• Nie Znaleziono Wyników

Gazeta Nowa : Kurier Zielonogórski : tygodnik : Zielona Góra R. I, Nr 29 (26 lipca 1990)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Gazeta Nowa : Kurier Zielonogórski : tygodnik : Zielona Góra R. I, Nr 29 (26 lipca 1990)"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

Tygodnik

ind 3 5 9 4 9 1

PODSŁUCH

5 lipca, w g od zin ach p o łu d n io w y ch , k ilk u m ężczyzn o p u k iw a ło palcam i ścia n y g a b in etu p rzew od n iczącego W K S D w Z ielo n ej G órze. __M anty in ­ form ację, że tu je st podsłuch — p ow ied zieli.

P

rzewodniczący K om isji P orządku Publi że by n-ie uw ierzył, a ten przyszedł, usiadł i

°n (> *. ^ ^ lo n y Środow iska, Je rz y rzekł: — N a p i e r w s z y m p i ę t r z e , w b u d y n k u

W ojtkow iak .gryzł” się przez całą dobę. S t r o n n i c t w a D e m o k r a t y c z n e g o , n a ś c i a n i e , p ó ł

r t o , ’J ct° r ą mu POdrssucono do. t o r a m e t r a n a d p o d ł o g ą , m i ę d z y d w o m a o k n a

R atusza. I to k to .. Z najom y: Obcemu m o- m i , j e s t w m o n t o w a n e u r z ą d z e n i e p o ł ą c z o n e z

p l u s k i e w k a m i . S k r z y n k a z t y m u r z ą d z e n i e m z o s t a ł a z a i n s t a l o w a n a p i ę ć l a ł t e m u i t k w i w m u r z e d o d z i ś .

Co robić? zastanaw iał się przewodniczący, jak podejść do tej inform acji? Może m achnąć ręką? A jeżeli to jest praw d a? P rzez całą noc nie zm rużył oka. Myślał... T aki pasztet. N astę­

pnego dnia rano, niew yspany, udai się do R a­

tusza, na zebranie członków Kom isji. Szedł i „bił” się z myślami... zgłosić, czy nie zgłosić n a posiedzeniu? Po drodze zatrzym ał się przy kiosku. K upił „L ubuską”. Jeszcze w zrokiem omiótł inne tytuły i... „S kandal polityczny ro ku!... ta jn e służby są wszędzie: — SD terenem w nikliw ej p e n e tra c ji” krzyczały czerw one Lite ry w „K urierze P olskim ”. Po przeczytaniu, rzeczyw iście sensacyjnego, a rty k u łu i zapozna niu się z treścią kopii zamieszczonych dokum ęn tów dotyczących rozpracow yw ania przez wy-

< C ią g d a l s z y n a s t r . 4)

ROK I NR 29 9 0 2 ó LIPCA 199 0 R. 1500 ZŁ

(2)

Własny dom, obce meble

Jesteśmy wreszcie we idłasnym domu. Ccity szkopuł w tym. ie nadal zagraconym obcymi meblami. I atmosferę mamy ciągle me w pet

ńi swojską. ,

Na niejednym murze: „Polska rośnie w si­

le a ludzie żyją dostatniej” Nad niejedną bramą: „Program partii jest programem naro­

du” W niejednym zakładzie związkowcy za­

mykają się w klozecie, by spiskować przeciw ko despotycznemu dyrektorowi. W m e jedny urzędzie orzeł nie dorobił się jeszcze korony, a odrodzenie Polski kojarzy się niektórym z datq 22 lipca Pisaną, rzecz jasna, na klęczkacn i z dużej litery

Studenci zaocznej pedagogiki na WSP wy bierać mogą jedynie między językiem rosyj­

skim i., ruskim językiem. Z językami zachód nimi bez zmian. Nie Izia.

W Urzędzie Miejskim w Zielonej O orze za­

prenumerowano na Ul kwartał tylko jedną

„Gazetę Wyborczą”, za to cztery „trybuny

(do których czytania nikt się jakoś z nowej władzy nie kwapi). Tygodnika ,Solidarność nie uświadczysz. Tajemnicza ręka rozrzuca ukradkiem po budynku biuletyny SdRP. No­

w y wojewoda otrzymał w pierwszym dniu urzędowania jako obowiązkową lekturę „Ga­

zetę Lubuską" i „Trybunę”. Czyżby ktoś li­

czył, że się przynajmniej zaczerwieni?

Gdy prezydium nowej rady nadzorczej Zie­

lonogórskiej Spółdzielni Mieszkaniowej zabra lo się do rozliczania zarządu, wybrano szybko inne prezydium. Jego pierwszą decyzją byio luypłacenie zatrzymanych przez poprzedników urzędniczych premii. Pewno nie będzie juz komu podpisać alarmu do NIK o nadzwyczaj ną kontrolę.

Nauczyciele szkoły podstwowej w Polupinie na próżno czekają na odwołanie dyrektora, który nie uzyskał votum zaufania. Jednak:

„mama (inspektor oświaty) bardzo kocha swo

jego synka” (dyrektora właśnie), krzywdy mu nie zrobi.

W SdRP obserwujemy zwieranie szeregów.

Zasilił je ostatnio proboszcz parafii polsko-ka tolickiej w Zielonej Górze Przynajmniej wszy stko jest jasne: „kraj znajduje się w takiej sytuacji, że trzeba dokonać wyboru” (uzasad nia swą decyzję ks. Puszczyński). Należy wie rzyć na słowo, że SdRP to najbardziej nieate- istyczna partia RP Tylko, gdzie podziali się ateiści?

Własny dom, obce meble. Należy koniecznie przyśpieszyć ich wyprowadzkę.

Okrągły stół pasuje dziś tylko do lamusa.

Stołki mogą pozabierać do domów dotychcza­

sowi ich zasiadacie. Kanapy przydadzą się kanapowym politykom. Szafa niechaj gra, by­

le nie Międzynarodówkę I warto dokupić kil­

ka dobrych mioteł.

EDWARD J. MINCER

Mowa-trawa

Rozpolitykowali się nawet... poeci. Ci są os­

tatnio najdotkliwiej bezrobotni. Pytamy ta­

kiego rymopisa: co potrafisz bratku? A ten ani obrzucać nie umie, od packi robią mu się odciski, o zacieraniu w ogóle nie ma co mó­

wić. Na Budowie są jednak potrzebni i... nie­

wykwalifikowani. Przyniesie taki gazetę („Wy borczą”), krzyknie „precz z komuną” i piwa się elegancko, z cytatem, napije. Już Słowac ki powiadał, że „Prawdziwy Polak kiedy się upije, wspomni ojczyznę i płaczem zawyje”

Dziś „prawdziwych Polaków” ci u nas moc.

ale i tych, niewykwalifikowanych przyjmie­

my. , .

Okazuje się wszak, że na leczeniu i... poli­

tyce znamy się loszyscy Takoż poeci i nie­

wykwalifikowani obywatele biorą się za po­

litykę. Tradycje mają wielkie. Już w „Wese­

lu." Staszek Wyspiański kazał niekumatemu chłopkowi pytać „co tam panie w polityce” i zaraz rozprawiać o „chincykach”. Teraz, kie­

dy bez manipulacji oddaliśmy politykę w ręce Brygadzistów i Majstrów, Warszawa z Sej­

mem, Senatem i Rządem jakby się oddaliła

od zielonogórskiej Budowy. Nie potrzeba juz ministra, żeby decydował o przydziale papie­

ru toaletowego w nowosolskim Dozamecie.

Dlatego rozprawianie o „centrum”... i o cen­

trum Kożuchowa przypomina to „weselne" ga danie o „chincykach”

Chyba, że jajogłowych poetów ekscytuje kto, kogo i za ile. Tymczasem średnio wydaj ny ’lastrikarz zarabia na Budowie tyle, co pre zydent miasta średniej wielkości. I o co tyle krzyku! Zanim wielka prywatyzacja przynie­

sie skutki, w tej malej trudno odróżnić kieł­

basę śląską od białostockiej, nie wspomina­

jąc już o zwyczajnej.

Chłopcy na Budowie rozpakowując śniada­

nia z gazet pytają: jak to jest, że smaczne, zagraniczne salami (26 tys. za kg) jest tańsze ód niezjadliwej „nadzwyczajnej" (20 tys. za kg)? Zastanawiamy się kto nas okrada, skoro tzw. inteligenci dalej cień ko przędą, a rolni­

cy przymierają... przysłowiowym głodem? Nie stać obywateli na kupowanie gazet i wszyscy mają dość polityki. Jedna kobieta, która przy chodzi na Budowę po „trochę” gipsu, powia-

da, że nie będzie już kupować „GN” bo dala Ojioszenie (darmowe!) pt. „szukam pracy” i nie otrzymała żadnej oferty. Rzeczywiście to skandal!

A poeci rozprawiają o polityce. Przynajm­

niej jeden poeta Tak naprawdę to wszystko mowa-trawa. A poeta, o 'Którym mówimy na Budowie, v.'siadł na złego koma. Gdyby po czerwcu ub.r został gońcem, albo „dyżurau­

tem" w biurze KOS, dziś byłby pewnie spe­

cem od... kultury .Zwalniałby sobie kom u­

chów i zatru d n iał nowych, którzy zdążyli je­

szcze w odpowiedniej chwili pozbyć się „pa­

rzących” legitymacji.

Powiedzmy szczerze: nie warto być nieza­

leżnym, bo któż z nas nie uszczknął w zaprze szłym czasie choćby „stówa” z mowy-trawy.

Dlatego z tym politykowaniem będzie tak jak z prywatyzacją: „kolory tęczy” pokażą się do piero po burzy. A poeci? Poeci do piór! M u- rarze na rnury! Działacze do dział!

