• Nie Znaleziono Wyników

Młody Krajoznawca Śląski, 1935, R. 2, nr 9

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Młody Krajoznawca Śląski, 1935, R. 2, nr 9"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

Młody Cena pojedyńzz. egz. 20 gr.

(2)

S p i s r z e c z y .

1. Pogrzebanie basu. Str. 1.

2. Zwyczaje wielkanocne na G. Śl. Wielkanoc w starym Chorzowie U 2.

3. Zwyczaje wielkanocne w Panewnikach i okolicy 99 4, 4, Zwyczaje okresu Wielkiej Nocy w Świątochłowicach U 7.

5. Z cyklu: Miasta i wsi śląskie. — Świętochłowice. 99 8.

6. Ja k się wytapia cynk ? 99 10.

7. Rok w* przysłowiach ludowych . «i 12.

8. „Wyszkubki“ t tl 13.

9. Zabawa krajoznawcza t »» 15

Odpowiedzi redakcji.

K o l. W ęg larzó w n a, gimn. ż eń sk ie . A rty k u ł dobry. P rosim y go jed n a k ro zszerzy ć i op isać p arę ciek aw szy ch szczegółów , k tó re K o leżan k ą zainteresow ały.

K o l. B rzezin a. P rzy słow ie zam ieszczam y . P ro sim y o p o d an ie, sk ąd K o leg a zaczerp n ął w iadom ości do d ru g ieg o artykułu.

K ol. M atu szczyk. U ryw ek z ży cia b e zro b o tn y ch niezły, ale rad zę jed n ak p o p raco w ać tr o ­ ch ę nad nim i uzupełnić b ra k i. D w a p o zo stałe artykuły zam ieszczam y.

K o l. P o la n ia k . A rty k u ł p. t. „ K o p a ln ie z ło ta na Ś lą s k u " możem y zam ieścić d opiero w tedy, g d y K o le g a poda źró d ła, z k.órych' czerp ał.

K o l. Iw ański. „C ich y b o h a te r" d obry , ale czy całk o w icie s a m o d z ie ln y ? '

K o l. M alch erczy k . A rty k u ł „ P o k a rn a w a le " dobry, a le z k rajoznaw stw em praw ie zupełnie n ie zw iązany.

K ol. P o r ę b s k i, k o l. T y la. k o l. Iw ań sk i. Z ag ad k i w m iarę m iejsca um ieścim y.

M-CW.H.lYitSu

(3)

Młody Krajoznawca Śląski

Pisemko Zrzeszenia Szkolnych Kół Krajoznawczych Śląskich Wychodzi co miesiąc.

NR. 9 KWIECIEŃ I ROK 11.

s ^It^szysifiim n a sz y m czytelni [zoni i p ren u m era to ro m sfzłada red a fz cja <'7lILloclego 9 G ajo z n a iu c L j Ó ląs& iego

z o c z e n ia

I esoŁego

K O ZIO Ł EWALD. KI. 7b.

Pogrzebanie basu.

Minął już karnawał. U cichły pra­

wie wszystkie orkiestry, a nadszedł po­

ważny okres postu. Na pierwszy rzut oka zdawałoby się, że wszystko idzie znów zwykłym torem ; lecz to nie praw­

da, albowiem w redakcji „Młodego K ra­

joznawcy śląskiego” wre gorączkowa praca. A to dlaczego? — zapytałby się każdy czytelnik. — Dlatego, że każdy członek naszego K ółka dostał za zada­

nie opisanie zwyczajów, związanych z minionym kar,nawałem i nadchodzącą W ielkanocą.

Mnie przypadło w -udziale opisanie starego zwyczaju śląskiego, zwanego po­

pularnie „Pogrzebaniem basiu”.

W e wtorek przed środą popielcową każdy Ślązak, czy młody, czy stary, u- waża za swój obowiązek wziąć udział w „pogrzebaniu basu". Je s t to dawny zwyczaj, który jest niejako symbolem końca wesołych zapustów, a nastania smutnego okresu postu. Dawniej ob­

chodzono ową uroczystość w

karczmie, dziś przeniosła się ona i na sale dancingowe w miastach śląskich, W wymienionym w ięc dniu obierają się ludziska, którzy chcą się trochę rozwe­

selić na jakiejś sali, by przy dźwiękach orkiestry spędzić wesoło cały wieczór.

Młodzież tańczy tak, jak na zwykłych zabawach! starsi zaś przy kuflach piwa zabawiają się śpiewem lub grą w karty, opowiadając sobie przytem dawne histo- rje, związane z owym wieczorem. Trwa on do godziny 11-ej. Po tej godz. gospo­

darz zabawy, ubrany w czarny garni­

tur, uroczystym głosem uspokaja rozba­

wioną młodzież i prosi, by wybrano przyszłą „wdowę", albowiem zbliża się godzina śmierci starego i (zmęczonego zabawami „basu”. Skończywszy to przemówienie* udaje się ku orkiestrze, gdzie ku ogólnej uciesze odpina jedną z czterech strun basu. Młodzi tymcza­

sem obierają „wdowę"; a zostaje nią

(4)

Śtr, 2. flr. 9, zwykle najlepsza tancerka. Teraz -co

k w a d r a n S powtarza się ta sama czyn­

ność z odpinaniem struny, tylko z tą różnicą, że nastrój jest coraz to poważ­

niejszy. W reszcie z wybiciem godziny 12-ej, orkiestra przerywa swą igrę i wszystko momentalnie się uspokaja i milknie. Ciszę przerywa naraz zgrzyt ostatniej struny basu, początkowo ostry, później coraz to słabszy, aż wreszcie milknie zupełnie. Wszystko milczy. Na twarzach obecnych maluje się coś w ro ­ dzaju pogrzebowej ponurości. Cisza wokoło. Naraz z jednego kąta rozlega się płacz, cichy, ilekki, później zamienia się w szloch, a w końcu w płacz spaz­

matyczny, To płacze „wdowa” po zgo­

nie swego męża starszego „hajera“, ba­

sa, Zbliża się powolnemi krokami ku orkiestrze, gdzie na czarnym aksamicie spoczywa rozstrojony nieboszczyk, bas.

Staje obok niego i płacząc zaczyna w ten mniejwięcej sposób mówić: „Ko­

chany Kar,liczku! Cóżeś to zrobił? Ło- stawiłeś mnie samą z tyliuma dzieciarni na tym święcie, a sam żeś pioszoł do nie­

ba g rać1’. Przerywa, ocierając łzy rę ­ kawem, a zwróciwszy się do zgromadzo­

nych mówi: „Moi m ili! Widzieliście mojego Karlika, jak piernik był młody.

Znaliście go, bo był na każdym weselis­

ku, a teraz widzicie go sam, jak 'leży na ziemi jak kula kitu i ani się nie ruszo.

