• Nie Znaleziono Wyników

Lotos : miesięcznik poświęcony rozwojowi i kulturze życia wewnętrznego, 1939, R. 6, z. 4

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Lotos : miesięcznik poświęcony rozwojowi i kulturze życia wewnętrznego, 1939, R. 6, z. 4"

Copied!
44
0
0

Pełen tekst

(1)

LOTOS

MIESIĘCZNIK EZOTERYCZNY

PARAPSYCHOLOGIA M IS T Y K A

OKULTYZM I MAGIA ASTROLOGIA

MEDYCYNA HERMETYCZNA SZTUKA ÄYCIA

<v\

KWIECIEŃ

« 3 9

(2)

TREŚĆ Z E S Z Y T U :

A ugusta Cieszkowskiego „Ojcze N asz“ ... Dr K. Krobicki K u ltu ra woli, c. d... Dr R. A ssagioli Obłędy m istyczne W schodu i Z a c h o d u ...M ar ja F lorkow a A n ato m ja sy stem u s ł o n e c z n e g o ... K. Chodkiewicz Zagrożone i d e a ł y ... J. H ad y n a C h arak tero lo g ja a s t r o l o g i c z n a ...A dam ar P rzegląd bibljograficzny: W ik to r Loga, J. H adyna, K. Chodkiewicz.

„Skarby Ubogich“:

M istyczny N a u c z y c i e l ...W ł. C zapliński Droga do z w y c i ę s t w a ... m. f.

O m i ł o ś c i ... W. X. A leksander

KOMUNIKATY REDAKCJI:

* Z am iast życzeń św iątecznych d la naszych Czytelników , zw iększyliśm y objętość niniejszego zeszytu o 8 stronic. Chcem y w szerszym zakresie poruszyć k ilk a a k tu a ln y c h zagadnień, k tó re dzisiaj — może bardziej niż kiedykolw iek — n a rz u c a ją się uw adze i reflek sjo m polskiego czytelnika. K ierunek, k tó ry p ro p a ­ gujem y, n aśw ietlać bow iem w in ien n iety lk o „drogi dojścia" poszczególnych jed ­ nostek, ale i ten głęboki problem , k tó ry zam y k a w sobie pojęcie n a ro d u i ojczy­

zny. — P o l s k i e t r a n s c e n d e n t y to n iety lk o zagad n ien ie filozoficzne czy literackie, ale n ajb a rd z ie j żywy, w rażliw y i ak ty w n y n erw d u s z y n arodu.

* Cykl a rty k u łó w d ra K robickiego p. t. „O ziem skiej m isji człow ieka i n a ro ­ dów “ — w ydajem y obecnie w osobnej broszurze, znacznie przez A utora u zu p eł­

nionej. Cena d la naszych P re n u m e ra to ró w 0.70 zł, w raz z kosztam i przesyłki.

* „Faraon Mernefta“. Pow ieść tę rozesłaliśm y w d n iu 25. III. do tych, k tórzy ją zam ów ili. W obec w iększego — niż przypuszczaliśm y — zain tereso w a­

n ia, jak ie k sią ż k a ta w zbudziła n a ry n k u k sięg arsk im , obniżyliśm y jej cenę dla naszych C zytelników z 6.50 zł n a 5.50 zł + 0.30 zł porto. Tym, k tó rzy już w płacili 6.50 zł„ a tem sam em n a d p ła c ili 70 gr, różnicę tę zapiszem y n a poczet dalszych w ydaw nictw , w zględnie n a konto p re n u m e ra ty Lotosu.

* Donosim y rów nież, że sk ła n ia ją c się do próśb licznych a m niej zam oż­

n ych Czytelników , aby im u p rzy stęp n ić stu d jo w an ie p arap sy ch o lo g ii i okultyzm u, w ydaliśm y pew n ą ilość egzem plarzy dzieła J. S W i t k o w s k i e g o „Okultyzm i mag ja w św ietle parapsychologii“ n a g o r s z y m papierze, sk u tk ie m czego cenę n a te egzem plarze obniżyliśm y n a zł 10.—. D oceniam y w zupełności, że k sią ż k a ta d aje podstaw ow ą w iedzę o n ajgłębszych ta je m n ic a c h i problem ach o kultyzm u i że je st w p ro st konieczną d la w szystkich, k tó rzy w iedzę tę chcą n ap raw d ę studjow ać.

W arunki prenumeraty „Lotosu“: r o c z n i e , p ła tn e zgóry, 10 zł; w U .S .A . 3.—

dolary; p ó ł r o c z n i e 5.50 zł; k w a r t a l n i e 3 zł; zeszyt p o j e d y n ­ c z y 1 zł. Z a l e g ł o ś c i oblicza się po 1 zł za egzem plarz. Za u p o m ­ n i e n i a dolicza się 15 groszy. Jeżeli z końcem roku, w zględnie danego okresu, p re n u m e ra ty nie odm ówiono, p rzed łu ża się ją au to m aty czn ie n a ro k n astępny.

Adres Redakcji: J. K. H adyna, W isła, Śl. Ciesz., s k ry tk a poczt. 22.

Telefon 262.

(3)

LOTOS

'CX-ttz a

-ItS id Zf c W l ? r e

Rocznik VI Zeszyt 4

Kwiecień 1939

Miesięcznik poświęcony rozwojowi i kulturze życia wewnętrznego, oraz wartościom twórczym polskiej myśli transcendentnej.

S Y N T E Z A W I E D Z Y E Z O T E R Y C Z N E J

W ydaw ca i re d a k to r: J. K. H adyna, W isła, Śląsk Cieszyński.

S Z L A K A M I P O L S K I E J M Y Ś L I F I L O Z O F I C Z N E J

L iteratura polska jest bardzo obfita i różnorodna, głęboka i wszech­

stronna, a jej niezw ykłej oryginalności i odrębności nie może zaprzeczyć nikt, kto tylko się nieco wgłębił w jej tajniki.

Mimo tych walorów jednak nie wszystkie jej działy są. u nas równo reprezentowane. M. in. brak nam np. wielkiej ilości dzieł z zakresu f i l o- z o f j i . Trzeba naw et stwierdzić, że nie m am y u siebie wogóle t r a d y c j i f i l o z o f i e iz n e j . Przyczyn tego braku m ożnaby szukać w naturze polskiej, trudno naginającej się do pewnych doktryn, schematów, dociekań i spekula- cyj rozumowych, — a naw et i dzieje nasze się tak ułożyły, że właściwie nie m ieliśm y wiele sposobności do spokojnej pracy i kontem placji filozoficzno- religijnej.

Pomimo tych trudności jednak i m y potrafim y pochlubić się całą kolekcją nazwisk poważnych filozofów narodowych, upraw iających 'z fanatyzm em ten mocno zaopuszczony ugór. A chociaż myśliciele nasi sław ą nie dorów- n yw ują Francuzom , Niemcom, Anglikom etc., nie należy sądzić, że doktryny ich są niższe lub m niej wartościowe. Język nasz nie jest niestety językiem światowym, a olbrzym ie słońce sław y K a n t ó w , H e r d e r ó w , S c h o ­ p e n h a u e r ó w , L o c k e ó w, K a r t e z j u s z ó w , B e r g s o n o w i tylu, tylu innych — zaćm iły tak dalece nasze rodzim e objaw y twórdzości, iż feno­

meny te nie są dokładnie znane naw et sam ym Polakom... Mimo półtorawie- kowej niewoli, często mimo braku żywego kontaktu z nurtem europejskiego życia — nie kroczymy jednak — co należy powtórzyć z naciskiem — na szarym końcu tej nauki — przeciwnie, dorobek nasz jest duży — i orygi­

nalny.

„P orw ać ogień strzeżony, zan ieść w o jczyste strony to c e l. . . “

S t. W yspiański

Dr Kazim ierz Krobicki (Kraków).

A ugusta Cieszkowskiego „Ojcze Nasz"

97

(4)

Na szczęście czas jednak pracuje na naszą korzyść, bo i n a tem polu zaczynamy obserwować zm ianę na lepsze. Coraz większą ciekawość poczy­

n ają bowiem budzić naw et n a zachodzie Europy nasi filozofowie, wród których n a plan pierwszy w ysuw ają się nazw iska H o e n e - W r o ń - s k i e g o , T r e n t o w s k i e g o , a przedewszystkiem — C i e s z k o w ­ s k i e g o . Czołowe stanowisko zajm uje tu bowiem podstawowe i pom ni­

kowe dzieło filozofji polskiej, a m ianowicie A u g u s t a C i e s z k o w ­ s k i e g o „Ojcze nasz“. O tem to dziele, jako o kluczowej pozycji naszej myśli filozoficzno-religijnej należy nam tu nieco pomówić, by przypomnieć jego głębię i nieprzem ijające znaczenie.

* * *

Ale najpierw parę dat. Oto za życia Cieszkowskiego wyszedł tylko pierwszy tom „Ojczenasza“. Jest to część wstępna, w ydana bdzimiennie w Paryżu w r. 1848 (rów no więc przed 90 laty). Tom ten jednak zaw iera już w ogólnym zarysie wszystkie zasadnicze tezy tej głębokiej doktryny. Trzy następne tom y opublikowane z rękopisów staraniem jego syna (i pod jego redakcją) pojaw iły się kolejno w Poznaniu w latach 1899, 1903 i 1906. Autor n i e d o k o ń c z y ł jednak dzieła całego swojego życia, praca ta była bowiem zakrojona n a m iarę olbrzymią. W ydane w Poznaniu w r. 1923 m aterjały z rękopisów do części dalszych w ykazują, jak wiele jeszcze czasu i trudu wymagałoby skończenie całości. Już sam t o m w s t ę p n y atoli, sta­

nowiący wprowadzenie w dziedzinę podstawowego problem u filozoficznego w yjaśnia zamiar, intencję i metodę dzieła. Przez lat 51 Cieszkowski, jak wspomniano powyżej, znany był tylko z tego wstępu.

