• Nie Znaleziono Wyników

Polska Zachodnia : tygodnik : organ P.Z.Z., 1945.09.02 nr 5

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Polska Zachodnia : tygodnik : organ P.Z.Z., 1945.09.02 nr 5"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

mm mmim

C rrącui, 'p.% ,!Xs‘

ROKI OM NAŃ, » VI /» 2 Ił It / EŚNMA 19*5 i*. V K 5

1$ mcznicą ataku nna pdską

I S T O T A S T O S U N K Ó W P O L S K O - N I E M I E C K I C H

W p o lity c e p o ls k ie j n a jb a r d z ie j tr u d n y m do ro z w ią z a ­ n ia b y ł zaw sze p ro b le m n ie m ie c k i. N a g ra n ic y p o ls k o - n ie m ie c k ie j s ty k a ły się n ie t y lk o d w a obce sobie k u lt u ­ r a ln ie ś w ia ty , le c z w rę c z p rz e c iw n e in te re s y p o lity c z n o - g osp od arcze.

J a s n ą b y ło rzeczą , że h it le r y z m z c h w ilą , k ie d y d o s z e d ł do w ła ­ d z y , r o z ło ż y ł s o b ie p r o ­ g ra m o w e ce le p o lit y c z ­ ne, k t ó r e w y t o c z y ł i do k t ó r y c h d o jś ć m u s ia ł.

T e n , k t o h it le r y z m tro c h ę s ta r a ł się z g łę ­ b ić , n ie m ia ł n a jm n ie j­

szej w ą t p liw o ś c i, że h it le r y z m ja k o u k o r o ­ n o w a n ie sw ego p r o g r a ­ m u s ta w ia ł p o z y ty w n e ro z w ią z a n ie p r o b le ­ m ó w w o je n n o - p o lity c z - n ej i s tra te g ic z n e j n a tu ­ r y — a w ię c tz w . b e z ­ p ie c z e ń s tw a n a ro d u n ie m ie c k ie g o w s k a li

o g ó ln o ś w ia to w e j.

W ty m c e lu z o s t a ­ w i a ł w s p e c j a l n y m u k r y c i u c a ł ą s w ą p o l i t y k ę w s c h o d ­ n ią , u z e w n ę trz n ia ją c t y lk o ze w z g lę d u na sw e id e o w e z a ło ż e n ia , ś m ie rte ln ą n ie n a w iś ć do s y s te m u p o lity c z n e ­ go R o s ji s o w ie c k ie j.

W ła ś c iw y zaś p ro g ra m p o l i t y k i w s c h o d n ie j, a p rz e d e w s z y s tk im p o l­

s k ie j ro z w a ż a ł w y łą c z ­ n ie w g ro n ie n a jw y b it ­ n ie js z y c h i n a jb a rd z ie j z a u fa n y c h id e o lo g ó w i k ie r o w n ik ó w p a r t ii.

R zeczą w k a ż d y m ra z ie n ie w ą tp liw ą b y ło d la każdego, k to z n a ł is to tę p o lit y k i n ie m ie c k ie j w s to s u n k u do P o ls k i p o p rz e z w ie k i, że k ie d y , ja k k ie d y , a le podczas h it le r o w ­ s k ic h rz ą d ó w — n a jb a r d z ie j w y b u ja łe g o n a c jo n a liz m u

Reprodukujemy afisz antyhitlerowski z czasopisma „Der wahre Jacob"

Berlin 1932 r. powtórzony dla zaprzeczenia wróżbie, przez partią hitlerowską w książce „H itle r w karykaturze świata'. — Przepowiednia sprawdziła się.

i p ru s k ie g o im p e r ia liz m u — o p e ru ją c e g o n a jw ię c e j d o j­

r z a ły m i m e to d a m i w a lk i, do s ta rc ia p o ls k o -n ie m ie c k ie g o d o jś ć m usi. J u ż L u d e n d o r ff s w o je k o n c e p c je p o lity c z n e p r z y k r o ił w e d łu g „ d r o g i p d zb oże ", u w a ż a ją c „ d ro g ę z d o ­ b y c ia s u ro w c ó w " za b e z p o ś re d n ie cele n ie m ie c k ie j p o li­

t y k i, k tó re w y ty c z a ją d o p ie ro d a ls z y p ro g ra m p o l i t y k i z a g ra n ic z n e j.

Z d o b y c ie b o w ie m su­

r o w c ó w d a w a ło m o ż ­ n o ść r e a liz a c ji w ś w ia ­ to w e j s k a li p ro b le m ó w p o lity c z n y c h . M a ją c z a p e w n io n e w y ż y w ie ­ n ie i s u ro w c e do p r o ­ d u k c ji z b ro je n io w e j, m o ż n a b y ło p o k u s ić się o o p a n o w a n ie k lu c z o ­ w y c h p u n k tó w strateT g ic z n y c h w św iecie, z n i­

szcze nie l i n i i ru c h u , a w k o n s e k w e n c ji z a g ro ­ z ić c a łe m u ś w ia tu i z a ­ p a n o w a ć n a d n im .

R e a liz u ją c t a k s z e ro ­ k o p o ję ty p ro g ra m , h i t ­ le r y z m m u s ia ł b y ć s z c z e g ó ln ie o s tro ż n y m w p ie rw s z y m e ta p ie , k t ó r y s ta n o w iła tz w . p o lit y k a w s c h o d n i a . B o w c ie le n ie z a g łę b ia S a a ry , c z y A u s t r ii, c z y te ż w re s z c ie S u d e tó w m o ż n a b y ło w y t łu m a ­ c z y ć ś w ia tu p ro g r a ­ m em z łą c z e n ia i z je d ­ n o c z e n ia w s z y s tk ic h N ie m c ó w w je d n y m p a ń s tw ie w ie lk o n ie - m ie c k im , A le ja k p r z y ­ s tą p ić do re a łn e j p o li­

t y k i w s c h o d n ie j, sk o ro n a jm n ie js z y k ro k , d ą ż ą c y do n a ru s z e n ia g ra n ic y p o ls k o - n ie m ie c k ie j, m ó g ł b y ć u w a ż a n y za c a s u s b e l l i .

W ty c h w a ru n k a c h H it le r z d e c y d o w a ł się na z a w a rc ie z P o ls k ą p a k tu o „n ie s to s o w a n iu p rz e m o c y " w d n iu 2ó-go

(2)

Str. 2 P o l s k a Z a c h o d n i a N r 5

s ty c z n ia 1934 r. P a k t te n p o z w o lił H it le r o w i od ra z u z b u ­ rz y ć syste m p rz y m ie rz y , ja k i w E u ro p ie w ó w cza s w s to ­ s u n k u do N ie m c ó w p a n o w a ł, p rz e z w y łą c z e n ie s p ośród s w o ic h k o n tra h e n tó w b e z p o ś re d n ie g o swego w s c h o d n ie ­ go sąsiada. A sąsiad te n s k ło n n y b y ł w ie rz y ć N ie m c o m w n a jb a r d z ie j sw y c h g ó rn y c h , rz ą d o w y c h s fe ra c h . F e d e ­ r a c y jn a p o lit y k a J , P iłs u d s k ie g o z n a la z ła p rz e c ie ż w s p a ­ n ia łe g o u c z n ia w m in is trz e s p ra w z a g ra n ic z n y c h , J ó z e fie B e c k u , k t ó r y m n ie m a ł w sw ej n ie z n a jo m o ś c i d u s z y p o li- t y k i n ie m ie c k ie j i n ie z ro z u m ie n iu je j re w o lu c y jn o ś c i, że u d a m u się w c ią g u d z ie s ię c iu b e z p ie c z n y c h la t na g ra n ic y z a c h o d n io -p o ls k ie j s tw o rz y ć „ s a n ita rn e o d g ra n ic z e n ie — u n ię p a ń s tw od M o rz a B a łty c k ie g o po C z a rn e i ubiec r e a liz a c ję w s c h o d n ie g o p ro g ra m u h itle ro w s k ie j p o lit y k i.

N ie z d a w a ł sobie s p ra w y , że p o lit y k a H it le r a p o s ia d a n ie s ły c h a n y d y n a m iz m i o d n o ś n i e P o l s k i c a ł a j e j r e w o l u c y j n o ś ć p o l e g a n a u s p o k o j e ­ n i u , n a s t w o r z e n i u t a k i c h w a r u n k ó w , k t ó r e b y u ś p i ł y p r z y g o t o w a n i a m i l i t a r n e i o d ­ b u d o w ę g o s p o d a r c z ą P o l s k i .

