Mie/iecz
GRUDZIEŃ 1937
T R E K Z E S Z Y T U :
Od r e d a k c j i ... 365
Boże N aro d zen ie w H im a la ja c h — W . L o g a ...368
Dziwy in s ty n k tu — K. C h o d k i e w i c z ...371
S krzydeł!... — A r t i b o ... 376
R óżokrzyżow cy (8) — R. J. M o c z u l s k i ...378
, M ag ja b ia ła i c z a rn a “ / „O k u lty zm " — L. F u g le w i c z ... 383
W olność W oli a „ fatalizm " w astro lo g ji — K. C h o d k i e w i c z ... 388
P rzeg ląd b ib ljo g raficzn y — H. W i t k o w s k a ...390
M a rty n iz m a w o ln o m u la rs tw o — R. J. M o c z u l s k i ... 392
Co to s ą m a n tr a m y ? — K. C h o d k i e w i c z ... 395
W a r u n k i p r e n u m e r a t y „ L o t o s u“ : ro czn ie 10 zl (w U. S. A. 3 d o la ry );
pó łro czn ie 5.50; k w a r ta ln ie 3 zł; zeszy t p o jed y n czy 1 zł. K onto P. K. O. 409.940 (w ażne je st ró w n ież d aw n e n asze kon to 304.961).— A d r e s r e d a k c j i : J. K.
H a d y n a , W isła, Śl. Ciesz. S. P . 22.
K o m u n ik aty i odpow iedzi R edakcji.
Aby n ie pozo staw ić bez z a ła tw ie n ia listó w w ielu n a sz y c h C zytelników , k tó rzy dość często ż a lą się, że ich w a ru n k i m a te r ja ln e n ie p o z w a la ją n a n a b y w a n ie d la sieb ie i sw y ch b lisk ic h ty c h w sz y stk ich dzieł, k tó re w y d a je „Lotos", a k tó re żywo ich in te re s u ją , w p ro w a d zam y n a g ru d z ie ń „tani m iesiąc k siążk i“, zn iżają c cenę n a s z y c h w y d aw n ictw od 30—45%. C zy n im y to w ty m celu, ab y i m n iej za
m o żn y m u p rz y s tę p n ić n a b y w a n ie dzieł, k tó re p rzecież w y d aw an e s ą po to, aby uczyły, w sk a zy w ały , o strze g ały i zro zu m ialsz em i czyniły życie i jego o stateczn y cel. W y k a z ty c h d zieł w raz z cen am i p o d a je m y n a o sta tn ie j s tro n ie o k ła d k i.
N ależność za zam ó w io n e k s ią ż k i n ależy w ty m w y p a d k u w p łac ać z g ó ry n a P. K. O. lu b też p rzek a zem p ocztow ym lu b ro z ra c h u n k o w y m . P rz y te j sposob
ności za zn aczam y , że d aw n y n asz n r P . K. O. 304.961 je s t ró w n ież w ażn y i obecnie.
Spis treści ro c z n ik a bieżącego z a łą c z a m y do n in ie jsze g o n u m e ru .
W a ż n e d l a C z y t e l n i k ó w z K r a k o w a i o k o l i c y : W szy stk ie w y d a w n ic tw a „L otosu" s ą w K rak o w ie do n a b y c ia w firm ie: Teodor T om aszkie
wicz, o p ty k , ul. F lo r ja ń s k a 30 (w ejście w sien i), te lefo n 118-35.
W P. S ta n isła w Ogiński. B ardzo ż a łu jem y , że z a p o m n ia ł P a n p o d ać sw ój a d re s n a liście do n a s p rzesłan y m . N ie fig u ru je P a n rów nież w . sp isie czy teln ik ó w Lotosu, m im o to m a m y n ad zieję, że sło w a nasze, sk re ślo n e n a tern m iejscu , d o jd ą do św iad o m o ści P a n a . B ard zo n a m p rzy k ro , że k s ią ż k a S a b a z iu s a „sp ro w ad ziła d la P a n a i jego o to czen ia ty le tra g ic z n y c h przeżyć", je st to dow odem , że „dzieci n ie p o w in n y s ię b aw ić o g n iem ", co je st s ta r ą , a w ieczyście a k t u a ln ą p raw d ą.
Is tn ie ją p ew n e dzieła, p is a n e w celach p rzestro g i i n a u k i d la n ie św ia d o m y ch tego zła. k tó re ich bezw ied n ie otacza. P o d o b n em i w sw em za ło żen iu p ra c a m i są d zieła u czo n y ch o tru c iz n a c h , ic h s k ła d z ie ch em iczn y m , ich d z iałan iu , i śro d k a c h leczniczych, n iw e lu ją c y c h owe z a tru c ia . Czy — p rzeczy taw szy ta k ą k siąż k ę — u s iło w a łb y P a n z a ra z w y k o rzy sty w ać je j te o rety cz n e w iad o m o ści w celach „m o r
d e rcz y ch ?"? M ogłoby to u cz y n ić dziecko, lu b szalen iec! Jeżeli (bo n ie w iem y (Ciąg d a lsz y n a s tr. III)
Rocznik IV Z eszyt 12
/ / LOT h / / Grudzień 1937
M iesięcznik p o św ięco n y ro z w o jo w i i k u ltu rz e życia w e w n ę trzn e g o , o ra z w a rto ścio m tw ó rc z y m p o lsk ie j m yśli tra n s c e n d e n tn e j.
S Y N T E Z A W I E D Z Y E Z O T E R Y C Z N E J O r g a n Tow . P a ra p sy c h ic z n e g o im . J u lja n a O chorow icza we Lw ow ie
R e d a g u je J. K. H ad y n a, W ista, Ś ląsk C ieszyński.
„ Porw ać ogień strze żo n y, za n ie ść w o jc z y s te stro n y to c e l. . . “
St. Wyspiański
Od Redakcji
S ą pew ne okresy w życiu człow ieka i pew ne godziny w ciągu d n ia, gdy m yśl po rzu ca swe n o rm aln e drogi, biegnące zazwyczaj k u przyszłości i — od w racając się ku dniom , które m inęły, zlicza ich w ysiłek i ich plon... T ak ą chw ilę przeżyw am y obecnie, zam y k ając nin iejszy m n u m ere m „L otosu“ czw arty ro k naszej w spólnej p ra cy i naszych w spólnych w ysiłków . Że p ra c a była pięk n ą, tern p ięk n em spełnionego obow iązku, że tr u d w ydał bogate plony, nie m u sim y po w ielekroć pow tarzać. Raczej streścim y się w k ró tk ich słow ach podzięki, skierow anych do W as, kochani Czytelnicy: za
w dzięczam y W am bowiem w iele chw il głębokiej i rzew nej radości, w iele sił i zachęty do pracy, czerpanej z W aszych słów, z W aszych listów i W aszej ofiarnej w spółpracy! L ata, któ re m inęły, zespoliły n a s w w ielk ą Rodzinę, ro zrzuconą szeroko po całej k u li ziem skiej, niem niej jed n ak połączoną siln y m i w ęzłam i zrozum ienia, życzli
wości i sy m p atii. M ożna powiedzieć, że utw o rzy liśm y w ielki, b ra tersk i zw iązek, ja k ą ś po tężn ą kooperację w ielu dusz, w celu dobra, w y m ian y w zajem nych sił i św iatła, w celu osiągnięcia tych wyżyn, z któ ry ch łatw iej rozpoznać w zględną w arto ść m ate rja ln y c h osią
gów, osobistych am bicyj, zm ysłow ych doznań. W spólnym w y sił
kiem uczym y się stw arzać nowe horyzonty, któ re u ła tw ia ją nam k o n ta k t z w szechśw iatem . W ielu z nas p rzestało już narzek ać n a bezcelow ą m ękę życia, bo sta li się św iadom i celu i zadania, d la którego podjęli tru d żyw ota; dla w ielu o tw a rtą została p rzed ziw n a sk a rb n ica cudow nych darów , złożonych w zapoznanej duszy czło
wieka... W szystko to zaliczyć trzeb a do błogosław ionych plonów naszej w spólnej czteroletniej pracy, zam ykającej się w 48 zeszytach
„L otosu“ i 11 to m ach d ru k o w an y ch p rac z dziedziny ezoteryzm u.
Dlaczego piszem y o tern n a tern m iejscu? Oto, aby więzy, łą
czące nas, zasilić, a dalszym w ysiłkom dodać zachęty i radosnej
ufności w w arto ść podejm ow anych prób. Nic bow iem nie ginie, a n ajm niejsze z ia rn o dobra, rzucone w głąb udręczonego serca, w y k w ita siłą i rad o ścią w najcięższej godzinie życia. Nie każdy m a czas n a głębszą a n alizę w łasnej duszy, niew ielu z Czytelników z as ta n aw ia się może, co daje im le k tu ra pism a, służącego „rozwo
jow i i k u ltu rz e życia w ew nętrznego“. Ale może słow a jednego z bardzo w ielu listów , któ re p rzychodzą do nas, jak o pro m ien n i goście, niosący siłę i radość, w ielu z w as przyjm ie za sw oje w łasne.
