• Nie Znaleziono Wyników

Lotos : miesięcznik poświęcony rozwojowi i kulturze życia wewnętrznego, 1937, R. 4, z. 4

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Lotos : miesięcznik poświęcony rozwojowi i kulturze życia wewnętrznego, 1937, R. 4, z. 4"

Copied!
36
0
0

Pełen tekst

(1)

K W IE C IE Ń 1937

(2)

TREŚ< ZESZYTU;

W ied za ez o tery cz n a — K. C h o d k i e w i c z ...109

Różokrzyżow cy — R o m an Józef M o c z u l s k i ... 114

M oralne p o d staw y idcologji p o lsk ie j — Dr S t. T a ta r ó w n a ... 119

S y m b o lik a snów — K. C h o d k i e w i c z ...123

P ra d ź w ię k i (now ela) — S h ea l l o g u e ...127

G łów ne p ra w d y — W in cen ty L u t o s ł a w s k i ... 131

O pom oc d u c h o w ą — M. F ...133

P y t a n i a i o d p o w i e d z i ...135

P r z e g l ą d b i b l i o g r a f i c z n y ... 13(5 K r o n i k a ... 138 O k ł a d k ę w y k o n a ł Zbigniew Kaus ze Lwowa.

K o m u n i k a t y i o d p o w i e d z i r e d a k c j i .

R o zp o czy n ając w n in . n u m e rz e d r u k cy k lu o „R óżokrzyżow cach“, zw ra c a m y u w ag ę (szczególnie n aszy ch n o w y ch ab o n en tó w ), że p o d ając w „L otosie“ głów ne tezy ró żn y ch d o k try n , za licz an y ch do t. zw. w iedzy ezo tery czn ej, nie m a m y na celu „ p ro p a g o w a n ia “ te j lu b in n e j d o k try n y , lecz b ez stro n n e p rz e d sta w ie n ie je j z a sad , ze w s k a z a n i e m j e j s t r o n w a r t o ś c i o w y c h d l a r o z ­ w o j u d u c h o w e g o , lu b jej p u n k tó w słab y ch , czy b łęd n y ch . — B ow iem ta k ie s ta n o w isk o w y d aje n a m się je d y n ie słu szn e i go d n e u z n a n ia ze stro n y czy teln ik ó w , p ra g n ą c y c h sobie w yrobić zd a n ie o rzeczach czy tan y ch .

„O s u g e s t j i m y ś l o w e j “ O chorow icza ju ż się w d r u k a r n i sk ład a . W y s y łk a n a s tą p i w m iesiąc u m a ju , bliższe szczegóły w n ast. n rze „L o to su “.

S p ra w a p r e n u m e r a t y . T y m , k tó rz y w ciąg u b. m ie sią c a n ie w p łac ą należn o ści za p ie rw szy k w a r ta ł, w strz y m a m y d a lsz ą w y sy łk ę „L o to su “. D la u n ik ­ n ię cia ew. n ie p o ro z u m ie ń ro ześlem y w ciąg u b. m. b la n k ie ty P. K. O. w osobnych k o p e rta c h z w y szczeg ó ln io n ą k w o tą do w szy stk ich , k tó rz y z p r e n u m e r a tą z a le ­ g ają.

C iąg d alszy a rty k u łó w M. H. S zp y rk ó w n ej p. t. „C iała z m a rtw y c h w sta n ie “, ja k ró w n ież i in n e a r ty k u ły (o „ k a m ie n ia c h “ i „ a stro lo g ji“) o d łożyliśm y do n ast.

n u m e ru .

LUDW IK SZCZEPAŃSKI

C u d a w s p ó ł c z e s n e

J e s t to trzeci tom encyklopedii okultyzm u w spółczesnego. S tr. 204.

C en a 4 zł + 50 g r porto.

M ożna n abyć w Admin. „L otosu“.

Elementarny kurs astrologji urodzeniowej

P ro sp e k ty w y sy ła się na żądanie bezpłatnie.

Cena 10 zł.

Do nab y cia w A dm inistracji „L otosu‘\

W ARUNKI PRENUM ERATY „LOTOSU“.

B e z d o d a t k u : ro czn ie 10.— zł w Ameryce półn. — 3 dolary p ó łro c zn ie 5.50 „

k w a r ta ln ie 3.— „ miesięcznie 1.— „ K o n t o P . K . O . 4 0 9 . 9 4 0 .

Adres Redakcji: Kraków, ul. Grodzka 58, m. 5. Telefon 133-62.

(3)

= !//L Q T 0 5 //J t ;

M iesięcznik p o św ięco n y ro z w o jo w i i k u ltu rz e życia w e w n ę trzn e g o , o ra z w a rto ścio m tw ó rc z y m p o lsk ie j m yśli tra n s c e n d e n tn e j.

S Y N T E Z A W I E D Z Y E Z O T E R Y C Z N E J

O r g a n : To w. P arap s y c h ic z n e g o im . J u lja n a O chorow icza w e Lw ow ie R e d a k c ja : J. K. H a d y n a , K rak ó w , u l. G ro d zk a 58, m . 5.

„P orw ać ogień strze żo n y, z a n ie ść w o jc z y s te stro n y to c e l . .

St. W ysp ia ń ski

K . Chodkiew icz (Lwów)

Wiedza ezoteryczna

Jednym z głów nych pow odów dzisiejszej niechęci i aw ersji św iata nauki p ozytyw nej do w szystkich dziedzin okultyzm u je st to, że — jak sąd zą uczeni — okultyzm obraca się jedynie w sferze fan tazji i nierealnych m rzonek, uznaje s ta n y i fakta, k tó ry ch nie m ożna zarejestro w ać ni spraw dzić doświadczalnie, roztacza p rzed swym i zw olennikam i obraz jakiegoś nierealnego, ponadzm ysło- w ego św iata i p rzez to w ykreśla się sam z zasięgu i m etod badania w iedzy pozytyw nej. W arty k u le niniejszym p o staram się odpow iedzieć na te zarzu ty i podam poglądy dzisiejszych okultystów na ciekaw e te spraw y.

P rz y przeglądaniu przepięknej p ra c y E. Georgea p t.: „Zaginione cyw ili­

zacje“1), trafiłem w jednem m iejscu na b ard zo ciekaw e ujęcie z ag a d n ie n ia : czy okultyzm jest również nauką, czy też niem a p ra w a do tej nazw y. Autor, człowiek ro z p o rz ą d za ją c y olbrzym im m ateriałem ze w szystkich dziedzin nauki i w iedzy, po dojściu do o statecznego wniosku, że m aterjaln a strona zjaw isk jest tylko w ynikiem o wiele obszerniejszej stro n y zjaw isk duchowych i kosm icz­

nych, któ re są właściw ą p rz y c zy n ą i m otorem ty ch zjaw isk fizycznych — snuje dalsze bardzo ciekaw e w nioski (str. 15— 17):

„Istnieje pew ne stopniow anie naukow ego poznania. N a dolnych szczeblach tej d rabiny leżą nauki przyrodnicze, na stopniach w yższych nauki „tajem ne“, a więc p a ra fizy k a i parapsychologia. Po n ad te ostatnie w y ra sta i je st ich uko­

ronow aniem m agia.

„Nauki p rzy ro d n icze są w iedzą o fak tach w ystępujących m aterialnie, a które to fak ta są tylko skutkiem i w ynikiem nieznanych, niem aterialnych p rzy-

*) E u g e n G eorg: „V erschollene K u ltu r e n “, L ip sk 1930.

109

(4)

czyn. Pozatem w iedza p rzyrodnicza zajm u je się w zajem nym stosunkiem tych faktów i objaw ów do siebie.

„ P arafizy k a i p arapsychologja są rozszerzeniem tej w iedzy przyrodniczej.

O tw ierają one i udostępniają badaniom now y teren w iedzy, k tórego g ran ic nie m ożna naw et określić. Zbadano d o tąd tylko b ard zo m ale w ycinki sam ego krańca tego terenu a mim oto tak p arafizy k ę jak i p arapsychologię m usim y już dziś uw ażać za nauki em piryczne. B ad ają one olbrzym i kom pleks transcendentnych, ponadfizycznych fenom enów i zajm ują się zjaw iskam i psychicznem i, m anifestu- jącem i się na podłożu m edjum istycznem . D awno już przerzucono pom ost mię­

dzy uniw ersytecką nauką ścisłą a badaniam i parapsychicznem u T e re n y g ra ­ niczne w iedzy europejskiej, jak chem ja koloidalna, biochem ja i biotechnika, tco rja w zględności i histonom ja, tanatologja, nauka o prom ieniowaniu, psychoanaliza, te ra p ja biofizyczna i hipnotyczna, nauka o protonach i elektro­

nach, kosm obiologja — identyczne są z terenam i nadbrzeżnym i okultyzm u.

„M echaniczne nauki przyro d n icze są wynikiem badań i dośw iadczeń nad przedm iotam i i faktam i św iata zm ysłów, zjaw iskam i, które o d d ziały w ają na zm ysły i m ogą być przez zm ysły zarejestrow ane. T en św iat faktów rz e cz y ­ w istych m ożna badać środkam i fizycznym i i dlatego w naukow ych lab o ra­

to riach dochodzą uczeni do w yników drogą fizyki, chem ii itd., słowem s i ł a m i f i z y c z n e m i .

„ P a r a f i z y k a i p a r a p s y c h o l o g j a są naukam i przyrodniczem i w yższego rzędu. Są to nauki przyrodnicze, któ ry ch głów nym terenem badania jest „siła psychiczna . A jednak i św iat transcendentny jest zaw sze jeszcze św ia­

tem w yższej fizyki, m aterji niezm iernie rozrzedzonej. O kultysta zajm u jący się dolnym i regjonam i okultyzm u, a więc telepatią, telekinezą, m aterializacjam i - o braca się jeszcze w ciąż w strefie m aterialnej i półm aterjalnej.

