- « B r . R o s e n w a s a e r » - Najnowsze modele. Wyrób wytworny.
W arszaw a, O grodow a 62. Tel. 79-90. Ceny najniższe- Cenniki gratis i franco-
Fabryka mebli giętych „Feliksów”
SKŁtflD NRCZYft KUCHEflflYCH,
g a la n tery jn y ch 1 sp rzętów gospodarskich Warszawa,
: J. 5. KORSAK Marszałkowska 141,
Telefon 90-55.
S p rzed a ż za g o tó w k ę i na ra ty .
= = # = = # = = & = = # = Cow. yikc. J .JOHN w £odzi
w y r a b ia w 3 -c łi o d d z ie ln y c h fa b ry k a c h i 1. P ę d n ia (Transmisye). I I . W y g ła d z ia r k i (Kalandry) i wal
ce do nich. I I I . O ry g in a ln o k o t ły S tre b la do ogrzewań.
Biuro Warszawskie, Marszałkowska 148.
r>}| a k i l k i A Pierwszorzędnych firm no- I I A l a l Iw A we i używane na raty naj-
■ a » » l S i l n i a dogodniejsze i za gotów kę
= TANIO poleca S K Ł A D :---
FraociszeR Sobol,
—... - W a r s z a w a , M a r s z a łk o w s k a Aft 139. : = I B
~i w C o m p a g n ie d ’ E I e c t r i c it e d e W arsow ie
O D D Z I A Ł I N S T A L A C J I T e le f o n 8 6 - 3 0 . C z y s ta M i 6 .
U rz ą d z a
I n s t a l a c je o ś w ie t le n ia i s i ł y e l e k t r y c z n e j Z p r z y ł ą c z e n i e m d o s i e c i w ł a s n e j ( m i e j s k i e j )
po cenach możliwie nizkich.
P r o j e k t y I k o s z t o r y s y na każde żądanie szybko 1 bezpłatnie.
S t a ł a w y s t a w a
motorów maszyn, najnowszych aparatów do gotowania pieców, zapalniczek, żelazek do prasowania, poduszek do ogrzewania, wo-
góle wszelkich nowości w dziedzinie elektrotechniki.
O r y g i n a l n e p a r y s k i e 1 w i e d e ń s k i e
żyrandole, lampy, latarki, świeczniki, bronzy, statuetki z terra- kotv i fajansu i t. p
■ " — ... . ... n n Egzystująca od 1824 roku
Cesarsko-Królewska uprzywilejowana
Fabryka Instrumentów muzycznych
W. STOWASSERA Synowie
SRASLIC w CZECHACH i w W a r s z a w ie , N o w y - ś w ia t Aft 3 6 a p o le ca w ie lk i w y b ó r w s z e lk ic h in s tr u m e n ó w mu*
zycznych. C E N N IK I B E Z P Ł A T N IE
Pijcie przy obiedzie i kolacyi
z n a k o m itą
.BABBIT ” Fabryka Armatur
i Odlewnia Metali Cholewiński i Dobrowolski Inż.
D L t l C K O <S^»
zanim stan ie się sam odzielnym człowiekiem, należy fotografować we wszystkich ważniej
szych chwilach rozwoju i przekształcania się.
Fotogrgfie takie najlepiej można wykonywać sa
memu w domu, o czem przekonywa załączona obok odbitka.
C e n n ik i o b j a ś n ie n ia n a ż ą d a n ie w ysyła
Skłafl Aparatów i Przyborów Fotograflcznycti
= ER NEST MEUMANN =
W arszaw a, M AZOW IECKA 6. T el. 54-96.
G. A. Muller l e r i Z ^ 80
Wanny, umywalnie, klozety. Rury kanalizacyjne, wodociągowe, zle
wowe. Rury żebrowe i radjatory. Kompletne urządzenia kąpielowe.
W . CIELEC K I
M i l i Skład F ab rjciny
T-wa Akc. WŁ. GOSTYŃSKI i S-ka Łódź P io trk o w sk a 68. T el. 12-43.Poleca po cenach fabrycznych: Łóżka, Materace, Umywalnie, Wanny, Klozety pokojowe. Samowary, Tulskie, Filtry do wody, Naczynia i przybory kuchenne.
KAUKASKI MAGAZYN
M. MURATÓW d"”i ™ . ow
Poleca NA S E Z O N ZIM OW Y J e d w a b ie na suknie i bluzki, oraz D y w a n y P e r s k ie .
wyrobu Warsz. Tow. Akc.
„Jfiotor".
Warszawa, Mokotów m o«
ul. Kazlmierowska 19,
Wykonywa wszelkiego rodzaju armaturę, oraz następujące stopy metalowe: mosiądz czerwony na armaturę, mosiądz, bronz i fosforbronz d-ra KÓntzefa, metale odporne na działanie kwasów i na wodę morską, bronz na wysokie ciśnienie do 500 atmosfer, mosiądz paten
towany do rur bez szwu, bronz krzemionkowy, bronz niklowy i stal fosforbronzowa na przegrzaną parę, metal okrętowy „Sterrow", metal .Delta" i .Durabel", tombak, aluminjum, najsilber, spoiw o wszelkich gatunków, przeciwkwaśny bronz manganowy na wysokie
ciśnienie i przegrzaną parę, fosforbabbity. REZERWUARKI do W. C. patent, oyit. „KRES’*
i
w e*
O C E «
/fa (Swiaąflfię!
Ceny aparatów fotograficznych znacznie zniżone!
LATARNIE PROJEKCYJNE
d la s z k ó ł, o d c z y t ó w e tc O d r b . 20 d o r b . 75.
Kuhle, M ik sch e i Tiirk
właściciel B. ŻURKOWSKI
W arszawa, Ai. Jerozolimskie 43, te l. 31.27.
W » z e l* ie p r z y b o r y -io fo t o g r a f ii po c e n a c h ś c iś le fa b r y c z n y c h . —
Es 2? H
> E O
~ <s E 2 5 o 3 Q_
W
g e g
s n
2 ^ 5 Z c *o ftf O 3 3 4S
“ g j >
£ g &
-o e a as <0 s
© O S
© ■§
T « i * O e i C ~ N S O -g
’ c 1 - c >
O 55 o « I— s 1 (S N O £ 3 £ m
C tZ)
•w M
£ u
i i N
O
<
J
DLA KASZLĄCYCrt
i O S Ł A B IO N Y C H
E K S T R A K T i KARMELKI
LELIW A’
lnwarszawie, zielna 21 tel. 53-54 sprzedaŻwSklaoachapteczn.ia p t e k a c h I WYSTRZEGAĆ SIE NASLADOWHICTH,ZWRACAJĄC UWAGĘ m MARKĘ FABR.hsDPAKOWANIU
i Lahoratorynm Farmaceutyczne Stefana MICHELISA
w Warszawie, Mokotowska 43. Tel. 97-97.
P o leca : N a jn o w sze sp e cy fik i krajow e i zagraniczn e. W ody m in eraln e ś w iiż e g o cz erp a n ia .
W yrabia: Ś ro d k i o p a tru n k o w e w y ia ło w io n e w szk le i p e r g a m in ie , oraz p ły n y w y ja ło w io n e do podsk órn vch w strzyk iw ań.
M asę do p o sa d ze k „LUNA", C ukierki E u c a lip tu so w o -m e n to lo w e . R ep reze n ta c y a w y ro b ó w F. Ad. R ich tera.
A n a liz y fiz y o lo g ic z n e i b a k teryologiczn e.
w pergaminowych patentow anych
paczkach i synowie W ARSZAW A.
Skład fabr. Mebli giętych B r a c i
THONET
W A R S Z A W A ,
Marszałkowska 141, tel. 20-29.
Kompletne urządzenie apartamentów, will, teatrów, zakładów gastronomi
cznych, klubów, etc- etc . W ie lk i w y b ó r g o to w y ch Jadalni, S y p ia ln i,
S a lo n ó w i t. p. na sk ła d zie.
o
Na G w ia z d k ę
C e n y z n a c z n ie z n i i o n ? P O L E C A
o S kład Instrumentów Muzycznych e >
oraz ULEPSZONYCH GRAMOFONÓW i PŁYT U w aga: W ie lk i w ybór p ły t G ram ofonow ych
A. I.TDGARINOFF
Ostatnie nowości!
Warszawa, Ni 18 Nowy-Świat N? 18, Telefon Ne 41-11. _____
IłZ-JrU
pier w sza p T P T T T D V r 7 ' K r A P IE K A R N IA JŁ I j J j J A 1 JLV I V ju 1 i A .
