• Nie Znaleziono Wyników

Apostolstwo Chorych, 2015, R. 86, nr 3

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Apostolstwo Chorych, 2015, R. 86, nr 3"

Copied!
44
0
0

Pełen tekst

(1)

L I S T D O O S Ó B C H O R Y C H I N I E P E Ł N O S P R A W N Y C H

O innych „kółkach”

marzyłem - s. 22

CANSTOCKPHOTO.PL

(2)

„Maria z Dzieciątkiem oraz święte Perpetua i Felicyta” ok. 1520 r., autor nieznany, Muzeum Narodowe w Warszawie

BOHATERKI WIARY

L

iturgiczne wspomnienie męczeńskiej śmierci Perpetuy i Felicyty obchodzimy w Kościele 7 marca. Te dwie mężne kobiety wolały zginąć na arenie niż wyrzec się wiary w Jezusa. Większość źródeł podaje, że Perpetua i Felicyta krótko przed swoją śmiercią urodziły dzieci, zaadoptowane potem przez chrześcijan.

WWW.FREECHRISTIMAGES.ORG

(3)

W M A RCOW YM LIŚCIE

N A S Z A O K Ł A D K A

O innych „kółkach” marzyłem

Osoby niepełnosprawne ruchowo są często bardzo zaradne i pogodzone z życiem. Zdrowi mogą się od nich uczyć.

4

Z B L I S K A

Świat tuż obok

Krótko o sytuacji osób niepełnosprawnych.

6

B I B L I J N E C O N I E C O

O trudzie człowieka i łasce Boga Bez Bożego błogosławieństwa czło- wiek niewiele może uczynić.

8

N A S I O R Ę D O W N I C Y

Anielska misja

Mimo swej niepełnosprawności z miłością troszczyła się o innych.

16

P A N O R A M A W I A R Y

Mamy za co dziękować!

O tym, jak pośród nieszczęścia dostrzegać fakt obdarowania.

28

M O D L I T W Y C Z A S

Droga Krzyżowa

Rozważania napisane z myślą o wszystkich chorych.

22

W C Z T E R Y O C Z Y

O innych „kółkach” marzyłem Historia miłości, która przetrwała najcięższą próbę.

Od redaktora

Międzynarodowy Dzień Inwalidów i Osób Niepełnosprawnych jest obcho- dzony w Polsce już od 56-ciu lat. To jedno z najstarszych okolicznościo- wych świąt poświęconych osobom niepełnosprawnym. Jego obchody przypadają zawsze w trzecią niedzielę marca. Podejmując w numerze tematykę osób niepełnosprawnych, chcemy zwrócić uwagę, że z chwilą wypadku lub choroby ich życie nie utraciło nic ze swej wartości. Przeciwnie – często dopiero w obliczu nieszczęścia i trudności osoby te odkrywają piękno każdego podarowanego im dnia. Niech trwający Wielki Post pomoże nam wszystkim zbliżać się do tajemnicy Jezusowego Krzyża, byśmy wkrótce mogli rozradować się z Jego zwycięstwa nad śmiercią.

KS. WOJCIECH BARTOSZEK

KRAJOWY DUSZPASTERZ APOSTOLSTWA

CHORYCH

(4)

Z B L I S K A

APOSTOLSTWO CHORYCH

4

Świat tuż obok

RENATA KATARZYNA COGIEL

D

osyć powszechne jest przed- stawianie fizycznej niepełno- sprawności wyłącznie jako tragedii człowieka, który koniecznie musi być smutny, niesamodzielny, sa- motny i – co najważniejesze – winny.

Taki przekaz trafia już do najmłodszych:

w bajkach dobre postaci są piękne, zaś złe – ułomne i brzydkie. Znajduje tu odbicie taki model niepełnosprawności, który przedstawia ją jako karę za okre- ślone zło i łączy z ułomnością moralną.

Przeciw wykluczeniu

Tyle jeśli chodzi o stereotypy. Na szczęście istnieje wiele inicjatyw, któ- re stawiają sobie za cel przedstawienie tematu niepełnosprawności w sposób prawdziwy i rzetelny. I wcale nie chodzi o to, by temat ten „lukrować”.

Jedną z takich inicjatyw jest Mię- dzynarodowy Dzień Inwalidów i Osób Niepełnosprawnych – święto obchodzo- ne corocznie w trzecią niedzielę marca, a ustanowione przez Międzynarodową Organizację Pracy. Obchody tego dnia służyć mają edukacji społecznej na te- mat sytuacji osób niepełnosprawnych, zwłaszcza tych, które utraciły zdro- wie w następstwie nieszczęśliwych

wypadków. Wydarzeniem inicjującym ustanowienie Międzynarodowego Dnia Inwalidów i Osób Niepełnosprawnych była katastrofa górnicza w kopalni węgla kamiennego Bois du Cazier w Marcinelle, w Belgii, która miała miejsce 8 sierpnia 1956 roku. W jej wyniku śmierć poniosło 262 górników pochodzących z 12 krajów, a spora część doznała poważnych ob- rażeń, zostając inwalidami. Podobnym świętem jednak o nieco większym za- sięgu globalnym jest Międzynarodowy Dzień Osób Niepełnosprawnych obcho- dzony 3 grudnia, a ustanowiony przez Organizację Narodów Zjednoczonych.

Dobroć zawsze w cenie Podejmując tematykę osób niepeł- nosprawnych (zwłaszcza ruchowo), pragniemy zwrócić uwagę na fakt, że pomimo nieszczęścia, jakie stało się ich udziałem, niejednokrotnie są osobami bardzo zaradnymi, aktywnymi zawodo- wo, pogodnymi i pełnymi nadziei. Często ich największy problem polega nie na tym, że są niesprawne, ale na tym, że ci, którzy żyją obok nich, nie zauważają ich problemów i potrzeb, nie chcąc przyjąć do wiadomości, że świat niepełnospraw- nych jest bardzo blisko.

Międzynarodowy Dzień Inwalidów i Osób Niepełnosprawnych oraz inne podobne inicjatywy mają przypominać

(5)

Z B L I S K A

5

APOSTOLSTWO CHORYCH

CANSTOCKPHOTO.PL

społeczeństwu, że niepełnosprawni są jego częścią oraz skłaniać do konkret- nych działań na ich rzecz. W sytuacji osób niepełnosprawnych zachodzą stop- niowe zmiany. Coraz więcej organizacji i instytucji stara się podchodzić do ich problemów indywidualnie, skupiając się na poszczególnych osobach lub małych grupach.

Szczególnie ważne wydają się dzia- łania zapobiegające wykluczeniu spo- łecznemu osób niepełnosprawnych, zmierzające do ich zaistnienia w prze- strzeni publicznej. Coraz częściej słyszy- my o klasach integracyjnych, w których dzieci niepełnosprawne uczą się razem ze swoimi zdrowymi rówieśnikami. Można także zauważyć zmiany w zabudowie wielu miast, które usuwając bariery architektoniczne, wychodzą naprze- ciw potrzebom osób z ograniczeniami ruchowymi. Oczywiście wciąż wiele jest do zrobienia. Jak donosi Międzynarodo- wa Organizacja Zdrowia, około miliard

ludzi na świecie żyje z jakąś formą nie- pełnosprawności, z czego blisko poło- wa nie ma dostępu do właściwej opieki medycznej, w tym rehabilitacji, w wielu przypadkach umożliwiającej powrót do zdrowia. Co więcej, wraz ze starzejącą się populacją, w wielu krajach liczba osób niepełnosprawnych stale rośnie.

Dlatego niezastąpione i nie mniej ważne od działań ustawodawczych są ludzkie gesty solidarności i troski okazywane osobom niepełnosprawnym. Żadne pra- wo i ustawy nie zastąpią zwykłej ludzkiej życzliwości i dobroci. Bezinteresowna pomoc drugiego człowieka zawsze po- zostanie tą najważniejszą i najskutecz- niejszą inicjatywą podejmowaną wobec osoby potrzebującej.

Warto więc – nie tylko przy okazji wyznaczonych dni – patrzeć uważnie i dostrzegać piękny „równoległy świat”

tych mniej sprawnych. Świat, który jest bardzo blisko. Świat, który jest tuż obok.

q

(6)

APOSTOLSTWO CHORYCH

6

B I B L I J N E C O N I E C O

Z Księgi Psalmów. Łaska Boga wspiera ludzkie działania i wysiłki.

Proszę o otwarcie Pisma Świętego na Psalmie 127

KS. JANUSZ WILK

J

uż zwięzła lektura Psalmu 127 po- zwala dostrzec w nim dwie jednostki tematyczne: pierwszą, którą tworzą wersy 1-2 z przesłaniem, że bez Bożej pomocy nic nie można zdziałać oraz drugą z wersami 3-5, w których czytamy o darze rodzicielstwa. Forma kompo- zycji i treść tego Psalmu umiejscawiają go pośród psalmów mądrościowych.

Na treść pierwszej części składają się trzy obrazy: budowa domu, ochrona miasta (wers 1) i ogólny opis wysiłku człowieka rozpoczętego wczesnym rankiem, a zakończonego późnym wieczorem (wers 2). W każdym z nich wyeksponowana jest prawda, że bez Bo- żego błogosławieństwa (Bożej pomocy), nawet najbardziej intensywne ludzkie działanie będzie bezowocne. W Księ- dze Przysłów znajdujemy słowa: „Bło- gosławieństwo Pana jest bogactwem, własny trud niczego tu nie doda” (Prz 10,

22). Wersy te nie są komplementem dla lenistwa lub zachętą, aby wszystko co w życiu powinniśmy zrobić, przerzucić na Boga. Nie jest On naszym służącym,

który wykona za nas to, co sami może- my zrealizować. Lenistwo jest wyraźnie piętnowane w Biblii (zob. np.: Rdz 3, 19;

Prz 10, 4-5; 12, 24-28; 26, 13-16), a św.

