• Nie Znaleziono Wyników

Przedświt : dwutygodnik dla kobiet. R. 1, nr 2 (1893)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Przedświt : dwutygodnik dla kobiet. R. 1, nr 2 (1893)"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

Rok I.

We Lwowie dnia 20. stycznia 1893.

N u m e r 2.

CZCIGODNEJ NASZLI ZAŁOŻYCIELCE J.W. P i l E. SCZ. ŚLEMY SŻCZEROPOLSKIE J i l ZAPŁAĆ".

wychodzi 5. i 20. każdego miesiąca

pod literackiem kierow nictw em • • w ydaw any przez

S E D L A C Z K Ó W N Y I B O L E S Ł A W I C Z A.

2

) W U T T S

03

) KIK

21

, H

K O B I E T

WYCHOWANIE DOMOWE,

( U w a g i o g ó l n e ) .

Z am iast o k reślen ia dom ow e, m ożnaby tu r z e c : „p o d staw o w e". T a k bow iem ja k np. w ‘ cackach, w d rzew k ach sztucznych, daje się deszczułki, a b y s ta ły , a g d y odkleim y p o d staw ę, drzew ko p a d a i już w m iłej zabaw ie u sta w ia n ia lasu nie da się użyć, ta k sa m o n iep o d o b n a z dziecięcia w y ro b ić człow ieka, ale co się zow ie czło w iek a, w god n em te g o sło w a znaczeniu, nie d ając m u n ale ż y te g o w y ch o w an ia dom ow ego, t. j. p o d staw o w eg o . Ono bow iem je s t d la ń z b ro ją p rzeciw w szelkim p o strzało m pok u s i złeg o . T o co się w duszy z dom u w y n o si je s t cu­ dow nym talizm anem , k tó re g o siły i znaczenia n ie ­ raz a n i się dom yślam y sam i. W e ź m y p rz y k ła d : D zieck o m a w dom u otoczenie relig ijn e, zacne. W y ­ ch ow ują je p rz y k ła d e m sam i ludzie szlachetni. D o­ chodzi do ty c h la t, w k tó ry c h dom opuścić trz e b a i pójść w św ia t za chlebem . S p o ty k a to w arzy stw o , c a łk iem n ied o b ran e, w chodzi w otoczenie n ie p o d o ­ b n e do te g o , ja k ie b y ło w dom u. Z łe otaczające zaczy n a nań w y w ierać swój w p ły w , ja k tru cizn a w sza­

(2)

m a tk ę dom u — niechaj dziatw a p a trz y ja k w w y ­ rocznię z czcią i g o to w o ścią posłuszeństw a, z w ia ­ r y w jej p raw o ść p o ch o d ząceg o ; — niech z u st jej czek a ro z strz y g n ię c ia k w esty i, d la siebie niezrozu­ m ia ły c h i zaw iłych, z jej u st p o ch w ały i n ag an y , przyzw olenia, lub zakazu. A le do teg o , ileż to k o ­ b ie ta sam a sobie zdobyć m usi ?! P ra c a to d la niej o lb rz y m ia ; s tą d to p ra c a w ychow aw cza zw łaszcza

w dom u je s t a rc y tru d n ą , arc y ż m u d n ą lecz i a rc y ważną*. U czyć się tej najw ażniejszej n a św iecie sz tu k i trzeba koniecznie i to uczyć su m ien n ie. Im k o b ie ta zdobę­ dzie so b ie p o tężn iejszy w p ły w w dom ow em w ycho­ w aniu, tem ono p rz e d sta w ia w ię k sz ą w a rto ść i tem dalej się g a w p rzyszłość, a b y s ta ć się w ychow anko­ w i w dalszem życiu ta rc z ą , k tó r ą od g ro ź n y c h po­ cisków , o sła n ia ć się m u trz e b a n ie u sta n n ie .

P '

J e j życie i za siu g i

skreśliła

J A R E M A .

(C iąg d a lsz y ).

W m łodzieńczych jej latach m atk a w yjechała /. nią dla kształcenia do P ary ża. Nie szczędziła ni tr u ­ dów, ni w ydatków , aby tylko utalentow anej swej córce dać p e łn ą dłonią ziarn ow ego św iatki um ysłow ego, k tó re kiedyś tak bujnym plonem zejść m ia ło ; dla serca daw ano niesk ąp o ukochania narodu i św iata, aby z teg o posiew u .//ró s ł owoc, sto k ro tn ie tru d y w ieńczący.

K la u d y n a >v m łodziutkim w ieku okazyw ała więcej zalet um ysłu i serca, niż jej rów ieśniczki a ani śladu ich płochości nie posiadała. M iła, uprzejm a, praw ie zawsze b y ła pogodnego usposobienia, Wiado­ m ości p o siad ała coraz rozleglejsze, szlachetność c h a ­ ra k te ru w każdym jej czynie przebijała, w dzięk w szystkiem u działaniu to w arzyszył i to ją czyniło n ad er po żąd an ą we w szystkich tow arzystw ach. Za- ' iraszano ją go rąco , ubiegano sic; o j^j obecność w najznakom itszych domach. Ujm ującem obejściem, jed n ała sobie jeszcze bardziej ludzi. G dy ją m atk a w prow adziła w św iat, jak o d o ro słą córkę, g arn ęli się ro d acy i obcy, p ra g n ą c ja k najw ięcej z nią mówić i jaknajdłużej używ ać jej tow arzystw a, J e ­ dnakże, mimo w szystkich przyjem ności, b lask u i u łudy jakim i darzą salony p ary sk ie, nie d a ła się m ło ­ d ziutka P olkii usidlić tym zwodniczym czarom i p o d ­ stępnym sieciom pajęczym w esołego św iata od tego ją bowiem strz e g ła pam ięć o obow iązkach jej n aj­ pow ażniejszych i pam ięć ta strażą sta ła przy jej życiu i b ro n iła od setn y ch pokus, k tó ry c h bezliku n astręczało życie d o statn ie w • P ary żu . N ad św iat m atnideł p rzeniosła św iat obow iązków i pożytecz­ nego działania. T o też g d y nadszedł czas p o w ro tu w p ro g i rodzinne, bez najm niejszego żal-u, opusz­ czała stolicę F ran cy i.

W dom u b y ła zawsze c ó rk ą w zorow ą i n a j­ przykładniejszą w ogóle dla całeg o sw ego otoczenia. Szanowano ją i ceniono; rodzina k o c h a ła K lau d y n ę

tkliw ie za jej w ysokie p rzym ioty serca. Co w tych m łodych latach zdobyw ała, gro m ad ziła to nie dla sie­ bie lecz dla p o ży tk u drugich. W ow ym czasie, gdy K laudyna z P a ry ż a p o w ró ciła (około 1823) zaczął b y ­ wać w domu h ra b stw a D ziałyńskich, znany p atrio ta B ern ard P o to ck i. P oznaw szy n iep o sp o lity ch arak ter K lau d y n y nie m ógł' s i ę , oprzeć urokow i, ja k i nań w yw ierała, wifelbii ją i pok o ch ał, oddając całe serce swe K laudynie, g d y ż zaw sze ta k a dziew ica, ja k ona

b y ła ideałem jego. .',v

T akim i p ra g n ą ł widzieć w szystkie P o lk i. W roku i8?4, w yraził jej P o to ck i g łę b o k ie swe uczucie, prosząc ją o ręk ę. B y ła mu w zajem ną więc została żoną jego. S ta ła się ozdobą o g n isk a dom o­ wego, k tó re stw o rzy ła tak , jak to na dom polski przystało. Do bardzo pięknych rysów jej ch arak teru należy niezaprzeczenie ten, ze zw y k ła b y ła popierać i podnosić w szelkie szlachetne dążenia każdego, cho­ ciażby on b y ł naw et na najniższym szczeblu sp o łe ­ cznym postaw iony.

Różnic między ludźmi nie znała, ja k te chyba jed y n ie racyonalne, m iędzy dobrym i a złym i, m iędzy szlachetnym i a podłym i. D obroczynność b y ła p ięk n ą jej cnotą, za straco n y uw ażała dzień, w k tórym nie uczyniła czegoś pożytecznego i d obrego dla stoego narodu lub jed n o stek jego.;.^j^ l a k działając p oży­ tecznie a bez p ra g n ie n ia rozgłosu sw ych czynów i sław y we wspólnej p ra c y z B ernardem P otockim przeżyła la t sześć, aż w roku 1830 z zacisza dom o­ w eg o , w y rw ała ich oboje w ojenna pobu d k a, k tó rą roznosił po szerokim ziem polskich rozłogu, obo­ w iązek dzieci, względem M atki ujarzm ionej i ciężko skrzyw dzonej. P ry s ły nadzieje ja k ie obudził N ap o ­ leon B o n ap arte, tw orząc K ró lestw o p olskie z od łam ­ ków R zeczypospolitej, potw ierdzone przez k o n g res w iedeński. — Jednakże zw olniona n a k ró tk o obroża, znowu n aród d ław ić zaczęła, przypom inając m u krw aw o 1 łzaw o, że je s t w niew oli. D o b ro n i 1 do b r o m ! w ołano zew sząd Ś& bo inaczej p ra w sw ych m e w yw alczym y. N a g ło s ten, każd y p ra w y o b y ­ w atel, każd y n ieodrodny syn M atk i P o lsk i szedł w boj z ujarzm icielem , b ie g ł na. je g o spotkanie, z w rą c ą ch ęcią w alk i i pom szczenia k rzy w d bole­ snych, a b y w im ię Spraw iedliw ości w yw alczyć

wolność. J

Nie inaczej m yślał, czu ł i p o s tą p ił B ern a rd

(3)

‘J-rSttd--P o to c k i a m ałżo n k a je g o , w iern a tra d y c y o m n a ro ­ dow ym , z sercem g o rej ącem św ięty m ogniem m i­ ło ści O jczyzny, p o śp ie sz y ła ta k ż e n a pole w alki, nie w w ojenne szereg i, lecz do słu ż b y lazaretow ej. O n do w alki, n ieść w ro g o m śm ierć i ra n y — ona k o ić b ó l sw y ch ziom ków i u lg ę n ieść w cierpieniu. I s ta ła się n a pobojow isku A n io łem r a n n y c h ; k o ­ n a ją c y lżej się ro zstaw ali z życiem , w idząc tę p e łn ą z a p a rc ia i p o św ięcen ia się k o b ie tę p rz y sobie, ra n n i cierpliw iej znosili bole dojm ujące, p a trz ą c n a sp o ­ k o jn ą a d o b ro ci p e łn ą tw arz K la u d y n y . L os w alk i żyw o j ą zajm ow ał, w m o dlitw ach sw ych b ła g a ła g o ­ rą c o o pom yślność sp ra w y . D la p o p a rc ia s ił zbroj­ n y ch o d d a ła w esp ó ł z szczerą p rz y ja c ió łk ą sw oją E m ilią S zczaniecką, ca łe m ienie w łasn e n a u słu g i O jczyźnie.

