• Nie Znaleziono Wyników

J\S 10. Warszawa, d. 6 Marca 1887 r. Tom V I.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "J\S 10. Warszawa, d. 6 Marca 1887 r. Tom V I."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

J\S 10. Warszawa, d. 6 Marca 1887 r. T om V I.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUM ERATA „ W S Z E C H Ś W IA T A ."

W W a rs za w ie : ro c zn ie rs. 8 k w a rta ln ie „ 2 Z p rz e s y łk ą p ocztow ą: ro c zn ie „ 10 p ó łro cz n ie „ 5

P re n u m ero w a ć m o żn a w R e d a k c y i W sz ech św ia ta i w e w s z y s tk ic h k s ię g a rn ia c h w k r a ju i zag ran icą.

K om itet R edakcyjny stan o w ią: P . P . D r. T. C h ału b iń sk i, J . A le k sa n d ro w ic z b. d z ie k an Uniw ., m ag. K. D eike, m ag. S. K ra m szty k , W t. K w ietn iew sk i, J . N a tan s o n ,

D r J . S ie m ira d z k i i m ag . A. Ś ló sarsk i.

„W s zech św iat" p rz y jm u je o głoszenia, k tó ry c h tr e ś ć m a ja k ik o lw ie k zw iązek z n a u k ą , n a n a stg p u ją c y c h w a ru n k a c h : Z a 1 w iersz zw y k łeg o d ru k u w szp alcie alb o jeg o m iejsce p o b ie ra się za p ierw szy ra z kop. 7 '/jj

za sześć n a s tę p n y c h ra z y kop. 6, za dalsze kop. 5.

-A-d.r©s ZESe&alscyi: IKIrałcoTsrslsie-nPrzed.na.ieście, 3>Tr ©O.

R asa bydła św iętokrzyska (por. str. 149).

(2)

W SZECHŚW IAT. N r 10.

BIURO MIPZYMODOIE

W A G I MI AR.

P ierw o tn ie m iary długości, których po­

trzeba pow stać m usiała w raz z brzaskam i cyw ilizacyi, były norm ow ane w edług p rz e ­ ciętnych rozm iarów ciała ludzkiego. Z b ie ­ giem czasu w ytw orzyły się jednostki w zo r­

cowe, coraz ściślćj i dokładniej określane.

W każdym jed n ak k ra ju , w każdem niem al mieście ustaliły się jednostki odm ienne, z czego w ynikło łatw e do przew idzenia za- mięszanie i zawiłość rachunków . I dziś jeszcze w iele mozołu uniknąćby się dało, gdyby wyszły z użycia cale staro - i nowo- polskie, angielskie, reńskie; w erszki, arszy­

ny i sażenie; funty, pudy i berkowce; k a­

mienie, cetnary celne i zw yczajne; drachm y, uncyje, łu ty i grany.

Jak iem dobrodziejstw em byłby wzorzec jakikolw iek, gdyby posiadał tę tylko zaletę, że je s t jedynym ! N a w arszaw skim starym ratuszu był zegar wieżowy, k tó ry często grzeszył znacznemi odstępstw am i od czasu astronom icznego; dopóki je d n a k istniał, w skazyw ały zegary w arszaw skie tę samą godzinę, gdyż nastaw iano je zgodnie w e­

dług zegara ratuszow ego. Grdy podczas przebudow y gm achu zabrakło uznanego ze­

g ara wzorcowego, każdy w arszaw iak cho­

d ził z inną godziną. Czem je s t dla miesz­

kańców m iasta jednostajność w oznaczaniu czasu, tem dla życia praktycznego, dla tech­

nik i, m echaniki, technologii i dla handlu je s t jednostajność używ anych m iar i wag.

Zaszczyt w prow adzenia system atu, k tó ry ju ż dzisiaj je st używ any przez 400 milijo- nów ludzi, a w przyszłości niew ątpliw ie rospow szechni się wszędzie, należy się fra n - | cuzom. K om isyja paryskiej akadem ii nauk, w skład której wchodziło pięciu mężów w y- j jątko w ych, ja c y tylko przypadkiem żyć mo- i gą jednocześnie w jed n y m k ra ju , a m iano­

wicie: B orda, L agrange, L ap lace, M onge i C ondorcet, na skutek żądania K o n sty tu an ­ ty zajęła się ułożeniem system atu m iar i wag, nazw anym przez nią „m etrycznym ”.

Kom isyja przedstaw iła swój ra p o rt 29 M ar­

ca 1791 roku, a 1 Sierpnia 1793 r. nowy sy­

stem został w prow adzony w całej F rancyi;

„18 G erm inala roku IIL” został on obowiąz­

kowym , „18 M essidora roku V I I ” wzorce kilogram a i m etra złożono do archiw ów państw a.

Rozwój dalszy system atu „rew olucyjne­

g o ” zatam ow ały w ypadki polityczne. D o­

piero około połowy obecnego stulecia nowy u k ład szybko zaczął się rospowszecliniać.

W ro k u 1872 ze b rał się kongres m iędzyna­

rodow y, w którym brali udział przedstaw i­

ciele 29 państw ; kongres uznał za rzecz po­

trze b n ą utw orzenie kom itetu m iędzynarodo­

wego, k tó ry b y się zajął w ykonaniem wszy­

stkich robót, potrzebnych dla ogólnego w prow adzenia system atu m etrycznego. K on- ferencyja 1875 roku życzenie to urzeczyw i­

stniła.

Szczególncm je s t, ja k wcześnie pom yśla­

no o now ych m iarach w Polsce '). J u ż w 1801 roku, a zatem w czasie, kiedy poza obrębem F ran c y i nie zajm owano się n i­

gdzie układem m etrycznym , w ydał Aleks.

S apieha „Tablice zastosowania nowych fran ­ cuskich m iar do polskich”. W mowie, w y­

pow iedzianej tegoż roku, powiada: „G ieni- ju sz narodu francuskiego zdał się pogar­

dzać znikom em i istotam i, którym dotąd po­

wierzano proporcyje m iar i wag. R zucił okiem na kulę ziemską i tę potom nym wie­

kom wskazał za cechę m iary niestartą i nie­

wzruszoną. Tale napiętnow aną cechę m iar i w ag z pod skazitelności wieków, żyw io­

łów i ludzi w yjąw szy, oddał j ą n a straż sa­

mej naturze. Myśl wielka, znamię ja k ró­

wnie całe przyrodzenie trw ałe... W czasie trw an ia P olski żądały władze rządow e roz­

ważyć te p raw id ła, których użył naród fran ­ cuski. O tych praw idłach i celach naszego rządu niech sądzi nasz ro d a k ”.

A oto co pow iada J a n Śniadecki o tym przedm iocie w r. 1803:

„T e w szystkie szkody i nieprzyzw oitości up ad ają i n ik n ą przy w prow adzeniu tego samego pasma m iar i wag do wszystkich

') W ed łu g ź ró d ło w y c h d a n y c h , z e b ra n y c h p rzez p. S. D ic k ste in a .

(3)

N r 10. WSZECHŚWIAT. 147 narodów , pasm a ufundow anego na rozle- I

głości ziemi, jako wspólnego wszystkim lu ­ dziom siedliska; n a praw dzie i rozumie, któ­

re ich łączyć pow inny, ja k o temi samemi potrzebam i zw iązanych i ja k o różne odnogi tego samego rodu i plem ienia. Związać po­

trzeby ludzkie z fenomenami natu ry je st myśl w ielka i godna rozumnego jestestw a.

....Zrobić nam na przyszłość niepotrzebne wszystkie tablice, zm iany jedn ych m iar i wag na drugie, uw olnić pamięć od mnó­

stwa i zam atw ania ułam ków i stosunków, } a przyczynić czasu władzom um ysłowym ! człowieka. Zrobić jeBzcze ten przybytek czasu a oszczędzenia pamięci dziedzictwem wiecznem, do znalezienia i utrzym ania ła- twem dla przyszłych pokoleń, nie je st że to ważnem i rzetelnem dobrodziejstw em dla rodu ludzkiego”.

W 1816 roku, z inicyjatyw y Staszyca, po ­ wstaje kom isyja z łona tow arzystw a p rzy­

jació ł nauk, złożona z ks. A ntoniego D om - brow skiego, ks. K saw erego Szaniawskiego, Józefa Celińskiego, Ja n a H ofm ana, A dam a K itajew skiego, M ikolskiego, ks. B ystrzyc­

kiego i C hodkiew icza jak o prezydującego.

K om isyja, obaw iając się zam ięszania z po­

wodu w prow adzenia nowych m iar, w yb ra­

ła półśrodek i ograniczyła się na ustaleniu | racyjonalnego stosunku pom iędzy nowym łokciem (now opolskim ) a m etrem (łokieć

= 5 7 6 m ilim etrom czyli 1 lin ija = 2 milime­

trom) i funtem a kilogram em (funt=405,504 g). N atom iast jednostkę objętości (kw artę) zrów nano całkowicie z litrem .