Oto, co w form ie zw ierzeń, pisze m. in. jed n a z Czytelniczek:
„L otos s ta l się d la m n ie czem ś ta k p o trzeb n em , ja k słońce. K iedy p rzy ch odziły b ard zo ciężkie ch w ile życia, k ied y w d u szy z a p a d a ła ja k a ś s z a ra b ezn ad ziejn o ść, b ra ła m do r ą k p ie rw szy lepszy n u m e r tego niezaw o d n eg o m ojego p rz y ja c ie la , z n a jd u ją c w n im zaw sze p o k rzep ien ie n a d u ch u . Po p ro s tu zro zu m ieć n ie m ogę, ja k im sp o so b em zaszły we m n ie ta k ie g r u n to w n e zm ian y k u lep szem u . Gdzie p o d z ia ła się m o ja n ie ch ęć do ludzi, m o ja złośliw ość, m o je d o szu k iw an ie się p rzy cz y n złego w in n y c h , z a m ia s t w so bie? P ie rz c h ły bez ś la d u : m o je ciąg łe rozg o ry czen ia, n ie w ia ra w ow ocność sw ej p racy , n iech ęć do życia. Jestem te ra z s ta le po g o d n a, d la każd eg o m a m ła g o d n y u śm ie c h i s zcze rą życzliw ość.“ ltd . itd.
Czyż ten p ięk n y osiąg nie zbliża k u isto tn e m u szczęściu, jak im jest niczem nie zam ącony spokój w ew nętrzny!
In n y C zytelnik pisze:
„P rzek o n a w szy się n a sobie i g ro n ie m o ich zn a jo m y ch , n a leżąc y ch do zespołu s ta ły c h C zy teln ik ó w „L o to su “, ja k b ard zo d o d a tn i w pływ w y w iera choćby częściow e sto so w a n ie za sad ezo terycznych, s ta r a m się w szędzie, gdzie ty lk o za u w aż ę, choćby m im o w aln ie p o d a tn y g r u n t k u tem u , zach ęcać do p re n u m e ro w a n ia „L o to su “.
I jeszcze in n y list:
„N a u z n a n ie z a słu g u jecie w p e łn i z a ś m ia łą in ic ja ty w ę „ o tw a rty ch o k ie n n a ś w ia t“. Bo p rz e ra ż e n ie w p ro st o g a rn ia n a w id o k sp u sto sz en ia , ja k i fa n a ty z m sieje nao k o ło w d u s z a c h d o ty ch czas św ieżych, ch ło n n y ch , g ib k ich (t. zw. „p lasty czn y c h ") i jeżeli n ie m a ją one tro c h ę w łasn eg o cię
ż a ru g a tu n k o w e g o , o d p o rn o ści i w oli w z a c h o w a n iu zd ro w eg o s ą d u (nie zw aża jąc n a ża d n e gło śn e im io n a w h ie r a r c h ji sto w arzy szeń ) s ta j ą się po p e w n y m czasie a u to k ra ty w n e , ch o d z ą „z n im b em k o ro n y “ n a w y n io słem czole, (jeżeli p rz y ro d a o b d a rz y ła je p ew n em i zdolnościam i...) albo zm ie
n ia ją się w a u to m a ty do w y g ła s z a n ia w ła s n y c h fo rm u łe k . I w reszcie n a k o ń cu b a r d z o d łu g ieg o lis tu z d a n ie: „N iech w dzięczność lu d z k a będzie w a m ja sn y m p ro m ien ie m w ży c iu !“
Cytować w y ją tk i z gorących, serdecznych listó w m ożnaby jeszcze długo, ale nie czas i nie m iejsce po tem u. T ych k ilk a w y
jątków podajem y dlatego, aby piszącym je podkreślić, — że zostały przez n a s p rzy jęte i z ap am iętan e głęboko, oraz, aby ty m w szystkim drogim W spółpracow nikom „L otosu“, k tórzy z dalekiego św ia ta p rzy sy łają n a m ta k ochotnie i bezinteresow nie swe prace, w ykazać, że m ają w dzięcznych i p ełn y ch zro zu m ien ia słuchaczy... Nie w szy
scy m ogą odw iedzać n as i osobiście przeg ląd ać owe listy, niechajże więc n a tej drodze d o trą do nich m iłe echa z szerokich kół Czytel
n ików Lotosu.
R ów nocześnie zw racam y się do w szystkich naszy ch P rzyjaciół
z serd eczn ą prośbą, aby w dalszym ciągu zasilali tek ę re d ak c y jn ą
sw em i cennem i pracam i, oraz zachęcali innych, m ający ch tak że coś
do pow iedzenia, do przyjaznej w spółpracy z nam i. S taram y się po
ru szać n a łam ach L otosu w szystkie zag ad n ien ia, ośw ietlać bodaj pobieżnie w szystkie odcinki i p o la bezkresnych p rzestrzen i wiedzy ezoterycznej. M ożliwem jed n ak jest, że m im o naszych sta ra ń , zo
sta ły p om inięte pew ne problem y, co do k tó ry ch chcieliby się oni w ypow iedzieć, służąc sw ym dośw iadczeniem i w iedzą. Z apraszam y icii serdecznie do w spółpracy. „Lotos" jest i pozostanie w o ln ą tr y b u n ą d la ty ch w szystkich, „którzy nie pozw olili się wtłoczyć w cia
sne ra m y se k ciarstw a, ale p ra g n ąc zachow ać sw obodę przekonań, nie o d stę p u ją od k o n k retn eg o podłoża ro zu m u i dośw iadczenia, p ra cu jąc w k ie ru n k u , ja k i k ażdy u zn ał d la siebie za n ajw łaściw szy“. - . P isa liśm y te słow a w pierw szym zeszycie naszego p ism a w ro k u 1934 i ko n sek w en tn ie stosujem y je aż do d n ia dzisiejszego.
Każdy, k to szczerze p ra g n ie służyć dru g im , znajdzie serdeczne p rzy jęcie w gronie w sp ółpracow ników „L otosu“.
N a zakończenie ślem y w szy stk im C zytelnikom , P rzyjaciołom i W spółpracow nikom naszego p ism a najszczersze życzenia, aby p ro m ien ie „G w iazdy betlejem sk iej“ niosły im szczerą radość, spo
kój i siłę d u c h a we w szystkich tru d n y c h i ciężkich m o m en tach życia. N iechaj życzenia te z o stan ą p rzy jęte tak że przez naszych dalekich, a jakże drogich P rzyjaciół w e F ra n c ji i R um unji, w Au- s tra lji i A m eryce Północnej i Południow ej, i w d alek im Szang
h aju ! P a m ię tam y o W as i sercem jesteśm y z W am i. Miło n am u św ia d a m iać sobie, że po całym n iem al globie s n u ją się sreb rzy ste nici n aszy ch u k o ch an y ch w ysłanników , jak iem i s ą sk ro m n e ze
szyty „L otosu“. D okądże bow iem nie dochodzą one, i jak ic h po
średników u ży w a P rzeznaczenie, aby „d o b rą now inę“ podać dalej!
Oto jeszcze jed e n list, o trzy m an y przed k ilk u dniam i. P a n B.
z G rodna pisze do nas:
„B ędąc za g r a n ic ą w K an ad zie, A m eryce, M ek sy k u , d użo in te re so w a łe m się życiem in n y c h lu d zi. O statn io p rz y je c h a łe m do ziem i o jczy stej, a z so b ą p rzy w io złem je d en n u m e r m ie się c z n ik a „W iedzy D u ch o w ej“*), o f i a r o w a n e g o m i p r z e z p e w n e g o S z k o t a w A m e r y c e , k tó ry . Bóg w ie sk ąd , m ia ł k ilk a n u m e ró w „W iedzy D u ch o w ej“ z ro k u 1934. Z a in te re so w ałe m s ię te rn p ism e m , p o n iew aż z n a la z łe m w n ie m to w szy stk o , czegom d aw n o s z u k a ł“.
0 zacny Szkocie! Niechże i d la Ciebie św ieci jasn o gw iazd a Miłości i P raw d y , k tó rą przybliżyłeś jed n em u z odw iecznych w ę
drow ców św iata... K ażdem u bowiem jest danem być pom ocą w u słu g a ch D obra i każdy m oże bodaj jeden ścieg swój dodać do ogólnej p ra cy ludzkości.
A zaiste szczęśliw i i błogosław ieni są ci, którzy zrozum ieli, że
„św iat po su w a się n ap rzó d n iety lk o m ęstw em bohaterów , ale drob
ną, zap o zn an ą p ra c ą i bezim iennym w ysiłkiem poszczególnych jed n o stek “.
R e d a k c j a .
*) P o d tą n a z w ą w ych o d ził p ie rw szy ro czn ik „L otosu" (przyp. red.).
367
W ikto r Loga (G rudziądz)
Boże Narodzenie w Himalajach*)
Od lat kilkunastu, tj. od czasu, kiedy przypadkiem w p a d ła mi do ręki jak aś fan tasty czn a opow ieść o istnieniu gdzieś, w głębi Indyj, „nadludzi“ , k tó rz y pod w zględem duchow ego rozw oju mieli b y ć o tyle w y żej od przeciętnego Europejczyka, o ile m y sto im y w y żej od H otentotów , nie p rz e sta w a łe m p rz y każdej sp rzy jającej okazji analizow ać głębiej tre ści tej książki.
„F an tazja — fantazją, hiperbola literack a sw oją drogą, ale dlaczego niem a b yć na dnie tro ch ę p ra w d y ? “
Rozw ój ludzkości je st faktem n iezaprzeczonym . Nie je st on i b y ć nie może w szędzie rów nom ierny. Niepokój, w alki n arodow ościow e i socjalne nie sp rz y jają podnoszeniu się k u ltu ry duchow ej.
P raw d a , wielu genjuszów urodziło się w łaśn ie w chw ilach epokow ych zaw ieru ch i przem ian, ale zbiorow ość nie m oże w takich o kresach znajdow ać się w dobrych w aru n k ach dla sw ej ewolucji.