G dy tw orzono p u łk ja z d y poznańskiej i ze s k ła ­ d ek u trzy m an ie te g o p u łk u p rzy g o to w y w an o , obie p rz y ja c ió łk i zło ży ły znaczną sum ę d la o rg an izu jąceg o się p u łk u . N a stę p n ie w y je c h a ły do W arszaw y . — W ś ró d g o rącej w alk i, po śró d g ra d u k u l, ja ś n ia ła na ro zm aity ch m iejscach p o la b itw y p o sta ć K la u d y n y , k tó ra z p om ocą in n y ch P o lek , zab ie ra ła ran n y ch , przen o sząc ich w bezpieczniejsze m iejsca lu b do sz p itala polow ego. R a to w a ła zagrożonych, p ie lę g n o ­ w a ła chorych i ra n n y ch , w sk azy w ała am bulansom , gdzie najw ięcej ich znajdow ało się, w szędzie szła śm ia­ ło, g d z ie ty lk o s ły sz a ła ję k ra n n y c h i nieszczęśliw ych. S k u tk ie m w ojny w y b u c h ła ch o le ra , p o ry w ając m nóstw o ofiar z p o śró d szeregów w alczących. B y ło

to w obozie po lsk im p o d Jędrzejow em . S k o ro do­ w ied ziała się o te m P o to c k a i E m ilia S z c zan ieck a n a ty c h m ia st p o d ą ż y ły obie do Jędrzejow a, u rz ą d z iły ta m nam io t d la d o tk n ię ty c h ch o ro b ą i c a łą duszą, z zupełnem zapom nieniem o sobie, o d d a ły się p ie ­ lęg n o w an iu chorych. K la u d y n a , chociaż w ą tła i d e ­ lik a tn a , je d n a k dniem i nocą czu w ała u ło ża do­ tk n ię ty c h cho ro b ą zakaźną, k o jąc ich o k ro p n e c ie r­ pienia. Chorzy p o k ła d a li w niej ty le ufności, ty le nadziei, ta k ą p rzychylność jej o k azyw ali, że często się zdarzało, iż ra n n i p rzynoszeni do lazaretu , p rz y o- peracy ach , żąd ali koniecznie jej obecności. W id o k czegoś po d o b n eg o , ja k op eracy e, n a tu ra ln ie w strz ą ­ s a ł silnie n a tu rą k o b iecą, lecz pom im oto, p rzezw y ­ ciężała n a tu rę ; tłu m iła w z d ry g a n ie się i ob aw ę w szelką, a b y ła ob ecn ą od p ierw szeg o zacięcia, czy też sondow ania ra n y , p rz y a m p u ta c y a c h n aw et, w ed le życzeń ra n n y c h — aż do k o ń c a p o zostając. N ieraz zdarzało się słyszeć z u st sam y ch p o w stań có w sło w a do niej w y sto so w an e: „N iech o n a ty lk o przyjdzie do m nie a lepiej o p a trz y c ie m oje ra n y " . — U m ierający zaś stanow czo tw ierdzili, że śm ierć w jej obecności, m niej im stra sz n ą i lżejszą będzie. Z praw dziw em m ęstw em i cierp liw o ścią n ie s ły c h a n ą ,' słu ż y ła ran n y m i chorym a n ieraz i sam a o p a try ­ w a ła ich ciężkie ran y . D elik atn o ść jej i słodycz w obchodzeniu się z chorym i, p o d n o siła jeszcze w a rto ść jej pielęg n o w an ia. S tra p io n y m n io sła p o ­ ciechę, opuszczonych o ta c z a ła o pieką.

(Ciąg dalszy nastąpi).

<£>'> <&.6 <s>» <5^0 <£,0 <g>o < ^ o < ^ a <g>iś

B E L L E T R Y S T Y K A I P O E Z Y A .

<3>o <S>a -&a <&» <3>p <&■»

KOBIECA DOLA,

'Przez

w a l e r y ą M a r r e n e .

( Ciąg d a lszy ).

P o sz ła w ięc a n aw et p o b ieg ła, bo spóźniw szy się m o g ła tam tak że nie zastać n ikogo. I dobrze zrobiła, że się pośpieszyła, bo h ra b ia A lb in już w cały m b la sk u w ieczornej to a le ty , s ta ł p rzed lustrem , p rz y p a tru ją c się sobie z w idocznem zadow oleniem . I b y ło czem u z a is te ; g o rs je g o koszuli b ły szczał b ia ło śc ią niezró w n an ą, n a k tó re j źdźbło śniegu n a ­ w e t b y ło b y plam ą, fra k nie tw o rz y ł najm niejszego za g ię c ia n a w ysm ukłej k ibici, a k ra w a t m isternie zaw iązany m iał razem sw obodę, lekkość, w dzięk, sło w em b y ł bez zarzutu. O d b ia ło śc i k ra w a tu i k o ­ szuli o d b ija ła śn ia d a tw a rz h ra b ie g o A lbina, n a u sta c h ig r a ł uśm iech zadow olenia, uśm iech razem n ie d b a ły i czarujący, k tó re g o znaczenie h ra b in a A m elia z n a ła ta k dobrze, k tó ry w id ziała p rzed so ­ b ą, n a w e t zam knąw szy oczy, n a u k ochanem obliczu. I

■ , --- ir =ur.-*- —~ ---

---H n

i ■

Mąż s ta ł w łaśnie o d w ró co n y do drzw i, k tó rem i w chodziła, w idziała ty lk o w lu strze je g o odbicie. K o b ie rz e c rozesłany w cały m p o koju s tłu m ił sze­ le s t jej kroków , b y ła b y zaszła g o n iespodziew anie, g d y b y nie . to zdradzieckie zw ierciadło. N iety lk o p o k azało ono żonę h ra b ie m u A lbinow i, ale jej ta k ż e d ało w idzieć n a g łą zm ianę je g o fizyognom ii. N a ra z rozkoszny uśm iech u s tą p ił w yrazow i znudzenia i n ie ­ cierpliw ości, a sta ło się to ta k szy b k o , ta k je d n o ­ cześnie z ukazaniem się w tafli szklannej, p o sta c i h ra b in y A m elii, iż nie m o g ła p o zo stać w jej u m yśle w ą tp liw o ś ć ' żad n a o pow odzie tej zm iany. S ta n ę ła ja k w ry ta. D o tą d m a rtw iła się n ieraz, że mąż nie k o ch a jej, ja k ona jeg o , żę się z n ią nudzi, nie przeszło jej n ig d y przez g ło w ę, b y sam a jej o b e ­ cność p rz y k rą m u b y ła.

(4)

I

— Czegóż chcesz?

— W y ch o d zisz? s p y ta ła zdław ionym głosem . — M a się rozum ieć. A le czegóż chcesz? N ie z a p y ta ł n a w e t o m a łą chorą.

Czyż dziecko obchodziło g o ró w n ie m ało ja k żona?

T eraz nie ch ciała już niczego, w id ziała że od­ chodzi, i nie p o trzeb o w ała p y ta ć gdzie. T a k im uś­ m iechniętym , ja k im u k a z a ł się jej w lu strze p rzed chw ilą, w idziałą g o w to w a rz y stw ie p a n i L au ry , tej strojnej, w esołej, zalotnej, ślicznej p a n i L a u ry ja k m ów iono pow szechnie, k tó rą o ta c z a ł zaw sze ta k i rój w ielbicieli, iż tru d n o się b y ło do niej docisnąć.

Tej szkaradnej p a n i L au ry , ja k m y ślała h ra b in a A m elia, co m iała w ło sy n a ru d o farb o w an e, p o d ­ czernione oczy, a n a k tó rej tw a rz y i ram io n ach ł ą ­ czył się sztucznie p u d e r ry żo w y z karm inem . I w i­ działa w m yśli m ęża, p o ch y lo n eg o k u tej tw arzy, k u tym ram ionom , a obraz te n sta n ą ł jej ta k żyw o w w yobraźni, iż łzy try s k a ły jej z p o d pow iek.

H ra b ia A lbin, m iał te n rodzaj d o b re g o serca, co to nie znosi łez, a zw łaszcza też łez przez sieb ie w y ciśn ięty ch , sum ienie je g o w zględem żony nie m u­ siało b y ć bardzo spokojne, bó łzy jej p rz y p ro w a d z iły g o do praw dziw ej w ściekłości) czuł dobrze, iż on b y ł ich pow odem .

