• Nie Znaleziono Wyników

Almanach Prowincjonalny 2017, nr 25 [1].

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Almanach Prowincjonalny 2017, nr 25 [1]."

Copied!
154
0
0

Pełen tekst

(1)

Almanach

PROWINCJONALNY

Wewn^trz m.in.:

Almanachowi do sztambucha Ernest Bryll, Leszek Dtugosz, Janusz Nowak, ks. Jerzy Szymik wierszem

Barbara Gruszka-Zych, Jacek Molßda wierszem i prozq

Milos Dolezal

w rozmowie z Wojciechem Kilarem Grzegorz Wawoczny

o Mieszku IV Laskonogim

* i Grazyna Czogata DellAquila

z Sycylii Beata Golacik WM

z Ziemi Swiqtej

Bartek Barczyk i Bolestaw Stachow

(2)
(3)

Nie wiecie, wy, dzwonki, zlocienie i trzciny,

jak^ was darz^ milosci^! |

U was pokornych, pozbawionych winy

glöd möj zagoscil - ^4*1

u was, ptaki zielone, nakrapiane, modre szukam choc chwilki spokoju,

od was dzieciristwo me prostot^ szczodre wröci bez strachu, bez boju!

Dzieciristwo, o dzieciristwo! raju zak^tku, z ktörego mnie kiedys wygnano?

Ciebie wspominam, gdy si^ przyglqdam ptasich gardziolköw krwawym koralom,

na wonnych szyjach drzew zawieszonym...

Boze möj, gdziez-es Ty?

Gdzie me dzieciristwo? Chcialbym znöw do domu!

Do cichej swojej wsi,

do psöw i kurek, przyjaciöt mych licznych, dawno juz martwych. I choc grzechy mi ckjKj, pöjd?. A oni mnie wespnj, nie b?d$ milczec, jak ludzie, w dzieri strasznej ciszy Twojego S^du.

Bohuslav Reynek przelozyl Andrzej Babuchowski

(4)

JÖZEF CZECHOWICZ

PROWINCJANOC

(...)

3

alei bardzo szerokich ciemnozielony bukiet i jak muzyczny motyw

przelatujQcy iukiem nocny motyl

drzewa wielkie na niebie rzeka wielka na ziemi i most daleko si^gaj^cy do gwiazd prawie

i gwiazdy oczyma dobremi nad palacem mrugajqce predko

o wspomnienie pachn^ce wod^

przychodz

umiecie mlodo drzewa wielki

oddychac

szumiqc nad trawq dalom

wzgörzom falom ---■pulawom

(5)

4

kamienie kamienice sciany ciemne pochyfe ksi^zyc po stromym dachu toczy si§ jest nisko zaczekaj zaczekajmy chwily

jak perta

upadnie w rynku lubelskiego misk^

miska zabrzyknie w ptowej nocy

po k;jtach nisz gi^bokich po bram futrynach i okien zalamany

bez mocy

eien fijolkowy ukltjknie

gwiazdy zölte ktöre lipeowy zar sciql lec;} kurzaw;} lec;}

firmament w zlote smugi marszczQ za trybunalem

na slepych szybach swiecQ cichym wystrzaiem

noc letnia czeka cierpliwie czy ksi^zyc sptynie zabrz^knie ezy zejdzie ulica grodzkij w döl on si^ srebrliwie rozptywa w rosie przedswitu w aromacie ziöl

jest pieknie

er »

(6)
(7)

iijumutHji

JUBILEUSZ

Nasze czasopismo, redagowane na rubiezy, ma dwanascie lat. Dwanascie lat i dwadziescia pi?c numeröw! To niewiele w poröwnaniu z tradycj;} wielu slynnych i dlugoletnich periodyköw literackich, ale bardzo duzo, gdy chodzi o niepewnosc przyszlosci, z jak;} w Raciborskim Centrum Kultury, z Januszem Nowakiem i za zgod^ nieodzalowanej pami^ci Leszka Wyki, inaugurowalismy zycie ALMANACHU PROWINCJONALNEGO. Odwaga, aby sprowokowac do istnienia w druku to, co dobre w Raciborzu w dziedzinie literatury oraz fotografii, a takze, by zaprosic uznanych au- toröw z Polski i Czech, wyszla nam wszystkim na dobre. Pölrocznik, rozpocz^ty stustronicowym numerem, rozrastal sit} i w niektörych wydaniach osiqgal 250 stron. W ciqgu minionych dwunastu lat - dzis, 9 kwietnia 2017 roku, wlasnie dokladnie mija tyle czasu od dnia wieczoru promocyjnego pierwszego numeru - zaprezentowalismy teksty, wiersze i proz§, wielu wybitnych pisarzy i poetöw z obu stron granicy polsko-czeskiej.

Czytelnicy oraz niektörzy z autoröw zauwazyli juz dose dawno, iz prezentowane w ALMA­

NACHU utwory literackie pochodz;} z „szuflad” pisarzy i poetöw z obu stron polskiego sporu ideowego. Pismo zdobylo sobie kredyt zaufania i poczytuje to sobie za honor. Jest wi^c öw przy- wilej druku autoröw polemizuj^cych ze sob;} na co dzieri stalym wezwaniem do koegzystencji oraz dialogu artystycznego; dialogu - nie do konca wiadomo - na ile utopijnego, a na ile realnego. Nie ukrywaj^c swoich uczuc ni poglqdöw, redakeja podtrzymywala tezc, iz jedynym rozwkjzaniem jest zawsze rozmowaw oparciu o prezentowan;} twörezose i wynikaj^ca z niej wiedza o sobie nawzajem. Taka rozmowa, do ktörej niejako ludzie piöra sg zobowkjzani i przeznaczeni.

Kazda z promoeji czasopisma byla jednoczesnie okazj;} do serdecznego i wartosciowego spot- kania z jednym lub kilkorgiem „naszych” autoröw, to jest - byla po prostu swi^tem literatury na potudniowym skraju Rzeczpospolitej. Wartosc owych spotkan, czyli kontaktöw z poetami oraz tlu- maczami w „realu”, wspominanych nawet po latach, doprawdy trudno przecenic! Opowiada o nich zamieszezona - w kolorze - galeria naszych okladek przygotowywanych przez Marka Plewczyriskiego wraz z nazwiskami gosci specjalnych. Gor^ca linia mi^dzy centrami, a raciborsk;} „prowineji” trwa!

Zlozylo si§, ze rocznica pisma wtapia si^ w wielki jubileusz Raciborza, ktöry obehodzi 800 lat nadania praw miejskich. Zyjemy w jednym z najstarszych polskich miast i doceniamy rangt} tego faktu. Niektöre teksty odnosz;} sit} do owego faktu historycznego, ktörego donioslosc naprawdt}

trudno przecenic. Jednoczesnie znajdujemy si$ na prowineji, z calym trudem, ale i dobrodziejstwem takiego polozenia. W sztuce, a zwlaszcza literaturze, przez wieki to, co najlepsze cz^sciej nawet niz w centrach, powstawalo na prowineji. Kult wartosci, autentycznosc, niepodleglosc wobec ko- niunkturalnych möd oraz wlasny niepodrabialny styl - oto wyznaczniki wielu prowincjonalnych zyciorysöw oraz dziel! Dlatego jubileuszowy numer otwieraj;} wiersze dwöch najprawdziwszych bardöw prowineji, wielkich poetöw, Czecha i Polaka, urodzonych w odstgpie dekady. To Bohuslav Reynek i Jözef Czechowicz. Pierwszy z czeskiej Wysoczyny, drugi zas z Lublina, miasta, ktöre röw- niez w tym roku obehodzi swe 700-lecie. Obaj nalez;} do mistrzöw swojego jt}zyka. Niech patronujg naszym wysilkom twörczym, dzis, teraz, i w przyszlosci!

--- ---

5

(8)

SIEDEMDZIESIAIY SIÖDMY

O roku öw, kto cif widzial...

Adam Mickiewicz

Wjednym momencie spoglqdam wprzysztosc i przeszlosc, ktöre przestajq byc tym, co jest desygnatem ich nazw, stajq sifplynne, otwarte i realne jednoczesnie, takjak realnyjest ten punkt na kohcu ulicy, w ktörym niejestem ijestem...

Stanislaw Pyias, Fragmentdziennika Z 8 KWIETNIA 1977 ROKU

1.

w wigili<7 niedzieli biatej przewodniej ktörej nikt wtedy jeszcze nie nazywat niedziel;} Bozego Milosierdzia pachniato kwiecie twoja narzeczona przymierzala bial^ sukniy zawiezli was do urz^du zawiezli do fary zywieckiej pozywaliscie Cialo Krew piliscie bezalkoholowe bylo wasze skromne przyj^cie tylko male grono powinowatych i najblizszych krewnych krötko przed switem nastala noc poslubna jednym siy cialem staliscie krwiq nasiqkla posciel zycie prawdziwe zycie rozdzieralo na pöl zaslon^

jednq takq wiosnf miales w zyciu

(9)

2.

jednq takq wiosng miates w zyciu

ob

maj. sobota. pokoj w hotelu akademickim na Sliskiej. ty i ona. twoja mlodziutka zona.

krötkie przerwy na oddech w cigzkiej pracy poznawania

cieptych zakamarköw cial korytarzy i komnat wewngtrznych twierdz poswigcaliscie na ostatnie przygotowania do koncowego egzaminu.

nie pamigtasz imienia ani twarzy kolezanki ktöra wpadla do pokoju bez pukania.

zabili Staszka krzyczala. zastrzelili go.

lezal w bramie.juz nigdy nie porozmawiamy o Cortazarze. chodziles z nim i jego

z pi^tego roku na cwiczenia z filozofii.

spotykaliscie sig w Golgbniku na wykladach w Collegium Witkowskiego. nie potrafiles myslec o niczym innym. zapytales Krzysztofa.

