• Nie Znaleziono Wyników

Gazeta Nowa : Kurier Zielonogórski : tygodnik : Zielona Góra R. I, Nr 38 (27 września 1990)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Gazeta Nowa : Kurier Zielonogórski : tygodnik : Zielona Góra R. I, Nr 38 (27 września 1990)"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

s-kar 'eló* y

.'r Y M&jf*

tfcis*

W*a//r

» . / ? j tyg.mó­

wi e-

owa;

dnia;

dla

d l i n e

wej;

ś w i a Z

żeg.;

P a - i z m jr P r o w i e -

^epor

r e p . v n i e ;

21.M

P a - 21.55 23.30

t - —

n i a .

>1 M _.rr|

Z i e l o n o g w s h a

Gorzowska Mmer tygodnika

0 d P o n i e d z i a ł k u j e s t e ś m y

Głogowska D Z ,E N lV I K I E M - ' v l l . i l 3 5 0 z l

( i A Z E T A N O W A

s z c z e g ó ł y n a s i r . 2

ROK I

n r

3 8 / 9 0

27 WRZEŚNIA 1990 R.

900 ZŁ

,ń o f l- m /’ " G u b in ic 1 S h ll,ic ;,c h P a n u je m a r k a , k t ó r e j N R D - o w s c y N ie m c y ' , \ r m h i t s“ ? n a " 'e t w y m ie n ia ć . C h le b je s t d w a r a z y t a ń s z y n iż z a O d r , w a s ir ż e d ,n f e f ^ 1 - T ° r t y k u , y S lu b ic k a s ta c ja b e n z y n o -’

G u b in r co.d z !en n ic, t r z y r ;,z >' w ię c e j p a l iw a n iż d o ty c h c z a s . B u r m is t r z

•n a w y l i c z y ł , z e c o d z ie n n ie n r w r h , i A ; i ...i ___ . _ ,

Zarów no b u rm istrz Słubic Józef Rapcewicz J 1 G ubina — Bogusław Timoszyk kolei- ny raz skierow ali listy do m in istra sp raw za granicznych. Po bezskutecznych apelach o za pew niem e rów nopraw ności w przekraczaniu granicy, prósz;) o w prow adzenie chociaż tzw.

m ałego ruchu granicznego.

l a sy tu a cja jest dla nas d yskrym inująca mowt zastępca b u rm istrz a Słubic, W iktor Jasiew icz. — Nie chcem y blokow ać zakupów.

I rzeciw nie, będziem y rozw ijać o fertę handło wą. Ale nasi m ieszkańcy p atrzą n a to co sie dzieje coraz m niej przychylnie. Dodatkow y w ykup to w zrost popytu podbijający ceny.

Jeszcze gorsza jest świadom ość, że jesteśm y ja k b y obyw atelam i d rugiej kategorii. Nie mo­

żemy n aw e t pójść zwiedzić F ran k fu rtu ... K u­

pow ać lepiej tu ta j, ceny na to w ary zachodnie są tam te ra z wyższe — niż u nas. M ielibyśm y z sąsiadam i wiele wspólnych interesów (fran- lurtczycy zainteresow ani są m.in. naszym i erenam i rek rea cy jn y m i i sportow ym i) ale w ręcz boim y siQ w obecnej sy tu acji zapropo- now ac to naszym m ieszkańcom .

O statnie dni lipca przyniosły jeszcze jeden dowod zupełnego nieliczenia się z polskim i interesam i nad granicą. N ad b u rm istrz F ra n k - iu rtu , d r W olfgang D enda podjął decyzje o ograniczeniu ru ch u na orzejściu Słubice — F ra n k fu rt (dostępnym dotąd dla w szystkich obyw ateli KDL) do m ieszkańców woj. gorzow skiego i zielonogórskiego oraz swojego okrę­

gu. W ykonanie decyzji — uzgodnionej ustnie (jak w ynikało z k om unikatu burm istrza) z m inistrem kom unikacji NRD — powierzył po licji. Dopiero in te rw e n cja polskiego MSZ, k tó re dow iedziało się o w szystkim z ... p r a s v

przyw róciła m iędzynarodow y sta tu s przejścia!

M iesiąc później n ad b u rm istrz Denda zapro­

sił gorzow skich dziennikarzy na konferencję poświęconą problem ow i mostu. Z akom uniko­

w ał: sam ochody jadące przez przejście sm ro azą i h ałasu ją frankfurtezykom , a co do w pro w adzenia m ałego ruchu granicznego —■ to Niemcy m ają złe dośw iadczenia z przeszłości- sam ym czasie kolejka niem ieckich a u t w yjeżdżających po zatankow aniu ze Slu- . licząca k ilkaset pojazdów — kończyła się w cen tru m m iasta.

„ P a p i e r o w a p r z y j a ź ń ” — s ł y c h a ć c z ę s t o n a o k r e ś l e n i e d o t y c h c z a s o w y c h k o n t a k t ó w m i ę ­ d z y P o l s k ą i N R D . P r z e c i w s t a w i a s i ę j e j . .p r a w d z i w i * '* — b u d o w a n a o b e c n i e . A l e — n- i r o n i o t o d w a , t r z y l a t a t e m u ; a n i c d n i ś

(C ią g d a lsz y na str. 4) .

(2)

PWMWMARą T o j u ż w o l ą k o m u c h a

Nie nosze, ostentacyjnie w klapie znaczka

„S o l i d a r n o ś c i D r a ż n i innie u osób dotych- czas bojących się zw.ązku jak diabeł św ię­

conej wody. Być może w pięły Q0 nawet u dziurkę dźwigającą jeszcze do niedawna *.u

pełnie inny emblemat. .

Nie wpycham się w kościele do pierw tZcli rzędów nie antyszambruję po zakrys­

tiach. nie szukam protekcji u

organizatorów. Składam ręce do m o d ln u y całkiem prywatn ie nie ma pokaz. .

Nie uznałem za dyshonor zlozenia l w rz^

nia kw iatów pod pomnikiem Bohaterow.. Ds:

wną wydała mi się nieobecność tych, ktor-,1 prze? lata podobne manifestacje z wielicą pompą celebrowali a dzisiaj nagle uznali je

za „niesłuszne”. ,,,

Nie powołuję s ę co chwila rui „Gazetę y borczą” i ..Tygodnik Solidarność .

mnie zaczerpnięte z nich cyia ty w ustach do

tychczasowych wiernych czytelników „Trybu ny Ludu" i „Żołnierza Wolności"

Nie afiszuję się po mieście z Orwellem czy Solżenicynem pod pachą. W m oje j domowej biblioteczce nie stali nigdy Lenin, Orzechów^

s/ci, W.T. Kowalski.

Nie pcham się na siłę do redagowania zw ią zkowych biuletynów, aby „odpokuto­

w ać” w ten sposób za całkiem inną pisaninę w innym czasie i innym organie.

Nie w stydzę się słuchać nastrojowych ro- syjslcich piosenek. Zastanawia mnie nagła zmiana gustu u niektórych posiadaczy sta­

łych karnetów czerwonego festiwalu.

Nie w y rze kam programowo na „w s trę t- nch komuchów” i „czerwone pająki”, nie na mawiam nikogo do ..zjadania legitymacji . Razi mnie neoficka nadgorliwość eks-towa- rzyszy, opluwających wczorajsze ideały.

Nie daję do zrozumienia na każdym kro­

ku, że ja zawsze, ze w domu, że tradycje ro dzinne... Nie muszę sobie niczego nagle przy pominąć. Pamiętani od dawna.

Z dnia na dzień rośnie na naszych oczach rzesza kombatantów polskiej rew olucji, k ó- rzy jeszcze wczoraj sytuowali s ę jednoznacz nie po drugiej str ome barykady lub też cho wali gło w y w konsumpcyjny piasek. Niektó­

rzy wyraźnie zapomnieli że tyłki puchły im nie od milicyjn ej valy, lerr ad ciepłego, no menklaturowego fotela. Chcą być znowu w pie rw szym lub. co najmniej, drugim szeregu.

Mdli mnie na ich widok. I w pewnym sen sie. bliższy jest mi ów. praw dziw ie ideowy komuch PRL. wiern y sw y m niesłusznym po­

glądom. Właściwie powinienem go — przez szacunek —- nazywać komunistą.

EDWARD .1. MINCER

K l u b A l b i n a S i w a k a

Na budowę chodzę czasami w sw etrze z nie- farbowanej, owczej wełny. Przypinam doń znaczek NSZZ „Solidarność”, Jednak ostat­

nio zrezygnowałem z tej ozdoby, ponieważ jak to się mówi — indagowano mnie. Zna­

czek przypinałem tylko dlatego, że by odróż­

nić przód od tylu swetra. Równie dobrze mo­

głem oznakować garderobę pierwszym lepszym

„Klubem Albina S iwaka”. Miałem w kolek­

cji inna znaczki. Bardzo lubiłem ten z w y z ­ naniem „Kocham Związek Radziecki , ale zarekwirowano mi go, gdy przekraczałem gra­

nice... Związku Radzieckiego. Lubiłem też ten z w yzwanie m „Nie piję”, ale zgubiłem go podczas... jakiejś popijawy.

Z insygniami podręcznymi Solidarności ’ zawsze było coś nie tak. W 1982 roku pewien licealista, dziś redaktor „GN” — notabene

„dróżnik'' z ROAD, co to nie lubi Lecha — wparował do kawiarni „Filipinka” z wielkim znaczkiem „S” na piersi. Właśnie żegnano Ar­

kadiusza Olszowego, wybierającego się do Ra­

dia Wolna Europa na emigrację radiową.

