• Nie Znaleziono Wyników

Almanach Prowincjonalny 2014, nr 19 [1].

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Almanach Prowincjonalny 2014, nr 19 [1]."

Copied!
114
0
0

Pełen tekst

(1)

PROWINCJONALNY

V

Jan Cep

Bronislava

Volkova

Kalina

Kowalska

Vaclav

Burian

т . Krzysztą

Lisows FM? zem

wierszem

Ваф Cr

Sandra Sztuka,

Knstyna Montagova, Linda Packoia, Kamila Besz, Natalia Tokarczyk, Veronika Motuzova,

Ivana Kasparkova,

иш сь Richard Mazurek, Marek Przybyła

ruszka-Zych J J

arbara

wierszem i prozą

przekład

Grażyna

a

Czoeala

Andrzej Babuchowski, Julia Różewicz, Libor Martinek

RACIBORSKIE CENTRUM KULTURY RACIBÓRZ- KWIECIEŃ2014

1

(2)
(3)

N

a hrotuplamene

Snad jenom basnik je nebliże ohni nedotknutelneho se dotyka

V tom je baseń modlitbou i rouhanim kdyź nastavuje k plameni svuj kniitek jak Prometheus chce jej ukradnout a za trest musi tanćit se svou slepotou

na hrotu plamene

nebot’ nepriśel videt ale hofet videnim

ktere mu propaluje oći samovznicenou blizkosti także se nikdy nediva z dalky na zapady slunce ale zapady slunce hori v nem a on

celou noc beżi s plapolajici śtafetou od hvćzdy k hvćzde protoże na zemi - kdo by mu podał ruku?

Vladimir Vokolek

N

aostrzupłomienia

Chyba tylko poeta jest najbliżej ognia dotyka niedotykalnego

Wiersz wtedy jest modlitwą i bluźnierstwem gdy podsuwa płomieniowi swój knotek i jak Prometeusz chce go ukraść lecz za karę musi tańczyć ociemniały

na ostrzu płomienia

ponieważ nie przyszedł widzieć lecz płonąć widzeniem które wypala mu oczy samozapalną bliskością

więc nigdv nie patrzy z oddali na zachody słońca ale zachody słońca płoną w nim a on

przez całą noc biegnie z migocącą sztafetą od gwiazdy do gwiazdy bo na ziemi - któżby mu podał rękę?

Przełożył Andrzej Babuchowski

(4)

2

(5)

PRZED FINAŁEM

N

ajwiększym dobrem człowieka na tej ziemi są ludzie. Kontakt, zaufanie, rozmowa. Również człowiekowi piszącemu potrzeb­

ni są inni piszący. Nawet wtedy, gdy autor tworzy w samotności i nie potrzebuje podpowiedzi, w końcu przychodzi błogosławiony czas s p o t k a n i a. Na wieczorze autorskim, w czasopiśmie. Czas łagodnej konfrontacji - języków, wrażliwości, etosu pisarskiego.

Przed nami czwarty (i ostatni) finał Projektu (4 X CZAR­

NO NA BIAŁYM w literaturze i obrazach), który będzie kolej­

nym świętem polskiej i czeskiej literatury oraz sztuki przekładu.

Pozostajemy z niesłabnącą redakcyjną nadzieją, że kiedy projekt się skończy, nasze kontakty z literaturą sąsiadów nie ustaną. Są dwa symptomy tego przekonania - powracający do pisma Milos Doleżal oraz Vaclav Burian.

Czas kończyć wstęp, aby ustąpić miejsca wierszom i foto­

grafiom!

PRED FINAŁEM

N

ejvetsim dobrem cloveka na teto zemi jsou lide. Kontakt, dń- vera, rozhovor. Take piśici clovek potfebuje jine spisovatele.

Dokonce і tehdy, kdyż autor tvori o samote a nepotrebuje na- povedu, nakonec prichazi blahoslaveny ćas setkani naautor- skem veceru nebo v ćasopise. Cas nenasilne konfrontace jazykii, citlivosti, spisovatelskeho etosu.

Pfed nami je ctvrte a pośledni finale projektu 4 x ćerna na bile v literature a obrazech, ktere se stanę dalsim svatkem polske a ćeske literatury і umeni pfekladu. Zustavame v neutuchajici re- dakćni nadeji, że kdyż skonći projekt, naśe kontakty s literaturou sousedń neskonći. Existuji dva symptomy tohoto presvedceni - Milos Doleżal a Vaclav Burian, ktefi se vraceji na stranky ćasopisu.

Musime vsak uvod uzavfit, abychom ustoupili misto bas- nim a fotografiim!

Prelożil Libor Martinek

Almanach

PROW1XCI0NALNY

(6)

111 Bi

Do

praskiej

Ł

asiczki Gdzie jest nasza miłość,

jeśli nie sposób wytrzymać jej piękna.

ty widziałaś Łasiczko jak strasznie istniejemy w burzliwym płomieniu

nad Białą Górą kołuje wiatr klęski samoloty z umarłymi

podchodzą do lądowania

miluju te Lasićko

na cmentarnym murze

J. powalony udarem M. w okowach szaleństwa inni oświetleni promieniami furii w niecierpliwości zapominania starzy rodzice oddani do przechowalni blisko bram rzeźni

przyglądamy się dokładnie Sianokosom Breughla dom budowany na skale

odrywa się jeszcze moment

i zacznie szybować w przestrzeni w chaosie znikania

koło świętej Małgorzaty Karel Kryl śpiewa jeszcze o zabitym Baranku

jest marzec i znów nadejdą żołnierze

Braciszku zamykaj furtkę

12 MARCA 2008

4

AJmanach

(7)

P

rażske

L

asićce Kde je naśe laska,

jestliźe nelze vydrzet jeji krasu...

tys vidćla Lasićko jak straslive jsme v ćase v jeho bourlivem plameni

nad Bilou horou kroużi vitr zkazy letadla s mrtvymi

se chystaji pfistat

miluju te Lasićko na hrbitovni zdi

J. sraźen mrtvici M. v okovech silenstvi dalsi ozafeni paprsky vzteku v netrpelivosti zapominani stari rodiće odłożeni do lischovny blizko jatećnich bran

dukladne si prohliżime Bruegelovu Sklizeń sena diim vystaveny na skale

se odraźi jeśte chvilku

a zacne se vznaset v prostoru v chaosu mizeni

u svate Markety Karel Kryl jeśte zpiva o zabit m Berankovi

je bfezen a zase pfijdou vojaci

Bratrićku zavirej vratka

12. BREZNA 2008

Prelożil Vaclav Burian

МИША.

5

(8)

I

ODSŁONA III

Z

apisuję czterem żywiołom to co miałem na niedługie władanie..- w wierszu „Testament”

' Zbigniew Herbert podnosił cztery żywioły: ogień, ziemię, powietrze i wodę do miana swoich spadkobierców. Wierząc w ich moc przemieniania świata i ludzi pozostawia im na przetworzenie swoje doczesne atrybuty. Cztery żywioły stworzyły również kolejny finałowy wieczór polsko - czeskiego projektu literackiego 4 X CZARNO NA BIAŁYM W SŁOWACH I OBRAZACH, który odbył się 16 listopada 2013 roku w Raciborskim Centrum Kultury. Po pierwsze więc: OBRAZ i wystawa fotografii autorstwa Jana Komarnickiego, zatytułowana „Między ziemią a niebem”, którą można było oglądać w Raciborskim Centrum Informacji. Po drugie: MUZYKA - w trakcie spotkania wysłuchaliśmy recitalu Agnieszki Busuleanu-Jaksik oraz Maksa Mularczyka, którzy wyśpiewali wiersze m.in. Bolesława Leśmiana, Jonasza Kofty czy Zbigniewa Herberta. Wreszcie POEZJA, czyli to co wyznacza zasadniczą oś spotkań młodych ludzi po obu stronach granicy - granicy, która z każdym kolejnym finałem staje się coraz mniej wyraźna zarówno pod względem mentalnym, jak i językowym.

Tak jak poprzednio, polsko-czeska grupa młodzieży miała okazję spotkać się ze znakomi­

tym gościem - ekspertem. Tym razem to czeski naukowiec, poeta Vladimir Krivanek pomagał im definiować rolę pisarza, współczesnego myśliciela, poety, rozmawiać o tym, co jest jego tajem­

nicą i jak odnajduje się on w języku współczesnej poezji. Czeski gość jest wyraźnym przykładem twórcy o wielu obliczach. Krivanek jako redaktor książek, profesor, pisarz, a więc osoba niezwykle aktywna nie tylko poetycko, ale i literaturoznawczo, o tym, w jaki sposób żywioł poezji czerpie z naszych doświadczeń - tych życiowych oraz czytelniczych - opowiadał swoim młodych słucha­

czom podczas całodziennych warsztatów literackich.

Wieczorem spotkaliśmy się również z ks. Jerzym Szymikiem - poetą, profesorem nauk te­

ologicznych. Żywioł jego poezji w ostrożny, ale wnikliwy sposób przetwarza otaczającą rzeczy­

wistość w subtelną poetycką przypowieść. Dołączył do niego znakomity tłumacz czeskiej poezji, bohemista, redaktor, dziennikarz, zanurzony w sztuce translatorskiej Andrzej Babuchowski, który doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak ważna jest istota rozumienia i wyczucia obcojęzyczne­

go słowa poetyckiego, jak zbytnia nieostrożność może mu zaszkodzić i o tym m.in. opowiadał w trakcie spotkania.

