• Nie Znaleziono Wyników

Ikaro-Menip, albo wędrownik powietrzny

W dokumencie Dzieła Ignacego Krasickiego T. 7 (Stron 141-151)

Menip. I tak tedy od ziemi do xiężyca 30,000 mil, gdziem się nieco zatrzymał. Stamtąd do słońca nierównie dalej; z słońca doEmpireuin, gdzie Jowisz mieszka i orły nie zmierzą.

Przyjaciel. Menipie! cóż cię to tak zatrudnia? od godziny cięścigani; słyszę, że sam z sobą rozmawiasz, a z tego co słyszę, nic pojąć nie mogę: wraz powtarzasz o słońcu i xięzycu, o odległości, o milach, o locie orłów: racz powiedzieć co się to znaczy?

Menip. Nie dziw się przyjacielu, że o rzeczach zbyt wyniosłych sam z sobą rozmawiam: przypominam sobie po­ dróż, którąm odprawił.

Przyjaciel. Możeś o gwiazdach myślał; co zwroty swojemi Fenicyanom ułatwiają żeglagę.

Menip. Mylisz się, mój lot był pomiędzy gwiazdy. Przyjaciel. Więcto był sen?

Menip. Co będziesz o mnie myślał, gdy ci powiem, iż to było na jawie, i że powracam od Jowisza.

DZIEŁA KRASICKIEGO.

Przyjaciel Od Jowisza? i Menip z przysionków boga bogów powraca!

Menip. Powraca. Widziałem i słyszałem rzeczy nie­ wymowne. Cieszę się z twojej niewinności, bo czuję, iź moja szczęśliwość umysł ludzki przechodzi.

Przyjaciel. I mówisz to szczerze? Nie dziwi się temu mdły ziemi mieszkaniec, iź wzbił się mędrzec nad obłoki, i jak mówi Homer, przypuszczonym został do bó- ztwa. Racz jednakmieszkańcze Olimpu powiedzieć, jakeś się tam dostał. Orzełciętam nie zaniósłpodobno, jak Ganiineda.

Menip. Żartuj bracie, jak ci się podoba. Nie mam ci za złe, iź mniemasz mnie bajarzem. Cokolwiek bądź, własnemi skrzydły tam zaleciałem.

Przyjaciel. Toś się pewnie przemienił w sokoła; byłobyto coś więcej, niź kunszt Dedala*)•

*) BajeczneMitologji wieści twierdzą oDedalu, iź tak wybornym był rzemieślnikiem,iź ruszały się i chodzićmogły zdziałaneprzez niego posągi. Zabiwszy przez zazdrość, aby gow kunszcie nie przeszedł, własnego synowca, schronił się doKrety, gdzie wystawił ów sławny gmachLabiryntu, w któ­ rym goMinos potem, wrazzIkaremsynemjegozamknąćka­ zał: wydobyli sięz niego zrobionetniprzez Dedala skrzydły: alegdy Ikar zbyt się wzbiłwysokostopniał wosk, w którym osadzone były pióra,i wpadł w morze odtąd Ikaryj skiem zwane.

Menip. Ledwoś nie zgadł; jego kunsztuużyłem. Przyjaciel. I nie bałeś się spadku Ikara? Menip. Bynajmniej; jego pióra wosk trzymał, jam moje utwierdził lepiej.

Przyjaciel. Jakim sposobem? bo jak widzę, przyj­ dziesz może do tego, iź ja uwierzę.

Menip. Dwam skrzydła dostał, jedno było orle, a drugie sępa: jeżeli zaś clicesz, ¿bym ci wszystko dostate­ cznie opowiedział, potrzeba będzie z góry rzeczy zacząć. Przyjaciel. Słucham: proszę cię i zaklinam Meni-pie uspokój moję niecierpliwość.