. . »»Dopiero m a g j a operu je w strefie niem aterialnej, ona to dociera do św iata przy czy n . E nergje leżące na k raju stre f transcedentnych są składni­

kami, które pow odują zjaw iska realne, fakta rzeczyw iste i przejaw iają się jako losy ludzi i św iata, jak o k u ltury i rasy . M agja je st już tern, co daje „m oc“, udział w potężnych siłach, działający ch poza strefą ziem ską i nadziem ską, poza życiem i śm iercią, poza dobrem i złem. M agja rządzi siłam i p rz y ro d y , życia i m aterji, w k racza w bieg i los astrofizycznego i ziem skiego indyw iduum p o je­

dynczego i zbiorow ego.“

I te raz w yciąga a u to r b a rd zo ciekaw e wnioski co do n arzęd zi i m etod ba­

dania, jakiem i posługuje się każda z ty ch nauk. C zy tam y d alej: „ Ja k technik je st w pew nych granicach panem faktów i zjaw isk - tak m ag je st w ładcą p rz y ­ czyn. Jeśli zm ysły i n a rz ą d y pom ocnicze technika a więc organiczne i tech- m ^zn® p [zyrZ£P n i e m ają już dostępu do n a d er delikatnych substancyj tran s- cedentnej stre fy badań w jej rejonach graniczących ze św iatem m aterji, to tem bardziej bezsilnym i będą one w dziedzinach m agji, gdzie chodzi o czy ste siły i w y zsze energje.

„M entalności nastaw ionej m aterjalisty czn ie w y starcz a rozsądek, rozum i logika, w y starcz a ją n atu raln e zm ysły, sztuczne zm y sły pom ocnicze i zm ysło- narzęd zia do poznania i zarejestro w an ia objaw ów św iata w dziedzinach w idzial­

nych, słyszalnych i dotykalnych, w p rzestrzen i i czasie.

„Do poznania i z arejestro w an ia św iata okultystycznego, św iata p rz y c zy n niewidzialnych, niesłyszalnych i niedotykalnych, niezw iązanych z czasem i p rz e ­ strzen ią (tą n aszą trójw ym iarow ą p rzestrzen ią) — nie w y starcz a ją te zm ysły.

110

(5)

Tu musi w kroczyć w yekw ipow anie lab o rato rió w duchow ych i w yższej fizyki.

W zasięgu parapsychicznego lab oratorium narzędziem takiem je st medium, na terenie laboratorium m agji a p a ra tu ra tak a wogóle nie wchodzi w rachubę — narzędziam i badania są tu n adm aterjalne i nadm entalne stan y świadom ości:

i n s p i r a c j a , i n t u i c j a , g e n j a l n o ś ć , e k s t a z a i d a r p r o r o c z y . S ą to olbrzym ie ro z ro sty i su p erlaty w y ludzkiej świadom ości. W y ra sta ją one tak w ysoko, że rozsądek, k tó ry p racu je w zw ykłej świadom ości dziennej, nie chce w cale uznać ich istnienia. Dla rozsąd k u są one m etalogiczne a raczej alogiczne, są pojęciam i bez treści, fantazjam i i m rzonkam i.“

Długi ten ustęp z dzieła znakom itego uczonego i p isarza zacytow ałem d la­

tego, że jest on b ard zo trafnem zanalizow aniem stosunku nauki dzisiejszej do tzw. „okultyzm u“ i odpow iada również na pytanie, jakiem zajm ujem y się w ni­

niejszym arty k u le, tj. uzasadnia realność istnienia zjaw isk ponadzm ysłow ych.

T w ierdzi tu zatem au to r najpierw , że tzw. okultyzm , ta k w yśm iew any p rzez w iększość m ężów nauki, je st tak sam o nauką, jak i w iedza p rzyrodnicza, ba n aw et nauką o wiele w yższą, bo p racu jącą innemi narząd am i poznania i dzia­

łającą w sferach w yższych, niż rów nia fizyczna. Stosunek w zajem ny tych nauk m ożnaby uplastycznić w ykresem , k tó ry w ykazuje zasiąg poszczególnych nauk, strefy , w k tó ry ch d ziałają i n arzędzia, jakicm i się posługują (p atrz rycina).

N a u k a S t r e f a N a r z ę d z i a Kom­

pleks

3 n au k i ezoteryczne (mag ja)

i wyższe m e n taln a górna

narządy ponadzm ysłow e

(lotosy)

duch

2 p arapsychologja | m e n taln a dolna

a stra ln a i m edjum

parafizyka eteryczna

1 n auki przyrodnicze fizyczna narządy zmysłowe

p rzyrządy fizykalne

I ta k najniżej s to ją nauki przyrodnicze. Ich polem działania je st św iat fizyczny, św iat skutków ; obserw ują one to, co p o dpada pod zm ysły, co się da zobaczyć, usłyszeć, dotknąć, sm akow ać i odczuć węchem. W w ypadkach, g d y zaw odzą zm ysłow e o rg an a codziennego spostrzegania, posługują się p rzy rząd am i, w zm acniającym i zdolności spostrzegaw cze ty c h organów — u żyw ają więc tele­

skopu, m ikroskopu, n ajw yszukańszych precy zy jn y ch p rzy rząd ó w fizykalnych i nimi sięg ają w głąb i w szerz w szechśw iata, w m akro i m ikrokosm os. Zasiąg m ają olbrzym i, zasługi też ogrom ne, w y tłu m aczy ły szereg zjaw isk, położyły niespożyte zasługi w rozw oju techniki i polepszeniu w arunków życia ludzkiego, o d d ały w ręce tej ludzkości panow anie n a d światem , ale... utknęły na świecie fizycznym , na świecie skutków i zahipnotyzow ane sw ym i w ynikam i, nie śmią w znieść się w stre fy dalsze, w stre fy p r z y c z y n , w yw ołujących te skutki.

Ale rozw ój ducha nie m oże być zaham ow any, bo byłoby to czem ś nienatu- ralnem i naruszałoby ogólną rów now agę ziemi, ludzkości i w szechśw iata.

U l

(6)

P o w stają nowe nauki, przeskakujące śm iało otchłań, n a d k tó rą stan ę ły w swym niecodziennym rozw oju nauki przyrodnicze. P rze rz u c ają one pom ost nad tą otchłanią i w k raczają odw ażnie w następną strefę badania. S ą to : p a r a - f i z y k a i p a r a p s y c h o l o g i a .

P a r a f i z y k a , którą prof. K. R ichet uw ażał za część parapsychologii, zw ąc ją p arapsychologią p r z e d m i o t o w ą w odróżnieniu od w łaściw ej p a ra ­ psychologii, k tó rą o kreśla jak o parapsychologię p o d m i o t o w ą — w k ra ­ cza w strefę e tery czn ą m aterii. J e s t to strefa, należąca jeszcze do rów ni fizycz­

nej i obejm ująca c ztery w yższe stan y rozrzedzenia m aterii fizycznej poza trz e ­ ma stan am i niższym i, tj. lotnym , płynnym i stały m '). T utaj zaw odzą już na­

rz ą d y zm ysłow ego spostrzegania, nie pom ogą n asze zm ysły ani p rz y rz ą d y fizykalne, bo m a te rja e tery czn a nieda się nimi zarejestrow ać, ale p arafizyka m a tu now ego sp rzy m ierzeń ca w organiźm ie i duszy ludzkiej. Jest to m e d i u m ze swem i paranorm alnem i zdolnościam i, dzięki k tó ry m m ożna w ykonyw ać sze ­ reg działań w m aterji etery czn ej i działania te rejestro w ać i b ad ać d ro g ą ekspe­

rym entalną. Zatem m ag n ety zta żyw otny, m aterializacje, d em aterializacje, ap o rty , św iatełka, stukania, zjaw y, lew itacje ltd. — są to w szy stk o dośw iad­

czenia, jakie p ara fiz y c y dokonują w strefie eterycznej, tak ja k chem icy i fizycy w strefie fizycznej, w odpow iadających jej elem entach.

D ruga nauka tego działu to parapsychologia, k tó ra sięga w strefę astraln ą i dolną m entalną (m yślow ą). Posługuje się ona również m edium jako narzędziem a bada objaw y i fak ta w podanych strefach w yższych. D om eną jej dośw iadczeń je st telep atia, p sy ch o m etrja, sugestia, hipnotyzm , som nam bulizm , jasnow idzenie w czasie i p rzestrzen i i szereg innych fenomenów, w y ra stają c y c h ponad p sycho­

logię zw yczajną i dlatego słusznie zaliczanych do parapsychologii, tj. „ponad- psychologji", tak jak poprzednią naukę n azw ano „ponadfizyką“. R ozróżnienie tych 2 nauk p rzez nadanie im odrębnych nazw uw ażam za bardziej odpowiednie, niż pozostaw ianie ich pod w spólną ety k ietą parapsychologii, jak to zrobił prof.

K. Richet. W p raw d zie e ty k ie ty te i definicje zw ykle niewiele mówią, ale w p racy naukow ej odpow iednia klasyfikacja i nom enklatura są o tyle w ażne, że ułatw iają so rtow anie zjaw isk i p rzeciw działają pom ieszaniu pojęć — m usim y zatem siłą rz e cz y sta ra ć się o nom enklaturę jak n ajbardziej odpow iadającą rzeczyw istości, W idzim y z tego, że p ara fiz y k a i parap sy ch o lo g ia są takiem i sam em i nau­

kam i, jak nauki p rzyrodnicze a ci, k tó rz y się niemi zajm ują, niekoniecznie m uszą b yć fan tastam i i m arzycielam i, o ile jeszcze nie czem ś gorszem i nie m uszą być odsądzani od czci i w iary jako h e re ty c y nauki i o d stępcy od oficjalnej w iedzy p o zytyw nej. Zw łaszcza, że są m ięd zy nimi nazw iska słynne na cały św iat, tak, że nie potrzebuję ich tu chyba w ym ieniać!