Krzysztof milczal. udawal ze nie rozumie.

wkrötce wyjechales z Krakowa na zawsze.

dzwigasz przez lata tarnten maj jak krzyz

3-

w ostatnim dniu wiosny odbywala sig twoja obrona gorijce popoludnie wdzieralo sig przez okno gabinetu dyrektora Biblioteki Jagiellonskiej pochlebne opinie recenzenta przedwojennego staropolanina przyjmowales z pokorg i radosci;}

ale twoje mysli uciekaly juz w zupelnie inne przestrzenie

wyprowadzales sig z tego miasta bolesnie rozrywales wigzy

nazajutrz wybuchlo lato jednq takq wiosnp miales w zyciu

(10)

E

L

eitmotivwiosenny

W Krakowie na Brackiej W sobotnie przedpoludnie Lekki wietrzyk roznosi Po podwörku ulude...

Przekwita magnolia w kwietniow^ pogodfj Ubywaj^

Opadaja platki biale Srebrno atlasowe

W oknie stoj? nieruchomy Ani westchn? nawet By sie nie rozwiala Uluda z naprzeciw Kwitinjca, nietrwala

Jeszcze ona ten raz moja W kwietniu i w tym roku Cicho pieknie - odlotowo Lekki wietrzyk roznosi podwörko Magnolie

Mnie w oknie

Co chwilg, po trochu ...

Swiat si§ woköt mocuje Srodek kwietnia prawie - Z takg chwikj nierealn^

Odfruwam z magnoli;}

W sobote biez;jc;}

Realnie, na jawie...

PS.

A ze to juz kiedys bylo I wszelako realnialo

Usmiech, ulga, szcz^scie prawie Ze mi si? przywiala jeszcze zjawa ona Przywiala, rozwiala ...

(Krakow, kwiecien, 2012. 2015, 2017...)

(11)

OSTATNIA PIOSENKA TEGOROCZNEGO BZU

Boze jak szybko Jak pospiesznie

Do przodu bez za oknem rwie si$...

- Tyle czekania od zesztego roku A teraz w p^dzie jakim

W poplochu

- Gat^zie ponad gatgzie -Liscie przez kiscie

Zielono fioletowa w sloricu szamotanina Splata sig zachlannie wygina

W görg wola:

- Chcg tego Niebo!

Pochyl sig nade mng Unies mnie z Ziemi Wez w objgcia Dotkngc chcg cig Zapamigtac Niebo...

Dzien sig laskawie jeszcze przychyla Jeszcze jest na to chwila

- W nastgpnej Ja Tegoroczny

Zaokienny Zadyszany Bez majowy W nastgpnej - Ming...

Almanach 9

(12)

IOSNA, PLANTY, DUCHY.

Wieczorami

-Wywotuja mnie przez okno Przywolujq szumem gatyzi -Chodz z nami

Bo kto by jeszcze o nas tarn pami^tal ? Ktos tarn wspomina, jeszcze po nas placze' - Z tob;} inaczej

Latwo si? dajesz podprowadzac

jjjj

Na powröt wkr^cac

W dawne chwile i miejsca ■ Ktörydysmy szli

Gdziesmy byli...

- Ciebie nie nudzi ta piosenka: Pami^tasz?

-Z refrenem po horyzont tym upartym:

- Pamiftasz, a pamiftasz?

Nagla fala smutku - rög Plant, Poselskiej Dawniej - Sptachetek szcz^sliwosci

g

Kogöz tarn nie przywraca?

Piotr, ciocia Ola, Janina Bozenka Dobrzynska ( Byta taka dziewczyna )

- Wprost wpada na mnie duchöw kawalkada I - Smiechöw kaskada...

Stysz$ te glosy, czuj$ obj?cia

I wskros biezajcej chwili - minione swiaty I I onegdajsze ptynq wody

Bylismy piekni mlodzi - Bylismy...

O drodzy nieobecni, niezbywalni Nad smierc zostalismy

Na amen widac tak zakumplowani?

- Wiosenna po Krakowie wodzi si£ katarynka U Franciszkanöw na podworku jablonie kwitn$

I nie masz, nie masz na to ratunku Ars longa, vita brevis

- Spiewamy te piosenky pospolu

ijj

W jednym chörku.

' Coraz wiyksza gromada duchöw

'W

'''Ti

Chodzi ze mng Plantami

71

(13)
(14)
(15)

/ r-Wjr

rfl^ \ /f - J®p /T!!?- ifc A d

3®n / i 'W

JK*

wk fl

7 /

^BRtL f

Z f.y

f / f r H W

L^aaRH^

w fe «

b

L

(16)

'DllodzlÄ,

i z tej stuony GzyteAwexe.j.■

7 wÄ sotystjobejö äk ^aSz

Z um

i sexdemy »

jiUusz, MQjt qxatuwcje

WOtW-Oäi i WGSZ. Sty • ,,nc.zUC.il PO1 Za bogaetwo pneze.wtac.ji t y

!i“0USXÄ~P--^

nst do iedwak dto tvwe. jafeoSt, pozic

h L do Heß meJLt1' z o

bl0^e do uadyejo^

metita^ony. Jo _ J

rf<M“ z«t». 7°SX“ taoto Z sade-c^y«-dop^9ieÄ' *

e rf4.it, pi5t.it/rf““"“’

5ei.»ati«.j(,owi)ioti!)»i5tiei’“'

towsawatysta, we b^ ocze i i pi^fewe pHowmCjowa^t.

"^^ScLZdwgosz (Krakow)

°/2° ?PU Czas°P'SM ■' kfetiuu» fefestu kq

*°ZM^ « <^öd

dp r,£ KO KUweA. Cigna

'» £J ltlj-fetdAyw( tozstawafew sie. bez

ialu

VJJJ^ dUCRowe wi^'' tozcdodzify dtogi)’

LJ ?T SPOZQ ^zwaczo-

°t

S ‘

^‘S^

p

^

p

^MP^

. ze toSrnwy AQzeM (piswo i ja) feu teMU

(17)

Jeidi jeden saton steupia talq wfocH föuitum St£ wy- jiG PoCsfeiej buüuue HQjbGudziej potnzebo wietobiegu- Sci. „^toHQdftowiKCjoKQUy" z f2aeibonza «a peUq HO neatoK tego postutotu, Czego nu setoetzHte kzlM (dqQU zyCz£ -

Krzysztof Zanussi (Laskipod Warszaw^)

w ZHM'Qzfeu Z jubitouszeM - dt)C,R fewatow, nöienoufagi i do/iaznose.i poiitijc.zky), Codpow,toH(£go dystQHsu do afetuaß

Micuy (' p^fena.

fqcz^ sejtdeczuo&i' z «wfeOwQ

Krzysztof Lisowski (Krakow)

• + ö p^w,otK1,ffea -P^uriHCjoHGby ” w tytuto plSwa wumGQC iHtetofetuatoej odwagi. dfegatywHe skoja/ueniQ zwiqzQHe ze sba , bzw mojq swojfc odtogto aödfo w pogato&wyw stosunfeu wettopob nego k'zywu - do ptomcji, a eato odirn ptowiHCjoHafcwu stonowi 1

si^ ecfto tawtego feoH^tou. 1

Zgwqmosö, dwudziestu Cztexed dotye.tozasowyel huwclöw nc

„XtoGHQdu Ptow.HCjoHGkego" cafcowicie pRze&zy tafemu plLOt<

POJMOWGH.U ptowiHCj. (jej to£i iv feukuÄze. Pfswo niezuiufeto udatnie i I sow £qtzy btefeie z datofeiw, swojsfeie (^qsfeie, pokfeie) z obcim ( Swiatowyw), pG/ityfeutom z UHimsakyw. Jest Szetofeo otwaWe hgi HG SQSiQdÖw, O CzUw Swiadczu clodbu StGto nhePunüfi rt...

(18)

Almanach

PROWINCJONALNY

■ESHiCEHBII

ks. Jerzy Szymik i Milos Dolezal

Krzysztof Lisowski

wieisem

Ocalony we Lwowie

ze wspomnienpor. Stala

Wojciech Wencel

list iMatarni,

„Imago Mundi"

T Przemystaw Fita

fotografie

1

RaciborskieCen

Racibörz -Kwii

9IV2005

Gose wieezoru: Ewa Lipska

27X12005 Milos Dolezal

man ach

PROWINCJONALNY

Wewnqtrz rn.in.

Marek Czapliriski i Mstw i! Slaska

AkcjaWagon ze wspomnten por. Stala cz 3

ks. Jerzy Szymik wierszem i proq Czeskie stowa - czeskieobrazy A Babuchowski, J. Zahradniielt M. Holub. l.Savrda, E.HaH T.Jwous, ¥ Buru.,

JaauszSzuber _____proza MargoBirntn;.

wierszem proza Pawel Newerla, Bei» Benczew i histoni Raciborza JanKondrak o poezji KarolaWojtyty Teresa Paskuda 8poezji Jana Twardowskiego Wojciech Arciemowicz, Mariusz Kubik,Bolestaw Stachow fotografie

Almanach

Wewn^trz m.in.

Nowa Fala polatach Julian KornhauS8T, Adam Zagajewski, Jerzy Gizeila

Pozornie na wolnosci ze wspomnien por. Stala cz. 4 ks. JenySzymik wierszem i proza Czeskie slowa -czeskie obrazy II l Martinen P. Boikovec. V. Bunan Krzysztof Lisowski, Jan Kondrak

JamiszSzuber wierszem Pawet Newerla. Beno Benczew z historii Raciborza Karolina Stameczek grafiki ldorobkuPWSZ wRaciborzu

Gabriela Habrom Rokosz fotografie

(19)

Almanach

PROWINCJONALNY

30III2007

iS. Jerzy Szymiki Boguseaw Zurakowski

3XI2007

Andrzej Babuchowski

Almanach

Wewn^trz m.in.

