• Nie Znaleziono Wyników

Majątek Ponikwoda i dziedzic Koryzna - Stanisława Podlipna - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Majątek Ponikwoda i dziedzic Koryzna - Stanisława Podlipna - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

STANISŁAWA PODLIPNA

ur. 1930; Kurów

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, dwudziestolecie międzywojenne

Słowa kluczowe projekt Ziemiaństwo na Lubelszczyźnie. Wirtualna podróż w czasie, majątek Ponikwoda, rodzina Koryznów, dzieciństwo, rodzina i dom rodzinny

Majątek Ponikwoda i dziedzic Koryzna

[Jak miałam trzy lata, to się przeprowadziliśmy do Lublina]. Na Ponikwodę. Na ulicę Wiejską. A Wiejska się ciągła od cmentarza unickiego, tak przez osiedle te, Ponikwodę. Tylko tam kiedyś to były takie chatki, nie tak jak teraz już piękne domy, tylko chatki. I do samego mostu na Kalinowszczyźnie ciągnęła się Wiejska. To była ulica Wiejska. A na górze, takie lipy tam są – to był majątek Ponikwoda, dziedzic był.

No i mój ojciec tam pracował. [Dziedzic się nazywał] Koryzno. Pewnie, [że go pamiętam]. Aaa, to był… Ale on tutaj nie był, on tylko tutaj przyjeżdżał dwa, trzy razy do roku na rozliczenia takie. A on miał w Sójkach majątek. Sójki to chyba gdzieś w poznańskim są. Był bardzo duży ten majątek, bo ojciec tam jeździł. Jeździł do tego dziedzica po buhaja. Bo tutaj, na Ponikwodzie, jak majątek był, to było ze czterdzieści krów, ze dwanaście koni. I tak – [ojciec] był pastuchem do krów, co musiał odpowiadać za te krowy. Fornali było chyba pięciu. Dziesięć koni było. A ten dworek był właśnie na górze tam. I tam właśnie była kucharka. To ona to zarządzała, ona to odpowiadała za ten porządek tam. Był stróż. A kuchanka no to tam miała kilka kur, o porządek tam dbała, stróż ten trawniki czyścił, w nocy pilnował to wszystko. I rządca był. A to rządca to się Mikos nazywał. Drugi się nazywał Kosmulski. A pierwszy to się nazywał Kaczkowski. To ja tego Kaczkowskiego jak tylko śmy się tylko wprowadzili, to ja pamiętam. To on był pierwszy rządca. A później Kaczkowski już jak poszedł na emeryturę, to na Żmigrodzie, pamiętam, mieszkał. A jego córka w szkole, w dziesiątce, mnie uczyła. Tego Kaczkowskiego córka nauczycielką była. On już nie pracował, tylko na Żmigrodzie mieszkał, pamiętam.

[Mój ojciec tam był] pastuchem. To ojciec miał dobrze, bo łąki były. Pamiętam, tam do ojca śmy chodzili… A i psy miał, takie piękne wilczury. Aza i Zora się nazywała.

Ale takie były mądre, że ojciec siedział sobie, bo tam były łąki poniwodzkie i tatarskie.

I rów taki przegradzał, to już zarośnięty był. Ale mój ojciec siedział od tego rowu, żeby krowy nie szły na tatarske łąki, a od pola – tam były buraki, zboże – to dwie suki

(2)

pilnowały. Jak krowa tam sięgnęła czy tam do zboża czy do buraków, to ojciec krzyknął: „Aza!” i ona… A tak mówił, że nawet „Białogrzbietka” jak krzyczał,

„Białogrzbietka” to już ta suka leciała i za ogon, jak się nie posłuchała, to leciała do nozdrzy, do krowy i łapała. To pamiętam.

No pewnie, [że chodziłąm do dworu Koryznów]. Jak ta ciotka przyjeżdżała, na wakacje zawsze, przez dwa miesiące, ta Maria z Warszawy. Bo ona miała dom w Warszawie, ta ciotka [z rodziny Koryznów]. To była stara panna taka, taka z dawna była, zawsze w rękawiczkach, w kapeluszu. I ta gospodyni właśnie gotowała jej i ten fotel jej wynosiła na trawnik. I nas sobie brała – mnie i siostrę – i z nami rozmawiała.

Czytała nam, opowiadała nam różne takie bajki, nie bajki, o pisarzach, kto jaką książkę napisał, jakie kto wiersze ułożył. Ale myśmy tak… Nie lubiałam do niej chodzić, bo ja chciałam latać, a tu to starsza babka, to żeby na spacer z nią wyjść w pole. No i ona później w czterdziestym czwartym roku… Nie. Koryzna został w Sójkach. Niemcy go stamtąd wyrzucili, zajęli majątek Sójki – bo to w poznańskim było – i on tu przyjechał na Ponikwodę. A dziedziczka była taka rzutna babka, wysoka taka, przystojna – on był dużo mniejszy ten dziedzic od niej. Brodę miał siwą, maskę sobie zakładał na wąsy. Bo widziałam nie raz, jak śmy tam podglądali, to do ubikacji szedł, maskę miał tu, na wąsy. Taki był elegancki. A ona zajęła się ogrodnictwem.

Inspekta założyła ta dziedziczka. Co to są inspekta? No, sadzonki, ogórki wczesne, pomidory, że ona takie… Pamiętam, groszek zielony to całe hektary miała. I dziewczyny z Łęczyńskiej, dziesięć dziewczyn przychodziło do niej do ogrodu pracować.

Data i miejsce nagrania 2015-06-18, Lublin

Rozmawiał/a Marek Nawratowicz

Transkrypcja Monika Mączka

Redakcja Maria Radek

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jakoś tak, wiem, że za Niemców była, bo jak nas wzięła, ojca siostra, do miasta i miała dwóch synów, i śmy poszli, pamiętam, nie wiem, ona coś chciała kupić i śmy

No, to ludzie pracowali, ten Kosmulski był rządcą, a on [Henryk Strupek] zarządzał, ale to był dobry taki Niemiec, zawsze do nas przychodził porozmawiać z ojcem, po mleko

Pamiętam ze mną chodziła do szkoły, Zezula się nazywa, ale ona też taka nie wiem skąd była.. Matka taka

No to w czterdziestym czwartym roku to też dostał, bo kto miał prawo jazdy, to żeby się zgłaszać.. Takie było, że to kierowców

Pamiętam – któregoś razu, jesienią to musiało być, na pewno jesienią, bo tak: przyszedł, siadł, siedział i tak ni stąd ni zowąd mówi: „Na zimę się ma, jakieś

I nawet nie wiem czy, no chyba miała gdzieś jakieś przystanki, bo po wojnie, po wyzwoleniu to też jedynka była, to już jeździła do fabryki samochodów?. Ale tyle narodu było

Ale pamiętam to chyba jeden dzień w tygodniu to ten lód tylko, bo to furmanki przyjeżdżały po ten lód. Bo to jakby tak na bieżąco, to by się

No i wtedy rządca jak dał zezwolenie, to już ten Cygan mógł paść konie, nawet rządca mu dawał owsa, owies dla koni, słomę, żeby już nie kradło, tylko żeby siedziało..