Wybrzmiała również warsztatowa poezja jako żywe świadectwo wrażliwości młodego człowie­

ka - uczestnicy warsztatów chętnie czytali swoje wiersze, przedrukowane w osiemnastym numerze

„Almanachu Prowincjonalnego”, którego wieczór promocyj ny połączono z poetyckim spotkaniem.

Obraz, poezja i muzyka to filtry, przez które przepływają nasze codzienne doświadczenia, przybierając charakter etycznego i estetycznego apelu.

Góruje nad nimi czujna MYŚL - ostatni z żywiołów, który w spójny sposób porządkuje nasze przetworzone inspiracje, wyznaczając zasadę kształtowania brzmienia poetyckiego...Nie bójmy się poddać ich kreacyjnemu działaniu.

W wywiadzie udzielonym krakowskiemu portalowi ARCANA Leszek Długosz, poeta, bard, pisarz, zapytany o receptę na ocalenie współczesnej poezji, powiedział, że „Taknaprawdę, POEZJA OBRONI SIĘ SAMA - ZAWSZE BĘDZIE GATUNEK CZŁOWIEKA, KTÓRY BĘDZIE JEJ PO­

TRZEBOWAŁ DO UPORZĄDKOWANIA SAMEGO SIEBIE. POEZJA JEST TAKIM WŁAŚNIE RODZAJEM PORZĄDKOWANIA SIEBIE I SWOJEJ RELACJI ZE ŚWIATEM. ŻAWSZE BĘDĄ PROBLEMY MORALNE I KULTUROWE, ALE NIE ZABRAKNIE POEZJI. A JAK BĘDZIE SIĘ ONA FORMOWAŁA - KTO WIE?

Przestrzeń projektu 4x CZARNO NA BIAŁYM jest z pewnością taką niszą, w której poezja skutecznie uchodzi z życiem.. .i otwiera się na nowo.

(9)

ZOBRAZENI III

O

dkazuji ćtyrem żivlum to, co jsem mel kratce k dispozici” - tak v basni Testament urcil Zbig- r t niew Herbert ctyfi zivly (oheń, vodu, zemi, vzduch) za sve dedice. Vefil v jejich moc menit svet a lidi, tak jim sv№l promenu svych doćasnych atributu. Ćtyri żivly vytvofily rovnez zaverec- ny većer polsko-ćeskeho projektu „4x ćerna na bile ve slovech a obrazech“, ktery se uskutećnil 16.

listopadu 2013 v Ratibofskem kulturnim centru.

Za prve tedy OBRAZ a vystava fotografii Jana Komarnickeho nazvana „Mezi zemi a nebem“.

Za druhe HUDBA - behem setkani jsme si vyslechli recital Agnieszky Busuleanu-Jaksik a Makse Mularczyka, ktefi interpretovali zpivanou poezii mj. Bolesława Leśmiana, Jonasze Kofty nebo Zbigniewa Herberta.

Konećne POEZIE, tedy co, co vyznacuje zakladni osu setkani mladycł lidi po obou stranach hranice - te hranice, ktera se behem każdeho zaverećneho vecera stava stale mene patrna jak v mentalnim, tak materialnim ohledu.

Tak jako dfiv se polsko-ćeska skupina mladych lidi mela możnost setkat se znamenitym hostem - odbornikem. Tentokrat jim ćesky literami vćdec, basnik Vladimir Kfivanek pomahal definovat ulohu spisovatele, soućasneho myslitele, basnika, hovofit o tom, co je jeho tajemstvim a jak se sam naśel v jazyce soućasne poezie. Ćesky host byl dobrym pfikladem mnohostranneho tviirce. Krivanek je autorem i redaktorem mnoha knih, profesorem, spisovatelem, tedy osobou neobyćejne aktivni nejen basnicky, ale i v oblasti literami vedy. O tom, jakym zpflsobem żivel po­

ezie ćerpa z naśich zkuśenosti - jak żivotnich, tak ćtenafskych - vypravel mladym posluchaćiim behem celodenni literami dilny.

Vecer jsme se setkali take s knezem Jerzym Szymikem - basnikem a profesorem teologie.

Żivel jeho poezie opatrnym, ale hlubokym zpusobem pretvari skutećnost, ktera nas obklopuje, do jemneho basnickeho podobenstvi. Pfipojil se k nemu vyborny pfekladatel ćeske poezie, bohemis- ta, redaktor, novinar Andrzej Babuchowski, hluboce ponofeny do umeni prekladu, ktery si dobre uvedomuje, jak duleżita je podstata porozumeni a vyciteni cizojazyćneho basnickeho slova, jak mu muże uśkodit pfiliśna neopatrnost a o tom mj. vypravel behem setkani.

Zaznela rovnez poezie z literarnich dilen jako żive svedectvi citlivosti mladeho cloveka - ućastnici dilen radi pfećetli sve basne zvefejnene v osmnactem cisie Provincniho almanachu (Al­

manach Prowincjonalny), jehoż kfest byl spojeń s basnickym setkanim.

Obraz, poezie a hudba jsou zarovefi filtrem, jimż proudi naśe każdodenni zkuśenosti, aby nabrały povahu eticke a esteticke vyzvy.

Vevodi jim bdela MYŚLENKA - pośledni ze żivlu, ktera celkove uspofadava naśe pfemene- ne inspirace a urćuje zasady basnickeho vyzneni... Nebojme se vystavit jejich tvurcimu piisobeni.

Basnik, bard, spisovatel Leszek Długosz v rozhovoru pro krakovsky portal ARCANA na otazku receptu k zachrane soućasne poezie odpovedel: „Veskutećnostisepoeziezachrani SAMA - VŻDY BUDE TREBA ŻANRU PRO CLOVEKA, KTERY POTREBUJE USPORADAT SAM SEBE.

Poeziejepravetakovymdruhemusporadanisebesamaanaśehovztahukesvetu. VŻDY BUDOU EXISTOVAT MORALNI A KULTURNI PROBLEMY, ALE NEBUDE CHYBET POEZIE.

A JAK SE BUDE UTVARET - KDO VI?

Prostor projektu „Ćtyrikrat ćerna na bile ve slovech a obrazech” je s jistotou takovou oazou, ve ktere se poezie skutećne prolina se żivotem... a znovu se otevira.

Prelożil Libor Martinek

(10)
(11)
(12)

iKlUlJIt/ill

DOM DUCHÓW

Z

ółtawoszary piętrowy dom przy ulicy Legera w Pradze. Świeżo zamurowane parterowe okna i wejścia, wnętrze niezamieszkałe, splądrowane przez zbieraczy złomu i innych „najeźdźców”.

Przeciąg przeraźliwie łomoce drzwiami. Co chwila tuż obok przejeżdżają szosą setki aut. Dawne sanatorium dla komunistycznych bonzów, a później Klinika Chirurgii Plastycznej z oddziałem oparzeniowym. Czynszowa kamienica, w której krzyżują się losy dwu postaci nowożytnej histo­

rii Czech. Jeden katolik, drugi ewangelik, wyznawca Kościoła czeskobraterskiego. W czasie, gdy pierwszy z nich, kapłan z Wysoczyny, umiera w tym właśnie domu, drugi, syn cukiernika z Vsetat, nie ma jeszcze nawet dwóch lat.

M

glistalutowasobota

24 lutego 1950 roku przypadał w piątek. Na plenum KC KPCz swój referat wygłasza prezy­

dent Gottwald, oznajmiając gładkim tonem: „Towarzysze, droga do socjalizmu jest i będzie także po zwycięstwie lutowym drogą walki klasowej... My tu żadnej Częstochowy ani innych podobnych sztuczek tolerować nie będziemy... nie zgodzimy się na hasła wzywające do obalenia republiki i potrafimy tego dokonać!” Po tych ostatnich słowach rozlega się długotrwała owacja. Następne­

go dnia, w sobotę po południu, w całej republice odbywają się uroczyste zebrania z okazji drugiej rocznicy „zwycięskiego” puczu. Przez mglistą zimową okolicę pędzi z Valdic koło Jićina do Pragi karetka pogotowia, w której dwaj funkcjonariusze bezpieki, Skerl i Rotsch, eskortują leżącego, bezsilnego pacjenta w krytycznym stanie, który trzęsie się z zimna i wydaje głośne westchnienia, chwytając się kurczowo za brzuch. Twarz ma nabrzmiałą, pełną guzów, z popękanymi wargami, ciało opuchnięte, usiane ciemnofioletowymi krwiakami, nogi jak banie. Co chwila towarzysze z StB ocierają mu usta. Ach, ta ich obrzydliwa troska i strach, żeby im „pacjent”, wepchnięty w obsikane i brudne szmaty więzienne, nie umarł! Czterdziestoośmioletni Josef Toufar, wiejski ksiądz z Czy­

hoszczy, zbity i umierający po bez mała miesięcznym brutalnym śledztwie, ma być za kilka dni do „dyspozycji” w związku z przygotowywanym spektaklem - gigantycznym pseudoprocesem.

Zamierzają go publicznie i fałszywie oskarżyć o to, że zbudował mechanizm, za pomocą którego rzekomo rozkołysał krzyżyk na ołtarzu, „oszukując w ten sposób prosty lud pracujący”. Towarzy­

sze z Pragi najpierw skwapliwie posłali po niego samolot, który jednak we mgle i na bagnistym terenie nie mógł wylądować.