Bydźcież tacy dobrzy, a pomóżcie mi go schronić, bo sama nie dom z tym bo- roczkiem rady. Pochowejcie go, jak się patrzy według starego naszego zwycza­

ju". Przerywa, wycierając sobie chu­

steczką oczy, a wtedy podchodzi ido niej gospodarz i zaczyna ją pocieszać: „Nie starajcie się Basiczko, bo niema o co, Że łon dobrze nom i wom groł, to sie wie, ale że śmiego był pieroński „ha- hor”, to mi sami przyznocie. Prze ca łon całymi nocami po knajpach siedzioł i dziołchy za błozna robił; no i na osta­

tek narobił tela długu, że jakbych wom to porachowoł, to byście mu łostatni ku­

deł z łefoa wytargali." Mówiąc to, po­

kazuje na ostatnią strunę. Teraz przy śmiechu i radości wszystkich zebranych zaczyna owa wdowa rwać „nieboszczy­

k a ” za strunę krzycząc: „Ło ty haha- rze gryifny! Ty bezkurcjo przejemto!

Toś ty taki był? Mnieżeś oczy mydlił, a ,som żeś długu narobił, że sie już nig­

dy z niego nie wygrzebią. Czekej ino, ty bestyjo! Ja k sie na drugim świecie spotkamy, to cie ino byda karmiła sa­

mymi śledziami," . Mówiąc to, wyciąga z pod zapaski śledzia i zwracając się do wszystkich mówi: „Tego śledzia za po­

kuta łostowcie w pamięci i niech wom sie p rzez cały post przy lobie,dzie krę- Teraz wszyscy ustawiają się pa­

ca,

rami, jak ido polonezu i postępują za b a ­ sem., którego niesie czterech w czarne garnitury ubranych młodzieńców. Ob­

chodzą tak kilka razy salę dookoła i przychodzą do bufetu, gdzie gospodarz obdarowuje wszystkich śledziami, przy­

pominając im w dowcipnych słowach o zbliżającym się; poście. Na tern* kończy się zazwyczaj uroczystość „pogrzebania basu".

Zenker kl. 7b.

Zwyezaje wielkaniene na Bornym Śląsku.

W ie lk a n o c w starym C h o r z o w ie .

W (dzisiejszych czasach, gdy wieś pod wpływem cywilizacji modernizuje .się, zaobserwowanie pięknych zabyt­

kowych zwyczajów należy do rzadkości, zwłaszcza, że młodsza generacja wiej­

ska poprostu wstydzi się swoich pra­

starych regjonalnych zwyczajów.

Zbliżające się Święta W ielkanocne zainteresowały mnie. Nie tyle same święta, ile zwyczaje z niemi związane

(5)

Nr. 9. Str. 3.

i obrzędy ludu śląskiego. Aby zaczerp­

nąć 'do mojej pracy m aterjału musia­

łem udać się po informacje w tym kie­

runku do znajomych gospodarzy ze sta­

rego pokolenia.

W cyklu wiosennych zwyczajów, pierwsze i przodujące miejsce zajmują zwyczaje wielkanocne. Znajdując się w przełomowem okresie imiędży zimą a wiosną, oznaczają się wielką różno­

rodnością. Obok więc momentów,nace­

chowanych wiosenną radością i Urokiem, znajdujemy i takie, które często nawet związane są z kultem umarłych.

Kiedy nadejdzie palmowa niedziela, zwykle pogodna i piękna, dzieci wystro­

jone ś pieszą do kościoła z palmami.

Palma to bukiet,złożony z gałązek ,,ko­

ko cyny” ;i wierzbiny, pokrytej baziami, które niektórzy już kilka tygodni przed Niedzielą Palmową trzymają w wodzie dla piękniejszego rozkwitnięcia. Przy­

niesioną z kościoła palmę, jedni wie­

szają pod świętym obrazem, inni nad drzwiami względnie oknami, aby chro­

niła od — niedaj Boże — ognia lub pio­

runa. Ten zwyczaj spotykamy najczęś­

ciej .u uboższych.

Gospodarz, pragnąc swoje bydło uchronić od chorób, wrzuca do paszy kilka bazi, oderwanych od gałązek po­

święconej palmy, a nierzadko i sam je połyka, wierząc, że i siebie zachowa przed chorobą. M ijają dni W ielkiego Tygodnia smutno i cicho — bo lud ślą­

ski odznacza się wyjątkową pobożnoś­

cią i nakazy kościelne ściśle wypełnia.

Jed n ak już w W ielki Czwartek za­

czyna się w gospodarstwie śląskiego rolnika ruch i krzątanie. W ieczorem bowiem w W ielki Czwartek przy zgro­

madzonej rodzinie ojciec domu robi z poświęconej palmy krzyżyki. Je s t ich dwa rodzaje, jedne z gałązek wierz­

biny, drugie z ,,kokocyny‘’. W nocy z W ielkiego Czwartku na W ielki Pią­

tek część krzyżyków, zrobionych z gałązek wierzbiny, zatyka gospodarz dla ochrony przed ogniem lub piorunem oraz chorobami w futryny drzwi gospo­

darskich zabudowań drugą zaś część razem z Krzyżykami „kekocynowem i"

zabiera w pole. Tam na pamiątkę wrzu­

cenia Pana Jezusa do rzeki Cedronu myje się gospodarz w najibliższem źró­

dle albo rzece. Po dokonaniu tej cere- monji idzie na swoje pole i tam Krzyży­

ki kokocynowe wtyka na łany, obsiane pszenicą, zaś wierzbowe na inne. Na każdym łanie wsadza po trzy Krzyżyki, odmawiając przy każdem z nich po trzy Ojcze Nasz, Zdrowaś Marja, i Chwała Ojcu . . . Każdy z gospodarzy pragnie wykonać swoje czynności na polu jak- najprędzej, aby — jak wierzą, — prę­

dzej zebrać plony. Resztę zaś dnia spę­

dza na modlitwach i rozpamiętywaniu o M ęce Pańskiej. W W ielką Sobotę u- dają się wszyscy do kościoła na ce- remonje święcenia cgnia i wody chrzciel­

nej. Po przyjściu z kościoła zabiera się gospodyni do pieczenia pieczywa. M ię­

dzy innemi piecze także dwa t. zw.

,święcenniki'’; — są to pszenne chleby naznaczone krzyżem. — Pam iętająca o wszystkiem gospodyni, wśród nawału pracy nie zapomina, gdy tylko odezw ą się dzwony, iść razem z gospodarzem do sadu, Ażeby potrząść drzewami owo- cowemi, by w lecie wiele miały owo­

ców. Wieczorem gospodyni pakuje do koszyka oba „święcenniki", kiełbasę, szynkę, jajka, chrzan i t. d.

Rano w niedzielę udają się wy­

strojone dziewczęta z owemi koszykami na ręku do kościoła, aby poświęcić za­

wartość. Przyniesione „Święcone" ob­

noszą trzy razy dookoła domu, aby nie brakło chlcba przez cały rok.

M ijają wreszcie dni smutku i powa- i, milknie trzask grzechotek i kołatek, tóry rozlegał się od W ielkiego Czwar­

tku do W ielkiej Soboty. Skurczone żo­

łądki napełniają wszyscy „Święconem”, nie zapominając jednak przedtem zjeść trochę chrzanu, boć przecież i Chrystus Pan był pojony gorzką żółcią, Także w oborze bydłu daje się coś niecoś z „święcennika”.

