• Nie Znaleziono Wyników

Gazeta Nowa : Kurier Zielonogórski : tygodnik : Zielona Góra R. I, Nr 24 (21 czerwca 1990)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Gazeta Nowa : Kurier Zielonogórski : tygodnik : Zielona Góra R. I, Nr 24 (21 czerwca 1990)"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

G o dcdej a b s o l w e n c i e ? ;h S o w i e c i : P r z y j e m n e j

p o d r ó ż y ! ^ J e r z y T u r e k ^ P i ę t n a ś c i e s e z o n ó w

A n d r z e j a H u s z c z y ^ B erlin ; z a p i ę ć d w u n a s t a

N a p a d w O t w o c k u m T in a T u r n e r w B e r lin ie

DO WYGRANIA 100 0 0 0

C O T Y G O D N I O W Y KONKURS

G A ZETY NOWEJ

ROK I NR 2 4 / 9 0 21 CZERWCA 1990 R. 1500 ZŁ

LUB u s a / g LA/O FiLfTiowc

2 4 . 0 6 . - 1 . 0 7 . 1 & & ™

KINEMATOGRAFIA

EUROPY ŚRODKOWEJ I

i-’..-*-...

M I Ę D Z Y N A R O D O W A

I M P R E Z A

F I L M O W A

J < b N F J i O N X A C J / \ G ZTEJZEG H

^ K T J S T E J V l A T C X r K A K I 1

• £

r * .

V /

* o z p v n

Chcę być

wszystkich

zielonogórzan

Rozmowa z nowym prezydentem

Zielonej Góry R. Doganewskim

Red.: Wssiąl pan ślub r, Zieloną G órą: pię kną kobietą, niezbyt dobrze u b ran ą (żc przy pomnę P ańskie słow a z naszej red a k cy jn e j dy skusji o mieście). Z miłości czy z rozsądku?

R. Doganowski: P rzede w szystkim z miłoś ci. T rafiłem tu ta j z W rocław ia 17 lat tem u.

Przyjechałem , zobaczyłem... i zostałem. M ia­

sto urzekło m nie swym położeniem wśród zalesionych wzgórz i niek łam an ą urodą. Chciał bym coś od siebie Zielonej G órze dać, oczy­

wiście przy silnym w sparciu całej rady miej skiej, w spółpracow ników i sam ych m ieszkań ców. Przypom nę hasło wyborcze KO „S”, z którym się w pełni utożsam iam : „Nie oblecu łen}y_— ju tro będzie lepiej. Mówimy: spró­

b u jm y wspólnie uczynić ju tro lepszym".

Red.: Prócz hasła był też program , pod któ rym podpisyw ał się P an jako k an d y d at na radnego.

R. Doganowski: I który chciałbym te ra z re ­ alizować jako prezydent.

Red.: Na co pan staw ia?

R. Doganowski: J a w mym p ry w a tn y m ha śle — na K om petencje. O peratyw ność, Solid ność. Na KOS.

Red.: K to za panem stoi?

R. Doganowski: Na pew no 597 wyborców, którzy oddali na mnie głos 27 m a ja oraz Oby w atelski Klub R adnych, który zgłosił mnie ja

(Ciąg dalszy na str. .">)

(2)

n * .

Orły z alei Niepodległości

Każą nam uwierzyć:

To oni właśnie byli drożdżami Sierpnia SO. Kiełkujące idee wsparli płomienną pubu cystyką. Ręce mieli czyste i duszyczki niewtn ne. Chcieli jednego: aby Polska była Polską.

Liczyła się dla nich tylko prawda. 1 sprawiedli wość. I wolność. I równość. I braterstwo. I

„Solidarność”

Od słów przeszli do czynów. Pan Zbyszek, nie dbając o nieprzespane noce, pełnił społe­

cznie funkcję rzecznika prasowego Regionu.

Pani AUt użyczyła niedoświadczonej z wiązko wej elopie swej intelektualnej głębi i polotu.

Czołowymi bojownikami o świętą sprawę sta li się pan Czesław i pan Henryk. „Gazety na szej codziennej, daj nam Panie" — błagał lu­

dek, stęskniony słów prostych i do serca tra­

fiających, które wychodziły spod pióra pana Franka.

Wtedy jeszcze przegrali. Pan Zdzisiek i pan Marian znaleźli się w ośrodku dla interno­

wanych. Pani Renia dowoziła im kanapki

domowym smalcem, pichcąc jednocześnie w redakcyjnej piwnicy patriotyczne ulotki. Pan Mirek, zweryfikowany na bruk przez partyj nomenklaturę, pożegnał się z dziennikar­

stw em tia osiem długich lat. Pan Zenek w y ­ lądował w punkcie naprawy parasoli. Pozo­

stali wzięli na swe barki niewdzięczny cię­

żar wallenrodyzmu. Usypiając czujność cen­

zorów, podtrzymywali wiarę, nadzieję i m i­

łość. Nauczyli czytelników szukać prawdy mię dzy wierszami. Trwali „Bo serca nasze odważ ne, nie można ich uciemiężyć”.

Doczekali się I znowu, jak przed laty, nie zabrakło ich w pierwszym szeregu. Promu­

jąc NOWE, wygrali dla nas i czerwcowe i majowe wybory, Ekipa Mazowieckiego stała, się ich ekipą. Uwiarygodniali się każdym sio wem, każdym gestem, każdym znakiem dru­

karskim. Kropką, przecinkiem i cudzysłowem Dzisiaj:

Stają przed nami z podniesionym czołem, oczekując zapłaty za wierną służbę. Aposto z łowię odnonui. kombatanci reform społeczno-

politycznych. Rycerze Świętego Graala i Dziewice Orleańskie. Moralni zwycięzcy bez­

krwawej polskiej rewolucji Sojusznicy słusz nej sprawy. Zespół redakcyjny „Gazety Lubus ki ej”dzielne orły z al. Niepodległości.

Wrony z pl. Bohaterów Umdającego Sy­

stemu.

Mówią nam:

Jesteście tylko naiwnymi, nawiedzonymi harcerzykami, z nieciekawą przeszłością i żad ną przyszłością. Amatoramipółgłówkami.

Nikogo nie reprezentujecie. Nikt was na se­

rio nie bierze. Wasz czas mija, o ile w ogóle kiedykolwiek nastał.

Pytam więc:

Dla kogo właściwie robiliśmy tę rewolucję.

Dla kogo przekształcamy PRL w Rzeczypo­

spolitą Polską? Dla nich? Aby mogli butnie powtarzać: byliśmy, jesteśmy, będziemy?

Zapłaciłem osobiście zbyt wysoką cenę, aby teraz milczeć. I naprawdę, nie czuję się osa­

motniam,: EDWARD.I MTKCER

H N in #

M I M i A l E Ogłaszam konkurs na majstra!

Nastał na Budowie... czas przejściowy. Przy znam szczerze, że w okresie wylewania fu n ­ damentów, wznoszenia stropów, czy powsta­

wania nowej prasy budowlanejwygodnie i szczerze T O Ż S A M O , było nam w bry­

gadzie. Czyli w kupie. Dziś, na tej zielonogór skiej już Budowie, opanowała Pana Czesia...

nostalgia. Okazało się, że w tym „stanie straty fikać ji” brakuje po prostu AUTENTYCZNYCH INDYWIDUALNOSCI. Dawniejsze przestały być wiarygodne, albo okazały się małe, koś­

lawe i nieuczciwe. Bo jeśli podstawową war­

tością człowieka jest to, że „posiada” jako je­

dyny w Polsce tytuł profesora metodyki na­

uczania np. języka polskiego, to żal nam na­

uki polskiej i... języka polskiego.

Onegdaj było głośno w Zielonej Górze o Pro fesorze. A najżałośniejsze okazało się to, że w momencie ujawnienia pewnych grzeszków Profesora, najdotkliwiejbo obyczajowo

orga- spostponowali go koledzy naukowcy nizacji partyjnej.

Ale nie w tym sedno. Otóż zauważyliśmy na Budowie, że w tym — już charakterystycz­

nie zaściankowym, zielonogórskimpędzie do stroszenia piórek, bardzo „subtelnie" trak­

tuje się tzw. niepokornych. Takiemu NIEPO­

KORNEMU osobnikowi rzuca się w twarz zda nie: „nie ma ludzi niezastąpionych". Zaiste nie ma!

Dlatego w Zielonej Górze każdego człowie­

ka można zastąpić i każdego można odstawić na boczny tor. Profesor po prostu oblewał na egzaminie NIEPOKORNYCH, albo... „nie­

uków". A to, że „oblano" Profesora nie znaczy wcale, że był niepokorny.

Klauzula „nie ma ludzi niezastąpionych do­

prowadziła do tego, że trudno się oprzeć na ja­

kimkolwiek autorytecie. Pokażcie mi w Zie­

lonej Górze kogoś powszechnie uznanego za

autorytet, ale żeby jeszczeprzy „okazji ’ był INDYWIDUALNOŚCIĄ. Nie na miarę te­

go miasteczka, tej Budowy, jednej czy dru­

giej Gazety.

Ba! Jeśli już ktoś taki pokaże kawałek twa rzy, albo kielni — zaraz m u się znajdzie... ja­

kieś skłonności, jakąś „przeszłość”, jakąś pus­

tą butelkę... rozwód. Albo powie się mu „nie ma ludzi niezastąpionych” i „paszoł won”

Dobrze nam było w kupie... na początku.