EmestBryli, Wiktor Bugla, Barbara Gruszka-Zych

JanuszNowak o Dn jach Raciborza ...Trzy twarzeokupacj»

Ze wspomnien por Stala - cz. VII Civ~,j..,h,n

(»fcnwiersim

tek/Pawe! Newerla |||j

AleksandraDruzbicka^S®

Maciej Mazur.Marek Plewcz

A ■y»' H

■V»LA «A

S

3IV2008

vIarfk Migalski

8X12008 Ernest Bryll

(20)

eies^Q Si^ W pofec^

lte uiywciLsqwsposö^

„ ,x do otaesUma *uejse usy + 0>n GzeSCÄej wGtowGSt wOSQ ze- SSio”^tt«ii'teo“0 r

,Cjorf«ÄUCto SF«*“ P°^X

»atotejKtatt GoL4ciK(äwroIJK) PnowiwcjG I PWWIKOJU^

,.,Q Stosuwfeowo uadteo poj«

podqiqjqey ld deSW°

owawycl pozQ «Mtm, po*

sobq feowotGtjt pejonatyiwe.

SuT^tej, fetöiva W CzGSQCi V ,ii pKÄjd öeSGKStwG r=

dfouqo stafo St^ wotwob zWQte«iu W ^iStoK-u zboune JeStw. hufoswCzfeq pk wia 1 pub^a äwiato =

»fo-wetufoobfoste Tofeiej pivoMiwtjowabosa -

K0S - „TlUQwGefo

iu Ptowm&joHQ^ n^ft feiw SWlQ^w, 2 fetöugo bftoMU f -9t£b(feöw pAzez wiefo fof 2QC,£WG wajMwifcjSze, wcüwe jafe watfea i c wajbpSzycl wQtcb['£l(llf

Barbara Gruszka-Zych fCzr-

.zwiejedwofeowo.

ynaj^iej tyb c-zyufoifeöw, lll« GUtolLÖM-

,'iboluG i we zG^feG? W j J

at o to b^dzie- uGytHudkuej.. • JaCEK MOLljDA (Racibörz) nbuforf fodzi^W»^”

°c?Ä- ^“al

Oby tuwofo wpisol si£

1 L

„inr~ r'Tflt 1ffif > # «w - «w

(21)

daM^'

PozdiawiGM- EWA Lipska (Kraköw)

f?at(bonsfete Sentymenty

Piewsze steojatome z ßacibouew: MateCznife sfowQ. Mfejsce podobn, ÄSS»«**-«!:

D/iugte sfeojQAzeme: pnzest/izen spotten ponad a/iawcaw K.n«n q

,

*? Sd Je odzw,miAi£ w ^Mnada FWcjwJ" 9

JÄzeCiesfeoja/uenifc: teatt poezji. ^ieASze odCzütuwOMe ze ScL &K>;

iÄSSÄSSS"“1“-

P«», ze dodwiadczexie dziela Sl? sfo J to

Piqte StojCteue, Jodo»ca «imoSi. Özfouiei; bföm ,,

Wojciech Wencel (Gdansk-Matarnia)

KINO I COS JESZCZE

Bestia wspomnien wciqz szarpie nami

jak "Pie?1fn3aluzyjski" w nuwojorskim Iluzjonie

za

jednego dolara.

Na stoj|e$ na waKTcniawi^padal niemy eiert* - W sloikacb z ogörkami dojrzewalo Multikino.

Wilki z bajek podehodzily pod dom. Las nasenny za oknem.

Pröchnica czasu wjipluwala nasze z^by. Fabula mielila Historie i ^\V7zam-3CAzi<xla.<I<a» ,

i pizcii utw«»1« ULI Ha»

w imieniu smutku i milosci.

Resftta *

to Copyright © Umaitych.

Bg<S 11 E

i-a *** «w-g

(22)

Almanach

PROWINCJONALNY

Wewnqtrz m.in.

Urszula Koziof Hymn do nocv

Suchy chleb socjalizmu . t Ze wspomnien por. Stala - cz. IT"

Jacek Moleda.Marek Rapnicki, Micftal Kaminski wierszem

Krzysztof Lisowski, Ks. Jerzy Szymik proz? i wierszem Janösz Nowak. LeszekWyka proz^

Basiä Wycisk, Katarcyna Kwiotek

zpodrozy -

Bolestaw Stachow. BasiaWycisk, Natalia Tokarczyk

RaciborskieCentruin Kultury Ratfibörz- Listopad2009

Almanach

PROWINCJONALNY

4

n

RaciborskieCerttrum Kultur)

Racibörz Kwiecien 2010

29X12009 25IV 2010

Jaroslav Hutkai Krzysztof Lisowski ks. Jerzy Szymik

Almanach

PROWINCJONALNY

Wewn^trz«.in.:

» Agmeszka Kosinska. Krzysztof Lisowski, Wojciech Wencel.

Ks. Alfred M. Wierzbicki o Miloszu

(23)

12X12011

Barbara Gruszka-Zych

14 IV 2012

Ewa Lipskai Krzysztof Lisowski

24X12012

Barbara Gruszka-Zych, Libor Martinek i Wojciech Wencel

IV 2013

Petr Krali Jaroslaw Mikolajewski

(24)

Slowa, obiiazy ...

Möwi si?, ze Szfufea to lustto, fefö/ie si? pftzedadza po goscmcu zytia. Mozna si? w nim pAzejjizeö, mozna zobac.zud

«atzmd (»agedi, «adziej» ... si{z toda ’

«ozofo, ta) «lected stangd »ad tajohto, - »&.„, „nfa - uautnowione, UCzlowieCzone.

Zab^te naglq kJieskq w ob/iOz - masfeq owiane - slowa, wp/iowadzajq w swiat zdwojonej w/iailiwosci, fetöw sie zdaie mowiö: -Tiie wszystko w nas zgubiono -.

— „oTmanac,lowi P/iowinCjonalnemu".

Jerzy D?bina (Racibörz)

«i TÄ°X"

Job to si, wo do Ali*a»acU Ptiowiw J ■ biutuCzHlwi, sobie wiemyw, jest

st,

X 4« si, ^pisow«-

inaczej niz wtedy gdy ßynefe 1 „ P ;^stotojQ «mgi i benefrcja wiexnym kentern, bat duszyözefe, i ^a<^‘ SzOmbelanow e us W zwyözajnie QnQ^oniCzny, sfeo- By6 moze tolei podzial na ^°P° ‘ „ dwast;; Tang i dawal si?. we znafei zucjwalym

ko jednak mial si? dobue i w ezasad dyn 9 dwale tedy

wEodzienCow W». « e “«TXT»e. » » b9fa oTbi»a Me««ii.

oKzitmiotnik „ pHowmCjonalny , CM y Janusz Szuber (Sanok)

(25)

«4 h

,

«XÄ “9' szi“tei M!“ «*^

piauq Siuopn Siafax»ei t™

,°"3"'i

"SP°""J«!I <« d„öc«

tö„" aa,ish„a

’ 3(«S"

r

P

”JT‘! •°Wit<! P“‘

szto d«st„ta b X“,“’ ze s„, ptee-

tojwfc S,s pteä “ta.

* J ** ,aK“ ’a£ -W,

taöm

dqz„«^:;;lX“‘k^:T"s"r *>“fa

- ^»«*4

(

j

«4«

«ej

S

m oÄS*?*>-M««ej i etoj«-

«a«, ezgfeWto« „>H«a«acSii^ \S<o^° koMä"e"<« “»Qi jest od tot wieisceMSDOflPn/n ’ P^p0MIKQJQ)- ^‘botsfei pö&otzKifö

CexKCuozmcwqo spwwacd KajwaLejszya ’ ‘ ^s^Cztl,£

podczas wSpöCuej 4dS!)QS2M ^°/‘ia£zy: odbywQKyw WdAodze, wysofeiewyX J1£' ° d'°Mu « t^jafeo Przemyslaw Dakowicz (Lodz)

(26)

16X12013

Andrzej Babuchowski , Vladimir Krivanek iks. Jerzy Szymik

PROWINCJONALNY

V

Jan Cep

Bronislava

VoUcova

Kaüna

Kowalska

Vaclav

Burian

s-yKs.Jerzy» j

Szymik

B,

Sruulm Sztuka, Kristyna Montagova, linda Pa&ova, Kamila Besz,na Montagova, Linda Paasova, Kamila Besz,

Natalia Tokarczyk, Veronika Motüzova, 'nrhsirn Ivana Kaspärkovä,

(lL})(ir(l i Richard Mazurek, Marek Przybyla

Vruszka-Z.ycn J

Gmzyna Czagala

Andrzej Babuchowski, Julia Rozewicz, Libor Martinek

KrzysztofKomorouski

c W9 m

RACIBORSKIECENTRUM KUtTURY RACIBÖRZ- KWIECIEN 2014

12IV 2014

Barbara Gruszka-Zych, Milos Dolezal i Krzysztof Lisowski

We*Mtrz m.in.

Eduard Bass. VÖ&knil Artur Polak SK

Kfz-ysztot Btazyca. Boteslaw Stacht..

fotogralie SH

ZbigniewCzop

(27)

21X12015

Agnieszka Kosinskai Jan Polkowski

16IV 2016

Anna Jankoi Antonina Krzyszton

O,'..

anach

PROWINCJONALNY Almanach

PROWINCJONALNY

Wewnqtrz m.in.: Wewnatrz m.in.

„Atmanacbowi" do sztamti

Ernest Bryll, Leszek Dlugosz Janusz Nowak, ks. Jerzy Szymik wiersrem

Barbara Gruszka-Zych. JxÄWo)?da wieryeni i prnq

Milos Oole/al . .»fe w rozmowie rWojciectiem tüiarer.i Grzegorz Wawoczny o MresAu IV lasJtonogjf

Grazyna C/ogata Deil'Aquila

/Swh jgg

Beata Got z Ziemi $wi Bartek Barczyki Boiestaw!

