• Nie Znaleziono Wyników

Młody Krajoznawca Śląski, 1935, R. 2, nr 11

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Młody Krajoznawca Śląski, 1935, R. 2, nr 11"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

M łody Cena pojedynce, egz. 20 gr.

Krajoznawca

Nr. u. Roh u. Ś lą sk i

„ W E S E L E N A G Ó R N Y M Ś L Ą S K U ” d a a r t y k u ł u w e w n ą t r z n u m e r u .

(2)

S p i s r z e c z y .

1. Na za ko ńcz eni e r o ku szkolnego. . . Str. 1

2. List z Pol esi a . . • • ” 3

3. Zielone Świąt ki w wi e rz e ni ac h i o b r z ę d a c h okol icy Pane wni k. ” 4 4. Z cyklu: Miasta i wsi śl ąs ki e — a) Nowa Wieś. . ” 6

b) Cieszyn, Śląski Kr aków. . . . ” 8

5. Z c yklu l egend gór niczych. S k a r b n i k k a r z e za k a to w a n i e

zwierząt. . . ” 10

(i. W y s t a w a c h o rz o w s k i c h Kół Krajoznawczych, . ” 11

7. We se le n a G ó r n y m Śl ą sk u . . . . ” 13

8. Kok w p r z y s ł o w i a c h l u dowyc h. . . ” 15 9. L e g e n d a o o br o n i e Świdni cy p r ze d Husyt ami . . ” 15

(3)

Mł o d y K r a j o z n a w c a S l a s k i

P i s e m k o Z r z e s z e n i a S z k o l n y c h K ó ł K r a j o z n a w c z y c h Ś l ą s k i c h Wychodzi co miesiąc.

NR, 11. CZERWIEC 1935. ROK 11.

rohu szkolnego.

Ha zakończenie

Na dc hodz i koniec r o k u szkolnego.

J eszcze t y lk o ki lk an aś ci e dni a s z k o ­ ły opus tos ze ją , z a m r z e w nich życie, a b u d y n e k szkolny, w k t ó r y m n i e d a w ­ no j eszcze b y ło rojno j a k w ulu, z a ­ mieni się w p o n u r y g m a c h ś wi ętego milczenia. Wy Dr odzy Kr ajoznawcy, z r a d oś c ią w s ercu poś pi es zyc ie po r ozdani u świ ad ec tw do d o m ów by t am z dać r odzi com, j a k żołnierz pr ze d swoim d owó dc ą, r apor t z c a ło r oc z­

nej pr ac y. Każdy z Was n a p e wn o już wie co go c zeka, co będzie robił w czasie wa ka c yj bo przecież już p r z e d t e m k a ż d y z Was kr eś lił w p a ­ mięci pl an y na o k r e s w aka cyj ny. Nie wiem w p rawdzie, d o k ą d podążycie, ale wi em to j edno, że mia sta o p u s t o ­ szeją, że g ł ówn e ulice, po k t ó r y c h t e ­ r az sp ace ruje cie , b ę d ą świeciły p u s t ­ kami , że k a ż d y z Was popr osi li u c i e k ­ nie stąd i będzie się s t a r a ł za pomni eć o szkole, o g r zm i ąc y ch g ł o sa c h p r o f e ­ s orów, o obo wi ąz kac h, ci ążących na Was pr zez c ały rok, wogól e o wszyst- k i e m tern, co j est zwi ązane z p r a c ą s zkolną. Cał y t en czas na pe wn o , z uż y­

jecie n a o d p o c z y n e k i miłe zabawy.

Nie m ożna t ego n i ko mu b r ać za złe, że w t en s p os ób p rze pę dz i wa ka cj e, bo przecież po p r z e p r a c o w a n y m r o k u należy się k a ż d e m u o dp oc z yne k. Ży­

c z ym y W am ws zys tki m wesoł ej z a ­ bawy ale d o ł ą c z a m y do tego życzenia coś więcej jeszcze, co w p r a w d z i e nie b ę d zi e z a b aw ą w c a ł e m słowie t e go znaczenia, ale mimo to może stać się p rzy je mn oś ci ą s t o kr o ć wi ęks zą , niż b e zm y ś l n e l eżenie na s ł oń cu albo n u dz e ni e siebie i d r ug ic h j a k ż e p u s t ą n ier az r ozmową.

Gdy zdała od tętniącego życia, zgrzytu maszyn i gryzących dymów fabrycznych, będziecie oddychali świe- żem powietrzem wiejskiem i pokrze­

piali znużone ciało, pomyślcie wtedy o takiej rzeczy, jaką jest krajoznawst­

wo. Niejeden z Was napewno powie, gdy zatopiony w niniejszym artykule dojdzie do tego miejca: „Nawet teraz nie dają mi spokoju i dalej prawią kazania o krajoznawstwie”. Jesteśmy przygotowani na taką odpowiedź, lecz broń Boże nie zrażamy się nią i p o s ­ taramy się w krótkich słowach wy­

tłumaczyć Wam, że krajoznawstwo to nie praca, lecz przyjemność i dosko­

nały sposób na rozpraszanie nudów.

Podczas roku szkolnego, kiedy zachęcaliśmy, czyto Krajoznawczynie czy Krajoznawców, by zechcieli coś niecoś napisać do naszego pisemka, spotykaliśmy się nieraz z powiedze­

niem: „Mam tyle roboty z nauką, że naprawdę niemam czasu niczego na­

pisać. Znam wprawdzie wiele cieka­

wych rzeczy, ale zajęcia szkolne o d ­ bierają mi każdą wolną chwilę.” Nie będziemy kwestjonowali, czy naprawdę owi zapracowani byli tak bardzo za­

jęci pracą, boć przecież tak często widywaliśmy ich czyto w parku, czy na p r z e c h a d z c e , d o s y ć na tern, że u wi erz yl iś my. T e r a z j e d n a k , k i ed y ws z ys tk i e z ajęcia s z ko ln e o d p ad a ją , n a d e s z ł a p o r a do p r ac y , k t ó r a r e a ­ lizuje n i e d a w n o g ł o sz o ne zdania.

Czas t e r a z b ę d ą mieć wszyscy, więc s p od z i e w a my się, że t e r a z n a p r a w d ę z a b io r ą się do r oboty. Dlatego, a ż e ­ by p r z y p o m n i e ć W am Kr ajoz na wc y t e w y m ów ki i uł at wi ć W a s z ą p r a c ę

(4)

S tr. 2. Nr. 11.

w a k a c y j n ą pozwolimy sobie p r z y ­ toczyć p a r ę d r o b n y c h p r z y k ł a d ó w , j a k bez wys ił kó w, k os zt ów i wiel­

kich s t ar a ń, m o żn a zebrać obfity m a t e r j a ł k raj oznawczy.

Gdy po g o r ą cy m dni u s łońce z nikni e n a d a le k i m w i d n o k r ę g u , a s t r o p niebieski pocznie się zdobić r oj em b ł y sz c zą cy c h gwiazd, g dy g w a r ucichnie wszędzie i tylko szum d r z ew będzie mącił ciszę, n a pe wn o k a ż d y z Was, k t ó r y p r z ep ę dz i ł w a ­

k acje na wsi, usiądzie p r z e d d o m ­ ie h m g o s po d ar za , u k t ó r e g o mieszka i pocznie z nim gwar zyć. Wiemy z w ł a s n e g o doś wi adcz enia , że lud­

ność wiejska c hę tn i e r o zm awi a z p r z y b y s z a m i z miasta. Za mia st m ó­

wić o p ogodz ie albo o filmach, k t ó r e wyś wi et la no p r ze d n a sz ym wyj az dem w miejscowych kinach, p o mó w c i e o czcmś innem. Opo­

wiedzcie t y m ludziom o swojej miejscowości, o życiu, o zwyczajach, a p r ze ko na ci e się, że i im r ozwiążą się j ęz yki i sami o p owi edz ą Wam o swoich p i ę k n y c h zwyczajach l udo­

wych, a, n a w e t b ę d ą się chwalili, że znają ich więcej aniżeli wy miesz­

czuchy. W owych niewinnych i nie męczących r ozmowa ch dowiecie się 0 różnych c ie k awy c h rzeczach, po­

znacie coś nowego, coś innego, coś o d r ę b n e g o , a p o t e m cóż ł at wi e js z e­

go j a k z eb ra ne wiadomości spisać ? 1 już pr aca kr aj oz nawc za wy ko na n a.

Inni znów, k t ó r zy lubią u r z ą ­ dzać wycieczki piesze, p r z e m i e r z a j ą ca łe połacie naszej pi ęknej ojczyzny na w ł a s n y c h i ogach. I z d a w a ł o b y się, że dla tych ni ema n a pozór zajęcia. Ale i dla t ych mam p r o ­ się r ec ep tę . Wę dr uj ąc po cienistych szosach, często s p o t y k a się j ak ą ś s t a r ą kapli czkę albo krzyż p r zy ­ d ro żn y, czy j akiś inny z abytek.

W y s t a r c z y n a c hwi lę pr zys ta nąć , p r z y p a t r z e ć się d o k ł ad ni e , opisać c ie k aw e szczegóły i pójść dalej, p r zy c h o d z ą c zaś do wsi, z a py ta ć o po ch o dz en i e, a ręczę, że u p r ze j my

lud wiejski n a p e wn o opowi e n a m coś o tern. Te s zc ze gó ły wyst arczą.

Wr acając do d o m u należy t y lk o r ozs ze rz yć i n a d a ć l it er a ck ą f o r m ę s k r ó t o m i znów j ed e n cen ny a r t y ­ k u ł więcej.

Te dwa p r z y k ł a d y zdaje się j a s k r a w o Wam mówią, że p r a c a kr aj oz nawc za nie w y m a g a h e r oi c z ­ nych czynów, poświ ęceń, lub ż m u ­ dn yc h wysi łków.