Czas na warzenie... piwa.

PAN CZESW

Odpowiedź A. Bułhakowi

A n d r z e j B u llia k n a p i s a ł w zlelo n o g ó iŁ W im ,,C z a s .e Z a c h o d n im " ( je d n o d n ió w k a U n ii P o li ty k i R e a ln e j) lis t d o r a d n y c h Z i e lo n e j G ó ry . N ie w y p a d a w ia ć lis tó w b e z o d p o w ie d z i, p isz ę w ię c , o c z y w iś c ie t y l k o w e w ła s n y m im ie n iu , c h o c ia ż o d p o w ie d z b ę ­ d z ie t r u d n a , g d y ż t r u d n o n ie w d a ć s ię w d y s k u s j ę , a p a n B u łh a k p o s ta w ił z a r z u t y ł ..n ie m a z a m ia r u d y s k u t o w a ć ” W y s ta rc z y m u . ż e n a d z a r z u t e m z a ­ s t a n a w i a j ą się i n t e l e k t u a l i ś c i . Z m u s z ą to d o z e jś c ia p o n iż e j i n t e l e k t u , c o b y n a j m n i e j n ie j e s t ła tw e , bo j a k s ię p o r o z u m ie ć n a t a k im p ię tr z e ?

T r e ś ć li s t u j e s t w te z a c h t a k a : W y b r a ła A’a s m n ie j s/.o ść, a w ię k s z o ś ć z b o j k o t o w a ł a . D la c z e g o ? N ie z a ­ m i e r z a m d y s k u t o w a ć , le c z p o s tą p i ła s łu s z n ie . N ie m a ­ c ie le g it y m a c j i , b y r e p r e z e n t o w a ć w ię k s z o ś ć , n a t o ­ m i a s t m a c ie p r a w o n ią rz ą d z ić . Z w o li u s ta w y n ie j e s t e ś c i e s a m o r z ą d e m a u t e n t y c z n y m . Z gł-pszam y go to w o ś ć l o j a l n e j w s p ó ł p r a c y z w a m i. B ę d z ie m y w a s o c e n ia ć . W z y w a m y d o te g o i o w e g o . Ż y c z y m y o- w o c n y e h d y s k u s j i , z w y r a z a m i u s z a n o w a n ia .

I o t o p y t a n i e : c o U n ię l e g i t y m u j e d o w e z w a ń i ro z lie n e ń , s k o r o n a s n ie w y b ie r a ła ?

N ie u c z e s tn ic z ą c a w w y b o r a c h c z ę ść oO&^wateli, z n a c z ą c a c z ę ść , n ie d a ła p u b lic z n e g o w y r a z u s w o j e j

a b s e n c ji, a to s k a z u j e i n t e l e k t u a l i s t ó w n a d o m y s ły . S n u j e się ro ż n e , n a j ł a t w i e j w e d łu g w ła s n e g o u p o d o b a n ia , le c z n a le ż y a b s t y n e n t ó w p o d z ie lić n a d w ie g r u p y . J e d n i n ie g ło s o w a li, b o n ie m o g li, in n i zaś b o n ie c h c ie li, in n i z n o w u b o Im s ię n ie c h c ia ło Z p o w o d u t y c h p ie r w s z y c h , k t ó r y c h lic z b a j e s t n ie ­ o d g a d n io n a , p o d w a ż o n a j e s t p e w n o ś ć te z y . że n a s w y b r a ł a m n ie js z o ś ć , n a t o m i a s t w o ln o s ą d z ić , że g d y b y m o g li s t a n ą ć d o u r n , K O „ S ’\ C h r z e ś c ija ń s k o - D e m o k r a ty c z n y B lo k W y b o rc z y , S o c j a l d e m o k r a c j a 1 in n i u z y s k a lib y m n i e j w ię c e j ta k ą s a m ą lic z b ę m a n d a tó w . T a k w n i o s k u j ę b e z h u m o r u , g d y ż s .ę w y w o d z ę z C h r z e ś c i j a ń s k o - D e m o k r a t y e z n e g o B lo k u ,

k t ó r y z y s k a ł t y l k o p ię ć m a n d a tó w .

N a t o m i a s t d o b r o w o l n y m a b s t y n e n t o m w o ln o p rz y p is a ć k a ż d y m o ty w , p o n ie w a ż o n i m ilc z ą , a le lo g ic z ­ n ie ( n ie s te ty , n ie m o ż n a s ię o b y ć b e z i n t e l e k t u ) n a j p o p r a w n i e j s z y j e s t t a k i d o m y s ł, że im j e s t zg o ła o b o j ę t n e , c z y i k t o się tro s z c z y o n a s z e m ia s to . K o m ite t, O b y w a t e ls k i? N ie c h b ę d z ie K o m ite t. S o c ja l d e m o k r a c j a ? M oże b y ć . B lo k c h r z e ś c i j a ń s k i ? N ie p r z e s z k a d z a . N ik t? T e ż d o b r z e .

C zy r a d n i są ic h r e p r e z e n t a n t a m i ? R ó ż n ie to m o ż n a s ą d z ić .

G o d z ą c się n a k a ż d y w y b ó i też w y b .e r a l i , te ż )e g i t y m o w a li. N ie o d d a j ą c g ło s u n a n ik o g o — n ik o g o n ic u p e łn o m o c n ili. T r u d n o w n io s k o w a ć , c z e g o c h c e te n , k t o m ilc z y . N a j l e p i e j w ię c n ie w n io s k o w a ć , p r z y n a j m n i e j d o c z a s u , a ż k t ó r y p r z y j d z i e d o r a d ­ n e g o i p o w ie . A lb o a ż z a c z n ie r o z lic z a ć .

S a m ą z aś U n ię z ro z u m ie ć n a j t r u d n i e j . Z b o j k o t o ­ w a ła w y b o r y ś w ia d o m i e i c e lo w o , p o n ie w a ż — w e ­ d łu g o s t a t n i e g o w y j a ś n i e n i a — n ie p r o w a d z iły o « e do s a m o r z ą d u a u t e n t y c z n e g o . D e k l a r u j ę w s p ó ł p r a c ę z t y m p .s c u d o s a m o r z ą d e m . W s p ó łp r a c ę c z y p s e u d o -

w s p ó ł p ra c ę ? Z g ła s z a p o s t u l a t y . C z y a u t e n t y c z n e ? N a le ż a ło b y tę l o j a l n ą w s p ó ł p r a c ę ro z p o c z ą ć o d u z n a n i a ..a u t e n t y c z n o ś c i ’* R a d y , Z a r z ą d u , P r c z y d e n ta . B y ło b y to s p ó ź n io n y m w p - a w d z i e . a le a k t e m lo ja ln o ś c i ’ w o b e c g ł o s u ją c y c h Z i e lo n o g ó r z a n ra c z ­ k u j ą c e j d e m o k r a c j i .

A le to t y l k o m o ja o s o b is ta o d p o w ie d ź n a lis t, j a b o w ie m o s o b iś c ie u w a ż a m , że w ła ś n ie w c h w i i w y b o ­ r ó w o b y w a te l j e s t n a j b a r d z i e j o b y w a t e e m . żc o ile n ie w y k s z ta łc o n y p o l ity c z n ie o b y w a t e l m o ż e p o z o s ta ć j e d y n i e k o n s u m e n t e m d e m o k r a c j i , j e j k a p r y ś n y m k l i e n t e m , to p a r t i a p o e t y c z n a n ie m o ż e s w s e p o z w a la ć n a c o ś ta k ie g o

J F I I Z Y

&

k

w

c

G

d /.i j a k

/-iłlu/.i : l filcem w ej” .ii albo zj zenl.u.ie ca”. W już „w rem . N jest „w szi/zt-rb

je ałun

>7. y w nie zak

bo niec Znajo ni", że To już już pus nastej, CO się parysko 1 owych

się... je Idzieii ciąć na tą kaw(j k ach i

szczęści krzeselk

!.o to i ria.

Frzyj<

ko do o bitce d olej, a i b re jedi osięmna tw a rte j'

„Sródmi by tek c do... osi

„sztuce’

lacją...

więc, żt a dziew przeci w mi ludz lu ’ . Nie sztuki,

Je stet PSP. W d ają tu

„goldstu ski, wi*

w anym ekskluz

!om ę” i ktoś lu praszan

„Orla lailli fi:

racji i nim jet ci a", w elewacj reślertie

(3)

W ZIELONEJ GÓRZE

CZESŁAW MARKIEWICZ

Jest uroczym miastem — jeśli musimy „ p rzeb iec” je z przewodni­

kiem. Park winny, ,,Palmiarnia” ... i co jeszcze? Biada, jeśli spędzamy

w Zielonej Górze urlop, mieszkajqc w hotelu, bez rodziny, m ajac

w i ę ­

cej czasu na z a g lą d n ie c ie tu

j

ówdzie.

6

dy zegar ratuszow y w ybija osiem nastą, w łaśnie, ju ż tę a tra k c ję turystyczną- mo żerny sobie wybić z giowy. Z egar cho­

dzi ja k chce, częściej w ogóle nie cli jdzi. A'c załóżmy, że po godzinie szóstej po południu chcem y w stąpić np. do kaw iarni. W „R atusze w ej’ już po ob.edzie, a więc koniec z siełsKą atm osferką, te ra z można się tu tyłka „nap.ć albo zjeść siedzia, Ałe jeśli „dobrze sit; p re ­ zentujem y" przy jem n a kelnerka... „nie pole­

ca’’. W „N igerze" są lody, ale „gołe”. B akalie ju ż „w yszły”. Jeśli m am y odrobinę fantazj m ożemy poprosić żeby lody „polano” lik ie ­ rem . Nie ma „kiwi*, nie m a „czekoladowego", jest „w iśniow y”. T akie ludy dostajem y w wy­

szczerbionym , szklanym naczyniu i zjacUmy je alum iniow ą — -każda inna — łyżką. F ani za szynkw asem jakby „społem ow ska” — znaczy:

m e zalezy jej. A i ta k „N iger” jest ...dobry' bo nieco dłużej otw arty.

