• Nie Znaleziono Wyników

Almanach Prowincjonalny 2012, nr 15 [1].

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Almanach Prowincjonalny 2012, nr 15 [1]."

Copied!
164
0
0

Pełen tekst

(1)

PROWINCJONALNY

Wewnątrz m.in

(2)
(3)

M

ożliwości

Wolę kino.

Wolę koty.

Wolę dęby nad Wartą.

Wolę Dickensa od Dostojewskiego.

Wolę siebie lubiącą ludzi niż siebie kochającą ludzkość.

Wolę mieć w pogotowiu igłę z nitką.

Wolę kolor zielony.

Wolę nie twierdzić,

że rozum jest wszystkiemu winien.

Wolę wyjątki.

Wolę wychodzić wcześniej.

Wolę rozmawiać z lekarzami o czymś innym.

Wolę stare ilustracje w prążki.

Wolę śmieszność pisania wierszy od śmieszności ich niepisania.

Wolę w miłości rocznice nieokrągłe, do obchodzenia co dzień.

Wolę moralistów,

którzy nie obiecują mi nic.

Wolę dobroć przebiegłą od łatwowiernej za bardzo.

Wolę ziemię w cywilu.

Wolę kraje podbite niż podbijające.

Wolę mieć zastrzeżenia.

Wolę piekło chaosu od piekła porządku.

Wolę bajki Grimma od pierwszych stron gazet.

Wolę liście bez kwiatów niż kwiaty bez liści.

Wolę psy z ogonem nie przyciętym.

Wolę oczy jasne, ponieważ mam ciemne.

Wolę szuflady.

Wolę wiele rzeczy, których tu nie wymieniłam od wielu również tu nie wymienionych.

Wolę zera luzem

niż ustawione w kolejce do cyfry.

Wolę czas owadzi od gwiezdnego.

Wolę odpukać.

Wolę nie pytać, jak długo jeszcze i kiedy.

Wolę brać pod uwagę nawet tę możliwość, że byt ma swoją rację.

z tomu Ludzienamoście, 1986

Wisława Szymborska

(4)
(5)

PIĘTNASTKA

P

iętnastka to żaden tam wielki jubileusz i nawet nie „okrągły”. A jednak cieszy! To siedem lat życia - wydawcy, redakcji i oczywiście Czytelników, rozsianych po całym kraju, a czasem za­

granicy. Piętnaście numerów Almanachu Prowincjonalnego to tysiąc dziewięćset pięćdziesiąt sześć stron offsetowego papieru, niemal dwa tysiące stron zapełnionych drukiem, fotografią, rzadziej grafiką. Nie chodzi o skrupulatną buchalterię, ale na łamach półrocznika zaistniało kilkunastu autorów z Raciborza i okolic; w wielu przypadkach nie był to incydent. Ośmieliliśmy wielu na­

szych współpracowników do intensywnej pracy literackiej, której czasem nie zakładali w swoim życiorysie. Jeden z przykładów to raciborzanka Grażyna Czogała, plastyczka zamieszkała na stałe w Syrakuzach, która z powodzeniem oprowadza nas po Sycylii, swojej drugiej ojczyźnie. Naszym zdaniem udało się zachować styl i poziom pisma, pozwalający istnieć obok siebie uznanym mi­

strzom jak i debiutantom.

Dzięki temu właśnie swoje nowe utwory literackie powierzali nam autorzy tej miary, co Urszula Kozioł, Adam Zagajewski, Ernest Bryll, Bogusław Żurakowski, Wojciech Wencel, Julian Kornhauser Jerzy Gizella, Janusz Szuber, nazwiska można mnożyć. W tym gronie do najwier­

niejszych należeli Ewa łapska, Krzysztof Lisowski, Szymon Babuchowski oraz ksiądz prof. Jerzy Szymik, bez którego utworów, prozą i wierszem, nie ukazał się żaden z numerów Almanachu.

Wsparcie ze strony autentycznych, a nie medialnych, autorytetów podawało nam czysty ton, owo wysokie cis, do którego należy zmierzać. Tak też jest w numerze piętnastym od pierwszych stron.

Przez kilka lat naszym stałym „felietonistą” był Milos Dolezal, wybitny poeta z Pragi; pub­

likowali tu poeci i tłumacze Vaclav Burian i LiborMartinek. Granica polsko-czeska jest dla nas wciąż linią łączności, nie barierą. Tematykę czeską staramy się poruszać, na różne sposoby, w cy­

klu „Czeskie słowa, czeskie obrazy”.

Jest przywilejem i sposobem istnienia Almanachu Prowincjonalnego, że główny literacki bohater numeru staje się naszym gościem w dniu jego promocji; z tej okazji miłośnicy prawdzi­

wej literatury - a są tacy w Raciborzu, o czym zaświadcza wystawa fotograficzna p.t. Spotkania na prowincji - mieli szansę bezpośredniego kontaktu z autorami poważanymi i czytanymi, także na naszych łamach. W tym miejscu wskazać chcemy na trzy różne z pozoru teksty autorstwa reżysera, katolickiego księdza oraz dwóch młodych studentów z Raciborza. We wszystkich trzech esejach odnajdujemy troskę o wartości. To banał, ale bez wartości Europa powoli przygasa i przegrywa.

Oddzielny akapit należy się sferze fotograficznej i plastycznej. Tutaj również, obok uznane­

go mistrzostwa Bolesława Stachowa, ujawniło się kilka młodych talentów fotograficznych. Klasą samą dla siebie jest Karolina Stanieczek, znakomita graficzka z Raciborza, której część doktoratu pokazujemy wewnątrz tego numeru. Hołdujemy ponadto starej zasadzie „jak cię widzą, tak cię piszą”. Z tego względu wiele uwagi poświęcamy szacie graficznej, nad którą piecze sprawuje znako­

mity grafik komputerowy, Marek Plewczyński. Jego maestria, jak też redakcyjny dobór ilustracji, sprawia, że pismo „chce się wziąć do ręki”, jak podkreślają nasi czytelnicy. Czas może najwyższy, żeby zdradzić tajemnicę o archaicznym sposobie „składania” każdego numeru. Nie powstają one

(6)

wyłącznie za pomocą internetowych łączy na zasadzie dawca (materiał) - biorca (osoba mająca pieczę nad składem). Każdą stronę, sposobem rzeźbiarskim, niejako lepimy w tandemie sekretarz redakcji - redaktor techniczny. Tak więc numer, jego plastyczny, wizualny kształt jest wypadkową dwóch gustów, czasem gorącej dyskusji nad poszczególnym zdjęciem, jego miejscem i rolą w ca­

łości tekstu. W ten sposób numer „staje się” w trakcie wspólnej obróbki materiału i dzięki - pod­

kreślamy - pełnemu profesjonalizmowi młodszego z Marków.

Oczywiście, znamy katalog własnych braków i niedoskonałości, wiemy gdzie tkwią redakcyj­

ne rezerwy. Jednak z dumą podkreślamy, że Almanach Prowincjonalny jest faktem i trwa dzięki dużemu wysiłkowi finansowemu Raciborskiego Centrum Kultury, które nieprzerwanie jest jego wydawcą, stawia bowiem także na tzw. kulturę wysoką. To nie jest wymyślony przez nas termin, lecz określenie dla wszelkich przejawów niekomercyjnej działalności artystycznej i literackiej. Z racji twórczych możliwości autorów z Raciborza oraz szerokiemu spektrum omawianych tematów coraz częściej mówi się w kraju o naszym środowisku artystycznym, skupionym wokół redakcji pisma.

Od czasu do czasu padają pytania „kiedy kolor?” Pomijając kwestię kosztów, stoimy na sta­

nowisku, że czarno-biała szata wewnątrz numerów ma swoje uzasadnienie, gdyż stawia większe wymagania, a jednocześnie zapobiega pójściu na łatwiznę. Wydaje nam się, że dziś trudniej dotrzeć do odbiorcy z przekazem czarno-białym, podobnie jak w filmie. Ale jeśli się uda, efekt może być zdumiewający. Żywimy nadzieję że półrocznik w najbliższych latach stanie się miejscem debiutu następnych autorów z Raciborza oraz że nie zapomną o nas dotychczasowi przyjaciele. A wtedy raciborska „prowincja” nadal będzie tętniła intelektualnym fermentem i artystycznymi inspiracjami.

Zapraszamy:

Grupainicjatywnapowydaniupierwszego Almanachu Prowincjonalnego:

lęda, Janusz Nowaki Leszek Wyka rACHOw, Michał Fita, Marek Rapnicki, Jacek

Raciborski Dom Kultury, 26.1v.2005

(7)

N

* X- *

wij się wierszu przez wioski i wiosny przez te szumy pszeniczne przez osty przez równiny dni przez nieckę nocy wij się wierszu aż będzie cię dosyć

rwij się wierszu do świata do świtu rzeczy sitem wyławiaj z niebytu aż ci zalśnią słowami jak złoto rwij się wierszu bo jesteś tu po to

wytrwaj wierszu wśród traw wśród kamieni nie daj słowa na słomę zamienić

bądź nam tratwą kotwicą i brzegiem wytrwaj wierszu - zginiemy bez ciebie

(8)

Droga pani Schubert, piszę do pani w języku polskim. To dziwny język. Przykleja się do podniebienia. Trzeba go stale tłumaczyć na języki obce. Ma czasami tępy zapach i smakuje jak apatyczna musztarda. Bywa, że rozkręca się w miłości. Pamięta pani ten leksykalny zawrót głowy, kiedy biegliśmy przez plażę, a deszcz zmywał nam resztki mowy z ust?

(9)

P

ytanie

Droga pani Schubert, nie mogę odpowiedzieć na pani pytanie, kto „odziedziczy ten świat”.

