• Nie Znaleziono Wyników

Apostolstwo Chorych, 2015, R. 86, nr 5

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Apostolstwo Chorych, 2015, R. 86, nr 5"

Copied!
44
0
0

Pełen tekst

(1)

L I S T D O O S Ó B C H O R Y C H I N I E P E Ł N O S P R A W N Y C H

SM – prysznic niemocy

- s. 4

ANSTOCKPHOTO.PL

(2)

Z CIERPIENIA KU CHWALE

M

iejscem Wniebowstąpienia Jezusa była Góra Oliwna.

Z tej góry, gdzie rozpoczęła się męka Chrystusa, wzięła początek także Jego chwała. Bóg pokazuje człowie- kowi przez to, że trzeba nieraz wielu trudności i zmagań, by zyskać większe dobro.

Jan Matejko, „Wniebowstąpienie”, 1884 r., olej na desce, Muzeum Narodowe, Warszawa WWW.FREECHRISTIMAGES.ORG

(3)

W M AJOW YM LIŚCIE

N A S Z A O K Ł A D K A

SM – prysznic niemocy

Stwardnienie rozsiane wciąż pozostaje chorobą budzącą

ogromny lęk. Wiele osób nie wie, jak sobie z nią radzić.

8

Z B L I S K A

Madonna i brudne stopy

Refleksja nad kolejnym dziełem Michelangela Caravaggia.

10

B I B L I J N E C O N I E C O

O dziękczynieniu i lamentacji

O tym, że Bóg obdarza darami tych, którzy Mu ufają.

18

P A N O R A M A W I A R Y

Niebo niespokojne

Świadectwo osoby od lat chorej na stwardnienie rozsiane.

23

W C Z T E R Y O C Z Y

Rozpaczy gram na nosie

Ciężka choroba nie zawsze oznacza samo tylko cierpienie.

41

T R O C H Ę K U L T U R Y

Ja i moje SM

Ostatni odcinek opowieści o życiu i zmaganiu sie z ciężką chorobą.

29

M O D L I T W Y C Z A S

Droga nawrócenia

O przemianie serca kamiennego w serce pełne Bożego pokoju.

Od redaktora

Od kliku lat, w ostatnich dniach maja, obchodzony jest Światowy Dzień Chorych na Stwardnienie Rozsiane. Szacuje się, że na tę chorobę cier- pi na świecie 2,5 miliona osób, z czego 500 tysięcy w samej Europie.

Podejmując w bieżącym numerze miesięcznika tematykę stwardnienia rozsianego, chcemy zwrócić uwagę na sytuację osób cierpiących na tę chorobę oraz na sytuację ich najbliższych. W miesiącu maryjnym wzywamy wstawiennictwa Tej, która stoi blisko każdego ludzkiego cier- pienia i nie cofa się przed doświadczeniem Krzyża. Niech Matka Boża prowadzi zatem Was, Drodzy Chorzy, do Jezusa i uprasza u Niego to wszystko, czego potrzebujecie, by wytrwać w kroczeniu Jego drogami.

KS. WOJCIECH BARTOSZEK

KRAJOWY DUSZPASTERZ APOSTOLSTWA

CHORYCH

(4)

APOSTOLSTWO CHORYCH

4

SM – prysznic niemocy

Wielu chorych na SM podczas rzutu choroby doświadcza stanu porównywalnego z całkowitym paraliżem ciała lub z uczuciem towarzyszącym oblewaniu lodowatą wodą. Wówczas przez długie godziny chorzy mogą pozostawać w stanie całkowitego odrętwienia, niezdolności wykonywania ruchów i bezradnej niemocy.

J

uż od sześciu lat, w ostatnim tygodniu maja, obchodzony jest Światowy Dzień Chorych na Stwardnienie Rozsiane.

W 2015 roku jego obchody przypadają 29 maja. Inicjatorem przedsięwzięcia była Międzynarodowa Federacja Stwardnienia Rozsianego wspierana przez krajowe towarzystwa zrzeszające chorych oraz ich bliskich.

Co to jest SM?

Francuski neurolog Jean-Martin Charcot był pierwszym, który opisał stwardnienie rozsiane jako odrębną jed- nostkę chorobową. Dokonał tego w 1868 roku. Choroba ta ma podłoże autoimmu- nologiczne oparte na autoagresji. Cho- robami autoimmunologicznymi nazywa się choroby, z powodu których system odpornościowy organizmu zamiast loka- lizować i niszczyć substancje szkodliwe (np. wirusy), mylnie atakuje zdrowe tkan- ki. W przypadku stwardnienia rozsianego

system immunologiczny atakuje mózg i rdzeń kręgowy – dwa elementy ośrod- kowego układu nerwowego. W wyniku tego, uszkodzeniu ulega tzw. mielina, która osłania komórki nerwowe i ich wypustki. Prowadzi to do utraty zdol- ności przekazywania przez nie bodź- ców oraz do upośledzenia wielu funkcji organizmu.

Nazewnictwo stwardnienia rozsia- nego jest dość złożone. W literaturze fachowej choroba ta określana jest w róż- ny sposób. Łacińska nazwa to sclerosis multiplex. Stąd najczęściej używanym skrótem na określenie tego schorzenia jest skrót SM – wzięty od pierwszych liter dwóch łacińskich słów. Z kolei an- gielskie tłumaczenie to multiple sclerosis (MS). W polskich przekładach stward- nienie rozsiane oznacza się również skró- tem SR. Nazwa „stwardnienie rozsiane”

bierze się stąd, że w przebiegu choroby, zmiany zwyrodnieniowe są w organizmie

(5)

Z B L I S K A

5

APOSTOLSTWO CHORYCH

CANSTOCKPHOTO.PL

nieregularnie umiejscowione (rozsiane), a także stąd, że objawy choroby nasi- lają się w sposób często przypadkowy i niekontrolowany.

Przebieg

Przebieg SM jest w dużej mierze kwe- stią indywidualną u każdego chorego.

Nie u wszystkich pacjentów choroba ta przebiega w typowy, z góry określony sposób. Do pierwszych symptomów choroby należą: zaburzenia wzroku i mowy, drżenie, drętwienie oraz sła- bość rąk. Objawy te mogą pojawić się i zniknąć na pewien czas (nawet na kil- ka lat), by powrócić na nowo. Może się także zdarzyć, że poszczególne objawy będą towarzyszyć choremu od chwili pojawienia się przez cały okres choro- wania. Warto w tym miejscu podkreślić,

że występowanie konkretnych objawów stwardnienia rozsianego zależy od lo- kalizacji w mózgu ognisk zmienionych chorobowo. Właśnie z tego powodu część chorych doświadcza stosunkowo niewielkiej niedoczulicy po jednej stronie ciała, podczas gdy inni zmagają się ze znacznym niedowładem lub nawet peł- nym porażeniem obu kończyn dolnych.

W miarę upływu czasu chorzy na stwardnienie rozsiane mają coraz więcej problemów ze zdrowiem – dokuczają im zawroty głowy, trudności z utrzy- maniem równowagi, wzrost napięcia mięśniowego, zaburzenia emocjonalne, podatność na upadki, pogarszający się wzrok i znaczna utrata słuchu.

Rzuty stwardnienia rozsianego czyli kolejne nawroty choroby pojawiają się zwykle bez uprzedzenia. Rzut choroby

(6)

APOSTOLSTWO CHORYCH

6

to wystąpienie objawów neurologicz- nych lub ich nasilenie trwające dłużej niż 24 godziny. Remisja choroby to z kolei spowolnienie lub całkowite ustąpienie objawów, które również trwało dłużej niż dobę. Remisja jest więc okresem między kolejnymi rzutami. U wielu chorych na- silone objawy występują tuż po wylecze- niu infekcji górnych dróg oddechowych.

Kolejnym rzutom SM sprzyja również wysoka temperatura powietrza, dlatego częściej pojawiają się one wiosną i latem.

Stwardnienie rozsiane może wystę- pować w różnych formach. Najczęściej występuje w postaci rzutowo-

-remisyjnej (dotyczy około 60%

chorych), czyli takiej, w której po zaostrzeniu objawów nastę- puje okres poprawy. Po jakimś czasie postać rzutowo-remi- syjna przechodzi zazwyczaj w postać wtórnie-postępującą.

Wtedy też objawy występują stale i nasilają się stopniowo.

Według statystyk 65% przypadków SM rzutowo-remisyjnego po około 15 latach staje się SM wtórnie-postępują- cym. Trzecim rodzajem jest łagodne SM, w którym po jednym lub dwóch atakach, chory całkowicie wraca do zdrowia. Ostatni, czwarty rodzaj, to SM pierwotnie-postępujące. Wówczas choroba objawia się w późnym wieku i stopniowo się pogłębia.

Lodowy posąg

Najbardziej powszechne objawy stwardnienia rozsianego, a więc: oczo- pląs, niedowład kończyn oraz zaburze- nia mowy, są znane w medycynie jako

triada Charcota. Tym trzem najczęściej występującym objawom towarzyszą tak- że inne, mniej powszechne i typowe, ale za to bardzo uciążliwe i męczące.

Wielu chorych na SM podczas rzutu choroby doświadcza stanu porównywal- nego z całkowitym paraliżem ciała lub z uczuciem towarzyszącym oblewaniu lodowatą wodą. Wówczas przez dłu- gie godziny chorzy mogą pozostawać w stanie całkowitego odrętwienia, nie- zdolności wykonywania ruchów i bez- radnej niemocy. Podobne objawy mogą towarzyszyć także chorym cierpiącym na stwardnienie zanikowe boczne, które szczególnie do- tyka mięśni. Opisane uczucie paraliżu i niemocy nazywane jest często objawem zimnego prysznica lub lodowego posą- gu. Każdy, kto choć raz w ży- ciu został nagle oblany zimną wodą lub wpadł do lodowatej rzeki może sobie wyobrazić, co przeżywa chory podczas takiego nawrotu SM. Objawy te są oczywiście wywołane przez nieprawidłowo prze- kazywane i odbierane bodźce nerwowe, które odpowiadają za ukrwienie tkanek czy właściwe napięcie mięśni. Objawom tym zwykle towarzyszy także dotkliwy ból i dokuczliwe uczucie zimna.