D laczego w ięc faktycznie nie m iałab y istnieć gdzieś na św iecie pew na g a rs tk a ludzi, osiadła od w ieków , zdała od w ojen, rew olucyj, zw ierzęcej w alki o b y t, a b y p rzez sze re g pokoleń w y ro b ić sobie św iadom ie specjalne uzdolnie
nia u m y sło w e?
N aw et w p o zy ty w izm ie i racjonalizm ie w y k sz ta łc o n y E u ropejczyk nie m oże „a priori" odrzucić tej hipotezy.
C zyż w ięc dziw ić się będziecie, Szanow ni C zytelnicy, że, lądując w P o łu dniow ych Indiach, m iałem , m iędzy innemi, i tę u k ry tą m yśl, czy m glistą nadzieję, czy w reszcie p o dśw iadom y plan: n atk n ąć się na człow ieka, p rzy k tó ry m poczułbym się... H otentotem , choćby z u n iw ersy teck im w y k sz ta ł
ceniem ?
O czyw iście, zg ó ry w iedziałem o trudności nie ty le spotkania takiego lub takich „nadludzi“, ile porozum ienia się z nimi... Bo któż, lub co m a słu ży ć jako k ry te riu m p o ró w n aw cze?
Egoizm, zarozum iałość człow ieka, nakarm ionego n aszą w ie d zą form alną, są zazw y czaj w iększe, aniżeli m ęd rca-p ro stak a, k tó ry w każdej praw dzie umie oddzielić p lew y od ziarna, znikom e i p rzelotne od w iecznego, ta k jak p ra w d ziw y a rty s ta szuka „leitm otyw u“ m elodii w „arab esk ach ko n trap u n k ty czn y ch dekoracyj".
Z m yślą w ięc tak ą nie zd rad załem się długo, n aw et p rz y w idzeniu się z lum inarzam i nauki i sztuki w spółczesnych Indyj.
Ale los mi sprzyjał. K iedyś, na przechadzce nad brzegiem oceanu Indyj
skiego, pod Colom bo, na w yspie Cejlon, z przygodnie znajom ym Hindusem, po dłuższej rozm ow ie na tem at w spółczesnej k u ltu ry i w spółczesnych bolą
czek ludzkości u sły szałem takie sło w a:
„Zw iedzasz n asze szkoły, będziesz u R abin d ran ath -T ag o re, chcesz się
*) Z a in te re so w a n y c h o d sy łam y do c y k lu artykułów - tegoż a u to r a p. t. „D u- c h o w e o b l i c z e I n d y j", d ru k o w a n y c h w p o p rzed n ich ro c z n ik a c h „L otosu“.
(Lotos II, s tr. 289, 321, 359, 401; Lotos III, s tr . 12, 44, 121, 134, 250.) P rz y p . red.
zetk n ąć z G andhim ? — All right! To są filary Indii, ale, jak zaw sze, funda
m en ty są w ziem i, w u k ry c iu !“
„Jed ź w Himalaje!... T am są jeszcze sp ad k o b iercy naszych staro ży tn y ch
„riszi“, czyli ludzi, k tó rz y w ucieczce od św iato w eg o zgiełku, ale p o p o z n a n i u go, w skupieniu ducha tw o rz ą sy n tezę w ied zy ". „T ylko nie sądź, że będzie to od ręb n a ra sa lub fak irz y “ . „P o m ow ie ich pro stej i życiu ich prostem poznasz ich“.
„Bo w y , E uropejczycy, Boga szukacie n ad obłokam i, zaś św ięty ch w p ie
czarach, a oni s ą tuż, czasam i bliżej w as, aniżeli p rzypuszczacie sam i.
A i naszem m arzeniem jest nie tylko w y k ąp ać się w Gangesie, choćby raz w życiu, ale też przeży ć, c h o ćb y p a rę tygodni, w Him alajach, w spokoju z a s ta now ić się nad sobą sam ym i nad naszym stosunkiem do W sz e ch św ia ta '.
U p ły n ęły tygodnie od czasu tej przygodnej ro zm o w y z nieznanym mi n aw et z nazw iska H indusem . W iem tylko, że b y ł to człow iek w y so ce w y k sz ta ł
cony. P am iętam , że p rzychodził p raw ie co w ieczó r na w erandę naszego domu w W ellaw a tte p o d C olom bo i godzinam i d y sk u to w ał z innym i H indusam i na tem at Boga, religii, w ied zy i życia w iekuistego... P am iętam , że byli w śró d nich w y z n aw c y brahm anizm u, buddyści, m ahom etanie, syngalezi, tam ile, ben- g a lczy cy , i inni, a jednak o żyw iała ich jakaś jedna m yśl, łą c zy ła jakaś w e w n ę trz n a zgoda.
Mówili długo o ich ostatnim „nadczłow ieku", czy m istyku-w izjonerze, jak b y się w y ra z ił p rz e ciętn y E u ropejczyk — o R am akrisznie, k tó ry przed kilkudziesięciu la ty ro zp o czął duchow e odrodzenie Indyj, p rzede w sz y stk im n a tle jedności religijnej.
B ędąc prostakiem bez w y k sz ta łc e n ia, sta n ą ł on na najw yższym poziomie duchow ego polotu W edar.ty-A dw aity, k tórej z a sa d y streszczają Hindusi w Sed
nem san sk ry ck iem zdaniu: „Ekam s a t v ip ra bahuddha v ad an ti“ (w szystko, co istnieje, je st Jedno. M ędrcy nadają Mu różne imiona).
Pam iętam , że p y ta n o mnie, czy religijnym je st n aró d polski?
P am iętam , że szc z erze się cieszyli, k ied y w spom niałem o specjalnym kul
cie ludu naszego do M atki Bożej.
Zaprow adzono mnie w te d y d o jednej ze szkółek pow szechnych. Na ścia
n ie w isiał o b razek M atki B oskiej z D zieciątkiem Jezus.
„C zy to jest szkoła ch rz eśc ija ń sk a ? “, zap y tałem .
„Nie, to szk o ła hinduska, ale m y czcim y ten n a jw y ż sz y sym bol oddania się i m iłości m acierzyńskiej!...“
P rz e s z ły tygodnie... Ja k w kalejdoskopie p rzem k n ęły obrazy ró żn y ch p rz e ż y ć w M adrasie, Kalkucie, B enares, w Santin ik etan u R a b in d ra n at-T a g o rę : w ielki i m ałe, przyjem ne i p rz y k re , indyw idualne i takie, k tó re ch ciało b y się op ow iadać każdem u rodakow i...
Ale coś ciągnęło dalej i w reszcie sen s ta l się rzeczyw istością.
Znalazłem się w Him alajach, w głębi, w kierunku Nepalu.
Trudno, zaiste, je st opisać m ajestat ty c h n ajw y ższy ch na św iecie gór!
D zikość ich, zaw ro tn a w ysokość. W dolinie, w podzw rotnikow em słońcu — bujna roślinność, a tuż — śnieżne szczy ty i lodow ce, stanow ią k o n tra sty , nie
zn an e gdzieindziej w górach.
Nie to jednak b y ło źródłem atrak cji. D otarłem do pew n eg o „K utiru“ , czyli schroniska górskiego, gdzie w oddaleniu od św iata i ludzi ż y ła gru p a ascetów - w e d an ty stó w .
Pozw olili pew ien czas zam ieszkać u siebie, c o przypom niało mi p rz y k rą odm ow ę w analogicznym w y p ad k u chęci z atrz y m an ia się w p ew n y m k la sz to r
n y m budynku w S artenach, na K orsyce. Nie p y ta ją o m o ty w y p rzy b y cia. Nie m ają nic do uk ry w an ia. C zy sto ść ży cia pod każdym w zględem , w e g eta ria nizm , p raca rę c zn a , pom oc bliźnim w m oralnej lub fizycznej potrzebie, m e d y tacja, lek tu ra — oto tło widow ni, zew nętrzne. Co się dzieje w duszy ich, jakiem i potencjam i woli, sko n cen tro w an ej myśli, j a s n o w i d z t w a , tele
patii i leczenia ro zp o rząd zają oni — któż dociecze? O tern się nie m ów i, o to nie ośmieli się nikt spytać!
Ale sk ąd faktycznie p rzy szła i gdzie b y ła znana, jeszcze p rzed odkryciem radu, jedność m aterii i energii, jeśli nie w Indjach? S k ąd już obecnie w iedzą oni, że m yśl je st te ż pew nym rodzajem energji, k tó rą w k ró tc e będziem y p rze
syłali na odległość, jak p rz e sy ła m y obecnie fale z nad aw czy ch ra d io sta cy j?
G dzież w reszcie już dzisiaj po trafią c zy tać n a jsk ry tsz e m yśli czło w iek a?
P raw d a i m y c zy tam y często z oczu dziecka, bez porozum ienia języko
w eg o ; znam y jego p o trzeb y , bo sam i je przeżyliśm y. L ecz jeśli tak, to p raw d ą test, że ci b racia nasi są braćm i starszy m i, że m ogą rozum ieć nas tak, jak m y ludzi pierw otnych...
Zbliży! się o kres ś w ią t Bożego N arodzenia 1933 roku. H im alajska grupka zak o n n ik ó w -w ed an ty stó w , w ie rn a idei Jedynego-N iew ypow iedzianego, a m a
jącego ró żn e postacie i imiona, w iern a wizji p rz y szłe g o zjednoczenia ludzkości
— zap rag n ęła uczcić d atę urodzin B ożego D zieciątka.
C zy sam o zw ań cze? Nie wiem!
W ieczorem , 24 grudnia, zapalono pochodnie poza „K utirem ". G rupka z asia
d ła w kole.