M iary te dotrw ały do 1848 r., t. j. aż do w prow adzenia m iar rosyjskich.

W 1863 roku m argr. W ielopolski zam ie­

rz ał przedsięw ziąć nową reform ę, lecz wy­

padki polityczne tem u przeszkodziły.

System at m etryczny m iał mieć w myśli jego twórców tę jeszcze nad innerni wyż- j

szość, że podstaw a jego, m etr, miała być J w sposób prosty zw iązaną z tem, co po wszystkie czasy pozostanie niezmiennem, z wym iaram i ziemi naszej. W pierw otnem jego określeniu m etr je st je d n ą dziesięcio- m ilijonową częścią ćw iartki południka ziem ­ skiego, je s t więc m iarą, k tórąby można na­

zw ać—w przeciw staw ieniu do dow olnych—

naturalną. Nie je s t ona je d n a k jedyną. Na kongresie 1872 roku zaproponow ał sir W il­

liam Thomson jak o podstaw ow ą jed n o stk ę długość fali jednorodnego św iatła, wielkość, któraby m ogła być każdocliwilowo o dtw o­

rzoną nietylko na ziemi, ale wszędzie, gdzie­

kolw iek je st światło. Nieobznajm ionemu z metodami fizyki nowoczesnej czytelniko­

wi mógłby się wydawać dziwnym w ybór takiego elem entu, którego jeszcze n ik t ni- 1 gdy nie w idział i nie zobaczy i który w do- [ d atku je s t tak niewielki, że pod najpotęż- niejszemi m ikroskopam i m iałby pozorną długość około połow y m ilim etra. A jed n ak istnieją sposoby bardzo proste określenia wielkości tój niewidzialnej fali. Zapomocą nich znaleziono np., że długość fali je d n o ­ rodnego żółtego światła, takiego, jak ie od­

powiada linii D 2 w widmie F rauenhofera, rów na się 0,00058910 m ilim etra z tak ą d o ­ kładnością, że tylko ostatnia cyfra w ydaje się niepewną; gdyby więc przyjęto liniją

| za podstaw ę naukow ą system atu, a za je - ) dnostkę p rak tyczną pew ną określoną je j w ielokrotną, rów nającą się np. przybliżenie m etrow i, to jed n o stk a taka byłaby znaną I z dokładnością do 0,01 m ilim etra na pod­

staw ie ju ż dzisiaj istniejących pom iarów, a m ogłaby być odnalezioną z daleko w ięk­

szą jeszcze ścisłością.

Również „n a tu raln ą” byłaby jednostka, oparta na długości w ahadła sekundow ego.

T rzebaby jed n ak określić ściśle miejsce, w którem by doświadczenie odbyw ać się miało, gdyż długość w ahadła bijącego se­

kundy zm ienia się nietylko w raz z szeroko­

ścią gieograficzną (w skutek spłaszczenia zie­

mi na biegunach), lecz i z długością g ieogra­

ficzną (ziem ia bowiem nie jest ściśle ciałem obrotowem). O statnia ta okoliczność, wy­

k ry ta znacznie później, po przyjęciu syste­

m atu m etrycznego, zm niejsza cokolwiek ścisłość pierw otnego określenia m etra: dla zupełnej dokładności należałoby dodać, j a ­ kiego mianowicie południka jed n ą czter- dziestom ilijonową część należy uważać za rów ną m etrowi. Co więcej, z biegiem czasu

! okazało się, że ściślejsze pom iary gieodezyj- ne prow adzą do cokolwiek większój w arto­

ści, niż ta, k tó rą komisyja akadem ii p ary ­ skiej uw ieczniła w platynie; różnica ta j e ­ dnak, bardzo drobna i do dziś dnia niedo­

kładnie znana, nie zmienia wartości syste­

matu. W ten sposób pow stał m etr, k tó ry -

(4)

]48 W SZECHŚW IAT. N r 10.

by można nazw ać legalnym , m etr D elam - bra, uznany przez kongres p aryski za p ro ­ totyp ostateczny bez w zględu na re zu ltaty nowych pom iarów , uskutecznianych obecnie na całej dostępnej pow ierzchni kuli ziem ­ skiej. W ten sam sposób poradzono sobie z jed n o stk ą zasadniczą, oporu elektrycznego, tak zw anym olimem. O kreślenie je g o n a u ­ kow e uczyniło go zależnym od jed n o stek długości i czasu, t. j. od m etra i sekundy.

P o m iary je d n a k ścisłe są bardzo tru d n e do przeprow adzenia i z tego powodu zgodzono się na ohm legalny, t. j. n a opór, któ ry przedstaw ia słup czystej rtęci p rz y 0° C, m ający w przecięciu jeden m ilim etr k w a ­ dratow y, a długość 106 centym etrów , wiel­

kość bliską ohm a teoretycznego. Z ada­

niem przyszłości będzie w yszukać stosunek pomiędzy olimem legalnym a ohmem z o k re­

ślenia, tak samo jak pom iędzy m etrem le­

galnym , m etrem archiw ów paryskich, a m e­

trem z określenia.—W iadom o, że ciężar cen­

tym etra sześciennego wody czystej p rzy 4° C nazwano gram em . I tutaj znaleziono pew ne różnice, przyjm ując naw et za pod ­ staw ę m etr legalny, pom iędzy rzeczyw istym gram em a prototypem archiw ów paryskich.

Pom im o to kilogram paryski został uzna­

ny za ostateczny. N .

(dok. nast.)

Ś W IĘ T O -K R Z Y SK IE

POI) WZGLĘDEM

P R Z Y R O D N I C Z O - R O L N Y M .

P o d względem g atu n k u gleby S-to K rzy - skie przedstaw ia w ybitne różnice o dość w yraźnie zakreślonych granicach. N a pół­

nocnym m ianowicie stoku gór S-to K rz y - skich od wsi D em bne, praw ym brzegiem P o k rzy w ia n k i,d o ujścia S w iśliny i K am ien­

nej k u W iśle, ciągnie się liiss, któ ry okala również część cypla S-to K rzyskiego, prze­

chodząc koło Jeleniow a i N ow ej-S lupi na południe, gdzie ciągnie się aż do lasu T rzcianka. Ten sam pas lóssu ciągnie się północnym stokiem gór S-to K rzyskich do

T rusk olas, stam tąd zw raca na południe do Iw an isk , skąd lewym brzegiem rzeki K o ­ narskiej ciągnie się ku Sandom ierzowi. P as ten daje odnogę ku P ółn.-Z , k tó ra ciągnie się przez C eber, W ierzbkę, R adostów , Za­

lesie, B ardo, Czyżów i Sendek. K oło B o­

dzentyna rów nież spotykam y m ałą izolowa­

ną p a rty ją lossu. Jak o podłoże tój gleby w dolinach zn ajdujem y piasek dyluw ijalny.

W z d łu ż jednakże półn. stoku górS -to K rz y ­ skich, od Jeleniow a do Szczegła, cienka w ar­

stw a lossu spoczyw a na podłożu ilastem.

P asm a g ór S-to K rzyskićli pokryte są cienką w arstw ą rodzajną o podłożu skali*

stem.

W południow ej i południow o-zachodniej części S-to K rzyskiego znajdujem y glebę piaszczystą, mianowicie: piasek d y lu w ijal­

ny lu b glinę piaszczystą, k tóre bespośrednio spoczyw ają na skale (łupek, kw arcyt, wa­

pień i piaskowiec). W yjątek pod tym wzglę­

dem stanow ią H uta-N ow n, K ozieł, Ociesę- ki, K ierd an y i Zalesie, w któ ry ch to m iej­

scowościach w arstw a rodzaj na spoczywa na podłożu ilastem, iłach ciemnych i zimnych.

P as ten graniczy n a południe z pasem lossu, który na nim bespośrednio lub też z w ar­

stw ą dyluw ijalną pom iędzy niemi spo­

czywa.

O prócz wyżój wym ienionych gleb, koło P ie rzch n icy spotykam y ił czerwony, a koło Ł agow a skała w apienna wychodzi na po­

w ierzchnię ziemi.

P o d względem topograficznym S-to K rzy- skie przedstaw ia okolicę górzystą o znacz­

nych spadkach, poprzerzynaną m nóstwem parowów. Okolice jed nak , w których zalega piasek i g lin a piaszczysta, m ają spadki sto­

sunkowo łagodniejsze i parowów tu mniej, niż w okolicach o glebie lossowej, ja k to ma miejsce np. koło P i pały i Gęsie. W po­

rów naniu z okolicam i mniej górzystem i, czu­

je się w calem S-to K rzyskiem ogólny brak łąk. Stosownie do gleby i wysokości nad poziomem m orza przedstaw ia się w tych okolicach i roślinność. W pasie lossu udaje się dobrze: pszenica k o stro m k a,b u rak i i ko­

niczyna czerw ona. W płodozm iany wcho­

dzą następujące rośliny: rzepak, pszenica, żyto, jęczm ień,ow ies, gro ch ,k on iczy na czer­

wona i biała, przelot, tyinoteusz, kartofle, bu rak i i marchew.

