• Nie Znaleziono Wyników

Młody Krajoznawca Śląski, 1936, R. 3, nr 2

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Młody Krajoznawca Śląski, 1936, R. 3, nr 2"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

W m

'VAS

150 le tn i w ia tra k w G rzaw ic

JSlł&dy 4121 \ opbc^

M w a j o z n a w c a

Nr- Z. (18) Rok III. $tąsfoi

Rena nsjedyńszego egz 2B g?.

(2)

SPIS RZECZY.

1. Józef Lom pa . . . . . . . . Str. i

2. W ycieczka do w y k o p a lis k b is k u p iń s k ic h W 3

3. P ow stanie śląskie w G o d u li . . . . . W 4

4. s p ra w o zd a n ie z k o lo n ji K ra jo zna w cze j w Jurg ow ie 7

5. Z w ę d ró w k i w a ka cyjn e j . . . . . . V 9

6. Ś ląskie zw yczaje lu d o w e : P o w ia rk i w ig ilijn e w K n u ro w ie y> 12

7. Ś ląsk a P olska . . . . . . . w 14

W i « ,

(

TL Od redakcji.

O trz y m a liś m y pism o ze s z k o ły pow szechnej w Ż ychcicach z prośbą o n a d syła n ie n ie p o trz e b n y c h p o d rę czn ików , ksią że k do czytan ia i t. p.

Do p ro ś b y te j re d a k c ja gorąco się p rz y c h y la i zaznacza, że p rzyjm o w a ć będzie złożone k s ią ż k i, celem p rze syła n ia ic h pow yższej szkole.

O fiarow an e p rz e d m io ty p ro s im y w y syła ć do re d a k c ji „M ło d e g o K ra jo ­ znaw cy Ś lą skieg o *, C horzów I., ul. P ow stańców (>.

Szanowni nasi Starsi Koledzy l Koleżanki!

S am orządy kla s starszych 7 k l. p u b l. s z k o ły powszechnej w Ż y c h c i­

cach zw racają się do Was z serdeczną prośbą, w y s łu c h a jc ie nas ty lk o . S zkoła nasza je s t biedna, nie posiada żadnej b ib ljo te c z k i, a m y ta k c h c ie lib y ś m y czytać. N apew no u w ię kszości z Was znajdzie się ja ka ś ksią żka do czytania, k tó re j już nie używ a, a nas ta k b y bardzo ucieszyła.

R ównież nie posiadam y żadnych pom ocy n au ko w ych , g e o g ra fji u czy­

m y się bez map, bo ic h niem a w szkole. 1 to n ie ty lk o g e o g ra fji, ale w s z y s tk ic h p rz e d m io tó w ta k się uczym y.

W ięc w y s łu c h a jc ie nas! S p e łn ijc ie d o b ry uczynek i o fia ru jc ie nam zbędne, przeczytane k s ią ż k i i pomoce, a napewno będzie W am p rzyje m n ie , g d y nasze m ałe serduszka przepojone będą ra dością i wdzięcznością dla

Was.

Ż ychcice, dnia 22 I I. 1936 r. Z A SAM O RZĄD S ZK O LN Y W ó jt. K lim c z y k ó w n a Ire na .

e ekreta rz Gawęda H e n ry k .

(3)

J V Iio d y

M w m m z n m m t m

Pisem ko Z rzesze n ia Szko nych K ó ł K rajo zn aw czych Śląskich.

W ychodzi co m iesiąc.

N r. 2. (18.) ARZEC 193(i. R o k I I I .

ZIP PE R O W N A A.

M. Gimn. Żeńskie, C horzów .

Józef Lompa,

N a js ta rs z y b u d z ic ie l p o ls k o ś c i G ó rn e g o Śląska.

Od 18 w ie k u , t. j, od czasu, k ie d y Śląsk d o sta ł się w ręce P rusaków , zaczyna się jego wzmożona germ a ­ nizacja. M iasta ju ż od dość dawna u le g ły zniem czeniu, a na wsiach Śląska Dolnego m ało k to ju ż m ó w ił po p o lsku . T rz y m a ł się ty lk o przy polskości w y trw a le ch ło p górnośląski ho jego ubogie ziem ie d łu g o nie n ę c iły p rzyb yszów nie m ie ckich . Los je d n a k tego lu d u b y ł cię żki, uśw ia­

d om ienia narodow ego nie m iał, k u ltu ra ln ie nie o d g ry w a ł należnej mu ro li, a także pod względem gos­

podarczym położe n ie G órnoślązaka b y ło pożałow ania godne. Pań­

szczyzna za czasów p ru s k ic h do tego stopnia w zrosła, iż w ieśniak m usiał bardzo często 5— 6 dni na ro li swego pana pracow ać i w ten sposób za nied b yw ał w łasne gospo­

darstw o. P rośby, wnoszone przez lud śląski do rządu p ru skieg o po­

zo staw ały bez re z u lta tu naw et w tedy, k ie d y p ra w ie c a ły św iat p rz y s tę ­ p o w a ł ju ż do znoszenia poddań­

stwa. D oprow adzony doostateczości lud b u rz y ł się często i b u n to w a ł, ta k, że za n ie p o ko je n i Prusacy w y ­ d a li w reszcie ustawę w 1811 ro ku , na m ocy k tó re j pańszezyna została zniesiona. C h ło p i je d n a k nie ro z u ­ m iejąc e d y k tu , pisanego w ję z y k u

nie m ie ckim , nie znali jego treści, a panow ie, w idząc ch ło pa p og rą ­ żonego w ciem nocie, nie w sp o m nieli im naw et o uzyskanych prawach.

K siążek dla ludności p o ls k ie j nie b y ło i N iem cv b y li p rzekonani iż polskość na Śląsku zczasem z u p e ł­

nie zaniknie. A le p o m y lili się w sw ych rachubach, poniew aż G órno­

ślązaków , m im o ich o płakanego pod każdym w zględem stanu, ra to w a ła od g erm a n iz a c ji bezgraniczna m i­

łość ziem i ro d zinn e j, p rzyw ią za nie do m ow y p o ls k ie j, oraz starej lu ­ dow ej k u ltu r y i ta p ra w dziw a od­

porność na obce w p ły w y , w ja k ie j u tw ie rd z iły ten lud d łu g ie lata n ie ­ w o li. Te w ła śn ie , ta k typ o w o p ols­

k ie p ie rw ia s tk i, c h ro n iły ludność przed zarazą obcą i c z y n iły ją od­

porną przed zakusam i germ aniza- c yjn e m i.

O grom ne zasługi o k o ło u tw ie r­

dzenia p olskości tego lu d u i obu ­ dzenia w nim św iadom ości p rz y ­ należności do w ie lk ie g o narodu p ols­

kiego p o ło ż y li działacze, k tó rz y w y s z li z tego ludu, działacze, k tó ­ ry c h ojcem d uchow ym b y ł Józef Lom pa.

U ro d z ił się Józef Oleśnie w ro k u 1797.