Rokowania

Rokowanie u osób ze stwardnieniem rozsianym zależy od podtypu choroby, a także płci, rasy, wieku, początkowych objawów oraz stopnia niepełnospraw- ności jakiego dana osoba doświadcza.

Chorzy z postępującymi podtypami

Terapia przynosi

lepsze efekty,

gdy chorego

wspiera

rodzina.

(7)

Z B L I S K A

7

APOSTOLSTWO CHORYCH

stwardnienia rozsianego, a w szczegól- ności z postacią pierwotnie-postępu- jącą, doświadczają szybszego spadku dobrego funkcjonowania. W postaci pierwotnie-postępującej stwardnienia rozsianego wspomagający sprzęt (np.

wózek inwalidzki, balkonik) jest często konieczny po 6-7 latach. W przypad- ku postaci rzutowo-remisyjnej średni czas, po którym potrzebny jest taki sprzęt wynosi 20 lat. Oznacza to, że wiele osób ze stwardnieniem rozsianym nigdy nie będzie potrzebować wózka inwalidzkiego, a jakość ich życia nie będzie drastycznie się pogarszać.

Im wcześniej dojdzie do zachoro- wania na SM, tym wolniej postępuje niepełnosprawność. Osoby z chorobą rozpoznaną po 50-tym roku życia mu- szą liczyć się z większym prawdopodo- bieństwem wystąpienia przewlekłego, postępującego przebiegu choroby zaś chorzy z rozpoznaniem sprzed 35-go roku życia mają dobre rokowanie czyli duże szanse na łagodniejszy przebieg choroby.

Jak rozpoznać i leczyć?

W diagnostyce SM kluczową rolę odgrywają specjalistyczne badania, ta- kie jak rezonans magnetyczny. Przed skierowaniem pacjenta na badania tego typu konieczne jest jednak wy- kluczenie innych schorzeń o podobnych objawach, na przykład guzów czaszki.

W trakcie obrazowania metodą rezo- nansu magnetycznego można wykryć zmiany w mielinie oraz inne procesy o niekorzystnym wpływie na układ ner- wowy. Stan pacjenta i jego sprawność

są oceniane także za pomocą innych wskaźników pomocniczych. Podstawą leczenia stwardnienia rozsianego są leki o skomplikowanej nazwie – glikokorty- kosteroidy. U niektórych chorych leki te nie działają jednak w pełni skutecznie i zachodzi potrzeba zastosowania leków immunosupresyjnych, blokujących ak- tywność układu odpornościowego. Do wykorzystywanych obecnie w terapii SM leków należą także: interferon beta, leki obniżające napięcie mięśniowe oraz leki antydepresyjne. Ważnym elementem leczenia stwardnienia rozsianego jest aktywność fizyczna oraz systematycz- na rehabilitacja. Terapia przynosi lepsze efekty, gdy chory ma wsparcie bliskich mu osób i zapewnione godne warunki życia.

Pomagać z głową

Choroba bliskiej osoby może wiązać się z koniecznością zmiany dotychczaso- wego sposobu funkcjonowania całej ro- dziny. Niektórzy jej członkowie zmierzą się z pewnością z nowymi obowiązkami lub będą wchodzić w nowe role, np. jeden z małżonków stanie się opiekunem cho- rego. Aby pomóc osobie chorej w spo- sób mądry, potrzeba często wielkiego wysiłku. W opiece nad chorymi z SM, podobnie jak w przypadku chorych na inne schorzenia neurologiczne, ważne jest, by w miarę możliwości pozwalać im na aktywny udział w życiu rodziny, okazując cierpliwość, życzliwą troskę i miłość.

opracowała: RENATA KATARZYNA COGIEL

(8)

APOSTOLSTWO CHORYCH

8

JACEK GLANC

T

uryści odwiedzający Wieczne Miasto zawsze kierują swoje kroki w stronę Piazza Navona – słynne- go placu, na którym w połowie XVII-go wieku wzniesiono na polecenie papieża Innocentego III najsłynniejszą chyba fon- tannę Rzymu. To Fontana dei Quattro Fiumi (Fontanna Czterech Rzek), na której tle dobrze jest zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie do albumu.

Arcydzieło w cieniu

Wielu zwiedzających wędruje potem dalej w stronę Basilica Santo’Agostino (Bazylika św. Augustyna), gdzie można uklęknąć przed grobem św. Moniki, matki Doktora Kościoła, któremu dedykowana jest wspomniana świątynia. Będąc w tym miejscu nie godzi się pominąć Capella Cavalletti – na pozór ciemnej kaplicy, w której znalazło swoje miejsce malarskie arcydzieło mistrza baroku – Michelangela Caravaggia. Owym dziełem jest pokaź- nych rozmiarów obraz olejny „Madonna dei Pellegrini” („Madonna Pielgrzymów”).

Pobieżny ogląd malowidła utrzymane- go w ciemnych tonach kolorystycznych może rozczarować. Wystarczy jednak podejść bliżej, sięgnąć do kieszeni po drobny bilon i wrzucić do specjalnego automatu, który od razu włączy specjalne

reflektorki oświetlające obraz – „na żąda- nie”. To wtedy ożywają kolory i wyłaniają się detale. Rozpoczyna się nadzwyczajna medytacja…

Gościna Boga

Na progu włoskiego domu stoi młoda Kobieta. To dom stary i biedny – tynk odpada, ściany zagrzybione i szare, odrzwia obtłuczone. Kobieta jest piękna i zupełnie „nie pasuje” do szarości i kurzu, którego pełno dookoła. Jej przedziwne szlachectwo podkreśla suknia w kolorze purpury – kolorze zarezerwowanym dla królów i cesarzy. Gładkolica Pani wyszła na zewnątrz mieszkania najpewniej przy- padkowo, być może po to, by przywołać swojego Syna. To na pewno On przez niedomknięte drzwi dojrzał zdrożonych wędrowców i pobiegł w ich stronę. Może to oni właśnie pomachali do Niego albo obdarzyli Go uśmiechem zaufania. Teraz wyrośnięty Syneczek spogląda na nich z perspektywy opiekuńczych ramion Mat- ki. Pielgrzymi upadli na kolana i złożyli modlitewnie żylaste dłonie; uśmiechają się, a ich oczy z uwielbieniem wpatrują się w Kobietę z Dzieckiem. Mają za sobą kilometry pątniczego szlaku. Ich ubrania wyblakły od jaskrawego słońca, a prze- moczone deszczem sandały rozpadły się i leżą pewnie gdzieś na poboczu wybo- istego traktu. Teraz ich bose i obrzmiałe stopy odliczają każdy krok, przyjmując

Madonna i brudne stopy

(9)

Z B L I S K A

9

APOSTOLSTWO CHORYCH

jako pokutę ostrość przydrożnych chwa- stów i twardość polnych kamieni.

Ciepło Matki

No i właśnie te stopy! Jakże zadziwia- jąca jest ich obecność na obrazie. Kiedy patrzy się nań analitycznym wzrokiem, ze stosownym komentarzem przewodnika lub znawcy sztuki – owe stopy – dosłow- nie podrażniają wyobraźnię i kaleczą arty- styczny smak. Wszak Caravaggio najpierw

„ubrudził” je zaschniętym błotem i „prze- pocił” spiekotą drogi, a potem bezlitośnie ulokował niemal pod samym nosem ludzi, którzy podziwiają dzieło. Jeśli jednak sta- nąć przed tym obrazem „na żywo”, w ciszy i z otwartym sercem, najpierw dostrzega się delikatną i ciepłą postać Niewiasty. To Ona – w beztroskiej pozie, z założoną nogą

i spokojem na twarzy, spogląda z wyro- zumiałością w stronę pielgrzymów. To Jej ciepło i dobroć są na pierwszym planie malarskiego arcydzieła. Nie ma wątpliwo- ści – to Maryja ze swoim Jednorodzonym!

To właśnie „na Jego Imię zgina się wszelkie kolano”; a Matka Chrystusowa podaje Go jako – „Drogę, Prawdę i Życie” wszystkim ziemskim tułaczom.

Płaszcz opieki

Kiedy już oderwałem wzrok od arty- stycznej wizji Caravaggia, przypomniały mi się polskie sanktuaria, gdzie na zmę- czonych – na duszy i ciele – pielgrzymów oczekuje Matka. Odżyły oblicza Piekarskiej Lekarki Chorych, Cudownej Lekarki z Li- chenia, Matki Boskiej Uzdrowienia Cho- rych z Gidel, Lekarki Dusz z Jasnej Góry, Niebieskiej Lekarki z Łobudzic, Szafarki Zdrowia z Kalwarii Zebrzydowskiej. Od wieków zginają się przed Nimi kolana ziemskich wędrowców, którzy taszczą ze sobą „brudne stopy” – wad, złości, nieza- bliźnionych krzywd, chorób, cierpienia, czasem także zwątpienia. Ci sami pielgrzy- mi przynoszą jednak w swoich sercach choćby ziarno miłości, iskrę nadziei albo choćby najbardziej zeschłe źdźbło wiary.

Jestem przekonany, że Ona – Matka naj- pierw dostrzega właśnie to dobro! Ożywia je i pobudza, a potem przedstawia swojemu Synowi, który dokonuje cudu przemiany.

Drogi chory Przyjacielu, życzę Ci, by także do Ciebie, na próg Twojego życia, wyszła piękna Maryja z Jezusem na rękach i przyjęła od Ciebie ofiarę gorącego serca.