Z najom i, np. z Ładzi, rek la m u ją Dar .Mi­

n i”, że niby p odają szam pana na szkiank To już przeszłość. Dz:ś po osiem nastej je st li, już pusto, zresztą do zam knięcia, do dziewięt.

n astej, b ra k u je z pól godziny, więc nie ma co się rozsiadać. Szkoda bo parasole „czuć”

parysko, a lody p odają w klasycznych, n u t 1 owych pojem niczkach. Znowu szkoda, żc je się... je alum iniow ym i sztućcami,.

Idziem y więc do „M okk.'. Tu można się na ciąć na w yschnięty to rt czekolado w , l u r i,w„ ' tą kaw ę podaw aną w grubo ciosanych liliżsii kach i w reszcie na dziuraw e, m iejscam i na szczęście, obrusy. Siadać należy ostrożnie, bo krzesełka jak b y zdezelowane. Płaci s:ę słońc,

!.o .to i ce n tru m m ia sta i... pierw sza k a t r „ o ’ ria.

P rzy jem n ie je st w pizzeri „Picolo” ale ty!

ko do osiem nastej. W now ej pizzerii, w p rz e ­ bitce do alei Niepodległości, czuć spalony olej, a ceny nie są wcale konkurencyjne. D„

b re je d n a k i to. Ale przypom inam : minęły osiem nasta. Należy więc zajrzeć do nowo „rot tw a r te j” k aw iaren k i PSP, tu ż przy hotelu

„Ś ródm iejskim ”. C ałujem y klam kę, bo p rz y ­ bytek czynny je st ja k s k le p . p asm anteryjny do... osiem nastej. A każdy głupi wie, że 3

„sztuce" n ajp rz y jem n iej gw arzy się przed ko­

lacją... znaczy przed konsum pcją. Nie dzmM więc, że w łaśnie między godziną osiem nasta a d ziew iętnastą na ciągle tej sam ej ławce na przeciw sklepu „dziew iątk a”, codziennie ci sj mi ludzie w y p ija ją po dw ie butelki „k ordia­

łu - . Nie w yglądają bynajm niej na m iłośników sztuki, n aw e t sztuki m ięsa.

Jesteśm y więc ciągle w okolicach galerii PSP. W zasięgu w zroku kusi „P alom a” P o ­ d ają tu likier „kiw i”. Są hity z satelity na

„goldstarze”. Co z tego: lokal je st lu b tu rw .- ski, w ięc ceny ja k pod krzykliw ie reklam o­

w anym „O rłem ” — sto p rocent m arży. Mała ekskluzyw ne grupy w yrostków oku p u ją „Pa lom ę” racząc się oranżadą n a szklanki. Jeśli ktoś lubi „obserw acje” socjologiczne - — za­

praszam .

„O rła” nie polecam . Chyba, że jesteśm y or lam.‘. finansow ym i, albo p rac u jem y w meiio racji i nieobcy je st nam drenaż., kieszeni. Za nim je d n ak w ydostaniem y się* ze „śródm ieś cia", w arto rzucić „tu ry sty czn y m ” okiem na elew acje. K oszm ar — to bardzo delik atn e o k ­ reślenie — tym bard ziej jeśli w ejdziem y w

pierw szą lepszą b ram ę..D aję.sło w o honoru, że co druga „ k w a tera” na deptaku, to „melina P rzydałaby się więc inna, poza ju ż istn ieją­

cą, ekskluzyw ną bo baltonow ską, np. pew e- xow ska w rem ontow anej w łaśnie kam ienicz­

ce „arty stó w ”. W prawdzie „kordiału' w bał- tonie nie uśw iadczy, ale wysokoprocentowe koniaki już grubo przed południem . Oj „ust-' wo an tyalkoholow a” cóżeś ty za pani, że za

tobą... chłopcy...

Wróćmy jednak do właściwego czasu i . przestrzeni. Po godzinie osiem nastej ze „Sta ro m ie jsk ie j” w ytaczają się bywalcy. Policjn z p o ste ru n k u usytuow anego na na {pięknie, szym balkonie na deptaku, odw raca się wsty diiwie. A szkoda, można by uruchom ić „w a­

hadło” do Raculi. Tak czy owak na deptaku atm osfera jak wszędzie na deptakach: w Ża ra d l, Żaganiu, Szprotaw ie. W ielkość adm ini­

strac y jn a n:e ma żadnego znaczenia. [<ui m istrz, czy prezydent, ludzie leją równo... w gardło.

Z nudów , turystycznych oczywiście, lą d u ­ jem y na dancingu w „Topazie”. Je st niezłe.

O rkiestra rżnie stosownie, kelnerzy ju k <vy- btj, a zamożny tu ry sta może sobie rąbnąć Ko niak przy barze z... rżniętego szkła. Nikt się już w „Topazie” nie rozbiera, nie rzuca noża mi, nie strzela z bata. Od lam bady kręci sie w głowie, a i zim na przekąska może zasz­

kodzić — jeśli nie „zakropiona". Gorzej w

, .Witebskiej . Zdarza się, że kelnerów więcej -niż gości. Ale przy n ajm n iej k am eraln ie jest.

Zresztą różnie z -Jm „tow arem ” bywa. P ra w cłą jest, że ludzie coraz bardziej szanują p ie­

niądze.

Ale do „ P alm ia rn i” zawsze tru d n o się do­

stać, naw et jeśli w środku... sam e roślinki. Ni sdy nie odgadnę na czym to polega? Być mo ż-j niezwykle p rofesjonalnie usposobieni „bra m karze” nie w puszczają „norm alnych” ludz;

co by im palm a nie odbiła, że b alu ją między palm am i. Z palm ą i pieniędzm i, n ajlep iej udać się do „P olanu”. P o d ają lu schabow ego z nonszalancko „ rą b n ię tą ” oliw ką ze słoika

— i już... Europa. W „P olanie” najlepiej uda wać Niemca, albo Szweda. Tu ostrzeżenie: w spodniach ze śłubickiego „K om esu” może się to nie Udać.

Skoro posililiśm y się „europejskim ” schabo wy®, w arto zahaczyć o k ry tą pływ alnię. Tak!

Można sobie popływ ać za jedyne dw a tysią ce polskich złotych, ale z... w łasnym czep­

kiem. Cóż, najlepiej m ają ci w czepku uro­

dzeni.

O „Octoi” w ogóle nie w spom inam . Sam o

„w yw ołanie” k eln era to już „europejskie”

przestępstw o. N aw et obcokrajow cy się dziwią, że piwo puszkowe ceni się tu w yżej niż np.

w duńskiej dyskotece. Ale skoro są nabyw cy?

A te ra z zupełnie pow ażnie: co spraw ia, ż_- w mieście średniej wielkości nie ma lokaiu.

w którym n o r m a l n y obyw atel mógłby spędzić np. z m ałżonką sym patyczny wieczór?

Nie tra c ą c przy tym połowy zarobków. Gdzie lest ta k onkurencja, pry w aty zacja i pogoń ru klientem ? D okładnie w ygląda to tak jakby ro biono nam łaskę, że raczy się nas zjadliw ym kąskiem i nie pow alającym drinkiem . Aż dziw, że te w szystkie k n ajp y nie b an k ru tu ją . P ow iadam więc: na dep tak u proszę naty ch ­ m iast uruchom ić dw adzieścia m ałych kaw ia renek z parasolam i, lodam i pistacjow ym i, owo eami m ango, kefirem bananow ym itp. itd ! Ceny co dw adzieścia m etrów inne, najlepiej niższe. Wszędzie uśmiech i miłość do klienta.

Tesli to wszystko jest niemożliwe, proponuje rozw iązanie altern aty w n e: w każdej bram ie na dep tak u posterunek zreform ow anej poli­

cji. Będzie przy n ajm n iej ład i porządek.

Ale to chyba nie to, bo każdem u turyście m arzy się, aby po godzinie osiem nastej było ładnie i porządnie -— naw et w Zielonej Gó­

rze ■— mieście na pewno nie turystycznym .

K o m e n t a r z t y g o d n i a

R o z ł a m

Pow stanie Ruchu O byw atelskiego — A kcja D em okratyczna zam knęło etos „Soli­

darności”, zm ieniło polityczny pejzaż Polski i spraw i, że rozpoczynająca się k am p a­

nia w yborcza (do obsadzenia urząd prezydenta, m iejsca w S ejm ie i Senacie) będzie ostrą kon fro n tacją dwóch sił; tych skupionych wokół Lecha Wałęsy i w Porozum ie­

niu C entrum oraz tych. któ re zdecydują się popiefać A kcję D em okratyczną i T ad eu ­ sza M azowieckiego. T rzecią siłą sta n ą się drobne p artie i u g rupow ania z tzw. opozy­

cji p o zap arlam en tarn ej, funkcjonujące do tej pory na obrzeżach życia politycznego.

O stateczny podział — nazyw any „dużym krokiem w stronę płuraLizmu i dem okra­

cji'. i osłabienie „S olidarności” nastąp iło w m om encie, kiedy gospodarka polska pozostaje w letargu, a jej przebudzenie w ym aga w ielkich kap itałó w zagranicznych.

Zachód oczywiście popiera rozw ój pluralizm u i dem okracji, ale, jeszcze b ardziej zale­

ży mu na tym , żeby odzyskać sw oje sta re k ap itały (czyli polskie długi) i zdobyć w szelkie gw arancje, że nowe nie zostaną zm arnow ane. Stąd ta w yraźna w strzem ięźli­

wość, jeśli chodzi o lokow anie pieniędzy w Polsce.