Lom pa w N a jp ie rw

W })

(4)

Str. 2. Nr. 2.

uczęszczał do p o ls k ie j jeszcze w te ­ dy s z k o ły w ro d zinn e j m iejscowości, następnie zaś do s z k o ły 0 0 . P ija ­ ró w w W ie lu n iu , skąd je d n a k oba­

w iając się, iż będzie m usiał zostać z a k o n n ik ie m , u c ie k ł. Mając la t 14 zostaje pisarz m, a następnie t łu ­ maczem w sądzie. W s k u te k na­

mowy ojca k s z ta łc i się na nau­

czyciela w sem inarjum w ro c ła w s ­ k im , k tó re ko ń c z y po dwu latach i obejm uje stanow isko nauczyciela w ie jskie g o w Ł o m n icy, w pow iecie oleskim . Stąd przenosi się nie ba ­ wem do Lubszy, gdzie osiedla się na stałe i rozpoczyna swoją tak o żyw io n ą i ta k w sku tka ch owocną działalność.

Józef Lom pa ur. 1797 um. 18(),4.

Doszedłszy do przekonania, że najniebezpieczniejszym b ra k ie m lu ­ du śląskiego jest b ra k ksią żki pols­

k ie j, co p rzy budzeniu się o św ia ty ludow ej m o g ło się fa ta ln ie odbić na polskości Śląska, p ra g n ą ł tem u za­

radzić i ludow i śląskiem u dać do rę k i p o ls k ą książkę. Plan ten p rz e p ro w a d z ił, w ydając m nóstw o książek i bro szur z różnych dziedzin, ażeby ty lk o ten d o tk liw y brak usu-

«

nąć. Na j ważniejsze mi z tych książek b y ły : „K r ó tk ie w yobrażenie h is to rji Ś ląska” , oraz: „10 nauk, z a w ie ra ją ­ cych dzieje Ś ląska” . Niem a praw ie d z ia łu w p iśm ie n n ictw ie , o k tó r y b y nie zahaczył Lom pa w swej d /ia ła l- n ści pisarskiej,począw szy od h is to rji przez poezję, ro ln ic tw o , ludoznaw st- wo, powieść ludow ą i pieśń r e lig ij­

ną, s ta ra ł się dać lu d o w i śląskiem u ta k ą książkę, ja k a tem u ludow i b y ­ ła potrzebna, a przez to k ła Jł pod­

w a lin y pod ludow e piśm ie n nictw o p o lskie na Śląsku.

R ó w n o c z e ś n ie ‘ je st Lom pa re ­ d a kto re m szeregu pism , oraz auto ­ rem ro zlic z n y c h a rty k u łó w . W espół z in n y m i d ziałaczam i tw o rz y Lom pa pierw sze na Śląsku polskie o r g a n i­

zacje i służy swą pom ocą lu d ziom w każdej potrzebie, udzielając po­

rad w różnych spraw ach i pisując do w ła d z s ka rg i na ucisk panów.

Przez tą o fia rn ą pracę narażał się na prześladow ania, w ięzienie i nę­

dzę całego niem al życia. A le mimo tego nie u staw ał w pracy, a \v kro tce jego praca zaczęła w ydaw ać owoce,

1)0 lud śląski zaczynał się budzić z le ta rg u , żądać praw dla siebie i d o ­ magać się zagw arantow ania w s z k o l­

nictw ie , urzędach i sądach sw obod­

nego używania ję z y k a p o lskieg o , ja k to w id z im y na podstaw ie uch­

w a ł w ielu g m in śląskich z okresu w io sn y ludów z r 1813.

Po 30-Ielniej pracy nauczyciels­

kie j rząd p ru s k i w y d a lił Lom pę ze służby. Powodem b y ło to, że b ro ­ n ił ludu p o lskieg o i dla niego p ra ­ cow ał. Pozbaw iony ja k ic h k o lw ie k dochodów p rze n ió sł się I om pa te­

raz do W o źn ik, gdzie m ia ł swój w ła sn y dom ek N astały dla niego ciężkie czasy, bo re n ty nie m iał żadnej, a rodzinę liczną. W praw dzie pod koniec życia o trz y m a ł Lompa pokaźną sumę. zapisaną mu przez, pewnego bogatego pana z K ró le st-

(5)

wa P olskieg o , ale n ie d łu g o cie s z y ł ry d zia ła ln o ś c ią całego życia budo się tą pom ocą. U m a rł mając la t 65, w a ł odrodzenie narodow ości pols- w m arcu 18 6 8 r. w c h w ili, k ie d y k ie j, to o diod ze nie , k tó re po­

ro /g o rz a ło pow stanie przeciw Rosji, z w o liło Polsce Z m a rtw y c h w s ta łe j W raz z L om pą zeszedł do g ro - upom nieć się p rz y n a jm n ie j o część bu jeden z p ie rw szych b u d z ic ie li starej ślą skie j ziem i,

polskości na Śląsku, c z ło w ie k , k tó -

T Y M K E STEFAN .

Wycieczka do wykopalisk biskupińskich.

Baw iąc na w akacjach w Poz­

n ański mi, w pow iecie żnińskim , m ia łe m sposobność zw iedzić zato­

pioną wieś p rz e d h is to ry c z n ą w B is­

k u p in ie . Trasa przezem nie p rz e b y ­ ta row erem w y n o s iła 16 km , a m ia ­ now icie z m a ją tku P aryż, k tó r y w cale nie odpow iada rzeczyw istem u fra n c u s k ie m u P a ry ż o w i,p rz e z Bielec, k tó r y je s t ro d z in n y m m a ją tkie m naszego k o n tra d m ira ła p. IJnruga, następnie przez K łębow o, Cerekwi« ę, aż do W enecji, acz nie w ło s k a , to je d na k m iejscow ość ta słusznie o t­

rzym a ła swą nazwę. Jest to dość duża w io ska , ślicznie p o ło żo ­ na w d o lin ie nad je zio re m , k tó re podobnie, jak" w ioska, o trz y m a ło nazwę je z io ra w eneckiego. O dpo­

cząwszy sobie należycie nad je z io ­ rem i w yką p aw szy się, ru szyłe m w dalszą drogę do B isku pin a , do m iejsca gdzie ziem ia k ry je ta je m n i­

ce pradaw nego życia. Z silnem w zruszeniem stanąłem na p ółw yspie b isku p iń skie g o je z io ra nad o d k ry - te m i śladam i odw iecznego życia lu d z k ie g o , k tó re b lis k o 2500 la t ch o w a ła u p o rczyw ie ziem ia. W y k o ­ paliska b is k u p iń s k ie posiadają już swą h is to rję w k ra ju i zagranicą Leżą one na p ó łw y s p ie pochodze­

nia b a g n is to -to rfia s te g o , k tó r y w rzyn a się ostro w je z io ro b is k u ­ p iń skie. W e d łu g zdania uczonych

archeologów , przed 2500 la ty is tn ia ła tu w ie lk a p ra słow ia ńska osada ba­

gienna. Jest to w y ją tk o w e w sw oim rodzaju o d k ry c ie , gdyż w y k o p a lis k a na ta k szeroką skalę, ta k d o kła d n ie obrazującego w ygląd w si, budowę sadyb i stan c y w iliz a c y jn y m iesz­

kańców , nie d ało się dotychczas na te re n ie P o lski znaleźć. Uczeni p o ls­

cy, na podstaw ie badań, p rz y p is u ­ ją tę k u ltu rę P rasłow ianom . O d k ry ­ ta osada b is k u p iń s k a b y ła n a jp ra w ­ d op odobniej bagnistą w yspą, oble­

