• Nie Znaleziono Wyników

Szczutek. R. 2, nr 24 (1919)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Szczutek. R. 2, nr 24 (1919)"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

m m M ą

I M

'M r } €

M i P

f-%4- /,'.• *• V-^.>*^kySa«S ^S1* ^

,-vH; ;j

&

p '-' \ y i

££ I ®

B A C Z N O Ś Ć , E U R O P O ! W Y Ł A M U J Ę S I Ę !

ROK II. NR 2 4 . CENA N-RU 9 0 FEN. — K 1*50 15 C Z E R W C A 1919

K R Z Y Ż A K W K L A T C E

(2)

Str. 2. - Nr. 24, ,S Ł O Z V T t II 15 czerwca 1919.

T R Z E C H B U D R Y S Ó W S ta ry radca trzech syn kó w , daw niej c. k. m u rzy n k ó w

P rzyw ołuje do siebie i rzecze:

—• „Hej, paku jcie m anatki, pantalony, kraw atki Ale szybko, bo gratka uciecze!

Pow iadano m i w biurze, że w idoki są duże W ięc w am zaraz m ó j p la n ik w yja w ię;

N aw et durniom krańcow ym , z w ykształceniem dom ow em Dają teraz posady w W arszaw ie.

K aziu, j e d n i o stolicy — przecież tobą się szczycę Jako pierw szą podporą starości —

Chociaż jesteś głuptasek, ale puść się na pasek Możesz zostać m in istre m żyw ności!

Drugi też bez obaw y, niech a j w stronę W arsza w y M knie pociągiem p ospiesznym za bratem

Cóż L w ó w teraz jest? D ziura! Trzeba daw ać stąd nura!

A tam p olskim zostaniesz hofratem .

A ty trzóci jołupie, porzuć skru p u ły głupie J u ż nie mogę ci daw ać kolacyi - Nie zaw racaj gitary, i dla ta kiej fu ja ry Z aw sze zn a jd zie się coś — w dyplom acyi.

S pakow ali m a n a tki, pantalony, kraw atki Jadą; przyszłość św ietlana się ścieli M ija lu ty i marzec, niepokoi się starzec M yśli: m oże ich tam gdzie p rzym knęli?

W śró d -zim o w ej zam ieci, do dom pierw szy syn leci Siadł p rzy stole i napił się kaw y

— No! w yciągaj woreczek! Ileś zdobył mareczek?

— Nie, m ó j ojcze, m a m dosyć W arszaw y!

W śród kw ietn io w ej szarugi, pu ka do drzw i sy n drugi Chociaż głupi, lecz nie bez am bicyi,

— Hej, odpow iedz m i śmiało, ja k ci się podobało?

— Nie, m ó j ojcze, ja wolę w Galicyi.

Pośród błota i śm ieci, idzie z dw orca sy n trzeci W szysc y w dom u nań oczy w yłu p lą

A le n im coś powiedział, stary radca ju ż w iedział Że i je m u tam było za głupio!

D e p u ta c y a P o la k ó w -a ry jczy k ó w

Ja k się dow iadujem y, w ybiera się do Lloyda George‘a dep u tacy a obyw ateli ze w szystkich dzielnic Polski. Rzecz stoi w zw iązku z obietnicam i, które poczynił kongres pokojow y żydom zam ieszkującym Polskę. W sp o m n ian a dep u tacy a P o laków -aryjczyków u d a je się do L loyda George‘a z gorącą prośbą. P ro śb a w praw dzie dość w y ­ górow ana, ale cieszym y się przecież życzliw ą opieką koalicyi, w ięc m oże będziem y w ysłuchani. A o cóż cho­

dzi? P9zez u sta delegacyi chcem y prosić o przyznanie P olakom w y zn ań niem ojżeszow ych takich sa m yc h praw ja k ie będą m ieli w Polsce żydzi, słow em zupełnego rów noupraw nienia z n im i, szczególnie w dziedzinie handlu.

