LOTOS M I E S I Ę C Z N I K
S y n t e z a W i e d z y E z o t e r y c z n e j
TRE*< ZESZYTU:
Cudem jest ż y c i e ...L. Szczepański Czy astrologia jest nauką czy s z t u k ą ...J. K. Hadyna D ezintegracja jako środek zm iany form y ciała . . M. H. Szpyrkówna Główne p r a w d y ... W. Lutosławski Symbolika marzeń s e n n y c h ... K. Chodkiewicz Moralne podstaw y ideologii p o l s k i e j ...Dr St. Tatarów na Sztu ka życia: P raw o d o b r o c i ... 96 Przegląd m e t a p s y c h i c z n y ... Edward Prima Przegląd bibliograficzny: L. Szczepański „Cuda współczesne"; Jerzy
G aruda „Pod powierzchnią życia"; Don Nśroman „Les lourds secrets de 1937“ ; Jarosław Helski „Odżywianie nowoczesne“ . . 101 K r o n i k a ...W . Micherdziński
Marzec 1937 :: KRAKÓW s Zeszyt 3
K om unikaty i od p ow ied zi redakcji.
D ruk d zieła d r a O chorow icza: „O su g e s tji m y ślo w ej“ p rz e rw a liś m y dlatego, p o n iew aż d ru k o w an ie, ja k d o ty ch czas, w o d c in k a c h w „L otosie“ trw ało b y b. długo.
W y d a m y je z a te m n a ogólne życzenie C zy teln ik ó w n ie b aw em w fo rm ie k siąż k o w ej. Bliższe szczegóły o tern w y d aw n ictw ie w n ajb liż sz y m n u m e rz e „L otosu“.
W n -rzc ze s ty c z n ia i lu teg o p o d aliśm y p o m yłkow o cen ę z a „ E l e m e n t a r n y k u r s a s t r o l o g j i “ — 6,50 zł, z a m ia s t 10 zł. J a k się bow iem d o w ia d u jem y , w y d aw cy bydgoscy ju ż w g ru d n iu p o d n ie śli cenę teg o p o d ręcz n ik a z 6 zł n a 10 zł.
A rty k u ł o „n iezn an y m filozofie“ S a i n t M a r t i n ’ i e, k tó ry przem o żn y w pływ w y w a rł n a M ickiew icza — p ó jd zie ju ż w n a s t. n u m e rze. R ów nież p ó jd ą w d alsz y ch z e szy tach w „ p o rtre ta c h o k u lty sty c z n y c h “ ży cio ry sy i d zieła: E lifasa Leviego, H. P. B la w a tsk iej i i., sw ego cz asu ju ż za p o w ied zian y ch . — D alsze ciągi p o m in ięty ch w ty m n rze a rty k u łó w od ło ży liśm y z b r a k u m iejsca do d. nrów .
Pow ieść Jerzeg o G aru d y „P od p o w ie rz c h n ią ży cia“ ro z e s ła liś m y w sz y stk im ab o n e n to m , k tó rz y się w p isali n a listę s ta ły c h odbiorców „d o d a tk ó w “ . N ależność 4,50 zł p ro s im y w p łacić w ciąg u n ajb liż sz y ch ty g o d n i. — T ym w sz y stk im , k tó rzy p o d n aszy m a d re s e m p rzesłali Je rz e m u G aru d zie sło w a go rącej za ch ęty do d alsz ej p racy , a u to r tą d ro g ą p rz e s y ła serd eczn e p o d ziękow anie.
Ludwik Szczepański
Okultyzm współczesny
f a k t y i z ł u d z e n i a
d w a to m y w jednym , razem ea 500 stron, w tekście 60 ilu stracy j.
C e n a d la czytelników „Lotosu" 4 zl + 60 g r porto. (D aw n iej 12 zl!) LUDWIK SZCZEPAŃSKI
C u d a w s p ó ł c z e s n e
J e s t to trzeci tom encyklopedii okultyzm u w spółczesnego. Str. 204.
Cena 4 zl 4 50 g r porto.
M ożna n ab y ć w Admin. „L otosu“.
Elementarny kurs astrologji urodzeniowej
P ro sp e k ty w y sy ła się na żądanie bezpłatnie.
C ena 10 zł.
Do nab y cia w A dm inistracji „Lotosu‘‘.
W ARUNKI PRENUM ERATY „LOTOSU“.
B e z d o d a t k u : ro czn ie 10.— zł w Ameryce półn. — 3 dolary p ó łro c zn ie 5.50 „
k w a rta ln ie 3.— „ miesięcznie 1.— „
K o n to P . K. O . 4 0 9 .9 4 0 .
Adres Redakcji: Kraków, ul. Grodzka 58, m . 5. T e l e f o n 133-62.
Rocznik IV
Zeszyt 3 M iesięcznik p o św ięco n y ro z w o jo w i i k u ltu rz e życia w e w n ę trzn e g o , y y i
ILQT05,,
Marzec1937o ra z w a rto ścio m tw ó rczy m p o lsk ie j m yśli tra n s c e n d e n tn e j.
S Y N T E Z A W I E D Z Y E Z O T E R Y C Z N E J O r g a n : Tow. P a ra p sy c h ic z n e g o im . J u lja n a O chorow icza we Lw ow ie
i O g n isk a B a d a ń E z o tery cz n y ch i M eta p sy c h iczn y c h w K rak o w ie R e d a k c ja : J. K. H ad y n a, K rak ó w , ul. G rodzka 58, m . 5.
„Porwać ogień strzeżony, zanieść w ojczyste strony to c e l. . . “
St. Wyspiański
Cudem jest życie
F ra g m e n t z n o w ej k siąż k i L. S z c z e p a ń s k i e g o p. t. „C u d a w sp ó łczesn e".•) S ą cuda — i trzeb a je badać naukowo. O tw iera się tu ogrom ne pole dla tej nauki, k tórej dajem y m iano m etapsychologji, k tó ra o dkryw a i bada t a j e m n e w ł a d z e d u s z y i n i e z n a n e s p o s o b y d z i a ł a n i a d u c h a n a m a t e r i ę . Nauka to przyszłości, staw iająca dziś dopiero pierw sze pionierskie kroki.
Ale cud zb adany p rz e sta je b y ć cu d em ! Cud stoi tajem nicą, w iarą w niew ytłum aczalność.
W ielu ludzi g o rsz y się badaw czym i, racjonalizującym i poczynaniam i. Ubo
lew ają, że w iara p rzez to słabnie, że religijność, a z n ią m oralność upada...
Ci ludzie nie rozum ieją, ż e c a ł y ś w i a t j e s t c u d e m , ż e c u d e m i t a j e m n i c ą j e s t ż y c i e .
Nauka będzie się w dzierała k ro k za krokiem w nieustającym trudzie w głąb tajem nicy bytu, nie p rzestanie o d k ry w ać i zdobyw ać now ych, nieznanych lądów, ale za temi kram am i n atrafi na now e niezm ierzone m orza, na nowe tajem nice, now e cuda...
Św iat je st w iększy i k ry je więcej tajem nic niż ru ty n ista naukow y sądzi.
Choć po zb y w am y się w ia ry w cuda, u t r w a l a m y s i ę t e r n b a r d z i e j w w i e r z e w C u d .
*) Z obacz „ P rz e g lą d b ib lio g raficzn y " w n in . zeszycie.
77
J. K. H a d yn a (K r a k ó w j
Renesans astrologji
(D okończenie s k r ó tu 1. odczytu.) C zy astrologia je st nauką czy sztu k ą?
Sądzi się pow szechnie, że zasad n iczą i jedyną cechą astrologji, to „prze
pow iadanie“ p rz y szły c h w ydarzeń. D la w iększości osób, nie m ających żadnego w yobrażenia o w i e d z y astrologicznej, m iarodajnem jest, co pow iedział ten lub ów astrolog i czy ta przepow iednia się spełniła. Zdolnością sam ego astro loga m ierzą w arto ść w iedzy, nie pam iętając, że chociaż „gw iazdy nie kłam ią“, to kłam ać o gw iazdach m ogą bard zo często astrologow ie! Ale, czy fakt, że niedośw iadczonem u lekarzow i, którem u pacjent um rze w czasie leczenia, do
w odzi, że cała m ed y cy n a nic nie w a rta ? Podobnież i ustosunkow anie się do astrologji, o p arte o błędne wnioski mniej lub więcej w nikliw ych astrologów polega na wielkiem nieporozum ieniu. Z resztą astrolog ja nie je st jed y n ie sztuką dyw inacyjną, nie opiera się w yłącznie na „przepow iadaniu p rzyszłości“. Mówi ona p r z e d e w s z y s t k i e m o pew nych zw iązkach, zależnościach czaso
w ych, w sensie nie znanej dotąd jeszcze współzależności zjaw isk, słowem 0 czynnikach, k tó re m ożna ująć staty sty c z n ie i co też a stro lo g ia dzisiejsza czyni. Dalej tw ierdzi ona, że z horoskopu danej jednostki p o trafi sprecyzow ać jego fizyczną, cielesną konstytucję, jego psychologiczny typ, w reszcie jego inklinacje i k i e r u n e k z a s a d n i c z e g o r o z w o j u . Lecz proszę p a m iętać, że zasadniczo chodzi tu o sprecyzow anie pew nego tylko typu, że w ypo
w iedzenia astro lo g a n o szą zaw sze pew ne cechy ogólności, ob racają się w pew nych granicach, w k tó ry ch to dopiero mieści się jednostka. A strolog ja w skazuje raczej na pewne dysp o zy cje i sposobności, to też dobrze zrozum iana 1 zastosow ana, sta je się b ard zo w ażnym czynnikiem w y c h o w a w c z y m , prow adzi bowiem do z r o z u m i e n i a s a m e g o s i e b i e , sam oopanow a- nia, p rzez co zbliża n as do w y s o k i e j i d o j r z a ł e j s z t u k i ż y c i a ! Słowem , pierw szem i zasadniczem zadaniem , jakie sobie staw ia astrologja, to stw orzenie pew nych po d staw typologji psycho-fizycznej, sto jącej w związku z czynnikam i kosm icznym i. D alszym dopiero etapem , znacznie bardziej po d ległym indyw idualnym czynnikom , tru d n y m zazw y czaj do uchw ycenia, to określenie losu człowieka.