* *

Jakież są więc podstawy ideowe tego studjum , będącego nietylko obja­

wem przeczystych natchnień i myśli polskiej, ale i przepięknym dokum en­

tem literackim oraz m oralizatorskim ?

Dzieło wspom niane jest to szczegółowa analiza, niezm iernie bystra i intuicyjna, a jednak naukow a — jednego ustępu z Ewangelji, tj. M odlitwy Pańskiej. Tom I — to tylko „uw ertura“ — jak mówi sam autor, lub „wstęp zewnętrzny“ . Zaw iera on zasadnicze w yjaśnienie, czern jest Modlitwa Pań­

ska, a nadto pogląd ogólny n a przyszłość rodu ludzkiego i n a wieczność.

Tom II to „introdukcja“ czyli „wstęp w ew nętrzny“ (rów nież słowa autora).

Jest on analizą W ezwania: „ O j c z e n a s z , k t ó r y ś j e s t w n i e b i e - s i e c h “. Tom III m a w yjaśnić Pierwszą Prośbę: „ Ś w i ę ć s i ę I m i ę T w o j e“, torn I V Prośbę Drugą: „ P r z y j d ź K r ó l e s t w o T wo j e“.

W ydawcy znaleźli w pośm iertnej spuściźnie m aterjały do dalszych tomów, tj. do Prośby Trzeciej ( „ B ą d ź w o l a T w o j a “), Czwartej ( „ C h l e b a n a size go...“), Piątej („I o d p u ś ć . . . “), Szóstej („I n i e w ó d ź ...1), oraz Siódm ej ( „ A l e n a s z b a w o d e z ł e g o “), — a nadto do interpretacji słowa „A m e n “ .

Całość zatem, ja k należy przypuszczać, m iała objąć 10 tomów.

Nasuwa się nam pytanie, dlaczego autor poświęcił tak niezm ierny ogrom pracy tej specjalnie modlitwie?

98

(5)

W yjaśnienie znajdziem y nie n a drodze rozumowej, ale intuicyjnej, tkwi ono bowiem w d u c h u m y ś l i c i e la. Autor był jednostką przedziwnie religijną, głęboko w tajem niczoną w spraw y ducha i mistyczną. Mówi on niejednokrotnie w sposób niedw uznaczny o kontakcie swym z zaświatem i o inspiracji Chrystusowej. Cały zrąb filozoficzny oparł n a żarliwej wierze.

Nie filozofja doprowadziła go do religji, ale wrodzone podłoże mistyczne.

Te intuicyjnie dane m u przeświadczenia opracował później rozumowo w studjum filozoficznem, podstaw a ich jednak jest zaśw iatowa i introspek- cyjna.

Cieszkowski był atoli nietylko głębokim myślicielem, lecz również poetą i artystą, m istrzem słowa i kompoźycji. Dlatego też czar M odlitwy P ańskiej opanował go przemożnie i skłonił do literackiej realizacji w form ie cyklicz­

nego studjum , obejmującego horyzonty kosmiczne.

Objawienie tej praw dy, iż Modlitwa P ańska jest najw yższem słowem Bożem, doznał autor pewnego razu w kościele parafjalnym w Grębkowie na Podlasiu. Było to jakby nagłe olśnienie, zesłane n a niego po to, by — jak mówi — stał się apostołem tej praw dy. Ma on ją głosić braciom, by przyśpieszyć nadejście epoki trzeciej, Ducha Świętego, w której dopiero prośby Modlitwy Pańskiej doznają pełnej realizacji. „Boże Duchu Święty

— modli się żarliw ie — który wym ierzasz dzasy i ważysz czyny ludzkie, dozwoliłeś mi pojąć, iż wielka godzina nadchodzi, — iż nowy otwiera się zawód, że gotuje się ludzkość do nowego a wielkiego dzieła O bjaw ienia — i woła o nowe Zbawienie. A jeżeliś m ię w ybrał Boże, n a Zw iastuna wielkich postanowień Twoich, kieruj opatrznie słowy m ojemi, aby właściwe w duszy ludzkości uderzyły struny!“

Kto choć trochę bliżej zetknął się z objaw am i mistydznemi, dla tego charakter inspiracyjny tych słów nie może ulegać wątpliwości. Jeszcze dobitniej brzmi ta n uta w słowach następujących: „Nie dozwól, aby błąd lub zła wola wykrzywiały myśli, którem iś m nie natchnął, — śmiem bowiem głośno wyznać, o Panie, że je wprost od Ciebie mam. Bo nim jeszcze pod ścisłe rozum owanie poddać je zdołałem, już m i stały one żywo w przeczuciu mojem, z natchnienia Twojego. O ścisłości rozum owań ludzie sądzić będą, ale czystości uczuć i zam iarów Ty jeden jesteś świadkiem... Ty nie mogłeś dopuścić zdradzieckiego natchnienia. Bo nie naigraw asz się nigdy z tego, co jest najświętszem !“

Ale w genezie pom ysłu należy nam uwzględnić jeszcze jeden „m o- m e n t m i s t y c z n y“ . Oto raz Cieszkowski — również podczas modlitwy

— w kościele M arjackim w Krakowie, doznał jakby natchnienia. Olśniła go wówczas nagle myśl, że centralnym punktem historji ludzkości jest C hry­

stus. Jest on żywą praw dą, do której m a człowiek dążyć przez całe swoje życie. Nic więc dziwnego, że podstaw ą dzieła filozoficznego Cieszkowskiego stały się słowa Chrystusa, zaw ierające m o d l i t w ę p r o r o c z ą . „Ster­

nikiem naszym Chrystus — woła więc autor — m agnesem b ratn ia miłość Jego, — przew odnią gwiazdą święta m odlitwa, którą wam przekazał. W tej to m odlitwie zawarł On wszystko, czego wam nadal potrzeba, — w niej wskazał wam wszystko, do czego dotąd mieliście dążyć, do czego się spo­

sobić, a co dziś właśnie przy spełnieniu czasów pojąć i osiągnąć macie.

Wszakże On pr'zyrzekl odchodząc do Ojca, że nie zostawi was sierotami, 99

(6)

a czuwając nad wam i do dziś dnia niebieskiem okiem s wojem, obmyślił wam od początku, a zostawił w pamięci waszej z a p i s przyszłego Dzie­

dzictwa n a czas pełnoletności waszej. T a spuścizna Chrystusowa, ten wieczny Testam ent Jego — ten pom nik zostawiony, aby wskazywał wam drogę do bezpiecznej Prfey stani — jest ostatnim w yrazem szeregu Objawień Bożych dla Rodu ludzkiego, jest dopełnieniem i spełnieniem wszelkich po­

przednich objawień, — jest Objawieniem Objawienia.“

Z astanaw iająca jest powaga i ton słów powyżej zacytowanych, bilozot posiada głębokie przeświadczenie wewnętrzne, że Bóg obdarzył go Wielką m isja. Oto dzięki niej stał się on jakoby nowym D u c h e m P o c i e s z y ­ c i e l e m , P a r a k l e t e m dla znękanej ludzkości. Dlatego też dzieło jego Zawiera nietylko praw dy uzasadnione w sposób naukowo-rozum owy, lecz naw et przechodzi niekiedy w ton apostolski, w m elodję i rytm dostojnego hym nu nowego Psalm isty-A postoła, w najczystszą poezję ducha.

„Ojcze-Nasz“ — to nietylko więc tra k tat filozoficzno-religijny i m o­

ralny, ale i poem at filozoficzny, owiany iskrą głęboko żarzącego się m isty­

cyzmu, natchnienia i polotu.

Cechy te łączą go w sposób przedziw nie ścisły 'z całym ówczesnym p rą ­ dem kultury i duszy polskiej, — z r o m a n t y z m e m .

Związek ten odczujemy jeszcze silniej, gdy zdam y sobie spraw ę z głów­

nych myśli i poglądów tego dzieła, które będąc tak niezm iernie bogate w treść i różnorodne, — stoi n a pograniczu dwóch światów, by nietylko spiąć je ze sobą kunśztow ną k lam rą myśli, ale również połączyć w jedną całość filozofję, religję i poezję.

Cieszkowski zastanaw iając się nad tajem nicą T r ó j c y ś w., — docho­

dzi do wniosku, że dzieje św iata są również niejako t r i a d y c z n e. Dog Ojciec jest praw dziw ym B y t e m , — tj. bytem j e d y n i e r e a l n i e i s t n i e j ą c y m („jam jest, którym j e s t . . . “ ), byt ten zaś rodzi Syna, który jest jego M y ś l ą , — realizacją zaś Myśli jest Duch św„ który jest C z y ­ n e m . Z Bytu więc wybłyslca Myśl, która realizuje się w świecie jako Czyn.

Bóg w Trójcy jest jeden, — choć każda osoba Trójcy jest inną, — ale nie

k i m i n n y m .

Podobnie w świecie m am y mieć trzy epoki. Pierw szą była epoka Ujca,

— e r a pogańska, zw ana w term inologji logicznej „ t e z ą “ . Epoka Syna, druga, jest chrześcijańską — a występuje w dziejach jako a n t y t e z a . Obecnie m a nadejść epoka trzecia, Ducha, łącząca dwie poprzednie i tw o­

rząca nową, wyższą wartość, — czyli s y n t e z ę .