Olszowemu podówczas towarzyszył zawsze duch, bynajmniej nie święty, ale z całą p ew ­ nością Anioł Stróż z ulicy Partyzantów w Zielonej Górze. Żegnającym matkowała pani

red. Ziuta K. - wtedy sekretarz... POP W zielonogórskim radiu. Nieoficjalny w te d y jesz­

cze pluralizm przerwał ów Anioł Stróż, a ta ­ k u ją c przyszłego roadczyka — poszło o zna­

czek „S” Na zapleczu kawiarni odbył się r y ­ tuał: wylegitym owanie, pouczenie i uświado­

mienie konsekwencji.

Minęły lata i znowu znaczki „S” w zbudza­

ją emocje. Zgoła odmienne. Dziś obnoszenie się z „Solidarnością" może trafić na wokan­

dę Komisji Krajowej. Doświadczyli tego chłopcy Michnika. U nas na Budowie zna­

czek „S" traktowany jest sentymentalnie, tez jako anachronizm, coś co przywodzi na pa­

mięć ułańską szarżę ale i drzemkę w oko­

pach.

O padł dziesięcioiiiilionowy entuzjazm. Ba!

Są tacy, któ rzy twierdzą, że za Kom uny ro­

bili paprykarz szczeciński z ryżem, teraz juz tylko z kaszą i to nawet nie manną z za­

chodniego nieba. Czas jest więc okrutnym ku­

charzem. Łezka się w oku kręci, ale i sypie sól, bo dziesięć lat temu wszyscy braU chęt­

nie w łapę po dwa tysiące Wałęsówki. A z

„drugiej Japonii” śmiali się tylko czerwono- skórzy budowniczowie „drugiej Polski”._____

A przecież m am y Rzeczypospolitą i kaszan­

ka smakuje tak samo w dzień powszedni jak i w niedzielę. Niegdysiejszy licealista dziś redaktor i roadczyk — nie zalozy za mc w świecie znaczka „Solidarności . Znaczy ~e wracamy do normalki. Rozpleniła się uuelka kurtyzana Polityka i tylko patrzeć, jak na ulice Zielonej Góry wylegną studenci naro­

dowego odłamu Wyższej Szkoły Pedagogicznej s okrzykiem na ustach: „Precz z Żydami. Ż y­

dówki z nami”.

A nam. naiw nym Robolom, szkoda fi/en dziesięciu lat, dziesięciu milionów i tego prze-skoku przez plot gdańskiej stoczni. Tak czy owak to był strzał w dziesiątkę. Dlate­

go od jutra zaczniemy na Budowie przypinać do drelichów znaczek „Kochamy Lecha yU- Ic przestał się magdalenić u Prymasa z n oj- ciechem — ostatnim pre zydentem PRL.

Szczerze móioiąc nie o Związek — ty m ra­

zem Zawodowy — tu idzie, lecz o „Solidar­

ność". A „Solidarność’’ to także, a może prze­

de wszystkim. Przeżycie Pokoleniowe. Wier­

ność temu Przeżyciu u w ażam y na Budowie za kategorię niezmienną, apolityczną, wręcz intymną — bo także osobista.

Ćzas na burzenie... pomników.

PAN CZESIU

S z a n o w n i P a ń s t w o !

Z ogromną przyjemnością informujemy, że już w poniedziałek, 1 października, ukaże się sygnalny numer

nowego, codziennego pisma. Następne numery od 8 października. Każdego dnia najświeższe, najważniejsze i

najciekawsze informacje z zagranicy, z kraju, a przede wszystkim z najbliższego nam terenu. Nie zabraknie do­

brego humoru, rozrywki, interesujących felietonów, recenzji, opinii i rzetelnej krytyki. Dziennik będzie niezależ­

ny, daleki od jakichkolwiek zabarwień politycznych.

Będziemy bardzo wdzięczni za zgłaszanie nam już od dziś wszelkich sugestii i życzeń czytelniczych, odno­

szących się do kształtu przyszłego pisma.

Jesteśmy przekonani, że przy współudziale Państwa i przy odrobinie życzliwości podbijemy serca nawet

najwybredniejszych Czytelników. Nie lubimy bubli.

Interesuje nos tylko bardzo dobry dziennik. Cel ten musimy osiągnąć.

2

N o r

(3)

l a

k i (i- cjc r»

1 /»■-!/

l(r /,

. (C o -

ri cho i r h l y i m 1)0.

cu tr i: renu.

*m sen lic o w i/

11)1

p o ­

p r z e z 1\C1 U

k a

ilłu jak

t a — |

; a n i c

aczy żc ■ wielka jak na i naro- ] gicznej .mi! Zy- i tych i i tego ni. Tak

Dlate- 1

•zypinać l a ” . By- z Woj- RL.

ty m ra- Solidar- że prze-

Wier- Budowie i, w ręcz |

CZESIU

I

iumer

jsze i

e do-

talei-

> d n o

lawet

i

Ęmm i

ANNA BUŁAT-RAC2YŃSKA

temW T raj' Śni!° S7 ie j’ ie Michałek umarł. Obudziła się zlana po-

M i c h a . s i ę ; » • k i e d ^ , o

P o te m , ju z n a d ra n e m , po k o le jn y m k a r ­ m ie n iu . śn iło się M ałg o rzacie Z a w ilo w ic z że t IZ? 5 raniCąu’ Sdf ieś w Nietnczech. K upow a-

chleb i zabrakło jej pieniędzy. W cześniej nie m iew ała takich snów. an i żadnych Wie- n h ,ra^ u a>d a ia Z nóg po f a r s ie ' cz-vl’> k a r m ie ­

n i u M ic h a łk a p rz y k ąp ieli. Z a s y p ia ła p o tem D arazo m ocno.

Zaczęła się zastanaw iać, czy takie sny mo- S4 l ° s znaczyć. Luazie m ów ią: „sen m a ra — os w ia ra ”. Ze jest w życiu odw rotnie niż

„ = Więc pom yślała, żc może M ichał zacz ni<* w końcu zyc że ni*znstanio fot

Pnj 7inv . p iz -sta n ie tak um ierać z fe»odzin> na godzinę.

M

ichałek urcdz.i się z pow ażną w adą soi ca. Stało się — pow iedzieli w raz z mężem. — To się zdarza. Nikt przecież P ró cz Opatrzności, nic ponosi za to ruiny

M ałgorzata tw ierdzi jednak, że rodzina rnę- a patrzy na nią czasem dziwnie. Ja k b y ray- f , lnne kobiety rodzą zdrow e dzieci, a tu lalta „lcupka nieszczęścia”

M ichaś nie stoi i nie siedzi. Nie m ówi, a Płakać nie pow inien — bardzo się w tedy m ę ­ czy i mógłby to byc o sta tn i płacz w jego ży­

ciu. Nie m a a p e ty tu , k arm ien ie go, to kosz- niar, a oddaw anie stolca, to nadludzki w ysi­

łek. Za to um ie się pięknie uśm iechać i ga­

w orzy. Czasem w yrw ie m u się „m am a” cza­

sem „ ta ta ”, a przecież skończył już piętnaście miesięcy.

B rak u je mu sił na rozwój, a czas jest prze

c i w k o niem u.

W glosie m a tk i Mich .łk a nie w yczuw a się histerii. M ałgorzata jest spokojna i opano­

w ana. Rzeczowa. „Może to już w y n atu rz e­

nie?” _ mówi sam:, o sobie.

Ma dopiero 24 la ta i może m ieć nowe zleci. P ragnie ich, ale boi się, żeby nie przy ,y na św iat za w cześnie. Nie teraz. Mąż p ró b u je zarobić poza dom em jakieś w iększe Pieniądze, a ktoś m usi przecież w nosić wó­

zek na trzecie piętro. Sam M ichałek waży co p raw d a tyle, ile dobry bochenek chleba, e trzeba na niego bardzo uw ażać, żeby sio nie w ysilał, nie męczył.

„K olędow anie" M ałgorzaty po „w szystkich św iętych" odbyw a się z udziałem M ichałka.

Babcia nie zaw sze może z nim zostać, a zre­

sztą m ały nikogo prócz m atki nie toleruje.

M ałgorzata w kłada m u w ięc ciepły kom bi­

nezon, czapeczkę. P ak u je do w ózka c a ł v za­

pas- suchych pieluch t rusza „do ludzi”. Tak oc* niedaw na, od puru tygodni. Wcześ- niej w ydaw ało się jej. że w ystarczy poczę­

ły — na te rm in w izyty u sp ecjalisty w Poznaniu, na dzień przyjęcia do kliniki, w re ­ szcie — na operacje.

M

ichałek m iał już sw ój te rm in o peracji w poznańskiej klinice. Je d n ak przed tym w ażnym dniem rozchorow ał się i nie było sposobu, żeby w yleczyć go szybko z

*ej dziw nej infekcji. To było podobno zapale nie w sierdzia i dlatego M ichałek nie pow ę­

drow ał na stół operacyjny. Zaw ilow iczow ie c*ekah cierpliw ie ha w yznaczenie kolejnego term in u . Z bierali dolary do koperty, bo zo­

rientow ali się, że jest to w aru n ek konieczny, wiestety. n iew ystarczający. U składali mało, o pięćdziesiąt. Rodzina nie jest m ajętn a.

°riiv-lnie żyje z mieniąca n* miesiąc.

— Musiało być za mała

utw ierdza s ię .w tym przekonaniu - bo ko.

lejnego terminu jak m e było tak nie ma - A obietnice załatw ienia bezp łatn ej operacji za granicą okazały się „zwodnicze, n ie p ra w ­ dziwe , niew y k o n aln e”. Podobno w ysłano ]a kies w yniki b ad a ń M ichałka do

Los

A ngeles ale w rezultacie zapom niano 0 najw ażn e t szym dokum encie - kasecie. W pew nym mn m encie M ałgorzata przestała w ierzyć ™ Ta S 0ryk!ekW dk o UmeiHy W ° gÓle tra’fił>’ do że na onA -U bowiem dow iedziała sie

Za d u ż e f f n ' P z o s t a ł z a k w a l i f i k o w a n y -

„ a duze Jest ryzyko i zbyt. wysoki ko n i przew iezienia do k ra ju zw łok”.

