• Nie Znaleziono Wyników

Czamoxięztivo , albo powrót Menipa. Menip i Filonides

W dokumencie Dzieła Ignacego Krasickiego T. 7 (Stron 134-141)

Menip. Powracającymz otchłańciemnego siedliska”). O jak są miłe, wdzięczne, ziemi widowiska 1 Filonides. A to podobno Menip filozof sekty Cyni­ ków: czy mnie wzrok myli? czylito kto do niego podobny? ale im bardziej się przypatruję, tym dowodniej widzę, iż

LUCYAN. 129 to on sam w osobie swojej. Lecz co znaczy ubiór jego? w ręku ma muzyczny instrument, a lwią skórą jest przy­ odziany. Dobry dzień Menipie, skąd powracasz, od dawnego cię czasu nie widziałem.

Me nip. Powracam z tej otchłani i z pieczar ciemnistych, Gdzie umarli mieszkają w ciemnościach wieczy­

stych *).

Filonides. Więc byłeśumarłym iteraz zmartwych- wstajesz.

Menip. Zawsze w liczbie żyjących tak jak teraz, byłem, I żywy zmarłych dzikie mieszkania zwiedziłem “). Filonides. Dziwisz mnie wielce powieścią twoją;

racz powiedzieć, co było podróży takowej przyczyną. Menip. Zapał chęci zbyt żywych i wspaniała śmiałość,

Tym winienem zwiedzenia mojego zuchwałość“'). Filonides. Mówno poprostu, i powiedz naprzód, dla czego tak jesteś przybrany, i co była za przyczyna po­ dróży twojej na tamten świat: niejest on tak powabny,

iżby się tam spieszyć.

Menip. Tyrezyaszat) wieszczby dowiedziećsię cliciałem; Com przedsięwziął odważnie, śmiało wykonałem. Filonides. Czyś oszalał, czyś sięuwziął nato, abyś tylko wierszami gadał.

Menip. Nie dziw się temu, iż gadam rytmem; do­

piero ztowarzystwaHomera ¡Eurypidesa wychodzę: pełną ") Z tejże tragedyi.

") Z tegoż Eurypidesa. “ ) Z tegożEurypidesa.

t) Tyrezyasz sławny wieszczbiarz wTebach:postrzegł­ szy on razu jednego na górzeCyteronie dwa węże , gdysa­ micę zabił, w niewiastę byłprzemieniony; znowu wężów w lat siedm ujrzawszy, gdy zabił samca, płeć pierwszą odzy­ skał. W sprzeczceJunonyz Jowiszem,którystan dogodniej­ szy, obrany sędzią dał wyrok zamęzkim. Jowisz natychmiast obdarzył gowiadomością przyszłych rzeczy. Juno zaś rozgnie­ wana,iżniepodługjej woli osądził, wzrokmuodebrała.

mam głowę wierszów, któremi nagadali, i rad nierad je powtarzam, tak mnie omamili baśniami swojemi. Proszę cię teraz, powiedz mi, co się na świecie dzieje, ico robią w tera mieście.

Filonides. To, co i za twoich czasów; kradną, złorzeczą , dają ,na lichwę.

Menip. Ślepi ludzie! jak mi was żal, nie wiecie, jaki padł wyrok na bogatych; wyrok, którego się ustrzedz

nie mogą.

Filonides. Jakiźto był ten wyrok?

Menip. Nie godzi się powracającym wyjawiać, co widzieli i słyszeli. Gdybym był doniesionym do Radaman- ta, na złeby mi wyszło takowe obwieszczenie.

Filonides. Nie masz się bać odemnie zdrady a racz nasycić ciekawość przyjaciela twego: wszak wiesz, iż je­ stem w tajemnicach

Eleuzyny')-Menip. Wiele odemnie wymagasz, ale prawdziwa

przyjaźń odmówić nie umie. Jest więc ustanowiono natam­ tym świecie... .

Filonides. Nim mi wyrok obwieścisz racz powie­ dzieć kochany Menipie, dla jakiej przyczyny odwiedziłeś piekieł otchłanie, i kto był twoim przewodnikiem. Potem mi dopiero opowiesz, coś tam widział i słyszał. Od da- wności znam, jakjesteś ciekawym, i pewien jestem, żeś wszystko dokładnie oglądał.