Ogr an ic z amy sie do t ych dwóc h p r z y k ł a d ó w tylko, bo nie pi szemy przecież r ozp ra wy , j a k należy zbie­

rać m a t e r j a ł k r aj oz naw czy albo pi­

sać a r t y k u ł y k r aj oz nawc ze , a j e d y ­ nie chcieli śmy w s zy s tk i m t ym, k t ó ­ rzy podczas r o k u s z k o ln e go w y k r ę ­ cali się „ n a d m i a r e m p r a c y ”, p r z y ­ pomnieć ich obi et nice i wskazać im na t ych d w óc h p r z y k ł a d a c h , jak łat wo i bez w y s i ł k u pr zyczynić się mogą do r ozwoju r egi onali zmu wśród młodzieży szkolnej i z tą w ł a s ­ ną p r a c ą z apozna ć s zer szy ogół z coraz to bardzi ej z an ik a ją c ą k u l ­ t u rą l udową.

A ter az jes zc ze na zakończ en ie p a r ę śłów dla t y c h , k t ó r z y ws pi e­

rali swojemi a r t y k u ł a m i na s ze p i s e m ­ ko pr ze z c ały r ok szkolny. W imi e­

niu r eda kc ji s k ł a d a m t y m wszystki m s e r d e c zn e B ) g zapłać. Sp od z ie ­ wam się, że nie z ani ec hac ie swojej owocnej pracy, a le t er az z nowemi siłami i z nową o c h o t ą dalej bę dz ie ­ cie k o n t y nu ow a l i r o zp oc z ęt e dz ie ­ ło i że nie os tygni ec ie w za pal e, lecz p ok a że ci e innym, że w s zy s tk o to, co d ot y ch c z a s ze siebie wydaliście, to nie był s łomi any ogi eń albo wzgl ąd na O pi e kuna Koła ale, że b y ł to owoc Waszej be z in te re s own ej p r ac y, pł ynąc ej ze s zczer ych i g ł ęb o ki c h z ai nt er e sowa ń.

A z ate m, młodzi k r aj oz nawc y, do pracy !

(Morgała.)

f

(5)

List z Polesia.

P rzeczytawszy w jednym z dzienników rozpaczliwy artykuł wzywający do zorg anizo­

wania akcji pomocy dla szkół kresowych, Młodzi Krajoznaw cy z kl. 5a Gimn. Klas. w Chorzowie 1. nawiązali z inicjatywy p, prof.

Po w ro źn iak a k o n ta k t ze szkołą w Uhryniczach p o c z ta Pniewno, pow. Kamień Koszyrski, i

K o c h a n i

Czyn Wasz zapisany w duszach młodych Poleszuków na zawsze.

Wdzięczność dla Was, Kochani, Ucz­

niowie, z ich serc nigdy nie wygaśnie.

Podążyliście z jaką mogliście pomocą ha zew tutejszej szkoły, zamieszczony w I. K. C. Krakowskim. Prosicie mnie w liście o wymienienie braków tutej­

szej szkoły. Doprawdy • zastanawiam się nad tym wyrazem „braki“ - prze­

cież tu oprócz budynku, dzieci zgod- niałych i obdartych i nauczycieli, nic prawie niema - to jest krótkie okr eś­

lenie, Kochani Uczniowie, na braki tutejszej szkoły. Szkoła ta dopiero się rozwija, niema żadnej pomocy naukowej, żadnych obrazów szkolnych, ani książek do czytania. Dziecko tu­

tejsze słownik ma bardzo ubogi, gdyż riiezna około 80 °/0 rzeczy, jakie zna w jego wieku, również, i dziecko wiejs­

kie w Woj. Zachodnich. Żywią się juk rok długi, surową kapustą i goto- wanemi bez soli w skórach kartofla­

mi. Chleb jest przysmakiem. Cukier, herbata, krrwa, słonina, są wyrazami pod względem rzeczowym nigdy nie znanemi. To też, jak taki wyraz znaj­

dzie sie w czytance, trzeba pokazać dzieciom nawet w czwirtej klasie d a­

ną rzecz np. cukier dać spróbować, dopiero dziecko od tej chwili zrozu­

miało. co to jest i jaki ma smak ten

„bielinki kami eń”. Jak, rok długi, epidemje grasują zabierając całe fa­

langi dzieci, o których mało r ozpa ­ czają rodzice, gdyż są to„ciężary” . Na­

gość, głód, nieprzyjemny mdły zapach czosnku i skór kożuszanych, p o w o ­ dują przygnębiające uczucie prowa-

wysłali pewną ilość po d a ru n k ó w w p o s ta c i książek. W k ró t c e potem otrzymali uczniowie klasy 5a list od kierownika tej szkoły, który uważamy za swój obwiązek w całości na łam ach „Młodego Krajoznawcy ś l ą s k i e g o ” przytoczyć.

U c z n i o w i e !

dzącego lekcje. Dziecko, niezna cpto jest stół, krzesło i t. d. Piec duży jest łóżkiem, stołem no i wszystkiem, na którem pisze przy świetle i kop ciu smrodliwego łuczywa, pałającego się na „płytok” przy piecu. Tak, Ko ­ chani Uczniowie, dziecko tutejsze nie marzy o zabawkach, bo żadnych nie­

zna, nie marzy o łakociach, bo nie- wie czy oprócz „bielińkiego chlewa”, spożywanego przez niektórych raz na rok, co innego istnieje jeszcze na świę­

cie. To też proszę sobie wyobrazić pracę nauczyciela wśród takich wa ­ runków. Nie zobaczysz tu, Kochany Czytelniku, kawałka drogi bitej, toru kolejowego chociaż w promieniu 60 km. ni poczty bliska, ni katolickiego kościoła. Światem Twoim jest radjo, jeżeli posiadasz a znajomym — p o ­ licjant, który jak cień raz na mie­

siąc pokaże się w „Twojej” wiosce, położonej wśród moczarów, bagien i skarłowacinłych, lasów mizernych i nie dostępnych, skąd wydobywają się mil- jardy komarów i innych owadów ką­

sających bezlitośnie przybyłego śmiał­

ka. Jak okiem sięgnie smętna rów­

nina - szkląca olbrzymiemi płatami wody i pól piaszczystych, wśród któ­

rych nie znajdziesz żadnego kami e­

nia...

Apeluję gorąco do Wa s Kocha­

ni Uczniowie o jakąkolwiek pomoc.

Może jakieś obrazy nadające się do przyrody i geografji, może jakieś książ­

ki do bibljoteczki szkolnej, moglibyś­

cie przysłać pod adresem tutejszej szkoły? Bardzo,a bardzo proszę o jakąś podobną pomoc. Postaram się w nie­

(6)

S tr. 4. N r. 11.

długiej przyszłości nadesłać Wam fotografje tutejszej dziatwy szkolnej.

Łączę wyrazy szacunku i podzię­

kowanie dla Dyrekcji, Nauczycielstwa i dla Was Kochani Uczniowie.

Kierownik szkoły

Nad n ap raw d ę tr ag iczn ą tr eścią tego listu nie możemy przejść do porządku, Re­

d akcja „Młodego Krajoznawcy Śląskiego" p o ­ stanowiła ze swej strony akcję pomocy, w e­

dług swoich s t po prz eć i zaapelować do wszystkich Czytelników o daro w anie szkole w Uhrynlezach nie potrzebnych k siążek i obrazów. Wysyłkę można uskutecznić albo w p r o it pod a d res i m kierownika szkoły w Uhryniczach, poczta Pniewno albo złożyć podaro wane przed mioty w Redakcji „ M łode­

go Krajoznawcy Śląs k ieg o ”, k tó r a je p r z e k a ­ że dalej.

DYRDA kl. 7 b.

Zielone Świątki w wierzeniach i obrzędach w okolicy Psnewnik.

Na s t a ł a wiosna. Zazieleniły się łąki i p o k r y ł y się r ó ż n o b a r w n y m k o b i e r c e m kwi atów, z as zum ia ł y m ł od e mi listkami d r ze wa , z a kwi tł y bzy i głogi rozs ie wa ją ce świeżą woń d ok oł a. Za d zwo n ił y wy s ok o pod b ł ę k i t e m s k o wr o nk i, te s k rz y d l a t e stworzeni a, k t ó r e t yle radości wl e­

wają w s er ce rolnika. A i las z a b r z ­ miał t ysi ącami głosów; n a pr z e m i a n o dz ywa się rozliczne ptact wo, a wi eczor em, w p iękny letni wi eczór maj owy, s iadają poważni g o s p o d a r z e i g o sp o d y n i e pod stul etni emi lipami lub ka sz ta na mi i g w a r z ą o d a wn yc h dziejach. S k o ńc z ył y się p r ac e na roli i g o s p o d a r z t e r a z oc zekuj e n a g r o d y za s w ą pracę, plonu. A tyle lej pracy w tę ziemię włożył, tyle pot u wy la ł, a b y obr obić swój łan, iż t e r az t ylko oczekuje, aż z a k o ł y s z ą się te ł a n y s re b r z y st e m i kł osami, a wt ed y znów rozpocznie się pr aca mozolna, a j e d n a k miła, p r ac a b ł og o s ł a w i o n a . Ale t e r a z ma rolnik czas, więc wi ec zor em siada i gwar zy. P a mi ęt am te wi ec zor y na wsi. Ileż się można wt e dy d o wi e ­ dzieć rzeczy ci eka wyc h. Opowiem tu te, k t ó r e się wiążą z o k r e s e m Zi elonych Świątek.