N a s i d y p l o m a c i

(N a m a rg in e sie o s ta tn ic h m ianow aó)

D yplom atą, ja k w iadom o, trzeba się urodzić. P olska pod tym względem jest w w yjątkow o szczęśliwem p o ­ łożeniu: wszyscy n a si dyplom aci lub kandydaci n a d y ­ plom atów są n im i ju ż tylko przez sam o „urodzenie".

I to jeszcze przez „dobre“ urodzenie.

* *

P ierw szem zad an iem i najw ięk szą sztuką dyp lo m a­

cyi jest dobrze u k ry w ać swoje m yśli. A kom uż to p rz y ­ chodzi łatw iej, n iż tem u, kto ich w cale nie posiada?

* *

S ztuka dyp lo m aty polega n a robieniu głupstw przy zachow aniu pozorów. A w tem któż n a d naszą noblessę?

* *

D yplom ata pow inien przedew szystkiem nie m ieć prze­

sądów. Co do naszych „urodzonych" jest pew ność zu ­ pełna, że nie p o siad ają p rz y n ajm n ie j przesądów — n a ­ rodow ych. F ioletow a bow iem m iędzynarodów ka jest najw cześniejszą od d a ty p ow stania i n ajso lid am iejszą, tylko swojego h a sła „A rystokraci w szystkich k rajó w itd .“ nie obnosi ta k głupio n a sztandarach, ja k czerwona.

„Być d y p lo m atą czy Polakiem ?"- Ależ n a tu ra ln ie d y ­ plo m atą — zawsze i wszędzie tylko dyplom atą. „D ans le n ctre m onde p as de n atio n ales" — m ów ił h r. Munio zawsze do Izwolskigo. „My urodzeni dyplom aci p o tra ­ fim y służyć każdem u, kto u szan u je nasze urodzenie. D o­

w iedliśm y tego i w P etersburgu i w W ied n iu i w Ber­

linie. T eraz jesteśm y gotowi dow ieść tego w W a rsz a ­ wie".

* *

Kto pow iedział, że dyplo m ata m usi m ieć rozum sta ­ nu? „U rodzony" d yplom ata w in ien tylko reprezentow ać stan rozum u swego stanu.

B o n y „S z c z u t k a “

Doświadczenie uczy, że im więcej bić pieniędzy p a ­ pierow ych, tem łatw iejszy je st d o n ich dostęp ja k n a j- szrs2y c h m as. Chociaż w ięc pien iąd z m a w łaściw ie w artość coraz m niejszą, a naw et zupełnie fikcyjną, to je d n a k każdy człowiek, jakoi posiadacz dan ej sum y znaków pieniężnych — staje się z łatw ością b o g a c z e m .

P rzyw ilej, w edle którego tylko p aństw o m óże em ito­

w ać b an k n o ty jest głupim przesądem . J a k głupim — n a to dow ód w stosunkach krakow skich, gdzie wszyscy m a ją w bród pieniędzy od chw ili, gdy każdy sklepik i szynczek puścił w obieg swoje w łasne bony — a lu ­ dzi ubogich niem a.

R edakcya „Szczutka“, chcąc się także przyczynić do zbogacenia ja k najszerszych w a rstw sw ych c z y t e l n i­

ków — postanow iła w ypuścić m onetę p apierow ą w ła­

sną — nie o p artą w praw dzie o żadne gw arancye — ale posiad ająca w alor w ew nętrzny sam w sobie.

Z pow odu b ra k u pap ieru i kosztów w ykonania, n a j­

m niejszą jednów ką obiegową będą bony n a m ilion koron. Dlaczego sobie żałować? Całoroczni p r e n u m e r a - torow ie o trzy m a ją jak o prem ię 100 m ilionów koron ' v b onach „Szczutka", półroczni i k w a rtaln i tylko p o 50 m ilionów . J a k długo zapas starczy!