Nam wszystkim. Chciałoby się j e d n a k trochę we własnym imieniu, nawet niepokornie, na­

wet nie w interesie kupy. Marzy się Panu Czesiowi, że pewni ludzie w Zielonej GO rze

„będą nie do zastąpienia”. Ale tak może sobie marzyć tylko facet wrzucający w betoniarkę trzy razy tyle niż inni. Ale takiego faceta naz wą zaraz... megalomanem.

Czas na wielkie grzybów... branie.

PAN CZESIU.

Kamieniczki

Stoją sobie przy zielonogórskim Deptaku. Je śłi się go przemierza z pochyloną głową, po­

kornie, nie rażą swym wyglądem. N a stra ja ­ ją nawet optymistycznie! Gorzej, jeśli spoj­

rzeć nieco wyżej.

Kamieniczki, ich wygląd. To jest przecież Starówka, która świadczy o mieście. W mia­

steczkach europejskich wydziela się to serce miasta właśnie dla pieszych, spacerujących.

Tworzy się tam sieć sklepowo-kawiąrnianą.

Z co drugiej więc kamieniczki wylewa się na deptakową rzeczywistość kawiarniany świat.

Pomarzmy przez chwilę. Deptak zielonogór­

ski zalewa sieć kawiarnianych ogródków, W pogodny dzień siedzą tam sobie razem, na przykład Redaktor R. i Redaktor B. przy ma­

łej czarnej. Ten pierwszy tokuje: — Wiesz, tlę Ci tradycyjnie promował Gazetę na swo­

ich lamach. Nr lo B.Już nie trzeba. Zbyt

długo czekałem! Albo tak: W innej części, w kraciastej marynarce, samotnie przesiaduje Re daktor A. wraz z palmą, gdyż ceny w Pal- miarni ,tej właściwej, srodze go wystraszyły, a poza tym A. wie nareszcie dokąd zmierza, bo oto na stoliku leży „Gazeta Wyborcza”. Kąt mu się źmienił. Patrzenia..,

Tymczasem w Rynku stoją jeszcze dwie, dłu go już remontowane kamieniczki. Do niedaw­

na miejscowi plastycy mieli podobne jak ja, nierealne marzenia... W budyneczku po daw­

nej „Krystynce” sklepie bodajże pończoszni­

czym, miał zmieścić się dom plastyka. Oprócz jedenastu pracowni dla malarzy, siedziby mia­

ły tu mieć PSP, „Sztuka Polska'V ZPAP

„Sztuka Użytkowa” czyli związki twórcze i ga lerie. W piwnicach planowano Klub Związków Twórczych. Myślano też by stworzyć sklep za opatrujący jrtastyków. Inwestycję dotychczas

sponsorowały: konserwator zabytków i orga­

nizacje, które miały znaleźć tu dla siebie sie­

dzibę.

Pod koniec maja urzędujący jeszcze Prezy­

dent zawezwał plastyków i oznajmił, że jeśli Ci nie zapłacą PKZ-tom, które są wykonawcą robót, określonej sumy, to te zejdą z budowy.

Zaproponował dalej, aby może plastycy zre­

zygnowali z organizowania galerii na dole, i wydzierżawili dół na 10 lat, np. PEWEX-owi, PZZ-tom lub Rzemiosłu. Ci mają pieniądze i chętnie wezmą. Prysły więc marzenia o Dep­

taku, który zawłaszczą właśnie ^ plastycy ze

„swoim domem”. Dlatego, pomyślałem, że mo że nowy Prezydent uratuje pomysł i pomoże stworzyć deptakowy artystyczno-kawiarmany świat.

ANDRZEJ BUCK

(3)

LUCYNA MAtACHOWSKA-GRABOWSKA

Co z r o l;.t z "oba m łod zi o trzy m u ją cy w ty c h c! cli d ” pL zaw od o­

w e? K ilk a lat te m u ,k ie d y ro zp oczyn ali ed u k a cję, nie p rzy szło im do g lo - w y , że d y ;;.jm bę» -ie się nadaw a! co n a jw y ż e j do opra' . a w ram ki.

p o -

D

powiększą arm ię bezrobotnych. Na ich ziś w szystko w skazuje na to, że tego­

roczni absolw enci szkól zawodowych kolegów z poprzednich roczników czekały fa biyki, budowy. Z akłady organizow ały g :eł- d.y piacy u siebie, w w ydziałach z a tru d n ie­

nia, a naw et w szkołach. Zabiegały o początku jących fachowców. T eraz nic z tych rzeczy. Po zostaje szukanie pracy na w łasną, bardzo prze cież jeszcze niedośw iadczoną rękę, poprzez ro dziców lub ich znajom ych. Rodzice też m ie- w; ją kłopoty, byw ają redukow ani, nie mogą znaleźć pracy dla siebie.

W edług rozeznania K u ra to riu m O światy i W>chow ania z 6,5 tysiąca tegorocznych a b ­ solw entów szkól średnich polew a będzie szukiw ać pracy.

T ej młodzieży trzeba udzielić w sparcia — m ówi w icekurator Józef M urzyński — I'o|>ri»

-siiiśmy d y rektorów szkół, aby poprzez sw oje kon tak ty z zakładam i, instytucjam i szukali uczniom zajęcia.

O św iata czuje się m oralnie odpow iedzialna za swoich w ychow anków . Czy będzie w sta ­

nie pomóc im w k o n kretach?

Póki co, b ardziej m artw ią się dorośli, niż sam a młodzież. 19-latki nie majq, być może n a razie (w najbliższej perspektyw ie są egza­

m iny na studia, a potem w akacje), czarnych myśli. Tak w ynika z sondaży przeprow adzo­

nych w szkołach. W Zespole Szkól Samocho dowych w Zielonej Górze tylko 3 proc. ab- solw entow liczy się z tym. że mogą być bez­

robotni. Polowa w ybiera się na studia, 10 proc. liczy na wyjazd za granicę (chcą tam popracow ać i wrócić do kraju), 28 proc. za­

kłada. żc podejm ie działalność na w łasny r a ­ chunek, Raczej nie czują obaw.

Z kolei inne dane św iadczą o tym . że mło d z ^ ż jednak liczy się z trudnościam i w zna­

lezieniu pracy. W tym roku bardzo dużo ucz mów ostatnich klas techników i liceów zawo dowych, bo aż 92,2 proc., p rzystąpiło do ma tury. W ubiegłych latach tylko 75-80 procent.

M atura rośnie w cenie. Daje możliwości sta ­ ran ia się o przyjęcie na studia, a w przypad ku poszukiw ania pracy może dać lepsze szan­

se.

Młodzież kończąca zasadnicze szkoły za­

wodowe także w ykazuje większe niż w ubie ełych latach zainteresow anie dalszą nauką.

Je d n i przy obecnym kryzysie liczą na prze­

trw an ie trzech dalszych lat w technikum in­

nym przyśw ieca ceł głębszy. Z aczynają doce­

niać w artość ■ w ykształcenia. Ten tren d zazna cza się w yraźnie w szkołach zaocznych i wie ozorowych. Słuchacze bardzo się sta ra ją , by u trzym ać się, by nie odpaść w ciągu roku.

M yślą ta k : skoro zakład w e m nie iiryyestuje, muszę mieć am bicję ukończenia nauki. Być może, dzięki tem u, że się uczę, utrzym am się w pracy.

To są pozytywne rezu ltaty zmian, gospodar

czyeh. -

W tym roku ośw iata niew iele będzie mo­

gła zrobić dla swoich absolw entów . Z pew~

'•ością wiele szkól, a przede w szystkim iu-

* zajm ujących się dotąd planow aniem Kształcenia przeżyw a fru stra cje . Dotychcza-

owy rynek pracy, do którego przygotow y­

w ane kadry, p rze staje być ak tu aln y . Kiedyś w iadomo było, co to jest tak zwany „pożą- I k le ru n e l5 kształcenia. Dla nikogo nie 7;a£adkq ilu m u rarzy tokarzy, stolarzy n , / ! f ych. w d an ej okolicy. T eraz n ie ^ k ie ru n k i m ożna określać intu icy j-

a j w y z e j no op:

W Zielonogórskiem o 100 procent zwiększo­

no liczbę m iejsc w szkołach policealnych, głównie na kieru n k ach medycznych, w tech­

nicznej obsłudze szpitali, w rolnictw ie, ele­

ktrom echanice.

Józef M urzyński i jego firm a chcieliby ksztal cić uczniów w zawodach potrzebnych. K ura torium jest gotowe u rucham iać naw et nielicz ne g ru p y zawodowe, ale z nadzieją, że absol­

w enci będą przydatni. Jed n ak zorganizow a­

nie elastycznego kształcenia jest stym ulow a­

ne m ożliwością p raktycznej nauki zawodu.

G dyby przyszedł ktoś ze spółki i powiedział:

potrzebujem y 15 akw izytorów , ośw iata może natychm iast uruchom ić grupę, ale młodzież m usi mieć możliwość praktyki.

Szkoła sama nie w ykształci fachow ca. Z a­

kłady, które trad y c y jn ie dom agały się fachów ców, dziś odm aw iają przyjęcia na praktykę.

O św iata zawodowa nie może pracow ać sobie a muzom. Musi szybko znaleźć nowe rozw ią zania program ow e. K ształcić w szerokich pro filach, na przykład nie sprzedaw ców lecz han dlowców. Musi znaleźć model uczenia bardziej wszechstronnego, przystającego do życia, nie czekając na. odgórne program y. Im szybciej tym lepiej.