N

iewahamsięużyćsłowamorderstwo

Karetka kieruje się do państwowego sanatorium dla partyjnych prominentów i członków ich rodzin w przy ulicy Legera w Pradze. Około wpół do trzeciej zatrzymuje się gwałtownie przed bu­

dynkiem nr 63 i bezpieczniacy w zimowych kurtkach wnoszą ciało na noszach do szpitala. W po­

koju nr 312, z dwoma łóżkami i jednym oknem na podwórze, oględzin bezimiennego pacjenta dokonuje dr Maurer, lekarz dyżurny. Później, po dwudziestu latach będzie dokładnie pamiętał:

„...był nagi, ponieważ do dziś mam przed oczami całe jego ciało. Widziałem, że jest pokryte sinia-

Almanach

10

(13)

DUM duchu

Z

lutave sedivy patrovy diim v prażske Legerove ulici. Cerstve zazdena pnzemni okna a vchody, uvnitf vybydleny, sberaći kovii a dalślmi ,,najezdniky“ vyrabovany. Pruvan v nem uzkostne boucha dvefmi. Co chvili kolem nej po magistrale projedou stovky aut. Byvale sanatorium pro komunisticke papalaśe a pozdeji Klinika plasticke chirurgie s popaleninovym oddelenim. Cinżak, ve kterem se protinaji osudy dvou postav novodobych ćeskych dejin. Jeden katolik, druhy ćesko- bratrsky evangelik. Kdyż ten prvni, umućeny knez z Vysociny, v tomto dome umira, nejsou tomu druhemu, synu cukrafe ze Vsetat, ani dva roky.

M

lhavaunorovasobota

24. unora 1950 byl patek. Na zasedani UV KSĆ vystupuje se svym referatem prezident Gott- wald a do mikrofonu svym oblym hlasem pronaśi: „Soudruzi, cesta k socialismu je a budę i po unorovem vitezstvi cestou tridniho boje... My zde nebudeme żadnou Censtochovou nebo podobne kumśty trpet... a heslo republiku si rozvracet nedame dovedeme provadćt!“ Za poślednimi slovy zazniva dlouhy potlesk. Nasledujici den, v sobotu odpoledne, se po cele republice konaji slavnostni schuze ke druhemu vyroci „vitezneho" puce. Zimni mlżnou krajinou uhani z Valdic u Jićina do Prahy sanitni vuz, v nemż dva pfisluśnici Statni bezpećnosti, Skerl a Rotsch, stfeżi leżiciho, ne- mohouciho pacienta v kritickem stavu, ktery se tfese zimou, nahlas vzdycha a chyta se kfecovite za bficho. Tvaf ma oteklou, plnou bouli a s rozpraskanymi rty, telo żlutave natekle, posete tmave fialovymi hematomy, a nohy opuchłe jak konve. Co chvili mu soudruzi z StB utiraji lista. Ta je­

jich obłudna Starost a strach, aby jim „pacient", narvany do pomoćenych a śpinavych vezenskych hadrii, nezemfel. Osmaćtyficetilety Josef Toufar, venkovsky knez z Ćihośte, dobity a umirajici po bezmala mesicnim brutalnim vysetfovani, ma byt za nekolik dni k ,,dispozici“ pro pfipravovane divadlo - vykonstruovany monstrproces. Chystaji se ho vefejne a lzive obvinit z toho, że sestrojil mechanismus, kterym lidajne rozhybal oltaf ni kfiżek a „podvedl tim prosty pracujici lid". Z Prahy pro nej soudruzi nejdfive urychlene posiali letadlo, ktere vsak nemohlo v rozbahnenem terenu a mlze pfistat.

NeOSTYCHAM SE POUŻIT SLOVA VRAZDA

Sanita mifi do statniho sanatoria pro stranicke prominenty a jejich rodinne pfisluśniky v prażske Legerove ulici. Pfed рйі tfeti prudce zastavi pfed budovou ć.p. 63 a estebaci v zimnich kabatech vynesou na nositkach telo do śpitalu. Na pokoji Ć. 312, se dvema lużky a jednim oknem smerem do dvora, pacienta bez jmena jako prvni prohliżi dr. Maurer, vedouci lekaf. Po dvace- ti letech si pfesne vzpomene: „...byl nahy, protoże mam pfed oćima dodnes cele jeho telo. Videl jsem, że je pokryto modfinami velikosti tak za polovic dlane. Na prsou, na bfiśe, na nohach, na pażich... vsade. Neostycham se poużit slova vrażda!“ Pacient je stfeżen tfemi estebaky v civilu.

Dvema mużi a jednou żenou, Verou Hlavackovou-Kantorovou, ktera je pfevlecena do bileho plaśte a imituje zdravotni personal. Ma za sebou nacisticke vezneni v Terezine a pozdeji prohlasi:

11

(14)

kami wielkości połowy dłoni. Na piersiach, na brzuchu, na nogach, na ramionach... wszędzie. Nie waham się użyć słowa morderstwo!” Pacjent strzeżony jest przez trójkę bezpieczniaków w cywilu.

Dwóch mężczyzn i jedną kobietę, Verę Hlavaćkovą-Kantorovą, która ma na sobie biały płaszcz i udaje personel medyczny. Ma za sobą nazistowskie więzienie w Terezinie, a po latach powie:

„Toufar był bity w taki sam sposób, jaki pamiętam z obozu koncentracyjnego. Towarzysz Macha używał wielu gestapowskich metod.” Osiemnastoletnia pielęgniarka Rużena Kozlova-Mlada, która zaniosła pacjentowi do pokoju jakieś lekarstwa, spojrzawszy na zmaltretowane w białym łóżku ciało, wpada w przerażenie. Jeszcze nigdy przedtem (i jak dziś twierdzi, nigdy potem), nie widziała tak obitego ludzkiego ciała. Ciśnienie pacjenta jest bardzo niskie, od razu zostaje mu podana infuzja, witaminowe wzmocnienie organizmu, transfuzja krwi O Rh+. Trwają niezbędne przygotowania do operacji. Do sanatorium w trybie pilnym przywołany zostaje czołowy chirurg dr Śpaćek, który przed rozpoczęciem operacji wchodzi do pokoju: „Zorientowałem się, że ma postępujące zapa­

lenie otrzewnej i jego stan jest poważny.” Odgadł, że pacjent jest prawdopodobnie księdzem lub profesorem, ponieważ między jednym a drugim jękiem powiedział coś niewyraźnie po łacinie.

Funkcjonariusz StB Kośar szczeknął tylko: „Nie rozmawiać!” Pacjent zostaje zawieziony na salę operacyjną i pod nadzorem Kośara zespół chirurgów próbuje utrzymać przy życiu nieznanego im mężczyznę.

S

mukła instrumentariuszka

Rużena Kozlova-Mlada, trzymająca się prosto, szczupła, osiemdziesięcioletnia pani, która wtedy w sanatorium pracowała jako instrumentariuszka, a później została psycholożką, siedzi na kanapie w swoim mieszkaniu w jednym z morawskich miast: „Atmosfera podczas operacji była napięta, panowało milczenie, co było czymś niezwykłym. Zauważyłam, że kończyny pacjenta były pełne siniaków, zapewne przywiązywano je i uciskano za pomocą pętli. Operacja zrobiła na mnie straszne wrażenie, ponieważ pacjent miał w brzuchu wielką ilość zielonej cieczy. Żeby wysuszyć jamę brzuszną, zużyłam nieprawdopodobną wręcz ilość dwudziestu siedmiu opatrunków z gazy o rozmiarach 70 x 70 centymetrów.” Robi ruch ręką, jakby potrząsała pieluchami. Po operacji pa­

cjent zostaje przewieziony do pokoju nr 312 i tam o wpół do dziewiątej wieczorem tego samego dnia umiera. Przy jego łóżku siedzi funkcjonariuszka bezpieki Kantorova, która w pewnym mo­

mencie bierze go za rękę. Jeszcze zanim Toufar wyda ostatnie tchnienie w agonii, wypowiada do niego kilka słów. Potem w nocy pod dziedziniec sanatorium podjeżdża ciężarówka i martwe ciało księdza na skrzyni ładunkowej samochodu zostaje przewiezione do instytutu patologii na Alber- tovie w celu przeprowadzenia sekcji.

S

anatorium

B

oruvkizpustym pokojem

Z Janą Cetlerovą, krewną Josefa Toufara i strażakami ze stołecznej służby ratowniczej, któ­

ra obecnie jest właścicielem pustego budynku nr 63 przy ulicy Legera, obchodzimy z planami i szkicami cały dom. Włączamy bateryjki i depczemy po wyrwanych drutach, odłamkach szkła, rozłamanych karniszach, powyginanych rurkach za ścianą, gołębim łajnie i stertach segregatorów, które pozostały tu po ostatnim lokatorze, Akademii Nauk. Zielone nacieki nad klatką schodową pochodzą jeszcze z czasów kliniki. Również tylna biała winda na jedno łóżko. Trzymając się pla­

nu, znajdujemy dawny pokój nr 312. Pusty. Zawilgocone okno na podwórze. Tylko za drewnianą płytą znajdujemy jedyny ślad szpitalnego pomieszczenia - wyłożony białymi kaflami kąt. Żeliw­

ne balustrady, marmurowe wykładziny i z rozmachem zaprojektowane, eleganckie drewniane ościenie w wielu innych pokojach wskazują jeszcze na istnienie sanatorium Boruvki z czasów Pierwszej Republiki, czyli na słynny szpital prywatny, zwłaszcza porodówkę, której właścicielem i szefem był dr. n. med. Vladimir Bortivka, „specjalista w dziedzinie chirurgii i położnictwa”. Jak pisze w swoich pamiętnikach prof. Charvat, Borfivka miał ducha przedsiębiorczości oraz sławną

Ąlmanarb 12

(15)

„Toufar byl mlacen takovym stylem, jako si pamatuji z koncentrać- niho tabora. Soudruh Macha pouzlval mnozstvl gestapackych me­

tod." Osmnactileta zdravotnl sestra Ruźena Kozlova-Mlada, ktera zanesla pacientovi na pokoj nejake medikamenty, se pohledem na zmućene telo na bilem ltiżku vydesila. Jeśte nikdy pred tlm (a jak dnes dosvedcuje, ani potom) nevidćla tak domlacene lidske telo.