Historia milczy na ten temat. Z niejasnych powodów z lecącego ptaka wiadomości wyrwano ostatnią kartkę.

P

amięć

Droga pani Schubert, pisze pani, że zapomina o nas pamięć. Tak, to prawda. Pod jej nieobecność wycofałem nasze papiery wartościowe, sprzedałem obligacje i futro z czarnego lisa, w którym

przeżyliśmy burzę. Nie wiem, dlaczego omija szerokim lukiem miejsca naszych łakomych spotkań i nie poznaje adresów, pod którymi mieszkała. Ktoś widział ją, jak otoczona kamiennymi pomnikami, rozsypywała nas przez roztargnienie.

Tekstypochodząztomu Drogapani Schubert...,

KTÓRY UKAŻE SIĘ NIEBAWEM W WYDAWNICTWIE LITERACKIM.

< • & <- Jg-

• jŁriy

■ Ma*’®

1

I J

1

(10)

SPOTKANIA NA PROWINCJI

(11)
(12)
(13)

c 3 |gg < M

kJ 'J | ‘M ,J|| £

'Wą-5 .- ■.

<K'

• ' i HR .. ■*£&& 1

Hr wt L®H3lwnj||fe JHja J

® .^f

i , “

2*

^S;

W"W-

$Ssfc»

(14)
(15)

WBWSSmmi ''... ...:

!»««*<

«...«* "

(16)

!ZYSZTI

TRAKTAT

O NIEKONIECZNOŚCI

Niekonieczność jest z naszego świata. Ma silny związek z wolną wolą.

Jedzmy winogrona, pijmy ciemne wino. Pestki wyrzucajmy na zroszoną ziemię.

Słuchajmy wieczornego dzwonu.

Na koszulce angielskiej turystki: „Morze nie jest odpowiedzią”. Wydaje się jednak, że całe dni i noce odpowiada.

Duże białe trąbki powoju, na drzewkach pomarańcze, cytryny, granaty. Owoce opuncji kształtu i barwy buraczków. Ale nie tylko to i nie tylko tu.

Poranny taniec mew nad zatoką, z krążeniem i pokrzykiwaniami.

Niekonieczność tkwi między mądrością a przyjemnością, niekiedy blisko rozumnej konieczności.

Jeszcze słychać pojedyncze cykady.

Między przyzwoleniem a odmową jest trzecie wyjście.

Patrzmy na wieczorne światła w porcie. Niektóre łodzie wracają z połowu, inne wypływają właśnie na nocne łowiska. Każdy z tych ludzi zasłużył na kolację.

Niech nas przepełnia dobre natchnienie - pozdrówmy starszą panią, która kąpie się w eleganckim kapeluszu z wstążką.

Kupujmy drobne prezenty - miotełkę lawendy, naparstek, bransoletkę z malachitu. Pozdrawiajmy kamienie, przenośmy część wysp szczęśliwych na ląd. To na pewno coś potrafi zmienić.

Jeśli nawet ktoś obserwował nas z Kosmosu tego czy innego wieczoru, niech inne istoty uczą się niekonieczności od Ziemian, patrząc na ten oświetlony balkon.

Kiedy omijają nas jakieś okazje, niechybnie przyjdą następne, ale czasem decyduj się natychmiast.

Nie wiadomo co będzie wygraną.

Studiujmy mapy, kłaniajmy się stronom świata. Zapamiętaj jak pachnie róża wiatrów.

Almanach

14

(17)

Sypiajmy dobrze i długo, ale nie przeoczmy czasem jutrzni. I nie wybaczajmy komarom.

Jeśli od wielu dni nie widziałeś żadnego mnicha w pobliskim klasztornym ogrodzie, uwierz - kie­

dy w starym okienku zapali się świeca - że czuwa i pracuje na chwałę Pana. Może nawet rozmyśla o twoim zbawieniu.

Wzmagajmy niekonieczność, machając nogami, unosząc je wysoko.

Głaszczmy koty cierpliwie i często, one mają dar pocieszania, nie żądają niczego w zamian. Gdy leżą zamyślone, nie przebiegajmy im drogi gwałtownie.

Wpatrujmy się w wiatrak nad naszym łóżkiem - może zobaczymy coś jeszcze.

W snach czytajmy dużo czeskich powieści z pogodnymi zakończeniami.

Całuj po przebudzeniu piersi ukochanej, wtedy są najszczęśliwsze i pełne ciekawości.

Niech cytrynowe drzewko okaże się jutro znów inne.

Wypijmy łyk wina za kapitana promu, który będzie nas oprowadzał po morzu.

Pośpiech zniewala, poszukajmy sobie patrona powolności.

Dobrze, że ćmy ta noc ciepło otula.

Cieszmy się chłodem ciała, gdy wychodzimy z morskiej kąpieli, a potem osusza je słoneczny wiatr.

I tym, że promyki potrafią spacerować po dnie morza, pomiędzy rybami.

Czytajmy choćby szelesty w oliwkach, słuchajmy chętnie, gdy czytają nam inni. Niech to będą nienapisane przewodniki, nie wymyślone jeszcze modlitwy.

Wiatr wieje czasem od lądu, niekiedy od morza. Śledźmy te informacje z dużą ciekawością.

Jaszczurka na murze także napełnia się światłem. Przyjmujmy dużo światła na tamte ciemne dni.

Zazdrośćmy trochę wyspiarzom, kiedy siedzą długo w swoim bistro przy porannej kawie. Przy­

łączmy się do nich. Trochę udawajmy.

Kochajmy nawet przepaście, po coś tak mocno i gwałtownie istnieją.

Zapisz to zdanie, gdy ona zmywa sól z ciała, otula się ręcznikiem i suszy włosy, potrząsając głową.

Kupuj czarne kajety, one długo służą podróżnym.

Motyle traktuj z należną uwagą, to przecież prawdziwi książęta.

Słuchaj jak cieknąca woda orzeźwia rośliny i gaj pełen lewantynek łagodnie się uśmiecha.

Pakuj się mądrze, aby wszystko było łatwo dostępne - turecki talizman przeciwko złemu oku, te­

atralna lornetka, perfumy i fular.

(18)

Jeśli niepokoisz się nieco przed podróżą, pomyśl, że to właśnie ciekawość i zapowiedź zmiany. Na wszelki wypadek pospaceruj jeszcze w porcie, przeczytaj stare ogłoszenie na szybie zamkniętej piekarni. Nie zawsze wiadomo, co nas może dotyczyć.

Niekiedy chmury wyglądają jak ogromne ptaki. Przypomnij sobie, co przypomina twoje życie.

Pijmy w ostatni ciepły wieczór w południowej stolicy czerwone wino Faust - zasłużyliśmy na nie, zwiedzając długo bezludne muzeum, pozdrawiając Caravaggia i Goyę, i infantki Velazqueza, a także kąpiącą się w jasnej zieleni dziewczynę Renoira. Teraz, po zgaszeniu świateł, czułe anioły przewracają tam kostki domina.

Załóżmy czytaną książkę ostatnim banknotem i spójrzmy na czaple za oknem. Stoją na łąkach na jednej nodze, my nie musimy. Nie spóźnijmy się na ten widok.

Zarabiajmy tak jak rzeczy w przechowalni bagażu - przynoszą komuś zysk dlatego, że są.

I nie miejmy pretensji do godzin, że są i przemijają. Omijać wypada tylko jałowe i puste.

W nowym mieście naszego postoju kupmy bilety na melancholię, a wakacje oddajmy na chwilę do szatni. I wypasajmy czarnego konia na cesarskich trawnikach.

Po stronach niekonieczności lubi spacerować spóźniona biedronka. Nawet, gdy już nastał październik.

I podziwiaj popiół. Przyjmuje kształt naczynia. Wszędzie mu wygodnie.

Almanach

16

(19)

KS.JEfł mmi

SŁOWO - ROZUM - WIARA.

BENEDYKTA XVI OPOWIEŚĆ 0 BOGU, LOGOSIE I NADZIEI

R

elacje pomiędzy wiarą i rozumem należą do najściślejszej czołówki najczęściej podejmowanych tematów przez J. Ratzingera/Benedykta XVI. Problematyka ta jest wręcz znakiem firmowym pism obecnego Papieża. I obiektywnie (jak wynika z lektury, z badań), i subiektywnie, odautorsko (jak wynika z pragnień j. Ratzingera/Benedykta XVI, wprost i niewprost nieraz deklarowanych).

Najmocniejsza bodaj w tej kwestii deklaracja padła z ust Papieża latem 2010 roku, w szóstym roku pontyfikatu, podczas rozmowy z Peterem Seewaldem:

„Myślę, że skoro Bóg chciał uczynić profesora papieżem, to po to, żeby właśnie ten moment namysłu i zmagań o jedność wiary i rozumu [der Nachdenklichkeit undgerade das Ringen um die Einheit von Glaube und Vernunft1] mógł się stać czymś, co znajdzie się w centrum pontyfikatu”2.

Pod piórem Papieża-Profesora staje się ów „moment namysłu i zmagań” traktatem o Bogu i Jego zbawczej logice. O Bogu, który poszerza człowiecze serce, czyniąc je zdolnym do przyjęcia daru zbawienia. I który - aby skutecznie to uczynić - poszerza człowieczy rozum, a tym samym cały nasz ludzki świat aż w samego siebie, aż w Boga. Jest to traktat o wolności od lęku przed od­

wagą myślenia i odczuwania, przed wrażliwością na to, co metafizyczne, przed wysiłkiem szczerego szukania prawdy. Ostatecznie o wolności od lęku przed pragnieniem Boga i jego miłości. Jest to też traktat, w którym momentami wyraźnie słychać „twardą mowę” (por. J 6,60) katolickiej orto- doksyjności wobec tego, co w gnostycki sposób irracjonalne, i tego, co w pozytywistyczny sposób racjonalistyczne, a co powoduje, że ludzki rozum ulega deprecjacji bądź zawężeniu. Ale który to traktat jest w swej istocie hymnem na cześć wielkości ludzkiego rozumu zdolnego istnienie Boga poznać i o Bogu myśleć.