W y d aw ało b y się to m oże dziw nem na pierw szy rzu t oka, że lo sy n asze m ożna — d o pew nej p rzynajm niej gran icy — z g ó ry ustalić! L ecz po bliższem zastanow ieniu przyznam y, ż e je st to jednak możliwe. L o sy n asze w znacznie silniejszym stopniu zależą od naszego c h arak teru i naszych w łaściw ości p sycho
fizycznych, niż się to zw ykle p rzy p u szcza. Ju ż Schopenhauer mówi, że „to, co ludzie tak ogólnie losem swoim n azy w ają, to zazw y czaj ty lk o ich własne głu p stw a!“ Na daleko sięg ający zw iązek m iędzy psycho-fizycznem i cecham i jednostki, ich charakterem , danym niejako już zgóry, od urodzenia, a losem ich, w sk azu je także dzisiejsza psychologja. P rzypom nę tu choćby tylko tak w ażną i ciekaw ą w dzisiejszej fizjologji k w estję gruczołów dokrew nych i w pływ ich na psychikę i na czyny ludzkie, a w ięc także na ich losy.
78
Nie znaczy to jednakże, że astrologia musi opierać sie n a fatalizm ie. Od dawien daw na podkreślali już astrologow ie, że „gw iazdy ty lk o skłaniają, ale nie zm u szają!“ J e s t to jasne i zrozum iale n a podstaw ie tego, co w yżej powie
działem. Jeżeli bowiem losy n asze zależą od czynników charakterologicznych, oraz psycho-fizycznych, to jednakże są to czynniki p lastyczne, k tó re w pew nych granicach m ogą zostać opanow ane i przekształcone p rzez nas sam ych. Jeżeli psychologia i fizjologia d zisiejsza mówi o w pływ ie gruczołów dokrew nych na psychikę i c z y n y człowieka, to stw ierd zając dany zw iązek, d ąży ona do tego, by p rzez sztuczne oddziaływ anie na jeden czynnik zaham ow ać złe, a wzmocnić dobre reakcje drugiego czynnika. P odobną rolę m a i astrologia.
M ając to n a uw adze zrozum iem y, że astro lo g ia nie identyfikuje się z p rze
powiadaniem , c zy w różeniem w sensie ogólnie pojm ow anym . W sk azu je ona jedynie na dyspozycje, na psycho-fizjologiczne podłoże czynu i zachow ania się jednostki, u stanaw ia pew ną sw oistą typologię, zależną od czynników kosm icznych, przep ro w ad za z tego punktu w idzenia pewien sp ecjaln y podział jednostek ludzkich, w y ra ż ają c y się w pew nych grupach i podgrupach, a znając w pływ ty ch czynników na losy człowieka, je st w stanie nakreślić także p r a w d o p o d o b n y przebieg i kierunek, w jakim potoczą się jego losy.
Inna rzecz, że ze w zględu na to, iż istnieje m ały tylko procent ludzi, dba
jących pow ażnie, w y trw ale i celowo o swój m oralno-etyczny rozw ój, ze w zględu na to, że dla przeciętnego człowieka jego n atu raln e d yspozycje ozna
czają zw ykle jego los, s ta je się dla astrologicznie w yszkolonego i dośw iad
czonego znaw cy ludzi w znacznych g ran icach możliwem, przew idyw anie z fra pującą dokładnością przy szły ch losów człowieka.
M ając pow yżej omówione w zględy na uw adze, łatw o te ra z zrozum ieć, w jakich trudnościach m usi się znaleźć astrolog, od którego żąd a się jedno
znacznego dowodu spraw ności orzeczenia astrologicznego. Za dowód uw aża się p rz y tern spełnienie jasn o sform ułow anej przepow iedni. Otóż literatu ra astrologiczna zn a cały szereg takich rzeczyw iście jednoznacznych, spełnionych przepow iedni! Nie m iejsce tu n a w yliczanie takich prognoz, z resztą staty sty k i takie bynajm niej nie stanow ią w łaściw ego dowodu słuszności tez astrologii.
Bo czy ż dowodem słuszności m eteorologii, ekonomii, socjologii, m edycyny, czy w ogóle innej jakiejś d o k try n y naukow ej będą jej p rzew idyw ania p rz y szłych w ypadków ? Dla nauki rzeczy te nie po siad ają ostatecznego znaczenia.
W ażną je st pod tym względem jedynie m etodyczna podstaw a, p row adząca do takiej czy innej prognozy. Dla astro lo g ii rów nież d ecydujące znaczenie będzie miało tylko to, czy związki, jakie usiłuje ustalić m iędzy pew nym i typam i ludz
kimi, a zjaw iskam i kosm icznem i, są stale i pow szechne. A jeżeliby się naw et okazało, ż e zw iązki takie nie d a ją jeszcze po d staw y do jednoznacznie sform u
łow anych przepow iedni, czy odm ów ilibyśm y astrologii w szelkiego znaczenia i naukow ości? C zy raczej nie nasunęłaby się nam refleksja, że w naszy ch m e
todach badaw czych brakuje jeszcze pew nych ogniw, że p oprostu n asza w iedza o gw iazdach je st z b y t prym ityw ną, ale m oże nią nie b yć z a la t 100 lub 1000?
C zyż dow odem praw dziw ości m eteorologii byłoby otrzym anie od przed staw i
ciela tej nauki odpowiedzi, jak ą pogodę będziem y mieli np. w r. 1938-ym, tego a tego dnia, o danej godzinie w pew nym miejscu n a kuli ziem skiej? Jedyną drogą do zrozum ienia astrologii je st — albo dokładne zapoznanie się z tą dzie
dziną, przekonanie się sam em u o jej ra c ji bytu, jej słuszności, o trudnościach 79
i wątpliw ościach, k tó re tu się n a stręczają, — lub też zaw ierzenie autorytetom , zgodzenie się na opinję jednostek, któ re d ają pew ną rękojm ię w iarygodności.
S ty szy się b a rd zo często zarzut, że spełnione pro g n o zy nie św iadczą 0 słuszności sam ej astrologii, lecz o p a r a n o r m a l n y c h zdol
nościach, a więc jasnow idzeniu jednostki, któ ra daną prognozę p o staw iła. Za jasnow idzenie jak o zdolność p aran o rm aln ą w sensie d zi
siejszej m etapsychiki u w ażam y coś, co objaw ia się ta k ą przepow iednią, k tó ra w yklucza drogę logicznych przesłanek, któ ra nie m oże zaistnieć na d ro dze wnikliwych, intelektualnych kom binacyj. Inaczej bowiem m usielibyśm y pojęcie „jasnow idzenia“ ro zszerzy ć tak znacznie, że w łaściw ie nie m ówiłoby ono już niczego, że stałoby się już tylko pu sty m dźwiękiem . W te d y bowiem jasnow idzem m ożnaby nazw ać i polityka, p rzepow iadającego p rz y s z ły bieg w ypadków , m eteorologa, inform ującego nas o przew idyw anym przebiegu po
gody, lekarza, podającego praw dopodobny przebieg chorobow y i reak cję o rg a
nizmu, a także takiego np. V ernego, k tó ry w g en ialn y sposób przew idział zrea- lizow ianie pew nych technicznych możliwości, itd. itd.
A przecież przepow iednie astrologiczne zaw sze są tego w łaśnie rodzaju, ja k ostatnio w ym ienione. T o też ja k długo nie znam y dokładnie ogólnych z a ło żeń, zasadniczych przesłanek, pro w ad zący ch do astrologicznych przepowiedni, ta k długo nie m ożem y mówić o jakiem kolw iek „jasnow idzeniu“. D opiero w tedy, gdyby się okazało, że przesłanki te są absolutnie niczem nie uzasadnione i czy sto fikcyjne, m ożnaby mówić o astrologii, jako o pew nej specjalnej um ysłow ej m etodzie treningow ej, jak o o pew nej m etodzie intelektualnej tresu ry , pro w a
dzącej do jasnow idzenia. B yłaby ona i w ted y jeszcze niezm iernie interesującą, 1 w ted y dopiero w arto ść jej m ożnaby oceniać w edług spełnionych przepow iedni.
T raktow anie astrologii w ty m sensie — byłoby p rz y dzisiejszym jej stanie - g d y m etody c zy sto s taty sty c z n e d ają ta k interesujące w yniki — oczyw istym absurdem 1
M ówiąc pow yżej, że przepow iednie astrologiczne noszą cechy naukowości, że są w ynikiem logicznych zw iązków m yślow ych, w ynikiem takiej oceny p rz y szłości, k tó ra w yw odzi się z mniej — lub więcej w nikliw ych intelektualnych kom binacyj, nie chciałem oczyw iście p rzez to powiedzieć, ż e łańcuch logicz
nych wniosków m usi być zaw sze oczyw isty, zaw sze jasn y d la każdego, kto zna się na astrologii. W chodzim y tu już w kw estię ta k zw anej „prak ty k i“.