(5)

N r 10. WSZECHŚWIAT. 14!) Ilość lasów w wyż wym ienionym pasie

może w ystarczyć litylko na miejscowe p o ­ trzeby. Lasy te składają, się z następują­

cych gatunków : jo d ła , św ierk, modrzew, so­

sna, dąb, buk i grab. N ajw yższe wyniesie­

nia, tak nazw ane góry S-to K rzyskie, po­

kryte są wyłącznie, lasami, w których p rze­

ważają jo d ła i buk; spotyka się w znacznej stosunkowo ilości j a wór, w mniejszej klon i w małej ilości jesion. N aszczycie Łysej gó ­ ry mały kaw ałeczek znajduje się pod u p ra ­ wą; ozimina jednakże na tej wysokości ju ż się nie udaje.

Roślinność wogóle na górach S-to K rzy - skich, ja k mię zapew niał prof. F . B erdau, ma ch a rak ter zupełnie górski, pomimo sto­

sunkowo nieznacznej wysokości.

W pasie piasku dyluw ijalnego i gliny piaszczystej udaje się dobrze żyto i owies, a upraw iają tam też: pszenicę, żyto, ję c z ­ mień, owies, groch, tatarkę, łubiny, koni­

czynę czerwoną, przelot, szporek, kartofle, marchew i buraki. L asów tu dużo, p rz e­

ważnie iglastych; na skalistym gruncie r o ­ śnie jodła, na piasku zaś św ierk i sosna.

W aru n k i topograficzne i gleby w yw arły wyraźny w pływ na budowę zw ierząt domo­

wych, głów nie zaś bydła rogatego i koni.

W pótnocnój części S-to K rzyskiego, gdzie spadki są łagodniejsze i gleba żyźniejsza, spotykam y bydło o typie pośrednim między górskim i nizinnym o produkcyi mięsnej.

B ydło to należące do typu „bos prim ige- n iu s”, ma biały krzyż, białe podbrzusze, no­

gi od połowy białe, koniec ogona biały, du­

żą łysinę na głowie; maścią dopełniającą jest czerw ona w rozm aitych odcieniach aż do czarnego z wiśniowym odcieniem. W po­

łudniow ej i zachodniej części S-to K rz y ­ skiego spotykam y rasę bydła o typie gór­

skim, któ ry w yrobił się w skutek tój okoli­

czności, że na pastw iska są obracane tylko takie miejscowości, k tóre dla silnego spadu nic mogą być użyte pod k u ltu rę rolną. R a­

sa ta, ja k i popi-zednia, je s t przechodnia, n a­

leży także do typ u bos prim igenius, maść j

jój je s t stała— w różnych odcieniach wiśnio­

wa, od czerwonej do czarnej z wiśniowym odcieniem. Stałą cechą maści tego bydła je s t biała plam a w okolicy wymion i biały | lub siwy koniec ogona, k tó rą to cechę z n a j- j dujem y tak u m ęskich, ja k i żeńskich indy- j

widuów. G łow a kształtna, stosunkowo nie­

wielka, czoło płaskie, nos garbaty, rogi bia­

łe o czarnych końcach, liro wato wygięte, w ałek pom iędzy rogami w ydatny; długość osobnika, stosunkowo do wysokości jego, znaczna, ja k to ma miejsce wogóle u ras górskich; u byków na czole gęste kudły.

Nogi krótkie, cienkie, nadzwyczajnie mu- skuliste, ogon bardzo cienki, prawie do zie­

mi sięgający, z odsadą, linija krzyża prosta lub naw et ku ogonowi wzniesiona. Bydło to z budowy zdradza znakom ite bydło ro ­ bocze, chociaż i mleczność jego je st zada- w alniająca. B ydło to niewielkie, bo kolo 800 funtów żywej wagi; woły je d n a k do­

chodzą do znacznych rozmiarów. Bydło to rośnie powoli, bo krow y mogą się pokryw ać dopiero po trzech latach, woły zaś d o ra sta­

ją dopiero w sześć lat do norm alnej wyso- S kości, ale mogą być użyteczne aż do 20 lat.

Bydło to ma siłę odporną ogrom ną, tak, że przy krzyżow aniu go z rospłodnikam i in ­ nych ras, w drugiem lub trzeciem pokolc-

j niu pow raca do pierw otnego typu. Tem się tłum aczy dlaczego rasa ta istnieje do dziś dnia, pomimo sprow adzania w te oko­

lice od bardzo daw nych czasów rozm aitych górskich i nizinnych ras zachodnio-europej­

skich. W obec wszystkiego, com wyżej o tem bydle powiedział, sądzę, że mamy praw o uw ażać tę rasę, jak o w ytw ór czysto lo k al­

ny, jak o rasę odrębną, krajow ą S-to K rzy - ską. T ak się też zapatryw ała kom isyja, w y­

znaczona przez b. Tow arzystw o Rolnicze, o czem znajdujem y wzmiankę w „Encyklo- pedyi Rolniczej1’.

Zaznaczyć tutaj musimy, że typ górski

„bos prim igenius” w hodowli sztucznej nie je st znanym, jed y n ie półdzikie bydło hisz­

pańskie i kordylijerskie, bliżej niezbadane, doń należy, ze znanych zaś w E uropie j e ­ dynym przedstaw icielem tego typu jest dzi­

ki wół, przechow any w kilku parkach Szko- cyi, którego uw ażają za potomka w prostej linii kopalnego tu ra. Rzeczą godną uwagi jest, że rasa ta, o ile z rysunku u Brelim a umieszczonego sądzić można, z w yjątkiem

| maści zgadza się we wszystkich szczegółach ze S-to K rzyską, maść zaś, biała z czarnem i uszami i końcem pyska, wcale nierzadką je st u nizinnych typów naszego bydła k ra ­ jowego.

(6)

150 W SZECH ŚW IAT. N r 10.

Co się tyczy koni, to w całem Ś-to K rz y - [ skiem spotykam y u włościan w ybitną jed n o - typow ą rasę miejscową. Je s t to rasa dro­

bna (kuce), którćj osobniki po ro k u ju ż są, praw ie sform owane, w drugim ro k u w p ra ­ w iają się do pracy. Są to konie kształtne, zw inne, nadzw yczaj silne i w ytrzym ałe po­

mimo ekstensyw nego karm ienia, maści gnia- dćj, karćj lu b wilczatój 'z czarną, pręgą na grzbiecie. R asa ta zasługuje na szczegó­

łow e zbadanie.

Bolesław Wydzga.

BARWNOŚĆ LISCL

Ze w szystkich organów roślinnych oko nasze najwięcój bez w ątpienia ściągają n a | siebie kw iaty, ze w zględu na w spaniałe b ar­

wy. Nie dziw więc, że i botanicy najw ię­

kszą dotychczas uw agę zw racali na n a jro z ­ maitsze zabarw ienia kw iatów , zajm owali się badaniem przyczyn anatom icznych tych za­

barw ień, oraz ich znaczenia bijołogicznego.

Z kw estyją tą czytelnicy W szechśw iata m ie­

li ju ż sposobność zaznajom ić się z a rty k u łu prof. A. W rześniow skiego, p. t. B arw ność kw iatów (W szechśw ., tom I I I , N r 2), w k tó ­ rym streszczony został obecny stan naszych wiadomości, dotyczących tego przedm iotu.

N atom iast zabarw ienia liści, częstokroć pię- ( knością swą dorów nyw ające kw iatom , a w wielu razach naw et je przew yższające, były dotychczas traktow ane po macoszemu, może zresztą dlatego, że w liściu najwięcój zw ra- j cało n a siebie uw agę zabarw ienie zielone, | które ju ż oddaw na stanowi przedm iot roz­

ległych i usilnych badań wielu botaników . O dnośnie do innych barw liści znajdujem y zaledw ie k ró tk ie i niewiele pouczające w zm ianki w podręcznikach botanicznych.

To też korzystam y ze świeżo ogłoszonój pracy d ra K . H assacka, k tó ra w praw dzie wiele kw estyj pozostaw ia nierosstrzygnię- tycli, niemniój je d n a k znacznie naprzód po­

suw a poruszony przez nas przedm iot i d la ­ tego na uwagę zasługuje.