N o w y -Ś w ia t JUł 8 , t e l. 7 7 -0 0 . W o la k a M 3 0 , t e l. 8 8 -7 7 ,
Poleea z n a n e z e s w e j dob ro ei p ie e z y w a
tEDWARD GUNDELACH.
KAROL F. FISER
Warszawa, Jitazowlecka 10.
Kompletne urządzenia biurowe.
A M E R Y K A Ń S K I S Y S T E M .
O P 1TZ i S-ka
Fabryka wyrobów M E T A L O W Y C H W a r s z a w a , M o k o tó w T e l. 17-17.NACZYNIA GOSPODARSTWA DOMOWEGO I MLECZARSKIE oraz poleca PARNIK ,WAR“ i NOWY „WAR* do paszy dla bydła,
- C e n y f a b r y c z n e . ., . ___ :
POLSKIE TOWARZ. ESPERANTYSTÓW Nowy-Swiat 2 1 -3 , p o otrzym an iu marki 15 k. w y ś le p o d r ęcz n ilc-sło w n ik języ k a 2 rb kurs nauki C C D C D A N T O T e le fo n Na 149-11. C O r t l l H I I I U .
Biuro nauczycielskie
K a r p i ń s k i e j
W a r s z a w a , M o n i u s z k i 7 poleca: n a u c z y c ie lk i, fr e b ló w k i, b o n y , sp r o w a d za fra n c u z k i, n iem -
ki, a n g ie lk i.
Lecznica chorób zębów
SZ C Z ĘK 1 J A M Y U S T N E J p r z y p i e r w s z y c h w W a r s z a w i e k u r
sach n a u k o w o -p ra k ty czn y ch dla d y p lo m o w a n y c h le k a r z y 1 d e n t y s t ó w PO D K IER UN K IEM LEK. - D E N T .
L, Schellera, D-ra H. Gelóarda,
St. Bliklego 1 L. GoJflberga
Marszałkowska 98 (róg Al. Jeroz tel.98-85 G odziny p r z y ję ć od 9 r . do 1 w.
♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ t
ZA K ŁADY MECHANICZNE
£. Plagę i ć. laskiewicz
--- w L U B L I N I E . =
Kotły parow e wysokiego ciśnienie.
Kompletne in stalac ye: g o rzeln i, re k tyfika cyi, krochm alni, syro p iarn i, drożdżow ni i suszarni k a rto fli.
ĘIUR O W Ł A SN E w W A R S Z A W IE , JE R O Z O L IM S K A 58.
II
PRENUMERATĄ; w W t r « t a » ł * kwartalnie Rb. 2. Pó/roctnie Rb. 4.
Rocznie Rb. 0. W K r 6 l* e 4 w le I C e s a r s t w ie : Kwartalnie Rb.2.26 Półrocznie Rb. <.00 Rocznie Rb. 9. Z a g r a n ic ą : Kwartalnie Rb. 3.
Półrocznie Rb. 6. Rocznie Rb. 12. M ie s ię c z n ie : w Warszawie, Kró
lestwie I Cesarstwie kop. 75, w Austryl: Kwartalnie 6 Kor. Półrocznie 12 Kor Rocznie 24 Kor. Na przesyłkę „Alb. Szt.*' dołącza się 60 hal.
Numer 60 hal. Adres: „ŚWIAT** Kraków, ulica Zyblikiewicza Ns &.
CENA OGŁOSZEŃ: Wiersz nonparelowy lub (ego mielące na l-e| stro
nie przy tekście Rb. 1, na 1-ej stronie okładki kop. 60 Na 2-e| I 4-e|
stronie okładki oraz przed tekstem kop. 30. 3-cia strona okładki i stro
nice poza okładką kop. 20. Za teksten. na białe! stronie kop. 30.
Zaślubiny i zaręczyny. Nekrologi, Nadesłane (w tekście) kop. 75.
Marginesy: na l*ej stronie 8 rb., na ostatniej 7 rb., wewnątrz 6 rb.
Adres Redakcyi i Administracyi: WARSZAWA, Al.Jerozolimska 49.
T e le fo n y : Redakcyi 80*76, redaktora 68-76, Administracyi 73-22.
FILIE ADMINISTRACYI: Sienna No 2 tel. 114-30 I Trębacka No 10.
p
Pierwszorz. pracownia sukien męskich 1 LEONA GRABOWSKIEGO.
Kraków, Szpitalna, 36. Tel. 561.
Dom bankowy, Plac Zielony, dom Hersego K A Z IM IE R Z JA SIŃ S K I.
Załatwia wszelkie czynności bankierskie na najdogodniejszych warunkach.
M a g a z y n H E N R Y K A S C H W A R Z A Kraków, ul. Grodzka, 1. 13. T el. 43.
adr. telegraf. „Haschwarz*. cźek P. K. 0. 803.
Poleca wełny, popeliny, etaminy, grenadiny, fula
ry, czapki i kapelusze sportowe, rękawiczki, go
towe kostiumy letnie, płaszcze od deszczu i kurzu, halki i bluzki. Własne pracownie. Próby na ią-
danie. Ruble przy zakupie a 2.56.
Krajowa Fabryka nKTIOKJn
Tytuniowa n(JlllU ll
Kołodziejskiego i Filipowskiego
■ w W A R S Z A W IE =
POLECA PA PIE R O SY i TY TU NIE
S M główny Nowy-Świat Jfe 31, tel. 5-33.
• POLSKIE BIURO LEŚNE. Załatwia
| wszelkie czynności w zakres leśnictwa I wchodzące. Żórawia 22. Tel. 90-90.
NAJLEPSZYCH MAREK W ę g ie l, K o k s , A n tra c y t Hurtowo i detalicznie z dostawą od 10 korcy
polecają
Rydzewski, Freider i S-ka
KANTOR: Miedziana 1, tel. 77-02.
SKŁADY: Srebrna, 3, tef. 81-03.
Biuro melioracyi rolnych
Inż. S t. O tm ia n o w s k ie g o
W arszaw a, C zysta 6. — W ilno W. P o h u lan k a 21.
Referencye z Kraju i W. Ks. Poznańskiego.
DO C ZA RNEJ KAWY TYLKO
L IK IE R ,, Vichy-Curaęao“
przygotowany na solach kuracyjnych Vichy.
P R A W D Z IW E SODEŃSKIE MINE-
RALNE PASTYLKI
FAY’A
PRZECIW KASZLOWI I CHRYPCE.
ŻĄDAĆ WE WSZYSTKICH APTE
KACH I SKŁADACH APTECZNYCH.
MEBLE
Z a ł ę s k i i S -k a
Warszawa, ul. Erywańska Ns 2.
Telefonu 16-39.
KANTOR , ŚWIATA” w ŁODZI: Biuro dzienni
Sympatye
>ś się zmienia znów, odświeża, przeobraża w stosunku Francyi do nas, Piszą nad Sek
waną o Polsce, ob
serwują ją bezpośre
dnio na miejscu,—nie szczędzą nam oznak sympatyi i stawiają pełne optymi
zmu horoskopy „francuzom Półno
cy".
Zmiana to znamienna, niewąt
pliwa, po latach kilkudziesięciu obojętnego... niedostrzegania nas, jako odrębnej całości na poroz- biorowej mapie Europy. A więc powracająca fala sympatyi fran
cuskich dla Polski.
Czujemy jednak doskonale, że się z gruntu przerodziło tło zobopólnego stosunku, że zarówno królewiczów i księżniczki francuz- kie na tronie polskim, jak i pol
skich gwardzistów Wielkiego Ce
sarza, przysłania mgła oddalenia—
bezpowrotnie. Występują no.we czynniki zbliżenia i nowe interesy realne decydują o owym sięganiu wzrokiem poprzez Niemcy i poza Niemcy, hen! ku wirchom skalnym Tatr i ku nizinom Mazowsza.
Jakie czynniki i interesy—oto pytania, na które odpowiedź zna
leźć należy, jeśli istotnie nową fazę sympatyi franko-polskich o- przeć mamy nie na iluzyach uczu
ciowych, lecz na jedynie trwałym gruncie przedmiotowej oceny.
Wpływ Francyi na kontynent trwał wieki całe. Paryż odziedzi
czył go po Rzymie. Karol Wielki, Walezyusze, Burboni, Rewolucya, wreszcie epopeja napoleońska—oto krzywa prądów politycznych i kul
turalnych Francyi, znajdujących echo i względne naśladownictwo śród cywilizujących się „barba
rzyńców" Północy. A ci naśla-
i ogłoszeń „PROMIEŃ”, ul. Piotrkowska 81.
francuskie.
dowcy-sąsiedzi, poprzez wieki roz
woju, urastają w potęgi, które między sobą bój wieść poczynają zacięty; rodzą one nowe współza
wodnictwa i nowe starcia we
wnętrzne, lecz, przedewszystkiem, łamią już wspólnemi siłami, a przy pomocy samotnej Wyspiarki, po
tęgę międzynarodową Francyi. Na czoło wpływów politycznych wy
suwa się centrum i wschód Euro
py i przez całe stulecie ostatnie panuje niemal niepodzielnie.