P rzestała czekać. P rzestała w ierzyć że le­

karzom rów nie mocno, jak jej sam ej zale y na tym aby M ichałek ż y ł ' S , t ry by Ciszą przed burzą, odebrali ie i z m - jomi z Poznania. Błochowiakowie. Nic ma

! o * t ; aii; P rf CIWnie- - D z i e ^ Z rób p . ' ? t° -Cl d? te? ko "mrze! - pow iedzieli _ t r±estan czekać va cud. Działaj!

Fot. K ru-K rc B łochow iakowie też m a ją „tak ie dziecko”.

P,?’V , ' i 1Cg2 ,P‘° trUMa’ z Podobną w adą jak M ichałek, ly lk o , że P io tru ś cały ten kosz- m ar ma za sobą. Był operow any w A m ster­

d a m ie D z is rośnie, ty je i rozw ija się zupełnie praw idłow o. B łochow iakowie mówią, że to dlatego, iż w odpow iednim m om encie p rze j­

rzeli na oczy. Postanow ili przerw ać farsę w k tó rej w ystępow ali jako piłeczka odbijana jed n ej polskiej k lin ik i do d rugiej; żadna me chciała sobie sp a p ra ć sta ty sty k i tak a rv- zykow ną operacją.

W

A m sterdam ie dotarli do profesora N aj- m rottiego i do fundacji, któ re pokryły część kosztów zabiegu. A dresu fu n d acji niestety nie mogą podać. Wiąże ich obietnica ze m e u ja w n ią źródeł uzyskanej pomocy. '

Ciąg dalszy na str. I

> r r

i i d

Pod lizuchy i k/akie rzy

0ra ° ? re~»d e n i“ r*- ^ t o i ą , ż e .p re zyd e n tem na pewno zosta-

S f C S ł - i

jąc OL^ymsctL ROAD czy Forum Prawicy Demokratycznej, które zaetnoalaia Mam oieckiego — najmarniejsze ugrupowania, towarzystw a, klubu manifestuia \ w o C ogta^ac szpitale hotele robotnicze, przedszkola, naturalnie z nadzieja 1 echu"

zau waży ich lojalność, doceni i później hojnie wynagrodzi

HiAu i ’ro% ™ . l , r z e c , w k o k a n d Udatur:e Lecha Wałęsy, niech zwycięża w dobrym toda zwracanin P rf-VsPieszenic Ale denerwuje mnie ten chór klakierów, ta me- A u z r o Z l ^ J l"h,e UlVagl B° i e li k t° Ś JUŻ bard:° ehce »°dlizać ^ ^ a łę s ie ,

Śledząc a Pr esją, nieprzytomnie atakuje rząd Tadeusza Mazowieckiego.

zm a c a l i r i m i k o w e obrady Sejmu sadziłem, że to uwertura do iany rządu albo sposób na sprowokowanie zamieszek na duża skale Wedlan Uue

^ n i e ^ z y s t k o , co

' ’ amatorskie, anemiczne, chaotyczne. Niby lekkomyślnie stra- a»at-a iedmrm W u 1-' “ przypomina rozległą ruinę wypełniona bezradnością, apatią - jednym wielkim rozczarowaniem.

? >,uka' nau'e t ta mała, „prywatna", w wydaniu posłów, liderów partyjnych t.. . uczy. urzędników, polega na zajmowaniu takiej pozycji, z której łatw o później Y ó w n i J t a Z r i ! * r ,ę słr , Waląsy - ^ „,l bj

prezydenta ,ce powiedzą: .poczekajmy kilka miesięcy, do wyboru Z c Z d H e n n Z Z Z ° men^l'• rZądU- a£ Się p r a w d ę polepszy. Biznesmeni no a pa tia PnVtilc •’ poczekać, aż w Polsce skończy sic chaos i , 1 ol!tVcV ™ dranicą powiedzą: poczekajm y pół roku, aż zmieni się tam rząd k o w a l y 6 traCl P°m la r n o ś i i Poparcie społeczne; jest coraz rnocniej ata^

C ra o pi ezydenturę, władzę, stanowiska w państwie byw a brutalna, wi/maga o k r e - i . t T Z Z l Pl. , i l ° rteJ - 2e *łr b!*’ f>rzy k c i a W ła s n e j polityki. Ale nie może ona n a r w a ć iMr>unU •’} ■ a C l , ‘ val,gtWa- Tym. in teresem jest na pewno poczucie wspólnoty.

r ! i f , 1 l’r . w s zystk im poczucia tej wartości, Jaką stanowimy dla siebie i '.'ch. w Ruropte i na świecie. Poza ty m zawsze liczy się czas...

i , , C0.bf dzie' j f l li w wyborach, prezydenckich wygra np. Tadeusz Mazowiecki, albo / ') z l ’SI.-u? Choćby ze w z g lę d u n a skąpą ilość karetek reanimacyjnych,

c . re musiałyby się zająć dzisiejszymi klakierami i najtoiększymi podłizuchami ta­

ka ewentualność jest trudna d o wyobrażenia.

JAN POt,LAK

(4)

K A C M O R A L N Y

S A S I

ANDRZEJ CUDAK

Ci^K dalszy ze str. 1

k o n t a k t y o w o c o w a ł y o l b r z y m i ą w y m i a n ą m l o d i i e ż o w ą i c o r a z s z e r s z ą p r a c o w n i c z ą . D o p i e ­ r o w o s t a t n i c h m i e s i ą c a c h w ł a d z e g o r z o w s k i e i f r a n k f u r c k i e , a t a k ż e r ó ż n e o r g a n i z t e p o d j ę ł y p r ó b ę o d b u d o w y k o n t a k t ó w . P o w o ł a n o w s p ó l n y z e s p ó l , k t ó r y z a p r o p o n o w a ł p i e r w s z e f o r m y w s p ó ł p r a c y g o s p o d a r c z e j ( n p . b u d o w a h o t e l u o b o k r e s t a u r a c j i „ P o l o n i a ” w e F r a n k ­ f u r c i e , t a r g i p r z e m y s ł o w e i r o l n i c z e , k a t a l o g i o f e r t ) k u l t u r a l n e j , w d z i e d z i n i e o c h r o n y ś r o ­ d o w i s k a i r u c h u p r z y g r a n i c z n y m .

Polsko-niem iecki dialog nie je st łatw y. Na­

w et gdy — ta k ja k ostatnio 31 sierp n ia br.

w Gorzowie — sp otykają się przedstaw iciele różnych społecznych ruchów, partii, <..s'rupo- wań. D yskusja była pozorowana. Polscy jej uczestnicy w spom nieli o historycznych obcią­

żeniach, granicznych przeszkodach tkw iących nadal w k o n sty tu cji RFN, o ostatnich — nie­

zbyt przyjaznych gestach w ładz NRD wobec Polaków . Niemcy om inęli te problem y, w ska żując że są jakieś jed n ak w spółpracujące ze

sobą szkoły, galerie, zakład dostarczający tu czniki. Gdyby nie propozycja przy j^cia na ko­

niec wspólnego ośw iadczenia — apelu do rzą dów RP i RFN o w prow adzenie po zjednocze niu tzw. m ałego ru ch u granicznego, ten n a j­

bardziej bulw ersujący te m at dla polskich re­

gionów nadgranicznych przeszedłby bez echa.

Dlaczego władze NRD naw et po unii w alu­

tow ej uchyliły się od rozw iązań — zapytałem po spotkaniu B rittę Schelin, pełnom ocnika rządu NRD na okręg F ra n k fu rt nad O arą.

Odpowiedź tej m łodej (i pięknej) urzędniczki zaskoczyła m nie otw artością;

— Nasza sy tu acja w ew nęlrzua je d bardzo delikatna. P okojow a rew olucja, k tó ra umożh w iła przem iany, jest dla narodu je s z c z e c z y m ś niepojętym . Wśród części Niemców pojaw U się m.in. nienaw iść do cudzoziemców, objaw ia ją ca się w „czarnych dniach". P oiilycj » ja w iają się, że przy otw artych granicach lo zj4 wisko mogłoby się nasilać. Uw ażam jednak, że sta w iając nowe m ury nad O drą nie zm niej szy się nienaw iści, nie rozw iąże problem u.

Moje obawy tk w ią w tym . że arogancja Niem ców — szczególnie Niemców z NRD — będzie

jed n ak w zrastała, co już w te j chw ili mogę zaobserw ow ać.

Czy Polacy m ogą bać się zjednoczenia? Czy bać się go pow inni? U zachodnich g ran ic wy ra sta znów m ocarstw o: polityczne, ekonom icz ne. także m ilita rn e . M ocarstw o, z któ ry m ze w szechm iar pow inniśm y, ale jeszcze dziś me um iem y i boim y się w spółpracow ać; b rak kia sy średnie i dodatkow o u tru d n ia w olnorynko­

we, zdecentralizow ane interesy. Za zachodnią g ran ic ą będziem y m ieli p rzy n a jm n ie j kilka milionów ludzi dośw iadczających nieznanych dotąd, bolesnych konsekw encji gospodarczych zjednoczenia z bezrobociem na czele.

'V tej atm osferze, w społeczeństwie, które z b runatnego to ta litary zm u przeszło w jeuną ze sk rajn y ch form to ta lita ry z m u kom unistycz nego, łatw o w yw ołać wszelkie „duchy”. Już obecna popularność rep u b lik an ó w NRD-ow- sk iej klasy robotniczej potw ierdza to niebez­

pieczeństwo. Społeczeństw o RFN przeszło po w ojnie szkołę dem okracji. M ieszkańcy NRD znaleźli się w politycznym zam rażalniku. w którym lepiej było nie u ja w n iać sw ych praw dziwych poglądów.