LUCYAN. 137 dzonych, uznałem, iż były czeze i godne wzgardy. Lekce więc ważąc bogactwa, władzę i te wszystkie fałszywe po­ waby, które nas od rzeczy prawdziwie potrzebnych odcią­ gają ; postanowiłem wznieść się nad gmin, i w tern wygó­ rowaniu, dopiero rzucić okiem na to w czem byłem. Nie­ pewność i powątpiewanie towarzyszyły krokom moim, gdym cbciał to poznać, co filozofowie zowią światem. Nie mo­ głem z siebie pojąć, kto i poco go zdziałał; jaki byłjego początek, ¡jaki będzie koniec. Gorzej było, gdym go cbciał w szczególności roztrząsać. Zdało mi sięzrazu wszystko przypadkiem; ale się ten z porządkiem nie zgadza. Blask świateł górnych, łoskot grzmotu, deszczu wilgotność, na- wałność gradów, białość śniegu; wszystko to dla mnie było niedocieczoną tajemnicą. Chcąc ją objaśnić, udałem się do filozofów ; a jakem się nie miał udać, patrząc na długość bród, i bladość twarzy? Przyjęli ucznia, ale nie darmo: rozum drogi, i mój worek to uczuł. Ale jeżeli grzmot, śnieg, deszcz, zdziwił mnie, bardziej jeszcze oni. Zamiast wzmocnienia wzroku, zostałem ślepym. Za rzecz dali te słowa: Początek rzeczy, koniec rzeczy, atomy, ciąg, po­ ciąg, odciąg, próżność, pełność, kształt, ciało, płynność: a co gorsza, każdy co inszego prawił, ajeden drugiemu nie kazał wierzyć.

Przyjaciel. Ajak to między mędrcami być mogło? Menip. Było, a więc mogło: śmiałbyś się, gdybyś był widział, jak się. wzajemnie srożyli i dęli; tacy oni są jak i drudzy, ani chodem, ani się wzrokiem od innych nie różnią. Gdyby im jednak dać wiarę, wzrokiemprzenikają obłoki, mierzą xiężyc, gwiazdy isłońce, i gdy ledwo wie­ dzą, jak daleko z Aten do Megary, śmieją upewniać, ja­ kowa xiężyca od ziemi, gwiazd od xiężyca, od gwiazd do słońca odległość: wierzyciele nieba nie znają się na ziemi, a nie wątpiąc , albo raczej udając, iż o niczem nie wątpią, tym jawniej obwieszczają niewiadomość swoję. Sprzeci­ wienia nie lubią; gdyprzeprzeć dowodu nie mogą, gotowi zaprzysiądz to, o czem nie wiedzą. Rzućmy okiem na roz­ maite, które zdziałali systemata; taka, jak ziemi od nieba, znajduje się w porównaniu odległość i różność. Jednimó­

wią, iż światjest wieczny, a zatem jak nie miał początku, nie będzie miał końca. Drudzy go w’granicach czasu okre­ ślają i mieszczą, i jak gdyby byli przytomni, gdy brał pierwszą na siebie postać, ledwo nam nie obwieszczają, jak się zdziaływał, i co myślał wówczas ten, który był jego sprawcą.

Przyjaciel. Niewiem, czemu się bardziej, czyfgłup-stwu, czy zuchwałości dziwować.

Menip. Bardziejbyś się zdziwił, gdybyś słyszał, jak Oni na domysł o rzeczach pod zmysły niepodpadających mó­ wią; rozszerzają i ścieśniają, według upodobania, granice stworzenia. Są którzy mu dają nieograniczoność. Zamiastje- dnego świata, stwarzają światów 1000, i potępiają tych, którzy po staremu na jednym przestają. Najwyższaistność, Bóg nawet sam, pod ichzuchwałemniemaniaidzie. Według jednych jest liczbą ; przydają mu drudzy nie tylko człowie­ czą , ale i zwierząt postać. Jedni mnożą go w liczne po­ działy, takdalece, iż każda część rzeczy ma swoje bóztwo; drudzy czyszczą zbyt zaludniony Olimp, ¡jednegoprzyznają Boga. Zatrudniają niebian jedni rządami ziemi i względną dla ludzi czułością, drugim zdaje się «o być rzeczą mniej godną bóztwa. Idzie więc świat na oślep, a bogi próżnia­ ckie dobrych czasów używają; a jeżeli kiedy rzucą okiem na dół, to mają w korzyści, iż ich nasze głupstwo bawi. Są tacy (bo gdzież się głupstwo nie znajdzie) którzychcąc wszystkoułatwić, wszystkoniszczą: więc wedługnich rzecz jest, a nie masz tego, ktoby ją zdziałał. To więc, co jest, samo się urodziło, samo się opatruje, samo się trzyma.