Raciborskie Centrum I

26X12016

Wojciech Wencel

13 V 2017 Milos Dolezal

(28)

T„ juz 25 — Ä Ä» I

tTönc-öw -12 tat puyjaiw, wywtojQ J dofc)Il • otaz (jotogna- S;=XsÄ-3S5“‘”

Lfeou«W> pT “ tS tazpowi^ inspdacjd do p°w°fo^°

Mntec.zuib slowa , tet°m st0“' $ p j ,nx q:„ Diiowincjonallny, bo ztodz £ eia »o»M)o pedodijta. od Äl»n *'» Ideiaetetl. a pa«adto

w sm nazwie nawtQzal do «ybitneg p . Ozesfow Mitosz- tnonowal, pododzQCi) puztoiez z pto i obKafcfo ludzi pelnycA pOSjt

i

-„,d«toa6 ' M Mn.,0“Xteii Mai« M* P““^

dateeyj^y, sztzegolwe se-^ „ w(.bitKne(l twötcöw taaachct DOzUSfeat do uowopowstalego y ■ y ■ -S£U wspownieA, jest polt, U Mw, osob,. W.a olMlb,« » «' S to»bK«a je,0 »spo»«;

eiszek i. pi«*^ IX ‘ » X »«»““* 2 {““«

I P,o 3“po""« ! ^"’^PeieSlblj tafeiej «dyby «ie t^t.

‘ a

dzi «W»’ « ,r *0“ P°“J" ““ ale »ei »P°“iÄ' P“1*1“”“^

•p-rnfbo w sReue poezji c,zy jyotogn.atji. feosztöw zafeupu fea

(29)

ale Paraiftam x nawt ° Pis“° i me tylko ozytarn

*•■ ol.lm

„ ,„1==„ ” ; 1- »•

««-.• nX. •"

°Zytara wi™ Babuchowskiego P°dr^’Albo

1 my^~P°Pat~eie jak on potJXam°JeßO "‘i0dS2P ° P-y3aeiela.

mby opiaujQO doäd przeo _ Sj dotMc metafizyki

d°'pisae Szymik

ale Jakle nlenajleo Fnie ulywa jednefio z wuiu

> jakze wazne i Jak Drzeny<1(we . ' *°«° »ygioau.

1 ^-le dla inkrustacil ,laakoU':y°le t8j SW°iStel akiad

*ieraza-.^yrri^e £ ' “ ' k0,'01<‘’"1» P°«iebi9nla

^^XZtylkotakb

. y byio 2°baczone.

ybaozoie.i.iaieni napisac o

cnw“ ’

“-el+y^«TOHe_Ä, 4/> y U' en-aw

| ( 1 Lb-,

Me_.

(30)

Strachy z lewa, prawa, ziemi, nieba

Co za dziecko? Za sercem zdradziecko Jak za kamieniem ledwo pulsujQcym

Czemu? Juz nie wiadomo. A dziecku wiadomo Kryje si? kryjomo

Po jamach

Zatrutych kombinowaniem

Co zarastak} znowu jakos dobra trawq.

Lebiodt} laskaw^, brzezinq

Tarn jest. Mimo

Zyciorysöw, co si? wlasnie piszt}\

Krwi4, sli nt}

My si? boimy

A ono wywraca na opak Europy, Swiatöw swiat. Od lat.

A to czemu? Nie lapie oddechu Od bezdechu do bezdechu Zostawia slad w kazdym slowie Co si? powie - zeby zamazane Bylo na amen

Göwniarzu - wrogowie Szydzt} z nas bo widz.4: listowie

(31)

I

d

^

pomorzu

..

Id? po morzu. Idzie si? niezgorzej Bo ton? powoli. Od soli

Gl?biny- najbardziej Martwej Pali nie na zarty. Az slepn?

Zapadam si? coraz lepiej Coraz bardziej na co dzien O to chodzi?

Do Kogo wylazlem z lodzi

Na jak;j drog?? Czemu krok po kroku Zanurzam si? w gl?bokie

Martwe

Ale uparcie czlapu- czlapi?. Fali si? lapitjc Co juz si?ga pod najwyzsze wolanie Na spotkanie dziwne

Naiwny przechodzien Jak w gardle burzy Co dzien

Zawolany- Ale zapomniane Kto, dokijd? A fale wysoko

29

(32)

K

ornikprzesyea

Kornik przesyla stukaniem Telegramy nierozpoznane

Z prawa na lewo. Z drzewa na drzewo Mebli, co pröchniej;} w naszym domu

Id;j wiesci kryjome. Nawet i w betonie Gdy betonowa sciana. W takiej scianie Drazy kornik twarde drukowanie ■ Co si? stanie. I kiedy

Od biedy

Mog? udawac wielkie rozumienie Pisac o tym po siödme poty Lapac oddech

"kl W nieznanej jeszcze mowie Pr?dzej i pr?dzej

Wyciskac z gardla chwil? Pomi?dzy

Swiszczgc przy tym niemile

(33)

Na kazde kazdego zakl^cia innego Musisz szukac. Nie ma. Gdzie przepadlo?

W szczelin? - jak w gardlo Chore

Kaszle ziemia gör^, lasem, borem Buczyna - stada lisci a swierczyna - szys:

Nie utrzyma juz po dobrej mysli t Przerazona wola do nas:

Szukaj pod zakl^ciem Przytul do pami^ci

Choc na jedn^ nock?. Mocno '

'3H

Ale my nikomu drzwi domöw

Nie chcemy otworzyc. Moze zagubione Q Wröcito. Moze nie. Kto wie? A Niech nie pije ze studni znajomej I £3 Bo zaraz zostawi - jak eien umowiony i Pierwsze znaczenie - Tego, co nie ma -

Lepiej miec w domu scianach az do bölu znane Na kazde kazdego zakl^cie te same

Wi^c jest - Jak jest - Nad ranem

(34)

IK

MM

LEGENDY MIDSKIE

M

iasto

B

ydgoszcz

Ciemne chmury i wrzesniowy wieczör w Bydgoszczy, pölnocnym miescie, w poiowie drugiej dekady XXI wieku.

Maj4 tu wszystko:

tramwaje, fontanny, rzek?, bulion z g?siny, topiok?, kolendr?

i pierozki wonton, primitivo z Puglii, i salatk? z glonöw wakame.

Rozgkjdam si? i widz?, ze naprawd? maj;} tu wszystko, ze miasto Bydgoszcz nadqza:

dziewczyny maj;} anoreksj?, dzieci ADHD,

kamienie bt?kitn;} pruskc} krew a moi röwiesnicy zony w wieku moich studentek.

Rzeka Brda plynie, wioslarze w niej wioslujg, biegacze nad ni;; biegaj;), jedni i drudzy przyklejeni

do bialych sluchawek i wlasnego potu.

Przeci?tna samoböjstw nie jest tu zbyt wysoka, nizsza niz w malowniczej Szwajcarii, na przyklad.

(35)

Kilkuset bydgoszczan schowalo si^

we wspomnienie swi^tego Ojca Pio

w kosciele pod wezwaniem swi^tego Ojca Pio.

Trwajq rekolekcje parafialne.

Sredniowieczny nieduzy kosciöl peka w swoich staroceglanych i krwistoczerwonych szwach.

Z przykoscielnych pomieszczen dobiega monotonne wycie.

Pomyslalem, ze jest tarn rzeznia, ale to tylko egzorcyzmy.

Idzie jesien

nad pieknym miastem Bydgoszcz, nad jego chorymi kasztanowcami.

Jak to bylo?

„Innego konca swiata nie bydzie”.

Bydgoszcz, 23 wrzesnia 2015 r.,

LITURGICZNE WSPOMNIENIE SW. OjCA PlO

S

tar

(

sz

)

y czeowiekna

S

tarym

R

ynku

Z jednej strony podswietlona wieza katedry, z drugiej - pelny, zlotoczerwony ksiyzyc.

Pözny wrzesien, ale wieczör prawie letni.

Bezdomni i zdesperowani, nacpani i pijani kr^ZQ po staröwce. Chc^ matej kasy, malego kebaba, malego piwa.

Pomagam i mialo byc milo, ale informacja jest przykra:

jest pan jedynym starszym czlowiekiem, ktöry mi dzisiaj pomögl

Bydgoszcz, 23 wrzesnia 2015 r.

Almaiiach 33

(36)

M

andragora

,

razjeszcze

twardyjest jidysz, czule smyczki klezmeröw, lodowaty wiatr, zimowa noc sucha,

z dalek^ woniQ dymu i czegos jeszcze, moze pamiyci krwi

nisko wije si? tu ciemnosc jak dym nad pogorzeliskiem

boli mnie Lublin, tyle juz lat,

bölem, ktöremu nie moze towarzys^yc

nikt / j

akordeon nie moze zlapac tchu, dlawi si? wlasn^ maestri^, po szyj? w muzyce,

zanurza si? i wyplywa,

X

jak nurek

yf /.

zabity Baranek naszi} nadzie^j

(37)

T

rzeciawnocy

ksitjzyc wtj’druje mitjdzy spiijcymi blokami w Saskim Ogrodzie rozkolysane korony widzöw w arktycznych podmuchach,

park zawiany mokrym sniegiem, zawiani nocni przechodnie

naprzeciwko, w M2, z czarnym grafiti na murze, w trupim ledowym swietle

ruchome cienie na scianach,

moze poczijtek nowej ludzkiej historii, kto wie. Bög to wie

juz nie zima, jeszcze nie wiosna, trzeci dzien trzeciego miesi^ca roku zaczyna si£, bedzie pelen niespodzianek.

Niektörzy z nas b^d? mieli jego dat^

wykutq na nagrobku, niektörzy zapamiytajij go na zawsze (to wtedy przynioslem ci pierwszy rözy, pamiytasz?), niektörzy zapomn;} o nim juz jutro

ale tylko ja, niespnjcy i niespieszny kronikarz wychodzy na balkon malego hoteliku w Lublinie i przygkjdam siy migotaniu swiatel na skrzyzowaniu Alei Raclawickich i Lopacinskiego

wylaczono je? Zepsute?