Niestety, n a Cieszkowskim bardzo silnie zaważyła m etoda djalektyczna H e g l a , którego nasz filozof był uczniem i entuzjastą. W łaśnie to Hegel uznaw ał w dziejach trzy okresy, choć inaczej nieco dzielił historję. T a wy- dedukowana, wykom binowana, w yspekulow ana historjozofja razi nas dzis swoja oschłością. Nie zapom inajm y jednakże, że tem u „odkryciu tow arzy­

szyła^ wiara, iż odsłonięte zostało w i e k u i s t e p r a w o p r z y r o d y , jakby uchwycone tętno kosmiczne wszelkiego życia, puls globowego obiegu krwi, wewnętrzny rytm planety i wszelkiego n a niej żywota.

W pierwszej epoce ludzkość nie posiadała jeszcze świadomości swego bytu, — epokę drugą cechuje dojście już człowieka do świadomości, w trze­

(7)

ci ej zaś wyzwoli on sw ą świadomość zupełnie przez wolny c z y n . Pom ię­

dzy epoką pierwszą a drugą stanął Chrystus, który stanowi jakby „ w i e l k ą ś r e d n i ó w k ę czasów, on rozgraniczył dwa światy, czyli dwa wielkie dni świata, — On nowe stworzył „Ludów i wieków pokolenie“ .

„Cieszkowski poszedł w odróżnianiu epok nie za Heglem (którego podział zmienił i „uzupełnił“), ale za H e r d e r e m . Bóg zam knął starożytne dzieje ludzkości w granicach hebrajsko-grecko-rzym skich; średniowieczne w ger­

mańskich, a „nowowieczne“ w obrębie panow ania słowiańskiego. Cieszkow­

ski z poglądów tych w ysnuł wniosek, że najdoskonalszym narodem słow iań­

szczyzny jest naród polski, który „nadm iarem cierpienia zasłużył sobie na to u Boga, aby erę wolności całemu św iatu 'zwiastował i ludzkości całej do ra ju swobody przewodniczył“. Będzie to epoka C z y n u , „ s y n t e z y“.

Rozkwitnąć m a wtedy s o l i d a r n o ś ć r o d u l u d z k i e g o , „ S p e ł ­ n i a L u d ó w “ pleroma ton etnon, plenitudo gentium, jak epokę tę nazwał Apostoł Narodów św. Paweł. To dobrowolne zrzeszenie się wszystkich, ta

„ s o c j a l n o ś ć “ — dokonana zostanie przez w o l n y c*zyn. Gdy zatem przez c z y n ten osiągniemy s o c j a l n o ś ć , zbudujem y Królestwo Boże na ziemi. Połączy ludzi r e l i g j a , w której będzie i s z t u k a i n a u k a . P i ę k n o , d o b r o i p r a w d a — to trzy „ a s p e k t y “ (jakbyśm y dziś powiedzieli) tej sam ej rzetizy. Jak będzie wyglądało to Królestwo Boże na ziemi, możemy wywnioskować z cytatu I Listu św. Paw ła do Koryntjan, przytoczonego przez Cieszkowskiego na końcu rozpraw y wstępnej „O d r o ­ g a c h d u c h a “ (pom yślanej pierwotnie jako wstęp do całego dzieła, d ru ­ kowanej jednak dopiero w r. 1863 w Roczn. To w. Przyj. Nauk. Pozn.) Oto według tego cytatu (XII, 4—20) jedni uzyskają mowę mądrości, inni um ie­

jętności, inni wiarę, inni moc czynienia cudów, dar proroczy, rozmaitość języków, tłum aczenie mów, łaskę uzdraw iania, rozeznanie duchów etc. Jak w ciele są różne członki, ale ciało jest jedno, tak jest „ r ó ż n o ś ć d a r ó w , a l e t e n ż e D u c h “ .

Oryginalny jest pogląd Cieszkowskiego na c z a s . Oto według niego niem a zasadniczej różnicy między teraźniejszością przeszłością a przy­

szłością, lecz są to różne wycinki, czy fragm enty tej sam ej rzeczywistości.

Tak samo św iat i „zaśw iat“ — to tylko dwie organiczne części jednej całości, które nie mogą być od siebie oddzielnie pojm ow ane i uw ażane za coś cał­

kiem różnego. Zaśw iata niem a zupełnie, j e s t t y l k o j e d e n ś w i a t i j e d n a r z e c z y w i s t o ś ć . Tak samo i ziem ia jest cząstką kosmosu i stanowi wycinek całej twórczości świata. Królestwo Boże nie może więc być w jakim ś „zaświecie“, ale tu n a Ziemi, — a n a innych globach dla ich własnych społeczeństw, a również przecież Królestwo to jest w n a s . Bóg nie jest wszechświatem, choć wszechświat należy do Boga i jest od Niego (zależny. Podobnie o ciele własnem nie może nasza dusza powiedzieć, że to

„ja“, choć to „ ja “ niem kieruje i ciało jest tej jaźni podwładne.

Cieszkowski wierzył nietylko w postęp zbiorowy ludzkości (według filo­

zoficznej triady Hegla, rozprowadzonej dialektycznie), ale i w indyw idualny postęp duszy ludzkiej na zasadzie r e i n k a r n a c j i .

O rzeczach eschatologicznych, a więc „absolutnie ostatecznych“, „poza- ludzkich“, „pozaplanetarnych“ . Cieszkowski nie mówi wiele, raczej napom yka o nich. Twierdzi tylko, że Bóg to d u c h a b s o l u t n y , będący i pojęciem

(8)

i m aterią. Jest to „ ż y w o t n a j e d n i a“, istota „zmysłowo-umysłowa , myślący byt i wcielona myśl. Ten swój system nazyw a Cieszkowski mono- panteizm em .

Zapytajm y nakoniec, j a k ą w a r t o ś ć p r z e d s t a w i a j ą p o- g l ą d y C i e s z k o w s k i e g o ? Otóż odrazu zaznaczmy, że eonajm niej rów norzędną innym systemom metafizycznym. Mówiliśmy już bowiem, że u podłoża jego teorji tkw i p i e r w i a s t e k i n s p i r a c y j n y , w i a r a w o b j a w i e n i e . Albo ktoś „doznał“ natchnienia, albo nie doznał. Ci, któ­

rzy nie doznali, a uczono ich cale życie o uznaw aniu tylko rzeczy „realnych , uw ażają praw ie zawsze takich „ilum inatów “ za s z a l e ń c ó w . Ci, „sza­

leńcy“ znów patrzą z półuśmiechem wyrozumiałości n a nieuśw iadom ionych braci, których jaźnią nie zatargała jeszcze laska objawienia. „R e a 1 i s t a potępiający „ m i s t y k a “ popełnia zasadniczy błąd, sądząc, że jego pogląd

jest jedynie uspraw iedliw iony. Na tej sam ej przecie zasadzie „m istyk może potępić „realistę" — tylko, że „m istyk“ nigdy innych poglądów nie potępia wiedząc, że są różne stopnie rozwoju i że m usi być na swiecic postęp, czas jednakże nadejdzie dla wszystkich. Po inspiracji następuje dopiero konstrukcja filozoficzna.

Jakby więc przeczuwając te zarzuty „realistów “, Cieszkowski woła tak.

„Zaręczamy W am , ż e ś m y p r z y z d r o w y c h z m y s ł a c h i t r z e ź ­ w y m u m y ś l e , a nie w zachwyceniu żadnem, — żeśmy nie tylko dnie

i noce, ani naw et miesiące i lata, ale szeregi lat — a jużci ćwierć wieku — nad tern robmyślali, u wszelkich mędrców św iata tego rady i porady zasię­

gali, żadnej um iejętności nie zaniechali, — a nigdzie ani u nikogo m c mędrszego, doskonalszego i błogosławniejszego nie otrzym ali nad to, czem nas przed lat blisko dwom a tysiącam i Syn Boży obdarzył. Jeśliśm y do dzis dnia naw et nic wszystko jeszcze należycie pojęli, ani nasza w tern wina, ani tern m nie i Jego wina. Owszem mądrość w tern Boża, iż sam rozwoj O bja­

wienia tak doskonale um iarkow ał, iż nie wym agał po nas doraźnego pojęcia tego, czegobyśmy jes'zeze znieść nie um ieli, — ale raczej samo to pojęcie a przedziwnie rozłożył, iż w m iarę dojrzałości naszej zakryte naw et słowa (verba abscondita) dojrzeć nam nie dawały...“

O bjaw ienie nie może być więc od razu dane „spełna“, ale do czasu „pod

niisrä44* ,

W innem m iejscu mówi autor podobnie: „Nie ważcie się nazywać sza­

leństwem tego, co tu słyszycie, bo to W am mówi głos o z d r o w y c h z m y s ł a c h i t r b e ź w y m u m y ś l e , nie upojony zatrutą czarą społ- czesnych fermentów. Zaprawdę, zapraw dę pow iadam y W am, m e jest to, ani wieksze, ani m niejsze szaleństwo, niż to, które przed osiem nastu w ie­

kam i usłyszano, gdy po raz pierwszy odezwał się głos, wzyw ający ludzi do powszechnego Braterstwa...