Potem zaś, by przedstawiła Cię samemu Zbawicielowi. On obmyje Twoje stopy!

q

WWW.FREECHRISTIMAGES.ORG

(10)

APOSTOLSTWO CHORYCH

10

Z Księgi Psalmów. Pamięć Bożej opieki w przeszłości ma być naszą otuchą w niełatwej teraźniejszości.

Proszę o otwarcie Pisma Świętego na Psalmie 40.

KS. JANUSZ WILK

P

salm 40 łączy w sobie dziękczynie- nie (wersy 2-11) i lamentację (wersy 12-18). W Psałterzu to nietypowy układ. Najczęściej bowiem psalmista najpierw kieruje do Boga swoją lamenta- cję, a dopiero później dziękczynienie za otrzymaną otuchę i pomoc. W tej pieśni jest odwrotnie. Jednak nie przypadkowo, gdyż w życiu bywa i tak, że po chwilach radosnych przychodzą trudne.

W wersach 2-4 psalmista opowiada o wsparciu udzielonym mu przez Boga.

Znajdował się w niebezpiecznej sytuacji, która zagrażała jego życiu. Nie potrafi- my bliżej określić, do czego nawiązywał orant. Prawdopodobnie mogła to być choroba. Zagrożenie życia było jednak realne, na co wskazują zastosowane obrazy, albowiem w języku Biblii „dół zagłady” i „grząskie bagno” (wers 3ab), to metafory świata zmarłych (zob. Ps 69, 3.15). Bóg usłyszał wołanie oranta (wers 2) i wyciągnął go z „bagnistego”

niebezpieczeństwa, stawiając na skale i umacniając jego kroki w dalszym życiu (wers 3cd). Oprócz łaski wyratowania z zagrożenia, orant otrzymał również

„pieśń nową” (wers 4). Wychwala on Boga tym, co od Niego otrzymał (zob.

także Ps 33, 3; Ps 144, 9). Pieśń ta mogła być zarówno hymnem uwielbiającym Boga, jak i formą pouczenia dla tych, którzy się jej przysłuchiwali.

Wersy 5-6 są przykładem dziękczy- nienia zawierającego równocześnie po- uczenie. Psalmista wychwalając Boga za otrzymane dobra, których nawet zliczyć nie może, jednocześnie przestrzega, aby nie zwracać się ku ludziom, którzy wy- bierają drogę nieprawą (np. kult boż- ków). Tym, który prawdziwie wyzwala jest zawsze Bóg.

Centralną część Psalmu (wersy 7-11) stanowi wykładnia o wyższości posłu- szeństwa Bogu nad ofiarami Jemu skła- danymi. Nauka ta nie jest czymś nowym (zob. 1 Sm 15, 22; Ps 50, 8-15). W pie- śni tej zajmuje ona miejsce kluczowe.

Psalmista nie odrzuca kultu i praktyki

O dziękczynieniu i lamentacji

(11)

11

APOSTOLSTWO CHORYCH

B I B L I J N E C O N I E C O

O dziękczynieniu i lamentacji

składania ofiar opisanych np. w Księdze Kapłańskiej, lecz wzywa do wierności Bogu nie tylko przez zewnętrzne prak- tyki, ale również przez posłuszeństwo Jemu, urzeczywistnione w codziennym życiu.

Nawiązanie do „otwarcia uszu” (wers 7) jest aluzją do obrzędu przebicia ucha niewolnikowi, który dysponując moż- liwością otrzymania wolności, dobro- wolnie decyduje się na zawsze pozostać niewolnikiem swojego dotychczasowego pana (zob. Wj 21, 5-6; Pwt 15, 16-17).

Psalmista podjął już taką decyzję – na zawsze chce być z Bogiem, swoim Pa- nem. Chce być także Jego heroldem oraz świadkiem w wielkim zgromadzeniu i ob- wieszczać Jego sprawiedliwość i dobroć (wersy 8-11). Słowa tej części Psalmu (wersy 7-9) zostały odniesione do mi- sji Jezusa Chrystusa (zob. Hbr 10, 5-10).

Wersy 12-13 zmieniają koloryt Psalmu, który z dziękczynienia powoli przecho- dzi w lamentację. Z przeszłości orant powraca do teraźniejszości. Ponownie coś niedobrego dzieje się w jego życiu.

Jest świadom swoich nieprawości, które zaowocowały jego obecną sytuacją (zob.

przeciwieństwo wersów 6 i 13).

Psalmista kieruje prośbę do Boga.

Najpierw błaga o uwolnienie od osób, które nastają na jego życie i szydzą z niego (wersy 14-16), a następnie prosi o radość dla wszystkich, którzy chcą być przy Bogu (wers 17). W zagrożeniu nie tylko myśli o sobie. Pragnie szczęścia wszystkich wyznawców Jahwe, a zara- zem jeszcze większej chwały dla Boga.

Ostatni wers naszej pieśni zawiera wyznanie ufności. Psalmista wie kim jest („ubogi i nędzny”), a równocześnie jest głęboko przekonany, że nawet taki człowiek jak on może liczyć na Bożą po- moc. Wręcz przynagla Boga do działania („Boże mój, nie zwlekaj!”). Głęboka wiara na to pozwala.

Psalm 40 uczy realizmu. Nie zawsze w życiu jest tylko dobrze. Po przeżyciu szczególnej bliskości i pomocy Boga, mogą przyjść i trudne doświadczenia.

Trzeba wtedy pamiętać, że jak Bóg był przy nas, kiedy wszystko było dobrze, tak jest i teraz, gdy nie wszystko jest tak, jak byśmy chcieli, aby było. Pamięć Bo- żej opieki w przeszłości (pierwsza część Psalmu) ma być naszą otuchą w nieła- twej teraźniejszości (druga część Psal- mu). Czasem tylko tyle pozostaje, ale to wystarcza, aby nie zwątpić.

q

CANSTOCKPHOTO.PL

(12)

APOSTOLSTWO CHORYCH

12

Służyć znaczy królować

– Błogosławiona

Aniela Salawa

Aniela nie czyniła różnic pomiędzy ludźmi. Dla niej bliźnim był każdy człowiek. Pomagała wszystkim, którzy tego potrzebowali.

DANUTA DAJMUND

Z

okazji 15 rocznicy jej beatyfi- kacji, przemawiając w siepraw- skim sanktuarium, ks. kardynał Stanisław Nagy tak mówił: „Aniela Salawa z Sieprawia przyszła do Krakowa służyć. Z całą świadomością wybrała ten standard życia. Wiedziała, że nie będzie deptała po krakowskich wiel- kich ścieżkach, błyszczących dosto- jeństwem, że nie będzie uczęszczała na krakowskie uczelnie, że nie będzie brała udziału w konkursach naukowych.

Wybrała życie służącej, a potem stała się niemalże bezdomna… Ale pod szarą powłoką życia służącej płynęła wielka, bystra rzeka, która ją niosła na ołta- rze. To była rzeka jej życia wewnętrz- nego, jej spotkań z Panem Bogiem.

Nie siedziała na katedrze Jagiellonki, a przecież była mistrzynią w sprawach najważniejszych. Miała swoją własną szkołę. Szukała przede wszystkim życia pokornego, które na tym świecie jest zupełnie nienormalne, które nie jest łatwe”.

W rodzinnej szkole wiary Bohaterka tej wypowiedzi przy- szła na świat 9 września 1881 roku jako przedostatnie, dziewiąte dziecko Bartłomieja Salawy i jego żony – córki piekarza z Sułkowic – Ewy Bochenek.

Mieszkająca w podkrakowskiej wsi Sie- praw rodzina, mimo posiadania wła- snego gospodarstwa i wykonywanej przez ojca pracy kowala, wiodła bar- dzo skromne życie. Trudno się zresztą temu dziwić wobec stale narastającego wówczas ubożenia prawie wszystkich

(13)

13

APOSTOLSTWO CHORYCH

N A S I O R Ę D O W N I C Y

Służyć znaczy królować

– Błogosławiona

Aniela Salawa

galicyjskich wsi. Ta bieda nie ominęła i rodziny Salawów. Nie przeszkodziło im to jednak z radością witać na świecie kolejne dzieci, które od początku po- wierzali Bożej opiece i starali się wycho- wywać w wierze i pobożności. Zgodnie z zasadami, którym hołdowali, Anielkę już w czwartym dniu życia rodzice po raz pierwszy zanieśli do parafialnego kościoła św. Michała Archanioła, aby poprosić dla niej o chrzest.

Praktykowanym od zawsze zwyczajem rodziny Salawów była wspólna modlitwa i śpiew religijnych pie- śni oraz uczestniczenie w Eucharystii i nabo- żeństwach sprawowa- nych w parafialnym kościele. Na wiele rzeczy brakowało pie- niędzy; sama Aniela nieraz wspominała, że mama uczyła swe dzieci dużo praco- wać, a mało jeść. Na jedno wszakże nie mo- gło zabraknąć środków.

I choć nie była to wówczas powszechna praktyka, zwłasz- cza w ubogich domach, rodzice Anieli bardzo dbali o to, by w skrom- nej, domowej biblioteczce nigdy nie brakowało religijnych książek, które wieczorami, szczególnie w niedziele i w dni świąteczne, wspólnie czytano i rozważano. Wszystko to, ale zwłaszcza osobisty przykład rodziców, wywierał wielki wpływ na religijne życie dzieci.

Świadkowie opowiadali, że ojca Anielki

często widywano, kiedy wieczorami, po skończonej pracy, siadywał na progu domu i w cichym skupieniu odmawiał Różaniec, przesuwając ziarenka palcami spracowanych dłoni.

Początki służby

Rodzice bardzo kochali wszystkie swoje dzieci, ale trudne okoliczności ży- cia sprawiły, że nie mogli zapewnić swej

licznej gromadce szeroko pojętej edukacji. Aniela, choć była inteligentnym dzieckiem, podobnie jak reszta ro-

dzeństwa ukończyła jedynie funkcjonu-

jącą w Sieprawiu dwuklasową szko-

łę powszechną.