— Ś w iatła opozycja w Polsce m iała zaw ­ sze św iadom ość : ezuuo«ości p ań stw a o ria- z,-.ie NRD — tw ierdzi historyk, d r Wojciech Lizak i U niw ersytetu Szczecińskie; o. — Z da­

wane sooie s p r a w ę , że jeżeli kiedykolw iek u d a się w y b rać z k o m u m z i . . . v naszy m K ra ju , to k o n se k w e n c ją tego będzie w ostateczności li­

k w id a c ja m u ru berlińskiego. Polski dysydent - ta ł poniekąd na rozdrożu. Nic w iedział, czy dem ontow ać ko lutuiz u i doprow adzić do zje­

dnoczenia Niemiec, czy w spierać go, u trzy m u ­ jąc dotychczasow ą sy tu ację na zachodniej gra n cy. P o !k ą opinię publiczną gnębi dziś coś w ro d zaju m oralnego kaca: że na dem ontażu ko-łifinizmu w ygrało n a jb ard zie j spoleczehst- u o NftD.

Ciąg dalszy ze str. 3

N apisali jednak do N ajm rottiego o Mi­

chałku i przesłali niezbędne w yniki badań i dokum enty. P rofesor przejrzał w szystko i zgodził się zoperować M ichałka. Serdecznie pozdrow ił przy okazji swojego m alutkiego byłego pacjenta. List byl miły, ale przynosił nie tylko tę radosną wieść. Z aw ierał też su­

chą inform ację o koszcie zabiegu, chodziło o... k ilkanaście tysięcy dolarów'.

Rodzina Zawiłowiczów zrobiła rem an en t.

Nie w ypadł dobrze. Są w stan ie zebrać je ­ den, może dw a procent całej kw oty. A resz­

ta?

M ałgorzata nie załam ała się. — To był n a­

w et jakby dodatkow y napęd — mówi. Cza­

sem zastanawiam się, skąd w e mnie tyle siły.

W szystko to jakby na przekór niektórym lekarzom , co to radzą jej, żeby się pogodziła z tym w szystkim . „Bo w ielu ludzi ma prze­

cież dzieci jeszcze ciężej chore niż ona i ży­

ją. Niech w ięc p rzestanie się ta k szam otać i zacznie cieszyć się, że M ichałek w ogóle jeszcze żyje”.

Te rady w ydały się jej ok ru tn e. Dlacze­

go nie dać M ichałkow i szansy? Szansa prze cież jest. Tylko... pieniędzy nie ma.

Trzeba je więc zdobyć! — p ow tarza so­

bie. Bierze na ręce synka. (Serce mu łopocze jak pisklęciu, k tó re w ypadło z gniazd;-). P a ­ k u je w szystkie potrzebne dokum enty i s tu ­ ka do różnych drzwi.

K

siądz jednej z zielonogórskich parafii którego nachodziła pow iedział, że nie może pomóc, ho... b u d u je kościół. Po­

m yślała z żalem, że kościół jest dla żywych.

W PCK uzyskała pomoc w p ostaci dobrej ra d y i ad resu Czerw onego K rzyża t*' Ho­

landii (Czerwony Krzyż, A m sterdam , Ho­

landia). L ist napispny pod ten ad re s -wrócił do niej bez odpowiedzi... . .

Bez odpow iedzi pozostał także list Małgo­

rzaty do Telewńzji Nocą. „O trzym ujem y-dzień nie k ilkadziesiąt takich listów'” — pow iedzia­

no jej, kiedy po półrocznym oczekiw aniu za­

telefonow ała. „Nie możemy zająć się każdym p rzypadkiem ”.

Poszła do K om endy C horągw i ZHP w Zie­

lonej Górze. Przecież przez długie lata dzia­

łała w h arcerstw ie, prow adziła drużynę. Nie powie, że zupełnie zostaw ili ją sam ą sobie, bo b yłaby n iespraw iedliw a. Próbow ali po­

móc dostać się do C en tru m Z drow ia Dziec­

ka. — Nie skorzystałam z tej szansy — m ó­

wi d ru h n a M ałgosia. — To moja wina. Cóż, kiedy w s zysc y lekarze odradzili mi CZD.

Twierdzili, że pobyt ta m Michałka nie zda się na nic.

N ajb ard ziej liczyła, że h arc erze pomogą jej rozkręcić jak ąś akcję, pom ogą zebrać p ienią­

dze n a H olandię. „To jest przecież całkiem re a ln a szansa”. Ale nie zrobili tego. W ytłu­

m aczyli jej, że ludzie w m ieście czują już przesyt ak cjam i i zbiórkam i. Ze m a ją za so­

bą w ątpliw ości zw iązane z N atalką Zieleń i śm ierć Małgosi K urzaw y. „A w ięc niezręcz­

nie rozpoczynać te ra z now ą akcję. Zresztą zaraz przyszłyby inne m atki, k tó re m a ją

„tak ie dzieci”. Mówi, że była n aiw n a w ie­

rząc, iż w szystkie m ury skruszy hasło, k tó ­ re niegdyś ta k często p o w tarzała z m łodzie­

żą: ..B ratnie słowo sobie dajem , że pom agać będziem w zajem ”...

W T ow arzystw ie P rzyjaciół Dzieci pow ie­

dziano M ałgorzacie, że TPD w Zielonej Gó­

rze zajm uje się głów nie dziećm i z poraże­

niem mózgowym, bo takich jest bardzo w ie­

le. Obiecali w razie czego pomoc — sto, m o­

że sto pięćdziesiąt tysięcy.

B

ez pomocy nie zostaw iłaby M ałgorzaty lakże „Solidarność”. Zarząd Regionu przyłączyłby -się do akcji, gdyby ta k a ao stała zorganizow ana. P otrzebny byłby num er konAa.

T ra fiła w końcu do dziennikarzy. D o -R a ­ dia, do „G azety Nowej”. „D ziennikarze też Judzie" — pom yślała sobie.

R edaktor W a łk o w i1 k, k tó ra zaangażow a­

ła się niem al bez reszty i bardzo em ocjonal­

nie w pomoc Małgosi K urzaw y, pow iedziała, że czuje się w ypalona. Ś m ierć dziew czynki w yprow adziła ją z rów now agi na długie ty ­ godnie. Nie jest w sta n ie zaangażow ać się dziś w cokolwdek. R edaktor W ięckowicz, któ ry nie m niej energii i pryw atnego czasu w łożył w ak c ję pomocy M ałgosi — też z tru - tem przychodzi do siebie.

M ałgorzata Zaw itow icz rozum ie ich i roz­

grzesza. Z apew nia ponadto, że ta m te n ich czas nie był czasem straconym . „Niech tak nigdy nie m yślą. M ałgosia um ierając mi&ła przecież nadzieję. Czy to m ało?”

M am a M ichałka um yśliła sobie, że w r a ­ zie. g d y z a b r a k n i e p i e n i ę d z y — o d d a w ł a s n ą n e r k ę . T o z n a c z y s p r z e d a j ą . „Przysięgam , że to nie bleff, poddam się odpow iednim b a­

daniom . Je ste m zdrow a”.

I dodaje, że je śl’ . — nie d aj Bóg — pie­

niądze nie zdążą przydać się M ichałkow i, ona w szystko co do grosza przekaże dla innych dzieci z w adą serca.

M ałgorzata jest absolw entką b iblioterapii.

To ta k i kierunek, k tó ry uczy leczenia książ­

ką, um iejętności podsuw ania chorem u od­

pow iedniej lek tu ry , w spom agania psychicz­

nego. M ałgorzata to potrafi, ale w stosunku do innych.

ANNA BUŁAT-RACZYŃSKA PS. Zanim rep o rtaż ukazał się w druku, na konto M ałgorzaty Zawiłowicz w płynęły p ie r­

wsze pieniądze. O fiarodaw cy chcą pozostać anonim ow i. O kolejnych w płatach będziem y inform ow ać.

N R K O N T : konto złotów kowe — Bank

Zachodni, O ddział I w Zielonej Górze:

389600-29607-174-1.

Koi»to dew izow e — NBP Oddział O kręgo­

wy w Zielonej Górze:

— dolarow e: 97026-81621-152-1.787

— m a rk o w e : 97026 -81621 -15 2- i 795

(5)

Czy wy micz m ze me kia nko- sdnią kilka m y ch czych

k tó r e jeuną Lstycz J u ż J -o w - ebez- fo po N RD u. w p ra w

zaw - n a-

m

ANNA BILSKA

P r z e s a d z i s t y , m a s y w n y b u d y n e k g w a r a n t u j ą c y s t a b i l n o ś ć i t r w a ­ ł o ś ć n a r z u c o n e g o p o r z ą d k u . S z a r a w a f a s a d a z m u s z a d o p o w a g i , n i e k o k i e t u j e o z d o b n i k a m i a r c h i t e k t u r y . W ty m w y p a d k u s ty l s o c - r e a i i s t y - c z n y p o z w o l i ł s o b i e n a j e d n o ty lk o o d s t ę p s t w o o d s u r o w o ś c i b r y ły - p o r t a l n a d w e j ś c i e m z d o b i ą d w i e k a m i e n n e g ło w y , s p o g l ą d a j ą c e o b o j ę t n s e p o n a d m a ły m i p o s t a c i a m i p e t e n t ó w . M ię d z y n im i w y k u ty w p ł y ­ c i e z p i a s k o w c a n a p i s : G ł ó w n y U r z ą d K o n tr o li P u b l i k a c j i i W i d o w i s k .