Ale nie sp o czy w am y i idziem y jeszcze dalej! Teozofja i antropozofja d ały w czasach najnow szych p odstaw ę rozw oju naukow em u okultyzm ow i. J e s t to czw a rta z rzędu n a u k a i n ajw y ższa ze w szystkich, bo sięga już w strefę górną m entalną i w stre fy w yższe. W ty ch strefach nie panuje już ani ciało, ani d u sza a rządzi d u c h i on posługuje się w łaściw em i mu n arzędziam i badania i doświadczenia. N auka ta sięga w św iat przy czy n , w św iat idej, w strefę tego, co w arunkuje te fenom eny, jakie w świecie fizycznym spostrzegam y. 1 do po ­ łow y ubiegłego wieku był to napraw dę o k u l t y z m , bo w iedza ta dostępną ') B liższe szczegóły zn a jd zie c z y te ln ik w m o im a rty k u le p t. „ A n a to m ja e te ­ ry czn e g o c ia ła cz ło w iek a“, L o to s 11/69.

112

(7)

b y ła tylko m ałej g a rstce w tajem niczonych, magów, alchemików, filozofów i ka­

płanów staro ży tn y ch . T o była n apraw dę w i e d z a t a j e m n a czy n a u k a t a j e m n a , bo ludzkość nie dorosła jeszcze do tej w iedzy i nie byłaby poprostu m ogła pojęć jej cudow nych i tajem niczych arkanów . I dlatego w iedza ta k ry ła się w k ry p ta c h piram id, gro tach m agów, chrześcijańskich katakum bach, celach klaszto rn y ch , m iejscach w tajem niczenia i m niej lub więcej m ętnych i zakonspi­

row anych m isterjach. I g d y nadeszły odpow iednie czasy , ci, k tó rz y tę wiedzę pieczołowicie przechow yw ali, w ystąpili z nią na szerokie forum.

Zapoczątkow ało ten ruch T o w arzy stw o Teozoficzne, a ro zszerzy ł go i do­

stosow ał do europejskich w arunków dr R. S teiner i jego szkoła. I z t y m m o ­ m e n t e m o k u l t y z m p r z e s t a ł b y ć w i e d z ą t a j e m n ą i s t a ł s i ę n a u k ą j a k k a ż d a i n n a 1). Pow iedział w yraźnie, czego chce, co bada, czem się zajm uje i odsłonił m etody i środki, jakim i doszedł do sw ych tez i w yników badań. P raw d a, że p rz y badaniu stre f w yższych n iezdatne są nasze n a rz ąd y zm ysłow e i p rz y rz ą d y fizykalne, nie pom ogą naw et n arzędzia para- fizyki i parapsychologii, jakiemi są m edja a trzeb a do badania planów w yż­

szych również i narzędzi w yższego gatunku. N arzędzia te tkw ią w zarodku w każdym człowieku. K ażdy m oże je w sobie rozw inąć i zacząć obserw acje i działania w strefach d u c h a , tak jak p arafizy k i parapsycholog działają w świecie d u s z y a przy ro d n ik w świecie m a t e r j i f i z y c z n e j . Okul­

tyzm w skazuje drogi i środki do rozw ijania w sobie ty ch organów w yższych zm ysłów, narząd ó w ponadzm ystow ego spostrzegania. Nie są to żadne m rzonki lub fantazje, tylko całkiem naukow e podręczniki1), k tó re ściśle przed staw iają m etody rozw oju tych „nadzm ysłów “.

I tu sp o ty k am y się z ciekaw em zjawiskiem . Jeśli się św iatu naukowemu pokaże jakiś now y p rzy rząd , k tó ry np. 1000-krotnie w zm acnia zasięg obserw acji w pew nej dziedzinie — p rzyjm ą go w sz y scy z radością, zainteresują się nim, z b ad ają go i ochotnie zaczn ą się nim posługiw ać. N arzędzia parafizyki i p a ra ­ psychologii budzą już niechęć i o drazę. Nie w idziałem jeszcze człowieka nauki oficjalnej, k tó ry b y neutralnie asy sto w ał p rz y dośw iadczeniach m edjum icznych.

W ęsz y tam podstęp, oszustw a i zd rad ę, gdzie ich w ogóle niem a, je st stale uprzedzony i niechętny! Ale już na skandal w ychodzi, gdy się kom uś z nie- okultystów choćby lekko napom knie o ty m trzecim n arządzie poznania, jakim s ą o rg an a ponadzm ysłow ej obserw acji. H erezja i bluźnierstw o. A przecież czło­

w iek spraw iedliw y i ro zsąd n y pow inienby postąpić inaczej. Jeśli nie m ogę go­

lem okiem p atrz e ć w słońce chcąc obserw ow ać jego zaćm ienie, biorę okopcone szkło i p a trz ę przez nie. D ostosow ałem m oje oko do p atrzenia bezpośrednio w słońce. C obyśm y pow iedzieli o takim obserw atorze, k tó ry chcąc p atrzeć w słońce odrzuciłby okopconą szybkę i oślepiony tw ierdził, że nie m a zaćm ienia, bo on go nie widzi! A przecież tak postępuje p rzew ażna ilość uczonych. Po w ia­

d ają z g ó ry : „niem a w aszy ch św iatów w y ższy ch i niem a żadnych narządów , k tó reb y um ożliwiły ich oglądanie“. Tem sam em sp raw a je st załatw iona a nauka

‘) N iem cy za zn acz y li to w y raźn ie , o d rz u c a ją c te r m in „ G eh eim w issen sc h aft“

a w p ro w a d z a ją c o k re ś le n ie „G eistesW issen sch aft“. U n a s tego o s ta tn ie g o te rm in u

„W ied za d u c h o w a “ n ie m o żn a w p ro w ad zić, bo s ta l się o n sy n o n im e m sp iry ty z m u i s tra s z y lu d z i w id m e m d u ch ó w itd.

ł ) Z a n a jle p s z y ta k i p o lsk i p o d ręcz n ik u w a ż a m p ra c ę J. A. S. pt. „D roga w św ia ty n a d z m y slo w e“ . P od o b n ie d o sk o n ałe j p ra c y n ie sp o tk a łe m d o tą d w całej ez o tery cz n ej lite r a tu r z e .

113

(8)

ocalona i b a s ta ! I m y zostajem y z naszym i narzad am i w yższym i tak jak ten, co podaw ał okopconą a w zgardzoną szybkę. T ylko że szybkę łatw o przyłożyć do oka, zaś aby rozw inąć w sobie n a rz ąd y nadzm ysłow ego spostrzegania, trzeba długich la t ciężkiej i w ytężonej pracy, trzeba nadludzkiego czasem trudu i mo­

zołu, trzeb a cierpliw ości nadzw yczajnej i m ocnej niezłom nej woli!

1 ten, kto w szedł na tę drogę, kto choćby częściowo rozw inął w sobie te n a rz ąd y i zaczął wchodzić w św iaty nadzm ysłow e widzi, że okultyzm jest n a u k ą na w ysokich o p artą podstaw ach. 1 dlatego d obrzeby było usunąć wogóle term in okultyzm z naszego słow nictwa, bo nie odpow iada on już dzi­

siejszem u stanow i rzeczy. N i e m a o k u l t y z m u a n i o i k u l t y s t ó w a j e s t e z o t e r y z m i e z o t e r y c y ') . Nie je st to żadna w iedza t a j e m n a a je st to nauka, bad ająca w ew nętrzną istotę rzeczy w przeciw ieństw ie do nauk przyrodniczych, któ re zajm ują się stro n ą e g z o t e r y c z n ą , zew nętrzną.

M am y zatem z jednej stro n y nauki ezoteryczne, z drugiej nauki przyrodnicze, zaś pom ostem m iędzy niem i są nauki, któ re nazw aliśm y parap sy ch o lo g ią i para- iizyką. P rz y takiem ujęciu sp ra w y znika cala owa oku lty sty czn a tajem niczość a pozo stają różne działy i stopnie j e d n e j w i e l k i e j w i e d z y i nauki, do k tórej bram powinniśm y przy stęp o w ać z należną jej czcią i szacunkiem , ale też bezstronnie i bez jakichkolw iek uprzedzeń lekkom yślnie pow ziętych.

R om an J ó z e f M oczulski (W a rsza w a )

Różokrzyżowcy

ich historja, organizacja oraz ideolog]a

XV n a sz e j lite r a tu r z e ro d zim ej n ie p o s ia d a m y zu p e łn ie p ra c n a te m a t R óżokrzyżow ców , a je s t to p rzed m io t n ie zw y k le ciek aw y , m o g ący z a in te r e ­ sow ać n ie ty lk o h is to ry k a , ale p rz e d e w s z y s tk ie m c z y te ln ik a lite r a tu r y ezo­

tery czn ej.

P r a c a n in ie js z a m a n a celu za p o zn an ie cz y te ln ik a p olskiego w sposób ogólny z ty m p rzed m io tem , w sk a z u ją c ró w n o cześn ie n a źró d ła, gdzie m o żn a zn aleźć in te re s u ją c e szczegóły. N ie m n ie j je d n a k a u to r s ta r a ł się n a s z k i­

cow ać cz y teln ik o w i m o żliw ie p e łn y o b raz tego za g a d n ie n ia , n ie o g ra n ic z a ­ ją c się je d y n ie do su ch eg o p rz e g lą d u zb a d a n y c h ju ż d o k u m e n tó w h is to ­ ry czn y c h , ale p o d a ją c ró w n ież i o p in je h is to rji tr a d y c y jn e j, o raz sam y c h różokrzyżow ców . W szelk ie w ięc o p in je p o d an e w n in iejsze j p r a c y n ie są b y n a jm n ie j o dbiciem o so b isty ch m n ie m a ń a u to r a , a ty lk o w y ra ż a ją p o g lą ­ d y : z je d n ej s tro n y p rz e d sta w ic ie li h is to r ji o fic jaln ej, ja k np. E d. A.

W a i t e ; a z d ru g ie j stro n y : h is to r ji racz ej tra d y c y jn e j, ja k np. W i t t e - m a n s’a, S ś d i r a, L e w i s ’a i in n y ch .

R. J. M oczu lski.

I.