Pacientiiv tlak je velmi nlzky, je mu hned podana infuze, vitamino- ve posilneni organismu, transfuze krve O Rh +. Probiha nezbytna priprava k operaci. Do sanatoria je narychlo privolan śpićkovy chi­

rurg dr. Śpaćek, ktery pred operaci zajdę na pokoj: „Poznał jsem, że jde u neho o pokroćily zanet pobriśnice a jeho stav byl velmi vażny.“ Odhadl, że pacient je pravdepodobne knezem nebo pro­

fesorem, protoże k nemu mezi nafikanim nesrozumitelnć zaśeptal latinsky. Prisluśnik StB Kośar vystekl: „Nemluvit!“ Pacient je odve- zen na operaćni sal a za Kosarova dozoru se zdravotni tym pokouśi pri żivote udrżet pro ne neznameho muże. Jeśte pred operaci staći Toufar k vrchni sestfe Bussinowove z poślednich sil pronest: „Jsem nevinen...pomożte mL.chci żit...“

VZPRIMENA INSTRUMENTARKA

Ruźena Kozlova-Mlada, vzprimena a śtihla jednaosmdesati- leta dama, ktera v sanatoriu tehdy pusobila jako instrumentarka a pozdeji se stała psycholożkou, sedi na pohovce ve svem byte mo- ravskeho mćsta, oknem se diva do svetla dopoledniho zimniho dne a vypravuje: „Atmosfera pri operaci byla napjata, nemluvilo se, coż bylo neobvykle. Vsimla jsem si, że pacientovy konćetiny byly pine podlitin, patrne byly pfivazovany ći utahovany śkrtidly. Operace na mne pusobila straśnym dojmem, nebof mel v bfiśe velkou spoustu zelene tekutiny. Na vysouśeni bfiśni dutiny jsem spotfebovala neu- vefitelnych sedmadvacet rouśek o rozmerech 70 x 70 centimetru."

A predvadi pohyb rukou, jako kdyż se machaji pleny. Po operaci je pacient prevezen na pokoj c. 312 a tarn v pul devate vecer ten samy den umira. U jeho lużka sedi estebaćka Kantorova, ktera ho jednu chvili drżi za ruku. Jeśte neż Josef Toufar dodycha, v agonii k ni pro- nese nekolik slov. V noci pak do dvora sanatoria nacouva nakladni auto a mrtve knezovo telo je na korbe naklad’aku odvezeno do pa- tologickeho listavu na Albertove k pitve.

BORUVKOVO SANATORIUM S PRAZDNYM POKOJEM

S Janou Cvetlerovou, pribuznou Josefa Toufara a s hasići ze zachranneho sboru hlavniho mesta, ktery je v soućasne dobe vlast- nikem prazdne budovy ć.p. 63 v Legerove ulici, prolezame s planky a naćrtky celym domem. Svitime si baterkami a pfekraćujeme vytr- hane draty, sklo, rozłamane garniże, vypacene trubky za zdi, hołubi trus a hromady śanonu, ktere tu ziistaly po poślednim najemniku, Akademii ved. Zelene natery nad schodiśtem jsou jeśte puvodni, z ćasu kliniky. Take zadni bily vytah pro jedno lużko. Podle plami

Milos Doleźal __

ur. 1 lipca1970 r.w Haju kołoLedca na Sazawą, poeta, prozaik, redaktor CzeskiejRozgtośni„Wełtawa”. Ukoń­

czy) Wydział NaukSpołecznych Uniwersytetu Karola w Pradze (1992). Pracował jako redaktor„Perspektiv”, asystent kierownikaliterackiego KarolaKrausawpra- skimTeatrze za Bramą II,stróż w schronisku i rozlepiacz plakatów.Stale współpracujemjn.ztakimi tytułami, jak

„Lidovenoviny"„Kontexty"„Souvislosti"„Perspektivy".

Wiersze ifelietony publikujetakże wpolskich czaso­ pismach.Jest autorem wieluaudycji dokumentalnych o II wojnie światowej ikomunistycznychrepresjach lat50., magazynów literackich, portretówicykli po­

dróżniczych. Jako scenarzysta współpracuje z Czeską Telewizją(przy produkcji cykli Heydrich - ostateczne rozwiązanie i Nieznani bohaterowie}.Opublikował to­

miki poezji:Podivice(Area Jimfa, 1995; drugie,posze­ rzone wydanie Atlantis, 1997),Катет'(Martin Dyrink, 1996),Obec vAtlantis, 1996; po polsku Gmina - w wy­ dawnictwie Czarne, 2003;po grecku wybór - w tomie Bilieto,2002), Les (Atlantis,1998), (as dymu(Atlantis, 2003, po francusku w wydawnictwie „Fissile”,2013), poetycki dziennik z podróży po WłoszechSansepol- cro (Arborvitae, 2004). Wydałzbiór felietonów(eske feferony (Atlantis,2003). Jest współautorem książek wspomnieniowych: o ks.prał. Antoninie Bradnie - Za- radovaljsemse (Karmelitanskenakladatelstvi, 2002), JifimLoudzie- Svym dejinamneuteieme (Radioservis, 2010) i Josefie Svobodzie - tri inkamace (Radioser­

vis, 2011). Opublikowałzbiory rozmow z więźniami systemu nazistowskiego i komunistycznego:Cesty bożim (nelcasem (Karmelitanske nakladatelstvi, 2003), Prosiłjsem a pfileteia moucha (Karmelitanske nakla­

datelstvi, 2004) oraz Protidemukrompai ałopata (Karmelitanske nakladatelstvi, 2006), a takżezbiory podań,czarów, zaklęć i rad z terenu Wysoczyny pt.

Reżnababa (Thyrsus, 2007), Bodła stinu dohrudniho koie 'Thyrsus,2009) i (ernesvinekren(Luboś Drtina, 2012). Przygotował do drukuedycję utworów Jana Franza - Eseje, kritiky, korespondence (Triada,2006) orazSmeji se i stenam-korespondencję V. Holana i S. Zednićka (Pulchra, 2012). Licząca prawie 450 stron monografiaDoleźala, poświęcona postaci ks. Jose­ fa Toufara, męczennika epokikomunizmu, pt. Jako bychomdnes zemrit meli iNova tiskama Pelhrimov, 2012), uznanazostała w plebiscycie Lidovvch novin za najlepszą książkę roku 2012wCzechach (!)

Milos Doleźal mieszka w Pradze i w Hornich Pa sękachk. Humpolca na Wysoczynie(Wyżynie Czesko- -Morawskiej).

(16)

klientelę, przede wszystkim z kręgów praskich dam, aktorek i operowych subretek. W jego klinice pracowali wykwalifikowani żydowscy i niemieccy lekarze i „nie przeszkadzało mu, kiedy od czasu do czasu zarabiano na jakiejś tam niedozwolonej aborcji. Z czeskich profesorów pozyskał słynnego Pfecechtela, który pożyczył mu ogromną sumę pieniędzy na rozkręcenie interesu. Borfivka wypo­

sażył go za to w całe instrumentarium, które należało wyłącznie do dyspozycji prof. Pfecechtela i nikt inny nie miał prawa po nie sięgać.” Przedsiębiorczemu i obrotnemu Boruvce także w latach 30. udało się do domu numer 61 dokupić sąsiedni budynek o numerze 63, połączyć oba domy, sanatorium poszerzyć i wydatnie zmodernizować. Rozmach skończył się wraz z okupacją. Wojna i zarządzenia z czasów Protektoratu w sposób zasadniczy wpłynęły na funkcjonowanie sanatorium, które w roku 1942 przejęła okupacyjna administracja KLV (Kinderlandsverschickung - projekt

rządu niemieckiego dotyczący wysyłania niemieckich dzieci na wieś), urządzając w nim specjalną klinikę KLV-Klinik. Nowy zakład zdrowotny dysponował wszystkimi oddziałami, a opiekę spra­

wowały niemieckie pielęgniarki. Po wojnie klinika ponownie wróciła w prywatne ręce, jednak tuż po lutym 1948 została upaństwowiona i z racji swego doskonałego wyposażenia oraz znakomite­

go personelu stała się sanatorium dla prominentnej kadry komunistycznej i członków jej rodzin.

W sierpniu 1953 roku w budynku tym prof. Frantiśek Burian, lekarz o europejskiej sławie, pionier chirurgii plastycznej i rekonstrukcyjnej, urządza na całym czwartym piętrze oddział oparzeniowy, który przy ulicy Legera mieścić się będzie aż do początku lat 80.