❖ * *

M i c k i e w i c z wysoko cenił Cieszkowskiego, choć wogóle do syste­

mów filozoficznych czuł pew ną nieufność. H. B o b k o w s k i e m u prze­

cież, jadącem u do T r e n t o w s k i e g o wyraźnie kazał oświadczyć, że „filozof i tanem istrz to jedno przed Bogiem, z tą różnicą, że jeden nogami wierzgał, a drugi głową. A t y 1 k o s ł o w a i m y ś l i , p ł y n ą c e z d u c h a

(9)

p o r u s z o n e g o , s ą i s t o t ą p r a w d z i w ą ; reszta nie m a żadnej w ar­

tości.“ 1)

Cieszkowski posiadał jednak m yśli „ p ł y n ą c e z d u c h a p o r u ­ s z o n e g o". Dlatego Mickiewicz nazw ał go „ c z ł o w i e k i e m n i e p o ­ s p o l i t y m “, który „pracą inteligencji przyszedł do tego, że widzi głupstwo wszystkich dzisiejszych inteligencyj. Nie m a pychy, zwyczajnej filozofom;

przynajm niej przychodzi z wielką, dobrą wiarą....“ 2)

Inaczej się jeszcze Mickiewicz w yraża o Cieszkowskim w Prelekcjach pa­

ryskich w związku z filozofją niemiecką. „Jest to — mówił — um ysł potężny i zdaniem naszem jedyny, m ający przed sobą wielki zawód filozoficzny“.

W spom niał najpierw o jego Historjozofji („Prolegomena zur Historiosophie“, Berlin 1838), później zaś omówił „pisemko w formie listu do Micheleta ber­

lińskiego“ . (Mickiewicz m a tu n a m yśli pismo pt.: Die Persöhnlichkeit Gottes und die Unsterblichkeit der Seele in einem Sendschreiben an prof. Michelet.

Berlin 1841). List ten, to „wypowiedzenie w ojny wszystkim filozofom“ . Mówił dalej o definicji ducha u Cieszkowskiego, chw alił jego wyrażenie, iż duch wydobywa wszystko z głębi siebie przez „intuicję“ ( intus itio) etc.

(W yw ody Mickiewicza zaw arte są w w ykładach z roku III, Lekcje XXII—

XXIV, tj. z 6, 13 i 20 tizerwca 1843 r.) Mickiewicz nie mógł jeszcze znać I tomu dzieła Ojcze nasz (który pojaw ił się dopiero za lat 5, w 1848). P ra w ­ dopodobnie też doktryna Mickiewicza o roli Polski i Słowiańszczyzny w przy­

szłości — wyłożona w Prelekcjach — w płynęła n a przyjęcie tej idei przez Cieszkowskiego w Ojcze Nasz.

Najgłębiej się atoli Cieszkowskim przejął Z. Krasiński, serdeczny jego przyjaciel, o czem świadczy długoletnia korespondencja. K rasiński też n a ­ mówił przyjaciela do w ydania obszernego wstępu, z czego pow stał cały tom I.

Prawdopodobnie Krasiński też w alnie w płynął na pew ne doktryny tego dzie­

ła3), a Przedświt i Psalm y Przyszłości opierają się n a tych fundam entach.

M arjan Zdziechowski — m inio poważnych zastrzeżeń co do pewnych wywodów dzieła — zaznacza jednak, że Cieszkowski „nie zwichnął myśli Bożej. Ojcze nasz nie jest dziełem zatracenia, ale nie jest także O bjaw ie­

niem. Jest próbą — jedną z wielu w dziejach Ducha — szanowną w pom y­

śle i głęboką w niejednym szczególe sięgnięcia tam , gdzie nie jest dane rozu­

mowi sięgnąć... Prom ienne blaskiem czystości uczuć i zam iarów dzieło Cieszkowskiego należy do najczcigodniejszych pomników rozkw itu ducha polskiego“.4)

Adam Żółtowski zaś stw ierdza: „Praw dziw a filozofją religji to ta, która przestaje rozprawiać o religji, a staje się religijną napraw dę. Oto zadanie, które myśl polska w Cieszkowskim rozwiązała...“ A dalej: „Uderzając w strunę religijną, używa Cieszkowski najpotężniejszej dźwigni ludzkiej

'i W ydanie Sejm owe Dzieł M ickiewicza, t. XVI, str. 249/50.

8) Tam że, str. 171/2.

s) Por. J. K leiner: Z ygm unt K rasiński, Lwów 1912, a n ad to w stęp A. Żółtow­

skiego do „Listów Z. K rasińskiego do A. Cieszkow skiego“, K raków 1912.

) M. Zdziechow ski: W izja K rasińskiego, K raków 1912, art. „Ojcze N asz“, str. 31/2.

(10)

duszy, wywołuje siły, do których od Reformacji i Trydenckiego Soboru nikt w świecie nie odwołał się napraw dę.“ 5)

Jadw iga M arcinkowska znów, łącząc nasze prądy filozoficzne z odwiecz- nemi źródłam" ze Wschodu, mówi ciekawie, iż „w fiłozofji Cieszkowskiego widzim y tytaniczną koncepcję ogromu wszechżycia. Koncepcja to nie m niej wielka od indyjskiej teorji M anw antary i P ra la ji — z tą różnicą na korzyść genjuszu polskiego, iż tu jest pojęta nieprzerw ana ciągłość twórczego roz­

woju, podczas gdy według tamtego pojęcia po olbrzymich epokach takiego rozwoju następują również kolosalne okresy unicestw ienia.“6

Zakończmy wywodami prof. J. Chrzanowskiego. Tw ierdzi on, że „nie był Cieszkowski tym Duchem Pocieszycielem, za którego się poczytywał: ale był głębokim myślicielem... Toteż jego Ojcze Nasz nie jest wprawdzie o b j a ­ w i e n i e m o b j a w i e n i a , ale jest w spaniałą księgą m ądrości i zarazem miłości, księgą, o której śmiało powiedzieć można, że gdyby m iała posłuch...

toby ta święta m odlitw a o przyjście Królestwa Bożego przestała być nakoniec m odlitw ą błagalną, a stałaby się dziękczynną i w ielbiącą“.7)

Nie wiadomo zresztą, czy pogląd, iż Cieszkowski nie był Duchem Pocie­

szycielem — jest słuszny. Czasy się prZecież ciągle zm ieniają. Ziarno wiel­

kich filozofów nie zawsze odrazu w ydaje plon. Czasem wieki całe m usi leżeć i kiełkować w ziemi, a gdy nadejdzie jego czas, okaże się, że jest to istotnie objawienie. Najgłębsze praw dy w ym agają czasu n a przyjęcie ich i przysw o­

jenie. W m iarę postępu zaś odkrywa się zasłona za zasłoną.

Dlatego należy czytać te natchnione księgi z w iarą i ucZuciem, a w stro­

nę zupełnych sceptyków i przeciwników skierować te znam ienne słowa autora Ojcze-Nasza: W y , k t ó r z y w s t r z y m u j e c i e p o s t ę p d u c h a l u d z k i e g o , n a m i ł o ś ć B o g a p r z e s t a ń c i e .

Prof. d t R. A ssagioli W ykłady w ygłoszone n a U niw ersy tecie R z y m s k im . D y r. In s ty tu tu K u ltu r y i T e ra- za zezw o len iem a u to ra p rz e ło ż y ła — T o m ira Z o ri p ji P sych iczn ej w R zy m ie .

K u ltu ra woli

(4. ciąg dalszy) R o d za je silnej woli.

Ze spostrzeżeń dokonywanych podczas ćwiczeń, możemy wywniosko­

wać, jakie są właściwie cechy charakterystyczne silnej i opanowanej woli.

1. E n e r g j a . Cecha ta jest zrozum iałą i nie wym aga kom entarzy.

Nie jest to w szakże dostateczne. W ola opanow uje dużą sumę energji p od­

czas dokonyw ania danego czynu. N aprzykład: jedną z rzeczy n a jtru d ­ niejszych jest opanowanie żywości impulsów. Poniew aż jednak są to 5) Przedm ow a A. Żółtow skiego do zupełnego w y d a n ia „Ojcze N asz“, P oznań 1922; zob. ponadto tegoż a u to ra art. o Cieszkow skim w „Polskiej Fiłozofji N aro­

dowej (str. 241—260), K raków 1921. (Dzieło zbiorowe pod red. M. Straszew skiego).

6) J. M arcinow ska: W artości tw órcze re lig ijn ej m yśli polskiej, W arszaw a, 1922, str. 241.

’) Ign. C hrzanow ski: „Ojcze N asz“ A. Cieszkowskiego, K raków 1918, str.

80—81.

(11)

czyny sporadyczne, nie możemy w edle nich sądzić o stałości silnej woli.

W ola przeto winna być jeszcze:

2. S t a ł ą , czyli, że w inna posiadać zdolność pow tarzania aktów dowolnych, zanim nie osięgnie zamierzonego celu.

D la dokonania pewnych zam ierzeń potrzebna jest raczej stałość i w y­

trw ałość, niż odwaga.

Typowym przykładem tego ro d zaju woli może służyć K arol Darwin, k tóry posiadał ta k m ało energji nerwowej i psychicznej, iż nie um iał się zdobyć na wysiłek, konieczny dla podtrzym ania dłuższej rozmowy, i nie mógł pracow ać umysłowo więcej, niż godzinę w ciągu dnia. W ytrw ale jednak czynił wysiłek codzienny, posługując się m etodą kropli, żłobiącej kam ień; w ten sposób napisał sw oje wielotomowe dzieła.

3. S k u p i e n i e . Nie dość jest energji, nie dość wytrw ałości, jeśli mnogość zainteresow ań i czynności rozprasza się, jak woda w strum ykach.