Zastraszony wyrokami nowych, w postaci wspaniało brodatej Jowiszów, nie mogłem się zdobywać na odpowiedź, przeląkłem się, i wzadziwieniu milczałem. Wzmogłem się nakoniec, ipostanowiłem u siebie dociekać, ile rai nieudol­ ność moja pozwolić mogła, do którego się z tych mędrców udać, aby być przecież jakożkolwiek utwierdzonym wtem, co miałem nadal sądzić, i czego się trzymać. Nic tako­ wego nie znalazłszy na ziemi, myślmnie więc wzięła wznieść się ku niebu. Zuchwałość była w żądzy, ale pragnieuie nadzwyczajne zmniejszyło niepodobieństwo zbyt śmiałego

LUCYAN. 139 przedsięwzięcia. Widok skrzydeł, co ptaki wznoszą, wzbu­ dził chęć do lotu : orle, sępie przymierzałem do ciężaru mo­ jego ciała, i zdało mi się, iż je wznieść iwprzedłużonym locie utrzymać potrafią.

Dostałem więc największych z rodzaju swego skrzydeł orła i sępa; złączyłem je mocuo, a przywiązawszy tęgo do ramion, naprzód użyłem ich w chodzie, i wzniosły mnie dość sporo, iż niby, luboblizki ziemi, podlatywałem. Wsze­ dłem dalej na górę, i spuściłem się z niej, za pomocą przy­ prawionych skrzydeł; dalej z Hymetu blizkiej Aten góry, jednym ciągiem zaleciałem do portu Pyreuni; przyszło do tego nakoniec, iżmając podsobąGrecyą, zTajgieckich skał przeleciałem aż doKoryntu. Ośmielonypomyślnym nadmoje mniemanie lotem, odważyłem się więcej nad Dedala, i mało mając na bujaniu ponad ziemią, umyśliłem się wzbić nad obłoki. Olimp wybrałem miejscem wyprawy. A że podróż nad świat mniemałem długą, ośmieliłem sięzwiększyć cię­ żar skrzydłom, biorąc z sobą, czemhym się żywić mógł w podróży. Wzbiłem sięwięc z Olimpu ku obłokom. Zrazu omroczyła mnie niezmierna, którą pod sobąujrzałem odle­ głość, niebezpieczeństwo spadku zastraszyło: przemogłem jednak strach i odrazę, a wzbujały w locie, już dostrze­ gałem xiężvc blizko; ale mnie ciężar skrzydełwstrzymywał i słabi!: wzmogłem jednak tak dzielnie ostatnie siły, żem wpadł nakoniec w rzecz wstrzymałą, w ten bladawojasny względem nas okrąg, który zowiemy xiężycem. Odetclinie- nie pierwszym było spocznienia mojego celem , spuściłem oczy, i ów świat, który mnie tak troskliwie zatrudniał, oba-czyłem pod nogami.

Przyjaciel. Miałeś widokjedyny: wznieca on we mnie nienasyconą ciekawość; racz ją uspokoić. Powiedz, coś widział, coś uczuł?

Me nip. Sprawiedliwie się badasz, wchodzę w twoję usilność; staw się w myśli towarzyszem mojej podróży, i żebyś lepiej uczuł, co ci powiem, patrz na świat z góry. Z tej niezmiernej wysokości mniejszym się wydaje, niż od nas xiężyc, Oczy moje zdziwione szukały gór ow ych, które poeci niebotycznemi zowią. Plamkito były wśród słońca

DZIEŁA KRASICKIEGO.

promieni, które ziemię, tak jakxiężyć, oświecają. Oceanw oczach naszych niezmierny, znikomą okręgu małego był cząstką, śkluił się blaskiem użyczonym, istąd go w szczu­ płości samej tylko poznać można było. W tym tak osobli­ wym widoku, najbardziej mniezastanawiałyrozmaite, czło­ wieczego życia odmiany i zwroty. Nie tylko w ogromności swojej narody i miasta, ale szczególne rodzaju ludzkiego stany, podpadały pod bystrą ciekawość mojego wzroku.

Przyjaciel. W terncoś teraz powiedziałMenipic, da- jesz pocliop ku niedowiarstwu. Wyżej namieniłeś, iż góry i Ocean niknęły w oczach twoich, a teraz o szczególnych, któreś postrzegł, czynach i zwrotach rodzaju ludzkiego namieniasz.

Menip. Zarzut twój sprawiedliwy: ustanie jednaknie­ dowiarstwo : gdyci jednęokolicznośćpodróży mojej opowiem.