waną z trze ch stro n fa la m i je z io ra , z czw a rte j s tro n y oddzielona od lą ­ du bagnem , poprzez k tó re p rz e rz u ­ cono most. Miejsce z n a tu ry sw ojej obronne, nadaw ało się pod ty m względem do zam ieszkania. Sama wyspa s ta n o w iła bagno. Na tern bagnie, p rz y niższym , niż obecnie stanie w o d y jeziora, k ła d ło się ro ­ dzaj p le c io n k i z drzew brzozow ych, na k tó rą nakładano b e lk i, k tó re do dziś zachow ały się w d o b ry m sta­

nie. Osada m ia ła prze de w szystkie m dw óch w ro g ó w , p rz e c iw k o k tó r y m m usiała się b ro nić; b y li n im i: woda i czło w ie k. P rzeciw ko zalew ow i b ro n ili się m ieszkańcy w ten sposób, że zb ud o w a li fa lo c h ro n , zło żo n y z szeregu belek. F alochron ten szero­

k i na 2 m e try , o b ie g a ł w o k o ło m u r o b ro n n y, ch ro nią c go przed p o d m y ­ ciem. P rzeciw ż yw ym napastnikom ,

(6)

Nr. 2.

tuż przed faloch ro n em , w ysta w io no m u r o b ro n n y, k tó r y także o b ie g a ł w ro ło całą osadę. M ur staw iano z b elek sosnowych lub dębow ych. Od s tro n y w ew nętrznej, d o o k o ła w zdłuż m u ru , b ie g ła ulica , w y k ła d a n a po­

przecznie b e lkam i. Poprzez osiedle, w k ie ru n k a c h s ym e tryczn ych , p o t­

w orzono ulice, k tó ry c h odkopano już pięć P r/y ulicach budow ano c h aty; s ta ły one ró w n o le g le obok siebie. O dkopano ich przeszło dw a­

dzieścia, z k tó ry c h jedna, bardzo w ie lk a , z obszernem p aleniskiem , nasuwa przypuszczenie, iż b yła ona chatą nacztln ka osady. Budowa ty c h chat poleg a ła na tein, że w c z te ry o k rą g łe , s łu p y w b ite na ro ­ gach, wsuwano ciosane deski, lub b e lk i, k tó re nakładano jedną n i d ru g ie j. W yjście posiadała ta chata od s tro n y p o łu d n io w e j. C haty b y ły dość duże, 9m d łu g ie , 6m szerokie.

P osiadały one p o d ło g i drew niane, złożone z d rągów i belek; na śro d ku c h a ty znajdow ało się p a len isko z k a m ie n i. W je d ne j chatcie znalezio­

no nawet rożen, k tó r y zatyka n o nad p a len iskie m i pieczono u b itą zw ierzynę. Prócz tego znaleziono dotychczas bardzo w ie lk ą ilość p rze d m io tó w , k tó re p ozw alają d o ­ k ła d n ie j scharakte ryzo w a ć stopień

c y w iliz a c ji ówczesnych lu d zi. Zna­

lezione p rz e d m io ty w zakresu ce­

ra m ik i odznaczają się bogactw em fe rm i o rn am en tacyj. Są to różne naczynia ja k : talerze, k u b k i, czer­

p aki i ły ż e c z k i czernione dym em , lub m alow ane fa rb a m i ziem nem i.

Znaleziono ponadto ro s z tk i lnu, ż y ­ ta, pszenicy, o rzechy laskow e, proso, m ak, oraz m o ty k i z rogu i ce dzidła do sera. Zachw ycające są zabaw ki dziecęce np: p ta szki, k u lk i rogow e, o s e łk i kam ienne, sz p ilk i bro nzo w e , p ie rś c io n k i, nawet n a s z y jn ik i z p a ­ c io rk ó w . Te ostatnio ozdoby z d ra ­ dzają pow ab i zalotność u P rasło- w ia n ek. Z p rzyrzą d ó w w ojennych o d k ry to s trz a ły , g ro ty oszczepów i s ie k ie ry kam ienne. Z a ch o w a ły się też cząstki je le n ia i psu, w iernego p rzy ja c ie la czło w ie ka .

Podczas mego p o b y tu w B isku ­ p in ie odkopano d o p ie ro część osa­

dy, spodziewać się w ięc należy, że p rz y dalszych poszukiw aniach zie­

mia o d s ło n i nam w iele jeszcze cen­

nych za bytkó w , k tó re wiedzę naszą o P rasłow ianaeh rozszerzą.

Przy zw iedzaniu o d k ry te g o te ­ renu u d z ie la ł nam objaśnień jeden z panów personelu naukow ego eks­

p ed ycji w y ko p a lisko w e j U n iw e rs y ­ tetu Poznańskiego.

JERZY BR Y ŁK A

(Na podstaw ie opow iadań ojca)

Powstanie śląskie w Goduli

Gmina G odula od początku b y ła obszarem d w o rs k im i w ła s ­ nością h r Szafgotscha. Do hrabiego należało w szystko. Nie b y ło ani je ­ dnego dom u, k tó r y b y łb y w ła sn oś­

cią ja k ie g o ś gospodarza, gdyż w sz y s tk ie dom y, s k ła d y , szko ła , a

naw et k o ś c ió ł, b y ły w łasnością hr.

Szafgotscha. D latego też nie b y ło w olno abonować gazet, ani książek p o ls k ic h , z w y ją tk ie m książek k o ś ­ cie ln ych, a każdy m ieszkaniec, chcąc czy nie chcąc, m usiał być g o rliw y m p a trjo tą n ie m ie ckim . D la ta k ic h lu ­

(7)

Nr. %

d zi, k tó ry m tru d n o b y ło u k ry ć swą świadom ość narodow ą p o lską, w Go­

d u li nie b y ło m iejsca. Jednak po- ! m im o to znalazło się k ilk u obyw a- ! tt li, w k tó ry c h k re w polska żyw ie j i b iła , k tó rz y p o s ta n o w ili zo rg a n izo ­ wać się ta jn ie , aby k ie d yś dopom óc do slrzą śn ię cią k a jd a n n ie w o li. Ci w łaśnie śm ie lsi ludzie, po w o jn ie św ia to w ej, w m arcu l919r. ro k u , za­

ło ż y li P.O.W. Z a ło życie la m i te j o rg a ­ nizacji b y li: M a te jczyk Paw eł, K ula R obert, K w iska F ra n c is z e k i H a rt­

man W ilh e lm . Zadaniom P. O. W.

b y ło jednoczyć g o rliw y c h Polajcpw, pracow ać ta jn ie i uzbrajać się. Za­

częto też skupyw ać b ro ń , k tó rą p rzechow yw ano w ta jn y c h k r y jó w ­ kach. W iększą część b ro n i o d k u ­ piono od chciw ych na pieniądze N iem ców . C zło n kow ie P.O.W. z w ie l­

ką n ie cie rp liw o ścią czekali na chw ilę , w k tó re j będzie można pom ścić się za swe cie rp ie n ia i zrzucić jarzm o n ie w o li. C hw ila tk p rzyszła w nocy z i7 na 18 sie rp nia 1919 ro k u , w k tó ­ re j w y b u c h ło pierw sze śląskie p ow ­ stanie. S pecjalni k u rje rz y ro z n o s ili w ieści, ze o godz. 11,50 je st z b ió r­

ka w szystkich czło n kó w P.O.W., ha łą ka ch pom iędzy G odulą a Orzego- wem. Na to m iejsce p rzyn iesion o w szelką tajnie u k ry w a n ą broń. Po z ebraniu się pod zie lo no o d d z ia ły na sekcje, a s e kcyjn i, k tó rz y ju ż dawno b y li w yznaczeni, o b ję li swe sekcje, o de b ra li dla n ich przyznaćzoną b ro ń i od m aszerow ali rozb ra jać w yzn a ­ czonych im u rz ę d n ik ó w n ie m ie ckich , k tó rz y b y li w posiadaniu b ro n i.