N astąpiły pienia w języku sanskryckim , potem n au k a w języku angielskim 0 Jedności Życia, na tle któ reg o s ta ją się zrozum iałem ): p o trzeb a m iłości bliź
niego, w spółczucie dla zw ierząt, um iłow anie ś w ia ta roślin.
C zy to u k ry ty p an teizm ? — nie w iem ! — Niech o tern sąd zą filozofowie 1 teolodzy.
P o nauce dzielono i rozdano ow oce dla w spólnego spożycia...
W ia tr ze śnieżnych szczy tó w him alajskich o b n iży ł rap to w n ie tem p eratu rę.
G w iazd y na przeczy stem ciem no-błękitnem niebie św ieciły blaskiem n ad
zw yczajnym .
Na tle gór, na tle ś w ia tła arch aiczn y ch (uczyw -pochodni g rupka tych postaci, u b ran y ch w ró żow o-pom arańczow e togi, w y d a la się w izją nie z tego św iata...
Jak ż e b y się chciało dziś, w now ą rocznicę, p rz e sia ć d ro g ą ducha tym dalekim p rzyjaciołom tę cu dow ną n aszą polską melodję i te uniw ersalne, pełne głębokiej p ra w d y sło w a a n ty te z y :
„Bóg się rodzi — m o c truchleje, P a n N iebiosów — obnażony...
Ogień krzepnie — blask ciemnieje, M a granicę — Nieskończony...
K- Chodkiewicz (Lwów).
Dziwy instynktu
W roczniku II-gim Lotosu, w a rty k u le pt. „D usza zbiorow a“ zajm ow aliśm y się szeroko zagadnieniem duchowej stro n y b y to w an ia św iata zw ierząt. S ta rałem się w y k azać tam praw dziw ość oku lty sty czn ej tezy o duchu c zy duszy zbiorow ej w odróżnieniu od ducha indyw idualnego, k tó ry ożyw ia poszczególne ciała ludzkie. Jak o dalsze dow ody istnienia tego w łaśnie ducha zbiorowego, jak o kierow nika duchow ego całych grup fizy czn y ch z w ierzą t — podam poniżej szereg now ych przykładów .
Zniżam y się aż do św iata owadów. Jed en z przyrodników opisuje fakt n a stę p u ją c y 1) :
„C iekaw e i d ziw n e w id o w isk o w ęd ró w ek ow adów u d a ło m i się zao b serw o w ać n a w y b rzeżu w D ębku w czasie od połow y lip ca do p o ło w y s ie rp n ia 1934. M ała ta o sad a r y b a c k a , w tu lo n a w s a m k ą t m ięd zy m o rz em a g ra n ic z n ą n a zachodzie rz e c z k ą P ia ś n ic ą , p rz e p ły w a ją c ą przez zn a n e a n a jw ięk sze z p o m o rsk ic h , jezioro Ż a n n o w ieck ie, le tn is k o jeszcze n ie o ficjaln e, ale d la teg o w ła śn ie n ajcich sze i n a j
sw o b o d n iejsze, je s t d la ty c h sw o ich za let le tn ią s ie d z ib ą lu d zi n a u k i. Dzięki te m u , ś w ia d k a m i o p isan eg o tu z ja w is k a s ą liczne p o w ag i p olskiego ś w ia ta n a u kow ego, co zg ó ry w y k lu cz a n a jm n ie js z e choćby n ie d o w ie rz a n ie wzgl. po m ó w ien ie m ię o n ieszczerość lu b fa n tazy jn o ść.
„B yło to 17 lip c a 1934, w p o rze p o łu d n io w ej. P rz y nieb ie czy stem d ą ł w p ro st z p ó łn o cy w ia tr g w ałto w n y . Dygocąc z zim n a u ciek łem z k ą p ie li i z tru d e m w c ią g n ą w sz y w y d z ie ra n ą m i w ciąż p rzez w ia tr koszulę, sko czy łem k u m orzu, by w y p łu k a ć try k o ty . I tu s ta n ą łe m ja k w ry ty ! W szędzie p ia se k n a lin ji zasięgu fa l c z erw ien ił s ię w ąsk iem , zy g z ak o w a łem p asm e m , ja k g d y b y k rw i. W liczn y ch m ie js c a c h p a s m a te b y ły p o d w ó jn e a n a w e t p o tró jn e. Z d u m ien ie o g arn ęło m n ie te rn w iększe, g d y u k lą k n ą w s z y n a p ia s k u celem z ro z u m ie n ia is to ty ow ych czer
w o n y ch p ręg , p rz e k o n a łe m się, źe poch o d zą one od m n ó stw a, p rzew aż n ie żyw ych, b i e d r o n e k s i e d m i o k r o p e k , za rz u c a n y c h z m o rz a z k a ż d ą n ad c h o d zącą fa lą n a p ia se k n ad b rze żn y . S zed łem w zdłuż b rzeg u — w szędzie to sam o. Później stw ie rd z iłe m , źe ow e czerw one p a s m a ciąg n ęły się d alek o p o z a g ra n ic ę n ie m ie ck ą n a zachód, n a w sch ó d zaś aż p o za K arw ję (przeszło 11 km ), tj. w zd łu ż całej lin ji p rzy b rze żn y ch w y d m lo tn y c h , p o ro sły ch tra w a m i (a m m o p h ila a ve n a ria i g ru b sza z n a lo te m n ie b ie s k a w y m E ly m u s a ven a riu s).
„B yły to, ja k w sp o m n iałem , b ie d ro n k i s ie d m io k ro p k i (coccinella sep te m p u n c- la ta ) o s k rz y d ła c h czerw onych, czarn o n a k ra p ia n y c h , z n ie w ie lk ą p rzy m ieszk ą m n ie jsz y c h nieco b ie d ro n ek c z te rn a sto k ro p k o w y c h (calvia q u a ttu o rd e cim g iitta ta ).
„O w ady p ły n ą c e jeszcze z w o d ą leżały n a n ie j b rz u s z k a m i do g ó ry n a s z e r o k o r o z p o s t a r t y c h o k r y w a c h s k r z y d e ł . P a tr z ą c n a to z ro z u m ia łe m n iezw y k ło ść f a k tu : otóż b ied ro n k i, ja k o o w ad y s to su n k o w o ciężkie i o sk rz y d ła c h n ap e w n o z a sła b y c h do o d bycia w ęd ró w k i p rzez m o rze w p o w ietrzu , k ł a d ł y s i ę , p o w ied z m y — rz u c a ły się n a w odę n a w z n a k , u trz y m u ją c się n a nie j n a d o sk o n ale s p e łn ia ją c y c h ro lę łódek tę g ich o k ry w a c h ch ity n o w y ch . B ie
d ro n k i w y rz u c a n e n a brzeg, p rz e w ra c a ły się n a ty c h m ia s t g rz b ie te m do góry, z a m y k a ją c o k ry w y s k rzy d eł i w alcząc z p o d m u c h em w ia tru g ra m o liły się co sił n a te re n coraz stalsz y .
„P o ją w szy rzecz ca łą, począłem szu k ać p rzy czy n y , k tó r a zw ab iła je z d a le k ic h s tr o n 1) n a n asze w ybrzeże. P rz y p o m n ia w sz y sobie, źe b ie d ro n k i żyw ią się m szy cam i i że d la teg o w ła śn ie lu d n a z y w a je, ja k o p raw d ziw e d o b ro d ziejk i u p raw -
') F. Teodorow icz, D od atek lite ra c k o n a u k o w y I. K. C. V I11/37.
2) J a k stw ierd zo n o , z p o łu d n io w y c h w y brzeży Szw ecji.
n y ch pól, „bożemi k ró w k a m i“, ru szy łe m k u w ydm om . P ie rw s z a z a ra z p o d d a n a o b serw acji k ę p a w y d m u c h r z y c y p rz e k o n a ła m n ie o tra fn o ści m ego d o m y s łu , w szy stk ie jej liśc ie były bow iem od sp o d u ja k b y o b lan e m n ó stw em d u ży ch zielo n y ch i m a ły c h c z arn y ch m szyc. Z rew id o w aw szy w iele ta k ic h k ęp , z n a la z łe m w szędzie to sam o i w ted y zro z u m ia łe m og ro m in w az ji b ie d ro n ek : n a b iłjo n y m szyc, m ilja r d y ich tępi cieli — ró w n o w a g a z a te m w p rzy ro d zie i w ty m w y p a d k u u tr z y m a n a ! “
W dalszych w yw odach stw ierd za jeszcze autor, że zjaw isko ow ych m or
skich p odróży biedronek ze Szw ecji do Polski po w tarzało się w ów czas w Dąbku za k ażd y m silniejszym w iatrem północnym do połow y sierp n ia; ustała z chw ilą, gd y n a l i ś c i a c h w y d m o w y c h t r a w b r a k ł o m s z y c .
P rzy k ła d drugi. P szczelarzo m , k tó rz y dużo c zasu pośw ięcają pasiece, zn an y je s t fakt, że o ile w pniu stanie się jakiś p rz y k ry dla pszczół w ypadek, z k tó ry m sam e nie m ogą się uporać, to z pnia takiego p rzychodzi jedna, czasem dw ie lub trz y pszczoły do p szczelarza i la ta jąc m u p rzed oczam i a przy tem w y d ając głos c h arak tery sty c z n y , jękliw y, tj. po d w y ższając ton i zniżając go, s ta ra ją się zw rócić na siebie uw agę sw ego g ospodarza. P szczo ła ta k a siądzie chętnie na policzku lub też na nosie, chwilkę posiedzi, z la tu je znow u i k rążąc to w a rz y sz y p szczelarzow i w jego w ędrów ce po pasiece. T rzeb a w y traw n eg o p szc z elarza ażeby rozeznał pszczołę a ta k u jąc ą od tej, k tó ra pozornie id entycz
nie się zachow uje, jednak nie p rzy szła do p szczelarza w celu stoczenia z nim w alki, lecz z prośbą o pomoc i ratunek. K onkretny taki w y p ad ek opisuje nam prof. d r J. Tom kiew icz1):
„K iedy sw ego czasu, jeszcze w B ydgoszczy, z a k ła d a łe m u sieb ie pasiek ę, m a ją c za led w ie k ilk a rojów , p rz e g lą d a łe m je często i z n a łe m je n a jd o k ła d n ie j.