W tej chw ili zainteresow anie zakładów te ­ gorocznymi absolw entam i jest znikome. N aj­

większe widoki na pracę ma młodzież koń­

cząca szkoły przyzakładow e.

W R ejonow ym Biurze P racy obejm ującym m iasto i gminę Zielona Góra, gm iny Zabór i Św idnicę, m iasta i gm iny Czerw ieńsk i No wogród Bobrzański od początku tego roku zgłosiło się 90 absolw entów (w wńększości u- biegłorocznych), z czego 57 jest na zasiłku dla bezrobotnych. Przez pięć m iesięcy tylko dla 7 osób udało się znaleźć pracę. Wśród 21 zgło­

szonych tu absolw entów tegorocznych są 4 osoby z wyższym w ykształceniem . 14 ze śred nim zawodowym . - Nie ma dla nich zajęcia.

P an i Teresa O lew ska kierow niczka Rejoitu wago B iu ra P racy w Zielonej Górze spodzie wa się law iny m łodych ludzi z dyplom am i.

Niepokoi się. Co im odpowie? Że są niepo­

trzebni już na starcie? Gdyby chociaż znali języki obce, mogliby sobie jakoś poradzić.

Personel biura m s trero<; przed tym i roz­

mowami.

Co czeka absolw entów w biurze pracy, je ­ śli nie praca? P rzez 12 m iesięcy będą mieć sta tu s absolw enta i praw o do większego za­

siłku. Osoby z w y sz jm w ykształceniem przez 3 m iesiące otrzym ują zasiłek w wysokości 200 proc. najniższego w ynagrodzenia, przez na­

stępnych fi miesięcy 150 proc., potem zasiłek rów ny najniższem u w ynagrodzeniu. Po 12 mie siącach przechodzą na sta tu s bezrobotnego.

A bsolw ent szkoły za w od owe j - zasadnicze j , średniej, policealnej (za w yjątkiem liceów ogólnokształcących) przez trzy m iesiące otrzy m uje zasiłek rów ny 150 procentom najniższe go w ynagrodzenia, potem 100 procent.

W ojewódzkie Biuro P racy przygotow ało inform ator (bardzo szczegółowy) o absolw en tach szkól wyższych i ponadpodstaw ow ych.

B roszurkę rozesłano j o zakładów i in sty tu ­ cji, z nadzieją, że zakłady sam e będą ofero­

wać zatrudnienie, niekoniecznie poprzez b.u ra pracy.

Biuro zielonogórskie próbuje nakłaniać swoich klientów do szukania zajęcia na wlas ną rękę. O fert zgłoszonych jest m ało (zaled­

wie 120 na 2600 zarejestrow anych w tej chw i li bezrobotnych), alg liczne ogłoszenia w p ra ­ sie. a naw et na slupach świadczą o tym , że praca tu i ówdzie jest. Często są to propozy cje z pryw atnych zakładów, do których bez­

robotni podchodzą ostrożnie.

Pani O lew ska widzi dla m łodych szansę w działalności na własr.y rachunek. Zachęca do w iększej odwagi, aktyw ności. Może rodzice pom yślą o przedsięw zięciach gospodarczych i za tru d n ią własne dzieci. Dlaczego nie?

W biurze pracy można składać wnioski o k re d y t na uruchom ienie własnego przedsię­

biorstw a. O pożyczkę mogą ubiegać się także zakłady gotowe utw orzyć dodatkow e m iejsca pracy.

Zgłoszono już 60 wniosków, 46 indyw idual nych i 14 z p ryw atnych zakładów. Je śli ktoś nie ma odwagi starto w ać w pojedynkę, może założyć wspólny interes z innym i bezrobot­

nymi. Są chętni na m ałą gastronom ię, na otw arcie sklepów , na zakład stolarski, na pro dukcję toreb foliowych.

W arunki k red y tu są korzystne. G órna gra nica pożyczki rów na się 20-krotnem u śred ­ niem u w ynagrodzeniu. K red y t m ożna zacią­

gnąć na pięć lat, początek sp łat po dwóch la tach.

Inną fu rtk ą może być przyuczenie do no­

wego zawodu. Nie wiadomo, ja k podejdą do tej możliwości świeżo upieczeni absolwenci.

Sobota, 30 czerw sa, godz. 15 i 19, sala COS w Drzoako wie

;v: H :-

§ mHm §yi rk Iii

Sport i muzyka - show jakiego jeszcze nie było

„ C fiło p c y z P l a c u B r o n i ”, W a n d a K w i e t n i e w s k a , m i ­

s t r z o w i e E u r o p y : W ł o d z i m i e r z R ó j ( k a r a t e ) , M i r o s ł a w

D a s z k i e w i c z ( k u l t u r y s t y k a ) , m o d e l k i , f e t a - b i m , a i k i d o

D o c h ó d n a p r z e d s z k o l e d l a d z i e c i s p e c j a l n e j t r o s k i

w Z i e l o n e j G ó r z e

- Cegiełki da nabycia w Orbisie, PTTK i TUMIE (KMPiK)

(4)

S o w i e c i :

PRZYJEMNEJ PODRÓŻY

W

CZESŁAW MARKIEWICZ

In terp ela cje w S e jm ie , in c y d e n ty w K ra k o w ie, p ik iety u W arszaw ie, g łod ów k a w L eg n icy — to b ila n s „ak cji” zam y k a ją cy ch się w ty tu ło w y m haśle. R ozpadające się IM PE R IU M n ie op u szcza p rzy czó łk ó w sp ełn ia ją c m isje” w y zn a czo n ą przez U k ła d W arszaw sk i — jak m ó w i radziecki p u łk o w ­

nik, p rzed sta w iciel d o w ó d ztw a jed n o stk i sta cjo n u ją cej w S zp ro ta w ie, b ia ­ da jac przy je d n y m sto le i pijąc biurow ą herb atk ę, obaj zd a jem y sob ie sp ra­

w ę, że m ożem y ty lk o p o g a d ać o... sa m olocik ach , m ieszk an k ach i jak ich ś szczególik ach d o ty czą cy ch np. „ o ło w ia n y ch ż o łn ie r z y k ó w ”. R o z strzy g n ię ­ cia zapadają, bądź zapadną na n a jw y ż sz y c h szczeb la ch gd zieś... w M oskw ie, W aszyn gton ie, m oże w W arszaw ie. Jed n ak z lo tu ptaka p rob lem im p erial­

nej o b ecn ości ob cych w o jsk w y g lą d a zu p e łn ie in aczej niż z p ersp ek ty w y szp ro ta w sk ieg o ryn k u . P ók i co: hasła h asłam i, g ło d ó w k i gło d o w k a m i — a Arm ia R adziecka dość w y r a ź n i e zaznacza sw o ją o b ecn o ść w w o ln ej, n ie za w isłe j, sa m o sta n o w ią cej R zeczy p o sp o lite j.

czeln ik ó w S z p ro ta w y . N iew y g o d n ie je st go­

sp o d arzo m i... gościom . A k u ra t nie dochodzi do żad n y ch in c y d e n tó w , ale z d - 'z a j ą się tzw . sy

J

eszcze w u b ie g ły m ro k u św ięco n o „W iel k i P a ź d z ie rn ik ”, „D zień Z w y c ię s tw a ’ i d w u d z ie sty d ru g i dzień lipca jak o a rc h e ty p y n ie re fo rm o w a n e j K o m u n y . S zcze­

b io ta n o p rz y ja ź n ie bez tłu m a c z y , a w m a ju . spod sa m o lo tu -m o n u m e n tu u sta w io n e g o w S z p ro ta w ie w la ta c h so c-h o ssy , w y s ta rto w a ła

„ S z ta fe ta p a m ię c i” z m e tą w Ż ag an iu . T am te ż A rm ia R ad zieck a „ sp ełn ia m isję ”. Scisle k o n ta k ty z p e z e tp e e ru w s k ą w ła d z ą — n azy w a ne przez ra d z ie c k ie g o p u łk o w n ik a „ tr a d y c y j­

n y m i” — u rw a ły się n ag le, z pow odów oczy­

w isty c h , ra z e m z o d ja z d e m P Z P R .

N ie m n ie j życie rząd zi się sw o im i p ra w a m i i z e rw a n ie w ogóle... b ila te r a ln y c h k o n ta k tó w , z ja k ą k o lw ie k w ład zą, je s t po p ro stu niem ożii w e. D la te g o w S z p ro ta w ie p o ja w iło się ro s y j­

sk ie szefo stw o z L egnicy i zarząd ziło pójście do p o ro zu m ie n ia , że b y um .ożliw ić w sp ó ln e ż y ­ cie i pracę. To „ w sp ó ln e ” po leg a n a ty m , że p rz e z k ilk a dziesięcioleci obecności, rad zieccy

„ m isjo n a rz e ” — n a z y w a n i w S z p ro ta w ie A m e ry k a n a m i — sp o ro n a p su li. N a jp ie rw dość sku te c z n ie zaje żd żo n o drogi, o ó ż n ic j zaczął się sy p a ć m o st na B obrze, w reszcie, n a w e t n ie ­ w ielk ie, p o w ie rz c h n io w e w y c ie k i ro p y , po m ­ nożone przez te w sz y stk ie la ta , spo w o d o w ały is to tn e z a g ro ż e n ia ekologiczne. D o d ajm y do teg o dość n ieszczęśliw ie z a p ro je k to w a n y je d e n z pasó w s ta rto w y c h w o jsk o w eg o lo tn is k a ; z teg o p a sa sam o lo ty w y la tu ją w p ro s t n a d m ia ­ sto, a że szkoli się w S z p ro ta w ie w y b itn y c h lo tczik ó w , uczą się la ta ć po ciem k u ... n a p rz y - k ł id o d ru g ie j w nocy.