Traktat o jedności wiary i rozumu, swoiste „centrum pontyfikatu”, jest więc w rozpisaną na wiele wątków i głosów opowieścią o tym, co najlepsze w intelektualno-duchowej tradycji Europy, o wkładzie chrześcijaństwa w dzieje ludzkości, o oryginalnie chrześcijańskiej syntezie-jedności Je­

rozolimy, Aten i Rzymu. O tym, że spotkanie Boskiego Logosu, ludzkiego rozumu i wynikającego z tej jedności sensu jest konieczne dla ukazania nam drogi.

i. R

ozumchory

Ale też hymniczna owa opowieść ma swój krytyczny, gorzki prolog. Jak lekarz, który służąc zdrowiu, nie chorobie, musi jednak przede wszystkim zdiagnozować schorzenie, dokładnie je roz­

poznać i opisać, tak J. Ratzinger/Benedykt XVI w początkowej fazie traktatu fides et ratio sporo uwagi poświęca nowożytnym i współczesnym chorobom rozumu. „Istnieje [...] patologia rozumu całkowicie oderwanego od Boga”3 - pisał rok przed konklawe. I wyjaśniał: płynie owa choroba z oderwania od Boga i na oderwaniu od Boga polega. Chory rozum, odcięty od źródła zdrowia,

1 Benedikt XVI, Licht der Welt. Der Papst, die Kirche und die Zeichen Zeit. Ein Gesprach mit Peter Seewald, Freiburg im Br. 2010 [dalej:

LdW], s. 102.

2 Benedykt XVI, Światłość świata. Papież, Kościół i znaki czasu [rozm. P. Seewald], tł. P. Napiwodzki, Kraków 2011 [dalej: ŚŚ], s. 90.

3 J. Ratzinger, Europa. Jej podwaliny dzisiaj i jutro, tł. S. Czerwik, Kielce 2005 [dalej: EJP], s. 91-92.

(20)

postrzega zdolność (swoją własną przecież!) do przyjmowania prawdy jako fundamentalizm, a za w pełni rozumne uznaje to jedynie, „co da się zweryfikować na drodze doświadczalnej”4. Patologie te okazują się w każdym przypadku niszczące. W sferze indywidualnej i społecznej skutkują su- biektywizacją etyki (nie istnieje „obiektywny”, jednolity wyróżnik moralności, a dobro i zło zależą od kalkulacji następstw), a w sferze politycznej - powstawaniem ideologicznych dyktatur, które zajmują puste miejsca po Bogu i podporządkowują sobie osierocony rozum, mamiąc go fałszy­

wym (a w konsekwencji zawsze krwawym) blaskiem swego pseudoabsolutu.

Taka byłaby więc natura i skutki patologii rozumu - oderwanie od Boga i tegoż „zwyczajne”

następstwa: materializm (świat zredukowany do materii, która staje się idolem) i skłonność an- tywerytatywna (pozostając przy terminologii medycznej: alergia na prawdę). J. Ratzinger/Bene- dykt XVI próbuje w licznych tekstach te choroby rozumu dookreślić, opisać, precyzyjnie nazwać.

a

) U

śpienie

Mówi o uśpieniu rozumu. Już w 1974 roku, przed pojawieniem się pojęcia „postmodernizm”, typową dla ponowoczesności utratę zdolności rozumienia odpowiedzi wiary na pytania stawia­

ne przez kondycję ludzką, przez życie i śmierć, diagnozuje jako „znużenie umysłowe”, a pierwsze zadanie, jakie „staje dzisiaj przed świadomym swej odpowiedzialności człowiekiem”, określa jako

„budzić uśpiony rozum”5. Zjawisko jest powszechne, choroba zaraźliwa, ba, także „braki współ­

czesnej teologii” upatruje Ratzinger w tym, „że brakuje jej odwagi całkowitego rozbudzenia rozu­

mu”. „Kogo tok myśli wiedzie ostatecznie ku statystyce, ten w wierze chrześcijan niewiele znajdzie rzeczy użytecznych”6 - zauważa sarkastycznie. Schematyzm myślenia, brak dociekliwości i kry­

tycyzmu, lękliwe dostosowywanie się do obowiązujących trendów intelektualnych, brak smaku wobec głębszych spraw nurtujących człowieka7, apetytu na myślenie - oto oznaki niezdrowego snu znużonego rozumu czasów najnowszych.

b

) Ś

lepota

Mówi o ślepocie rozumu. Byłaby ona pierwszorzędnie ślepotą „na Boga”, synonimem „ode­

rwania od Boga” i - jako taka - przyczyną utraty widzenia rzeczy jakimi są: konturów prawdy, barw moralnych, kształtu sensu życia, zarysu nadziei. W Spe salvi, w kontekście przemian zachodzących w epoce nowożytnej, Benedykt XVI rzuca kilka pytań, niejako na jednym oddechu, pytań wzajem­

nie ze sobą nierozerwalnie powiązanych: „Kiedy [...] rozum prawdziwie panuje? Kiedy odłączył się od Boga? Kiedy stał się ślepy na Boga? Rozum możności i rozum czynu jest całym rozumem?”8

W analizach poświęconych Fides et ratio, „wielkiej encyklice” Jana Pawła II, Ratzinger (tekst pochodzi z 2003 roku) porównuje pozytywizm do „tragicznej katarakty, która w ogromnej mierze przesłania rozumowi wielkie pytania ludzkości”, „wewnętrzne spojrzenie człowieka”, czyniąc nas ślepymi na to, co stanowi istotę człowieka9. Soczewka oka rozumu zmętniała, a zaćma powstała w wyniku „wielkich osiągnięć nauk przyrodniczych i techniki”10. To one odebrały odwagę rozu­

mowi, czyniąc go kalekim, mącąc ostrość i jasność widzenia pozytywistyczną kataraktą. W jednym z tzw. wykładów bawarskich (Monachium, wrzesień 1974 r.), analizując za Helmutem Kuhnem fenomen pozytywizmu, sięga Ratzinger po inną metaforę. Pisze, że nastąpiło „zakorkowanie” ro­

zumu w pozytywizmie, w jego (pozytywizmu) „nędzy”, pozornie oferującej „czystą racjonalność”,

4 EJP, s. 92-93.

5 J. Ratzinger, Wykłady bawarskie z lat 1963-2004, tł. A. Czarnocki, Warszawa 2009 [dalej: WB], s. 93.

6 WB, s. 93.

7 WB, s. 90-94.

8 Benedykt XVI, Encyklika Spe salvi (30.11.2007) [dalej: SSal], nr 23.

9 Benedykt XVI, Jan Paweł II. Mój umiłowany Poprzednik, tł. wstępu i dodatku R. Łobko, Częstochowa 2007 [dalej: JPII], s. 55.

10 JPII, s. 55.

Almanach

18

(21)

która okazuje się jednak (w swoich skutkach zwłaszcza) dogmatyzmem irracjonalizmu11.

Jedną z najgłębszych i najbardziej wyrazistych (bo jednoznacznie idących pod prąd typowego dla współczesności kultu wiedzy, zwłaszcza wiedzy o profilu pozytywistycznym, przyrodoznaw- czym, technicznym) uwag na temat ślepoty rozumu w pismach J. Ratzingera/Benedykta XVI jest fragment drugiego tomu Jezusa z Nazaretu, stronice poświęcone pierwszym słowom Jezusa na krzyżu”: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,34). Papież skupia się w komentarzu na owej „niewiedzy”. Przywołuje jerozolimskie przemówienie św. Piotra w dniu Pięćdziesiątnicy („działaliście w nieświadomości”, Dz 3,17), retrospektywne wyznanie doskonale wykształcone­

go u najlepszych mistrzów Pisma i Prawa św. Pawła („działałem z nieświadomością”, 1 Tm 1,13), spektakularną wręcz nieumiejętność rozpoznania Mesjasza i „czasu nawiedzenia swego” (Łk 19,44) przez arcykapłanów i uczonych w Piśmie12. Dlaczego tylu - nie tylko na kartach Biblii, ale we wszystkich czasach przecież - mimo swej wiedzy pozostaje ślepcami? A może nie „mimo”, ale właśnie „z powodu”? Benedykt XVI:

„To połączenie wyuczonej wiedzy z głęboką niewiedzą musi niewątpliwie dawać do myślenia. Jest zwróceniem uwagi na problematyczny charakter wiedzy, która uparcie trwa w swej samowystarczal­

ności i w ten sposób nie dociera do samej prawdy, która musiałaby przeobrazić człowieka. [...] słowo Jezusa o niewiedzy [...] powinno - także dziś właśnie - wstrząsnąć domniemanymi wiedzącymi. Czy nie jesteśmy ślepi właśnie jako wiedzący? Czy właśnie nie z powodu naszej wiedzy jesteśmy niezdolni poznać samej prawdy, która staje przed nami w tym, co poznaliśmy? Czy nie unikamy przypadkiem

bólu zadawanego przez ową prawdę poruszającą do głębi serce [.. .]”13.

Dodajmy: czy nie jesteśmy aby wystarczająco wykształceni, żeby skutecznie szermować argu­

mentami przeciwko prawdzie, żeby oślepić siebie i innych (adeptów takiego systemu kształcenia)?

W każdym razie „wiedzący” nie oznacza automatycznie „widzący” - to w świetle Nowego Testa­

mentu i dziejów ludzkości (historii nauki przynajmniej) jest jasne.