P o w ied ział w ięc o stro i w yraźnie, że je s t sza­ loną, że on zostaw ia jej zu p e łn ą sw o b o d ę i naw za­ jem nie chce b y ć k ręp o w an y m , bo w szakże jej się n ie p y ta , czy m a lub niem a ja k ic h n a dzisiaj p ro ­ jek tó w .

S ło w a te b y ły g o rż k ą ironią, w ied ział przecież że o na bez niego nie w yjdzie n ig d y , że je śli b y w a ła w św iecie, to ty lk o z pow odu, że on te n św ia t lubił, a p rzy tem b y ło mu tak że w iadom o, iż za n ic cho­ re g o dziecka, nie zostaw i n a ła s c e służby.

A le nie p o w ied ziała te g o w szy stk ieg o , nie po w ied ziała n ic w cale. Czuła, że to b y ło b y darem ne. N ienaw idziła słó w próżnych, scen, w ym ów ek i t. p. O b rażo n a m iłość i dum a, z a m y k ała jej usta.

O n za p in a ł rę k a w ic z k i i zd aw ał się n a coś oczekiw ać, a n a w e t oczekiw ać n iecierp liw ie, ale to

nie ty c z y ło się żony, n a k tó rą z u m y słu p rz e s ta ł zw racać uw agę, ja k b y c h c ia ł jej p o k azać, że je s t tu ta j zb y teczn ą, k ie d y n a g le w szed ł lokaj z o g ro ­ m nym b u k ietem w rę k u . U jrzaw szy h ra b in ę , k tó rej się tu za sta ć n ie sp o d ziew ał zm ieszał się i, c h c ia ł cofnąć. A le h ra b ia A lb in d a ł m u zn ak , a ż e b y się. zbliżył; w ziął z r ą k je g o b u k ie t, o b ejrzał g o , w ło ży ł k ap elu sz i w y szed ł bez p o ż e g n a n ia , trz a sk a ją c d rzw iam i w sp o só b w cale nie a ry sto k ra ty c z n y .

H ra b in a A m elia p o zo stała, ja k b y sk am ien iała. B y ła to d la niej p a m ię tn a chw ila przełom u, m ąż p o k a z a ł jej d n ia te g o nieznane zu p ełn ie oblicze i ży cia s tro n y , k tó ry c h d o m y ślała się zaledw ie.

A lb in nie m iał n a w e t d e lik atn o ści lu b w sty d u , u k ry w a ć p rz e d n ią sw oich uczuć. Jaw nie, b ru taln ie, p o k a z a ł jej b u k ie t, przezn aczo n y d la in n e j, b u k iet, w k tó ry m n a w e t ulubione jej k w ia ty p o z n a ła i g d y b y g o z a p y ta ła o je g o przeznaczenie, o d p o w ied ziałb y zapew ne bezczelnie, że zam ów ił g o d la p a n i L a u ry .

A przecież b y ła ta k m łodą, zaledw ie pełnole-, tn ią. Czemże m iało b y ć dalej jej życie? C zuła, że m ą c iły się jej m yśli, że o g a rn ia ł j ą sz a ł rozpaczy. B o pom im o w szy stk o o na k o c h a ła n iew iern eg o .

J a k szalo n a w y b ie g ła z p okoju, w k tó ry m w k ró tk ie j chw ili ro z e g ra ły się jej losy, zatrzy m ała się d o p iero p rz y k o leb ce córki, p a d ła p rz y niej na k o la n a i obejm u jąc j ą n am iętn y m uściskiem , w ybu- c h n ę ła łkaniem . G d y b y nie to dziecię, czyżby c h c ia ła żyć? Ono te ra z m iało jej b y ć w szystkiem n a św iecie, zastąp ić złam ane nadzieje, m iłość, szczę­ ście dom owe.

N ie o m y liła się. O d tą d pożycie jej b y ło p a s ­ m em u p o k o rzeń i cierpień, coraz no w y ch i coraz do tk liw szy ch . A lb in nie odznaczał się w cale s ta ­ ło ścią a coraz now e w ład czy n ie k ró lo w a ły w je g o sercu . P o p a n i L au rze n a s tą p iło p an o w an ie p a n i H o rte n sy i, po p a n i H o rte n sy i p a n i A liny, po p a n i A lin ie w ioskiej p rim ad o n n y , p o te m tej m ałej z b a le tu i tej m ałej z chórów , św ia t i p ó łśw iatek , scen a i k u lisy d o sta rc z a ły m u k o le ją przedm iotów z ap ału , n a k tó re tr a c ił czas, zdrow ie, m ajątek .

(D okończenie n a stą p i). zy~zyzy~zy:

L I T E R A T U R A I S Z T U K I

-9 m jJeM • . l i 1 i U 1 1 1 1 1 U 1 1 11 1 U U 1 U 1 1 1 1 * U«)b*

Z Wiednia*)

U PANI ELŻBIETY ORZESZKOWEJ.

— —

„ P a n i O rzeszkow a, przyjm uje od g o d zin y 6-tej do 8-mej, rz e k ł do m nie je d e n z m oich p rzy jació ł — śpiesz się bo n ad ch o d ząca so b o ta je s t jej ostatn im dniem p rzyjęcia w e W ie d n iu "

N ie m iałem w iele czasu do s tra c e n ia , chcąc osobiście po zn ać sła w n ą p o lsk ą p isa rk ę .

U d a łe m się w ięc już w o statn iej chw ili n a S zk o ck i ry n e k do fra n c u sk ie g o h o telu , k tó r y s ta ł się od k ilk u dni m iejscem p ie lg rz y m k i d la k o lo n ii p o l­ skiej w e W ied n iu .

I o to u jrzałem sław io n ą a u to rk ę lecz nie ty lk o a u to rk ę , stanow czo tw ierd zić m ogę, że ujrzałem n ajw ięk szą z dziś ży jący ch k o b ie t p o lsk ich . F ilig ra ­ now a, s ła b iu tk a o só b k a, u b ra n a ze sk ro m n o ścią

i

(5)

i p ro sto tą , p rzy p o m in ającą u b ra n ia zakonnic, g łó w ­ k a z p rzedw cześnie o siw iały m i w łosam i, z p o d w y ­ s o k ie g o lek k o z a o k rąg lo n eg o czo ła w y strz e la dw oje d użych jasn y ch , rzu cający ch cudow ne b la sk i oczu, k tó re ju żto p y ta ją c o lu b p o b u d zająco i zachęcająco ju ż to tw ierd ząco i p rzyzw alająco sp o g lą d a ją — dw oje oczu, z k tó ry c h b ije św ia tło duszy p ełn ej n ajtk liw ­ szy ch nastrojów ; — siejącej p ro m ien ie ja k o b y w szech św iata m iłości, w spółczucia, z k ażd em ludzkiem ■cierpieniem duszy, k tó rą k a ż d a zdobycz n a p o lu d u ­ ch o w eg o lu b sp o łeczn eg o p o stęp u , n a p e łn ia szla­ c h e tn ą dum ą.

N ie je s t to w ięc je d n a z ty c h n a tu r b iern y ch ja k ie i p om iędzy piszącym i kobietańai sp o ty k am y .

L inia, k tó ra b ieży około jej ro zszerzających się u st, u w y d a tn ia cichą, s ta łą d ete rm in a c y ą i odw agę, k tó ra zd rad za ze stanow czości linii rzutów , że w ty m sła b e m ciele m ieszk a zanadto w ielk i duch, a b y się m ó g ł w y czerp ać, lu b zadow olić, ch o ciażb y n a j­ w znioślejszym zaw odem p isarsk im . O rzeszkow a je s t te ż w rzeczy w isto ści d alek o w ięcej niż w ielk ą p i­ s a rk ą . Z ycie jej ca łe to pasm o c ią g ły c h w a lk o zw y­ cięstw o d la sła b y c h , uciśnionych, p rześlad o w an y ch lu b n a b ezd ro ża spro w ad zo n y ch a p ió ro jej to ty lk o je d n a z b ro n i w tej w alce.

P rz e d w ielu la ty , g d y po raz p ierw szy p o z n a ­ łe m je d n ą z p o w ieści O rzeszkow ej, u d e rz y ł m nie, co i p ó in ie j sp o strzeg ałem , b r a k do p ro w ad zen ia a rty sty c z n e j form y d zieła do o stateczn y ch gran ic, n ie w id ziałem te g o cyzelow ania arty sty c z n e g o .

B o tę ż O rzeszkow a, n ig d y nie u p ra w ia ła sztu k ę d la sztu k i sam ęj, ale . . . . d la idei.