(3)

15 czerw ca 1919. S Z C Z U T E K Nr. 24 Str. 3

BęAb-7ol*S*A

R O L A N I E M I E C ( P O P R Z Y J Ę C I U D O L I G I N A R O D Ó W )

N a d n ie ży cia P rzed n am i długa noc.

M ęka ciem ności zalńja. Głód prze­

strzeni skręca w szystkie członki. Nie wiem , czy wogóie m am lewą nogę, zapom niałem ja k się ru sz a ręką.

Bezwład, tężec, niem oc, m artw ica.

Z ak u ty w dyby sw oich w łasny cli kolan, tęsknię uo szczęścia. Ach, gdyby ta k m ożna przespać się n a sw oim w łasnym łokciu, ja k owa złotowłosa p an ien k a, której zdaje się że m o ja n a rz u tk a jest baldachim em jej łóżeczka! Gdyby zdobyć n a kw a­

d ra n s ćw ierć m e tra n a podłodze.

A przed n a m i długa noc!

Ja k a ś p an i kaszle m i w tw arz, m usi być ciężko chora n a żołądek. W olni z w olnym i, rów ni z rów nym i! B er­

n a rd y n siedzi n a H allerczyku, H a l­

lerczyk n a chałaciarzu, chałaciarz lew ym pejsem m u sk a śpiewaczkę kabaretow ą, a praw y m łaskoce przedsiębiorcę czyszczenia je lit b y ­ dlęcych, któ ry zaczołgał się z tr u ­ dnością do m iejsca ustępowego. N a ­ iw ny fantasta! Nie w ie o tem , że rozlokow ało się tam tow arzystw o p ań i panów , złożone z 15 osób.

A przed n a m i długa noc.

Oh, czem u nie um rze ten czło­

wiek, p rzytulony do m nie. Bo w tedy przestałby m i deptać po nagniotkach a także m ożnaby siąść n a jego tru ­ pie. Siąść, siąść, siąść! T a k a s tra ­ szliw a m ęka m arzy ła się chyba

O ktaw iuszow i M irbeau w „Ogrodzie udręczeń".

A przed n a m i d łu g a noc.

Zmęczone oddechy, storturow ane IWarze w ołają w yzw olenia. Ktoś do­

stał obłędu i rzucił się pod buty przechodzących. Całe szczęście, że sam jeszcze nie zd jął buta!

Co to w łaściw ie jest?

K aźń w obozie internow anych?

W ięzienie hiszpańskie T orquem ady?

B araki dla chorych n a tyfus?

B ynajm niej! W raże n ia taicie od­

niosłem z podróży pociągiem p o ­ spiesznym z K rakow a do W arszaw y.

I m oże odnieść je każdy, kto zapłaci 86 m areczek w gotówce.

P o d słu ch a n e w k aw iarn i A.: No i cóż tam , p an ie dzieju, te ­ raz ju ż chyba jest Polska?

B: B ynajm niej.

A. (z ogroinnem zdziwieniem):

Jakto??

B.: Niem cy ta la c h w arunków nie podpiszą.

A.: Muszą, p an ie dzieju, bo in a ­ czej blokada, głód, m arsz w głąb Niem iec et caetera...

B.: No w ięc podpiszą, ale nie w y­

konają...

A.: O, panie dzieju, koalicya z n i­

m i żartow ać nie będzie!

B.: No tak, tak... być może... ale w idzi Pan... ja się boję, czy m y so­

bie d am y ra d ę z tylom a obszaram i, które niespodziew anie dostaniem y...

zresztą... (szeptem do ucha): czy oni tylko n as znow u nie rozbiorą?...

N a jn ieszczęśliw szy naród

— J a k i n aró d jest najnieszczę­

śliw szy n a ziemi?

— Żydzi.

— Dlaczego?

— Bo w yszli z ra ju , a ży ją w p ie­

kle. (m owa G runbaum a w sejmie).

