• Nie Znaleziono Wyników

Młody Krajoznawca Śląski, 1935, R. 2, nr 15/16

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Młody Krajoznawca Śląski, 1935, R. 2, nr 15/16"

Copied!
28
0
0

Pełen tekst

(1)

M łod y

Dslasono ryczałtem.

K r a jo z n a w c a

Hr. 15-16. rok u. Ś l ą s k i

Kości ółek d r e w n i a n y w Koszęcinie (do artykułu wewnątrz numeru.)

Cena poledyhczego egz. ZO gr.

(2)

1

2 4 5

6

7 9 13 15 16 19 20 23 24

- # ! S p i s r z e c z p.

1. Zwyczaje i wierzenia, związane ze świętami Bożego

Narodzenia w okolicy Chorzowa . . . . Str.

2. Kościółek w Kos zęci ni e. . . . . .

3. Z dawnych piosenek śląskich . . . .

4. Ed i Aloń mają g ł o s ...

5. Ksiądz Norbert B ą c z e k ... „ 6. Legendy i podania ze Śląska opol s ki ego. . . 7. Z wędrówki w a k a c y j n e j ... „ 8. Stodoły ośmiokątne w okolicy Pszczyny . . 9 Praca w hucie Piłsudskiego dawniej a dziś . . ,, 10. Sprawozdanie z kolonji Krajoznawczej w Jurgowie 11. W ycieczka do ruin zamku w Chudowie . .

12. Podwórzowi śpiewacy . . . . . .

13. Śląsk a P o l s k a ... ,,

14. Górnictwo Tarnogórskic w 15 wieku . . .

Wydawca: Koło Krajoznawcze Gimnazjum Klasycznego w Chorzowie za redakcję odpowiedzialny: Dr. Jakubowski Józef

za komitet administracyjny: Morgała Norbert i Malcherczyk Wilhelm.

Odbito w Drukarni Poligraf w^Świętochłowicach Bytomska 14.

(3)

M Ł O D Y

Krajoznawca Śląski

Pisemko Zrzeszenia Szkolnych Kół Krajoznawczych Śląskich Wyc hodzi co miesiąc.

NR. 15-16 GRUDZIEŃ 1935. ROK II.

) I li£i/st%im s w o i m \ l / s p ó ł p r a c o w n i b o m , C'* z i / t e l n i b o m , [Prren ii mora l m o i n i .'P rzyjaciołom p r z e s y łu ) \!e d a b c ja

« )ILlocleyo K -rajo: natręt/ ' Pąsbiecjo»

s e n / e c z n e i uc z e n ia

) I \ Jsolijcl) .Ó iu ią t

\ • / ■ ( ) 7 Q p /

/ B('zc>$liuk>(/<) ILoiv&(jo / L o / d z / .

} < n u u u n r ś n i o r i u d n i l n l n i i i i i u j . w . p o t n u i / n f Gr,j j i i n t o n u j e h i i a s i v p m j . i i t i m a r p is e m k a n h a ż c sit; / , lu łe ijo roftn. ) / ^ t a m ia n *<< ło n u m ero w i. o fw c -

I iu in ii n a t l o / e n u f m m c n i i' t t f i q C . s z o i i q o f i j i ; t o ś r •

KLAÜZA JAN

Zwyczaje i wierzenia, związane ze świętam i Bożego Narodzenia w okolicy Chorzowa-

N a d c h o d z ą świętu Bożego Na ­ r odze ni a, a w związku z niemi a ktu- a nośei n a b ie r a wiele zwyczajów i

„ i e r ze ń , k t ó r e k r ą ż ą wś ród naszej l udności wiejskiej. Najwięcej tych

wi erzeń jest zwi ąza nyc h z dni em w i g i 1 i j n y m, k t ó r y to dzień jest może najbardzi ej t aj emn ic zy m w c a ł ym r oku o br z ę d o w y m naszego ludu

(4)

Str. 2. Nr. 15 — 1fi J u ż od s a me g o r a n a starsi k r z ą ­

t ają się k o ło g o s p o d a r s t w a i p r z y ­ g o t o wu j ą w s z ys tk o do wi eczer zy wigilijnej. Dzieci zaś w y ją tk o wo gr ze cz nie s iedzą po k ą ta c h , by nie do s ta ć b a tó w, gdyż wierzą, że kto z os tani e s k a r c o n y w dzień wigilijny, ten c ały r ok nie będzie miał s p o ­ koju. Na k r ó t k o pr ze d wi eczer zą g o s p o d a r z wyc hodz i pr ze d dom i s k r a p l a ś wi ęconą w od ą c zt er y s t r o ­ ny świata, a by odpędzić pr zez to od d omu złe d uc h y, a n as tę pni e d a j e ps u chleb z c zosnki em, żeby był zły i wi ernie s tr z eg ł g o s p o ­ d a rs t w a . Gos po dyn i t y m cz a s em z aj ­ muje się po tr awa mi , k t ó r e m u s z ą b yć p r z y g o t o w a n e z t eg o r o c z n y c h zbiorów. Na st ępni e g o s p o d a r z z g o s p o d y n i ą o p l at a ją s tół s ł o m ą i k ł a d ą p od ni ego s ieki erę, by nikt z rodziny przez cały rok nie c h o ­ r o wa ł na r eu m a t y z m . Zaczyna się wigilja. W szy sc y ł a mi ą się o p ł a t ­ kiem, życząc sobie nawzajem wszel­

kiej pomy śl no śc i i w ygł od ze ni c a ­ ł odzi en ny m pos tem, z abi er aj ą się żwawo do jedzenia. W czasie wie­

c zer zy wigilijnej g o s p o d a r z w c h o ­ dzi do o b or y i daje bydł u chleb z o p ł a t k i e m , o raz p e w n ą część p ot r a w ze s t oł u wigilijnego, wi erzy się b o ­ wiem, że zwi erz ęta d o m o w e w dzień wigilijny r o zm aw ia ją ze s obą ludz­

kim g ł o s e m i u r z ą d z a j ą s obie t a k że wigilję. Po s końc zone j wi eczer zy cała ro dzi na wyc hodz i do o gr o d u , z ostawi ając wsz ys tk ie n i ed oj e d z o n e

p ot r a w y na stole, by b i ed n e d u ­ szyczki m o g ły się pożywić. W o g r o ­ dzie g o s p o d a r z wiąże s ł o mą ze s t o ­ łu wigilijnego dr ze wa , a ż eb y miały w p r z y s z ł y m r ok u dużo owoców, o r az wolne b y ł y od szk od ni kó w. Z o g r o d u w r a c aj ą wszyscy znowu do domu. P a nn y s c h o d zą się w k ó ł k o i k a ż d a z ni ch s łuc ha , z kt óre j s t r o ­ ny pies zasz cz eka , bowi em s tą d ma przyjść do niej n a rz ec zony. N a s t ę p ­ nie b i o rą r o zt opi ony oł ów i leją go do zimnej wody, w kt óre j p o w s t a ­ ją z oł owi u r óżne f a n t a s t y c z n e fi­

gur y. Kiedy p a n n a zobaczy w wo­

dzie wi anus ze k, to znaczy, że wyj ­ dzie z amąż w t ym r o k u , k i e d y zaś widzi szabl ę d o s t a n i e za m ę ża u ł a ­ na itd. Na k o ni ec go s po dy n i u s t a ­ wia na stole świece, k t ó r e wszyscy p o k o l e i gaszą. Świecę musi k a ż d y z d m u ch ną ć za pi er szym razem, i na­

czej c z eka go wielkie nieszczęście albo n a we t śmierć.