M iędzy naukow ym w yw odem a p ra k ty k ą zachodzi ta różnica, że podczas gdy w pierw szym w ypadku obow iązuje (a przynajm niej powinien obow iązyw ać) niep rzerw an y łańcuch logicznych p rzesłanek i w niosków — w p ra k ty c e n asze rozum ow anie jest znacznie uproszczone i niezupełne. D ecydującą rolę odgryw a tu to, co popularnie n azy w a się intuicją. Żadna w iedza człowieka nie zna w sz y st
kich m ożliw ych szczegółów i nie m a w szystkich nici tak dalece w ręku, by w y starcz a ły one dla każdego szczególnego w ypadku (w y k lu czy w szy n a tu ra l
nie taką w iedzę, jak m atem aty k a lub fizyka). T u trzeba, p rz y w szelkiem możli- wem uw zględnieniu elem entów naukow ych, z rozsądkiem p rzek ro czy ć granice w iedzy, trz e b a intuityw nie w nioskow ać ze znanych zw iązków o zupełnie lub bardzo m ało znanych — które są w łaśnie w stanie w ytłu m aczy ć nam dan y w y
padek. T ak a zdolność je st w praw dzie ściśle zaw isła od w iedzy, lecz nauczyć się jej niesposób. Człowiek n ap raw d ę intuityw ny daje w y raz tej swojej intuicji już w najelem entarniejszych w y padkach ży cia codziennego. J e s t to ogólnem 80
praw idłem psychologicznem i ty c z y się to oczyw iście każdej dziedziny wiedzy, a więc i astrologii.
A strolog m a p rzed sobą niezliczoną ilość m ożliwości bardzo różnorodnych i często sprzecznych m iędzy sobą. K w estia w yboru tych, a nie innych możli
wości jest już w ynikiem jego osobistych, czy sto indyw idualnych zdolności.
P rze k ra c za to już ram y nauki i s t a j e s i ę s z t u k ą , czy sto osobistem uzdolnieniem . Podobnie jak np. lekarz genialny, k tó ry staw ia trudną diagnozę, nie posługuje się już c zy sto naukow em i przesłankam i w w yborze licznych m oż
liwości, lecz kieruje się — z resztą nieśw iadom ie — intuicyjnem i czynnikam i w w yborze sw ych o stateczn y ch wniosków, podobnie i utalentow any astrolog, tłum acząc daną konstelację, zw aną w horoskopie aspektem , posługuje się zdol
nościami, p rzek raczającem i ra m y tego, czego się m ożna w y u czy ć m etodycznie.
T a k jak w w ypadku diagnozy łatw o popełnić błąd p rzez nieuw zględnienie całokształtu i zły w ybór n astręczający ch się możliwości, a mimo to nie odm a
w ia się m edycynie cech naukow ych, podobnie i w astrologii fałszyw a prognoza, na skutek złego sy n tetycznego ujęcia w szystkich poszczególnych elem entów i złego w y boru możliwości, nie p rz e k ra cz a jeszcze jej cech naukow ych. Tu, jak i tam rzecz ta opiera się na osobistych uzdolnieniach, a m oże naw et na chwi
lowej dyspozycji badacza. Indyw idualne niedoskonałości nie m ogą nigdy s ta nowić p o dstaw y do obiektyw nego sądu. I s t n i e j e p e w i e n p o d s t a w o w y , z a s a d n i c z y z r ą b astrologii, k t ó r e g o m o ż n a s i ę w y u c z y ć , k tó ry je st dostępny badaniom staty sty c z n y m , l e c z p o z a t e r n istnieje jeszcze z d o l n o ś ć s y n t e t y c z n a i w y c z u c i e i n t u i c y j n e , ow a zdolność, k tó ra je s t kw estią t a l e n t u jednostki.
M ożna do pew nego stopnia opanow ać część obiektyw ną, naukow ą m uzyki, a mimo to nie będzie się jeszcze tw órczym kom pozytorem . Ten czy sto a rty sty cz n y pierw iastek astrologii — istniejący z resztą w k ażdej dziedzinie w ie
dzy — sięg ający p o za jej zrą b czy sto naukow y, trzeba mieć zaw sze na uwadze, m ów iąc o p rak ty czn em zastosow aniu astrologii. W te d y ocena n asza będzie znacznie spraw iedliw sza.
Na zakończenie m ego odczytu chciałbym p o ru szy ć jeszcze jeden czynnik, bardzo w ażn y dla zrozum ienia tej w y jątkow ej żyw otności astrolgji i tego uroku, jaki w y w iera ona na liczne rzesze sw ych zwolenników.
A strologia, p a trz ą c na nią c zy sto form alnie, je st najw spanialszą próbą system aty czn o -k o n stru k ty w n eg o ś w i a t o p o g l ą d u , na którą kiedykolwiek duch ludzki się zdobył. Dla tego, kto szuka w niej cech naukow ych — będzie ona naukow ą i dostępną m etodom naukow ym . D la tego natom iast, k tórego głód m etafizyczny je st niezaspokojony, k to szuka w artości m oralnych i religijnych, stanie się ona w spaniałym , w szechstronnym św iatopoglądem , praw odaw czynią m oralną, stanie się religją w zniosłą, łączącą w sobie zarów no elem enty u m y słowe, jak i m istyczne. Nie zapom inajm y, że kolebką astrologii są św iątynie, że pierw si astrologow ie to kapłani, że elem enty kosm iczne od g ry w ały doniosłą rolę w religjach w szy stk ich czasów. Św iatopogląd astrologii je st tern w znioślejszy, tern więcej zad ow alniający człowieka, że mimo dalekich horyzontów , jakie otw iera on dla ludzkiej m yśli, p osiada tak że p rak ty czn e w arto ści dla codzien
nego naszego życia, że — jak żaden m oże inny — nie n a d aje się tak doskonale do tego, by oddziaływ ać u szlachetniająco i kształcąco na m ędrca, jak i czło
w ieka przeciętnego, n a laika, jak i znaw cę rutynow anego. J e s t to św iatopogląd, k tó ry pojm uje B óstw o, jako cały Kosm os ze w szelkim i jeg o siłam i i możli
81
wościami, dla k tórego gw iazdy, ziem ia i człowiek i w szelkie siły kosm iczne sta now ią m ajestaty czn ą całość, ściśle ze sobą zw iązaną, w zajem nie na siebie oddziaływ ującą.
ł, bezsprzecznie, tu w łaśnie leży w znacznem stopniu źródło tego niepospo
litego uroku, jaki gw ieździarstw o w yw ierało od daw ien daw na i w y w iera dziś jeszcze na um ysł ludzki, choćby najw ybitniejszy. A w iem y przecież, że n a j
w spanialsze n aw et um ysły ludzkie, któ ry ch imiona — jak długo będzie istniała ludzkość — w ym ieniać się będzie z dum ą i z szacunkiem — chętnie poddaw ały się urokowi astrologii.
AL H. Szpyrkówna ( Warszawa)
Z c y k lu „ C i a ł a z m a r t w y c h w s t a ń ! e .“
S tu d ju m p sy ch o fizy czn e na tle d o g m atu .
D ezintegracja jako środek zm iany form y ciała
N ierów nie obszerniejszą kategorię stanow ią ciała, k tó re norm alnie pod
legają ro zkładow i, czyli d e z i n t e g r u j ą s i ę . Tern sam em zm ieniają ko n s y ste n c ję n a bard ziej fluidalną, um ożliw iając ew entualne zm iany dalsze, g d y b y śm y takie w y k ry ć zdołali. Zanim to uczynim y istotnie, spróbujm y dla ułatw ienia zg ó ry założyć, jako pew ną m ożliw ość, że c e l e m s t a n u c i a ł a , o k r e ś l a n e g o j a k o ś m i e r ć , j e s t d e z i n t e g r a c j a c z ą s t e k , k t ó r e p o w y z w o l e n i u m o g ą p o s ł u ż y ć d l a s t w o r z e n i a i n n e g o o r g a n i z m u o z m i e n i o n e j k o n s y s t e n c j i i p o d l e g ł e g o i n n y m p r a w o m .
C zy jednakże zasadniczo z r o z k ł a d u m oże p o w stać ż y c i e ?
— „Aucune m etam orphose ne se p ro d u it san s d estru ctio n “ — . pow iedział znakom ity b ad acz okultyzm u, Eliphas Levi. P rzyjm ijm y to za rodzaj m otta i spróbujm y ro zejrzeć się w zjaw iskach natu raln y ch o p e w n e j a n a l o g i i d o o m a w i a n e j t e z y , poza człow iekiem . Jeżeli to uczynim y dość u w aż
nie, dojdziem y do w niosków , że:
1. Zasadniczo p r e c e d e n s y p r z e m i a n y organizm u n a s k u - t e k m niejszej lub w iększej jego d e z i n t e g r a c j i istnieją.
2. O rganizm y, podległe tej przem ianie, stw arza ją sobie zw y k le p ew - w ne w aru n k i specjalne, czasem łu dząco podobne do śm ierci.
Że organizm ż y w y m a w łaściw o ść r e g e n e r o w a n i a z u ży ty ch c zę
ści w sposób m niej lub w ięcej ja sk raw y , w idzim y często. Jeleń np. zrzuca poroże, w ąż w yłuskuje się już całkowicie ze skóry, p rzechorow ując do pew nego stopnia ten o kres regeneracji częściowej. C ałk o w itą m etam o rfo zę p rz e chodzi w sposób n iezw ykle ciek aw y — m ożnaby pow iedzieć m odelow y — żaba. J e s t jednym z nielicznych n aocznych p rzykładów repetow ania p rzez n atu rę um iejętności już opanow anych, p rzed p ró b ą stw o rz en ia n o w e g o t y p u — ziem now odnego. P rz y jrz y jm y się tem u p rocederow i nieco bliżej.