5ZCZLLT€K

CZYTAJCIE

□□□□□□□□□□□□□□□□□a

GRZESIA

□ □ □ □ □ a a o a a o c m a a c m o #

( □ a t T

PRENUMERATA KW ARTALNA „ S Z C Z U T K A " WYNOSI Kor. 1 6’ - (M *. 1 0" - ) □ □ □

(4)

Str. 4. — Nr. 24 j i f l i s n r I5 czerwca 1919

[ Z P O S I E D Ź E)N[I A R A D Y C Z T E R E C H

- B I E D N I C Z E S I ! D O S T A L I T Ę G O W S K Ó R Ę O D W Ę G R Ó W N A S Ł O W A - C Z Y Z N I E . C Z E M Ż E I C H T E R A Z P O C I E S Z Y Ć ? B O R Y S Ł A W I E M C Z Y

G Ó R N Y M S Z L Ą S K I E M ?

(5)

15 czerwca 1919. _________________________ „8 I fl B V T B K r Nr. 24 — Str. 5.

P Ą S K A R Z Z M Y K A N A Z A J Ą C Z K U I C A Ł U S Y S Z L E J E J R Ą C Z K Ą O N A G N A . C O Ż Ó Ł W W Y S K O C Z Y , L E C Z G O N I G D Y N I E D O G O N I

C H O Ć B Y W S I A D Ł A N A S T O K O N I , B O M A Z A W I Ą Z A N E O C Z Y I

C Z E M U Ż N I E C H C E Z D J Ą Ć O P A S K I ? N O . . . B O S A M A R O B I P A S K I !

List G rzesia do red ak cyi P ew nie was to m a rtw i srodze 2 e sam dzisiaj nie przychodzę?

Lecz m i w „ S zczułku“ jest za ciasno W ięc chcę m ieć gazetę własną.

By ją m ożna dać dziecięciu A ż do lat — osiem dziesięciu.

Dziś, gdy naw et i ogrodnik Ma osolm y d w u tyg o d n ik In n y c h lu d zi idąc wzorem

Grześ chce sam być redaktorem.

Lecz nie odczuw ajcie sm u tku ! Bo i nadal będę w „S zc zą tk u “ Opowiadał swe w rażenia — A w ięc serwus! do w idzenia!

Z byt w ie le u p rzejm o ści L ekarz d y żu rn y pewnego szpitala wojskowego jest bardzo p oirytow a­

ny, gdyż go często w nocy budzą, a czasem i bez w ażnego powodu.

Skonstatow aw szy ra z fałszyw y a - larm (gdyż sy m u lan t w cale jeszcze nie um arł) — w raca wściekły n a swe legowisko i czyni sanitaryuszoin n a pożegnanie pew ną bardzo n ie­

przyzw oitą propozycyę i to w form ie zbiorowej pod adresem wszystkich!

„Możecie m n ie w szyscy" i t. d.

O burzony san itary u sz m elduje to oficerow i inspekcyjnem u. A on n a to:

— W ięc co? Potrzebny w am je ­ stem do kompletu?...

T rzy p o trzy

— Kto z całą pew nością nie jest paskarzem ?

— M inisterstw o aprow izacyi w W arszaw ie, a m b asa d a polska w W iedniu, b iu ro przywozu i wywozu w Krakow ie i... niektóre misye.

* *

— J a k a jest różnica m iędzy Belą K uhnem , a Berkiem Cohnem?

— T aka, ja k pom iędzy bolszew i­

kiem a żydem w ęgierskim .

Z k ra k o w sk ie g o p od w ó rk a Kiedy aresztow ano pew nego u rzę­

d n ik a za n ad u ży cia w fabryce tyto­

niu , ten rozpłakał się i rzekł: D la­

czego w łaśnie m n ie aresztujecie, kiedy tu taj wszyscy ro b ią to samo.

U św ia d o m ien ie U k ra iń có w gal.

— Chto to je ten P etlu ra, toj nasz spasytel?

A gitator u św iad a m ia narodow o:

— Z najete, F ediu, to je sam archercog Rudolf...

O ch to przedm urze!

—- Ca P olska zrobi z w olnością, którą niespodziew anie odzyskała?