K ie d y F o r s te r i R a u s c h n in g z o s ta li w r. 1934 p r z y ję c i p rz e z H it le r a p rz e d o b ję c ie m rz ą d ó w w G d a ń s k u , H it le r n a k a z a ł im c i c h o i s p o k o j n i e , o d w e w n ą trz p r o ­ w a d z ić p o lit y k ę a n ty p o ls k ą , k tó r e j ce le m o s ta te c z n y m b ę d zie z a w ła d n ię c ie G d a ń s k ie m , bo e g z a lto w a n ie n a ro d u h a s ła m i u lt r a p a tr io ty c z n y m i do w y n ik u n ie p ro w a d z i

N ic w ię c d z iw n e g o , że 1 w rz e ś n ia 1939 r. z a s ta ł r o l s ę b a rd z o s ła b o p rz y g o to w a n ą d o z b ro jn e j r o z g r y w k i p o l­

s k o -n ie m ie c k ie j. H i t l e r p rz e z p a k t o „n ie s to s o w a n iu p rz e ­ m o c y “ w ob ec P o ls k i w y t w o r z y ł ta k ie w a r u n k i d z iw n e g o u s p o k o je n ia w P o lsce i św ięcie, że, k ie d y w y s tą p ił z p r o ­ g ra m e m r e a liz a c ji p o lit y k i w s c h o d n ie j, z a s t a ł o s k ę z u p e ł n i e n i e p r z y g o t o w a n ą , n i e m a j ą c ą ż a d n e g o s o l i d n e g o p r z y m i e r z a z ż a d n y m z m o ­ c a r s t w a n i z a b e z p i e c z o n e g o z a p l e c z a ,

P o n ie fo rm a ln e j ro z m o w ie d n ia 24 p a ź d z ie rn ik a 1938 r.

i 21 m a rc a 1939 r „ w k tó r y c h p o ra z p ie rw s z y z a ż ą d a ł n ie d w u z n a c z n ie p o w ro tu G d a ń s k a d o R zeszy, ja k i w y b u d o w a n ia e k s te r y to ria ln e j l i n i i k o le j o w o -s a m o c h o d o w e j m ię d z y P ru s a m i W s c h o d n im i a R zeszą, w m o w ie z d n ia 28 k w ie tn ia 1939 u z n a ł d e k la r a c ję p o ls k o -n ie m ie c k ą z r.

1934 za n ie o b o w ią z u ją c ą i w ty m s a m y m d n iu te m u ż sa­

m e m u B e c k o w i, k t ó r y w r. 1934 n ie u w a ż a ł N ie m c ó w za

„ n ie p r z e je d n a n y c h w ro g ó w “ , p o s ta w ił P o ls k ę w obec ta k tu d o k o n a n e g o : a lb o P o ls k a z d e c y d u je się na o d d a n ie G d a ń ­ ska, albo... w o jn a . W m ia rę , ja k w id z ia ł, ze s y tu a c ja w św ie cie m ię d z y n a ro d o w y m u k ła d a się d ia n c o ra z p o ­ m y ś ln ie j, s ta w ił o p ró c z s p ra w y G d a ń s k a s p ra w ę ca łe g o P o m o rz a i z a ż ą d a ł w e d łu g p ra w a s a m o s ta n o w ie n ia n a ro ­ d ó w g ło s o w a n ia w s z y s tk ic h , k tó r z y 1 s ty c z n ia 1918 r. z a ­ m ie s z k iw a li P o m o rz e w g ra n ic a c h K w id z y ń - —C h e łm n o G ru d z ią d z — B y d g o szcz, za w c ie le n ie m P o m o rz a do R zeszy. O ile w y p a d ło b y n a n ie k o rz y ś ć P o ls k i, F o ls k a o tr z y m a ła b y e k s te r y to ria ln ą d ro g ę do G d y n i na ty c h p ra w a c h , ja k ie p rz e d c z te re m a m ie s ią c a m i p ro p o n o w a ł P o lsce o d n o ś n ie l i n i i s a m o c h o d o w o -k o le jo w e j: R zesza - P ru s y W s c h o d n ie .

W ie d z ia ł, że P o ls k a n a to z g o d z ić się n ie b ę d z ie m o g ła . W ie d z ia ł też, że P o ls k a p a d n ie w c ią g u p a ru d n i, z n a ł d o s k o n a le p o p rz e z s w ó j w y w ia d i d o b re s to s u n k i, d a tu ­

ją c e się od r o k u 1934, ja k ie je s t P o ls k i p rz y g o to w a n ie z b ro jn e i s ta n o w is k o w św ie c ie m ię d z y n a ro d o w y m , b y - ste m p rz y m ie r z y i z a u fa n ia , ja k ie P o ls k a w r o k u 1934 w ś w ie c ie m ia ła , z o s ta ł p rz e c ie ż z b u rz o n y b e z p o w ro tn ie .

A ta k p rz e z o p a n o w a n ie P o ls k i, p rz e z z a w ła d n ię c ie s p ic h ­ le rz a d la N ie m ie c , p rz e z z y s k a n ie ś ro d k ó w w y ż y w ie n io ­ w y c h i o lb rz y m ie g o p o te n c ja łu rob ocze go m o żn a b ę d z ie p rz y s tą p ić do d r u g i e g o e t a p u r e a l i z o w a n i a p r o g r a m u w i e l k i c h N i e m i e c : r o z p ra w ie n ia się z w ie lk im i d e m o k ra c ja m i z a c h o d u w z b r o jn y c z y d y p lo ­ m a ty c z n y sposób, to rzecz o b o ję tn a — a b y ja k o u k o r o ­ n o w a n ie — r o z p r a w i ć s i ę z e s w y m ś m i e r t e l n y m w r o g i e m n a w s c h o d z i e — R o s j ą i z a p a n o w a ć n a d ś w ia te m .

T a k i b y ł o s ta te c z n y c e l p ro g ra m u h it le r o w s k ie j p o li­

t y k i, ta k ie b y ły e ta p y je j re a liz o w a n ia , k tó re n a jle p ie j c h a r a k te r y z u ją i o d s ła n ia ją is to tę s to s u n k ó w p o ls k o - n ie m ie c k ic h ,

N ie m c y , z d o b y w s z y P o lskę, u ja rz m iw s z y je j s p o łe ­ cze ństw o , w c ią g u la t p ra w ie sześciu d ą ż y ły do k o m p le t­

nego w y n is z c z e n ia n a ro d u p o ls k ie g o w e d łu g z g ó ry u s ta ­ lo n y c h w y ty c z n y c h i ro z k a z u , ja k i w y d a ł na o d p ra w ie k o m e n d a n tó w o b o z o w y c h i o k rę g o w y c h d o w ó d c a SS w d n iu 15 m a rc a 1940 r. H im m le r : „ n a jb liż s z y m z a d a ­ n ie m n a s z y m b ę d zie w ja k n a jk ró ts z y m czasie z l i k w i ­ d o w a ć b e z r e s z t y p r z y w ó d c ó w i d z i a ł a c z y p o l s k i c h . N a le ż y p o z b a w ić P o la k ó w s ił fa c h o w y c h , k tó r y c h z u ż y c ie w te j c h w ili je s t w n a s z y m p rz e m y ś le ko n ie czn e . P o w y k o r z y s t a n i u w i n n i P o l a c y z n i k ­ n ą ć z p o w i e r z c h n i z i e m i .

T a k p rz e d s ta w ia ł się los, p rz e z n a c z o n y n a ro d o w i p o l­

skiem u, los, k t ó r y n ie w ą tp liw ie z o s ta ł b y z re a liz o w a n y , g d y b y N ie m c o m u d a ło się u rz e c z y w is tn ić ic h o g ó ln o ­ ś w ia to w y p ro g ra m p o lity c z n y . A le p rz e c iw te m u p r o ­ g ra m o w i p od czas o k u p a c ji sto czo n a z o s ta ła p o d z ie m n a w a lk a w c a łe j P o lsce i na w s z y s tk ic h p o la c h . J e j d ro g i i e ta p y z n a m io n u ją : p ie rw s z y z r y w P o la k ó w w B y d ­ g oszczy p rz e c iw a ta k o w i m ie js c o w e g o e le m e n tu n ie ­ m ie ckie g o , o bo zy k o n c e n tra c y jn e : Ż a b ik o w o , In o w ro c ła w , P o tu lic e , M a jd a n e k , T re b lin k a , O ś w ię c im , o bo zy p ra c y i w y s ie d le n io w e , w y w ó z k i na p ra c ę i d o o b o z ó w k o n c e n ­ tr a c y jn y c h w g łą b N ie m ie c . U k o ro n o w a n ie m w a lk i p o d ­ z ie m n e j s ta je się p o w s ta n ie w a rs z a w s k ie , p od czas k t ó ­ reg o i d z ie c k o p o ls k ie i k o b ie ta p o ls k a i m ęż c z y z n a p o ls k i, bez w z g lę d u na ró ż n ic ę p rz e k o n a ń p o lity c z n y c h k rw a w o r o z e g r a ły p a r tię z N ie m c a m i i z m u s iły _ ic h do o d k r y c ia w c a łe j p e łn i b e z s tia ls k ie j ic h n a tu r y i is to ty ic h s to s u n k u d o w s z y s tk ie g o , co p o ls k ie .