I rzecz nie vj k o n flik ta c h p o lity c z n y c h , czy n a ro d o w y c h , ale w u cią żliw o ścia ch obecności w o js k a w m ie śc ie — ja k p o w ia d a je d e n z n a -

r i% i f *

i * : i 3" *

tu a c je . K ilk a n a ś c ie dni tem u na te re n y w o j­

skow e w y b ra ła się g ru p a sp a c e ro w a : ch ło p ak i d w ie d ziew czy n y R o sy jsk ie służby w a rto w ­ nicze n ie ->rzybyły z '-siężyca. s łu c h a ją ra d ia i c z y ta ją g azety . W y p o sażen i w a u to m a ty c z n ą b ro ń z o stry m i n a b o ja m i, k a ż d ą ta k ą w yciecz kę p o lsk ich o b y w a te li m ogą o d e b ra ć jak o pro w o k a c ję , alb o „ a k c ję ” np.... K o n fe d e ra c ji P o l­

ski N iepodległej, C h ło p a k a ty m razem nie zastrzelo n o , lecz p rz e k a z a n o p o ls k ie j policji.

Z u p e łn ie in a c z e j teg o ty p u sp a c e ry w y g lą d a ją w p rz y p a d k u p o lsk ich te re n ó w w o jsk o w y c h .

0 w ie le g o rz e j w y g lą d a to w k o n te k ś c ie o b cej obecności w o jsk o w e j, chociaż sto p ie ń „ u w ra ż ­ liw ie n ia ” R o sjan je s t n a w e t zro zu m iały .

In a c z e j też o d b ie ra się np. w ła m a n ia p o l­

sk ich złodziei do p o lsk ich m ie sz k a ń . A le trz y k ro tn e w ła m a n ia do ra d z ie c k ie g o p rze d sz k o la 1 o g ra b ie n ie ra d z ie c k ic h lo d ó w ek , czy... lo d ó w ­ ki, m a z u p e łn ie in n y , poza k r y m in a ln y m , w y ­

m iar.

Dość z a b a w n ie , a lb o g ro te sk o w o w y g ląd a sp ra w a tzw . w y ciek ó w ro p y . W sty czn iu stw ie rd z o n o d u że ilości ropy w S zp ro taw cc.

R zeczka n ie m a b e z p o śre d n ie g o p o łącz en ia z lo tn isk ie m , sz u k a n o w ięc ź ró d ła zanieczyszczę nia. O tó ż koło s ta c ji k o le jo w e j u sy tu o w a n a je s t s ta c ja p rz e ła d u n k o w a , od k tó r e j o d p ro w a ­ dzony je st ru ro c ią g do lo tn is k a . Co k ilo m e tr z n a jd u ją się stu d z ie n k i re w iz y jn e z a m k n ię te n a k łó d k i. S tw ie rd z o n o , że k to ś p o k o n a ł tę p rzeszk o d ę i c z e rp a ł do w oli a tr a k c y jn e p a li­

wo. O bok o d k ry to śla d y opon tr a k to ro w y c h . Z o d k ręco n eg o z a w o ru c ie k ła ro p a zanieczysz

czając S zprotaw kę. Nie przyznaj.* si;' do tego Rosjanie, 3 pom ysłowosć rodzim ych „potrze­

b u jący ch " jest skądinąd znana. Sk-m-niej wie­

le razy >ctv; rnctz>tck!‘ no ■ o r k o ­ we myte bezpośrednio w Bohrze Są nawet zdjęcia

N o c n e loty. te odbyw ające się g r u b o po' pół­

nocy,. p rzerw ano dopiero m iesiąc tem u. Dzis ostatnie ..odrzutowe decybele’’ słychać nad S zprotaw ą c 22.00. Nic latr się też podczas św iąt narodow ych : religijnych. Oczywiście polskich A le to dopiero od m iesiąca i chyba nie z w łasnej, .,uż radzieckiej, woli. W ogóle Rosjanie są jak b y ostrożniejsi. Rzecz jasna chętnie mówią o wspólnych z Polakam i zawo­

dach strzeleckich, spartak iad ach , e politycz­

nym szkoleniu bez „białych plam itp. itd.

Jakby o tym nie mówić, pułkow nik który ze m ną rozm aw iał, ma 42 lata. a generai — do­

wódca jednostki — 45 lat. Doskonałe orientu­

ją się w sytuacji i jeśli któryś z żołnierzy, czy oficer „za dużo sobie pozw oli" jest n aty ch ­ m iast odsyłany do ZSPR. Problem w tym , że gdyby nagle wszyscy mieli w yjechać, i to me tylko ze S zorotaw y. nic m ieliby gdzie miesz­

kać w sw ojej ojczyźnie. Tu. w Polsce „w yjś­

cia” wojsk radzieckich też nie są takie jedno­

znaczne. Czyta się m . o w yjeżdzie jak iejś tam grupy z Legnicy, ale w S zprotaw ie, miejscowi w iedzą, źe u nich przybyw a Rosjan. A tu tez są problem y z m ieszkaniam i, leśii H sjanie je zw alniają, n ad a ją się - d elikatnie mo*viąc — do rem ontu. Zanim to następuje, dzieło de­

stru k cji wieńczą miejscowi i m ieszkania trze­

ba już k ap italn ie rem ontow ać. S tąd pojaw ia się problem d e n e rw u ją c '- polskich bezdom­

nych, zwany pustostanam i. Tablice na budyn­

kach inform ujące, że d a n a posesja nfe jest już radziecka, tra fia ją sw oją treścią do sum ień, tylko sporadycznie.

O statnie w ydarzenia polityczne przyniosły S zprotaw ie k ilk a „obyw atelskich prezentów , ale „uziem iły" radzieckie inicjatyw y. Oto jeszcze w peerelow skiej, b ra tn ie j rzeczyw isto­

ści dogadano się z R osjanam i, że zbudują no­

wy m ost na Bobrze i oczyszczalnię ścieków.

Dziś nikt już o tyra nie w spom ina. A rm ia Ra dziecka jest także biedna i nie stać je j naw et na rem onty zajm ow anych przez siebie budyn­

ków.

P

roblem „m isy jn ej” obecności A rm ii R adzieckiej np. w S zprotaw ie w ym yka się z rąk. Oczywiście... ręce można umyć: sta re w ładze m ają p rak ty k ę w oficjal­

nych, często w yłącznie politycznych Konu tach. Czy nowe w tadze potrafią w yegzekw o­

wać od gości to, co się należy gospodarzom . Tym bardziej, że każdą decyzję „przywozi ’ się z Legnicy. S tam tąd też pochodzi... idiom atycz- ne przysłow ie rosyjskie, że gość do d -.n u go­

spodarza nie przychodzi z w łasnym stołem.

Słowem: w szystko czym, i z c ze g o ż y je A rm ia R adziecka w Polsce, pochodzi znad W islj, o a - nv, B obru i... Szprotaw ki. A to, że ktos sobie

„przy okazji” uszczknie beczuszkę ropy... _ to już sp raw a odrodzonej policji. P roponuje więc zm ienić n ie n a jle p sz e hasło „Sowieci do dom u na „Sowieci czyścić rze’; i- budow ać m osty, re ­ perow ać drogi” — a potem... przyjem nej -iod- róży.

SB

.PISS

' '■‘'Lii. ' . 'v • '

..7 .

M fie sam ochodów .TAR-u w rzece Z niszczony m o st F e t. R. RcUisz

(5)

OtfcMzhny i pśśmm. M M

ROZMOWA Z PREZYDENTEM EDMUNDEM BLACHÓWIAKIEM

I N/ICEPREZYDENTEM BARBARĄ BARTOCHĄ.

RED; Czy byliście P ań stw o ekipą z nom en­

k la tu ry ?

E. BŁACHOW IAK: Skądże ^now u! Typow ą ek ip ą fachowców . Jestem po studiach p ra w ­ n o -ad m in istrac y jn y ch i ekonom ii. Po sied­

m io letniej w iceptezydenturze w ygrałem k o n ­ k u rs na prezydenta.

B. BARTOCHA: Je stem ekonom istką i orga nizatorem produkcji. Po 13 latach pracy w kbm isji planow ania i 1,5 roku pełnienia fu n k cji sek retarza KM PZPR d/s ekonom icznych (wiele się w tedy nauczyłam , choćby słuchać ludzi) zostałam ściągnięta do ratu sza przez p rez y d en ta Błachow iaka.

Ii. BŁACHOW IAK: Jak o fachowiec... i jako kobieta. Jestem z n a tu ry dość im pulsyw ny, podobnie w iceprezydenci Czesław K arczm ar i K azim ierz Jakubow ski. G dyby tak przy­

szedł czw arty narw any... A w iadom o kobie ta łagodzi obyczaje.