Że istnieje ślepota wiedzących nie trzeba też tłumaczyć nikomu, kto współtworzy lub zna bliżej tzw. środowiska naukowe, gdzie to wiedza bywa głównym wrogiem mądrości14. Nierzadko, paradoksalnie jedynie pozornie... Oto problem, który z całą prowokacyjną ostrością, chciałoby się rzec: bez znieczulenia, stawia przed współczesną nauką Profesor, którego „Bóg chciał uczynić [...] papieżem”15.

W każdym razie obraz ślepoty stanowi centrum diagnozy patologii nowożytnego rozumu.

Podsumujmy: rozum jest ślepy na skutek procesów, które go oderwały od Boga, procesów eman­

cypacji i autonomii (wobec Boga, w najgłębszym ich wymiarze), procesów, które niszcząc Boski fundament, doprowadziły do paradoksu tragicznego w skutkach, a mianowicie pozbawiły rozum

11 WB, s. 111 -112. Homo faber - cytuje Ratzinger - Der Staat Helmuta Kuhna (Monachium 1967, s. 26 n.) - „potrafi zrobić to lub tam­

to, a to, co robi, jest «dobre», to znaczy spełnia w doskonały sposób przypisany temu czemuś szczególny cel. Produkuje maszyny do przemieszczania się w przestrzeni i te maszyny są dobre, gdyż przemieszczają w przestrzeni maksymalną liczbę osób z maksymalną szybkością, i to na maksymalną odległość. Produkuje też broń, która także jest dobra, ponieważ może unicestwić maksymalną liczbę osób w minimalnym czasie. Jednak pytanie, czy dobrze jest dla człowieka być możliwie najszybciej - i w możliwie największej liczbie - w czasie pokoju przemieszczonym w przestrzeni, a w czasie wojny zabitym - to pytanie wykracza poza jego kompetencje”. Tamże.

12 J. Ratzinger/Benedykt XVI, Jezus z Nazaretu. Część 2: Od wjazdu do Jerozolimy do Zmartwychwstania, tł. W. Szymona, Kielce 2011 [dalej: JN II], s. 221-222.

13 JN II, s. 222-223.

14 Nie od rzeczy będzie w tym miejscu zacytować kilka zdań rozprawy habilitacyjnej Ratzingera stanowiących fragment części pt. „«Ro- zum sprostytuowany* i seria podobnych obrazów”. Zdania są poświęcone „najostrzejszemu antyfilozoficznemu wyrażeniu Bonawen­

tury” (do którego to ostrości Ratzinger utrzymuje zresztą wyraźny dystans w komentarzu). Cytaty pochodzą z Bonawentury Collatio- nes in Hexaemeron: „Obraz «rozumu-dziwki», który potem zdobył tak wielki rozgłos, znajduje się już u niego, gdy usamodzielnioną filozofię określa on jako «dziwkę», chcącą nas wyrwać z rąk królewskiej narzeczonej - mądrości chrześcijańskiej. «2ydzi nie chcieli słuchać mądrości z ust mądrości; my zaś mamy Chrystusa w sobie, a nie chcemy słuchać jego mądrości. Jest straszną okropnością, że najpiękniejszą córkę królewską dają nam za narzeczoną, my jednak wolimy wziąć za żonę szpetną służącą i z nią uprawiać nierząd, że wolimy wrócić do Egiptu, do najnędzniejszych dań, aniżeli się nakarmić pokarmem niebiańskim*. «Nie powinieneś kochać pro­

stytutki, aby przez to odprawić narzeczoną*. Jeżeli uwzględnimy fakt, że tego rodzaju sformułowania w tradycyjnym języku teologów były powszechne (aczkolwiek, być może, nie jawiły się z taką profetyczną ostrością), to odpadnie już część zgorszenia”. Jeszcze ważna uwaga z przypisu: „Prof. Sóhngen w związku z tym podał ważną uwagę: istotne dla porównania jest to, że także «alte Vettel und Hure Vernunft” [stara czarownica i dziwka - rozum, przyp. J. Sz. J Lutra zwrócone jest nie przeciwko rozumowi w ogóle, ale przeciw rozumowi, który chce mieć i ma wiele do powiedzenia w teologii”. J. Ratzinger, Świętego Bonawentury teologia historii, tł. I. Zieliński, Lublin 2010, s. 215-216.

15 ŚŚ,s.9O.

(22)

rozumności. Tragizm polega tu m.in. na tym, że rozum staje się wtedy nieludzki (bezbożne jest zawsze w swych skutkach antyczłowiecze), wrogi stworzeniu, zatruty16. „Istnieje zatrucie myślenia [eine Vergiftung des Denkens17], które już z góry wprowadza nas w fałszywą perspektywę”18; „ro­

zum - tak zwany zachodni rozum - uważa, że oto teraz rozpoznał rzeczywiście to, co słuszne, i w związku z tym rości sobie prawo do totalnego obowiązywania”19 - opisywał zagrożenie Be­

nedykt XVI latem 2010 roku, w rozmowie z Seewaldem. Uwolnić nas od tej „nowej religii”, która jest w gruncie rzeczy „ograniczeniem rozumu tylko do tego, co można rozpoznać za pomocą nauk przyrodniczych” - dopowiadał, nie poprzestając na surowości diagnozy - może nas jedynie

„prawdziwe nawrócenie”20. Czyli odzyskanie utraconego fundamentu.

O recepcie na tak rozpoznaną i taką chorobę więcej za chwilę. A tymczasem jeszcze jedna uwaga - pozornie dotycząca jedynie warstwy leksykalnej, czyli szukania właściwych sformułowań, ale w gruncie rzeczy dookreślająca samą diagnozę, istotę zjawiska i problemu - na temat stosow­

anych tu przez J. Ratzingera/Benedykta XVI obrazów i pojęć. Otóż wspomniane wyżej „ogran­

iczenie rozumu” nazywa on najczęściej „zawężeniem rozumu”. I wyczerpująco opisuje: rozum zostaje zawężony „do postrzegania ilościowego”, świat zredukowany „do «czystych» faktów”, za jedynie rozsądne i prawdziwe zostają uznane „eksperymentalne rozpoznania obszaru nauk pr­

zyrodniczych i techniki” (a nie np. „wielkie moralne rozpoznania ludzkości”), a to, co stanowi istotę człowieka - „zepchnięte w subiektywizm”21. To straszliwe w skutkach zawężenie rozumu i postrzegania rzeczywistości, wynikające „z absolutyzacji jednego jedynego sposobu poznania”

(apriorycznie zideologizowanego!) owocuje „likwidacją człowieka”...22 Ponieważ zaś ten ostatni

16 Por. WB, s. 184-185.

17 LdW, s. 67.

18 SS.s.59.

19 ŚS,s. 63-64.

20 ŚŚ, s. 59,64.

21 J. Ratzinger, Czas przemian w Europie. Miejsce Kościoła i świata, tł. M. Mijalska, Kraków 2001, s. 29.

22 Tamże, s. 29.

Almanach

20

(23)

ma być racjonalnym produktem zawężonego rozumu, dlatego zwrot „likwidacja człowieka” nie jest, niestety, jedynie przerysowaną metaforą z łagodzącą brutalność słów licentia poetica w tle.

Nie, „nieudane egzemplarze nadają się do likwidacji, aby w końcu można było osiągnąć kształt człowieka doskonałego na drodze planowania i produkcji”23. „Dobry” i „zły” znajdują się poza zasięgiem zawężonego myślenia, jego możliwości pojmowania ograniczają się do „funkcjonal­

ny”, „skuteczny”, „technicznie możliwy”... „Mówi głupi w swoim sercu: «nie ma Boga»” (Ps 14,1;

53,2). Głupota - ograniczenie i spłaszczenie myślenia - jest nieuchronnym skutkiem oderwania od Boga i jego negacji.

2. R

ecepta

Co robić? Jak leczyć zawężony rozum?

Z wielu odpowiedzi J. Ratzingera/Benedykta XVI (odpowiedzi różnie formułowanych, ale w gruncie rzeczy synonimicznych treściowo), wybierzmy na początek następującą: „promień ro­

zumu musi się rozszerzyć”24. Wraz z wyjaśnieniem:

„Musimy wydostać się ze zbudowanego przez nas więzienia i poznać nowe formy zdobywania pewności, które biorą pod uwagę całego człowieka. To, czego potrzebujemy, jest podobne do tego, co znajdujemy u Sokratesa: oczekująca gotowość, która patrzy poza swoje granice”25.

Poszerzyć26 rozum. Oto recepta obecnego Papieża. Oczywiście, poszerzyć nie w jakimkolwiek kierunku, ale tak, by odbudować fundament: „potrzebna jest szerzej rozumiana racjonalność, po­

zwalająca dostrzegać harmonię Boga z rozumem”27.

a

) P

oszukiwanie prawdy

Wśród licznych wypowiedzi J. Ratzingera/Benedykta XVI na ten dokładnie temat, na szcze­

gólną uwagę zasługuje jego przemówienie z 27 września 2009 roku, wygłoszone w Sali Włady- sławowskiej Pałacu Królewskiego w Pradze do czeskiego świata akademickiego. Jest ono swoistą syntezą nauczania Ojca Świętego na temat „poszerzania koncepcji rozumu”28 (dokładnie tak się wyraził), syntezą świetnie skomponowaną i wyrażoną, wzmocnioną osobistym i bez mała drama­

tycznie perswazyjnymi akcentami, jak choćby wyznaniem:

„Mówi do was były profesor, troszczący się o prawo do wolości akademickiej i do odpowiedzial­

ności za prawdziwe korzystanie z rozumu, który obecnie jest papieżem i jako pasterz uznawany jest za autorytatywny głos w etycznej refleksji ludzkości”29.