Nowy układ polityczny (dwa antagonistycznie n astaw ione ruchy społeczne, plus p artie rozm aitego a u to ra m en tu i am bicji) pow inien być szybko zw eryfikow any w wyborach pow szechnych, ale będzie to tru d n y spraw dzian dla m łodej dem okracji i stabilności państw a. P o bolesnych zabiegach an ty in flacy jn y ch i rocznym „czyśćcu”, w k tórym żyły m iliony polskich rodzin, najw iększe wzięcie znajdą hasła populistycz­

ne -i recepty na dobrobyt. Siły w alczące o m iejsca w Sejm ie i Senacie będą się więc prześcigały w sztuce układ an ia w spaniałych haseł, strzelistych „program ów ” , co m o­

że popraw i nieco n astro je społeczne, przede w szystkim je d n a k zniszczy b arie ry e ty ­ czne i m oralne, któ re do tej pory pow strzym yw ały ludzi (cale grupy zawodowe) przed

„dochodzeniem swego”. Sam o w yczekiw anie na „cud gospodarczy” i popraw ę ja k o ś­

ci życia nie będzie też sprzyjało pryw atyzacji i restru k tu ry za cji, któ re w ym agają szczególnej dyscypliny społecznej oraz aktyw ności. P ro jek to w an e przyśpieszenie mo­

że więc okazać się regresem , im pulsem do niepokojów na dużą skalę i początkiem dram atu .

(Ciąg dalszy na str ł)

3

(4)

PODSŁUCH

GRAŻYNA WALKOWIAK

(Ciąg dalszy zc str. 1)

w iad MSW S tronnictw a D em okratycznego, pan Jerzy już wiedział... byt zdecydow any działać. Po w yczerpaniu porządku obrad, spra wę zgłosił radnym . Większość zgrom adzonych (kom isja liczy osiem osób) tw ierdziła, że in­

form ację należy zbadać. Jeżeli podsłuch jest w SD przy Reja, to w innych U rzędach m ia­

sta też, konkludow ali.

R

adny, m ajor Zbigniew B artkow iak w y­

bucha śm iechem — Podsłuch w SU?

Bzdura! Ja k ie u r a d z e n ie , jakie p lu s­

kiew ki? Co pani mówi! To było dobre w cza­

sach kam ienia łupanego. Nie w ierzyłem w ten podsłuch i nic w ierzę — powie m i po kilku dniach. — O pukiw ać ściany m ogą tylko dyle­

tanci. Żaden z tych, którzy tam poszli, na urządzeniach łączności się nie znał. Bzdura!

— pow tarza z przekonaniem .

5 lipca stanęło na tym , że do siedziby S tro n nictw a D em okratycznego przejdą się radni, W łodzim ierz U rbaniak, M arek F ran ek , prze­

wodniczący W ojtkow iak i członek Zarządu M iejskiego Edw ard Mincer.

— W S tronnictw ie przyjęli nas bardzo grze cznie. K aw ką poczęstowali. W ogóle nie byli zaskoczeni. Ja k iejś form y inw igilacji nie w y ­ kluczali. — Może być podsłuch, usłyszeliśm y

— opow iada Jerzy W ojtkowiak.

Na pierw szym piętrze, w budynku WK SD, spotykam znajomego. — U w ażaj, tu ta j jest podsłuch.. K ładzie palec na ustach. ...wszyst- kie tw o je w yw iady, rozmowy, spotkania w tym gm achu są znane. P ytam , KOMU?

Noooo.... TAMTYM. Zaczynam się zastana­

wiać. Nie, nie m am niczego na sum ieniu, je­

stem „czysta”. Przed w ejściem do sk re ta ria tu odw racam głowę i w idzę, że Jacek pęka ze śm iechu. Też coś, m yślał ie m nie przestraszy i... śm ieję się rów nież.

Do gabinetu przewodniczącego w prow adza m nie K ierow nik B iu ra SD. W łączam m agne­

tofon i w cale się nie przejm uję. Podsłuch je­

śli jest — zaczyna działać.

— M yślałem , że w śród członków K om isji są specjaliści, dlatego zgodziłem się n a opukiw a­

nie ścian. T ap e t nie zdzierali. J a k pani widzi, są całe — pow ażnie tra k tu je spcaw ę Mieczy­

sław Łapanow ski. J* nie opukiw ałem . P ukał natom iast, biorący udział w spotkaniu, schre tarz SD Eligiusz G rabow ski.

P

uk, stuk, stuk, puk... trzeba tę ścianę wziąć na słuch. Puste, głuche odgłosy.

Te m iejsca są podejrzane. Na fronto­

wej ścianie, tuż za biurkiem przewodniczące go, tak ich m iejsc o d kryto dwa.

— U jaw niliśm y nazw isko in fo rm ato ra pa­

nora, G rabow skiem u i Lapanow skiem u. To zbyt pow ażna spraw a. Nasza w izyta w SD by

!u w izytą służbow ą, a nie tow arzyską. Była konfrontacja. Nasz inform ator potw ierdził swo ją inform ację. U jaw nił też nazw isko człowie­

ka, który jem u o tym opowiedział (o podsłu­

chu). To jest taki łańcuszek, ale żeby pani uw ierzyła postaram się zaraz porozum ieć i za pytać, czy będzie chciał rozm aw iać — podno­

si słuchaw kę telefonu przew odniczący Komi­

sji Porządku Publicznego...

— Od trzech lat jestem palaczem i ko n ser­

w atorem w WK SI) — mówi H enryk N eckar (godzi się na podanie nazwiska). W pażdzierni ku spotkałem sąsiada, pracuje w Izbie Rze­

mieślniczej... — S łuchaj tam je st podsłuch.

Wiesz ta p artia była zawsze na usługach PZPR -u. Tam ci m usieli się zabezpieczyć, gdy­

by ci chcieli się w ym knąć... Potem pokazał antenę um ocowaną na dachu, tw ierdząc, że jest połączona z tą skrzynką między oknam i.

Jestem członkiem „Solidarności" i KPN, są­

dzę, że to ośmieliło mojego rozmówcę. Na py tanie dlaczego ta k długo aż osiem miesięcy, nie ujawm iał te j spraw y odpow iedział — Cze kalem na now ą Radę M iejską. Poza tym bałem się, że stracę pracę. Ale spełnienie obyw atel­

skiego obowiązku wzięło górę.

— Dlaczego uw ierzył p a n w istnienie pod­

słuchu?

— Ten człowiek zna w ielu ludzi w SD. W y­

n ajm u je u nich garaż. To nie je st jakiś m ło­

dzik, tylko pow ażny gość. W ydaje mi się, że mówił szczerze. Mogę podać pani jego adres.

Proszę bardzo. C hciałbym tylko powiedzieć, żc w te j chw ili otrzym ałem od p an a Łapanów skiego trzym iesięczne wypow iedzenie. Powód

— nie m a pieniędzy. P ra cu ję na trzy czw arte etatu. Z arabiam 120 tysięcy.

R o z ł a m

(Ciąg dalszy ze str. 3)

W d ek laracjach R uchu O byw atelskiego — A kcja D em okratyczna nie m a jeszcze postanow ień co do tego czy Ruch zam ierza w ystaw ić w łasnego k an d y d a ta w w ybo­

rach prezydenckich. G dyby obok k a n d y d a tu ry L echa W ałęsy, k tó reg o z d eterm in a cją popiera Porozum ienie C entrum , pojaw iło się nazw isko T adeusza Mazowieckiego, B ro­

nisław a G erem ka lub kogokolw iek z „ tam tej" strony, polityczna k o n fro n ta cja w P ol­

sce p rzy b rałab y w yjątk o w ą ostrość, a je j przebieg doprow adziłby do głębokiego roz­

darcia społecznego i olbrzym ich kosztów , jakie m usiałoby ponieść nasze państw o.

S tało się bow iem ta k , że a n i gospodarka nie je st przygotow ana do dźw igania „dy­

nam icznej" dem okracji, a n i ta dem okracja nie niesie ze sobą a tra k c y jn y c h i orygi­

nalnych program ów . J e s t to w łaściw ie je d en i te n sam p ro g ra m w ychodzenia z k ry ­ zysu i system u kom unistycznego, z niew ielkim i m odyfikacjam i n a ,,p ra w o ” łub „le­

wo”. Słuszne w ięc są chyba podejrzenia, że w te j politycznej „zadym ie” chodzi głów ­ n ie o spraw y personalne, o urażone am bicje i zw ykły b ra k pokory wobec problem ow, k tóre stoją przed p aństw em słabym , graniczącym z dw om a potęgam i i w obec ludzi, którzy zaufali te j „S olidarności”, co to m iała się nie dać an i zniszczyć, a n i podzielić...

Tw ierdzę, że jedność sym boliczna, taktyczna podtrzym yw ana sztucznie — np. je­

szcze do końca tego roku i ty lk o w ram a ch n ajw ięk sz ej siły, sta b ilizu ją ce j życie po­

lityczne w Polsce, o słaniającej nasze refo rm y gospodarcze — b y ła b y czym ś lepszym niż rozłam sankcjonow any w gniewie, h iste rii i jednak w poczuciu bezsilności. Za te am bicje, za ten pośpiech możemy niprfwfrdę drogo zapłacić.

JAN POŁŁAK

— Proszę nie w ierzyć, że przez sp raw ę pod słuchu pan N eckar m usi odejść. To je st /bieg okoliczności. My n ap ra w d ę nic m am y pienię­

dzy — mówi M ieczysław Ł apanow ski.

6

lipca, w czesnym ran k iem , siedzibę przy ulicy R eja odw iedza oficer W ojewódz­

kiego Urzędu S praw W ew nętrznych.