T ę w a lk ę p r o w a d z ił b e z u s ta n n ie ż o łn ie rz p o ls k i w p a r ­ ty z a n c k ic h w a lk a c h na p o la c h R o s ji, n a fro n c ie z a c h o d ­ n im , n a fro n c ie a fry k a ń s k im , w p o w ie tr z u i n a m o rz u . O w o ce m ty c h z m ag ań s ta ły się g ra n ic e nasze na Z a ­ ch o d z ie i B a łty k u . I d ziś, 1 w rz e ś n ia 1945 r. n a ró d p o ls k i w g łę b o k im z ro z u m ie n iu sw ej g e h e n n y w ie lu w ie k ó w i g łę b o k ie g o p o z n a n ia is to ty p ro g ra m u n ie m ie c k ie j p o ­ l i t y k i w s c h o d n ie j, z p e łn ą ś w ia d o m o ś c ią re a liz o w a ć bę ­ d z ie s w ó j p ro g ra m Z a c h o d n i, m a ją c y ź r ó d ło w p o lity c e p ia s to w s k ie j. Z e p c h n ą w s z y n a ró d n ie m ie c k i do g ra n ic h is to ry c z n y c h , n a ró d p o ls k i w o p a rc iu o R z ą d J e d n o ś c i N a ro d o w e j, o d n o w ic ie la i re a liz a to ra k o n c e p c ji p ia s to w ­ s k ie j w d z is ie js z y c h czasach, n ie w ą tp liw ie z a d a n ie swe s p e łn i p rz e z z a lu d n ie n ie i z o rg a n iz o w a n ie p o lity c z n o - g o sp o d a rcze Z ie m Z a c h o d n ic h p o N is ę i O d rę , i B a łty k . T r z e b a , a b y ś m y t y l k o m o r a l n i e d o t e g o p o ­ s t ę p o w a n i a d o j r z e l i i z r o z u m i e l i w a ż n o ś ć p r z e ł o m o w e j c h w i l i , k t ó r a s t a n o w i ć b ę d z i e o n a s z y m l o s i e i d z i e j a c h n a d ł u g i e l a t a .

Czesław Pilichowski.

( f o l s t z i Z w i ą z e k Z a c h o d n i rv z w /r v a s p o ł e c z e ń s t w o

d o c z u j n o ś c i w s p r a i r a t f t n i e m i e c k i c h . %api$z się na cztćnka!

(3)

Precz z frazesami i samochwalstwem

S praw a re p o lo n iz a c ji ziem odzyska­

nych, zaludnienia, zagospodarowania i w yzyskan ia ich bogactw zajmuje w prasie p o lskiej czołow e miejsce. I c a ł­

k ie m słusznie, bo nie ma donioślejszej sp ra w y nad to zagadnienie, od którego rozw iązania zależy b y t P olski jako państw a i stanow isko w rod zin ie naro ­ dów słow iańskich, S toim y wobec egza­

m inu, k tó ry m usim y zdać, bo to jest kw e stia naszego i naszych dzieci w o l­

nego, niepodległego bytu.

Sposób jednak, w ja k i to zagadnienie jest ujm owane na łam ach prasy i w w y ­ stąpieniach propagandow ych, budzi pewne zastrzeżenia i pew ien niepokój.

O to w chórze głosów, poświęconych sprawom ziem odzyskanych, przeważa ton jakiegoś „h u rra — p a trio ty z m u ” , jest dużo frazesu, sam ochwalstwa, a często w ręcz blagi. Jeśli zdarza się inne ujęcie, to stanow i ono sym patyczny ko n tra s t, dowodząc, że um ysł trz e ź ­ w ości jeszcze u nas nie zaginął. N ie ­ s te ty trzeba jednak stw ierdzić, że głosy te są raczej odosobnione.

Jest rzeczą bezsporną i n ik t, zdaje się, nie będzie z ty m d ysku to w a ł, że sprawa u n ifik a c ji ziem odzyskanych z M acierzą jest zagadnieniem o lb rzym iej m iary, k tó re nie może być rozw iązane w ciągu m iesięcy lu b ro k u , lecz, że jest to sprawa długich lat, wym agających trwałego wysiłku całego narodu. O pa­

now anie o ko ło 106.000 k m 2 te ry to riu m , przesiedlenie ponad 3.000.000 lu d z i w w arun ka ch pow ojennego chaosu i po ­ w ojennych b ra kó w , może się w ydaw ać ty lk o ludziom pozbaw ionym w yob ra źn i p o lity c z n e j zadaniem, k tó re ro z s trz y ­

gnąć można ła tw o , bez zg rzytó w w cią­

gu paru miesięcy. A jednak ten to n sa­

m ozadow olenia i ch w a lby rozlega się u nas dość często, Dość często słyszy­

my, i czytam y, że „egzam in p io n ie r­

ski zdaliśm y na celująco” .

To, co zostało osiągnięte w a k c ji o- siedleńczej na Zachodzie, stanow i do­

p ie ro uła m e k tego, co trzeb a w ykonać, i za wcześnie jeszcze m ów ić o sukce­

sach, a ty m bardziej upajać się na k re ­ d yt. S łom iany ogień entuzjazm u w żmudnej i ciężkiej pracy, ja k a stoi przed społeczeństwem p olskim , jest z ja w i­

skiem nie pożądanym , a często w ręcz szko dliw ym . Zam iast bow iem ciągłych bodźców, podniecających nasz w y s iłe k , rod zić będzie nastroje uspokojenia i spoczęcia na laurach. A n ic nie jest ta k groźne, ja k ten w łaśnie stan, p o w o ­ dujący osłabienie czujności i energii, k tó re stale p o w in n y być w szczytow ym p un kcie natężenia.

W a lk a o ziem ie odzyskane, jest w ła ­ ściw ie ty lk o rozpoczęta, S kończyła się jedynie faza, w k tó re j decydującą rolę g ra ł w y s iłe k zbrojny. R ozpoczęła się druga, w k tó re j zam ieniając czołg i k a ­ ra b in na pług, m ło t i książkę, walczyć musimy o utrzymanie tego, co zostało odzyskane, J a k w każdej w alce dbać m usim y o morale walczących, bo to rozstrzyga o w y n ik u , i dla tego też trzeba się p rze c iw s ta w ić w szystkiem u, co może osłabić naszą energię, A w ła ­ śnie opinie, że „z d a liś m y egzamin p io ­ n ie rs k i na ce lu jąco " — zm ierzają do tego.

Społeczeństw o p olskie jest z b y t w y ­ robione, aby m ia ło bać się p ra w d y i

Redakcja „ P o ls k i Z a c h o d n i e j “ w zrozumieniu ogromnego braku książek dla naszych pociech, przystępuje do w y­

dawania dodatku dziecięcego w swoim tygodniku. Dodatek, który obejmować będzie jedną kartę nieco powiększy objętość naszego pisma,

Redaktorem dodatku dziecięcego bę­

dzie znany autor bajek oraz długoletni kierow nik audycji dla dzieci Rozgłośni poznańskiej Polskiego Radia — Wujcio Czesio, którego ponowne pojawienie się powitają wszystkie dzieci z niewątpliwą radością.

k r y ty k i. W ta k o lb rzym iej pracy, ja k osiedlenie m ilio n ó w lu d z i i zagospoda­

row anie ta k znacznego te ry to riu m m u­

szą być i będą b ra k i, u s te rk i, błędy, fałszyw e posunięcia. T rze b a je śm iało poruszać i głośno o n ich m ów ić. Z a m il­

czanie p ra w d y podobne jest do chow a­

nia g ło w y w piasek, u n ie m o ż liw ia w y ­ k ry c ie przyczyn zła i zastosowanie w czas środ ków zaradczych,

Prasa — to oko i ucho o p in ii p u b lic z ­ nej, w pierw szym rzędzie pow oła na jest do tego, aby alarm ow ać, a nie usypiać społeczeństwo, Z drow a k r y ty k a ,’ rze­

czowe przedstaw ienie sytu acji jedynie może u ła tw ić pokonanie p ię trzących się trudności, Hasłem zatem lu d zi piszą­

cych o Ziem iach Zachodnich pow inno być; prawda, prawda i jeszcze raz prawda, bez w zględu na to, czy będzie się ona kom u podobać lub nie, bo na ty m polega wyższość d em okracji, iż może sobie na luksus szczerości po­

zwolić. Kazim ierz Rymwid

Ziemia jezior mazurskich wróciła do Polski

Ziem ia, zwąca się dziś O kręgiem M a ­ zu rskim a do niedaw na Prusami W schodnim i, to n a tu ra ln a część ziem -polskich, k tó re j autochtonam i — S ło ­

w ian ie — Polacy.

D op iero d zie rża w y krz y ż a c k ie , sła­

bość ówczesnej P o lski spow odow ały n a p ły w niem czyzny, z m ie n iły oblicze tej ziem i przez usuwanie i germ anizo- w anie elem entów polskich. Podobnie ja k na Śląsku i podobnie, jak to m iało się stać później z Pom orzem i W ie lk o ­ polską,

Jednakże m im o ty lu w ie k ó w han dlo ­ w ania tą polską ziemią, w rdzeniu i g łębi duszy p o lskie j, p ozo stały i tam znam iona polskości. A naw et pewne o d d zia ływ a n ie zw yczajow e i k u ltu ­ ralne ludu naszego, p rz e ję li niemcy.