A co za wesele i radość, gdy dzie­

wczęta podążają do kuchni i pod k ie­

runkiem jednej z nich robią „kroszon- ki“, czyli pisanki. M aczają główki szpi­

lek w rozpuszczonym wosku i znaczą

(6)

Str.^4, Nr, 9.

po skorupie jaj różrne kreski i ozdoby.

Pomalowane w ten sposób jajka gotują w odpowiednio zabarwionej wodzie.

Sporządzanie kroszonek jest zwią­

zane ze „śmigusem'’, który ma miejsce w drugie święto wielkanocne. Miano­

wicie dziewczęta jako okup za polanie ich dają chłopcom kroszonki. Z b ie­

giem czasu utarł się izwyczaj, że dzieci szkolne chodzą gromadnie po domach i za polanie gospodyni domu otrzymują

„kroszomki” i inne przysmaki. Niedługo czekają jednak dziewczęta z rewanżem, bo już następnego dnia odwzajemniają się chłopcom.

D Y R D fl kl. Ib ,

Zwyczaje wielkanocne«

Rozwój techniki i komunikacji, ra- djo i inne podobne wynalazki wpłynęły na zmianę życia na wsi. Tam, gdzie niedawno jeszcze życie było ta k orygi­

nalne, dziś (upodabnia się coraz bardziej do. miasta. Nowy prąd życia płynie przez wioski i porywa te piękne zwy­

czaje i obyczaje i przynosi jakieś inne, obce, nieswojskie. A te piękne zwy­

czaje i obrządki przodków idą w za­

pomnienie, Tylko jeszcze w sercach sta­

ruszków są zachowane te misterne pa­

miątki wsi śląskiej i jeszcze w zimowe, długie wieczory poczciwa habulina lub siwy jak gołąb staruszek opowiada drżącem od starości głosem o tych da­

wnych ludziach, jak żyli, w co wierzyli, jak się bawili. A czego tam w tych od­

powiadani a ch nie było! Jak ie dziwy o utoplecach, czarownicach, duchach, o rabusiach co bogatym kradli a ubogim dawali, jak rozpoznawali, kiedy deszcz przyjdzie, susza lub burza, jak z gwiazd rozpoznawali, która godzina, boć prze­

cież zegarów nie mieli; jak chodzili na zaloty, jak się żenili, rodzili, umierali i t. d. Ile iwestchnieńf wydobywa się wtedy z wyschłych piersi staruszka, a niekiedy uśmiech zakwitnie na jego zmarszczkami pokrytej twarzy lub łza

Śmigus, jak powiadają, ma być pa­

miątką, wiążącą się z podaniem, które głosi, że żydzi, obawiając się, by nie­

wiasty, powracające od grobu Chry­

stusa, nie rozniosły wieści o Jego zmartwychwstaniu, polewali je wodą,

Z wyżej opisanym zwyczajem ma­

lowania jaj'w iąże się także legenda b i­

blijna, iż jakiś wieśniak, idąc z koszem jajek, zobaczył, niosącego Krzyż Pana Jezusa, któremu pomógł go dźwigać, Z wdzięczności za to zamienił mu Pan Jezus zwykłe jajka na kolorowe.

Panewnikach i okolicy.

mu w oku zalśni. Tak snuje swoje opo­

wiadanie staruszek lub babulina „wszy­

stko i o wszystkiem'*, a mówi to tak szczerze, naiwnie, ta k ładnie maluje, że przesuwają nam się te czasy przed o- czami, jakbyśmy sami oglądali te barw­

ne stroje ludu naszego i te dawne jego obrządki. A jak miła i dźwięczna wy­

daje nam się ta mowa, przypominająca nam język R eja i Kochanowskiego! Nie­

stety! Z niebotycznych kominów opa­

da pył i osad na tę ziemię, która naj­

dłużej zachowała cechy polskości, te wszystkie zalety polskie: jak gościn­

ność, uprzejmość i pobożność i pokrywa to wszystko czarnym całunem zapom­

nienia. Otwiera się tutaj pole działania dla nas krajoznawców. Nie dajmy zgi­

nąć pieśniom gminnym i tym różnym opowiadaniom, zwyczajom i obyczajom, które tak cechowały nasz lud, dzięki którym przetrwał on czas 600-letniej niewoli i nareszcie powrócił na łono ukochanej swej Macierzy.

Przytaczam tu zwyczaje w okolicy Painewnik, o których słyszałem z ust ludzi, liczących ponad 60 lat.

W czasie wielkiego postu wleką się dni ponure, szare, smutne, w których to dniach nie jedzono dawniej wcale

(7)

mięsa, ani masła, ani wogóle żadnej o- masty, K artofle kraszono przeważnie oliwą, a jeżeli używał k to mięsa, musiał je „odrzykać1’. Jed n ak w tym ponurym czasie była niedziela - zw. „iraarzannią1’, w k tó re j to zapominano o poście, {druga niedziela przed W ielkanocą). W dniu tym wynoszono „marzannę1’ czyli zarazę z wioski. Przeto kto żyw we wsi spie­

szył na sam skraj osady, gdzie dziew­

częta ubierały w najpiękniejsze szaty i przystrajały barwnemu wstążkami ku­

kłę, k tórą później przy śpiewie wno­

szono do wioski (prawdopodobnie kukła ta m iała zbierać wszystkie choroby i zarazę z wioski), następnie udawano się nad rzekę lub staw, gdzie dziew­

częta szybko ją rozbierały i wrzucały do wody, a w tej chwili, ile każdy miał tchu w piersiach, uciekał od tego m iej­

sca, albowiem kto pozostał w tyle o- statni, na tego przyjść m iały wszystkie nieszczęścia i choroby.

Zrana w tym samym dniu chodziły dziew częta z goikiem czyli małym świerkiem, pięknie przystrojonym w stą­

żkami, na którym wisiały pięknie m a­

lowane jajka. Jed n a trzymała goik, o- braoając go na wszystkie strony, druga miała torbę na jajka, które otrzymywały od gospodyni; wstępując wtedy do do­

mów śpiewały,

1) „Do tego domu wstępujemy, Szczęścio, zdrowio winszujemy.

Nasz goik zielony, Pięknie ustrojony.

Na naszym goiku Malowane jajka,

Co je m alowała panewsko karcz- morka, Colo noc nie społa jajka malowała.

2) Na naszym goiku piękne farboruzki, Co ich nawieszały panewskie dzie-

wuski.

Nasz goik zielony e. t. c.

3) W tym tu domu malowany gnotek, Je s t tu gospodarzek jak różany

kwiotek Nasz goik zielony e. t, c.

4) W tym tu płocie stoi prosto tyczka, Je s t tu gospodyni jak różowo świ-

czka.

Nasz goik zielony e. t. c.

5) U tego gospodarza piękne konie mają, Gdy ich wypuszczą jak strzały ska-

kają.

Nasz goik zielony e. t, c.

6) Jeszczcby one mietakowe były, A le ten pacholik trocha do nich

zgniły.

Nasz itfoik zielony e, t. c.