B. BARTOCHA: T ru d n iej jej odmówić, niż mężczyźnie.

E. BŁACHOW IAK: Nie wiem, czy któ ry ś z n as dałby sobie ta k dobrze radę. kiedy trze ba było siedzieć nocam i w PICM-ie i łagodzić nastro je.

RED: Czego można się dorobić w zielonogór­

skim ratuszu?

B. BARTOCHA: S tresów i w rzodów na żo­

łądku.

E. BŁACHOW IAK: W iceburm istrz z holen­

d ersk iej gm iny Valk,ensvaarel, k tó ry był w Z ielonej Górze podczas ostatnich wyborów, długo nie mógł się nadziwić, że zarabiam w przeliczeniu ok. 130 dolarów miesięcznie. My

ślał, że dziennie. On ma m iesięcznie ok. 55CQ dolarów . *

B. BARTOCHA: M ieszkam na 38 m kw., jeż­

dżę m aluchem kupionym na p rzedpłaty i to dzięki dziadkowi.

E. BŁACHOW IAK: Mój stan posiadania to M-4 na Łużyckim (50 m kw.) i sta ry duży fiut. Tyle, że buduję się poprzez spói izielnię na B raci G ierym skich.

B. BARTOCHA: D orabiać się zaczniemy po odejściu z urzędu. Każdy z nas m a kilka pro pozycji pracy z pensją, no o wiele wyższą, niż obecna.

RED: Do jakich stoików P aństw o się przy­

m ierzacie?

E. BŁACHOW IAK: Decydować się na kon­

k re tn ą ofertę nie było kiedy. Chcem y prze­

kazać m iasto w nowe ręce „w pełnym bie­

gu ”. Jeszcze k ilka dni tem u organizow aliśm y pokaz now ej technologii budow ania ze styropo ru, te ra z Cz. K arczm ar ściąga m aszynę do uk ład an ia dróg z piasku, prow adzim y rozmo wy z H olendram i w .sprawie k o n k retn e j współ pracy gospodarczej. W urzędzie nie m ożna so bie pozwolić na pracę „na jałow ym biegu”.

RED: Czy m oglibyście się P aństw o sam i pod­

sum ow ać?

E. BŁACHOW IAK: Zadowolony jestem prze de w szystkim z tego, że mim o tru d n e j sytuacji gospodarczej, nie zw olniliśm y tem pa rozw o­

ju m iasta. Dołożyliśmy kilka w łasnych roz­

wiązań w zakresie gospodarki kom unalnej, kom unikacji, budow nictw a jednorodzinnego.

Ż ałuje nato m iast trzech rzeczy: że nie udało się zrealizow ać w pełni prac gazyfikacyjnych,

że m am y opóźnienia w ucieplow nieniu Zie­

lonej G óry i że nie doczekaliśm y się k a p ita ­ listów , którzy chcieliby u nas inw estow ać.

M iejscowego k ap itału pryw atnego praw ie nie m a, każdy czeka, aby m iasto dało. Z czego?

B. BARTOCHA: M am szczególną satysfakcję z ut worzenia M PK oraz kom pleksow ego roz­

w iązania problem u odpadów (przym irki do budow y kom postowni, utw orzenie spółki do zagospodarow ania odpadów przem ysłow ych).

Jest^ szansa dla now ej ekipy, że m iasto będzie na śm ieciach zarabiać, a p rzy n a jm n ie j — nie będzie do nich dokładać. Ż ałuję — że z po­

wodu b rak u środków nie wyszły nam rem on ty sta re j substancji m ieszkaniow ej i że Zie­

lona Góra jest w praw dzie zielona, ale nie ko lorow a. Czy wie P an, jak czuje się kobieta w ciągle tej sam ej, jed n o b arw n ej sukience?

RED: Dobrego sam opoczucia nie m ożna P ań stw u odmówić.

E. BŁACHOW IAK: Oczywiście. Odchodzim y z podniesioną głową. Będę mógł śm iało cho­

dzić po ulicy i p atrz eć ludziom w oczy. I m iałbym ogrom ny żal, gdyby nowa ekipa po tępiła wszystko, co było, w czam buł. To by ła by w ielka niespraw iedliw ość i wobec nas i wobec nap raw d ę dobrych, kom petentnych pracow ników urzędu.

RED: A nie żal P aństw u odchodzić, nie czu­

jecie sm aku porażki?

E. BŁACHOW IAK: Tego nie m ożna absolutnie ro zpatryw ać w tych kategoriach. Je st rzeczą zupełnie norm alną, że przy zm ianie koncep­

cji politycznych, zm ieniają się ludzie. Może za k ilka la t znowu włączę się do ak ty w n ej

•pracy w mieście.

B. BARTOCHA: T eraz zaś będziem y m ieli w ięcej czasu na życie osobiste. Bo w ładza za­

b iera wolność i pryw atność. Mogę wrócić do zarzuconej pracy d o k torskiej „Udział p ań st­

wa i ludności w kosztach budow y i eksplo­

atacji m ieszkań”.

E. BŁACHOW IAK: A ja w reszcie będę mógł poświęcić w ięcej czasu rodzinie i przeproszę się ze sw oją w ędką. Po prostu zostajem y w tym mieście jako zwykli obyw atele.

Giic? być prezydentem...

(Ciąg dalszy ze str. 1)

ko k a n d y d a ta na prezydenta. Wierzę, że swy mi działaniam i zyskam dalszych sojuszników , z którym i będzie m nie łączył w spólny cel — dobro m iasta i jego m ieszkańców .

Red.: Czy ma P an jakieś asy w rękaw ie, na mocne wejście?

R. Doganow ski: N iestety, nie pieniądze, a te przydałyby się dziś najb ard ziej. P rzy p u ­ stej kasie m iejsk iej tru d n o snuć w ielkie pla-

i ** ■

...

dzaju b iu ra rzecznika praw m iejskich. I je­

szcze jedno chciałbym od razy zag w aran to ­ wać — działanie ad m in istracji „przy o tw ar­

tej k u rty n ie ”. Im w ięcej osób będzie nam p atrzyło na ręce i krytycznie, ale życzliwie oceniało — tym lepiej.

Red.: Cudów Pan nic obiecuje.

R. Doganowski: B yłbym nieuczciwy, gdy­

bym to robił. Nie czeka nas czas cudów, lecz dostosow yw ania am bitnych planów i zam ie­

rzeń do skrom nych możliwości. M usim y być realistam i.

Red.: Czy „G azeta N ow a”, k tó ra gości P a ­ na na sw ych łaniach już pb raz trzeci, może liczyć na ja k ie j sp ecjalne względy?

K. D oganow ski: Jestem od początku Wa­

szym czytelnikiem , ale nie uznaję k u m o te r­

stwa. Chcę być prezydentem — w rów nym stopniu — w szystkich ziclonogórzau.

„ F o t. Kru-Kre

t r z e b a b ę d z ie ja k n a js z y b c ie j zn aleźć n o

£ ź ró d ła je j n a p e łn ia n ia . C zym c h c ia łb y m j - f u p i c ’ m ie sz k a ń c ó w ? R e o rg a n iz a c ją u rz ę d u ,

*viorv •u/łnfoy-ł :»z _______ i__ -J ’* ro

2„ 01 ^ w in ien w y p e łn ia ć w o b ec o b y w a te li d e rti ■.^fkną. W arto tu n p . s k o rz y sta ć z h o len Dom i w z °rcó w . C hodzi m i te ż po głow ie y sł s tw o rz e n ia w u rzęd zie czegoś w r o ­

ROMAN DOGANOWSKI

Urodzony w Elblągu w 1947 roku. Znak Zodiaku — Rak. A bsolw ent W ydziału Ge odezji A kadem ii Rolniczej we W rocławiu.

W Zielonej Górze od 1973 roku. P raca za wodowa: O kręgow e Przedsiębiorstw o Ge­

odezyjno-K artograficzne. Biuro P rojektów W odnych M elioracji (kierow nik pracow ­ ni). W latach 1978-1982 przew odniczący Wo jewódzkiego Zespołu U zgadniania Doku­

m entacji. Posiada u p raw n ien ia geodezyj-' ne i praw o jazdy. B ezpartyjny, członek Ko m itetu O byw atelskiego „Ś” . i NSZZ „Soli d arn o ść”.

Ż onaty (żona R egina — m gr inż. u rz ą ­ dzeń sanitarnych), dwoje dzieci: 19-letni sy n W ojciech i 17-łetnia córka Anna. Mie sz k a we , w łasnościow ym M-4 na osiedlu’

Ł u ż y c k im , n ieo p o d al dotychczasow ego pro zydenta E. Błachow iaka. Jeździ m aluchem . N a jc h ę tn ie j czyta politicał fiction. W m ło­

dości u p raw ia ł lekką a tle ty k ę .. G ra w b ry d ż a (z sukcesam i n a skalę ogólnopol­

ską).

Opr. EJM

Y8|

% \

przy ulicy Św ierczew skiego 72 w Zielonej G6rze

0 f O ’ € # & & ą j j j

— kosm etyki

— chem ię gospodarczą

— tap ety papierow e i zm ywalne

— stelaże i zasłony łazienkow e

'Na zam ów ienie z dostaw ą do dom u pro w adzim y sprzćdaż kom pletów ry n ien PCW (trw ałe, tanie, łatw e w m ontażu)

Z apraszam y, życzym y udanych zakupów.