T aką „w y s p ą ” , k tó ra bodaj, że n aj­

w ięcej zachowała do ostatnich czasów (przed hitleryzm em ) tych specyficznych cech m azurskich i w a rm ijs k ic h , to polska część W a rm ii, z m iastem O ls z ty ­ nem na czele. T u s k u p iła się ta p rz y ­ czajona polskość, tu dru kow a no niem al p ó ł w ie k u p olskie słow o w „G azecie O lsztyń skie j” i „M a z u rz e “ , tu stał „D o m P o ls k i” , „B a n k L u d o w y ” i „ R o ln ik ” . Choć m ow a polska o fic ja ln ie nie dom i­

now ała na u lic y , ale w zaułkach, w czterech ścianach czy „ w czte ry oczy” , żyła i tę tn iła .

D ru gim ta k im dokum entem o głębo­

k ie j treści, to ś w ią tk i „B ożych M ą k "

nad drogam i, k a p lic z k i i fig ury, ja kie spotykano nie ty lk o w o k o lic y O lszty­

na, ale i dalszej części W a rm ii i M a ­

zurów, Choć ze w n ętrzn y w yglą d O l­

sztyna, czy innych m iejscow ości nosi na sobie p ię tn o k rz yża ckie , to jednak głębia duszy p o lskie j jest treścią, k tó ra głosi w ieczną praw dę o polskości ziem i tego ludu, k tó ry po polsku się nazywa i nie z a tra c ił cech zew nętrznych i w e ­ w nętrznych, znam ionujących jego p rz y ­ należność narodow ą. Prawda, że w i­

dniejące na szyldach ta k często na­

zw iska p o lskie zniekształcono. Z G o­

łą b ka na G ollom beck, W ie ts c h o re k z W ie czorka, G onschorek z G ąsiorka, a z G ałeckiego G a lle tz k i it p „ ale sp oty­

k a ło się też i „ r z " i „s z ” w swej n ieska­

zitelności. Prawda, że nie b y ło tu zjaw isk polskości ta k zb io ro w ych jak w Poznańskiem czy na Pom orzu, ale też pam iętać należy, że z ło ż y ły się na to

(4)

Str. 4 P o l s k a Z a c h o d n i a N r 5

całe w ie k i germ anizow ania tego lud u i obcow ania w śród elem entów niem iec­

kic h , k tó re ru g o w a ły polskość, na ka ż­

dym k ro k u , za każdy p rze ja w p o l­

skości.

M im o to w O lsztynie, sku piała się jeszcze w ciąż polska inteligencja, k tó ra w „D o m u P o ls k im " czy na innych n ie ­ o ficja ln ych zebraniach, organizow ała ch óry śpiew ackie i c z y te ln ic tw o polskie,

A le n ie ty lk o w O lsztynie ciągną się szlaki polskości, nie ty lk o na W a rm ii i M azurach, ale i L itw ie P ruskiej, Za­

k lę te one w m ow ie, k u ltu rz e i z w y ­ czajach ludu, k tó ry zachow ał aż do ostatnich czasów swe odrębności na­

rodow e.

Na M azurach P ruskich słyszało się zamaszyste p o lskie w yra zy, ja k : ,,waść", „w aszm ość", „je le m o ż n y ” ,

„b z io łk a ", „ b ia łk a " c z y li bia łog ło w a, a p ow ieści i podania, zwano „p o ls k ą gadką".

W y z n a w c y R eya lu te ra n i zasie­

d z ie li w ośmiu p ow ia ta ch : O lecko, Lec, E łk , Szczytno, Jansbork, L ęd zbo rk, N i- b o rk i O stród, sku pien i w przeszło ćw ie rć m ilio n a dusz, różn ią się m ową od p o ls k o -k a to lic k ie j W a rm ii (przecię­

tej granicą z r, 1772), bo gdy W a rm ia c y

„szczepsią" to M a z u ry „scypsią", a gdy W a rm ia c y "p s iją ", „w z in o “ to M a ­ z u ry „z in o “ . W a rm ia c y chodzą do

„m n ia s ta ", a M a z u ry do „n ia s ta ", to jednak tu i tam jest p o lska m owa i p o ls k i lud.

S ta ra li się niem cy w m ó w ić św iatu, że M azu ry, to in n y naród, podobnie ja k w y o d rę b n ia li Ślązaków czy Kaszubów, a w końcu n a w e t naszych g órali. Rzecz

Pod koniec lip c a br, będąc w Pa­

ry ż u jako p rze d sta w icie l Zarządu G łó w ­ nego Polskiego Z w ią z k u Zachodniego na zjeździe em igracji p olskie j we F ra n cji, p osta no w iłe m do k ra ju p o w ró ­ cić samochodem. T rudności w uzyskaniu odpow iednich dokum entów , u p ra w n ia ­ jących do przejazdu przez s tre fy o k u ­ p a cji angielskie) i a m erykańskiej, b y ło co niem iara. Po przeszło 2 tyg o d n io ­ w ych usilnych staraniach p rz y w y b itn y m p o p a rc iu szefa m isji w o jsko w e j w e F ra n ­ c ji p łk . N aszkow skiego, s e k re ta rk i P, K, W .N . we F ra n c ji ob, W ie rb o w s k ie j oraz dr, D om ańskiej z P, C .K . w Paryżu uzyskałem odpow iednie p a p ie ry, k tó re u p ra w n ia ły m nie do zw iedzenia obozów p o ls k ic h we F ra n c ji i w Niemczech, D nia 14 sierpn ia w yru s z y liś m y w ra z z red.

Polpressu ob. Olchą z Paryża. Trasa p ro w a d z iła przez E p ern ey — M e tz —

oczyw ista, że to ty lk o bardzo p ły t k i n ie m ie cki fałsz.

A dziś w racają te ziem ie do M a c ie ­ rzy, a w ra z z nią i ci, k tó ry m nie da­

nym b y ło żyć polskością, przez całe w ie k i,

W ra ca i G run w ald , p o m n ik naszej chw ały. W ra ca przepiękne oko je zio ­ ra Lubicz, k tó re p a trza ło na pogrom k rz y ż a c k i, a dziś lśni wolnością,,. W ra ­ cają gruzy p om nika „Tannenbergdenk- m al-u ” , gdzie w 1914 r. ro z g ry w a ły się w a lk i pom iędzy p u łk a m i z K o ngresów ­ k i i p u łk a m i p om orskim i, poznańskim i i śląskim i, I po te j i tam tej stronie, ostatnim słow em konającego żołnierza b y ło p o ls k ie „Jezus M a ria ,.,“ T a tr a ­ gedia b ratobójczych w a lk już się nie p o w tó rzy. H is to ria nie ty lk o kołem , ale i sp ra w ie dliw ością się toczy. D ziś zie­

m ia ta p rz e s ią k ła k rw ią polską, w ró c i­

ła do P olski, by odrodzić duszę tego ludu, k tó ry szczątkam i polskości do­

trw a ł,

I znów, gdy w ejdziesz dziś do p rz y ­ drożnej gospody, usłyszysz gwarę p o l­

ską p rz y „p s iw ie ", zobaczysz p o ls k i u- śmiech przysadzistego M azura czy W a rm ia ka , w któ re g o żyłach p olska p ły n ie k re w .

>

Nadszedł czas absolucji. K om unią p ołączy ich Polska z sobą —■ na w ie k i

— na w ie ku isto ść nieśm iertelnej p ra w ­ dy, że nie zginie w germ ańskiej fa li.

Już n ie splugaw i p rze p ię kn e j, zdo­

bnej we wzgórza, lasy i srebrne jeziora M a zu rskie j i W a rm ijs k ie j ziem i k rz y - ż a c k o -h itle ro w s k i u piór, nie u ja rzm i w niew olę gad spod znaku splugaw io- nego krzyża.

Nad ziem ią tą czuwać już będą bia- ło o rle skrzydła. W . Próchnicki

Verdun do K o b le n c ji. W z d łu ż naszej drogi w każdym m ieście sp otyka liśm y obozy p o lskie liczące p rze cię tn ie ca 1000 osób. Polacy ci tzw . d ep orto w a ni przez N iem ców do F ra n c ji, k tó ry c h m niej w ięcej oblicza się w całości na o ko ło 90 tys, osób, są pod o pieką P.C.K.

z Paryża, ale a dm in istracja znajduje się w rękach francuskiego M in is te rs tw a dla d eportow anych i u c ie k in ie ró w . Stosunki m iędzy ludnością polską w obozach a w ład zam i fra n c u s k im i na ogół u k ła da ją się pom yślnie. D uży odsetek d ep o rto w a ­ nych przenosi się obecnie z okręgu p ó ł­

nocno-w schodniego do ce ntraln ej F ra n ­ cji, bądź to bezpośrednio na prace do d ep artam entów położonych w o kolicach Paryża, bądź to do obozów w Bretagne i okręgu Limoges, skąd mają być umieszczani po wsiach, W e w szystkich ty c h obozach P, C, K . w a lczy z niejed­

n ym i trudnościam i, k tó re w części udało się usunąć. K w e s tia sanitarna jest p rze d ­ m iotem szczególnej uwagi, O statnio otrzym ane le k a rs tw a z A n g lii bardzo w zm o cn iły akcję sanitarną, N atom iast b ra k d o tk liw y jest le k a rz y p olskich, k tó ­ rych sa nita riu szki w p e łn i zastąpić nie mogą. Palący jest rów nie ż b ra k m ydła.