W p r z ed e dn iu Zielonych Świąt p r z y s t r a j a j ą wszyscy g o s p o d a r z e d o m y swoje, zielenią. Przed sienią stawiaj a dwie d u ż e brzózki, a nad

dr zwia mi g ał ąź z kwi tnąc emi k a s z ­ tanami. P r z y s t r a j a j ą t a k ż e obr azy, i r amki okien. Bardzo s t a r y m z wy ­ czajem, się ga jąc ym p o g a ńs k ic h cza­

sów, jest s o h ót ką , k t ó r ą z i pala się w 2-gie święto. J u ż n a d ł u g o p r z e d ­ tem p r z y g o t o w a n o się na nią. Ile r az y kto z p a c h o ł k ó w lub na we t g o s p o d a r z y jeździł do lasu, przywoził s u c hy c h r ó s t lub j ał owi ec i g r o ­ madził lo t am, gdzie miała s ta ną ć s o bó tk a. Lecz d o p i er o k ilka dni przed świ ąt ka mi , k t o żyw z m ł o ­ d yc h, ś pie sz ył po chrós t, furami go na we t zwozili, a bi ada t emu, kto nic nie p r zy n i ó s ł lub p r z ys z ed ł za późno na s o b ó tk ę . S o b ó t k a m us ia ła być wi elka, b ar dz o wi elka, a ż eb y widziana b y ł a hen, a b y b y ł a w i ę k ­ sza od s ob ó te k sąsi ednich wiosek.

Wielka b owi em b y ł a na tein polu k o n k u r e n c j a między wsiami, ki o roz­

pali w ię k sz ą sobót kę . Przez to pil­

nie s tr ze żono n a g r o m a d z o n e g o chró- stu i k r zó w s u c hy ch , a b y k t o ś z innej wioski na złość nie podpali ł t ego. Byłaby to bowi em n i ep o w e ­ t owa na s t r a t a i wstyd n i e m a ł y dla mieszkańców. W s o bot ę przed ś wi ę ­ tami wy jeżdżał o kilka m o c ny c h młodzieńców po na jwię ks zą sosnę lub ś wi erk do lasu i po ogł adz eni u i ociosaniu, s t aw ia no go na w y ­ znaczone miejsce. Na wi erz ch oł ek p r z y m o c o w y w a n o m ał y świerczek,

(7)

N r. 11. S tr. 5.

p r z y s t r o j o n y p rze z d ziewczęta ład- nemi ws tą żk ami . Nawiedza do na nim pi er ni kó w, c u k i e r k ó w i i: nych rzeczy do jedzenia, na k t ó r e k a ż d y g o s p o d a r z d awa ł ki lka g r o s z y . Na ­ stę pni e d o o k o ł a d r ą g a k ł ad z i o n o s ł o ­ mę, c h r u s t i gałęzie. S o b ó t k a t ak a s ię ga ła do 5-ciu m et r ów wysokości.

W 2-gie święto, ki edy się ściemniło p o d p a l o n o n a jp i er w m a ł ą s o b ó t k ą z wa n ą „ d z i a d e m ”, „ r o z t r o p c e m ” lub

„z wo dz ic iel em” , a by się wszyscy zeszli. Młodzi t ymc z as e m w y p r a w i a ­ li swoje harce. Skakali pr zez „ dzia­

d a ”, a bi ad a t emu, kto n iez gr ab ni e skoczył ,ho t en został w yś m ia n y pr zez ws zys tki ch, a p r z e d e ws z ys tk i em pr zez dziewczęta. Ki edy n a g r o m a ­ dziło się już moc ludzi i zna la zła się też o r k i e s t r a , w t e d y pod wielki stos p od ło żo n o z 4-eeh s tr on ogień. Ileż był o uciechy, gdy o g ­ niste p ł omi en i e wzbi ły się do szczy­

tu, ileż k r zy k u, radości, a p ona d ws z ys tk i em g ó r o w a ł a sko czn a n ut a wiejskiej muzyki. Tańczono, s k a k a ­ no, ś piewano, a złociste pł omi eni e biły w y s o k o w niebo. A ki edy ze stosu z os ta ły tylko r o z ż a r zo ne w ę g ­ le, n a s t ę p o w a ł a d r u g a część zabawy, a mianowi cie obalani e dł ug ie g o d r ąg a . Kilku mł od yc h b r ał o o d p o ­ wiednio n a s z y k o w a n e kije i dalej p c h a ć n a d p a l o n y d r ą g , a widzowie, p rz ew aż n ie młodzi, a nawet starzy, z wi elki em z a in t er e s o w a n i e m śledzi­

li, w k t ó r ą s t r o nę u pa dn ie dr ąg , bo j akt o, być na s obótce, a nie p r z y ­ nieść ani pi er ni ka albo ani w s t ą ­ ż e c z k i ? J ak iż z gieł k i ściskanie, j a ­ kie p chanie i p o p y c h a n ie , jakież k rz yk i i ś m i e ch y n a st ę p o w a ł y , k i e­

dy d r ą g r u n ą ł na ziemię. W jednej chwili ani śladu nie p oz os ta ło z go- ika, k t ó r y był umieszczony n a szczycie d r ą g a . Po z u p e ł n e m z g a ś ­ nięciu sobótki , z o r k i e s t r ą na czele, udawali się wszyscy do k ar cz my , gdzie o d b y w a się zabawa, aż do s a mu s i e n k i e g o rana. To odnosi się do s a m y c h Zielonych Świąt ek. Ale

w o k r es i e tym był o b a rd z o wicie i nnych p i ę k ny c h zwyczaj! i o b r z ą d ­ ków s t a r o d a w n y c h , ale dziś ni est ety z a po mn ia no już o nich, tak, że z u ­ p ełni e już znikły. O n i ek t ór y ch już dziś na we t nie wi emy j a k je o b c h o ­ dzono i j aki e miały znaczenie. Nie­

k t ó r e znich pr zy ta cz am. I tak: Na 1 maja, jażeli k t ó r y ś młodzieniec u p a t r z y ł sobie j ak ą ś dziewczynę i miał wz gl ędem niej d o b r e zami ar y, to s ta wia ł pr ze d jej o k n e m „ ma j a ”.

Był to d os y ć wysoki d r ą g z goikiem, p rz y s t r o j o n y różn ok ol or owo .

Dawniej częst o t eż w t ym o k r e ­ sie s ły sz ał o się o „ u t o p l e e a c h “. T e g o tam i o we go miał wc iągnąć do w o ­ dy i utopić, i nnego znowu w p r o w a ­ dzić w bagno lub oszukać. Może n as un ie się pyt ani e, jak taki utoplec wy g lą d ał ? Różnic go opi sywano, zależnie w j aki ch okolicznościach i w a r u n k a c h się pr ze ds tawił . Pr ze ­ ważnie p r z e d s t a w i a ł się j a k o z w y k ­ ły c h ł o p e k , p r ze wa żn i e mały, e hu de r- lawy, z k t ó r e g o t wa rz y przebi jał a eh y tr o ść . Lewą n og ę miał p o d o b n ą do k o p y t a k o ń s k ie g o , a z l ewego b o k u ciekła mu zawsze woda. Razu p e w ­ nego wys ze dł sobie c h ł o p Walenty w pole i zapalił fajkę, k t ó rą już „nie miała wiele d uc h a w s o b i e ” . Wt em, g dy p r z e ch o dz i ł n i e da l ek o rzeki, z ast ąpił mu d r o g ę m a ł y c h ł o p e k w e l e ga n ck ic h but ach, z p i ę k n ą faj ką w us ta ch i r z e k ł do niego. „Ojciec nie c iupal ibyście” się na fajki?

W a le n ty , widząc tak p i ęk ną fajkę, c hę tn ie się zgodził. „ P r z e c i u p a ł ” więc i pos zedł dalej d u m n y z t ego, że taki d o b r y interes zrobił. Gdy w r a c a ł z pola, ws z ys tki m p o k a z y ­ wa ł pi ękni e f a r b o w a n ą fajkę, a lu­

dzie naehwalić się jej nie mógli.

Po d ro d ze w s t ąp ił j ak z wykl e do k a r ­ czmy i d o pi er o p óź n ym wi ec zo re m wrócił do domu. J eszcze raz o be j­

rzał fajkę, t a k ż e ją „ s t a r e j ” p o k a ­ zał i postawił ją w r ogu okna. Lecz jak ie ż był o j ego zdziwienie r ano, k i e d y się przebudził . Na miejscu

(8)

S tr. G. N r. l l . pi ęknej inj ki s ta ł mały, s ę k a t y kij.

Roz gni ewa ny c h łop wiedział d o p i e ­ ro t er a z z kim miał do c z yn i e n i a , ale, że to był c h ło p t w a r d y , nie ul ąkł się ut opleca i u d a ł się n a to s amo miejsce, gdzie „ p r z e c i u p a ł ” fajkę. Z d a l e k a już po znał, że na moście k to ś siedzi i hut szyje.

Na t yc hmi as t poznał, że to utoplec.

Sz edł więc sobie j a k nigdy nic, a gdy się do niego przybl iżył , j a k go nie wyr żną ł w ba ry , to t a k boro- ezek j ę k n ą ł i s tę ką ł , że go na milę był o słychać. Cios był t ak n i e s p o ­ dziewany, że ut oplec nie wiedział jak się znalazł z m o st u we wodzie.

Lecz r ozsierdził się ba rdz o, kt o mógł j emu, co tyle ludzi w c i ą gn ął w w o d ę i utopił, s ta n ąć w d r o d z e ? A k i ed y poznał, że to s t a r y Walenty, z a w ­ rzał g n i ew em i j e d n y m s k ok ie m z n a ­ lazł się p rzy nim, lecz d o t k n ą ć się go nie mógł, bo ten miał na sobie s/.kaplerz, a w r ę k u p oś wi ęconą las­

kę. W a le n ty nie był w ciemię bity.