Wielkie uniwersytety europejskie (np. Uniwersytet Karola w Pradze) - powstały z ufności w zdolność ludzkiego rozumu do poszukiwania prawdy (całej!), do jej znajdywania i życia wedle niej - mówił Papież. Dzisiejszą pokusą jest oddzielić rozum od poszukiwania prawdy, zawęzić jego koncepcję, pojmować go jako „głuchego na boskość”, a tym samym usunąć religię z racjonalnej przestrzeni i umieścić ją w dziedzinie subkultur. Stąd papieski apel: poszerzyć koncepcję rozumu, odzyskać ową pradawną ufność wobec niego, ufność fundującą uniwersytety i tym samym odzy­

skać dla przyszłych pokoleń ideę integralnej formacji akademickiej, opartej na wielkiej jedności poznania zakorzenionego w prawdzie i ku jej odkrywaniu wiodącej30. Mówił z perspektywy aka­

demickiego nauczyciela, który jest zarazem duszpasterzem:

23 EJP, s. 39.

24 J. Ratzinger, Wiara - prawda - tolerancja. Chrześcijaństwo a religie świata, tł. R. Zajączkowski, Kielce 2004 [dalej: WPT], s. 127.

25 WPT, s. 127.

26 W niemieckojęzycznych oryginałach tekstów J. Ratzingera/Benedykta XVI pojawiają się na określenie „poszerzyć” takie słowa, jalc verlagern, verbreiten, erweitern. Por. np. Benedikt XVI, Maria voll der Gnade. Meditationen zum Rosenkranz, red. E Johna, Freiburg im Br. 2008, s. 81,103.

27 Benedykt XVI, Myśli duchowe, tł. W. Szymona, Poznań 2008, s. 157.

28 Pielgrzymka Benedykta XVI do Czech 26-28 września 2009. Pełne teksty przemówień i komentarzy, Kraków 2009, s. 54.

29 Tamże, s. 53. Por. ŚŚ, s. 90.

30 Pielgrzymka Benedykta XVI do Czech..., s. 53-57.

(24)

„[...] gdy tylko obudzi się w młodych ludziach zrozumienie pełni i jedności prawdy, doświadcza­

ją oni radości odkrywania, że pytanie o to, co mogą poznać, otwiera im horyzont wielkiej przygody, kim powinni być i co powinni czynić”3'.

Benedykt XVI tą wizją szerokiego horyzontu prawdy i radości następnych pokoleń sięga przyszłości, a samą sprawę, czyli proces „poszerzania rozumu”, traktuje jako absolutnie współ­

czesną, palącą wręcz w swej aktualności. Ale źródła fenomenu (procesu „poszerzania rozumu”) biją dla niego w epoce patrystycznej. To Ojcowie bowiem - od Justyna po Augustyna - pomimo bezkompromisowości wobec pogańskiego świata, zdecydowanie i owocnie utrzymywali linię po­

rozumienia między racją filozoficzną a wiarą ewangeliczną, co umożliwiało dialog z kulturą (filo­

zoficzną głównie) ich epoki. To właśnie fascynuje papieża w intelektualnej postawie Ojców bodaj najbardziej i jest też zasadniczym wątkiem jego patrystycznych katechez31 32: oto grecki logos został tak „poszerzony”, że był w stanie sprostać wyrażeniu chrześcijańskiego Logosu - Jezusa Chrystusa, Bożego Syna, Boskiego sensu33. Właśnie o ten rodzaj pojęciowego i praktycznego „poszerzenia”

rozumu apeluje Benedykt XVI - poza czystą empirią, w stronę Logosu.

I również w tej kwestii sprzymierzeńca szuka tu Benedykt w Benedykcie; Papież - w świętym z Nursji. W sławnych Dialogach Grzegorz Wielki przytacza opowieść o tym, jak to kiedyś wielki Patron Europy w czasie czuwania przed wieczorną modlitwą, w świetle, „które spłynęło z góry i przepędziło nocne ciemności” zobaczył świat zebrany w jednym promieniu; zobaczył „świat jako całość”. I papież Grzegorz tak wyjaśnia to zjawisko: „Gdy zobaczył przed sobą cały świat jako jedność, to nie niebo i ziemia zawęziły się, ale poszerzyła się dusza patrzącego”34. Papież Benedykt interpretuje: było to moż­

liwe - widzenie świata jako całości poszerzoną duszą jest możliwe - przez otwartość św. Benedykta na tajemnicę Boga i zażyłość z Nim, przez odwagę i pokorę patrzenia, przez cierpliwość i zgodę na głębię rzeczy większą niż pozwala doświadczyć poznanie zredukowane do zwykłej empirii35. Właś­

nie taka jest recepta na diagnozowaną tu chorobę rozumu - „poszerzenie duszy” jest bez wątpienia próbą wysłowienia tej samej (bądź głęboko pokrewnej) rzeczywistości co „poszerzenie rozumu”.

b

) S

zkoła wiary

Na czym jednak miałaby polegać jej - recepty - szczegółowa realizacja; albo lepiej i najpierw:

co stanowi istotę remedium? Co jest esencją procesu „poszerzania rozumu”? „W jaki sposób”,

„czym” należałoby go „poszerzyć”?

W Spe salvi odpowiedź brzmi następująco: „rozum potrzebuje wiary”, „rozum możności i czynu [...] pilnie musi być zintegrowany poprzez otwarcie rozumu na zbawcze moce wiary”36.

Dwadzieścia kilka lat wcześniej, w szkicu Eschatologia a utopia nazwał Ratzinger rzecz jeszcze dosadniej: realizacja zadania stałej troski o poszerzanie rozumu polega na tym, by rozum „wciąż na nowo chodził do szkoły - przy wielkich tradycjach religijnych ludzkości”37. Ta szkoła, w której głównym nauczycielem jest wiara, uchroni rozum przed irracjonalizmem i „beznadziejną racjo­

nalnością pozytywizmu”38. Szkoła, jak to szkoła, wymaga postawy ucznia. Zapewne realizacja tego

31 Tamże, s. 55. Ale i z tą samą dogłębną znajomością akademickiej i globalnej problematyki współczesnej przestrzegał. A mówił te sło­

wa, podkreślmy, w stolicy Czech, jednego z najbardziej zsekularyzowanych państw Europy: „Jeśli dziś z jednej strony minął okres in­

gerencji pochodzących z totalitaryzmu politycznego, to czy jednak z drugiej strony nie jest prawdą, że korzystanie z rozumu i badania naukowe na świecie muszą często - w sposób subtelny, a niekiedy wręcz wulgarnie - ulegać naciskom grup interesów ideologicznych i odwoływać się do celów utylitarnych i krótkoterminowych lub tylko pragmatycznych? Co może się wydarzyć, jeżeli nasza kultura będzie budować samą siebie jedynie na modnych argumentach, z niewielkim odniesieniem do oryginalnej historycznej tradycji intelektualnej, czy też na przekonaniach, z wielkim hałasem propagowanych i szczodrze finansowanych? Co może się wydarzyć, jeśli w obawie o swe przetrwanie radykalna sekularyzacja zakończy się, oddzielając się od korzeni, z których wyrosła? Nasze społeczeń­

stwa nie staną się bardziej racjonalne, tolerancyjne czy bardziej zdolne do przystosowania, lecz raczej będą bardziej kruche [...] i z coraz większym trudem będą rozpoznawały to, co prawdziwe, szlachetne i dobre”. Tamże, s. 56.

32 Benedykt XVI, Ojcowie Kościoła. Od Klemensa Rzymskiego do Augustyna, Poznań 2008 [dalej: OK.[.

33 OK, s. 7.

34 Grzegorz Wielki, Dialogi II, 1-3, 5,7 (cyt. za: WPT, s. 128).

35 Por. WPT, s. 128-129; J. Ratzinger, Kościół - Ekumenizm - Polityka, red. i tł. L. Baker i in., Poznań-Warszawa 1990 [dalej: KEP], s. 285.

36 SSal nr 23, s. 13.

37 KEP, s. 284.

38 KEP, s. 284.

Almanach

22

(25)

zadania jest (bywa? byłaby?) dla rozumu (tzw. zachodniego zwłaszcza) lekcją pokory - kto wie czy nie w tym właśnie punkcie (pokonanie własnej pychy bywa najpoważniejszą z przeszkód nie tylko w tej dziedzinie) tkwi szkopuł, główna trudność procesu „poszerzania”.

„Rozum ma nos z wosku”39 - warto wziąć pod uwagę zasadę sformułowaną przez średnio­

wiecznych teologów. J. Ratzinger/Benedykt XVI nie wątpi w jej słuszność, w głębokiej opozycji do kantowskiego przekonania o istnieniu „czystego rozumu”40. Pisze: „jeśli jesteśmy tylko dostatecz­

nie zręczni, możemy go [rozum - przyp. J. Sz.] wykręcić w różnych kierunkach”41. Pytanie brzmi więc: jakaż to „zręczność” miała wpływ na ustawienie nosa rozumu, ustawienie, które miało wpływ na jego „zawężenie”? Do jakiej szkoły chodzi(ł), jakich nauczycieli słucha(ł)? Co/kto może mieć wpływ na rozumu poszerzenie? I najważniejsze z nich: z czym/kim jest mu potrzebna więź, by mógł „pomyśleć świat cały”? Gdzie szukać pomocy?

Odpowiedź J. Ratzingera/BenedyktaXVI jest jednoznaczna: rozum należy zakotwiczyć „w re­

spekcie wobec Boga i podstawowych wartości moralnych wynikających w wiary chrześcijańskiej”42.