Nie słabnie jednak bynajmniej wpływ kultury francuzkiej.
A ponadto, utrwala się stopnio
wo w ciągu połowy stulecia nowy czynnik oddziaływania: — energia ekonomiczna.
I znów kataklizm militarny zmienia postać rzeczy do gruntu.
Fatalna wojna i porażka Francyi staje się źródłem międzynarodo
wej przewagi Niemiec współczes
nych. Ich siła polityczna z roz
wojem środków materyalnych się wiąże, z obronnej staje się za
czepną i już nie tylko przeciw Francyi paszczeswych armat i wory swego złota szykuje. Stąd nowe sojusze, nowa oryentacya poli
tyczna na szachownicy światowej, na której Europa staje się coraz bardziej jedynie jednym z terenów działania.
Tak minął wiek XIX-ty.
Dziś, rywalizacyę wpływów politycznych i ekonomicznych uzu
pełnia trzeci czynnik, mniej pod
kreślany, gdyż mniej napozór wi
doczny: współzawodnictwo kultu
ralne w świecie nauki i sztuki.
Ku swemu zdumieniu widzą francuzi, że i tutaj ich dotychcza
sowemu „monopolowi" przewagi grozi niebezpieczeństwo poważne.
Skandynawię z Północy, Belgię —
Holandyę z Zachodu, a część
Austryi z Południa coraz wyraź-
l
^NOWOŚĆ!
„RUSAŁKA11
St. Krzywoszewskiego.
Cena 1 rb.
Nakładem księgarni St. Sadowskiego.
C O G N A C
[REMY MARTIN sc.
DOM BANKOWY
BR. POPŁAWSKI, C zysta 8, ró g W ie rzb o w ej.
Załatwia najkorzystniej wszelkie operacye bankierskie. Teł. 655.
niej, coraz silniej przenika duch języka, nauki i sztuki germańskiej i wytwarza w zrzeszaniach mię
dzynarodowych ośrodek nowych wpływów rywala.
Nowy obraz j
I znów rozpoczyna Francya akcyę ratunkową, znów ogląda się za punktami oparcia w Anglii—
Ameryce, krajach łacińskich, wśród mahometan, wreszcie we wszystkich krajach słowiańskich, w krajach, Niemiec najbliższych przedewszyst- kiem.
Oto dlaczego, pod wpływem wielorakich pobudek obronnych — zajęto się dziś w Paryżu Polską, —
„żywą" Polską, mimo wszystko, siłą do zużytkowania, Polską —Al- zacyą Wschodu".
Potrójne interesy politycznej, ekonomicznej i kulturalnej natury kierują znów uwagę francuzów ku brzegom Wisły, jak ongi, jak przed laty...
-X- **
Nie ulega wątpliwości, że do
piero łut interesu realnego w świe
żych sympatyach francuskich dla Polski czyni ów cały ruch publi- irof. Alfreda Wierusz-Kowalskiego
cystyczny i literacki kilku lat ostat
nich objawem, godnym głębszej uwagi i dodatniej oceny.
Tak, to atut poważny w sfe
rze naszych powikłanych stosun
ków międzynarodowych.
Mamy wrogów tak wielu, a przyjaciół tak mało, że każdego, bodaj częściowego jeńo, odru
chu międzynarodowego na naszą korzyść ni nam lekceważyć, ni ba
gatelizować nie wolno.
A w danym odruchu, w tej nowej sympatyi franko - polskiej, wspólna kultura łacińska, wrodzo
na jednym, a przez drugich trwale przyswojona, jest ową więzią, -—
podstawą, co sympatye naturalne umocni i znów w obustronnie owocną przyjaźń — obronę prze
obrazi.
E. St. Rappaport.
'
nW arszawie.
Napad wilków.
Znakomity artysta, jeden z wielkiej plejady naszego świa
ta malarskiego, zaczerpnął natchnienie do swej przejmu
jącej a olbrzymiej kompozycyi z własnych, dziecinnych wspomnień. Głównymi aktorami groźnej sceny—to rodzice artysty, on sam i rodzeństwo. Rzecz dzieje się wśród lasów i siół litewskich. Cała rodzina o mało nie przypłaciła ży
ciem wyjazdu do sąsiadów. Uratowanie zawdzięczają napa
stowani tej jedynie okoliczności, że w tym właśnie kryty
cznym momencie pozostawiono wilkom parę koni lejco
wych na pastwę, a druga para koni przewiozła tymczasem sanki z podróżnymi do najbliższej wioski.—Olbrzymie—10 metrów na 5 —płótno ożywił arlysta prawdą, śmiałością ru
chu i wyborną a jasno wyrażoną plastyką groźnej chwili, a zarazem okrasi! pięknym, zimowym krajobrazem. Wilki, konie, ludzie—wszyscy i wszystko żyje i tlomaczy się do
skonale. Niema rzeczy niepotrzebnych, dekoracyjnych; wszy
stko zespala się z treścią i z akcyą. Niemałe trudności, ja
kie przedmiot sam przez się nastręcza, spotęgowane ol - brzymiemi rozmiarami obrazu, pokonał artysta w zupełno
ści. Chwila grozy, jak to zwykle bywa z wspomnieniami z lat dziecinnych, utkwiła widocznie silnie i wiernie w pa
mięci artysty. Dzięki temu pozostała w jego dziele owa ży
wość i bezpośredniość wrażenia, działająca z równą mocą i na widza. Czuje się, że to walka o śmierć i życie. Mo
ment tak krytyczny, że w patrzącym wywołuje uczucie trwogi, że każdy się pyta mimowoli: jak się to skończy?
Czy ludzie wyjdą z tej straszliwej walki zwycięzcami, czy ulegną. I właśnie ten doskonale uchwycony moment prze
łomu, tragedya sytuacyi, trwogę wywołująca, jest prawdzi
wym tryumfem artysty, którego pomysł, wcielony w dzie
ło sztuki, dojrzą} w pełni, jako doskonały obraz. b.
Poeta- myśliciel
Niedawno ukazał się na półkach księgarskich mały tomik, stanowiący niezmiernie rzadkie w literaturze zja
wisko, mianowicie, usiłowanie nadania wytwornej poetyckiej formy dążeniom filozoficznym.
Filozofia i poezya w dawnych cza
sach bywały połączone u najpierwszych myślicieli, którzy nie pisali inaczej, jak w formie wiązanej. Ale w miarę jak badanie rzeczywistości sięgało coraz to głębiej i ukazywało prawdy, coraz to trudniejsze do wyrażenia w mowie zwykłej, tworząc zawiłą terminologię, filozofia oddalała się od poezyi, gdyż poeci nie chcieli, szukając piękna, po
dejmować się objaśniania zarazem praw
dy—a myśliciele nie mogli się krępo
wać formą wiązaną, gdy chodziło im o wyrażanie odkrytych prawd.
Platon wyrzekł się poezyi, gdy Sokrates mu odkrył horyzonty filozofii;
Lukrecyusz—choć cały pogląd na świat wyłożył wierszem, nie był w stanie utrzymać się na wysokości prawdzi
wego natchnienia we wszystkich swych wywodach, a dydaktyczna poezya cza
sów późniejszych nigdy nie mogła bu
dzić tego zachwytu, którego doznaje- my, czytając arcydzieła poezyi.
U nas Asnyk próbował w niektó
rych utworach występować, jako poeta myśliciel, podobnie jak we Francyi — Sully Prudhomme, w Anglii Browning.
Lecz w poezyi naszej ostatniej doby przeważają nastroje, uczucia i namięt
ności, a rzadko świeci myśl czysta, świadoma ogólnego rozwoju ludzko
ści i zapatrzona w odleglejsze hory
zonty Bytu.
Wolno się przeto spodziewać, że miłośnicy filozofii i poezyi powitają z radością i uznaniem takie poezye, jakie znajdujemy w niedawno wydanym zbiorze utworów lirycznych Józefa Jankowskiego*). Maluje się w nich szlachetna dusza, dążąca do najwyż
szych ideałów, ze świadomością wiel
ką własnej niedoskonałości, z której autor sam się spowiada czytelnikowi na wstępie: „...A choć w ułomnem ciele i z prochu, który plami, zasługą się nie dzielę z Bożymi aniołami, tak cięż
ką niosąc zbroję, — toż idę wciąż—
a padam, lecz nad upadkiem biadam, anielskiej pełny trwogi, lecz wstaję, znów się znoję, znów kęs przechodzę drogi, wciąż lepszy, bardziej błogi, wyrocznej pomny zorzy, pracownik pilny Boży. I tak już pono będzie z anielska najmozolniej do końca dni żywota, — aż Pan mnie mój odmota i, krusząc to orędzie, jak ptaka swe
go, zwolni, by w oną leciał zorzę.