N

apis dzisiaj je.st już epitafium . In sty ­ tucja cenzury odeszła w przeszłość. Zo stanie po niej tylko sensacyjna „C zar- księga c e n zu ry P R L ” w ydana przez emig cy b u T ”lAnekiS” ° raZ UeŚli nowi użytkow ni- żfohio yi U nie zechc;* k a c z e j) - litery wy ru? i W Pia sk °w cu w 1946 r., gdy Urząd Powołano d ° życia. Z ostaną także dokum en- rj . , ^ o lejn e ustaw y liberalizujące z wolna k w fd n r'3 InS,tytUCji aż do :ej całkow itej U- nvch w -V. lym ro k u ' Tyle śladów fizycz- U ( h' W ażniejsze je st to, że. Urząd na wiele

<totvchc7a W* ŚKad W Uczaych “ m yślach jej 2u rv t m Wy i • Potentów ~ ślad autocen-

' groźniejszej niż n akazy z zew nątrz.

p rzezŚ, . ^ StępU d ° P ięter s t ę ż o n y c h niegdyś Z a m H ,t JOneg°(, SlraŻnik;> ,likt nie broni.

przePu f tk l- P otw ierdzania wizyty w ew nętrznym te efonem , u p rzejm a inform a- d u n l mOCrUk d0 sPraw likw idacji urzę- szcJt P.lervvszym p ię trze”. Dla tych, którzy je stu fil ,r,n° m o są uw ierzyć, w paradoksalność stw ierdzania, że nieistn ien ie stało się ciałem

ostateczny — dotychczasow y stróż z ei czystości system u został w ym a- z n o L f ZyCi,a PubliczneS°. Zgodnie z ustaw ą dziafam e G łównego Urzędu, rząd 2 0 , !.,SWPg0 P ^n o m o cn ik a odpow iedzalne- h L s w - acjQ a Pa ra tu cenzury. P aradoks

s t a n ™ SpraWlł’ ,że na m iejscu likw idatora

na vrł ecenas W iesław Johann, do nied aw ­ n a Jeden z n ajb ard zie j zapracow anych adw o Katów w spraw ach politycznych, obrońca wy ..Solidarność” " ' W SpraWie Wyt° CZOncj Radiu , Jo h a n n k o ordynuje działalność C m “ . ze&POłow, m .in. do sp raw m a ją tk u , pra c reje strac ji. R ozrośnięty a p a ra t n n i o b e j m u j e 6 oddziałów sam ego Głów te k ' f ; u ’ 15 b lu r okręgow ych. Ich m a ją- T t L ^ kaJ ar przede wszystkim tzw. jedno

d o r r m budżetow ym : szkołom, przedszkolom ,

r v , , r V 0piek! społecznej oraz sam orządom te y io n a ln y m . Dziś nowe in sty tu cje będą korzy 1- a , , 2 k , przy k tó ry ch podpisyw ano za- rozpow szechnianie, z telew izorów , z te ria ły yCh- cenz°rzy przeglądali m a- n S yc2y n lSe?anaW la!i Się: z* °drie z w ytycz- s,„CjC" zura by}a urzędem państw ow ym o pro- , L U UIZC’ sform alizow anej i shierarchi zow anej. Z aczynając od b iu r okręgow ych zes i S t v t d a t° rSld ^ ° tar} d ° SCrCa iegendarnej

‘ isty tu cji — gm achu naprzeciw daw nego do- w p a rtu , oferującego przeszło 10 0 pokoi, ok.

ys* ^ e tr o\v pow ierzchni użytkow ej. Idzie n r5 6’. xy iQC *?°. cenzurze w prow adza się n a j- Pręziuejszy dział obecnej a d m in istra c ji p ań - ziip(Wej finanse. Dwa p ię tra już zostały najęte przez to m inisterstw o.

5t r , i Ciej Przekazać budynek, przesłać re je­

ry do sądów , k tó re te ra z upraw nione są do t , , , r aw am a zgody n a pow oływ anie now ych ty rii* , • Pra :sow ych. zagospodarow ać m a jątek , Cn sPraw am i sam ego a p a ra tu urzędu, zrobić z dotychczasow ym i urzęd n ik am i in

s ty tu c ji, k tó r a nie z a p is a ła się c h lu b n ie .w po w o je n n e j h is to rii? U ch w ala R ad y M in istró w p o w o łu ją c a p e łn o m o c n ik a z a jm u ją c e g o się li­

k w id a c ją , n a k ła d a ła na niego ró w n ież obo­

w iązek z a ję c ia się je j p ra c o w n ik a m i. U p rz e ­ d z e n ia trz e b a b y ło zostaw ić /p rz e d d rz w ia m i.

-Jeszcze ra z p o tw ie rd z iło się je d n a k p o rz e k a - d i°. że k aż d y k ij m a d w a k o ń ce. S ia d y , k tó -

r e cen zo rzy z o sta w ili n a m a te r ii m n ie j lub b a rd z ie j tw ó rc z e j, n a in fo rm a c ji, na sło w ie od cisn ęły się n a n ic h sam y ch . P e łn o m o c ­ n ik do s p r a w lik w id a c ji zm u szo n y je s t do o b ie k ty w iz m u n a rz u c o n e g o p rz e z p ra w o , do w y z b y c ia się em o cji, nie są je d n a k do tego zm u szen i p o te n c ja ln i p ra c o d a w c y . C en zo ro m n ie ła tw o znaleźć p ra c ę . M im o, iż z a ła tw ie ń >

ju ż k ilk a d z ie s ią t, ta k ic h s p ra w , m im o że d la w ie lu zn a la z ło się m ie jsc e w M SW , w ielu sk a z a n y c h je s t n a p rz y m u so w e bezrobocie.

! y d a w a ć b y się m ogło, że w- in s ty tu c ji ta k o w ia n e j ta je m n ic ą ja k N G łó w n y U rz ą d , n a jc ie k a w s z y m o d k ry c ie m , czy m oże u ja w n ie n ie m , b ęd zie a rc h iw u m , zach o ­ w u ją c e i w y ja ś n ia ją c e m e c h a n iz m y d z ia ła n ia ce n z u ry . W edług ja k ie g o k lu c z a d o k o n y w a n o skreśleń^ zak azó w , ja k ie b y ły in d e k s y n a z - w isk , b a, n a ja k ie sło w a is tn ia ły s ły n n e , za p is y ” ? T y m c z a se m m ec. W. J o h a n n - n ie o d ­ n a la z ł „ c z a rn e j k sięg i c e n z u ry ”. A le n a w e t to n ie is tn ie n ie je s t w y m o w n e . Ś w ia d c z y o sp o ­ sobie d z ia ła n ia U rzęd u , rę c z n y m ste ro w a n iu , su g e s tia c h i d y sp o z y c ja c h w y d a w a n y c h w w ęższy ch g re m ia c h p o lity c z n y c h i ro z p o w - sz e c h n ia n y c h ja k o o b o w ią z u ją c e w śró d urzęd­

ników ..aparatu. ’ . »

O d i 1 i . c e n z u r a d z i a i a l a w e d ł u g n o w v c h

zasad . S p o rz ą d z a n o tzw „ n o tk i” d o ty c z ą c e pe w nych d z ia ła ń , zjaw i".-. Na p rz y k ła d k r a k o ­ w sk ie j „ P iw n ic y pod t a r a n a m i ” , k tó ra w b re w zaicażom i o strzeżen io m ro b iła to cz e -o ro ­ bie nie p o w in n a była. i” a rc h iw u m są 'ta k ż e n o tk i d o ty czą ce n ie p o k o rn y c h — p ra sy i wv d a w m e tw d ru g ie g o obiegu. Te za p isk i, zw łasź eza po m ie sią c a c h s ta n u w o jen n eg o zaczęły b le d n ą f , były m n iej a g re s y w n e . Z w łaszcza d ecy zje o c h a r a k te r z e -o tity c z n y m z la ta m i ro b iły się co ra z m n ie j d ra p ie ż n e i sk u te c z n e . Od d o jśc ia do w ład zy o becnego rz ą d u w G łó w n y m U rzęd zie z a p a n o w a ła ju ż p ew n o ść (u p rze dzona p rzeczu ciem po o k rą g ły m stoie). że d n i ce n z u ry są policzone, ch o ć in s ty tu c ja n ie pod d a la się od razu. Jeszcze w p ie rw sz y c h m ie ­ sią c a c h ,vładzy now ego rz ą d u w p ra s ie p o ja w ia ły się in g e re n c je , choć ju ż m ocno uszcy.ua lone. D otyczyły p rz e d e w szy stk im n aszy ch .so ju szó w oraz p o rn o g ra fii. N a śm ia łe w y d a w n ic tw a o b y c z a jo w e by io jeszcze za w cześnie, na d eszla za to p o ra ja w n o śc i życia p o lity czn eg o . O sta tn im i ty tu ła m i, n a k tó ry c h p ra k ty k o w a ła c e n z u ra b y ły „T y g o d n ik P o w sz e c h n y ” , „G azę ta W y b o rcza” i „ K o n fro n ta c je ”.

