• Nie Znaleziono Wyników

Minos, Alexander, Annibal, Scypion

W dokumencie Dzieła Ignacego Krasickiego T. 7 (Stron 131-134)

Alexander. Przewyższam cię Kartagińczyku, i po­ winieneś mi pierwszego miejsca ustąpić.

Annibal. Nie ustąpię, mnie się należy.

Alexander. Spuszczam się na wyrok Minosa, niech on nas rozsądzi.

Minos. Kto wy jesteście? Alexander. Alexander i Annibal. Annibal. Annibal i Alexander.

Minos. To są obadwa wielcy ludzie: o co między wami sprzeczka?

Alexander. O to komu znas należy pierwszeństwo. Mniema on, iż był znakomitszym, niżli ja wodzem: aja utrzymuję, tak jak wszyscy mniemają, iż nietylko jego, ale wszystkich innych, którzy byli przedemną, bohatyrów przewyższam.

Minos. Obaczę, jakie są powody wasze. Ty Anni- balu zaczynaj.

126

ten który sam sobie wszystko winien, i nie mając żadnego wsparcia, wzniósł się sam o swojej mocy na najwyższy stopień wziętości i sławy, ten największego szacunku i uwielbienia godzien. Śmiałość z którąm się na pierwszym moim wstępie w Hiszpanji wsławił będąc tylko namiestni­ kiem brata mojego, dała poznać, czem być miałem, gdy się na czele wojska obaczę. Podbiłem Gallów, zwycięży­ łem Celtyberyą, przeszedłszy nieprzebyte dotądgóry, zwy-cięzko rozpostarłem się nadErydanem; uległy Włochy pod mocą oręża mojego: a Rzym dumny pod swojemi mnie mu-rami obaczył. W dniu jednym tylu Rzymian, pod zwy-cięzkiem orężem moim legło, iż zdjęte z pobitych pierście­ nie napełniały' beczki, a ich trupystały się wojsku mojemu pomostem. Nie czyniłem się, za zdziałanie tego, synem Jowisza, ażebym przelęknionychnieprzyjaciółbajkamioma­

miał i straszył: i nie wstydząc siętego, iż byłem człowie­ kiem, wzniosłem dziełmi mojemi rodzaj człowieczy. Ci z

którymi walczyłem najznakomitsi byli żołnierze i wodze»

Nie z Medami i Persy zniewieściałemi miałem sprawę, aże­

bym łatwe zwycięztwo, nad podłymi nieprzyjaciółmi zy­ skał; tak jak Alexander, który po znamienitym ojcu do­ stawszy wziętość i wojsko bitne, miał nadto jeszcze naj­ szczęśliwsze zdarzenia do pozyskania tej wziętości isławy, z której się jakby jego tylko była dziełem, wynosi. Zwy­ cięzca zniewieściałego Daryusza na polach Issu i Arbelli uwiedzionyszczęściem, odrodził się od ojca swojego, prze­ jął ubiór i obyczaje zwyciężonych; i do tego stopnia za­ pamiętałości przyszedł, iż wstydząc się być człowiekiem, chciał wmówić w lud zadziwiony, iż był synem Jowisza. Zabił w pijaństwie przyjaciela i obrońcę życia swego Kli- tusa, i okrucieństwem nagrodził zasługi wodzów, którym po większej części winien był wielkość swoję. Równie dzielny, tak jak on między Greki, posłuszny byłem ojczy­

źnie mojej , gdy mnie rozkaz współziomków z pośrodka

zwycięztw moich do własnego kraju posłał. Przywykły do rządu szedłem za rozkazem, gdy szło o całość Kartaginy, i ziomków moich. Niesłusznie potępiony, mężnie wytrzy­

LUCYAN. 127 Grecy nas zowią, dziki człowiek, barbarzyniec, który się w ich naukach i kunsztach, nie ćwiczył,nie czytał, jak mój przeciwnik, Homera, ani miał mistrzem Arystotelesa. Przy­ rodzeniu winienem wszystko : to mnie nad Alexandra wznosi. Jeżeli tern sobie wyższość przywłaszcza, iż nosił korony; to da zaszczyt u jego poddanych, ale nie da pierwszeń­ stwa nad wojownikiem, którego dzieła nie były szczęsnem losu zrządzeniem, ale skutkiem roztropności odwagi i pracy.