Życie w ew nętrzne obozów — ja k już w spom niałem — organizowane jest przez p rze d s ta w ic ie li P, C. K., k tó rz y posiadają personel p o ls k i (magazyny, kuchnia, służba porządkow a, biuro).

Ponadto w w iększej części obozów istn ie ją s z k o ły d la dzieci polskich. P ro ­ centow o d ep o rto w a n i P olacy składają się: (dane PC K w Paryżu)

sta rcy pow yżej 65 la t 5% , kalecy, cho­

rz y 6 % , osoby dorosłe 50% dzieci do la t 14 39% . W statystyce tej uderza duży p ro ce n t dzieci,

Postawa P o lakó w w przygniatającej w iększości jest je d n o lita , o ile chodzi o p o w ró t do k ra ju . W szyscy z u tęskn ie ­ niem czekają na tę ch w ilę, a p ró b y nie-

Zachód wola i oczekuje uczciwych pracowników! Tam jest dla ciebie przyszłość! Informacji udziela Pol­

ski Związek Zachodni, Wydział Osa­

dniczy, Poznań, ul. Chełmońskiego 1.

o dp ow iedzialnych elem entów , k tó re usi­

łu ją nam aw iać do niepow racania do k ra ju sp otyka ją się z ostrą odprawą.

S tw ie rd z iliś m y to w rozm ow ach z po­

szczególnym i grupam i P olaków , W ka ż­

dym obozie, w k tó ry m się za trzym aliśm y otaczano nas ca ły m i grom adam i, naj­

p ie rw nie chcąc nam w ie rzyć, że jesteś­

m y z P olski, a później zasypywano nas tysiącam i pytań, często ta k naiw nym i, że b yliśm y zdum ieni g łu po tą propagandy pp, A rcisze w skich , Sosnkow skich i A n ­ dersów, k tó ra p odaw ała ta k ie brednie o Polsce, D uży odsetek tych lu d z i k tó ry p a trz y ł jeszcze niedaw no z ufnością na Londyn, dziś odw raca się z pogardą od tych lu d zi i p ię tn u je ich postępow anie.

W M etzu o dw ied ziliśm y obóz p o ls k i składający się z P olaków , k tó ry c h o fi­

cerow ie łą c z n ik o w ie , tzw . rządu lo n ­ dyńskiego zw e rb o w a li z oflagów i sta­

lagów w Niemczech. C i Polacy p ełnią obecnie fu n kcje b a ta lio n ó w w a rto w n i­

czych i w yręczają ż o łn ie rz y a m e ryka ń ­ skich p rz y p iln o w a n iu m agazynów w o j­

skow ych U, S. A . itp . W y ż y w ie n ie o trz y ­ m ują w postaci p ó ł ra c ji w y ż y w ie n io w e j żo łn ierza am erykańskiego. Stosunek p ra cy nie istn ie je żaden, gdyż kom en­

dant a m e ryka ński może w każdej godzi­

nie żo łn ie rza czy oficera P olaka z w o l­

n ić bez odszkodowania, Polacy ci, p rz e ­ k lin a ją chw ilę, w k tó re j d a li się nam ó­

Î po dióżty pezez skupienia emiąbaąi pclskieę

tvc Cfnaneji i JKiemczecik

(5)

w ić i z g łę bi N iem iec oddalając się od P o ls k i p rz y w rę d ro w a li do ta k ie j służby, i z utęsknieniem czekają c h w ili p o w ro tu ,

Z obozu tego p rz y w io z łe m szereg l i ­ stów do rodzin, k tó re ja k podajem y na innym miejscu, są do odebrania w re ­ d a k c ji „P o ls k i Zachodniej".

Po prze kro czen iu Renu zatrzym aliśm y się w K o ble ncji. M ia sto bardzo zniszczo­

ne nalotam i. P o lakó w tu ta j znajduje się k ilk a tysię cy (ca 6000). W jednym z obo­

zów przenocow aliśm y. Obozy te znaj­

dują się pod opieką U N R R A . W o kup acji francuskiej obozy p olskie posiadają duży samorząd, W każdym obozie posiadają p o lic ję uzbrojoną, złożoną z P olaków , k tó ra utrzym u je porządek w śród P ola­

kó w , p iln u je obozu itd . Na całym d a l­

szym szlaku naszej podróży s p o ty k a liś ­

m y w każdym w iększym mieście obozy polskie, w k tó ry c h nas bardzo gorąco przyjm ow ano. Szczególnie serdecznie przyjm ow ano i goszczono nas w W e tz - la r, Kassel, M iinden, H am eln itd . W szę­

dzie sp otyka liśm y się z tęsknotą za k ra ­ jem i zarzucano nas p ytan iam i, k ie d y nastąpi p o w ró t do k ra ju . Polacy w obo­

zach są tra k to w a n i niejednolicie. Pod okupacją am erykańską i francuską le ­ piej, natom iast pod okupacją angielską, z p rzykro ścią trzeba stw ierdzić, że mają głód, D la p rz y k ła d u podam, że P olak otrzym uje na 1 ty d z ie ń na głow ę 91 gr masła, To nie do żyw ie n ie pow oduje czę­

sto, że Polacy z głodu idą kraść, za co znowu A n g lic y surowo karzą. W ten sposób w spółżycie m iędzy Polakam i a w ład zam i a n g ie lskim i u kła d a się n ie­

z b y t pom yślnie. T y m bardziej tr a k to ­ w anie rzuca się w oczy, gdy się p o ró w ­ na z tra k to w a n ie m Niem ców, k tó ry c h A n g lic y fa w oryzują na każdym k ro ku .

Z w iedziw szy k ilk a d z ie s ią t obozów w Nieąjpzech pod okupacją francuską, am erykańską i angielską stw ierdzam , że przeszło 90% P o lakó w pragnie b ar­

dzo gorąco p o w ro tu do sw oich n a jb liż ­ szych i k ra ju , chcąc razem z nam i roz­

począć budowę P o lski D em okratycznej.

Ludzie ci żądają od nas przeprow adze­

nia ja k n a jrych lej re p a tria c ji i m y m u­

sim y tego dokonać jeszcze w ty m roku.

Nie możemy bow iem skazać s e tk i t y ­ sięcy lu d zi na wegetację w ciągu zimy, w zgl, prace nad odbudow ą Niem iec, gdy u nas w k ra ju p ra c y w bród.

Cz. Brzóska

J e s ie ń 1939 r o k u w P o z s i^ n iu Q ß m d y

P .

2 . 2 . ut S y to

I

imu

Kiedy w pamiętny piątek 1939 roku H itler

rozpoczął działania wojenne przeciwko Pol­

sce nikt nie przypuszczał, że samoloty nie­

mieckie niszczyć będą z równą pasją obiek­

ty wojskowe jak i ludność cywilną. Kiedy zaś na skutek wojskowej przewagi oddzia­

ły najeźdźcy zajęły nasz kraj, nikt również nie przewidywał, że z tą chwilą rozpocznie się dopiero właściwa wojna z narodem pol­

skim, wojna, a raczej masowe mordowa­

nie, które pochłonie 7 milionów Polaków.

Nigdy nie zapomnimy tej złotej jesieni pol­

skiej, zbrukanej krwią Polaków, mordowa­

nych publicznie na rynkach, placach, po­

lach i łąkach. Nigdy nie zapomnimy tych ponurych dni, pełnych trwogi o losy naj­

bliższych wobec ciągłych aresztowań, cią­

głych egzekucji. Jednych zabijano na oczach wszystkich, innych pokryjomu za miastem, gdzieś w lasach czy ogródkach.

Poznań nie był świadkiem masowych egze- kucyj, ulice pełne były jeszcze rozgwaru polskiego, życie przybierało normalne tem­

po, a jednak twarze wszystkich Polaków były wylęknione i przeraźliwie smutne. Bo każdy wiedział, że we więzieniu przy ul.

Młyńskiej lub na Forcie V II ginie każdego dnia masa tajemnic mordowanych Po­

laków, bo każdy wiedział, że z zabieranych nocą z łóżek, czy za dnia z ulicy nikt już nie wracał, że dziś jeszcze albo jutro po­

dzielić może tragiczny los przeznaczonych już na stracenie. O tych zbrodniach mówio­

no szeptem, jak o wielkich tajemnicach.

Jednakowoż każdy z błyskiem zemsty w oczach dodawał, że nadejdzie godzina, w której dowiemy się całej prawdy, w której wskażemy przed światem miejsca ohydnych zbrodni i zażądamy za nie zadośćuczynie­

nia.

Ta godzina nadeszła. My, którym Opatrz­

ność dozwoliła przetrwać tę okropną ty ­ ranię, mamy obowiązek odkryć wszystkie bestialstwa germańskie i przekazać je hi­

storii w całej pełni, aby wszystkie pokole­

nia, które przyjdą, nie przyjęły ich jako legendę, jako propagandę przeszłości, ale jako dokument dziejowy, pisany krwią na­

szych sióstr, braci a nawet dzieci.