Bez pożytku będzie wówczas siedzenie przez 10 godzin przy biurku, jeśli w tym czasie dzielim y naszą uwagę na czytanie kilku książek naraz. J e st to jedna z przyczyn, dla której ludzie najbardziej inteligentni i o żywym um yśle nie tw orzą nic napraw dę wielkiego i doniosłego.

W O L A P O Z N A W C Z A (M Ą D R O ŚĆ W O L I).

Zaznaczyłem na wstępie, że nie dość jest posiadać wolę s i l n ą ; musi być ona ponadto opanowana, elastyczna, p e ł n a m ą d r o ś c i .

W ola, która określa czyny i zdobywa wyniki pewne, powinna działać przedew szystkiem od w e w n ą t r z , pod wpływem konfliktów energe­

tycznych.

Psychologja nowoczesna dowiodła, iż nie możemy wykonać n a jp ro st­

szego ruchu świadomego, jak n. p. ruch jakiegoś mięśnia, jeśli nie wywo­

łam y uprzednio w y o b r a ż e n i a tego ruchu, i jeśli wola zn ajd u je się w opozycji do innych sił i czynności psychicznych, jak: do wyobraźni, uczuć, namiętności. W takich w ypadkach bowiem zostaje często zdruz­

gotaną (Coue).

Funkcje woli oraz innych energij w nętrznych mogą być porównane z kierowcą, prow adzącym maszynę. Zadaniem kierowcy nie jest przyśpie­

szanie pędu m aszyny siłą w łasnych mięśni, ani też popychanie jej, lecz raczej dostarczenie benzyny, w ody i oliwy, puszczenie w ruch motoru, a potem — siedząc wygodnie na miękiem oparciu — wykonywanie nie­

znacznych, lecz precyzyjnych ruchów, koniecznych do regulow ania pędu w oznaczonym przez siebie kierunku i zatrzym anie motoru, gdy cel został osiągnięty.

To samo dotyczy woli. Przeznaczeniem jej jest kierowanie, zasilanie, nadaw anie im pulsu rozm aitym czynnościom psychicznym i fizycznym, dążąc ku jednem u celowi syntetycznem u. I, podobnie jak do stania się dobrym szoferem, konieczną jest chociażby sum aryczna znajom ość m a­

szyny, jej części składow ych i praw rządzących ruchem , ta k samo jasnem jest, iż ten, kto chce rządzić złożonem narzędziem w łasnej osobowości, winien poznać cudow ną stru k tu rę w łasnej duszy i kierujące nią praw a.

Inaczej jest w rzeczywistości: zam iast poddać pewnem u egzaminowi tych, co w kraczają na wielkie drogi życia, by rozw inąć w nich pewne w ia­

(12)

domości zew nętrzne, i dotyczące w łasnej struktury psychicznej, pozostawia się ją samej sobie, nie d ając naw et możliwości zdobycia tej wiedzy.

Ignorancja królująca na tej płaszczyźnie, naw et wśród ludzi k u ltu ra l­

nych, jest w prost zdum iew ająca. Te same błędy podstaw owe są pow ta­

rzane nieustannie; gwałci się najbardziej elem entarne praw a psycho­

logiczne, używa się m etod najbardziej absurdalnych.

Je d n i usiłują dojść do celu, uciekając się do wysiłków bezpośrednich i gwałtownych porywów woli, om ijając innego ro d zaju energje i upodob­

niając się do kierowcy, osobiście popychającego m aszynę; inni znowu, utrzym ują um ysł w stanie ciągłego, gorączkowego napięcia; jest to podobne do puszczonego w ruch motoru, k tóry się nie zatrzym uje naw et wówczas, gdy m aszyna stoi; jeszcze inni p o d d a ją się całkowicie grze impulsów, instynktów i namiętności. Przypom ina mi to szalony pęd maszyny, puszczo­

nej na los przypadku, bez kierowcy. W yniki zaś tych nazbyt prym ityw nych m etod życiowych widzimy dookoła: bezm yślne trw onienie energji, stałe podniecenie, a z tego powodu uczucie w yczerpania oraz zaburzenia n e r­

wowe i psychiczne, całkow ity brak panow ania nad sobą, a co stąd w ypły­

wa — czyny nieodpow iedzialne i destrukcyjne, prow adzące do przestępstw i samobójstwa.

Nasuwa się więc k o n i e c z n o ś ć , by wola nasza poznała zasady płaszczyzny psychicznej, na której działa; by poznała, jakie się na nią sk ła d a ją elem enty, jakie energje są czynne, jakie nią rząd zą praw a, i jakie m etody są najbardziej praktyczne i m ądre i prow adzące bez odchyleń do osiągnięcia zamierzeń.

I nie ma powodu do tracenia odwagi przed takiem zadaniem : nie nasuwa bowiem trudności, jak się na pierw szy rzut oka w ydaje. W szystko zależy od zdobycia pojęć prostych i jasnych, dostępnych każdem u z nas.

T ak samo, jak nie każdy kierow ca zna złożone praw a wyższej mechaniki, podobnie też można ominąć balast psychologji filozoficznej; należy zazn a­

jomić się natom iast z faktam i podstawowym i, z zasadniczem i praw am i życia psychicznego, koniecznemi do osiągnięcia celów praktycznych.

I. Przygotowanie, fa k ty i prawa życia psychicznego.

Czynniki, składające się na naszą osobowość w nętrzną, mogą być podzielone, stosownie do rozpow szechnionej, chociaż często krytykow anej teorji (w życiu praktycznem o d d aje ona nieocenione przysługi) na trzy grupy: poznania, uczuć, impulsów.

Do pierw szej należą w rażenia (wzrokowe, słuchowe itd,), ideje, wy­

obrażenia i pojęcia — ogólne, powszechne i subjektyw ne; do drugiej — w zruszenia i uczucia, do trzeciej — instynkty, impulsy, skłonności, prag­

nienia.

Elem enty te nie są wszakże rozpatryw ane jako coś statycznego, sta ­ łego, lecz raczej jako siły czynne, w stanie ciągłego ruchu i przem ian, których dynamizm rządzony jest przez praw a niemniej ścisłe i dokładne, jak praw a dynamiki i m echaniki fizycznej.

Z pośród wielu praw życia psychicznego — rozpatrzym y pokrótce te, które są najbardziej konieczne do uzyskania spraw ności i panow ania nad sobą.

(13)

1. W yobrażenia i ideje w yw ołują określone słany psychiczne i odpowia­

dające im czyny.

Praw o to jest określane przez psychologów w inny jeszcze sposób, a mianowicie: „ K a ż d e w y o b r a ż e n i e z a w i e r a w s o b i e e l e ­ m e n t k w i e t y z m u f i z y c z n e g o “, „ k a ż d a m y ś l j e s t c z y ­ n e m w s t a n i e p o t e n c j o n a l n y m " ,

Praw o to w yjaśniają w pewnej przynajm niej m ierze niezliczone fakty sugestji, imitacji, stygm atyzacji i t. d.

Na zarzut, iż w życiu nie dostrzega się naogół, by myśli czy ideje przeistaczały się w czyny, można by odpowiedzieć, że w sferze psychicznej tysiące myśli, idej, w yobrażeń, zd erzają się ze sobą, gonią i spieszą się przejaw ić, w yw ołując akcję przeciw ną innych elem entów psychicznych.

2. W yobrażenia oraz ideje w yw ołują odpow iedniki uczuciowe.

. . P rzykłady: Pogrzeb w yw ołuje w nas uczucie smutku, budzi lęk przed śmiercią w łasną lub osób bliskich. M yśl o możliwem niebezpieczeństwie wyw ołuje uczucie przerażenia.

A więc myśli i w yobrażenia w yw ołują: 1. Czyny (wedle praw a 1).

2. Uczucia i stany (prawo 2). Co jednak w yw ołują częściej — czyny czy uczucia? Zależy to od dwóch czynników:

a) Od treści i n atu ry w yobrażenia czy myśli. T ak naprzykład, widok pogrzebu w yw ołuje raczej uczucia i stany, niż czyny.

_ b) Od typu psychologicznego danej osoby. A więc myśl o niebezpie­

czeństwie u osoby typu czynnego budzi wyobrażenie sposobów p raktycz­

nych w celu opanow ania niebezpieczeństwa, a tylko bardzo słaby stan emocjonalny; u osoby słabej wyw oła uczucie przerażenia tak silne, że wszelka czynność zostanie sparaliżow aną.

W ogóle w typach m entalnych myśli i w yobrażenia w yw ołują oddźwięk żywszy, ale na płaszczyźnie umysłowej.

3. Uczucia i słany w yw ołują i zasilają odpow iedniki ideowe i wyobrażeniowe.

P rzykład: Lęk przed chorobą w yw ołuje cały szereg obrazów, doty­

czących przebiegu choroby. Szkodą jest nie tylko powodowanie takiego stanu przygnębienia, lecz i to, że zgodnie z praw em 1, żywe wyobrażenia w yw ołują odpowiedni stan fizyczny. S taje się to często powodem pow aż­

nej choroby.

4. R uchy, czyn y i gesty zasilają i w yw ołują ideje, obrazy i uczucia równoważne.

Jak o dowód istnienia tego praw a, mogę przytoczyć przykład następu­

jący: Osobie, poddanej sugestji zam yka się dłoń, zaciskając ją w pięść.