Ratzinger tak tę tezę uzasadnia, raz jeszcze sięgając do myśli patrystycznej:

„Mówiąc o rozumności chrześcijaństwa, Ojcowie Kościoła rozróżniali między ratio, czystym rozumem, i intellectus, zdolnością do duchowego widzenia, która sięga dalej niż sam rozum. Istotą mądrości - wiary, która jest mądrością -jest właśnie to, że przekracza ona granice czystego rozumu i przywraca moc widzeniu, do którego człowiek jest powołany. Charakterystyczną cechą chrześci­

jaństwa jest to, że w nowy sposób łączy ono rozum i religię; człowiek skierowany jest tym samym ku prawdzie, a religia nie pozostaje kwestią tradycji, lecz staje pod znakiem prawdy’’43.

Wiara - jej akt - byłaby więc decydująca dla poszerzenia rozumu. Akt wiary jest dlatego

„wydarzeniem rozszerzającym granice indywidualnego rozumu”, że tylko przezeń - sola fide, by zacytować bezdyskusyjnie słuszną w tym kontekście zasadę Lutra - rozum (rozczłonkowany, od­

izolowany, terminujący w różnych szkołach...) zostaje w pełni wprowadzony „w rzeczywistość Tego, który jest logosem, rozumem, racjonalną podstawą wszelkiego bytu, wszystkich rzeczy i całej ludzkości”44. To Chrystus jest prawdą, a prawdziwie chrześcijańska egzystencja - konsekwencja aktu wiary - jest życiem w zgodności z Logosem45. Wiara chrześcijańska, sojusznik a nie przeciw­

nik rozumu (bo wprost przeciwnie: wiara jest przeciwnikiem irracjonalizmu, nigdy racjonalności jako takiej), wprowadzając go w „rzeczywistość Logosu”, stawia rozumowi wymagania i daje mu oparcie przez powiązanie go z ideą wieczności, wyrywając go tym samym z ciasnych przestrzeni doraźności i pragmatyzmu - a to dopiero rozum wyzwala, skłania do bycia sobą, dodaje skrzydeł, poszerza, skłania do bycia całym sobą (a nie jedynie fragmentem siebie)46. Wiara nigdy nie zabija myślenia, przeciwnie - otwiera je47; „ten kto wierzy, widzi coraz jaśniej”48. Wiara usuwa „tragicz­

ną kataraktę”49. Właśnie ona czyni z wiedzącego prawdziwie widzącego (bo Prawdę widzącego),

c) P

otęgamiłości

„Myśmy poznali i uwierzyli miłości” (1 J 4,16) - oto chrześcijańska synteza całości w swej być może najpiękniejszej i najkonkretniejszej formie. Rozum wszechświata wpisany w stworzenie,

39 J. Ratzinger, W drodze do Jezusa Chrystusa, tł. J. Merecki, Kraków 2004 [dalej: WDrdJC], s. 38.

40 T. Rowland, Wiara Ratzingera. Teologia Benedykta XVI, tł. A. Gomola, Kraków 2010, s. 21.

41 WDrdJC, s. 38.

42 WB,s. 185; por. s. 187.

43 WDrdJC, s. 80; por. s. 176.

44 ,. Ratzinger, The Church and Scientific Theology, „Communio. International Catholic Review” nr 7, s. 339 (cyt. za: Rowland, Wiara Ratzingera..., s. 92).

45 J. Ratzinger, Prawda w teologii, tł. M. Mijalska, Kraków 2001, s. 13. Por. Rowland, Wiara Ratzingera..., s. 110-111, 121. Tracey Row­

land twierdzi w tym kontekście (m.in. za Maclntyreem i Markhamem), że „zawężony rozum” ląduje prędzej czy później w nihilizmie.

Gra toczy się o taką stawkę: „mamy do wyboru albo chrześcijaństwo, albo nihilizm” (s. 111); „Albo Nietzsche, albo Tomasz z Akwinu, oto nasz wybór” (s. 121).

46 WB,s. 112.

47 JPII, s. 26.

48 J. Ratzinger, Wprowadzenie w chrześcijaństwo, tł. Z. Włodkowa, Kraków 2006', s. 326.

49 Por. JPII, s. 55.

(26)

7

(27)

w porządek bytu50, objawia się w Wydarzeniu Jezusa Chrystusa, we Wcielonym Logosie - jako Miłość, jako „wielka racjonalność”, „poszerzona” aż w Miłość51. Z wiary więc, z przylgnięcia do tej Miłości, rodzi się wymiar rozumienia i widzenia nieosiągalny poza rzeczywistością tej więzi.

Ale też to rozumienie i widzenie są przekazywalne - i to nazywamy kościelnością i jej tradycją w tej kwestii: „wiara nie jest już wtedy tylko słowem przychodzącym z zewnątrz, lecz przenika ją doświadczenie indywidualnego życia, przełożone na życie człowieka i znowu przekładalne na życie innych”52. Rozumienie rodzi się z wiary, która jest eklezjalna w swej istocie: włączenie w ży­

cie kościelne („życie według ducha”)53 pomaga rozumieć, bo otwiera na Logos, wieczną Miłość.

Najprościej, najkrócej: wiara poszerza i rozum, i serce, właśnie dlatego, że włącza w procesy wi­

dzenia, pojmowania oraz interpretowania, moce i horyzonty większe niż sam człowiek - ułomny i ograniczony, z wielorakimi skazami swoich możliwości poznawczych. Owo „większe” jest niczym mniej niż potęgą i przestrzenią wszechmocnej Miłości.

d

) R

ównowagai wzajemność

Rzecz jasna, J. Ratzingera/Benedykta XVI wizja relacji wiara-rozum daleka jest od jakiej­

kolwiek jednostronności; żadna ze stron nie jest tu uboższym krewnym ani wyłącznie uczniem.

Wystarczy zacytować jasną puentę jednej z części encykliki Spe salvi; „rozum i wiara potrzebują siebie nawzajem, aby urzeczywistniła się ich prawdziwa natura i misja”54. Głosząc zrównoważoną syntezę wzajemności i współpracy wiary i rozumu, J. Ratzinger/Benedykt XVI powołuje się nie­

raz na dwa autorytety: bł. Jana Pawła II i św. Augustyna. Z dorobku pierwszego najczęściej cytuje i analizuje Fides et ratio, z wyraźną predylekcją, w sporej ilości przemówień i publikacji. Istota przesłania „wielkiej encykliki o wierze i filozofii”, zgodna z równowagą tytułu, jest - w ujęciu J. Ratzingera/Benedykta XVI - następująca:

„Papież, wychodząc od wiary, wymaga od rozumu odwagi w uznaniu rzeczywistości podsta­

wowych. Jeśli wiara nie żyje w świetle rozumu, popada w czysty tradycjonalizm, a tym samym przy- pieczętowuje swoją radykalną arbitralność. Wiara potrzebuje odwagi rozumu. Wiara nie sprzeciwia się rozumowi, lecz pobudza go, aby własnymi siłami zmierzył się z wielkimi celami, do jakich został stworzony. Sapere aude! Wymagaj od siebie wielkich rzeczy! Do tego bowiem jesteś przeznaczony.

[...] zadaniem wiary jest pobudzanie rozumu do nowej odwagi w poznawaniu prawdy. Wiara bez rozumu ginie. Rozum bez wiary narażony jest na wyjałowienie. Tu chodzi o człowieka”55.

Święty Augustyn natomiast jest dla J. Ratzingera/Benedykta XVI człowiekiem, którego inte­

lektualna i duchowa droga jest stale aktualnym wzorem niezwykłej, obfitej w niezliczone pożytki równowagi w relacji wiary i rozumu. 30 stycznia 2008 roku, podczas środowej katechezy, Papież tak przedstawił augustyńską syntezę w tej kwestii:

„[...] wiary i rozumu - nie powinno się rozdzielać ani przeciwstawiać, lecz powinny one zawsze iść ze sobą w parze. Jak napisał Augustyn po swoim nawróceniu, wiara i rozum to «dwie siły prowa­

dzące nas dopoznania» (Contra Academicos 3,20,43). IV odniesieniu do tego słuszną sławą cieszą się dwie formuły augustiańskie (Sermones 43,9), wyrażające tę spójną syntezę wiary i rozumu; crede ut intelligas («uwierz, abyś zrozumiał») - wiara otwiera drogę do bram prawdy; ale również i nieodłącz­

ne intellige ut credas («zrozum, abyś uwierzył») - zgłębiaj prawdę, byś mógł znaleźć Boga i uwierzyć.

Te dwa powiedzenia Augustyna wyrażają z przekonującą bezpośredniością i wielką głębią syntezę tego problemu, w której Kościół katolicki widzi swoją drogę. [...] Harmonia wiary i rozumu oznacza przede wszystkim, że Bóg nie jest daleki od naszego rozumu i naszego życia. Jest bliski każdej ludzkiej

50 Rowland, Wiara Ratzingera..., s. 197, 199.

51 Por. WPT, s. 124-125.

52 ,. Ratzinger/Benedykt XVI, Szukajcie tego, co w górze, tł. M. Rodkiewicz, Kraków 2007, s. 78.

53 Benedykt XVI, Adhortacja ‘Verbum Domini' (30.09.2010), nr 38,47,86.

54 SSal nr 23, s. 13.

55 JPII, s. 55-56.

(28)

istocie, jest bliski naszemu sercu i jest bliski naszemu rozumowi, jeśli rzeczywiście wyruszymy w drogę”56.