Był lo nie głupi c hłop, s p o d o b a ł y mu się na pi er wszy rzut o k a buty, k t ó r e szył utoplec i p o s t a n o ­ wił, że za wszelką cenę musi je

o t rz ymać . Gdy więc ut op le c znalazł się p r z y nim, j a k go nie weźmie o k ł a d a ć p o r a ź dr ugi , że aż wi ór y leciały. Utoplec widząc, że nie s p r o s t a c hł op u, w s ko c z y ł do w ody, lecz już nie z d ą ż y ł wziąć j e d n e g o b u ­ ta. Chł op b ut t en z abrał, ale b a r d z o ż ałował , że nie był o dr u giego. Całe życie w ni m chodził , a zaws ze b y ł j a k nowy, choć n i gd y nie d a w a ł go do r epe r a c j i . D o k u p y w a ł z aws ze po j e dn ym Aucie, c hoć nie t a k d o b r e g o g a t u n k u , ale zawsze on miał n aj ­ p i ękni ej sz e b ut y w całej wiosce i o- kolicy i nikt się z nim nie mógł r ówna ć.

W ś r ó d ludu j es t też wi er ze ni e, że k o bi et a , idąc na pol e p r a c ow ać z dz ieckiem, k t ó r e n i em a j eszcze G t yg od ni , p r z e d poł oże ni em je n a ziemi musi je i s ama się p r z e ż e g n a ć , bo g d y b y t e g o nie uczynił a, to w t e d y m o g ł a b y przyjść c z ar o wn i ca i z a b r a ć p r a w d z i w e dziecko, a p o dr zu c ić „ p o d c i e p a ”, k t ó r y dużo je i pije, dużo r y cz y, a nie c h c e rość ani się rozwijać. T a k i e i po do bn e wi erzenie z a c h o w a ł y się wś r ód lu­

du n a s ze g o w P an e w n i kach.

Z cyklu : Miasta i wsi śląskie.

V.

SZOLC KAROL kl. Ab.

Nowa Wieś.

Pi erwsze wi adomoś ci o Nowej Wsi s ięgają r oku 1629. Z t eg o c za ­ su pochodzi d o k u m e n t ( p r z y t o ­ czony przez S ol d er a ) , w k t ó r y m wymi en io na j es t po raz pi erwszy Nowa Wieś pod ni em ie c ką na zwą Ne udorf. Później wz mi an ki o Nowej Wsi s tają się coraz częstsze a d o ­ c ho wa ł o sic t a kż e polskie b r z m i e ­ nie nazwy z r ok u 1661. Gmina ta z os ta ła z ałożona pr ze z hr ab i eg o Łazar za ł l e n k e l - D o n e r s m a r c k a .

Mieszkańcy żyli pocz ąt kowo w t w a r d e m p od da ńs tw ie , gd yż p a n zie­

mi s ta nowił o ws zys kie m a c hł op miał t ylko tyle swoj ego, co można by ło unieść. Ca łe g o s p o d a r s t w o n a l e ż a ł o do p a n a i był o tylko w y dz i er ża wi o ne ni ej ako p od p r z y ­ m u se m , bo c h ło p u nie wolno b y ło p owi erzonej ziemi bez zezwoleni a p a ­ na opuścić, n a t o m i a s t pa n m ó g ł go w ka żd ej chwili wypędzić.

Okolica Nowej Wsi obf it owa ła w r u d ę że la zną i c yn ko wą , węgiel i lasy p o t r z e b n e gó rn ic twu .

Pod wzgl ędem w yz na ni owym Nowa Wieś na le ża ła do pa raj fi Koch-

(9)

Nr. 11. Str. 7.

łowickiej. Pi erwsz e n a b o ż e ń s t w a o d b y wa ł y się w d omu k a r n y m , gdzie z n a jd o wa ł a się kapli ca, k t ó r a ' p o c z ą t - k o w o b y ł a w s p ó l n ą dla k a t o l i k ó w i p r o t e s t a n t ó w : Pi e rw sz y m jej k u r a t o ­ rem b y ł ks. Di etrich, lecz w k r ó t c e d u s z p a s t e r s t w o o bj ął ks, Wienhold.

Za j eg o to czasów w y b u d ow a no w r o k u 1874 pi er ws zy k o śc ió łe k, k t ó ­ rego został p r ob os zc ze m, s pr awu ją c to s ta no wi sk o do r o k u 1894. Po jego śmierci p r o b os zc z em został ks. Gu t ­ sfeld. W r o k u 1998 p oł oż on o obok s t a r e g o koś ci oł a k a m i e ń węgielny pod b ud o wę n owe g o i już n a s t ę p n e g o r o k u w gr ud ni u p r z y s t ą p i o n o do jego poświ ęceni a. Obecnie trzecim z r zę du p ro b os zc z em j est ks. Szczygłowski.

Po w y bu d ow a ni u p ie rws z eg o k oś cio­

ła wy pr owa dz ili się k at ol ic y z k a p l i ­ cy a p r o t e s t a n c i p oz os ta li t a m sami.

J e d n a k ż e i oni dążyli do b u d ow y i wł as nej świątyni, k t ó r ą u k o ń c z o n o już w r o k u 11.02. Ob ec n ym d u s z p a s t e r z e m j est p a s t o r Koch.

Najwcześniej zdobyli się na w ł a s ­ ną świ ątyni ę żydzi. Pi er wo tni e pos ia ­ dali oni m a ł ą s al kę do modlitwy w j ed n ym z d a m ó w Nowej Wsi. W r o­

ku 1891 wy budowali s y n a g o g ę , k t ó r a po dzień dzisiejszy jeszcze istnieje.

Funkcje rabi na s p ra w u j e dr. Kolberg, rabin C h or z ow a a n a b o ż e ń s t w a m i k i e r uj e k a n t o r Bes ser.

W r o ku 1801 lir, Ła zar z Doners- I m ar e k w y b u d o w a ł w Nowej Wsi bu lę o wy s ok i ch pi ec ac h i na zwa ł ją imie­

niem swojej żony I lut ą Anlonji. Stąd da wni ejs za nazwa Nowęj W s i - A n t o - nienhiitte. Dla u r u ch o mi en i a tej hut y zaczęto już w r oku 1802 e k s p l o a t o ­ wać węgiel w nowo o t wa rt e j kopalni

” Bł og os ła wi eń st wo Boże".

W r ok u 1850 u r u c h o m i o n o d r u g ą hu tę, mającą wy so ki e piece, a w rok później f a b r y k ę bieli cynkowej . Z a k ­ ł ad y le b y ły wł as no śc ią wyżej w s p o ­ m n ia n eg o h r ab ie go .

Ta część Nowej Wsi, n a z w a na p r ze z właściciela "Ant onienhüt te,,

n a z y w a n a b y ł a przez l udność Wy r- c h e m albo Wirkiem.

W r o k u 1872 ów Wir ek dostał się pod zarząd o bs zar u d wo rs ki eg o, j ak o o d r ę b n a j e d y n o s t k a a d m i n i s t r a ­ cyjna. Po zniesieniu zaś o bs z ar ó w d w or s k i c h Wi re k wszedł w r o k u 1924 w s k ła d gmi ny Nowa Wieś, k t ó r a obecnie liczy oko ło 24 000 miesz­

kańców.

Nowa Wieś leży w c e n t r u m za­

gł ębi a wę gl owe go . P o s i a d a kop al ni e węgla: Hi l deb ra nd i As ze nbo rn , (os­

t at nia od kilku lat nieczynna), hut y c y n k o we - Miłość i Hu go na Obie o b e c ­ nie n i e c z y n n e ) ,f a b r y k ę ce gł y s z a m o ­ towej i wa lc owni ę c y n k u (nieczynna) Z a k ł a d y t e by ły do g r u d n i a 1927 r o k u wł as n oś ci ą h r .He nk el -Do nn er s- t narcka. W g r u d n i u p r z e s z ł y na w ł a s ­ ność p ol sko - n i emi ec ki eg o t o w a r z y s ­ twa „ W i r e k “.

Prócz w ym ie ni o ny c h z a k ł a d ó w zn ajd uj ą się tutaj dwie cegielnie p a ­ rowe i ce nt ral a gazowa. Pozatem s p o ­ t y k a m y tu j eszcze ur zą d pocztowy, k om is a rj a t policji woj ewó dz twa Śląs­

ki ego, państw, s e m i n a r j u m n a u c z y ­ cielskie ż eński e, g i mna zj um p r y w a t ­ ne, s z k o łę go s po da rc z ą, c z t er y s z k o ­ ły p o w s z ec h ne 7-klasowe, szkołę ewa ng el ic ką, s z k o łę d o k s z t a ł c a j ą c ą z awod ową , s zk o łę d o k s z ta ł ca j ąc ą wiejską, c zt er y oc h ro n ki , szpital h u t ­ niczy, kościół katolicki, ewangelicki i bóżnicę. Nowa Wieś p os ia da p o ł ą ­ czenie t r a m wa jo w e z C ho r zo we m I i Katowicami, o r az z Byt omie m.

Nowa Wieś był a j e d n ą z tych miejscowości, k t ó r e podc zas pl ebi s­

cytu w yp o wi ed z ia ły się za Polską.

Po pr zy ł ąc ze n iu jej do Polski rozpoc zę ła się g o r ą c a praca nad jej r ozwojem g os p o d a rc z y m i n a r o d o w o s p oł ec z ny m.

Od cze wca 1928 r. n ac zel niki em g miny jest pan Wil helm Fryc. Za czasów j eg o u rz ęd o wa ni a No wa Wieś rozwija się ba rdz o pomyśl ni e pod wz gl ędem g os pod ar cz ym.

(10)

S tr. 8. Nr. 11.

W latach 1929/30 w y b u d ow a no nowy g mac h a d mi n is t ra c yj n y Urzędu Gmi nnego a s t ar y odd a no do d y s p o ­ zycji policji na pomieszczenie miejs­

c owe go p o s t e r u n k u .