Z a n ajw ięk szą jej z a słu g ę p o c z y ta łb y m to, że swój g en iu sz p o e ty c k i p o d p o rząd k o w ała p o d w ym a­ g a n ia sw eg o k raju . S ta r a ła się rozw iązyw ać w szy stk ie k w e sty e , k tó ry c h rozw iązanie zdaw ało jej się n a czasie: k w e sty ą o św iaty ludu, k w e s ty ą u p a d k u ek o ­ nom icznego w PoJ.sce i k w e sty ą em a n c y p a cy i k o b iet, k w e s ty ą ży d o w sk ą i jej w łaściw o ści narodow ej, s to ­ su n k u żydów do lu d n o ści k ra jó w , przez n ich za­ m ieszkiw anych. S tw a rz a ła ty p y , k tó re b y ły uoso­ bieniem rzeczy w isto ści i in n e znow u, k tó re o d p o w ia­ d a ły jej g łę b o k im p rag n ien io m se rc a ; je d n e ja k o p rz y k ła d y o d straszające, in n e ja k o w zór d la sp o ­ łec z e ń stw a . W „ Cham ie “ n. p. ry b a k z n a d N iem na P a w e ł K o b y c k i je s t id eałem czło w iek a z ludu, k tó ­ re g o se rce n ie zn a żad n eg o fałszu n i zd rad y , a je s t ty lk o p rz e p e łn io n e m iło ścią i w sp ó łczu ciem ; n a o d ­ w ró t zaś, żona je g o F ra n k a , k tó rą on p o d n ió sł z n aj­ w ięk szeg o u p ad k u , p rz e d sta w ia w ietrzn icę p o p su tą lek k o m y śln o ścią m iejską, k tó ra chociaż n ie p o zb a­ w io n a d o d a tn ic h in sty n k tó w , n ie m a je d n a k siły i w oli, a b y staw ić o d p ó r u łu d o m zm ysłow ości i n a ­ m iętnościom . W „M eir Ezofow iczu" o b o k b o h atera, k tó ry rep rezen tu je p rzy szło ść i p o stęp , w ystęp u je ciem n y f a n a t y k , T o d ro s, n ie p rzy jaciel w szelkiego p o stę p u , w cielo n y fatalizm żydow skiego p lem ien ia; P o d o b n e p rz e ciw staw ien ia znajdujem y w „Zgubionym“ i w „ Upiorach“.

W ie lk o ść O rzeszkow ej leży w rozszerzaniu n o ­ w y ch p o jęć o obow iązkach i z ad an iach k la s średnich,

tr'~ ** V. ' , . "V" V' ' -V ‘ ■ %

; £

ju żto w zak resie w łasn y m ty c h k las, ju żto ze sto su n k u ty ch że do ludu. B y ła o na i je s t zaw sze ty m L uci- ferem t. j. niosącym św iatło ciem nym m asom n aro d u , p ro ro k in ią, k tó ra o g łasza zbliżający się dzień. N ie p is a ła o na n ig d y fantazyi, n ie m a rz y ła ; jej p o sta c ie w yidealizow ane, nie są w zoram i k tó ry c h n ie p o d o b n a d oścignąć. Z drow y realizm , m iłość, k tó ra pom im o całej swej g łę b i, n ig d y nie je s t p o zb aw io n a rozum ­ n eg o steru , a k tó ry zaw sze o p e w n y i s ta ły g ru n t je s t o p a rty — oto znam iona jej w szy stk ich dzieł.

A le nie tw o rz y ła je ty lk o g e n ia ln a p isa rk a , lecz przed ew szy stk iem w ie lk a d o b ro d ziejk a i p rzy ja­ ció łk a ludzkości, k tó ra każdem now em dziełem , n o w ą id eą w życie w pro w ad zić zam ierzała. L ecz o b o k te g o i geniusz p o e tk i ro zp o ścierał coraz potężniej sw e sk rzy d ła.

Z no w elisty czn y ch p ro k lam acy j, z te n d e n c y j­ n y ch rom ansów , w y ra s ta ły m istrzo w sk ie dzieła. W y w o ły w a ć p o stacie o sile pierw o tn ej i każdej z osobna k azać m ów ić w łasn y m języ k iem , p o d p a try w a ć w szy stk ie w d zięk i n a tu ry i o d d aw ać je m istrzow ­ skim i rzutam i, z jasn o ścią w zroku w n ik ać w g łę b ie ludzkiej duszy — a k ążd e d rg n ien ie, k a ż d y w y b u ch u czucia już w zaro d k u u ch w y cić — oto n iezw y k łe p rzy m io ty p ió ra O rzeszkow ej, k tó re p o tę ż n ia ły z ro k u n a ro k ; w ro m an sie „N ad N iem nem " d o szła O rze­ szk o w a do zenitu swej tw órczości.

M ało je s t dzieł w e w spółczesnej literatu rze, któ- re b y m ożna n a ró w n i p o staw ić z t ą ep o p eją w prozie.

Jednakże w ieniec w aw rzynow y w ieszczki — i o k lask i fren ety czn e czcicieli jej geniuszu, b le d n ą i i m ilk n ą w o b ec skrom ności k p ro n y o b yw atelskiej d o b ro d ziejk i ludzkości i w ob ec b ło g o sła w ie ń stw a ty się c y b ied n y ch , k tó rz y jej życie i zdrow ie zaw dzię­ czają.

K ie d y w r. 1885 G rodno naw iedzone zostało p o żarem , za in ic y a ty w ą E . O rzeszkow ej zebrano 180.000 ru b li d la ofiar niszczącego żyw iołu. S tra c iła o na w te d y cały swój m ajątek , w y p ro w ad ziła się do in n eg o dom u a g d y i te n zgorzał, zn alazła p rz y ­ tu łe k u przyjaciół.

B ez w zg lęd u n a sw e zdrow ie, n a b y t, n a przyszłość, nie c h c ia ła opuszczać G rodna. Z o sta ła - - i p is a ła dzień i n oc listy i te le g ra m y do red ak cy j i p rz y ja c ió ł o pom oc d la g ło d n y c h zubożałych m iesz­ kańców . O p isy po żaru i nędzy, um ieszczane przez n ią w dziennikach, d o s ta ły się aż n a S y b e ry ą a z Ja - k u c k a i S uchum K a le , z K a u k a z u i południow ej R o sy i, z U k ra in y i P o d o la n a p ły w a ły d a tk i. Ż ydzi z O dessy, w łościanie, n a w e t dzieci m ałe, p o s y ła ły sw e oszczędności do ukochanej p isa rk i, b o o k oło jej im ienia daw no już zgrom adziło się, ja k o o k o ło szta n d a ru — w szy stk o co b y ło b ied n em — zapo- m nianem , lub w zrostu i p o stę p u w yczekaj ącem .

O tem w szy stk iem , o całej w ielkiej p ra c y te g o w ielk ieg o ży w o ta m yślałem , sp o g lą d a ją c w jasn e, ła g o d n e oczy p a n i E . O rzeszkow ej, k ie d y m nieśm iało w y m aw iał m oje nazw isko i cel mojej w izyty.

*) Artykuł ten podajemy w tłumacz, z czasopisma „Politik“.

1 c»

(6)

.P- ■„*/

V ifog

Teatr.

Doczekaliśmy się w teatrze lwowskim prawdziwej dla ducha biesiady: wystawiono przepiękną, rodzimą sztukę Sew era „Dla świętej ziem i“ (grana już w W arszawie pod tytułem Hania). Treść sztuki następująca:

Anusia,

dziewczyna biedna ale hoża, chcia- I łaby mieć bogatego męża, jednak chociaż bogaty chło­ pak przepada za nią, serce jej ku innemu się skłania. | Pierwszego wszakże ojciec, wójt zmusza do małżeństwa z równie bogatą Marynią. Anusię gniewa to trochę, ale | ona woli Antka, który właśnie co nadbiegł, gdy wodę czerpała a potem usiadłszy na studni przy niej, rzekł jej jakoś tak rzewnie; Anuś, ja ci coś pow iem ! Ano m ó w ! — Jak ci będzie trzeba wody, to jabym ci naczer­ pał. — W ten sposób wyznaje swe uczucie. Chwila sie­ lankowa, urocza a taka wprost podsłuchana, uchwy­ cona z życia wiejskiej młodzi! Za odchodzącą powoli, jak za magnesem idzie Antek, a gdy już dziewczę s ta ­ nęło na wzgórku, on w oła: Anuś! ja ci będę grał! Stanął na dole przy płocie i w patrzony w nią zagrał na fu ja rc e : „Płynie Dunajec prosto ku W iśle. 0 — Po­ brali się, bieda ich nie odstraszyła, bo on mówił jej, że jest bardzo „•mocny*, a to obiecywało' zarobek. Marzą o zagospodarowaniu się na kawałku własnej gleby. — W ypadek zdarza, że właśnie kaw ał niwy przed oknami ich strzechy je st do nabycia.; P atrzą na tę ziemię w zachwyceniu, ręce do niej składają, widzą jak ona mruga na nich (tak im mówił ze łzami nie­ szczęśliwy właściciel tej ziemi) jak się uśmiecha. Anu­ sia woła do tej gleby: Jabym cię jadła, tak cię ko­ cham ! Antek z rnocnem postanowieniem m ów i: J a cię pracą zdobędę! I zdobywa — pracą przy budowie kolei. Długo czeka nań Anusia. W wilią Bożego Na­

rodzenia nędza zaw itała do chaty, z jiią pokusy w oso­ bie Grzesia, dawnego Ańdzi konkurenta, ale Matka Czę­ stochowska, do której ona wciąż oczy zw raca, sprow adza jej Antka. Szczęście z nim zaw itało, choć się oboje nacierpieli w trudach, biedzie i rozłące. Ais to wszystko niczem, bo to dla zdobycia kaw ała ojczystej ziemi.

Zaraz przybyli sąsiedzi i kolędnicy z gw iazdą; aryą ślicznej kolędy kończy się sztuka. T a ostatnia chwila, owo granie na fujarce w pierwszej odsłonie, oraz chwila, gdy Anusia i Antek patrzą na skiby na­ byte a dzwonek na „Anioł Pański" zgina ich kolana i klęczą jak aniołowie, oskrzydleni ukochaniem i p ra­ gnieniem tej ziemi a Anusia m ó w i: „Patrzcie ja k a j a ­ sność od Najświętszej Panienki spływa na n a s“ oto trzy najefektowniejsze punkta sztuki. Całość przykuwa widza, podnosi i uszlachetnia. Poezyi, życia, humoru i prawdy tu tyle, że chciałoby się ram iona wyciągnąć do tej ca­ łej gromady i do piersi ją gorąco przycisnąć. Dodajmy do tego, że sztuka m iała tak znakomitych interpreta­ torów, ja k : p. Gostyńska,1 w roli „kumci" — pan Zboiński w roli Skowrona, to Fiszer w roli żyda kar­ czm arza pp. Żelazowscy w rolach Anusi i Antka a łatw o przyznać, że wystawienie, obrazka ludowego, Sewera, stało się dla publiczności ucztą szczerą. Prze­ piękne akcesoryum stanowiły m otywa pieśni narodo­ w y c h : „Jeszcze . Polska" — „Tysiąc walecznych" — „Boże coś Polskę" oraz mazury, wykonane przez or­ kiestrę teatralną.