W p i er ws z e święto Bożego N a ­ r odzeni a g o s p o d a r z z bi er a o k r u s z y ­ ny z pot raw, k t ó r e p o z os t ał y po w i ec ze rzy i r ozr zuc a je po ogrodzie.

Z r es zt ek t ych w y r a s t a podo bn o roślina, z wa n ą na Śl ąsku „ i n ię tk ą “ . W d r u g i m d ni u świ ęta Bożego Na ­ r od ze n ia ludność wiejska święci o- wies i obr zuc a nim księdza na p a ­ mi ąt kę u ka m i e n i o w a n i a św. Szcze­

pana.

T a k i e lo wi erzenia k r ą ż ą do dnia dzisiejszego wśród ludności d a w n e g o Chor zowa.

KOCZ NI OK JAN

Kościółek

J a d ą c p oc ią g ie m z C ho r zo wa do Lublińca z auwa ż yć m o ż e m y w y ­ bitną z mi a nę k r a j ob r az u . Aż do T a r ­ nowski ch Gór k r a j o b r a z ma c h a r a k t e r

Koszęcinie.

p r z em y sł ow y , a od T a r n o w s k i c h Gór z a cz yna się k r a j o b r a z leśny. Na ki l­

kanaście km. p r ze d Lublińcem, w y ­ gl ądaj ąc z o k n a poc ią gu, widzimy,

(5)

Nr. 15-16 Sir. 3.

że przy s a m y m t o r z e kol ej owym stoi d r e w n i a n y koś ciół ek. Stoi on w ś r ó d lip tuż k o ł o lasu, k t ó r y się s t y k a w p r o s t z j ego og r od ze n ie m, t wor zą c p i ę k n y n a p r a w d ę widok, to też k a żdy, kt o tylko uj rzał go z o k n a poc ią gu, p r a g n i e go bliżej poznać. W k r ó t c e s ł y s z ym y z gr zyt hamul ców, p o c ią g się z a t r z y m u j e a do uszu nas zyc h dochr.dzi głos k o n ­ d u k t o r a : . . .Koszęcin . . .wysiadać !

W y s ia d am y. Og l ą d a m y wioskę.

J e s t ona ba rdz o ł a Iną i c zyst ą 0 - pr ó cz wyżej w y mi e ni o n eg o d r e w ­ n i ane go koś c ió ł ka j est w niej j e s z ­ cze dr ug i k oś c ió łe k, ale m u r o w a n y , o r az z a m e k książęcy księcia von H o h e n l o h e . P r z y z a m ku , k t ó r y o t o ­ c zony j e st du ż ym p a r k i e m znajduj e się k oś c i ó ł ewangeli cki. Idę do d r e w n i a n e g o Koś ci ółka . J uż pr zy wejściu rzuca n a m się w oczy wiel­

ki oł tar z. Oł tar z t e n j es t c ał y w y ­ k o n a n y z dr ze wa . G ór n ą j ego część st anowi obr az , w y k o n a n y na d r z e ­ wie, a p r ze d s t a w i a j ą c y Tr ójc ę św.

Pr zy o ł t a r z u g ł ó w n y m stoi z araz ob ok o ł t a r z boczny, k t ó r y wł aściwie też s k ł a d a się z j e d n e g o o b r a n i . Na t ym oł ta r zu widnieje malowidło, k t ó r e p r z e d s t a w i a Oko Boże. Oł tarz boczny, j a k się d o wi edz ia łe m, jest s t a r s z y od o ł t a r z a g ł ó wn e go , gdyż p ochodzi on z d a wn e go , s ta r s z e g o od o b e c n e g o k o ś ci ół k a, k t ó r y się spalił. Wraz z d a wn ym ko śc iół kie m s p ł o n ą ł i wielki o łtar z, u r a t o wa ć z d o ł a n o t y l ko o ł t a r z boczny, kt óry n a s t ę p n i e ws tawi ono do o d b u d o w a ­

nego k o ś c i ó ł k a R oz g l ą d n ąw s z y się po kościele, widzimy na ścianach j eszcze różne inne o b r a z y świ ętych, s tacje kr zyż owe, a opr ócz t e g o g a ­ blotki, a w jednej z nich kleszcze r a k a o d uż y ch r o z mi a ra ch , zaś w dr ugie j g a bl ot ce mieszczone s ą s t a ­ re lejce. Te p r ze d mi o t y w kościele b a rd z o mnie zdziwiły i d ł u go ł a m a ­ ł em sobie g ł o wę nad rozwią za nie m tej zagadki .

W koś ciel e ł a w e k n i em a z w y ­

j ą t ki em tylko d wu p r z y o łt ar zu , o d ­ dz ie laj ąc ym p r ez b i t e r j u m od n a wy gł ównej. Nad g ł ó w n y m wejściem z najduj e się c hór, na k t ó r y m j e d n a k n i e m a o r ga nó w , a tylko b a rd z o s t a ­ re h a rm on j um.

T a k w y g l ą d a k o ś c i ó ł e k w e w ­ nątrz. Na z ewn ą tr z koś ciół ek, j ak już powi e dz ia łe m robi b a r d z o miłe wr aż eni e. Piękna j est zwłaszcza d zwonni ca, p r z y b u d o w a n a do k o ś c io ­ ła. Przy koś ciel e j as t m a ł a k apli cz­

ka, a w tej ka pli czce s tu dn i a i o- b r a z Dzieciątka Jezus. Woda z tej s tudni u w a ż a n a j es t za świ ęt ą i u- ż y wa na j es t j a k o l eka rs two . Taki b y ł b y opis c a ł e go kościół ka.

Nie d a ł y mi j e d n a k s pokoju g a ­ bloty we w n ę t r z u koś ci ół ka . Po r a d ę p o s z e d ł e m do koś ci el neg o, k t ó r y m i e s z ka z a ra z pr zy kościół ku.