Z d a rzy ło się p ew n eg o ra z u , że gd y w stęp o w ałem do p a sie k i, k tó r a s ta ła zaled w ie 0 p a rę k ro k ó w od d rzw i d om u. p rzy lecia ły do m n ie n a ty c h m ia s t d w ie pszczoły 1 z c h a ra k te ry s ty c z n y m b rzęk iem d e m o n stro w a ły m i koło oczu. P o czątk o w o n ie z w ra c a łe m n a to u w agi. S ądząc, że ty lk o a ta k u ją , d ałem p rzy w ejściu do o g ro d u ow ocow ego je d n ej z n ic h k la p s a i za u w aż y łem , że u s ia d ła n a lis tk u gałęzi. Gdy m oże po d ziesięciu m in u ta c h w racałem , za u w aż y łem , że sied zi ta m jeszcze, je d n a k w ty m m o m en cie d o stałem od n ie j ż ą d łe m w oko, poczem znów d w ie pszczoły zaczęły k rą ż y ć kolo m n ie.
„To m n ie ju ż z a stan o w iło i w m y śli za cząłem p rzech o d zić pokolei w sz y stk ie g n ia zd a, czy w k tó re m ś n ie m ogło zajść coś d la pszczół groźnego, czegoby sam e n ie zd o łały u s u n ą ć . R o zm y ślają c d o szed łem d o p n ia , k tó re m u d zień p rzed tem w k leiłem g o to w ą robotę, o b w iązaw szy ją w y jątk o w o z a m ia s t n ic ią b a w e łn ia n ą , z w y k łą ln ia n ą . O d razu n a s u n ę ła m i się m yśl, że p raw d o p o d o b n ie p la s te r te n się o b erw ał i pszczoły p rzy g n ió tł a s tą d ich zan iep o k o je n ie i w zy w an ie r a tu n k u . O tw ie ra m u l i w idzę cały szereg pszczół w iszący ch n a w łó k ie n k a c h w y szarp y - w an ej p rzez n ie nici ln ia n e j. Jed n e były ju ż m a rtw e , u d u siw sz y się w zw o jach w y sz a rp y w a n y c h w łó k ie n ln ian y ch , k tó re p o o b w ijały im s ię n ao k o ło ciała, in n e w alc zy ły ze ś m ie rc ią . P o p rz e c in a łe m n ić n a ty c h m ia s t, k a w a łk i w y cią g n ąłem , pszczoły jeszcze żyw e zw o ln iłem z p o p lą ta n y c h w łó k ien a m a rtw e u su n ąłe m .
„Po z a m k n ię c iu p n ia dłu g o jeszcze p rz e c h a d z a łe m się po p asiece, lecz ża d n a pszczo ła n ie zw ró ciła ju ż n a m n ie u w ag i.
„O cóż ch odziło? Gdyby p la s te r był u m o c o w a n y n ic ią b a w e łn ia n ą , o k r ó t
szych, słab szy c h w łó k n ac h , ja k się to ro b ić p o w in n o , to pszczoły, p rzy m o co w u jąc p la s te r do ra m k i, b y ły b y ją z d o ła ły po ciąć i w y rzu cić bez tr u d u , ja k to zw y k le czynią. Z siln e m i w łó k n a m i n ic i ln ia n e j n ie m ogły sobie d ać ra d y , s tą d w zy w a n ie r a t u n k u .“
A te ra z zejdziem y jeszcze niżej, bo aż do św iata gąsienic. Znają czytelnicy
*) O b serw acje n a d in te lig e n c ją pszczół.
dużego ow ada zw anego koziorogiem .4) O w ad ten lągnie się z poczw arki b y tu jącej w głębi dębu i mimo swej pozornej tęży zn y za słaby jest, żeby własnem i siłam i w y d o stać się z drzew a. O bow iązek p rzy g o to w an ia mu w yjścia spada z atem na gąsienicę. O tóż pod w pływ em jakiegoś przeczucia, które dla p rz y rodników je st niezgłębioną tajem nicą, gąsienica opuszcza bezpieczne schro
nienie we w nętrzu dębu, sw ą n iezdobytą tw ierdzę i p rzesuw a się nazew nątrz, gdzie p rzebyw a jej odw ieczny w róg dzięcioł, p o tężn y m swym dziobem kujący korę dębu i poszukujący gąsienice w n adrążonych k o ry ta rz a c h . Z narażeniem ż y cia d rą ż y i św idruje uparcie aż do sam ej k o ry , z k tórej pozostaw ia zaledw ie cienką w arstew kę, jak o słabą zasłonę. N iekiedy otw iera n aw et całe okno!
Oto je st otw ór, k tó ry m m a się w y d o stać kozioróg. O w ad będzie m usiał pod- piłow ać tylko nieco zasłonę końcam i żuw aczek i u d erzy ć w nią czołem, aby ją w ybić; jeśli zaś okno będzie o tw arte, co często się z d arza — nic m u już nie pozostanie do roboty.
Po zabiegach w przew idyw aniu przy szło ści — pow iada J. H. F a b re — n astępują zabiegi dla chwili obecnej. G ąsienica, otw arłszy okienko prow adzące na wolność, cofa się na pew ną głębokość do sw ego chodnika i z boku drogi w iodącej do w yjścia d rą ż y sobie na o kres p o czw arczy kom orę, schronisko w spaniale urządzone i zab ary k ad o w an e. J e s t to p rzestro n n a w nęka w postaci spłaszczonego elipsoida długości do 100 mm. Dwie osie poprzeczne różnią się od siebie, poziom a m a 25—30 m m , pionow a iiczy ich zaledw ie 15. Ten w iększy w y m iar m ieszkania w kierunku osi poprzecznej d ojrzałego ow ada, daje mu m ożność swobodnie p o ru szy ć nóżkam i, kiedy nadejdzie chw ila w yłam yw ania k a ry k a d y , co byłoby niemożliwe, gd y b y kom ora b y ła ciasn a i ściśle dopaso
w an a do w ielkości poczw arki...
O statni p rz y k ła d je st m oże najciekaw szy. P o d aje go F. K ow alski.1) Otóż jedząc śliwki znalazł on w jednej ładny okaz g ąsienicy m ola owocowego. Chcąc z tej gąsienicy o trz y m a ć m o ty la, w łożył ją w raz ze śliw ką do pudełka od z ap a łek, pudełko staran n ie zam knął i położył w szafie. P o kilku ty g o d n iach w yjął pudełko i przek o n aw szy się, ż e je st szczególnie zam knięte i że w szy stk o jest w porządku, o tw o rzy ł je w nadziei znalezienia w nim m otylka. Jed n ak znalazł w pudełku ty lk o zeschniętą śliwkę, oprzęd, w k tó ry m p oczw arka spoczyw ała, skórkę g ąsienicy po o statn im w ylenieniu się, chitynow ą powłokę poczw arki, dow odzącą, że przepoczw arczenie odbyło się należycie, ale z m o t y l a a n i ś l a d u . C zyżby ktoś niepow ołany otw o rzy ł pudełko? U w ażne oględziny w y
k a za ły na szp arze pudełka białą, okrągłą plam kę. P lam k ą tą by ł ok rąg ły otwór, w y g ry zio n y p rzez gąsienicę, w połowie pod, a w połowie nad s zp a rą i zasn u ty jed w ab isty m m ateriałem , z k tórego sk ład ał się cały oprzęd. T ę d y u c i e k ł m o t y l .
P rz y stą p im y te ra z do kolejnego rozbioru ty c h przy k ład ó w z punktu wi
dzenia h ip o tezy d u s z y zbiorow ej. T eza ta p rzyjm uje, że u zw ierząt jeden duch nie ożyw ia jednego fizycznego ciała tak, ja k u ludzi, ale że ta k powiem, m en
taln ą stro n ę całej g ru p y z w ierzą t stanow i jeden duch, k tó ry posługuje się tą 4) N a cie k a w ą tę stro n ę ży cia ow ad ó w zw ró cił p ie rw szy u w ag ę fra n c u s k i ento m o lo g J. H. F ab re , z k tó reg o k siąż k i p . t. „D ziwy in s ty n k tu u ow adów i p a j ą k ó w “ p o d aję te n p rz y k ła d . K siążk a b ard zo ciek aw a, a w n io sk i p ra w ie że zgodne z te zam i o k u lty sty c z n e m i w ty m k ie ru n k u .
‘) A r ty k u ł: „Czy o w ad y m y ś lą “.
g ru p ą ciat tak, jak indyw idualny duch ludzki posługuje się jednem sw em ludz- kiem fizycznem ciałem . Zatem np. stad o gęsi je st kierow ane jednym duchem zbiorow ym , k tó ry p o ru sza tem i gęsiam i tak, jak m y p o ru szam y n aszym i pal
cam i i członkam i. To, że stracim y jeden c zy kilka palców, nie pow oduje śm ierci całego organizm u i identycznie u ducha zbiorow ego śm ierć kilku organizm ów , nie p rz e sz k a d za dalszem u bytow aniu tego organizm u zbiorow ego, jakim je st stad o c zy grupa. Zbiorow y ten duch zb iera dośw iadczenia od poszczególnych z w ierzą t i w zbogaca tein sw oją świadom ość, nab ierając coraz w iększego do
św iadczenia i przek azu jąc je w szystkim następ n y m zw ierzętom , k tó re ożyw ia.