Obóz zakładników w Poznaniu, Dom Ge­

stapo, Prezydium policji, słynny „Arbeits­

amt“ , Fort V II — oto miejsca, w których szalała hitlerowska kultura, hitlerowska po­

lityka chamstwa i zbrodni,

Obóz zakładników — był to jeden z pierwszych aktów prewencyjnych brutalne­

go okupanta, Komendanta miasta był zna­

jący Poznań jeszcze z ery wilhelmowskiej gen. Schönkendorf, Prezydentowi miasta, śp. Ratajskiemu, hitlerowcy najbezczelniej zaproponowali przedstawienie listy kandy­

datów na zakładników. Gdy ten zaofiaro­

wał tylko siebie, nie skorzystali i sami przy pomocy „folksdojćzerów“ zadali sobie ten trud wyszukania odpowiednich kandyda­

tów. Początkowa liczba 25 została wkrótce powiększona do 37.

Fort V II byl najlepszym przykładem izolacji osób, pozostających do dyspozycji Gestapo. Nie ma tu hodaj jednego kamie­

nia, jednej cegły w tych rozległych, ponu­

rych kazamatach, o którą nie odbijałaby się głowa Polaka, uderzana ręką kata. Nie ma metra ziemi, w którą nie wsiąkłaby krew bestialsko torturowanych i mordo­

wanych.

Rozstrzeliwania były na porządku dzien­

nym. Rozstrzeliwano na wzgórzu Fortu. Od 8 do 20 grudnia 1939 r. zwożono masowo samochodami chorych, starców, dzieci i umysłowo chorych ze szpitali do Fortu VII, gdzie składano ich do jednej z kazamat, drzwi zamykano i wpuszczano gaz z butli.

Po 8—10 minutach wołano więźniów.

Według zeznań b. więźnia Tadeusza B il­

skiego poznają czytelnicy, że stosunki panujące na początku okupacji w więzieniu przy ul. Młyńskiej, przedstawiają się na­

stępująco: „Los znajdujących się tam wię­

źniów“ — podaje zeznający — był pożało­

wania godny. Jeszcze dziś dźwięczą mi w uszach kajdany skutych więźniów, idących na ścięcie. Codziennie rano zmuszano nas do forsownej gimnastyki, która słabszych więźniów doprowadzała do utraty przy­

tomności, a silniejszych do zupełnego wy­

czerpania fizycznego. Nie dali nam spokoju ani w dzień ani w nocy. Nieraz wpadali do cel dozorcy, aby bić i katować więźniów.

Głównie Volksdeutsche mieli do tego ro­

dzaju zajęć szczególne umiłowanie. N a j­

gorzej było, gdy musieliśmy iść do kąpieli.

Po 2-minutowym prysznicu wypędzono nas na podwórze, gdzie stojąc nago nieraz przy kilkunastostopniowym mrozie, mogliśmy się na dany dopiero rozkaz ubierać. Kto nie zdążył, ten na pół nago maszerował przez podwórze do swej celi. (dok. nast.)

A lb in W ietrzykow ski

W Bytomiu odbył się ostatnio Zjazd Delegatów PZZ. wojew. śląsko-dąbrow­

skiego i wszystkich powiatów Śląska Opol­

skiego.

Po nabożeństwie wyruszył ulicami miasta potężny pochód do Domu Kultury, gdzie Zjazd zagaił przewodniczący Okręgu Ślą­

skiego PZZ. dr Lutman, witając przyby­

łych na Zjazd gości, który w swym prze­

mówieniu inauguracyjnym podkreślił, że PZZ. postawił sobie trzy zasadnicze za­

dania: likwidację niemczyzny i jej skut­

ków, zespolenie narodowe,- polityczne i kulturalne ziem odzyskanych z pozostałą Polską oraz Utrwalenie polskiego stanu po­

siadania na tych ziemiach.

Na wstępie przemówił wojewoda gen.

Zawadzki, który stwierdził, że zadania ja­

kie stoją przed nami, są nie łatwe. Rozwią­

zanie podstawowego problemu, jakim jest likwidacja śladów 600-łetniej niewoli, za­

leży przede wszystkim od tego, w jakim nastawieniu podejdziemy do naszych ro­

daków, oderwanych przez 600 lat od Ma­

cierzy.

Trzeba trzymać się jednej zasady, sfor­

mułowanej w moich słowach: „N ie będzie­

my tolerowali ani jednego Niemca na zie­

miach polskich i nie oddamy ani jednej duszy polskiej“ .

Twardą walkę ekonomiczną Polaków na Śląsku w całym zaborze pruskim zobrazo­

wał w swoim przemówieniu ks. biskup Adamski, a podane do wiadomości zarzą­

dzenie ks. Kardynała Prymasa o utworze­

niu Polskiej Administracji Apostolskiej na ziemiach przynależących dotąd do bi­

skupstwa wrocławskiego, wywołało ogro­

mne zadowolenie.

Sprawozdanie organizacyjne wygłosił m jr Nadólski, poczem referat o zasadach poli­

tyki narodowościowej wygłosił ob. Sko­

wron a mec. Łyczywek omówił w referacie swym problem tzw. „małej odbudowy“ .

Witany hucznymi oklaskami, wszedł na mównicę Arka Bożek, który w swym prze­

mówieniu stwierdził, że rodaków, pocho­

dzących z różnych stron Polski, mogą je­

szcze dzielić pozostałości 600-letniej gra­

nicy, ale pozostałości te, jak i pewne ze­

wnętrzne naleciałości nie zmieniły polskich serc ludu śląskiego.

Po przemówieniu ob. Doniewicza uchwa­

lono liczne rezolucje, a odśpiewaniem H y­

mnu i „R oty“ zakończono tą manifestację polskości i jedności narodowej.

(6)

P o l s k a Z a c h o d n i a ___________________________

M a n d e l i żegluga£echitóu) n a

(dokończenie)

P o lity k a ówczesnych N iem iec p a rła k u B a łty k o w i. Szukała dróg k u niem u przez ląd. Cesarze doskonale rozu m ie li w artość gospodarczą m iast p o rto w y c h Zachodniej Słowiańszczyzny. Sami nie m ie li flo ty m orskiej. Lądow e lu d y ger­

m ańskie, tw orzące Cesarstwo od cza­

sów K a ro la W „ T uryn go w ie , F ra n k o w ie w schodni, B aw arow ie, a n a w e t Sasi p rz y ujściu Łaby, p o s łu g iw a li się zaledw ie flo ty llą rzeczną p rzy w yp ra w a ch na Słow ian,

Przez całe w ie k i stosunek Słow ian do m orza nie zm ie nił się. Raczej stałe rozrastała się ich działalność na nim, p rz y b ie ra ją c w okresie X I i X I I w. inną postać. P o ko jo w y ich rozw ój sta w ał się coraz trudniejszy. Zaplecze lądow e S ło­

w ia n k u rc z y ło się w zw iązku z podbo­

jam i, i ubożało pod naciskiem fiska ln ym Sasów.

H andel m orski w yra źn ie p rze żyw a ł kryzys w X I I w. D latego też morze d la zagrożonej S łow iańszczyzny Zachodniej, pozbaw ionej ziem i, staw ało się terenem d zia łalno ści ko rsa rskie j, Częste ich na­

pady na Danię, Szwecję, przerażają w spółczesnych k ro n ik a rz y . N azyw ają oni S łow ian, „zb ó ja m i m o rs k im i“ . Szwedzi i D uńczycy bezw zględnie ich tępią, ale skutecznie o bron ić się przed n im i nie mogą. Ich napady odbyw ają się z ta k ą siłą i im petem , że to p rz y p o ­ m ina czasy w y p ra w w ik in g o w s k ic h . K ró lo w ie duńscy, ta k samo ja k K a ro l W . p rze d N orm anam i, organizują pogotow ie w ojenne p rzeciw Słowianom . W cieśni­

nach duńskich budują fortece, zakładają

Z ieąend, i podań

Ukaranie

Do najdawniejszych miast Pomorza za­

licza się Świecie, w ziemi Chełmińskiej, położone nad Wisłą. Było ono niegdyś stolicą książąt południowo - pomorskich.

Pierwszy kościół w Świeciu wybudował w końcu X!II wieku książę Grzymislaw.

G dy tenże kościół skutkiem różnyęh za­

wieruch uległ zniszczeniu, w tedy wybu­

dowano na jego miejscu (1470 1480) wspaniały duży kościół Famy. Ludność jednak mimo wszystko uczęszczała tłu ­ mnie do mniejszego kościoła klasztornego OO. Bernardynów. Tam bowiem znajdo­

wał się prześliczny, cudami słynący obraz Najśw. Panny. Oto, co mówi o tym obrazie, utrzymujące się po dziś dzień po­

danie ludowe:

„B yło to w końcu X V I wieku. W Gdań­

sku mieszkał wtedy kupiec ogromnie bo­

gaty. Posiadał on dom, jeden z naj­

piękniejszych w Gdańsku, na zewnątrz ozdobiony rozlicznymi rzeźbami, a we­

wnątrz urządzony prawdziwie po królew-

organizację m aryna rzy z dziesiątkam i i setkam i o k rę tó w z tysiącznym i załoga­

mi, aby opanować zb ro jn y ruch S łow ian na m orzu. O sile ich w ystąpień św iad ­ czy ciągle zasilanie się obrony duńskich w ybrzeży. T rzeba w ziąć pod uwagę, że D ania od stuleci b y ła doskonale zapra­

w ion a w d z ia łan iu na m orzu, a m imo to w w ie lu w ypadkach za w o d ziły jej środ ki obronne.