Dostawszy się do xiężyca, za zwrotem oczu na ziemię, nic w tej małości rozeznać nie mogąc, gdy frasowałem się wielce, stanął przedemną filozof Empedokles "J. Znać je­

szcze było zoparzelizny, iż się był z pożaru Etny, w którą wskoczył, nie wygoił. Przestraszyłem się na takowy wi­ dok, a on tak do mnie mówić począł: Jakem skoczył w Etnę, dym pożarów wzniósł mnie w górę, i tak był dzielny, żem się zajego pomiotem w xiężycu obaczył. Jestem te­ raz jego mieszkańcem, i rosą się pasę. Widzę, iż się nad tern troszczysz, że tak, jakbyś chciał, ziemiktórąś opuścił, przypatrzyć się stąd nie możesz. Wielką mi łaskę uczy­ nisz,rzekłem, jeżeli mi podasz sposób, iżbym mógł dostrzedz,

co na ziemi każdy w szczególności działa. Jak się nazad

powrócę, będę cię czcił, jak bożka. Obejdę się bez tej czci,

rzekł Empedokles, i w tern co czynię, jedynie tego pragnę,

abymżądaniu twojemu dogodził. Politowanie mnie do cie­

bie przywiodło, żebym ci dał poznać, iż masz sposób, któ­ rym wzroktwój natężyć możesz. Nie wiem otem, rzekłem, ') Empedokles filozofrodem był z Agrygentu, miastaSy- cylji;mówią onim,iżw zgrzybiałej będąc starości, dobrowol­ niewskoczył w otchłań Etny,i tak życia dokonał.

LUCYAN. 141 ty chyba rozpędzić potrafisz ciemność, która mnie otacza. Gdyś tu leciał, rzeki, miałeś jedno skrzydło orle. Miałem wprawdzie, ale cóż to do wzroku służy? I wielce, rzekł Empedokles: ten rodzaj ptaków nad wszystkie inne ma wzrok najbystrzejszy ; otrzyj niein oczy, i trzymaj je sil­ nie prawą ręką, jak będziesz leciał; a wszystko tak, jak chcesz, obaczysz.

Uczyniłem tak, i wzbiwszy się lotem w górę, skorom oczy na dół spuścił, znikła niezmierna odległość, i tak mi się wydała ziemia, jak gdybym po nad nią samą przelaty­ wał. Ukazały się natychmiast miasta, domy, mieszkańcy, nawet postać ich rozeznać mogłem. Postrzegłem, jak Anty­ gon nie po ojcowsku zsynową sobie postępował; jak Aga-tokles na życie ojca własnego czuwał; jak Ale.xandra Ty­ rana Tesalskiego zdradziła żona, i nakoniec o śmierć przy­ prawiła. Pałace królów znalazłem zbrodni siedliskiem; szkoły mędrców dumystolicą ; ratusze, gdzie lud miał spra­ wiedliwość zyskać, miejscem przekupstwa, łakomstwa, zem­ sty i zdrady.

Przyjaciel. Musiały cię niezmiernie dziwić te nie­ spodziewane widoki?

Me nip. Mnogość ich podobna była do owego, który Homer opisał, Achillesowego puklerza, gdzie w szczupłych udziałach tyle rzeczy umieścił. U Getów była wojna : Scy­ towie błąkali sięna wozach, po własnej dziczyznie: Egip-cyanie przemyślnem zatrudniali się wśród Nilowych powo­ dzi rolnictwem: Fenicyanie ku rozpostarciu handlu swego ładowali towarami okręty: Cylicyanie przygotowali sięna rozboje : w Sparcie hartowano młodzież ; brzmiały ogromne w Atenach przysiouki, niespracowanych odgłosem kraso­ mówców. A że się to wszystko razem w jednymże czasie działo, słysząc zostawałem jak w zamęcie. Staw się myślą wpośród tłumu muzykantów, z którychby każdy grałco in­ nego, a w tenczas dopiero poznać będziesz mógł, wjakim naówczas zostawałem stanie.

Przyjaciel. Snadno pojmuję, co się z tobą naów­ czas działo: a jak brzęk niezgodny choć biegłych

muzy-kantów, przykry; tak uczucie twoje było pewnie niemile i niedogodne.