W tych czasach wielodzietne ro- dziny rzadko stać było na kształce- nie dzieci poza rodzinną miej- scowością. Zatem – po zakończeniu nauki czytania i pi- sania – wzorem sióstr, Aniela starała się pomagać rodzicom w gospodarstwie. Jej pomoc okazała się bardzo przydatna zwłaszcza wtedy, gdy starsze siostry wy- prowadziły się już z rodzinnego domu.

Kiedy Aniela ukończyła 16 rok życia, rodzice, chcąc poprawić byt materialny córki, planowali wydać ją za mąż, lecz ona stanowczo sprzeciwiła się ich woli.

Nieoczekiwanie dziewczynę poparły starsze siostry, namawiając Anielkę,

(14)

APOSTOLSTWO CHORYCH

14

by tak jak wcześniej one, podjęła pracę służącej w mieście. I tak w 1897 roku rozpoczął się krakowski etap życia Anie- li Salawy. Siostry, już nieco obeznane w krakowskim środowisku, pomogły jej pokonać tęsknotę za rodzinnym domem i znaleźć pierwszą pracę. Czyniły też wszystko, by ustrzec młodszą siostrę przed niebezpieczeństwami czyhający- mi w mieście na młodą, przybyłą ze wsi dziewczynę. Wielkim oparciem dla Anieli była zwłaszcza jej siostra Teresa, z którą czuła się związana szczególnie mocnymi więziami. Dlatego w styczniu 1899 roku tak bardzo wstrzą-

snęła nią choroba, a w końcu przedwczesna śmierć siostry.

Gruźlica zbierała wówczas wśród młodych ludzi swoje obfite, śmiertelne żniwo. Po tej tragicznej stracie Aniela jeszcze usilniej niż wcześniej zaczęła poszukiwać oparcia w Bogu, spędzając wiele chwil

na osobistej modlitwie i kontemplacji.

Mając 18 lat złożyła dozgonny ślub czy- stości, pragnąc poprzez ten akt oddania jeszcze bardziej zbliżyć się do Jezusa.

Marzyła, by wieść życie zakonnicy, ale wiedziała, że brak posagu i słaby stan zdrowia nie pozwolą jej na to.

Praca i modlitwa

Ciężka praca służącej w różnych krakowskich domach, nigdy – w ciągu całych dwudziestu lat jej wykonywania – nie była w stanie oderwać myśli Anieli od religii i wiary. Nie marnowała też żadnej okazji, aby być blisko Jezusa. To w bliskości z Nim odnajdowała siłę do

wykonywania codziennych, niełatwych obowiązków, od Jezusa uczyła się też pokornej służby ludziom i pełnej zgo- dy na życie, jakie stało się jej udziałem i ostatecznie powołaniem. Wszędzie, gdzie pracowała, czyniła to najlepiej, jak potrafiła. Starała się również, najczę- ściej jak było to możliwe, uczestniczyć we Mszy Świętej i przyjmować Komu- nię. To była jej prawdziwa duchowa Uczta. Aniela szczególnie upodobała sobie odwiedzanie kościołów ojców re- demptorystów i ojców franciszkanów, gdzie dekorowała ołtarze, przynosząc do kościoła kwiaty zakupione za zarobione pieniądze oraz haftowane przez siebie obru- sy. Na adorację Najświętsze- go Sakramentu miała zwyczaj wstępować do kościoła sióstr bernardynek.

W 1900 roku Aniela za- pisała się do założonego za- ledwie rok wcześniej Stowa- rzyszenia Sług Katolickich, któremu patronowała św. Zyta. Stowarzyszenie prowadziło schronisko dla bezdomnych dziewcząt, niewielki szpitalik, kuchnię i bibliotekę. Działalność w Stowarzy- szeniu sprawiała Anieli wiele radości i w dużej części wypełniała jej wolny czas. 15 maja 1912 roku rozpoczęła też nowicjat Trzeciego Zakonu św. Fran- ciszka, a 6 sierpnia 1913 roku złożyła tercjarską przysięgę. Należała również do Sodalicji Mariańskiej oraz do pro- wadzonego przez ojców redemptory- stów Arcybractwa Matki Bożej Nie- ustającej Pomocy. Udział we wszystkich tych wspólnotach traktowała bardzo

Czas znaczony

chorobą,

spędzała na

modlitwie.

(15)

15

APOSTOLSTWO CHORYCH

N A S I O R Ę D O W N I C Y

poważnie, uczestnicząc aktywnie w po- dejmowanych przez nie inicjatywach.

Pomagały jej one również pogłębiać wie- dzę religijną, uwrażliwiały na ludzkie potrzeby i umacniały w wierze. Dzię- ki nim poznała też misyjne potrzeby Kościoła i starała się, na miarę swych skromnych możliwości, wspierać je swo- ją modlitwą i ofiarami materialnymi. Nie zapominając zaś o długu wdzięczności, jaki zaciągnęła wobec własnych sióstr, zawsze starała się pomagać koleżankom, najczęściej służącym, kiedy tylko zna- lazły się w trudnej sytuacji życiowej.

W domu Fischerów

Aniela chętnie korzystała z ducho- wych rad i wskazówek swego spowied- nika, którym był gorliwy kapłan ks.

Stanisław Maciątek. Specjalnie dla niej przygotował on zbiór wielu praktycz- nych zasad, jakimi starała się kierować przez całe życie. Przez lata ta prosta służąca czytała również książki, których autorami byli najwięksi chrześcijańscy mistycy: św. Jan od Krzyża, św. Tere- sa z Avila czy św. Katarzyna z Genui.

Własne doznania duchowe, a także przemyślenia zainspirowane dziełami tych Świętych opisywała w Dzienniku, który prowadziła od 1916 do 1921 roku.

To z tego Dziennika pochodzi jej zna- ne wyznanie odnoszące się do Jezusa:

„Pragnę, abyś był tak uwielbiony, jak jesteś wyniszczony”.

Najdłużej – bo aż 11 lat – Aniela pracowała jako służąca w rodzinie kra- kowskiego adwokata Edmunda Fische- ra, gdzie cieszyła się dużym poważa- niem swoich pracodawców. Pani Maria

Fischerowa traktowała ją jak serdecz- ną przyjaciółkę. Wiele czasu wspólnie z chlebodawczynią Aniela spędzała na duchowych, ubogacających obie ko- biety rozmowach. W rodzinie Fische- rów Anielę zastała też pierwsza wojna światowa. Kiedy prawie wszystkich mieszkańców Krakowa ewakuowano z powodu zbliżającego się frontu, Anie- la pozostała w opuszczonym przez Fi- scherów domu sama. Miała teraz mniej zwykłych obowiązków, ale postanowiła nie marnować czasu. Chciała czuć się potrzebna, więc niosła pomoc i pocie- chę rannym żołnierzom. Odwiedzała ich w szpitalach i izbach chorych, dzieliła się z nimi swoimi racjami żywnościo- wymi, a gdy tych brakowało, przynosiła im choć słowa pociechy i nadziei oraz zachęcała do przyjęcia sakramentów świętych. Żołnierze w zamian odno- sili się do niej z wielkim szacunkiem.

Niektórzy nazywali ją nawet „świętą panienką”. Aniela nie czyniła różnic pomiędzy ludźmi. Dla niej bliźnim był każdy człowiek. Przychodziła z pomocą nie tylko polskim żołnierzom. Pomagała też jeńcom wojennym, zaś po wojnie dzieliła się swoimi skromnymi racja- mi żywnościowymi z najbiedniejszymi mieszkańcami miasta.

Okres spędzony na służbie w ro- dzinie Fischerów należał do najszczę- śliwszych w życiu przyszłej Błogosła- wionej. Ale jej sytuacja zmieniła się drastycznie po śmierci chlebodawczyni, a zwłaszcza wtedy, gdy z jej owdowia- łym mężem zamieszkała bez ślubu ko- bieta, która miała stać się odtąd nową panią domu. Pobożność i wyznawane

(16)

APOSTOLSTWO CHORYCH

16

wartości moralne nie pozwalały Anie- li akceptować w milczeniu zaistniałej sytuacji. Kiedy pewnego dnia zwróciła swej nowej pani uwagę, że w ten sposób nie powinna żyć, jej sytuacja stała się nie do pozazdroszczenia. Na biedną, praktycznie bezbronną służącą rzu- cono tak wiele oszczerstw, pomówień i oskarżeń, że w końcu musiała opuścić dom pana Fischera. Trudno wyobrazić sobie gorszą sytuację. Brak dachu nad głową i pracy oznaczał w praktyce brak środków do życia; nie miała też żadnych oszczędności. W dodatku długoletnia wytężona praca i kiepskie odżywianie się bardzo podkopały już i tak słabe zdrowie Anieli.

Opuszczona w chorobie Wspomniany wcześniej ks. kardynał Nagy mówił: „Aniela Salawa była profe- sorką życia w bardzo trudnych warun- kach, gdy jest bardzo ciężko, gdy łatwo o narzekanie. Była też mistrzynią innej szkoły. Szkoły najtrudniejszej. Szkoły cierpienia. To bardzo ważne uczyć się znoszenia cierpień. Krzyż prędzej, czy później każdemu z nas na drodze stanie.

I będziemy musieli trwać w tej szkole, aby ten krzyż udźwignąć. Aniela Sala- wa nie buntowała się, gdy przygniatał ją krzyż cierpienia tak fizycznego jak i duchowego”.