Przed rozpoczęciem pow stania w y ­ dano hasło, k tó re b rz m ia ło : „M a tk a Boska B olesna” .

R o zb rojen ie poszło dobrze i cicho. D o p iero p rz y ro z b ra ja n iu k ie ­ ro w n ik a h uty c y n k o w e j i n a d g ó rn i- ka Czecha napotkano na s iln y o pór, podczas k tó re g o w yw iązała się strze la nin a . K ie ro w n ik h u ty c y n k o ­ w ej Schön z po k ró tk im czasie p od­

d a ł się, Czech zaś b ro n ił się zacię­

cie, ponieważ posiadał w iększą ilość naboji. Jednakow oż pow stańcy d o ­ b ie g li pod okno, w y b ili szybę i w rz u c ili do p o k o ju ręczny g ra n a t, k tó r y p o z b a w ił go p rzytom no ści, po­

czerni pow stańcom uda ło się go ro z ­ broić. Następnie pow stańcy obsadzi­

li pocztę. D ow ództw o G renzschutzu, dow iedziaw szy się o ty c h w y p a d ­ kach, w y s ła ło o k o ło p o łu d n ia po­

ciąg pancerny do Chcbzia, skąd ro z ­ począł on atakow ać G odulę. Pow­

stańcy, będąc na to p rzyg o to w a n i, s ta w ili zacięty o pór i w y rz ą d z ili G renzschutzow i w ie lk ie s tra ty , ta k , że zostaw iw szy k ilk u ra n n ych i zabi­

ty c h m usiał w ycofać się i odjech a ł w k ie ru n k u G liw ic . Na znak z w y ­ cięstw a za w ie sili pow stańcy na n a j­

w yższym słu p ie na ry n k u flagę polską. Po nadejściu w iadom ści, że G renzschutz o panow ał nieom al w szystkie sąsiednie w io s k i, nie b y ­ ło je d n a k innego ra tu n k u dla pow ­ stańców, ja k ty lk o sch ro nić się za granicę do P olski, Nie w szystkim je d ­ nakow oż to się udało. G renzschutz bow iem , mocno obsadził granicę i zarządzi# ścisłą k o n tro lę , ta k, że t y l ­ ko za pośw iadczeniem , w ydanem przez n ie m ie c k i urząd, w o ln o b y ło iść z w io s k i do w io s k i. U k ry w a ją ­ cych się pow stańców b y ło bardzo dużo, a o p rze kro cze n ie g ra n ic y coraz to b y ło tru d n ie j, to też k ilk u pow stańców p o sta n o w iło udać się do P o lski d ro g ą okrężną. A m ia n o ­ w icie u d a li sję do Rudy, skąd w y ­ k u p ili b ile t k o le jo w y do W ro cła w ia , a następnie do B e rlin a , gdzie u d a li się do Konsula p o lskie g o po opiekę.

K on su l p rz y d z ie lił ich pod innem i n azw iskam i pom iędzy ro b o tn ik ó w s e z o n o w y c h ,k jó rz y opuszczali N ie m ­ ce i w ra c a j! dó O jczyzny. W ten sposób udał«) im się dostać do Pols­

k i i po łączy c się z te n ii pow stań­

cam i, k tó rz y p rz e k ro c z y li granicę pom iędzy H e rb a m i.i M ysło w icam i.

(8)

W ró c ili oni na Śląsk do swych za­

g ród ro d zinn ych d o p ie ro po w y d a ­ niu am nestji. W ielu zaś pow stańców , dla k tó ry c h b y ło niem ożtiw em sch ro nić się zagranicę zostało przez G renzschutz aresztow anych. G renz­

schutz w y w le k a ł pow stańców z do­

mu, k a to w a ł i w ieszał ich za ręce na p ło cie. Na tern m iejscu, na k tó - rem G renzschutz znęcał się nad go- d u ls k im i pow stańcam i, stoi dzisiaj p o m n ik „P o w sta ń có w ” . Nad strasz­

ne mi m ęczarnam i pow stańców u li­

to w a ł się ks. proboszcz, i p rz y b y ł z prośbą do Niemców, ażeby się tak nie znęcano nad ludźm i, k tó rz y po w ię ksze j części są n ie w in n i.

N iem cy nie zważali je d n a k na słow a ks. proboszcza, lecz k p ili so­

bie z niego i gdy z bólem serca w ra c a ł do dom u rzucali za nim puszkam i z konserw ze sło w a m i :

„A c h tu n g P faffe, eine H a n d g ra ­ nate k o m m t” . Po o dprow adze­

n iu pow stańców do B ytom ia, w k o ­ szarach haniebnie ich b ito , poezem zam knięto ich w areszcie, gdzie się nad n im i znęcano, nie dając im jeść przez 3 dni. W ciąż pytano ich się czy chcą w ody, a na odpow iedź, że nie w ody ale chleba pragną odpo­

wiadano, że z W arszaw y jeszcze chleb nie nadszedł, ponieważ p ols­

k ie pociągi jadą bardzo p o w o li, a n ie m ie c k i chleb pocóż wam dawać, k ie d y i tak za parę godzin p rz y j­

dziecie pod m ur. Z iś c iło się to na pow stańcu L ip ie , k tó r y został ro z­

strze la ny w P ia ś n ik a rh . Po w yd a niu am nestji, pow stańcy zostali z w ię ­ zienia w ypuszczeni i p o w ró c ili do dom u. G renzschutz nie p o p rze stał je d n a k dokuczać Polakom , a p o lic ­ ja zielona, c z y li p le biscyto w a , nie b ra ła w obronę P olaków , lecz gdzie m ogła to ich k rz y w d z iła . Gdy to stało się ju ż nie do zniesienia i cie rp liw o ś c i Polakom z a b ra k ło , rz u ­ c ili się pow stańcy dnia 18. 8. 1920 ro k u na p o lic ję zieloną, ro z b ro ili ją

i w y p ę d z ili z G oduli, przyczem u- tra c iii 2 pow stańców : Nowaka i Ga­

bora. Pow stańcy zażądali od K o ­ m is ji M iędzysojuszniczej, ażeby w p ro w a d z iła policję, mieszaną s k ła ­ dającej się z N iem ców i Polaków , co zostało uw zględnione.

