, iżądam tylko dla siebie, abym się codzień tak naśiniał, jakdziś z was misię śmiać przychodzi.

ROZWOfFJ f iu.

W dokumencie Dzieła Ignacego Krasickiego T. 7 (Stron 151-157)