I d op i er o on mi opowi edz ia ł l eg e n­

dę, z wi ąza ną z temi pr ze dmio ta mi . Opowie dz iał mi, że w zg ó rz e, k t ó r e się wznosi tuż p r z y k o ś c i ó ł k u n a ­ z ywa ło się Żydowiną , a to dlatego, że był o ono w ł a s no śc i ą j aki e goś żyda. Gr unt ten zos ta ł f n a s t ęp ni e od owe go żyda o d k u p i o n y dla w y ­ b u d ow an i a na nim kościoł a. Ko ś­

c iół ek miał być z b u d o w a n y z d r z e ­ wa, bo ten m a t e r j a ł b y ł pod r ę k ą i n aj ta ńs zy. Dl atego t eż zaczęto ści­

nać dr ze wa , ob r ab i ać je i zwozić na wzgórze. Ba rdz o wielkie był o zdzi­

wienie, k i ed y r obotni cy przybyli na dr ugi dzień do p r a c y i zauważyli, że drzewo, p r zywi ez ion e wczoraj na to miejsce, gdzie t e r a z stoi k o ś ci ó ­ ł ek. Robot ni cy myśleli, że k t o ś im na złość zrobił, więc przenieśli m a ­ t e r j a ł z p o w r o t e m n a d a w n e miejs­

ce i nawieźli go jes ze że więcej. Tern w i ę ks ze był o ich zdziwienie n a z a ­ jutrz, k i e d y z nowu c ał y mat erj ał , znalazł się na dole. Wnieśli więc j eszcze r az do gór y, ale t ym r a ze m postanowil i wy k ry ć , k t o im to d r z e ­ wo ś ciąga na dół. Zaczajeni w nocy zauważyli, j a k ol brzymi r a k ścią­

gał belki na dół. Pos tanowil i go więc

(6)

Str. 4. Nr. 15-16 zabić, ale zdołali mu t y lk o odt rącić

kleszcze, w ł a ś n ie te, k t ó r e z n a j d u ­ ją się o be cn ie w kościel e w g a b l o t ­ ce. Hak j e d n a k mimo t e g o uciekł.

N as t ę p n e g o dni a znowu zaczęli zwozić d r z e w o i to t rwał o aż do poł udnia. Ki edy n a st ą p i ł a p o r a o- bi ad owa , f u rm a n, zwożący dr zewo, puścił k oni e n a ł ą kę , s am u k ł a d ł się pod d r z e w e m i zasnął. Po p e w ­ nym czasie, pr ze budz iw sz y się, nie z a uw a ż ył swoich koni, lecz uj rz ał t a m t y lk o k ilka dzieci ba wi ą cyc h się. Z a p y t a ł więc o wy c h dzieci, czy nie widzieli gdzieś koni. Na to w y ­ s tą pi ło j e d n o z nich i r ze k ło , że ono powie mu, gdzie się znajduj ą j ego koni e, ale pod t ym w. runk ie m, że nie będzie już więcej zwoził d r z e ­ wa na w zg ó r z e i że k o ś c i ó ł e k s t a ­ nie na tej ł ące, bo t a k a j es t wola ojca j ego. P a r o b e k , chc ąc o d z y s k a ć k on ie z a p r z y s i ą g ł na t e n w a r un e k,

a w t e d y ów m a ł y c h ł o p c z y k p o b i eg ł do lasu. P o chwili p r z y b y ł z końmi, ale wielkie b ył o zdziwienie p a r o b ­ ka, g d y z auważył, że k oni e są śle­

pe. C h ł o p c zy k w t e d y n a k a z a ł mu, a ż e by wziął wodę z ź r ó d e ł k a , k t ó ­ re w y p ł y w a ł o na ł ączce i p o t a r ł ni ą oczy koni. P a r o b e k w y k o n a ł po lec enie i k on ie przyj rzał y. C h ł o ­ piec n a gl e znikł. P a r o b e k po jec ha ł do p r o b o sz c za i opowi edz ia ł mu w sz y st ko , p r obo sz cz us ły s za ws z y to b y ł zdania, że m ał y c h ło pi ec nie b ył kim i nn ym t y lk o P a n e m J e z u ­ sem, więc wi docznie t a k a j est wola Boża, i d l a t e go powi nno się jej stać zadość. To też m a t e r j a ł zaczęto t e ­ raz zwozić na ł ą k ę i t am w y b u d o ­ wano kościół. A ki edy ten spł oną ł, u r a t o w a n o z ni ego t ylko ten b oc z­

ny oł tar z, zaś n a miejscu d a w n e g o k o ś ci ó ł ka p o s ta w io no nowy, k t ó r y stoi do dn ia dzisiejszego, a ma już ob ecnie p rz es z ło 350 lat.

GRZEGANEK EDMUND.

Z dawnych piosenek śląskich

Z a c h ę c o n y a pe le m „Młodego K r a j o z n a w c y Ś l ąs k i e g o “ , zrobi łem

„ w y w i a d " z ojcem, k t ó r y już ó s my k r z y ż y k ' n a swoich b a r k a c h dźwi ga i wiele z da wni e js z yc h śląski ch wyczaj,iw p ami ęta. Pr zy ta c za m więc ezultal t ego wywia du w postaci r dwu s t a r y c h pi osenek, ś pie wanyc h na Śl ąsku przed kilku d zie si ąt ka mi lal.

T y u z iemiańs ki k oś ci oł ece k,

ho, ho, ho, koś ci oł e ce k , na wysoki g ó r c e stój i. (bis)

.lakech jo szoł kol e niego,

ho, ho, ho, kol e niego, w yg l o n d a ł y p a n n y / niego, (bis) P i y r w s z o wys z ła cało czorno,

ho, ho, ho, cało czorno, T y ś mi, d zi oł cha, nie podobno, (bis)

Drugo wy sz ła t roch a bielszo, ho, ho, ho, t r o c h a bielszo, Ty ś mi, dzioł eho, podobni ej szo.

Tr zeci o Wyszła cało hioło,

ho, ho, ho, cało hioło, Ty ś jest, p a nn o , moja miło. (bis)

II.

Jo u boga sirot a, s a m a j ed y na . Zmarli mi łojcowie, łoba dwa, Goch jo jieli mioł s po mo ga ć , Kons ka chicha zarobiać. | wojować.

Wzienli tnie na wo j en k a, m us za Dali mi k on i cz k a c z ar n o - b r o n e g o , Co by ch sie m ó g sie dn on ć ś mi ało na Moj k on i c z e k t rz e ns ie sie, [niego.

Wiym, iż mie na ś mi erć niysie.

Ta m na r at us zu t a m b o r y hijom, IJnl erofi eyry e g z er c yr uj o m, Szabliczki sie b ł ys k a j o m , Gł owy na d ół sp ad aj om,

A na sze k o c h a n k i ło nos p ł ak a jo m,

(7)

Nr. 15-16 S tr. 5.

KOZIOŁ EWALD.

Ed i Alon

Wiysz Ed. wczora, j a k z e c h b ył u moji ciotki, t och ci s ł y sz o ł j ak t am w r adj u, j a k i e ś t a m T o ń k i i Szczepki fajniście śpiwali, no i wiysz, g o d o m ci, c hoć to hyło fajn aże fajn, to j e d n a k mi się t a k ja­

k o ś m i e r s k o na s umi e ni u zrobiło.