7) W panewnickiej wiosce ładne są diziołszki,

A pod ławką leżą nie myte gar­

nuszki.

Nasz goik zielony e. t. c.

8) Izbę nie zamiotą, włosów nie uplotą, Krowę nie wydoją, łogona się boją, Nasz goik zielony e, t, c.

9) T e panewskie • dziołszki bardlzo se dufają, Po jednej spódnicy na niedziela mają.

Nasz goik zielony e, t. c.

10) Po jednych trzewiczkach w nie­

dziele i święta.

A jak ich obują wylezie im pięta.

Nasz goik zielony e. t. c.

11) Zostańcie z Bogiem, bo już idziemy, A już tu w ięcej nie przyjdziemy, flże na bezroczek, ieśli dożyjemy,"

Dawniej wiele było podań o tajem ­ niczych skarbach, ukrytych przeważnie pod stuletniemi dębami lub bukami, albo pod ogromnemi kamieniami. Nie­

łatwo jednak było znaleźć tak i skarb, a cóż dopiero dokopać się do niego, A jednak w niedzielę palmową, jak mó­

wią starzy, kiedy to „łorganista wadzi się z farorzem,” (po procesji or­

ganista wstępuje do kościoła, a ksiądz zostaje zewnątrz i śpiewają, wygląda to jakby się kłócili , a następnie ksiądz uderza trzy razy w^ bramęj;[ krzyżem,) w tym momencie otw ierają się wszystkie skarby i palą się błękitnym płomieniem i po tym błękitnym płomieniu można poznać, gdzie znajduje się jakiś skarb.

W ielu było takich, którzy na tę chwilę z wielką niecierpliwością czekali. Uda­

wali się przeważnie na jakiś pagórek, but albo trzewik mieli zawsze naszyko- wany ii gdy się ukazał błękitny płomień, w niego rzucali butem lub trzewikiem, a jeżeli przypadkiem buta nie było, to

(8)

Str. 6. Nr. 9 czapką. Albowiem byli już doświad­

czeni, że choć widzieli płomień, a póź­

niej w tem miejscu kopali, to nie mogli się dostać do skarbów; te były głęboko ukryte, a gdy się rzuciło but w tem pło­

mień, to skarby zapadały się na długość buta, a gdy się rzuciło czapkę — to na długość całego człowieka. Wielu bar­

dzo do wielkich miało przyjść m ająt­

ków wskutek tych skarbów. Je s t też wieść, że na skraju wioski żyła sobie pewna poczciwa kobieta, k tóra też chcąc się wzbogacić, wyszła na podwórze trzymając na ręku 2letn:iego syneczka, aby zobaczyć, czy nie pojawi się gdzieś niebieski płomlień. I o dziwo! Tyl­

ko co wyszła, aż tu w ogródku roz- twiera się ziemia i wydobywa się b łęk it­

ny płomień. Pędzi więc co tchu, k ła­

dzie dziecko koło skarbów, nabiera izło- ciaki do fartucha i szybko biega do do­

mu* ażeby je wysuć i przyjść po nowe.

Lecz kiedy tak rozpromieniona wraca, staje nagle jakoby skamieniała, albo­

wiem po dziecku: śladu nie pozostało.

Zapadł się ów skarb J zamknąi z sobą ; jej chłopczyka. Ile łez wylała bogata j teraz, choć tak bardzo nieszczęśliwa, | bo straciła jedyne swe idzie oko. Ku­

moszki nic nie mogły jej pomóc, udała się przeto do księdza proboszcża i wszystko mu opowiedziała. Ksiądz wy­

słuchał, głową pokiwał i powiedział, że innej rady niema, jak czekać na przy­

szły rok. Czekała więc z utęsknieniem, kiedy znów ,,farorz z organistą będą się spierali1’ i nareszcie się doczekała.

Otworzył się znowu skarb, a choć spo­

dziewała się znaleźć już nieżywe swe dziecko, jakaż była radość, kiedy ujrza­

ła swego synaczka trzymającego piękne jabłuszko, rumianego, jak • zorza na wschodzie. Nie spoglądnęła teraz na skarby, ale wzięła największy swój skarb i przytuliła do łona swego.

Lecz nie długo nim się cieszyła, gdyż i dziecko umarło niedługo potem. Żył też niedaleko Panewnik we wiosce K a­

mionce pewien człowiek, cichy i skrom­

ny, napozór ot tak sobie zwykły męż­

czyzna. A był to jednak niezwykły ęzłowiek. Mówiono, że zajmuje się ja- |

kiemiś czarnemi tgjemniczemi, ciągle coś studjuje, bada, a niektórzy przebąkiwa­

li, że chce wydrzeć ziemi skarby. Nie łatwo jednak było wydrzeć je ziemi, strzegły je bowiem d o b rze piekelne mo­

ce i niejeden już śmiałek przypłacił to życiem, Był jednak jeden sposób.

Przez 9 dni należało się modlić do św, Krzysztofa i udać się w nocy na drogi, które się krzyżują i nie wolno się było nigdy oglądać, choćby się nie wiem co miało stać; w dziewiątym dniu wszyst­

kie bliskie skarby musiały się przyto­

czyć na te drogi. Ten sposób wybrał sobie nasz magik. C h o d ził więc i od­

prawiał swe modły, aż dziewiątego dnia o północy: huk, trzask, grzmot, błyski ognia, świsty, wycia i jęki dały się sły­

szeć. W łosy dęba mu stanęły, a pot zimny spływał po całem ciele, stracił rozum, lecz tylko na minutę, w drugiej minucie już go odzyskał, popędził, ile sił miał, do domu. Widać, że nie tak łatwo można było wydrzeć ziemi jej skarby.

W W ielki Piątek na pamiątkę, że Pan Jezus został wrzucony do wody, po północy, „zanim kruk się umyje”, idą sta­

rzy jak i młodzi myć się do rzeki. Do rzeki nie wchodzą, lecz wskakują i my­

ją sobie ręce, twarz i nogi, zaś z po­

wrotem idą w milczeniu i modlą się.

Niektórzy rodzice budząc rano swoje dzieci, biją ich rączki mówiąc: „Boże rany opłakane”. W tym dniu wypra- wiawiały też różne harce czarownice, pospolicie się mówi, że miały swój kiermasz. W nocy z piątku na sobotę można, było spotkać czarownicę, która kradła trochę gnoju gospodarzom i uno­

sić go miała do swego chlewa, a przez to rzucała urok na to bydło, skąd ten gnój był.

Gospodarze chcąc bydło uchronić od uroku wczas rano wnosili na widłach swój gnój do chlewa, wskutek czego czarownica nad tam bydłem nie miała władzy,

W pierwsze święto Wielkanocy, k ie­

dy ludzie idą ze sumy, gospodarz kropi pole święconą wodą, w której są węgle z poświęconego ognia i wtyka na każ-

(9)

Nr. 9. Str. 7.

•dym rogu pola krzyżyki z palmy zrobio­

ne.