Paweł do chrześcijan w Tesalonikach, którzy uchylali się od pracy, wprost na- pisał: „Kto nie chce pracować, niech też nie je” (2 Tes 3, 10).

O trudzie człowieka i łasce Boga

CANSTOCKPHOTO.PL

(7)

7

APOSTOLSTWO CHORYCH

B I B L I J N E C O N I E C O

Pierwsze dwa wersy Psalmu 127 nie mogą osłabiać zapału w pracy (codzien- nych obowiązkach) lub usprawiedliwiać nieróbstwa albo uciekania w modlitwę, zamiast wypełniać to, co należy do mo- ich obowiązków, wynika z życiowego powołania albo po prostu z umowy o pracę. Wersety te ostrzegają jednak przed działaniem wyłącznie na własną rękę; przed zaślepieniem, że wszystkiego mogę w życiu sam dokonać; przed zgub- nym myśleniem, że jestem całkowicie samowystarczalny i nie potrzebuję ani drugiego człowieka, ani tym bardziej Boga (zob. także: Syr 11, 11-28;

Łk 12, 15-21). Naszym „zada- niem” jest trwać przy Bogu i mieć czas na sen, wieńczący dobrze przeżyty dzień (zakoń- czenie wersu 2).

Druga część Psalmu (wer- sy 3-5) stanowi pochwałę dla rodzicielstwa, ze szczególnym akcentem na ojcostwo. Wers 3

przypomina, że dzieci są darem Boga, a nie własnością człowieka. Dar ten zo- bowiązuje. Nie może być także przed- miotem zawłaszczenia lub roszczeń.

W wersach 4-5 spotykamy się z dwo- ma obrazami powszechnie znanymi w czasach naszego psalmisty. Pierwszy dotyczy wojownika – łucznika, które- go kołczan był wypełniony mocnymi i dobrze przygotowanymi strzałami, a drugi (właściwie nieznany w naszej kulturze) nawiązuje do bram miejskich, przy których gromadzili się mieszkańcy miast, aby dochodzić sprawiedliwości (prototyp sądów) albo wymienić lub zakupić towar (prototyp targowisk).

W naszym Psalmie jest mowa o kwe- stii sprawiedliwości (rozprawy sądowej – zob. np.: Rt 4, 1-10). Synowie, którzy wraz ze swoim ojcem gromadzili się przy miejskiej bramie (czyli w sądzie), byli jego adwokatami.

Za dar rodzicielstwa, za otrzymane dzieci, trzeba Bogu dziękować. Nawet wtedy, gdy będą już dorosłe i wyruszą w swoją drogę życia.

Obydwie części Psalmu 127 uczą sza- cunku i pokory wobec własnego życia.

Nie wszystko zależy w nim tylko od nas, ale też nie wszystko zależne jest wy-

łącznie od Boga. Dysponujemy darem wolności i możliwością decyzji.

W Ewangelii według św.

Jana znajdujemy między inny- mi takie słowa Jezusa: „Beze mnie nic nie możecie uczynić”

(J 15, 5), a św. Jakub z Bożego natchnienia radzi: „Teraz wy, którzy mówicie: «Dziś albo jutro udamy się do tego oto miasta i spędzimy tam rok, będziemy uprawiać handel i osiągniemy zyski», wy, którzy nie wiecie nawet, co jutro będzie. Bo czymże jest życie wasze? Parą jesteście, co się ukazuje na krótko, a potem znika.

Zamiast tego powinniście mówić: «Jeżeli Pan zechce, a będziemy żyli, zrobimy to lub owo». Teraz zaś chełpicie się w swej wyniosłości. Wszelka taka chełpliwość jest przewrotna. Kto zaś umie dobrze czynić, a nie czyni, ten grzeszy” (Jk 4,

13-17). Wszystko zatem co w życiu czy- nimy, czyńmy z Bogiem.

q Bez Bożej

pomocy trud

człowieka

jest daremny.

(8)

APOSTOLSTWO CHORYCH

8

N A S I O R Ę D O W N I C Y

Anielska misja

– Święta Genowefa Torres Morales

Od dzieciństwa oswojona z cierpieniem, do końca życia pozostała wierna krzyżowi, dźwigając go z poddaniem się Bożej woli i ofiarując cierpienia w intencji nawrócenia grzeszników.

R

az po raz mamy okazję wpatrywać się w sylwetki mniej lub bardziej znanych świętych i błogosławio- nych, których historie życia niosą z sobą wyraźne przesłanie dla kolejnych poko- leń chrześcijan. Przypatrujemy się ich dziełom, podziwiamy je i dziękujemy za nie Bogu. Staramy się także nauczyć od nich tego tak charakterystycznego rysu świętości, jakim jest bezwarun- kowe przylgnięcie do ukrzyżowanego i zmartwychwstałego Chrystusa. Jedną z takich osób jest hiszpańska zakonnica – Genowefa Torres Morales.

Szkoła samotności

Genowefa urodziła się 3 stycznia 1870 roku w gminie Almenara, w Ka- stylii, liczącej dziś ponad 6 tysięcy miesz- kańców. Przyszła na świat w chłopskiej,

prostej rodzinie, jako najmłodsza z sześciorga dzieci małżonków Józefa i Vincenty. Już następnego dnia po na- rodzinach religijni rodzice ponieśli swe najmłodsze dziecko do Chrztu. Geno- wefa bardzo wcześnie zaznała goryczy i samotności związanej z rozłąką z naj- bliższymi. Gdy miała zaledwie osiem lat utraciła rodziców oraz czterech spośród pięciu swoich braci. Pozostała sama ze starszym bratem – Jose. To był dla dziewczynki bardzo trudny etap życia.

Musiała porzucić szkołę, gdzie dotąd zdobywała elementarne wykształcenie.

Nigdy jednak nie porzuciła katechezy.

Z determinacją i niezwykłą dla jej wie- ku dojrzałością próbowała prowadzić dom dla siebie i brata. Na miarę swoich dziecięcych sił starała się wpływać na brata, co nie było łatwym zadaniem,

(9)

9

APOSTOLSTWO CHORYCH

N A S I O R Ę D O W N I C Y

zwłaszcza, że po śmierci rodziców Jose stał się jeszcze bardziej niż dotąd krnąbr- ny i podatny na zły wpływ kolegów.

Z bólem za pan brat

Ogromną pomocą dla małej Geno- wefy stały się książki z żywotami świę- tych, które odkryła zaledwie dwa lata później, przygotowując się do przyję- cia Pierwszej Komunii Świętej. To ich bohaterowie uczyli ją wsłuchiwania się w Bożą wolę i zrozumienia, że taka postawa pomaga dźwigać ciężary życia niezależnie od tego, jak wielkie by one nie były. Czytanie żywotów świętych oraz udział w katechezie stały się dla niej jedyną formą spędzania wolnych chwil, których zdawało się stale ubywać. Czas pokazał też, że wysiłek, jaki wkładała w prowadzenie domu i zmartwienia związane z bratem znacznie nadwyrę- żyły wątłe siły dziewczynki. Wkrótce ciężko zachorowała. Podczas choroby dokuczały jej intensywne bóle głowy, które nie opuściły jej już do końca życia, a błędna diagnoza przyczyniła się do dalszego pogorszenia stanu jej zdrowia.

Zlekceważony wcześniej guz, który pojawił się na nodze Genowefy, oka- zał się nowotworem i wkrótce stało się jasnym, że aby uratować życie 13-letniej dziewczynki, trzeba będzie poświęcić jej nogę. Zdecydowano się na ampu- tację. Przeprowadzona w warunkach domowych i bez znieczulenia operacja, przysporzyła Genowefie dodatkowych, niewyobrażalnych cierpień. Pod wpły- wem bólu często traciła przytomność, ale wszystkie swoje cierpienia, podob- nie jak całe swoje życie, postanowiła

ofiarować Chrystusowi. Starała się być zawsze pogodna i wprowadzać wokół siebie dobry nastrój. Trudny, ośmiomie- sięczny czas choroby i rekonwalescencji usiłowała wykorzystać jak najlepiej, po- głębiając własne życie duchowe poprzez włączenie swego cierpienia w cierpie- nie ukrzyżowanego Jezusa i ofiaro- wanie go Bogu w intencji nawrócenia grzeszników.