P rzed staw ia się jako specjalista łącznościo­

wiec. P opatrzył, postukał, zadał kilka pytań.

I poszedł. K ilka dni później przyszło dwóch panów z W ydziału Łączności WUSW w Zie­

lonej Górze i., zabrali telefon rządowy. — Nie m ieli żadnego dokum entu, czy pism a, któ re uspraw iedliw iałoby Ich poczynania. Oświad czyli, że a p a ra t jest ich w łasnością i m a ją do niego prawo. Pośw iadczenie przyjdzie za kilka dni i... pojechali — opow iadają w S tro n n ict­

wie. Ciekawi mnie, kto zaw iadom ił Policję;

— S I/ nie — m ówią w SD, My też nie, zaprze czają w Ratuszu.

— Wokół te j spraw y zaczyna n a ra sta ć zła atm osfera, a spraw a jest prosta — tłum aczy kapitan J a n Raczyński naczelnik Wydziału Łączności WUSW. — W siedzibie WK SD apa ra t łączności rządow ej przypisany byl H enryko wi S taw skiem u, kiedy ten spraw ow ał fu n k ­ cję Członka Kady P aństw a. W ostatnich dniach, Z arząd Łączności MSW przysłał pis­

mo n akazujące unorm ow anie spraw dotyczą­

cych łączności rządow ej. Obcenic ap a ra ty te przysługują ludziom sp raw u ją cy m w ażne funk cje w' ad m in istra cji państw ow ej. Nic należą już do uprzyw ilejow anych użytkow nicy wszc lakich ugrupow ań politycznych. W yłączyliśmy już w cześniej PZPK i 7 .S L Część z o s t a w i l i ś ­ my, czekając na rozliczenia m ajątkow e. W SD, a p a ra t choć był wyłączony, stałby jeszcze ja ­ kiś czas, gdyby w naszych pom ieszczeniach, z urządzeniam i łączności rządow ej nie sygna­

lizowano alarm u. To było 5 lipca.

— Poszedłem na R eja — mówi k ap itan Zyg fryd K ruk, dowiedzieć się dlaczego je st alarm . O bejrzałem pokój, stw ierdziłem , żc plom ba jest nienaruszona. W róciłem na Komendę. Ale sygnał wciąż przychodził. Co jest!? Pojecha łem ponownie. Okazało się, że s z a f k a umiesz czona tuż nad podłogą (lew y narożnik) jest naruszona. W idać było ślady ingerencji. Otwo rzyłem drzw iczki i zlikw idow ałem alarm Po­

niew aż to m y jesteśm y w łaścicielam i łącza i ap a ratu , zabrałem go ze sobą.

— A podsłuch? pytam — Tam żadnego pod słuchu nie było i nie m a — stanow czo tw ierdzi kap itan .

— Na pewno?

— Tak.

P

o tygodniu w R atuszu odbyło się kolej ne posiedzenie K om isji P orządku P u ­ blicznego i O chrony Ś rodow iska. R adni w ysłuchali inform acji z akcji „podsłuch” 1 stw ierdzili, że dobrze się stało, że sp raw y nie zbagatelizow ali. Przew odniczący Jerzy W ojt­

kow iak spotkał n a d ep tak u k iero w n ik a B iura WK SD M ieczysława Łapanow skiego, k tóry powiedział, że zain teresu je sp raw ą znajom ych z WSfnż. N iech spraw dzą tę ścianę.

Dla spokoju sum ienia n ajlep iej w yburzyć tę ścianę razem z oknam i. Nie takie m ury padały.

sei

Oc

nie

siq

pa

Mi

któ

drc

szc

An

kie

s i c

B y t

1 / 1 /

Różanów wysadził przez rz<

budow a p ro g ram K andy O byw ate ro k u gru było do 18-osobo- ny zosta lak, w II Regionu

1982 prz;

now anyc wie i Uhi nych biu

Jeżeli ściowy k sta zains bienic w w y e k s lr ślony zo tego posi m usza ni mis, zwł przeciw n Z w arte s ja k bań!

chęcony czelnika n ąt w ,.C kości. B:

przednia w ionych lądow ał sem. • Sot

W : każ temu, pof przeeiwn na óstat;

ponowa!

w szystki pad e k ”), ptow ał i n ie n k la h do pozuj Ren. J a r chlt-bnie.

(5)

Edward Lubaszenko podbił niegdyś opolski amfiteatr tęsknq pio­

senką o Serocku, w którym „na rynku pa sq się kozy” . W Bytomiu

Odrzańskim na szkolnym podwórku p a s q się ow ce. Sceneria zatem

nieco o dm ienn a, a le podobny, małomiasteczkowy klimacik. Cztery ty­

s ią c e mieszkańców to jak jed n a wielka rodzina. Pytam o Perlaków i

pani z kiosku „R uchu” kieruje mnie od razu pod właściwy adres.

Miejska droga „od frontu” wiedzie przez rynek obok podstawówki, w

której Halina uczy biologii, a jej brat Andrzej — historii. Wiejska

dróżka ,,od kuchni ’ prowadzi między plantacją ogórków brata Tadeu

sza i polem chrzanu brata Zbigniewa.

Domek przy Kościelnej uznać można śmiało za filię magistratu:

Andrzej jest przewodniczącym rady, Zbigniew - burmistrzem. C a ł­

kiem to logiczne: starszemu do sta ła się władza ustaw odaw cza, młod­

szem u-wykonawcza.

Bytom Odrzański

W MAGISTRACIE

P

o w yzw oleniu m iasta w 1945 roku, Ro­

sjanie „w ycofali się planow o” za Odrę, aby uczcić sw ój-sukces... w gorzelni w Różanówce. W ykorzystując ten fakt. Niemcy w ysadzili most. O dtąd przepraw ić się można przez rzekę jedynie prom em lub łódką, a od­

budow a m ostu stanow i żelazny p u n k t każdego p ro g ra m u wyborczego.

K andydaci na radnych z listy K om itetu O byw atelskiego nie obiecyw ali w m aju tego ro k u gruszek n a w ierzbie. Mimo to, wzięli, co byio do wzięcia — 13 m iejskich m andatów w 18-osobowej radzie. Przew odniczącym w y b ra­

ny został sp iritu s m ovens KO A ndrzej P e r­

lak. w 1981 roku członek prezydium Zarządu Regionu „ S ”. od 13 grudnia do 30 listopada 1982 przym usow y lok ato r ośrodków dla in ter now anych w Zielonej Górze, Głogowie, Groclko w ie i U hercach, potem m.in. re d a k to r podziem nyeh biuletynów , katecheta,, chałupnik.

Jeżeli ktokolw iek oczekiwał, że solidarno­

ściowy k o m b a tan t i program ow y antykom uni sta zainauguruje swe rządy staw ianiem szu­

bienic w ry n k u — grubo się pomylił. K rw a­

w y ekstrem iam zw iązkow ych jastrzębi w ym y­

ślony został przez red a k to ró w grzybów. Do tego posiadanie w ładzy w ygasza emocje, w y­

m usza niejako rzeczowość i życiowy k om pro­

mis, zwłaszcza przy b raku zorganizowanego przeciw nika.- A ta k w łaśnie było w Bytom iu.

Z w arte szeregi p a rty jn e j n o m e n k latu ry prysły jak bań k a m ydlana. Były I sekretarz, znie­

chęcony nieudanym podejściem do stołka n a ­ czelnika w dniu rozw iązania PZPR, przycup­

n ął w „C ynkm ecie" jako k ierow nik działu ja kości. Były naczelnik, którego dobrotliw a po przednia rad a rozgrzeszyła z zarzutów , posta w ionych przez kom isję z w ojew ództw a — wy lądow ał w spółce .AKWEN1Ż i hand lu je m ię­

sem. S ocjaldem okratów , ni na lekarstw o.

W - każdym razie „e k strem ista”, który rok temu, potępiał głośno zbytnią, k u rtu a z ję wobec przeciw ników w kam p an ii w yborczej, k tóry na optatnim regionalnym zjeździe „S” zapro­

ponow ał uchw alę, dom agającą się rozbrojenia w szystkich byłych ezlbeków („na wszelki w y­

padek"), który na sejm iku sam orządow ym o- . ptow ał za natychm iastow ym usunięciem no­

m en k latu ro w eg o w ojew ody *— zm ienił się nie <

do poznania..K om unistów n ad al nie kocha i o Sen. Ja ru z elsk im w yraża się, no, mało po­

chlebnie. Ale głosował za w yborem na sekre­

ta rz a gm iny byłej patii sekretarz, zajm ującej to stanow isko od blisko 35 lat, do o statka w iernej PZPR. „Fachow iec” — k w ituje k ró t­

ko m oje pytanie o m otywy.

On też nam ów ił do ubiegania się o stołek b u rm istrza młodszego b ra ta Zbigniew a, n a u ­ czyciela w Zespole Szkół Rolniczych w Gło­

gowie, o całkiem odm iennym tem peram encie politycznym , zrównow ażonego, powściągliwego w słow ach i czynach. K andydatów zgłosiło się jeszcze dwóch — S au te r z urzędu m iasta i g-nii ny oraz F edorow icz-radca praw ny w zakła­

dach g arb arsk ich w Lesznie Górnym . Podczas kilkugodzinnej sesji wzięli ich na spytki i rad ni, i m ieszkańcy Bytomia. Gdy przyszło decy­

dować: który? — młodszy P e rla k dostał 10 głosów. S au te r — 7, Fedorowicz — 0. Tuż po ogłoszeniu wyników, starszy b ra t złożył rezy­

gnację z funkcji przewodniczącego rady. O d­

rzucono ją stosunkiem głosów 15:1. W ten sposób dw a najw ażniejsze stanow iska w m ie­

ście został\- w rodzinie.