W stan ie p l a z m y żabka zdaje się zaw ierać w szelkie m ożliw ości tw o ró w już istniejących. M alutka kijanka z początku p rzypom ina w a ż k ę . 82
dzięki zaczątk o m skrzeli, im itujących sk rzy d ełk a, w k ażd y m razie jakiś o w ad. P o tem te skrzela, kw alifikujące ją do ry b , zanikają pow oli pod błonką zw ierzchnią: k ijan k a staje sie podobna do pijaw ki. P o tem do złudzenia p rzy pom iną p ły w a ją cą liszkę: dalej, głow a n ab iera w y g ląd u ry b y , a natom iast z tułow ia w y łu sk u ją sie łapki tylne. Z czasem ry b ia g ło w a w ybitnie „żabieje", staje się szeroka, plaska, ch arak tery sty c z n a; jednak w ciąż są dwie nogi i b ar
d zo długi gadzi ogon. Od biedy m ogłaby ujść jeszcze k ijan k a za stw o rzen ie w odne o zm ienionych w k ształcie skrzelach. 1 w te d y n a tu ra robi pauzę. O d
tw o rz y ła w żab ce sposobem w idzialnym cały szereg swoich um iejętności m odelatorskich. Z łożyła ją niejako z części o d daw na w y p ra k ty k o w a n y ch na bezkręgow cach. T e raz, zam ierzyw szy s tw o rz y ć coś now ego, ty p jeszcze n iep rak ty k o w an y , b ierze sw e g o pacjen ta niejako n a ob serw ację i odosobnie
nie. Kijanka przechodzi sw oją w ielką przem ianę ż y cio w ą: zam ienia się na stw o rzen ie ziem now odne, żabę.
O tw ó rz m y pierw szy lepszy podręcznik: „...W tym o kresie kijanka p o d lega gru n to w n y m przeobrażeniom . N a j a k i ś c z a s p r z e s t a j e z u p e ł n i e p o b i e r a ć p o k a r m , n ato m iast często w y p ł y w a n a p o w i e r z c h - n i ę , ż e b y o d e t c h n ą ć p o w ietrzem zapom ocą w y rab iający ch się płuc.
Zm iany zachodzą ta k w budow ie, jak w w yglądzie. Z anikają ry s y ch arak te ry sty c zn e dla ry b y , n ato m iast rozw ijają się cechy żaby, przy sto so w an ej do ży cia ląd o w eg o (płuca, k ręg o słu p i t. d.). Ze stw o rzen ia roślinożernego, jakiem jest kijanka, p rz e k sz ta łc a się w m ięsożerną, ż y ją cą ow adam i żabę. Ogon jej stopniow o zanika, n ato m iast pojaw iają się dw ie, brak u jące dotąd, przednie nóżki. I żabka, jak o cudzoziem iec w obcym kraju, w ylądow uje p o raź p ie rw szy pew nego pięknego ran k a na suchy brzeg.
N iesłychanie sensacyjnie p rzed staw iają się o statnie p róby biologów : M o r g a n spaja części ro b ak a płaskiego ( p l a n a s i a l u g u b i s ) tak, że ży ją dw ie g ło w y bez tułow ia. M onachijski uczony G e t s c h tw o rz y ro
baka cztero o k ieg o ; am ery k an k i H a r r i s o n „buduje" z dw óch różnych ż a bek jedną now ą, d w ugatunkow ą.
Zw olennicy D arw in a zadużo się w p atru ją w m ałpę, a zam alo m oże po św ięcają uw agi żabie, k tó re j szkielet, odpow iednio w y p ro sto w an y , je st naj
dokładniejszym p ro to ty p em szkieletu ludzkiego. Ogon, k tó ry u kijanki po w oli zanika, u czło w iek a w p raw d zie nie m oże się zlikw idow ać d o re s z ty i w praw dzie w m iejscu skrom nem , ale niemniej stanow czo przypom ina o jego linji rozw ojow ej. Nie oznacza to jednak, a b y człow iek m usiał p ow stać z m ał
py czy ż ab y ; tylko, że p rzed zbudow aniem ciała, odpow iedniego dla g a tu n ku, zw anego p rzez nas „człow iek , p o w tó rz y ła w jego organizm ie w szy stk ie fazy procesu tw órczego, k tó ry c h się nau czy ła już dokładnie na poprzednich eksponatach, i usiłuje mu w y ro b ć d o d atkow e org an y , odpow iednie do śro d o w iska. O rg an y te w y tw a rz a u szereg u poszczególnych osobników , któ ry ch n azw alibyśm y: szó sto zm y sło w cy , i p rzen acza je d o częściow ego p rz e b y w a nia w ś w i ec i e f l u i d a l n y m już za życia. D ow odem jest sw obodne ich obracanie się poza czasem i p rz e strze n ią : jasnow idzenie, jasnosłyszenie, bilo- kacja, tran sfer m yślow y czy cielesny i t. d. J e s t to proces, b a rd zo zbliżony 'do p r z e m i a n y k i j a n k i i nie m ożna przesądzić, czy śm ierć nie jest ty lk o w y ląd o w an iem cudzoziem ca z ziem i w ś r o d o w i s k u f l u i d a 1- n y m, po zbudow aniu sobie odpow iedniej form y z m a teriałó w poprzednich, a porzuceniu nieużytków .
83
D o datkow ym a ciekaw ym szczegółem u kijanki jest, że jeżeli w pewnej chw ili n i e p o z w o l i ć j e j ć w i c z y ć s i ę w przy szlem środow isku życia, t. j. oddychania p o w ietrzem : n i e z a m i e n i s i ę n i g d y n a ż a b ę . P o zostan ie na zaw sze k i j a n k ą . R ozrośnie się i m oże ż y ć bez przeszkód, ale w i e l k a p r z e m i a n a j e s t d l a n i e j n a z a w s z e z a m k n i ę t a . Musi z a p o b y t u w w o d z i e w y ć w icz y ć w sobie org an y konieczne dla sw ojej p rzem iany. O ile teg o nie uczyni (np. p rz y trz y m a n a siatk ą w ak w a
rium pod w odą, bez m ożności w p ły w a n ia na w ierzch) — ziem ia nazaw sze pozostanie dla niej krain ą legendy i niedostępnym „ cz w a rty m w ym iarem ".
A n a l o g j a t e g o f a k t u j e s t n i e o g a r n i o n e j w a g i . O grom ne znaczenie, jakie religja kładzie na odpow iednie w y k o r z y s t a n i e ż y c i a dla jakiegoś bliżej nieokreślonego, ale niezm iernie doniosłego o s i ą g u , może m ieć sw oje niespodziew ane w form ie, ale n i e o m y l n e w t r e ś c i o d p o w i e d n i k i . I nie je st w ykluczone, że w łaśnie ć w i c z e n i e w s o b i e z a ż y c i a p e w n y c h w ł a d z i s t a n ó w je st kluczem do tego, co się n a z y w a ogólnie „ ż y c i e w i e c z n e “ w przeciw staw ieniu do faktu śm ierci.
F a k t śm ierci w ów czas jest tylko f a z ą p r z e m i a n y , nie zaś k resem ew o
lucji jednostki, jak to z b y t ry c z ałto w o się utarło.
W y n ik ałab y stąd jeszcze d o d atkow a ew entualność, że ow o pozornie
„m isty czn e“ przeb y w an ie w z aśw ia ta ch ludzi, skupionych na życiu ducho- w em , m oże b y ć ty lk o w y r a b i a n i e m s o b i e — nieśw iadom ie z resztą — o r g a n ó w p s y c h o f i z y c z n y c h , koniecznych dla p rzeb y w an ia w nim po rozłączeniu z ciałem fizycznym n a s t a ł e . N iezależnie od ich indyw i
dualnego osiągu, pełnią oni w ielką r o b o t ę o r g a n i c z n ą d la całej ludz
kości. K ażdy udoskonalony organizm , o bog atszem uposażeniu niż poprzedni, s tw a r z a dla n a tu ry p r e c e d e n s d o z b u d o w a n i a j e s z c z e d o s k o n a l s z e g o i je st stopniem w ogólnej ew olucji ludzkości, jak o gatunku, z h o m o s a p i e n s przerab iająceg o się p racą w iek ó w n a h o m o s p i r i t u a l i s .
Asceci, m isty cy i szó sto zm y sło w cy są p r ó b n y m i e g z e m p l a r z a m i natu ry , budującej na organizm ie czło w iek a d a l s z e o r g a n a , dla o g arn ięcia d a l s z y c h m o ż l i w o ś c i .
Z w racam y u w agę przed ew szy stk iem na p rz y szłe psychofizjologiczne możliw ości, jakie czekają ludzkość, g d y ż nie sk o ń czy ła o na jeszcze b y n aj
mniej sw ojej ew olucji organicznej. Od analizy m ożem y o czek iw ać w sk a zów ki, w jakiem m iejscu, w obrębie sy stem u człow ieka, je st m ożliw a dalsza je g o ew olucja organiczna“ — m ówi K arol R ahn w sw ojem b a rd z o gru n to w - uem studium „N auka a życie religijne '.
W k ażd y m razie ludzkość dnia dzisiejszego — to k ijan k a gatunku ziem no- p o w ietrzn eg o , k tó ra w y ra b ia sobie drogi dojścia w ś w ia t pow ietrzno-fluidalny
— inny niż ten, w k tó ry m żyje dziś. G dzie jest jednak ów gru czo ł szóstego zm y słu ? W szy szy n ce, ta rc z y cy , splocie słonecznym , c zy w ich odpow ied
nikach fluidalnych? Są to p u n k ty oczekujące na czas, g d y nauka sk ieru je na
reszcie n a hiperfizyczne m ożliwości ludzkie sw oje zw rócone głów nie k u g w ia
zdom i drobnoustrojom — reflektory.
M ożna jednakże słu szn ie zarzucić, że p rzem iany ż y w e g o organizm u nie stanow ią p rz y k ła d u dla przem ian p o z g o n n y c h , k ied y ciało zam ienia się w m asę bezk ształtn eg o śluzu. Niemniej n a tu ra z o sta w iła nam i tu p rece
den s ta k w y b itn y , że sam a jego niezw y k ło ść od tysiącleci fascynuje w y 84
obraźnię myślicieli. J e s t to w łaśnie przykład, k ied y z f o r m y p o p r z e d n i e j , zam ienionej w b e z k s z t a ł t n y ś l u z , p ow staje nieznanym d y n a
mizmem k s z t a ł t n o w y . J e s t od poprzedniego o d m i e n n y , w stosunku do niego n a d r z ę d n y i zao p atrzo n y w n o w e m o ż l i w o ś c i dawniej mu niedostępne.