D w a dotychczasowe przedstaw ienia miały powo­ dzenie chociaż względne, jak na sztukę, z której try ­ ska samo zdrowie rozumu i serca.

-H8£f§§3S'-t~

J

b '

*

. Q i

m ; ( ^ o V p o c l a ^ M / n 3 0 ^ § £

i l g

ó

I

I

ó

Odezwa krakowskiego Stow. Pracy kobiet.

Z+jrf-SrłJS.

W sp raw ach zaro b k o w an ia i p ra c y czynią się u n a s1 coraz to żyw sze i coraz to p raktyczniejsze zabiegi. T u bezsprzecznie należą przed ew szy stk iem S tow . P ra c y k o b iet, ja k ic h d o tą d w k ra ju m am y trzy: lw ow skie, k ra k o w sk ie i kołom yjskie. P oprzednio otrzym aliśm y zajm ujący opis p o w stan ia to w arzy stw a kołom yjskiego, k tó ry w n astęp n y m num erze zam ie­ ścim y — obecnie podajem y odezw ę Tow . k ra k o w ­ skiego, w yłuszczająC ą bardzo dosadnie p o trz e b ę is t­ n ien ia ta k ic h to w arzy stw .

„Ileż to uzdolnionych rą k k o b iecy ch nie je s t w stan ie w ynaleźć stosow nego d la siebie zatru d n ie ­ nia, ileż zatru d n io n y ch o d p ow iedniego swej p racy , i zdolnościom w ynagrodzenia, bo ta k w ażna g ałąź p rzem y słu k rajo w eg o , ja k ro b o ty kob iece, o p a rta 1

je d y n ie n a od o so b n io n y ch u siło w an iach jed n o stek ,, nie może w y trzy m ać w sp ó łzaw o d n ictw a z należycie- zorganizow anym p rzem y słem obcym . Za rzeczy, p o ­ trzeb n e do codziennego u ży tk u w szy stk ich , w yw ozi obcy p rzem y sł ty sią c e z k raju , pozb aw iając se tk i k o b ie t godziw ego zaro b k u , p o zb aw iając je k a w a łk a chleba, pom nażając sz ereg i ludzi bez ju tra .

Czyż w obec ta k sm u tn eg o s ta n u rzeczy nie' cięży n a nas obow iązek p o d a n ia rę k i słab y m i nie­ zaradnym kobietom , . dopom ożenia ch cący m p ra c o ­ w ać, zabezpieczenia ich p rzed w y zy sk iw an iem ?' Czyż nie je s t rzeczą godziw ą, rozum ną, a d la sp o ­ łe czeń stw a p o żyteczną, uzdolnionym do p ra c y r a ­ czej p ra c y d o starczając, w p ra c y d o p o m ag ając, od zubożenia ich och ran iać, aniżeli d o p iero zubożałym w sp a rc ia udzielać?

T a te o ry ty c z n ie pow szechnie u zn an a potrzeba- b y ła p o b u d k ą, że g ro n o p ań k ra k o w sk ic h , nie p o ­

(7)

p rz e sta ją c n a d o b ry c h chęciach, p o stan o w iło zająć .się czynnie n iesien iem te g o rod zaju pom ocy. Cho­

dziło o w y b ra n ie sposobu. W sz e c h stro n n e dłuższe n a ra d y , d o p ro w a d z iły do p rz e k o n a n ia , że należy rozdzielone i d la te g o b ezow ocne u siło w a n ia zjedno­ c z y ć , że n ależy zaw iązać sto w arzy szen ie, łączące ^potrzebujących pom o cy z tym i, k tó rz y obow iązek n iesien ia jej zechcą n a sieb ie p rzy jąć, g d y zaś ce­ lem obopólnej czynności m a b y ć p o d n iesien ie z u p a d k u przem y słu , o b ejm ującego z a k re s ro b ó t ko b iecy ch , p rz e to n a tu ra ln y n a su n ą ł się w niosek, że S to w a rz y ­ szenie to u tw o rzy ć n ależy w e d łu g zasad, p o łą c z e ­ n ia k a p ita łu z p ra c ą , a z w y kluczeniem w szel­ kiej dobroczynności w ścisłem znaczeniu te g o sło ­

w a pojętej.

U tw o rzen ie p rzed sięb io rstw a, d o starczan ie k a ­ p ita łu , d o starczan ie ro b ó t, czuw anie n a d n a le ż y ty m rozw ojem m a b y ć rzeczą jed n y ch , p ra c o w a n ie zaś w p rz ed sięb io rstw ie rzeczą drugich.

W ten sp o só b pierw si, nie p o n o sząc ofiar p ie ­ niężnych, m o g ą dopom ódz d rugim , drudzy, nie p rzy j­ m ując jałm użny, m ieć zaro b ek , a je d n i i d ru d zy p o ­ łączen i siłam i doprow adzić do te g o , że p rz e d się b io r­ stw o, rozw inąw szy się należycie, b ęd zie m ogło p o d ­ ją ć w alk ę z obcym przem ysłem .

D la o siąg n ięcia te g o celu zaw iążanem zo stało

Krakowskie S tow arzyszenie pracy kobiet

z odpow iedzialnością ograniczoną.

Celem je g o d o starczan ie p ra c y kobietom , a p rz e d ­ m iotem p rz e d się b io rstw a w y konyw anie i sp rzedaż w szelk ich ro b ó t, n ale ż ą cy c h do z a k re su ro b ó t k o ­ b ie c y c h . C złonkow ie, b io rą c n a sieb ie m o ra ln y o b o ­ w iązek p o p ie ra n ia celów stow arzyszenia, d o starczy ć m ają p o trz e b n e g o k a p ita łu , sk ła d a ją c jedn o razo w e u d z ia ły w niew ielkiej k w ocie 10 złr.

P rz y stą p ie n ie do S to w arzy szen ia um ożliw ione zatem je s t najszerszym K o ło m o b y w atelskim , a tak że i ro b o tn ico m sam ym , nie zysk bow iem w łasn y , ani p oszczególnych jed n o stek , ale k o rzy ść i zysk w szy­ stk ich p ra c u ją c y ch k o b ie t je s t o stateczn y m celem stow arzyszenia.

P rz e d się b io rstw e m k ie ro w a ć będ zie D y re k c y a , o b ejm u jąca d ział h an d lo w y i d z ia ł ró b ó t. O gó ln y z a rz ą d sp raw am i S p ó łk i należeć będ zie do R a d y nadzorczej i W a ln e g o Z grom adzenia w szy stk ich

czło n k ó w S p ó łk i.

K O R E S P O N D E N G Y E R E D A K C Y I . P ani Chow. w Stanisławowie. Za tyle starań i tale gorące poparcie: „Bóg zapłać!“

W P ani H . Drużb. iv Pradkowcach. Za życzliwość z całego serca dzięki.

U )la , /wa.t>z/ycP i o /o i-p od /y^ .

„Żyjemy nie na to, aby jeść, lecz jemy, aby żyć“ tak mówi dawne przysłowie, dlatego też trzeba za­ stanowić się nad tem, co właściwie powinniśmy jeść, ażeby zdrowie i życie utrzym ać.

-Jeśli ciało je st zdrowe i silne wtedy praca idzie raźniej, umysł je st wesoły i swobodny.

Dlatego też dobra gospodyni, pow inna dbać o utrzym anie zdrowia swoich domowników. Aby się z tego wywiązać, musi gospodyni wiedzieć czego w ła­ ściwie potrzebuje organizm ludzki do odżywiania się, znać skład chemiczny potraw, w końcu starać się, aby potraw y były smacznie zgotowane i zachęcająco na stół podane. Ponieważ życie organizmu polega n a cią­ głej przemianie rozmaitych materyj spożywczych, prze­ to wszelki ubytek musi być w odpowiedni sposób przez pożywienie wynagrodzony. Stąd też niektóre pokarmy są do utrzym ania życia koniecznie potrzebne. Do tych należy: mięso, tłuszcze, woda, sól i rozmaite przy­ praw y korzenne, owoce, kawa, herbata, i t. d. Służą na to, aby bądź to potraw y smaczniejszymi uczynić, bądź to zaostrzyć apetyt. Korzenie umożliwiają gospo­ dyni odmiany w gotowaniu i przyrządzaniu.

J e s t jeszcze kilka warunków, które nie zupełnie wprawdzie zależą od gospodyni, lecz przyczyniają się jednak do tego, że pożywienie czynią pożytecznem dla zdrowia. Do stołu powinniśmy siadać z dobrym ape­ tytem, żywić się w pewnym oznaczonym czasie, jeść m iernie i nie przeładow yw ać niepotrzebnie żołądka; przy stole mieć swobodny umysł, gdyż gniew i kłótnie są bardzo złą przypraw ą potraw, nie jeść z pośpie­ chem i zbyt gorących pokarmów, w końcu gospodyni rzeczą je st uważać na porządek i czystość w kuchni, 1 przy stole, w naczyniach i potrawach.