Z

n ik n ę ły k w a d ra to w e n a w ia s y , w y d a w ­ n ic tw a c h lu b ią się ty tu ła m i k sią ż e k , k tó r e p ierw szy ra z po w o jn ie m a ją edy cje bez in g e re n c ji — n ie m a w ięc c e n z u ry ? R ozsądek o d rzu ca jed n o zn a czn o ść. P re w e n c y j na cen z u ra , o d rz u c a ją c a a r b i tr a ln ie i przed p u b lik a c ją p e w n e tre śc i — n ie is tn ie je . N ie is tn ie je C enzura u jm u ją c a szczegółow o w p u n k ta c h , ja k ie m y śli n ie m ogą być d o puszczone

Fot. K ru -K re do p u b liczn eg o o b iegu, a jed n o c z e śn ie k a p r y ś nie u s ta n a w ia ją c e sw o je p ra w d y i p ra w id ła g r y , ‘tr u d n e czasem do p rz e w id z e n ia . Bo ileż osób m ogło w ied zieć, że p is a rz X nie je s t a k u r a t u lu b io n y m lite r a te m szefa W y d zia łu P r a ­ sy w K C? L ib e ra liz u ją c a się z la ta m i c e n z u ­ ra n ie b y ła przecież n ig d y lib e ra ln a , choć po la ta c h śm ieszy ł z a k a z w y p u sz c z a n ia n a opol s k ą e s tra d ę w y k o n aw có w zw an y ch w ów czas b ig -b ito w y m i, k tó rz y m ie li z b y t d łu g ie w ło ­ sy.. Ileż p ra c y "musieli w k ła d a ć w p rz y p in a n ie s p in k a m i sw y ch p u k li, a b y n ie siać d e m o r a ­ lizacji i n ie d ra ż n ić p o czu cia e s te ty k i p e w n e go k o n s e rw a ty w n e g o s e k r e ta r z a p a rtii. Nie m a w ięc ta k ic h k a g a ń c ó w . Je st za to p lu ra ­ lizm prasy, a co za tym Idzie wielość p rogra movv i opcji politycznych. K onsekw encją te ­ go m usi być czujność kierow ników działów, red ak to ró w naca-łlnych i saynych d z ie n n ik a ­ rzy, aby n ie dopuścić n a sw o je łam y w rogich poglądów. Je s t; tr a d y c y jn ie ji!Ż„ c e n z u ra ko­

ścielna.

U m a rł k ró l. n ie c h ży je k ró l. C z y te ln ik o w i p o z o sta je , w śró d p o szerzo n y ch te m a tó w , o k tó ry c h w o ln o m ó w ić, w y b ie ra n ie sw o je j p ra w dy.

(6)

WALDEMAR MYSTKOWSKI

Religia po 29 lotach powróciła c!o szkół, co prawda tylko jako

przedmiot nadobowiązkowy 7 tytułem eksperymentu. Weszła do pro­

gramu trochę kuchennymi drzwiami, bo nie drogą ustawy parlamen­

tarnej, o zwykłej instrukcji ministerstwa. Fonoć z prawnego punktu wi

dzenia taki akt ma rangę świstka papieru.

KATECHECI I SALE »

Szkoły w Zielonej G órze w cześniej — za pośrednictw em k u rato riu m — naw iązały koa ta k ty z parafiam i i już w planie nowego ro ­ k u szkolnego lekcje religii znalazły swoje

miejsce. Ze względu na szczupłość k ad r, to jest n ie w ystarczającą liczbę księży i zawo­

dow ych katechetów , n astąp ił podział jakoś­

ciowy, a m ianow icie katecheci świeccy i sio stry zakonne będą nauczali w szkołach pod­

staw ow ych, a księża w ponadpodstaw ow ych.

Religia sta ła się in te g raln ą częścią naucza­

nia i w' g rafik u zajęć nie zn ajd u je się na po­

czątku, albo końcu, lecz po pro stu w kom po­

now ana została pośród inne przedm ioty n a­

uczania- T akże w dzienniku lekcyjnym uzy­

sk a ła m iejsce n a notow anie tem atów i ru ­ b ry k ę do w ystaw iania ocen. P rzy czym sto­

pień nie jest w iążący dla uzyskania prom ocji.

Pew ne kłopoty przysporzyło w yznaczenie pom ieszczeń do. n au k i tego przecież specyficz nego przedm iotu, gdzie pow inna być zachow a­

n a intym ność. N ajciekaw iej, choć trochę przy padkow o, rozw iązano to w Szkole P odstaw o­

w ej n r 1. Otóż obok szkoły zn ajd u je się b u ­ dyneczek, zwolniony po filii'ja k ie g o ś przed­

szkola. Z n ajd u ją się ta m 3 sale, w dwóch bę­

dą prow adzone zajęcia, a trzecią pan i d y rek ­ to r m yśli przysposobić, aby pełniła funkcję czegoś w ro d zaju kaplicy.

Podobnie szczęśliwie złożyło się w Zespo­

le Szkół Ekonom icznych, a k u ra t w ybudow a­

no pom ieszczenie m iędzy głów nym bu d y n ­ kiem a salą gim nastyczną. Będzie ono teraz służyło głów nie do lekcji religii. W innych szkołach trze b a było przeznaczyć p rzy n a j­

m n ie j jedną z sal.

Są szkoły, gdzie lekcje religii odbywają, się poza jej terenem . Do ta k ich na .\!ad na-

Fol. K ru -K re leży Szkoła P odstaw ow a n r 12. Młodzież bę­

dzie pobierać naukę w dom ku katechetycznym przy ul. W iśniow ej. W przypadku podstaw ów ­ ki n r 4 m ożna m ówić o tyleż oryginalnym co niezrozum iałym rozw iązaniu. Część dzieci lekcje religii będzie pobierało w szkole, a in­

na część w salce k atechetycznej w Chynowie.

Tę niezrozum iałą dezintegrację pani d y rektor tłum aczy udogodnieniem dla dojeżdżających z Chynowa.

DEKLARACJE WIARY

W szkołach podstaw ow ych o uczestnictw ie w lekcjach relig ii decydują rodzice, a w po­

nadpodstaw ow ych sam a młodzież. N ajczęściej są to pisem nie składane d ek larac je n a goto­

w ym wzorcu. Tylko w n iektórych szkołach uniknięto tego biurokratycznego w yznania w iary.

W szkołach podstaw ow ych wolę korzy sta­

nia z nau k i religii w y ra ża ją najczęściej całe klasy, w szkołach średnich i zaw odowych zróż nicow anie jest większe- N ajm niej uczestniczy w religii młodzieży o statnich lat, dotyczy to szczególnie piątych klas tech n ik u m i zaw o­

dówek. X ta k dla przykładu, w jednej z o sta t­

nich klas tech n ik u m „budow lanki” na 24 ucz­

niów 8 zadeklarow ało chęć uczestniczenia w lekcji religii. Podobnie w ygląda w T echni­

kum Sam ochodowym , w piątej klasie na 25 tylko 2 w yraziło zainteresow anie. J e s t to o ty ­ le w ytłum aczalne, że k u rs katechetyczny dla młodzieży szkół średnich obejm uje 4-letm o- kres i m łodzież najczęściej posiada św iadec­

tw a ukończenia go.

KRZYŻ I MODLTWA

N it ro zstrzygnięta pozostaje sp raw a fcmy-

±y. Do te j p o ry k rz y ż e są n a ra z ie ty lk o w sa la c h w y k ła d o w y c h . C hoć z d a rz a su, ta k ja k

•we w sp o m n ia n e j „ J e d y n c e ” , ze k a te c h e ta św ie c k i p rz y c h o d z i z w ła sn y m , p rz e n o śn y m k rz y ż e m .

W „ b u d o w la n c e ” d la o d m ian y k sią d z k a ­ te c h e ta , M ich ał Z ie lo n k a p la n u je ; ..w k a ż d e j k la s ie p rz e d s ta w ic ie le k la s y b ęd ą m ieli k rz y ­ że i n a w sp ó ln y m a p e lu je p o św ięcim y , je ­ żeli w y ra ż ą zgodę ci, k tó rz y n ie u c z e stn ic z ą ”.

T e n k ło p o t m a za sobą Z esp ó l Szkół E k o ­ n o m iczn y ch . S zk o ła zc sw o ich śro d k ó w z a k u ­ p ił a k rz y ż e n a r a c h u n e k w sk le p ie C a rita s . A p e te m n a u ro c z y s ty m a p e lu w d n iu rozpo­

częcia n a u k i o d b y ło się ich p o św ięcen ie, n a ­ s tę p n ie d e le g a c je z a b ra ły k rz y ż e i u m ieściły w k la sa c h .

N ie m a ta k i e j ja sn o śc i z m o d litw ą p rzed i po le k c ja c h . W t e j m a te r ii n ie z a p a d ły ża d n e d ecy zje . B a. d y re k to rz y szkól s p r a w ia li w ra ż e n ię z a k ło p o ta n y c h , a p o te m tłu m a c z y li się, że tr z e b a z ty m f p o czek ać n a z e b ra n ie ro d z i­

ców , k tó r e m a o dbyć się. d o p ie ro za m iesiąc.

W s z k o ła c h ś re d n ic h , gdzie m łodzież na de e y z je m a duży w p ły w , te ż o sta te c z n ie nie pod ję ło w iążący ch ro z strz y g n ię ć . M łodzieży s ta n ja k i je s t "odpow iada, a k sięża nie są za ty m , a b y m o d litw ę w p ro w a d z a ć n a siłę- T ę k w e s­

tię p o zo staw io n o b ieg o w i czasu.

TOLERANCJA

K w e s tia dzieci i m ło d zieży in n y c h w y z n a ń , a- ta k ż e a te is tó w , p o z o sta je n ie ja s n a . Co p ra w d a je s t ich sto su n k o w o m ało. T y lk o n ie lic z n i p rz y z n a ją się, że są Ś w ia d k a m i Je h o w y . Z k o lei ze sz k o ła m i p rz e d s ta w ic ie le in n y c h koś ciołów ż a d n y c h sto su n k ó w nie n a w ią z a li. Szko ły zaś n ie w ie le m a ją do z a o fe ro w a n ia , a je s t to sp ę d z e n ie w o ln eg o czasu w ś w ie tlic y , je ­ żeli ta k a is tn ie je , e w e n tu a ln ie w b ib lio tece.