Po zatem p r z y p r o w a d z o n o do s t a ­ nu n a l e ż yt e go s z er e g ulic pr ze z w y ­ b r u k o wa n ie ich, na pr aw ie ni e c h o d ni ­ ków, z adrz ewi eni e n i e k t ó r y c h ulic i s ka na li zow ani e ich. R oz budowano r ównież wodoci ągi i p r z e p r o w a d z o ­ no ogól ne czyszczenie r u r wodocią- KISIEL BOLESŁAW, kl. 5a.

\

Cieszyn śla

O założeniu miasta Cieszyna istnieje kilka legend. J e d n a z nich jest umieszczona na studni t rz ech braci. Oto jej tekst: „Roku 810 wia- r o p o d o b n e założenie miasta Ci eszy­

na przez trzech s y nów Leszka III.

kr ól a polskiego. Trzej braci a k s i ą ­ żęta, Bolko, Loszko i Cieszko, po długiej w ęd r ó w c e zeszli się p r zy tein źródl e i ha p a m i ą t k ę tego s p o t k a n i a założyli miasto, k t ó r e m iano Cieszyn o t r z y m a ł o ”.

S k ą d się wzięło t a k d o k ł a d n e oznaczenie d a t y pows ta nia Cieszyna niewi adomo. Pewnein jest tylko to, że l egenda ta p o ws t ał a d op i er o w wi e ku XVI. Wymyś lono ją p r a w d o ­ podobni e dl at ego, by uzasadnić n a z ­ wę Cieszyna. Miała ona powstać od Oleszka, j e d n e g o z braci, albo po­

prosili dl at ego, że bracia cieszyli się ze s p ot ka ni a. Podanie to nic jest niezem uzasadni one. W e d łu g innej l e ge ndy Cieszyn p i e rw ot n y nie miał leżeć na tein miejscu, gdzie obecnie, ale w okolicy dzisiejszej miejscowości Podohor y. Świadczy­

łoby o leni to że dot ąd tamtej sza ludność nazywa to miejsce Cieszy- riiskiem albo S t ar ym Cieszynem. Za t a k ą we rs ją p r z e m a w i a ł a b y t akż e n a t ur a ln a ob r on no ść tego miejsca i duży wał g r odz is kowy, wz ka zuj ąc y

g o w y e h . Za łożo no p l a n t y 11 Listo­

pa da , Moniuszki i Chopi na. Ostatnio poczęto z ak ła d ać o g r ód k i d zi ał ko we dla b e z r ob ot n yc h. Tak s amo p r z e b u ­ dowa n o d a w n ą halę h ut y Miłości i zami eni ono ją na halę t ar gową .

Od kilku lat pr o wa d zo na j es t w tutejszej gminie k u c h n i a dla b e z r o ­ b ot nych, u t r z y m y w a n a pr ze z gminę p r zy p omocy t ute js ze go kupi oct wa i hojnej p om oc y obywateli

iki Kraków.

na to, że z na jd ow ał o się t a m k i e d y ś grod zi sko , j aki ch wt e dy był o na Śląsku d os y ć dużo. Na pr awdziwość tego pr zypu sz c ze ni a wz ka zuj ą r ó w ­ nież s t o s u n k o w o liczne w y k o p a l i s k a , k t ó r e są p r o w a d z o n e d or ywc z o przez młodz ie ż gi mna zj al ną lub przez p as tuc hów. W każdym razi e jest r zeczą pewną, że Cieszyn o b e c ­ ny nie znajduj e się w tern s a me m miejscu, co Cieszyn p i er wot ny.

Zr e sz t ą j eszcze i później w czasach h i st or yc znyc h Cieszyn kilka razy zmienił główny o ś r o d e k swego r oz ­ woju. P r z y c zy ną t ych zmian b y ł y liczne pożary, k t ó re k i lk a kr o tn i e st ra wi ły doszczętni e d r e w n i a n n e

miasto.

Obecnie, j a k wi a domo, Cieszyn nie cały należy do Polski. W roku 11)20 zo st ał r o z d a r t y na dwie części i część, leżąc i po drugiej s t r o ni e Olzy, p rzydzi el ona został a do Cze­

chosłowacji. J est to część nowsza.

Niema w niej ż adnych pa mi ą te k hi st or ycz nyc h, ani s t a r y c h z a b y t k o ­ wych budowli. W części polskiej z ab y tk i em najbar dzi ej i nte res uj ąc ym jest z ame k. Ze starej części za mk u z a ch o w a ł a się t y lko wieża p i as ­ towska, kaplica i ruiny drugiej baszt y o k r ąg ł ej . W nowej części z a mk u mieszczą się a p a r t a m e n t y p.

(11)

Nr. 11. S tr. 9.

P r e z y d e n t a i nadleśnictwo. Wieża pja.stowska kilka lat t em u z os ta ła g ru n t o w n i e o dnowi ona . Pr zed st awi a ona t y p o w ą ś re d ni o wi e cz n ą budowlę.

Przez m ał e wą s ki e o k i e n k a - s tr z el ­ nice d o st aj e się do wn ę tr za b a r ­ dzo niewiele światła, t ak, że p anu je t a m ciągł y mrok. Z t a r a s u wieży wi dok j es t b a r d z o rozległy. Kaplica św. Michała b ył a n ie gd y ś kapli cą z amk ową. Istnieje o niej l egenda, że jeśli kt oś 13 razy obejdzie ją d o o k o ł a , to u k a ż e mu się postać jaki ejś księżnej. Kaplica t a ma być k o p j ą kapli cy na Wawelu. Obecnie z os ta ła ona również odnowi ona.

Rui ny b as zt y o k r ą g ł e j nie s ą w całości a u te n ty cz n e. Pr awdziwą jest t yl ko dolna część baszty. Gór na część ruin z os ta ła kilkadziesiąt lat t e m u s ztucznie d o b u d o w a n a . Obec­

nie g ó r a z a m k o w a stanowi licznie uc zęs zc za ne miejsce s pa ce ro we . Przed z amk iem znajduje się p nnnik legjonów, p r ze s ta wi aj ąc y Ślązaczkę w stroju wa ła sk im.

Drugi m równie wa żnym p u n k ­ tem jak z ame k, j est R y n ek obecnie plac J a n a Sobieskiego. Stanowi on c en tr u m miasta. Za c ho wa ły się na nim jes zc ze d o sy ć liczne k a mi e ni ce z t. zw, podcieniami, pochodzące z.

XVI i XVII wieku. W jednym znich

Z n a j u j e się apteka, która powstała w

roku 1f)83. Domy te, pierwotnie zwró­

cone były szczytami do rynku, zosta­

ły one jednak już przebudowane, tak że obecnie na rynku znajdują sie tylko 3 kamienice, które zachowały swój dawny c harakter. Podobne domy z. podcieniami znajdują się oprócz rynku jeszcze na ul Niemieckiej i na dawnej Głębokiej, obecnie Legjonów, Do rynku przytyka również dom dawnego burmistrza Cieszyna Demi a, zamieniony obecnie na muzeum. Tam także znajduje się biblioteka, licząca około 20.000 tomów i wejście do

niedawno odkrytego podziemia. Ma ono być cząstką rozległych podziemi Cieszyna. O starożytności tego pod­

ziemia świadczą liczne stalaktyty, które dosięgają 20 cm. długości.

Cieszyn był niegdyś otoczony murem. Szczątki tych murów zacho­

wały się jeszcze na ul. Przykopy.

W przedłużeniu Przykopy znajduje się t. zw. „Wenecja cieszyńska”.

Nazwa ta pochodzi stąd, Że ściany domów tworzą wprost brzeg potoku a z każdego domu wprost od progu prowadzi mostek na przeciwległy brzeg. Dalej przychodzi sie na t. zw.

Nowe miasto. To „Nowe Miasto” jest już dosyć sędziwe ale w porównaniu z najstarszą części miasta było one rzeczywiście nowe. Powstało Ono już za murami Starego Miasta, Niedaleko Nowego Miasta znajduje się już wy ­ żej wpomniana Studnia Trzech Braci.

W dzielnicy zwanej Wyższą Bramą znajduje się duży kościół ewangelicki, w którym może znaleść pomieszczenie do 8.000 ludzi Na Wyższej Bramie znajdują się również wielkie koszary 4-go pułku Strzelców Podhalańskich oraz szpital krej rwy.

Niedaleko drogi zwanej „Mate­

ro w ką„ znajduje się pomnik Mieszka, pierwszego księcia cieszyńskiego, dłuta prof. Raszki. W stronie wzgórz bobreckich znajduje się stary c m e n ­ tarz, sięgający początkami XIV.

wieku. Na tym właśnie cmentarzu spoczywają dwaj budziciele ducha polskiego na Śląsku, Miarka i Stalmach. Zabytkiem, świadczącym o przeszłości Cieszyna jest dom Blu- dowskich z he ibe m tego rodu, który znajduje się na placu teatralnym.

Niegdvś znajdowała się tam mennica książąt cieszyńskich. Bardzo charak­

terystyczne dla Starego Cieszyna są wąskie ulice o nazwach takich, jak Srebrna, Stroma, Szeroka, Menniczria, Schodowa Trzech Braci, Celesty i inne.

(12)

Str. 10. Nr. 11.

J. LUBECKI kl. 8b.

Z cyklu legend górniczych.

S k a r b n ik k a r z e z a k a t o w a n i e z w i e r z ą t .

Dokończenie.

Kopalnię „ Kl eofas ” w Załężu- Ka towi each p r z y p o m i n a j ą sobie dziś j eszcze s t a r z y g ór n ic y śląscy z p e w ­ it cm d r ż en i em w gł osi e a to z po­

wodu s t r a s z n e g o k a ta k li zm u, k t ó r y miał t a m ż e miejsce w m ar c u 1894-r.

w czasie k t ó r e g o zginęło tam za j e d n y m z a m a c h e m 104 gó r ni kó w t r ag i cz n ą ś mi er ci ą pr ze z uduszeni e.