C oraz w ięcej d o k u m e n tó w histo ry czn y ch w sk a z u je n a to, że ró żo k rzy ­ żow cy byli n a jsta rsz y m ru c h e m w śród różnych szkół w ied zy tra d y c y jn e j. Ju ż

*) Gdy się g ło w iłem , ja k im te rm in e m z a s tą p ić o k reśle n ie „ o k u lty zm i o k u l- ty s ta “, m y śl u ży c ia te r m in u „ezo tery z m “ p o d d ał m i red . J. K. H a d y n a p o d czas je d n e j z n a sz y c h p e ry p a te ty c z n y c h d y s k u s y j w śró d m u ró w W a w e lu i sta re g o K rak o w a.

114

(9)

z n an y pisarz X V II w ieku, M ichael M aier, ,w sw ej p ra c y „ Silentium Post Cla­

m ores'‘ w sk azu je n a różokrzyżow ców ja k o n a spadkobierców ta jn y c h szkół In d ji i E giptu. J e s t rzeczą rów nież n ie w ątp liw ą, że większość m isty k ó w e u ro ­ p ejsk ich i n a jw ię k sz y c h m yślicieli naszej ra sy w w iekach m in io n y c h pozo­

s ta w a ła w bliższym lu b dalszym k o n takcie z tern d ziw n em i tajem n iczem B ractw em .

N iep rzen ik n io n a ta je m n ic a, o ta c za ją ca zaw sze p o ch odzenie i h isto rję różokrzyżow ców , b y ła n ie w ątp liw ie s iłą a tra k c y jn ą , k tó ra p rz y c ią g ała w ciągu w ieków uw agę ludzkości. N iestety, n a w et o statnie, n a jb a rd z ie j d o k ład n e b a d a n ia histo ry czn e n ie zd o łały całkow icie ta je m n ic y te j w y jaśn ić. U sunęły one c o p ra w d a d u żo fałszyw ych koncepcyj, p o k u tu ją c y ch n a w e t dziś jeszcze w u m y sła ch w ielu ludzi, n ie d ały je d n a k ro z w ią za n ia w szystkich zagadek, n a g ro m ad zo n y ch w okół tej tajem n iczej sp raw y . T ru d n o ści, n a ja k ie n a p o ty ­ k am y b a d a ją c h is to rję różokrzyżow ców , w y p ły w a ją z sam ego c h a ra k te ru tej o ig a n iz ac ji. R óżokrzyżow cy bow iem , ja k zresztą w szystkie zw iązki tajne, u n ik a li \yszelkiego p rz e ja w ien ia się n a ze w n ą trz i strzeg li zazdrośnie sw ych d o kum entów , m ogących rzucić n ieco w ięcej św iatła n a ich prace. P a m ię ta j­

m y, że w szelka nieostrożność w ty m k ie ru n k u w ciągu w ielu stuleci p ro w a ­ d ziła n a stos. K o n sp ira cja ta b y ła więc zu p ełn ie zrozum iała.

D rogą m ozolnych tru d ó w zd o łan o skupić dość p o k aźn ą ilość d o kum entów różokrzyżow ych. S ą to je d n a k frag m en ty , d a ją c e pojęcie ty lk o o p e w n y ch p rz e ja w a c h d ziałaln o ści B ractw a, a n ie w y starcz a ją ce d o zb u d o w an ia sobie pełnego obrazu. T a w łaśnie frag m en tary czn o ść zeb ran eg o m a te rja łu w y ja śn ia d o ty ch czaso w ą rozbieżność poglądów , is tn ie ją c ą w śród au to ró w piszących n a ten tem at. K ażdy z n ic h bow iem in te rp re tu je inaczej p o siad a n y m a te rja ł i dochodzi d o w ręcz p rzeciw n y ch w niosków . N ależy rów nież pam iętać, że różokrzyżow cy sam i św iadom ie zaciem n iali tę s p ra w ę drogą tw o rzen ia fa ł­

szyw ych d o k u m en tó w i h isto rji. W szystko to razem tłu m aczy w iele n ie śc i­

słości, ja k ie zeb rały się w okół h is to rji różokrzyżow ców , o raz istn ien ie ty lu ró żn o ro d n y ch w e rsy j i poglądów w tej dziedzinie.

Tego ro d z a ju w a ru n k i stan o w iły n ie w ątp liw ie w dzięczną glebę do p o w sta ­ w a n ia różn o ro d n y ch teoryj, a k a żd a z o rg an izacy j „różokrzyżow ych“ m o g ła stw orzyć sobie w ła sn y rodow ód, różny o d h is to rji sto w arzy szen ia k o n k u ru ją ­ cego. T en niezw y k ły chaos, p a n u ją c y w okół z a g a d n ie n ia h is to rji ró żo k rzy ­ żowców, doszedł do n ajw y ższeg o n ap ięcia m n iejw ięcej p ięćdziesiąt la t tem u i dopiero b a d a n ia now sze rzu ciły n a tę sp ra w ę nieco w ięcej św iatła i położyły kres z a p a try w a n io m niezg o d n y m z rzeczyw istością, u ja w n io n ą przez h isto rję.

I ta k do n ie d a w n a n a jstarsz y m , u z n a n y m p rzez h isto rję, d o k u m en tem ró żokrzykow ym b y ła sły n n a „Fam a F r a t e r n i t a t i s oraz n ie m n ie j z n an a

„ C onfessio“, w y d an e m n ie j w ięcej w la ta c h 1610— 1616. K o m en tu jąc fałszy ­ w ie te d o k u m e n ty w yw odzono p o ch odzenie różokrzyżow ców od m itycznego a w rzeczyw istości n ie istn iejąceg o C h r i s t j a n a R o z e n k r e u t z a , k tórego d zieje je d n a z ty ch książek o p isyw ała. Z nów in n a g ru p a badaczy u w ażała, że a u to re m ty c h p ra c b y ł n ie ja k i V a l e n t i n A n d r e a e, k tó ry tern sam em u ra s ta ł d o roli tw ó rcy i założyciela B ractw a. D opiero o statn io pogląd te n p o d d a n o g ru n to w n e j rew izji, w y k azu jąc jego fałszyw ość. Należy bow iem pam iętać, że A ndreae u ro d z ił się w ro k u 1586. W chw ili w y d a n ia

„F am y", to je s t w ro k u 1610, m ia ł zaledw ie 24 lata, b y ł w ięc n iew ątp liw ie

115

(10)

zb y t m łody, a b y stw orzyć dzieła, które p rzez w iele d ziesiątk ó w lat z ap rzą ta ły najtęższe w spółczesne um y sły . P o z a te m je g o p ó źn iejsze dzieła od b ieg ają z b y t r a ż ą c o od sty lu i c h a ra k te ru „ F a m y“.

R ów nież i tw ierd zen ie, że C h ris tja n R o zenkreutz istn ia ł rzeczyw iście i był założycielem B ractw a, zostało obalone przez szereg faktów , o statn io u ja w n io ­ nych. S tw ierdzono p rzed ew szy stk iem , że id eje i fo rm y o rg a n iz a cy jn e różo- krzyżow ców były z n an e i stosow ane n a długo p rzed tem , z an im u k a z a ła się sły n n a „ F a m a ". P o sz u k iw an ia te u ja w n iły dziw ne p o k rew ień stw o id ej, m yśli o ra z sym boliki w śró d czołow ych m isty k ó w średniow iecza. U łatw iło to w ła ś ­ ciw e p odejście do te j sp ra w y i do p ro w ad zen ie p o szu k iw ań do pom yślnych iezu ltató w , dzięki k tó ry m m ożem y sobie d ziś w y robić n ieco lepsze pojęcie o h is to rji i d z ia ła n iu różokrzyżow ców w okresie do ro k u 1610, a w ięc do chw ili uzn aw an eg o d a w n ie j m o m en tu p o w staw a n ia B ractw a. U jaw n ien ie h is to rji tego okresu było jednocześnie stw ierd zen iem , że ru c h le n po w stał znaczn ie w cześniej, a C h ris tja n R o zenkreutz nie m ógł być jeg o założycielem .*)^»

W d łu g im szeregu m yślicieli średniow iecza, k tó ry ch zw iązek z różokrzy- żow cam i n ie ulega ju ż dziś w ątpliw ości, sp o ty k am y R a y m u n d a ! , u 1- l u s 'a (1229). W dziele sw oim „ T esta m e n tu m M agistri R a y m u n d i L u lli ad reso w an em do F ilip a , k ró la F ra n c ji, pisze on w y raźn ie o różokrzyżow cach, n a zy w a ją c ich „certi socii“, lu b też ,,Societas P h y sic o ru m “. Szu k ając d alej dochodzim y do zn an eg o p is a rz a A r n o l d a d a V i l l a N o v a (1243).

W p ra c y sw ej „L ib er D ictus T h e sa u ru s T h e sa u ro ru m et R o sa riu m P h ilo so ­ p h o ru m “ o p isu je on obszernie ideologję różokrzyżow ców . N iew ątp liw ie do tej sam e j ro d zin y n a le ża ł sły n n y m n ic h średniow iecza, R o g e r B a c o n , z w an y „doctor a d m ira b ilis“ (1214— 1294), k tórego p race noszą ju ż w yraźne zn am io n a różokrzyżow ców . N ależy ró w n ież zw rócić u w a g ę n a n iejak ieg o h r . v o n F a l k e n s t e i n , arc y b isk u p a z Treves, o k tó ry m w sp o m n ian y ju ż R ay m u n d u s L u llu s pisze w sw ej p ra c y „ T h ea tru m C h em icu m A r g e n to ru m “ ja k o o księciu i ojcu filozofów X IV w ieku. Von F a lk e n stein zn an y je s t h isto rji ja k o jed en z p ie rw szy c h różokrzyżow ców , o k tó ry m w sp o m in a ją k roniki.

O d n o śn ą w zm iankę z n a jd u je m y w s ta ry m rękopisie, zaty tu ło w an y m „Com ­ p e n d iu m T o tiu s P h ilosophiae et A lch em ia e F ra tern ita tis Rosae Crucis ex m a n d a to S ere n issim i C om itis de F a lke n stein , Im p era to ris nostri, A n n o D o­

m in i 1374 “. W ręk o p isie ty m sp o ty k am y się ró w n ież po raz pierw szy z ty tu łe m „ Im p e ra to r", ja k i tra d y c ja B ractw a ud ziela sw y m n ajw y ższy m k ie ­ row nikom .