— Ależ Al ońku, p r z ec a godosz, że ś piewali fajn, a zarozki, że ci się m i e r s k o zrobiło. — P r z e c a ty mosz ś piwki rod. — Rod to je t am mom, ale widzisz Ed mnie sic w gł owi e pomieścić nie może, p o j a k i e m u j e d ­ ni m o g o m ze Lwowa śpiwać swoje śpiwki, co je k o ż dy może słyszeć, nie eno s am u nos w Polsce, ale i na cołki m świecie, a dr ugi , choć je je tyź mo g r yf ue , może se śpiwać nojwyżej u s ta rki za piecem. Pr ze ­ ca u nos s a m tyż m o m y śpiwki, jak sie p a t r z y — no nie? — A kaj j e to mosz ś piwać? — na dr odze nie, bo cie ten z t y m r a b a r b r e m za wr ze na t yd zi e ń do cienia, a n a we s el ac h ś piwa ją t y lko j a k i e ś t am t anga a b i sy ńs k ie czy wal ce a s fa ltowe

To p r o w d a — ale jo se myślą, że j e d n a k b y sie d a ł o z temi śpiw- k a m i coś zrobić, c o by je no wiesz, r o zł o n a cz y ć po c a ły m ś wi ę ­ cie. Jo — a co t a k i e g o ? — Przeca t y nie m osz r adj os tacyji . T e g o t am nie mom, alech c zytoł n i edow no a r t y k u ł w „Młodym Kr ajoznawcy Ś l ą s k i m ”, że k o ż d y wto mo jakie s t a r e śpiwki, czy z weselo czy ze p o g r ze b u mo je p r zys ł ać, a bo je osobiście w r e d k c y j i zaśpiwać, a j a k b y d o m n i es fa łs zowa ne , to je r e d a k c y j o łopubli kuje . Ed, u wi ń m y sie, c o by ś my byli pierwsi, a po d r o ­ dz e n a k r ę c a moja gi ta ra, coby cli j aki ejś śpiewki nie sfał szował.

A l o ń ! — pi eroni e j e d e n ! — kaj to sie t a k uwijosz ? — Pr zec a no- p r z ó d m u sz y m y p r ó b a zrobić, ey

mają głos!

n o m to k l apni e, bo inacej nos z re- d a k cy j i wyc i epnom.

Ty mosz pr awi e, Ed — c oł ki em b y c h b ył ło tern za po mn io ł. No toż dej j eno g i ta r a, to se cosik wroz z a ś p i w o m y t a k p i e r o n e m , aż na dol e u W i d e r cz y ny s z y ba pę knie.

No toż ło t y m b e r g m o n i e . . .

i oz . . . d wa . . . t r z y : U b e r k m a n a w dom a J e s t fajnisto żona, Do k l a c h ó w j es t s poro, Do r o b o t y c horo.

Hoj ra t a - r a - r a h o j ra ho.

No widzis, j a k idzie, jy no t ak nie t a r t e j tej gi ta ry, boś ty n i e Musolin, a t woj a g i t a r a nie Abi syn- jo. A t e r o z k i d r u g o z wr o t k a :

Dzieci ł o p t a r g a n y c h J e s t c ało g r o m a d a , A zaś b e r g m a n o w a , Na k l a c h a c h wys iada.

H o j r a t a- r a - r a , hojra ho. t Aloń. Mie sie zdo, że t a ki c h ś piwek, to możn o nie p r zy j mą . Pójdź, z a śp i wo my coś fajniejszygo, n a p r z y k ł o d to co Pyt li czka ś piwa ła na f r a n c k o w y m weselu.

Aha! J uż wiem, coś we s o ł e g o na ża łoś ć, a p ob oż n eg o, ło dzioł- chach. No, t o ż :

Nie dbom, nie dboin, Czy ty mnie miłujesz, Nie d bo m, nie dbom, Czy ty mnie chcesz.

Pój dę na ulicę, złapi ę mał upicę, t aką , t a ką , j a k ż e ś ty jest.

To p r z ec a nie to, co jo chcą.

— Weś t a m jyn o ło t y m A d a m i e ! T e r o z k i wi em ! Toż z a c z y n e j . . . (Idy Ad a m w raju łazi ł w s a m o t n o ś c i , J e see nie wi edzioł o żodnef miłości, W t e nc z as m u P o n Bog z z i e b r a E w a

s t w o r z y ł ,

(8)

S tr. 6. Nr. 15-lB By soni nie łaził, p rzy b o k u join

po łożył . W te n c z a s A d a m ł o b c h o d z i ł wesele, Bo sie r a d o w o ł w swojem w ł a sn em

ciele.

Widzisz, Aloń. To j e st coś in­

nego. — Ale ś p i w o my d ali :

Ło d t eg o czasu za p r z y k ł a d e m j ego, żeni sic k oż dy wedl e s m a k u swego, J e d e n z n a d o bn ą , d r u g i zaś z boga tą , Tr zeci ze s ta r ą, a c z wo r ty z pukl at ą.

W t e nc z as i A d am itd.

A t e r o z k i :

Dziewczyno, sz at anie . Kto ciebie d os ta ni e, Czy pon, czy pisorz, Czy j ak i k o mi so r z, Czy wolorz, czy smol orz,

Czy jaki e ha rbol orz.

Pi eroni e, ale my sie naśpiwali, że mi aż war gi s p u c hł y. — Ale pa tr z, Ed. A l eś my musieli g ł o śn o śpiwać, kiej spin s a m pod ł o k n e m tela ludzi stoi i słucho.

Widzisz, to nic — ale dej sie j en o p o z ór wiela ich bydzie s ł u c h a ­ ło, j a k i n b y d y m y śpie wać w „Mło­

d y m K r aj oz n aw cy " . Ale t eroz p ój ­ d źmy do r ed a kc y ji , j eno nie z a p o m ­ nij po d r o d z e s c h od ó w p o r ac h ow ać , bo, a bo n as p r z yj m ą z n as ze mi ś pi ew ka mi , że łod p y c h y nie b y d y ­ my na s c h od y spoglądać, a bo nom je kożom r a c h o w a ć w r e k o r d o w e m t empie.

r - t S H ' ZOFJA CEGLARKÓWNA,

Miejskie Gimn. Ż eń sk ie , Ch o rz ó w

Ksiądz Norbert Bączefe

W t y m r o k u b y ł a m w dni u Ws zy st ki ch Świ ęt ych na c m e n t a r z u w Bytomiu. W s t ą p i ł a m do kapli cy c m e n t a r n e j i tu z o ba cz ył am g ró b k s ię d za Bączka, a to d o d a ł o mi z a ­ c hę ty, do za po zn an ia c z yte lni ków

„Młodego Kr ajoznawcy" z ż y c i o r y ­ sem t eg o z a s ł u żo n eg o Pol aka i k a p ­ łana.