Menip. Gwałt mi czynisz Filonidzie, ale nie sposób oprzeć się żądaniu twojemu. Powody śmiałej podróży były takowe. W młodości mojej słysząc i czytając tak w Ho­ merze, jako i\v Hezyodzie, iż jak na ziemi, tak i w Olim­ pie łotrostwa pełno; iż pomiędzy bogi dzieci powstawały na rodzice; braciasiostry za żony brali; zdało mi się, iż kiedy się to na górze godzi, na dole było chwalebne i do­ bre ; a zatem rzecz była do naśladowania. Ale gdym

przy-')Tajemne te obrządkiCecery były w blizkości Aten: dopuszczeni do tego towarzystwa,ścisłezachowywali milcze­ nie,gdyż ich objawienie największem było świętokradztwem.

LUCYAN. 131 szedł do męzkiego wieku, poznałem ił nie zgadzała się obyczajność z rymotworstwgm. Prawo zakazywało cudzo- łoztwa, kradzieży, podstępów, buntów, zdrady, podejścia; taka więc przeciwność rzeczy wprowadziła ranie w takowy odmęt i zawikłanie, iź nie wiedziałem, czego się trzymać. Uznając, co się ludziom nie godzi, nie mogłem przewieść na sobie, aby to bogom było wolno. W takowej niepewno­ ści zostając, udałem się do filozofów. Prosiłem ich, aby mnie naprowadzili na dobrą drogę, abym wiedział, czego się mam trzymać.

Cóź się stało? oto, znalazłem wich sposobie myślenia istotne bałamuctwa , azatem więcej rozsądku wprostocie, niżeli korzyści w wykwintnem ich przesadzeniu. Jakoż za­ stanów się wraz zemną nad tein, co oni prawią. Jedni z nich obwieszczają, iż treść szczęścia w roskoszy; drudzy, iż ustawicznie pracować i najsurowiej się z sobą obcho­ dzić należy, a przez głód, ubóstwo i wytrzymałość pozy­ skać szczęście. Jedni mówią, iżgardzić bogactwypotrzeba, drudzy iż bez dobrego mienia obejść się nie można. Ob­ wieszczając niby istotę rzeczy, takich używają wyrazów,

iż ich pojąć nie można, a może i sami siebie nie rozu­ mieją. Co najgorsza, do poparcia zdań swoich używają powodów, tak pozornych, tak kształtnie obwieszczonych, iż łatwo ułudzie mogą. Jeden z nich twierdzi: iż to jest zimno, o czem drugi zaświadcza, iż stopnia gorącości jego wytrzymać nie można; i chociaż każdy wie, iż ciepło z zimnem zgodzić się nie może: tak z obojej strony umieją rzecz udać, iż nakoniec nie wiedzą czego siętrzymać, ci którzy ich słuchają.

Nie wiedząc czego się jąć miałem, podobien byłem do tego, który snem ujęty drzyinie, i raz na jednę, drugi raz na drugą stronę głową się schyla. Przypatrując się na­ koniec pilnie izblizka sposobowi życianauczycielów moich, poznałem dowodnie, iż się ich życie z nauką, którą ob­ wieszczali, nie zgadzało zupełnie. Gardzieiele bogactw naj­ większymi byli lichwiarzami, a na to tylko czuwali,jakim sposobem pieniędzy dostać; pod pozorem względu na przy­ szłość, ukrywali gwałtowną chciwość. Niedbającyo sławę,

13'2

na to tylko wysilali się, aby zyskali wziętość, a zatem po­ szanowanie. Wstrzemięźliwi na pozór, przechodzili w isto­ cie najsprośniejszych lubieżników. Zawiedziony zatem w mniemaniu, oszukany powierzchownością, gdym nie wie­ dział, co dalej mam czynić, ledwom się nie uwiódł roz­ paczą; to mnie jednak pocieszyło niejako i wsparło, ii mój błąd z drugieini dzielę, którzy równie, jak i ja zawie­ dli się szukając prawdy.