Pom ijam y w arty k u le niniejszym zielone zabarw ienie liści. Zależy ono od obecności |

w kom órkach zielonych ciałek, chlorofilu, k tó ry od gryw a tak w ybitną rolę przy ży­

w ieniu się roślin. P rzedm iot ten poruszy­

liśmy ju ż raz w piśmie naszem (ob. W szech­

świat, t. II I, N r 21: Chlorofil i jego ruchy pod w pływ em św iatła) i w krótce będziemy m ieli sposobność bliższego rospatrzenia go w jed n y m z artykułów , dotyczących żywie­

nia się roślin. P rzejdziem y zatem w prost do zabarw ień niezielonych i z niemi tu czy-

j telników zaznajom im y.

Środki, zapomocą k tó ry ch liście osięgają ja sk ra w e swoje barw y, są besporów nania prostsze, aniżeli u kwiatów. Zabarw ienie

! korony kw iatow ćj w arunkuje w ielka ilość barw ników , które poczęści w ystępują w pro- toplazm ie w postaci ziarnistych lub wrze-

I cionow atych u tw o ró w , poczęści zaś rospu- szczone są w soku kom órkow ym naskórka lub głębićj leżących tkan ek. W liściach jask raw o zabarw ionych ilość barw ników je st bardzo nieznaczna. Chlorofil i jego żółta odm iana, ksantofil, oraz rospuszczony w soku kom órkow ym b arw nik czerwony, an tocyjan, w yw ołują najrozm aitsze zabar­

wienia liści zależnie od rozmieszczenia swe-

! go w tkankach; b ra k wszelkiego barw nika

i n o

| oraz pow ietrzne przestw ory m iędzykom ór­

kow e pod naskórkiem odgryw ają również w ielką rolę przy zabarw ieniu liści. Kora- binacyje rozm aite powyższych czynników dają następujące zabarw ienia liści: białe, żółte, szarozielone, srebrzysto-białe, czer­

wone, czerw ono-brunatne, brunatne, czar­

ne z blaskiem aksam itnym . Zabarw ienia te mogą w ystępow ać na liściu same przez się albo też obok zabarw ienia zielonego.

R ospatrzym y każde zabarw ienie oddzielnie.

W ielk a ilość roślin posiada skłonność do tw orzenia odm ian o liściach z białem i p la ­ m ami lub pasami, które łatw o przechodzą na potom stwo. Liście takie oznaczają ter­

m inem „v ariegatus”. Jak o p rz y k ład y podo­

bnych roślin możemy przytoczyć pajęcznicę (P h alan g iu m lineare), lilijowiec (H em ero-

| calis u n d u lata et fulva), szpilecznicę (Jucca

| aloifolia), ciborę (C yperus alternifolius), agaw ę (A gave am ericana var. pieta), bam ­ bus (B am busa F o rtu n ei), oraz mnóstwo innych. W szystkie te rośliny należą do jednoliścieniow ych i cechują się b iałe­

mi prążkam i na liściach. U roślin dwu-

(7)

N r 10. WSZECHŚW IAT. 151 liścieniowych, ja k np. trzm ielnica (Evony-

mus radicans), p rzypołudnik (M esem bryan- them um cordifolium ), szakłak (Rham nus alateranus), bukszpan (Buxus arborescens), oraz wielu innych, białe zabarw ienia li­

ści przedstaw iają formy niepraw idłow e w po­

staci m niejszych lub większych plam, o krą­

głych lub elipsoidalnych; najczęściej zaś brzeg je st biały i od niego roschodzą się do środka liścia rozm aitej form y białe plamy.

P rzek ró j takiego liścia okazuje, że białe prążki i plam y zależą od braku w tych miej­

scach chlorofilu: cała tk an k a składa się tu z bezbarw nych kom órek, pom iędzy którem i znajdują się liczne przestrzenie międzyko­

mórkowe. Stężony kw as siarczany albo sol­

ny nie w yw ołują zielenienia zaw artości ko­

m órkow ej, coby miało miejsce, gdyby rz e­

czone kom órki zaw ierały choć ślady chloro­

filu. P rzestrzenie m iędzykom órkow e, w sku­

tek obecności w nich pow ietrza, potęgują w znacznym stopniu zabarw ienie białe, je ­ żeli bowiem kaw ałki liścia, leżące w wo­

dzie, umieścimy pod dzwonem machiny pneum atycznój, a zatem jeżeli pow ietrze z przestrzeni m iędzykom órkow ych zostanie usunięte i zastąpione przez, wodę, natenczas białe miejsca przyb ierają odcień słabo żół­

ty. Z powyższego w ynika, że bezbarw na tkan k a w ydaje się białą dzięki obecności w przestw orach m iędzykom órkow ych p ę­

cherzyków pow ietrza, w skutek odbijania się od tych pęcherzyków prom ieni św ietl­

nych, a w ten sposób przezroczystość tkanki zostaje mocno ograniczoną. Zjawisko to da się porów nać z pianą bezbarwnego płynu, k tóra biały kolor swój zawdzięcza licznym drobnym pęcherzykom powietrza,, w niej zaw artym . Poszukiw ania, robione nad ca­

łym szeregiem roślin, w ykazały, że wszę­

dzie przyczyna białego zabarw ienia liści le­

ży w zupełnym braku ciałek chlorofilowych, oraz w zaw artości w odpow iednich prze­

stw orach m iędzykom órkow ych pow ietrza, które, odbijając prom ienie słoneczne, w arun­

kuje czysty biały kolor.

Jak o w yjątek od powyższego p ra w id ła na­

leży wspomnieć, że niekiedy liście zaw dzię­

czają biały swój kolor wyłącznie gęstej po­

włoce zeschłych, a zatem zaw ierających po­

wietrze, włosków, łusk i t. p. utw orów , ja k np. białopilśniow ate liście niektórych roślin i

złożonych, w argowych i niektórych innycl 5 pewne rośliny, mianowicie z rodziny komo- sowatych (np. niektóre gatunki lebiody — A trip lex ) zawdzięczają znów biały kolor liści mączystój powłoce, pow stającej z ze­

schłych główek włosków. Zarówno w tym ja k i w pierw szym razie miękisz liścia po­

siada wszędzie chlorofil.

B ardzo często w ystępuje na liściach za­

barw ienie żółte w postaci plam i punktów, zupełnie podobne do owego żółtego zabar­

wienia, ja k ie przyjm ują liście w jesieni przed opadaniem . Rzeczone plam y ograniczają się je d n a k tylko do pewnych miejsc świeże­

go i żyjącego liścia i żadnych złych na­

stępstw, przynajm niej widocznych, nie spro­

wadzają. Jak o p rzykład mogą służyć roz­

maite gatunki krocieni* ja k C roton pictum , C. majesticum, C. in terrup tu m , C. spirale i t. d. Badanie m ikroskopowe takich liści w ykazuje stopniowe przejście zielonego barw nika, chlorofilu, w żółty. W m iej­

scach dotkniętych żółtemi plamami kom órki wszystkich tkanek odznaczają się wątłością i są mniejsze aniżeli w miejscach zielonych.

Miękisz liścia,zarów no słupkow y ja k i gąb­

czasty zaw ierajasnożółtąprotoplazm ę, w k tó ­ rej znajdują się liczne zaokrąglone ziarnka żółte nikłych rozmiarów. P od wpływem alkoholu zabarw ienie żółte znika bardzo prędko, przy działaniu zaś stężonego kw a-

| su siarczanego lub solnego cała protoplaz- ma zabarw ia się na kolor zielony w skutek

j ro8puszczania się barw nika. Powyższe re- akcyje przem aw iają za tem, że mamy tu do I czynienia z odm ianą chlorofilu, z ksantofi- lem, od którego zależy również żółte zabar­

wienie jesienne liści. P o d d ając takie żółto- plam iste liście działaniu m achiny pneum a­

tycznej, łatw o się przekonać można, że po­

w ietrze zaw arte w przestrzeniach m iędzy­

kom órkowych nie odgryw a przy tem zab ar­

wieniu żadnój roli, albowiem żółte zab ar­

wienie nie ulega przy tej operacyi żadnym zmianom.

Za zupełnem podobieństwem będącego w mowie żółtego barw nika do ksantofilu jesiennego przem aw ia jeszcze ta okoliczność, że w wielu razach można zauważyć żółty ten barw nik in statu nascendi, gdyż bardzo często liście młode są zupełnie zielone i do­

piero po pew nym czasie ro zw ijają się na

(8)

152 W SZECHŚW IAT.

nich plam y żółte. N iejednokrotnie naw et daje się obserwować zjaw isko odw rotne, m ianowicie ksantofil przechodzi w zw yczaj­

ny chlorofil, tak, że plam y żółte znikają, i poprzednio plam iste liście stają się rów no­

m iernie zielonemi.