Ks. N o r b e r t Rą cz ek u r o dz ił się 6. c z er wc a 1837 r. w Miechowicach pod Byt omiem, j a k o sy n u r z ę d n i k a k o p a l n i a n e g o W a l e n te g o Bą czeka i j eg o żony Hanki z Łu ka s zc zy k ów . Ty fu s g ł o d o w y zabija mu m a t k ę i dwi e siostry. Ponieważ c h ł o p a k już od mło d yc h lat o k a z y w a ł z a mi ło ­ wani e do nauki, p rzet o ojciec p o s ­ łał go do p e wn e g o na uc zy ci el a jw

Bytomiu, k t ó r y uczy go ł ac in y i niemiecki ego. W r o k u 1858 zdał młody Norherl eg zami n dojrzałości w Gliwicach. N as t ąp i ł y 4 l ata slud- jów Akademickich we Wrocł awiu,

gdzie o b o k teologji s tudj uj e Rączek j ęz yk i słowiański e. G r u n t o w n a z n a ­ j omoś ć j ę z y k a pol ski ego s p ra wi ła

to, że r o z k o c h a ł się w l i t e r a t u r z e polskiej i z aczął pisać polskie w i e r ­ sze. Dnia 4 lipca 1802 r. o t r z y m u ­ je świ ęce ni a k a p ł a ń s k i e i zostaj e k a p e l a n e m w P i e k a r a c h . W lutym r. 18(15 zostaj e Ks. Rączek p r z e n i e ­ siony do Byt omia, gdzie d o k o ń c z y pr ac owi teg o żywot a, j a k o proboszcz.

Byt om więc j est t e r e n e m j ego p r a ­ cy n i e t y lk o kościel nej , ale n a r o d o ­ wej i p isar skiej . W gazecie, k t ó r ą z ał oż y ł w r. 1868 w P i e k a r a c h Ks.

Purkop, a k t ó r a nosił a n a zwę

„Zwiastun G ór n oś lą s ki " umi es zcz a Ks. Rączek swoje wi ersze i r o z p r a ­ wy. Ogł asza też g o r ą c ą o d ez wę do nauczycieli g ó rn o śl ą s k i c h , w z y w a ­ jąc ich do pi lnowani a czystości m o ­ wy w y k ła d ow ej , a ż eb y młodzież n au czy ć p i ę k n e g o wy sł awi an ia się- j ę z y k i e m p ol ski m. P ol eca im n a we t

(9)

Nr. 15-16 Str. 7.

Ks. Bą cz ek książki , k t ó r e powinni czytać, a ż eb y opa no wa li d o s k o n a l e p r a w i d ł a m owy polskiej.

W r. 1871 z a k ł a d a Ks. Bą cz ek dl a mł odzieży „Związek Św. Aloj­

z e g o“ , p i e r ws z y, polski kat ol ic ki związek m ło d zi eż y i s am dla niego u k ł a d a statut. Dla s z t a n d a r u „Związ­

ku Św Alojzego ułożył taki n a p i s : Ty m ło d zi eż y wznoś s z ta n d a r y , Br oń j ęz y ka , b r o ń swej wiary, Kto te ojców s k a r b y podli, Dar mo się do Boga modli.

f --- r

KS. B Ą C Z E K

Zwią zek ten był k u ź n i ą pol s­

kości, g dy ż w nim opr ócz religij­

ności, wp aj a no m ł o d zi e ży miłość p r a s t a r e j ziemi śląskiej i uczono młodzież p i ę k ne g o w ł a d a n i a j ę z y ­ ki em pol ski m. Drugi m związkiem, k t ó r e m u Ks. B ą c z e k , wiole s t a r a ń i sił poświ ęci ł był „Zwi ązek wz a j e m ­ nej P o m o c y “ , or gani zac ja z a w o d o ­ wa r obotni ków.

Niemcy widząc w t ych związ­

k a c h zgubę dla siebie dział al ność, r ozwiązali je z araz po ś mierci Ks.

Bączka. Przyczyni ł się do tego w znacznej mier ze Ks. K a r d y n a ł Kopp, w r ó g k a ż d e g o r u c h u pol ski ego.

Ojcom n a sz ym j es t z na n y Ks.

P ą c z e k ze swej l iterackiej dziłalnoś- ci, o r a z w y d a w a n i a s z e r e g u pism, religijnych, k t ó re b ą d ź co bądz s z e rz y ły na Śl ąsku z najomoś ć pol s­

ki ego d r u k o w a n e g o słowa. Nadt o t ł u m a c z y ł K a t e ch i z m D e h a r b e g o i dz ie ł ko B ol a nd e na „ St a r y Bóg ż yje”, za k t ó r ą to k s i ą ż k ę s k a z a n y z ostał w o k r e s i e „ K u l t u r k a m p f u ” na 3 mi es iące więzienia. Pi sał prócz t e g o wi er sz e okol iczności owe, k t ó ­ r e s ą w y d a n e w książce p od t y t u ­ ł e m : Ch wa st y z wł asnej z a g r o d y ” .

Naj wi ększe j e d n a k znaczenie m a Ks. Bączek j a k o p o e t a śląskiej swojszczyzny. Widzi on w tej ziemi ś ląskiej tyle pi ękna , że p oś wi ęca jej opi sowi dwa u t w o r y epiczne, m i a n o w i c i e : „St ar y kościoł Mie­

c h o w s k i ” i „Góra C h e ł m s k a “. T r z e ­ ci j ego u t wó r z n i kn ą ł bez śladu, a miał on pos ia d ać d u ż ą wa rt oś ć.

Poezje i pi sma Ks. Bączka z a ­ s ł u gu j ą na to, a ż e b y ś m y się z niemi zapoznali. Cichą i n i e r e k l a m u j ą c ą się b y ł a p r ac a t e g o s z e r m i e r z a pol s ­ kości. P oz na jmy go i p o k o c h a j m y , a j a k o m ło de p ok ol en i e śląski e idźmy j as nymi t o ra m i, k t ó r e n am w s k a z u j ą najl epsi s yn owi e Śl ąska i Polski.

Ks. B ąc z e k z m a r ł w Byt omi u w r. 1893. Spoczywa, j a k z a z n a c z y ­ ł am na wstępie, w k a p li c y c m e n ­ t ar ne j na b y t o m s k i m c me n t a r z u .

ZMARZŁY PAWEŁ.

Legendy i podania ze Śląska opolskiego.

W i a d o m o ka żd em u, że Śląsk O- . ni emal w lot)0/,, po pol sku. Chociaż polski z ami es z ka ły j est jeżeli eh o- już dziś nie ws z ys c y przyznawaną d z i o wieś, pr ze z ludność mówi ąc a I się do polskości, to j e d n a k mowa

(10)

S tr. 8. Nr. 15-16.

i obyczaj e z d r a dz a ją ich p o c h o d z e ­ nie. St arsi m i e s z k a ń c y wsi wcale, al­

bo t ylko ni ezbyt p opr aw ni e, w ł a d a ­ ją j ę z y k i e m niemiecki m. Podczas wa ka c yj m ia łe m s p o s ob n oś ć p o m ó ­ wić z p e w n y m 84 lat liczącym m i e s z k a ń c e m mojej r odzi nne j wi os­

ki Wójt owej Wsi. Ten op owi edz ia ł mi ki lka legend i opowieści ś ląski ch z Wójtowej Wsi pod Opol em Podaję p a r ę z t y c h legend, w k t ó r e ów s t a ­ rzec w i e r z y j ak w d o g m a t y religij­

ne, j a k k o l w i e k dzisiaj nie maj ą one może ż a d n eg o uz asa dni eni a.