— O bdarzy n ią żydów, R usinów i Litw inów , a sobie pozostaw i p o słan ­ nictw o obrony tych ludów przed n a ­ w ałn icą ze W schodu.

W p ok oju^ d ziecin n ym D ziunia, Myś i Ryś kłócą się i sw arzą się, aż m a m a w pada i stro ­ fuje:

— Ależ dzieci, tu nie je st konfe- reneya pokojowa...

K o ch a n y S zczu tk u ! M iałem ta k ą rozmowę, szukając pew nego lokatora:

— P an ie stróżu, czy m ieszka w ty m dom u p. X. ?

— P o pierw sze nie m ieszka, a po drugie nie jestem stróż in o dozorca, niechże se p an p am ięta nie m ów ić stróż; ju ż się skończyły te czasy.

— Dobrze, p an ie dozorco, pow i­

nienem też zapew ne m ów ić Anioł dozorca a nie A nioł stróż?

— T o całkiem co innego! Anio­

łowie nie należą do organizacyi — odpow iada p an dozorca po nam yśle.

(6)

^>ti. b. — Nr. 24. _____ .,S Z C Z U T E K ' 15 czerwca. 1919.

JAK POSEŁ WITOS SZLACHTĘ WYWŁASZCZYŁ

— ...Ano, już. Dość się nahetm a- nili, n apanow ali, napyskow ali — lera m y ich, p an ie dziu, opiszem y i spraw im y. Precz z obszarnikam y!

P recz ze serw itutam y! Raz, a dobrze.

D ąbski, gc-towyś, bracie?

— Gotowym.

— P a p ie r naszykow ałeś?

— N aszy kowalem ..

— No, to pisz uchw ałę... Ale, ale!

P an ie kolego D aszyński, n a słów e- czko. ż e b y w y an o z nam y , do końca...

— Kolego W itos... T ylko ja k z tym płótnem ?

— Czego?!?

— No, ju ż nic, nic. Liczcie n a nas.

W olelibyśm y upaństw ow ić, ja k w y ­ w łaszczać dla was, boście paskarze są, ale niechtam . P ęknie g ru b a k re ­ w a, to się pom yśli i o cielęciu...

N iech ju ż będzie te trzy sta m orgów .

— A pan, panie G rabski —

— A a a a a a a a a a a — !!!

— A pan, panie Skarbek —

— Rozbój! Gwałt! Grabią!

— W ody prędko! — D obra. — Dycha? — To nic. — Lejcie za koł­

nierz. — No jest. — I p an panie P erlm u tte r, osobo b ib lijn a; nie p rz e ­ szkadzaj...

— Jeden jest Bóg A b rah am a i Izaaka. Pow iedziano: oko za oko, ząb za ząb. Zresztą nasze staroza- k en n e nie m a ją nieruchom ość ziem ­ ską: oni m a ją nieruchom ość m iejsk ą i ruchom ość h an d lo w ą i ruchom ość h an d lo w ą i ruchliw ość w alutow ą, to n as ból o te folw arki nie bierze. W y jesteście, p an ie W itos, ja k te ładne zdrow e drzew o cedr n a L ibanie.

Niech w am Jehow a da długie lata i ład n y m ajątek. V ivat w szystkie stany! W yw łaszczajcie... (gojów).

— X iężuniu Arcybiskupie...

— Przeklinana!

— T o było m ocne słowo. No, już.

D ąbski, p ap ier naszykow ałeś?

—• Naszyko wałem.

—- Od lewego.

* *

Czy to w iater w polu wieje? Czy listopad w b orach szum i? Czyli m o ­ że deszcze płaczą?

H ej, nie w iater to, nie listopad!

Hej, nie deszcz, jeno łzy. W itos p a ­ nów wyw łaszcza. N a w ielkiej d ro ­ dze ścisk. D udni, ja k n a Łow ickim ja rm a rk u . Kłęby kurzaw y. Kwik.