Minos. Przyznać muszę, iż choć Afrykańczyk, do­ brze rzecz swoję okazał. Co na to powieAlexander?

Alexander. Nie rzecz moję będę obwieszczał,ale się zastanowię nad zuchwałą powieścią jego. Potomność dała poznać różnicę, jaką położyła między takim monarchą,ja­ kim ja byłem, a dziełmi najezdnika. Jeżeli jednak znizyć się mam ku porównaniu, racz się nad tern zastanowić, sę­ dzio zmarłych, jakie są dowody pierwszeństwa mojego. Na tron wmłodym wieku w dość trudnych okolicznościach «'stąpiłem, nie mając potrzebnego ku rządom doświadcze­

nia. Takem się sprawił w pierwiastkach działania mojego, iż ukarałem zabójców ojca, i zburzeniem Teb, zastraszy­ łem Greki. Ogłoszony najwyższym wodzem sprzymierzo­ nych narodów, powziąłem myśl zawiadować światem. Z małem wojskiem szedłem wojować Azyą, i opanowawszy kraje, ażdo ustępów Issu, znalazłem Daryusza, który mnie czekał na czele wojsk swoich nieprzeliczonych. Nie wy­ starczyła w ówczas łódź Charonowi do przewozu, i na tra­ twach pobitych pławił. Mijam zwycięztwa Tyru i Arbclli: oparłemsięo Indye, irozciągnąłem do Oceanu granice pań­ stwa mojego. Słonie Porusa tryumfu mojego były ozdobą, a gdym się po za Dunaj ku północnym narodomwyprawił, dotąd niezwyciężonych Scytów pokonałem. Umiałem gnębić nieprzyjaznych , ale mnie w nagrodzie przyjaciół nikt nie przeszedł. Jeżeli zdziwieni dziełmi mojemi. przyznali mi ludzie bóztwo, nadzwyczajność cudom podobna przywieźć ichmogła do tego błędu. Natronie śmierć mnie zaszła, a tendziki z własnego kraju wywołaniec na dworze Pru- zyasza, godnym dzieł swoich zgonem, wiekudokonał. Wy­ prawajego do Włoch nie tylko chwały i względów, ale

i zastanowienia niegodna. To co tam zdziałał, winien pod­ stępom i okrucieństwu swojemu; śmiał mi wymawiać nie-wstrzemięźliwość, jakby sam nie dał jej dowodów, gdy w Kapuy mieszkał; nie traciłemja na biesiadach czasu, gdy szło o zwycięztwo, on skutek swoich wśród niewiast stra­ cił. Gardziłem ja zdobyczą, na którą on czuwał; i gdy­ bym był ku zachodnim krajom zwycięzki oręż zwrócił, nie-tylkobym miał hołdujące sobie Włoskie kraje, oparłbym się o stupyHerkulesa. Ale grube te i dzikie w ówczas na­ rody, niegodne były takowego zwycięzcy. Mógłbym nie­ równie więcej dać przyczyn, dlaczego mi pierwszeństwo należy, przestaję jednak na tem, comci obwieścił, ipewnego dla siebie czekam wyroku.

Scypion. Racz się nieco zatrzymać i posłuchać mnie Minosie.

Minos. A ty kto jesteś, co się śmiesz tu stawić przedemną?

Scypion. Jestem Scypion, zwycięzca Annibala. Minos. Czego chcesz?

Scypion. Ustępuję pierwszeństwa Alexandrowi; An-nibal mi swego żyjąc jeszcze, ustąpić musiał.

Annibal. Gdyby ci był los wówczas tak jak mnie, stał się przeciwnym, nie tylko iść o pierwszeństwo , ale i równać się zemoą obadwa nie śmielibyście.

ROZMOWA V.

Czamoxięztivo , albo powrót Menipa.

W dokumencie Dzieła Ignacego Krasickiego T. 7 (Stron 131-134)