N ależy zw rócić u w agę, że s ły n n y o k u lty sta średniow iecza, T h e o p h r a ­ s t u s P a r a c e l s u s (1493) b y ł ró w n ie ż różokrzyżow cem , a w ed łu g Kiese - w e tte ra s ta ł się on w ielk im reo rg a n iz a to re m B ractw a, p rz e ja w ia ją c w tym k ie ru n k u wielce ożyw ioną działalność. Do B ractw a należał ró w n ie ż w sp ó ł­

czesny P aracelsu so w i sły n n y o k u lty sta C o r n e l i u s A g r i p p a v o n

*) „Confessio“ podaje rok 1378, jako datę urodzin Chr. Rozenkreutza, w skazując jednocześnie na niego, jako na twórcę tego ruchu. Na podstawie więc tego doku­

mentu możemy teoretycznie w yjść z założenia, że zostało ono powołane do życia nie wcześniej, niż w roku 1378, jeśli twierdzenia autora F am y są prawdziwe, lub też w ro ­ ku 1610, jeśli twierdzenia te b yły fałszywe. Stwierdzenie więc przejawów Bractwa (symbole, nazwy, idee itp.) przed tym okresem, jest jednoczesnym stwierdzeniem, że obydwie te daty nie odnoszą się do rzeczywistego momentu narodzin różokrzyżowców, a wspomniany Ch. Rosenkreutz nie był jego założycielem.

116

(11)

f f ' j O 1 Symbol, przedstaw iający całokształt idei różokrzyżowców.

(12)

N e t t e s h e i m (1486— 1531), k tó ry w edlug Ire n a e u sa P h ila le th e sa m ia ł być Im p e ra to rem różokrzyżow ców . D otychczas zachow ały się listy n iejak ieg o d ra L a n d o lfa z L yonu, w k tó ry c h ten o statn i p ro si A gryppę o przy jęcie go do b ra c tw a. — W ty m sam y m okresie sp o ty k am y się z szeregiem dalszych n azw isk, ja k ie zap isały się w h is to rji różokrzyżow ców . I ta k p rzy końcu X VI w ieku w y stęp u je n a w idow nię różokrzyżow iec M a x B o e h m (1547

— 1624), którego przy n ależn o ść do Z ak o n u je st ju ż dziś b ezsp o rn a (p a trz jego p ra c a p. t.: „ A urora". R ów nież i s ły n n y fizyk belgijski J. B. v a n H e l m o n t (1577—1644) by ł różokrzyżow cem , o czem w sp o m in a W itte m a n w sw ej

„H islo ire de R ose C roix“.

N ie od rzeczy będzie zapoznać się w tern m ie jscu z je d n y m z n a jc ie k a w ­ szych p rzejaw ó w działaln o ści różokrzyżow ej w okresie do ro k u 1610, a m ia ­ now icie ze stw o rzen iem o rg an izacji pod n a zw ą „Militia C rucifera Euangelica W ro k u 1586 odbyło się w m ieście L ü n e b u rg w H an n o w erze zgrom adzenie, zw an e n a stę p n ie „Cruce S ig n a to ru m C o n ven tu s", zw ołane p rzez n iejak ieg o S im ona S tu d io n a. R ezultatem tej k o n w en cji było stw o rzen ie w sp o m n ian ej

„M ilitia“. W ed łu g „ R e p e rto riu m “*) o rg a n iz a cja la b y ła częścią Z ak o n u Różo­

krzyżow ców * i m ia ła n a celu obronę sym bolu K rzyża i Róży K rzyża. H isto ­ ry k Ed. A. W a i t e pisze w te j sp raw ie co n a stę p u je 4): „ Jeśli ta k jest, należy w ów czas stw ierdzić, że B ractw o, k tórego pochodzenie sta ra m y się zbadać w n in ie jsze j p ra c y , pow stało m n ie jw ię ce j n a d w adzieścia osiem la t przed u k a z a n ie m się p ierw szy ch dok u m en tó w różokrzyżow ych i fa k t ten o b ala tern sam em h ip otezę doty czącą Z ak o n u , a m ianow icie, że teolog w irtem b ersk i A n d reae je st tw ó rcą tego ru c h u w la k i lu b in n y sposób, gdyż ro k 1586, b ędący d a tą p o w o ła n ia do życia M ilicji, je st ró w n ie ż datą u ro d zin A n d rea e“. — J a k w idzim y, s p ra w a w sp o m n ian e j „M ilitia“ je st n ie z m iern ie c h arak tery sty c z n a, g dyż stanow i bezsprzeczny do k u m en t, po d w ażający ta k p o p u la rn ą d o n ie ­ d a w n a tezę po ch o d zen ia różokrzyżow ców .

W sp o m n ia n y S i m o n S t u d i o n je s t a u to re m n a jb a rd z ie j objętościo­

w ej p ra c y n a te m a t różokrzyżow ców . W y d ał on bow iem w ro k u 1604 o lb rz y ­ m ią księgę o 1790 stro n a ch , zad e d y k o w a n ą F ry d ery k o w i, K sięciu W irte m b e r- skiem u, k tó ry w edług tra d y c ji m ia ł b yć W ielk im M istrzem Różokrzyżowców.

K sięga ta nosi ty tu ł „N a o m etria “ i o b e jm u je cało k ształt n a u k różokrzyżow ych.

W latach 1782—3 ukazało się wydaw nictwo pt. „W irtembergisches Repertorium der Literatur“, obejmujące między innymi historyczną monografię „Nowe W yjaśnienia dotyczące Różokrzyżowców i Alchemików“ (strona 512, t. III), pióra niejakiego J. W.

P etersena, „Herzogl. W irtemb. U nter-Bibliothekar“.

3 Potwierdzenie tego znajdujem y w p racy profesora J. G. Bühle, pod tytułem :

„Über den Ursprung und die Vornehmsten Schicksale des Ordens der Rosenkreutzer P raca ta jest wynikiem dyskusji, przeprowadzonej w Tow. Filozoficznem w Getyndze (patrz „Göttingische Gelehrte Anzeigen unter der Ansicht der Königl. Gesellschaft der W issenschaften, Göttingen 1803“). Jeszcze wcześniejszą wzmiankę o „Militia“, jako organizacji różokrzyżowej, znajdujem y u niejakiego Melchiora Fischlina w jego pracy:

„Memoria Theolog". W irtem berg 1708 (Supplement str. 204—5). Potw ierdzenie tego faktu znajdujem y również u całego szeregu znanych autorów i tak między innymi pisze o tern znany Thom as de Quincey (patrz „Historico-Critical Inquiry into the Origin of the Rosicrucian..." London Magasine, tom IX, styczeń do czerwca 1824). Podobną opi­

nię wypowiada Christoph Gottlieb von M urr (urodzony w Norym berdze w 1733) w swej p racy „Über den W ahren Ursprung der R osenkreutzer und des Freymaurer Ordens — 1803“

Ą w „The Brotherhood of the R o sy Cross", str. 41.

118

(13)

D o k ładniejsze w zm ian k i o niej z n a jd u je m y u Von M urr'a. W edług tra d y c ji Sim on S tu d io n uro d zo n y w U rach (N iem cy w r. 1543), m iał osiągnąć godność Im p e ra to ra Z ok an u R óżokrzyżow ców w N iem czech. C ytow any ju ż histo ry k h/d. A. W aite p isze * p n a tem at je g o księgi co n astę p u je : „N iem a n a jm n ie jsz e j w ątpliw ości, że św iad ectw o „R ep erto riu m “ je st praw dziw e, p o m im o w ielu z aw a rty c h w yńim błędów , i n ie m a żad n y ch podstaw , aby o p in ję tę zaliczyć do fa n ta z ji./P o sia d a m y rów nież ew id en cję w postaci p racy M elchiora F isc h - lina. S a m a /n a z w a N a o m etria“, oraz je j p o d ty tu ły noszą zn am io n a szcze­

ry c h chęci a u to ra . D latego też, po-mimo że ręk o p isu „N ao m etrii“ n ie w id z ia ­ łem osobiście, p rz y z n aję jego istn ien ie i m uszę stw ierdzić, że B ractw o Róży K rzyża istn ia ło p rzed rokiem 1604“. — O p in ja ta je s t d lateg o lak bardzo doniosła, gdyż w sp o m n ian y histo ry k , od zn aczający się niezw y k łą s k ru p u la t­

nością b a d ań , w u p rzed n ich w y d a n iac h sw ej p ra c y kategorycznie zw alczał m ożliw ość istn ie n ia Z akonu Różokrzyżow ców do r. 1604 i uw ażał, że „F a m a “ je s t bezw zględnie pierw szy m d o k u m en tem z tej dziedziny.

T a k z n a m ie n n a ew olucja, ja k a się d o k o n ała u pow ażnego h isto ry k a p o tw ierd za tezę w y p o w ied zian ą up rzed n io , że h is to rja o fic ja ln a n ie doszła jeszcze do końca sw y ch p o szu k iw ań w lej zaw ilej sp raw ie i d lateg o je s t ona ciągle jeszcze w stan ic tw orzenia. K ażde now e w y d an ie h is to rji E. A. W aite, k tóry je st n ie w ątp liw y m a u to ry te te m w tej dziedzinie, zaw ie ra o g ro m n ą ilość tego ro d z a ju sprostow ań, k tó re id ą coraz b a rd z ie j w k ie ru n k u tez h is to rji tra d y c y jn e j i p rz e su w a ją d atę p o w stan ia Różokrzyżow ców w coraz to b a r-

Jeśli chodzi o tę najw iększą p racę ducha, która stw arza najw yższe w a r­

tości, to Słowacki dał ją dopiero w ostatnim okresie sw ej tw órczości. W pierw była to p raca nad form ą, w ypow iadanie się p oetyckie; do rzeczy n ajw yższych dojrzał na końcu. W tym czasie w y tw o rz y ł sobie p o eta w łasny św iatopogląd, budow any na przeżyciach z ezoteryków zaczerpniętych, ale pogłębionych p rzez w łasnego ducha, k tó ry w trudzie i p ra c y w ew nętrznej buduje i podnosi się.