W tej to k opa lni p r a c o w a ł w r. 1018 pe wi en wy r o s t e k , na zwi s­

kiem I’. Miał on za z adan ie za po ­ mocą koni zwozić wózki z wę gl e m z pod V s zybiku na „lina", czyli t.

z w. „ S e i l b a h n a ”. 1\ z na n y był wśród w s p ó ł p r a c o w n i k ó w j a k o złośliwie t r a k t u j ą c y k oni e k o pa ln i an e, a kil­

k a k r o t n e u p o m n i e n i e a n a we t d o t ­ kliwe k a r y nie z d o ła ł y go o p a m i ę ­ tać, że przecież k o ń a zwłaszcza k o pa ln i an y za sł ug uj e w zupełności ze względu już na s wą ciężką pracę, na o gl ęd n e t r a k to wa n ie . Przełożeni d a w n o byl iby P. wydalili z pr ac y, g d y b y nie dot kl iwy b r a k r o bo tn i ­ ków, s p o w o d o w a n y wojną. To też 18-nasto letni wy r o s t e k , mając to na u wadze, bił i k a t o w a ł koni e pr zy najmniejszej okazji, do chwili gdy p e wn eg o dnia z da rz y ł się w y pa d ek , k t ó r y n a zawsze odzwyczaił go od t e go p r z y k r e g o na ło gu .

Było lo w pierwszej połowie p a ź d zi e rn i ka 1918-r Wojna świ atowa y. y h k o chyliła się ku końcowi, na t w ar za c h ludzi mal ował o ślę w r a ­ żenie, że ni edł ugo, a s k o ń c zą się te s t r as zn e u dr ęczenia s p o w od ow a ne wojną.

Tak też i myśl ał nasz l lanys. Siedząc sobie na pr ze dz ie swego pociągu wę gl owe go, s k ł a d a j ą c e g o się z 7-miu wózków z wę g l e ni a z nprzągnięl o go w j e d n e g o koni a - siwka, j ec h a ł w k i e r u n k u „li ny”. Po gwi zdy wa ł s obie

pr:.ytem we soł o, ws zak i on miał p o ­ wód cieszyć się na uko ń cz en i e wojny:

s k o ń c zą się , fleischlose T a g e ”. Ma- mul ka b ę d ą znów o b k ł a d a ć ch le b k i e ł b a s ą j ak dawni ej, p a p i e r o s ó w bę dz ie m ożn a znów więcej d o s ta ć i t. d.

Gdy t a k sobie l la nys r oz my ś la , n a r a z siwek s taje i ani rusz n aprzód!

„dlaczego nie jedzi esz dalej, z d e c h l a ­ ku j a k i ś ”- w r z a s n ą ł l la ny s, z e s k o ­ czył z wózka, bierze l ampę s wą i kont ro lu je wózki, czy k t ó r y nie j es t wykol ej ony. Ws zys t ko w p or zą d ku , siedem w óz kó w zn ajd uj e się w s z y ­ nach. „Wie, siwek, nie zwa lony !”

woła. Si wek ani rusz dalej, l la n ys s z u k a więc j eszcze raz pod koł ami, czy może pod k t ó re m nie ma p o d ł o ­ ż onego kamienia, albo może p r zy ­ p a d k ow o d os t a ł się gdzieś pod k ó ł ­ ko j aki k a w a ł e k dr ze wa. Nic p o d o b ­ nego !„Wic siwek, mówię ci, jedź nie zwalony," i o k ł a d a go na jp ie rw k u ł a k a m i po ż eb ra c h. Si wek na to nie rea gu je, stojąc jak dr ąg . l la nys poszedł naprz ód zbadać, czy może przed t o r e m nie stoi co na p rz es z ­ kodzie i postąpi ł ki lka na ści e k r o ­ ków na pr zó d. Wreszcie p or usz a sam wóz ka mi , a nuż się k t ó r y zaciął ? Wózki poj ed yń c ze u s t ę p u j ą n a ci s k o ­ wi, p o suwa jąc się naprz ód lub wlył.

T e r a z II a nysa o w ł a d n ę ł a pasja. „O ty pi eroński wisie loku, ty z d e c h l a ­ ku! (Jo slrojku ci się z a c h c i e w a ? D a m ja ci s lr ejk, poczekaj! Bierze kabel (duży k a w a ł e k g r u b e g o p rze wo du i e l e k t r y c z n e g o owi ni ęt y gumą) , -i n u ­ że o k ł a d a ć b i e d ne g o siwka gdzie tyI- I ko może, oczywiście z n a l e ż yt e go odda le ni a. Siwek z bólu s k a cz e i pa rs ka , ale - z miejsca się nie ru sza. „O ty o b i e s i u ” woł a z a dys za ny l lanys, i p e wn a myśl o k r u t n a strzc-

(13)

Nr. 11. Str. 11.

la inu do głowy; „ poczekaj, ale t e ­ raz to ci d am! ”

Na ziemi s p os t r z e g a g wóz de k d ł ugoś ci ki lku cm. i d ł u g ą szczapę z de ski . Bi erze więc k a m i e ń i wbija g w ó z d e k do d r ew n a. Na st ępni e ws taje i w y s t a w a j ą c y m w dr ze wi e gwoź dz iem z a mi er z a się, a b y ca łą s iłą u d e rz y ć k oni a z bo ku stojąc w odpo wi e dn e j odległości, by t en go nie k o p ną ł. Nie z d o ł a ł Ha n ys j e d n a k s woj ego z ami ar u w czyn wpr owadzi ć, g dyż w t ym m o m e n ­ cie, g d y się wł aśnie z a mi e r z a ł na k o n i a , o t r z y m a ł t a k i p o t ę ż n y cios

„w p a p ę ”, że g ł o wą u d e r z y ł o ścia­

nę, a p r zy u p a d k u na ziemię t ra cąc p r zy t om no ść , z a r y ł się nieco t w a ­ r z ą do k u p y, leż ąc ego opoda l wi l g o t ­ n e g o pi asku. Co się p o t e m stało, nie b ył ws ta nie opowiedzieć. Gdy o t w o r z y ł oczy, s p o s t r z e g ł p oc h yl o­

n y c h n a d s o b ą ki lku g ó r n i k ó w . k t ó ­ rzy m u oblewali t wa rz z imną wodą.

Na ziemi p o zo s ta wi ł c z t er y zęby, k t ó r e p r zy w y p a d k u p o s t r a d a ł , w gł owi e dwie dz iu r y i r ęc e miał s t r a ­ sznie p o d r a p a n e , „ w s k u t e k t ar cia o o s t r ą ś c i a n ę ” j a k twierdzili górnicy.

H an ys sta nowcz o zaprzeczał , a by s p r a w cą j ego ni eszczęścia miał być siwek. „ P r ę d z e j b y mnie m ó gł u ką s ić j ak k o pn ą ć, g dy ż s t a ł e m bardzi ej z p r z o du z wr óc ony w bok, j eno j e dn o mi dziwne, b e z p o ś r e d n i o p r ze d u le­

czeniem uj rz ał em w y r a źn i e b ł ys k KULESZO TADEUSZ ki. 8a.

Wystawa chom w shicl

Śląsk z swoją nowoczesnością i uprz e- 1 mystowieniem jest trud nym terenem k rajo ­

znaw czym. Sztuka ludowa i cechy re gjonalne sz ybciej i gruntowniej zanikają tu niż w innych d zielnicach Polski. P ra c a w tych w aru nkach nie jest łatwą. Mimo to pracu jemy i aby z a ­ po z n a ć szerszy ogół z p ra c ą naszych chorz ow skich Kół Krajoznawczych u ru ch o m i­

li imy w dniach od 1 - 1 1 ma a wystawą.

Wystawa obejmowała p race Kół K rajoznawczych przy gimn. Ż eńskiem, Mat. Przyr. i nuszem, o znaczy Klnsycznem. Chociaż ginin. Kla- yczne wymieniłem na miejscu oatatniem,

fiol etowego ś w i a t ł a ”. „Aha,widzisz!

J ę d r a cię wywalił w py sk , s z kod a cię, ale d o b r z e ci t ak, raz przecież o t r z y m a ł e ś p o r z ą d n ą n a u c z k ę ”. W międz ycz as ie gór ni cy znaleźli t y c z ­ k ę z gwoź dz iem i domyślili się r e s z ­ ty. „ Ab yś nie myśl ał, że to j es t k o ­ niec tycz ka z gwoździ em o d e s ł a n a bę dz ie do P r o k u r a t o r a a ty sobie za to p os ie dz is z”.

Hanys ni eb ył w stanie wyrzec słowa. Os ła bione go i n a w pó ł o m d l a ­ łego umieszczono n a wozie i z awi e­

ziono pod szyb, a s t a m t ą d pr ost o do szpitala, gdzie p rz e l e ż a ł o k o ł o osiem tygodni. Po zwolnieniu go, s p o t k a ł a go w d o m u n owa p r z y k r a wi adomość: w ez wa ni e do sądu, j ak o o s k a r ż o n e g o o dr ęc z ćn ie zwi erząt w kopalni. W y r a t o w a ł a go j ed y ni e szczera s k ru c ha ; ze łzami w oc zac h p r z y r z e k ł ur oczyście p o p ra wę , gdyż P r o k u r a t o r wniósł o osiem miesięcy więzienia za w y j ą tk ow e b r u t a l n e o bc h od z en i e się z k o n i e m w k o p a l ­ ni. D os t a ł j e d n a k c zt er na ś ci e dni a re s zt u, k t ó r ą to k a r ę musi ał

„ o d m r u c z e ć ”, a n a s t ę pn i e s t ał się z up e łn i e i nn ym c z ło wi ek ie m i zwi e­

r zą t już ni gd y nie dr ęczył. P r a cę w ko pa ln i por zuci ł zupełni e, bojąc się „ s k a r b n i k a ” a n a to m i a s t przyj ął p o sa d ę, j a k o woźnica u. p e w n e g o f a k t u r a n t a , gdzie s ia ł się t r o s k l i ­ wym o p i e k u n e m p o w i e r z o n y c h mu koni.