Z ogromną cierpliwością Aniela przyjmowała coraz bardziej nasilające się dolegliwości, które już wcześniej da- wały o sobie znać. Co najmniej od czasu wojny chorowała również na stwardnie- nie rozsiane, o którym w owych czasach wiedziano dużo mniej niż obecnie. Nie

ułatwiało jej to życia, zwłaszcza, że ob- jawy jej choroby spotykały się z dość powszechnym niezrozumieniem. W jej wyniku miewała coraz większe trudno- ści z chodzeniem, traciła wzrok i słuch.

Poważnie zachorowała też na raka żo- łądka i gruźlicę. To zrozumiałe, że przy tak nadwyrężonym zdrowiu znalezienie nowej pracy graniczyło z cudem.

Ostatnie pięć lata życia Aniela prze- żyła w skrajnym ubóstwie, zdana nie- mal wyłącznie na ludzkie miłosierdzie i dobroczynność. Zmieniała mieszkania na coraz skromniejsze, aż ostatecznie zamieszkała w malutkiej izbie, w nie- zdrowej suterenie przy ul. Radziwił- łowskiej 20. Jednocześnie, im bardziej była chora, tym większego doznawała opuszczenia; ludzie nie wiedzieli, w jaki sposób jej pomóc, termin „rehabilitacja”

praktycznie był nieznany, a poza tym po prostu obawiali się zarażenia. Aniela do nikogo nie żywiła o to urazy, wdzięcz- na za każdy okruch ludzkiej dobroci.

Czas znaczony chorobą i niesprawno- ścią spędzała na modlitwie, a wszystkie swe cierpienia ofiarowała w intencjach Ojczyzny, modląc się o wolną, wierną Chrystusowi Polskę. Wielkim ducho- wym wsparciem były dla Anieli wizyty, które z posługą sakramentalną składali jej ojcowie jezuici. To dzięki tej posłudze nie obawiała się cierpień, a zdarzało się, że prosiła o nie, chcąc mieć większy udział w krzyżu Chrystusa. Tak było między innymi w przypadku pewne- go młodego człowieka, który z powodu nieuleczalnej choroby chciał popełnić samobójstwo. Aniela prosiła wówczas Boga, aby mogła przyjąć na siebie jego

(17)

17

APOSTOLSTWO CHORYCH

N A S I O R Ę D O W N I C Y

cierpienia, a Bóg wysłuchał jej wielko- dusznej prośby.

Kult niezwykłej służącej Na krótko przed śmiercią Anie- lę przeniesiono do szpitalika przy ul.

Mikołajskiej, którym opiekowało się Stowarzyszenie św. Zyty. To tam przy- jęła sakrament namaszczenia chorych.

Zmarła 12 marca 1922 roku w opinii świę- tości, mając zaledwie 41 lat. Jej pogrzeb prowadzili ojcowie franciszkanie. Brali w nim udział także jezuici i redempto- ryści. Doczesne szczątki Anieli Salawy pogrzebano na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie, lecz po ekshumacji, 13 maja 1949 roku ostatecznie spoczęły w Kaplicy Męki Pańskiej kościoła św. Franciszka z Asyżu.

Stale rosnący kult krakowskiej słu- żącej stał się podstawą wszczęcia pro- cesu beatyfikacyjnego. Dokumentacją jej życia zajęli się ojcowie franciszkanie.

Oni również zbierali i spisywali przy- padki uzdrowień przypisywanych jej wstawiennictwu. Dla potrzeb procesu beatyfikacyjnego przyjęto uzdrowienie ośmioletniego mieszkańca Nowego Targu – Grzegorza Serafina. Dekret o heroiczności cnót Anieli ogłoszono 23 października 1987 roku w Rzymie, a 13 sierpnia 1991 roku papież Jan Pa- weł II podczas uroczystej Mszy Świętej w Krakowie ogłosił ją błogosławioną.

Przyznając, że wiele razy, jeszcze jako kardynał, modlił się przy doczesnych szczątkach Anieli Salawy, przywołał sło- wa nowej Błogosławionej, które niegdyś zanotowała w swoim Dzienniku: „Panie!

Żyję, bo każesz, umrę, bo zechcesz, zbaw

mnie, bo możesz”. Słowa te mogą stać się źródłem większej bliskości z Ukrzy- żowanym Jezusem dla tych wszystkich, którym nieuleczalna choroba, jaką cią- gle jest stwardnienie rozsiane, odebrała sprawność fizyczną i znacznie ograni- czyła możliwości życiowe.

Patronka chorych na SM Dzięki staraniom Polskiego Towa- rzystwa Stwardnienia Rozsianego kilka lat temu Kongregacja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów ogłosiła bł.

Anielę Salawę patronką osób dotkniętych stwardnieniem rozsianym.

Przykład bł. Anieli uczy, że można być świadkiem Chrystusa wiodąc zwy- czajne, naznaczone cierpieniem życie.

Nie ma też znaczenia, jakiego rodzaju pracę wykonujemy, jakie powołanie realizujemy, czy jak dalece są ograni- czone nasze życiowe możliwości. Aniela Salawa może być inspiracją także dla tych wszystkich, którzy starają się służyć Bogu poprzez pomoc ludziom chorym i niepełnosprawnym. Rozumiał to Jan Paweł II, który w swoich wypowiedziach często stawiał bł. Anielę obok św. Ja- dwigi Królowej Polski. Mówił: „Niech się zjednoczą w naszej świadomości te dwie kobiece postaci: królowa i służą- ca! Czyż całe dzieje świętości chrze- ścijańskiej duchowości budowanej na ewangelicznym wzorze, nie wyrażają się w tym prostym zdaniu: służyć Bogu – to znaczy królować? Tę samą prawdę wyraża życie wielkiej królowej i życie prostej służącej”.

q

(18)

APOSTOLSTWO CHORYCH

18

Niebo niespokojne

/Fragmenty świadectwa/

SABINA URBANIAK

P

ragnę krótko opowiedzieć histo- rię mojego życia i kilku wydarzeń, które dla mnie samej pozostają ta- jemnicą i zadziwiającym darem.

Coś nowego

Byłam zdrową i silną dziewczyną.

Przyszedł rok 1970. Nagle zaczęło dziać się coś niepokojącego z moim zdrowiem.

Któż z nas nie zna tego stanu, kiedy pierwsze objawy choroby zaczynają wkradać się w życie, najpierw niby to nie- winnie, a z czasem coraz bardziej burzą jego dotychczasowy rytm. Sześciotygo- dniowy ból głowy z utratą przytomno- ści poprzedził diagnozę: stwardnienie rozsiane. Zaraz przy pierwszym rzucie choroby zostałam całkowicie przykuta do łóżka. Trudne było to przejście z życia w ciągłym ruchu do takiego zakotwicze- nia w miejscu. Nabywałam trudnych do- świadczeń bycia pacjentem, odsyłana ze szpitala do szpitala przez 7 lat. Pamiętam, że moje łóżko znajdowało się przy oknie, przez które oglądałam niebo. Mój kwa- drat nieba był równie niespokojny jak ja.

Kiedyś tylko obserwowałam sceny ze szpitalnego życia, bo w nim pracowałam.

Teraz sama zostałam uczestniczką tej szpitalnej codzienności. Upokarzająca rutyna zabiegów, kiedy trzeba pozbyć się dumy i miłości własnej. Dramat bezsilno- ści i uzależnienia. Mozolna rehabilitacja.

Z czasem, po okresie początkowego szoku wywołanego nową sytuacją, zaczę- łam szukać takich sposobów aktywności, które byłyby na miarę moich sił i pozwo- liłyby te mizerne siły wykorzystać. Jest taka dobra zasada, która mówi, że lepiej skupić się na tym, co człowiekowi jesz- cze pozostało, niż rozpamiętywać to, co utracił. Z drugiej strony, moi przyjaciele cały czas byli blisko, myśleli jak i w czym pomóc. Dzięki nim ukończyłam studia, mimo iż byłam przykuta do łóżka. To wielki dar zaznać prawdziwej, głębokiej przyjaźni.

Pozostać aktywnym

Kolejny etap rozwoju choroby wyma- gał „zaprzyjaźnienia się” z wózkiem inwa- lidzkim. Przyszło mi to chyba łatwiej niż oswojenie się z ciągłym leżeniem w łóżku.

Pewnie już dojrzalej patrzyłam na sprawę i nie widziałam w wózku symbolu własnej klęski, a jedynie środek który umożliwi mi zachowanie kontaktu z zewnętrznym światem. Możliwość prowadzenia aktyw- nego życia była dla mnie ważna, więc

(19)

19

APOSTOLSTWO CHORYCH

P A N O R A M A W I A R Y

jeśli wymagała pogodzenia się z wóz- kiem, było dla mnie oczywiste, że mu- szę to zrobić. Ucząc się żyć z przewlekłą chorobą, trzeba w pewnym momencie ustalić sobie hierarchię ważności spraw.

Bezczynne siedzenie w domu zupełnie nie leżało w mojej naturze. Zaczęłam więc szukać czegoś czym mogłabym się zająć, mając dużo czasu i niewiele sił.

Sporo myślałam wtedy o innych oso- bach, które przechodzą przez podobne doświadczenia i o tym, że chciałabym być z nimi, włączyć się w organizowanie wzajemnej pomocy.

Zaczął się ważny rozdział mojego ży- cia, jakim było Stowarzyszenie SM i Ro- dzina Matki Bożej Bolesnej. Nie będę tu wspominać żadnych działań, w których brałam udział, chcę tylko napisać o lu- dziach – o chorych, których spotkałam.

Wśród tych kontaktów wiele było prze- lotnych spotkań, zaledwie kilka minut rozmowy, ale każde z nich mam do dziś

w pamięci i w sercu. Były też kontakty trwające wiele lat, które przerodziły się w przyjaźnie. Wszystkie one pozostały jakimś życiowym bogactwem dla mnie.

Wszystkie jakoś wpłynęły na moje pa- trzenie na ludzi i świat. Uczyły pokory wobec drugiego człowieka, którego ży- cie wydawało się czasem tak trudne, ból tak duży, że nie do uniesienia. Uczyły przyjmować życiowe trudności nie tra- cąc nadziei, pogody ducha, wewnętrznej radości.