Zwolna dłoń druga zaczyna się również zaciskać, u sta zacinają się, brwi m arszczą i cała postać w yraża uczucie gniewu. A więc gest w yw ołał myśli i uczucia, które mu odpow iadają na płaszczyźnie psychicznej; w ten sam sposób, przem aw ianie głosem surowym i podniesionym, w yw ołuje po paru m inutach rzeczyw iste uczucie gniewu. M ożna to zaobserwować podczas

(14)

zabaw y chłopców, którzy b a w i ą c s i ę w wojnę, ta k się podniecają wojowniczymi rucham i, że rozpoczynają w alkę praw dziw ą.

Praw o to leży u podstaw bardzo ciekawej m etody, k tó rą posługiwał się C am panella dla rozpoznania stanów psychicznych: Oto imitow ał n a j­

dokładniej głos, spojrzenie, gesty i poruszenia ciała osób obserwowanych, tw ierdząc, iż w ten sposób w yw ołuje identyczne stany psychiczne,

5. Skupiona uwaga, zainteresowanie, tw ierdzenie i pow tarzanie zasilają ideje i obrazy.

Uwaga czyni obrazy i ideje dokładniejszym i i jaśniejszym i, odkry­

w ając w nich elem enty nowe i nowe szczegóły, ośw ietlając jak gdyby p rze d ­ miot rozw ażań od w ew nątrz i zlekka cieniując światło na peryferji; to, co trw a w ośrodku naszej świadomości, pozostaje jasne i w yraźne — reszta jest zaciemniona. S tąd płynie określenie ,,świadomość przedsenna , jako punkt przejścia od świadomości do podświadomości.

Z a i n t e r e s o w a n i e n a d a je wagę i znaczenie wyobrażeniom i idejom, w polu naszej świadomości czyniąc dla nich więcej miejsca. J e st to czynność podobna do powolnej ferm entacji.

T w i e r d z e n i e łączy nas i jednoczy ściślej z obrazam i i idejam i, obdarzając je większą siłą sugestyjną i kinetyczną.

P o w t a r z a n i e oddziaływ a, jak uderzenia młotem; ideja czy obraz przenika coraz to głębiej do naszej duszy, aż się sta je tam w ładcą, aż obecność jej zaczyna być odczuw aną przez całą istotę.

Praw o to posiada olbrzym ie znaczenie praktyczne, dla ludzi atram entu i pióra dla tych, co u k ład a ją ogłoszenia i reklam y i usiłują przyciągnąć uwagę i zainteresow anie czytelników. N iektóre, m ądrze ułożone reklam y d ziałają sugestywnie, „opętująco", tak, iż każdy, kto je czyta, musi kupić mydło, krem , czy brzytw y w ten sposób reklam ow ane.

W Europie rzeczy te robi się raczej intuicyjnie, w Am eryce natom iast pow stała w tym celu cała nowa gałąź psychologji p rak ty c zn e j: „psychologja czytelników pism codziennych". Na fakcie tym można stw ierdzić, że strona praktyczna, poprzedza zawsze teoretyczną. M etod tych możemy używać śmiało dla rozw oju w łasnej woli. Człowiek interesu ucieka się do tych m etod o wiele częściej, m ając na widoku cel czysto praktyczny. Dążenie do ku ltu ry w ew nętrznej powinno być dźwignią, któ ra nam ukaże szersze możliwości.

6. Pow tarzanie umacnia czyn, ułatw iając go i doskonaląc w ykonanie, przenosi go na równią podświadomości.

Przyzw yczajenia są niezm iernie pożyteczne; pozw alają na ogromną ekonomję sił. Są podobne do u l i c : jest przecież o tyle łatw iej, lepiej, wygodniej i szybciej przechodzić przez ulice niż poprzez zarośla, wyborny

i nierówności gruntu, ,

Czyny, przesuw ające się na płaszczyznę podświadomości, s ta ją się przyzw yczajeniem , co znowu wyzw ala świadomość i umożliwia jej inną P D rogą norm alną w stan podświadom y przeszły w szystkie funkcje fizjo­

logiczne; niegdyś oddychanie, traw ienie itd. dokonyw ały się przy udziale świadomości.

(15)

Z drugiej zaś strony — przyzw yczajenia k ry ją w sobie pewne niebez­

pieczeństwo; posiadają one bowiem tendencje krystalizujące i ogranicza­

jące. Dlatego też w ydaje mi się, że określenie G ustaw a Le Bon’a, doty­

czące wychowania i zaw ierające się w jego dziele: » P s y c h o l o g j a w y c h o w a n i a “, jest jednostronne i niecałkow ite. Dzieło to zawiera w spaniałe wskazówki i zasługuje na uważne przestudjow anie. Zdanie, 0 którem wspom inałem, brzmi: „W ychowanie jest sztuką przenoszenia świadomego w podświadom e".

Niechybnie — jest to aspektem bardzo doniosłym, wszakże funkcją podstaw ow ą (i zaw ierającą się w znaczeniu etymologicznem słowa) jest

„e - d u c ere', czyli „wydobyć nazew nątrz" — wydobyć energje w nętrzne, obudzić duszę, pozwolić by rozbłysła iskra ducha.

7. Id eje i wyobrażenia, w zruszenia i uczucia, im pulsy i stany łączą sią i grupują w „energje-siły“ lub „kom pleksy psychiczne“.

W ten sposób pow stają ugrupow ania psychiczne, które w ytw arzają często „podosobowość“ napół autonom iczną, w ew nątrz nas samych. Jam es nazyw a to: „ja osobowościowe", „ja społeczne", „ ja rodzinne" itd.

8. ld e je -sily i kom pleksy psychiczne, poza polem działania naszej świado­

mości i naszej woli, ży ją oraz zn a jdują i wpraw iają w działanie m etody i środki dopomagające do przejaw ienia się.

Praw o to przejaw ia się jako dążenia i im pulsy życiowe, usiłujące siłą lub przebiegłością opanować naszą świadomość i zagarnąć wolę („sofiz- m aty nam iętności"). W ięcej jeszcze: siły, działające w podświadomości, posiadają potęgę nieznaną naszej osobowości świadomej; potęga ta wpływa 1 zmienia poczucie i funkcje naszego ciała fizycznego, czyniąc je słabem, lub silnem, chorem, lub zdrowem. W yjaśnił to świetnie prof. Bondon w swej

„ P s y c h o l o j i s u g e s t j i i a u t o s u g e s t j i", praw u owemu n a d a ­ jąc nazwę „ d o s k o n a ł o ś c i p o d ś w i a d o m e j " .

9. Energje psychiczne nieprzejaw ione lub niezam ienione w czyn, groma­

dzą się i działają, przeistaczając się w podświadomość.

Ta przem iana energij psychicznych w yjaśnia sposób pow stania wielu zaburzeń nerwowych i fizycznych na podłożu przyczyn psychicznych.

Praw o to jest podstaw ą doniosłej m etody samowychowania, wychowania i tera p ji psychicznej, do której jeszcze powrócę.

P raw a powyższe są bezcennym i kluczami, otw ierającym i podwoje do sztuki opanowania woli i odrodzenia się.

A więc poznanie ogólne faktów i praw życia psychicznego, stanowi jeno p r z y g o t o w a n i e . Czynnikam i następnym i są:

II. S tu d ja nad w łasną osobowością i poznanie siebie.

III. W ybór i decyzja, dotyczące celów do osiągnięcia.

IV. M obilizacja energij w nętrznych.

V. M ądre posługiwanie się rozm aitą bronią, rozm aitem i m etodam i dla

osiągnięcia upragnionego celu. D. c. n.

(16)

Marja Florkowa ( Wista)

O błędy m istyczne W schodu i Zachodu

(Ciąg dalszy) Poza prawami m aterji.

O m awiając zarów no chód, jak i cnotę tumo, mogliśmy stw ierdzić, że człowiek posiada w głębi swej istoty niezm ierne bogactwa siły tw órczej, i że w ykorzystując je w m iarę swych zam ierzeń, może obalać to, co zwy­

kliśm y uw ażać za n i e d a j ą c e s i ę obalić: praw a m aterji...

Jeżeli adepci, upraw iający chód, giną w trakcie odpraw iania tego ponurego m isterjurn, lub też tra c ą zmysły, to zabija ich nie sama chęć oddania się na „ofiarę“ bezcielesnym istotom, ale jakieś k o n k r e t n e z j a w i s k a , które okazują się silniejsze od nich samych. Owe konkretne zjaw iska — przyw ołuje głęboka w iara, a potęguje ich działanie siła wyobraźni... I oto dem on. istota naw skroś psychiczna, działa zgubnie i na planie fizycznym: ciało najlorpy powoli zanika, postać sta je się podobna do szkieletu, a d ep t traci siły i zdrowie, jakby rzeczywiście ktoś z z e w n ą t r z żerow ał na jego młodym organizmie... Są to naturalnie najdrastyczniejsze i zgoła w yjątkow e efekty tego m isterjum , zależne praw dopodobnie od s t o p n i a w iary adepta. W ielu z nich upraw ia chód przez całe życie, w idząc w tern ćwiczeniu jeno trening duchowy, przynoszący pew ne psy­

chiczne korzyści.

P rzy cnocie tumo zyskuje się znów zdolność nie reagow ania na zabój­

cze działanie mrozów. A d ep t uw alnia się z pod p raw przyrody, stw arzając swoje w łasne, zależne w zupełności od niego samego.

A le istnieją jeszcze inne zjaw iska, w ykazujące, że ciało nasze może — na skutek odpowiedniego treningu — zmienić to, co zdaje się być praw em przyciągania zw iązane z ziemią: może utracić swój ciężar!