Kiełkujące powołanie

Kiedy Genowefa odzyskała nieco sił, okazało się, że poruszając się o ku- lach nie potrafi obejść się bez pomocy innych ludzi. Nie mogła jednak liczyć na pomoc brata, dlatego w 1885 roku zamieszkała w Walencji, w „Domu Mi- łosierdzia” – sierocińcu prowadzonym

WWW.ZAKONY.PL

(10)

APOSTOLSTWO CHORYCH

10

N A S I O R Ę D O W N I C Y

przez siostry karmelitanki. Przebywała tam przez dziewięć lat, ucząc się kra- wiectwa, a korzystając z rad swojego du- chowego kierownika ks. Carlosa Ferrisa – kapłana, który później wstąpił do jezu- itów i założył leprozorium – wzrastała w pobożności i uczyła się wrażliwości na potrzeby innych ludzi. Coraz bardziej też dojrzewało w niej pragnienie wstąpienia do karmelitanek miłosierdzia. Niestety z powodu fizycznej ułomności, która – jak się wydawało – uniemożliwiałaby jej zakonne praktyki, nie przyjęto jej do zgromadzenia. To musiał być dla po- bożnej dziewczyny ogromny zawód, ale i ta przykrość nie zdołała za-

chwiać wiarą i zaufaniem, jakie pokładała w Bogu. Po opusz- czeniu sierocińca nie mogła zamieszkać z bratem, gdyż jego żona nie zgodziła się opieko- wać osobą niepełnosprawną.

Także i to upokorzenie zwią- zane z poczuciem odrzucenia

Genowefa postanowiła ofiarować Bogu.

Zamieszkała z dwiema towarzyszkami – Isabel i Amparo. Dzięki wyuczonemu w sierocińcu krawiectwu oraz hafciar- skim uzdolnieniom młode kobiety mo- gły zarobić na skromne, wspólne życie.

Genowefa nie ustawała jednocześnie w gorliwej modlitwie, a wierząc, że Bóg z pewnością przygotował dla niej swój plan, prosiła Go o właściwe rozeznanie własnego powołania.

Pokorna przełożona

Wkrótce jej modlitwy miały zostać wysłuchane. Genowefa, która sama od najmłodszych lat zaznawała samotności

i odrzucenia, doskonale rozumiała cier- pienia ludzi, którzy z różnych powo- dów na tę samotność zostali skazani.

Korzystając z rad przyjaciół, pozwoliła dojrzewać planom utworzenia wspól- noty religijnej dla samotnych kobiet, dotkniętych chorobą lub ubóstwem, czasem owdowiałych lub opuszczonych przez dzieci, które założywszy własne rodziny, nie zadbały o los matek. Miało to być coś na kształt „ogniska domo- wego”, które osoby przebywające w nim mogłyby np. umeblować według własne- go gustu i czuć się w nim jak najlepiej.

Pierwszy taki dom powstał 2 lutego 1911 roku, w Walencji. Sama zaś Genowefa i jej towarzysz- ki zdecydowały się prowadzić życie na wzór zakonnego.

Nowe stowarzyszenie powsta- ło w 1912 roku jako „związek pobożny”. Siostry początkowo składały śluby prywatnie, zaś od grudnia 1925 roku już na ręce biskupa Saragossy, który w tym sa- mym roku zatwierdził zgromadzenie.

W ten sposób, już oficjalnie, na prawie diecezjalnym zaistniała wspólnota sióstr, która od 1953 roku, a więc od czasu zatwierdzenia przez Stolicę Apostol- ską, nosi nazwę Zgromadzenia Sióstr Najświętszego Serca Jezusa i Świętych Aniołów. Popularnie siostry nazywane bywają Angelikami lub Anielankami.

Główny dom młodego zgromadzenia przeniesiono do Saragossy, a Genowe- fa została mianowana jego przełożoną generalną. Ta zawsze pełna pokory za- konnica czuła się niegodna swej funk- cji. Nieraz mawiała o sobie: „Kimże ja

Mimo licznych cierpień nie

ustawała

w posłudze

potrzebującym.

(11)

11

APOSTOLSTWO CHORYCH

N A S I O R Ę D O W N I C Y

jestem? Nikim więcej, niż ktokolwiek inny”. Jednak każdy dzień coraz bardziej potwierdzał, jak słuszna była decyzja złożenia pieczy nad nową wspólnotą w ręce Genowefy. Takiej pracy mogła podołać tylko bardzo dzielna kobieta,

„kobieta o sercu mężczyzny”.

Charyzmat służby

Choć siostra Genowefa nigdy nie przypisywała sobie żadnych zasług, było oczywiste, że to dzięki jej chary- zmatowi i mozolnej pracy rozpoczę- te dzieło w krótkim czasie zaczęło się rozwijać także w innych prowincjach Hiszpanii, między innymi w Madrycie, Barcelonie, w Pampelunie, a później również poza granicami kraju. Siostry mimo bardzo trudnych warunków nie zaprzestały działalności nawet w okresie hiszpańskiej wojny domowej i udzielały schronienia zarówno zakonnicom, jak i osobom świeckim prześladowanym przez republikanów.

Podstawą duchowości założonego przez Genowefę zgromadzenia była częsta, nieraz nocna adoracja Najświęt- szego Sakramentu płynąca z głębokiej miłości do Eucharystii. To stąd siostry czerpały siłę do służby potrzebującym, opuszczonym i chorym. To przed Naj- świętszym Sakramentem i dzięki czci oddawanej Najświętszemu Sercu Je- zusa, uczyły się radzić sobie z małymi i większymi trudnościami. Rady i po- ciechy szukały także na modlitwie do Matki Najświętszej i Świętych Anio- łów. Charyzmatem założonego przez Genowefę Torres zgromadzenia stało się łagodzenie samotności ludzi, którzy

z różnych powodów mieszkają sami i po- trzebują miłości, pocieszenia i troski nie tylko o ciało, ale i o ducha. Siostry Anielanki starają się więc przywrócić nadzieję w życiu tych, którzy ją utracili, zapewniając opiekę ludziom starszym do końca ich dni. Matka Genowefa uczyła swoje siostry postawy radosnej i ofiar- nej służby własnym przykładem i sło- wami: „Miłość objawia się codziennie w dobroci, wzajemnym poszanowaniu, pomocy, łaskawości i małych ofiarach”.

Wskazywała też na wartość cierpienia w życiu duchowym, powtarzając często:

„Życie bez cierpienia jest życiem bez miłości, miłość bez cierpienia umiera”.

Siostra Genowefa nazywana przez podopiecznych „Aniołem samotności”

dla swych towarzyszek była żywym przy- kładem ofiarnej miłości. Od dzieciństwa oswojona z cierpieniem, do końca życia pozostała wierna krzyżowi, dźwigając go z poddaniem się Bożej woli i ofia- rując cierpienia w intencji nawrócenia grzeszników.

Ostatnia podróż

Przez długie lata wydawała się niestrudzona w swej posłudze mimo licznych cierpień i od 1950 roku coraz bardziej słabnących sił. Ostatni etap swej krzyżowej drogi rozpoczęła w 1955 roku, kiedy to w czasie świąt Bożego Narodzenia jej stan bardzo się pogor- szył, a 30 grudnia doznała udaru mózgu.

Nie powróciła już do zdrowia. 5 stycznia 1956 roku ta skromna zakonnica, już za życia uważana za świętą, zapadła w śpiączkę i tego samego dnia zmarła w domu generalnym w Saragossie. Ciało

(12)

APOSTOLSTWO CHORYCH

12

N A S I O R Ę D O W N I C Y

Matki Założycielki złożono w krypcie zbudowanej pod ołtarzem głównym w domu generalnym. W grudniu 1994 roku doczesne szczątki Genowefy zo- stały przeniesione do nowej kaplicy, gdzie spoczywają pod ołtarzem i co roku odwiedzane są przez niezliczo- nych, pochodzących z różnych stanów, pielgrzymów.

Śladami Świętej

Naturalną konsekwencją świętego i owocnego życia Genowefy Torres Morales stał się proces beatyfikacyjny wszczęty w 1975 roku a ukoronowany 40 lat po jej śmierci beatyfikacją dokonaną przez papieża Jana Pawła II. Wydarzenie to miało miejsce 29 stycznia 1995 roku w Bazylice św. Piotra w Watykanie. Zale- dwie osiem lat później, 4 maja 2003 roku, ten sam papież kanonizował ją w czasie swojej wizyty w Madrycie. Podczas ho- milii powiedział między innymi: „Nowi święci jawią się nam dzisiaj, jako praw- dziwi uczniowie Pana oraz świadkowie Jego zmartwychwstania. (…) Święta Ge- nowefa Torres była narzędziem miłości Boga do osób samotnych i spragnionych uczucia, pociechy oraz potrzebujących opieki duchowej i zdrowotnej. Tym, co wyróżniało i ożywiało jej duchowość była wynagradzająca adoracja Eucharystii, stanowiąca fundament i punkt wyjścia apostolstwa prowadzonego z pokorą i prostotą, samozaparciem i miłością”.

Dzieło św. Genowefy przetrwało do dziś i przynosi obfite owoce w kilku kra- jach świata. Ponad 170 sióstr pracuje mię- dzy innymi w Hiszpanii, we Włoszech, w Meksyku, Wenezueli i w Kolumbii.

Prowadzą tam domy opieki dla starszych kobiet, podejmują się też katechizacji oraz ewangelizacji w parafiach i szkołach. Czę- sto prowadzą domy rekolekcyjne i piel- grzymkowe, a także grupy formacyjne dla młodzieży oraz przedszkola.

Ból przemieniać w miłość Stosunek do życia i obecnego w nim krzyża, a także ofiarna i radosna posługa św. Genowefy oraz jej bezwarunkowe zawierzenie Bogu i szukanie źródła po- ciechy w Najświętszym Sercu Jezusa, także dziś, w Roku Życia Konsekrowa- nego, mogą stać się doskonałym dro- gowskazem dla niejednej osoby, która odnalazła swoje powołanie w służbie Bogu i ludziom w ramach któregoś z zakonnych zgromadzeń.