Później do tego domu wprowadzi się Akademia Nauk Republiki Czeskiej. Na dwóch piętrach mieści się Akademia, a część pomieszczeń wynajmuje Instytut Podstaw Kształcenia (późniejszy Wydział Studiów Humanistycznych). Pod koniec roku 2006 Akademia wyprowadza się z „Legerki”, a obiekt przypada Straży Pożarnej miasta stołecznego Pragi, którego areał sąsiaduje bezpośrednio z domem. Zamiar strażaków jest logiczny - przyłączenie całego kompleksu, zrekonstruowanie domu i scentralizowanie w nim biur, które rozsiane są po całej Pradze. Na to jednak brakuje pie­

niędzy i tak oto opustoszały dom stoi na razie zakonserwowany i zabezpieczony p .-zed włamaniami.

Według najświeższych informacji w stosunku do domu wniesiono także roszczenia restytucyjne.

N

iejestemsamobójcą

W czwartek 16 stycznia 1969, na krótko przed godziną 15.00., obok głównej bramy Kliniki Chirurgii Plastycznej przy ulicy Legera nr 63 zatrzymuje się karetka na sygnale, którą kieruje Mi­

los Pokorny. Razem z funkcjonariuszem StB Sovą i dyspozytorem przedsiębiorstwa komunikacyj­

nego Śpirkiem przywożą na noszach leżące, popalone ciało młodego mężczyzny, który następnie zidentyfikowany zostaje jako student Wydziału Filozoficznego Uniwersytetu Karola, Jan Palach.

Ałman arb

14

(17)

nachazime byvaly pokoji ć. 312. Prazdny. Zarosene okno do dvora. Pouze za vytrzenou sololito- vou deskou nachazime jediny odkaź na nemocnićni prostoru - bile vykachlikovany kout. Litinove zabradli, mramorove obkłady a velkoryse pojate a elegantni drevene osteni v rade jinych pokojii odkazuji jeśte na existenci prvorepublikoveho Boriivkova sanatoria, tedy na vyhlasenou privatni nemocnici a predevsim porodnici, jejimż majitelem a śefem byl MUDr. Vladimir Boriivka, „od- borny lekaf pro chirurgii a porodnictvi“. Jak ve svych vzpominkach piśe prof. Charvat, Boriivka mel podnikaveho ducha a vyhlasenou klientelu predevsim z fad prażskych dam, herećek a oper- nich subret. V jeho klinice pracovali kvalitni zidovsti a nemećti lekafi a „nevadilo mu, kdyż se obcas vydelalo na nejakem tom nedovolenem potratu. Z ćeskych profesorii ziskal vyhlaseneho Precechtela, ktery mu pujćil veliky finanćni obnos do zaćatku. Boriivka mu za to opatfil cele in­

strumentarium, ktere bylo pouze pro prof. Precechtela, a nikdo jiny na to nesmel sahnout." Podnikavemu a uspeśnemu Boriivkovi se take ve 30. letech podafilo pfikoupit k ć.p. 61 i sousedni ć.p. 63, domy propo- jit, sanatorium rozśirit a vyrazne zmodernizovat. Rozmach skonćil s okupaci. Valka a protektoratni pofadky se zasadnim zpiisobem dotkly chodu Boriivkova sanatoria, ktere v roce 1942 pfevzala protektoratni ufadovna KLV (Kinderlandverschickung - projekt nemecke vady pro vysilani nemeckych deti na venkov) a zridila v ni zvlastni kliniku KLV- -Klinik. Nove lećebne zafizeni disponovalo vśemi oddelenimi a peći obstaravaly nemecke zdravotni sestry. Po valce se klinika zase vratila

do soukromych rukou, avśak brzy po linoru 1948 była znarodnena a pro sve spickove vybaveni a vynikajici personal se stala sanatoriem pro prominentni komunisticke kadry a jejich rodinne pfisluśniky. V srpnu 1953 pak v teto budove zfizuje prof. Frantiśek Burian, lekaf evropskeho vy- znamu a prukopnik plasticke a rekonstrukćni chirurgie, na celem ctvrtem patfe popaleninove oddeleni, ktere v Legerce sidli aż do zaćatku 80. let.

Pozdeji se do domu stehuje Akademie ved ĆR. Ve dvou patrech sidli nakladatelstvi Academia a cast prostor ma pronajaty Institut zakladii vzdelanosti (pozdejśi Fakulta humanitnich studii).

Akademie na konci roku 2006 z Legerky odchazi a objekt pfipadne Hasicskemu zachrannemu sboru hl. mesta Prahy, jehoż areal s domem bezprostfedne sousedi. Zamer hasiću je logicky - cely komplex propojit, diim zrekonstruovat a centralizovat v nem kancelafe, ktere maji rozesety po cele Praze. Na to vsak chybeji penize a tak je vybydleny dum zatim zakonzervovan a zajiśten pfed vloupanimi. A podle poślednich zprav je na diim take vznesen restitućni narok.

Almanach

15

(18)

Pacjenta przyjmują pielęgniarki Bożena Houslikova (odcięła od jego ciała przypaloną kurtkę, którą narzucił na niego w czasie gaszenia ognia pod Muzeum właśnie dyspozytor Śpirek i Svata- va Pinkasova, która jedzie z pacjentem na czwarte piętro na oddział intensywnej terapii. Jeszcze w windzie, gdzie ze spalonych części ubrania Palacha poczuła opary benzyny, pyta nieśmiało, czy to aby ktoś nie zapalił na nim benzyny. Jan Palach głosem pełnym bólu, z trudem łapiąc oddech, odpowiada: „Nie... ja sam się polałem... zapaliłem... w proteście przeciwko temu, co się tu dzieje, przeciwko cenzurze i wydawaniu Zprav (»Wiadomości«)... Nie jesteśmy stowarzyszeniem samo­

bójców.” Na oddziale intensywnej terapii z wielkim oknem wychodzącym na podwórze Palach mówi coś o egzaminach, wzywa mamę i Ewę. Mama i brat Jiri jeszcze tego samego dnia zostają do niego na chwilkę wpuszczeni, a potem także studenci Bednarikova i Holećek. Personel medyczny mówił o niezwykłej cierpliwości i męstwie Palacha, z jakim znosił on potworne bóle. Jego ciało było spuchnięte, pęcherze schodziły z niego powoli, a pod nimi ukazywała się żywa tkanka. Ani na chwilę nie pozostaje bez opieki lekarskiej, w pokoju naprzeciwko jego łóżka zawsze siedzi ktoś z personelu i regularnie ociera pacjentowi wargi wilgotną watą.

W pokoju tym spędza Jan Palach ostatnie trzy dni swojego życia, do 19 stycznia, kiedy to umiera o wpół do czwartej po południu. Jedyne, kilkusekundowe ujęcia pokoju i Jana Palacha, który leży na lekko podwyższonym łóżku, a z białego „poczwarkowatego” kokonu wystaje popa­

rzona głowa, nakręcił reżyser Milan Peer. Do budynku udaje mu się przemycić kamerę w samo­

chodzie piekarniczym. Ciekawe, że na jego kadrach w pokoju, na oknie i obok łóżka Palacha widać świeże kwiaty. Ciało Jana Palacha poddane zostaje sekcji, której w Zakładzie Medycyny Sądowej dokonuje prof. Jaromir Tesaf. Ten sam lekarz, który dwadzieścia lat wcześniej przeprowadzał sek­

cję zwłok proboszcza z Czyhoszczy.

P.S.

Stale towarzyszyło mi jedno pytanie, jakie słowa mógł wypowiedzieć umierający Josef To­

ufar w państwowym sanatorium w obecności funkcjonariuszki StB Very Hlavackovej-Kantorovej.

Dopiero przed kilkoma tygodniami odezwał się do mnie naoczny świadek z Brna, który oznajmił mi, że pani Hlavackova-Kantorova żyje i mieszka w tej samej kamienicy co on. Pojechaliśmy więc do niej z dokumentalistą Davidem Machaćkiem i z kamerą. Zadzwoniliśmy do drzwi. Otworzyły się na małą szparkę, a kiedy poprosiłem o spotkanie i wypowiedź świadka, natychmiast się za­

trzasnęły. Na próżno dzwoniliśmy ponownie. Tajemnica ostatnich słów czyhoszczskiego księdza pozostanie już chyba na zawsze nierozszyfrowana.

Przełożył Andrzej Babuchowski

1 Josef Toufar (1902 1950), ksiądz katolicki, ofiara reżimu komunistycznego w Czechosłowacji. W styczniu 1950 roku oskarżono go o zainscenizowanie tzw. cudu czyhoszczskiego (od nazwy miejscowości Ćihośt1, gdzie był proboszczem). Według relacji świadków w trakcie Mszy, 11 grudnia 1949 roku, poruszył się kilkakrotnie na boki krzyż ołtarzowy. Wieść o cudzie zainteresowała służbę bez­

pieczeństwa. 29 stycznia 1950 roku proboszcza aresztowano i przewieziono do Pragi. W trakcie brutalnych przesłuchań próbowano go zmusić, by przyznał się do skrytego poruszaniem krzyżem. W wyniku trwających prawie miesiąc tortur ksiądz Toufar zmarł 25 lutego 1950 roku. Ekspertyzy sądowe w latach 90. wykazały, że zeznanie zostało całkowicie sfabrykowane. Obszerną rozmowę z Mi losem Doleżalem, autorem książki Jako bychom dnes zemritmeli, poświęconej ks. Toufarowi, zamieściliśmy w poprzednim, 18.

numerze AP.