Ja k p o w s ta ła n a z w a m ia s ta O p o l a ?

T am, gdzie dziś znajduje się miasto Opole, tam przed laty były wielkie lasy Dębowe, które ciągły się wzdłuż Odry. W lasach tych żyło dużo dzi­

kich świń, wilków i innych dzikich zwierząt. Rzadko tylko w tych oko­

licach spotykano człowieka. W nie­

których tylko miejscach kryły te lasy chaty osadników słowiańskich. O s a d ­ nicy ci mieszkali w drewniany chatach a zajmowali się hodowlą bydła. (Wy­

kazały to też wykopaliska na dawnym zamku piastowskim w Opolu (1930r.), gdzie znaleziono właśnie takie chaty drewniane i różne narzędzia paster s­

kie). Pewnego razu wybrał się jeden z wymienionych osadników-pasterzy, ażeby wyszukać dla siebie i współ­

braci nowe pastwiska. Długo szukał po gęstym, liściastym lesie daremnie, aż w końcu zbłądził i nic mógł się wydostać z bezgranicznego morza zie­

leni. Po długiem błądzeniu ujrzał na­

reszcie pośród gęstego lasu gołe po­

la. (Idy doszedł do tego pola z radoś­

ci zaczął, tak jak znany nam Odyse- usz, gdy się wydostał z marża na ląd, całować ziemię i zawołał radośnie „o pole”. Od tego okrzyku na tern miejs­

cu powstała niebawem siedziba otrzy­

mała nazwę Opolu, z której w biegu lat powstało wielkie dziś miasto O- pole. Taka więc jest historja nazwy miasta Opola.

W ic h u ra .

Przed bardzo wielu latami żyła w pewnej wiosce pod Opolem dumna dziewczyna, która postanowiła mieć tyle koszul co księżna na zamku opol­

skim. Dziewczynie tej było na imię Meluzyna, Zakupiwszy płótna rozpo­

częło szyć i pracowała przez dnie i noce, tak w dnie powszednie jak i w niedziele i święta. I wtedy, kiedy lu­

dzie zdążyli do kościoła na nabożeń­

stwo, ona z igłą w ręce siedząc przy oknie szyła zawzięcie koszule, nie zważając na uwagi ludzi. Matka zwra­

cała jej uwagę, że gwałci dzień świą­

teczny, że dopuszcza się ciężkiego grzechu i, że Bóg ją za to ukarze.

Meluzyna śmiała się z napomień mat­

ki i mówiła, że wówczas będzie świę­

tować, aż setną koszulę uszyje. Po pewnym czasie praca jej dobiegała do końca i Meluzyna wykańczała właśnie ostatnią koszulę, a było to podczas sumy w niedzielę, gdy nagle powstał okropny wicher, wpadł przez okno do mieszkania Meluzyny, wyrwał jej koszulę z rąk i podarł na strzępy. Roz- łoszczona Meluzyna poczęła krzyczeć i kląć. W tern usłyszała głos idący z wichru : „Będziesz tak długo szyć, aż uszyjesz setną koszulę.” Zgniewana Meluzyna rozpoczęła szycie nowej koszuli, ale gdy ta była gotowa wpadł znowu wicher i porwał ją w kawałki, wyjąc przytem i świszcząc tak prze- laźliwie, że w całej wsi słychać go było. Powtarzało się to zawsze, ile razy setna koszula była gotowa. Gdy zrywał się wicher, to ludzie we wsi mówili: ,,Słyszycie jak Meluzyna wy­

je i jęczy". Tę historję jeszcze dziś można usłyszeć na wsiach.

Św . P io tr a d ja b e ł n a Ś lą s k u .

Było to w czasach, gdy św. Piotr chodził po świecie. W czasie swej wędrówki zawadził i o Śląsk i spot­

kał pewnego dnia w okolicach Opol a djabła. Złyduch prosił św. Piotra, by mu pozwojił iść ze sobą, na co się św. Piotr zgodził. Wędrowali więc i przez lasy grudzickie od świtu do

(11)

Nr. 15-16. Str. 9.

nocy. Po wyjściu z lasów dotarli póź ­ no pod wieczór do wsi Dębie (Dembio), gdzie droga rozchodziła się na dwie strony. Z jednej strony, od s uc hego Boru słychać było płacz dziecka, zaś z drugiej strony od Grudzie dochodzi­

ły dźwięki muzyki. Św. Piotr zapytał djabła, w którą stronę woli iść, czy w stronę płaczu, ćzy też muzyk i. Dia­

beł odpowiedział, że woli iść w s t r o ­ nę muzyki. Poszli więc w tym kie­

runku i wkrótce nat »fili na gospodę pełną ludzi, gdzie grano i tańczono.

Po wejściu do izby dowiedzieli się, że ludność obchodzi uroczystość po­

święcenia kościoła i z tego powodu cieszy s ę przy muzyce. Zmęczeni podróżą całodzienną, ułożyli się do snu na olbrzymim piecu, znajdującym się w izbie, gdzie tańczono. Djabeł ciekawy z ba wy położył się n a k a j u , a św. Piotr od ściany. Św. Piotr wy­

jął różaniec i z » c ą ł się modlić, dja- j bed zaś pr/einyśliwał nad tern, jakby I tańczących doprowadzić do grzechu, kie czekał długo, gdyż po krótkim czasie powstała między tańczącymi

bójka. Djabeł ucieszył się z tego i wołał: „Dobrze robicie”! Usłyszał to jeden z tańczących, który nie brał u- działu w walce, skoczył do djabła i sprał go kijem, ile tylko wlazło. Po­

bity djabeł zmienił teraz swoje lego­

wisko i położył się przy ścianie. Ale i na tern miejscu nie przestał p o d j u ­ dzać. Wreszcie spostrzegli się wszys­

cy i rzucili się na djabła, uznając go za burzyciela, ale wtedy powstała wielka burza, która obaliła całą g o s ­ podę, przyczem dużo ludzi zostało zebitych. Po św. Piotrze i djable nie było śladu, a tylko po kiótkim cza­

sie ludzie widywali na tern miejscu duchy zabitych. J eden widział, gdy koło tego miejsca przechodził, chło­

pa bez głowy, inny zaś psa, któremu z pyska buchał ogień, itd. Według opowiadań ludzi we wsi, by ły to d u ­ sze owych zabitych, które muszą po- i kutować za swoje grzechy. Ażeby ul-

! żyć tym duszom, została zbudowana na tern miejscu kaplica, gdzie w dzień zaduszny do dzisiejszych czasów jesz­

cze się odprawia nabożeństwo.

MOUGAŁA PAWEŁ.

Z wędrówki wakacyjnej.