Pew ne stany mistyczne powodow ały u n o s z e n i e s i ę w powietrzu:

znam y te zjaw iska z opisów życia świętych; E w angelja opow iada nam, jak C hrystus chodził po falach jeziora, ale żadne z tych zjaw isk nie było wynikiem ćwiczeń, lecz tajem niczych praw , których nie znamy. T ak samo m edja „lew itują“ podczas seansów, dzieje się to jednak bez ich zgody;

świadomie, na życzenie swoje lub drugich nie produkow ały tych zjawisk, były one zawsze sam orzutną m anifestacją.

Podobne zjaw iska obserwowano u średniowiecznych czarownic. Tam nie było już transu, dziwne te istoty posiadały właściwości, przeczące p ra ­ wom m aterji.

Je d e n z najlepszych znawców demonologji, Stan. Przybyszew ski, pisze w swem studjum o czarownicach: „Ciało (ich) traci ciężar gatunkowy: nie tonie w wodzie, a lżejsze od pow ietrza, unosi się w górę. Często widywano czarownice, jak biegły w najszybszym pędzie poprzez dachy klasztorów , to znów z najw iększą łatw ością w skrabyw ały się na strom e skały, lub sia­

dyw ały na gałązkach, które się już pod ciężarem p tak a uginały.“

Średniowiecze w szystkie te właściwości przypisyw ało działaniu, oraz

„stygm atom “ szatana, k tó ry rzekom o w ład ał owemi istotam i. A le oto te

(17)

same zjaw iska odnajdujem y w Tybecie, u cnotliwych adeptów , którzy pragną służyć tylko Dobru i Praw dzie. To święci i cudotw órcy, a p rzy n a j­

mniej kandydaci na nich. O żadną „spółkę z szatanem " posądzać ich nie można. A jednak i oni „tracą ciężar gatunkow y“ i „lżejsi od pow ietrza unoszą się w górę“. Oni to siad ają na źdźble traw y, nie uginając jej, oraz posiadają zdolność niesłychanie szybkiego pokryw ania przestrzeni.

W łaściwości tych nie m ają wrodzonych, nabyw ają je drogą żm ud­

nych, cierpliwych i um iejętnych ć w i c z e ń ! Lung-gom.

Sport ten zwie się lung-gom i polega na ćwiczeniach, nie m ających nic wspólnego z treningiem mięśni lub jakichkolw iek właściwości fizycznych.

W prost przeciw nie: skazuje on ucznia na n i e r u c h o m e przebyw anie w zupełnie ciemnem, odosobnionem m iejscu przez 3 lata, 3 miesiące i 3 dni.

Uczeń w ykonuje tylko odpowiednie ćwiczenia o d d e c h o w e :

„...siada z nogam i założonem i n a krzyż n a w ielkiej, grubej poduszce.

Powoli i przez długi czas w ciąga w siebie pow ietrze, jak b y p ra g n ą ł nadąć swe ciało. N astępnie, zatrzy m u jąc oddech, skacze ze skrzyżow anem i nogam i w górę bez pomocy rą k i znów opada n a poduszkę, nie zm ieniając pozycji.

Podczas każdego tre n in g u m n ich p o w ta rz a to ćwiczenie wiele razy .“

Umyślnie zacytow ałam słowa D avid N eed, aby wykazać, że to proste ćwiczenie, p odjęte przez najbardziej zwinnego E uropejczyka, nie przynie­

sie mu napewno tego samego rezultatu, jaki osiąga tybetański uczeń...

„W edług Tybetańczyków , ciała ludzi, k tórzy system atycznie ćwiczą w ten sposób w ciągu lat, dzięki tej m etodzie s ta ją się niezw ykle lekkie, jak b y niem al całkow icie u tra c iły sw ą wagę. Ludzie ci — ja k tu m ów ią — m ogą siadać n a kłosie jęczm ienia, n i e z g i n a j ą c go, lub staw ać na kopcu ziarna, przy czem z pod nóg nie u su n ie się an i jedno ziarenko. W istocie chodzi tu o zdolność unoszenia się." (1. c.)

Zdolności unoszenia się nie zdobędzie nikt z nas za pomocą oddechu.

To niem al pewne. A le pewnem jest i to, że „sztuki“ tej dokazują ludzie, podobni do nas i posiadający swój ciężar w łasny i p r a w o c i ą ż e n i a k u p o d s t a w i e . Ja k ż e to się dzieje? Trudno odgadnąć. Tybetańczycy nie są teoretykam i. Nie piszą rozpraw naukowych na użytek naljorpów, jedynym systemem, k tóry stosują — to podjęcie ćwiczeń, prow adzących do danego celu...

F a kty, czy złudzenia?

A może wszystko to jest fantazją, podaną przez autorkę, aby „olśnić"

cudami W schodu praktyczny Zachód?

D avid-N eel należy wierzyć. Nie czyniła ona swych zwierzeń dla baw ie­

nia naiwnych, ale, aby pobudzić do badań um ysły trzeźw e i krytyczne.

Z k a te d ry w College de France w zyw ała:

„W szystko, co w bliskim lub dalekim stoi zw iązku z p rzejaw am i i siła ­ m i duchow em i w ogólności, m usi być ta k sam o studjow ane, ja k k ażd a in n a n au k a. Nie m a tu ż a d n y c h c u d ó w , niczego nadprzyrodzonego, nicze­

go, co mogłoby stw arzać zabobon lub go podsycać!“

(18)

A przecież to, co sam a w idziała w Tybecie, mogłoby stw orzyć szerokie podstaw y do skrajnego zabobonu. A le um ysł krytyczny, m ający poza sobą pewne doświadczenie naukowe, p atrzy i sądzi inaczej. N aw et spotkanie praw dziw ego lung-gom -py nie omyliło jej instynktu naukowca, naw et inne

„dziw y", którym przypatrzym y się później, nie sprow adziły jej na śliskie drogi pseudo-m agji. Podstaw ę i rdzeń zjaw isk w idziała w ś w i e c i e p r z y c z y n n a t u r a l n y c h , jakkolw iek m ało lub wcale nie znanych w zachodnim świecie nauki.

J a k przedstaw ia się lung-gom w praktyce?

E w entualny ad ept musi zdobyć opiekę doświadczonego „guru". Pod jego kierunkiem ćwiczyć się w ciągu k i l k u l a t w r ó ż n y c h r o d z a ­ j a c h o d d y c h a n i a (jeden z nich opisałam pow yżej). Później dopiero przechodzi do właściwych prób biegania,

„N astępny stopień w tajem n iczen ia polega n a poznaniu m istycznej for­

m u łk i (i każdy n iem al „ g u ru “ stosuje in n ą jej treść), k tó rą m istrz pow ie­

rza w reszcie sw em u uczniowi. M usi on s k o n c e n t r o w a ć swe m yśli n a m iarow em p o w tarzan iu tej form ułki, z k tó rą podczas w ędrów ki należy u z g o d n i ć w d y c h a n i e i w y d y c h a n i e ; jednocześnie i k ro k i m uszą być uzgodnione w r y t m i e z sylabam i tejże form ułki.*) Biegacz nie m a p ra w a mówić, an i rozglądać się wokoło, m usi n a to m ia st w p atry w ać się ustaw icznie w ja k iś odosobniony, odległy przedm iot (chętnie gwiazdę!) i nie dopuścić do zap rzątn ięcia uw agi czymś innym .

„Gdy dzięki tem u w padnie w t r a n s , tra c i w tedy p raw ie zupełnie n o rm a ln ą świadom ość. Jest jednakże o tyle jeszcze przytom ny, że zdaje sobie spraw ę z przeszkód sp o ty k an y ch po drodze i nie zapom ina an i o k ie­

ru n k u , an i o celu podróży.“

N ajlepszą porą jest świt lub zmierzch, najlepszym terenem — pustynne równiny, o jednostajnym wyglądzie, pełne doskonałej ciszy. N aw et szu­

miący strum ień górski jest dużą przeszkodą w upraw ianiu lung-gomu. Dla początkujących adeptów w skazane są noce gwiaździste, jako najk o rzy st­

niejsza pora do transow ych pielgrzym ek.

A ich tem po? Pielgrzym taki w yprzedza szybkiego rum aka, i jeżeli się zważy, że biec może bez przerw y w ciągu 24 godzin, a naw et dłużej jeszcze, przyznać trzeba, że wyczyn jego ma w sobie wiele niepojętej dla nas siły i wytrwałości.

Biegnącego lung-gom-pa nie wolno zatrzym yw ać w drodze, ani p rze ­ mawiać do niego. A le m ieszkańcy Tybetu nie odważyliby się n a to. W ierzą oni, że „lamowie w czasie swej wędrówki nie mogą przerw ać rozm yślań, w których są pogrążeni. Bóstwo, które m ają w sobie, ulotniłoby się, gdyby przerw ali pow tarzanie form ułki ngags. A przedw czesne opuszczenie wywo­

łuje w strząs, grożący lam ie niechybną śmiercią."

Nie są zatem obce Tybetańczykom praw a transu. Nie wolno w yw oły­

wać w s t r z ą s ó w , bo te mogą zabić m edjum . J a k zatem widzimy, praw a te same, które uznaje Zachód, stosow ane są od niepam iętnych cza­

sów w Tybecie. Niemniej jednak nie możemy porównywać wyczynów naszych m edjów ze zjaw iskam i lung-gomu, bo zarów no samo założenie tego zjaw iska, jak jego przebieg i stan psychiczny adepta, przew yższają to

*) F o rm u łk a, p o w tarzan a przez adepta, sp ełn ia tu podobną rolę, ja k w m a r­

szu w ojskow ym śpiew lub ork iestra, p o d d ająca r y t m m aszeru jący m kolum nom .