Co gotować, to zależy od pory roku, każda ma swoje właściwe potrąwy, lecz dobrze je st jeśli gospo­ dyni na każdy dzień tygodnia ułoży sobie stosowną dyspozycyą obiadową. K Sołtysowa.

Chcąc w tem pomóc naszym gosposiom, będziemy podawać od czasu do czasu przepisy, ułatwiające gospo­

darkę kulinarną.

R a z w miesiąc jako dodatek wydawać będziemy arkuszami „E n cy k lo p ed y ą gospodarstw a i p rzem y słu dom ow ego" dla Preńumeratorek Przedświtu bezpłatnie, dla innych za opłatą 10 ct. od arkusza. (Przyp. Red).

---Pani Jar. we Lwowie. Sprawę przez ---Panią przed­ łożoną, oddano komitetowi redakcyjnemu.

P. B . Sch. Łam igłówki będą umieszczone.

Stow. Pracy kobiet w Kołomyi. Dzięki. Umieścimy w całości to I I I numerze. Ufamy, że pism o W asze obudzi zainteresowanie.

(8)

^!£^5252£25Z5E525i!525Z5Z5Z525Z!iZ5Z5Z£ia5Z5Z5Z5225S5Z5EII5Z5Z5£525Z5ZS25Z525Z5Z525ESE5252525Z5S

§

Wyborny kalendarz gdański

jfl ilustrow any, w y szed ł nakładem B. M ilskiego w Gdańsku. T reść bardzo obfita i piękna a co w ażn e praktyczna. Oprócz części H kalendarskiej zaw iera poczet królów polskich, kalendarz h istoryczny, p ięk n y w iersz N ow oroczny, a r ty k u ł: W czem przy-“ [ szłość nasza, prześliczny w iersz Sokolnickiej „Ona śpi tylko". Obrazki — tej sam ej autorki; B łogosław ion a Kinga, Ż ycie za uj sztandar, Sedlaczków ny. Z opow iadań Berka Guzika. O polska m ow o. Ostatnia taczka. P rzyp om n ien ia gospodarskie. P olski

Br p rzem ysł. W alka za w iarę, Sedlaczków ny. P od strażą A n iołów . Jed en naród — jed en lud, K raszew skiego. Górą Kaszuby. Cj Skarb ukryty. Coś dziw nego z nad jezio ra kaszubskiego. Tak b yw ało. M ieszkańcy jask in i. Z a słu ż o n y P olak, A G iller. gj K ościpł św . A n n y w K rakowie. W ielk ie n ieszczęście. N os ('hum orystyczne). R ady i w skazów ki. A foryzm y. R ecepta. N a S] jagodach. Łam igłów ki. Anegdotki, i t. d.

Cj W ięk sze w ydanie kosztuje 40 ct. m niejsze 25 ct. B ardzo kalendarz ten polecam y. D o n abycia w ekspedycyi K Gazety gdańskiej a w e L w o w ie w R edakcyi Przedśw itu.

Największy wybór maszyn do szycia

(9)

W I T U

1 1

j

3

e n

^

t y c z n i o w e j

^

o c y

.

(A 1 e g o r y a).

— KU*—

Ś w ia t to n ie w ciem nościach i ciszy, jen o cza­ sem , w iszary śn ie g u s p a d a ją z g a łę z i jo d lan y ch a m róz z a sk rzy p i p o d stopam i w ypłoszonego lub szu k ająceg o n o c ą żeru zw ierzęcia. D o m y w o k oło — ja k zlo d o w aciałe g ó ry sterczą, la s w 'd a l i śpi, o tu ­ lo n y zask rz e p łeg o śn ieg u przyodziew em . C m entarz z a sn ą ł p o sę p n y m ogiłam i i s te rc z ą c y zczerniałym i krzyżam i. M imo ciem ności n ocy, n a tle jej ja ś n ie j- szem cokolw iek, ciem nieją te krzyże, zda się z g a r­

bione latam i, p o c h y łe od staro ści. W d a li je d e n I g ic h za sw y ch w ro g ó w m ając,- w y ra s ta kam ień, w ielki, żyw y się w y daje, snem ty lk o k rw aw icie dusze, ta rg a c ie siły

a k a ż d y n iesie z so b ą b olesne ja k ie ś p rą d y ; je d e n w as czyni trw ożnym i, d ru g i bezbronnym i, trz e c i u boży w as, a w k o ń c u p rzy ch o d zi czas chm urny, co w am chyli p rz e d obcym i czo ła i w tej p o k o rz e ohydnie p ię tn u je w as.

T u hetm an w skazuje sw e p o rą b a n e czoło:

— P a trzże mój lu d u ! te , b lizny św iecić ci m iały, ja k poch o d n ie w śró d b łę d n y c h d ró g , a ty ś o b li­ znach m ych zapom niał. — L u d u mój... ó chleb dzisiaj w alczyć m usisz, ty coś n ie g d y ś o p ły w a ł w d o s ta tk i! Z aw istnie u ciebie p a trz y b r a t n a b r a ta , ja k g d y b y w as nie w jed n ej k o leb ce w y p ia sto w a ła M a tk a — P o lsk a , ja k g d y b y n iejedne i te sam e p ieśn i w am śp iew ała. P ięściam i n a się uderzacie, n a w spólnej g le b ie zaciąg acie g ra n ic e m iędzy sobą, je d n i dru

-a w tej ro z te rc e - i nie sta ć w as u jęty , le g ł w śró d w ioski i drzem ie, a b y w stać, obu- n a w a lk i z obcym i żyw iołam i, k tó re zalew ają w as dzić się... Nie... j a k k sięży c św ieci b lask iem p o ży ­

czanym , ta k i życie te g o k am ien ia pozorne, ale je st p o d nim źró d ło ż y c ia i z n ieg o p a d a ro sa ożyw cza n a g ła z n am o g iln y w tej w iosce, w C zarńcach. Tenii źró d łem — p ie rś h etm an a, co stru d zo n bojow aniem p o ­ ło ż y ł się i zasnął.

B u ła w y on nie m a, zo staw ił ją n a ziemi, nie- ż ą d n y zaszczytów m a rn y c h i b lask ó w zw odniczych, z a b ra ł on z so b ą do czarnej m o g iły in n ą oznakę, p e łn ą rubinów , sączący ch k rw ią serdeczną, k rw ią g o ­ rą c ą ja k w u lk an , k rw ią , co n ajp ięk n iejszy m w je g o życiu s ta ła się k lejn o tem . B u ła w ą jeg o ... p ra w ic a w ojow nicza h e rb e m jeg o , te b lizn y niezliczone, co ja k k w ia ty n ieśm ierteln e u b ra ły ciało je g o n a sp o czy n ek g ro b o w y ; źródłem życia, to p ie rś h e t­ m ań sk a, w m ogile jeszcze tę tn ią c a m iłością n a ro d u i ojczyzny. D ziw ią się ludzie m ałej w iary , czemu tej b o h a te rsk ie j p ie rsi m a rtw o ta nie o g a rn ie ; dziw ią się, bo nie w iedzą, że m iłość, k tó ra o g a rn ia m iliony, je s t nieśm iertelną.

P a tr z c ie ! księży c sw e pro m ien n e k o ło w y to ­ czy ł n a niebo, o b ją ł sw em sm ętnem św iatłem m o­ g iłę — k am ień gro b o w y , ja k b y m agnesem ciąg n io n y n a ty c h d łu g ich p rom ieniach, ja k b y n a sre b rz y sty c h lin ach odw ażony, o d sła n ia ło n o m o g iły - h etm an ja k arc h a n ie lsk i ry c e rz w staje, c a ły w św iatło ści — a w ielk i i p o tężn y , ja k b y całej ziem i b y ł k ró lem ! B ie g n ą zew sząd p o b u d zen i ludzie, b ię g n ą , ja k n ieg d y ś p a ste rz e do B etlejem — i p rz e d w ielk o ścią tą n a k o la n a padają} ale sk ro n i nie k ło n ią, jeno p a trz ą w oczy hetm an a, ta k ich je g o w zrok p rzy k u w a. H e tm a n n a m ieczu w s p a rty sto i i czeka. Już coraz w ięk sza o tacza g o g ro m ad a. A g d y już tłu m y n ie ­ przeliczo n e s ta n ę ły w o k oło ta k licznie, ja k n a w iel­ k im ła n ie złote k ło sy , w zniósł p ra w ic ę i rzecze ta k im g łosem , k tó r y n ie ziemię, nie n ieb o ale dusze lu d zk ie w s tr z ą s a :

— Ludu, mój lu d u ! — cóż się z to b ą sta ło ? Zo­ s ta w iłe m cię m ężnym , orężnym , b o g a ty m i dum nym , choć nęk an y m . W ie k i p rz e p ły w a ją n ad em n ą —

ja k law ą w ulkanu i m arniejecie p o d tą law ą z a b i­ ja ją c ą , w yniszczającą w as ze w szy stk ieg o co ży ­ w otne, co p o trzeb n e rodzinie naszej całej. Z ap o m n ie­ liście, że g ło d n y m nie chleb do u s t w łożyć trzeb a, ale pom óc g o p ra c ą zdobyć. Z apom nieliście, że k a ­ żdem u z w as n a sierm ięg ę po w szed n ią i n a rad o ść św iąteczn ą z aro b ić trzeb a. Z apom niały u w as k o b ie ty że od ogniskow ej łu n y i w ŚTyiat szeroki zw rócić się trzeb a, a b y o b aczyć żali nie w y chodzi już słońce na' niebo. Z apom niały, że chcąc sieb ie i w as zach o w ać, trz e b a g ro m ad zić a nie ro zsy p y w ać, sk u p ia ć a nie rozpraszać. — Z w łasnej czerp ać z ie m ia n ie m arn o w ać b y tu , obcym g o zap rzedając. L u d u mój lu d u,1 cóżeś ty z so b ą u czy n ił? — E c h a tw o ich w a lk k rzy żo w y ch o b iły się o m oje tru m n y — , ty ś szed ł z k rzy żem n a b a g n e ty . — L u d u mój krzyżem b a g n e tu nie złam iesz... k u siłe ś n ieb o o c u d !