Ciąg dalszy.

Następnego dnia obudził mnie dosyć wcześnie ryk przeciągającego na pastwisko stada kiów. Zerwałem się z posłania, na którem się lepiej spało, jak na materacowem łóżku i zadowolony, że nie byłem niepokojo­

ny nocnami g iść ni w postać i u czworonożnych przybyszów, pospie­

szyłem do dnmku.

Gospo łarz już d iwno wst.-l i już od lano krzątał się koło swoich butów, gdy tymczasem gospodyni pfzy- gotowyWt ła śniadamt . Magle gdzieś w dali zadrgało echo porannego dzwon­

ka kościelnego. Uroczy melodyjny glos drgał w powietrzu, oznajmiając wszystkim, że już dzień się zaczął.

Gdzie to dzwonią — zapytałem zaciekawiony.

— W kościele dzwonią pani , odezwała się pierwsza gospodyni.

Przecież pan koło niego przechodził.

Jeszcze bardziej zadziwiła mnie ta odpowiedź. Mogłem pizysiądz, że wczoraj żadnego kościoła nie wi ­ działem i zawsze zdawało mi się, że ludzie tej wsi muszą chodzić na na ­ bożeństwo do kościoła klasztornego

(12)

ötr. 10 Nr. 15-16 w Czernej.

— fl gdzie to ten kościół się znajduje? — pytałem dalej ukrywając wstyd, który występował mi na twarzy.

— Tam koło drogi — objaśniła,

— gdzie pan przechodził. Naprzeciw szkoły.

Znów o jakiejś szkole mi prawi, .pomyślałem zrozpaczony. Wi­

działem wprawdzie jakiś czerwony gmach, w oknach którego d r strzeg­

łem, jakieś rozbawior e twarze kobie­

ce, lecz kościoła naprawdę nie- spostrzegłem.

Ciekawość m- ja potęgowała się gwałtownie. A może znajdę tam coś ciekawego, jeśli naprawdę kościół

t am się znajduje, pomyślałem.

Wolno, już nie tak jak wczor; j, schodziłem do drogi. Dziś jednak musiałem pójść w inną stroną, bo kościół leżą! w przeciwnym kierunku.

I rzeczywiście opodal owej szkoły w oparkanieniu wysokich liściastych drze V ukrywało się coś, co z d r h wy­

glądało na szopę i tylko czerwona mała wieżyczka, które odbijała się od ziel nego tła drzew, wskazywała, że to jednak jest dom Boży.

Zbliżałem się coraz bardziej. J u ż wyraźnie słyszałem basowy głos, jakie goś człowieka, który pizy a k o m p a ­ niamencie organów nab' ż r i i e wyśpie­

wywał :

Przybądź nam, mil' ściwa Pani, ku pomocy, fl wyrwij nas z potężnych

nieprzyjaciół mocy.

a drugi umiej wyraźny odpowiad; ł:

( ki wała Ojcu i Synowi Jego przedwiecznemu, 1 rów nem i Im w Bóstwie

Duchowi Świętemu, Ten śpiew w ubożuchnym koś­

ciółku wiejskim budził we mnie dziw­

ny nastrój, przenosząc mnie, j, kby w dawne wieki początków chiześ<jurist w a w Pc Isce.

Ru sz ył em w s lon ę kościółku.

Niewielka żelazna b r a m a wpuści ła mnie na dziedzini ec kościelny, Prze-

d e mn ą , j a k z g rz y b i a ł y s t a r u s z e k , s t ał mal ut ki d r e w n i a n y k o ś c i ó ł e k m aj ą cy k s z t a ł t p r os to pa d ł o ś c i a n u , z ni eks zt ał cone go t y lko p r z y b u d ó w ­ kami. Ca ły ów d r e w n i a n y b u d y n e k s p o c zy w ał na k a m i e nn ej p o d b u d o w ­ ce, Ka m ie n n y p a r k a n o d g r a d z a ł plac koś c ie l ny od dr ogi, a n a nim t k wi ły w m u r o w a n e tablice m a r m u ­ rowe z d a t a m i t ukiem i j a k 186‘ł, 18(54, 1867r. Za r az p r z y wejściu wi­

ta na s m as y wn y żelazny krzyż.

Dach k o ś c i ó ł k a jest p o k r y t y zielo- n emi od mchu, d r e w n i a n e m i g o n ­ tami, W ś r o d k u d a c h u wznosi się c ał a c zer wona , b a r o k o w a s y g n a t u r ­ ka. Ni ewys oka wieża, u s tó p k t ó ­ rej z n aj du j ą się m a ł e drzwi, z a m y ­ ka ją c ał y z e w n ę t r z n y opis k oś c i ó ł ­ ka.

Mając pewnoś ć, że w kościele nie o dp r a w i a się w tej chwili ż a d ­ ne na b oż eń s two , ws ze dł em.

Zn a la zł em się w k r u c h c i e , j a k ­ by w niewielkim p r z e d s i o n k u , k t ó ­ ry r obił wr a że ni e wysoki ej izby, w kt óre j na pr zeciwległej ścianie znajdo­

wa ły się jeszcze j e d n e drzwi, p r o ­ wad zą ce do w n ęt r z a świątyni. Usiad­

łem na pi er wszej z b rzegu ł awce w k r u c h c i e i c z e k a ł e m , aż ś piew w kościel e się skończy. Mimowoli, poc zął em wodzić o c zy ma po ni e­

r ówn o z e s t a wi o n yc h d e s k a c h ścian bocznych, p rze z k t ó r e gdzieni egdzi e p r z e d z i e r a ł y się smugi sło ne cz neg o światła. Na bi ał ych ś cia na ch, o z n a ­ c zonych s z ar e mi p r ę g a m i z a c i e k a ­ j ąc y ch deszczów, zo ba cz ył em coś, co w pr o wa d zi ło mnie w z d u ­ mienie. Przeci eż lo nie kościół, lecz j ak i eś m u ze u m k r aj o zn aw c ze .

Na z m u r s z a ł y c h już ś cianach k ruch ty wisiały nieco zniszczone o b r a z y świ ęt yc h p ań sk ic h. Nieco ' niżej na bi ał yc h p o d s t a w k a c h o p i e ­

r a ł y się s t a t u y j a k i c h ś ś wi ętych, z a k o nn i kó w i biskupów, k t ó re swo- jcini z m u r s z a ł e m i t wa rz a mi p o s ę p ­ nie i gr oźni e na mnie p a t r zy ły , j a k ­ by się o b ur z a ł y , że zakradłem się

(13)

Nr. 15-10. Str. 11.

do ich s a m k t u a r j u m i m ąc ę im ich spokój. W y g l ą d a ł y te f igu ry na z wy k łe s t a t u y z gipsu, j e d n a k po bl iższem z ap o zn a ni u się z niemi, o k a z a ł o się, że to r ze źb y w d r z e ­ wie. Do o ko ł a ścian o p i e r a ł y się ł aw ki w y t a r t e już, p rze z wielu p r z y ­ b ywa j ąc yc h do t eg o k oś ci ół ka . Ś r o ­ d e k b ył wol ny i t ylko na uboczu s t ał y f ig ur y n a noszach, k t ó r e i u n a s częst o m a m y mo żn oś ć ogl ądać, g d y p ob oż ne m a t r o n y śląski e p o d ą ­ żają do miejsc o d pu s t o w y c h . Ka­

mienna p o d ł o g a p o p ę k a n a już w wielu mie js ca ch z a m y k a ł a c a ł y m o ­ zaikowy o br az p r z e d s i o n k a k o ś c i o ­ ła.