Tak niech mi dopomoże Bóg, Jego Święta męka, i ta przed którą klęka
*) Józef Jankowski, Poezye, Warsza
wa, 1910, E. Wende i S-ka.
pieśń ma w hartownej zbroi, patronka lutni mojej — Maryja!".
Różne fazy tej walki o doskona
łość, o wiedzę, o cnotę, znajdujemy tu dobitnie wyrażone, nie tylko w za
kresie doświadczenia jednego żywota, lecz także w postaciach, które nam ukazuje historya walk o prawdę i do
bro. Ikar umierający i rozpaczający, w ostatniej chwili czuje nową świado
mość, ziszczenie swych nadto śmia
łych pragnień, i mówi do swego ojca:
„Co to jest, ojcze? Ja żyję? Duch świeży we mnie wstępuje... świeci po wsze końce... lekko mi, błogo... świa
tłość wkrąg się szerzy... przypina skrzydła... ramiona się wznoszą.. od- snuciem doli złej... lotu rozkoszą...
twe skrzydła... wieczne... Ojcze!., lecę...
słońce"!
Odgłos żarem mielących wytrwale zboże, wywołuje refleksye poety: „Bło
gosławione bądźcie słuszne żarna, zbo
że mielące na c h le b lu d u c z a r n y i na N aj św ię tsz ą Hóstyę do ko
ścioła! Błogo
sławiony bądź, trudzie pokor
ny, nie pytają
cy ó swoję na
g ro d ę w za
kresie p r a c y ciężkiego ko- liska! Błogo
sławione bądź
cie, grube ręce, od pracy znój- nad bohatery w szkarłatnym przepychu wam przy
należna buława jest świata!"
Często autor też wyraża własne swe uczucia, marzenia i aspiracye, z pełną świadomością wpływu i znaczenia, ja
kie ma każda myśl, każde dążenie w ekonomii świata.
Czerpie też ze źródeł pradawnej mądrości wschodniej, tłomacząc lub opracowując artystycznie i wytwornie utwory chińskie, egipskie, greckie, sans- kryckie, łacińskie i średniowieczne.
Szkoda tylko, że daje tylu rzeczy uryw
ki wartościowe, jakby próbki talentu, zamiast przyswoić naszej literaturze choć jedno arcydzieło w zupełności.
Jednak, być może, autor ma w te
ce więcej, niż obecnie daje czytelnikom, a w takim razie godzi się go zachę
cać, by światła nie chował pod korzec.
Szczególniej godnem uwagi jest usiłowanie oddania polskim wierszem niektórych rozdziałów kroniki łacińskiej Marcina Galla o zdobyciu Głogowa:
K rzyk się wzbija obustronny, wre wojen- [na wrzawa, Cisną Niemcy, nasi bronią—poczęta
[rozprawa.
Józef Jankowski,
nej, jak w boju, pocięte:
Grzmocą kusze, j u ż maszyna głaziska- [m i charczę, Trzeszczą hełmy, chrzęszczą zbroje, roz-
[pękają tarcze, li idą nawskroś ostre strzały, pociski
[i głazy, Przelatują rojno, gęsto — pewne śmierci
[razy.
W ark i chrzęsty, p y ł i g ru zy — ju ż się [mnożą trupy, Ustępują ranni, na ich miejsce rzeżkie kupy.
Ptiemcy miecą z kusz pociski maszynową [sztuką, W odpowiedzi ich polacy gradem głazów
[tłuką.
Niemcy strzały, nasi groty miecą i ka- [mienie, Niemcy z kuszy, nasi z łuków prażą nie
strudzenie, Niemcyprocez kamieniami okręcają chyżo, Nasi gradem ostrosiecznym śmiertelnie [ich liżą;
Niemcy pod mur podpełzali pod osłoną [stropu, Nasi łaźnię im sprawiali z ognia i ukropu.
Niemcy wciąż podprowadzali z wieżycą [tarany, Nasi koła druzgocące staczali ze ściany.
Niemcy, pnąc się po drabinach, wyżej się [drapali, Nasi ich, hakami łowiąc, w powietrzu [wieszali.
Jakże pożądanem byłoby takie ży
we oddanie po polsku dla współczes
nych czytelników dawnej kroniki, tak mało przystępnej dziś ogółowi Polaków!
Filozofia, wyzierająca z tomu poezyi Józefa Jankowskiego jest filo- zofją chrześćiariską, głoszącą' i moc, i wiekuiste przeznaczenie jaźni ludz
kiej w jej dążeniu ku jaźni Bożej. Wi
dać w Szczegółach głębokie ! odczucie i pojęcie grzechu pierworodnego i wal
ki o odrodzenie ludzkości. Czynni
kami odrodzenia mają być prawdziwi mędrcy, panujący nad ciałem i namięt
nościami, „wierzący w ducha moc nie
złomną" i „miłujący to, co nieprze- mienne".
Wymaga od nich autor , pokory i wyrzeczenia się nie tylko rozkoszy ciała, lecz wszelkiej próżności i ambicyi.
Na młodzieży opiera głównie swe nadzieje poeta i do niej gorąco przema
wia w „Pobudce": „Z twych pragnień, z bojowych puklerzy, z białości promien
nej twych szat, świt nowy się wiekom sprzymierzy—i mrokom bój wyda—iw świeżej jutrzenki zestrzeli się kwiat! Do cnoty, młodzieży, do cnoty: przez cie
bie rozwidni się świat! I wzejdą ro
dzące się zorze na poblask różowszy już dróg, i światło duchowe się wzmo
że na bliższe Królestwo tu Boże, co nizki nawiedzi nasz próg. Do cnoty, młodzieży, do cnoty! Trwaj w moc- nem! Niech wspiera cię Bóg!"
Nie można poecie robić poważne
go zarzutu z tego, że, jak wszyscy nasi, nawet najwięksi wieszczowie, jest, niestety, nadto fragmentaryczny.
Piętno to życia naszego, nierów
nego, przerywanego i niepewnego, a kto żyje w dzisiejszej Warszawie tak osamotniony, obarczony nadto pracą publicystyczną, podcinającąskrzy- dła poecie, ten daje dowód wielkiej wytrwałości w swem dążeniu ku dobru, jeśli zachowuje przed oczyma cele dalsze i. wyższe, a do nich powołuje też innych.
Wincenty Lutosławski.
Rok V Ni 50 i dnia 10 grudnia 1910 roku,
W. W N a p o l e o n pod Mosxwą. Ze zoiorów p. ó t. Koźmińskiego w W arszawie. Henryk Dąbrowski. Z muzeum w Rapperswyiu.
Napoleon.
Drugi zeszyt *) tak świetnie za
powiadającego się wydawnictwa opu
ścił właśnie prasę. Pełnemi żaglami wypłynął w nim autor na morze Na- poleoniady narodowej,—w doskonale dobranych scenach i postaciach. Cały szereg portretów Dąbrowskiego ma znaczenie, jako artystyczno-porównaw- cze zestawienie rysów potężnego wo
dza i niezrównanego partyzanta spra
wy polskiej wobec szerokiego świata.
Pięknością i dobrym rysunkiem celuje wizerunek ze zbiorów Tomasza hr.
Ostrowskiego w Poznaniu. Z piety
zmem zgromadzono pamiątki po twórcy legionów: zegarek, dar Napoleona, mi
sternie tkany gobelin, grób w Winno- górze i dom, w którym Dąbrowski za
warł na wieki oczy, dziś już zrównany z ziemią. Wielką osobliwością są dwie przemiłe sylwetki Chłopickiego w mło
dym wieku i Kniaziewicza w mundurze organizacyi naddunajskiej, umieszczone obok poszarpanugo w wichrach bojo
wych sztandaru legionowego z mu
zeum arsenału w Wiedniu. Wśród kart, mieniących się bogactwem i rozmaito
ścią motywów kompozycyjnych, prze
wijają się postacie Kosseckiego, Umiń
skiego, Barssa, Fiszera, Drzewieckiego, Wielhorskiego i t. d. na tle scen zaję-
*) Ernest Łuniński: Napoleon. Legio
ny i Księstwo Warszawskie. Ilustracye podług obrazów, portretów, rzeźb, rycin, pamiątek i t. d. Nakład Tow. Akcyj. S.
Orgelbranda Synów. Zeszyt II.
cia Kapitolu przez Polaków, czy od
czytywania odezwy w Medyolanie, proklamującej pierwsze zawiązki na
szych dzielnych wiarusów za Alpami.