Ta dzielna kobieta, której nie złamały żadne przeciwności życia, a brak nogi i inwalidzkie kule nie zdołały zamknąć w ścianach własnego cierpienia, goryczy i rozpaczy, uczy też odwagi wszystkich ludzi, których choroba lub nieszczęśliwy wypadek pozbawił fizycznej sprawności.

Zrozumieli to już hiszpańscy biskupi, którzy w listopadzie 2003 roku poprosili Stolicę Apostolską o ogłoszenie św. Ge- nowefy Torres Morales patronką osób niepełnosprawnych. Niech jej słowa:

„Życie bez cierpienia jest życiem bez miłości, miłość bez cierpienia umiera”

staną się inspiracją dla tych, którzy pra- gną własny krzyż przemienić w miłość, czyniąc z niego ofiarę wynagrodzenia za grzechy świata.

opracowała: DANUTA DAJMUND

Ewa potrafi samodzielnie, przy pomocy sznurka zaczepionego do wózka którym jeździ, wstać z łóżka, potrafi zrobić herbatę i kanapki, nakryć do stołu i pozmywać naczynia. Przy pomocy wieszaka do ubrań potrafi także założyć i ściągnąć skarpetki.

(13)

13

APOSTOLSTWO CHORYCH

P A N O R A M A W I A R Y

ANNA TOMASZEWSKA

M

iłosierdzie Boże, niewyczer- pane źródło cudów… To we- zwanie, jak wielu z nas pew- nie dobrze wie, pochodzi z Litanii do Miłosierdzia Bożego. Miłosierdzie Boże i cuda są ściśle ze sobą powiązane, dla- tego chciałam podzielić się zachwycają- cymi mnie Bożymi CUDami, które dzie- ją się w Ośrodku „Miłosierdzie Boże”

w Borowej Wsi. Związane są mocno ze Skarbami Pana Jezusa, czyli niepełno- sprawnymi mieszkańcami Ośrodka.

Rozczaruję pewnie tych czytelników, którzy spodziewają się opisu jakiegoś nagłego lub nadzwyczajnego uzdro- wienia osoby będącej na wózku. Nie o takich cudach będzie. Będzie raczej o zwyczajnym, codziennym życiu ludzi zmagających się z niepełnosprawnością ruchową. Ludzi, których podejście do życia jest naprawdę CUDowne…

Osoby skazane na wózek inwalidzki często zmagają się z wieloma lękami

i obawami. Nierzadko życie spędzają w przysłowiowych czterech ścianach, marząc niejednokrotnie o wyjściu na zewnątrz, poznaniu nowych ludzi i miejsc, zawiązaniu nowych znajomości czy przyjaźni. Boją się, że nikt im nie pomoże, nikt nie zrozumie ich potrzeb lub skrytych marzeń… Nie chcą być dla kogoś ciężarem. Boją się zaryzykować.

CUDowny skok

Tak wcale nie musi być! Myślę tu o Kasi. Od kilu lat mieszka w Ośrodku.

Dziewczyna z mózgowym porażeniem dziecięcym. Porusza się na wózku elek- trycznym, co wymaga od niej wielkiej precyzji i koncentracji uwagi. W wa- kacje ubiegłego roku pojawiła się myśl, by zaproponować Kasi wyjazd na reko- lekcje. Ucieszyła się na tę wiadomość.

Na twarzy od razu pojawił się wielki uśmiech, a w oczach ogromna radość!

Kasia jednak bardzo obawiała się tego wyjazdu. Chciała jechać, a z drugiej strony pojawiały się ciągłe lęki i py- tania: „Czy dam radę? Czy powinnam

U źródła CUDów

Ewa potrafi samodzielnie, przy pomocy sznurka zaczepionego do wózka którym jeździ, wstać z łóżka, potrafi zrobić herbatę i kanapki, nakryć do stołu i pozmywać naczynia. Przy pomocy wieszaka do ubrań potrafi także założyć i ściągnąć skarpetki.

(14)

APOSTOLSTWO CHORYCH

14

P A N O R A M A W I A R Y

tam pojechać? Czy sobie tam ze mną poradzą?”.

Trzeba tu dodać, iż Kasia wymaga pomocy praktycznie we wszystkich czynnościach życia codziennego. W jej sercu było mnóstwo wątpliwości, wiele nurtujących pytań… Zaryzykowała. Pod- czas rekolekcji oczywiście dużo modli- twy, ale też czas na luźne spotkania i roz- mowy. Zawiązały się nowe znajomości, które trwają do dziś. Kasia wiele o sobie opowiadała, o swoim życiu, o rodzinie.

Warto tu podkreślić, że mówienie jest dla niej ogromną trudnością. Powiedze- nie kilku wyrazów wymaga wręcz hero- icznego wysiłku. To było niesamowite – widzieć jak spełnia się czyjeś marzenie!

Kiedy w czasie wolnym odpoczywałyśmy w pokoju, nasz znajomy ksiądz napisał SMS-a z pytaniem o rekolekcje. „Kasia!

Jak jest na rekolekcjach? Ksiądz pyta!”

– powiedziałam. A Kaśka, po krótkiej chwili namysłu, z uśmiechem na twa- rzy mówi: „Napisz, że jest tak, jakbym skoczyła ze spadochronem!”.

Teraz kiedy po czasie wspominamy ten odważny „skok”, Kasia dopowiada, że nawet mając lęk wysokości, warto się odważyć na skok ze spadochronem.

CUDowne małe kroki

Pisząc o małych krokach, w myślach mam Ewę, również mieszkankę Ośrod- ka „Miłosierdzie Boże”. Jest mistrzynią w stawianiu małych kroków. Zadziwia mnie ten jej nadzwyczajny talent! Pa- trząc na nią, można by pomyśleć: „Ta dziewczyna to jest biedna! We wszyst- kim potrzebuje pomocy, niczego nie potrafi zrobić sama!”. Ale tak mógłby

powiedzieć tylko ktoś, kto jej w ogóle nie zna. Ewa, podobnie jak Kasia, ma mózgowe porażenie dziecięce i porusza się na wózku elektrycznym. Dla osób niepełnosprawnych ruchowo oraz dla każdej sprawnej osoby jest najlepszym przykładem wytrwałości w dążeniu do wyznaczonego celu. Swoim przykładem pokazuje, że można wiele osiągnąć, jeśli się tylko chce! Liczy się też pomysło- wość! I w tym miejscu koniecznie trzeba docenić niezastąpioną rolę wieszaków, sznurków tych długich i krótkich, su- pełków i wielu innych zwykłych przed- miotów. One pomagają jej w stawianiu kolejnych CUDownych małych kroków

CANSTOCKPHOTO.PL

(15)

15

APOSTOLSTWO CHORYCH

P A N O R A M A W I A R Y

na drodze pokonywania trudności dnia codziennego. Ewa potrafi samodziel- nie, przy pomocy sznurka zaczepionego do wózka którym jeździ, wstać z łóżka, potrafi sama zrobić herbatę i kanapki, nakryć do stołu, pozmywać naczynia, z kilkulitrowego baniaka nalać wodę do czajnika (tu też niezastąpiona rola sznurków i supełków). Ewa samodzielnie się ubiera i potrafi zadbać o codzienną toaletę, łącznie z myciem długich wło- sów! Przy pomocy wieszaka do ubrań potrafi np. założyć i ściągnąć skarpetki.

To tylko kilka przykładów, ale jestem przekonana, że wystarczających. Ewa przeczytała kiedyś, że wykonanie danej czynności 3000 razy gwarantuje perfek- cję. Efekty widać po 100-nym razie. Jeśli założymy, że daną rzecz wykonujemy raz dziennie, to obliczmy sami ile czasu potrzeba na jej opanowanie.

Nie wolno się zniechęcać! To naj- lepsza rada Trenerki małych kroków.

Jeden mały krok dziennie może stać się CUDownym krokiem do samodzielno- ści na przyszłość. Warto wyruszyć w tą długą i pracowitą, ale CUDowną drogę!

CUDowne wspólne pasje Pisząc o cudach, które dzieją się w „Bożym Miłosierdziu” koniecznie trzeba wspomnieć o „Jeźdźcach” oraz

„Tur Borówce”. Drużyna „Jeźdźców” to kilkunastoosobowa grupa dorosłych mężczyzn, głównie z niedowładem czterokończynowym, grających w rugby.

Powstała 10 lat temu w naszym Ośrod- ku. Aktualnie działa jako Integracyj- ny Klub Sportowy. Zawodnicy mogą pochwalić się wieloma sukcesami na

szczeblu krajowym i międzynarodowym oraz profesjonalnym sprzętem w posta- ci wózków do rugby. Drużyna, której zawodnicy systematycznie spotykają się na treningach, prowadzona jest przez wykwalifikowanych trenerów. Z kolei

„Tur Borówka” to stowarzyszenie na rzecz rozwoju niepełnosprawnych, mające na celu pomoc mieszkańcom Ośrodka, szczególnie ośrodkowej mło- dzieży. Wspiera ich rozwój kultural- ny, duchowy, umysłowy, emocjonalny oraz społeczny, umożliwiając udział w warsztatach, wyjściach do kina czy wspólnych wyjazdach. Młodzież często bierze udział w przeróżnych zawodach związanych z wyścigami na wózkach.