W

ziąć w ładzę było łatw o. Znacznie tru d ­ niej zm agać się z codziennym i prohle- m am i sam orządow ej gm iny, gdy jej bud żet wynosi zaledw ie 1.8 mld złotych, z czego 1.3 mld pochłania ośw iata. Już pierw sza decy zja now ej rady wzbudziła niezadowolenie. Od kiedy w 1945 roku szabronicy wywieźli z By­

tom ia in stala cje gazowni, niespełnionym m a ­ rzeniem m ieszkańców jest ponow na gazyfi­

kacja m iasta: Rzecz rozbija się jednak o fun dusze. A rada orzekła: dam y na d o k u m en ta­

cję, lecz niezbędne 6 mld muszą zgrom adzić sam i zainteresow ani. Na takie dictum rozwią zal się Społeczny K om itet G azyfikacyjny, a jej były szef dobrego słowa o przew odniczą­

cym rady, swym sąsiedzie przez ulicę, nie po wie.

Ja k zasilić p u staw ą kasę? Choćby dzięki przetargom . 27 lipca pójdą' pod m łotek trzy pierw sze lokale użytkowe. Cena wywoławcza 150—-200 tysięcy m iesięcznie za dzierżaw ę oraz 1900 złotych za m e tr kw adratow y czynszu. Z zastrzeżeniem — w jednym z lokali musi. zo­

stać . uruchom iona .księgarnia, zlikw idow ana niedaw no przez „Dom K siążki'’, któ rem u in te . res się nie opłacał. W dalszej kolejności przed m iotem p rzetarg u będą m ,innym i nieczynna od kilku m iesięcy k in o -k aw ia rn ia „Mieszko”

o r a z r e s ta u r a c ja i k aw ia rn ia „Pod Złotym

I.we.-fi'*. ' '

W ogóle — konieczna jest w mieście w ięk- ksza aktyw izacja, p ry w a tn e j przedsiębiorczo­

ści. Póki co, jego m ieszkańcy dojeżdżają głów nie do p racy do Głogowa i Nowej Soli, szu­

k ają zatrudnienia w 'm iejscow ych zakładach:

sp.ółdzijelni niew idom ych „N adodrze”, fabryce m ebli, szczeciniarni, „C ynkm ecie”. Najw yższa pora, by ja k najw ięcej z nich zaczęło coś ro ­ bić na w łasny rachunek. Można w tedy będzie liczyć na znaczniejsze w pływ y z podatków.

J a k popraw ić stan bytom skiego budżetu? Nie­

dawno zgłosił się do ratu sz a obyw atel RFN z propozycją w ykupu 300 ha ziemi i zabudow ań likw idującej się. w łaśnie rolniczej spółdzielni p rodukcyjnej w Tarnow ie. Ale po pierw sze — daje zbyt mało. Po drugie — jak tu sprzeda­

w ać Niem cowi? Toż tablica na ratu szu przy­

pom ina, że w 1109 ro k u m ieszkańcy Bytomia O drzańskiego staw ili dzielnie czoła wojskom niem ieckim H enryka V, podążającym przeciw Bolesławowi K rzyw oustem u. P atriotyczna tra dycja zobowiązuje, naw et po ośmiu wiekach.

S

zacunek dla trad y c ji także kosztuje. W przew odniku turystycznym czytam y:

„G odny uwagi jest daw ny kościół ewan gelicki z łat 1741—40, w ybudow any na m u- rach póżnorenesansow ego G im nazjum Jerzego Schoneicha. znanej na Ś ląsku uczelni, w k tó ­ re j znajdow ały się w ydziały: teologii, historii, praw a, m edycyny i astro n o m ii”. Dzisiaj bez­

pański zabytek niszczeje. Może uda się nam ó­

wić dyrekcję szkoły, ab y zorganizow ało w nim halę sportow ą? F akt, budow a now ej koszto­

w ały 2—3 razy taniej. Ale czy przew odniczą- cem u-historykow i w ypada kierow ać się tylko racjam i ekonom icznym i? Jeżeli zaś nie hala sportow a, to może archiw um lub ośrodek re ­ kolekcyjny k urii? Trzeba koniecznie coś zrobić z tym zabytkow ym fantem , by m iastu w sty­

du nie przynosił.

K olejnym i gośćmi w ratu sz u byli p rzed sta­

wiciele in sty tu tu ochrony środowisku. P ropo­

now ali przeprow adzenie badań, określających szkodliw y w pływ odległej o kilkanaście kilo­

m etrów H u ty Miedzi w Głogowie. B adania ta kie są raczej kosztowne. Powiedzieć więc:

nie? Skądże, można przecież — żydowskim targiem — umówić się na procent od uzyska­

nego od H uty w przyszłości odszkodowania.

Ileż problem ów do rozw iązania! Ale co dwie b raterskie głowy, to nie jedna.

W drodze p ow rotnej do przy stan k u PKS przyglądam się z zazdrością kam ieniczkom w rynku, pieczołowicie odrestaurow anym w koń cu lat pięćdziesiątych, urzekającym bogac­

tw em form architektonicznych: od późnego renesansu przez barok do klasycyzm u. Przed jed n ą z nich — Domem K ultury, rozpoczyna się koncert m uzyki chrześcijańskiej w w yko­

naniu F riends In te rn a tio n a l Singcrs. Pierw szy mi słuchaczam i są dzieci, potem wychodzą ze sklepów ekspedientki, gracze w oko od k ład a­

ją na bok zatłuszczone karty , p rzy sta ją sobót ni spacerowicze. Po kilku m inutach zbiera się spory tłum ek. W ytaczający się ze „Złotego Lw a” pijaczek w łącza się k o n k u ren cy jn ą pio­

senką „G óralu, czy ci nie żal”.

Tak, tro ch ę mi żal żegnać m iasteczko i p a ­ sące się na szkolnym boisku owee. „Bardzo je.st ładnie w S erocku”, pardon, w Bytomiu O drzańskim .

EDWARD ,T. MINCER

Z g ł ę b o k i m ż a l e m z a w i a d a m i a m y , U 22 l i p c a 1 9 9 0 r o k u z m a r ł a

M a ł g o r z a t a

Kurzawa

R o d z e ń s t w u s k ł a d a m y w y r a z y s z c z e ­ r e g o w s p ó ł c z u c i a

Z e s p ó ł R e d a k c y j n y

„ G a z e t y N o w e j "

(6)

M otto: W szystkie zw ierzęta są równe, ale p ie k tś rt są rów niejsze «d inn y ch ”.

G. O rw ell — „F olw ark zw ierzęcy”

P an ie M arku

Mam serdeczną prośbę, a k tó rej nie mogłem przekazać osobiście, gdyż po prostu zapom nia łern.

Otóż w m -cu m aju rozm aw iałem z Dyr.

K irhoffem o możliwości rozbiórki starego ga­

rażu przy Jedności Robotniczej w podwórzu sta re j Poczty — budynek, gdzie m ia: poligra­

fię „L u b tu r” Na to jest zgoda^ arch itek ta. O ten obiekt ja złożyłem podanie i w stępnie wy liczyli, że jest tam około 30 i0 s/.t cegły. Ja z tego te m atu z',ezyg.i; w ałem . i> ta k i obiekt ilu rozbiórki stara się z-ca dyr. wydz. organi­

zacyjnego U rzędu Woj. tow . S ztejna Czesław.

P odjąłem się tem at m u popilotowac. Mam stąd prośbę, by P an przedzw onił do niego o ile w yrazi P an zgodę na przekazanie te j oso­

bie tego obiektu i ustali! ew en tu aln ie tok po­

stępow ania.

Zależy n>i na spraw ie gdyż, jest to fajny fa cef i wiele nam ;ako urzędow i pom aga. M ar­

ku. czy mogę liczyć na podjęcie tem atu?

P rzepraszam , że w te j form ie przekazuję spraw ę, ale, w yjeżdżam do sanatorium , a nie chcę być niesłowny.

Z. Góra, 5.09.87 Z pow ażaniem E. B lachowiak K serokopię "cytowanego pism a (adresow ane­

go najpraw dopodobniej do d y rek to ra PGKiM

■w Z ielonej G órze M a rk a Z arem by) dostarczył de red a k cji jeden z czytelników . S tanow i ano żjeiow e potw ierdzenie lite ra c k ie j tezy O rw el­

la: w śród ..rów nych” petentów tra fia li się „faj ni faceci”, wobec których obow iązyw ał odmień my styl postępow ania. Robole z P lacu B odo­

wy naszego redakcyjnego P an a Czesia nazw a­

liby, to prosto z m ostu — kum oterstw em . A sw oją drogą, in try g u je nas odpowiedź na p y ­ ta n ie: czy spełnił pan, panie M arku, prośbę ówczesnego w iceprezydenta i załatw ił ptr/y- t^ w n ie spraw ę tow. Czesław a?

KB

Prezydent

d z ią k u je

20 czerw ca p an Zdzisław P iotrow ski \v kontuszu i przy szabli, w tow arzystw ie h alabardników , oprow adził m nie po zie­

lonogórskiej starów ce, k tó re j jest honoro­

w ym gospodarzem- Przy okazji w ym ieni­

liśm y szereg poglądów n a te m at n ad a n ia w łaściw ej ran g i te j> najpięk n iejszej, a jak że zaniedbanej części naszego m iasta i były one w większości zbieżne. O bejrza­

łem też słynną szablę p. Zdzisław a i za­

pew niam m ieszkańców Zielonej Góry, że nosi ona ślady rdzy, co z jed n ej strony św iadczy o jej w ieku, a z d rugiej — o po kojow ym n astaw ie n iu jej właściciela.