Słow acki znalazł ideę Polski i cała jego p ra c a d ą ży do w yjaśnienia tej idei i przekonania o jej praw dzie. Jest to idea, k tó rą stw o rzy ła przeszłość, a w spółcześni o niej zapom nieli, idąc ty lk o za obcym i hasłam i. To było: „Zbu­

dow anie k raju n a w olności ducha ludzkiego, z zastrzeżeniem „wolności dla w szystkich św iętych z ducha zaprzeczeń“ . B y taką budowę stw orzyć, trzeba do niej doróść, bo to jest w olność ducha przecież, rzecz, k tó ra w ym aga d o jrza­

łości całego narodu. P ro w ad zić n a ró d w wolność ducha może się tylko w tedy, jeśli ten n aró d przerobił się i podniósł b ard zo w ysoko. J e s t to też p raca w szy st­

kich wielkich duchów, k tó rz y pom agają m niejszym nietylko za życia, ale i po śm ierci. N ierów ność je st p o d staw ą takiej budow y, ale nierów ność, k tó ra jest

: The Brotherhood of the R osy Croos“ . strona 49 i 50.

dziej odległe czasy (C. d. n.)

Dr fil. S te fa n ia T a ta r ó w na (K ra kó w )

Moralne podstawy ideologji polskiej

C iąg d alszy .

119

(14)

ko rzy stn iejsza dla m ałych, bo oni będą obdarow yw ani daram i najw yższym i p rzez tych, któ rzy zrozum ieli praw dę. A p raw d ą n ajw y ższą jest, że „w szystko przez ducha i dla ducha stw orzone jest, a nic dla cielesnego celu nie istnieje.“

M ówi też, że „na tych słow ach stanie ugruntow ana p rz y szła w iedza św ięta narodu m ojego“. T o jest więc jądrem w szystkiego. 1 by to zrozum ieć, trzeba p rzejść olbrzym ią p ra c ę nad sobą, k tó ra musi trw ać żyw otów wiele, k o rzy stać z pom ocy tych, co stanęli w y żej i potem pom agać niższym . N aro d y ż y ją w w al­

kach o m aterialne k o rz y ści i im więcej ich pragną, ty m bard ziej m uszę o g ra­

niczać sw ą wolność, k tó rą ham ują nieokiełznane pragnienia. W olność staje się w iększa, im m niejsze p otrzeby m aterialne, a w iększe duchow e — dorośnie do wolności ducha dopiero taki naród, k tó ry siebie p rzetw o rzy do niej, k tó ry się stanie zdolny żyć w edług niej, a do tego dro g a p rzez doskonalenie się.

Duch idzie w yżej p rzez ofiarę. „W św iętości tw ojej idzie w yzw olenie du­

cha i moc jego p rzy szła i m ądrość i form a czynu w szelkiego na p rzy szło ść i zw ycięstw o i wolność i w ysw obodzenie z pod jarzm a fałszu i m ocy.“

1 w ierzy, że „Bóg chce Polski, ab y czyniła w ysokość m iędzy w ysokościam i, do k tó rej dążą w ideałach inne n a ro d y “. A do tego n ie m ożna zm uszać nikogo, na nic gw ałt. „Nic nie rozw alam , ale w szy stk o now e buduję, a w krótce s ta re rzeczy i opinie stan ą się niepotrzebne i bez w idzialnego gw ałtu u p adną.“ H ierar­

chia duchów w alczy z h ierarch ią ciał, św iat m usi budow ać na h ierarchii duchów i w tedy w alka się skończy. R e w o l u c j e s ą t u p o m o c n e o tyle, że rozbijają stare fo rm y i pom agają do w ydobycia się w y ższy ch duchów. T e w yższe duchy p ro w ad zą cale naro d y , a „źródłem bogactw a narodow ego jest natchnienie i odbu d o w an y przezeń ruch ducha“. Z tego założenia w ciąż w y­

chodząc, że „w szystko p rzez ducha i dla ducha“, określa też w arto ść narodów.

„Zasługą w aszą w przyszłości nie je st rozległość krajów , któreście pobudo­

wali, ani bogactw a, ani długie trw an ie m iędzy królestw y, lecz duch w yrobiony na ziemi, m iędzy ducham i ludów n ajśw iętszy, n a jc zy stszy .“

C h arak tery sty c z n e też dla Słow ackiego je st określenie wielkości. „W ielki człowiek jest ten, k tó ry ja k najw ięcej przeszłości m a p rzetw orzonej w duchu i ja k najw ięcej p rzyszłości stw orzonej duchem już w sobie zrealizow anej.“

C iekaw y je st sto su n ek Słow ackiego do zła. Ze złem n ależy w alczyć bez­

względnie, nie czekać, aż dobro je przem oże. W y rz u ca narodow i jako w ielką w ad ę: zbytnią cierpliw ość. Cierpliw ość ta prow adzi do rozpanoszenia się zła, płynie z lenistw a duchowego, nie z w yższości, k tó ra wiele zrozum iała. M ają ją W enedzi, gd y ulegają przem ocy w rogów i ich okrucieństwu, m ają ją poddani Popiela, gd y pozw alają m u pastw ić się n ad w łasnym n arodem ; ją z arzu c a i ks.

M arek otoczeniu, mówiąc, że tylko ra z w roku w niedzielę P alm ow ą dozwolony jest ż a rt z biciem, a zaw sze k a ra za zło je st obowiązkiem.

W yzw olenia narodu nie oczekiw ał też p o eta od sam ej siły duchowej, ale w ierzył, że trzeb a w alczyć ze złem niewoli i dla tej walki w szy stk o poświęcić.

To też n a jw y ższ y z jego postaci, ks. M arek, staje się sym bolem tej walki, k tó ra je st czynem n ajtrudniejszym . N ajtrudniejszym dlatego, bo w alczyć musi przeciw ko w szystkim . O puszczają B ar w ładze, w ojsko, p rzeor, a on wie, że stać tam m usi i w alczyć, aby zanieść w iekom p rzy szły m p ro te st przeciw nie­

woli. P ro te st ten to w zór dla późniejszych. Bo choćby ty lk o jeden człowiek zrozum iał głęboko, co robić należy, to ten j e d e n człowiek w b rew w szy st­

kim m a r a c j ę d u c h a i tę rację ducha m usi potw ierdzić o fiarą życia. Ofiara ż y cia jest tą najw y ższą staw ką, k tó rą trzeb a złożyć w służbie idei i w w alce 120

(15)

ze ziem. Konieczność w alki ze ziem, k tó rą w pierw szej epoce życia identyfiko­

w ał z niewolą, a potem ro zszerzy ł na winę przeciw duchowi, różni Słowackiego od wielu rom antyków .

Głęboko ujm uje poeta zadanie Polski i narodów wogóle. N arody m ają swe zadania, w ierzy jak poprzednicy, ale przy św ieca mu cel ostateczn y . P rzez do­

skonalenie się c o raz w iększe osiągną ideał n a jw y ższ y : Jeruzalem słoneczną.

Stan, w k tó ry m m ateria będzie p rzezw yciężona p rzez człowieka, n aro d y udo­

skonalone w harm onii i miłości osiągną szczęście. W iele żyw otów przejdzie, nim się to stanie, w ielokrotnie m uszą się duchy wcielić, b y p racę sw ą pro w a­

dzić w trudzie — a P olska należeć ma do tych narodów , k tó re to zadanie n a j ­ p i e r w z r o z u m i a ł y i stą d płyną jej n a j w i ę k s z e o b o w i ą z k i .

Jeśli zestaw im y poetę z wielkim poprzednikiem , to stw ierdzić m usim y, że Mickiewicz dał now y rozw ój ideologii polskiej na stary ch podstaw ach. Nie odstąpił od nich, ale zbudow ał na nich gm ach, w którym zm ieścić się m ogą wielcy i mali, ludzie idący różnym i drogam i. A Słow acki szedł jeszcze w yżej, dobudow ał do tego gm achu w ieżę p a trz ą cą w niebo. W ieża m a realne podstaw y w praw dach przez naród p rzy jęty ch .

Jeszcze jeden ton w ideologii epoki rom antycznej musi się uznać za w ażny, m ianowicie to, co d o dała do niej filozofia polska i K rasiński. B ędą to rzeczy ściśle z poprzednim i zw iązane, ale o trz y m a ją form ę filozoficzną, dostosow aną do spekulatyw nych um ysłów wielu w spółczesnych. Po d staw ę tu tw o rzą: „O jcze n a sz “ C ieszkowskiego, E ty k a T rentow skiego i cala tw órczość K rasińskiego, a tak że Hoene W roński. (Ze w zględu na brak m iejsca w ram ach m iesięcznika ujm uję te rz e cz y w niezm iernym skrócie.) W sz y scy są pod impulsem historio- zofii, idącej od H egla, ale tw orzą sam odzielnie. W ierzą, że histo ria m a swój sens, dan y jej od B oga i je st w y razem Jego woli. W ierzą też, że czasy w spół­

czesne są przygotow aniem nowej epoki, k tórej przy jście p rzy śp ieszy Polska.

T a epoka to ideał, do k tórego ludzkość d ąży — to raj, jaki staw iają różne ideo­

logie, naw et ta k trzeźw a jak M arxa, ale p o jęta na podstaw ach chrześcijań­

skich. J e s t też zgodna z tym , co d o tąd polska m yśl głosiła; uznaje siłę m oralną za najw y ższą i n ajbardziej realną, a b u d u j e na n a r o d a c h , podnosi ich rolę w tw orzeniu postępu. P rzy sz ła epoka, to wielki kościół ludzkości, wielka Rzplita narodów , z k tó ry ch k a żd y będzie sobą. C yw ilizacja będzie tak długo gorzką ironią tylko, dopóki K rólestw o Boże nie ogarn ie ziemi.