Przednia naprawdę jest kompozycya Oleszczyńskiego, wyobrażająca Knia
ziewicza, składającego przed Dyrekto- ryatem w pałacu Luksemburskim sztan
dary, wydarte Neapolitańczykom. Poza galeryą typów ludzi, dobrze zapisanych w dziejach, może w pierwszej linii betie merenlium, znajdują się rzeczy wysokiej artystycznej miary i siły, po^raz pierwszy zreprodukowane. Nie
P. M ich a ło w ski Napoleon ze sztabem . Ze zbiorów hr. Józe fy M ic h a ło w skie j w K rako w ie .
zwykle poprawnym jest portret Koby
lańskiego, pędzla Blanka, niesłychanie ciekawym i wzorowo malowanym in
ny, Izabeli Czartoryskiej, świetnie uwidoczniający ogrom talentu Wojnia- kowskiego. Punktem szczytowym ze
szytu są wydobyte na światło dzienne rzeczy Piotra Michałowskiego, ucznia Charlefa, niezmiernie ciekawe w spo
sobie traktowania rysunku konia. Zu
pełną nowością jest ujawnienie bron- zowego odlewu projektu na pomnik Napoleona, który miał stanąć w dzie
dzińcu Luwru, czemu_ przeszkodziła
4
Grzegorz Józef Chłopicki. Miniatura ze zbiorów H. Ślizienia.
rewolucya lipcowa. W pomyśle i wy
konaniu okazuje się tu wielki znawca i technik konia znakomitym plasty
kiem. Również bogactwem mieni się iko
nografia Napoleona, cesarza. Obok świet
nych dzieł pędzla francuskiego znaj
duje się cały szereg polskich utworów Marszałkiewicza, Wańkowicza, Olesz- czyń>kiego, Tabaczyńskiego, Ligbera, Wojniakowskiego. W kaleidoskopie sze
roko traktowanego wydawnictwa nie zapomniano i o podobiznach doku
mentów, noszących na sobie cha-
Kresy Poznańskie.
Silnie wygiętym łukiem, od Ra
wicza, przez Leszno, Międzyrzecz, Czarnków, wrzynając się w teryto- ryum polskie głębokim klinem zniem
czonego obwodu nadnoteckiego po
przez Pilę, Bydgoszcz, Toruń aż ku Królestwu Polskiemu, biegnie poznań
ska granica językowa, oddzielająca w grubszych zarysach żywioł polski od niemieckiego. Patrząc na mapę, spostrzegamy, że przeważnie nie kryje się ona z dawnemi granicami Rzeczy
pospolitej. Tylko na bardzo nieznacz
nej przestrzeni dawne granice pań
stwowe są także granicami językowe- mi. W jednem jedynem miejscu żywioł polski przekracza granicę bran denburską i paru osadami wiejskiemi wchodzi na historyczne terytoryum niemieckie. Poza temi wyjątkami, nie- mieckość wszędzie wrzyna się zwartą masą w dawne nasze pograniczt pań
stwowe.
Jest to plon kolonizacyi bardzo starej, dawniejszej, niż rozbiory. Kie
dy państwo polskie padało, już za
chodnia jego ściana od strony oląska i Brandenburgii była przeważnie nie
miecka. Wielkiemu germanizatorowi, który te ziemie na zawsze odrąbał, od pnia naszego, na imię: Polska. Nie uczyniły tego Prusy, króre od tego czasu stosunkowo nieznacznie tyl
ko przesunęły granicę językową na wschód — uczyniliśmy to sami: nasza krótkowidząca lekkomyślność, nasz rząd, nasi historyczni włodarze narodowegoo mienia.
rakterystyczne znamiona. W dążeniu do wszechstronności, postarano się o przedstawienie wojsk w doskona
łych, wiernych i na podstawie pewnych materyałów narysowanych figurach przez znanego i świetnego specyalistę, Bro
nisława Gembarzewskiego. Z kart pra
cy Łunińskiego przebija się nietylko chęć zszeregowania malowanek, ale aż nadto widoczna tendencya pietyzmu dla przy
szłości i pragnienie wskrzeszenia jej w oryginalny, a bardzo do umysłu prze
mawiający sposób. Do tego celu służą też zwięzłe objaśnienia, bogate w treść, i krótkie rzuty historyczne przy prze
łomowych faktach czy reprodukcyach wybitnych osobistości. Wydawnictwo, tak poczęte i wykonane, to nie zwyk
łe album — ale sposób poglądowego traktowania dziejów w ilustracyi, — a przez to wkracza w dziedzinę nauki.
Karol Kniaziewicz w mundurze legii naddunajakich. Z*- zbio
r ó w p N e p r o 8 a w W arszawie.
Wytworzyła się na kresach nie
miecka Polska, podobnie, jak opodal od niej—Czechy niemieckie. W całych okręgach zamilkł na zawsze dźwięk mowy polskiej. Gdzieniegdzie żyją ostatki nasze, okrążone morzem nie- mieckiem, trzyma je tylko cud. Sto
sunki na tych najdalszych kresach są zupełnie odmienne od tych, jakie pa
nują w centrum Księstwa, które mimo wielu strat i mimo straszliwego naci
sku wroga zachowało wszystkie cechy kraju polskiego. Spotyka się tu tak dziwne zjawiska, jak n. p. w okolicach
Nakła polską wielką własność ziemską na terytoryum, gdzie chłop jest od- dawna już tylko niemiecki. Życie nie
sie tu czasem istne szyderstwa, jak ów proces hr. Macieja Mielżyńskiego z Chobienic—na samych krańcach pol
szczyzny — prowadzony z chłopami niemieckimi o sporne jezioro, proces, który strona niemiecka wygrała, powo
łując się na przywilej—polskiego króla.
Symboliczny przywilej!...
On to, ten zżółkły dziś perga
min, ten akt krótkowidztwa polskiego, otworzył zachodnie nasze wrota przed napływem niemieckiego osadnictwa, zostawiając mu niczem nie krępowaną swobodę pokojowego podboju. Drob
nym ułamkiem tylko są współczesne zdobycze kolonizacyi w porównaniu z tern, co ku potędze niemczyzny zbudowaliśmy tu niegdyś —własnemi rękami!
Na północ od Poznania ciągnie się poprzecznym pasem od zachodu ku wschodowi obwód nadnotecki, określony linią miast: Piła-Bydgoszcz- Toruń, sięgający aż ku granicy Kró
lestwa Polskiego. Ognisko jego sta
nowi: Bydgoszcz.
Sa to typowe kresy poznańskie.
Okolica najbliższa jest prawie w dwóch trzecich częściach niemiecka.
Miasto, wspaniale nad Brdą położone, ludne, bo razem z przedmieściami około osiemdziesięcio-tysiączne, oży
wione, zamożne, wytworne, tworzy jednę z najsilniejszych kresowych twierdz niemczyzny. Tu posępny i fa
natyczny Tiedeman urzędował, jako prezes rejencyi. Przez szereg lat miała tu swą główną siedzibę hakata.
Smutne miasto... Leży na ziemi pol
skiej, a mieszkając w niem — można zapomnieć po polsku! Ani śladu na zewnątrz, że czwartą część ludności tworzą przecież polacy: niemiecka prze
waga liczbv i kultury przygniata ten żywioł ubogi, kryjący się po przed
mieściach, olśniony i podbity świetno
ścią niemieckiego bogactwa. Silna i tryumfująca, włada Germania na tych wynarodowionych kresach poznańskich.
Na Starym Rynku bydgoskim stoi
B ydgoszcz
5
spiżowy pogromca Polski, Fryderyk II. Dokoła, nie tylko w tern mieście ludnem i pięknem, ale i za murami jego, gdzie zielenią się pola i praco
wity rolnik ziarnem zasiewa swe za
gony, rozlega się dźwięk mowy nie
mieckiej. To jego dzieło! Wdzięc;na Bydgoszcz wzniosła ten pomnik mą
dremu królowi, który kanałem notec
kim stworzył podwaliny rozkwitu mia
sta, a stanowczą i pewną ręką trwale ugruntował niemczyznę, bo z korze
niami wyrwał nienawistny żywioł pol
ski ze starych jego siedzib.
Lecz czy on sam tylko? Czy przedewszystkiem on?
W zniemczonej okolicy bydgo
skiej był jeszcze ktoś inny, komu wdzięczna Germania mogłaby śmiało wznieść pomnik: to byli wielkopolscy panowie—przed stu laty. Polskie, nie
stety, rody Bnińskich, Potulickich, Skórzewskich, osadziły tu gęsto nie
mieckich kolonistów. One zniemczyły i sprote-stantyzowały powiat.