Kół Krajoznawczych.

to jednak należy mu s ą pierwsze nietylko z te g o powodu, że z jego inicjatywy i jego p ra c ą wystawa powstała, ale p rz e d e w s z ,s t - kiem dlatego, że ponad 3/4 wszystkich e k s ­ ponató w dostarczyło nasze Koło.

W ystawa mieści sią w nuli nasz ego (Ne- oklasycznego) gimnazjum. Sapiąc i d y s z ą c , wchodzimy na trz cle piątro gmachu. Tu już bez namysłu kierujemy swe kro ki do w ie l­

kiej sali, wypełnićnej po brzegi różnego r o ­ dzaju ek sponatami. W ita nas sylwetka wesoło uśm iech ającego się dyżurnego, stoją cego za stolikiem, na którem widnieje pudełko a

(14)

S tr. 12. Nr. 11.

obok k a r t k a z napisem „wolne d a t k i”, oraz pocztów ki krajozn aw cze i pojedyncze numery

„Młodego Krajoznawcy” do rozprzedania, Na pierwszym planie widnieją dwa herby.

Mniejszy herb Śląska i większy krajoznawczy.

W zestawieniu ze sobą symbolizują one

czyło wykresów, szkiców i mapek, wśród których wyróżniają sit; dwie duże konturowe mapy Romera, wypełnione przez uczniów, a przeds taw iające g ęsto ść zaludnienia i grupy plemienne w Polsce. Pomysłowo wykonana je s t m apka p rzed s taw iająca tr a s ę o statn iego

c h a r a k te r regjonalny naszej wystawy. Ściany całej olbrzymiej sali opasują dokoła kartony z fotografjumi i z kolekcjami odpowiednio dobrych pocztówek, oraz plany i wykresy.

Zdjęcia fotograficzne ujmują w formie mi­

gaw ek poszczególne fragmenty życia naszego koła, Poc zesn e miejsce zajmują w śród nich zdjęcia z zjazdu Krajoznawczego w Bydgoszczy, w którym wzięli udział prz edstaw iciele n a ­ szego koła. O p ró c z tego posiadamy zdjęciu z wycieczek, jakie urządzały poszczególne koła oraz zdjęcia różnych objeklów krajo ­ znawczych, jak s ta re kościółki, stodoły, chaty, typy Indowe, i t. p. Także ciek awsze stoiska z po prz ednich wystaw zostały utrw alo n e na kliszy. A i te r a z fo tograf „nndzworny" kol.

W ale czek z a p a ra te m w ręku uwija s i ę ' po sali, której mroki ro zpraszają co. chwilę wy­

buchy magnezji.

Pocztówki po laklejane na kartony se- rjami, p rzedstaw iają różne zakątki naszego kraju, świadcząc, że i tu sięgają nasze zain­

te r e so w a n ia kra joznawcze. W hurmo djnej zgodzie widzimy kolo siebie widoki z P o ­ morze, Wielkopolski, Mazowsza, Wileń- szczyzo y i wszytkich re gionów, jak P o ls k a długa i szeroka. Gim. Mat. Przyr. dostnr-

C h a lle n g e ’ u. Specjalny, kącik urządzo ny i obesłany przez gimn. Żeńskie poświęcone jest lalkom poprzebicranem w stro je regjonal- ne. C en traln y pu n k t stanowi tu mocno

„opalony" góralczyk.

Z kolei przechodzimy do najważniejszej części wystawy, naszych białych kruków , któ re stanowią eksp o n aty rozm ieszczone n a stołach, stoikach i pod staw k ach . G ro s s t a ­ nowią tu taj modele kościółków, c h a t i s t u ­ dzienek. Wielkie zainteres ow anie budzi duży, wykonany z drz ew a i słomy model bardzo już rzadko spotykanej sto d o ły ośm iokątnej.

Niemniej wartościowym okazem jest odlany w gipsie model kościółka w Warszowicach, który swojego czasu przez niezręczność uszkodzono.

Również godne mi widzenia są modele młyna wodnego, chaty góra lskiej z Podhala, kościółków z Szczyrku i Pszczyny. Swego r o ­ dzaju rewelacją wystawy jest z rozmachem zb udowany model sta re g o w iatr aka z Po zn ań s­

kiego dzieło kol. Mat iry. W śród tego wszystkiego niehr.ik również narzędzi pracy ludności Śląsk.

Mamy więc s ta r e kaganki górnicze na oliwę- łndne modele S t ę p y ręcznej i nożnej oraz r a ­ dia. Model żaren, znajduje się w opłakanym stanie gdyż. padł ofiarą zwiedzających na je-

(15)

N r. 11. S tr. 13.

ttjnwfl'

ED G AR SZYMAŁA.

Wesele na Górnym Śląsku.

dnej z poprzednich wystaw.

Gimnazjum Żeńskie wystawiło stolik po­

święcony ceram ice ludowej Huculszczyzny, Wileńszczyzny, Polesia, Łowicza i Kaszub.

Najpiękniejszemi okazami są arty stycznie inkrustowane wytwory Huculszczyzny. Po­

n a d to zasługują na uw agą pięknie wykonane przez jedną z kol. z gimn. żeńsk iego mapy plastyczne.

„Młody Krajoznawca Ś ląs k i1- posiad a ta k ­ że swoje stoisko. Klisze, mapa zasięg u abo­

nentów, (niek tóre nu mery d oci< rają aż do . .

kącik. N a d p ro g ra m stanowi kącik p r z y r o d ­ niczy, wraz z działem ochrony przyrody, (dość luźno związany z krajoznawstwem), k tó r y aż się roi od wynalazków, w rodzaju a u to m a ­ tycznych kad łubków itp.

Na wymienienie reszty eksp onatów, k t ó ­ rych lwią część pominąłem, nie poz walają mi szczupłe ramy te g o artykułu . Teraz w y p a ­ dałoby dorzucić tylko p arę uwag, co do c 1- łokształtu wystawy. W ystaw a była u r z ą d z o ­ na, celem wykazania związków kultury l u d o ­ wej Ślą ska z r e s z tą Polski, oraz dru giem jej

F r a g m e n t Warszawy), teki r e d a k t o rs k ie z ko re k tą , wreszcie wszystkie numery poukładane w po­

rz ądku chronologicznym, przedsta w ia ją r o z ­ wój i ro zro st nasz ego pisemka, coraz więcej zasługującego się na niwie pracy k rajo zn aw ­ czej. W bliskiem sąsiedztw ie znajduje się bib ijo tek a licząca około 120 książek, ściśle krajoz lawczych i 80 map turystycznych, n a ­ bytych sum ptem Kola. Na uwagę również zasługują p o rtre ty budzicieli ruchu n a ro d o ­ wego na Ś lą s k u 1 wykonane p rzez kol. W ie r ­ cińskiego. oraz obraz Pio tro wsk iego — Śląsk przed miljonem lat, będący ilustracją do zbioru skamleniu, któ rem u pośw ięcono osobny

wystawy.

celem, ivejak o zewnętrznym, było za z n a jo ­ mienie możliwie w ię k s z e j ilości osób z p ra c ą kra joznawczą na te r e n ie szkół. Cel te n osiągnęliśmy. Świadczy o tern liczna fr e k ­ wencja. W ciągu 10 dni wystawę zwiedziło ponad 7.800 osób. P rz ew ażn ą część zw ie­

dzających stanowiła młodzież szkolna. Dzieci ze szkół powszechnych zwiedzały wystawę gromad nie, pod opieką swych nauczycieli.

Zamykając bilans wystawy, stwierdzamy, że był on dod atn i. Nie mówiąc o efekcie Ze­

wnętrznym. dla nas samych była ona d o w o ­ dem pracy p o p r z e d n i e j , a zachętą do pracy przy szłej

Wys ta wi en ie p rze z k oł a kraju/,naw- dzo d o b r y m po m y s ł e m . Nic dz iwnego, cze gimn. żeńsk. i kl asyczn.wi dowi ska że w yw o ła ł o ol br zy mi e z a i n t e r e s o - l udowego p.t.Wesele naG.Śl.było bar- wani e w Chorzowie, zwłaszcza

(16)

Sir. 14. Nr. 11.

w ś r ó d m ł od zi eż y gminazjal nej , to też n a prze ds tawie ni e, w sali t e a t r u Domu Ludowego, pośpieszono t ł u m ­ nie. Sz t uk a o c h a r a k t e r z e r eg i on a l­

nym z wykl e cieszy się powodzeni em, a t emb ard zi ej s z t u k a o d e g r a n a przez kolegów, k t ó r z y pr zypomni el i n a m p i ę k n e i b a r w n e a już z a p o ­ mnieniu ul eg aj ąc e zwyczaje ludowe, zwi ązane z we se le m na Śląsku.

A ut o r sztuki, St a ni sł aw Ligoń, pr zenosi nas w pobl iski e okolice Wie lkic h P i e ka r, gdzie na tle p i ę k ­ nej ziemi śląskiej, za sn ut e d y m e m hut , r o z g r y w a się p i ęk ne widowisko.