2 Jan Palach (1948-1969), student historii i ekonomii politycznej na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Karola w Pradze, który w proteście przeciwko agresji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację i powszechnej apatii czeskiego społeczeństwa 16 stycznia 1969 roku dokonał aktu samospalenia przed Muzeum Narodowym na Placu Wacława w Pradze.

16

(19)

N

ejsem sebevrah

Ve ctvrtek 16. ledna 1969, kratce pfed 15 hodinou, brzdl u hlavnlho vchodu do Kliniky plas- ticke chirurgie v Legerove ulici ć.p. 63 houkajici sanitka, kterou ridi Milos Pokorny. Społu s pfisluś- nikem VB Sovou a dispećerem dopravnich podnikti Spirkem privazeji na nositkach leżici ohofele telo mladeho muże, ve kterem je nasledne identifikovan student FF UK Jan Palach. Pacienta pfiji- maji zdravotni sestry Bożena Houslikova - ta z jeho tóla odloupla pfiskvareny kabat, ktery na nej pfi haseni ohne pod Muzeem hodil prave dispećer Spirek - a Svatava Pinkasova, ktera s pacientem posleze jede vytahem do 4. patra na sokovy pokoj. Jeśte ve vytahu, kde z ohorelych cast! Palacho- va odevu uciti vypary benzinu, se opatrne zepta zda-li na nem nechytl prave benzin. Jan Palach ji hlasem plnym bolesti, preryvanym tezkymi nadechy, odpovi: „Ne... ja se polil a sam... zapalił... na protest proti tomu, co se tady deje, proti cenzure a vydavani Zprav... Nejsme spolek sebevrahii."

Na sokovem pokoji s velkym oknem vedoucim do dvora pak do tlumeneho svetla Palach mluvi cosi o zkouśkach, vola maminku a Evu. Maminka a bratr Jin jsou k nemu jeśte ten den na chvilku vpusteni, pozdeji jeśte studenti Bednarikova a Holećek. Zdravotni personal hovofil o Palachove zvlastni trpelivosti a statećnosti, s jakou snaśel nesmirne bolesti. Jeho tólo opuchło, puchyfe se po­

mału svlekaly a pod nimi se objevovala żiva tkań. Ani na chvili nezustava bez lekafskeho dozoru, na pokoji proti jeho lużku vzdy nekdo sedi z personalu a pravidelne otira pacientovy rty vlhkou vatou.

V tomto pokoji stravil Jan Palach pośledni tri dny sveho zivota, do 19. ledna, kdy v ptil ctvr- te odpoledne umira. Jedine, nekolikavterinove filmove zabery pokoje a leżiciho Jana Palacha na mirne zvyśene posteli, kteremu z bileho „kuklihd* zabalu vycuhuje oźehnuta hlava, pofidil reźiser Milan Peer. Do baraku se mu podafilo propaśovat kameru v pekarskem voze. Zajimave je, że na jeho zaberech jsou v pokoji, na okne і vedle Palachova lużka, postaveny cerstve kytice. Telo Jana Palacha pitva den po umrti v Ustavu pro soudni lekafstvi prof. Jaromir Tesaf. Stejny lekar, ktery dvacet let pfed tim pitval na stejne pitevne telo ćihośfskeho farafe.

P.S.

Stale me provazela otazka, jaka slova asi mohl umirajici Josef Toufar ve statnim sanatoriu pronest pfed pfisluśnici StB Verou Hlavackovou-Kantorovou. Aż pfed nekolika tydny se mi ozval pametnik z Brna, ktery mi sdelil, że pani Kantorova-Hlavackova żije a bydli ve stejnem panelaku jako on. Rozjel jsem se tedy s dokumentaristou Davidem Machackem a kamerou za ni. Zazvo- nili u dvefi. Otevrely se na malou skviru, a kdyż jsem pożadal o setkani a pametnickou vypoved’, prudce se zabouchly. Marne jsme pak znovu zvonili. Tajemstvi poślednich slov ćihośfskeho kneze zustane patrne navżdy nerozluśteno.

S3 17

(20)

A

ch

,

ileżzbiegówokoliczności

o siódmej dziesięć (wieczorem) czytałem w „Jamie Michalika”

Przechodzenie przez rzekę Miłosz czytał swe Rzeki

wosk z siedmiu świec kapał na obrus morawskie wino wpływało do tętnic kilku krakowskich wariatów czytało swoje umiarkowanie nudne szaleństwa

Miroslav Hołub czytał wiersz szklany paradoksalny wszystko płynęło czytało się mijało

każdy szukał sposobu aby się uratować

między wierszami a pustką

Kraków, maj 96

W

ierszdla

V

ladimira

H

olana

ciemne dąży do jeszcze ciemniejszego i ten chłopiec w sadzie po burzy boi się spytać nauczyciela o dalszy los sklejonych liści i krople na wosku jabłek

„Czy w każdy poniedziałek umiera jeden

сИ

z poetów?” - zapytał. A tamten odpowiedział:

„Tak, to prawdopodobne, bo nasza śmierć zdarza Ц na początku drogi, przed tą właściwą podróżą spełnień, na ziemi nagle niczyjej,

gdy nie nadeszła jeszcze pora

najodważniejszej rozmowy ze światem

I

Ale mój głód będzie już ciebie pożerał, opór rzeczy, oddech, słów ciekawość Będą przez chwilę z tobą.

Go nie nazwane, przeczytaj z ciemności Wyprowadź wnioski ? lego, co zostaje.

Resztę tygodnia spędzisz na czuwaniu, a potem ktoś z. ptL. tr olmo

1 także ciebie wyp1 «wadzi między jaskółki w śniegu,

i wśród drzew ycb samych odpowici;

na swoje ppanie"

ar

(21)

A

ch

,

coshod okolnosti

V sedm deset (vecer) jsem v Michalikove norę ćetl Prekracovant reky

Miłosz ćetl sve Reky

Vosk ze sedmi svicek kapal na ubrus moravske vino vtekalo do tepen Nekolik krakovskych blaznu ćetlo sva umirnene

nudna silenstvi Miroslav Hołub ćetl baseń sklenenou paradoxni Vsechno plynulo ćetlo se mijelo

Każdy hledal zpusob jak se zachranit mezi basnemi a prazdnotou

Krakov, kveten 1996

B

asen pro

V

ladimira

H

olana

temne tihne k jeśte temnejsimu a ten chlapec v sadu po boufi se boji zeptat se ućitele na dalsi osud slepeneho listi a kapku na vosku jabłek

„To każde pondeli umira jeden

z basniku?” zeptal se. A onen odpovedel:

„Ano, je to pravdepodobne, vżdyt’ naśe smrt se prihazi na poćatku cesty, pred tou vlastni cestou

naplneni, na zemi nahle nici, kdyż jeśte nenastal ćas

nejodvażnejśiho rozhovoru se svetem.

Ale muj hlad te jiż budę sżirat, a odpor veci, dech, zvedavost na slova budou chvili s tebou.

Co neni pojmenovano, vyćti ze tmy.

Vyvod’ zavery z toho, co zbyva.

Zbytek tydne stravis bdenim, naćeż nekdo zaklepe na okno a take tebe odvede

mezi vlastovky na snehu, a mezi tymiż stromy mu odpovis na svou otazku.”

Almanach

19

(22)

M

istrzowie

:

OLUB

tvm na czym zależy

klucz dzikich gęsi n> I katrein młode wino na groł >ię żydowskiej dzielnicy

pochodnia słów w latach milczenia

poetą prostoty był Czech Miroslav Hołub

żeby nie uzależnić się od czegoś

(władzy alkoholu

postępu w medycynie przesądów

fałszywych pocieszeń)

pisał

między pracą w laboratorium i spacerami z dziećmi (odkrył że limfocyt jest nosicielem

wewnętrznej mądrości ciała)

Miroslav Hołub

pracował nad systemem odpornościowym w poezji

ale umarł

i nie wiadomo czym zajmuje się w wolnych chwilach

czemu stawia opór jego wiersz

4-25 GRUDNIA 2003

Almanach

20

(23)

M

istri

: M

iroslav

H

ołub

prostota

je stale to na ćem zaleźi basnikovi

klin divokych husi nad divadlem mlade vino na hrobe

zidovske ctvrti

pochodeń slov v letech mlćeni

basnikem prostoty byl Ćech Miroslav Hołub

aby neupadl do zavislosti na nećem

(moci alkoholu

pokroku mediciny pfedsudcich faleśnych litechach)

psal

mezi prąci v laboratori a prochazkami s detmi (zjistil źe lymfocyt je nositelem

vnitrni moudrosti tela)

Miroslav Hołub

pracoval na imunitnim systemu v poezii

ale zemrel

a neni znamo ćim se zabyva ve volnych chvilich vecnosti

ćemu klade odpor jeho basen

2003-2011

Prelożil Vaclav Burian

21

(24)

EZECHIEL.

V KOPRIVACH

Po recejepice plujl, tvar do slunce pohledne a potom jiź nent niceho vice.

Eposo Gilgamesovi

EZECHIEL V KOPftlVACH I.

27.10. 2012

I.

Śli jsme

do zatopeneho mesta my pośledni farnici se slivovici a se sadłem a cibuli cesta se z podzimu prerazila v snezeni.

Zustal kostel na kraji jezera

jen vytahnout kotvu a odrazit od brehu vyplout na pramici

płachty - romanske zdivo s vycenenymi tvaremi panen.

Pred mesicem bagrista hloubil kołem svatyne okop pro izolaci

s rozmoćenou hlinou zubata lżice vynasela hroudy, trisky kosti, żeber, kloubti a łebek kysla żlut”, prachnive bila, zbytek ćerneho riiżence, prosakle fośny z rakvi, kus hadru.