Są to zatem stare nasze straty, i o tyle mniej bolesne. Sama Byd
goszcz oddawna, za czasów Rzeczpo
spolitej już, była miastem niemieckiem, czego dowodzą akta miejskie i cecho
we. Tem silniejszą placówką musiała stać się po rozbiorach, gdy dla roz
woju swego zyskała niemczyzna cały arsenał nowych środków, gdy wresz
cie państwo pruskie jawnie postano
wiło zetrzeć z oblicza ziemi ostatki polskości.
I znowu to zadziwiające zjawisko, które się powtarza na całej przestrze
ni pruskiego zaboru: właśnie w dobie najbardziej wytężonej eksterminacyi na tych kresach, napoły straconych, w tem mieście, odwiecznie niemieckiem, w tej okolicy, przeoranej potężnie pługiem germanizacyi, gdzie po wła
daniu naszem zostały tylko szczątki szybko topniejące, odwraca się naraz cały proces, zpod popieliska padają skry, jakiś ferment błogosławiony się wszczyna, jakieś tętno radosne ude
rza. To lud polski, który zdawał się dogorywać, ze snu wstaje, pręży ra
miona i do nowego życia się zrywa!
W niemieckiej Bydgoszczy, jak wszędzie na kresach, ożywiła się pol
skość. Od lat dwudziestu przez na
pływ ludności robotniczej z okolicz
nych wsi i miasteczek, przeważnie z Prus królewskich, wzmógł się ży
wioł polski liczebnie, zajął czwartą część miasta. Jakkolwiek germaniza- cya zabiera jeszcze ofiary, lecz pochód jej zwolniał znacznie. Coraz więcej jednostek narodowo uświadomionych, coraz więcej powstaje ognisk obrony.
To samo dzieje się w okolicy. Nie mamy jeszcze cyfr najnowszych, ale i dawniejsze, z przed lat dziesięciu, przynoszą otuchę. W 1890 wynosiła ludność polska w Bydgoszczy 14,1%, w r. 1900 już 16,8%, w powiecie bydgoskim w r. 1890 tworzyła 37,5%, w r. 1900 urosła do 38,6%. A życie narodowe z podwójną od tego cza
su bije siłą!
Gehenna szkoły pruskiej i stra
szliwy nacisk rządu paraliżują ruch polski w jego najważniejszym punkcie:
opóźniają wytworzenie się warstw in
teligentnych. Cala inteligencya polska w Bydgoszczy na palcach się niemal liczy. Nieznaczna zupełnie garść mło
dzieży naszej, która kształci się w miej
scowych szkołach średnich, jest w o- gromnej większości skazana na zagła
dę narodową. Zapytywałem, dlaczego nie odzywa się w niej tak naturalne przecież współczucie dla niedoli tego ludu, z którego wyszła, czem wytłó- maczyć w niej brak szlachetnego po
rywu do popłynięcia wbrew zwycię
skiemu prądowi? W odpowiedzi na
kreślono mi obraz lego piekielnego środowiska w szkole i poza szkołą, które obezwładnia i deprawuje od najwcześniejszego dzieciństwa, które wpływ obcy wciąga wszystkiemi pora
mi duszy i wraz z pierwszą oryenta- cyą życiową wszczepia świadomość, że polak jest czemś wyklętem i ści- ganem, że owoce pracy swej może w spokoju spożywać tylko ten, kto znajdzie się w obozie rasy panującej.
Nie uledz w takich warunkach mogą tylko charaktery najsilniejsze, tylko wyjątkowe, bohaterskie jed
nostki.
Człowieka takiego opłakuje pol
ska Bydgoszcz. Był nim w kwiecie lat zmarły, dwudziestoośmioletni le
karz, dr. Emil Warmiński, jedna z naj
piękniejszych p o s ta c i, jakie zrodziły nasze zapasy o byt na kresach za
chodnich. Ten jasny,młodzień
czy duch był ta
kim właśnie bo
haterskim wy
jątkiem wśród bydgoskiej mło
dzieży. Z pie
kła ucisku i po
kus wyniósł bez skazyswoje go
rące polskie ser
ce, oddane ojczyźnie. Jako młodziutki lekarz, osiadł w rodzinnej Bydgoszczy i cały zasób swych niepospolitych zdol
ności i wielkiego umysłu oddał na usługi rodaków.
Wszędzie spotyka się tu jego ślady.
Obdarzony świetną wymową, zwo
ływał wiece i potęgą słowa zdobywał dla sprawy narodowej ludzi, często już napół zniemczonych. Mimo wątłe
go zdrowia w jednym dniu nieraz wygłaszał mowy i wykłady na kilku zebraniach. Na poddasza i do sute
ren docierał osobisty, a zawsze czaro
dziejski wpływ tej niezwykłej indywi
dualności. Gdy dla licznych to
warzystw polskich hakata bydgoska już zamknęła drzwi wszystkich sal, zorganizował spółkę budowlaną i do
prowadził do skutku budowę gmachu z największą salą w mieście i obszer
nym ogrodem, gdzie koncentruje się obecnie cały ruch narodowy. Niestety, nadludzka praca stargała do reszty wątły organizm. Zgasł ten piękny, sło
neczny duch: prawdziwy rycerz w świę
tym boju, toczonym o skarby idealne.
Dr. Emil W armiński.
Chociaż niewidoczna nazewnątrz, przestała być już polskość w Bydgosz
czy martwą, topniejącą liczbą. Z każ
dym rokiem bardziej staje się żywą i czynną siłą. Znikomo szczupłą jest jeszcze polska inteligencya, lecz i ona musi z czasem narosnąć. Wytwarza się tymczasem i dobrze prosperuje ku- piectwo, które już w zawiązku wyka
zuje właściwą poznańczykom rzutkość i zmysł do interesu. Trzy banki pol
skie nie skarżą się także na brak po
wodzenia, a dwadzieścia parę towa
rzystw, istniejących w mieście, skupia około trzech tysięcy członków. Ogni
skiem ruchu jest ów wspaniały, zabie
gami niezapomnianego d-ra Warmiń
skiego stworzony „Dom polski" przy ulicy Wilhelmowskiej, z pięknym ogro
dem, ze sceną dla przedstawień ama
torskich i olbrzymią salą, która unie
zależniła zebrania polskie od terroru miejscowej hakaty. Od dwóch lat wreszcie wychodzi codzienna „Gazeta Bydgoska", z nakładem kilkutysięcz
nym, której skromna, lecz doskonale zorganizowana redakcya, tworzy dru
gie ognisko polskiego życia z Byd
goszczy.
- „Odmładza się tu Polska..."
Temi słowy podkreślił i umocnił moje wrażenia lekarz tutejszy, dr. Pi
skorski, zasłużony dla sprawy naro
dowej pracownik. Jak wszyscy pra
wie ludzie czynu w tym kraju, dla którego walka stała się żywiołem, jest on entuzyastą na punkcie wiary w na
szą przyszłość.
- Dwadzieścia lal temu — mówił dr. Piskorski—na ulicy w Bydgoszczy nie śmiał nikt słowa powiedzieć gło
śno po polsku. Każdy, kto tu przy
chodził, niemczył się nieuchronnie.
Dziś w znacznej części należy to do niepowrotnej przeszłości. Ludziom na
szym nie imponuje już niemczyzna w tym stopniu, co dawniej; germaniza- cya została znacznie powstrzymana.
Radość ogarnia poprostu, kiedy widzi się, jak szybko i jak cudownie wyra
bia się n. p. polski robotnik, jak nie tylko garnie się do towarzystw, ale bardzo często sam wzorowo je prowa
dzi. Przeżywamy tu odrodzenie w naj- pięknieszej postaci — zmartwychwstaje stara tężyzna polska i, jak lawina, pędzi naprzód!...
Jak lawina!
Tak wyglądają typowe stosunki na tych najdalszych poznańskich kre
sach, na których los zdawał się kłaść już stygmat narodowej śmierci. Pomimo wszysiko: żyją, walczą i wierzą.
.-I. Chołoniewski.
6
Na balowej sali.
- Panowie ront, damy poszli precz...—wykrzykuje zmęczony tanecz
nik, sunie w kankanowych podrygach do „panów", zbiera ich wkoło i wle
cze, wierzgając.
— Z źy-życiem!.. panowie.
„W lasku Ida“—płynie z góry, z orkiestry, łączy się z gwarem sali balowej, chwilami cichnie, przepada, zgłuszone łoskotem, zamrze na mgnie
nie, gdy uciecha zawyje, i znowu pół- śmiechem, pół płaczem zawodzi,—
twarde życie starej melodyi.