Z pieśnią na u s t a c h s tr oj ą dz ie w­

częta swój goik i o p ow i a d a j ą ws zel ­ ki e u sł ys z an e plotki. Za b awę p r z e ­ rywa mł< d y g ór ni k - pows ta ni ec Fr an ei k, k t ó r e g o miłość do pi ęknej Te r es ki p rz yp r owa d zi ła tutaj. Mło­

dzi się porozumieli, a Frarnyk u m ó ­ wiwszy się z ojcem c h r ze s tn ym , ud aj e się po swoj ą u k o c h a n ą do swoich p r zy sz ły ch teściów. N a s tę ­ puje b ar dz o d owc ipna i miła sc ena mi ęd zy c h rz e s t n y m a s t a r o s t ą . O d b y ­ waj ą się z rękowiny, a wk rótc ' m ł o ­ dzi i goście weselni, w p r z e c u d n y m i str oj ach śląskich, udają się do k o ś ­ cioła, o t r z y m a w s z y j eszcze p r z e d t e m bł ogosł awi eńst wo' rodziców. Z k o ś ­ cioła wesoło wraca or szak weselny, wi t an y przez g ó rni ków , „ k a m r a t ó w "

mło d eg o p an a i pr zez zna jomych, a w domu przez m a t k ę młodej p a n ny i h lo be m i s' la. Zaczyna się z a bawa . I bawi się ton lud śląski s k r z e p n i ę ­ ty w twardej pracy o c hh ii cedzi n- ny i w walce o pol skość. W swoich malowniczych s tr oj ac h t ań c z ą g o ś ­ cie weselni s ta r e śląski t ańce lu­

dowe, d r y b k a , t r o j ak a i miel o z i.

W tern c h r z e s t n y wzywa na „ wy ­ sil izk i" a n i eb a we m n a s t ę p u j ą ocze­

piny p a n n y młodej. N i e p rz y je mn e to dla mło de j żonki, ale cóż robić - już taki zwyczaj. Ale pr zy r y tm i e

„wal oszka" za pomi na o swoim c z ep ku p i ęk n a T e r e s k a i tań cz y z w sz y st ki c mi c h ł o p a k a m i i ze s t a ­ r z yz ną ku z azdr ości m ł o de g o pana.

Lecz g d y Fr an ei k, za r a d ą c h r z e s t ­ nego, zawoła: „ T e re s ka , żono moja, ch od ź do mnie ...” w p a d a mu w r a ­ miona i r a z e m t a ń c z ą troj aka.

Oto w s k r óc e ni u t re ść „W e s e l a „ ślą sk ieg o. Nie na treści j e d n a k ż e op ier a się wa r to ś ć wesela.

St a ni sł aw Ligoń p r ze d s t a w i ł n a m z wł aś ci wym sobie styl em i h u m o r e m , życie, zwyczaje i wi e­

rzenia ludu ś ląski ego. Ni echęć do

„ k u l t u r y g e r m a ń s k i e j ” miłość s wo ­ bo dy i ziemi ojczystej, g ł ę b o k a uczuciowość, szczerość, p r z y w i ą ­ zanie do zwyczajów p ra oj c ów - oto c ech y p o d k r e ś l o n e pr ze z a u t o r a j ako z as adni czy r y s n a s ze g o ludu śląskiego.

”We se le na G ó r n y m Ś l ą s k u ” zach wy ci ło nas p r z e d e w s z y s M e m d o b r e m z gr ani em a k t o r ó w , b a r w ­ nością s tr oj ów i pi ękne m! tańcami , Re ż y s e r p. H e n r y k Ciidnowski umiał w y d o b y ć ze sztuki ws zy st ko to, co t y lk o mogli z niej w y d ob y ć młodoc ia ni a k t o r z y - a m a t o r z y . Do sukcesu," jaki e o dn iosł o „ W e s e l e ” przyczynił y się wybitnie t ańce, k t ó r e s p o c zy w ał y w r ę k a c h pani prof.

P e t er ó w ny , o r a z śpiewy pod ki er.

pp. prof. Bienioska i Powr oź ni aka . Gra z espoł u wzi ąws zy pod u w a g ę w yk on aw có w, b a r d z o d ob ra.

Były p e w n e br ak i, jak zbytni e s z a r ­ żowanie n i e k t ó r y c h a k t or ó w. Może też ś piew s z wa nk owa ł . Ale był y to ' tylko mał e ni edociągnięcia.

Og ól ną u wa g ę zwrócił na siebie kol. Kozioł w roli o r gan is ty , k t ó r e m u

„ sa me słodkości wy ch od zi ły z u s t ”.

Kol. Pa s tu s z k a w roli c h r z e s t n e g o I Sz ym on a, o dt w o r z y ł t y p s t a r e g o , : p< ł ne go d os to j eń s tw a, c h ło pa ś lą s ­

kiego, k t ó r y choć t r o c h ę nieufny, , ąto r oz są d ny , szczery, t owa rz y sz najlepszy, s er ce najzłocistsze...

Dobra ą i p i ę k n ą m ł o d ą p ar ę

I odt wo rzy li kol. Boniecka i kol.

(17)

Nr. 11. S tr. 15.

J a ro sz , k t ó r y c h g r a b y ł a n a p r a w d ę bez za rz ut u. Niemniej c h a r a k t e ­ r y st y cz n ie w y p a d ł a m a t k a młodej pani w i nt er pre ta cj i kol. Cegła r- kównej . Pozostali dopełnili h a r ­ monijnej całości.

Or yg ina lne d e k o r a c j e z t e a t r u k a to w ic k ie go t w o r z y ł y p i ę k n e r a m y dla całości. Muz yka d os t a r c z o n a n am p rze z 75 pp., d o s k o na ł a.

Miłą n i e s po dz i an kę s pr aw ił nam a u t o r p. S t a n is ł aw Ligoń, k t ó r y s k o r z y s t a ł z z ap ro s ze n ia i s wą o be c ­ nością s p r aw ił r a d oś ć ni et yl ko w i ­ downi, k t ó r a w y w o ł a ł a go z loży na scenę ale również K ol e ż a n k o m i Kolegom z kl as niższych ud zi e­

lając im a ut ogr af ów.

Ilo/d id /ir zijstbuńacli Ittcloirijc/i.

C z e r w i e c :

C z e r w i e c tem u się z i e l e n i - k to do pracyj się nie leni.

G o s p o d a r z u j u ż c i c z a s - k o n i c z y n a g d y b y las.

D o o g r o d ó w n i e w i a s t y - okopyjw ać p l e ć c h w a s t y . P o g o d a o d W ita do J a n a - ta n a s z a w y g r a n a . N a ś w . W i t - p o ł o w a p t a c t w a c y t.

C z e r w i e c p o d e s z c z o w y m m a j u , c z ę s t o d ż d ż y s t y w n a s z y m k ra ju . C z e r w i e c m o k r y , c h ło d n y m a j - w s z y s t k i m g b u ro m p r a w y raj.

G d y się ś w . J a n ro z c z u li, to g o d d p ie ro N a j ś w i ę t s z a P arm a utuli.

N a ś w . A n to n i, p i e r w s z a się j a g ó d k a za p ło n i.

J a k i d z ie ń w B o ż e C ia ło , ta k ic h d h i nie b ę d z i e m ało.

P o g o d a na N i k o d e m a - c z t e r y n i e d z i e l d e s z c z u n ie m a .

J a k P i o t r ś w i ę t y z e ś w i ę t y m P a w ł e m p ł a c z ą , to lu d z ie p r z e z t y d z i e ń s ło ń c a nie z o b a c z ą .

N a ś w i ę t y Jan, g d y d e s z c z e p l u s z c z y - o r z e c h y s a m e w y ł u s z c z ą

E. MATUSZCZYK.

Legenda o obronie Świdnicy przed Hnsyfami.

Bę dąc u k r e w n y c h w powi ecie rybnicki m, n a s ł u c h a ł e m się od s t a ­ rych ludzi r ó żn yc h opowi eści o l i u s y t a c h na Śl ąsku. Szczególnie, duż o o po w i a d a n o mi o l i u s y t a c h w Świdni cy na Ś l ą sk u Dolnym. Może

d l a t e g o w powi ecie rybni ck im, k r ą ­ ż ą l e g e n d y o l iu s yt ac h w Świdnicy, że t a k ż e pod R y b n i k i e m t ocz ył y się walki z Hus yt ami i p o d o b n o ci sami d o w ód c y w nich brali udział.

Opowieści te i l e g e n d y o l i u s yt a ch

Cytaty

Powiązane dokumenty

e g o pisemka, jednanie nam now ych czetelnik ów i prenum eratów oraz o nadesłanie nam sam odzielnie opracow anych artykułów krajoznaw czych, które nadawałyby się

wioną młodzież i prosi, by wybrano przyszłą „wdowę&#34;, albowiem zbliża się godzina śmierci starego i (zmęczonego zabawami „basu”. Skończywszy to

Spółdzielnia uczniowska Gimnazjum Neoklasycznego w Chorzowie t rozpisuje konkurs na 3 stypendja, przeznaczone na częściowo pokrycie taksy administracyjnej za drugie

nych ułatw ia nam d ostanie się do dalej oddalonych miejscowości, stąd już bez trudu dostajem y się na n arta ch do obranych przez nas terenów krajoznawczych,

Dajcie dajcie co miacie dać Nie będziem y dłuigo czekać Nasz goik zielony Pięknie przystrojony5. Nasza Marzaneczlka jdsJt pani Spoiglątfają na nią

Kiedy znajdziemy się na polach węglowych, ciągnących się około Królewskiej Huty, Katowic, Mysło­.. wic, czy innych miast naszego z a ­ głębia węglowego,

go dzwon, jakkolwiek także bardzo melodyjny i nader piękny. To też był on dumą mieszkańców wsi, którzy niecierpliwie oczekiwali na dzień jego chrztu. Tak się

Dalszym dowodem, że dawniej niższy był poziom jeziora jest fakt, że ogniska licznych chat w dolnej części półwyspu znajdują się nawet obecnie poniżej