W drugie święto chodzą wczas rano chłopcy, a także i dziewczęta, mówiąc przy tern: „ Jo tu przyszedł po śmierguś- cie, ale mnie tu nie opuście, kromka

cWeiba podarujcie, kopa jajek narachuj- cie".

W e wtorek dziewczęta leją chłop­

ców. lub biją się razem z nimi długiemi prętami z wierzby.

GAJDA JÓ Z E F kl. 5b.

111.

Zwyczaje okresu WielKie] Nocy w Swigfo&Mowicasii.

W okolicy Świętochłowic, podobnie jak i gdzieindziej, z świętami W ielkiej- nocy są związane różne zwyczaje, które się już bardzo rzadko obecnie prakty­

kuje.

I tak:

W niedzielę poprzedzającą W ielka­

noc wszyscy idą do kościoła, by po­

święcić palmy. Do wiązki palmy da- wają następujące ziela: łyskę, rokitę, kokocynę, boże drzewko, jałow iec i wiele innych. Ł y sk ę ,i rokitę .gospoda­

rze umieszczają na roigacih swoich za­

budowań i na krańcach pól i łąk. Mają one bowiem chronić ich własność od piorunów i gradów. Kokocynę, boże drzewko, jałow iec i inne zostawia go­

spodarz w domu, by te chroniły ludzi i zwierzęta przed chorobami.

W W ielki Czwartek związuje się na wieży kościelnej dzwony, które zastę­

pują wtedy „klekotki”, zaś w domach zdejmuje się nawet wagi przy zegarach, ażeby te nie biły. Rozumie się, że post jest przestrzegany jaknajściślej. Nawet dzieci muszą zrezygnować ze swoich praw i razem z starszymi pościć, a ro­

dzice posuwają się czasami tak daleko w swoich postanowieniach, że gdy które z nich poprosi mamusi o kaw ałeczek chleba, mietylko, że go nie otrzymuje, ale często dostaw ają paskiem dla umart­

wienia,

W W ielki Piątek przed wschodem słońca spieszą starzy i młodzi .do sta­

wów lub rzek, by się tam obmyć, W tem to też dniu spieszą wszyscy do koś­

cioła, by odwiedzić igrób Pana Jezusa.

Dzieci zaś po pocałowaniu ,,Ponbóezka“

są obdarowywane przez rodziców,

względnie starsze rodzeństwo, cukier­

kami, czekoladą lub zajączkami.

W W ielką Sobotę święcą księża w kościele wodę oraz wszelkie potrawy i napoje, które są podczas świąt W iel- kiejnocy spożywane. Ponadto każda gospodyni krząta się przy naszykowa- niu na te uroczyste dni, tradycyjnej szynki, jajek i chrzanu.

Nareszcie nadchodzi pierwsze świę­

to Wieilkiejnocy, które jest bodaj najwe- selszem świętem w roku, gdyż przypada właśnie w tym czasie, kiedy budzi się cała przyroda do nowego życia. W szy­

scy podążają wcześnie rano do kościoła na Zmartwychwstanie,

Zachował się jeszcze u nas bardzo piękny zwyczaj, że dziewczęta chodzą po wsi z goikiem, ustrojonym w stążecz- ki i świecidełka, od domu do domu i o- bracając goikiem śpiewają tradycyjnie przyjęte już piosenki, jak naprzykład:

„ Nasz goik zielony Piyknie ustrojony , , , Tu na tym goiku Malowane jajka, K tóre malowała

M iejscowa kacm orka . . . Nasz goik zielony Piyknie ustrojony.

Cało noc nie spała Ja jk a malowała . . . ”

Tę piosenkę śpiewają bez przerwy, dorabiając nowe zwrotki. Łatwowier­

ni młodzieńcy, koło południa wychodzą do lasu, lub na pola ku krzakom, by tam ujrzeć, igdzie się skarby palą, aby je następnie zdobyć, albowiem wierzą, że podczas podniesienia wczasie sumy w W ielkanoc czyszczą się skarby, które

(10)

Str. 8. Nr. 9.

dają się poznać w kształcie ognia. Po su­

mie każdy gospodarz idzie na swoje po­

le i tam na rogach wkłada krzyżyki, które zostały w W ielki Piątek w tym celu zrobione. Krzyżyki są zrobione z gałązek palmy, a szczególnie z łyski i rokity. Krzyżyki mają chronić pola od piorunów i gradobicia. Prócz tego skra­

pla się pola wodą święconą, ażeby były urodzajne żniwa.

Podczas obiadu spożywają wszyscy członkowie rodziny i służba gotowane jajka, które mają znaczenie symbolicz­

ne, W pierwsze święto W ielkiejnocy popołudniu zostawiają przeważnie wszyscy w domu, by uczcić ten dzień.

Opowiadają wtedy o wszystkich zdarze­

niach nadzwyczajnych, jakie się komu kiedyś zdarzyły. Tu trzeba także za­

znaczyć, że matki, posiadające córki, są zatrudnione popołudniu w pierwsze święto W ielkiejnocy przygotowaniem

„Kroszonek” na następny -dzień t. j. na

„śmigus".

Drugie święto W ielkiejnocy jest pod znakiem śmigusu. Wczesnym już ran­

kiem można widzieć na ulicach uwija­

jących się chłopców z baniami, wypeł- nionemi wodą. Lanie dziewcząt odby­

wa się mniej lub więcej umiarkowanie.

Nie rzadko się zdarza, że chłopcy oble­

ją dziewczęta tak bardzo, że nie zosta­

nie na nich suchej nitki. A trzebią wie­

Z cyklu: Ni

MULLER HERBERT kl. 6b.

S wi ę f o e

Bliższych wiadomości o. powstaniu Świętochłowic nie mamy, istnieją jed­

nak pewne fakty historyczne, które świadczą, że osada ta powstała z po­

czątkiem XII wieku. W 1889 r. podczas kopania fundamentów po dom na rogu ulicy Bytomskiej i Polnej znaleziono broń i hełm z czasów najazdu tatarskie­

go, a również i w tem miejscu, gdzie

dzieć, że wtedy leje się konewkami, ku­

błami i rozmaitej wielkości inmemi na­

czyniami, Umiarkowani zaś chłopcy idą dziewczęta lać do ich domów, ażeby o- trzymać jakąś piękną kroszonkę. W celu zaś większego izysku, (bo każdy stara się jaknajw ięcej kroszonek ze­

brać), po oeremonji śmigusu śpiewają m atce polanej córki następującą pio­

senkę:

„Przyszołech tu po śmigusie, Ino mnie tyż nie opuście, D ejcie jajec piynć, To łbyda wasz ziene,”

Śmigus uprania się zazwyczaj do po­

łudnia, ale jak się sposobność nadarza, to i popołudniu nie szczędzą dziewcząt i leją wodą nieubłagalnie. Zdarzają się też często wypadki, że kilka dziewcząt zleje porządnie nieprzezornego chłopca, który wpadł w kupę dziewcząt. Dla­

tego też, że na dziewczęta czekają takie nieprzyjemności, rzadko wychodzą one tego dnia z domu i kryją się przed na- stającem i na nie chłopcami. Następnego dnia, we wtorek po świętach W ielkiej­

nocy, dziewczęta się częściowo rewan­

żują i przydylbawszy jakiegoś chłopca zleją go niemiłosiernie.