Jak się zatem w tern świetle p rzed staw ia sp raw a w ędrów ek biedronek?
B iedronki ży jące na południowem w y b rzeżu Szw ecji, odległem od brzegu polskiego około 200 km, wiedzą, że na polskiem w ybrzeżu rozm nożyły się m szyce, w y b ierając dzień, w któ ry m w ieje w iatr o odpow iednim kierunku, pow ierzają się tem u w iatrow i i częściow o lecąc a częściowo p ły n ąc dobijają do sm akow itej u czty. W ęd ru ją ich m iliard y . Z chw ilą zniknięcia m szyc — u s ta ją te ż i w ędrów ki biedronek.
Jak fakt ten potrafi w yjaśnić p rzy ro d n ik , nieuznający istnienia ducha zbio
row ego? Złoży w szy stk o na ten ta k w ygodny „in sty n k t“ i sp raw a załatw iona!
C iekaw e tylko, skąd k ażd a biedronka wie, na podstaw ie teg o in sty n k tu , że 0 200 km za m orzem rozm nożyły się m szy ce i kiedy n ależy ru sz y ć w drogę, b y dolecieć c zy dopłynąć do tego b rzeg u ?! 1 ja k to pokolenie biedronek, które zginęło w jesieni n a polskim brzegu, przek azu je ten in sty n k t ty m biedronkom , k tó re w n astępnym roku urodzą się w S zw ecji?! T ym czasem jeśli przy jm iem y istnienie ducha zbiorow ego, k tó ry u ow adów ożyw ia m iliony eg zem p larzy tego gatunku — sp ra w a p rzed staw ia się całkiem pro sto . D uch ten na m ocy do
św iadczeń wieków wie, kiedy i jak m a w y sy łać to sw oje fizyczne ciało, jakiem są m iljony biedronek, na polski brzeg na poszukiw anie żyw ności i je st k ie row nikiem i przew odnikiem całej w y p raw y , znając te re n i w arunki w ypraw ie sp rzy jające. Może naw et je st w pew nym kontakcie z florą ty c h terenów 1 w ten sposób pow iadom iony je st o pladze m szy c n iszczących rośliny. Nie tw ierdzę n aturalnie, że ta k je s t n ap raw d ę — sta ra m się ty lk o w ykazać, że hipoteza o k u lty sty czn a tłu m aczy n am jednak tę w ędrów kę naro d ó w — ty m czasem p rz y ro d n ic y stoją p rzed tą zag ad k ą całkiem bezradni.
P rz y k ła d d rugi je st znacznie ciekaw szy, bo św iadczyłby już o zupełnie św iadom em działaniu ducha zbiorow ego ula. Ul m usim y tu uw ażać z a fizyczne ciało jednego ducha zbiorow ego, ty lk o inaczej zbudow ane, ja k n asze ciało, bo m ające kom órki luźne, niezw iązane fizycznie. P o szczeg ó ln a pszczoła je st ta k ą w łaśnie kom órką. O pszczołach i organ izacji ula pom ów im y k ied y ś osobno.
Na p odanym p rzy k ład zie widzim y, że duch u la w chwili k a ta stro fy grożącej ulowi, w y sy ła kilka sw ych kom órek do opiekuna ula z prośbą o n aty ch m iasto w ą pom oc. Bo czy ż m yśl tak a pow staćby m ogła indyw idualnie w m aleńkim m ózgu pojedynczej p szczo ły ? Ja k to w y tłu m aczy ć fizjologicznie, jeśli od m ózgu „m yślącego“ w ym aga n auka odpow iedniej objętości i zróżnicow ania poszczególnych zw ojów ? G dy się o bserw uje pszczo ły w ra c ają c e z łąki do ula, jak one cudow nie i szybko tra fiają w o tw ór w ejściow y s w e g o ula, jak w pa
d ają w eń niby kula karabinow a — nie m ożna się oprzeć w rażeniu, że tw orzą one organiczną całość w y rzuconą ty lk o chw ilow o poza ul i ściąg an ą do niego zpow rotem . T a k jak b y k to ś piłkę n a gum ce rzucił w dal i ściągał zpow rotem do ręki. A czy ż z re sz tą inaczej da się w y jaśn ić w zorow a dy scy p lin a ula, pod
porządkow anie się i podział p ra c y i zupełne poddanie się jak iejś woli w yższej, kierow niczej, regulującej tok ży cia i p ra c y w ulu. Jeśli przy jm iem y istnienie ducha zbiorow ego ula, w szy stk ie te objaw y d ad zą się łatw iej w ytłum aczyć i nie zdziwi n as to, że dośw iadczony duch teg o u la w zyw ał opiekuna pasieki na pomoc. O ciekaw ym św iecie pszczół, m rów ek i term itó w pom ów im y kiedyś osobno.
A te ra z , czego nas nau czy ła ta gąsienica kozioroga, ten kaw ałek je lita bez n arząd ó w zm ysłow ych, św iadom ości, pam ięci i w szelkich innych, n aw et n a j
niższych w ładz psy ch iczn y ch ? T a gąsienica z ta k m arnem i w ładzam i zm ysło- wemi m usi n a s głęboko zastan o w ić swem jasnow idzeniem . W ie ona, że p rz y szły ow ad nie p o trafi u torow ać sobie drogi p rzez tw a rd e słoje dębiny — ted y d rą ż y tę drogę kosztem w łasnego bezpieczeństw a. W ie, że ow ad niem ógłby się obrócić w kom orze a w ięc u k łada się do snu poczw arczego z głow ą o p artą 0 w rota. W ie, jak delikatne je st ciało poczw arki i obija kom orę puchem z d rz e wa. G ąsienica ta, ten k aw ałek jelita, postępuje tak, jak b y w iedziała, jaka będzie p rzyszłość. Skąd wie ona o tern? C hyba nie z dośw iadczenia zdobytego p rzez zm y sły ?! „C o w ie ona o świecie zew n ętrzn y m “ — p y ta J. H. F a b re —
„ty le ile w iedzieć m oże kaw ałek jelita. W podziw n as w praw ia ta pozbaw iona zm ysłów isto ta! Szkoda, że z rę cz n y logik, zam iast w ym yślić posąg w ąch ający różę, nie o b d arzy ł go raczej jakim ś instynktem . Jak że prędko doszedłby do wniosku, że zw ierzę — zalicz a ją c tu tak że człow ieka — poza w iedzą zm ysłow ą, posiada jeszcze stro n ę psychiczną, pew ne przeczucie w rodzone, nie zaś n a b y te !“
G enjalny p rzy ro d n ik tra fia tu w sedno. Jasnow idcze zdolności liszki kozioroga nie m ogą być n ab y te a m uszą b yć w rodzone. Zatem i ow a liszka m a sw ą duchow ą stro n ę ży cia. T ylko, że p rz y zw ierzętach w yżej zorganizo
w anych m oglibyśm y (biorąc m a te rja listy cz n ie ) tę duchow ą stro n ę doczepić od biedy do ich w yżej zo rganizow anego m ózgu — tu zaś i to je st niem ożliwe, bo u liszki o czem ś w ro d zaju m ózgu niem a praw ie m ow y i praw dopodobnie h ip oteza ducha zbiorow ego gatu n k u koziorogów , k tó ry od w ieków zb iera do
św iadczenia p rzez poszczególne osobniki teg o gatunku i kieruje ich życiem 1 przeobrażeniam i — będzie tu najb ard ziej odpow iadającą rzeczyw istości!
W przy k ład zie o statn im m usim y się n ajpierw zastan o w ić n ad przebiegiem całego zajścia. G ąsienica d o jrzała, w y lazła ze śliwki i zrobiła p rzeg ląd swego siedliska, szukając odpow iedniego m iejsca do p rzepoczw arczenia się. P r z e konaw szy się, że je st zam knięta, m usiała chyba pom yśleć n a stę p u ją c o : „Do
b rz e tu i bezpiecznie, a le co będzie potem . Jak o m o ty l nie będę m iała zębów, g d y ż stra c ę je po ostatn iem lenieniu się, nie będę te d y m ogła p rz e g ry ź ć ściany pudełka i zginę m arnie w tern więzieniu. Zatem trz e b a u ży ć żuw aczek, jak długo je m am .“ Zrobiła te d y oprzędow ą kolebkę tuż p rz y szp arze pudelka, w y g ry z ła otw ór i zasn u ła go jedw abiem , bo nie u w ażała za potrzebne w yłazić z pudełka, gdzie jak o p o czw ark a m iała doskonały schron. D opiero m otyl odchylił jedw abną zasłonę otw oru, w yfrunął na w olność a sp rę ż y sta zasłona zam knęła otw ór zpow rotem tak , że go p raw ie nie m ożna było zauw ażyć.
I c zy nie je st to rzecz zd u m iew ająca? T u już nie m ożna tego faktu w y jaśnić in sty n k tem czy pam ięcią biologiczną, jak u liszki kozioroga, bo poło
żenie g ąsienicy było całkiem w yjątkow em , takiem , z jakiem się gąsienice n o r
m alnie w n a tu rz e niesp o ty k ają. N iektórzy p rz y ro d n ic y chcą w y gryzienie otw oru tłum aczyć łaknieniem tlenu, ale zdaniem innych bad aczy tłum aczenie 375
to nie w y trzy m u je k ry ty k i, bo pudełko od zapałek, n aw et zam knięte, m a dość szp ar, p rzez k tó re pow ietrze w chodzić m oże do środka M usim y tu p rzy jąć, źe gąsienica d ziałała z rozm ysłem , z m yślą o p rzyszłości po rozpoznaniu sy tu acji, w jakiej się znalazła. A że tru d n o p rz y ją ć , by ten „k aw ałek jelita"
m ógł m yśleć — zatem m usiał za niego m yśleć kto inny, tj. duch zbiorow y tego gatu n k u ow adów.