T ak się złożyło, że spraw om starów ki w łaśnie sporo czasu w ostatnich dniach zarówno ja, jak i Z arząd M iasta, pośw ię­

ciliśm y. O szczegółach opowiem , kiedy na biorą one realnych kształtów .

D ziękując raz jeszcze p. P iotrow skiem u i jego m łodziutkim halab ard n ik o m , prag nę w yrazić nadzieję, że dep tak stanie się już w krótce rzeczyw iście salonem naszego m iasta, najp ięk n iejszą ozdobą i ulubionym m iejscem spotkań jego m ieszkańców .

KOMAN DOGANOWSKI

TELEWIZJA 1

ZIELONOGORSKA

a M w e p r m e

7

M

ożliwość jest. W łaśnie niedaw no wła dze m iejskie zostały p o in fo rm o w a n e,, że n ad a jn ik przy ulicy P tasiej, re - tran sm itu ją cy program 2 TV z końcem ro k u bieżącego p rzestaje pracow ać. Je śli nie znajdzie się k o n trah e n t, stacje radiow e i telew izyjne czyli Poczta P olska — zrezyg n ują z tego urządzenia i zam kną n a d a j­

nik. D rugi program TV i ta k n ad a je Je - rńiołów.

W tym m om encie dotychczasow i odbiorcy pr. II n a k an a le 10 zm artw ią się, czyżby m usieli przestroić sw oje odbiorniki?! Nic, jest bowiem możliwość uruchom ienia właś nie na tym kanale naszej lokalnej te lew i­

zji.

N adajnik przy P tasiej m a zasięg, z grub sza licząc, zupełnie niezły: Z. Góra, Nowa Sól,. Sulechów, C zerw ieńsk. Jeśliby tylko m iejscow e w ładze lokalne się skrzyknęły byłaby to inw estycja niezbyt kosztow na.

^ Na tę okazję, czyli na lokalną stację TV czają się inni. Były już pomysły spółek pryw atnych, z o.o. i innych, ale b rak o w a­

ło pieniędzy. Aby wyposażyć p rofesjonal­

ne studio potrzeba k ilk u tysięcy dolarów . G dyby się zrzucić nie byłoby to ta k wiele-

A korzyści są ja.sne. Dla now ych w ładz, dem okratycznych, możliwość szybkiego, bez pośredniego k o n ta k tu z m ieszkańcam i, mo

żliwość dyskusji „tw arzą w tw arz" na oczach w spółobyw ateli. Dla nie zaintere­

sow anych publicznym i telew izyjnym i spo­

ram i nasza lokalna f V d aw ałaby r e tr a n ­ sm isję program u satelitarnego. Tu w iado­

mo — film y, m uzyka, sport. W szystko to, co m ożna obecnie wziąć z sa telity za d a r­

mo.

Telew izja lokalna pow stanie na pewno, czy to p ry w a tn a , czy publiczna. To jest tylk o k w estia czasu. Ju ż te ra z są chętni, np. F rancuzi, którzy gotow i byliby dać duże pieniądze za możliwość stałej obec­

ności na antenie.

To je st n ap ra w d ę spraw a dla sam orzą­

du i to nie tylko Zielonej G óry: inw esto­

wać, choć jesteśm y biedni, czy nie; sprze dać i zarobić dzisiaj, tracąc w przyszłoś­

ci...

TV w Zielonej Górze uruchom ić można, są ludzie którzy to p o trafią , dajcie im tro chę sprzętu! To je st żenujące, ale to praw da: Tom asz S ikora i jego kolejne em ana- cje k ab a reto w e uzyskują nagrody w K ra ­ kow ie, na F am ie w Ś w inoujściu itd. W Z ielonej Górze obejrzeć tego nie można.

Radio jest n a urlopie i się zastanaw ia, ogólnie jest zajęte sobą, telew izji nie ma, S ikora i jego przyjaciele są. Ale jak dłu- go_?

KONRAD STANGLEW ICZ

PR O PO N U JĘ ZIELONOGÓRSKĄ K O M ISJĘ IM. BUGAJA

Ja k o Prezes T ow arzystw a M iłośników t r a ­ dycji mogę chyba przypom nieć, że w m inio­

nym okresie b iu rokratycznego za rządzania • m iastem zaistniał „w ładca”, który ukw iecał m iasto każąc sadzić w ielokw iatow e dy\\an> , instalow ać fontanny, ustaw iać betonow e do­

nice zw ane gazonam i. „Propagandow o ’ to ślicznie w yglądało, bo kreow ało w ładzę na super m iłośnika zielem, a że przy okazji n i­

szczono (bo poniem ieckie) żywopłoty, czy drzew a, k tó re nie pasow ały do now oczesnych wizji?...

K iedyś, red. K rystyna- K anow nik z III pr.

Polskiego R adia n ad a ła suptelną audycję ia - ty tu ło w a n ą: Czy Zielona G óra jest „zielona” ?, w k tó re j ja, jeden i nielicznych posiadaczy uzielenionego balkonu, oprow adzałem słu c h a­

czy po zabetonow anym mieście, w zbogaca­

nym państw ow ym i nasadzeniam i kw iatów , opłacanych wszak przez nas wszystkich.

Czy to rozjaśniło um ysły urzędników m iejskich dysponującym i funduszam i na

„zieleń”?

Owszem, zafundow ano w ykładane p ły tk a m i m arm urow ym i nibyfontanny, k tó re cieszyły oko w ładzy w dniu uroczystego siku do . w spólnej fotografii stanow iącej skw itow anie kolejnego w y d atk u na jednorazow ą zabaw kę dla w ładzy. Niezw łocznie w odę zakręcano (bo i deficyt w mieście) k ilk a fo n tan n zasy­

pano (ul. K asprow icza), a p rzyklejone chyba gum ą a ra b sk ą płytki zm yślne przedszkolaki roznosiły po całym d ep tak u , czyniąc sobie m iejsca zabaw , bo na praw dziw e enklaw y dziecięcych igraszek jakoś urzędnikom nie starcza pieniędzy.

C zekam y n a k olejną dotację i na k a p italn y rem o n t b u b la (fontann), k tó ry wszak został zapro jek to w an y przez fachowców , w ykonany przez p rofesjonalistów i podobno jest eksplo­

a to w a n y przez specjalistyczne przedsiębior­

s tw o po podległe urzędow i m iasta (wg iio- itychczasow ej pisowni).

W czasie, gdy ocenia się postępow anie po­

lity c z n e , i gospodarcze m inionego rządu, może ,w arto byłoby „przesłuchać” zainteresow anych i ustaw ić pod pręgierzem opinii publicznej byłych fu n k cjo n a riu szy *(i n a w e t ak tu aln y c h urzędników ) w innych inicjow ania, czy choćby udziału w dew astacji m iejskiego b o gactw a — Z I E L E N I . K ażdy, kto coś robi. ma praw o do drobnych błędów, ałe gdy zad u fan y w moc sw ojej ..władzy decyduje o niew ydarzonej in ­ w estycji. nie bacząc na życzliwe i rozpacz­

liwe prośby o zastanow ienie się, niechże te ­ raz przez sam orządną w ładzę zostanie mu to w ytknięte i uznane, że to 'był jednak błąd.

O to wnoszę ja, w ieloletni obyw atel tego m iasta, rozżalony w idokiem skutków ko lej­

nych pom yłek w urzędniczych decyzjach, de­

d ykując niby fraszkę:

„Rzecz się dzieje w mieście, któ re zieleń w h erb wpisało.

■lej zaw dzięcza sw-oje imię...

Czas bv o tvm pam iętało.

ZDZISŁAW PIO TRO W SK I Honorow y G ospodarz Z ielonogórskiej S tarów ki O G Ł O SZ E N IA D R O B N E

LEKARZ laryngolog Ryszard Janowi cz przyjnaa je dorosłych i dzieci codziennie w r««1z. IftOO—

12.00 i lti.OO—18.00 ul. Krzywoustego 24 m. 22 pię tro 7.

BIURO doradztwa finansowo-ekonomicznego po może Ci założyć prywatny biznes: doradzi, po­

prowadzi za Ciebie księgi handlowe, księg: przy chodów i rozchodów, wypełni deklaracje dc U- rzędti Skarbowego. PPI-1U „WEST” Zielone '(li­

ra, uJ. Sobieskiego 2 ni. 3. tel. 37-49 e»ł S Ot 14.

P rz y jm ę m aszynopisanie tel. 626-23 KOCHAM Elikę Patelke -Aadrzej.

(7)

im o- zania :al

;an y f cio­

to na

Pi A SEKUNDE

PRZED STARTEM

Z ORGANIZATORAMI LUBUSKIEGO LATA FILMOWEGO

ANDRZEJEM KAWAŁA, ANDRZEJEM MILCZARKIEWICZEM

KIERZYM NOWAKIEM - ROZMAWIA KONRAD STANGLEWICZ

Panow ie, odreagow aliście zapew ne w ra ­ żeni*. ode^paliśeie zarw ane noce. Co pozostało P« LLF Łag»w ’90?

. .— Przede w szystkim m nóstw o w ażnych oso bistych kontaktów . W tym roku w Łagowie m ieliśm y w ielu gości zagranicznych. Byli Cze si, Słow acy, Białorusini, Litw ini, R osjanie, Węgrzy, ...zaplątał się’’ także Duńczyk. N ie­

których przyw iodła do nas ciekawość Polski, naszej kinem atografii. Innych — chęć n a u ­ ki. W byłym obozie byłych pań stw k o m u n i­

stycznych nasz ru c h dyskusyjnych klubów film ow ch był ew enem entem . W prawdzie i w Czechosłowacji istniały także kluby, ale były one dość dokładnie penetrow ane przez służby s o c ja l n e w iadom ej in sty tu cji. W . ZSRR w ogóle coś takiego nie m iało p raw a bytu. Tam przecież „dyskusja’' odbyw ała się tylko na zjazdach kom unistyczne; partii. Aie oni o tym co działo się u nas słyszeli.

n *e przypadek, że Litw ini, którzy przy jechali do Łagow a — wszyscy m ów ili po pni­

aka.