J e s t to p recedens p rzem ian y gąsienicy w m otyla.
Z astan ó w m y się chw ilę n ad tern, jak to się dzieje.
N ajprzód gąsienica bard zo dużo je, jak to się zd arza ludziom, m ającym w ykonać ciężką p ra c ę fizyczną, a także niek tó ry m m edjom p r z e d m a t e r i a l i z a c j ą (sły n ą ł z tego Jan Guzik), kiedy p race te m uszą w ykonać k o s z t e m w ł a s n y c h t k a n e k , w y d z i e l a j ą c j e n a z e w n ą t r z .
Potem zaczy n a w ydzielać n azew nątrz istotnie nić, k t ó r ą s i ę o m o t u j e dokładnie, jak całunem . Musi się zab ezp ieczy ć ty m kokonem od z e w n ątrz, jak fakir, k tó ry się każe zło ż y ć d o grobu, zab ezpieczając swoje ciało.
Kokon tw ardnieje i zasklepia liszkę.
G dy się o tw o rz y tak i kokon po jakim ś czasie, niem a już w nim g ą s i e - n i c y . J e s t k u p k a ś l u z u , bez k szta łtu i zn ak u życia. J e s t ciało w stanie k o m p l e t n e g o r o z k ł a d u , j ak c i a ł o c z ł o w i e k a w g r o b i e .
I oto po jakim ś czasie z teg o śluzu ukształto w u je się m otyl i p o rzuciw szy część łusk na p rzep ad łe, jako nieużytek, ulatuje w przestrzeń ku now ej fazie sw ojego istnienia. N ietylko u form ow ał się z rozkładającej się gąsienicy, ale jeszcze w y p ra c o w a ł sobie n ad to n a d r z ę d n e w stosunku do niej n a r z ę d z i e i s t n i e n i a : sk rzy d ła.
Nie m am y pow odu rozw odzić się n ad p o rażającą techniką tego p rece
densu n a tu ry : je st w y m o w n y sam d ostatecznie. Z auw ażm y tylko, że g d y b y n ow a k o n sy ste n c ja m otyla b y ła m n i e j w i d o c z n a , np. jak p raw ie jedno
lite z w o d ą m o rsk ą k s z ta łty ukw iałów , lub jeszcze od nich niklejsze: mogli
b y śm y n i g d y n i e d o s t r z e c w y łan iająceg o się z pod kokonu m otyla i przyjęlibyśm y, że liszka ro zło ży ła się i p r z e s t a ł a i s t n i e ć .
Nie m am y żadnej logicznej niem ożliw ości w przypuszczeniu, że faza ś m i e r c i po złożeniu ciała w grobie je st tak że f a z ą s w o i s t e j p r z e m i a n y g rubego organizm u w inny, nierów nie lotniejszy, k tó reg o lotność nie je st zaznaczona, jak u m otyla, sk rzy d łam i, ty lk o s a m ą k o n s y s t e n - c j ą now ego ciała, jeszcze mniej różniącego się od atm osfery, jak ukw iał się różni od w ody.
Jed n ak ukw iał się r ó ż n i o d w o d y . C zy m am y zatem jakieś dane u chw ytne zm ysłam i, że takie p r ó b y r e k o n s t r u k c j i c i a ł a istnieją i dają się zao b serw o w ać, ab y śm y z dziedziny przy p u szczeń i analogii, które m ogą b y ć pozorne, p rzeszli na g ru n t ek sp ery m en taln y ? Inaczej, c zy p róby rek onstrukcji pozgonnej c ia ła d ad zą się w n a tu rz e sk o n sta to w a ć j a k o z j a w i s k o , z m y s ł o m w tej c zy innej m ierze p o d l e g ł e , i jakie są?
S k o n statu jem y tu ry czałto w o , że p r ó b y t a k i e w n a t u r z e i s t o t - n i e s ą i że idą one głów nie czterem a drogam i:
1. rew o lu cy jn ą drogą odbudow y ciała, nietrw ale i szybko: m aterializacja;
2. ew olucyjną drogą odb u d o w y ciała, pow oli i trw a le : ciało fluidalne;
3. zach o w aw czą d ro g ą o dbudow y ciała p rz e z p o w tórzenie daw nej form y b y tu : reinkarnacja;
3. w steczną drogą odbudow y ciała, nadżyw otność pozgonną i jej aber
racje
K ażdą z ty c h d róg ro z p a trz y m y w jej specyficznych przejaw ach.
85
Wincenty Lutosławski (Kraków)
Główne prawdy
Ciąg dalszy.
W n ie k tó ry c h tezach, ja k ju ż to z a zn acz y liśm y w p o p rzed n im n-rze, n ie zg a d zam y się z w y w o d am i Sz. A u to ra — ocenę p o z o sta w ia m y C zytelnikom , (red.)
14. S p iry ty zm m a c h arak ter se k ty religijnej, k tórej o b rząd ek polega na w y w o ły w an iu duchów , p rzez pow odow anie p rzelotnych w cieleń nieboszczy
kó w w ciało istot niezrów now ażonych, k tó re n azy w am y m edjam i. Jeśli p o tę piam y p ro sty tu cję, czyli oddaw anie ciała k o b iety nie kochającem u obcem u m ężczyźnie, to tem bardziej trz e b a potępiać oddaw anie ciała m edjum n iezna
nem u obcem u duchow i, k tó ry nie zaw sze b y w a tym , z a kogo się podaje, t o j e s t n a j p o t w o r n i e j s z a p r o s t y t u c j a . C iało je st nam dane jak o narzędzie d u szy i me w olno go lekkom yślnie o d daw ać kom uś nieznanem u.
J e s t to niem oralne i szkodliw e. W zględnie jeszcze najniew inniejszą form ą takiego udzielania części w łasnego ciała obcem u duchow i je st auto m aty czn e pisanie. Ale czy tałem setki to m ó w takich rzekom ych objaw ień, znalem dobrze w iele osob z ab aw iający ch się au tom atycznem pisaniem i w ty c h sk ry p tach nie znalazłem niczego, coby m iało jaką w artość. I ow szem , zauw ażyłem , że te duchy, k tó re się w ten sposób objaw iają, pod p retek stem w y ż sz e j m ądrości o dstręczają sw oich przy jació ł od Kościoła i p o zbaw iają ich w ia ry religijnej, co budzi podejrzenie, że to s ą duchy złe, czyli djabli. Z nany Stainton M oses pod w p ły w em swoich niew idzialnych k ierow ników utracił w ia rę ; w iele po dobnych p rz y k ła d ó w poznałem . Jeste m przeciw nikiem w iw isekcji i w szelkich dośw iadczeń fizjologicznych, któ re narażają z w ierzę ta na cierpienie. D la po
dobnych pow odów jestem przeciw nikiem w szelkich badań m etapsychicznych, któ re m edja p o zbaw iają w ła d zy n ad sw em ciałem . M ając niezliczone w życiu po tem u okazje, nigdy w życiu nie b rałem udziału w ż ad n y m seansie sp iry ty sty czn y m . N igdy nie byłem ciekaw żadnej m a te ria liz ac ji.') Jed n ak znam dobrze ty siące tom ów lite ra tu ry s p iry ty sty c zn e j i p rzez po ró w n an ie św iad ectw spi ry ty stó w z w łasnem dośw iadczeniem w ew n ętrzn em doszedłem do b a rd z o jasnego w y o b ra ż en ia o różnych gatunkach duchów i o ż y ciu pośm iertnem .
15. Ś m i e r ć dla tych, co się w yzw olili od żąd z cielesnych, je st najm ilszą chw ilą w życiu i o tw ie ra ogrom ne ho ry zo n ty . U w alnia nas ona od ch o ro b y i zm ęczenia, pozw ala m om entalnie p rzenosić się z m iejsca na m iejsce, c zy tać k siążki w e w szy stk ich bibliotekach nie ru szając ich z półek, przen ik ać tajem ni
ce u k ry ty ch sto su n k ó w m iędzy ludźmi, b yć św iadkiem najtajniejszych ro zm ó w i czynów , podziw iać dzieła sztuki na całej ziemi, a m oże n aw et na innych św iatach , ob co w ać z najznakom itszym i ludźmi różnych czasów , d o w ia d y w ać
) Tg p rz y z n a n ie się a u to r a , że „n ig d y n ie b r a ł u d z ia łu w ża d n y m s e a n s ie i m e b y ł ciek aw ża d n ej m a te r ja liz a c ji“, p rzy w o d zi n a m y śl o k re ś le n ie przez O chorow icza („Z jaw isk a m e d ju m ic z n e “) pew n eg o k r y ty k a ty c h zjaw isk , k tó ry
„ m ia ł o n ic h w yro b io n e p rz e k o n a n ie , o p a rte n a n iezn ajo m o ści p rz e d m io tu “. Jest z re s z tą w ięcej ta k ic h u cz o n y ch — p rzy to czy ć w y sta rc z y d r a A. M oll’a w B e rli
n ie — k tó rz y k r y ty k i sw e p is z ą p rzy b iu rk u , n ie w id ziaw szy w cale z ja w is k o m a w ian y c h . (S w itkow ski)
się o w szystkiem , co przeżyli za życia i po śm ierci ludzie nam bliscy, k s z ta ł
cić się i badać rze cz y w isto ść ze w szech stron.
Ale dla niew olnika żądz, dla pijaka, palacza lub rozpustnika, k tó ry nie obudził w sobie za ży cia szerszy ch zain tereso w ań , nie pozna! B oga, nie kochał ludzi, śm ierć je st straszn em nieszczęściem , pozbaw ieniem zadow oleń, około któ ry ch się ob racają w sz y stk ie jego p o żądania. Ci ludzie cierpią piekło i łakną najrychlejszego now ego w cielenia, choćby w najgorszych w aru n k ach , co zw ykle osiągają.