H e tm a n z a k ry ł oczy rę k ą i z a p łak ał.

W te d y d o k o ła z e rw ały się ję k i i płacze. Z daw ało się, że n a k rzyże cm en tarn e łz y k rw aw e w y stą p iły .

H etm an ie! ojcze lu d u tw eg o ! Czyż zginiem y już w tej toni? Czy nam ta m już w n ieb io sach śm ierć zap isan a i w p rz e p a ść nam ru n ą ć przyjdzie?

— D zieci! nędzę z ziem i w y g n ajcie’ — niech u st u w as g ło d n y c h nie stan ie, w a lk m iędzy so b ą zap rzestań cie, bo sw a ry to w as zg u b iły — sk u p ić się w am trzeb a, w y g n a ć dłonie n ierobne, w ilkołaków , co ssą z w as k rw i o sta tk i przepędzić — nie z o b ­ cym i ale z sw oim i się b ra ta ć — k to nie naszej ziem i syn, te m u : precz! O to rad a. — P ó jd ź mój ludu, do se rc a tw eg o h etm ana, on ci znów p rz e ­ w odzić będzie.

R u s z y ła się czerń c ała, b ie g n ą do C zarnieckiego, ale on ręce k u nim w y c ią g n ą ł, ja k b y ich c h ciał p rz y tu lić do ło n a —- i znika... w g ró b się zap ad a.

Ciem ność znów ziem ię z ak ry ła, n a jed n y m ty lk o rą b k u n ieb io s zajaśn iał św it i k u niem u z w ró ciły się oczy i serca.

B y ło to w noc styczniową, w trz y d z ie śc i l a t po k rw aw y m skonie b o jow ego ech a.

J a n in a S edlaczków n a.

(10)

N A S Z E

R E L I K W I E .

Ksiądz błogosławił w wiejskim kościele

Na straszny oręż przekute kosv, Na uzbrojonej gromady czele

S taruszek w ieśniak stał srebrnow łosy : „Czterech mam synów! weź ich o Boże „Niech nas grom zwali nieprzyjaciela! „Kości do kości! a kiedyś może

Da Bóg z nich Polsce fhściciela ! Działa umilkły, wróg się rozpiera

Na |,olu bitwy okrucieństwami, Bagnet rannego skłuł kosyniera

. Pomiędzy czterech synów zwłokami, Konając jęknął: „W rogu! ta blizna

Bogu święcona! z niej żywot strzela: K ości do kości! moja ojczyzna

Z kości mieć będzie mściciel? !“

*) Wiersz ten deklamował i poświęcił autor redaktorce „Przedświtu'

Bębny zagrały *— w paradnym szyku Zwycięskie wrog szeregi stoją ; Z szyderstwem gwarzą o buntowniku

Co z stryczkiem szyję zaręczy swoją. Męczennik spojrzał z pod szubienicy

Na grób sromotny okiem wesela: „Wrogu! me kości złożysz w kostnicy

Co zrodzi Polsce mściciela!„ Kości do kości! lud biedny wota

Aż się kopalnie trzęsą Nerczeńska; Kości do kości! zemsty anioła

Krew nasza zrodzić rfiusi męczeńska ! Rośnie i rośnie stos naszych kości!

Jak śniegiem niemi kraj się zabiela — A tam wołają pełni ufności:

Boże ! dasz Polsce mściciela !

podczas uroczystości w Skale". K arol Brzozowski.

Współziomkowie nasi, zamieszkali w zaborze pruskim, [ nabyli tam od cudzoziemców, wielce potrzebnej prakty- czności. Podając różne wskazówki domowych zajęć na styczeń, przypominają, że rozpoczyna się karnawał, zatem | czas ssabaw i rozrywek. Z tej też okazyi nawołują: „Pa- ! miętajmy o zachowaniu miary w roskoszach, zwłaszcza roz­ myślmy, jakby najgustowniej a najtaniej się ubierać!" — Na szerokiej ziem przestrzeni rozlegają się echa nawoływań do podwojenia pracy i oszczędności. Nie koniecznie zabi­ jać się pracą, bo do tego nikt ruema prawa, lecz to, co robimy, niechaj pożyteczne będzie. — Oszczędzać zaś nie znaczy koniecznie coś tanio kupić, bo bardzo często z t a ­ niego n a b y tk u nie m a p o żytku, ale oszczędnością jest niewydanie grosza na rzecz zbytkowną, na kwiateczek, przysmaczek, koronkę i aksamitkę; oszczędnością, jest umie- | jętność zużycia tego, co w danej chwili nie przedstawia wartości; przysporzenie sobie sił, zdrowia, spokoju duszy, który wśród najgwałtowniejszych burz, czyni nas niezach­ wianymi, przysporzenie hartu moralnego i energii, oto oszczędność życiowa, to zdobycie kapitału najcenniejszego, dla nas zwłaszcza.

Niech rok 1893 zastanie nas po stu latach ciężkiej pokuty, żyjącymi pełnią wiary, miłości bratniej i czynności, ukoronowanej nadzieją rychłego powrotu do utraconego szczęścia.

Spytajmy sumienia historycznego czy w zniszczeniu największego szczęścia naszego, wolnością zwanego, nie było także udziału kobiet? Czy nie przyłożyły rąk do tego? Niestety, przeciw nam stają tacy oskarżyciele, jak marnotrawstwo, cudzoziemszczyzna, życie nad stan, p y ­ cha. Bolesne zarzuty podnosi przeszłość. Toż po długiej pokucie, po wiekowej, żałobnej doli, ręce ku niej wycią­ gamy, by dziełami żywymi, wymownymi, wskrzesić dawną świetność i wielkość narodu. — Im jesteśmy rozumiejsi im trzeźwiejsi, zgodniejsi, praktyczniejsi — tem dzieła lepsze.

W miejsce okropnego: „Mane (1772) T ekel (1793) F n res (1795)“ które nad dolą naszą wypisała dłoń wy­ padków, ciężka jak ta prawica uzbrojonego żołdaka, ude­ rzająca w twarz Chrystusa — niechaj zawidnieją hasła, udowadniające, iż nie daliśmy, się żywcem pogrzebać ! — A w tem niech przedewszystkiem kobiet będzie zasługa. Nie gotujem się do hucznego karnawału, szalonych zapust, hulaszczych kuligów — bo nam styczeń tegoroczny niesie bolesne rocznice; zamiast afiszów na świetne bale zwołu­ jących, my wolim wywiesić przykazania nasze, bo ich spełnienie', krzepkość i dzielność przyniesie w nagrodę. •— Oto:

1. Nie będziesz zachwycał się wszystkiem, co z cudzej ziemi, lekceważąc swoje. (Wartość tego co posiadasz, poznasz po stracie — a my najlepiej wiemy, co to straty znaczą.)

2. Nie będziesz rzucać słów daremnych, bo słowo bez celu, to stracona potęga, zużyta siła.

3. Pamiętaj abyś dzień święty z przeszłości twego na­ rodu święcił.

4. Czcij Matkę — a nie dopatruj skaz na obliczu Jej, jeno własne z plarn obmywaj.

5. Nie zabijaj, ducha własnego ani drugich trucizną, niewiary.

6. Czyn twój niech z czystej, szczerej rodzi się intencyi. 7. Nie kradnij sobie czasu, zdrowia, stf, nie marnuj

zdolności, nie roztrwaniaj darów nieba.

8. Nie pożądaj obcego, ale swego broń do ostatniej krwi kropelki.

9. Nie okłamuj sam siebie, obwiniając się nadto, lub wynosząc swe cnoty.

10. Bądź wytrwałym w rozpoczętej pracy, niezrażaj się krakaniem zawiści, zazdrości i współzawodnictwem lecz na mądre rady nie bądź hardym.

Budząc się i zasypiając pomnij, iż są na Świecie takie cele, dla których c a łą duszą żyć i umrzeć w a rto !

(11)

Z WYSTAWY SZTUK PIĘKNYCH.

„Pogrzeb Alaryka“ „Alojzego D e l u g a Mamy przed sobą łożysko rzeki Busento, w którem — wedle hi- storyi — Alaryk I znalazł wieczne schronienie po n a­ głej swej śmierci pod Konsencyą.

Skaliste brzegi, oświetli >ne blaskiem pochodni, i kłęby dymu, leniwie z nich płynące, czynią wrażenie ponure i smutne.

W samym środku obrazu, widzimy zwłoki Ala- ryka—bohatera Gotów — umieszczone w postawie sie­ dzącej na białym koniu, podtrzymywane przez kilku rycerzy.

Przybrany w strój rycerski, głowę ma w tył przechyloną, ręce opuszczone, oczy zamknięte, a mały zarost okala tw arz zczerniałą.

Przed Alarykiem stoi dwóch kapłanów - - z a nim snuje się pochód, złożony z dwóch młodych niewiast, i kilku rycerzy, z których jeden niesie bogaty sztandar.

K oń A laryka ujrzał zapewnie jakąś przeszkodę do dalszej podróży, lub może przeczuł grób swojego pana, bo nagle wstrzymuje się instynktownie, wyciąga szyję i przestraszonym i oczyma spogląda przed siebie.