Pod o pieką te j p o lic ji m iesza­

nej o d b y ł się dnia 20 marca 1921 r.

p le biscyt. Po plebiscycie n adchodzi­

ły n ie k o rz y s tn e w iadom ości, że ty lk o p o w ia t pszczyński i część ry b n ic k ie g o mają przypaść Polsce, reszta zaś do Niem iec. Na tą wieść p o s ta n o w ili pow stańcy ch w ycić za broń po raz trze ci. Dnia 2 m aja p rz y b y ł ta jn y k u rje r, k tó ry oznaj­

m ił dow ódcy pow stańców p. Ila r t- m anow i, iż z b ió rk a w s z ystkich kom - panij pow stańców ma nastąpić w d o lin ie m ły n u szom bierskiego. Tam też s ta w iła się w oznaczonym cza­

sie kom pania g o d u lska . U fo rm o w a ­ no z n ie j i z in n ych baon, k tó ry pod dow ództw em p. D w oraka od- m aszerow ał do B ob ro w n ik , celem o trzym a n ia b ro n i, sprowadzonej sam ochodam i i fu rm a n k a m i. Po za­

o p a trze n iu się w w szelką b ro ń i a- m unicję ro zp oczę li pow stańcy ro z ­ brajać N iem ców i zajm ować m ie js­

cowość jedną po d ru g ie j. Kom pan- ja godulska b ra ła u d zia ł w zacię­

ty c h w a lka ch pod: G liw ic a m i (Soś­

nicą), B ieraw ą, Starem Koźlem , ała w ęcicam i i pod g órą św. A nny, aż do czasu zawieszenia b ro n i. W tych w alkach kom pan ja godulska u tra c iła ^-pow stańców , k tó ry m i b y li:

Janus A lo jz y , L a tk a Józef, P rzed- w o rs k i A d o lf i T y ro l F ranciszek.

P oprzednio w dru gie m pow staniu w ro k u 1920 p o le g li: N ow ak Herm an i G abor B ernard. W ro k u 1919 po­

le g li: L ip W ince n ty, Tuszy Julju sz i M aniura Józef. Poza tern m iała kom pan ja godulska we w szystkich 3-pow staniach k ilk u n a s tu rannych.

Po zawieszeniu b ro n i pow stańcy w ró c ili do ro d z in n y c h zagród i czu­

(9)

N r 2. Str. 7.

w ali nad G odulą, oraz cze kali na orzeczenie o p rzyn a lo ności Śląska.

W k ró tk im czasie p rzyszło orzecze-

a granica ma biec o 500 m. od G oduli K rw ią pow stańców — swoich m eszkańców, p rzyp ie czę to w a ła Go­

nie, że Godula zostanie p rz y Polsce, duła sw oją przynależność do P olski.

M A TU SZC ZYK ER YK

Sprawozdanie z kolonii Krajoznawczej w Jurgowie.

(Ciąg dalszy).

Pies ,i te oiaz następne są śpie­

wane, jak można zauważyć, 2 strofka­

mi, przyczem między jedną a diugą wtrąca s ę zwykle p r/ycin e k do jakiejś osoby, nieraz zgryźliw y i niepolitycz­

ny :

Trzeba sie zapytać, jako se zaśpiywać, Zeby se n i sali gości nie pogniwać.

K iej jo se zaśpiywom na pośród polany, Kielozby zagrały w kościele organy.

W ysokie muranie, jesce go murajom, Dumne dziywce siumne, jesce go

malujom.

Góry nase góry, 1e wysokie hale, Klóz wos przewandrujt*, kiej nie

my górale.

W lesie studzionecka w ni woda zatruto, Przi ni kochanecka z kamiynia wykuto.

Jechali hi. z pole, złomali dwa kole, Poco sta jedziecie, bo złamiecie trzecie.

Na moji polanie sto łow iecek stanie, Kochanecko moja poziyrojze na mnie.

Ki j j i jechoł od Warszawy, styry panny kw iotki rwały, Jo im godom, dobry wiecór, a te

psiykrwie za mną lecom.

Tańcuj z*- se, tańcuj, wisi nacie łańcuch, Wisą i gajdahy, kolego kochany.

M u/ycko g ro je m i, dziyw ryno dojze mi, Cerwone jabłuszko, co go mos w kiesy ni Za nic mi są Brzegi, za nic Bukowina.

D yć jo se nawiyd/O n dziywce z Poronina.

Janickowo krasa rada Owce pasa.

We dnie przy dolinie, w nocy przy dziy wcynie.

Przić Janicku śmiało, kiej w okienku siano, Kiej w okienku słoma, to matusia

doma.

Na w iyrsycku stoła, ładno sie widzioła, Zasełek jo ku ni, jeden ząbek miała.

Kie mie mode zabić, zabicie mie w lesie, Dzie moja dw iywecka chodzi na

c ie re ś n ie . Ta moja tańcula liekućko tańcuje, M alućki mo brzusek, nie ciążą ji

grule^

Orawski zamecku, mocnoś murowany, Jo se w tobie siedziot, rocek ukowany.

Orawa, Orawa, na O raw ie ławie, K tórendy jo chodzlył z Jurgowa do

prawa, Na Jurgowie dziywek, jak u żłobu

cielont, Zasełek do jedny, tok sie jo ji przeląk.

A mój tatuś ta k i byt, Sedym chłopów naros bil, A jo taki syn jego, co nimozym

_________ jednego.

Kochanie, kochanie, bodej d e nie było, Bodej na kochanie dziywce niepłakało

(10)

Str. 8. Nr. 2.

Dziywcyna ko,nał.i, jesce sie pytała, Cy na drugim 1 świecie, jesce

parobcy bydziecie.

G óry nase góry, to nase kum otry, Bukowe listecki, nase kochanecki.

Styry lata dziywce a dwa lata łopcu, Posek na zaloty, u to p ił sie w skopcu.

Zabije mnie wtosi, abo jo kogosi, Bo sie mi na głowie cieprynka podnosi, G orol jo se gorol w małem kapelusku*

Sicko umiem, ino robiem pomaluśku"

Gorol jo se gorol, w górak wychowany, Potargom łańcuski, potargom gajdany.

Po zaproszeniu wszystkich krew­

nych 1 gości odbywa się wesele, k tó ­ re trwa od 3 do 5 dni. Zaczyna się ono zazwyczaj w niedzielę. Jednak może się zacząć i później, ale nie może trwać dłużej, jak do czwartku włącznie, gdyż ktoby weselił się w piątek, to do roku ktośby z młodych państwa zmarł. Już wczesnym rankiem wychodzą państwo młodzi do koś­

cioła. Tutaj przed kościołem stawia­

ją. parobcy bramę. Młody pan, chcąc przejść, zostaje przytrzymany i musi okup złożyć, aby iść dalej. Jeżeli panna młoda jest z Jurgowa, a pan młody skądinąd, musi pan młody p b c ić podwójnie.) Zwyczaj ten jest już tak głęboko zakorzeniony, że na­

wet prawo tu nic nie pomoże. Poz­

wolę sobie na dowód tego przytoczyć następującą historyjkę. Otóż pewien i urobek, mieszkający na czeskiej stronie, miał pojąć za żonę pannę z J rgowa. Przejeżdżając jedyną drogą niezasypaną śniegiem, (gdyż było to zimą, przed 2 laty), został zatrzymany przez parobków jurgowskich, którzy zażądali od niego 50 koron czeskich okupu. Parobek ten jednak był bied- r y, więc nie mógł tak wysokiego o-