Przej^l je nocq ktörys z Aniolöw i wysyla mi niebiariskim morsem

przeslanie o stanie mojego duchowego konta?

W pomaranczowych blyskach, w rzedniejijcyni nocnym smogu, w minusowej temperaturze?

Idz spac, Du cha nie trac!

Mniej wiycej tak to przeslanie czytam

Lublin, 3 marca 2015 r.

Almanach 35

(38)

P

salm

9,

wersjajesienna

Mamie Ptomienie zniczy, mokre brzozy, zagwie i jesienie.

Listopad jak w polskim wierszu:

dumny z wlasnej ciemnosci, ale z ogniem w srodku.

Lecz wiersz, jak to bywalo, nie jest wcale o tym.

Jest o tym, ze byla wtedy bardzo mloda i szla z dloni;}

w dloni taty miedz^ mi^dzy zbozami wyzszymi od niej.

I ze potem na tym polu

zdychaiy konie trafione szrapnelami.

I ze dudnila ziemia.

I po strasznym czasie szedl znöw straszny czas.

Ale wraz z nim szly jej najlepsze wiosny, zlote lata, milosne, z dziecmi,

wisnky jabloni^, krzakami porzeczek.

Pod jasn;j Boz;} gwiazd;}.

I naraz ten listopad, zagiew, mokre brzozy.

Sk;jd, dlaczego i po co?

I zawsze te same slowa, i z gwiazdy, i z mroku:

nie opuszczasz, Panie, tych, co Ciy szukaj^

Lublin, 15 listopada 2015 r.

(39)
(40)

L

isboa

. P

salm

23,

pasterski

Bozence i Marysi, Wojtkowi i Michatowi Proboszcz z Alfamy

kazdego wieczoru wgdruje

kilka godzin uliczkami swojej parafii i okolic.

Spotkalismy go nocg na Largo Terreiro do Trigo i na Largo do Chafariz de Dentro, pod Museu do Fado.

Ale widuje sig go takze na na Rua dos Remedios,

migdzy bezdomnymi na dworcu Santa Apolonia, kolo zamknigtej latem motylarni Ogrodu Botanicznego i niedaleko nieczynnej od lat restauracji Alfaminha, w metrze na stacji Cais do Sodre,

na przystanku autobusowym przy Largo da Princessa w Belem,

czasem przy pomniku Eusebio albo i Camoesa.

Bywa ze kupi gozdzik, bywa ze zje dorsza, zagaduje turystöw, choc möwi niewiele i raczej do mew i golgbi.

Poslucha ulicznych grajköw z Wysp Zielonego I’rzykjdka, zajdzie do kosciola swigtego Dominika,

wielkiej przestrzeni z wytrawionego pozarem kamienia, wypije kieliszek ginjinha ze znajomym, trochg przypomina Pessog z jego smgtnych lat.

Ma jakies czterdziesci lat i wizygockie imig Edgar.

Chodzi wzgörzami i ciemnymi dolinami Lizbony jak psalmiczny pasterz. Wprawdzie bez kija i laski, ale jego obecnosc jest tym, co tamtego:

pociesza i pozwala nie lgkac sig zla.

LlZBONA, 1-8 SIERPNIA 2015 R-

(41)
(42)

W P

alacu

O

strogskich

. O P

olsce

ucichla Warszawa, trwa nocna sniezyca, rz^zq czarne drzewa.

Tej zimy, wieczorami, wiödi nasze dusze Chopin swoiemi drogami

placzliwym akordem, suchym strzalem dzwi^ku, smutkiem przeogromnym.

Nie sluchac tej muzyki, nie miec serca, sci^gien, receptorow bölu,

przestac byc Polakiem - - bylo naszym pragnieniem.

Spalic pozölkle notesy, plachty nut i miasta, suknie i koscioly.

Wyrwac ten wstyd.

Miec elizejskie pola, strzeliste biurowce i Dachau nad nimi.

Jednak woköl nas pölnocna zima, my w Palacu Ostrogskich, nasze dusze wiedzione

swoiemi drogami modlitwy i wzgardy, ktöre je chroni^, pospolu

Warszawa, 3 stycznia 2017 r.

(43)
(44)

JACEK MOLI

RACIBÖRZ

JAKO STAN UMYStU

,ako dziecko lubiJem bawic si? rocznikami statystycznymi z dwöch powodöw. Po pierwsze byly to masywne woluminy, ktöre swietnie komponowaly si? z drewnianymi klockami, tworz;jc budynki, drogi i place. Po tych miastach smigalo kilka samochodziköw, w rzeczywistosci nie bylo ich wiele wi?cej, i to zupelnie wystarczalo, zeby stworzyc calkiem niezh} symulacj? miasta. Po dru­

gie, dose wczesnie nauczylem si? czytac i taki rocznik, mimo przytlaczajqcej liezby cyfr, zawieral tez cale mnöstwo ukladaj^cych si? sensownie lite r. Czasem te litery ukladaly si? w nazw? Racibörz.

Rozpoznawalem jq z dum;}, w koncu nawet dziecko moglo zauwazyc, ze Racibörz w wojewödztwie wyprzedzalo tylko Opole, ktöre bylo gdzies w moim öwezesnym poj?ciu kawal drogi na pölnoc. Na potudniu krölowal Racibörz. Opröcz roczniköw statystycznych do zabawy uzywalem tez atlasöw historycznych i geograficznych. Byly na tyle cienkie, ze po nich autka wjezdzaty bez klopotu na improwizowane z opaslych tomisk wzniesienia. Czasami taki atlas otwieral si? i znowu moglem zauwazyc, ze Racibörz, to nie „byleco”, na mapie Opolszczyzny mial mnöstwo kolorowych köte- czek, ktöre opröcz tego, ze fajnie wygl^daly, zaswiadczaly o wielkosci miasta. W atlasach geogra­

ficznych poza konturami wojewödztwa na wschöd od miasta cz?sto na mapach nie bylo niczego - terra incognita, inaczej anizeli w historycznych, na ktörych Racibörz co strona wchodzil w coraz to inne konstelacje i sojusze, trwaj;jc przy tym niezlomnie na kolejnych mapach i udowadniaj^c swoj;} wielkosc. Kiedy babeia, posluguj^c si? archaiczn^ gwar;j slqskq, powiedziala mi kiedys, ze byla w Pszczynie i tam möwiq. podobnie, jako szesciolatek bylem swi?cie przekonany, ze Racibörz to nadal stolica udzielnego ksi?stwa i trudno mi bylo myslec o tym miescie inaczej. Dziecku, tak jak wszystkim, ktörzy nie dorosli, latwo bylo bezkrytycznie utozsamiac si? z rodzinnym miastem - w koncu ludzie niedojrzali slepo utozsamiaj;} si? z wieloma cz?stokroc rzeczami i ideami, gotowi wydrapac sobie nawzajem oczy. Z miastem jest troch? inaczej - miasto to konkret, ktöry widac.

Z wiekiem zmienia si? perspektywa, miasto jest tylko punktem na mapie, jednym z wielu i to ani nie centralnym, ani nie najwi?kszym. Ibi patria, ubi bene - studia najcz?sciej z dala od domu, w miescie wi?kszym z tuzin razy, i przede wszystkim praca, a moze i rodzina, zeby mozna bylo powiedziec kolo czterdziestki, ze si? stan?lo na nogi. Wi?c jak tu t?sknic do powrotu? Do ugrzecznionej poezji Eichendorffa, ktörej wartosc coraz bardziej zalezy od jakosci przekladu? Do paru rond, ktörych nazwy zmieniac si? b?d;j w zaleznosci od politycznej koniunktury, do przy­

jaciöl, ktörych coraz wi?cej na Jeruzalem? Do hejtu na miejscowych portalach? Do blokowisk na Katowickiej? Sklepöw i restauraeji, ktöre przenoszq si? z miejsca na miejsce, tylko po, zeby znik- n;)c zupelnie? Do imprez, na ktöre i tak zaprasza si? ludzi z zewmjtrz, wi?c röwnie dobrze mozna zobaczyc ich gdzie indziej? Do trzydziestoleci matur i innych zjazdöw, ktöre tylko upewni^ nas, ze

(45)

Iw

(46)

gimnazjalisty. Na zachodzie nowa stara „ziemia nieznana”. Gdyby dodac do tego jeszcze granicy paristwowQ i te byle, to mozna by przyj^c, ze w zasadzie Racibörz to miasto obl?zone, ale to nie- prawda. Jesli przyjrzec si? blizej, to te wszystkie kolorowe linie graniczne niczego nie oddzielaj^, bo przechodz;} przez kazdego z jego mieszkancöw. Na tle monochromatycznej Polski Racibörz moze cieszyc si? wielobarwnq rzeczywistosci^.

Daleki jestem od stwierdzenia, ze w Raciborzu zawsze scieraly si? zywioly. Owszem byl ogien wojny, byla wielka woda, ale to zywioly zewn?trzne. W gl?bi ducha nie wierz?, ze kazdy racibo- rzanin z osobna jest w stanie sam wewn?trznie z jakims zywiolem do konca si? zidentyfikowac.

Ch?tnie szermuje si? haslem spotkania kultur, przy czym najch?tniej zi)da si? jasnych deklaracji,

(47)

czlony nazwy zwiqzane z walk^. Wspomina si? przy tym cz?sto, ze wyj^tkowo m?skie imi? Ra- cibor popularne bylo tez wsröd ksi^z^t pomorskich, co powoduje, ze nazwa pozornie przybiera jeszcze bardziej ostre, wojenne barwy - sugeruj^c jakoby oznaczala ona gröd na strazy granic. Nie bardziej mylnego. W samej Republice Czeskiej miejscowosci Ratibor jest bodaj szesc, Ratiboric ze trzy, do tego Zamek Ratibor w Bawarii. Ewidentnie jest to odimienna nazwa zachodnioslowiariska, czyli nasza tutejsza, w koncu najblizsza miejscowosc o tej nazwie jest jedynie jakies osiemdziesi^t kilometröw na poludnie stgd. Wojenne barwy bledng i robi si? pastelowo.