Vysypaval na hromady z podzemi vybrany svet lidu, vyhnilych ślach a svalii

rodidel a pyjft rtu a krve.

Dve lebky se z hromady skutalely do kopriv k vlhkym lupeniim krenu

lebky meho praotce a pramatky.

Almanach

(25)

EZECHIEL

W POKRZYWACH

Po rzece jętki płyną, twarz w słońce spojrzy,

a potem nie ma już niczego więcej.

Poemato Gilgameszu

EZECHIEL W POKRZYWACH (I) 27.10. 2012

I

Szliśmy

do zatopionego miasta my ostatni parafianie ze śliwowicą słoniną i cebulą na drodze z jesieni sypnęło śniegiem.

Pozostał kościół na skraju jeziora

tylko wyciągnąć kotwicę i odbić od brzegu wypłynąć na łodzi

żagle - romańskie mury z wydętymi policzkami panien.

Przed miesiącem operator pogłębiał wokół świątyni rów izolacyjny

razem z rozmokłą gliną zębata łycha wynosiła grudy, szczątki kości, żeber, stawów i czaszek skisła żółć, zbutwiała biel, resztki czarnego różańca, namokłe deski trumny, kawałek szmaty.

Wysypywał na śmietnik z podziemia wydobyty świat narządów, przegniłych stawów i mięśni pochew i penisów

warg i krwi.

Dwie czaszki z rumowiska sturlały się w pokrzywy w wilgotne liście chrzanu

czaszki mego pradziada prababki.

(26)

Bagrista na chvili vypnul vehikl v kabinę rozbalil svacinu śel se vymocit ke kostelni zdi

zapalił si, popotah a v zablacenych holinach si stoup na kraj vykopu

- Toho tady je, tohodle sajrajtu vodsud jsem musel dvakrat zdrhnout nekdo na me zezadu śah

a buśil do krytu vod motoru uż na to seru, prace na hovno - Jezero v mlze, slivovice v żilach misto domd les

vykop, dreveny mostek, prah portal, гот» isky dech.

Paluba archy, spis pramice. Nalodit, odrażime.

II.

Z archy, spis pramice, pres dreveny mostek drapaji se mrtvi zivi

z ulu.

Snezi do dulku oćnic, snezi do lebećnich misek vapnik a cinova voda a bahno

snezi na lopatky snezi do panevnich mis vapnik źlukla voda a mazlavy jil śklebi se hola ćelist s krystalkem ledu snezi do vycenenych rozvalin v byvale hospode

vypitou lahvi svihnout.

III.

V zatopenem meste na zasneżene vyvazce nad vybagrovanym hrbitovem do tmy każę Ezechiel:

Znovu se kosti do trupii sestavte maso at’ vas drzi, pater vzprimi klouby do pouzder

romanskym portalem projdete!

Mezi tu żijici zver.

24

(27)

Operator na chwilę wyłączył wehikuł i w kabinie rozpakował swój podwieczorek poszedł wysikać się pod mur kościoła

zapalił papierosa, zaciągnął się i w zabłoconych cholewkach stanął na skraju wykopu

- Tyle tu tego jest, tego świństwa już dwa razy musiałem stąd zwiewać ktoś mnie z tyłu dotknął

i walił w pokrywę silnika sram na to, praca gówno warta - Jezioro we mgle, śliwowica w żyłach zamiast domów las

wykop, drewniany mostek, próg portal, w romańskim stylu.

Pokład arki, a raczej łodzi. Załadować, odpływamy.

II

Z arki, a raczej z łodzi, po drewnianym mostku wdrapują się martwi żywi

z ula.

Śnieg pada na oczodoły, śnieg pada w miski czaszek wapń cynowa woda i bagno

śnieg pada na łopatki śnieg pada na miednice wapń zjełczała woda i lepki ił

rozwiera się goła szczęka z kryształkiem lodu śnieg pada na wyszczerzone zapadlisko w byłej gospodzie

wypitą butelką rzucić.

III

W zatopionym mieście na zaśnieżonym wysypisku nad wybagrowanym cmentarzem w ciemnościach przemawia Ezechiel:

Znowu się kości w tułów poskładajcie mięso niechaj was trzyma, a rdzeń wyprostuje stawy do swych torebek

przejdziecie przez romański portal!

Pomiędzy żyjącą tu zwierzyną.

Almanach

ГШІМIdS LNY 25

(28)

D

ejiny

1) Aby mrtvola była pohrbena pokud możno ihned po soudni pitve ći prevozu do obce, 2) aby doba pohrbu była naprosto utajena, tj. aby hrobntkovi byl dan pokyn vykopat hrob bez udani jmena pohrbivaneho a doba ułożeni rakve do hrobu mu była sdelena tesne pred pohrbenim,

3) aby umisteni hrobu na hrbitove było ućineno neznatelnym (pohrbeni ve spolećnem hrobe,, nebo alespoń neoznaćenem hrobe, rakev zasypat okamżite po ułożeni a hrob srovnatse zemi tak, aby nebyl znatelny).

Z NARIZENI MINISTRA NA RODNI BEZPEĆNOSTI KAROLA BACILKA l8.

LISTOPADU 1952

Stopy vrazd budou bezpećne svaty z pisku tohoto stołeti.

A neme obeti se svymi kąty

dal budou trćet tu v mrazivem obeti.

Zbynek Heida

DEJINY I.

Jakepak jamy lvove?

Sproste jilove śachty s vapnem.

Chlapy z Lidie zał zet se dvema obecnimi ćokly.

Patera Toufara zahrabat se zdechlinou cirkusoveho słona.

Matriky navest do ohne kroniky do stoupy

listy pohrebnich knih vytrhat pfepsat.

A stejne nekdo slamenku na drn polożi.

26

(29)

Z

DZIEJÓW

Żeby zwłoki zostały pochowane, o ile to możliwe, zaraz po przeprowadzeniu sekcji lub prze­

wiezieniu do gminy,

żeby czas pogrzebu został całkowicie utajniony, czyli żeby grabarz otrzymał polecenie wykopa­

nia grobu bez nazwiska osoby grzebanej, a o czasie złożenia trumny do grobu został powiadomiony tuż przed pochówkiem,

żeby umiejscowienie grobu na cmentarzu było niezauważalne (pochówek we wspólnym lub przynajmniej w nieoznaczonym grobie, trumnę zasypać natychmiast po jej złożeniu, a grób zrównać z ziemią tak, żeby nie rzucał się w oczy).

Fragmentrozporządzeniaministrabezpieczeństwanarodo­

wego Karola Bacilkaz 18.listopada 1952.

Ślady zbrodni będą niezawodnie nawiane z piasku dwudziestego stulecia.

A nieme ofiary ze swymi katami

nadal tkwić będą w lodowatych objęciach.

Zbynek Hejda

DZIEJE (I)

Jakie tam lwie jamy?

Ordynarne doły z wapnem.

Chłopów z Lidie1 tam wrzucić z dwoma zwyczajnymi kundlami.

Księdza Toufara zakopać

razem z padliną cyrkowego słonia.

Metryki wsadzić do ognia kroniki na przemiał

karty ksiąg pogrzebowych wyrwać przepisać.

I tak ktoś nieśmiertelnik na darń położy.

Almangrfi 27

(30)

PAVEL JANSKY, JOSEF CZAPSKI, JAN CEP

Jak vzdorovat potope?

Na pryćne v jachymovskem lagru zpameti recitovat Dantovo Peklo s retkem u plechovky.

Prevypravet

Proustovo Hledani ztraceneho ćasu spoluveznum v Starobielsku se śtenicemi v kruskach.

Ve vyhnanstvi cestovat vidinami po peśine detstvi

mezi dvema vesnicemi.

To v kleci je s nami porad krkavec a holubice.

ZDENEK HERMANN,

POŚLEDNI ŻIJICI ŻID ZE ZATOPENYCH

DOLNICH KRALOVIC, STOJI NAD ZELIVSKOU PREHRADOU

Jezero zalilo lidoli і se hrbitovem odvezli jen nahrobky kohenu levitu

żehnajici ruce na vetriesce.

Voda ted’ olizuje kosti tech, ktere Mojżiś

vyvedl z otroctvi Rudym morem vapnik se pomału rozpouśti koupe se v nem pije ho cela Praha.

(31)

r-

PAVEL JANSKY, JÓZEF CZAPSKI, JAN CEP

Jak bronić się przed potopem?

Na pryczy obozu w Jachymovie recytować z pamięci Piekło Dantego z wargą przy blaszance

Opowiadać

W poszukiwaniu straconego czasu Prousta współwięźniom w Starobielsku

z pluskwami w kapciach

Na obczyźnie wędrować wśród widziadeł po ścieżce dzieciństwa

między dwiema wioskami.

Tu w klatce są z nami ciągle kruk i gołębica.

ZDENEK HERMANN,

ostatniżyjący

Ż

yd zzatopionych

D

olnych

K

ralovic

,

stoinad zaporążeliwską

Jezioro zalało

dolinę wraz z cmentarzem wywieziono tylko nagrobki kohenów lewitów

błogosławiące ręce na ciężarówce.

Woda oblizuje teraz kości tych, których Mojżesz

wyprowadził z niewoli przez Morze Czerwone wapń powoli się rozpuści

kąpie się w nim pije go cała Praga.