k u d u złożyć Zgodził się jednak na

zł< żenie 20 koron, na co się parob­

cy nie zgodzili i arii rusz nie chcieli ustąpić, Zawrócił tedy konia i drogą okrężną przejechał do Jaworzyny z

kilkugodzinnem opóźnieniem. Sprawę tą oddał nawet później do sądu, lecz i tak nic nie wskórał. — Po zawarciu ślubu, wróciwszy do domu, młodzi małżonkowie przepraszają rodziców za pośrednictwem starosty, następnie zaś trzykro tnie całują rogi stołu, ob­

chodząc go prawą stroną, na znak, żeby im w życiu przyszłem nie za­

brakło chleba. Teraz następują ocze­

piny przy śmiechu mężczyzn, a pła­

czu pani m łodej. Nieco później zaś następuje najweselsza część ceremorrji ślubnej, albowiem panią młodą upro­

wadza starosta, z którym się licytu ją wszyscy, ażeby móc z panią młodą zatańczyć. Starosta stara się wśród oszukaństw i spekulacyj utrzymać pa­

nią młodą ty lk o dla mężczyzn, (gdyż po każdym tańcu wraca pani młoda zpowrotem do starosty), ku wielkiem u zgorszeniu kobiet. A ż wreszcie matka pani młodej dobija targu porywa swą córkę, którą natychmiast otaczają ko ­ biety, tańcząc i śpiewając. Odtąd te­

go dnia nie może żaden mężczyzna tańczyć z panią młodą. Dopiero na drugi dzień zaczyna tańce pan młody a za jego przykładem wszyscy p o ry­

wają ją do tańca.

L e g e n d y o J a n o s l c k u . Janosicek m ioł se tako ciupaska, co jak huknoł: „Ciupasko ru k o j” — to rukała — i taki pas, co jak se nim oposoł, to go ni żodyn nie obalył.

flż roz sie Janosicek zakochoł w je d ­ nej kralownie, co miała zło matka Matka ta kozała swyj dziywce, zeby sie dowiedziała, kaj Janosicek mo ta siyła. Dziywka sie srogo swyj matki boła, wiync sie swego ukochanego pyto roz, dwa i wiyncyj, ale on niy kcioł powiedzieć. Nareście na sroge groźby m atki pocyna go prosić tak długo, az jej powiedzioł, i z w ci u pas­

ce, ize typ, co kce jorn mieć i usko- dzić, musi jom w 12 płócien owinąć, a ciupaska juz nie bedzie rukała, ho tak kieby była o 100 mil i wiyncy, toby rukała. Kej se roz Janicek przy-

(11)

N r. 2. Str. 9.

seł do swej dziyw ki, jej matka na- sadziyła na niego lopok, a ciupaskę zwinyla w 12 płócien. Jak se wiync .Janicek pogruchoł ze swom dziywkom i soł do domu, skocyło tyło łopok, ze beło az corno. F\le jak Janicek nie chyci za pas i nie zacnie tłuc i wołać „ciupasko ru ko j” , ale ciupaska n iy rukała, bo ani ni przysła Posoł wiync oo domu, alie smutny. Matka tej dziyw ki zaś była zło, ze ty lo k ło ­ pok nie mogło go ubić. Za kilo k dni przyseł Janosicek zaś. Teraz alie ta baba nasadziyła łopok, alie na ziymia kozała nasypać grochu, ażeby ubić Janosicka. Janosicek m ioł se jednak swój pas i tam tyk łopok ubiył. Bez to ta baba zło była i kozała sie zaś swyj cytze, gdzie mo Janosicek ta siyła, Dziywka wiync sie spytała i do-

M O R G A ŁA P A W K Ł

Z wędrówłia

D okońt Przez parę d n i już k r o p ił rzę­

sisty deszcz. R o z p ła k a ło się niebo, s k ra p la ją c czarną glebę, ja k g d y b y o p ła k iw a ło kogoś. Szaro i bezna­

d zie jn ie w yg lą d a ło na bożym św ię­

cie. D rogi, k tó re jeszcze w czoraj b y ły m ożliw e do p rze bycia , teraz z a m ie n iły się ja k b y w p odłużne je­

ziora o m u lislem dnie. C zło w iek, k tó r y nie posiadał b u tó w z chole­

w am i, b y ł ja k u w ię z io n y , bo nie ła t­

wo m ó g ł brnąć przez ro zm o kn ięte do n ie m ożliw o ści d ro g i, bo w ie d z ia ł, że w zw yczajnych butach, „u to p i się” w lem bagnie.

Ż y łe m przez te d n i w rozpaczy.

M iałem przecież p ro w ia n t i p ie n ią ­ dze obliczone na pew ien zgóry o- k re ś lo n y te rm in i nje przypuszcza­

łem , że sp otka ją mnie ta k ie ni es po­

wiedziała sie. i z w pnsie. Kiej w iync J m icek pizyseł, uśpiyła go, wziyna mu pas i spelyła go, a ło p "m kaza­

ła go zwionzftć i oddać w rence żan­

darmów austryjackik. C i go zasik po- wiesiyli w Liptow ie h&f, ze. w biyli mu pod ramiona dwa boki i haf wisioł 8 dni i se p rzyśp iyw o ł:

Redykoł se Janicek z gronika na gronik, Az sie w yredykoł na liptow ski chodnik.

A d a li:

Kieby jo b y ł wiedzioł, ze jo bydym wisioł, D olbych se w yzłocić subicnicke

dzisiok.

O d dołu dukatami cd góry talarami, Zeby moje dziyw ce za mnom niy

płakało.

(Ciąg dalszy nastąpi.)

w a k a c y j n e j .

•zenie.

d zia n k i. W idocznie je d n a k m atka n a tu ra w końcu z lito w a ła się nadem- ną, bo ju ż po p aru dniach niebo znów się ro zp o g o d ziło i swoje m i ro zp a lo n e m i p ro m ie n ia m i w ysuszyło ziem ię. M ogłem znów p o w ró cić do p rze rw a n y c h ta k nagle i n iespodzie­

w anie w ycieczek, k tó re p rz e w id z ia ­ łem w swoim planie.

N ie d a le k o ,ib o zaledw ie odda­

lo n y o parę k ilo m e tró w zn ajdo w a ł się zam ek tenczyński. Znając go już z lat szko ln ych, p osta no w iłem się w yb ra ć do niego i sam naocz­

nie przekonać się, ja k on w rzeczy­

w istości w yg lą da i w ja k im stanie u trzym a n e są jego ru in y .

W czesnym ra n k ie m , k ie d y jesz­

cze wieś spała sp k o jn ie , poprzez C zatkow ice, Czernę i Tenezynek

(12)

podążałem k u ru in o m , k tó re stoją w la sku za sam ym T e nczynkiem .

G dy znajdow ałem się nie da le ko sam ych m u ró w za m ko w ych, sp o t­

kałem p rz y ja c ie la z ła w y szkolnej, k tó ry ta k samo w y b ra ł się na „p o d ­ b ó j” ru in . U cieszyłem się n ie z m ie r­

n ie w id o k ie m kochanego Lazarka i ju ż razem we d w ó jk ę p o d re p ta liś m y do g ó ry . W iedząc, że to cu dn y za­

b y te k kra jo z n a w c z y , p o p ro s iłe m go b y ze chciał go opisać, bo sain prav.

dop odobnie przed w o js k ie m , k tó re na mnie czeka, nie będę m ó g ł o p i­

su sw ojej w ę d ró w k i dokończyć.