Powyższy fragment katechezy nosi typowe (co znaczy tu: wspaniałe) cechy charakterystyczne dla J. Ratzingera/Benedykta XVI z pierwsze) dekady XXI wieku, czasu dwóch pięciolatek - ostatnie) przed i pierwsze) po konklawe, epoki „wielkich syntez” w życiu Papieża. Są to: biblijno-patrystycz- ny korzeń, wielka, zrównoważona wizja, przenikliwość i odwaga, claritas i ciężar treści leżący na antypodach banału. I przede wszystkim bezkresny horyzont myśli, pozaziemski (dosłownie, bo wyprowadzający myśl z opłotków doczesności). Również praktyczne przełożenie na egzystencjalny konkret, postrzegany i przeżywany w świetle chrześcijańskie) duchowości.

Tego typu podsumowań - dokładnie na temat wzajemności wiary i rozumu - napisał,. Rat- zinger/Benedykt XVI kilka (może kilkanaście, przy zastosowaniu mniej ścisłych kryteriów ba­

dawczych). Zacytuję tu dwa, dla puenty głównie, ale też dla smaku i pożytku lektury znakomitych tekstów teologii współczesnej, powstałych już w III tysiącleciu. I również po to, by wybrzmią! glos proroka. Pierwszy pochodzi ze studium poświęconego eklezjologii, refleksji związanej Jubileuszem Roku 2000 i przyszłości chrześcijaństwa:

„Odwoływanie się do rozumu jest jednym z wielkich zadań Kościoła i to właśnie dzisiaj, bo obustronne dystansowanie się wiary i rozumu pociąga za sobą negatywne konsekwencje dla obydwu.

Rozum staje się zimny i traci swe kryteria; staje się okrutny, bo ponad nim nie ma już niczego. Ogra­

niczony rozum ludzki sam decyduje wtedy, w jakim kierunku ma iść świat, komu wolno pozostać przy życiu, a kogo należy wykluczyć od stołu życia. Jak już widzieliśmy, droga do piekła stoi wtedy otworem. Ale choruje także wiara, kiedy utraci szeroką przestrzeń rozumu. Dzisiaj nie brak nega­

tywnych przykładów zaburzeń takiej chorej religijności. Nie bez powodu w chorej religii, takiej, która utraciła wielkość płynącą z wiary w stworzenie, Apokalipsa widzi właściwą potęgę antychrysta”57.

Tej bezkompromisowości głoszenia prawdy potrzebujemy - dla dobra wszystkich stron de­

baty, konfliktu, przyszłości. W skrócie: terroryzm jest chorym owocem bezrozumności religii, hodowla ludzi - bezbożności rozumu.

Drugi tekst jest wnioskiem debaty prowadzonej z Jurgenem Habermasem 19 stycznia 2004 roku w bawarskiej Akademii Teologicznej w Monachium:

„[...] religia może być obciążona patologiami, które są w najwyższym stopniu niebezpieczne i które dowodzą konieczności uznania boskiego światła rozumu za swoisty organ kontrolny systematycznie spełniający funkcję oczyszczania i porządkowania religii [...] istnieją także (a tego z kolei ludzkość nie jest w istocie dzisiaj w równym stopniu świadoma) patologie rozumu, hybrydy racjonalności, nie tylko nie mniej, lecz ze względu na swą efektywność jeszcze bardziej niebezpieczne: bomba jądrowa oraz idea człowieka jako produktu. Dlatego również rozum musi dowiedzieć się, gdzie są jego granice i otwierać się na nauki płynące z wielkich religijnych tradycji ludzkości. Rozum w pełni wyemancypowany, odżeg­

nujący się od przyjmowania tych nauk i od tych związków staje się destrukcyjny [...] mówiłbym tutaj o niezbędnych skorelowaniach między rozumem i wiarą, które mają za zadanie wzajemnie oczyszczać się i uzdrawiać, które nawzajem siebie potrzebują i które winny to wzajemnie akceptować”58.

3. P

rzyszłość

Ale „puentą puent” było w tej kwestii - jak do tej pory - przemówienie na uniwersytecie w Ratyzbonie, 12 września 2006 roku, przemówienie uznane przez część zachodnich mediów i komentatorów muzułmańskich za antyislamską krucjatę papieża (nie bez jaskrawego uprosz­

czenia i złej woli, mówiąc łagodnie). Tymczasem wykład ten jest właśnie traktatem o Bogu i jego zbawczej logice, opowieścią pełną dywagacji historycznych i wniosków dotyczących przyszłości, opowieścią o Bogu, który obdarza nas łaską rozumu i łaską wiary. I o człowieku, który odkrywając

56 OK, s. 227-228.

57 J. Ratzinger, Kościół. Pielgrzymująca wspólnota wiary, tł. W. Szymona, Kraków 2005, s. 268.

58 WB, s. 232-233.

Almanach

26

(29)

Logos, odkrywa prawdę o sobie. Zebrał w nim Benedykt XVI całą swoją wiedzę na temat relacji wiara-rozum, całą moc argumentacji na rzecz ich jedności. Motywem przewodnim tekstu, frazą kilkakrotnie powtarzaną jest tu zdanie Manuela II Paleologa, cesarza bizantyjskiego, wypowiedzia­

ne w 1391 roku do pewnego Persa: „nie działać zgodnie z rozumem, syn logo (zgodnie z logosem), jest sprzeczne z naturą Boga”. Papież mówił w końcowych partiach wykładu:

„Rozum, który pozostaje głuchy na to, co boskie i spycha religię w sferę subkultury, nie jest zdol­

ny włączyć się w dialog kultur. [...] Uda się nam to tylko wówczas, jeśli rozum i wiara zjednoczą się w nowy sposób; jeśli przezwyciężymy przez nas narzucone ograniczenia rozumu do tego tylko, co jest doświadczalnie sprawdzalne, i znów otworzymy przed nim cały zakres jego potencjału. [...] Otwierać się odważnie na cały zakres możliwości rozumu, nie odrzucać jego wielkości - oto program, z jakim teologia [...] włącza się we współczesną debatę. [...] Właśnie do odkrycia tego wielkiego logosu, tego ogromnego obszaru rozumu zachęcamy naszych rozmówców w dialogu kultur. Zaś wielkim zadaniem uniwersytetu jest dążenie do tego, abyśmy sami odkrywali go wciąż na nowo"59.

Katowice, 28 stycznia 2012 r.

59 Benedykt XVI, Przemówienie na uniwersytecie w Ratyzbonie, 12 września 2006 roku, w: Rowland, Wiara Ratzingera..., s. 277-279.

(30)

.OlPi,

ian ?3\pzn£ aus-zz

(31)

ZOO 6 W**

fe^. ',*'^Bf> «4B|W R •w'WF

1

*V|

1 "**■

-’Jsl

1 j»L Jgz: x Xlfe- .*«!*<' *

p \ ; VV*Ć r^Sxw

^*T v -

Ł\.

y rfoh

(32)
(33)
(34)

alJliariovJMZL

(35)
(36)

KS. ALFRED MAREK WIERZBICKI

WAGARY

W trakcie konferencji w Krakowie byłem na wystawie Turnera coś w rodzaju wagarów profesora zamiast dyskutowania patrzenie

Zarzucano mu że zostawiał dzieła niedokończone niewyraźne był doprawdy malarzem jednego obrazu tygodnie miesiące lata

pomiędzy wschodami i zachodami słońca w poświacie nowiu i pełni księżyca

Na Plantach żółte liście z ciemnymi żyłkami jak wagary to wagary skręciłem na Skałkę do grobu Miłosza Liść się przykleił do buta

podobny do tego z okładki tomiku gdzieżby tam zaraz apokatastasis wystarczyłby powrót ekscytacji i olśnienia pierwszej lektury

Układałem słowa hołdu

mamrotałem piosenkę uwiedzionego Dzierżył berło nad królestwami o jakich nie śniło się tym na Wawelu

aby rozpacz nie miała przystępu do cierpienia przekraczał granice własnego i cudzego bólu

Almanach

34

(37)

***

Zapatrzony w szczodry słoneczny gest Boga Ojca wyszedłem od Franciszkanów i nie wiedziałem dokąd dalej iść

Ogarniała mnie wizja

niespełnionego przyjazdu na studia w 1976 roku

Alternatywę losu

przywoływałem nadaremnie szczelny i wypełniony w swej skórze pulsie oddechu i wyborach

PEŁNIA

W ciemnym ogrodzie gdzie ani jednej gwiazdy trzymam w ręku pełnię różańca

Tak wielka i tak mała odległość pomiędzy kulkami z oliwnego drewna a dzieciństwem i krwawym potem

(38)

NOC W PARMIE

Tam urodziłam się, gdzie Pad bezradnie od rzek ucieka, zanim do otchłani morza, przy plaży mej domowej, wpadnie.

Dante Alighieri, Piekło V

Było to w końcu wieku

który żegnano z trwogą o komputery zaprogramowane na jedno tysiąclecie

słowo „zawieszenie” brzmiało bardziej złowieszczo niż „koniec świata”

Podano tortelini w sosie borowikowym ze szronem skrawków sera na wierzchu o zapachu wilgoci i dawnej pieczęci cieszył się Pan Credo że przypadł mu udział w ich żarłoczności

Pad huczał schowany za wysokim wałem

Rozłożysty cedr zataczał się na placu

blisko miejsca bombardowania przez aliantów ale nigdy nie słyszał wybuchu bomb

imion Burbonów Habsburgów i papieży wymawianych z pogardą i uniżeniem

Ciemno we wnętrzu baptysterium

światło na zewnątrz ośmiu strzelistych ścian zbudowanych z różowego marmuru w środku nocy wschód słońca dzięki naszym lampom lepiej widać czym był chrzest

dla układających kamienie w blasku potu i wieczności na dłoniach muskułach i torsach Pan C jak żebrak prosił

aby nic z tej łaski nie było i nam odjęte wpatrzony w koryto rzeki

która po suszy napełnia się wodami i przy śpiewie Dantego ucieka bezradnie

Almanach

36

(39)

PRZYNADZIEI

pamięci Jurka Oleszczuka

Iusiurandum patri datum...