(32)

TOUFAR

V dalce rybnik

pohnul se divoky źluty kosatec vanek na praśne ceste

zastavila se ve vzduchu vażka.

Prave ho svlekaji do naha bićuji hadici

v plesnivem sklepeni ve Valdicich

Chrstnuti vody z plechoveho kyble odplavit na chvili rev

baćkory bachare Taborskeho na nartu rozstrihnout narvat na opuchłe nohy

Slova pośledni: Hvezdo jitrni.

(33)

TOUFAR 3

W oddali staw

poruszył się dziki żółty kosaciec wiatr na pylnej drodze

zatrzymała się w powietrzu ważka.

Właśnie rozbierają go do naga biczują gumowym wężem w zapleśniałej piwnicy w Valdicach

Chluśnięcie wodą z blaszanego wiadra zmyć na chwilę wrzask

bambosze klawisza Taborskiego na podbiciu rozciąć

naciągnąć na opuchłe nogi Słowa ostatnie: Gwiazdo zaranna.

EZECHIEL W POKRZYWACH (II)

Minął rok

wciąż sieją spustoszenie

Gog i Magog hakiem osadzonym w szczęce

z doliny mokrych kości

uciekają operatorzy koparek i jehowici

Wierszepochodząztomuprzygotowywanegododrukuw Czechach. Napotrzeby

Almanachu Prowincjonalnegowyborudokonałiprzełożył Andrzej Babuchowski.

1 Lidice, wieś i gmina w środkowych Czechach. 10 czerwca 1942 roku Niemcy dokonali tu masowej eksterminacji ludności cywilnej.

2 Pavel Jansky (1929-2006), poeta, dziennikarz, tłumacz; w 1949 r. skazany na 10 lat więzienia za udział w nielegalnej organizacji studenckiej, przebywał w kilku zakładach karnych, m.in. w obozie pracy przy wydobywaniu rudy uranowej w Jachymovie; wypusz­

czony na wolność pod koniec 1954 r.; pracował potem jako robotnik, kulisowy w teatrze, redaktor, bibliotekarz; w latach 1958-1952 studiował eksternistycznie filmoznawstwo; autor wielu zbiorów poezji, wydawanych głównie w samizdacie oraz wydawnictwach emigracyjnych.

Jan Ćep (1902-1974), prozaik, eseista i tłumacz, jeden z najwybitniejszych przedstawicieli katolickiego nurtu w literaturze czeskiej;

w latach dwudziestych studiował w Pradze filologię czeską, angielską i francuską; po komunistycznym puczu w Czechosłowacji, w sierpniu 1948 r. uciekł do Francji, gdzie przebywał aż do śmierci.

JÓZEF Czapski (1896-1993), ur. w Pradze, polski artysta malarz, pisarz, major WP; walczy! w wojnie polsko-bolszewickiej. We wrześniu 1939 r. zmobilizowany, wzięty do niewoli i więziony w obozach jenieckich ZSRR - Starobielsku, Pawliszczew Borze i Gria- zowcu. Zwolniony w 1941 r. na mocy układu Sikorski-Majski, wstąpił do Armii Andersa. Przewędrował szlakiem 2. Korpusu przez Bliski Wschód do Włoch, gdzie brał udział w kampanii włoskiej. Uczestniczył, jako delegat rządu RP na emigracji, w międzynarodo­

wej komisji badającej zbrodnię katyńską. Przeżycia z pobytu w ZSRR opisał w książkach Wspomnienia starobielskie i Na nieludzkiej ziemi. Po wojnie współtworzył paryską „Kulturę” i do śmierci malował obrazy, wystawiając je w wielu krajach.

3 Ks. Josef Toufar - zob. reportaż Milośa Doleżala pt. Dom duchów w niniejszym numerze AP oraz rozmowę z pisarzem w 18.

numerze AP.

Almanachy

31

(34)

PRZESYŁKA Z SOSNOWIECKIEJ ULICY

po ulicy Modrzejowskiej w 1933 idzie Żyd z paczką w wysokich butach w jarmułce z twarzą do połowy ukrytą w czarnej brodzie za nim cały tłum spacerujących z wózkami torebkami teczkami bez żadnego bagażu i tak nic ze sobą nie zabrali na drugą stronę fotografii ciemnej jak niebo na które wypłynęły jaśniejsze obłoki ich postaci coraz mniej rozpoznawalnych odwróconych bokiem patrzących na wystawy z przedmiotami które już dawno wystawiono w gablotach w Auschwitz stojących do nas tyłem żebyśmy nie musieli pamiętać ich twarzy aby ich nie wydać w momentach słabości nagłemu zapomnieniu gorszemu niż śmierć i ta paczka na pierwszym planie w szarym papierze solidnie przewiązana dratwą odwracająca uwagę od twarzy niosącego też spakowanej do wysłania w nasze oczy z jeszcze nieistniejącego świata

na lastrykowych schodach przed wejściem do domu zobaczyłam pęknięcia takie same jak na nagrobkach rozsadzanych przez jakąś wewnętrzną siłę wszystko

tu kruszeje także schody po których tysiące razy wchodziłam niosąc ciężary kolejnych dni dotąd nie pękały jakby chciały nie przeszkadzać mi w codziennym marszu ale teraz wszystko im jedno pokazują że i ta droga rozsypuje się w pył niezauważalnie pod każdym krokiem a co z jej celem z domem z którego wychodzą domownicy i nie wracają zostawiając coraz bardziej chłodną pościel która nie ogrzeje nawet snu o tym co tu kiedyś kwitło zanim jeszcze korzenie zaczęły rozsadzać skałę codzienności

OŁÓWKIEM

tata układał dziesiątki ołówków kto je wypisze dziś wszystko drukiem sprayem nieśmiertelne ołówek nieśmiało nie wiecznie mysim kolorem przemyka przez stronę żeby schować się w dłoni

szczupły jak nasze nadzieje że można utrwalić coś ze świata

(35)

ZASILKA ZE SOSNOWIECKE ULICE

po Modrzejewske ulici v roce 1933 jde Żid s balićkem ve vysokych botach v jarmulce s oblićejem do poloviny ukrytym v ćernych vousech za nim cely dav prochazejicich se s koćarky taśkami aktovkami bez żadnych zavazadel

a tak s sebou nevzali nic na druhou stranu fotografie tmave jako nebe na ktere priplula jasnejśi oblaka jejich postav stale mene zretelnych otoćenych stranou hledicich na vystavy s predmćty ktere były uż davno vystaveny ve vitrinach v Osvetimi otoćene k nam zady abychom si nemuseli zapamatovat jejich oblićeje aby se nemusely podrobit v okamżicich slabosti nahlemu zapomneni horśimu neż smrt

a ten ba Meek v prvnim planu na sedern papiru pevne svazana provazkem odvracejici pozornost od oblićeje nesouciho take zabaleneho k odesłani do naśich oći z jeśte neexistujiciho sveta

* * *

na terasovitych schodech pfed vstupem do domu spatnla jsem uplne stejne praskliny jako na nahrobcich rozbitych nćjakou vnitrni silou vsechno se tady droli i schody po nichż jsem tisickrat vchazela a prinaśela nakład po sobe jdoucich dni dosud nepraskaly jako by mi nechtely prekazet v każdodennim pochodu ale ted’

je jim vsechno jedno ukazuji że i tato cesta se droli na prach nenapadne po każdem kroku a co s jejim cilem domem z nehoż vychazeji domaci a nevraceji se zanechavajice stale studenejśi postel kterou

nezahreje dokonce ani sen o tom co tady kdysi kvetlo neż koreny zaćaly rozbijet skalu każdodennosti

TUŻKOU

tata usporadal desitky tużek kdo je vypise dnes je vśechno diky tisku sprejum nesmrtelne tużka se nesmele nevecne myśi barvou pohybuje po strance aby se schovala v dlani

śtihla jako naśe nadeje że песо uchova ze sveta

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wręcz przeciwnie - na przykład eseistyka Miłosza nie jest moją ulubioną eseistyką, ona mnie zawsze irytowała, bo tam ujawnia się cały jego „rakowaty” styl (krok w przód,

„[...] religia może być obciążona patologiami, które są w najwyższym stopniu niebezpieczne i które dowodzą konieczności uznania boskiego światła rozumu za swoisty

mniej ważne że w Kaliśti urodził się Mahler ważniejsze że w pobliżu tuż przed końcem zimy gnali krowy z Humpolca do obory z sianem gospodarz i parobek - Żyd im towarzyszył

To właśnie lektura powstałych w Republice Federalnej prac poświęconych „niemieckiej historii Śląska” przekonała mnie, że jest to droga błędna, prowadząca do

co będzie kiedy znikną ostatnie pamiątki tamtych czasów gdy z lękiem uczyłeś się chodzić kiedy zatrze się mapa czego się uchwycisz to miasto jest to jeszcze ale czy

bieską piosenkę”? Było wiele osób wtedy wyrokujących. Tymczasem to on i moi synowie są moim największym skarbem i staram się nad sobą pracować, bo wiem, że nic nie jest dane

Taki też jest sens Chrystusowego orędzia: „[...] człowieka można zrozumieć tylko w perspektywie Boga, a jego życie jest dobre wtedy tylko, gdy żyje w relacji do Boga.. [...]

(...) Tupisarz wymienia rözne „Rzymy”: bogaczy, zbiorowych wycieczek, uczonych sl?czqcych nad manuskryptami z przeszlosci; wymienia, aby zakonczyc kapitaln^ pointip ktöra