O g ło sz e n ia d ro b n e

Przedsiębiorstwo budowlane p o s z u k u j e m u r a r z y

do p r a c y na k o n t r a k t a c h z a g r a n i c z n y c h , a s z c z e ­ g ó l n i e w R F N . O f e r t y s k ł a d a ć w r e d a k c j i dla x 1-1691.

Sprzedam T a r p a n a P I C K - U P . r o k p r o d u k c j i 1902 o r a z p ł y t y p r o m o n t a k a ż d a i l o ś ć , c e n a d o u z g o d ­ n i e n i a . Z i e l o n a G ó r a , u l . B a t o r e g o 29, p o 18.00.

Sprzedam kom pletne urządzenie: kam era ELBEX- 534. 2 m onitory — ELBEX, ExM-917 G pomocne przy ochronie (muzea, banki itp.) oraz podgląd te renów o tw arty ch dla strażników p rzebyw ających w pom ieszczeniach. Urządzenie posiada” ochronę przed działaniem czynników atm osferycznych. Cena

2990 DM. O ferty w redakcji.

(6)

WPÓSZUKlWAFilU

i d i o t y

a u n a s u w o r o w

Nikoffo n ie p o w in n y in tereso w a ć o p in ie u stn e, cz y je ś d y w a g a c je , za- natrv\vanki i^ osad y Na to w sz y stk o istn ie ją d o k u m e n ty , p ism a u rzęd ow e, p od p isy osób o d p o w ied zia ln y ch . Tu, na dole, w p ra w y m rogu, proszę sp o j­

rzeć- . N a przykład podpis b ie g łeg o są d o w eg o z d zied zin y bud« ^ " ,c l^ a; ^ n-i O o sła w sk ic eo że prace prow adzone b y ły zgod n ie z p ro jek tem Ja m am

i n fećzatk e tez. I k to to m oże za k w estio n o w a ć? No, m ech pan, sam a pow ie. C hyba ty lk o g łu p iec. P rzec ież taki b ieg ły są d o w y to u nas i- 8 U r W ^st a w lanT w r c szc ie* nos Cśpoza stu ty się c y d o k u m en tó w . P od p isy czą przed oczam i. Z a w ieja z Z arem bą, G rzegrzadka z

p re zy d en ci B ła ch o w ia k i B artocha, a jeszcze d alej za m m i S te ro w n ik . czak, ten od nadzoru. P rokurator L u b a szew sk i z b'e^ f n7 ^ ^ p« e d in w e sto r M ak u szew sk i w y m a c h u je s te r tą d o k u m en to w l m ^ s z y s m i m p r ^

= r S M T i ^ T 5 s . s s s s s r s s s r s s t u

K to p o w in ien za to zapłacić?

A WSZYSTKO ROZPOCZĘŁO SIĘ...

...dość dawno, bo 19.09.1984 roku. W tedy te

P G K i M zaw arł z panem H e n r y k i e m M a k u - s z e w s k i m w stępne porozum ienie dotyczące wa ru n k ó w ad a p ta cji części strychu przy Placu Lenina 8. Dziś M akuszewski m owi o cieku wodnym, który w edług sta re j dokum entacji, przepływ a tuż pod budynkiem , m ówi - o n ie ­ trw ałych fundam entach. Decyzja, została z a ­

tw ierdzona przez arc h itek ta m iejskiego P-^t:

miesięcy w cześniej. A rch itek t Z aw ieja podpi­

sał a inw estor przystąpił do budowy- Miało być zgodnie z planem , zgodnie z projektem i dokum entacją. K ierow nikiem budow y został

A n d r z e j S z y m c z a k , fachowiec z u p raw n ie n ia­

m i budow lanym i. On m iał spraw ow ać nadzór.

— Z am iast lekkiej k o n stru k cji ścian posta­

w ił prom onta — mówi o M akuszew skim , — Wyciął krokwie, na któ ry ch opierała się cała ko n stru k cja dachow a, sam ow olnie dobudow ał pomieszczenia. T aras też nie był uję.ty w p ro ­

jekcie. Wcale nie reagow ał na moje polecenia...

— A gdzie są na to w szystko dokum enty — odgraża się M akuszewski. — Na le dodatko­

we pomieszczenia, to ja m am podpis architek ta. W szystko zgodnie z praw em . T aras nic nie stanow ił a wręcz przeciw nie, naw et był tu w skazany. Poza tym, on (Szymczak) pow i­

nie n nadzorow ać, udzielać mi w skazów ek. On jest odpow iedzialny za całość... Czy^ nie p rze­

kazyw ał ustnie? Proszę nie ciągnąć m nie za język. Ja na w szystko m am dokum enty, m am podpisy... a od niego nie m ożna doprosić się dziennika budow y. T o. czym to świadczy, a raczej o kim ?

BYŁY INTERW ENCJE

_ W edług mryie to cw an iak dużej klasy — mówi o M akuszew skim kierow nik ABM n r 4.

O bstaw ił się ste rtą dokum entów , a na w ięk­

szości z nich istn ieją podpisy urzędników , kto rzy już nie p ra c u ją na tych stanow iskach. Zły sta n zdrow ia, przesunięcia kadrow e, i ta k da­

lej... Ten budynek, m oim zdaniem , nie speł­

nia wymogów ad aptacji, a on w ykom binow ał tam sobie czteropokojow e, dw ukondygnacyj­

ne m ieszkanie. I co najw ażniejsze, n a w szys- ko ma dokum enty...

— Kto, do cholery, podpisyw ał te doku­

m enty — p y ta ją w spółlokatorzy b u d ynku, pa now ie N i e w i a r o w s k i i G a l i n g i e r . — S koro pod pisyw ali to powinni teraz odpow iadać; a od dwóch la t nic się nie dzieje.

— On zniszczył nam całą chatę — m owi pan G alingier. C hciał w ybudow ać sobie willę w centrum m iasta i to na sta re j dziew iętnas­

tow iecznej kam ienicy. Proszę spojrzeć, zr'jsą­

czył k latkę schodową, w yciął belki nośne. S d a ny postaw ił półtora m etra za fundam entem . Jego ściany stoją nie na belkach, a bezposred

nia na moim suficie. Te pęknięcia to właśnie od obciążenia. A on tw ierdzi, że zgodnie z pro jektem . Dom, w ta k im razie, tez w ali się

nie z projektem ... .

In terw eniow ali w PGKiM -ie. W spólnie z Nie w iarow skim . PGKiM w ystosow ał wówczas w sierpniu '86 pism o do U rzędu Miejskiego.

U rząd M iejski pałeczkę przekazyw ał M aku- szew skiem u. Były więc upom nienia i nakazy.

Zobowiązano go, na przykład, do zabezpiecze­

nia dachu w czasie prow adzenia prac, gayz deszcze zalew ały pom ieszczenia lokatorom m ieszkającym niżej. Zostało to przez inw esto­

ra zlekcew ażone. O dw ołał się n ato m ia st a opinii innych kom petentnych, którzy potw ier dzali jak n ajb ard zie j zgodność z d o k u m en ta­

cją. P isał też pan M akuszew ski do .G azety L u b u sk iej”, do red ak cji pism a „B ariery . P i­

sał. na przykład tak:

„Szanowny Panie redaktorze... Prace sowane są do tego stornia, że na Brak jedynie zgody ze strony PGKiM p r z y ł ą c z eI n a końcu łączy pan M akuszew ­ ski dużo sym patii i podziw u za „w alkę z w ia­

tra k a m i” a także życzy patiu red ak to ro w i du ­ żo zdrow ia i w ytrw ałości. N iestety, pan redak tor okazał się być, w tym przypadku, bezsilny.

F ak tem jest, natom iast, iż został on zobow ią­

zany w lu ty m ’S8 do dostarczenia d o k u m en ta­

cji technicznej i poinform ow any jednocześnie, że in stalacja gazowa w ykonana została m ep - widłowo. F ak te m jest też, ze dokum ent n ie zostła dostarczona do dzis. A P a n Mak szewski mówi, że jest to zbędne...

MOŻNA BYŁO ZAPOBIEC

...wystarczyło rozw iązać z M akuszew skim porozum ienie w stępne po in terw en cjach .i stw ierdzeniu niepraw idłow ości w adap tacji już w ’86 roku mówi a rc h itek t, A ndrzej Be­

ren t. PGKiM takich kroków nie podjął. Ogra niczyi się do inform ow ania o istniejącym sta­

nie rzeczy U rzędu M iejskiego. A przecież le ­

żało to w ich interesie. W interesie lokatorow zam ieszkałych przy Pl. L enina 8. Ale E dw ard Ja n k o w sk i, ,z-ca d y re k to ra ds. technicznych su g eru je sw oje w łasne ubezw łasnow olnienie wo bec UM.

— Ja zaw arłem tylko porozum ienie i to na w niosek U rzędu. O czekuję zatem ich stano­

wiska... Z mojego p u n k tu widzenia zaw inił a rc h ite k t m iejski. On pow inien był w strzy­

m ać prace budow lane a tego nie zrobił... A w ogóle, to d a j e ' się pozw olenie n a budow ę ludziom nieodpow iedzialnym . Poza tym , gdzie jest kierow nik budow*y? To on za wszystko po w inien odpow iadać. Jego w inno się pociągnąc do odpow iedzialności. . . .