C zego nas nau czy ły te c z te ry p rz y k ła d y , jeśli p o p atrzy m y na nie z punktu w idzenia ducha zbiorow ego z w ierzą t? P o k a z ały nam , że duch ten prow adzi życie odmienne, ja k gru p a duchów, k tó re obecnie b y tu ją w ciałach ludzkich.
Idzie on n a ra zie po innej linji rozw oju. W y p ełn ia zbiorow e fizyczne ciało, zło
żone z pew nej ilości eg zem p larzy danego gatunku z w ierzą t i w tej grupie ciał zb iera dośw iadczenia życiow e z pokolenia na pokolenie, postępując tą drogą co ra z w yżej w rozw oju. W sz y stk ie dziw y in sty n k tu , z k tó ry m i przy ro d n icy nie m ogą sobie dać ra d y , są św iadom ym i psy ch iczn y m i p rzejaw am i ducha zbio
row ego n a planie fizycznym . P rz e k ra c z a już n aw et czasem ra m y teg o „in
sty n k tu “ i w ykonyw a poszczególne działania, o p arte ju ż na p o d staw ach m yślo
w ych — ja k to w idzieliśm y w ostatn im p rzykładzie.
Ten sam duch zbiorow y je s t im pulsem rozw oju i ro zro stu gatunku i on, gd y się „ ze sta rz e je “, p rz e sta je ożyw iać fo rm y fizyczne sw ych grup. G atunek s ta rz e je się w tedy, p rz e sta je się rozm nażać i zam iera, a duch przechodzi w nowe, w y ż sz e form y, w zgl. ja k to m a m iejsce u z w ierzą t w y ższy ch (np. do
m ow ych) w yłam uje się ze sfe ry zbiorow ej i osiąg a indyw idualizację, ożyw iając już ty lk o jedno fizyczne ciało. Pisałem z re sz tą o tern szerzej w arty k u le pt. „In d yw idualizacja z w ierzą t“. W ogóle studium d u szy zw ierzęcej i p rz e m ian, jak im ona ulega, rzu ca ciekaw e św iatło n a różnorodność d róg inwolu
cy jnych, tj. zstępow ania ducha w m aterię. K ażda z tzw . „fal ż y cia “, tj. różnych grup duchów oży w iający ch m a te rię , idzie inną, odrębną drogą, ale każda z uporem i nad zw y czajn ą cierpliw ością posuw a się w górę po szero k iej spirali ew olucji pow szechnej ku jakiem uś dalekiem u celowi, k tó reg o u m y sł n asz pojąć i zrozum ieć n arazie nie je st w stanie.
S k r z y d e ł! . .
Oto staje p rzed Tobą k o rn y — ale śm ia ły, sla b y — lecz gotów piąć sie na n a jw y żs ze s z c z y ty , z m ro kó w ku św iatłu biegnący uparcie
i nieprzerw anie...
W o la — m e im ie!
T y ś sam m i zezw o lil porwać za m ie cz woli:
ram ie nie zw iśn ie pod jego cięża rem !
T y ś m i nakazał w ziąć m io t — m ia żd ży ć tańcach, k tó r y m m e s to p y sk u te i skrw aw ione.
T y ś s k r zy d ła obiecał, b yłem sięgnął po nie w c z y s ty m pragnieniu słonecznego w zlotu.
376
Z am knąłem stronę życ ia , na któ rej niewola, słabość i fatum śm ierci w ypisane!
D ziś — zrzu ca m z siebie ła chm any wcielenia...
D ziś — na zd o b ycie M o cy sie p o ryw a m i... N ieśm iertelności!
Jam — w o ln y!... O d w ieczn y!
T y w iesz, żem w zg a rd ził osobista chwała;
w iesz, ż e im w iększa o b d a rzy sz m nie m oca — tc m korniej sch y lę p rzed T w y m M a jesta tem glow e m a. Panie.
I ja ko dziecie, obdarzone berłem, czcić bede w berle Tw ó j dar, wole Tw oja, która w godzinie ka żd e j m o żesz m i odebrać.
W ie c m i rzu ć płom ień w serce — b y kochało i dłoń m a uzbrój w rękaw icę stali,
a w m ózgu zapal pochodnie w szech w ied zy!...
I w iej w m e ż y ły krew N IE ŚM IE R TE LN O ŚC I!
Oto ja sta je p rzed Toba p o ko rn y — le c z czołem gotów d o tknąć stropu niebios!
Ja, duch o d w ieczn y, nie zn a m pet p rze strzen i!
Z planeta-bratem m kne w za w ro tn y m biegu po nieskończonej spirali w szechśw iata.
W y z w o lo n z m usu ziem skieg o pełzania, w id zę w m ej Ziem i p y ł — a w p y le m gław ic ro d zeń stw o moje...
S k rz y d e ł, sk r zy d e ł, P a n ie! A rtibo.
R om an J ó z e f M oczulski (W a rsza w a )
Różokrzyżowcy
ich^historja, organizacja oraz ideologja
8. C iąg dalszy.
W ty m krótkim p rzeg ląd zie now oczesnych ruchów ezo tery czn y ch nie m ożem y pom inąć rów nież i T o w a rz y stw a Teozoficznego. Choć obce pocho
dzeniem w stosunku do różokrzyżow ców , s ta ra ło się ono niew ątpliw ie naw ią
zać niektóre p rz e ja w y sw ej działalności do ideologii i histo rii zakonu, stw a rz a ją c w sw ym łonie kom órki o c h arak terze różokrzyżow ym .
1 tak w orbicie działalności T o w a rz y stw a Teozoficznego zn ajdow ała się org an izacja, k tó ra w sposób b ard ziej o tw a rty s ta ra ła się naw iązać do sym bo
lizm u R óży K rzyża. M am y tu n a m yśli „Ordre du T em p le de la R ose C roix", o rg an izację tajną, stw orzoną jak o ośrodek w ew n ętrzn y Tow. Teozoficznego.
O środek ten zo stał pow ołany do życia p rzez Tow. T e o z o f ic z n ^ w osobach jego członków : Annie B esant, M arie R ussak i H. W edgw ood'a. D okładniejszy opis tej o rganizacji zn ajd u jem y w a rty k u le angielskiego m iesięcznika „The V ahan" (kw iecień—m aj 1912). M iędzy innemi a rty k u ły te z aw ierają następu
jące in fo rm acje: „ W y b ierając nazw ę R ose C roix, tw ó rcy zakonu mieli na celu naw iązanie do p rac różnych daw nych o rg an izacy j ezo tery czn y ch , ja k np.
T em p lariu szy . Jed n ak p rzed ew szy stk iem chodziło tu o B ractw o R óży K rzyża, z którem org an izacja u trzy m u je kon tak t p sychiczny. R óżokrzyżow cy założeni p rzez w ysłannika B iałego B ractw a, k tó ry p rz y b ra ł m istyczne nazw isko C h ri
stia n a R osenkreutza... itd ." J a k widzim y, pom im o kierunku niew ątpliw ie teozo
ficznego, now a o rg an izacja sta ra ła się rów nież naw iązać do ideologii R óży K rzyża, p rzy jm u jąc n aw et jej nazwę.
W spom niany zakon u k o nstytuow ał się w kilku k rajach , p racu jąc głównie w edług ry tu a łu m agii cerem onialnej. Natchnieniem i duszą jeg o działalności b y ła niew ątpliw ie słynna teozofka Annie B esan t, k tó ra, ja k now y J a n C hrzci
ciel, zw iastow ała św iatu nadejście M istrza. W roku 1918 zakon jak o b y się oficjalnie rozw iązał, a jego członkowie zajęli się p rzygotow aniem g runtu dla nadchodzącego M istrza.
J a k w idzim y, T ow arzy stw o Teozoficzne, p racu jąc w edług d o k try n y w schod
niej i p ro p ag u jąc ją na teren ie św iata zachodniego, jednocześnie s tarało się n aw iązać sw ą działalność do staro d aw n ej szkoły R óży K rzyża, ta k silnie zw ią
zanej ze św iatopoglądem białej ra sy . T o przejm ow anie sym boli, nazw , idei, form , a n aw et tra d y c ji histo ry czn ej je st w ym ow nym dow odem , że ruch teo- zoficzny, s ta ra ją c się p rzeszczep ić na Zachodzie ideologię W schodu, w pełni doceniał jed n ak siłę z a w a rtą w sym bolu R óży K rzyża, i na fundam entach ideologii w zniosłych M istrzów W schodu p ra g n ą ł zbudow ać form y ró żo k rzy - żo w e, b ard ziej zrozum iale dla Zachodu.
C zy było to w łaściw e? C zy dw ie tak różne fo rm y p ra c y m ożna było po
godzić bez szkody dla jednej z nich? C zy Tow. Teozof. zdołało rzeczyw iście n aw iązać k o n tak t z B ractw em praw d ziw y ch różokrzyżow ców ? Na to pytanie będziem y się sta ra li obecnie odpow iedzieć. W poszukiw aniach je d n a k odpo-
?<?) V ide d r F e rd in a n d M aack , „A n d reae“, H a m b u rg 1913.
w iedzi m usim y się zw rócić do źródeł p rzed ew szy stk iem różokrzyżow ych, bowiem ich opinia o ra z ustosunkow anie się będą w tej spraw ie bodaj n a jb a r
dziej m iarodajne.