Szloch. W zdychanie. O, ra ju , raju ] Z ag an ia przed sobą W itos Z am oy­

skiego samiutkiegoi Zam oyskiego, z piącia L ubom irskich. D alej p a n o ­ w ie Potoccy, B ranicki z W ilanow a, cały w ślozach. Jeszcze dalej R adzi­

w iłł, C zetw ertyńskich p aru , jeden S apieha, jeden W ielopolski, jeden Tyszkiew icz i jeden Tarnow ski. Po­

m niejszych nie zliczyć... Biegną Skarżyńscy, Starzeńscy, Szarzyńscy, Surzyńscy, Surzyccy, Sieniaw scy, Siniaw scy, Siem ińscy, Sanniccy, Sia- nożęccy, Siekluccy, Sascy, P ułascy;

jeden G oldstaub i dw óch P rzew or­

skich; jed en N atanson i dw óch K i­

biców’. — K ronenberg.

Z ag arn ia ich W itos, D ąbski pod- pędza. P u te k z keślaw ym A ntkiem K łonicą egzorcyzmy czyta. T h u g u tt w P ary ż u zębam i kłapie z wielkiej uciechy. Poniatow ski ze Stolarskim m alu ch n o n a uboczu... Jakoś to w y­

szło za bardzo po cham sku... D a­

szyński do M oraczewskiego m ów i półgłosem:

— Jędrek, wiesz? T rochę m i tej szlachty żal...

Moraczewski chrzaka i odpow ia­

da:

—- Nemezis dziejow a, tow arzyszu.

Ale m a łzy w oczach.

* •

W W arszaw ie Sodom a-G om ora.

K iniorskiego szlak Irafił. Stecki w yjeżdża n a B ukow inę, skąd m a nadzieję powrócić niebaw em n a cze­

le kontrrew olucyi. Świętochowski zgasł w śród nieopisanego płaczu Meiznerów. M yśleliśm y, że to była stearyna, a to b y ła tylko p arai'in a“, w oła osierocona św ita P roroka. Nie- m ojew skiego zalew a krew w łasna.

U m iera z o bjaw am i zatrucia. Nowa- czyński w yjeżdża do A m eryki, bo takiej P olski nie chce. Bodaj do P atagonii. N a razie bierze bilet do Skolim ow a. R eym ont blady,, ja k tru p , p ali „C hłopów 11.

* *

T ym czasem ser z m iejsca drożeje o pięćset m arek n a funcie. Chłopy sprzedają kartofle po m arce łut.

T rzech gospodarzy z pod Jeziorny w w ałiło się n a prem ierę i gwarzy, ja k w karczm ie, zagłuszając p a r a ­ doksy W ild e‘a. Słów ze sceny nie słychać. R abski rozdziera su rd u t i rozkłada się w oczach publiczności n a części składowe. Swąd. E renberg lam ie pióro. Lorentow iez z., g ry m a­

sem odzyw a się o palto. Loże pusto­

szeją. Hersego kupił Józw a P ęcherz z Ja błonicy. U M ichaliny Koch na placu W areckim Agnieszka Gaeko- w a po ty rała h ra b in ę C am p o -F o r- mio. Z brakło w całym m ieście gor­

setów, podw iązek, Mes Delices, je d ­ w abnych pończoch i pasty do zębów.

(7)

15 czerwca 1919 .5 l C I U T E K" Nr. 24. - Str. 7.

W szystko w ykupiły gospodynie z pod Rał?owca. K onstanty nie czesze Brucz, K onstanty czesze Pęczakową.

Brucz, d ostała spazmów. N a klubie M yśliw skim w isi czarna chorągiew . O r-o t czyta w iersz okolicznościowy.

* *

T ym czasem W itos w jeżdża na w yw łaszczonej szlachcie od rogatek M okotowskich, cw ałem , w U jazdow ­ ską Aleję. O m inął Belweder, bo tam paskarzy nie lu b ią i gna p rościuteń- ko n a W iejską, przed W ysoki Sejm.