Meuip. Takie było wprawdzie, jak mówisz; wrzawa ta oznacza życia ludzkiego działania i obroty. Dźwięk gło­ sów, sposób czynienia, myślenia, odzieże, postaci, zwyczaje, prawa, wszystko się to jedno z drugiem w powszechnem brzmieniu nie zgadza, i trwa dopóty, póki jak mistrz mu­ zyczny, przedwieczny wyrok każdemu w szczególności na­ kazawszy milczenie, z liczby żywych nie wyłączy, ¡wten­ czas dopiero są zgodni, gdy im śmierć milczenie nakaże.

Cokolwiek pod oczy moje podpadało, godne było śmie­ chu: wledwo dojrzanym zxiężyca okręgu, ledwo dojrzane, choćjuź wzrok miałem bystry, pokazywały się cząstki; a tych cząstek dzierżyciele hardzi byli z tego, iż je posiadali, zazdrościli równie szczupłym sąsiadom swoim: ina tein się

ich cały przemysł zasadzał, jak zwiększyć małość swoję. Co było śmiechem względem szczególnych, politowaniem stało się i wzgardą względem narodu. Przelewała się krew

o pomknięcie granic Aten, Lacedeinoriji, Grecyi. Cóż to w porównaniu zokręgiem świata? Aten widziany z góryledwo byłEpikura atomem. Zgoła, lepszego ci wtem wszystkiem podobieństwa uczynić nie mogę, jak coś w mrowisku zna­ lazł. Pracują mrówki, znoszą, biegają, wracają, gromadzą się, Yozstępują; a te starania, biegi, zawody, o źdźbła i ziarna.

Nasyciwszy ciekawość moję dowoli, wzbiłem lot w gó­ rę, ale mnie w pierwszym zapędzie głos ogromny zatrzy­ mał; byłto xiężyca, i tomusłyszał: Powiedz twoim współ­ braciom, iź się nad moją istotą niepotrzebnie w dziwacznej

usilności swojej zastanawiają; niech raczej siebie patrzą,

a pomniąc, iż noc bladym moim blaskiem oświecam, niech mi oszczędzają szkaradnych widoków, których bywam z odrazą świadkiem, gdy mniemają, iż ciemność ich wyuzda­ nej rozpuście służy.

Gdym coraz lot brał wyniosły, równie jak ziemia, zmniejszył się xięźyc, nakońcu ledwom go dojrzał.

Minąłem słońce, i przeprawiwszy się przez gwiazdy u

LUCYAN. 143 Jowiszowego ptaka przywilej: ale natychmiast strach mnie opanował, gdyby drugie sępie skrzydło niebianie postrzegli. Nie śmiejąc wlatywać w przysionki, stanąłem u drzwi, i zlekka w nie kołatać zacząłem. Wyszedł Merkuryusz , i spytawszy o nazwisko doniósł Jowiszowi. Wkrótce otwo­ rzyłysię drzwi, i odpowiedział Merkuryusz, iż wnijść mogę. Przelękły, drżąc szedłem za nim, i wprowadzony zostałem wśród zgromadzonych bogów. Każdy z nich z zadziwieniem na mnie patrzał, i znać było, iż niebardzo się im podobało moje przybycie. Wtem Jowisz groźnem na mnie rzuciwszy okiem, piorunującym zawołał głosem:

Zuchwalcze! ktośjest! skądeś? ipocoś tu przyszedł? Na tak straszliwy odgłos zmartwiałemwszystek, zmógłszy się jednak nieco, w największem upokorzeniu zacząłem opo­ wiadać , co mnie do przedsięwzięcia tak śmiałej podróży przywiodło. Wyznałem chęć niewymownąpoznaniarzeczy: jakem się w tej mierze na filozofach zawiódł; namieniałem o skrzydłach, które mnie wzniosły, io czem dowiedziałem się w siężyeu. Odmienił postać surową natychmiast, i ła­ godnie się uśmiechając, rzeki do bóztw, które go otaczały: dziwiliśmy sięzuchwałości olbrzymów, aofo ten nikczemny, czego oni nie mogli zdziałać, dokazał. Obróciwszy się za­ tem do mnie, rzekł: jak się ułatwię, dam ci odprawę, i na świat powrócisz.