Bez odwrotu

Przyszedł czas trudniejszy – stan mój się pogorszył – pęknięcie żołądka, ciężka operacja. Nie mogłam przyjmo- wać żadnych posiłków, miałam silne bóle, czasami nie do wytrzymania i nie- ustanne krwotoki. Diagnoza: nowotwór żołądka i przełyku. Nie mogłam się po- ruszać i prawie nie mogłam oddychać.

Zaczęły się długie miesiące dosłownego

WALLPAPERCASA.COM

(20)

APOSTOLSTWO CHORYCH

20

balansowania na granicy życia i śmierci.

Nagłe zapaści i okresy trochę stabilniej- sze, w których jednak cały czas duszność była tak duża, że nie mogłam mówić i po- łykać. Początkowo byłam przekonana, że taki stan potrwa trochę i wszystko wróci do normy, że będę mogła znowu siąść na wózek i żyć jak dotąd. Pomału jednak docierało do mojej świadomości, że to nie jest stan przejściowy. W mo- mencie kiedy zakończyły się badania i konsultacje dotyczące stawiania nowej diagnozy zapytałam wprost o rokowa- nia na przyszłość. Nie umiałam żyć, nie znając prawdy. Okazało się, że nie ma szans na poprawę. Ten dzień będę za- wsze pamiętać. Leżałam wtedy na „eRce”, kompletnie sparaliżowana, dusząc się.

On jest Panem!

Paradoksalnie doświadczyłam wte- dy bardzo mocno, że prawdziwie ponad tym wszystkim jest Pan Bóg, że gdy jest najciemniej i najtrudniej, Pan Jezus praw- dziwie jest najbliżej i że absolutnie nic nie jest w stanie Mu przeszkodzić, aby ludzkie serce utulić swą miłością. Jest w tym bólu i cierpieniu, koi taki strasz- ny ludzki lęk, poczucie, że wszystko już zawiodło, że medycyna nie jest w stanie ani trochę uśmierzyć cierpienia. Fizycz- nie może nie być żadnej ulgi i niby nic się nie zmienia, a jednak... zmienia się wszystko. Tylko ufność, taka bezgranicz- na i wbrew wszystkiemu, że On jest i czu- wa nad wszystkim, może być lekarstwem dla człowieka w takim stanie. „Bo góry mogą ustąpić i pagórki się zachwiać, ale miłość moja nie odstąpi od ciebie – mówi Pan” (Iz 54, 10). Wszystkie ludzkie środki

mogą zawieść, ale Jego miłość nigdy nie zawiedzie.

W życiu doznałam różnych cierpień, różnych bolesnych doświadczeń. Tylko z Bożą pomocą zniosłam je wszystkie i cierpiałam w łączności z Jezusem. Obec- nie nie chciałabym się z nikim zamienić na inny los, bo czuję, że Bóg specjalnie przeznaczył go dla mnie. Kocham Go za to, że nauczył mnie jak zmieniać cierpie- nia w skarb nieocenionych zasług. Prze- żyte cierpienia sprawiają, że jestem tym, kim jestem. One mnie zmieniły i pocią- gnęły za Nim. One rzeźbiły mój charakter, ubogacały mą duszę, uszlachetniały ją, upodabniały bardziej do Niego, Męża Boleści. Dziękuję za nie. Choć zawsze wzdrygam się i drżę na całym ciele na myśl o nowych doświadczeniach, wiem, że przez nie jeszcze bardziej pragnie ubo- gacić mą duszę. Całkowicie oddałam się Bogu, zawierzyłam Jego planom, zaufa- łam Jego miłości. Przez miłość jednoczę się ze wszystkimi cierpiącymi. Daleko mi do wyżyn doskonałości. Brak mi do tego dostatecznej siły, wiary i miłości, które dają odwagę. Życie moje jest wielką niewiadomą. Jestem jednak spokojna, bo zawierzyłam Bogu. Otrzymałam od Boga wiele łask, których może nie umiałam kiedyś dostrzec. Patrząc z perspektywy lat na własne życie uświadomiłam sobie, że mam za co Panu Bogu dziękować.

Zdobyłam wykształcenie, zawód, wspa- niałych przyjaciół. Mam czas na to, by dziękować Bogu za Jego dary. Przecież zanim brylant zacznie lśnić, musi naj- pierw przejść szlif. Tak też było i jest w moim życiu.

q

(21)

21

APOSTOLSTWO CHORYCH

P A N O R A M A W I A R Y

Złapałem rąbek

Jego szaty

/Świadectwo lekarza/

DR THEODOR GORDON

N

azywam się Theodor Gordon.

Pracuję w Klinice Grosshadern Medical Center w Monachium, jestem onkologiem i prowadzę pacjentkę panią Sabinę Urbaniak. Jestem związa- ny z Polską, ponieważ moi dziadkowie pochodzą z Bydgoszczy. Po rozmowie z pewnym księdzem zdecydowałem się napisać w jaki sposób doszło do mojego nawrócenia i jaki udział miała w tym pani Sabina.

Na ratunek

Pani Sabina od dziecka chorowała na serce i reumatoidalne zapalanie sta- wów. Od 1970 roku choruje także na stwardnienie rozsiane, a w późniejszych latach dodatkowo pojawił się rozległy nowotwór. W 2008 rozpoznano u niej guza mózgu – glejaka złośliwego wro- śniętego w przysadkę. Na początku 2009 roku zwrócili się do mnie dr Iwona Si- wińska i dr Włodzimierz Glinkowski

– onkolodzy z Polski, szukając ratunku dla swej zaprzyjaźnionej pacjentki. Po wykonaniu badań nie chcieliśmy podjąć się żadnego leczenia z uwagi na to, że stwierdziliśmy wiele guzów rozsianych po całym organizmie i nasza opinia była jednoznaczna: nic nie można już zro- bić. Lekarze ci jednak byli nieustępliwi i w końcu nas przekonali.

Przeprowadziliśmy jeszcze raz ba- dania i podjęliśmy się operacji wyssania guza, która była bardzo ciężka i ryzy- kowna. Pacjentka nie miała dużych szans na przeżycie. W tym czasie przychodziło do kliniki wielu księży, którzy odprawiali Msze mimo, iż byliśmy temu przeciwni.

Pani Sabina cudem wyszła ze śpiącz- ki – ale nie była w stanie zapamiętać żadnych informacji, nie wiedziała jak się nazywa.

Z czasem ujawnił się u chorej rak kości i kręgosłupa, który wrósł między żebra i zajął znaczną część opłucnej.

Do tego groźna bakteria zaatakowała cały organizm i powstał ropień wątro- by. Powikłania nieleczonego lub też źle

(22)

APOSTOLSTWO CHORYCH

22

leczonego ropnia wątroby mogą prowa- dzić do upośledzenia pracy wątroby, aż po jej całkowite wyniszczenie.

Skała niewiary

Mówiłem wszem i wobec, że jestem ateistą. Chwaliłem się tym głośno na każdym kroku, podśmiewałem się z tych, którzy wierzą. Przed operacją pani Sabiny spontanicznie poprosiłem ją, aby powiedziała coś, co mógłbym zapamiętać. Wówczas chora zrobiła znak Krzyża i powiedziała: „Niech będzie po- chwalony Jezus Chrystus”. Tymi słowami żyję do dziś. Nie potrafię tego

wyjaśnić, ale wtedy dokonało się w moim sercu coś niezwy- kłego. Skałę niewiary skruszyło krótkie i proste wyznanie – po- zdrowienie chrześcijańskie.

Po przeszło trzech latach od tamtej operacji, ja – lekarz ateista – zapukałem do drzwi Kościoła, by prosić o sakra-

ment chrztu świętego. Teraz poczułem, że jestem na właściwej drodze, gdy ka- płan powiedział mi, że najważniejsza jest wiara w Boga i przyjęcie Pana Jezusa do swojego serca. Jako lekarz na nowo od- krywam świętość ludzkiego życia. Dzięki prostemu świadectwu pani Sabiny, po raz pierwszy w swoim życiu, zacząłem dopuszczać do siebie myśl o istnieniu Boga. Po prostu zaskoczyła mnie siła jej miłości i modlitwy.

Bóg dał się odnaleźć!

Zacząłem się zastanawiać, jak to możliwe, że w tak trudnym położeniu choroby i cierpienia można z siebie

tyle dawać. Zacząłem rozumieć, że Bóg w swej łasce chce przez tę chorą osobę wskazać mi drogę do zbawienia i okazać swoje Miłosierdzie. Było mi przeznaczone spotkanie i leczenie tej pacjentki w poszukiwaniu Tego, bez którego byłbym zgubiony i pozbawio- ny szczęścia. Teraz jednak uchwyciłem się rąbka Jego szaty w nadziei. Posta- nowiłem oddać swoje życie Bogu i chcę Go poznawać. Chwała Mu, że dał mi się odnaleźć! Proszę Boga by umacniał mnie w wierze i dziękuję Mu za nowe życie w Jezusie Chrystusie. Dzięki Jezusowi mogę być oczyszczony z moich grzechów i stać się dzieckiem Bożym. Teraz jestem nowym człowiekiem! Zrozumiałem, że to Bóg jest Panem każdego ludzkiego życia, a nie lekarz.

Pacjentka zaufała Panu Bogu, a ja teraz wierzę że uda nam się ją z Bożą pomocą uratować. Być może Pan Bóg postawił ją na mojej drodze życia w takim a nie innym stanie, bym naprawdę uwierzył, że Bóg istnieje.

Wiele lat przygotowywałem się do przyjęcia Pierwszej Komunii Świętej i uczyniłem to 10 lutego 2015 roku.

Podczas wspomnianej operacji pani Sabiny modliłem się przez wstawien- nictwo św. Ojca Pio i św. Jana Pawła II.