I tak ze wszystkim - z j?zykiem, z kuchni^, mentalnosckp Dlatego, kto raz pomieszkal w Ra­

ciborzu, zat?skni. Nawet jesli wywodzi si? z drugiego krarica Polski, moze nagle ze zdziwieniem stwierdzic, ze brakuje mu kolocza i Eichendorffa. (Mnie tez brakuje podlaskiego s?kacza, kiedy wracam z pölnocnej Lubelszczyzny. Tamtejszych poetöw troch? mniej, bo bardzo dobrych, ro- dem z Lublina, to mamy u nas w Raciborzu). Wszyscy bez wzgl?du na pierwotne korzenie, bo te najsilniejsze zapuscilismy tutaj, przywyklismy do tego, ze kaw? i ciasto w Raciborzu cz?sto po- daje si? przed konkretami -moja podlaska malzonka nie potrafilaby juz inaczej. Kiedys zresztq wszyscy zrozumielismy, ze Wigili? mozna sp?dzic niekoniecznie w dwudziestoosobowym gronie (choc takie lubi? najbardziej), ze prezenty pod choink? przynosi takze Dzieci^tko, ze wielkanoc- ny zajgczek to wspanialy pomysl, choc tak samo niemiecki jak rzeezona ogölnopolska choinka.

Przywyklismy i zrozumielismy, nie dziwi nas j?zyk czeski mi?dzy pölkami w supermarketach, nie- mieckie tablice na samochodach i osoby uzywajgce czasem accusativus cum infinitivo w codzien- nej rozmowie, bo skoro w czeskim i niemieckim ta konstrukeja istnieje, to w dlaczego w gwarze slaskiej mialoby jej nie byc...

Racibörz weigga i odmienia. Odmienia röwniez tych, ktörzy przybyli tu w poczuciu, ze maj 4 tu do spelnienia misj?, bo to prowincja. Odmienia tych, ktörzy zyj;)c tu od pokolen wierzyli, ze wystarczy pracowitosc, precyzja i kolejowe pokjezenie z Wiedniem. Odmienia na lepsze. Wiem, bo möj ojciec pochodzi z Kujaw, a matka jako czteroletnia dziewezynka powröcila w 1945 do Ra­

ciborza z moimi dziadkami z Bawarii, do ktörej uciekli przed zblizajgcvm si? frontem. Odmienia oczywiscie nie od razu - kiedy chodzilem do raciborskich szköl, czasem jeszcze dzieci siadywaly osobno. Niby byl to podzial na miasto i wies, ale nie do konca. Teraz, kiedy chodz? tam do pracy, takiego podzialu nie ma - w ogöle jakby mniej jest wsröd mlodych ludzi w naszym miescie podzia- löw i tolerancji. Mam nadziej?, ze to wszystko nasza zasluga, a jezeli nie, to mamy si? od kogo uczyc.

Dlatego wbrew rocznikom statystycznym i demograficznym prognozom Racibörz odniösl sukees. Oczywiscie, ze miasto jest bardzo ladne, ze mamy wspanialy histori? i jeszcze to i tamto.

Przede wszystkim jednak mamy miasto przygraniczne z licznymi granicami przechodzgcym przez nas samych i z tymi wewn?trznymi granicami zdolalismy si? w zdecydowanej wi?kszosci uporac.

Wi?c jednak jest do czego t?sknic, nie tylko dlatego, ze kiedy wjezdzamy noeg do niego od granicy wojewödztw, widzimy, ze wyglada naprawd? pi?knie.

Almanach 45

(48)
(49)

Katarzyna Przypadto. Raciborzanka, absolwentka filologii stowianskiej w Panstwowej Wyzszej Szkole Zawodowej w Raciborzu. Od 2011 r. zwiqzana z raciborskimi mediami, glöwnie jako fotoreporterka.

Milosniczka kolei, Czech i pitki noznej.

>81

(50)

I ’lWillhW

FRAGMENTY DROGI

Cz^sc I

Znalazlem si? tam a dokladniej zgubilem jakies trzydziesci pi?c lat temu. Z poczatku tylko swiatlo i blask. Szedlem powoli, niczego nie widzqc. Dopiero po chwili kontury drzew, fragment szutrowej sciezki, zarys palacu.

Przezyc chocby chwil? w tak intensywnym swietle, we wn?trzu blasku, graniczy z cudem. Na tym obszarze geograficznym, w tym kraju tylko dwa miesiijce dysponujq talq intensywnosciq swiatla.

Pierwszy to kwiecien wedlug T.S. Eiiota najokrutniejszy „Wywoluje z ziemi umartej gab}/ bzu. Kojarzy Pozijdanie z pami?ci^. To on budzi Korzeri leniwy z pierwszym deszczem wiosny.’’ Zaiste, swiatlo tego miesi^ca musi byc okrutne i przenikliwe, intensywne az do bölu, by przebic zastygkj skorup? i z twardej grudy uczynic cieph} i miekkq materi? dla ziarenka zycia. W tradycji zydowskiej nosi nazw? Nisan, a jak wiadomo czwartego dnia miesi^ca Nisan w malutkim Betlejem narodzilo si? swiatlo swiatla.

Drugi to pazdziernik „zwlaszcza zas wiatr pazdziernikowy, ktöry rozwiewa moje wlosy” jak pisze Dylan Thomas i zbiera wszelkie rozproszone swiatlo, wszelki blask energii zycia, by jeszcze raz, ostatni, zalsnic. A wiatr poety jak chör z antycznej tragedii spiewa ekstatycznie piesri, walcz^c z heideggerowskim Sein zum Tode.

Sila swiatla tych dwöch miesi?cy jest przeogromna, majestatyczna, olsniewaj^ca i tragiczna.

Aniolowie w?druj^ z göry na döl i z dolu w gor? w jakims szalonym tempie wlasnie w tych dwöch miesiQcach. Moze wi?c ci?zki) r?cznie kurij bram? z ubieglego wieku raczyl uchylic mi Aniol? Moze jak möwil Kabala czlowiek jest zdolny stwarzac anioly i nie ma w tym nie nadzwyczajnego, bo przeciez „We wszystkich swiatach istnieje jednak aniolowie, ktörzy s^ nieustannie stwarzani na nowo. Dotyczy to szczegölnie swiata dzialania, gdzie mysli, uczynki i rözne doswiadezenia skut- kuj^ narodzinami najrozmaitszych aniotöw (Malachim). Kazda, bowiem miewa (przykazanie) spelniona przez czlowieka jest nie tylko aktem przeksztalcenia materialnego swiata, lecz takze aktem duchowym, w istocie rzeczy swi?tym. Ten aspekt swi?tosci i uduchowienia, skondensowa- ny w miewie jest podstawowym elementem tego, czym ma si? stac aniol. Innymi slowy, emoeja, inteneja i swi?tosc - stanowiijce sam^ istot? swi?tego czynu - I^czq si? i stojq istot;} miewy, ktöra odtijd b?dzie obdarzona wlasnym bytem zawieraj^cym prawdziwy, obiektywn;} rzeczywistosc - aniolem.” Moze taki jest ten z okladki 89 wierszy Zbigniewa Herberta.

Domyslam si?, domniemywam, przypuszczam, mam nadziej?, ze nie bylo to zwykle zagu- bienie, ale to iscie heideggerowskie zagubienie siebie, zagubienie pozwalajqce na odnalezienie, odzyskanie, na wyjscie i na transcendencj?, na postawienie stopy na drodze, a nawet na uzyskanie

(51)

Palac. Bladzenie w swietle jest nader przyjemne. Niczego si? nie poszukuje, zadnego oparcia, zadnego przedmiotu, znaku, czy kierunku drogi, zadnego promienia, promyka, bo jest ich tyle, ze trudno wyröznic, chocby wiazk? a co dopiero jeden promien. Nie ma najmniejszej potrzeby dostrzegania czegokolwiek, zadnych konturöw, zarysöw, zadnych rozröznien. Dopiero, gdy in- tensywnosc swiatla maleje, sama z siebie, gdy si? rozprasza lub rzednie jak mgla, zaczynajQ si?

pojawiac kontury, zarysy, sylwetki. Jest to granica, ktöri) wybornie znali impresjonisci a szczegöl­

nie Klaudiusz Monet. Tak tez w godzinie maj^cej si? juz w odwieczerz pojawil si? zarys palacu, szpiczastej wiezy i tej we flankowanej koronie i glöwne wejscie z wmurowanij tablicij informujijci) o pobycie Franciszka Liszta i jeszcze kartusz herbowy z ksiijz?eij milra i obiema skrzyzowany- mi ze soba winnymi tozami, jakbym si? znalazl w winnicach Burgundii, w Cöte de Beaune albo w domenie Romanee-Conti.

Kamien. Wracajijc myslalem o Franciszku Liszcie i jego ukochanej, jego najwi?kszej milo­

sci, Karolinie ksi?znej Sayn-Wittgenstein jad^cej z dalekiej Moskwy czy Sankt Petersburga do malenkich Krzyzanowic, dawnych Kreuzenort. W nast?pnym wieku jej wnuczka w przebraniu kozaka b?dzie uciekac z rewolucyjnej Rosji do zamku w Drahotusach nieco dalej na poludnie od Kreuzenort. Przyb?dzie tutaj röwniez jak cudowne zjawisko, cyprysowo smukla i röwnie wynio- sla cörka Franciszka Liszta, wielka Cosima Wagner i cala jej otoczka jak Bayreuth, Ludwik II kröl Bawarski, Fryderyk Nitzsche, Lou Andreas -Salome, „Narodziny tragedii” - na wyciijgni?cie r?ki.