Szedł zatem na miejsce, skąd odgłosy ziemne niebios dochodzą: idąc zadawał mi niektóre pytania, na te, gdym wedługprzemożenia dał odpowiedź, rzekł: Menipie! powiedz mi szczerze, co o mnie ludzie myślą. Ojcze bogów, odpo­ wiedziałem, wszystkich myśli i żądania ku temu jedynie są natężone, aby cię czcić i uwielbiać. Nie jest tak, jak ty mówisz, rzekł: wiem ja o tern lepiej, niż ty, który mi pochlebiasz. Był czas, w którym cześć odbierałem, jako wieszczek, i jako lekarz, i słuchano wyroków moich, po­ sągi moje czczono, i dym ustawiczny kadzideł wzbijał się ponad obłoki. Ale jak się zjawił w Delfach Apollo, Dyana w Efezie, Eskulap jak założył aptekę w Pergamie ; wszy­ scy tam w zawody biegną, a tymczasem na moich ołtarzach trawarośnie.

Przyszliśmy zatem do miejsca, skąd Jowisz ludzi słu­ cha: byłyto niby studnie przykryte zasuwami. Skorojednę z nich odsunął, zbliżył tam ucho, a natychmiast dały się słyszeć odgłosy: Jowiszu! daj mi królestwo; Jowiszu! niech moje cebule rosną; Jowiszu! a kiedyż mój ojciec umrze! Jowiszu! niech ja po śmierci żony mojej dziedzi­ czę; Jowiszu! niech się to nie wyda, żem brata zabił; Jowiszu! daj sprawę wygrać; Jowiszu! ulecz pedogrę. Nie­ zliczone odgłosy żądały razem deszczu, suszy, wiatru, po­ gody ; rolnicy prosili osłońce, młynarze o deszcz; rzemie­ ślnicy o zbytki; ubodzy o taniość; zgoła w całej tej wrza­ wie nic zgodnego słychać nie było. Wysłuchiwał, odrzucał Jowisz, i jakem mógł miarkować po następnych odgłosach, lubo widom dogodził, same tylko narzekania wzbijały się do niego.

Nastąpił czas uczty : ambrozyą i nektarem zasilały' się bogi, mnie właściwy danopokarm, i jak się każdy domy­

ślić może, lepiej niż przedtem na drogę, na powrót zasilony

zostałem. v

Zwołał nazajutrz bogi Jowisz, i zasiadłszy pierwsze miejsce w zgromadzeniu, tak mówił: dawno miałem w my­ śli wejrzeć w działania filozofów, teraz przybycie z ziemi Menipa daje mi pochop do objawienia wam myśli moich. Nieprawy mędrcy przybrali na siebie postać prawdziwych filozofów. Podzieleni na rozmaite zgromadzenia dali sobie nazwiska dziwaczne, aby tym łatwiej omamiać ludzi. Po­ wierzchowność ich oznacza cnotę, wewnątrz są wszystkich zbrodni iniegodziwości składem. Niemając nic wewnątrz, z czegoby się wynosić mogli, śmieją drugimi, których nie zwiedli, pogardzać: a łudząc młodzież łatwą i nieostrożną, zarażają tę początkową życia ludzkiego porę, i w źródle samem jad się ich umieszcza. Gardziciele bogactw pozorni, jedynie pragną zysku, a postać ich niby pokorna ¡wstrze­ mięźliwa, ukrywa najwyższą w natężeniu swojem wynio­ słość. Prześladowcy w ostatnim stopniu, o samem znosze­ niu i przebaczeniu śmieją mówić; agdy się im kto sprze­ ciwia, przed zemsty ich zapalczywością schronienie tako­ wemu znaleźć niepodobna. Takie są tą te dzikie potwory,

LOCYAN. 145 których postać człowiecza kryje: targają sięjaz ina nas, azrazu nieznaczny podniósłszy rokosz, juz teraz widoczną i jawną wydali nam wojnę.

Powstał natychmiastpowszechny bóztw odgłos: zniszcz, spal, skrusz, wielowładnemi pioruny świętokradców; niech z Tytanami w bezdenności legną. Przyjdzie ten czas, rzeki Jowisz, a obracając się do Merkuryusza, odejmij, rzekł, skrzydła Menipowi, izanieś go na ziemię. Rozeszły się bogi, a Merkuryusz wziąwszy mnie za praweucho, w oka mgnieniu prawie wśród Alen, niedaleko Ceramika po­ stawił. Nie dziwuj się więc przyjacielu, źem sam z sobą po tak dziwnych obrotach rozmawiał: pójdę teraz do filo­ zofów, ipowiem im, com widział i słyszał.

W dokumencie Dzieła Ignacego Krasickiego T. 7 (Stron 141-151)