Od pani Sabiny wiele się uczę i wciąż jestem zaskakiwany. Dziękuję Bogu za to doświadczenie. Alleluja!

q

Jako lekarz

na nowo

odkrywam

świętość

ludzkiego życia.

(23)

23

APOSTOLSTWO CHORYCH

W C Z T E R Y O C Z Y

Rozpaczy gram na nosie

Katarzyna Fornalczyk cierpiąca na stwardnienie rozsiane opowiada o swoim sposobie radzenia sobie z nieuleczalną chorobą.

REDAKCJA: Kiedy zachorowałaś na stward- nienie rozsiane?

KATARZYNA FORNALCZYK: – Diagnozę posta- wiono pięć lat temu, ale choroba rozwi- jała się u mnie już znacznie wcześniej.

Miałam kilka dziwnych objawów, których jednak lekarze nie wiązali z SM. Wszyscy myśleliśmy, że zwyczajnie trochę zaczyna szwankować mi zdrowie, ale nie było to – przynajmniej na początku – powodem wielkiego niepokoju.

W końcu jednak coś Cię zaniepokoiło...

– Tak. Najpierw bardzo gwałtownie pogorszył mi się wzrok. Jednak tym, co zaniepokoiło mnie najbardziej była czę- ściowa utrata słuchu. Cały czas czułam się tak, jakbym włożyła sobie do uszu stopery, albo jakbym nurkowała w głę- bokim basenie. Żebym mogła cokolwiek usłyszeć, trzeba było bardzo głośno do mnie mówić, a i to czasem nie wystarcza- ło. Ponieważ nigdy wcześniej nie miałam problemów laryngologicznych, od razu zgłosiłam się do lekarza. Kiedy wykluczo- no zapalenie ucha i infekcję bakteryjną, zlecono rezonans magnetyczny. Wtedy okazało się, że cierpię na SM.

Miałaś wówczas 28 lat.

– Tak, teraz mam 33. Można powie- dzieć, że mój przypadek jest „książko- wy”. Diagnoza w młodym wieku, kolejne rzuty choroby i dłuższe okresy poprawy.

Rehabilitacja, odpowiednie dawkowanie leków i pobyty w szpitalu są teraz moją codziennością.

Ale Twoja codzienność, jak wiem, nie składa się tylko z leczenia. Właściwie należałoby powiedzieć, że stanowi ono zaledwie niewielką część Twojego życia, bo dokonuje się niejako „przy okazji, z roz- pędu”. Ty masz na głowie dużo ciekawsze sprawy...

– Trudno nie przyznać ci racji. Oczy- wiście leczę się i rehabilituję, ale nie sku- piam się na tym. Z chwilą postawienia diagnozy dotarło do mnie, że moje życie się zmieni i że powinnam – na ile to możliwe – jak najlepiej przeżywać każdy podarowany mi dzień.

Co dla Ciebie oznacza stwierdzenie „jak najlepiej”?

– Jak najlepiej – czyli tak, abym to ja miała chorobę w garści, a nie choroba

(24)

APOSTOLSTWO CHORYCH

24

mnie. Ludzie w bardzo różny sposób przeżywają doświadczenie choroby, zwłaszcza ciężkiej lub nieuleczalnej.

Każdy ma prawo do tego, by chorować po swojemu. Jeden potrzebuje więcej czasu, by pogodzić się z cierpieniem, ktoś inny od razu akceptuje swoją sy- tuację. Nikt nie powinien kogokolwiek w tym względzie oceniać. Po prostu każ- dy człowiek jest inny i ma swój sposób radzenia sobie z chorobą. Ja akurat należę do osób bardzo energicznych i optymi- stycznie nastawionych do świata. Nigdy nie brakowało mi pomysłów i chęci do życia. Odkąd pamiętam, zawsze dosyć dobrze radziłam sobie w sytuacjach kry- zysowych i starałam się nie poddawać smutkowi czy zniechęceniu. Podobnie było w przypadku wiadomości o tym, że jestem nieuleczalnie chora. Oczywiście ta diagnoza głęboko mną wstrząsnęła i wycisnęła wiele łez, ale dosyć szybko

„przywołałam się do porządku” i posta- nowiłam wziąć się w garść.

Pomogli Ci najbliżsi?

– Oni przede wszystkim. Wiernie trwało przy mnie także kilkoro przyjaciół.

Szczególnie jednak chciałabym wspo- mnieć w tym miejscu pewnego kapłana, który bardzo mi pomógł i nadal pomaga.

Przez lata związana byłam z Duszpaster- stwem Akademickim i z działającą przy nim niewielką grupą modlitewną. Kapła- ni, którzy opiekowali się nami, zmieniali się co jakiś czas. Kiedy wiedziałam już o swojej chorobie, w Duszpasterstwie pojawił się ks. Szymon. Zainteresował się, dlaczego poruszam się na wózku, chciał poznać moją historię. Ponieważ

wzbudzał zaufanie, opowiedziałam mu o sobie. Bardzo poruszyła go moja opo- wieść. Odkąd dowiedział się, że jestem chora, zadeklarował swoją stałą pomoc.

Nie ma tygodnia, aby nie zapytał o to, jak się czuję i czy czegoś potrzebuję.

Zawsze gotowy jest mnie wysłuchać i okazać wsparcie. Nie narzuca swojej obecności, ale zawsze pojawia się, kiedy akurat jest potrzebny. Ma taką zadziwia- jącą zdolność nie przechodzenia obok ludzkich dramatów z obojętnością. Kiedy czasem nie wie, co powiedzieć i jak mnie pocieszyć, kładzie rękę na moim ramie- niu i zapewnia: „Jestem z tobą i oddaję cię Jezusowi”. To mi wystarczy, by nie stracić nadziei. Bóg zawsze był obecny w moim życiu i dlatego świadomość, że ktoś modli się za mnie, że oddaje mnie Bogu, daje mi taką siłę.

Pismo Święte uczy, że mieć obok siebie wiernych przyjaciół, znaczy tyle samo, co znaleźć drogocenny skarb. Ty swój skarb już odnalazłaś.

– Odnalazłam i jestem wdzięczna Opatrzności, że posłała do mnie cudow- nych ludzi, którzy pomagają mi bezin- teresownie i z oddaniem. Nie sposób o nich wszystkich tutaj opowiedzieć.

Swój dług wdzięczności wobec nich spłacam, przesuwając między palcami koraliki różańca i modląc się w inten- cjach, które czasem mi „podrzucają”. A to córka koleżanki ma ważną klasówkę, a to u sąsiada panoszy się grypa, a to znowu ktoś inny od dawna bezskutecz- nie poszukuje pracy. Ta moja modli- twa jest czymś, co jeszcze mogę dać innym od siebie. Do tego nie trzeba być

(25)

25

APOSTOLSTWO CHORYCH

W C Z T E R Y O C Z Y

CANSTOCKPHOTO.PL

sprawnym i wysportowanym. Wystarczą wiara i otwarte serce.

– Wiem, że modlitwa nie jest jedynym darem, który dajesz swoim najbliższym i przyjaciołom. Masz wiele ciekawych talentów i chętnie się nimi dzielisz.

– „Talenty” to może zbyt wielkie sło- wo, ale faktycznie staram się nie tracić czasu i robić coś pożytecznego. Kiedy zachorowałam, zrozumiałam, że dla własnego dobra powinnam zająć się czymś, co nie tylko pomoże mi w reha- bilitacji, ale przede wszystkim pozwoli pomnożyć jakieś konkretne dobro. W ten sposób zrodził się pomysł malowania na szkle. Początki były trudne, ale potem wszystko potoczyło się błyskawicznie.

Skończyłam specjalny kurs, kupiłam potrzebne materiały i wzięłam się do roboty. To, co uda mi się namalować, sprzedaję za drobne kwoty, a pieniądze przekazuję na fundacje, które wspierają

rehabilitację osób po wypadkach. Nie są to jakieś wielkie pieniądze, ale daję tyle, ile mogę. Przynosi mi to ogromną radość. Jestem potrzebna i czuję, że coś jeszcze ode mnie zależy. W ten sposób radzę sobie z tym wszystkim, co przy- nosi ciężka choroba. Malowanie jest dla mnie czymś w rodzaju terapii, czymś, co nie pozwala mi popaść w zniechę- cenie. Przez to moje malowanie, gram rozpaczy na nosie. Bywa przecież wiele bardzo trudnych momentów, w których nie radzę sobie najlepiej. Jestem ciężko chora i mam wiele ograniczeń. Ale wła- śnie wtedy powtarzam sobie, że warto wysilać się dalej i zbytnio nie narzekać.

Rozpacz nie ma wówczas szans!

– Dziękuję Ci za to świadectwo pogodnej codzienności i za to, że ciągle chcesz dawać siebie innym.

rozmawiała: RENATA KATARZYNA COGIEL

(26)

APOSTOLSTWO CHORYCH

26

Zachęcamy do nadsyłania na adres redakcji intencji do modlitwy wstawienniczej, a zarazem apelujemy – szczególnie do Chorych – aby swoje cierpienia zechcieli ofiarować we wszystkich nadsyłanych intencjach. Będzie to piękna i konkretna realizacja drogi ich apostolstwa.