Z powyższego wynika, że śmigus jest najweseilszem zwyczajem w okresie wielkanocnym.

i wsi śląskie.

11 q w i c e.

dziś stoii krzyż przy ul. Bytomskiej, zna­

leziono liczne szkielety, broń i hełmy z bardzo dawnych czasów. Broń i hełmy zabrał sobie właściciel tych terenów p.

Niklas.

Pierwsze dane piśmienne o istnieniu Świętochłowic pochodzą z roku 1320, kiedy to Bolko,, książę śląski wydał do­

kument, z którego wynika, że sędzią w

(11)

Nr. 9. Str. 9.

Bytomiu był wówczas Andrzej ze Świę­

tochłowic, prawdopodobnie właściciel tej m iejscowości; dokument ten jest przechowywany w archiwum miasta By­

tomia. Później słyszymy o Świętochło­

wicach w dokumencie Ja n a biskupa krakowskiego z roku 1032, pod nazwą

„Swyentochłowice*’, w którym przyzna­

je klasztorowi Promenstrasów z die­

cezji wrocławskiej, dziesięciny z Świę­

tochłowic, Piekar i innych miejscowości, W umowie proboszcza Piawła z Racibo­

rza i Jon tosa Żondły z roku 1482, m ię­

dzy świadkami figuruje K asper z

„Swyentochłow ic“.

W tym samym roku sprzedali wła­

ściciele Świętochłowic Ja n i Stanisław Brzezinowie listy zastawne na Rudne Piekary, połowę Bobrownik i Żelaznej Góry, Janow i Zierytoniowi panu B yto­

mia.

Z początku XIV wieku Świętochło­

wice były już znaną miejscowością i są wymienione w spisie osad, które, na żą­

danie Jan a, księcia opolskiego, dostar­

czały wozów roboczych dla zwożenia dębów i innych m aterjałów dla napra­

wy zamku w Świerklańcu. W roku 1603 zostały Świętochłowice podzielo­

ne na kilk a części. Później hrabia Ł a­

zarz Henkel von Donnersmarck wniósł na właścicieli Świętochłowic skargę do cesarza Ferdynanda III, że nie pozwa­

lają obywatelom Bytomia i W ielkiej Dą­

brówki przejeżdżać przez swój teren do Czarnego Lasu po drzewo i pozatem zabierają im wszystkie sprzęty i konie.

Z końcem XVII wieku część Świę­

tochłowic należała ido starosty krajo­

wego, Jan a Paczyńskiego. W roku 1700 zostały Świętochłowice podzielono na cztery części między Ja k ó b a R ottera, Joachim a Skallę, Piotra Gałkowskiego i Barbarę W ojską, W reku 1755 na­

leżały Świętochłowice do księstwa by­

tomskiego, a niebawem podzielone zo­

stały między Janoszewskiego, Gołego i Ziemiieckieigo. W roku 1786 nabył Jan Lipa od syna Januszewskiego Świętoch­

łowice Górne i Dolne a w 14 la t później -"'■''włączył do nich Świętochłowice Średnie, W roku 1817 wyrokiem sądo

wym przeszły całe Świętochłowice na własność Józefa Porembskietfo, który w parę lat później część Świętochłowic rozparcelował między górników, przez co powstała nowa kolonja pod nazwą Szarlociniec, Od Porembskiego nabył Świętochłowice Emil Rheinbaben, który je jednak natychmiast sprzedał hrabie­

mu Ł, Henkel von Donnersmarck, który tu założył nowoczesną hutę żelaza pod nazwą ,,Falva” oraz kopalnię „Niemcy".

Od tego czasu ożywia się życie gospo­

darcze Świętochłowic i osada zmienia się z rolniczej w górniczo-przemysłową.

W 1850 r. odstępuje hr. Donneirsimarck Świętochłowice swemu 'synowi Gwido­

nowi z Świerklańcia. W r. 1863 obejmo­

wały Świętochłowice 1543 mioirg. dwór i 783 morgową gminę, razem 2326 mor­

gów. W skład gminy wchodziło 21 wol­

nych posiadłości zagrodhiczych i 47 wolnych posiadłości chałupniczych.

Przemysł rozwijał się tu doskonale.

W roku 1845 wybudowano w bucie „Fal- wy” drugi wysoki piec, W roku 1880 zachodzi potrzeba wybudowania kościo­

ła, cziego się mieszkańcy od dawna do­

magali, gdyż zmuszeni byli chodzić do Król-Huty do kościoła św. Barbary. Bu­

dowę kościoła Rada Gminna uchwaliła w roku 1882 uzasadniając to przyro­

stem ludności, która wynosiła już wtedy 4820 katolików, 243 protestantów i 46 żydów. Wybudowanie kościoła przy­

śpieszyło nieszczęście, jakie się wyda­

rzyło w 1884 r. na kopalni „Niemcy" i niemal cudowne uratowanie 43 górni­

ków. Nieszczęście to zdarzyło się w miejscu dzisiejszych plant, gdzie daw­

niej istniał szyb, obecnie zasypany.

W tedy to proboszcz parafji św. B arba­

ry, ks. Łukaszczyk zaproponował wy­

budowanie, kościoła pod wezwaniem św.

Piotra i Pawła, jako tych świętych, w którym dniu zasypani górnicy zostali cu­

dem ocaleni. Zarząd kopalni zaofiaro­

wał się zbudować kościół bez zwłoki, który też stanął w 1893. Z powodu przyrostu protestantów został w roku 1898 zbudowany również kościół ewan­

gelicki.

Po wojnie światowej Świętochłowice

(12)

nadal doskonale się rozwijają, zwłasz­

cza, że po plebiscycie z powodu pozo­

stania Bytomia przy Niemczech, zostały siedzibą powiatu, a po przyłączaniu Świętochłowic dó Polski, znalazły one rynek zbytu dla swojego węgla i pro­

duktów hutniczych. W hucie „Falwa"

zbudowano walcownię, gdzie walcuje się sta] na zimno, z k tórej ona słynie na całą Polskę. Później huta „Falwa”

zmieniła w łaściciela i przystąpiła do spółki z hutą „Batorego'’,

1 stycznia 1929 r. powiększył się obszar Świętochłowic o teren Zgody, która przedtem była małą samodzielną osadą. Zaszła wtedy potrzeba wybu- M flTUSZCZYK ER Y K kl. 2c.