B ardzo często w ystępują na jed n y m i tym samym liściu plam y żółte z białem i, a obok nich jeszcze plam y szarozielone, tak, że liść staje się czterokolorow ym , pstrokatym . P ię ­ kny p rz y k ła d takiój pstrokatości p rzed sta­

wia F icus P earcei. P o d d ając tak i liść dzia­

łan iu m achiny pneum atycznej, łatw o zau­

ważym y, że plam y szarozielone stopniow o znikają, liść zatem staje się tylk o tró jb a rw ­ nym . D ośw iadczenie to dowodzi, że szaro­

zielone plam y swe zawdzięcza liść obecności w przestw orach kom órkow ych pow ietrza, k tóre, ja k w ykazują badania m ikroskopo­

we, w ypełnia przestrzenie m iędzy tk an k ą chlorofilową a naskórkiem . Ś w iatło odbite od zielonych kom órek, p rzy przejściu przez różne środki, ulega w ielokrotnem u załam y­

w aniu i osłabianiu swego natężenia, a nastę­

pnie m a miejsce całkow ite odbicie p ad a ją­

cego św iatła od pęcherzyków pow ietrza, w skutek czego zabarw ienie zielone zostaje mocno osłabione i w ydaje się oku naszem u szarozielonem .

L iczne rośliny ozdobne, zarów no hodo­

wane w ogrodach j a k i cieplarniach, posia­

dają na liściach m niejsze i większe plam y białe z odcieniem m etalicznym . T ak ie p la ­

my w ystępują zw łaszcza u wielu gatunków begonij i otrzym ały nazw ę plam srebrzysto- białycli. B adania anatom iczne liści B ego­

nia rex w ykazały, że w m iejscach srebrzy- sto-bialych górnej strony liścia zn a jd u ją się pod naskórkiem w ielkie jam y pow ietrzne, które okazują takież samo zjaw isko, jak ie spostrzegam y p rz y zanurzeniu zam kniętego końca ru rk i szklanój w wodę. P rz y tem dośw iadczeniu zanurzony w wodzie koniec ru rk i w ydaje się, ja k wiadomo, m etalicznie błyszczącym , ja k b y był w ypełniony rtęcią, co przypisać należy zupełnem u odbijaniu się prom ieni św ietlnych od granicy obu środ­

ków, wody (resp. szkła) i pow ietrza. Bez­

barw na zaw artość kom órek naskórka odpo­

w iada wodzie w powyższem doświadczenia;

na pow ierzchni w arstw y pow ietrznej jam ma miejsce całkow ite odbijanie się ukośnie

padających prom ieni zupełnie tak samo, ja k na pow ierzchni pow ietrza w ru rze, a zatem w rażenie, ja k ie oko nasze odbiera, je s t z u ­ pełnie podobne do powyższego: cała p rze­

strzeń, odpow iadająca wspom nianym j a ­ mom, w ydaje się srebrzystobiałą. I ja k nakoniec przy powyższem doświadczeniu znika srebrzysty blask w chw ili, kiedy r u r ­ ka zostaje w ypełniona wodą, ta k też usta­

je srebrzystobiałe zabarw ienie liścia, skoro pow ietrze zostanie wypom powane z owych ja m przez um ieszczenie kaw ałków liścia w w odzie pod dzw onem m achiny pneum a­

tycznej. B adania nad innem i gatunkam i B egonii, ja k B egonia incarnata, B. discolor, B. an gu laris i t. d., oraz nad roślinam i do rozm aitych rodzin należącem i, ja k np. roz­

m aite g atu n k i m aranty, niecierpka (Im pa- tiens). trad esk ancy ja, orlica (P te ris cretica) , i w. in., w ykazały, że pi-zyczyna anatom icz­

na srebrzystej barWy liści leży zawsze w w ielkich jam ach pow ietrznych, ciągną­

cych się rów nolegle do pow ierzchni liścia pom iędzy miękiszem przysw ajającym a n a ­ skórkiem . C ałkow ite załam yw anie światła, ja k ie m a m iejsce na pow ierzchni tych jam pow ietrznych, w aru n k u je srebrzyste zab ar­

wienie odpow iednich miejsc. T ylko w nie­

który ch razach srebrzysta barw a liści zosta­

je u w a ru nk ow aną przez zeschłe, powietrzem w ypełnione u tw ory włoskow ate (trichom y), co spostrzegam y np. u gatunków oliwnika (Elaeagnus) lub u złotolistu (C hrysophyl- lum).

Ze wszystkich kolorów jaskraw y ch n a j­

częściej w ystępuje na liściach zabarw ienie czerw one i czerw onobrunatne z licznemi przejściam i od czysto karm inow ego do b ru ­ natnego koloru, natom iast kolor cynobrowy nigdy się na liściach zauważyć nie daje.

B arw a ta właściw a je s t wyłącznie kwiatom , gdzie zależy od pew nych, co do chemicznej swojej n a tu ry niezbadanych, barwników, w ystępujących w protoplazm ie kom órek w postaci ziaren, pałeczek i t. p. utw orów . W liściach czerw onych i brunatnych o roz­

m aitych odcieniach w ystępuje barw nik zw a­

ny antocyjanem , któ ry sam przez się, albo w połączeniu z barw nikiem zielonym i żół­

tym , pow oduje najrozm aitsze kolory liści;

ten sam barw nik pow oduje różowoczerwo- ne, p urpurow e oraz błękitne zabarw ienia

(9)

N r 10. W SZI.CItŚW IAT. 153 kielicha, a chociaż b arw nik ten niejedno­

krotnie ju ż był badany, chemiczna jego na­

tu ra została dotychczas tajem niczą. P o ­ czątkowo mniem ano, że b arw n ik czerw ony pow staje z chlorofilu w skutek procesu u tle ­ n iania i odtleniania pod wpływ em kwasów i alkalijów , m niem anie to je d n a k musiało upaść, kiedy Gm elin wykazał, że chlorofil nie zamienia się działaniem kwasów mine- j

ralnych na barw n ik czerwony, a następnie M eyen i R oper zauw ażyli, że obok czerw o­

nego barw nika bardzo często występuje j i chlorofil. Nadto dowiódł H ugo v. Mohl, że czerw ony barw nik najczęściej w ystępuje w naskórku, gdzie przecież chlorofilu nie ma, co później potw ierdził W igand. W i- gand utrzym uje, że tkanki, zaw ierające barw nik czerw ony, posiadają w młodszych stadyjach rozw oju garbnik, z tego ostatnie­

go zatem rozw ija się w edług niego antocy- jan . W krótce je d n a k zauw ażył W iesner, że tkanki, zaw ierające czerw ony barw nik, pod wpływem alkalijów przy jm u ją kolor niebieski, k tó ry je d n a k bardzo prędko prze­

chodzi w zielony, a następnie w żółty. Stąd W iesner w nioskuje, że zielony barw nik składa się z niebieskiego i żółtego; niebieski pow staje w skutek działania alkalijów na antocyjan, żółty zaś w skutek działania al­

kalijów n a garbnik. W ostatnich czasach dowiódł Schnetzler, że powyższa zmiana kolorów zależy od działania alkalijów na antocyjan. T ak mianowicie wyciągi spi­

rytusow e z wielkiej ilości czerw onych, fijo- letow ych i niebieskich kw iatów pod wpły- wym szczawianu potasu zabarw iają się na kolor czerwony, ten zaś ostatni za doda­

niem w ęglanu potasu zmienia się na p u rp u ­ row y, fijoletowy, niebieski, następnie zielo­

ny, który po dłuższym czasie przechodzi w żółty. (Dok. nast.)

S. Grosglik.

0 ZM IANIE M G Ł A W IC Y

Sklepienie niebieskie usiane je st nietylko gwiazdami śtałemi, ale w tej przestrzeni

I bez granic znajdujem y nieskończoną roz­

maitość kształtów. Ju ż golem okiem bo­

wiem rozeznajem y, że nie we wszystkich okolicach nieba w równym stopniu gw iazdy są rozrzucone, że przeciwnie niektóre części sklepienia niebios tak zdają się ubogiemi w gw iazdy, że na znacznej przestrzeni za- ledwo kilka i to słabo błyszczących n ap o t­

kać można, gdy przeciwnie inne miejsca w i­

dzimy pokryte gęsto mniej lub więcej świetncm i gwiazdam i.