Zawody pomagają w odkrywaniu wiel- kich sportowych talentów! „Jeźdźcy”

oraz „Tur Borówka” to CUDowna pra- ca wspaniałych opiekunów i trenerów chcących dać od siebie „coś więcej”, którzy zapalają tę iskrę niesamowitej pasji i przygody w osobach niepełno- sprawnych. CUDowne wspólne zain- teresowania motywują ludzi niepełno- sprawnych do tego, by nie zatrzymywać się w miejscu, budzą świadomość, że w grupie jest raźniej, a także przekonują, że robienie czegoś razem może być po prostu CUDowne.

Ten artykuł to tylko mała kropel- ka w oceanie CUDownych skarbów

„Bożego Miłosierdzia”, bo przecież Miłosierdzie Boże to źródło cudów – niewyczerpane!

q

(16)

APOSTOLSTWO CHORYCH

16

P A N O R A M A W I A R Y

DANUTA DAJMUND

M

urcki – jedna z licznych dziel- nic Katowic. Choć jest już godzina 10.00, osiedle ciągle jeszcze spowite jest resztkami porannej mgły. Nietrudno trafić pod właściwy numer. Na jezdni, tuż przed klatką scho- dową „znak rozpoznawczy” – koperta oznaczająca miejsce parkowania dla inwalidy. Drzwi otwierają się zanim zdążyłam odnaleźć właściwy przycisk domofonu. Moi dzisiejsi gospodarze i rozmówcy już na mnie czekają.

Szczęśliwy dom

Jestem tu, bo chcę poznać historię niezwykłych ludzi, którzy po 45 latach wspólnego, niełatwego życia zdecydowa- li się konsekwentnie nie zadawać Panu Bogu tego jednego pytania: „dlaczego?”.

Gospodarze częstują mnie gorącą her- batą, a ja pozwalam, by wspomnienia swobodnie powracały z zakamarków pamięci.

We wrześniu będziemy obchodzili naszą rocznicę ślubu – mówi pan Jan.

Moja żona jest rodowitą murckowianką.

Mieszka tu od urodzenia. Ja pochodzę

z Pszczyny; tam się urodziłem. W 1949 roku przeprowadziliśmy się do Katowic.

W miejscu dzisiejszego Osiedla Wito- sa stało wówczas 500 fińskich domków.

W jednym z nich zamieszkali moi ro- dzice. Kiedy w latach siedemdziesiątych zburzono je, przeprowadzili się na ulicę Słoneczną, położoną na terenie parafii św. Józefa w Józefowcu. Do dziś mieszka tam dwóch spośród moich czterech braci.

Byliśmy liczną rodziną – mama, tata i nasza szóstka: pięciu synów i jedna córka.

Zastanawiam się, w jaki sposób, mimo tego oddalenia, mój rozmówca i jego przyszła żona poznali się. To pro- ste – wyjaśnia pan Jan. Pracowaliśmy w tym samym zakładzie pracy. Począt- kowo nie mieliśmy własnego mieszkania, więc mieszkaliśmy wspólnie z teściami.

Wkrótce na świat przyszła nasza córecz- ka. Byliśmy szczęśliwi i mieliśmy różne plany. Mąż zamierzał nawet zbudować dla nas dom – wtrąca pani Stefania – a moja mama obiecała, że mu w tym pomoże.

Wypadek

Ale wtedy wydarzył się ten wypadek – mówi pan Jan ze wzruszeniem, które

Mamy za co dziękować!

Lekarze nadal utrzymywali, że uraz nie jest zbyt poważny, lecz mylili się. W czasie operacji okazało się, że odłamki kości prawdopodobnie utknęły w rdzeniu i uszkodziły go.

(17)

17

APOSTOLSTWO CHORYCH

P A N O R A M A W I A R Y

na próżno próbuje ukryć, a ja niemal czuję w sobie ten ból, który nadal, mimo upływu lat, mieszka w jego sercu. To był październik 1972 roku. Nie skończyłem jeszcze 25 roku życia. W poprzednim miesiącu przeżywaliśmy drugą roczni- cę naszego ślubu i cieszyliśmy się naszą piętnastomiesięczną córeczką. Pracowa- łem wówczas w Elektrowni Łaziska. Tego dnia miałem mieć dzienną zmianę, ale z powodu jakichś problemów technicz- nych polecono nam przyjść na zmianę nocną. I wtedy to się stało. Spadłem i złamałem sobie kręgosłup. To nawet

nie była duża wysokość, zaledwie trzy i pół metra, ale upadek okazał się fatalny w skutkach. Zawieziono mnie do Miko- łowa i tam zrobiono mi prześwietlenie.

Początkowo nie wyglądało to groźnie.

Stwierdzono wprawdzie, że mam złama- ny kręgosłup, ale uraz prawdopodobnie nie jest zbyt poważny. Ponieważ moi te- ściowie pracowali w szpitalu w Murc- kach, poprosiłem, aby zatelefonowano tam i zawiadomiono ich o wypadku.

Ponieważ połączenie się nie powiodło, teściowa dowiedziała się o wszystkim dopiero rano, gdy w drodze do kościoła spotkała pracującą na portierni szpita- la kobietę. Kiedy przewieziono mnie do szpitala w Murckach, lekarze orzekli, że trzeba mnie włożyć do specjalnego gip- sowego koryta i zawieźć do Piekar, gdzie będzie można przeprowadzić operację.

Domyśliłem się wówczas, że mój wypadek musiał być jednak dużo groźniejszy niż początkowo sądzono. W Piekarach leka- rze nadal utrzymywali, że uraz nie jest zbyt poważny, lecz mylili się. W czasie operacji okazało się, że odłamki kości prawdopodobnie utknęły w rdzeniu i uszkodziły go. Nie wiem, co było tego powodem. Może niewłaściwy transport niewielką karetką, do której nie udało się wnieść mnie na odpowiednich noszach, może stało się to podczas prześwietle- nia... Nie wiem. Dość, że od 42 lat jestem sparaliżowany.

Kiedy Pan Jan próbuje zapanować nad niebezpiecznie drżącym głosem i wstydliwie ociera łzę, której udało się umknąć spod powieki, jego żona powta- rza z żalem: Mąż nie skończył nawet 25 lat... A ja podzielam ten jej smutek. 25

ARCHIWUM PRYWATNE

(18)

APOSTOLSTWO CHORYCH

18

P A N O R A M A W I A R Y

lat! To przecież wiek, który zwykliśmy określać najpiękniejszym okresem ży- cia, jego rozkwitem. To przecież czas na radość, na miłość, na zdrowie i na wspaniałe plany!

Zmiana planów

A tymczasem nasze życie stanęło na głowie – mówi Pani Stefania. Jedno z pierwszych pytań, które lekarz zadał mężowi, gdy było już wiadomo, że będzie sparaliżowany, brzmiało: „Czy ma Pan dzieci?” Gdy mąż potwierdził, że mamy córkę, lekarz powiedział: „To macie wiel- kie szczęście”. To prawda, mimo wszystko mieli sporo szczęścia! Chociaż

początki były naprawdę bar- dzo trudne. Nagle trzeba było stanąć wobec tylu przeróżnych problemów. Pani Stefania przy- znaje, że na początku nie mia- ła pojęcia nawet o tym, w jaki sposób powinna męża pielę- gnować. Tak się jednak szczę-

śliwie złożyło, że zakład pracy pana Jana dość szybko załatwił dla niego pobyt w ośrodku rehabilitacyjnym w Reptach.

To nie był koniec takich „szczęśliwych trafów”, które dla moich gospodarzy są znakiem Bożej opieki.

Gdy po dwóch dniach przyjechałam do Rept odwiedzić męża, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Mąż siedział na łóżku! Siedział, a przecież zaledwie dwa dni temu było to niemożliwe. Pan Jan spieszy z wyjaśnieniami: Rano, pod- czas wizyty lekarskiej przyszedł, a wła- ściwie wjechał na salę na inwalidzkim wózku mój lekarz prowadzący – doktor Kowalczyk. Okazało się, że podobnie jak

my, jest niepełnosprawny. Zapytał kiedy uległem wypadkowi, a gdy dowiedział się, że w październiku, chciał wiedzieć dlaczego jeszcze leżę. Odpowiedziałem, że nie potrafię siedzieć. Wtedy po pro- stu pokazał mi, jak to się robi. Nauczył mnie również jak przenieść się z łóżka na wózek i odwrotnie. Nie było to takie proste, ale trochę poćwiczyłem i następ- nego dnia już to potrafiłem.

Gdy zobaczyłam, że mąż nie tylko siedzi na wózku, ale potrafi przenieść się z niego na łóżko, już wiedziałam, że sobie poradzimy – dodaje z uśmiechem i dumą pani Stefania. Ale kłopoty się nie skończyły – wraca do wspo- mnień z przeszłości pan Jan.

Po dwóch tygodniach pobytu w Reptach okazało się, że za- chorowałem na wszczepienną żółtaczkę, dlatego przewiezio- no mnie na oddział zakaźny do Bytomia. Po trzech tygodniach zwolniono mnie do domu. By- łem bardzo słaby, nie mogłem kontynu- ować rehabilitacji. Dopiero po świętach wielkanocnych wróciłem do Rept i przez dwa kolejne miesiące uczyłem się nowego życia. Nauczyłem się nawet chodzić, tyle, że w specjalnych aparatach.

Chcę wiedzieć, co to takiego, więc pani Stefania przynosi z sypialni dwie

„zastępcze nogi” męża. Kształtem rze- czywiście przypominają dolne kończyny, ale tak naprawdę to konstrukcje z me- talu i skórzanych pasków, zakończone butami, które ubiera się na prawdziwe, lecz sparaliżowane nogi. Takie aparaty pozwalają poruszać się w pozycji piono- wej, oczywiście przy pomocy dwóch kul.