I n s tr u k c ja m in is te rs tw a zale ca, aby d la g ru py dzieci in n y c h w y z n a ń , jeżeli b ęd zie ich co n a jm n ie j ośm io ro , o rg a n iz o w a ć re lig ię ich ob­

rz ą d k u . W Z ielo n ej G órze w żad n e j szkole chy b a ta k a w ielk o ść n a w e t się n ie zd arza. W w o je w ó d z tw ie je s t je d e n p rz y p a d e k : w gm i­

n ie L ip in y k o ło N o w e j S oli, gdzie ró w n o le g le z re lig ia w y z n a n ia k ato lic k ie g o , dzieci b ę ­ dą p o b ie ra ły le k c ję relig ii p ra w o s ła w n e j.

J e s t te ż s u g e s tia , ab y d la m ło d zieży n ie w ie ­ rz ą c e j o rg a n iz o w a ć zastęp cze le k c je e ty k i lu b filo zo fii. O czyw iście m u s i o n a p o zo stać w sie rz e p o b o żn y ch życzeń: b r a k n au c z y c .e li, k tó ­ rzy m o g lib y je p o p ro w a d z ić , no i fin an só w . P o ja w ia się s p r a w a to le ra n c ji. Jeżeli się nie p o ja w iła , to z p e w n o śc ią p o ja w i: Od tego z re sz tą zależy p rzy szło ść re lig ii w szk o le; ja k o że m in is te rs tw o w p ro w a d z iło ją w zasa d z ie e k s p e r y m e n ta ln ie . T a k ie są w e rb a ln e z a p e w ­ n ie n ia w y so k ic h u rz ę d n ik ó w m in is te rs tw a . D y re k to rz y szk ó l o ty m e w e n tu a ln y m p ro b ­ le m ie w y ra ż a ją się n a d e r o p ty m isty c z n ie . N a ra z ie to le r a n c ja b y ła p o ru s z a n a ch y b ciftiem i zd aw k o w o n a a p e la c h . P o d o b n o m łodzież urnie to z a ła tw ić m ięd zy sobą i je s t b a rd z ie j e u ro p e js k a n iź li d o ro śli. A le s ie d e m n a s to le t­

n ia u cz e n n ic a z T e c h n ik u m B u d o w la n e g o na te m a t to le r a n c ji w :ygłosila ta k ie a fo ry sty c z ­ n e z d a n ie : „ T o le ra n c ji m a ją n a s uczyć do­

ro ś li”.

CODA

Po 29 la tac h relig ia w raca do szkól. Szko­

ła poprzednio zasłużyła się w in d o k try n o w a- niu czegoś przeciw nego, te ra z staje przed za­

daniem tyleż tru d n y m , co z n a tu ry d e lik a t­

nym- D ośw iadczenia w ięc nie ma żadnego, choć w ubiegłym roku szkolnym sam orzutnie w VII Liceum funkcjonow ał ruch młodzieży kato lick iej „G enezaret”.

Ś w iadek i m im owolny anim ator, frbecny ku ra to r, a w tedy z-ca d y rek to ra tejże szkoły, S tan isław Rzeźniczak pow ołuje sic; na tam to dośw iadczenie. M łodzież sam a wyszła z pro­

pozycją do d y rek cji i uzyskała tę możliwość.

Były to n ien ach aln e próby odsekularyzow a- nia szkoły, a m ianow icie w bibliotece utw o­

rzono półkę p rasy k atolickiej. W gazetce ścień n ej um ieszczali inform acje o ru ch u i działal­

ności przy kościele. O dbyły się wieczory po­

ezji relig ijn ej. A przede w szystkim codzien­

nie w czasie dużej p rzerw y szkolą u d o stę p ­ n iła m łodzieży salę lekcyjną, g«faie ztoiełaił się na ,-Anioł P ań sk i”. Nie zdarzył się prayjw ; dek nieto leran cji, an i z jed n ej, ani z d rugiej strony.

(7)

J3K

■che ta Jśnym z k a -

a ż d e j k r z y - y, je - ije z ą ”.

E k o - z a k u - a rita s . ro zp o - e, n a - ieściiy rzed j

ża d n e li w ra li się, ro d z i­

łeś i;) c.

na de ie pod s ta n ty m , k w e s -

2 ROMANEM ZAWIŚLAKIEM - właścicielem firmy „RAY1CON77

w Zielonej Górze rozmawia W AN DA WEICHERT

U kończył P an A kadem ię Ekonom iczną w ro z n ą a iu , a polcas pracow ał kolejno w szesaa

« « państw ow ych przedsiębiorstw ach. Co po- w odow ała, że lak często zm ieniał P an praco- u^wców ?

. ~~ C h c ia łe m d o b rz e z a ra b ia ć , a p rzy ty ra t a k K czegoś się uczyć. J e ś li m ie js c e p ra c y n ie sp e łn ia ło o bu ty c h w a ru n k ó w , p o p ro s tu o d ch o d ziłem , czasem po ro k u , czasem po ty­

g o d n iu . T a m e to d a p o zw o liła m i z b a d a ć sp ra w y z a o p a trz e n ia i z b y tu w w ie lu b ra n ż a c h , zw iedzić P o lsk ę w zd łu ż i w szerz o ra z dość’

s k ła d n ie pognać fu n k c jo n o w a n ie u rz ę d ó w .

“7 S um a łych dośw iadczeń pozwoliła w re- sicie na sta rt do kapitalizm u. K iedy to było?

. ^ ro k u 1988. M ia ła to by ć g a la n te ria pa P iero w a i e le g a n c k ie k o p e rty ró ż n e j w ie łk a ś '■ P a p ie ry listo w e, w iz y tó w k i itp* Z n aleźli się F ra n c u z i g o to w i do k o o p ro d u k c ji. N a ode b ra n ie czek ał a u to m a t, zdolny p ro d u k o w a ć sam y c h ty lk o k o p e r t trz y ty s ią c e w c ią g u m i n u ty . S u ro w ie c i p o m ieszczen ie b y ły p rz y g o o w an e. C hodziło ty lk o o k ilk a n a śc ie p o d p i- sow w I r z ę d z ie W o jew ó d zk im . Z acząłem wę a ro w k ę »d b iu rk a , do b iu r k a . W reszcie n a j ­ w yższy ra n g ą , o b ra c a ją c w p a lc a c h te p ię - P ró b n e k o p e rty , k tó r e m u p rz y n io słe m P w iedział: — W ie p a n , to je s t n a w e t tocime,

e oez te g o m o żn a żyć, n o nie?

M u i ra c « . ho ja k o ś ż y je m y , o b y w a ją c

■ >ę zresztą nie ty lk o bez p a p e te r ii n a f r a a - Ł«skie}] w z o rc a c h ...

-— W P o lsce o b o w ią z y w a ła g o s p o d a rk a p la iow a — b ez p rognoz, b ez w y o b ra ź n i! G d y -

•> ° w w >'so^ ‘ ra n g ą u rz ę d n ik m ia ł d b o w ią - 2ek i u m ie ję tn o ść p ro g n o z o w a n ia , to — k to Wie m oże dziś m ia łb y m firm ę p a p ie rn ic z a n a sk a lę E u ro p y ?

■ B ra k w y o b ra ź n i u w a ż a się za p o w ssęch 11 y erz e c ii u rz ę d n ik ó w , d a w n ie j i dziś.

niiTf " f 3iłorrmi? jeszcze o je d n y m : n ie d o c e n ia - ta c h o w c ó w . B ył kie<? ś w w o je w ó d z tw ie w y D itny p ed ag o g i w y ch o w a w c a . P o n ie w a ż -wuał

*netody o d m ien n e, niż c a ła re s z ta n au c z y c ie li, P rzeciętniaków ^ zaczęto go niszczyć. Aż w k o ń cu m u s ia ł opuścić Z ie lo n ą G órę. N a z y w a ł

‘e Z b ig n iew C z a rn u c h . B yśem jego w y ch o - a n k te tn . n a le ż a łe m do „ M a k u s y n ó w ”. P e w - f w y n iesio n e s ta m tą d o k a z a ły się uru-

j p o z o sta n ą w e m n ie do k o ń c a ży-

■\

. ' " pierw szym falstarcie spróbow ał Pan Jcsw ze raz. proszę opowiedzieć jak to byU ?

W 1 §87 ro k u zw ró ciłem s > d r U rzę- u M ia sta w Z ie lo n e j G órze z p ro ś b ą o z a re ­ je s tro w a n ie b iu r a u słu g h a n d lo w y c h . O dtnó- iono mi ja k o pow ód p o d a ją c b rak ... kw alń- i-K acjt. P o je c h a łe m do W ro cław ia. T am u d u -

^ z a r e je s tro w a ć i ro z ru sz a ć dzi3 , « W „ w p ó ź n ie j p rz e n io słe m b i«

c o -.le.onej G ó ry ., gdzie d a n o m i zezw olę n ie ju r oez zastrzeżeń .

M inęły tr z y la ta i w iele się w k r a j u J a k się P a n u w ied zie i ja k p ro s p e ­ r u je l(rm a ?

— W iedzie m i się jeszcze n,ie ta k . ja k b y m n ^ ia !’ 3 HBian5r w k r a 3u d o k o n u ją się zi>yt i w o ln ie. P o z m ie n ia li się ludzie, są n o w e n s i y. p ie c z ą tk i, p rzep isy . A le m e to d y z a rz ą d z a d a ja k b y ły : N p. k rą ż y tegen d-/i i 'V Z ie lo n e j G ó rz e b r a k u j e lo k ali n a

-u ia lr.o s ó h a n d lo w ą . T y m c z a se m lo k ale s ą.

? 3 !ch p rz y d z ie la n iu d e c y d u ją — n a z w ij n iy to - ró żn e czy n n ik i.

~~ Jakie?