Na czem polega to K rólestw o B oże? T o uznanie B oga za O jca i w szystkie z ty m zw iązane konsekw encje. W ięc ludzi za braci, więc n aro d y z a bratnie, więc w spólną p racę ich nad tern, b y było na świecie lepiej. U znając w szystkich za braci, nie uznajem y rów ności bezw zględnej, tylko w edle zasług, jak w gm i­

nach chrześcijańskich, gdzie rządzili najlepsi i najodpow iedniejsi. P o d staw y m oralne trzeciej epoki są też głębsze, niż dwóch poprzednich. E ty k a staro ­ żytnych polegała na um iarkow aniu i praw ie, chrześcijańska na poświęceniu się, a trzecia — nadchodząca e ty k a złączy praw o i poświęcenie do czynnej socjal- ności. B ędzie to epoka czynnego szczęścia. Nie m ożna jej sprow adzać siłą, ludzkość m usi do niej doróść, gw ałt nic tu nie pomoże. Ludzie m uszą dojść do zrozum ienia, że służba publiczna je st służbą bożą i im kto w yżej stoi, tym b a r­

dziej przejm ie się socjalnym poświęceniem i taki powinien rządzić.

K rasiński rozw ija dalej i pogłębia w iarę w trzecią epokę, podkreśla też specjalnie rolę narodów . W ierzy , że św iat już pojm uje, ku czem u d ą ż y historia, że celem jej ludzkość, powszechność Jed e n p asterz i jedna ow czarnia, ale śro d ­

121

(16)

kiem do tego są narodow ości. „Czem nuty w akordzie, tern one w społeczeń­

stw ie i rozm aitością i zgodą zarazem . Bez nich niepodobna pom yśleć ludzkości.“

U waża, że narodow ości są stw orzone p rzez B oga, a państw o p rzez ludzi. P a ń ­ stw a się tw o rzą naprzekór narodow ościom . R ozdzieranie narodow ości je st winą wobec B oga (dlatego pow stanie Polski uw aża za w arunek dobrej przyszłości) i ludzkości, a rozbiory za winę nie polityczną, a religijną, bo sprzeciw iającą się d ro d ze bożej, w skazanej ludzkości.

M yśliciele nasi w idzą w świecie dzisiejszym chaos m yśli, jaki zw ykł z ja­

wiać się p rzed w ielką zm ianą i tej zm iany oczekują w szy scy . Trentow ski spo­

dziew a się jej po skutkach odpow iedniego w ychow ania. U w aża, że „pedago­

gika w iedzie bóstw o m łode w człowieku do dojrzałości“. P rzez nią „człowiek in potencia, staje się człowiekiem in actu“, a „celem człow ieka je st ziarno boskości w sobie zam ienić na żniwo b o gate“, tak jak dążeniem w szelkiej istoty ma być przetw orzenie tego, co m a z niebios, w rzeczyw istość ziem ską. N aj­

w yższym jego ideałem je st podnieść człowieka do Boga, a potem ludzkość całą. P olska w łaśnie m a ten ideał nieść światu. T en id eał i jego realizacja daje narodow i wielkość, a nie daje jej ziemia, liczba, bogactwo.

T akże poglądy filozofa Hoene W rońskiego, uw ażanego dziś za najgłęb­

szego p rzedstaw iciela m yśli polskiej, nie odbiegają w cale od tych podstaw naznaczonych p rzez przeszłość.

W roński, staw ia ją c cel ludzkości i narodom , w idzi go też w pierw iastku w yższej n atu ry , w praw dzie. N azyw a ją w iedzą absolutną. Jej m ają służyć m niejsze ideały ludzkości, jak w iedza prak ty czn a, użyteczność i o ty le m ają one rację bytu, o ile służą do zdobycia praw dy. O na to je st sp raw ą główną ludzkości, k tó ra do niej idzie p rzez narody. N arody stw o rzą kiedyś federację państw , jak o rękojm ię swej niezależności. W arto ść k ażd ej jednostki i narodu zależy od tego, o ile p rzy czy n ia się do zbliżenia celu ostatecznego, absolutu, praw d y . — Szu k ający go, p racu jący dla niego, nie m ogą być oczyw iście k rę ­ pow ani niczem. I tu więc w tych kw estiach zasadniczych, tyczący ch podstaw m oralnych ideologii m am y zgodę z tern w szystkiem , co głosili poprzednicy.

Mówi się często, że rom antyzm dał w artości, k tó re się już p rzeżyły. Nawet sam o słow o „rom antyzm “ w yw ołuje n ieraz uśm iech pobłażania na ustach.

A sądzę, że tak je st dlatego, iż ludzie te rzeczy zb y t m ało znają, z b y t m ało w nie w nikają i nie um ieją w skutek tego zobaczyć w arto ści wiecznych. I nie- tylko tego nie do strzeg a się, ale naw et rzeczy, k tó re się w p ro st n arzucają.

D laczego ta k wielka część z tego, co widzieli w izjonerzy i m esjaniści już się spełniła? D laczego ich to właśnie słuchał w ó d z narodu i w ygrał? C zy nie byłoby logiczne m yśleć, że spełni się i część dalsza i że ci, co za tą m yślą pójdą, w y g ra ją w p rzyszłości?

J a k sobie m ożna w ytłum aczyć ten zgodny kierunek w szystkich n ajw y b it­

niejszych i genialnych ludzi epoki, jak tylko tern, że zobaczyli p raw d ę? Każda inna epoka, tylko nie nasza, przeczy ćb y im mogła, bo m y p atrzy liśm y na realizację ich widzeń. M y w idzim y dzisiaj po czątek klęski m aterializm u i odw rót nauki od niego. N asza epoka widzi bankructw o tego, co p rz e cz y m oralności, jako sile realnej i w idzi miłość, jako siłę, m ogącą jedynie w y rato w ać ludzkość.

Jeśli odrodzenie ludzkości jeszcze możliwe, to tylko na tej drodze, innej nie ma.

M yśl polska, w sw ych najw ybitniejszych przedstaw icielach nie szukała go gdzieindziej, n aw et w czasach późniejszych, trzeźw ych, znacznie odległych od rom antyzm u. I to w łaśnie chcę jeszcze w ykazać. D. n.

122

(17)

K. Chodkiewicz (Lwów) z cy k lu : „S en a rzeczy w isto ść“.

Symbolika snów

(Ciąg dalszy.)

O c h o ro b a ch p isałem ju ż p o p rz e d n io , że w y ra ż a ją się p ew nym i stały m i sy m b o lam i. P a m ię ta ć tu n ależy , że św iad o m o ść k sięży co w a m iesza tu m iejsca c h o ro b y i p rz e su w a o rg a n a , k tó re m a ją p aść o fia rą c h o ro b y czy w y p ad k u . D o m o z n ac z a czę sto ciało czło w iek a, a d a c h , w ieża lub k o p u la ozn acza g ło w ę. W szelkie o tw o ry w ciele są, w e d łu g S te k la , u ży w an e w sy m bolice je d n e za d ru g ie , tj. u s ta m o g ą o z n aczać nos, o czy uszy itd. O tw o ry p a rz y ste nie sy m b o liz u ją n ig d y o tw o ró w p o je d y n c zy c h . Z w ierzęta a lb o ludzie barw y c z a rn e j są zw ykle nieb ezp ieczn e, ta k sam o o lb rz y m y j a k i p o tw o ry . C zasem g e n ju s z c h o ro b y w y ra ż a się ja k o w ąż o b w ija ją c y się o m iejsce, k tó re będzie z a a ta k o w a n e p rzez ch o ro b ę .

B ard zo ciek aw ą g ru p ę w sy m b o la ch ciała stan o w ią z ę b y . U tra ta zęba w e śnie s y m b o liz u je zw y czajn ie u tra tę c z ło n k a ro d zin y , o ile p rz y w y cią­

g a n iu czy w y p a d an iu zęb a w y stąp ił k rw o to k ( k r e w n i ) , a u tra tę b liższeg o z n a jo m e g o lub p rz y ja c ie la , g d y k rw o to k u nie b y ło . C zasam i o z n ac z a też m a te rja ln ą s tra tę i z m artw ien ie. J u ż s ta r o ż y tn y A rte m id o ro s z E fez u ') w sw o jem d ziele p t. „ O n e iro k ritik a " , w k tó re m z a jm u je się w y ja śn ia n ie m sy m ­ b o lik i sn ó w i sn am i w ieszczym i, do k tó re g o to dzieła z b ierał m a te rja l w d a ­ lekich p o d ró ż a c h — pisze w te j k w e stji n a stę p u ją c o : „Z ęby g ó rn e j szczęki w sk a z u ją n a w y b itn ie jszy c h i w a żn ie jsz y ch c zło n k ó w ro d zin y , z aś zęby d o ln e o z n a c z a ją m n ie j w ażn y ch c zło n k ó w d o m u śn iąceg o . Sy m b o lem c a ł­

k iem m ło d y ch o só b są s i e k a c z e , o só b w śred n im w ieku k 1 y, zaś o só b starsz y c h — zęb y trz o n o w e ... Że z aś z ęb y są nie ty lk o sy m b o lem ludzi, ale ta k ż e d ó b r m a te rja ln y c h — n a le ży p rz y ją ć , że zęb y trz o n o w e o z n a c z a ją rzeczy w arto ścio w e, k ly o k re ś la ją rzeczy m n ie jsz e j w a rto śc i a siek acze s p rz ę ty d om ow e. J e s t zatem rzeczą n a tu ra ln ą , że w y p ad n ięcie z ęb ó w o z n a ­ cza u tra tę ja k ie g o k o lw ie k p rz e d m io tu ."