— Oczywiście, do nicli przez Polskę szła

„zaraza' wolności. T eraz, kiedy nad arzy ła się oka?.ja przyjechali n a L ubuskie L ato dow ie­

dzieć się ja k organizujem y k luby film owe, jak je finansujem y, skąd bierzem y rep e rtu a r.

Dla nich bardzo w ażna jest nasza lite ra tu ra , p rasa. Chcieliby w spółpracy, w ym iany ludzi i filmów,

— W as też to in te resu je ?

— No jasne, M inister B urski m ów ił w w y­

wiadzie dla GN o propozycji „w ędrującego"

festiw alu. Je st bardzo praw dopodobne, że je ś­

li G orbaczow popuści L itw ie i układy m iędzy narodow e się zm ienią, to w przyszłym roku spotkam y się rva festiw alu ta k im ja k Łagow ­ ski ale n a L itw ie — w Trokach, a potem może w Eger, n a Węgrzech.

— Sąsiedzi chcą się poznaw ać, a przyjaźń

»ia być nic zadekretow ana.

— Wzajemne- odw iedziny, osobiste k o n ta k ­ ty — to w szystko jest szalenie ważne, bo po zw ala onujać oficjalne i skostniałe instytucje, k tó re nas ciągle p ara liżu ją. Oto przykład. Na szyna gościem w Łagow ie byl Ladislav Stindi

— rad ca am basady Czeskiej i S łow ackiej R e­

publik: F ederacy jn ej. On n am pow iedział, że w. w arszaw skiej am basadzie, po tych zm ia­

nach któ re n astąp iły

w

P radze, do dz;ś jest tylko dw oje, k tó ry ch m ożna by nazw ać lu d ź­

m i H avela: am basador (córka Ja n a Nem etza) i on — były p o rtie r przez osiem lat, ściągnię ty z em ery tu ry n a k ilk a dni przed rozpoczę­

ciem LLF. Pozostały personel to sta ra ekipa z k tó rą nic nie da się załatw ić.

— O tym co dzieje się w k in ie naszych są ­ siadów dow iadujem y się jedynie przy okazji w ielkich m iędzynarodow ych festiw ali.

-— Tak, niew iele więcej wiedzą nasi k ry ty ­ cy, film ow i. A k inow a publiczność fascynuje się film am i am erykańskim i. Tym czasem na W ęgrzech, w Zw. R adzieckim pow stają in te ­ resujące rzeczy. By się o tym dow iedzieć t a ­ kże są w ażne osobiste kontakty. Dzięki łago­

w skiem u spo tk an iu wiemy, że jeśli n am coś Poleci Łstvan K rasztel czy K ola Ryrzykow , to Warto będzie sprow adzić do P olski te film y.

8 0 i»ni nas poznali, w iedzą co nas interesuje, a tny m am y do nich zaufanie, bo też ich po- z>Łsiiimy.

— W tym roku w Łagow ie była spora g ru -

*** reżyserów , ale k ry ty cy zaw iedli. Byli ty l­

ko: A ndrzej W erner, R afał M arszalek, A dam H orossezak i nie — film ow iec J a n Walc.

J a k n a ubogi s ta n p o lsk ie j k r y ty k i f i l­

m o w e j bo i ta k p rz y je c h a ła n ie z ła ek ip a . Z a ­ w ied li je d y n ie T a d e u sz S o b o lew sk i (n o w y na czeln y K IN A ) i W a ld e m a r C holodow ski. A po zo stali? K rz y sz to f K ło p o to w sk i je s t w N. J o r k u , B o lesław M ic h a łe k a m b a s a d o m je w R zy m ie. K rz y sz to f M ę tr a k z a ję ty b y ł II M and la ­ le. w ięcej m ógł p rz y je c h a ć , p rz e c ie ż u n a s n ie m a k ry ty k i!?

J a k ry su je się przyszłość te j im prezy?

— C h c ie lib y śm y u ru c h o m ić s ta łe b iu r o L u ­ b u sk ieg o Lata* F ilm ow ego. W tedy, n ie re z y g n u jąc ze w sp ó łp ra c y ze S to w a rz y s z e n ie m F il­

m ow ców P o lsk ich , sa m i z a p ra s z a lib y śm y ty ch , n a k tó ry c h n a m zależy.

— N adchodzi czas etatyzacji?

— O ty m d e c y d u ją w zg lęd y p ra k ty c z n e , n ie zaś m a r z e n ia o p o sad ce. Je ś li k to ś te le fo n u je z z a g ra n ic y i w słu c h a w c e sły szy : — halo, sk le p „ K a m a s z ” —- to n ic d ziw n eg o , że m a w ą tp liw o ś c i czy n ie p o m y lił n u m e r u . A ta k się sk ła d a , że te le fo n w s k le p ie J u r k a N o w a ­ k a je s t je d y n y m , z k tó r e g o n^ożem y c a ły czas k o rz y sta ć ; J e ś li w ięc ch cem y p o w a ż n ie m y ­ śleć o L u b u s k im L ecie w p rzyszłości, to m u ­ sim y p rz y te le fo n ie p rz y n a jm n ie j p osadzić se k r e ta r k ę .

— A na to potrzebne je st biuro i pieniądze.

— T rz y m a m y za sło w o m in is tra J u liu s z a B u rsk ieg o , k tó ry sam z a p ro p o n o w a ł (p a trz G N n r 3/90) u tw o rz e n ie d z iałająceg o p rzez cały ro k K o m ite tu O rg a n iz a c y jn e g o L LF.

Nasiz K lu b K u ltu r y F ilm o w e j m ó g łb y ta k ą in s ty tu c ję u trz y m a ć , g d y b y śm y w re sz c ie d o s ta ­ li w a je n c ję o b ie c a n ą p rz e z m in is tr a sieć k in . S a m i z re s z tą n ie z a s y p u je m y g ru s z e k w popie le. N a w ią z a liśm y k o n ta k t z f ir m ą ITI, k tó ra z a jm u je się d y s try b u c ją k a s e t i s p r z ę tu w i­

deo. Z y sk i z te j w sp ó łp ra c y ch cem y p rz e z n a ­ czyć n a Ł agów .

— A w ładze lokalne — m iejskie, wojewódz kie — w iedzą o tym ?

— S zczegółow y p ro g ra m d ziałaln o ści, a n ie o g ra n ic z a ła b y się o n a je d y n ie do film u , zło­

ży liśm y jeszcze p o p rz e d n ie j e k ip ie. J e s t c h y ­ ba ja k a ś ciągłość w ład zy , w ięc nie p o w in ie n on zag in ą ć w b iu r k a c h u rz ę d n ik ó w . A g d y b y n a w e t, to w k a ż d e j c h w ili je s te ś m y w sta n ie d o starczy ć go p o n o w n ie.

— Czego k o n k retn ie oczekujecie od władz, pień iędzy?

— P ie n ią d z e zaro b im y sam i. O czek u jem y m ę sk ic h , sz y b k ic h d ecy zji w s p ra w ie n aszej siedziby i w s p ra w ie o w e j sieci k in . M am y ludzi, ochotę, u m ie ję tn o śc i, d o św ia d c z e n ia i, co n ie b a g a te ln e — sp rz ę t. B ra k u je n a m ty lk o o b iek tu . J e ś li te n o trz y m a m y — g w a r a n tu j e ­ m y, że Z ielo n a G ó ra p u s ty n ią k u ltu r a ln ą n ie

będzie.

— A co będzie?

— Będzie jazz, te atr, książka i film. Będą ludzie z k tó ry m i w arto się spotkać. W szystko n a najw yższym poziomie. Jesteśm y na sekun dę przed startem .

O n RED A K CJI: gość Lubuskiego L ata Fil inowego. R afał M arszalek sw oje h o n o rariu m za te k st opublikow any w GM pr*e*nac7.yt na fundtisti B iura O rganizacyjnego LLF. W nęku­

jemy.! Fot. K ra -K re

Cytaty

Powiązane dokumenty

wanie. Dotyczy to szczególnie stanow isk kierow niczych tracących na kpn kurencyjności względem innych stanow isk.. Obecnie zielonogórski lud je st o- wyni księciem ,

kto zawinił, ludzie czy niedoskonałości idei, wizji, koncepcji. Być może gdyby zwyciężyła w Niemczech czy Anglii, jak sobie w yobrażał to M arks, dzieje

nie rzeczy U rzędu M iejskiego. W interesie lokatorow zam ieszkałych przy Pl. Jego w inno się pociągnąc do odpow iedzialności. Z drow ie, nie pozwala. Stropy w

Tak przygotowane ziemniaki sma kują wspaniale z jajkiem (może być sadzone, ja jeczniea, kotlet z jaj) Doskonałym dodatkiem może być parówka lekko podsmażona

dróż może być męcząca, uważaj na swoje zdro wie i przewożone zasoby. Nie na leży wpadać w panikę, pracuj spokojnie, staraj się podołać obowiązkom, a

Uczucie zawodu będzie Ci towarzyszyło dłuższy czos, mimo, iż szybko się wyjaśni, że sprawa' nie po­.. winna dotyczyć

biorcy jak i sam ych urzędników zajmują cyeh sic prow adzeniem ew idencji. których przyszły przedsiębiorca w in ‘en przestrzegać. zupełnie niepotrzebnie, dok onrł

Idea jednocząca ludzi wszystkich narodowości i ras, będąca urzeczywistnieniem dążeń człowieka do niwelowania barier językowych.. Idea anajdująca coraz to