Siła teleskopu H erschla nie w ystarczała do tego, żeby można było rozłożyć ciała n ie­

bieskie, przedstaw iające się jak o masy m gli­

ste; pozostało też wątpliwem , czy przyczyna

| tej niemożliwości polegała na niedostatecz-

J nej sile pow iększającej instrum entu, czy też na samój istocie badanych ciał. W ątpli-

j wość ta została dopiero w naszych czasach usuniętą. Postaw iono sobie za zadanie za- pomocą najsilniejszych teleskopów oznaczyć J te ciała niebieskie, które oko zdoła rozłożyć na zbiorow iska gwiazd, od tych ciał, przy których taż analiza je st niemożebną. M gła­

wice pierw sze przy użyciu mniej silnych I teleskopów okazują się nam w kształcie ob­

łoczków , przez większe atoli przedstaw iają się jak o szereg m ałych gęsto nagrom adzo­

nych gwiazd. Są to zatem zw ykłe gwiazdy stałe w wielkich bardzo odległościach. Spo­

strzegane jak o m gły m ają kształt mniej lub więcej regularnie zaokrąglony, ponieważ nie jesteśm y w stanie obserwować części krańcow ych, gdzie światło zw ykle jest slab- szem; najlepiej możemy zatem dostrzedz środki tychże. M gław ic drugiego rodzaju nie podobna rozłożyć na cząsteczki składo­

we ani też praw dopodobnie i w przyszłości nie będzie można tego dokonać zapomocą jeszcze silniejszych teleskopów. P rz y uży­

ciu silniejszych przyrządów w zrasta jedynie jasność mgły.

Do tój ostatniej kategoryi należy znana m gła w konstelacyi A ndrom edy, k tórej wej­

rzenie uległo we W rześniu 1885 roku tak wielkiej zmianie, że obecnie patrząc na nią, trudno w niej poznać to samo ciało, o któ- rem ju ż pisali M arius w X V II wieku, a póż-

| niej H erschel. M gławica ta należała do najpospolitszych to je s t do eliptycznych.

Simon M arius opisał ją w ro k u 1612, poró- i w nał j ą do palącej się świećy, którój świa-

(10)

154 W SZECHŚW IAT. N r 10.

tło obserw ujem y przez cienką, tabliczkę ro ­ gową. M gław ica ta staw ała się ku środko­

wi coraz to jaśniejszą, a w sam ym środjcu nagle nabierała takićj jasności ja k ą posiada zw ykła gw iazda stała. N a niektórych jć j punktach w idziano prześw iecające małe gw iazdy, k tó re jednakow oż nie należą do m gław icy w A ndrom edzie, lecz mieszczą się poza nią lub też może przed nią. C ały ten u k ła d nie nosił w tedy żadnych śladów w ła ­ ściwości gw iazd stałych. W ro k u 1848 ba­

d ał szczegółowo ten u k ład am erykański astronom B ond przez w ielki re frak to r ob- serw atoryjum w C am bridge w S tanach Z je ­ dnoczonych i znalazł, że u k ład ten może się rosszerzać w zdłuż i wszerz, na krańcach był on jednakow oż bardzo niew yraźny i dlate­

go też badanie tych krańców przedstaw iało wielkie trudności. Św iatło tej m gław icy je s t nadto niejednostajne, gdyż m ożna ro z­

różnić dw a wąskie, ciem niejsze pask i, p ra ­ wie rów noległe, m ające k ształt kanałów .

T ak p rzedstaw iał się ten u k ład m gły w A ndrom edzie aż do końca S ierpnia 1885 ro k u , w którym to dniu spostrzegł astronom H a rtw ig w D orpacie zmianę, nadającą te ­ mu systemowi zupełnie inny kształt. O b ser­

w ując ten układ we W rocław iu przez tele­

skop B ardona z P ary ża, pod kierunkiem d y rek to ra G allego, zauw ażyłem , że w środ­

k u tój m gław icy u tw o rzy ła się gw iazdka 6-ćj do 7-ój wielkości, podczas gdy rozle­

głość tejże mgły, wynosząca daw niej 1 sto­

pień i 30 m inut długości i 24 m inut szero­

kości, znacznie się zm niejszyła. W środku zatem utw orzyła się gw iazda, o której po­

przednio żaden astronom nie w zm iankow ał.

N ierozw iązana zatem m gław ica p rz ed sta­

w iała się przy ostatnich obserw acyjach ja k o gw iazda 6-ój do 7-ćj wielkości, otoczona sła­

bą m glistą m ateryją. G w iazda ta m iała wówczas dość w yraźne granice, zdaw ała się błyszczeć ja k inne gw iazdy stałe, a m gliste jó j otoczenie stało się niew yraźniejszem i straciło na rozległości. W idocznie tedy odbyło się tu ta k silne zgęszczenie m ateryi k u środkow i, że u w ydatniło się rzeczyw iste ją d ro takie samo, ja k ie widzim y u gw iazd stałych.

P o d łu g późniejszych dostrzeżeń tegoż H a rtw ig a najgęstsza część środkow a m gła­

wicy stała się niew idoczną, a na jój m iej-1

scu u k azała się owa now a gw iazda. W i­

dmo tój m gław icy je s t ciągłe, z czego w yni­

kałoby, że nie je s t ona w stanie lotnym .

„B yć może, pisze H artw ig, że mamy tu do czynienia z procesem zgęszczania się wśród silnych objawów światła, podobnie ja k u ko­

m ety P onsa w r. 1883”. N a przypuszcze­

nie, jak ob y odblask tej nowo powstałej gw iazdy środkowej m iał być powodem z u ­ pełnego uniew idocznienia środkow ej części m gły, nie godzi się H artw ig ; zaznacza bo­

wiem, że przy pierw szych obserwacyjach rozróżniano dokładnie i równocześnie tę gw iazdę nową, jak o też i oświetloną część środkow ą m gławicy, k tóra dopiero później straciła na blasku. Równoczesność, ja k a za­

szła w ukazaniu się nowój gwiazdy i w zm niejszeniu się m gławicy i odw rotnie, u p ra w n ia nas do wniosku, że dwa te ciała w ścisłym z sobą zostawać muszą związku;

istotę tego zw iązku m iędzy gwiazdą a mgłą stara się prof. Seeliger w ten sposób w yja­

śnić, że w skutek uderzenia się pojedyńczych cząstek w układzie A ndrom edy pow stała nagle niezw ykła ilość ciepła, k tó ra spowo­

dow ała rozw inięcie się św iatła w ovvój gwieździe obserwowanego. W ogóle tedy, j a k się zdaje, m gław ica A ndrom edy ciągłej podlega zm ianie, polegającej na tem, że się z nićj tw orzą nowe ciała, podobne do gwiazd.

D latego też tru d n o nam się oprzeć m niem a­

niu, że i w owych regijonach wszechświata przy procesach tw orzenia się następuje zbliżanie, zgęszczanie i zaokrąglanie się i że wszystko we wszechświecie pow staje w e­

d łu g pew nego stałego praw a. T en sposób tw orzenia się ciał z m ateryi rozrzuconej w przestrzeni ujaw nia się zarów no przy pier- wszem pow staw aniu najm niejszych praw ie beskształtnych m gław ic, ja k i przy później- szem skup ian iu większych mas w pew ne u kłady .

Podobnie ja k w naszej atm osferze po­

w staje kro p la przez zagęszczenie mgły, p rzy jm u jąca k ształt kulisty, ta k i w wszech­

świecie tw orzą się, jeżeli praw dą jest, że po w stała now a gw iazda należy do m gław i­

cy w A ndrom edzie, z owych dalekich m gła­

wic ciała o kształtach kulistych, będące gw iazdam i, które n iejednej chw ilki ja k kro­

pla wody, ale całych tysięcy lat moec do swego u kształcenia się potrzebują. S ku­

(11)

N r ]0. W SZECHŚWIAT. 155 pienie się mgławicy w A ndrom edzie, zm niej­

szenie się pow ierzchni, z której ją d ro gwieź­

dziste powstało, w skazuje nam wyraźnie sposób, w ja k i pow stały w idzialne dla nas ciała niebieskie. Być nloże, że te m gławice służą i nadal służyć będą do utrzym ania istnienia pojedynczych gwiazd stałych.

Nie zbłądzim y tedy tw ierdząc, że licznie j napotykane na sklepieniu niebios gwiazdy mgliste, bądź to dające się zapomocą tele- ! skopu rozłożyć na pojedyncze gwiazdy, bądź roskładow i tem u się opierające, oso- bnemi są system atam i, podobnem i do naszój j mlecznej drogi '). A le o tych ciekaw ych ciałach napotykanych na sklepieniu niebios w najrozm aitszych kształtach i jasności, trudno tu coś pewnego powiedzieć, albo- ^ wiem ledwo sto lat upłynęło od czasu, gdy j pierw szy H ćrschel zaczął się niem i skrzę- j

tnie zajm ować i porządnie je obserwować. | To je d n a k godzi się tu jeszcze powiedzieć, że mgławice, niem ające żadnćj gwiazdy, j przedstaw iają się przecież w jed n em m iej­

scu, zazwyczaj w środku, lub kilku m iej- j scach, bardziej skupione bo świetniejsze, co skłania do w niosku, że w tych miejscach po

• upływ ie wieków pokażą się gw iazdy jak o b y z m gły występujące, ja k o b y rodzące się no­

we światy.