Do s a m e g o k oś c io ła schodzi ło się po s c h o d k a c h , k t ó r e b y ł y o d ­ g r o d z o n e k u t e m i dr zwiami, k t ó r e b a r d z o r z a d k o są o t wa rt e . Po p r a ­ wej st ro ni e p r z e d dr zwiami, w s p a r ­ t y o k a m i e n n y p o d n ó ż e k , wznosi się rodzaj ki el ic ha z n a c zn y ch r o z ­ miarów, k t ó r y z a s t ęp u je na sze m a ­ łe k a m i e n n e kr opiel niezki. Po d r u ­ giej str oni e, w s p a r t e o zb ut wi ał e ściany, o p ie r a j ą się w yp ł o wi a ł e od sł oń ca c h o r ą g w i e k oś c ie l ne o k o ­ l orach t r u d n y m do o k r eś l e ni a .

Śpi ew j eszcze nie u mil kł, a ja, n ieehcąc już dłużej czekać, w s z e d ­ łem do ś r o d k a i u l o k o w a ł e m się w j aki ejś ł awce, • k t ó r a s ta ł a opodal drzwi. W s ł u c h i w a ł e m się w p ię kn y gł s o r ga nó w, w< dząc j ed nocześni e c e za mi po w n ę t r z u kościoła. Ciągle z n a j d y w a ł e m coś nowego, c i e k a w ­ szego od p p r z e d n i e g t , tak, że n a ­ p r a w d ę j eszcze dziś t rudu > mi o pi ­ s ywać to w nę t rz e . P r z e d e i n n ą s tał g łó wn y oł tar z kościoła, k t ó ry swe- mi s k r z y d ł a m i d o t y k a ł bocznych j ego ścian. W ś ro d ku w ot ocze­

niu dwu olejnych ob raz ów, k t ó r e , j ak się później z ust o r g an i st y d o ­ wi edziałem, są p pdodobi znami św.

B a r b a r y i św. K a t a rz y ny , a p, c h o­

dz ą z XV. w i e k u z j ak ie go ś poło­

wę go oł ta rza , wisiał ob r az Matki Boskiej, m aj ący s ły n ą ć cudami . Po

p r aw ej stronie ciągnęły się wzdł uż ściany bocznej rzeźbione ławki, coś w rodzaj u stalli, z n aj duj ąc yc h się w kościele mar jacki m w Krakowie, z tą tylko różnicą, że nie takie piękne i g us towne Na pr zec iw ws p ar ta o d as ze k konfesjonału wznosi się k a ­ zalnica, p o d k tórą wi dn iał y cz ar ne drzwi, p r o w a d z ą c e d o zaktystji.

Prezbiterium nic jest niczem o d ­ dz ie lon e o d reszty kościoła i t ylko łub mó wi nam, że to jest ta właśnie część kościoła. Wskazuj e na to i k r z y , . p rz y c z e p i o n y d o sufitu.

Po lewej stronie n a w y głównej stojU d w a ołtarze, jeden ren es an so ­ w y a drugi b a r o k o w y , w y k o n a n e w całości z d rze wa. Pr zy przeciwnej ścianie mieści się jeszcze jeden o ł­

tarz i jakieś tajemnicze drzwi, kt óie I p r o w a d z ą d o ni eużywanej dziś przy*

! budówki . Koło tych drzwi, stoi spo- I r z ą d z o n a z bronzu, p rzymkni ęt a m o ­

siężną kor on ą, kropielnica. W k ątadi p o d chórem stoją r zę d y niewielbidi ławek, d o t y k a j ą c e b e lk o w a n i a ko ś­

cioła.

Przez małe, z a k r a t o w a n e że la z­

nemu sztabkemi, oki enka, w p a d a j ą d o wnęt rza postrzępione wstęgi żółtego światła, r zucając n a o lej ne farby p o m a l o w a n y c h ścian t ęc z owe o d ­ cienia.

Przed g ł ów ny m oł tarzem paliły się d wi e w o s k o w e świece, t kwi ąc e I w ś wi ecą cy di lichtarzach, p ot rz y my - i w a r n dr przez dwóch stojących w I bieli anioł ów. Zapach zaś p a l ą c e g o I się w o s ku i w o ń polnych k w i a t ó w i c zer wonych dzikich róż u n o s zą cy się w po wi etr zu nastrajał c złowie ka podniośle.

Śpiew umilkł. D ol a t y wa ł mnie jeszcze t ylko cidi y szept modli twy, k t ó ry j edna k p o chwili zamilkł. Z a ­ p a n o w a ł o święte milczenie i tylko szelest liści z pobliskich d r z e w mącił o w ą tajemniczą ciszę-

Nagle coś zadu dn ił o z a mną.

Usłyszałem ciężkie o dgł os y s d to d z ą - cych k r o k ó w i już p o chwili zjawił

Cytaty

Powiązane dokumenty

podcieniami znajdują się oprócz rynku jeszcze na ul Niemieckiej i na dawnej Głębokiej, obecnie Legjonów, Do rynku przytyka również dom dawnego burmistrza

wioną młodzież i prosi, by wybrano przyszłą „wdowę&#34;, albowiem zbliża się godzina śmierci starego i (zmęczonego zabawami „basu”. Skończywszy to

Spółdzielnia uczniowska Gimnazjum Neoklasycznego w Chorzowie t rozpisuje konkurs na 3 stypendja, przeznaczone na częściowo pokrycie taksy administracyjnej za drugie

nych ułatw ia nam d ostanie się do dalej oddalonych miejscowości, stąd już bez trudu dostajem y się na n arta ch do obranych przez nas terenów krajoznawczych,

Dajcie dajcie co miacie dać Nie będziem y dłuigo czekać Nasz goik zielony Pięknie przystrojony5. Nasza Marzaneczlka jdsJt pani Spoiglątfają na nią

Kiedy znajdziemy się na polach węglowych, ciągnących się około Królewskiej Huty, Katowic, Mysło­.. wic, czy innych miast naszego z a ­ głębia węglowego,

go dzwon, jakkolwiek także bardzo melodyjny i nader piękny. To też był on dumą mieszkańców wsi, którzy niecierpliwie oczekiwali na dzień jego chrztu. Tak się

Dalszym dowodem, że dawniej niższy był poziom jeziora jest fakt, że ogniska licznych chat w dolnej części półwyspu znajdują się nawet obecnie poniżej