Nigdy nie czujemy się

opuszczeni przez Boga

i ludzi.

(19)

19

APOSTOLSTWO CHORYCH

P A N O R A M A W I A R Y

Radziłem sobie całkiem nieźle – mówi z dumą pan Jan. Mogłem nawet w tych aparatach spacerować przed domem, a przy pomocy kul i poręczy, zejść ze schodów. Zdarzało się nawet, że wspólnie z żoną chodziliśmy na za- kupy. Ale wtedy byłem jeszcze młody i silny. Teraz, zwłaszcza od czasu, jak pękła mi torebka maziowa, stało się to niemożliwe i mogę się poruszać tylko na wózku inwalidzkim. Do tego 13 lat temu przeżyłem zawał serca, a z wiekiem dołączyły też inne schorzenia.

Ludzie są dobrzy

Choć wiem, że to dla moich rozmów- ców bolesne wspomnienia, wracam jesz- cze raz do tych pierwszych trudnych lat.

To prawda, że nie było łatwo, – przyznaje pan Jan – ale też spotkało nas wtedy wiele dobrego ze strony innych ludzi. Jak pani wie, czekaliśmy na własne mieszka- nie. Tak się szczęśliwie ułożyło, że kiedy przyjechałem ze szpitala na przepustkę, nie tylko mieliśmy już swoje mieszkanie, ale czekała mnie miła niespodzianka.

Podczas, gdy moja żona niemal codzien- nie odwiedzała mnie w szpitalu, moja siostra i szwagier urządzili i umeblowali nasze mieszkanie. Potwierdza to pani Stefania: Wiedzieliśmy już, że nie zostali- śmy sami z naszym nieszczęściem. Wszy- scy bardzo nam pomagali. Moja mama jako emerytowana pielęgniarka, sporo mi pomogła w pielęgnacji męża. Kiedy byłam w pracy zajmowała się także na- szą córeczką. Często też odwiedzali nas teściowie i zaopatrywali we wspaniałe wyroby kulinarne teściowej. Kiedy mąż podjął się pracy chałupniczej, aby pomóc

utrzymać rodzinę, odkryliśmy, że ludzie naprawdę są dobrzy. Pracował nad kolorowymi klockami z obrazkami dla dzieci. Trzeba było wszystko dokładnie powycinać i naklejać. To bardzo żmudna praca. I wtedy zjawili się nasi przyjaciele i znajomi. Wieczorami, w dużych gru- pach przychodzili i pomagali mężowi.

Potem urządzaliśmy wspólną kolację.

Wielu do dziś to wspomina. Oczywi- ście było trudno. Zwłaszcza, gdy mama zachorowała i nie mogła nam już tyle pomagać, a nawet trzeba było się i nią zaopiekować. Musiałam wtedy zrezygno- wać z pracy aż na 10 lat, dopóki córka nie poszła do szkoły średniej.

Na podstawie obserwacji wiem, że wyzwania podobne do tych, przed jakimi stanęli pan Jan i jego rodzina, zwykle – co zrozumiałe – rodzą gniew i każą się buntować przeciw Bogu. Jed- nak pan Jan stanowczo zaprzecza; nie, nigdy nie miał takich problemów, a to, co mówi pani Stefania, ostatecznie roz- wiewa moje wątpliwości: Pochodzę z bar- dzo religijnej rodziny. Zwłaszcza moja mama tak nas wychowała, aby godzić się z Bożą wolą. Tak widocznie miało być i już. Jakoś nigdy nie zadawaliśmy ani sobie, ani Panu Bogu pytań: „dlaczego?”

czy „dlaczego ja?” Nigdy. Może dlatego, że dużą pociechą i radością była dla nas nasza córka. Nie ukrywam jednak, że po kilku latach od wypadku męża przeżywaliśmy kolejną traumę. W wieku pięciu lat córka poważnie zachorowała na dziecięcą chorobę krwi. To było dla nas, jako rodziców, najgorsze doświad- czenie życia. Jeździliśmy pełni lęku na kontrolne badania, pamiętając o słowach

(20)

APOSTOLSTWO CHORYCH

20

P A N O R A M A W I A R Y

lekarza, który twierdził, że jeśli do roku nie nastąpi nawrót choroby, nasze dziec- ko będzie zdrowe. Wiem, że tylko Bogu zawdzięczamy to, że choroba nie powró- ciła. Nasza córka dorosła w zdrowiu, skończyła dwa kierunki studiów, wyszła za mąż i obdarzyła nas wnuczką, któ- ra dziś ma już 16 lat. Z obu jesteśmy bardzo dumni. Naprawdę, mamy za co dziękować Bogu!

Dziękować życiem

I dziękują. Mimo niepełnospraw- ności pan Jan i jego małżonka starają się przynajmniej dwa razy w tygodniu uczestniczyć we Mszy Świętej, choć to wcale niełatwa wyprawa. Ze schodów musi pana Jana zwieźć zięć albo miesz- kający w pobliżu brat. W kościele radzą sobie już lepiej, bo kilka lat temu za- montowano tam specjalną platformę dla wózków. Oczywiście pana Jana odwiedza w domu także świecki szafarz Komunii, a kiedy trzeba się wyspowiadać, przycho- dzi kapłan. Jest to błogosławieństwem zwłaszcza zimą, bo z powodu podatności na przeziębienia pan Jan rzadziej wtedy opuszcza mieszkanie. Kiedy nie mogą uczestniczyć we Mszy w parafialnym kościele, zostają im jeszcze telewizyjne transmisje. No i była też Msza Święta od- prawiana w ich mieszkaniu. Uczestniczyli we Mszach z modlitwą o uzdrowienie, które dawniej odbywały się w ich parafii, a obecnie podczas Dni Chorego. Pani Stefania należy do Apostolstwa Dobrej Śmierci a pan Jan od lat związany jest z Apostolstwem Chorych, choć – jak sam przyznaje – formalnie nigdy nie był jego członkiem.

Muszę się pochwalić – mówi pan Jan – że miałem szczęście osobiście znać obu pierwszych sekretarzy Apostolstwa Cho- rych. Kiedy jako dziecko należałem do parafii św. Cyryla i Metodego na Załęskiej Hałdzie, gdzie wówczas mieszkaliśmy, był w niej tylko jeden kapłan – ks. Bau- er. Tymczasem w niedzielę trzeba było odprawić kilka Mszy Świętych. I wtedy właśnie do naszej parafii przyjeżdżali odprawiać Msze ks. Michał Rękas i ks.

Jan Szurlej. Pamiętam jeszcze smak cu- kierków, które nam, dzieciom, rozdawali.

Już po wypadku spotkałem ks. Szurleja ponownie w parafii w Brzezinach-Kamie- niu. Wręczył mi wtedy krzyżyk Apostol- stwa Chorych. I choć do dziś nie mam dy- plomu przynależności, od tamtego czasu pilnie czytam miesięcznik „Apostolstwo Chorych”, który przez całe lata przynosiła nam pracująca w naszej parafii siostra Julia. Poznałem także następnych sekre- tarzy Apostolstwa Chorych: ks. Sobczyka i ks. Podleskiego, kiedy na zaproszenie s. Julii zorganizowali u nas spotkania z chorymi, oraz ks. Wojciecha, którego spotykamy przy okazji organizowanych w naszej parafii Dni Chorego.

Pani Stefania jeszcze raz powtarza:

Mamy za co dziękować Bogu. Nigdy nie czujemy się opuszczeni przez Boga czy ludzi. Łączą nas silne więzi z rodzi- ną. Córka mieszka tuż obok, więc obie z wnuczką codziennie nas odwiedzają i pytają, czy nie trzeba nam w czymś pomóc.

Wnuczka to się właściwie wychowała na moich kolanach; w moim łóżku miała swoje zabawki i książeczki – wspomina pan Jan. W wieku pięciu lat potrafiła

(21)

21

APOSTOLSTWO CHORYCH

P A N O R A M A W I A R Y

wymienić wszystkie stacje drogi krzy- żowej, którą często ze mną odmawiała, nawet w sierpniu – śmieje się pan Jan.

I jako jedno z pierwszych dzieci w pa- rafii znała na pamięć nowe tajemnice różańcowe. W pewnym sensie byłem jej katechetą.

Sprawdzona recepta Pytam moich rozmówców, co mo- gliby poradzić osobom, które stanęły wobec podobnego jak oni krzyża, a nie potrafią unieść jego ciężaru.

Przede wszystkim modlitwa – mówi pan Jan. Moją orędowniczką jest św.

siostra Faustyna. Codziennie z żoną odmawiamy Koronkę do Miłosierdzia Bożego. To taki nasz wspólny czas dla Boga. Modlitwa zawsze bardzo nam pomagała. Żona pana Jana doda- je: Potem trzeba próbować pogodzić się z sytuacją, której nie da się zmienić ludzkimi siłami. Trzeba ją po prostu przyjąć i nauczyć się żyć w tej nowej sytuacji. Buntując się, tylko dodajemy sobie cierpienia.