Chociaż z czasem będziem y posiadali le ­ psze szkła, to jest w tedy, gdy może analiza

•) P o g lą d te n a u to r a niew szy scy o b e c n ie p o d z ie ­ la ją a stro n o m o w ie ; n ie z d o ła n o d o tą d o z n aczy ć o d ­ ległości a n i je d n e j m g ław icy i n ie w iem y zgoła, czy j e m ieścić jeszcze w o b rę b ie g n ia z d b ły sz cz ą c y c h n a n aszem n ie b ie , czy te ż u w ażać je za p o d o b n e do o g ó łu d ro g i m le c zn e j system y, z ło żo n e z atem tak ż e z s e te k m ilijo n ó w g w ia zd . W j a k n ie p o ję tą o d le ­ g łość n a le ż a ło b y p rz e n ie ś ć w szy stk ie g w iazd y , a b y ra z e m n a n ie b ie u tw o rz y ły je d n ę ty lk o te le sk o p o ­ w ą , ja s n ą plam kę! G dyby z b io ro w is k a g w iazd i m g ła w ic e ro z w ią z a n e sta n o w iły o d rę b n e sy stem y , d a le k ie d ro g i m leczn e, w in n y b y p ra w d o p o d o b n ie je d n o s ta jn ie b y ć p o n ie b ie ro z rz u c o n e ; ty m c z ase m p rz ew a ż n a ic h ilo ść m ie śc i się w o k o lic a ch d ro g i m le czn ej; to k a za ło b y p rz y p u szc z a ć , że z b io ro w isk a te ra cz ej n a le ż ą do s k ra jn y c h g r a n ic n a sz eg o u k ła ­ d u g w ia zd , an iżeli, że sta n o w ią in n e u k ła d y , podo- b n ć jż e ro zleg ło ści. W k a ż d y m ra z ie ro z b ió r ta k ic h k w esty j w y ch o d zi p o za g r a n ic e n a u k i p o z jty w n e j.

(1’rz y p . R ed.).

chemiczna w ynajdzie lepszy m atery jał na soczewki i będziemy wpraw dzie w stanie rozłożyć to i owo ciało niebieskie n a jego cząsteczki, ale z drugiej strony ujrzym y praw dopodobnie nowe zastępy ciał m gli­

stych, obecnie wcale niewidzialnych.

Bolesław Buszczyński.

(Komisyja fizyjograficzna (Akademii Umieję­

tności w (Krakowie.

P o s ie d z en ie K om isyi fizyjograficznej o d b y ło się d n ia 29 S ty c z n ia r. b., p o d p rz e w o d n ic tw e m p ro f.

J . R ostafińskiego.

P ro f. Z a rę c z n y p rz e d s ta w ił sz e re g z e b ra n y c h p rz e z sie b ie gipsów k ry sta liz o w a n y c h , p o c h o d zą ­ cy ch z tr z e c h m iejsc o w o ści z o k o lic K rak o w a, ze S k o tn ik , z B o c h n i i z P o d g ó rz a i o b ja ś n ił p ra w a , w ed łu g k tó ry c h k ry s ta liz u je te n m in e ra ł w ty c h m iejsco w o ściach . Z b ió r zaś sam , u m ie ję tn ie ukla- sy fikow any i s ta r a n n ie u rz ąd z o n y , o fiaro w a ł do zb io ró w K om isyi fizyjograficznej.

P . B ien iasz p rz e d s ta w ił okaz.y iłó w z ale g a ją c y c h w p o k ła d a c h trze c io rz ę d o w y c h G alicy i w sch o d n iej, z k tó r e m i, w celu z as to s o w an ia ic h do u ż y tk u p r a k ­ ty czn eg o , w y k o n y w ał on r o z m a ite d o św ia d c ze n ia . I ł ta k i sp a lo n y d a je szczeg ó ln iejszą su b s ta u c y ją , b a rd z o p o d o b n ą do p u m ek su . J e s t o n a p o rz y s‘ą, p ia n k o w a tą , sz o rstk ą aż do o stro śc i i le k k ą . W w y­

w iązan ej z teg o p o w o d u d y sk u sy i, p ro f. C z ern ia ń s k i z w ró cił u w ag ę n a p o trz e b ę ro z b io ru ch em icz n eg o ta k sa m y ch ilów^ o k tó ry c h b y ła m ow a, jak o to ż i o trz y m a n e j ze s p a le n ia ich su b sta n c y i.

P. G. O ssow ski m ó w ił o z n acze n iu szczątków f a u ­ n y d y lu w ija ln e j, z n a jd u ją c y c h się w n a rau lis k ac h ja s k iń k ra jo w y c h , p o d w zględem c h ro n o lo g ii u tw o ­ ró w d y lu w ija ln j ch. W y k azaw szy w k ró tk o śc i p o ­ g ląd y , ja k ie się w n a u c e pod ty m w zględem m n ie j w ięcej u s ta liły , s k r e ś lił n a s tę p n ie c h a r a k te r gieolo- g ic z n y n a m u lisk w b a d an y c h p rz e z nieg o ja s k in ia c h k rajo w y ch . Z ty c h c e c h g ie o lo g ic z n y ch ok azu je się, że ja k k o lw ie k sz c z ą tk i fa u n y , z a w a rte w n am u - lis k a c h jas k in io w y c h , n a le żą do z w ie rz ą t okresu d y - lu w ija ln eg o , n ie m n ie j je d n a k w id o czn em je s t to, że zaleg ły one w n ic h ju ż w czasach p ó źn iejszy ch i są w y ra ź n e m i c zą stk am i u tw o ru d y lu w ija ln eg o , p rz e n ie s io n e g o n a ło ży sk o w tó rn e , czyli, że są p r o ­ d u k te m n ap ły w ó w a lu w ija ln y c h . F a k ty te , s p o ­ s trz e g a n e n ie je d n o k ro tn ie p rz y b a d a n iu ja s k iń , p o ­ p a r ł ty m ra z e m p re le g e n t z n ak o m ity m okazem w y­

d o b y ty m p rz e z n ie g o z n a m u lisk a ja s k in i W ierz- c h o w sk iej-G ó rn ej. Okaz te n p rz e d s ta w ia w ie lk ą b r y łę s ta la g m ito w ą , zło żo n ą z części z ie m is ty c h n a ­ m u lisk a, z g ru zo w isk a sk aln eg o , w ielkiej ilo ści k o ­

(12)

156 W SZECHŚW IAT. N r 10.

ści z w ie rz ą t g a tu n k ó w z a g in io n y c h , tu d z ie ż z k a ­ w a łk ó w w ę g la d rz e w n e g o i z p o p io łó w , co w szy stk o z a la n e zo stało i sp o jo n e w je d n ę m asę s k a ln ą w a ­ p ie n ie m n a c ie k o w y m , tw o rz ą c y m w ie rz c h n ią s k o ­ r u p ę s ta la g m ito w ą n a m u lis k a w s p o m n ia n e j ja s k in i.

G ru b o ść ta k ie j s k o r u p y d o c h o d z i m ie js c a m i p r z e ­ szło do p ó ł m e tr a g ru b o śc i. W w ie rz c h n ic h czę*

śc iac h p rz e d s ta w io n e g o o k a zu , p o m ię d z y ro z m a ite - m i k o ść m i k o p a ln e m i, s te rc z y ta k ż e k o ść u rIow a le ­ w a n ie d ź w ie d z ia ja s k in io w e g o , p rz y k tó re j z n a jd u ją się k a w a łk i w ę g la i p o p io ły . O w iele g łę b ie j od t e ­ g o p o z io m u , ju ż w n a m u lis k u zie m iste m , k tó re ów s ta la g m it p o k ry w a ł, z n a lez io n e zo stały , m ięd zy in - n e m i, c z a sz k a i ko ści d łu g ie lw a k o p aln eg o , czaszk a h ije n y , o raz sk o ru p y n aczy ń p rz e d h isto ry c z n y c h . F a k ty te św ia d c zą n a jw y ra ź n ie j, że n ie d ź w ie d ź j a ­ sk in io w y n ie z aleg a b y n a jm n ie j sta le , j a k to d o ty c h ­ c za s m n ie m a n o , n a n a jn iż sz y m p o z io m ie ja s k in io ­ w y ch p o k ład ó w n a m u lisk o w y c h , lec z p rz ec iw n ie , z n a jd u je się on ta k ż e i n a p o z io m ie ic h n a jw y ż ­ szym . N a s tę p n ie z aś w y n ik a z ty c h z ja w isk i to, że m a te ry ja ł p a le o n to lo g icz n y sam eg o n a m u lis k a ja - sk iniow egd, b ę d ą c e g o n a jw y ra ź n ie js z y m u tw o re m a lu w ija ln y m , n ie m o że b y ć p rz y jm o w a n y za p o d s ta ­ w ę d la o z n ac ze n ia c h ro n o lo g ii w z g lę d n e j u tw o ru d y lu w ija ln e g o .