Światło z bogatego żyrandola prze
dziera się przez tuman kurzu, falujący rytmicznie nad ciemną ludzką groma
dą, i kładzie szare półblaski na twarze zmęczone, dyszące, tu i owdzie za
wiśnie na sukni jaskrawej, zawiruje po sali, w lóż mroki zapadnie, kędy pary, oddające się zupełnie zdecydowanym, co do treści, wzruszeniom, stronią od ludzkiej zawiści i światła.
Hałas, ścisk, gorąco, wyziewy piwa i płuc ludzkich.
Jaskrawa rozmaitość twarzy, ubrań, gestów przesadnych, ruchów dziwacz
nych, lecz ponad wszelkie wrażenia krzyk, wrzawa i odgłosy przekleństw w odpowiednim języku. Sala tanecz
na, na której i „bal milionerów" od
bywa się, i każda niedziela szarą ciż
bę roboczego ludu sprowadza. Myślą, czują i pragną, a choć czynią to zu
pełnie inaczej, ci, z pod wystrzępione
go sztandaru sądu i pomsty, zgoła nie są milsi, niż krew i kość z kości, owi wyzłoceni panowie milionów z pod czarnego znaku chciwości i krzywdy.
Ale,—takie my dobre, jako i oni,—
więc kipi zabawa;—środkiem wirujące pary, a pod ścianami bawią damy pa
nów. I nie przykrzy się pannie Wikci w tutejszem towarzystwie,—bo: coś mi
pani krzywa?
— Owszem, nie, tylko względem tego jestem smutna, że mię bucik uwie
ra, po drugie—lemoniada...
I po chwili, stanowczo, jako o zja
wisku zupełnie określonem, co do przyczyn i skutków:
- Mdli me, że nie wiem.
- No, to bucik doloj, a na lemo
niadę, z pieprzem,—czterdziestka.
Wtedy panna Wikcia wstydliwie:
— Mówią, że miętowa bardzo jest chłodząca.
- Dla panny Wikci niechże i mię
towa...—i już idą w kierunku bufetu, równie jak inne pary, w lubym uści
sku, odprawiające częste pielgrzymki, niby do wsławionej krynicy, skąd czer
pie się radosną ochotę do życia; o co trudno, na trzeźwo.
Pod filarem szary robotnik w roz
dartej koszuli—do krwi, jakby go kto przed chwilą twardą garścią targnął za piersi, ociera dłonią ciemną strugę potu, spływającą po twarzy, i poucza drogo odzianego panicza, jak się wo
bec damy zachować należy. Obok kilku „webrów" z rękami, głęboko
Z cyklu „Z łe miasto” . wciśniętemi w kieszenie, blade, mętne oczy bezmyślnie utkwili w porządnym panu.
Ani pan wie, że tu się źle skoń
czy. Zaś dama, na honorze skrzyw
dzona, w żółtym, jak zazdrość, staniku, przysłuchuje się chwilę rozmowie, po- ziewa szeroko, ale snadź nie bez wdzię
ku, bo oto jakiś młodzieniec ubogo, lecz niechędogo ubrany, prosi do walca.
- Przez chusteczki nie tańczę,—
na nic mię pan zniszczy gołemi rę- cami.
Młodzieniec wydobywa symbolicz ną szmatkę, powołaną do ochrony dzie
wiczej żółtości, i wdzięcznie, jak w me
nuecie, przegięty:
- Na dwa, czyli na trzy pa?
- Ja przez figur,—krótkiego..—
płoni się ona.
1 tańczą, coś w takt „fal dunajo- wych", co jednak, stanowczo, nie jest walcem; po chwili dama, opuszczona na środku sali, siłą odśrodkową parta, zatacza się i siada gwałtownie, na ko
lanach odpoczywającego widza.
- Pardo!
- Szkodzi nic...—i tuli żółte prze
znaczenie, szczęśliwy, bez względu na bluzkę.
W mieszanem towarzystwie, nie brak i stałych, coniedzielnych gości—
kantorzystów. Gatunek niepożądany na batach uroczystych, lekceważony tutaj, lecz właśnie dla tego cisnący się wszystkim na oczy. Kilku z nich rozparło się we drzwiach pokoju bu
fetowego i patrzą na salę krytycznie:
— Same śmiecie... sam A b/atl—
odzywa się pomocnik buchaltera.
— Ta, co z Mańką — niebieska, nie była tu jeszcze. Przystojna. Cósz dla pana...—wskazuje oczami przecho
dzącą dziewczynę, młodszy pomocnik.
— Ph... Muster ohne Werth—
szpularka z Zachodniej, - znam daw
no. A tamta, w kratkę?
— O, ma już odbiorcę, to prima towar, idzie tylko en gros.
- Kto ją pusuje?
— Pytanie? Naturalnie Kohn.
— Jaki Kohn?
- Kohn tylko jeden jest. Pan nie wie, kto Kohn?
Milkną, gdyż kilku robotników prze
pycha się między niemi, wydzierając sobie damę do tańca. Dziewczyna śmieje się rozbawiona i rada, że o nią, ale oto dwaj groźnie oczami się zwarli, padło przekleństwo, nie przebrzmiało jeszcze, a już rozległ się trzask i, jak echo, drugi, i już raz koło razu, jak młocka, gnaciaste pięście się wznoszą, walą we łby i w oczy.
- Ignac—poma-agaj.
- Kwiatkowski!..—słychać przy
zywania, jęki, i ustają tańczące pary, panowie opuszczają towarzyszki, i po
czyna się bijatyka ogólna, — gromady otoczone wieńcem zawodzących, jak żydowskie płaczki, kobiet.
Piękniej ubrani panowie usuwają się przezornie do klatki schodowej.
Na odgłos piekielnej wrzawy zja
wia się stróż bezpieczeństwa. Człek, dobrze odżywiony, nie przekraczający nigdy równowagi spokoju. Umie roz
garnąć „publikę" i dotrzeć do jądra.
I tylko spojrzy, a już widzi że — nic.
- Nu, bić, tak bić, ale nożyk, bra
cie, ty chowaj...—machnął ręką, cięż
kie kroki do bufetu obrócił po słuszną nagrodę.
— Nu, panie hospodarz—ot, i u- spokoił.
A zawierucha bijatyki ogarnia już i kobiety; rozlegają się płacze, pisk, wycia, gdy nagle urywa muzyka, ciem
ność salę ogarnia.
Doświadczony to sposób przypro
wadzenia godowników do porządku.
Bić się po ciemku niewygodnie, mo
żna wtedy i brata „urazić", zapomnieć więc krzywd wszelkich należy, a co na strcu, wiadomo, że się załatwi—to nie przepadnie, bo to się pamięta.
Zapał też stygnie szybko, wrza
wa przycicha, tu i owdzie odzywają się pojednania głosy, a za chwilę już dźwięczy wesoła polka, i suną znowu rozwichrzone damy w objęciach zaku
rzonych tancerzy.
Część towarzystwa pije na zgodę, opatrują uszkodzone organy, głośne pocałunki dźwięczą, rozlegają się prze
chwałki: kto kogo i jak, a gdzieniegdzie bójka na nowo już grozi, nie docho
dzi jednak do skutku, boć niewypada przecie; jak zgoda, to zgoda, i—
— Jeszcze cztery większe, panie gospodarzu.
— Pięć mniejszych, trzęsionych, panie łaskawy.
— Jeszcze siedem z kroplami, na zgoda i —buzi.
A nóż pali w ukryciu.
Godzina druga, „ Tam kraensclieii", bo tak sielankowo zwie się zabawa, sięga upojenia szczytów, i jakby się słania pijana muzyka, i chylą się pary, coraz bliżej, ku sobie, rozgrzane, dyszą
ce... Coś sobie mówią płonącemi ocza
mi, do bólu splatają się ręce, lecz ni
gdy mdlę „kocham" nie schodzi na usta, tu ma urok i władzę: ja chcę!
Nie wszystkich jednak porywa zabawa, są tu ludzie trzeźwi, zimni, wytrwali, a nad ich namiętnościami góruje żądza korzyści, jako że i tutaj pod osłoną tańców niedzielnych wdzie
ra się kupno i sprzedaż, a z niemi — smutne pośrednictwo.
I tu, w prostych duszach ludzkich, wstają ciche rozpacze, zawiązują się dra
maty, o których nikt nie wie. Ten, co płacze, nie krzyczy wielkim gło
sem żalu zawiedzionych nadziei, nie rozbiera swej duszy na pokaz, nie ob
nosi po redakcyach swych bólów i zgrzytów—pije tylko z troski okrut
nej, ostry nóż pieści w zanadrzu, jak do serdecznego przyjaciela przemawia.
— Jedną ją miałem, a teraz,—aby mi nie skrew, nie obsuń się po gna
tach, mój ty Majcher kochany.