Na jednej z najpi?kniejszych raciborskich nekropolii a moim zdaniem najpi?kniejszej, mozna znalezc nagrobek osoby plci m?skiej o nazwisku Tannhäuse r. Bywalem tarn wielokrotnie, palilem znicze by pözniej wieczorami sluchac arii Wolframa Elzbiety i Henryka. Wracajijc w stron? budyn- ku bramnego, podziwialem glediczie, mlode buki i stare kawowce. Ogarnial mnie zapach malut- kich ognisk, kopczyköw lisci ledwie si? t kjcych, czarujijcych nozdrza lekko slodkawym zapachem wprawiajacym w jakis rodzaj melancholii. Wracalem, natykaj^c si? nagle na kamien a wlasciwie omszaly kawalek skaly wkopany w ziemi? tuz pod murem. Jego wystajijca z ziemi jedna trzecia porosla mchem czerniejijcym w zagl?bieniach, co sprowokowalo mnie do si?gni?cia po pierw­

szy lepszy patyk i wygrzebania czerniejijcego mchu z zagl?bien. Po mozolnym wygrzebywaniu sczernialego mchu ukazal si? napis GRATZ. Mialem szcz?scie, o ktörym myslal a moze i marzyl profesor Adam Wodnicki, piszijc o kamieniach Prowansji.

Cz^sc II

To popoludnie wydarzylo si? trzydziesci pi?c lat temu i rozciijga si? w czasie do dzisiaj. Ma wielu bohateröw - ksiqz^t, kompozytoröw, poetöw, malarzy a nawet krölöw. A wszystko przez kamien, szary kawalek skaly z wyrytym na nim napisem GRATZ.

Ten kamien a raczej napis na nim dlugo nie dawal mi spokoju, az w koncu znalazlem, ze gratz to tyle samo, co gröd a w j?zyku czeskim hrad. Jednak nie chodzilo o palac w Krzyzano- wicach lub jakis gröd go poprzedzaj^cy. Odpowiedz przyszla wiele lat pözniej i byla wspaniala, malowniczo polozona, skladajijca si? z palacu bialego i czerwonego. Wijska droga pi?la si? stro- mo w gör? mi?dzy kamieniczkami i willami wsröd cyprysöw, tuj, starych akacji, rzadkich sosen, wsröd winobluszczu, glicynii, rododendronöw i azalii zakonczona niewielkim placykiem i sto- jijcym naprzeciw solidnym, neogotyckim budynkiem bramnym z dwiema szpiczastymi wiezy- cami po bokach - imponuj^cy widok. Miejscowosc nazywa si? Hradec nad Morawic^ i wedlug legendy to wlasnie tarn, na wzgörzu zamkowym, spotkal si? orszak ksi?cia polskiego Mieszka I z orszakiem jego przyszlej zony ksi?znej Dobrawy. O istnieniu tarn niegdys warowni, grodu, hradu, gratzu przypomina swoim solidnym budynkiem bramnym, wiezami, murem obronnym, flanka- mi - w sposöb symboliczny - tzw. czerwony zamek.

49

(52)

„ Zamek, ktöry stal si? symbolem spoleczenstwa sredniowiecznego i cywilizacji europejskiej, to zamek warowny.Termin ten pojawil si? w j?zyku francuskim dopiero w roku 1835, kiedy sred- niowieczny swiat wyobrazni zmartwychwstal za sprawq romantyzmu.” Tak pisze wybitny, francuski historyk sredniowiecza prof. Jacques Le GofF. Czerwony zamek powstal na przelomie XIX i XX wieku a jego forma bez dwöch zdari odnosi si? do zamku warownego i tego, o czym pisze Jacques Le Goff. Podobno w tutejszej sredniowiecznej warowni po smierci kröla czeskiego Przemyslawa Ottokara II w bitwie na Krutych Polach, bitwie o spadek po Babenbergach, zamieszkala wdowa po nim, krölowa Kunegunda. O czeskim wladcy Przemysle Ottokarze II z dynastii Przemyslidöw wspomina wielki Dante w „Boskiej Komedii” w Piesni VII Czyscca, piszqc:

„Ten, w czyjq patrzqc twarz - pocieszyc chce si?. Panowal w kraju onej wody, co jq Weltawa w Elb?, Elba w morze niesie Ottokar: ten ci mial pieluch? swojq lepszq niz Waclaw sluszny wiek brodaty”

Ponoc dawne grodzisko tutaj oblegal kröl Polski Boleslaw Szczodry - Smialy, z jakim skut- kiem, nie wiem. Natomiast z pewnosciq istnialo tutaj od VII wieku slowianskie grodzisko, pelniqc rol? warowni przy przechodzqcym t?dy bursztynowym szlaku.

Cz^sc III

Zamek a potem palac zwany dzisiaj bialym stal si? gdzies w polowie XVIII wieku wlasnosciq rodu Lichnowskych.

Juz w Krzyzanowicach spotkalem si? z wyjqtkowo barwnq postaciq ksi?cia Feliksa urodzo­

nego 5 kwietnia 1814 roku w Hradcu nad Morawicq. Przygody ksi?cia i jego szpady möglby opi- sac Aleksander Dumas albo Arturo Perez Rewerte. Walka u boku Don Karlosa, tajne misje - jak tak z polskim powstancem listopadowym porucznikiem Swiderskim - pojedynki, porwania, uwi?zienia, ucieczki a wreszcie wielka i odwzajemniona milosc starszej o dwadziescia lat ksi?znej zaganskiej Doroty de Tellyrand-Perigord zaprzyjaznionej z cesarzami, carami, papiezem Piusem IX a takze Aleksandrem von Humboldtem - tego ostatniego wymieniam takze dlatego, ze w za­

mku jego brata filozofa Wilhelma von Humboldta zdarzylo mi si? nocowac. Wielkim i oddanych przyjacielem ksi?cia Feliksa byl Franciszek Liszt. Poznali si? w 1841 roku w Brukseli a gdy prze- bywajqc razem na wyspie Nonnewerth na Renie ksiqz? napisal wiersz „Die Zelle in Nonnewerth”, Franciszek Liszt skomponowal don muzyk?. Ksiqz? byl takze w Krölewcu podczas nadania Fran- ciszkowi Lisztowi przez tamtejszq uczelni? tytulu doktora honoris causa. Zas w maju 1846 roku w kosciele w Hradcu nad Morawicq - tym, w ktörym spoczywa serce ksi?cia - Franciszek Liszt gral na prymicjach mlodszego brata ksi?cia.

Specjalnie dla Franciszka Liszta ksiqz? sprowadzil do palacu w Hradcu nad Morawicq znako- mity fortepian firmy Eck&Lefebre. A gdy ksiqz? popadl w tarapaty finansowe, w sukurs przychodzil mu jego przyjaciel kompozytor, sygnujqc przelew slowami „Przesylka od pasterza dla jego Apolla.”

Historia tej cudownej, wielkiej przyjazni doprasza si? wersji filmowej, wielkiego melodrama­

tu wyciskajqcego strumienie lez. W 1960 roku jedna z amerykanskich wytwörni stworzyla film o Franciszku Liszcie i jego wielkiej milosci do Karoliny von Sayn-Wittgenstein. Rol? kompozytora zagral wielki Dirk Bogarde a rol? ksi?cia Feliksa Albert Rueprecht. Film nosi tytul „Piesn bez kon­

ca” (Song withouth end) a rezyserowaly go takie znakomitosci jak Charles Vidor i George Cukor.

(53)
(54)

Otöz dzi?ki staraniom Ksiycia i innych braci arystokratöw zrzeszonych w raciborskiej Lozy Ma- sonskiej Fryderyk Wilhelm Ku Sprawiedliwosci na Wschodzie 1 maja 1847 roku Racibörz zostal polqczonv linitj kolejowq z Bohuminem - polqczenie od Berlina przez Wroclaw, Wieden az do Konstantynopola. Jednym z pierwszych wielkich, ktörzy za sprawy tego przedsi?wzi?cia przybyl do naszego miasta, byt oddany przyjaciel ksi?cia, Franciszek Liszt. Witany przez tlumy raciborzan od- prowadzany az do dawnej ulicy Panieriskiej (obecnie Gimnazjalna), gdzie w tym dniu koncertowal.

Warto nadmienic, ze pierwsza linia kolejowa zostala uruchomiona w Anglii w 1825 roku.

Dlatego mysl? - w ramach malej architektury - ze popiersie a moze i cala postac ksi?cia z jego stynnq szpadq moglaby znalezc dla siebie miejsce w okolicy ulicy Mickiewicza. Przeciqgni?cie li­

nii kolejowej to nie w kij dmuchal. Racibörz zyskal szybki i elegancki kontakt ze swiatem. Co na pewno moeno zawazylo na jego rozwoju, zas swöj dworek mysliwski w Krzyzanowicach darowal ksiqz? na dworzec kolejowy funkcjonujqcy tam do dzis. Dla mlaszcztjcych z niesmakiem antyma- sonöw dodam, ze po udanym przedsi?wzi?ciu ksiqz? przyjql order od papieza i poszedl wlasnq drogq. Czasem mam wrazenie, ze byc moze slynne morderstwo w Orient Expresie wydarzylo si?

wlasnie na tej linii, choc moze niekoniecznie na tym odeinku a slynny Herkules Poirot przejezdzal przez Racibörz tak jak mozliwe, ze przejezdzala tedy Agatha Christhie.

Cz^scIV

Lichnowscy wracaj;j do mnie co jakis czas, nieregularnie jak raz rzucony bumerang wracajtjcy z röznych odleglosci, ktörego nie musz? chwytac, by odgadtKjc kolejne zawirowanie nad moj;j glowa.