P. M. R a c ib o rs k i p rz e d ło ż y ł z e b r a n e p rz ez p.

B łockiego, n a u c z y c ie la ze L w ow a, ok azy T h a lic tr u m co llin u m , p rz e c h o w a n e w z b io ra c h Iio m is y i fizyjo- g ra fic zn e j i o zn aczo n e p rz e z n ie g o ja k o fo rm a p ru i- n o sa. P . R a c ib o rs k i w y k a z a ł, że n a le c ia ło ś ć liści w sp o m n ia n y c h okazów n ie j e s t n a tu r a ln y m w y k w i­

te m w oskow ym , ja k to by w a u g a tu n k ó w p o k re w ­ n y c h , ale, że je s t sp o w o d o w an ą g rz y b e m p a so rz y t- n y m , ta k z w an y m E r is ip h e co m m u n is, k tó ry , po ­

k r y w a ją c b ia ła w ą g r z y b n ią liście ro ś lin y , sp o w o d o ­ w ał n ie s łu s z n e u tw o rz e n ie n ow ej fo rm y . N a s tę ­ p n ie p. R a c ib o rs k i z a w ia d o m ił o z n a jd o w a n iu się w G alicy i p o łu d n io w e g o g a tu n k u P o te riu m polyga- m u m , p rz y b y łe g o zap e w n e z e ^ p a rc e ttą .

W k o ń c u w y w ią z a ła się d y s k u s y ja o p o trz e b ie u ła tw ie n ia m o żn o ści c zło n k o m se k c y i c h e m ic z n ej d o k o n y w a n ia ro z b io ró w c h em icz n y ch ro z m a ity c h okazów g ieo lo g icz n y ch i m in e ra lo g ic z n y c h , co d la b a d a ń te g o ro d z a ju b y ło b y n a d e r p o ż y te cz n e m i n iez b ęd n e m .

G. O.

S P R A W O Z D A N IE .

A. M . Ł o m n ic k i. M ięczaki, z n a n e d o ty ch c za s z p le ­ jsto cen u g a lic y js k ie g o . K( sm os (lwowski,), ro k X f, str. 2 7 7 —299.

A u to r p o d a je sp is m ięczak ó w z n a le z io n y c h w plei- s to c e n ie g a lic y js k im :' B rz u ch o p e łz ó w (G a stro p o d a ) 57 g a tu n k ó w , w tej liczb ie 25 n o w y c h d la b a d a n e g o o b sz a ru ; M ałżów ( L a m e llib ra n c h ia ta ) 7 g a tu n k ó w , ; p o m ię d z y n ie m i 3 no w e d la b a d a n e g o k r a ju . D la ,

k a ż d e g o g a tu n k u p o d a n o je g o m ie jsc e z n a jd o w a n ia się t a k w s ta n ie k o p a ln y m , ja k o też ży w y m . 52 g a ­ tu n k i są z n a n e z p le is to c e n u , a 14 z p lijo c e n u E u ­ ro p y śro d k o w e j. W szy stk ie g a tu n k i ży ją o b e cn ie, ale 5 w G a lic y i w y m arło . W sta rs z y c h g lin a c h g łó w n ie w y s tę p u ją g a tu n k i p ó łn o cn e , a w t r a w e r ty ­ n ie w J a z ło w c u g a tu n k i E u ro p y w sch o d n iej i p ó ł­

n o c n e j.

A . W .

W. S z a jn o c h a . O k ilk u g a tu n k a c h ry b k o p a ln y c h z M o n te-B o lca p o d W e ro n ą , z n a jd u ją c y c h się w g a ­ b in e c ie g ie o lo g ic z n y m U n iw e rs y te tu Ja g ielo ń sk ie- go. P a m ię tn ik A k a d e m ii U m ieję tn o ści w K ra k o ­ w ie. T o m X II, s tr. 1 0 4 — 115, ta b . 1— 4.

A u to r m ów i o 6 g a tu n k a c h r y b z M o n te-B o lca, b ę d ą c y c h w ła sn o śc ią U niw . Ja g ie lo ń s k ie g o w K ra ­ kow ie. O d w u g a tu n k a c h , C lu p ea, sp. alf. ch ry so - so m a L io y i B lo ch iu s lo n g iro s tris V o lta, ty lk o w spo­

m in a , p o z o s ta łe zaś 4 g a tu n k i o p is u je i p rz e d sta w ia n a z a łą c z o n y c h ta b lic a c h fo to d ru k cw y c h . Z ty c h c z te r e c h g a tu n k ó w t r z y są now e: S p a rn o d u s le trin i- fo rm is, S e m io p h ru s p a rv u lu s i H a c q u e tia b o lcen sis.

U la o s ta tn ie g o z ty ch g a tu n k ó w a u to r u tw o rz y ł n o ­ wy ro d z a j H a c q u e tia n a c ześć p ro f. B a lta z a ra H ac- q u e t, p ierw sze g o s p e c y ja lis ty m in e ra lo g ii i g ieolo- gii n a u n iw e rs y te c ie J a g ie lo ń sk im .

A . W.

KBONfKA NAUKOWA.

M E T E O R O L O G [JA .

— S la n p o w ie trz a w E urop ie ś ro d k o w e j, w L isto ­ p a d zie i Grudniu 1 8 8 6 r.

M iesiąc L is to p a d o d z n ac za ł się p rz e w a ż n ie po- c h m u rn e m , w ilg o tn e m i ciep łem p o w ie trz em , p rz y d o ść s iln y c h w ia tra c h z ac h o d n ich .

W p ie rw s z y c h d n ia c h m ie s ią c a n a jn iż sze c iś n ie ­ n ie b a ro m e try c z n e p a n o w ało n a O cean ie n a p ółno- co -zach ó d w zg lęd em E u ro p y ; zb a c za ło ono n ieje d n o ­ k ro tn ie k u p o łu d n io w sch o d o w i i w y w o ły w ało w e F ra n c y i i w z a c h o d n ic h N iem czech zn aczn e o p a d y , n a to m ia s t m a x im u m b a ro m e try c z n e ro sc iąg a ło się n a w sch o d zie E u ro p y i p rz e su w ało od p ó łn o cy ku p o łu d n io w i, to też w ty c h o k o licach n ie b o b y ło dość p o g o d n e p rz y c h ło d n e j te m p e ra tu r z e . P o d w p ły ­ wem n a s tę p n ie p o łu d n io w o -z a c h o d n ic h w ia tró w , k tó re n a ląd z ie s ta ły m w y s tę p o w a ły słabo, a dość siln ie n a w y b rz eż a ch m o rsk ic h , te m p e ra tu r a z po­

c z ą tk u niżej n o rm a ln e j p o d n io sła się sz y b k o p o n a d w a rto ś ć ś re d n ią ; w d n iu 6 n a w y b rz eż a ch n ie m ie c ­ k ich p rz e w y ż k a w y n o s iła 4° C, n a ląd z ie zaś s ta ły m d o c h o d ziła d o 6° C. W d n iu 3, n a w y sp ac h b ry ta ń - sk ich sz a la ła b u rz a, k tó r a je d n a k d o lą d u stałeg o nie doszła.

Cytaty

Powiązane dokumenty

nych zw ierząt kręgow ych, to przekonam y się, że oko nieparzyste czyli trzecie, o ile dotąd jest wiadomem, nie odpow iada typo­.. wi oczów zw ierząt kręgow ych,

ku węgla, której nie wydają lampy żarowe. Łuk Yolty przez promieniowanie i samo tworzenie się dwutlenku węgla wydaje również pewną ilość ciepła, lecz przy

dlateg o , kto z pominięciem jego pierwszego szczebla chce od razu do wymiany materyi przeskoczyć, jest więcej niż pewnem, ale rzecz się niesłychanie wyjaśnia

Mais pelado podaje się albo jako mote, czyli w całkowitem ugotowanem ziarnie, które chleb zastępuje, alboliteż przyrządza się zeń takie same paszteciki, jak

W spisie poniżej umieszczonym stacyje oznaczone głoską a znajdują się właściwie nie na samym w ierzchołku góry, ale tylko w niew ielkiej od niego

Toż samo da się powiedzieć i o płomieniach, a gdyby się udało otrzym ać płomień, któryby zgoła nie w prow adzał do pow ietrza oczyszczonego cząstek

— Pochłanianie św ia tła w rozmaitych rospuszczal-

Porów najm y teraz daw ne zapatryw anie się na czynniki n atu ry , z zapatryw aniem się nowoczesnem, które rozwinęło się w sposób powyżój przytoczony i które