C.K. Norwidza Hannibalem

chciałem Cię pożegnać na harfie i na cytrze chcialem pędzić bez opamiętania

jakbym miał jeszcze zdążyć

ale nawinął się Branford

ze swoją nieśmiałą Nadzieją pnącą się jak bluszcz po kolumnie błękitu

nawinął się nam wokół żeber

i oto stoimy pod dwuramienną sosną stoimy pod ścianą nad pustym dołem wspominając dar

Ciebie pośród nas ciszę przysięgi

31I2012

(40)

Z „CZARNYCH NOTESÓW”

B

ankructwo

G

recji

Kiedy bankructwo kraju było już kwestią tygodni, a potem tylko dni, czarnych od dymu z opon, podpalanych przez demonstrantów, i nocy rozświetlanych przez rzucane w policyjne auta koktajle imienia Wiaczesława Mołotowa, jeden z ministrów ogłosił projekt naprawy sytuacji.

Zaraz po upadku kraj powinien podzielić się według dawnej tradycji na osobne miasta- -państwa - każda mała społeczność niech robi to, co potrafi najlepiej. Wyspy więc niech żyją z rybołówstwa, sprzedaży marmurów i miodu, Eubeja, na przykład, z garncarstwa, okolice Patras ze słodkiego, ciemnego wina, Egina ze szczególnej piękności lampek oliwnych (choć ich użytko­

wanie spotęguje jeszcze efekt cieplarniany). W Sparcie otworzy się obozy szkoleniowe dla wojska i nowoczesne obozy koncentracyjne różnych kategorii (wszyscy zesłańcy, przeciwnicy polityczni, wrogowie dyktatorów będą według zasług odpowiednio obsłużeni). W Delfach odrodzi się kult wieszczek, szkoła przepowiadaczy przyszłych zdarzeń. Mykeny wyjdą naprzeciw zamawiającym złocone maski pośmiertne. I tak dalej, według umiejętności

Cała reszta społeczeństwa poświęci się produkcji ekskluzywnych i niezwykle trwałych ruin.

Katalogi najpiękniejszych, malowniczych i funkcjonalnych zestawów zaczęło już drukować rzą­

dowe wydawnictwo.

Któż bowiem nie chciałby mieć pękniętej doryckiej kolumny i patrzeć jak w ogródku pod­

piera mu niebo?!

W

ill

T

urnermalujegniew

W

ezuwiusza

Jechaliśmy podobnie jak on, tylko prawie dwieście lat później. Z Rzymu przez Neapol do Paestum. My przez ultramaryny, lazur paryski, kobalt, ceruleum, przez żółty neapolit, jemu zda­

rzyło się wędrować między ugrami, czerwieniami żelaznymi, kraplakiem i kadmem czerwonym, bo akurat wybuchł Wezuwiusz na Zatoką Neapolitańską, i patrzyło się na czerwono.

Nie wiadomo, czy na obrazku panuje dzień czy noc - tak jasno. Wulkan wyrzuca płomienie podobny ogromnej pochodni nad światem, mruczy przy tym, stęka i jęczy. Ludność wyległa na wybrzeże, rybacy lękają się wypłynąć z portu, bo niechybnie zagotuje się morze, a wtedy na pew­

no zginą. Tylko Will robi to, co należy. Przed wyjściem w plener każę zaprowadzić się do piwnicy w wynajętym domu, gasi tam świecę i przez kilka minut przyzwyczaja oczy do ciemności. Kiedy służący pyta, po co tam przebywa, malarz odpowiada, że naprawia wzrok, aby tak oczyszczony, mógł spojrzeć ostro w twarz ognia, dostrzec wszystkie niuanse żywiołu.

Jest 22 października 1822 roku, o tej porze w Anglii szkicowałby najwyżej różne rodzaje mgły, żywioły ciemne, smutki zimnych wód.

Almanach

38

(41)

Z

apachy

Gdzie się podziewają zapachy nasze, dokąd idą. Pisała o pachnącej potem flanelowej koszuli swojego ojca Anna Świrszczyńska, którą prała zaraz po śmierci malarza. Jej srebrne włosy pach­

niały intensywnie rumiankowym światłem.

A zapachy naszej miłości, krople potu, który spływa między piersiami kobiety, kiedy w skwar­

ny wieczór poddaje się głodnemu chłopcu. Sięga, tak szczupły i nienasycony, do coraz wyższej półki po ten ciemny miód, przedziera się przez gęstwę i popiół, ogarnięty zachwytem i smutkiem.

I znaczą oboje prześcieradło jakby zerwał się z cienkiej nitki sznur pereł.

A szorstki zapach naszego czuwania nad czasem, twardych poranków z kamienną poduszką bezsnu i bezsensu.

I jeszcze zapach zachwytu między ludźmi w gniazdach letnich wieczorów. Tam wszędzie, gdzie pili­

śmy wino, niepodlegli i młodzi, odrzucaliśmy zegarki z głośnym śmiechem, daleko, za czarny żywopłot.

Potem jeszcze zapachy naszych oczekiwań, kiedy patrzy się w okno albo na drogę za drze­

wami, a tamtędy przechodzi ktoś ze ścieżki zupełnie nie naszej. Nasz brat nieznany, chciany przez nieznanego. Dla swego nie rozpoznanego zapachu.

T

he

H

ouseof

A

rgos

To tylko godzina jazdy od Palermo. Na zachód. Tam pies Odysa czuwa. Wielki płowy łeb przy brodatej twarzy.

W pokoju panuje półmrok, na zewnątrz krzyczą mewy, wróżą z wnętrzności ryb. Maria Cal- las jako Medea śpiewa do Jazona „Dei tuoi figli la mądre”. Nigdy piękniej. Potem już tylko rosnąca cisza, gra w daremność, koloratura popiołu. Jej prochy ukradzione, potem odzyskane, na koniec rozsypane gdzieś nad greckim morzem, wrzucone w bruzdę między falami.

G

óry

E

mpirii

Nadszedł nowy rok - i co się zmieniło? Świtem krążyła mgła, opar miejskich wyziewów, lecz zaraz różowe paski na niebie, fantazyjne światło ciepłego stycznia.

Kilka dobrych uczynków, przyjaznych dla ludzi reakcji - to sobie obiecał. Jak i to, że wysłu­

cha kogoś jak wskazówki na przyszłość, rady na drogę. I wtedy sąsiadka opowiedziała, że jej babka zawsze w Nowy Rok mówiła, że jeśli w pierwszy ranek wyjdzie choć na chwilę słońce, choćby na tyle, żeby „gospodarz zdołał na koń wskoczyć”, to zacznie się dobry rok.

Przyjął tę naukę. Wskoczył szybko na swego konia, galopuje, chcąc nie chcąc, już drugi dzień przez Góry Empirii.

S

ąjeszczeinne fotografie

Wysiadłaś dopiero z autobusu i stoisz w słomkowym kapeluszu na szerokim placu ruin przed nieistniejącą bramą miasta. Teraz bramą wydaje się gęstniejący upał, uparty blask.

Inni turyści wyciągnęli już aparaty i rozglądają się bezradnie w różne strony. Ty patrzysz na łacia­

tego kota, który dopiero otarł ci się o nogi. Przekazał żółto-czarny znak, pozdrowienie. Może to jego przodek był ulubieńcem Heraklita, który pogardzał trochę ludźmi, nie tolerował codziennej głupoty.

Wycieczkowicze fotografują ułomki kolumn, Nike bez twarzy wieńczącą nieobecnego, fa­

sadę biblioteki, puste trybuny amfiteatru, jakby naciśnięcie guzika miało zaraz wyzwolić prawdę.

Wolisz patrzeć na kota, który unosi ostrożnie łapki na rozpalonych kamieniach. Może jest tu najlepszym przewodnikiem. Tylko on ci wskaże ukrytą w powietrzu tajemnicę.

Cytaty

Powiązane dokumenty

niej. Potrzebowałam czasu, żeby dojrzeć do pewnych decyzji i poczuć bezpieczeństwo na trochę innych płaszczyznach, aby móc wiarygodnie opowiedzieć historie, które zawsze we

Wręcz przeciwnie - na przykład eseistyka Miłosza nie jest moją ulubioną eseistyką, ona mnie zawsze irytowała, bo tam ujawnia się cały jego „rakowaty” styl (krok w przód,

mniej ważne że w Kaliśti urodził się Mahler ważniejsze że w pobliżu tuż przed końcem zimy gnali krowy z Humpolca do obory z sianem gospodarz i parobek - Żyd im towarzyszył

To właśnie lektura powstałych w Republice Federalnej prac poświęconych „niemieckiej historii Śląska” przekonała mnie, że jest to droga błędna, prowadząca do

ście do Osmańczyka pisał: „Drogi Osmanie! Piszę do Ciebie w sprawie moich pamiętników. Wprawdzie przyobiecałem, że Ci je napiszę, dowiedziawszy się jednak o tym, jaką

bieską piosenkę”? Było wiele osób wtedy wyrokujących. Tymczasem to on i moi synowie są moim największym skarbem i staram się nad sobą pracować, bo wiem, że nic nie jest dane

Taki też jest sens Chrystusowego orędzia: „[...] człowieka można zrozumieć tylko w perspektywie Boga, a jego życie jest dobre wtedy tylko, gdy żyje w relacji do Boga.. [...]

(...) Tupisarz wymienia rözne „Rzymy”: bogaczy, zbiorowych wycieczek, uczonych sl?czqcych nad manuskryptami z przeszlosci; wymienia, aby zakonczyc kapitaln^ pointip ktöra