16. To, co w doczesności znam y jako pragnienie w szechstronnej w iedzy, tylko po śm ierci m ożem y zaspokoić. P o n iew aż dla filozofa to pragnienie jest silniejsze, niż jak ak o lw iek żąd za zm ysłow a, filozof po śm ierci będzie szczęśli
w ym , o ile nie będzie m iał ciężkich g rzech ó w do odpokutow ania. Na ogół go rące pragnienie w ie d zy zabezpiecza p rzed groźniejszem i pokusam i. Filozof przez całe sw e życie p rzygotow uje rozkosz śm ierci. J e s t w każdej chwili gotów opuścić sw e ciało, ale w ie, że na to trz e b a zasłu ży ć i nie w olno p rz y spieszać w yzw olenia. S a m o b ó j c a zaw sze znacznie p o g arsza w arunki sw e
go ży cia i, jeśli ucieka od stosunków nieznośnych, zaw sze napew no natrafia na daleko jeszcze gorsze.
17. Im dłużej żyję, tern m n i e j w ierzę w skuteczność w y chow ania. Każdy człow iek je st przed ew szy stk iem takim , jakim go uczyniły ty siące m inionych ż y w o tó w i obecny ż y w o t nie w iele m oże do te g o dodać. T ru d n o je st w y ch o w aniem usunąć takie w rodzone skłonności, jak zazdrość, gniew , zm ysłow ość, g w ałtow ność, bojaźliw ość. M ożna ty lk o nau czy ć człow ieka zew n ętrzn y ch form ob co w an ia z innymi ludźmi. M ożna n auczyć języków , pisow ni, ale nikogo nie nau czy m y pisać o ryginalnym stylem ani jasno w y ra ż a ć m yśli. W y ch o w y w ałem wielu, ale bardzo m a to m ogłem im pom óc. W szy scy moi uczniowie zupełnie się ode mnie uniezależnili i k ażd y p oszedł sw oją w ła sn ą drogą. Sam ich w y zw alałem św iadom ie od m ego w p ły w u i w każdym szanow ałem jego w łasn e dążenia.
18. P o dobnie też coraz mniej ufam o r g a n i z a c j o m s p o ł e c z n y m . W olę osobiście opiekow ać się znanym i m i nędzarzam i, w nikać w w arunki ich ży cia i p om agać im w trudnościach, niż przy jm o w ać udział w to w a rz y stw a c h dobroczynności. P rag n ą łb y m zm niejszyć ucisk, jaki w y w ie ra społeczeństw o na jednostki. W szelk a pro p ag an d a ten d encyjna je st mi w strę tn a. O dy osobiście poznałem Piłsudskiego, m iałem do niego w y ra ź n ą sym patię i rozum iałem jego p rzew ag ę nad D m ow skim . Ale przesad n e h o łd y pośm iertne zach w iały m ojem zaufaniem do trw a łe g o znaczenia jego w p ły w u . T a fikcja nadludzkiego b o h atera w y d a ła mi się w ięk szy m fałszem , niż ro m an ty czn a m iłość kobiety lub tajem na w ied za okultysty.
19. Życie każdej jednostki je st jej osobistem zadaniem , w k tórem k ażd y człow iek m a obfitą pom oc łaski Bożej. W ię k sz a część ludzi łask ę odrzuca, ulega pokusom duchów zły ch i dlatego błądzi, a potem ciężko pokutuje; za mniejsze g rzech y w doczesności, a z a w iększe po śm ierci. Ale k to chce p rz y jąć łaskę, ten znajdzie sw oją w łaściw ą drogę. P ra c a nad sobą polega na pokonaniu złych skłonności i uczuć ujem nych: gniew u, strachu, zazd ro ści, nienaw iści, lek cew ażen ia i p o g ard y dla bliźnich, fałszy w y ch preten sy i i na ćwiczeniu się w uczuciach dodatnich m iłości, litości, ofiary, pośw ięcenia, m iłosierdzia, w y rozum iałości dla bliźnich. P rz e z m edytację u p rzytom niam y
87
sobie, co p raw d ziw ie w iem y i odróżniam y fałsz od praw dy, złudzenie od rzeczy w isto ści. P rze z kontem plację opróżniam y św iadom ość z w szelkiej z b y tecznej tre ści i sięg am y do natchnień B ożych. P rz e z m odlitw ę zyskujem y św iatło, siły, radość.
20. Podnieść poziom ży cia społecznego m ożna ty lk o p rzez podniesienie poziom u m oralnego i u m y sło w eg o jednostek, a to się czyni o d ś r o d k a w każdej duszy. D ziałanie na zew n ątrz daleko m niej osiąga, niż p r a c a n a d s o b ą sam ym . Ale słu żb a bliźnim je st obow iązkiem i podnosi nas sam ych.
N ajw ięcej m ożem y zdziałać zew nętrznie, gd y uw zględniam y św iadom e p o trz e b y bliźnich i usiłujem y je zaspokoić, nic im nie n arzucając o d siebie.
21. Europa przechodzi k ry z y s etaty zm u , k tó reg o p ierw szy m objaw em b y ł m ięd zy n aro d o w y socjalizm. C hęć p rzerab ian ia ludzi od z ew n ą trz i n a d m i e r n e g o w t r ą c a n i a s i ę p ań stw a do ży cia jednostek je st n i e d o - r z e c z n ą i bezow ocną, w ięc nieuchronnie nastąpi reakcja. N aród, k tó ry p ie rw szy się z z araz y etaty zm u w yzw oli, u toruje drogę innym narodom . C hciałbym , ż eb y to b y ła Polska.
22. Środki tej reform y społecznej są n astępujące:
1. ogrom ne ograniczenie liczby urzęd n ik ó w i w y m a g an ie od nich w y bitn y ch kw alifikacyj u m y sło w y ch i m oralnych.
2. ograniczenie czynności p a ń stw a do teg o co niezbędne i zniesienie zbyteczn y ch form alności.
3. Zm niejszenie liczby p o słó w i sen a to ró w i stopniow e zw iększanie w ła d z y izby w y ższej, aż sen at złożony z kilkudziesięciu ludzi o najw y ższy m poziom ie w y starcz y , i izba niższa stanie się zbyteczna.
4. Tłum ienie nam iętności politycznych przez ukazanie szerszy m kołom isto tn y ch zadań człow ieka na ziemi.
5. Zniesienie p a rty j politycznych i pozostaw ienie polityki p rzew ażnie zaw odow ym politykom , m ającym ku tem u uzdolnienia, w y so k ie w y k sz ta ł
cenie zaw odow e, o raz niezbędne kw alifikacje m oralne.
23. O rganizacja polityczna je st to p rz y m u so w y zw iązek w szy stk ich o b y w ateli p ań stw a, podczas gd y organizacja społeczna jest dobrow olnym zesp o łem ochotników dla określonego celu. Stopniow o pow inny c o raz to więcej p rz e w aż a ć organizacje społeczne nad org an izacją polityczną, jak w y k azałem w „ P ra c y narodow ej" i w dziele „Jak rośnie d o b ro b y t? ", k tó re w pełni po
tw ierd zam . ą „
K. Chodkiewicz (Lwów)
Sen a rzeczywistość
V III. S y m b o lik a m a rz e ń sen n ych .
Z ajm iem y się te ra z sy m b o lik ą m a rz e ń sennych. P rz y ró ż n o ro d n o śc i sy m b o lik i, ja k im i p o s łu g u je się św iad o m o ść „ k się ż y c o w a “ , u d e rz a n as c ie
k a w y szc z eg ó ł a m ianow ice to , że w y ją tk o w o ty lk o m a m y d o czynienia w m a rz e n iac h sen n y ch z b e zp o śre d n im o b ra z em czy zap o w ie d z ią , k tó ra b y 88
się d o sło w n ie sp ra w d z iła czy o d p o w ia d ała p o d ło ż u , z ja k ie g o p o w stała , a re g u łą j e s t g łę b o k i sy m b o lizm , k tó ry trz e b a d o p ie ro um ieć ro zezn ać i w y tłum aczyć. Z d a rz a ją się n a w et w y p a d k i — s w o ją d ro g ą zu p ełn ie w y ją t
k o w e — że sen o d b ija c zy zap o w ia d a co ś ró w n o cześn ie o b o m a sp o so b am i, t. zn. i w p ro s t i d ro g ą sy m b o lu . Z atem p rz y tłu m a c ze n iu sn ó w m usim y się liczyć p rz e w aż n ie z tern, że g d y b y śm y d an y o b ra z sen n y chcieli tłu m aczy ć w p ro s t niesy m b o liczn ie — d o stan iem y zw ykle m ieszan in ę i g m a tw a n in ę f a k tów , z d arze ń i o b razó w , k tó r a b ędzie zu p ełn ie, b ez sen su a w y ja śn ie n ie będzie m o żliw e d o p ie ro i je d y n ie d ro g ą sy m b o lu .
W eźm y p r z y k ła d 1): W ieśn iak o w i śni się, że w y c iąg a sobie z u s t całk iem zd ro w y ząb, p o te m w idzi w iele o k rę tó w bez m asztó w . Na je g o p o d w ó rz u stoi w ięk szy o k rę t, k tó ry p o b o k a ch m a ja k o w zm o cn ien ie 12 żelazn y ch k la m e r, z k tó ry c h je d n e j b ra k u je . C ieszy się, że j e g o o k rę t j e s t n a jle p sz y . G dy sk o ń czy ł liczyć k la m ry , sły szy na o b e jśc iu sąsia d a w ielki hu k . B iegnie tam i w idzi, że się z aw aliła o b o ra i s tercz y je sz c z e tro c h ę m uru. P o ł o w a b y d ła z o sta ła zg n ie cio n a a d ru g ą p o ło w ę sm u tn y w łaściciel p rz e p ęd z a do s zo p y s to ją c e j n aprzeciw .