N apady S ło w ia n w y w o ła ły z ko niecz­

ności podw ojenie w yporności o k rę tó w w ojennych. N ajnow szy ty p o k rę tu bo­

jowego D uń czyków , używanego w walce z w yspia rza m i sło w ia ń s k im i na Ranie (R ugii) w X I I w., m ia ł pojemność do 60 ton, Przewożono na nim desanty po 80 lu d zi i 4 konie. Zagrożeni w swych podstaw ach życiow ych na lądzie, w y ­ brzeżu i wyspach przez Sasów i D uń ­ czyków , S ło w ia nie w y s z li na morze zbrojnie dla ra to w a n ia swego bytu. Na nim czu li się bezpieczniej n iż na lądzie.

Sasi ich na m orzu dosięgnąć nie m ogli, bo nie m ie li na B a łty k u żadnej flo ty . Po- gromca S łow ian, H e n ry k Lew , b y ł na m orzu bezradny i w y rę c z a ł się flo tą duńską, k tó ra m ia ła za zadanie w s p ó ł­

działać z jego w ypraw a m i lądow ym i. W słynnej, ale n ie fo rtu n ne j kru c ja c ie na Słow ian w 1147 r „ Dania ponosi na m o­

rzu klęskę. F lo ta R anow staje się pa ­ nująca na B a łty k u . W dalszej w alce m orskiej S ło w ia nie rab ują brzegi duń­

skie, niszczą m iasta szwedzkie. Zagro­

żeni śm iertelnie na lądzie, przenoszą gjrozę w o jn y i zniszczenia na m o­

rze w ciągu X I I stulecia. Ten bo­

haterski okres upadających S łow ian

bluzniercy

sku. Na ścianach wisiało pełno drogo-' cennych obrazów. A le wśród wszystkich tych obrazów jeden b ył ty lk o treści reli­

gijnej, przedstawiający Matkę Boską z Dzieciątkiem. Ponieważ kupiec ten h.yt zaciętym heretykiem, dlatego obrazu tego, malowanego na drzewie, używał jpko za­

słony przy kominku.

I oto w owym czasie pewien szlachcic polski wybrał się ze Sandomierza W isłą do Gdańska, by tamże sprzedać plony rocznej swej pracy. I tak się właśnie zda­

rzyło, że pszenicę swoją sprzedał owemu bogatemu kupcowi. Wszedłszy do jego mieszkania, spostrzegł od razu piękny obraz M atki Boskiej, przy czym zgorszony był lekceważącą poniewierką obrazu, używa­

nego jako zasłony kominkowej. Przeto postanowił obraz ten wydobyć stąd za wszelką cenę. Lecz kiedy w yraził kup­

cowi chęć nabycia obrazu, kupiec zrazu się sprzeciwił. Ale szlachcić tym bardziej ją ł teraz nalegać i prosić;

o d b ija się kontrastow o o d ic h po­

przedniej p oko jo w ej działalności na m o­

rzu. Z nieustannie w zrastającą zacię­

tością p rz e b ija ją się N iem cy przez Łabę k u B a łty k o w i, łam ią opór S ło w ia n za­

chodnich na lądzie,

Za A lb re chta N iedźw iedzia i H enryka Lw a (X II w.) padają nadm orskie pań­

stw a słow iańskie. W obręb saskiego księstw a i jego w ła d z y w chodzi m onar­

chia O b otrycka , jeszcze wcześniej ro z­

pada się Lutycka, a śródlądow a kraina Stodoran z Braniborzem zam ienia się w m archię brandenburską, O panowanie lądu słowiańskiego z b liż y ło N iem ców do w ybrzeża b a łty c k ie g o , ta k dawno przez Sasów upragnionego. N ajw iększy na nim p o rt lu b e c k i przechodzi w ręce n ie ­ m ieckie i zaludnia się k o lo nista m i. Za nim inne p o rty p o w o li niemczą się na długim w ybrzeżu aż po Odrę, L ub eka staje się w końcu X I I stulecia za H en­

ry k a L w a podstaw ą d ziałalności n ie ­ m ie ckiej na m orzu. Na B a łty k u zacho­

dzi pow olna zm iana stosunków, N iem ­ cy zjaw iają się na nim ja k o spadko­

b ie rcy słow iańskiego 4-wiekowego do ­ robku. Posługują się przez d łu gi czas flo tą Słow ian, ich p ortam i, używ ają ich ja k o p ilo tó w , p rz y przejazdach przez cieśniny i jako doświadczonych m a ry­

n arzy na statkach handlow ych i o k rę ­ tach w ojennych., L e c h ic i b a łty c c y nie dawno w o ln i służą odtąd celom niem iec kim . U padek ich w zbogacił od razu zdobyw ców n ie m ie ckich i d ał podłoże rozpoczynającej się żegludze ich na B a łty k u ,

Prof. D r W ładysław Kowalenko

Co Wam po tym obrazie m ówił

skoro używacie go do tak niskich celów?I Sprzedajcie mi go, a ja go zawiozę do mego wiejskiego kościółka.

Kupiec dom yślił się, że będzie mógł zrobić doskonały interes. A ponieważ chciwy był bardzo na grosze, przeto go­

dząc się ostatecznie na sprzedaż obrazu, powiedział:

Zgoda, sprzedam wam ten obraz, ale pod warunkiem, że zapłacicie mi tyle srebrnych talarów, ile potrzeba będzie do zakrycia nimi całego obrazu.

Pobożny czciciel M arii zgodził się na to, wydobył sakiewkę i ją ł układać na obra­

zie talary srebrne, jeden obok drugiego, wzdłuż i wszerz. W tedy chciwy heretyk zagarnął talary, a pobożny Polak zabrał obraz i umieścił go pieczołowicie na swej szkucie. Następnie przeliczył pozostałe pieniądze, gdyż był ciekaw, ile właściwie zapłacił za obraz. Jakże się jednak zdzi­

w ił, gdy spostrzegł, że nic mu z pieniędzy nie tylko nie ubyło, ale przeciwnie, dużo talarów przybyło. Co tchu więc powrócił do kupca w tym przekonaniu, że wypła­

cone pieniądze przez omyłkę zgarnął do swej sakiewki. Ale kupiec zapewnił go, że

(7)

A n g ie ls k a „p u s tk a i

A n g lic y to podobno naród bez senty­

m entu. D om inantą w szelkich poczynań ich to interes, c y fry i tw a rd a rz e c z y w i­

stość. P rzy rozstrzyganiu sporów gra­

nicznych najw ażniejszym chyba i p rz e ­ ko nyw ują cym argum entem są dokum en­

ty o w arto ś c i historycznej.

Je żeli dziś w o p in ii angielskiej „P o l­

ska poszła za daleko na zachód“ to staje się dla nas jasne, że A n g lic y p rz e ­ chodzą do p orządku dziennego nad h i­

storią. W żadnym sporze granicznym nie b y ło ty le przesłanek p ra w n ych i a r­

gum entów historycznych, p rze m a w ia ją ­ cych za uzasadnionym i pretensjam i p o l­

s k im i do naszych granic na zachodzie.

A jednak pociągnięcie narodu polskiego uważa się za „b łą d p o lity c z n y " w o p in ii angielskiej.

C zy dla tego, że N iem cy zostaną osła­

bione i w ko nse kw e ncji niezdolne do no­

w ej napaści i w ojny? Być może, bo p rz e ­ cież, aby b y ł p o lic ja n t i stróż bezpie­

czeństwa (A nglia) m usi być jakiś na­

p astn ik, któ re g o ludzie się boją, k tó ry psuje ła d i porządek (Niemcy). A gdyby ten ła d i porząd ek został w prow a dzo ny i n ap astn ik u nieszko dliw ion y, na cóż zd ałby się p o lic ja n t?

M in. S praw Zagranicznych A n g lii Be- v in p o w ied zia ł, że m iędzy O drą a Nisą w y tw o rz y ła się p ustka ze szkodą dla zniszczonej gospodarczo E u ro p y i p. Be- v in m a złe inform acje, tej p u s tk i tam nie ma.

O to k ilk a fa k tó w ; W dniach od 27 i 29 sierpnia br. o d b ył się we W ro c ­ ła w iu i Jeleniej G órze zjazd prze m y­

słow y ziem odzyskanych z udziałem m i-

lia s z a rzeczyw istość

n is tró w M inca i d r K ie rn ik a , Zjazd ten prócz s tro n y program ow ej ma naszkico­

w ać obraz dotychczasow ych osiągnięć na p o lu p rzem ysłu ziem nowych. O sią­

gnięcia muszą być poważne, jeżeli w ła ­ dze najwyższe zd ecyd ow ały się o nich m ów ić i w y b ra ły sobie miejsce obrad w tzw , angielskiej „p u stce ".