W ysoki Sejm niezupełnie w kom ple­

cie, w ita W ito sa w ódką i kiełbasą.

A rcybiskup Teodorow icz rozstaw ny­

m i końm i gna do Rzym u. Ksiądz B liziński nieobecny. W swej p arafii krzyżem leży. K siądz Starkiew icz połow ą tw arzy śm ieje się, połową gorżko płacze. K siądz O koń n a szta­

checie okrakiem siedząc, do c hło- pów m a kazanie. W e F ra sc a ti s tra ­ szny h uk. W szystko, prócz honoru.

W ysadzili kredens w powietrze. J e ­ dnocześnie n a M azowieckiej z ję kiem p ęk a ją stru n y w najdroższym Bechsteinie...

*

P erl z D iam andem n ad m iastem trz y m a ją straż. P erl p arafra zu je h i ­ storyczne słowa: „Bóg m i pow ierzył rozum polaków ". P aderew ski w oto­

czeniu Jentysów g ra prześliczny k a ­ w ałek K arłow icza do słów Słow a­

ckiego: „S m u tn o m i Boże“ . Helena P aderew sk a pociesza m ęża: „Nie m artw się, Ignacy, Morges n am nie odbiorą, bo to w S zw ajcaryi“.

No, i niecałe pięć m órg — d o ­ d aje Jentys, który m a um ysł kon­

kretny.

* *

N a K rakow skiem tłum y. W a li w pow ozach no w y gabinet. W itos, p re ­ zydent; Kotas, spraw y w ew nętrzne;

Zadek, spraw y w ew nętrzne; Głąb, ośw iata; Zięba, han d el; K lim ciuch, finanse; P odkasany, koleje; W ałkoń, poczta i telegrafy; sierżant Ryfa, w ojna; N ojach P riłucki, propinacya.

Na W alicow ie h u rto w n a wyśpi /e- daż karet, powozów, bryczek licy- tacya folblutów i halbblutów

F rankow ski, w ostatniej chw ili m ian o w an y m inistrem sztuki i k u l­

tury, o b jaśn ia członkom gabinetu sposób użycia m aszynki do m ięsa.

N a zaju trz n a czele w ojsk Rzeczy­

pospolitej Poznańskiej w kracza do K atow ic K orfanty, stacza z W itosem b itw ę i w iesza go bez sądu. Poczem, sam z kolei pobity n a głowę pod Otwockiem, k a p itu lu je przed w o j­

skam i D iam an d a i P erlą, Skazanego n a śm ierć, ra tu je w ostatniej chw ili p a n n a D iam and, w ołając: „Mój ci

jest!“ K orfanty klęka przed D ia­

m andem , ośw iadcza się o jego cór­

kę i zostaje przyjęty. P erl żeni się ż p a n ią K orfanty.

* *

Resztki rokoszu tłu m i generał Be- lina-P rażm ow ski z trzem a u łan am i, w yjeżdżając konno n a d ac h redakcyi

„R obotnika".

K ar.

W a u stry a ck iem w ojsku Jednoroczni C haim Szajgic i J o j- ne P u ry c s ta ją do ra p o rtu przed p a ­ nem m ajo re m A ndexlingerem :

Szajgic: P an ie m ajorze, proszę posłusznie o przepustkę do m iasta, bo ju tro m am y im m atrykulacyę.

Major: Co? Jak ? A P uryc? Co chce?

P uryc: To samo.

M ajor: Do dyabła, z tem i w asze- m i żydow skiem i św iętam i!

U kraiń ska szarada.

Szczo to je za im ia

W kotrem je pes i sw y n ia ? (o^ ja\b h)

K o ch an y S zczu tk u ! W ja k i najlepszy sposób przep ro ­ w adzić spis żydów w Polsce?

—- Należy zliczyć w szystkich p a ­ skarzy, od liczby otrzym anej odjąć w szystkich urzędników m a g istra ­ ckich, różnicę pom nożyć przez ilość żydów, służących kanoelaryach w ojskow ych, a podzielić przez liczbę żydów poległych n a froncie.