ż u% U' K ,sina- a ia jo m i. Coś za coś, w re w a n - w icii We:io c sa s u s ta r a łe m się o c z w a rtą cześć v'U l*f£!‘>’ b c^ąccg o 60 m e tró w k w a d ra to w y c h

i w ó w czas p ra w ie p u ste g o s k le p u „ S p o rto ­ w iec". P o te m u siło w a łe m d o sta ć Sklep „Ełe g a n t”, lo k a l p o b y łe j „ T e lim e n ie " i in n e. Kite­

d y m o je k o le jn e s ta r a n ia k o ń c z y ły się fia s­

kiem ; m ó w io n o m i: „— D o sta łb y ś k a ż d y lo­

k a l, g d y b y ś d o łącz y ł 50 m ilio n ó w w k o p e r ­ cie..,” Czy ta k d ziało się w in n y c h p rz y p a d ­ k a c h , n ie w iem . C hcę ty lk o p o d k re ś lić , że d a -, le j w sz y stk im rz ą d z ą u k ła d y . L o k a le h a n d ło w e p o w in n y b y ć o fic ja ln ie w y s ta w ia n e do p rz e ta rg u .

— Jest Pan członkiem Unii Polityki R eal­

nej. N azywacie się liberałam i. Co to znaczy dziś w Polsce być liberałem ?

Niem com w postaci desek, n ato m ia st boim y siq jprzod«&£ k a w a ł e k 1&&U ż y w eg o .

T kw ią w społeczeństw ie u p rze d ezn ia h i­

storyczne...

— M ój p rz y ja c ie l F r a n z H elle, z k tó ry m p ro w a d z ę in te re s y , m a 70 lat. U rodził a*e w

“ a w a rii, mSeszka w H a m b u rg u , P o d czas * II w o jn y ś w ia to w e j słu ży ł w W erm ach cie gdvieś n a p o łu d n iu F ra n c ji. P o te m tr a f ił do a m e r y ­ k a ń s k ie g o obozu jen ieck ieg o , gdzie f u n k c ja s tra ż n ik ó w p ełn ili P olacy. W sp o m in a ich ja ­ k o o so b n ik ó w w y ją tk o w o o k ru tn y c h ... A w ięc obie s tro n y m a ją sw o je w sp o m n ie n ia i sw o je p re te n s je . C o m y, P o la c y p rz y b y li na tzw . „Z iem ie O d z y sk a n e " z ro b iliśm y z niem iec k im i Cmentarzami?«#M e p o co d a le j się d ręczy ć i w sp o m in a ć ?

Z nam y się od daw na i wiem , że był P an aktyw nie zw iązany z „Solidarnością”.

— J e s te m n a d a l. U to ż sa m ia m się z „C en­

tru m " . Z żalem m y ślę o u tra c o n y m enU rzjaź m ie z p o c zątk u la t 80-tych. W szy stk o ja k o ś zb lad ło i w ygasło. M am y „sw ój" rzą d , jes­

te ś m y „w e w ła sn y m d o m u ", a ż y jem y z dnia n a d zień g o rzej. W a ru n k i do sp e łn ia n ia a sp i ra c ji życiow ych są b a rd z o tr u d n e . M yślę, że p o w in n o się lu d zio m tłu m a c z y ć , iż s k a la k r y ­ zysu w y m a g a p o ciąg n ięć n ie p o p u listy c z n y c ti.

— Zdaniem P ana, co pow inno eeehować polskiego biznesm ena lat 90-tych?

, , . •

. * ' < >'• .■* •

■: : ’ />, , ;

> 'W -

i - X:

Ł v** ' *

i , i - X

— Z n aczy głosić, p o p ie ra ć i re a liz o w a ć w ał nosc — w e w sz y stk ic h s fe ra c h życia, p a m ię ­ ta ją c , że isto tą d z ia ła ń g o sp o d arczy ch nie są d o k try n y , lecz re a ln e o siąg an ie celów , ‘w ty m zysku. To, co w te j chw ili d z ie je się w P o lsce, nie je s t zgodne z n a sz y m i zało że­

n ia m i, d ą ż e n ia m i i o c z e k iw a n ia m i. P o w iem k ró tk o . N iem cy sw o ją u n ię w a lu to w ą z ro b i­

li w c ią g u je d n e j nocy. M y ro b iliśm y coś ta k ie g o pięć lat. W szystko idzie za w olno!

— W spom niał P an o N iem cach. Tuż. obok nas postępuje w łaśnie proces jcdKoceema się obu państw nieinicckicli. Co P a a o tym s ą ­ dzi?

— Że p iln ie p o trz e b n a je s t szczegółow a w i­

zja w o je w ó d z tw a n a la ta bliższe i dalszo. S ta n o w im y św ie tn e m ie jsc e dla s tre fy w olnocło­

w ej. N iech o tw ie r a ją s ię h o te lik i, re s ta u ra c je . P rzecież w ła śn ie tu , w Z ie lo n e j G órze i Z ie- lo n o g ó rsk je m — dopóki is tn ie je ono w o b e c ­ n y m o b szarze, m ogą o d b y w ać się p ierw sze sp o tk a n ia , i p ie rw s z e , ro zm o w y b iz n e s m e n ó w p o lsk ich i n ie m ie c k ic h . D a w n ie j m ó w iło się

o „obcym k a p ita le ” — ze W strete m i p o g a r­

dą, a n iy ś is ło ze sk ry ty m p o ż ą d a n ie m . N a c a ły m św iecie k a p ita ł tr a k to w a n y je s t j a t to ­ w a r. W łaśn ie n a sz s to su n e k do tr a n s f e r u , d o p rz e p ły w u k a p ita łu , b ęd zie m ia rą obecności P olski w E u ro p ie . A co d o sp rz e d a w a n ia zie m i: rtie w z d ry g a m y się p rz e d e k s p o r te m w y rą b a n y c h p o lsk ich lasów , k tó r e s p rz e d a je m y

Fot. K ru -K re - F ach o w o ść, d o s k o n a ła z n ajo m o ść p rz e d ­ m iotu. W y o b raźn ia i p ra k ty c y z m . Z d ecv d o w a nie, k tó r e pozw ala n a sz y b k ie i tr a fn e p o d e j m o w a n ie d ecy zji. P e w n o ść sieb ie i w ia ra we w łasn e siły. W śro d o w isk u lu d zi interesu h o c h s z ta p le r b y w a ro z p o z n a w a n y n a ty c h m ia s t, a w ięc — rz e te ln o ść . K ilk a n ie z b ę d n y c h c e c h o so b isty ch : n ie n a g a n n y sposób b y cia, o pano­

w an e re a k c je , re fle k s, k o rz y s tn y w y g ląd . P o ­ sz a n o w a n ie czasu w łasn eg o i cudzego. D obre sło w n ictw o polskie, z n ajo m o ść ję z y k a o bce­

go. C zio w iek in te re su n ie m 6że o fic ja ln ie w y stę p o w a ć w o b sz a rp a n y m sw e trz e . Z a o b se rw o w a łe m to zw łaszcza w S z w a jc a rii. T a m ża­

d e n b iz n e s m e n n ie p okaże się b ez k r a w a ta .

— Co p rz y n o si P a n u saty sfak cję?*

~ Ś w iadom ość, że fu n k c jo n o w a n ie n a w e t ta k sk ro m n e g o ogniw a, ja k im je s t m o ja f ir­

m a. to ta k ż e m a le ń k i k ro k w stronię E u ro p y , oraz, że p ro w a d z ą c w s p ó łp ra c ę z F r a n ze m H e l le b u d u ję jeszcze je d e n m a ły m o st n a d g r a - n icą p o lsk o -n ie m ie c k ą . T a k ie m a łe m o s ty są te r a z b a rd z o p o trz e b n e . P ie n ią d z e ? T ak. są w ażne. Ale do p e łn e j sa m o re a liz a c ji p o trz e ­ b u ję czegoś w iecej. D lateg o z a jm u ję si-ę ró w ­ n ież p o lity k ą . B a rd z o d u żo czy ta n i. I n t e r e s u ­ je m n ie h is to ria , ja k i w spółczesność. D o b ra m a te ria ln e . *.k sam ochód, te le w iz o r, kisięw*- zhiór, sp rz ę ty , tr a k tu j ę nie j a k m a ją te k czy

lo k atę, aJ.ę ,k’k śro d k i pom oc l i c ze.

Cytaty

Powiązane dokumenty

cówek. Szybko puszczają w ięc obiekty dzierżawione i zm niejszają kadrą adm inistracyjną.. Mimo że w rynkow o-zde- generow anej rzeczyw istości poezja niczego nie

wanie. Dotyczy to szczególnie stanow isk kierow niczych tracących na kpn kurencyjności względem innych stanow isk.. Obecnie zielonogórski lud je st o- wyni księciem ,

kto zawinił, ludzie czy niedoskonałości idei, wizji, koncepcji. Być może gdyby zwyciężyła w Niemczech czy Anglii, jak sobie w yobrażał to M arks, dzieje

nie rzeczy U rzędu M iejskiego. W interesie lokatorow zam ieszkałych przy Pl. Jego w inno się pociągnąc do odpow iedzialności. Z drow ie, nie pozwala. Stropy w

Tak przygotowane ziemniaki sma kują wspaniale z jajkiem (może być sadzone, ja jeczniea, kotlet z jaj) Doskonałym dodatkiem może być parówka lekko podsmażona

dróż może być męcząca, uważaj na swoje zdro wie i przewożone zasoby. Nie na leży wpadać w panikę, pracuj spokojnie, staraj się podołać obowiązkom, a

Uczucie zawodu będzie Ci towarzyszyło dłuższy czos, mimo, iż szybko się wyjaśni, że sprawa' nie po­.. winna dotyczyć

biorcy jak i sam ych urzędników zajmują cyeh sic prow adzeniem ew idencji. których przyszły przedsiębiorca w in ‘en przestrzegać. zupełnie niepotrzebnie, dok onrł