Kilka lat temu znöw powröcili za sprawy powiesci W.G. Sebalda pod tytulem „Pierscienie Saturna”, w ktörej narrator, alter ego autora, w?druj;jc po wrzosowiskach wschodniej Anglii zwie- dzal opuszczone zamki, parki, ogrody, zatrzymujqc si? chwil? - chwila trwa jakies jedenascie stron - nad posiadlosckj o nazwie Somerleyton. Historia posiadlosci zostala opisana zwi?zle i krötko.

Oto Somerleyton, „ktöra za rozkwitu sredniowiecza nalezala do Fitz Osbertöw i Jerneganöw, przechodzila z biegiem czasu w r?ce röznych rodzin spokrewnionych lub spowinowaconych.

Po Jerneganach nastali Wentworthowie po Werntworthach Garneyowie, po Garneyach Alleno- wie, a po Allenach Anquisheöwie, ktörych linia wygasla w 1834 roku. Tegoz roku lord Sydney Godolphin Osborne, daleki krewny wymarlego rodu, nie chcial przejijc spadku i sprzedal calej nieruchomosc niejakiemu Sir Mortonowi Peto.” Sir Morton Peto pochodzqcy z nizin spolecz- nych - podobno emigrant z Polski - doprowadzil Somerleyton do takiej swietnosci, ze jak pisze W.G. Sebald „Nawet Coleridge w opiumowym zamroczeniu nie zdolalby odmalowac bardziej czarownej scenerii dla swego Kublaj-chan.” Na razie tyle o Somerleyton, ktöre tu jeszcze powrö- ci. A wracaj^c do Lichnowskich:

W 1897 roku a dokladnie 14 lipca Karol Antoni hrabia Lanckororiski herbu Zadora, baliw Wielkiego Krzyza Honoru i dewoeji Kawaleröw Maltariskich, kawaler Zlotego Runa i czlonek au- striackiej Izby Panöw poslubil w Gratzu Malgorzat? ksigz.iKj Lichnowsky siostr? szöstego ksi?cia i ösmego hrabiego Karola Maksymiliana Lichnowskiego. Jedenascie lat pözniej 22 sierpnia 1904 roku Karl Maksymilian ksiqz? Lichnowsky poslubil w Monachium Mechtilde hrabin? Arko-Zinneberg.

Kiedys natknqlem si? na artykul mojej niezyjijcej juz nauczycielki j?zyka polskiego pani Renaty Schuman „Niemiec Polakowi bratem”, w ktörym mowa nie tylko o pojednaniu, ale o zupelnym od-

(55)

ny przez gestapo areszt dornowy oraz calkowity zakaz publikacji, mozemy powiedziec, ze Niemiec Polakowi nie tylko bratem, ale siostrjp 7.0114, wujkiem, ciociq i to nie tylko w sferach arystokracji.

Domy Lichnowskich i Lanckoronskich tworzyly Europa goscily wybitnych artystöw, przed- si?biorcöw, polityköw, tworzyly wielkie kolekcje. Kolekcja dziel domu Lanckoronskich zostala przekazana przez Karolin? hrabin? Lanckoronsk^ narodowi polskiemu a jej wartosc - obrazy Rembrandta, Tycjana, Fra Angelico, Ucella, Masaccia, Malczewskiego, Grottgera - jest ogromna.

Kolekcja domu Lichnowskich zostala rozproszona i nawet nie wiem czy istnieje jakis katalog jq obejmuj^cy. Na pewno w bialym palacu w Hradcu nad Morawic^ mozna obejrzec dziela Oskara Kokoschki, Otto Müllera czy Goyi.

Karol hrabia Lanckoronski byl uznanym historykiem sztuki, organizowal wyprawy archeo- logiczne, napisal monumentalne dzieto dotyczQce dziejöw i sztuki Pamfilii i Pizydii. W niektörych wyprawach towarzyszyl mu stynny malarz Jacek Malczewski, ktörego byl glöwnym mecenasem.

W 1914 roku otrzymal godnosc Wielkiego Szambelana dworu austriackiego. Jego ojeiee hrabia Kazimierz takze Szambelan dworu austriackiego byl jednym z gtöwnych zalozycieli linii kolejo- wyeh w Austrii lub bardziej w Kakanii, co w jakis sposöb t^czy go z ksi?ciem Feliksem.

Mechtylda ksiezna Lichnowsky byla uztiatn) pisarkq obdarzon^ talentem malarskim. Skupiala woköl siebie takie znakomitosci, jak G. B. Shaw, R. Kipling, Hugo von Hoffmannsthal, Karl Kraus, Oskar Kokoshka czy Franz Marc. Podobnie jak Hrabia Lanckoronski, glöwny mecenas Jacka Mal­

czewskiego, ktöry odwdzi?czyl mu si? pi?knym portretem jego i jego malzonki von Lichnowsky.

Dzisiaj - wreszcie - wi?kszosc tego mozna znalezc w Internecie, wi?c nie ma potrzeby mno- zenia faktöw. Mozna tylko dodac, ze Karl Maksymilian ksi;jz^ Lichnowsky przestrzegal cesarskie Niemcy przed ich militarystycznymi zap?dami, co skonczylo si? wykluczeniem go z niemieckiej Izby Panöw a nawet posijdzeniem o zdrad?. Pisal o tym w swojej slynnej ksi47.ee „Droga ku prze- pasci” a takze w „Memorandum”, ale nikt go nie sluchal. Ksi^z? wspieral takze, rokuj^eego spore nadzieje, przysztego pisarza Augusta Scholtisa, o ktörym w przedmowie do jego powiesci „Wiatr od wschodu” Horst Bienek napisal, ze w swojej powiesci August Scholtis opisal, wykrzyczal, wymodlil i wyplakal caly, ogromny böl tragedii görnoslqskiej. Jest tarn fragment odnosz^cy si?

do ksi?cia Lichnowskiego, ktöry tu przytocz?: „A kiedy przyszli do niego i poprosili, aby znöw napisal jakies pomoene slowo dla niemieckiej opinii publicznej powiedzial zrezygnowany - Nie sluchaliscie mnie i wysmiewaliscie mnie, kiedy mialem cos do powiedzenia. Dzisiaj nie mam warn juz nie wi?cej do powiedzenia...”

Niedawno postac Karola Maksymiliana ksi?cia Lichnowskiego znöw powröcila, tym razem na stronach powiesci Kena Folletta „Upadek gigantöw”. Czy slyszalem o tym w radiu czy tez wy- czytalem w jakims periodyku poswi?conym sztuce filmowej, ze sq. juz zakusy do sfilmowania tej powiesci. Jesli tak, bytby to po „Piesni bez konca” i „Wiecznej milosci” trzeci film, w ktörego tle pojawi^ si? ksi4z?ta Lichnowscy.

No i wreszcie co ma z tym wspölnego odlegle Somerleyton, o ktörym nie ma nie w Internecie.

A no ma i to duzo, otöz wnuk Sir Samuela Mortona Peto - tego, ktöry na miejscu starej podupadlej siedziby wystawil ksi^z?cy palac w tak zwanym stylu angielsko-wloskim - Ralph Harding Peto byl pierwszy mlodziencz;} i wielkq milosci^ Mechtyldy wöwczas jeszcze hrabiny Arko-Zinnenberg.

Byl od niej tylko dwa lata starszy jednak hrabina wyszta za mijz a dokladniej zostala wydana za prawie dwadziescia lat od niej starszego szöstego ksi?cia i ösmego hrabiego Karola Maksymilia­

na Lichnowskiego. Po smierci ksi?cia w 1928 roku ksi?zna wyjechala na poludnie Francji, po­

tem mieszkala w Berlinie, a w koncu udala si? do Anglii, gdzie poslubila swoj4 pierwszy, wielkq mlodziencz^ milosc - Ralpha Hardinga Peto, uzyskuj^c brytyjski paszport. Chc^c uregulowac sprawy rodzinne, wröcila do Hradca nad Morawic^. Tutaj pozbawiono jq brytyjskiego paszportu i zarz^dzono areszt dornowy. Jej ksi^zki byly juz zakazane a jej obowiijzkiern stalo si? regularne stawianie w siedzibie gestapo. Tak sp?dzila lata drugiej wojny swiatowej. Gdy w 1945 roku udalo

---

53

Cytaty

Powiązane dokumenty

Pimpek wie już, że kupkę (zazwyczaj) robi się na dworze; że gdy Pańcio wiąże buty, to nie należy mu pomagać zębami; i że jak będzie niegrzeczny, to dostanie po

zać do siebie, a naprawdę jest nam z tym kimś po prostu wygodnie i wykorzystujemy tę przyjaźń, bo jest nam potrzebna? Człowiek chce do kogoś należeć, ale bezinteresownie,

Wręcz przeciwnie - na przykład eseistyka Miłosza nie jest moją ulubioną eseistyką, ona mnie zawsze irytowała, bo tam ujawnia się cały jego „rakowaty” styl (krok w przód,

„[...] religia może być obciążona patologiami, które są w najwyższym stopniu niebezpieczne i które dowodzą konieczności uznania boskiego światła rozumu za swoisty

mniej ważne że w Kaliśti urodził się Mahler ważniejsze że w pobliżu tuż przed końcem zimy gnali krowy z Humpolca do obory z sianem gospodarz i parobek - Żyd im towarzyszył

To właśnie lektura powstałych w Republice Federalnej prac poświęconych „niemieckiej historii Śląska” przekonała mnie, że jest to droga błędna, prowadząca do

ście do Osmańczyka pisał: „Drogi Osmanie! Piszę do Ciebie w sprawie moich pamiętników. Wprawdzie przyobiecałem, że Ci je napiszę, dowiedziawszy się jednak o tym, jaką

bieską piosenkę”? Było wiele osób wtedy wyrokujących. Tymczasem to on i moi synowie są moim największym skarbem i staram się nad sobą pracować, bo wiem, że nic nie jest dane