Pan Jan ma jeszcze jedną receptę:

No i starać się żyć blisko ludzi. Otworzyć się w przenośni, ale i dosłownie. Pamię- tam, kiedy jeszcze potrafiłem dłużej stać w aparatach, stawałem w oknie naszego parterowego mieszkania, a wtedy mię- dzy godziną 16.00 a 19.00 odbywały się pod nim sąsiedzkie pogawędki. Do dziś mamy bardzo dobry kontakt z sąsia- dami, którzy zawsze się interesują, czy w czymś nie trzeba mi pomóc. Aby tak było, trzeba też samemu otworzyć się na innych i nauczyć się przyjmować od nich pomoc.

Kiedy już prawie się żegnamy, pani Stefania dodaje jeszcze: Myślę, że w na- szym życiu spełnia się ta prawda, że jeśli Pan Bóg daje nam jakieś cierpienie, to daje także siłę, aby je nieść. Wiele na- uczyła nas moja siostra. Zachorowała na nerki, kiedy miała 26 lat i niespełna trzyletniego synka. Od 34 lat poddawana jest dializie. Jest prawdopodobnie naj- starszą dializowaną osobą w naszym kraju. Pewna osoba tak o niej powiedzia- ła: „Jeśli ktoś nie wierzy w cuda, niech spojrzy na nią – to jest chodzący cud”.

Przeszła zawał, udar, miała kilka po- ważnych złamań (ostatnio złamała nogę, która już się nie zrośnie). Jest przy tym osobą bardzo pobożną. Nieraz w środku nocy wracała z Bytomia po wielogodzin- nych dializach, a rano potrafiła już być w kościele na Mszy. Teraz porusza się już na wózku inwalidzkim, ale nigdy nie traci pogody ducha. Czasem, gdy zdarza mi się „wpadać w dołek”, to ona

„stawia mnie do pionu”. Nie wiemy skąd bierze tyle siły. W jedynym wywiadzie, jakiego udzieliła kiedyś pismu medycz- nemu tak powiedziała: „Nie jest ważne, że te trudne dni są, ale żeby starać się je przezwyciężać. Jestem pewna, że to Bóg wybrał dla mnie taką drogę i pozwolił mi na niej poznać tylu wspaniałych ludzi.

To On obdarzył mnie nadzieją i pogodą ducha, co sprawia, że z dializami prze- żyłam tyle lat i mam ochotę na kolejne”.

Ciągle uczymy się od tej wspaniałej ko- biety takiej właśnie postawy.

q

(22)

APOSTOLSTWO CHORYCH

22

W C Z T E R Y O C Z Y

REDAKCJA: Ty i Asia jesteście małżeństwem.

Od jak dawna?

TOMASZ POLAŃSKI (TP) : – Pobraliśmy się pra- wie 5 lat temu, wiosną 2010 roku.

Blisko dwa lata po Twoim wypadku...

TP: – Tak. Wypadkowi uległem podczas wakacji 2008 roku.

Czy możesz opowiedzieć co się wówczas wydarzyło?

TP: – Opowiadałem tę historię już wie- lokrotnie i za każdym razem jest tak samo trudno. Ale spróbuję... Przed wypadkiem byłem człowiekiem bardzo wysportowa- nym. Mogę powiedzieć, że wysportowa- nym ponad przeciętną. Od pierwszych lat szkoły podstawowej wyczynowo upra- wiałem pływanie, natomiast po maturze zacząłem także trenować wspinaczkę skałkową. Mój nauczyciel wychowania fizycznego zainteresował kilku swoich uczniów, również mnie, tym pięknym sportem. Wiele pracy włożyłem w to, by dojść do takiej sprawności na ścianie.

Spędzałem po kilka godzin dziennie na siłowni oraz na specjalnych treningowych trasach wspinaczkowych. Od początku 2008 roku intensywnie przygotowywałem

się do bardzo ważnych zawodów, które miały odbyć się w sierpniu, w Grecji. Na początku lipca wyjechałem na Słowację, by rozpocząć ostatni etap przygotowań do zawodów. To miało być dwutygodniowe zgrupowanie z bardzo intensywnym tre- ningiem w terenie. Miało być... Niestety drugiego dnia, w wyniku nieszczęśliwego zbiegu okoliczności odpadłem od ścia- ny i spadłem do wąwozu o głębokości 17 metrów. Złamałem sobie kręgosłup i od tamtej pory jestem sparaliżowany od pasa w dół. Mam także częściowy niedo- wład górnej części ciała, po prawej stronie.

Wiem, że Twój stan był bardzo ciężki.

TP: – Tak. Szanse, że wyjdę z tego cało, były praktycznie zerowe. Przez kilkanaście dni byłem utrzymywa- ny w stanie śpiączki farmakologicz- nej, by lekarze mieli czas zdecydować o tym, co ze mną będzie, gdy mnie wy- budzą. Kiedy w końcu odważyli się na to, okazało się, że jest ze mną bardzo źle. Miałem nie tylko złamany kręgosłup z przerwanym rdzeniem ale także licz- ne obrażenia wewnętrzne, krwotoki i obrzęk mózgu. Nie było żadnej nadziei.

Najbliżsi czekali na moją śmierć.

O innych „kółkach” marzyłem

Joanna i Tomasz Polańscy opowiadają o najtrudniejszych momentach swojego wspólnego życia i o tym, że miłość wszystko zwycięża.

(23)

23

APOSTOLSTWO CHORYCH

W C Z T E R Y O C Z Y

Ty Asiu również czekałaś?

JOANNA POLAŃSKA (JP): – Owszem, czekałam.

Ale nie na śmierć. Ja po prostu czekałam na Tomka, wówczas mojego narzeczone- go. Byłam wewnętrznie przekonana, że on przeżyje i że zostanie moim mężem, tak jak obiecał.

Mówisz o tym tak spokojnie, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.

JP: – A nie jest?

Może i jest, ale przyznasz chyba, że ina- czej wyobrażałaś sobie Wasze wspólne małżeńskie życie.

JP: – Tak. Oświadczył mi się zdro- wy, piękny i dobry mężczyzna. Byłam bardzo szczęśliwa. Teraz trzymałam w ramionach strzęp człowieka, który we wszystkim potrzebował pomocy. Nie był już ani zdrowy, ani piękny. Czuwając przy jego łóżku na OIOM-ie zrozumia- łam jednak, że kocham go za to kim jest, a nie za to, co może mi dać, albo za jego umięśnione i wysportowane ciało. Wte- dy zobaczyłam w nim to najważniejsze piękno i można powiedzieć, że zakocha- łam się na nowo. Moja rodzina uważała niestety, że powinnam czym prędzej ze- rwać zaręczyny i szybko pocieszyć się w ramionach innego, zdrowego mężczy- zny. Nie chciałam o tym słyszeć. Dla mnie liczył się tylko Tomek.

Tomku, Asia to nie żona, to skarb!

TP: – Dzisiaj to wiem. Ale muszę ze wstydem przyznać, że na początku sam ją namawiałem, aby ode mnie odeszła.

Nie chciałem, aby była ze mną z litości.

Upłynęło sporo czasu zanim zrozumia- łem, że ona naprawdę mnie kocha i jest przy mnie ze względu na mnie samego.

Kiedy to w końcu do mnie dotarło, płaka- łem ze szczęścia. To może mało męskie, ale tak właśnie było!

Mogę tylko próbować sobie wyobrazić jak trudne było to wszystko, przez co wspólnie musieliście przejść.

TP: – Było trudne i nadal jest. Szczegól- nie dla Asi. To na jej barkach spoczywa ciężar odpowiedzialności za nasz byt.

Wprawdzie przyznano mi rentę, ale żeby starczyło na utrzymanie całej naszej czwórki – mamy przecież dwie córeczki

ARCHIWUM PRYWATNE

(24)

APOSTOLSTWO CHORYCH

24

W C Z T E R Y O C Z Y

– Asia musi pracować. Do tego docho- dzi opieka nad dziećmi i wiele czynności pielęgnacyjnych, przy których każdego dnia Asia mi pomaga. Nie mam pojęcia skąd ona na to wszystko bierze siłę. Jej hart ducha jest imponujący.

Żona wspierała Cię i nadal wspiera w chwilach kryzysów i zniechęcenia. To wielka sztuka: trwać przy kimś bez wzglę- du na wszystko.

TP: – Jeśli chodzi o mój stan psychiczny, to oczywiście najgorsze mamy już za sobą.

Ale na początku było ciężko. Miewałem myśli samobójcze i stany depresyjne. By- łem zgorzkniały, wściekły. Nie mogłem się pogodzić z tym wypadkiem. Pamiętam, że czas pierwszych miesięcy po wypadku był czasem „wygarniania” Panu Bogu. Za- wsze byłem człowiekiem wierzącym, ale bez przesady. Więc kiedy spotkało mnie takie nieszczęście, postanowiłem sobie na Panu Bogu „poużywać”. Kpiłem, mó- wiąc: „Może i jesteś wielkim Bogiem, ale Twoje pomyłki są jeszcze większe. Kiedy mówiłem Ci, że marzą mi się wystrzało- we cztery kółka, to miałem na myśli coś innego, nie wózek inwalidzki! Niczego nie zrozumiałeś, jesteś do niczego!”. I w tym przypadku też uratowała mnie moja Asia.

Dzisiaj wiem, że gorąco się za mnie modli- ła w tamtym czasie. Już nie o zdrowie, ale o pogodzenie się z życiem, o pokój serca.

To prawda?