I trzecia, — i ostatni kontredans schodzi na salę, jakby utyka znużony, i chwilami oddechu mu brak. Nie
zmordowani suną z damami panowie, z
we wdzięcznych przegibach odprawia
ją „balanse".
Śpiewa potężnym głosem jakiś blady, pijany człowieczek w bardzo czerwonym krawacie i ornamentacyj- nie wystrzępionym surducie. Damy po
krzykują dowoli, tworząc kontredanso- wą secesyę w rogu sali balowej. Na krześle zwisła młoda dziewczyna i pła
cze nad wstydem swojej obywatelskiej rodziny, a pod ścianą przewala się po podłodze jakieś ciało, wyzbywają
ce się najzupełniej, stanowczo, z nad
miaru napojów i jadła. Z kąta brzmi co chwila wrzask jednostajny:
— Ja piję, ja płacę...
I po głębszym namyśle:
— Więc co?
Ale już i po trzeciej, a choć trze
cia figura zaledwie na ukończeniu, muzyka milknie w połowie taktu, świa
tło w jednej chwili gaśnie, i rozlega się głos, powtórzony wielokrotnie:
— F euerabend, panowie,—Feuer- abend, panowie.
W okresie przedświątecznym.
O zabawkach dla dzieci.
Święta skończone—i wszystkie dzieci radują się zabawkami, które im rodzice dali na gwiazdkę. Czas tedy zastanowić się nad pewnemi kwestyami, połączonemi z tą sprawą. Zabawka jest dla dziecka rzeczą nieodzowną ; jest to
mikrokosmos, w którym ono widzi daleko więcej, niż my, gdyż ma daleko prostszą, niż my, ale żywszą wyobraźnię i wrażliwość. Dziecko z zabaw
ką, którąlubi, odgrywa fantas
tyczne sztuki dramatyczne i wiąze z nią całe poematy.
W zabawce streszcza się zarówno metafizyka, jak i życiowa mądrość dziecka;
w zachowaniu się jego wo
bec zabawki rysuje się cha
rakter i przyszłe powołanie dziecka. Zabawka nie jest dla niego rzeczą martwą;
dziecko ma jeszcze w sobie na tyle pierwotnego animiz- mu, że zabawka jest dla nie
go istotą żywą, fetyszem, wcieleniem pewnych potęg, których my zaledwie się domy
ślamy. Z tego widać, jak ważną rzeczą jest dla dziecka zabaw
ka. Ponieważ ma ona znaczenie w kształto
waniu zarówno fantazyi, jak i samej osoby dziecka—jest rzeczą pierwszorzędnej wagi, aby ta zabawka była produktem m iejsco
wym, gdyż w ten sposób dziecko ma od urodzenia wrażenia, które je łączą z calem otoczeniem. Tymczasem, jeżeli dobrze zba
damy pochodzenie naszych zabawek, to Teatr maryonetek
' 6 V '§■ i
Zabawka paryska. Okręt.
— Do widzenia, do przyszłej nie
dzieli. Zum Wiederseh'n i—do wę
dzenie... — żegnają się goście i cisną zbitą masą, do wyjścia.
— Panie, za siedem wódek, — panie, za trzy piwa,—panie, kotlet wie
przowy,—panienko... — brzmią żałosne głosy kelnerów.
- Proszę się nie szczypać.
— Och—moja falbana.
— No to, względem czego mi pan tyli casz głowę zawracał? — i cisną, tłoczą się goście—natarczywi panowie, rezolutne damy.
A za chwilę już cisza, szary świt błądzi po sali, a obok jedynej lampy liczy gospodarz targ całonocny. Ze stosu miedzi srebro wyławia i zwija w rulony, a potem wielkie dychy mie
dziane, i szóstki do szóstek, i ubogie dwojaki.
Zaś na krańcach miasta, w robo
tniczych domach, pono —łzy, łzy...
Z ygm unt Bartkiewicz.
okaże się, że większość ich pochodzi albo z Niemiec albo z Rossyi; znakomita mniej
szość z Francyi i t. d., a już najmniejsza licz
ba jest wyrobów krajowych.
Rozważmy naprzód wprost pieniężne straty. Jeżeli w Królestwie jest trzy mi
liony dzieci, które na Boże Narodzenie otrzymują podarki przecię- ciowo ceny 50 kop., to ma
m y wydatku półtora miliona rubli, z czego 50% zabierają Niemcy, 40%—Moskwa i Pe
tersburg, 5% —Francya i in
ne kraje dalsze, 5% albo i mniej pozostaje dla wytwór
ców miejscowych. (Liczby, oczywiście, przypuszczalne).
Przybory na choinkę prawie wszystkie pochodzą z Nie
miec.
Pomijając straty finan
sowe, niemniej wielkie są stra
ty pedagogiczne. Zabawka cudzoziemska jest, jak cudzo
ziemski wyraz w ję z y k u ; świadczy on o braku danego pojęcia w narodzie, który też przyjął to pojęcie skądinąd i bez żadnej pracy wewnętrz
nej; wieki przeszłe nie wyro
biły go samoistnie, zjawił się surowy i półżycia tylko mają
cy. Podobnież zabawka: o ile w nią naród nie wlał swojej własnej pracy i wy
obraźni, o ile nie dostosował jej do tvpu' etnograficznego i do swych właściwości psychicznych; słowem, o ile zabawka jest cudzoziemską: o tyle chybia celu i w zna
komitej mierze przestaje być tern, czem być powinna.
Fabryki zabawek istnieją u nas tylko w stanie prymitywnym — i pomimo kolo
salnych zvsków, jakie by mogło dać takie przedsiębiorstwo, nie znalazł się nikt, co by zaryzykował kapitał na tego rodzaju inte
res. Zdaje mi się rzeczą pierwszorzędnej wagi—założenie w kraju takiej fabryki na wielką skalę.
Tymczasem zaś możnaby inną podjąć próbę—i, że tak powiem, pobudzić w tym kierunku wyobraźnię twórczą krajową.
Paryż rozumie doskonale znaczenie zabawki dla dzieci — i już w szeregu lat miejscowy [prefekt policyi, czyli, mówiąc
językiem warszawskim, oberpolicmajster m. Paryża—ogłasza corocznie konkursy na wynalazki zabawek dziecinnych.
Corocznie też, przed wakacyami—od
bywa się wystawa tych pomysłów konkur
sowych—w ogrodzie Tuileryjskim. Corocz
nie wszyscy, którym to do głowy przyj-
Zabawki paryskie.
dzie—zawodowcy, baciarze, artyści, matki, nauczycielki — stają do konkursu i przed
stawiają swoje modele: z górą sto rocznie.
Tak znakomity malarz i rysownik, jak Caran-d’Ache — nie wahał się stanąć do konkursu: wymyślił on swoje modele zwie
rząt z drzewa.
Na ostatnim konkursie widziałem naj
rozmaitsze, dowcipnie skonstruowane, lalki mechaniczne, maryonetki, zwierzęta, kra
jobrazy, teatry, przyrządy muzyczne, figle naukowe, samochody, statki parowe, wre
szcie przewyborne aeroplany, telefony, te legrafy, kinematografy.
Oczywiście, idzie tu o pomysły ory
ginalne.
Owóż chcę podać następujący projekt:
jakie towarzystwo filantropijne lub peda
gogiczno niech corocznie ogłasza konkurs na wzór konkursu Lepine’a.
Zabawki mają być wszelkiego typu i rodzaju (z papieru, drzewa, gliny, szkła, porcelany, kauczuku, metalu i t. d.)—ory
ginalne i w typie krajowym.
Nie będę tu zresztą omawiał szcze
gółów konkursu. Rzucam tylko myśl pierw
szą; o ile by zaś taka myśl się przyjęła, organizatorzy konkursu ułożą jego program.
Przypomnę tylko, że parę lat temu w Kra
kowie była wystawa, na której znajdowały się też bardzo piękne kompozycye zabaw
kowe, niestety — zbyt kosztowne w wy
konaniu. Do zalet dobrej zabawki należy przedewszystkiem taniość.
Dla zachęty wynalazczości należałoby naznaczvć nagród jak najwięcej, choćby niewielkich np. 30—40 nagród po 50 rb..
Odpowiednie j u r y zajęłoby się wyznacza
niem nagród.
Ponieważ zaś przed konkursem było
by dobrze zdać sobie sprawę z tego, co się w kraju wyrabia w dziedzinie fabryka- cyi zabawek i co znacznie łatwiej i prę
dzej mogłoby być wykonane — należałoby urządzić W ysta w ę kra jo w ych zabaw ek
dla dzieci. A . T.
Zabawka parysi a- Samochód.
S