O b se rw a c je A rte m id o ro sa są b a rd z o b y s tre i tra fn e a s z e re g s tw ie r­

d z o n y ch w y p a d k ó w p o tw ie rd z a tę ciek aw ą sy m b o lik ę. W a rto b y z a s ta ­ now ić się nad tern, d la c ze g o ząb sy m b o liz u je n ajw y ższe w a rto śc i a więc życie lu d zk ie? O tó ż n a su n ę ła m i się tu k w e stja , n ad k tó rą z asta n a w iałe m się p rz y b a d an iac h n a d z ło ż o n ą n a tu rą człow ieka. E z o te ry z m tw ierd zi, że n iew i­

dzialn e ciała czło w iek a d o jrz e w a ją p o k o le i je d n o po d ru g iem . P rz e z p ie rw ­ szych 7 la t życia ro z b u d o w u je czło w iek sw e ciało fizyczne, p rz e z dalsze 7 e te ry c zn e , p rz e z n a stę p n e 7 a stra ln e i w reszcie o d 21— 28 ro k u życia m yślow e. Z dw u d ziesty m ósm ym ro k ie m życia w szy stk ie ciała czło w iek a d z ia ła ją w c ałej p e łn i — j e s t czło w iek iem d o jrz a ły m ').

P rze z o k re s p ie rw szy c h sied m iu la t ro z b u d o w u je czło w iek sw e ciało fizyczne. O d rz u c a k o le jn o w sz y stk ie k o m ó rk i, ja k ie w y n ió sł z ciała m atk i ') A rtem id o ro s z E fezu ży t okoto r. 175 po C hr. i p o z a d ziełem o s n a c h n a p is a ł p race o p rz e p o w ia d a n iu z lo tu p ta k ó w i ch iro m a n c ji.

*) W A te n a c h p e łn ię p r a w o b y w a te lsk ic h o siąg a ło się w 28-mym , w S p arcie z 30-tym ro k ie m życia.

123

(18)

i w b u d o w u je n a ich m iejsce k o m ó rk i now e, w y n ik w łasn ej p ra c y i d z ia ła l­

ności. O statn im o rg a n e m , k tó ry w y m ien ia — s ą z ę b y . O d rzu ca zęby m leczne i w staw ia n a ich m iejsce now e zęby, k tó re m u p o z o sta n ą na całe życie. O d rzu ca je n a k o ń c u o k re s u fizy czn ej p rz e b u d o w y , b o są o n e n a jb a r ­ d ziej s k ry stalizo w a n e , z w artą i tw a rd ą m asą, k tó rą p rz e ją ł z ciała fizy cz­

n e g o m a t k i . P o o d rz u c en iu zęb ó w m lecznych, co n a s tę p u je w 7-m ym ro k u życia — ro z b u d o w a fizyczna je s t w p e łn i u k o ń c z o n a i n a s tę p u je ju ż ty lk o d a lsz y ro z ro s t, zah a m o w a n y p o te m d o p ie ro p rz e z u k o ń c ze n ie ro z ­ b u d o w y ciała a s tr a ln e g o w 21 ro k u życia. I m o że d la te g o św iad o m o ść k się ­ życow a p rz e z zęb y sy m b o liz u je to , co c zło w iek m a n a jd ro ż sz e g o , tj. życie!

P o z a te m m uszę nadm ienić, że F re u d w sw oim z ap a le w y szu k iw an ia w szędzie tła se k s u a ln e g o u siłu je i sy m b o lo w i zęb ó w p o d su n ąć sek su a ln e p o d ło że, ino je m zd an iem je d n a k z u p ełn ie d o w o ln ie, b o p ra k ty k a w ty m sy m b o lu nie w y k a z u je te g o p o d ło ża.

D alszem i sy m b o lam i acz częsty m i n ie b ęd ę się ju ż z ajm o w ał, czy teln ik z n a jd z ie ich w y ja śn ie n ie w k a żd y m d o b ry m sen n ik u . P rz y to c z ę jeszcze je d y n ie u stęp z p ię k n e j p ra c y Sed ira, o k tó ry m ju ż m ó w iłem ’), a w k tó re j a u to r tłu m a c zy sy m b o lik ę snu z p u n k tu w id zen ia m isty k i i g łę b o k ie g o zw iązk u d u ch a czło w iek a z k o sm o se m i is to tą w szechrzeczy. C zy tam y tam :

„D la u czniów szczery ch , ja k im i p ra g n ie m y być, je s t te d y b a rd z o logicz- n e m ‘), że sn y np. ś p i e w u , m u z y k i , t a ń c ó w z w ia s tu ją b oleści m o ­ ra ln e ; sn y p o g rz e b o w e, u m a r l i w sk a z u ją na p rz y szłą p rz e m ia n ę w e ­ w n ę trz n ą, m n iej lub w ięcej z u p e łn ą ; is to ty niskie, p rz e d m io ty o d ra ż a ją c e w sk a z u ją n a p o w o d z en ie m a te rja ln e ; s z k o ł a , k o ś c i ó ł , k l a s z t o r , z ak o n n icy , zn aczą p ró b ę o c zy sz cz a ją cą , w ta je m n icz e n ie p ra k ty c z n e . W idzieć C h ry stu sa, ch o ciażb y ty lk o w o b ra z k u , w ró ż y w ielk ie c ie rp ie n ie; k to ro z m a ­ w ia w e śn ie z C h ry stu sem alb o o trz y m u je co ś od n ie g o — m o n e tę , k u b ek w ody, m o że się ra d o w a ć: czyni on k ro k w ielk i k u d o sk o n ało śc i, p rz e jd z ie P 'z e z je d n ą z b oleści, p rz e z ja k ie p rzeszed ł C h ry stu s. C zynności zw ykłe, ja k siać, w chodzić n a w z g ó rze, schodzić, je c h a ć p o w o zem , k o le ją , zm o k n ąć, o d n o szą się d o b ieg u co d zien n e g o ży cia i tłu m aczą się sam e p rz e z się. S a m o ­ chód o z n ac z a posu n ięcie się o trz y m a n e z łaski. D la uczn ia p ra w d z iw eg o pies je s t p rz y ja c ie le m , k o ń posłem , lew o p iek u n em ."

J e śli ch o d zi o czas, w k tó ry m s n y w ieszcze w y stę p u ją , to dośw iadczenie w y k a z u je , że sn y ra n n e są n ajp ra w d ziw sz e; p o w ta rz a ją c e się s p e łn ia ją się n a jp rę d z e j. P o w ia d a ją s ta re sen n ik i, że n a jw a ż n ie js z e sn y z d a r z a ją się w n o c y z p ią tk u na so b o tę. Co do c zasu sp e łn ia n ia się sn ó w w ieszczych to zn ó w d o św iad czen ie uczy, że te rm in te n ro z c ią g a się o d 3 dni do sze re g u m iesięcy (9). N a jsz y b c ie j s p e łn ia ją się sn y , k tó re śn iliśm y tu ż n ad ran em , k ró tk o p rz e d o b u d zen iem się.

K siężyc — j a k ju ż p o w ied ziałem — w y w ie ra b a rd z o siln y i d o m in u ją c y w p ły w n a św iad o m o ść k sięży co w ą. W p ły w te n d a tu je się je sz c z e od te j e p o k i e w o lu cji ziem i, k tó rą e zo tery zm zw ie Ziem ią-K siężycem , g d y księżyc tw o rz y ł z ziem ią je d n ą m a sę i by l j e j g ę śc ie jsze m ją d re m . P rz y tłu m aczen iu zatem sy m b o ló w sen n e j św iad o m o ści n a le ży u w zg lęd n ić fa z y p rz e ch o d z e n ia

*) S ity M istyczne, s tr. 95.

) N a p o d staw ie o m a w ian eg o ju ż p o p rzed n io p r a w a k o n tr a s tu m ięd zy n e g a ­ ty w e m a po zy ty w em .

124

(19)

Z n a c z e n ie sn ów w ed łu g bi eg u K si ę ż y c a w 12 z n a k a c h z o d ia k a ln y c h .

X

I

staran

ia choroba zmiana radość kłopoty radość kłopot mila wieść obawy gniew wydatki nowina kłótnie wróg łzy wygrana loter. szczęście wizyta złudzenie korzyść radość podarunki lub kłopot

II 1

*

*1 ;l

te 6

N

1 l i t y i l t 1 11 if! tlił t i iii

**

03 1 E*

to

i fpll Ili Hl 1 l i i i i ! lit! 111

4]

5

*

M M i & ł l l ł W i l l i k

s 1

I ;iiM lit hi i # 1 ; W ll u W

CS s

S

11 ii lii Ilf I f i i i i fl i i fil

®

5

Ü b & l k h H H l W i u l i

ca

i! łl=ii|illPiti fł! lljillill 1 1

X>

S j l 8 w i m h U # I H ł d B

BaranY

li H iiłilll M ! Pl

i

U 1 1 i ii

1

I

K

i Silni 11 l i i

o o o o o o o o o o o o o o o o o o o o o o

Cytaty

Powiązane dokumenty

Dzięki w łaśnie symbolom, przedstaw ionym na ty ch tablicach, udało się ustalić jeg o p rzynależność do różokrzyżow ców.. Nie od rzeczy więc będzie

Jeżeli bowiem losy n asze zależą od czynników charakterologicznych, oraz psycho-fizycznych, to jednakże są to czynniki p lastyczne, k tó re w pew nych granicach

wanie się tłumaczymy sobie w sposób obiektywny jako posuwanie się zdarzeń w tymże porządku i z tą samą szybkością. A może to być tylko pewien sposób

mieni na cerę stw ierdziła, że działanie to rzeczyw iście istnieje. O tóż uczeni postanow ili zap y tać się tu kwiatów, jak d ziałają różne prom ienie św

Saint-Martin nie neguje możliwości otrzymywania komunikatów ze światów niewidzialnych drogą nadzwyczajną. Utrzymuje on, że człowiek otoczony jest wieloma duchami i

twórca, który potrafi wzbić się w pow ietrze na zaw rotną wysokość, lub pogrążyć się w głębinach oceanu, nie jest w stanie przejrzeć otchłani swej

Nie znać także zajęcia się francuską m yślą.. Piszę to poprostu, obrazow o, może dziecinnie i niedołężnie, ale to nie frazesy, tylko w yrażenie elem

D oznałem potem trzech uczuć, chociaż nie m ogę określić, czy rów nocześnie, c zy też kolejno: Jednego b ard zo miłego, trudnego do opi­.. san ia uczucia