Jak się wył

Każdy już zapewnie widział tak zwa­

na blendę a czuł jej gryzący i ostry za­

pach. Ale mało kto się domyśla, że to jest właśnie ruda cynku. Ruda ta z do­

mieszką faszyny, (mielonego koksu), wydaje cynk. Samo wytapianie cynku jest trudne i skomplikowane, ponieważ cynk łatwo się spala, wydając przytem jasno niebieski płomień. Nie może być więc cynk wytapiany w takim piecu, w jakim n, p. wytapia się żelazo. To też wytapia się go w specjalnych piecach i w tak zwanych muflach, Piec taki ra ­ zem z mufiem został podobno wynale­

ziony na dworze carskim przez jak ie­

goś greckiego alchemika. Naturalnie, że piec ten został w ciągu wieków zna­

cznie przerobiony i udoskonalony, Z ciekawością więc poszedłem w nocy do huty „Guidotto" w iGhropaczowie, aby się naocznie tej pracy przyjrzeć. W hucie jest tylko jeden piec, w którym wytapia się cynk, bo huta ta nie zaj­

muje się specjalnie produkcją i przeta­

pianiem cynku. Piec ten składa się z 3 rusztowań, (pięter) i już zdała można go poznać po różnokolorowych świat­

łach, Wygląd jego jest naprawdę impo­

nujący, lecz po dłuższej chwili zaczęła mnie ta iluminacja silnie razić w oczy, bo ona też jest głównym wrogiem oczu

dowania nowego kościoła. Wprawdzie Zgoda miała swój własny kościół, lecz był on podebrany przeiz kopalnię

„Niemcy", przez co groził zawaleniem, albo zapadnięciem się w ziemię. Kopal­

nia zaofiarowała niepodehrany jeszcze teren i niebawem zbudowano przy uli­

cy Nowowiejskiej nowy kościół pod wezwaniem św. Józefa.

Pozatem powstała w Świętochłowi­

cach Fabryka papieru i różne inne przedsiębiorstwa. Obszar Świętochło­

wic wynosi obecnie około 7 km2 i we­

dług najnowszej statystyki około 40 000 mieszkańców.

ipia cynk?

pracujących przy tem piecu, hutników.

Otóż jak już wspomniałem, piec ten składa się z 3 rusztowań. Na każdem rusztowaniu jest jeden mufel. Mufel ten, uwieńczony wieńcem rur, jest wysoko- ś c i m e t r a , a średnicy 1 metra. K aż­

dy zapewnie wie, co to jest mufel ,i każ­

dy też widział obok hut części rur z ład­

nego, polerowanego i różnokolorowego kamienia. Kamień ten, a raczej masa, jest wewnątrz polerowana przez gazy, a nazewnątrz przez ogień, bo temperatura w piecu wynosi przeszło + 1000 st Cel­

sjusza. Przyłączone do mufla rury, któremii spływa cynk, są z tej samej masy, znajdują się one jednak zewnątrz pieca, * Du mufla tedy zapomocą tych rur wkłada się blendę, a otwory zalepia się gliną, pozostawiając jedynie mały otwór, którym wychodzą gazy. Kolor tych gazów odpowiada w zupełności k o ­ lorowi mufli, znalezionych obok hut. Po tej czynności pali się w piecu jak naj­

mocniej. Już po chwili zaczynają się wydobywać z otworów, w glinie pozo­

stawionych, kolorowe gazy, tworząc ładną iluminację. Hutnicy tymczasem rozbierają się do pół naga i biorą w ręce żelazne łomy. , W określonym czasie uderzają temi łomami w glinę, zabezpie­

czającą otwór rur muflowych. Po prze­

(13)

Nr. 9. Str. 11.

biciu gliniastej powłoki przystawia się do otworów tygle, w których spływa srebrny cynk, Z tygli tych wylewa się cynk do odpowiednich form, lub odsy­

ła się go do walcowni i część pracy skończona.

Z kolei kładzie się blendę do mufla, zalepia otwory gliną itd. Może ktoś za­

pyta, co się dzieje w mufli. Je s t to ważne, tam bowiem pod wpływem gorąca oddzielają się pierwiastki cyniku

godnie, a na dolnem co 3 tygodnie. Na miejsce zepsutego z niemałym trudem zakłada się drugi. Ja k już wspomnia­

łem, huta „Guidotto” nie wytapia wy­

łącznie cynku, lecz typową hutą cynko­

wą, gdzie się wytapia tylko cynk, two­

rząc z niego różne formy, jest huta „Si­

lesia1’ w Opiniach, Tam też praca jest więcej mechaniczna i tańsza, gdyż rury muflowe nie tworzą całości z mufle m, lecz są w odpowiednim czasie przysta­

wiane, co *jest bardzo dogodne przy ła-

P rz e k rp j

od grudy ziemi i innych metali. Razem z cynkiem wydzielają się też gazy, które mają tę własność, że pociągają za sobą ciężki cynk, tylko naturalnie ulatniają się one w powietrz®. Proces tęji jest mi bliżej nieznany. Cynk ten wypływa zaraz do przystawionych do mufla rur muflowych, a przez te rury zaś, przy­

ciągany gazem, przechodzi t. zw. próg i spływa ido nastawionych tygli i niema już obawy, ażeby uciekł do mufla z po­

wrotem. (Próg jest to przedział, zajmu­

jący połowę średnicy rury muflowej, dzięki któremu, gdy cynk przyciągany przez gazy przepłynie, nie może już spłynąć z powrotem ido mufla). Mufel jednakże nie może długo wytrzymać w takiej piekielnej temperaturze, to też pęka o,n dość często. Na górnem rusz­

towaniu pęka on m niejwięcej co 2 ty-

m ufla.

dowaniu blendy do mufla. W hucie „Si­

lesia" jest też odpowiednia sortownia o- raz t. zw. „bilendziok11. W „blendzio- ku” czyści się blendę, oraz miele się ją w odpowiednich młynach. Je s t to pra­

ca bardzo niezdrowa i niebezpieczna, bo blenda przy zetknięciu się z wodą na­

tychmiast się spala, grożąc wybuchem.

Tutaj wskutek mielenia blendy wydoby­

wają się masy pyłu, które ,nieraz gry­

zą w gardłach Lipiniaków. Ktoś może jednak jest ciekawy, co się dzieje z resztkami rudy. Otóż resztki rudy po pęknięciu mufla zostają zebrane i czy­

szczone. M etale wszystkie, które łatwo poznać po kształcie, zabiera się, a żużle wyrzuca. M etale zaś zostają wywożo­

ne ido huty w Rakowie pod Częstocho­

wą, gdzie wytapia się z nich pewien pro­

cent srebra.

(14)

M a r z e c : W m arcu j a k w garcu.

N a św. K aźm ierz dzień z n ocą zm ierz.

C zterd zieści m ęczen ików ja k ic h , będ zie cz terd zieści dni takich.

Szu. J ó z e k w iezie traw y w ózek, ale czasem smuci, bo śn iegiem rzuci.

N a św. B en ed y kt k a c z k a j a j k o m yk.

N a zw iastow an ie p rzy b y w a j bocian ie.

N a zw iastow an ie ja s k ó ł k i się u kazują, ludziom w iosnę zw iastują.

G dy na św. J ó z e f b o c iek przybędzie, to ju ż śniegu nie będzie.

G dy w ostatni w torek p ad a, ro k suchy zapow iada.

N a św. G rzegorza płyn ą rz ek i do m orza.

G dy 10. m arca m róz pan u je, je s z c z e 40 dni ta kich zw iastuje.

N a św. J ó z e f p og o d a, będ zie w polu uroda.

W m arcu kto sia ć zaczyn a, biednyć to gospodyna.