D ru gim znam iennym fa k te m jest osad­

n ic tw o w ojsko w e w pow iatach nad Nisą i Odrą, R odziny w ojskow e są in te n s y w ­ nie osiedlane we L w o w ie , Zgorzelicach, Lubaniu, Zeganiu, Żarow ie i w dalszych pow iata ch w zdłu ż O dry, O sie dliło się tam w edług spraw ozdań już 10 tysięcy rodzin w ojskow ych. W Ośnie np, (Dros- sen), ty lk o 6 gospodarstw jest niezaję- ty c h (porów naj G łos W ie lk o p o ls k i nr 176). W Jeleniej G órze jest czynne gim ­ nazjum męskie i s zko ły powszechne.

W ro c ła w posiada w tej c h w ili 196.000 m ieszkańców, K o m un ika cja k o le jo w a u- ruchom iona wszędzie. Pociągi idą aż do S zklarskiej P oręby w G órach O lb rz y ­ m ich (Riesengebirge), gdzie ja k donosi b u rm istrz m iasta ob. K a n ia czynne są już sanatoria i przychodnie le ka rskie . K o m un ika cja lo tn icza bezpośrednia z W a rsza w y do W ro c ła w ia .

Gdzie w ięc A n g lic y w idzą pustkę?

Ona b y ła po ucieczce N iem ców , lecz już nie istnieje. Polska nie p o p e łn iła błędu politycznego, idąc na zachód aż po Odrę i Nisę łużycką , O by go nie p o p e łn iła A n glia , odm aw iając nam p ra w do na­

szych granic już ustalonych nie ty lk o h i­

sto rią i k rw ią lecz pracą i o lb rzym im

w y s iłk ie m . St, Kubiak

owszem, wypłacone pieniądze otrzym ał i posiada je z całą pewnością.

W zamyśleniu głębokim szlachcic udał się wobec tego na swą szkutę, w zdarzeniu całym dopatrując się jakiegoś znaku N ie ­ bios. Tego samego dnia szkuta popłynęła W isłą z powrotem pod Sandomierz. Aliści, kiedy zbliżali się już do Świecia, wtedy stał się nowy dziw. O to szkuta stanęła na środku W isły i to bez żadnej widocznej przeszkody. N ie pomogły tu wszelkie w y­

siłki holowników i orylów, szkuty żadną miarą z miejsca ruszyć nie było można.

W tedy szlachcic w ydobył z ukrycia na­

b y ty w Gdańsku obraz — - i o dziwo!

w tejże chw ili ruszyła szkuta z miejsca.

Lecz kiedy znaleźli się naprzeciw kościół­

ka klasztornego OO. Bernardynów w Świeciu, wtedy szkuta po raz drugi stanęła w miejscu, i żadnym sposobem nie było je j można uruchomić. Wówczas to szlach­

cic nasz zrozumiał, że taka jest widocznie wola Nieba, by nabyty obraz ofiarował kościołowi OO. Bernardynów. Wobec te­

go zawiadomił przeora klasztoru i w uro­

czystej procesji przeniesiono obraz do ko­

ścioła, i umieszczono na głównym ołtarzu.

Od te j chw ili obraz Najśw. Panienki za­

słynął licznym i cudami.

A co się stało z owym gdańskim kupcem heretykiem? Owóż po drugim pobycie szlachcica u niego, heretyk nagle zaniewi­

dział, a nadto zdobyte ze sprzedaży obra­

zu pieniądze zniknęły mu ze skrzynki pie­

niężnej w sposób zupełnie nie w ytłum a­

czony. I od te j chw ili począwszy, czul się bardzo nieszczęśliwy. W nieszczęściu swym coraz częściej myślał o Bogu i co­

raz szczerzej kajał się w rozpamiętywa­

niu dawnych swych blużnierstw. A kiedy dowiedział się o cudownym obrazie w Świeciu, posiał tam bogate ofiary, poczem odbył pielgrzymkę z Gdańska do Świecia, do obrazu Najśw. Panienki, którego nie­

gdyś używał blużnierczo jako zasłony ko­

minkowej. I wszedłszy do kościoła i padł­

szy na kolana przed cudownym obrazem, po dłuższej m odlitwie nagle przewi­

dział, odzyskał wzrok. Uszczęśliwiony bez m iary i jednocześnie najgłębszą przejęty skruchą, powrócił na łono Kościoła kato­

lickiego, wyleczył się z dawnej swej chci­

wości i do końca życia odznaczał się wiel­

kim miłosierdziem i głęboką pobożnością.

Tak głosi nam po dzień dzisiejszy poda­

nie, powtarzane wśród ludu polskiego zie­

mi Chełmińskiej i Gdańskiej.

Cz. Kędzierski

Szkodzenie akcji osadniczej

Powszechnie używ anym określeniem na Ziem ie Zachodnie to „ D z ik i Zachód".

D o p ó k i określenie to k rą ż y ło z ust do ust można je b y ło uważać za k ie p s k i dow cip, naw et za w y b itn ie ciętą z ło ­ śliwość, k tó ra ja k każde złośliw e o k re ­ ślenie posiada n ie s te ty nieco p ra w d y.

Nie jest przyjem ną jednak n a w e t taka szczypta praw dy, ale m ożnaby p rze ciw - - ko tem u nie protestow ać.

T rzeba natom iast ostro w ystąpić, je­

że li tego rodzaju określenie znajduje swe echo w prasie, jeszcze gorzej, jeżeli słow a te uw iecznione zostają w w ie lk ic h tytu ła ch ,

Ten Zachód, na p o w ró t któ re g o cze­

ka liśm y 1000 la t, o k tó ry p rze la liśm y m orze k rw i, za k tó ry złożyliśm y heka- tombę ofiar, jest teraz naszym polskim Zachodem, M y tam jesteśmy gospoda­

rzam i, m y jesteśmy za niego odpow ie­

dzialni. G dy ostatnio na dalszym Zacho­

dzie odezw ały się głosy, poddające w w ą tp liw o ś ć nasze p ra w a do tych ziem, zaw rzeliśm y gniewem.

Sami za to um iem y określać tę naszą zdobycz mianem p og ardliw ym , mianem

„d z ik ie g o " Zachodu, jakbyśm y nie zda­

w a li sobie spraw y z tego, że jeżeli ten Zachód jest „d z ik ie m ", to częściowo w ty m nasza w ina.

O bserw atorzy naszych stosunków na Zachodzie, do k tó ry c h docierać będą na­

sze d zie n n iki, ja kie ż w y ro b ią sobie w y ­ obrażenie o naszej zdolności organiza­

cyjnej, o naszej um iejętności utrzym ania spokoju na Ziem iach now oodzyskanych?

M y um iem y zawsze specjalnie uszczy­

p liw e m iana w yn a jd yw a ć dla naszych te re n ó w p rzygranicznych. Przed w ojną w yna leźliśm y dla K re só w W schodnich nazwę P o ls k i „ C " na znak, że k to tam

„w e jd zie , żegna się z nad zie ją". D zisiaj o chrzciliśm y co dopiero odzyskane Z ie ­ mie Zachodnie u rą g liw ą nazwą „D z ik ie ­ go Zachodu".

Zachód ten n ig dy „ d z ik im " nie b y ł i nim nie będzie. Stosunki, ja k ie tam pa- nuią w obecnej c h w ili są przejściow e.

Po straszliw ej zawierusze w ojennej, jaka przeszła nad całą Europą, stosunki w dziedzinie bezpieczeństw a p ogorszyły się wszędzie. N ie ty lk o u nas na Zacho- chodzie, nie ty lk o u nas w całym kra ju , ale i na w ła ś c iw y m Zachodzie i na w ła ­ ściw ym Południu- N ie zapom inajm y, że stosunki p og orszyły się nie ty lk o u nas, ale także w Jugosław ii, W łoszech, F ra n ­ cji, Niem czech i w ie lu innych krajach, chyba może z w y ją tk ie m jedynej S zw aj­

carii.

C h w ilo w y m i stosunkam i, panującym i na naszym Zachodzie nie w oln o nam m ierzyć naszego dziejow ego zadania na tych ziemiach.

Nie obniżajm y siebie samych w oczach lu d z i z dalszego Zachodu, H, Śm.

Cytaty

Powiązane dokumenty

do Punktu Etapowego PUR-u na D w orcu zgłosiły się dzieci ze szkoły powszechnej w Poznaniu na Dębcu z darami dla re patriantów. Zgłoszenia uprasza się

nym miastem, rządzili tam jednak Francuzi, zwłaszcza, że Napoleon doceniał znaczenie Gdańska mawiając: „Gdańsk jest kluczem wszystkiego.“ Załoga miasta składała

Sprawa Józefa Pęczka wskazuje, że pod ty m względem sytu ­ acja Polaków uległa jednak pewnej... B iu ­ ra te nie sprawdzają tożsamości

bli na Pomorzu Zachodnim znajduje się wiele półfabrykatów, które można będzie zbyć w województwach

Powoli, coraz częściej, najpierw tylko fragmentarycznie, potem coraz więcej zajmował w nich miejsca Marcin.. Co się stało

jennymi o pokój w świecie, że budować będzie głęboką przyjaźń z Narodami Związku Radzieckiego i innymi narodami demokracji ludowej, że opierać się będzie

Wojciecha pod Zarządem Państwowym w

Do Polskiego Związku Zachodniego w Poznaniu zgłosiła się delegacja Polskiego Kom itetu w Niemczech z siedzibą w Ber­. linie w osobach dra Brunona