Pogotowie

modlitewne

Modlimy się:

1. W intencji pokoju na świecie, 2. W intencji misji na świecie

i prześladowanych chrześcijan, zwłaszcza w Syrii, Iraku i Egipcie, 3. W intencji wszystkich kapłanów

o świętość życia,

4. W intencji wszystkich członków, czytelników i dobrodziejów Apostolstwa Chorych,

5. W intencji wszystkich chorych, którzy piszą lub dzwonią do Apostolstwa Chorych,

6. W intencji lekarzy i studentów medycyny o posługę chorym zgodną z Deklaracją Wiary,

7. O duchowe owoce Roku Wiary, 8. O duchowe owoce kanonizacji Jana XXIII

i Jana Pawła II,

9. W intencji wyjeżdżających na misje, 10. O zdrowie i Bożą opiekę dla Ewy, 11. O dobre relacje w rodzinie Gabrieli, 12. O pozytywną decyzję kredytową, 13. O dar potomstwa dla Moniki i Jarosława,

14. O szacunek dla chorych i odrzuconych, 15. W intencji wnuków i prawnuków o dar

dobrych współmałżonków, 16. O nawrócenie grzeszników,

17. O dar czystości i trzeźwość w rodzinie, 18. W intencji Ojczyzny,

19. W intencji osób sprawujących władzę, 20. W intencji rodziny Goldberg o łaski, 21. W intencji Mirosława i Andrzeja o łaski, 22. O łaski dla Heleny i Władysława, 23. O potrzebne dary duchowe i materialne, 24. W intencji Józefy z rodziną o łaski, 25. O pomyślną operację dla Heleny, 26. W intencji Grażyny o zdrowie i łaski, 27. O łaskę powrotu do Kościoła dla dzieci, 28. W intencji Krzysztofa Warnke,

29. O dar uzdrowienia dla Marii Pietrzyk, 30. O Bożą opiekę dla syna Bogdana, 31. W intencji Janiny o dar zdrowia, 32. O zdrowie i ulgę w cierpieniu dla Marii, 33. O dar zdrowia dla Jolanty,

34. W intencji rodziny o dar zdrowia, 35. O łaskę pojednania w rodzinie Teresy, 36. O szczęśliwe rozwiązanie dla Moniki,

(27)

27

APOSTOLSTWO CHORYCH

M O D L I T W Y C Z A S

37. O zdrowie dla Henryki, Marii i Pawełka, 38. W intencji pensjonariuszy DPS,

39. W intencji Pawła o potrzebne łaski, 40. O siły i zdrowie dla Stanisławy i Józefa, 41. W intencji Polaków na obczyźnie, 42. O uzdrowienie relacji z rodziną, 43. W intencji personelu medycznego, 44. O łaski dla Marii i Włodzimierza, 45. W intencji Ireny i Franciszka o dar zdrowia

oraz o łaskę nawrócenia, 46. O pomyślne załatwienie spraw

urzędowych i zdrowie dla Piotra, 47. O rozwiązanie trudności w życiu Ireny, 48. O łaski dla przyjaciół i znajomych, 49. W intencji wszystkich matek o łaski, 50. O łaski i zdrowie dla Krystyny i Andrzeja, 51. O łaski dla przebywających w szpitalu, 52. W intencji Gabrieli o zdrowie i łaski, 53. O łaski dla siostry, siostrzenicy i Mariana, 54. W intencji Tadeusza o zdrowie i łaski, 55. O dar trzeźwości dla syna Mirosława, 56. O dar nawrócenia w rodzinie,

57. O zdrowie i dobrą pracę dla Danuty, 58. O zdrowie i łaski dla Ireny,

59. O łaski dla Joanny, Agnieszki i Jadwigi, 60. O łaski dla Grzegorza, Patryka i Daniela, 61. O dar zdrowia dla Marty,

62. O zdrowie i łaski dla całej rodziny, 63. O łaskę nawrócenia dla Kamila, 64. O pomyślny przebieg ciąży, 65. W intencji Janusza Cieślika o łaski, 66. O łaski i siły dla syna z rodziną, 67. O pomyślne zdanie egzaminu, 68. W intencji Elżbiety o dar zdrowia, 69. W intencji syna o potrzebne łaski, 70. Za zmarłych z rodziny Warnke, 71. Za zmarłego syna Michała,

72. Za zmarłych z rodziny o dar nieba, 73. Za zmarłą Urszulę o życie wieczne, 74. Za zmarłego ks. Piotra o dar nieba, 75. Za zmarłą Marię Józefowicz, 76. Za zmarłych pacjentów hospicjum, 77. Za zmarłą Irenę i zmarłych z rodziny, 78. Za zmarłą Zuzannę i zmarłych z rodziny.

Nadsyłane intencje modlitewne publikujemy także na naszej stronie internetowej: www.apchor.pl

BACKGROUNDS.HD

(28)

APOSTOLSTWO CHORYCH

28

Papieskie intencje

Apostolstwa Modlitwy

MAJ:

Intencja powszechna:

Abyśmy odrzucając kulturę obojętności, mogli zajmować się cierpieniami bliźniego, a szczególnie chorych i ubogich.

Intencja ewangelizacyjna:

Aby wstawiennictwo Maryi pomagało chrześcijanom żyjącym w środowiskach zsekularyzowanych z gotowością głosić Jezusa.

CZERWIEC:

Intencja powszechna:

Aby migranci i uchodźcy byli dobrze przyjmowani i traktowani z szacunkiem w krajach, do których przybywają.

Intencja ewangelizacyjna:

Aby osobiste spotkanie

z Chrystusem wzbudziło w wielu młodych pragnienie poświęcenia Mu siebie w kapłaństwie lub życiu konsekrowanym.

II Krucjata Modlitwy

w Intencji Ojczyzny

MAJ:

Aby miłość do Maryi wiązała się z naśladowaniem Jej postawy wobec Boga i ludzi.

CZERWIEC:

Aby członkowie ruchów kościelnych z nowym dynamizmem podjęli apostolstwo w trudnych obszarach życia społecznego.

WWW.WIKIMEDIA.PL BACKGROUNDS.HD

(29)

29

APOSTOLSTWO CHORYCH

M O D L I T W Y C Z A S

Droga nawrócenia

sZKołamodlitwy. Ważnym krokiem prowadzącym do nawrócenia jest spotkanie się ze swoim sercem. Ktoś powiedział, iż najważniejszą, a może nieraz najdłuższą i najtrudniejszą drogą, którą każdy człowiek powinien przebyć w swoim życiu jest droga od jego rozumu do serca.

KS. WOJCIECH BARTOSZEK

W

przyszłym roku będziemy ob- chodzili w naszej Ojczyźnie 1050-lecie Chrztu Polski.

Aby dobrze przygotować się do tych obchodów Episkopat Polski zapropo- nował trzyletni cykl formacyjny.

W zeszłym roku Kościół w Polsce pochylał się nad tematyką kerygmatu, czyli pierwszego głoszenia Ewangelii.

Przyszły rok liturgiczny będzie zapro- szeniem do uroczystego odnowienia łaski chrztu świętego, najpiękniejsze- go daru otrzymanego od Boga. Przez chrzest zawarliśmy z Bogiem nieroze- rwalne przymierze, otwierające nam drogę do Nieba. Powracamy do tego wydarzenia, odkrywając bogactwo łask: dostąpiliśmy godności dziecka Bożego, chrzest zgładził grzech pier- worodny, staliśmy się pełnoprawnymi członkami wspólnoty Kościoła. Nasza wiara nie zrodziłaby się, gdyby nie została nam przekazana przez rodzi- ców, dziadków. Szukając korzeni wiary

w naszym narodzie, dochodzimy do 966 roku. W przyszłoroczne obchody 1050-lecia Chrztu wpisują się Światowe Dni Młodzieży w Krakowie, na które przybędzie Ojciec Święty Franciszek.

Odkrywając bogactwo duchowe sakra- mentu chrztu świętego, z którego my i nasi poprzednicy w wierze korzystali, chcemy myśleć o kolejnych pokoleniach chrześcijan. Świętowanie Dni Młodzie- ży w Krakowie jest więc wyrazem troski o wiarę przyszłych pokoleń, to niejako przekazanie „sztafety wiary” dzieciom, wnukom, prawnukom… Otoczmy więc szczególną modlitwą młodych z całego świata, którzy przybędą do Krakowa na Światowe Dni.

W obecnym roku liturgicznym Ko- ściół w Polsce, przypominając słowa Pana Jezusa: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” (Mk 1, 15), prowadzi nas na drogę nawrócenia. Przywołana trzylet- nia duchowa droga jest pogłębieniem naszej więzi z Chrystusem, odkrywa- nia Jego śladów w naszej codzienności, jest Dobrą Nowiną. Proponuję, abyśmy w Szkole Modlitwy pochylili się nad

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zastanów się nad tym tematem i odpowiedz „czy akceptuję siebie takim jakim jestem”?. „Akceptować siebie to być po swojej stronie, być

Kiedy wszystkiego się nauczyłem i swobodnie posługiwałem się czarami, to czarnoksiężnik znów zamienił mnie w człowieka... 1 Motywacje i przykłady dyskretnych układów dynamicz-

apostołów naśladujących samego Chry- stusa. Podczas kolejnej przerwy na po- siłek czy wypoczynek kapłani mieli czas na indywidualne rozmowy z chorymi oraz odwiedzali tych, którzy

To od niego usłyszałam, że cierpienie jest powołaniem i że gdy ono nas dotyka nie mamy pytać Boga „dlaczego?”, lecz raczej o to, co Bóg chce osiągnąć przez nasze

Bo przecież tylko spełnienie się woli Bożej jest dla mnie gwarancją szczęścia – także wtedy, jeśli jest to spełnienie przez krzyż. Bo wola Ojca jest cała mi- łością

Raz już prawie uległ, lecz kiedy wszedł do baru nagle po- czuł się bardzo samotny i zrozumiał, że nie należy już do tego miejsca, że to już nie jest jego świat.. Wyszedł

Otóż 27 stycznia 1968 roku papież Paweł VI przychylił się do prośby bisku- pów polskich, aby uroczyście zatwierdzić wybór Matki Bożej Uzdrowienia Cho- rych na

Dodatkowo ruch przyczynia się do zwalczania stanów depresyjnych oraz redukuje stres, a dzięki obniżonemu poziomowi stresu nauczysz się myśleć pozytywnie.. Sport dodaje