Z g o d z ił się po d łu g ic h p e rtra k ta c ­ ja ch i o pisał. Z a s trz e g ł się je d n a k , że muszę ten opis w łączyć do swojego a rty k u łu , bo je ś li już o pisuję całą w ę d ró w kę , to trze ba , b y i opis zam­

k u ten czyń skie go , razem z nim zwiedzanego u m ie ścił ja k o dalszy ciąg swego opow iadania.

Z g od ziłe m >.ię i przytaczam d o ­ sło w n ie jego opracow anie.

Zam ek (euczyński, a w ła ściw ie jego ru in y , wznoszą się na pię knym , otoczonym z wszech stron wysoki« - m i d rzew am i, w zgórzu w pow. ch rza ­ now skim . Zam ek leży w dobrach hr. P otockiego z Krzeszow ic. O ko­

lica je st b u jn ie zalesiona, gęsto za­

lu d n io n a i doskonale zagospodaro­

wana. U podnóża zam ku leżą, ja k p rz y tu lo n e , m iłe w io s k i i osady. Po dosyć stron ej ścieżce, do taje sic cz ło w ie k do zam ku, albo raczej do g łó w n e j b ra m y, k tó rą r t ciągle zam knięta i d o p ie ro za zgodą k lu c z ­ n ika p. M ajcherezykn, k tó r y je st za­

razem p rz e w o d n ik ie m , dostajem y się do w nętrza. W chodząc ma się raczej w rażenie, że z n ajdu je m y t ic w ja k im ś lesistym b o r z A, a nic wśród ru in . Nad samą bram ą znajdu je się h e rb T enezyńskieh „T u p ó r” rodu S ta r/ó w . P rzew odnik, p row adzi nas w śród drzew na n ie w ie lk ą polanę, z k tó re j ju ż ła tw ie j można zobaczyć

' coś niecoś z nag ich ścian zamko- i w ych, i rozpoczyna swoje o p o w ia ­

danie, k tó re g o n au c z y ł się na pa­

mięć, a w y g ło s ił je może ju ż po raź i tysią czny.

W edług podań, zamek im ir z y i;>

k i został za ło żon y w ro k u M l 9 i zbudow ano go w s ty lu g o ty c k im . D o p iero z biegiem czasu, z ow ego m ałego i niczb t ot a// tego b ud yń

I ku , p o w sta ła ro z le g ł a budow la, k t ó ­ rej ślady oglądam y do dziś. Zdaje sic je d n a jt, że ta data, podana przez przew odnika nie w ytrzym uj« k ry ty k i, i W w ie k u X V I d o k o n a ł d ziedzic zam ­

ku prze bu d ow y i od tego czasu u o si On w y b itn e cechy odrodzenia.

Także w ty m samym w ie k u nastę­

puje p o d z ia ł zam ku między, dw óch 5 b ra c i, A n d rze ja i S tanisław a, na i zamek G órny i Dolny. Zam ek w 1 ty m w ieku w y g lą d a ł w spaniale, a

• jv d e tl z po Iów , opisujących dawne

! ry c e rs k ie ro d y , pi z o o zam ku (en- czyriskim , co n a stę p u ję :

Ciesz się góro, i żeś s: ■ zdobiła p any m ożnem i k tó ry c h p rzo dkó w

fonn u : i i im ię Kurzyn j A le się ciesz , I k tó r y cię /

pracą o z d o b ił m nrem i w ale i że- w k ró tk im

... , . W awel sie uoi

a zim son

ui daw nego o ta rłs z y ,

tobą,

Jan l enczyru t i bow iem nie ża­

ło w a ł pie nię d zy na upiększ mie zain- j ku. U m iera on je d na k w ro k u 10-18, ja k o o sta tn i r. - - ' i -uek i; go I starożytnego rodu, tyż sw oich trzech synów tra c i s k u tk ie m n ie ­ szczęśliw ych w y p a d k ó w . S iostra Ja*

I na wdowa po 1'irl u A gnieszka,

(13)

Nr. 2

u fu n do w a ła w te d y k la s z to r Q. O- K a rm e litó w w C zernej, zaś w zam ­ k u w y b u d o w a ła ła d ną ka pliczkę.

Zam ek b y ł wówczas o bw aro w a n y czterem a o k rą g łe m i b astjo n am i i je­

d yn ie przez m ost zw odzony i trz y m asywne b ra m y można się b y ło dostać do d olnej jego części, a przez dwie następne do części g ó rne j. U podnóża i na stokach g ó ry za m ko ­ w ej, zn a jd o w a ły się w innice, b ro w a r, g o rze ln ia , zabudow ania folw arczne oraz zw ie rzyn ie c, a w szystko to o- taczał na G m e tró w w y s o k i m ur.

Po ś m ie rc i A g n ie s z k i, zamek dziedziczą O palińscy, a po n ic h L u- b oin irs c y . Podczas najazdu szwedz­

kie g o, Szwedzi o b ie g li Tenczyn, g łó w n ie d la te g o, poniew aż rozesz­

ła się wieść, że jego m o ry k r y ją s k a rb k ró le w s k i. Szwedzi w ięc w ro k u 1655 n a jp ie rw o b ie g li Tenczyn, a złu p iw s z y go, d o p ie ro potem r u ­ szają pod K ra k ó w . Po w ypędzeniu z k ra ju najeźdźców , o d b u d o w a ł za­

m ek Je rzy L u b o m irs k i, M arszałek W ie lk i K o ro n n y . Zam ek od tego je d n a k czasu szybko zaczyna p od­

upadać, a sta ł się zupe łn ą ru in ą od czasu, gdy w ro k u 1768 s p a lił się od uderzenia pioruna. D opiero w latach 1912 — 14 przeprow adzono pew ne ro b o ty ko n se rw a cyjn e , za s taran ie m ks. K ry s ty n y P o to cke j, w d o w y po A n d rze ju , n a m ie stn iku G a licji.

Te prace je d n a k p rz e rw a ła w o j­

na św iatow a. W czasie ro b ó t zanie­

siono dw ie k u le a rm atnie, o d ła m k i p ię k n y c h k a fli, oraz grzym só w i k o lu m n . R e sztki te są złożone w m agazynie zam kow ym . W śro d ku stareg o zam czyska znajduje się czw orograniasta wieża, w k tó re j, w e d łu g zapewnień o ko lic z n e j ludu ś- c i, straszy K ie dy księ życ oświeca ow ą basztę, m ów ią ludzie, w yd a je się, że cała wieża stoi w p ło m ie ­ niach, n z o kie n bucha p ło m ie ń.

N iekiedy zaś widać jakąś upiorną po­

stać z pochodnią w ręku, albo słychać wśród głębokiej ciszy i ciem­

ności płacz kobiecy, to znów, coś zło­

wrogiego szeleści tak, jakgdyby ktoś łańcuch w ló kł po ziemi. Czasem znów widać, jak z wieży zwisa zielonkawy wąż. Ma on być taki straszny, źe nikt nie odważy się podejść bliżej ku ru i­

nie. Istnieje jeszcze jedna wieść, k tó ­ rą jednak ludność niezbyt chętnie o- powisda. Podobno w nocy przebiega cały zamek zaklęty rycerz, zagląda do piw nic, ogląda mury i baszty, a niesz­

częśliwy ten, któryby mu wtedy prze­

szkodził w jego harcach.