Co ro b ić z tą g m a tw a n in ą o b ra z ó w , je ślib y się j ą chciało tłu m aczy ć w p ro s t a nie sym b o liczn ie?! Rzecz nie m iałab y zu p ełn ie sensu. T rze b a b y c h y b a po w ied zieć, że śp iąc e g o b o la ł ząb, co się o d b iło w śnie ja k o w y jm o w anie z ęb a (sen fiz jo lo g ic z n y ), że d a le j k ie d y ś w idział o k rę ty i stą d p a m ięciow e o d b icie o k rę tó w w e śnie (sen psy ch iczn y ). T o sam o je s t z o b o rą sąsiad a, k tó r ą w ieśn iak w id ział co d n ia. Z atem m ieszan in a sn ó w p o w stały c h na p o d staw ie p o d n ie t ró ż n e g o ro d z a ju , z le p e k b ez sensu!
T ym czasem sym b o liczn ie w zięty se n te n m iał pew ien sens. W ieśn iak o p o w ied ział g o d r L o m ero w i 9 lis to p a d a 1918. D r L o m er p rz e p ro w a d ził n a ty c h m ia st a n alizę sn u i zap o w ied ział w ieśn iak o w i, że u tr a ta zęb a z a p o w iad a ja k ą ś s tra tę , k tó r a o d n o siła się d o trz o d y —- ty lk o nie m ó g ł w pasc na to , co o z n a c z a ją ow e o k rę ty b ez m asztó w . D nia 14 lis to p a d a p rz y słał w ieśn iak list, w k tó ry m p o w iad a, że m a te rja ln a s tr a ta ju ż n a stą p iła , b o z ło d z ie je z arzn ę li m u w o b o rz e i s k ra d li 14 tłu sty c h gęsi, k tó re m iał sp rz ed a ć d o m ia sta. S ąsiad o w i u k ra d z io n o ty lk o 11, b o 14 ju ż p rz e d te m sam z arzn ą ł.
Tern sam em w y ja śn ił się sy m b o l o w y ch o k rę tó w bez m asztó w — św iad o m ość k sięży co w a o k re ś liła w te n sp o só b g ę si a ciekaw em by ło i to , że sąsiad stra cił p ra w ie p o ło w ę sw ych gęsi. T u ta j znów zg n iecio n e p rz e z z a w a lo n ą o b o rę b y d ło m iało p rz e d sta w ia ć s k ra d z io n e g ę si sąsiad a.
B ad an ia n ad sy m b o lik ą m a rz e ń sen n y c h s ię g a ją w p ra d a w n e czasy.
L udzie d a w n y ch e p o k , ż y ją c y w ięcej in sty n k te m ja k o ro zu m em , b liżsi byli s tre fy a s tra ln e j, więc w łaściw ej s tre fy sn ó w i p o d św iad o m ie w yczuw ali, że sen je s t b ra m ą i w ro ta m i w św iat a stra ln y i w p rzy szło ść. W idzieli o n i w sn ac h p o śre d n ią d r o g ę do k o m u n ik o w a n ia się z zaśw iatem . T łu m aczen ie sn ó w s ta ło się u d z ia łem k a p ła n ó w o d p o w ie d n io d o te g o p rz y g o to w a n y c h a n a w e t s p e c ja ln y c h k a s t w ró żb itó w , w ró ż ą cy c h ze sn ó w (o n e j ro m an c ja ) i tłu m a c zą c y c h sny. W p ra w d zie w b ib lji M o jżesz p o m s tu je n a w iarę w sny, ale z d ru g ie j s tro n y sa m a b ib lja d o ść c zęsto o p e ru je snam i, j a k np. sen J a k ó b a , sn y A b ra h a m a, a p ro r o k D aniel sław ę sw ą u zy sk ał tr a f n em w y k ła dan iem snów . C ałe życie d aw n y ch B ab ilo ń czy k ó w re g u lo w a n e b y ło w e d łu g
‘) L o m er: Die W e lt d e r W a h rtr ä u m e , s tr. 8.
89
w y k ła d n i snów , z w iązan y ch z w y k ład n iam i a stro lo g ic zn e m i, a nazw a C h a l
d e jc zy k ó w b y ła np. je sz c z e u S tra b o n a u ż y w an a n a o k re śle n ie w ró żb itó w ze snu. Z o p o w ia d a ń H e ro d o ta w ynika, że i P erso w ie nie zan ied b y w ali o n e jro m a n c ji, a m a rsz K serk sesa na G re c ję b y l w y nikiem o d p o w ie d n ie g o sn u w ieszczego.
Z czasem o n e jro m a n c ja s ta ła się w p ro s t n a u k ą. U ło żo n o cały s ze re g re g u ł tłu m a c ze n ia sy m b o lik i s e n n e j, o p ie ra ją c się częściow o n a g r z e c y fr i lite r.’) G dy A le k sa n d e r W ielki p rz e z p a rę m iesięcy nie m ó g ł zd o b y ć m iasta T y ru w F en icji, m iał p e w n ej no cy sen : w idział n a ta rc z y ta ń c z ą c e g o s a ty ra (p o g re c k u o ifu p o j). O n e jro m a n c i z a ję li się tern sło w em , rozd zielili je n a „ s a “ — co zn aczy p o g re c k u „ tw o ja " i „ ty ro s " , tzn . m ia sto T y r i p o w ie dzieli, że se n o zn acza, iż T y r z o sta n ie z a ję ty . N a to A le x an d e r n a ty c h m iast zarzą d z ił sztu rm i fa k ty c z n ie zd o b y ł m iasto. W w a żn ie jsz y ch w y p a d k ac h s p e c ja ln ie szk o lo n y c h k a p ła n ó w (m e d ja ) p o g rą ż a n o w sen (m a g n e ty c zn y ) i w czasie te g o sn u z a się g a n o rad y . T o sam o ro b io n o p rz y leczeniu w św ią
ty n iach . U lu d ó w P ó łn o c y k a żd y w ódz czy b o h a te r m ial sw e g o d u c h a - o p ie k u n a , k tó r y m u w e śnie d aw ał rad y . K rim hilda śni o zam o rd o w an iu Z y g fry d a , w p ro lo g u do „D ziew icy O rle a ń s k ie j" T ib o t o p o w ia d a, że w e śnie w idział ją , j a k z a s ia d ła na k ró le w sk im tro n ie . P rz e p ię k n ą w iz ję s n u je p rz e d nam i E. S ch u re, g d y o p isu je , j a k p rz o d o w n ik a ry js k ie j ra sy usnął p o d dębem , sw em u lu b io n em drzew em . W e śn ie ty m Ram u jrz a ł sw eg o d u ch a o p ie k u ń c z e g o w b ia łe j szacie d ru id a i te n p o d ał m u w sk a z a n ia j a k m a o calić A rjó w i p ow ieść ich h e n d a le k o n a W sc h ó d .’)
B ad an ie sy m b o lik i sen n e j m ia ło c h a r a k te r ściśle d o św iad czaln y i nie j e s t żad n em fa n ta z jo w a n ie m . Z au w ażo n o ju ż d aw n o , że pew ne sta n y p sy ch iczn e, w y p ad k i i z d arze n ia w y ra ż a ją się w św iadom ości księży co w ej p ew n y m i s t a ł y m i sy m b o lam i. D o św iad czen ia te n o to w a n o , r e j e s t r o w an o , p o ró w n y w a n o i z nich w y c iąg a n o k o ń c o w e w nioski. Z atem tre ś ć ro z m a ity c h p o p u la rn y c h sen n ik ó w nie j e s t w zięta z p o w ie trz a , a le o p a rta na d o św iad czen iu i to n a d o ś w i a d c z e n i u w i e k ó w ! D o św iad czen ia te tk w ią rów n ież w p o d a n ia ch lu d o w y ch , p rz y sło w iac h i zab o b o n a c h . S e n niki, j a k n p .: W ielk i tłu m a c z snów , W y ro c zn ia snów , W ielk i C a g lio stro są ciek aw em i k o m p ila c ja m i, o p a rte m i n a d o św iad czen iach hin d u sk ich , c h a l
d e jsk ich , p ersk ich , a ra b sk ic h i g re c k ic h . P ierw szą ta k ą k o m p ila c ję zestaw ił H ie ro n y m u s C ard an u s.
Że p ó ź n ie jsz e sen n ik i (a i d z isiejsz e) fo rm ą sw ą p rz y sto so w a n e są ra c ze j d la słu żący ch i g m in u — nie ich w tern w ina. K lasa o św ieco n a, z m a te ria liz o w a n a do o statn ich m ożliw ych g ra n ic u z n a ła sen, ta k z re sz tą ja k i m yśl, za fiz jo lo g ic z n ą fu n k c ję o rg a n iz m u i tłu m a c ze n ie m sn ó w się nie z a jm o w a ła , silą rzeczy zatem po zio m ty ch sen n ik ó w p rz y s to so w a ł się fo rm ą d o u p o d o b a ń gm inu.
j a k o p ie rw szą zasad n iczą cechę sy m b o lik i s en n y c h m a rz e ń w y m ienim y j e j n e g aty w n o ść . Św iat a stra ln y m a się ta k do n a sz e g o św iata fizyczno- e te ry c z n e g o , ja k klisza fo to g ra fic z n a d o o d b itk i na p a p ie rz e. J e s t w zo rem , pie rw o w z o re m fo rm i z d arze ń św iata fizy czn eg o . Z atem ta k j a k i p ły ta fo to g ra fic z n a j e s t n e g a t y w e m w sto su n k u d o p o z y t y w u fizycz-
’) P o r. p rz e d w o je n n ą lo te rię n u m e ro w ą.
’) E. S c h u re : W ielcy w tajem n iczen i, s tr . 23.