K w i e c i e ń :

Gdy na W ojciech a w rony z żyta n ie w idać, m ożesz reszty karm y ze stodoły ju ż zuydać.

K w iecień plecień , bo przeplata, trochę zim y trochę lata.

K ied y w kw ietniu słon ko g rz eje, w tedy roln ik nie zu bożeje.

G rzm ot w kw ietniu, dobra nowina, ju ż m róz roślin nie pościn a.

J a k na św. M arek, dysc idzie, to i na kam ien iu łow ies zydzie.

N a św. Ju ra chyba w yschn ie baju ra.

J e ś l i W ielkan oc ciecz e, to do Ś w iątków w ię c e j w ody niż pogody.

Gdy na św. W ojciech a deszcz rano p ada, do połow y lata suszę zapow iada.

Z ebrali: N iedoba L e s z e k i B rzezin a A lfred.

(15)

JU RC ZYG A ERNEST kl. 7a.

„ W y s z h u b h i ”.

Stary Grzyb, pąknął na bok „Kato­

lika”, ftorego ezytoł, wyciągnął faja z gymby, rypnął ręką uo stoł i pado:

— To sie musi skońcyć. Dzieciska łążą kasik kaździutki wieczór, a jo nie wiym kaj. Ju ż mi Maciej, kolega z wer­

ku podół, że jego Francik i Tereska, tyż kajś łażom. To się musi skońcyć, Abo mi powiecie kaj łazicie, abo uotpinom posek i tak wom zerzna, że mie popa- mientocie! —

Gustlik i Tekla nic nie godają ino sie śmieją. Potem Tekla idzie do mutry i cosik douchagodo. Muter sie Śmiejom i kiwiom głowom.

Grzyb naroz wstowo, uotpino posek i biere sie do roboty.

— A przestońzyz stary, aze przestoń

— pado muter, — ze ty to zaroski musisz z poskym straszyć, Przeca uoni chodzom piyrze szkubać do Kafcyny, bo Marika uot Kafcyny się na wiosna wydowo, to im pierzo trza.

— F\ nos tam jest kupa — wyrwała sie Tekla — tam przyłażom wszystkie dziołchy i chłopcy, a starka uot Mariki to wdycki uosprowio fajne bojki, uo skarbniku, uo swiyntych, uo Maćku co to djobła uocyganioł i belejakie inksze bojki. Siedzymy se tam wszyjscy w kółku, kożdy mo gornek na klinie i do niego ciepjom kwap, (naszkubane pie rze), a kłonki ciepjom na ziemia, F\

padom wom foterku jak my sie tam uśmiejemy jak Antek uot Badurki witze uosprowio. Tereska to wom sie z gor- kiym ze śmiechu wywiodła a wszystkie piyrze sie na gowa wysypała. F\ Hanek uot Matyje to uon przynios taki pro­

szek, z ftorego my potym wszyjscy kichali a piyrze to wóm furgalo pod Gibsdeka. Potym spiewomy fajne śpiew­

ki, kere nos starka uot Mariki nauczył•*.

n nosz Gustlik to wom z Tereskom zolytuje i jom do dom uotprowadzo, —

— Mom cie w łep piznonć — od- pedzioł Gustlik — Fater nie wiyrzcie ji bo uona cygani. Jo z Terezkom ino ida do domu, bo uona sama sie boji

iść, bo flntek uosprowio zawdy takie bojki uo strachach. —

— No przestońcie — uotburnął uo- ciec — dyć mie tam niy potrzebujecie uczyć jak na szkubaniu jest, boch sie dojść aze dojść nachodził piyrzo szku­

bać. —

— Faterku wiecie co? Dzisioj wy- szkupki. Podzcie znami!

— J o tam wola lepiej mojego „Ka­

tolika przeczytać. — Wyciągo z kabzy gazeta i cyto głośno mutrze jak to jedyn śtajger germoński chcioł górników powstańców z roboty wyzbyć, a ci go tak przyrychtowali, że musioł do Yater- landu uciekać.

Dzieci chnetki sie pouoblykały i hej na wyszkubki. Już w ajnfarcie u Kawki bolo woniać kawom i kreplami.

— Gustlik — podo siostra do brata

— my tam już mieli dawno być. — Gustlik nic nie uodpowiedzioł. Kwilka uostali w siyni a dziepiero potym Gust­

lik zaklupoł i wleźli. A tam już na nich cekali.

— Jak eście przyśli za niyskoro to mocie — zawołała Marika — wszyjscy zacli ciepać na nich kłonkami. —

— A dyć dejcie zys im pokoj — zawołała Kafcyno z drugiej izby.

— Muter tak trza — odpowiedziała Marika — bo to taki zwycoj.

Potem sie wszyjscy siedli i szkubali to piyrze, ftóre jeszcze uostała a muter szykowała wieczerzo. Jak ukońcyli szkubać, kupka piyrzo położyli na poj- szczodku stołu. Starka mianowała te dziołchy, kere nojwiencej naszkubały a chłopcy strojili je piyrzami, ftore im ftykali do kudeł (włosów). Matka za ten cos przyniosła krepie i „bohnkawa” na stoł. Potym kioski z syrym, potem ja ­ jecznica, ftora była twardo jik kamień, bo chłopcy naaasztowali IA jtra a ta nie dała pozór i jajecznica stwordla. Teraz starka podzienkowała piyknie tym, ftorzy szkubali i wszyjscy wzieni sie do jodła.

Jak sie wszyjscy pojedli matka sprzontnoła talyrze i szolki a przyniosła

Cytaty

Powiązane dokumenty

e g o pisemka, jednanie nam now ych czetelnik ów i prenum eratów oraz o nadesłanie nam sam odzielnie opracow anych artykułów krajoznaw czych, które nadawałyby się

podcieniami znajdują się oprócz rynku jeszcze na ul Niemieckiej i na dawnej Głębokiej, obecnie Legjonów, Do rynku przytyka również dom dawnego burmistrza

Spółdzielnia uczniowska Gimnazjum Neoklasycznego w Chorzowie t rozpisuje konkurs na 3 stypendja, przeznaczone na częściowo pokrycie taksy administracyjnej za drugie

nych ułatw ia nam d ostanie się do dalej oddalonych miejscowości, stąd już bez trudu dostajem y się na n arta ch do obranych przez nas terenów krajoznawczych,

Dajcie dajcie co miacie dać Nie będziem y dłuigo czekać Nasz goik zielony Pięknie przystrojony5. Nasza Marzaneczlka jdsJt pani Spoiglątfają na nią

Kiedy znajdziemy się na polach węglowych, ciągnących się około Królewskiej Huty, Katowic, Mysło­.. wic, czy innych miast naszego z a ­ głębia węglowego,

go dzwon, jakkolwiek także bardzo melodyjny i nader piękny. To też był on dumą mieszkańców wsi, którzy niecierpliwie oczekiwali na dzień jego chrztu. Tak się

Dalszym dowodem, że dawniej niższy był poziom jeziora jest fakt, że ogniska licznych chat w dolnej części półwyspu znajdują się nawet obecnie poniżej