A rchitekt M iejski. Janusz Z aw ieja ooecnie już nie p racu je na tym stanow isku. Z drow ie, nie pozwala. Zdążył tylko w ydać nakaz w y­

k w aterow ania ze względu na zabezpieczenie stropów grożących zaw aleniem . E kspertyza wy kazała istnienie, zagrożenia dla życia i m ienia osób w nim m ieszkających. P rac a d a p ta c y j­

nych pom im o licznych in terw encji i s,targ pan Z aw ieja nie uw ażał za stosowne wcześniej przerw ać.

KTO ZAW INIŁ?

P vtam o' to nowego arc h ite k ta miejskiego, p an a B e r e n t a . S praw ę prow adził od lJfaS ro ­ ku Wtedy zaczął tu pracować. P ierw szą rze­

czą ja k ą zrobił w tej kw estii było w strzym a­

nie prac adaptacyjnych. Stropy w każdej chw ili mogą runąć. On doskonale zdaje sobie z tego spraw ę. Mówi o kretyńskich przepisach p raw a budow lanego. O tym , że nic od 1974 ro k u się nie zmienijo. Przecież to jest m ałpi gaj.

P raw o ubezw łasnow olnienia.

W iceprezydent B artocha spraw ę chciała za­

łatw ić polubownie. P race M akuszew skiego o- szacowano na 52 miliony. Prócz tego m iał do­

stać M-3 z U rzędu. B udynek m iała przejąć spółka CONSTECH. Ale wówczas PGKiM nie pom yślał an i trochę o sw ych lokatorach z P la cu L enina n r 8. Nie przygotow ał ra c h u n k u s tr a t spow odow anych przez prace M akuszew ­ skiego. A przecież p u n k t 13 porozum ienia mo wi w yraźnie, że w szystkie uszkodzenia pow sta łe w w yniku ad a p ta cji obciążają wykonaw cę.

Koniec końców, porozum ienie nić doszło do

sk u tk u . , .

P an B erent tw ierdzi, że na początku należy umieścić sam o pozw'olenie na adap tację ' dane bez dokładnej ekspertyzy całeg o* * * * £ ku Ale w 1984 tak a o c e n a nie b j ł a w jm a g a - n ' i to nic, że kam ienica stara, ze zabytko­

wa. O dbyw ało się to tylko n a podstaw ie oglę- chin, a takich dokonyw ali niekoniecznie fa­

chowcy. T akich, podobno, w dziale nadzoru budow lanego jest niew ielu. Za mało p ła c ą - Później za nadzór odpow iadał oczywiście kie­

row nik tejże budow y, czyli w spom niany pan A ndrzej Szymczak. Ale za opieszałosc ; b i a k o nkretnych decyzji pow inni odpow iadać z a ­ rów no b iu ro k ra ci z Urzędu M iejskiego jak i PG K iM -u. '

F ak tv św iadczą i o tym , że k ręta ctw e m po­

sługiw ał się też sam in w estor czyli p an Ma­

kuszew ski, k tó ry sp ry tn ie W ykorzystał opiesza tość i bezczynność w spom nianych urzędów .

T eraz d y rek to r ds. technicznych PG K iM mó wi, że budynek przeznaczony jest do sprzeda­

ży. K o n tra h e n t weźm ie n a siebie ciężar s tra t pana M akuszewskiego. Tale zostało to w stęp­

nie ustalone. A jeśli tak i się nie znajdzie....

Pozostaje jeszcze kw estia dwóch panów, w lingiera i N iew iarow skiego, którzy do azis m ieszkają w kam ienicy przy placu L enina o, gdzie stropy w każdej chw ili grożą zaw ale­

niem . A jeśli ru n ą, to k to za to zapłaci.

Fot. K r«-K r«

(7)

RZUCAŁAM

PALENIE

ANNA BUŁAT-RACZYŃSKA cz.

II

R zu cić p alen ie? To bardao proste! R ob iłem to ju ż setk i razy — p o w ie ­ dział bodaj M ark T w ain.

N iep o w o d zen ie jest porażką ty lk o w te d y , g d y z r e z y g n u je się z podejm ą w an ia k o lejn y ch prób. D la teg o p ostan aw iam sp rób ow ać jeszcze raz. M oże w k ońcu o sta tn i? Mów'ię sobie: p rzecież chcę z t

3

7m sk oń czyć. M am d o sy ć d u szącego k a szlu i drapania w ga rd le, sm rod u w m ieszk a n iu , p ożółk łych p alców i firan ek . Mam d o sy ć n iep o k o ju sp o w o d o w a n e g o b rak iem p ap iero­

sa, n e r w o w y c h p o szu k iw a ń po sąsiad ach , w śc ie k ło śc i pod za m k n ię ty m k io ­ sk iem .

A d w e n ty śc i D n ia S ió d m eg o ob iecu ją p ozb ycie się nałogu w' ciągu pięciu dni. P la k a ty głoszą: przyjdź! spróbuj!

C z w a rte k . P rz y g o to w u je m y się do g łó w n e j b a ta lii z n ało g iem . N a d o b re w szy stk o m a się zacząć w p o n ied ziałek . J e d e n z k ie ro w c ó w za m ie rz ą palić jeszcze w niedzielę. „D ziecko

idzie d o k o m u n ii, b ę d ą goście...”

O d p y tu je m y się z z a d a n ia dom ow ego. O k a ­ zu je się, że n ie k tó rz y z nas p u śc ili z dy m em k ilk a , a n a w e t k ilk a n a ś c ie m ilio n ó w złotych.

„ P rz e p a lili” n a p rz y k ła d „ m a lu c h a ”, . now e m e ble, w y cieczk ę do W łoch. L iczym y te r a z ile m o żem y zaoszczędzić, je śli nie b ęd zie m y p a ­ lić przez n a s tę p n y c h p a rę m iesięcy.

W ychodzi, że p rz e c ię tn ie około 20 ty się c y ty godniow o, około s tu -— m iesięczn ie. P a s to r p ro p o n u je , żeb y śm y za zaoszczędzone p ie n ią d z e sp ró b o w a li „ s p r a w ia ć ” sobie m iłe p re z e n ty . N ie są to kokosy, ale sta rc z y n a p rz y k ła d n a z a ta n k o w a n ie m a lu c h a i w y ja z d do m iły ch zna jom ych, albo niezłą b lu z k ę na bazarze. „ K u p u je m y ” to.

S i l n y m j e s t t e n , k t o z w y c i ę ż a i n n y c h . W i e l ­ k i m l e n , k t o p r z e z w y c i ę ż a s a m e g o ' s i e b i e .

( L a o - l s e )

M ożem y zacząć na d o b re k o lejn e, d ru g ie za jęcia „o d w y k ó w k i”. P a s to r u św ia d a m ia ’ nam n a p o c z ą te k p ro s tą p ra w d ę . „W szystko zaczy n» się w naszych m yślach i zależy od nasze­

go nastaw ienia psychicznego”. I d a le j — od w iary we w łasne możliwości. M ożliw ości te m o żn a sp ró b o w a ć n a c h ło d n o p rz e a n a liz o w a ć . C złow iek p o tr a li p rzecież o siąg n ąć b a rd z o w ie le, jeśli ty lk o u w ierzy , że p o tra fi. Je ś li m a ­ m y o sobie n ie n a jle p s z e w y o b rażen ie, jeśli w w y n ik u n ie p o w o d z e ń i p o ra ż e k , k tó r e n a s spo tk a ły , u w a ż a m y się za kogoś słabego, m u sim y u św ia d o m ić sobie, że ow o w y o b ra ż e n ie o so ­ bie nie m usi być n iezm ien n e. N iep o w o d zen ia m ogą za m ie n ić się w sukcesy. W p rz y p a d k u w a lk i z n ało g iem , a w ięc z w ła sn ą słab o ścią, m am y pole do p o p isu . M ożem y zacząć od z a ­ raz.

W iększość z n a s jeszcze pali. M ów ią o ty m w p ro st, bo n ie o to chodzi, żeby c o k o lw iek k ry ć. J e d n i p o sta n o w ili zacząć „ rz u c a n ie ” od p o n ie d z ia łk u , inni od ju tr a . W szyscy w ciąż jeszcze p a lą c y p o w in n i re je s tr o w a ć w sp ecjał nyeh r u b r y k a c h „ P rz e w o d n ik a m e to d y c z n e g o ” k a żd y z a p alo n y p a p ie ro s. We w sk a z a n y m m iej scu n a le ż y w p isać ta m d a lę . m iejsce, sy tu a c ję , w k tó r e j sięg n ęli po p a p ie ro sa . N a stę p n ie po

^ 'in n i o cenić p o trz e b ę z a p a le n ia — czy b y ła słab a. u m ia rk o w a n a , czy też silna. N a stę p n ie o d p o w ied zie ć n a p y ta n ie , dlaczego się z a p a li-

° i ocenić re a k c ję sw o jeg o o rg a n iz m u : była P rz y je m n a , o b o ję tn a , p rz y k ra ? ... W szystko r a ­ je n i p rzy n ieść m a a n a liz ę n aszeg o p a le n ia i sP recy zo w ać m odel. P is a n ia je s t dużo. P o te m o k a z u je się, żc1 jeśli k to ś chciał p o tra k to w a ć P olecenie so lid n ie, b y w a ło że w o lał ra c z e j nie 'ip alić. niż b a w ić się w w y p ęłrtian ie ru b r v k . w d u m a n ie i b a z g ran ie.

o z m a w ia m y o drocłze do su k c e su . O siąg m ę 5 o w stu p ro ce n ta ch zależy, ja k się o k a -

sta n o w c z e j cii

-.te. o d p o d j ę c i a n i e w z r u s z o n e j j

decy zji o u w o ln ie n iu się od n ało g u . A w ięc jeszcze r a z n a s ta w ie n ie p sy ch iczn e. Nigdy nie rzuci p alenia ten, kto powie sobie, żc nie prze stanie palić i już. Także tem u, kto będzie u- tw ierdzał się w przekonaniu, żc nie p otrafi przestać, albo „nie wie czy może, lub nie wie ja k ”, będzie tru d n o i sukcesu raczej nie osiągnie. Szansę ma ten, kto pow tarza sobie, że chciałby, a jeszcze w iększą ten, kto u św ia­

dam ia sobie, że mógłby.