90
neg o . P rze p ię k n ie to u jm u je S ed ir — n a tu ra ln ie ja k o m isty k b ierze rzecz całą ze stan o w isk a m o ra ln o -m isty c z n e g o . M ów i on , że4) „w szelk ie cierp ien ie cielesne je s t rad o ścią d u ch o w ą i o d w ro tn ie — g d y p lą c ze się w e śnie, g d y się je s t ran n y m , b ęd ą to d la o so b o w o ści z e w n ę trz n e j p rz y je m n o ści, uśm ie
chy i p o w o d z en ia “ . Sny np. m u zy k i, śpiew u i ta ń c ó w z w ia stu ją boleści m o raln e, ślub często o z n ac z a p o g rz e b , śm ierć c zęsto o zn acza życie. N a to p ra w o k o n tra s tu i tę n e g a ty w n o ść sy m b o li s en n y c h z w ra c a ją u w a g ę tacy nau k o w i b ad ac z e , j a k F reud i S te k e l.
D ru g ą z cech o g ó ln y c h sy m b o lik i księży co w ej j e s t p o d w a ja n ie i p o w ta rzanie. B adacze te j d zied zin y z w ra c a ją n a to u w a g ę 6), że sen , je śli chce p rzed czem ś usiln ie p rz e strz e c w ja k ie jś w a żn e j d la śn iąc e g o sp raw ie p o w ta rz a się. J e ś li zatem ja k iś sen w ró ż e b n y p o w tó rz y się n am k ilk a razy - nie n a le ży g o n ig d y lekcew ażyć. T o sam o je s t z p o d w a ja n ie m się sy m b o lu . Jeśli się np . w id zi w e śnie k o g o ś i je g o s o b o w tó ra ró w n o cześn ie np. le ż ą cych i śp iący ch na 2 łó żk ach , to j e s t to zw ykle zap o w ied ź śm ierci d a n ej o so b y . W sy m b o lice k sięży co w ej sen czę sto o z n ac z a śm ierć a to p o d w a ja n ie m a u w y d a tn ić p e w n o ść p rz e p o w ied n i. T o sam o p o d w a ja n ie sy m b o lu z d a rz a się p rz y sn ac h fiz jo lo g ic z n y c h i p sychicznych.
P rz y s tą p im y te ra z do sy m b o li sp ec ja ln y c h . W ięc p rz e d ew sz y stk ie m to, co n a jb a rd z ie j w k ra c za w u ta jo n e d zied zin y psy ch ik i lu d z k ie j, w ięc obaw a p rz e d c h o ro b ą i śm iercią. J a k się c h o r o b a is tn ie ją c a czy g ro ż ą c a i z b li
ż a ją c a się śm ierć w y ra ż a w sym b o lice k sięż y c o w ej?
M am y tu s z e re g stały ch sy m b o li. S tek el z eb rał d u ży m a te rja ł d o św iad c za ln y i p o le c am d o p rz e stu d jo w a n ia b a rd z o cie k aw y o d n o śn y ro zd ział je g o k sią ż k i.1) P rz y k ła d ó w nie b ę d ę ju ż p o d a w ał, z n a jd z ie j e c zy teln ik rów nież w c y to w an y c h d o tą d p ra c ac h L o m era, F re u d a i F isc h e ra D efoy.
Sym bolam i ś m i e r c i są c zęsto : w esele"), p o d ró ż p o w ro tn a do dom u, szy b k a ja z d a i zn ik a n ie w dali, ro zp ły w a n ie się d a n e j o so b y w nicość, w y la ty w a n ie d a n e j o s o b y p rz e z o tw a rte o k n o n a ulicę. Z ap o w ied zią śm ierci je st, g d y k to ś się n a g le zam ien ia w p ta k a i u latuje*), źle w ró ż y g d y np.
d zieck o w y ra sta n a g le n a o lb rz y m a , a lb o g d y d o ro s ły m a le je do ro zm iaró w k a rz e łk a . J e śli się k o g o ś w d ro d z e p rz e p ęd z a , to znaczy, że się g o p rz e ży je.
J e śli d aw n o z m a rły z ja w ia się w e śnie i g w a łto w n ie cią g n ie ze so b ą, zw ykle je s t to z ap o w ie d z ią śm ierci d a n e j o soby.
C zasam i w y stę p u je śm ierć „ o so b iśc ie “ ja k o k o stu sia , m g lista o so b a w czerni, p o s ta ć w biały m cału n ie. K o lo ry : biały , c zarn y , fio le to w y i zie
lo n y są s p e c ja ln ie fa w o ry z o w an e w sy m bolice śm ierci. D alszym i sy m b o lam i są: d ro g a w ciem ność, d ro g a w niezn an e, d ro g a s tro m a i sp ad zista.
„ D ru g a s tr o n a “ , więc św iat p o z a g ro b o w y , w y ra ż a się czasem ja k o d a le k o leżące b łę k itn e g ó ry a lb o w ielk a, sp o k o jn ie p ły n ą c a n ieb iesk a rzeka.
M arsz p o s tro m e j d ro d z e i z ejśc ie w ta k ą n ieb iesk ą rz e k ę w sk a z u je zw ykle n a b lisk ie p o ż e g n a n ie się z życiem . C. d. n.
*) S e d ir: S iły m isty czn e , str. 94.
5) D r G. L o m er: Die M y stik d es T ra u m e s , s tr . 23.
') Die S p ra c h e d e s T ra u m e s . . . ,
2) N iem ieck ie w y ra ż e n ie „H o ch zeit“ m o ż n ab y tłu m a c z y ć ja k o „szczytów ) o k res życia, p e łn ia życia, w yżycie się a z a te m śm ierć. J e s t to c iek aw a ety m o lo g ja i d a je do m y śle n ia.
s) P ta k ozn acza tu u la tu ją c ą z c ia ła duszę.
Dr fil. Ste fa n ia Ta ta r ó w na ( K r a k ó w )
Moralne podstawy ideologji polskiej
C iąg dalszy.
M ickiewicz.
Ideologia w ieszczów tak bardzo zaciąży ła nad naszym życiem , że n ieraz przypisuje się jej znaczenie w yłączne dodatnie czy ujem ne, nie bacząc na to, że ona tylko w form ę wieku się ubiera, że ona tylko niezw ykle silnie się w ypo
w iada, a korzeniam i tkwi w przeszłości.
M ickiewicz, pisząc swe dzieło najbardziej przew odnie dla narodu, w k tó rym zam knął sw ą najgłębszą filozofię: „Księgi p ielg rzym stw a polskiego", mówi w yraźnie, że nie ze siebie tylko mówi, ale od przeszłości. A czerp ał nie tylko z polskiej przeszłości — p rzep raco w ał w duchu sw ym to, c o było najw yższe w G recji, przep raco w ał w schód i zachód Europy i dał już jej sy n tezę na owe c zasy najw yższą, m ającą w sobie rzeczy wieczne. Tą sy n tezą p rzez niego p rz e pracow aną są sp ra w y trz y : Ujęcie idei przem iany w ew nętrznej, głębokie po
dejście p rzez nią do wolności i zrozum ienie znaczenia narodów w ich dzisiej
szej roli. Id ea przem iany w iąże się z n aszą znaną już tezą, że najw y ższą realną w arto ść na świecie m a siła m oralna ludzi. (P ra w d a w ypow iadana często w s ta rej G recji, specjalnie przez dwóch um iłow anych p rzez poetę filozofów : P ita g o ra sa i Platona. Pierw szy uczył ludzi o harm onii z tonu czy steg o duszy p ły nącego, harm onii, k tó ra łączy człow ieka z bóstw em .)
T w o rząc w „D ziadach“ ideę p rzem ian y człowieka, w sk azu je Mickiewicz na cierpienie jako na drogę, k tó ra człowieka przerabia, podnosi; i tu je st punkt z w rotny, w któ ry m n asza m yśl owego czasu zobaczy rozw iązanie losów Polski, widzi w cierpieniu drogę do podniesienia się i celowości w niedoli narodu. Ale przem ienić w ew nętrznie m a się n ietylko człowiek, jeśli chce iść w yżej, p r z e m i e n i ć m u s i s i ę n a r ó d , k tó ry chce w ydobyć z siebie siłę praw dziw ą, istotną. M u s i s o b i e p o s t a w i ć c e l , do którego ma iść. Przem ienić się musi św iat, jeśli chce trw ać w bytow aniu w yższym i być szczęśliw ym . I w łaśnie celem Polski będzie p raca dla tej p rzem iany św iata.
M ickiewicz widzi w e w spółczesnej Europie rozkładające się siły m aterialne i w alczy z nimi w ciągu całej swej działalności. P o lity k a Europy opiera się na interesie tery to rialn y m i m aterialnym . P olska, któ ra m iała inne ideały, została usunięta. P o eta dochodzi do przekonania, że nie m a te ra z w ażniejszej rzeczy, ja k w alka z now ą rzeczyw istością, p rzerabianie jej — i to zadanie daje P o la kom — na em igracji. M ają głosić now ą ew angelię, now y św iat; św iat, k tó ry będzie realizow ał chrześcijaństw o, bo stało się ono słowem pustym , bez czynów.
I to głównie u wielkich tego św iata w najw ażniejszych rzeczach, bo tyczący ch b y tu i rozw oju państw a. I w ierzy, że nie będzie lepiej, dopóki św iat teg o nie zrozum ie, ale zrozum ienie praw dziw e, to realizacja. Isto tę cyw ilizacji widzi w poświęceniu się jednostki dla dobra ogółu. A to musi być d o b r o w o l n e , bo inaczej nie będzie m oralne, nie będzie płynęło z woli. D latego i d e a p r z e m i a n y ł ą c z y s i ę n i e w z r u s z a l n i e z i d e ą w o l n o ś c i . — „Kto idzie za wolnością, niech opuści ojczy zn ę i odw aży życie sw oje“. Mickiewicz nie potrafi sobie w yobrazić przyszłości św iata bez zw ycięstw a wolności, nie 92