Przyszedł mi zatem namyśl ów sławny wicszczbiarz Tyrezyasz, abym się go poradził, jaki sposób myślenia i działania jest najlepszy. Ze zaś on w polach Elizejskich przebywa, a tam się. dostać żyjącym trudno, pomyślałem, jeśliby tego czarodziejstwem dokazać nie można; a zatem

udałem się do Babilonu, gdziem najznamienitszego z czar-nosiężników zastał Mytrobarzana. Postać jego była wspa­ niała, włos siwy, broda zarosła, chód poważny: gdym mu myśl moję przełożył, zpoczątku nie dał sięużyć; zmięk­ czony jednak na końcu usilneini prośbami , obiecał usku­ tecznić żądania moje. Codzień zatem prowadził mię równo ze wschodem słońca, przez cały miesiąc na brzegEufratu: tam obrócony na wschód, gdym się w wodzie rzecznej za­ nurzał, on mruczał pocichu: i gdym niekiedy co usłyszał, były dla mnie wcale niezrozumiane wyrazy. Znać jednak było, iż wzywał duchów piekielnych. Gdyśmy powracali, w ówczas niewolno mi było patrzeć na nikogo. Żywiliśmy się przez ten cały czas żolędzią, napojeni było mleko, miód, albo wodaz rzeki Choaspu. Spaliśmy zawsze pod niebem bez żadnego okrycia. Gdy po wyszłym miesiącu, uznał mniebyć przygotowanym zaprowadził, mnie nad brzeg rzeki Tygru, i tam mi się myć kazał: okurzał zatem dy­ mem zapalonej pochodni i różnemi zioły, obracał się i okrą­ żał mnie pokilkakrotnie, jakoweś czarnosięzkie niezrozu­ miane powtarzając słowa. Gdyśmy wracali do domu, kazał mi iść wstecz: resztę nocy strawiliśmy gotując się do przy­ szłej, którą zapowiedział, podróży. Wziął zatem długą szatę, na wzórMedów, amnie tak, jak widzisz przyodział, okrył lwią skórą, dał wręce lirę, i rzekł: jak cię będą

LUCYAN. 133 pytać o nazwisko, nie mów, iż jesteś Menip, aleHerkules, Ulisses, albo Orfeusz.

Filonides. Nie rozumiem, dlaczego kazał odmieniać i strój i nazwisko.

Menip. Poznasz jaśnie przyczynę. Jako bowiem ci bohatyrowie za żywota wstąpili do piekieł, mój przewodnik przewidywał, iżmając postać takowąjak oni, łatwo zwiodę strażników', i dostanę się bez przeszkody i zatrzymania do pól Elizejskich, gdzie było iść trzeba. Nastał dzień, a gdyśmy przyszli do rzeki, zastaliśmy czóln, który byłMy- trobarzanes przygotował. Złożyliśmy weń to, co do ofiar potrzebne było, a wsiadłszy płynęliśmy czas niejaki za wody ujściem: przepłynęliśmy potem jezioro, w które Eu­ frat wpada; znaleźliśmy się nakoniecw mieszkalnej ziemi, i tam wysiedliśmy z Mytrobarzanem: szedł on pierwej, a gdy się zastanowił, wykopaliśmy dół w ziemi dość zna­ czny, zarżnęliśmy bydlęta na ofiarę, tam ich krew wsiąkła. W czasie ofiarniczych obrządków, mając w ręku zapaloną pochodnią, Mytrobarzanes wzywał piekielnych bóztw, a na ówczas ziemia trząść się poczęła, otworzyła się nakoniec, i usłyszeliśmy z przepaścistego dna otchłani głos przera­ źliwego Cerbera; płomieniste jeziora ukazały się, i gma­ chy ogromno-straszliwe Plutona. Weszliśmy w otchłań: a sędzia zmarłych Radamant zadrżał za uaszem przyjściem. Ujadał Cerber wściekle, ale go dźwięk muzycznego instru­ mentu ułaskawił.