W cukierni ziem iań sk iej.

—- W sp a n ia ła ozdoba h u sa rz y — sk rz y d ła — n iep o k o iły k o n ie n ie­

przyjacielskie. C iekaw e, ja k i cel m ają różne i liczne ozdoby oficerów n a n aszy m o d c in k u ?

R ów nież niespokoją.... ludzi pow ażniej m yślących.

K ołom yja nie m oże u sk a rż a ć się n a b ra k przeżyć i w sp o m n ień z w oj­

n y św iatow ej. Po o k u p ac y i rosyjskiej przy szła n iem ieck a, po niem ieckiej a u stry a c k a ,.p o au stry a c k ie j u k r a iń ­ ska, po u k ra iń sk ie j ru m u ń s k a . Na szczęście R um uni są naszym i... sp rz y ­ m ierzeń cam i. H m ... dobrze, ale po- cóż u d y a b ła z a b ra li n a m 40 w a ­ gonów c u k ru ?!

Z prasy an g ielsk iej.

R edakcya „ L o n d o n New s“ w y­

s ła ła do K rak o w a jed n eg o ze sw ych w sp ó łp ra co w n ik ó w , ab y stw ierd z ił n a m iejscu, o ile praw d ziw e są w ieści o p o g ro m ac h . D zien n ik arz an g ielsk i u d a ł się do k a w ia rn i B i- san za i stw ierd z ił, że nie m a tam w p raw d zie pogrom ów , ale za to są sam e — m o rd y ry tu a ln e .

N a p ułkach księgarskich pojaw ił się I album „ S z c z u tk a “ S k ła d a się na nie 2 6 rysunków odtw arzających prze­

życia żołnierza polskiego w obozie jeńców . A lbow iem K am il M ackiew icz przed przyjściem na św iat Szalo­

nego G rzesia — straw ił długie lata w obozie jeńców i opow iada nam o tem w swój figlarny sposób. Przed"

m ow ę nap isał S tanisław Dzikow ski, w y d ał księgę

„ S z c z u te k “, a — śm iać się będą Czytelnicy. :: ::

C en a eg ze m p la r za : Kor. 2 4 '— (M k 12'— ).

Z K ołom yi.

Kierownik literacki Stan. Wasylewski. — Wydawca i redaktor odpow.: Alfred Altenberg. — Kierownik artystyczny: Kaz. Grus.

Drukarnia Narodowa w Krakowie.

(8)

Cytaty

Powiązane dokumenty

Okoń po raz pierw ­ szy pyskow ał w sejm ie polskim, m arszałek T rąm pczyński chciał się coś bliższego dowiedzieć o tym bolszew iku Tarnobrzeskim.. Służąc

W czasie oblężenia W arszawy przez Niem ców Milanówek uwiecznił się tem na kartach historyi, że istniało wówczas bezpośrednie połączenie kolejowe

Dalsze 3 króliki zarażone cholerą zjadła pew na rodzina z Kaźmierza, która zaraz potem poszła do teatru na W ygnanego Erosa.?. Zbliżam się do

trój przym ierza — siaduje se cicho przy kawie, jakby najzw yklejszy śm iertelnik.. W pow ietrzu coraz bardziej

— Bardzo mi się podoba podniosły, poetyczny styl tej konstytucyi, zwłaszcza ustęp o orle białym, który symbolizować m a jasność, m ajestat, moc, górność

M ieszkańcy tej wsi są zupełnie bezbożni, nie chcą iść do w ojska u kraińskiego i nie żyw ią żadnych uczuć narodow ych dla U krainy... Albo jedno albo

Bolszewicy zostaną sromotnie pobici, poczem zajmą Odessę, Archangielsk, M urm ań i podbiją Syberyę. Ukraińcy będą ostrzeliwać granatam i Lwów, wobec czego

Jestto stolica pokolenia polishm en, które prow adzi tu w alkę z jak im iś H ajdam aks... Od tej chw ili włóczy się po Polsce