W szystkie te opowiadania w ygło­

sił nam klucznik tego zamku, który wyszukał gdzieś stare zapiski o zam­

ku, opanował je pamięciowo i z wielkiem prze.ęciem, świadczącym o przywiązaniu do tych ruin, opowiada je wszystkim zwiedzającym.

Skończywszy zwiedzanie ruin ten- czyńskich, w róciliśm y razem do C zer­

n e j Po drodze wstąpiliśmy jeszcze do kościoła O . O . Karm« litó w , który już na wstępie mojej w ędrów ki, mia­

łem z a mi r zwiedzić, Tym razem mia- łem szczęście i mogłem go podzi­

wiać z blisk i i przyjrzeć się mu do­

kładni« , ale o kościele w Czernej na­

piszę kiedy indziej, gdyż koriecznie trzeba mu poświęcić dłuższy a rtykuł.

Wieczorem, po tak mile spędzo­

nym dniu, w róciłem zadowolony na kwaterę, lecz już nie na długo, W y ­ czerp ly się bowiem wszystkie przy- ni sione ze s bą zapasy żywm ści i co najgorsze pieniądze też już były na wyczerpaniu. Nie widziałem innej możliwości ja k powracać do domu.

Z r sm utkiem żegnałem Paczuł- towice i okolicę, bo naprawdę tyle tam prz.' żyłem m łych chwil, że trudno się było z niem i rozstać.

Po dziesięciu dniach, znalazłem się znów w domu w naszem kocha-

(14)

Str. 12.

nym Chorzowie, gdzie nie zobaczy- czyć i moja wędrówka wakacyj- łem już szerokich pól i szumiących na, która była może najpiękniejszą lasów. Wszystko się kończy, więc * życiu,

chcąc niechcąc musiała się skon-

K O n i e c .

Ś l ą s k i e z w y c z a j e l u d o w e .

KOŁO K R A JO Z N A W C ZE W K N U R O W IE .

PowiarRi wigilijne w Knurowie

( z w y c z a j e

W naszej m iejscow ości docho­

w a ło się do dnia dzisiejszego sporo p ię k n y c h zw yczajów w ig ilijn y c h , k tó re tra d y c y jn ie przechodzą z po­

ko le n ia na p o ko le n ie . Owe „p o w ia r- k i ” , ja k lu d zie god a ją ,' w różą s m u t­

ny lu b w esoły ro k . P rze ja w ia ją się w n ich najgorętsze m arzenia i ży­

czenia dorasta ją cych panien, m ło ­ dzieńców i pow ażnych gospodarzy.

K ażdy k ro k i w ogóle k a żd y ruch w ty m d niu o bserw ow any je s t ze szczególnem zaileresow aniem .

W ześnie rano n ie c ie rp liw ie wszyscy w y cze ku ją kto p ie rw szy z obcych p rze k ro c z y p ró g dom u: męż­

czyzna czy kobieta . Mężczyzna p rz y ­ nosi w ty m d niu szczęście i po­

m yślność na c a lu s ie ń k i ro k , n a to ­ m iast ko bieta same „zg o rsze n ia "

(k ło p o ty ). W dzień w ig ilijn y n ik t z ro d z in y nie p o w in ie n się gniewać, ani „w a d z ić ” (k łó c ić ), poniew aż bę­

dzie to c z y n ił c a ły ro k . D zieci po- w inne u nikać „ ly jt ó w ” (lania - k a r cielesnych), gdyż w p rze ciw n ym ra- yie będą karane przez c a ły ro k .

G ospodyni zarabiając ciasto na pieczyw o w y c h o d z i do sadu z rę k o ­ ma znw alnnem i od ciasta, o be jm u ­ jąc n ie m i drzew a owocowe m ó w i:

„ro d ź c ie ” .

w i g i l i j n e )

W ieczorem , sko ro ty lk o p ie rw ­ sza gw iazda ukaże się na niebie, gospodarz w y c h o d z i do s to d o ły i p rz y n o s i do iz b y dwa snopy n ie-

II) łó eon ego zboża; jeden w ię k s z y — d ru g i m niejszy. W ię k s z y snop ro z ­ k ła d a na stole, a m niejszy staw ia , od oknem . Pod s tó ł zaś k ła d z ie siano, ażeby znowu rosła ła d na t r a ­ wa. Słom ą z pod obrusa obw iązu­

je gospodarz po w ie cze rzy drzew a1 owocowe, b y o b ficie o b ro d z iły .

Na b ia ły m obrusie staw ia gos­

pod yn i 9 p o tra w na p a m ią tkę 9-ciu chórów a n ie ls k ic h , k tó ro śpiew ały p rzy n arodzeniu B oskiej D zieciny.

Stawia w szystkie p o tra w y odrazu, ażeby n ik t nie p o trz e b o w a ł odcho­

dzić od s to łu przed ukończeniem wieczerzy. Panuje bow iem przesąd, żc k to odejdzie od stołu w ig ilijn e g o ; ten um rze i d ru g ie j w ieczerzy w i­

g ilijn e j się nie doczeka. W ieczerza skła d a się z w y k le z p o tra w p ro ­ stych i n ie w yszuka n ych ja k : k a p u ­ sty, zie m n ia ków , „s ie m ie n io tk i” (k o - n o p io tk i), „m a k ó w e k ” (m ak, b u łk a i m leko), „m oczlci” (suszone owoce,, m ig d a ły , ro d z y n k i, p ie rn ik i wino),, grochu, kaszy tata rcza n ej, kom potu z suszonych ow oców i ry b y .

Cytaty

Powiązane dokumenty

podcieniami znajdują się oprócz rynku jeszcze na ul Niemieckiej i na dawnej Głębokiej, obecnie Legjonów, Do rynku przytyka również dom dawnego burmistrza

wioną młodzież i prosi, by wybrano przyszłą „wdowę&#34;, albowiem zbliża się godzina śmierci starego i (zmęczonego zabawami „basu”. Skończywszy to

Spółdzielnia uczniowska Gimnazjum Neoklasycznego w Chorzowie t rozpisuje konkurs na 3 stypendja, przeznaczone na częściowo pokrycie taksy administracyjnej za drugie

Kiedy znajdziemy się na polach węglowych, ciągnących się około Królewskiej Huty, Katowic, Mysło­.. wic, czy innych miast naszego z a ­ głębia węglowego,

kanocny zaczyna się od cerem onii dzielenia się pośw ięconym jajkiem.. Za narzędzie do oblew ania służy n a wsi każde

Wierzono przy- tym, iż przez to zachowuje się piękność oraz młodość.. Po południu udawali się rodzice ze swymi dziećmi do kościoła ku grobowi Chrystusa,

Po grze tej zawsze następow ała bitka i wszyscy czemprędzej wynosili się do swojej sali, zam ykając za sobą drzwi. (Ponieważ do drzwi tych nie mieliśmy klucza

Przez całą mieści się grób jednego z najbardziej noc toczyły się walki, lecz i tu na sku- zasłużonych bojowników śląskich, tych tek przewagi szturmowców