Rzuci palenie na pew no ktoś, kto wie, że może przestać i powie sobie „P rzestanę!”, a n a s tę p n ie p o d p isze (sy m b o liczn ą oczyw iście) de cyzję, k tó r ą zam ieszcza „ P rz e w o d n ik ”. B rzm i ona: „ P o d e jm u ję z d ecy d o w an ą w a lk ę z n a ło ­ giem p a le n ia ty to n iu . N ałó g ten m uszę p rz e ­ zw ycięży^, P o s ta n a w ia m w ięc u w o ln ić się od p ap iero só w . Po p ro s tu rz u c a m p a le n ie ty to ­ n iu !”

D alej je s t m ie jsc e n a w ła sn o rę c z n y podpis.

N a są s ie d n ie j s tro n ie „ P rz e w o d n ik a o d w y ­ k o w eg o ” .z n ajd u jem y — dla o sło d y — „D obrą w iadom ość . C z y ta m y : „R yzyko z a c h o ro w a n ia n a r a k a p łu c i ch o ro b y se rc a zm n ie jsz a się o o k o ło 50 p ro c e n t po ro k u n ie p a le n ia . Płuca, serce, u k ła d k rą ż e n ia i n asze pięć zm y słó w za czy n a się o d n a w ia ć ju ż n a stę p n e g o d n ia po z a p rz e s ta n iu p a le n ia ”.

P r z e r w a na sz k la n k ę w ody m in e ra ln e j. P a ­ sto r p rz y p o m in a o ko n ieczn o ści p icia w cza­

sie k u ra c ji d u ż e j ilości n ie k a lo ry c z n y c h p ły ­ n ó w o ra z so k ó w o w ocow ych i o rz e ź w ia ją c y c h n ap o jó w . W p rz e rw ie m ożem y też k u p ić p u ­ b lik a c je T o w a rz y stw a P rz e c iw ty to n io w e g o ty ­ pu „Z an im z ap alisz — p r z e c z y ta j”. Z n a k o m i­

ta le k tu r a na w ieczó r dla p o trz e b u ją c y c h mo ra ln e g o w sp a rc ia . M ożna p o czy ta ć o sz k o d li­

w ości p a le n ia ty to n iu w n a jró ż n ie js z y c h a s ­ pektach.

P o p rz e r w ie p a s to r u d ziela n a m p ra k ty c z ­ n y ch ra d . R ad y w szczególności d o ty czą ty ch , k tó r z y „chcą. a le n ie w ied zą j a k ”, „M oże og ra niczać? Z m n ie jsz a ć liczbę w y p a la n y c h p a p ie ­ ro s ó w kfizdego d n ia ? A m oże sp ró b o w a ć je d ­ no razo w o w y p alić c a łą paczkę, po to. by zw y m io to w a ć i odczuć a w e r s ję ? P a s to r p o ró w n u ­ je całą tę o p e ra c ję d o u c in a n ia ogona. J a k le p ie j? — p y ta . — Po k a w a łk u , czy też raz, a d o b rze? C o b ęd zie m n ie j b o le sn e ? P ro p o n u ­ je p o d ję c ie d ecy zji ja k n a js z y b c ie j i z a ra z po te m po p ro s tu o d sta w ie n ie p a p ie ro sa . O czyw iś cie n a zaw sze.

O g lą d a m y film pt. „ Je s te m se rc e m J a n a ”.

J e s t z ro b io n y zn ak o m icie, po d o b n ie z re sz tą ja k w sz y stk ie p o zo stałe o g lą d a n e przez n a s tu t a j film y . W szy stk ie p o w sta ły w k a lifo rn ijs k ie j

„S zkole z d ro w ia ” — b a rd z o szczegółow o i o - brazo w o p rz e d s ta w ia ją p ra c ę poszczególnych o rg a n ó w , na fu n k c jo n o w a n ie k tó ry c h p a le n ie ’ ty to n iu w y w ie ra szczególnie n ie k o rz y stn y w pływ .

O d d z ia łu ją ró w n ie ż su g e s ty w n ie . S erce Ja n a n ie m oże p ra w id ło w o p ełn ić sw oich f u n k -

■ cji, sz w a n k u je , a n ie k tó rz y co w y tra w n ie js i p a la c z e p a tr z ą c n a to, co się z nim dzieje, o d c z u w a ją duszności, m a ją c h w ilo w e tr u d n o ś ­ ci z o d d y ch an ie m ...

Z a d a n ie d om ow e na p o n ied ziałek , k ied y to

„odW yków ka p ię c io d n io w a ” rozpocznie się n a d obre. N a k a r t k a c h (o d b ite n a pow ielaczu), o trz y m u je m y p o lece n ia sp isa n e w p u n k ta c h . M am y m .in. w y p e łn ić k w e s tio n a riu s z e p t. ,,Ty py p a la c z a ” o raz od p o w ied zieć n a p y ta n ie „D la czego w y b ra łe m życie czło w iek a w olnego od p a p iero so w eg o u z a le ż n ie n ia ”. M am y za o p a trz y ć do m o w ą lo d ó w k ę w w ięk szą ilość soków , s y ­ ro p ó w , m ro żo n y ch alb o św ieży ch ow oców . Ód p o n ie d z ia łk u m u sim y jeść, pić i sp ać ja k za­

w o d n ik p rz y g o to w u ją c y się do w ie lk ic h zaw o dów . N a jo d w a ż n ie js i m ogą pójść do d e n ty s ty m .in. po to, b y oczyścić zęby z k a m ie n ia n azęb nego.

S iódm e po lecen ie b rz m i: „ D o k ła d n ie o b s e r­

w u j lu d zi n ie p a lą c y c h . R e je s tr u j ich sposób by eta i zac h o w a n ia . Z aczn ij w y o b ra ż a ć sobie sie bie ja k o w olnego od n ało g u , n a ś la d u j w m y ś ­ lach z a o b se rw o w a n e zac h o w a n ia in n y c h ”.

W k o le jn y m p o lece n iu zach ęca się n a s do w y o b ra ż a n ia sobie sy tu a c ji, w k tó ry c h b ę d z ie ­ m y d z ięk o w ali za p a p ie ro so w y p o częstu n ek , la k z e do p rz e m y śle n ia z a c h o w a ń w sy tu a c ja c h , w k tó ry c h d o ty ch cz as zaw sze się g a liśm v po p a p ie ro sa .

P a s to r d e lik a tn ie z w ra c a n a m u w ag ę — na do w id z e n ia że w a rto b y ło b y ja k n a jp r ę ­ dzej p o d ją ć d ecy zję o rz u c e n iu p a le n ia . D o­

brze je s t n a w e t w yzn aczy ć sobie d z ie ń o s t a t­

niego p a p ie ro sa . „B yłoby w sp a n ia le g d y b y ś­

cie p a ń s tw o p rzy szli tu w p o n ie d z ia łe k 'ja "k o ludzie, k tó rz y w ła śn ie rzu cili p alen ie".

O s ta tn ie z poleceń tro c h ę b a w i. choć podob no je s t je d n y m ze sp ra w d z o n y c h p u n k tó w p ro g ra m u „ p ię c io d n ió w k i”.

CDN

: -a

F o t. Cz. Ł u n ie w ic z

Cytaty

Powiązane dokumenty

storii, jest też geodeta parający się komputerami.. Jedni od lat pracują w szkołach średnich, inni w podsta

cówek. Szybko puszczają w ięc obiekty dzierżawione i zm niejszają kadrą adm inistracyjną.. Mimo że w rynkow o-zde- generow anej rzeczyw istości poezja niczego nie

wanie. Dotyczy to szczególnie stanow isk kierow niczych tracących na kpn kurencyjności względem innych stanow isk.. Obecnie zielonogórski lud je st o- wyni księciem ,

kto zawinił, ludzie czy niedoskonałości idei, wizji, koncepcji. Być może gdyby zwyciężyła w Niemczech czy Anglii, jak sobie w yobrażał to M arks, dzieje

Tak przygotowane ziemniaki sma kują wspaniale z jajkiem (może być sadzone, ja jeczniea, kotlet z jaj) Doskonałym dodatkiem może być parówka lekko podsmażona

dróż może być męcząca, uważaj na swoje zdro wie i przewożone zasoby. Nie na leży wpadać w panikę, pracuj spokojnie, staraj się podołać obowiązkom, a

Uczucie zawodu będzie Ci towarzyszyło dłuższy czos, mimo, iż szybko się wyjaśni, że sprawa' nie po­.. winna dotyczyć

biorcy jak i sam ych urzędników zajmują cyeh sic prow adzeniem ew idencji. których przyszły przedsiębiorca w in ‘en przestrzegać. zupełnie niepotrzebnie, dok onrł