Pod ty m w zględem pom ocne nam będą enuncjacje niejakiego B ra ta Syn- teth icu sa, o k tó ry m już uprzednio w spom inaliśm y. N ależy on do niezm iernie rzadkich przedstaw icieli p raw d ziw y ch różokrzyżow ców , k tó rz y decy d u ją się na w y stąpienie publiczne. A rty k u ły jego u k azały się w holenderskiem czaso
piśm ie „Eenheid" (nu m ery 16 i 23 m arca, 25 m aja, 1 i 8 czerw ca 1922 r.) i do
ty c z y ły w zajem nego ustosunkow ania się Zakonu R óżokrzyżow ców i Tow.
Teozoficznego. Ze w zględu n a ich niezm iernie ciekaw ą i zasad n iczą treść, u w ażam y za w sk azan e zapoznać czy teln ik a z ich najb ard ziej w ażnym i w y
jątkam i. I ta k B ra t S y n th eticu s pisze:
„O trzym ałem list, k tó ry p o ru szy ł sp raw ę w zajem nych stosunków , jakie zachodzą pom iędzy now oczesnym ruchem teozoficznym , a różokrzyżow cam i.
A utor teg o listu w ypow iada n astęp u jącą opinię: »W moim pojęciu T o w a rz y stw o Teozoficzne je st sp adkobiercą posłannictw a o raz ideologii, k tórej s tra ż nikiem na Zachodzie b y ł Zakon R óżokrzyżow ców . Obecne w arunki nie w y
m a g a ją ju ż ta k ścisłego p rz e strze g a n ia tajem n icy w iedzy ezo tery czn ej. Było to m oże konieczne ongiś, dziś n ato m iast staje się zbyteczne. Bow iem rozw ój duchow y ludzkości, jaki się dokonał w ostatn ich p ię tn a stu latach, je s t ogrom ny.
Tow . Teozoficzne, k tó re o degrało w ty m rozw oju ta k w ielką rolę, tern sam em upraw nione je s t do tw o rzen ia p o dstaw now ej cyw ilizacji. J e s t to tem bardziej uspraw iedliw ione, że Tow. Teozoficzne z a pośrednictw em sw ych założycieli pozo staje w bezpośrednim kontakcie z W ielką H ierarch ią, k tó ra trz y m a w sw y ch ręk ach kierow nictw o św iata. D latego też zd aje m i się, że m inęły już cza sy , g d y trzeb a było z w racać się do ludzkości za pośrednictw em hieroglifów i sym boli. T e środki należą do przeszłości.«
„N iestety w yw ody teg o a u to ra nie są dla mnie przekonyw ujące. Nie m ogę bowiem zgodzić się z poglądem , a b y T o w arzy stw o Teozoficzne przejęło p race Zakonu R óżokrzyżow ców i kontynuow ało jego działalność n a teren ie św iata zachodniego. B yłoby to bow iem rów noznaczne z fak ty czn ą śm iercią Zakonu i zupełnem p rzerw aniem w szelkiej jego działalności. Założenie takie je st jednak najzupełniej m ylne, g d y ż Zakon R óży K rz y ż a istnieje dziś, podobnie ja k istniał w w iekach m inionych. P ra c a Zakonu je st rów nie skuteczna i planow a w dobie obecnej, ja k n ieg d y ś i nie n astąp iła n ajm niejsza p rz e rw a w jego działalności, ani też zm iana w jej m etodach. J e s t p raw dą, że tłum y nie gościły nig d y w mo
ra c h jego św iątyń. Nie liczebność jednak stanow i o żyw otności organizacji, a jak o ść i d y n am ik a jej członków. N iezw ykle silny rozw ój m aterializm u w o kresie wieku XIX p rzy czy n ił się do zm niejszenia zain tereso w an ia dla spraw ezo tery czn y ch . D latego też B ractw o R óży K rzyża okry ło tajem nicą sw ą dzia
łalność i c o raz trudniej było d o trzeć do b ram jego św iątyń. Poufność tej p racy nie je st jed n ak rów noznaczna z zupełnym jej zanikiem . J e s t to ty lk o p rz y s to sow anie się do zm ienionych w arunków . Tego rod zaju przejściow a zm iana fo rm y p rzejaw ien ia się b y ła zaw sze c h a ra k te ry sty c z n a d la działalności Zakonu.
„Zakon R óży K rz y ż a je s t strażnikiem d o k try n y e zo tery czn ej św iata za chodniego. D o k try n a ta stanow iła ongiś isto tę i tre ść w ew nętrzną Kościoła chrześcijańskiego. D latego te ż Z akon R óży K rz y ż a je st jedyną organizacją, k tó ra m a praw o działania na terenie św iata zachodniego. R óżokrzyżow cy
p rzechow yw ują ideologię chrześcijań stw a ezo tery czn eg o i p o siad a ją klucz do tajem nic, niezrozum iałych ju ż dla w yznaw ców dogm atu i form zew nętrznych ch rześcijań stw a. P osłannictw o Zakonu je st więc ściśle zw iązane z religją n a szej ra sy . D ziś isto ta tej d o k try n y pozo stała już tylko w rękach Z akonu i Z a
kon odpow iedzialny je st za jej przechow anie i zabezpieczenie do w łaściw ych czasów . F a k t ten je st jednocześnie stw ierdzeniem odw iecznych p ra w Zakonu w świecie ludzi Zachodu. K ierow nicy T o w arzy stw a Teozoficznego w iedzą 0 tern dokładnie (vide s tro n a 80 „C hristanism e Esoterique44 Annie B esan t) 1 d lateg o też nie om ijają żadnej okazji, aby podkreślić analogję, jak a w y stę
puje jak oby pom iędzy Teozofją a R óżokrzyżow cam i. Pow ołanie do ży cia Za
konu Ś w iątyni R óży K rzy ża („Ordre d u T em p le d e la R o se C roix'4) je s t w ła
śnie p rzejaw em ty c h tendencyj w kierunku przejęcia p rzez Tow. Teozoficzne szta n d a ru R óży K rzyża. Jed n ak zw ykłe stw orzenie o rg an izacji i n adanie jej n azw y R óży K rzyża nie je st w y starczającem , aby stała się ona istotnym Za
konem R óży K rzyża. Aby ta k ą org an izację R óży K rzyża rzeczyw iście stw o
rzy ć, n ależy m ieć na to upow ażnienie stw ierd zające, iż założyciele d ziałają w imieniu praw n y ch p o siad aczy tego sym bolu.
„O dy zb ad am y jednak tę spraw ę dokładniej, to niew ątpliw ie stw ierdzim y, że panie Annie B esan t i R ussak, ani też pan W edgw ood nie zo stali nigdy p rzez nikogo upow ażnieni do w ystępow ania pod nazw ą R óży K rzyża. „Ordrc d u Tem ple d e la R ose C roix44 pozostał tw orem w yłącznie ty lk o w ym ienionych trzech osób.
„Pom iędzy teozofją R óży K rzyża a teozofją Tow. Teozoficznego w y stę
puje zupełnie w y raźn a różnica (należy pam iętać, że słowo te o zo fją sp o tykam y po raz pierw szy w p racach różo k rzy żo w y ch ). Aby zrozum ieć sk ąd różnica ta w ypływ a, n ależy zastan o w ić się nad źródłem p o w stania Tow. Teozoficznego.
„W ubiegłym stuleciu odbyło się zg ro m ad zen ie ad eptów ra s y hinduskiej w ośrodku him alajskim . P rzed m io tem tej konferencji było zam ierzenie niektó
ry c h adeptów o d k ry cia św iatu części w iadom ych im praw d duchow ych. Plan te n jednak nie sp o tk ał się z ap ro b a tą w iększości. Pom im o teg o jed n ak dwu z pośród zg rom adzonych adeptów postanow iło plan ten zrealizow ać na w łasną odpow iedzialność. Po zo stali adepci nie udzielili akcji tej sw ego poparcia, jed n ak nie sprzeciw ili się czynnie tej pracy .
„Adepci, k tó rz y postanow ili p raco w ać n a w łasną rękę, nosili w edług p ra c teozoficznych nazw iska M orja i R oot Hoomi. N awiązali oni k o n ta k t duchow y z H. P . B ław atsk ą, k tó ra w ten sposób sta ła się re a liz ato rk ą ich planu, tw o
rz ą c w espół z pułk. O lc o tfe m T o w arzy stw o Teozoficzne.
„Zw rócono się w ów czas również do Zakonu R óżokrzyżow ców z propo
zy cją w sp ó łp racy p rz y rozpow szechnieniu now ego ruchu w świecie. Jednak N ajw yższa R ad a Zakonu R óży K rzyża zadecydow ała, że chw ila ta je st nie
odpow iednia i d lateg o term in w łasnej akcji odłożyła m niejw ięcej na połowę XX wieku.
„W m iędzyczasie Tow. Teozoficzne prow adziło sw ą akcję, nie sp o ty k ając nigdy na przeszk o d y ze stro n y o rg an izacji podległych innym adeptom . H. P. B ław atsk a w y d a je sw oje dw ie podstaw ow e p ra c e: „Isis D evoilee44 oraz
„La D octrine S ecrete44. P o w sta ły one jak o b y pod natchnieniem M ahatm ów Induskich i T ybetańskich. J e s t rzeczą praw dopodobną, że m iało to m iejsce w w ypadku D o k try n y Tajem nej, jed n ak nie n ależy się doszukiw ać takich