JP: – Tak. Widziałam, że Tomek bardzo cierpi, nie tylko fizycznie. Szukałam spo- sobu, aby mu pomóc. Robiłam wszystko, co było w mojej ludzkiej mocy. To jednak okazało się niewystarczające. Zaczęłam

więc bardzo intensywnie wzywać mocy Boga. Wtedy sprawy zaczęły się stopnio- wo prostować i układać. Doświadczyli- śmy wyprowadzenia z wielkiej ciemności, z doliny śmierci. Bóg objawił w naszym życiu swoją potęgę.

TP: – Ja każdego dnia dziękuję Opatrz- ności za moją niezwykłą żonę i cudowne dzieci. Kiedy 7 lat temu uległem wypad- kowi, wydawało mi się, że świat się skoń- czył. Nie bardzo wyobrażałem sobie każ- dy następny dzień. Asia była przy mnie w najtrudniejszych momentach i to mnie uratowało przed najgorszym. To była lina, którą rzucił mi Bóg. Nasza miłość, a szczególnie jej miłość do mnie, prze- trwała najcięższą próbę. Kiedy człowiek poczuje się tak bezgranicznie kochany jak ja, wówczas już niczego więcej nie potrze- buje do szczęścia. Jedyne, co może wtedy zrobić, to też spróbować tak kochać.

– A będziesz jeszcze próbował dogadać się z Panem Bogeim w sprawie tych „czterech kółek”, które od początku miałeś na myśli?

TP: – Chyba wszystko jest na dobrej drodze, bo właśnie kończę kurs dla niepeł- nosprawnych kierowców. Muszę jeszcze tylko zdobyć dofinansowanie, by dosto- sować sposób prowadzenia samochodu do moich ograniczonych możliwości. Nie poddaję się, negocjuję, wierzę, że się uda.

– Wobec tego życzę Ci udanych negocjacji, a Twojej żonie niesłabnącej siły i potężnej wiary w miłość.

rozmawiała: RENATA KATARZYNA COGIEL

(25)

25

APOSTOLSTWO CHORYCH

M O D L I T W Y C Z A S

Zachęcamy do nadsyłania na adres redakcji intencji do modlitwy wstawienniczej, a zarazem apelujemy – szczególnie do Chorych – aby swoje cierpienia zechcieli ofiarować we wszystkich nadsyłanych intencjach. Będzie to piękna i konkretna realizacja drogi ich apostolstwa.

Pogotowie modlitewne

Modlimy się:

1. W intencji pokoju na świecie, 2. W intencji misji na świecie

i prześladowanych chrześcijan, zwłaszcza w Syrii, Iraku i Egipcie, 3. W intencji wszystkich kapłanów

o świętość życia,

4. W intencji wszystkich członków, czytelników i dobrodziejów Apostolstwa Chorych,

5. W intencji wszystkich chorych, którzy piszą lub dzwonią do Apostolstwa Chorych,

6. W intencji lekarzy i studentów medycyny o posługę chorym zgodną z Deklaracją Wiary,

7. O duchowe owoce Roku Wiary, 8. O duchowe owoce kanonizacji Jana XXIII

i Jana Pawła II,

9. W intencji wyjeżdżających na misje, 10. W intencji Ireny o powrót do zdrowia, 11. O zdrowie dla ojca Agnieszki,

12. O cud uzdrowienia dla Michała, 13. W intencji Janiny o zdrowie i łaski,

14. W intencji wnuka Mikołaja o łaski, 15. O łaski i umocnienie dla Izabeli, Bożeny,

Edwardy i Macieja,

16. W intencji Roberta o trzeźwość, 17. W intencji Karoliny o dar zdrowia, 18. W intencji Wandy o zdrowie i łaski, 19. W intencji rodzeństwa o pojednanie, 20. W intencji syna o powrót do zdrowia, 21. O Boże błogosławieństwo dla Zofii, 22. O łaski w Bogu wiadomej intencji, 23. W intencji rodziny Goldberg o łaski, 24. W intencji Anny Tutak o zdrowie, 25. W intencji Jerzego o zdrowie, 26. O potrzebne łaski dla całej rodziny, 27. O łaski dla kapłanów z Miedźnej, 28. O łaski dla Ewy i jej córki Agaty, 29. O dar pojednania w rodzinie, 30. W intencji Wacława o dar zdrowia, 31. O zdrowie dla Salomei Tabaka, 32. O zdrowie i łaski dla Magdy Glaser, 33. W intencji rodziny Kozieł o łaski, 34. W intencji rodziny Chmielewskich o łaski, 35. O błogosławieństwo z okazji urodzin, 36. W intencji Edyty Warnke o łaski,

(26)

APOSTOLSTWO CHORYCH

26

M O D L I T W Y C Z A S

37. O zdrowie i łaski dla Bogumiły z rodziną, 38. O dar nawrócenia dla grzeszników, 39. O potrzebne łaski dla Izy i Mariusza, 40. O potrzebne łaski dla mamy,

41. W intencji Jolanty, Marii i Wojciecha, 42. W intencji Moniki o potrzebne łaski, 43. O pomoc w trudnościach dla Agnieszki, 44. O łaski dla Moniki i Macieja z rodziną, 45. W intencji Anny o ukojenie bólu po

stracie ojca,

46. W intencji sióstr pasterek z Kostrzyna nad Odrą o zdrowie i łaski,

47. O zdrowie dla Magdy z rodziną, 48. O łaski dla Joanny Sobolewskiej, 49. W intencji Alicji o dar zdrowia oraz

ulgę w cierpieniu,

50. W intencji Aliny o łaski i dobre decyzje, 51. O dar dobrej pracy dla męża,

52. O zdrowie i opiekę dla Jerzego, 53. O łaski dla Agnieszki, Jadwigi, Joanny

Grzegorza, Daniela i Patryka, 54. O siłę w chorobie i dar zdrowia, 55. W intencji nienarodzonych dzieci, 56. O właściwą diagnozę,

57. O dar zdrowia dla Małgorzaty i Doroty, 58. O dar zdrowia dla Zofii i Jadwigi, 59. O dar zdrowia dla Katarzyny i Kazimiery, 60. O zdrowie dla Marty i Weroniki, 61. W intencji znajomej o zdrowie i łaski, 62. O pomyślny przebieg operacji dla Anny, 63. O zdrowie dla Basi chorej na chłoniaka, 64. O zdrowie dla chorego Dariusza, 65. Za zmarłego Dionizego,

66. Za zmarłego Kazimierza Lach, 67. Za zmarłego Piotra i jego rodziców, 68. Za zmarłą mamę o dar nieba,

69. Za zmarłych rodziców: Helenę i Józefa, 70. Za zmarłych: Wandę i Władysława

Tutak o dar życia wiecznego, 71. Za zmarłego męża Jerzego Cieślika, 72. Za zmarłe siostry: Borgię i Dionizję, 73. Za zmarłą Aleksandrę Glaser,

74. Za zmarłych ojców: Medarda i Wiesława, 75. Za zmarłe dzieci: Genowefę i Szczepana.

Nadsyłane intencje modlitewne publikujemy także na naszej stronie internetowej: www.apchor.pl

BACKGROUNDS.HD

(27)

27

APOSTOLSTWO CHORYCH

M O D L I T W Y C Z A S

Papieskie intencje Apostolstwa Modlitwy

MARZEC:

Intencja powszechna:

Aby ludzie prowadzący badania naukowe, służyli dobru człowieka.

Intencja ewangelizacyjna:

Aby wyjątkowy wkład kobiet w życie Kościoła został zauważony

i doceniony.

KWIECIEŃ:

Intencja powszechna:

Aby ludzie uczyli się szanować i troszczyć o stworzenie jako o dar Boży.

Intencja ewangelizacyjna:

Aby prześladowani chrześcijanie odczuwali umacniającą obecność zmartwychwstałego Pana

i solidarność całego Kościoła.

WWW.WORDPRESS.COM

II Krucjata Modlitwy w Intencji Ojczyzny

MARZEC:

Niech okres Wielkiego Postu będzie czasem uzdrowienia wewnętrznego poprzez pogłębioną modlitwę i sakrament pokuty.

KWIECIEŃ:

Za katolików, aby z odwagą dawali świadectwo uczciwości oraz bezinteresowności w życiu publicznym naszego kraju.

BACKGROUNDS.HD

Cytaty

Powiązane dokumenty

Udowodnić, że średnia arytmetyczna tych liczb jest równa n+1 r

To od niego usłyszałam, że cierpienie jest powołaniem i że gdy ono nas dotyka nie mamy pytać Boga „dlaczego?”, lecz raczej o to, co Bóg chce osiągnąć przez nasze

Raz już prawie uległ, lecz kiedy wszedł do baru nagle po- czuł się bardzo samotny i zrozumiał, że nie należy już do tego miejsca, że to już nie jest jego świat.. Wyszedł

Otóż 27 stycznia 1968 roku papież Paweł VI przychylił się do prośby bisku- pów polskich, aby uroczyście zatwierdzić wybór Matki Bożej Uzdrowienia Cho- rych na

Do badania motywów podejmowania działalności przedsiębiorczych przez indy- widualnych właścicieli gospodarstw rolnych i aktywizacji zawodowej w kontekście

pozostałych cyfr dodamy pięciokrotność odciętej cyfry jedności i powstanie w ten sposób liczba podzielna przez 7, to.. wyjściowa liczba też jest podzielna

[r]

zapoznają się z pełną treścią ogłoszenia (zamieszczoną na tablicy ogło- szeń w budynku Urzędu Miasta Ruda Śląska i na portalu miejskim