Gdyśmy przyszli do przewozu, zastaliśmy już łódź pełną, aleCharon mniemając ze skóry lwiej iż byłem Her­ kulesem przyjął nas z ochotą, i w czasie przeprawy, opo­ wiedział drogę, którąśmy dalej iść mieli do pól Elizej­ skich. Ciemność była wielkaw dalszej podróży, trzymałem się więc sukni przewódcy mojego, i tym sposobem doszli­ śmy miejsc widoczniejszych, gdzie wśród niezliczonego mnóztwa unoszących się duchów, Minos sprawiał urzędo­ wanie swoje. Na wzniesionem miejscu siedział, w towa­ rzystwie fu ryj , duchów katowniczych, a ćmy szkodliwe mięszały się na około. Pędzono ku niemu winowajców tłu­ my , każdy z nich niósł wyobrażone w postaci niespokoj­

DZIELĄ KRASICKIEGO.

nej, trwożnej i upokorzonej przestęptwm i karę swrnję. Tych o których słyszałem,

ii w

największej byli niegdyś wzię-tości, sam widziałem w tłumie. Urzędy nic nie znaczyły, a i najwyższe stopnie, nie dawały się poznać w powsze-cbnem zamięszaniu. Coś to było podobnego do komedyan- tów; ten co na teatrze był królem, po skończonej sztuce odstąpiony od dworzan, zrzuca płaszcz, koronę składa, i piechotą powraca do domu.

Filonidcs. Ale ci, którym wystawiono wspaniałe nagrobki, muszą przecież mieć różnicę od innych?

Me nip. Różnicę? owszem z tych się też nagrobków śmieją: a oni niebożęta niemając co odpowiedzieć, złorze­ czą wystawiaczom, zwłaszcza gdy tego niegodni. Nie ro­ zumiej albowiem, aby nie miał być miły mieszkańcom szczę­ śliwym Elizeu wzgląd, który oddano ich cnocie. Ale ów Mauzol, któremu nie jego zdatność, ale miłość, a może duma żony, najwspanialszy, i między cuda świata policzony gmach postawiła, widziałem go na ustroniu i znać było,iż się wstydził nie zasłużonej nagrody. Xerxes ów niezliczo­ nych wojsk na zgnębienie Greków przewodziciel, wymiatał śmiecie z gmachów Plutona. Filip naprawiałobuwia. Ale­ xander oganiał muchy nad śpiącym Dyogenesem.

Filonides. Gdybyś nie byłświadkiem tego, comó­ wisz, wierzyćby temu nie można. Powiedz mi teraz, czyś widział Sokratesa?

Me nip. Zatrzymał on i tam, gdziejest teraz, swój sposób mówienia, głęboki, dowcipny, i uszczypliwy: jest zaś po większej części w towarzystwie najznamienitszych duchów, między któremi znajdował się Ulisses, Nestor, Palamides; z roskoszników, lakomców podstępnych na­ śmiewa się.

Filonides. Racz teraz powiedzieć, jaki to byłwyrok przeciw' bogaczom, o którym przy początku rozmowy na­ szej wspomniałeś.

Me nip. Jak mogę pamiętać, gdyż z daleka go słysza­ łem, był takowy: «Ponieważ posiadacze bogactw, zdradą, podejściem, gwałtem pospolicie nabywać,ich zwykli, a, bę­ dąc w ich dzierżeniu gardzą ubogimi, i do coraz ich wię­

LUCYAN. 135 kszego ubóstwa zdzierstwem przywodzą; stanowimy,

ii

skoro z nich który tu do nas przyjdzie, rzucony będzie na ziemię, a dusze takowych, woły, konie, osły, będą oży­ wiać, aby pracując dla tych których zdarli, wypłacali się z kradzieży swojej.

Zostawało mi jeszcze dla rady odwiedzićTyrezyasza. A że dla tej przyczyny jedynie odważyłemsięna tak zuchwałą i niebezpieczną podróż, znalazłem go nakoniec; a gdym mu żądanie moje przełożył, rzeki: «Nicspokojność twoja pochodzi stąd, iż z rozmaitych zdań mistrzów twoich ten zysk odniosłeś, że nie wiesz sam teraz, czego się masz trzymać. «Wziął mnie zatem za rękę i odprowadziwszy na stronę, to mi poszepnąłdo ucha: «nie badaj zbytnie; uży­ waj skromnie; a nie wierz filozofom.»

ROZMOWA FI.

W dokumencie Dzieła Ignacego Krasickiego T. 7 (Stron 134-141)