(19)

wszystko, co nasza m etapsychiczna kronika mogła zanotow ać na p rze­

strzeni ostatnich lat swych dośw iadczeń i badań.

I jeszcze jeden zdum iew ający efekt: oto lamowie, upraw iający często lung-gom, tracą tak dalece ciężar swego ciała, że — aby nie być unoszo­

nymi w powietrze, ow ijają ram iona i tors żelaznym łańcuchem! Tego rodzaju fakt może wywołać pow ażny sprzeciw um ysłów trzeźw ych i nieufnych, ale zastanów m y się: czy lew itacje nie są stw ierdzonym faktem ? Jeżeli są, to kw est ja d ł u g o ś c i t r w a n i a tego zjaw iska jest już na drugim planie.

Co może zaistnieć przez chwilę, przy odpowiednim treningu może być przedłużone na godziny, dnie i lata...

M istrzowie T ybetu zaznaczają, że w grę nie wchodzi tu ćwiczenie mięśni, ale rozw ijanie specjalnego s t a n u p s y c h i c z n e g o adepta.

Potw ierdza nam to lew itacja świętych, oraz czarownic. W idocznie ta sama siła działa na tych dwu przeciw nych biegunach: opętania i świętości.

H agjografja i demonolog ja są studjam i t y c h s a m y c h z j a w i s k , tylko, że jedne z nich rozgryw ają się w sferze jasnej, „południow ej“, jakby to określił Przybyszewski, podczas gdy drugie w północnej, pełnej mroku i grozy...

„W i s t o c i e sam ej — m ówi on — n iem a n ajm n iejszej różnicy m iędzy człc wiekiem , k tó ry się w dziera w św ietlisty biegun „św iąty n i“, a tym , k tó ­ ry się zapuszcza w czarne czeluście „nocy“ — słu g ą szatan a! Jeden i d ru g i jest obdarzony tą sam ą „nadp rzy ro d zo n ą“ siłą, m ocą której w krw aw ym znoju u siłu je przedrzeć się przez granice p o z n a w a l n e g o . Tylko obja­

wy tej n ad lu d zk iej potęgi w sferze południow ej, a więc społecznej, są w sk u tk a c h sw oich d ja m e tra ln ie przeciw ne, stą d w y ło n iła się w życiu

„grom ady“ konieczność w a r t o ś c i o w a n i a jednej i tej sam ej siły w edług ich pożytecznych i szkodliw ych n a stęp stw d la życia społecznego.“

Oto nieustannie żywy i ak tualny problem zła i dobra, który unosić się będzie przed ludzkością, jak słup ognisty, w skazujący odległą ziemię obie­

caną... I każdy pojmować go będzie inaczej, zależnie od korzyści, jakie przyniesie jego życiu, lub jego rozwojowi duchowemu...

N iepotrzebny trud.

Czy lung-gom jest zdobyczą cenną, czy też pewnego ro dzaju p r z e ­ r o s t e m w dziedzinie zdobyczy duchowych? D av id -Neel pisze, że „inte­

ligentni lamowie nie przyw iązują do niego zbyt wielkiej wagi." I słusznie.

Bowiem sport pozostanie tylko sportem : wyczynem bezsprzecznie cieka­

wym, ale bez i s t o t n e j wartości, rzucającej swój niegasnący blask na duszę. Takie stanowisko wobec tych ćwiczeń z a ją ł też W ielki R eform ator W schodu. Oto opowieść o Buddzie, którą przytacza także au torka M isty­

ków i cudotwórców Tybetu:

Ongi B udda, podróżując z k ilk u sw ym i uczniam i, sp o tk ał w ychudzo­

nego joga, siedzącego sam otnie w chacie, w głębi lasu.

B udda zatrzy m ał się i spytał, ja k długo człowiek ten m ieszkał tam , prow adząc surow y żywot p u steln ik a.

— D w adzieścia pięć la t — odparł joga.

— A ja k ą moc osiągnąłeś dzięki tym długim , gorliw ym w ysiłkom ? — spytał znów Budda.

(20)

— Mogę przejść w poprzek rzeki, idąc po pow ierzchni w ody — z d u m ą o d p arł pu steln ik .

— Mój p rzy jacielu — rzekł B udda ze w spółczuciem — czyś nap raw d ę stra c ił a ż t y l e c z a s u d l a t a k i e g o g ł u p s t w a ? Przecież p rze­

w oźnik przew iózłby cię n a d ru g ą stronę rzek i za n iew ielk ą opłatą!

J a k widzimy z tych słów, istotna świętość i stopień rozw oju ducho­

wego niem a nic wspólnego z efektam i w świecie zjawiskowym. Można zdu­

miewać niezw ykłością wyczynów, uznanych za „cudow ne“, a nie posiadać głębi duchowej. M ożna być najm izerniejszym pionkiem n a szachownicy życia — a kryć w duszy wielkość i potęgę anioła!

Znany autor francuski H uysm ans — w ciekawej swej powieści „W dro­

d ze“ — opisuje jeden z klasztorów męskich, w którym jego bohater spędza pewien czas, szukając tam odrodzenia duchowego. K lasztor cieszy się słuszną opinją świętości. Lecz pośród grona zahartow anych bojowników bożych, jeden zwłaszcza braciszek ma moc iście nadprzyrodzoną pokony­

wania Zła; sam a jego obecność rozprasza wszelkie w ew nętrzne w alki i nie­

pokoje. G dy grozi jakiekolw iek nieszczęście — m odlitw a cichego braciszka zażegnuje burzę. Pod jego opieką jest się najzupełniej bezpiecznym . Boha­

ter owej powieści szuka go; szarpany nam iętnościam i, pragnie uciszyć swą krew w błogosławionej atm osferze, jaką roztacza niezw ykły zakonnik. A le spotkać go jest bardzo trudno: tylko godziny przepisanych m odlitw w chó­

rze klasztornym pow racają go Zgrom adzeniu, pozatem dnie i noce spędza w śród trzody chlew nej, której jest żywicielem i opiekunem...

T ak oto wielkość duchowa nie p yta o splendor i przepych zew nętrzny, ale szuka serc pełnych miłości, oddania i pokory...

Okruchy, które zm ieniają sią w skarb.

J a k z tych pobieżnych szkiców zdążyliśm y zauważyć, z a s a d n i ­ c z y m t o n e m p s y c h i k i zarów no Hindusów, jak Tybetańczyków jest d u c h o w o ś ć . Do jej rozw oju zd ążają wszyscy, a wysokie jej stopnie osiągają najlepsi synowie tej ziemi.

Duchowość jest jak światło: kto w ejdzie w zasięg jej promieni, odczuje błogosławione skutki dobroczynnego działania owej siły, która k ształtu je wszelki postęp.

Ćwiczenia psychiczne, zm ierzające do w e w n ę t r z n e g o rozwoju, podjęte z zapałem i w ytrw ałością, m uszą wyżłobić trw ałe ślady w duszy adepta. N aw et wówczas, gdy impulsem jest mniej szlachetna pobudka, gdy pragnie się dóbr duchowych nie dla ich wyjątkow ego czaru, ale w celu zaim ponowania n. p. otoczeniu. Kto przebyw a w strum ieniu, czy chce czy nie chce, zostaje oczyszczonym. K to sięga um ysłem w odwieczną zagadkę bytu, zwolna dociera do Praw dy, która rozjaśnia i prostuje cele doczesnych dążeń i zabiegów.

K lasyczny przykład korzyści takiej duchowej pracy nad sobą zn aj­

dujem y u David-Neel, któ ra przytacza pewnego ro d zaju spowiedź jednego ze spotkanych lamów. Starzec z całą szczerością m aluje swoje „drogi d o j­

ścia", których pobudki bynajm niej nie były górne, ale poparte w ytrwałością, przyniosły złote ziarna zrozum ienia 1 wyzwolenia. K arm a Dorjee, bo tak zw ał się ów lam a, od najm łodszych lat cierpiał na „kompleks niższości",

Cytaty

Powiązane dokumenty

wanie się tłumaczymy sobie w sposób obiektywny jako posuwanie się zdarzeń w tymże porządku i z tą samą szybkością. A może to być tylko pewien sposób

mieni na cerę stw ierdziła, że działanie to rzeczyw iście istnieje. O tóż uczeni postanow ili zap y tać się tu kwiatów, jak d ziałają różne prom ienie św

Saint-Martin nie neguje możliwości otrzymywania komunikatów ze światów niewidzialnych drogą nadzwyczajną. Utrzymuje on, że człowiek otoczony jest wieloma duchami i

twórca, który potrafi wzbić się w pow ietrze na zaw rotną wysokość, lub pogrążyć się w głębinach oceanu, nie jest w stanie przejrzeć otchłani swej

Nie znać także zajęcia się francuską m yślą.. Piszę to poprostu, obrazow o, może dziecinnie i niedołężnie, ale to nie frazesy, tylko w yrażenie elem

dzącej od Jezusa, daje czasem zły duch ekstazy odwrócone: Rosja, Meksyk. M ajestat świętości jest tak potężny, że poraża. Nie mogłabyś się ruszyć z

Święto żniw ne to niem al obrzęd religijny. Chroń siew y nasze od nieszczęścia, opiekuj się plonem. W szystkie te posądzenia są oszczerstwem. Polska Piastow a —

W rezu ltacie doprow adziłoby to do ew olucji fizycznej, ogrom nie szkodliw ej dla rozw oju ciał niew idzialnych człowieka.. A jednak obydw aj mieli