Przestrach wiernego konia, udziela się wszystkim obecnym — naw et kapłan z ryżą brodą — o nieprzy­ jem nym wyrazie tw arzy — wznosi oczy w górę oka­ zując trwogę, —

Tło Obrazu ciemne, jednostajne — postacie w tym samym tonie malowane, przytem ów zagadkowy prze­ strach konia i ludzi, czynią szkodę kompozycyi, gdyż trudno pochwycić od razu całość i szczegóły.

Oprócz tego nazbyt silne oświetlenie lewej strony obrazu przez łuczywa i pochodnie, w pierwszej chwili naprow adza na myśl, że Alaryka prowadzą na stos płonący, przed którym koń się wstrzymuje.

Byc inoże, iż obraz ten zyskałby więcej na w ar­ ia c i, gdyby sala była większa i gdyby w niej * było odpowiednie oświetlenie, w tych jednak w arunkach ja - I kimi obecnie zarząd lwowskiej wystawy sztuk pięknych rozporządza, nie zajął widzów tak, jakby się tego spo­ dziewać należało. —

„Matka Boska Pocieszycielka“ Laukoty. J e s t to obraz większych rozmiarów, przedstaw iający nieżywe dziecię, nad którego zwłokami klęczy zrozpaczona — bardzo młodziutka — matka, czy też siostra.

Schylona nad dzieckiem, położyła rękę na ławce, pod którą na ziemi leży nieżywe dziecię, a Matka Boska z lekka, dotyka jej ręki.

Oto treść obrazu.

Mimo to, że tem at je st efektowny, nie obudzą jednak współczucia z powodu wykonania.

Do tej samej kategoryi zaliczyć można obraz Batowskiego „Kolęda" gdzie Matka Boska, S-ty Jó zef i Dzieciątko Jezus śpią — a aniołkowie z porządnie długimi i cienkimi rękami, przygrywają im kolędę. — Całość tego obrazu z powodu niewykończenia, traci na swej wartości. Św. Jó zef je st za mały do Matki B o­ skiej; aniołek zaś, który klęcząc podkłada skrzydło pod głowę Chrystusa, nie zaleca się piękną postacią. I chociaż w tej kompozycyi czuć talent niemały, chociaż sen wszystkich postaci je st bardzo dobrze uchwycony, to przecież z pow oda owego pośpiesznego wykończeuia traci n a swej wartości.

Styka Jan „Moje dzieci". G rupa złożona z trojga dziatek mianowicie z dwóch dziewczynek i jednego chłopczyka, oddana je st z prawdziwym talentem. Tyle w tym obrazie je st przyjemnego uroku, wdzięku, i tyle dziecięcej naiwności, że każdy staje przed nim z przy­ jem nością i uśmiecha się do tych trojga buziaczków. Ze św iata dziecięcego dał nam O bst-Sew er „Por­ tret M ani‘: maleńkiej dziewczynki, ubranej w serda- czek. Główka ta ze starannością nam alow ana odznacza się ładnym rysunkiem i pięknem wykończeniem.

O innych obrazach pomówimy w następnym num erze.

Bolesławiec.

"W iadom ości bieżące.

(12)

posiada zmyślności? Mówimy, że to instynkt, ale jest to słowo,jjktórem tylko pokrywamy swą nieświadomość. Człowiek je st nierozerwalnymi węzłami z naturą złą­ czony, dlatego lgnie do natury i rad bada ją. Od kiedy św iat istnieje widzimy dążenie człowieka, do wydarcia niebu tajemnicy, odgadywania stanu powietrza. W ieś­ niak ma swoją meteorologią, którą z pokolenia w po­ kolenie podaje. Dla niego barom etrem je st bocian, żaba dudek, ale głównie pszczoła. Gdy w dniu pogodnym lot pszczół staje się niepewnym, to w najbliższych 24 godzinach będzie deszcz. Tożsamo, gdy ich praca trw a długo do zmroku. Gdy późno do pracy wylatują, to w różba pogody. Gdy pszczoły wśród pogody uciekają jakby strwożone do ula. znak to, że burza bliska. — Po­

tem była jeszcze mowa o ukłuciu żądłem, o sposobach ulżenia w sprawionem cierpieniu a mianowicie :po usu­ nięciu żądła, przykładać amoniak lub sól. Gdy kto ze s?odyczami np. połknie pszczołę, doznają'- kłuciu w prze- i wodach pokarmowych, trzeba mu dać wody słonej się | napić. Mówią, że ukłucie pszczoły, leczy z reumatyzmu, i W gospodarstwie pszczoła ogromne oddaje usługi, dzień- | nie bowiem zap\ la jeden ul 2 miliony kwiatów. P raca i ich ogromna, bo tysiące kwiatów oblecieć trzeba, zanim odrobinę miodu zrobią. Doświadczenie wykazuje, iż potrzeba 125 główek koniczyny na wydobycie z nich | gramu cukru.

Zakończył pr. Limbach legendą ludu o powstaniu pszczoły.

Rozmaitości.

Długotrw ały kalendarz. Z kartonu wykroić tabli­ czkę 30 cm. długą i 6 cm. szeroką. Można ją albo po­ malować w kwiaty, ptaszki itp. albo też osobno wy­ haftowaną tejże miary m ateryą pokryć. W samym środku muszą być wycięte trzy otwory tak, aby przez | nie można przeciągnąć wstążki. W stążek ma być trzy: na jednej haftuje się (lub maluje) nazwy dni tygodnia, na drugiej liczby dni miesiąca od 1 do 31 — a na trzeciej nazwy miesięcy. Stosownie do daty, przesuwa się owe wstążki — a cały kalendarz na złotych sznur­ kach, idących od dwu górnych zaokrąglonych lub pro­ stych naroży, zawiesza się na ścianie.

Z a g a d k a .

Pierwsze, gdy samo, nie nigdy nie znaczy, Lecz zmienia wyraz :— z niem brzmi on inaczej Gdy drugie z trzeciem z ust słyszysz lekarza, By chory powstał, rzadko się wydarza — Czwarte zaprzecza — a połącz je z drugiem D a nazwę zwierząt, co chodzą przed pługiem Wszystko to razem •— nie chwili pomysły, — Serca z rozumem, rachunek to ścisły.

W . B . Sgoen.

Aforyzmy pedagogiczne.

3a®

Poczucie piękna tkwi w naturze ludzkiej. Ze tak je st istotnie, świadczy o tem naw et mieszkaniec Afryki, który zdobi, jak umie swoją skórę czarną i szeikowi swemu — najpiękniejsze oddaje ukłony.

*

Uprzejmość wielce ułatw ia obcowanie z ludźmi, ona bowiem łagodzi obyczaje, staje na przeszkodzie zwadom, uspakaja rozdrażnienie a naw et przytłumia nienawiść, zmuszając niejako człowieka dobrze wycho­ wanego do panow ania nad swymi namiętnościami. Dzięki uprzejmości bywamy kochani i szanowani — krótko mówiąc uprzejmość je st każdemu a szczególnie kobiecie potrzebną. J e s t więc rzeczą wielkiej donio­ słości dla światłych wychowawców od najmłodszych lat w pajać dziecięciu zasady uprzejmości, aby później grzeczność jego nie stała się czemś wymuszonem i nie- naturalnem, przez co byłaby z jednej strony obrazą, z drugiej poniżeniem.

K obieta bez religii, to okręt bez steru i sternika. Okręt pochłoną fale morskie — a kobieta ujrzy się bezbronną, gdy przyjdzie stawić czoło troskom, cier­ pieniom i burzom życia. Złam ana, ginie nieraz bez ratunku. Przeciw nie zaś — w iara i modlitwa podnosi ją, rzuca na nią odblask idealny, który wszędzie i zaw­ sze zachwyca.

* # *

W najbliższej rodzinie daje się czuć najwięcej potrzeba znajomości i wykonywania zasad dobrego wy­ chowania — a częstokroć zdaje się nam, że w kole rodzinnem, wszystko je st dozwolonem. O jakież to zgubne i błędne m niem anie! Ilużto niepowrotnych nieszczęść stało się przyczyną owo lekceważenie i za­ pomnienie zasad pedagogii! Ileżto węzłów stargano na zawsze z tego powodu!

Edm und Gergowice.

Kozacze Zawieruchy

opowiadanie historyczne przez J . Sedlaczkówną.

Cena 26 centów.

Ogniem i Mieczem

powieść H enryka Sienkiewicza

za pozw oleniem autora

d la ludu i m łodzieży przerobiła Jan in a Sedlaczków na N akładem B. M ilskiego w Gdańsku.

Pod prasą:

Potop.

O sobliw ie te przeróbki p olecam y n a nagrody i podarki dla m łodzieży.

Do nabycia jed y n ie w redakcyi „Przedświtu" lub w eks- pedycyi. Gazety Gdańskiej

Nab> wajficym w7ięksisą ilo ś ć zn aczn y rabat.

Cytaty

Powiązane dokumenty

pełnego zgnicia; więc chcąc chorą roślinę przesadzić, należy jej wszystkie zepsute korzenie obciąć aż do miejsca zdrowego i wazon taki dobrać, aby się

Znamy Jej żywe interesow anie się wszyst- kiem, co tego warte, jej usiłow ania znakomite około rozwoju instytucyi, której ster ma powierzony.. W ydział pismo

W yjęcie rośliny z wazonu da się w ten sposób uskutecznić: bierze się lew ą ręką łodygę przy samej ziemi, odwraca wazonem do góry, przytrzym ując go

lutego grano ją po raz pierwszy, a nazajutrz posypały się recenzye dzienni­ karskie — z których mało które dowodziły, ocenienia należytego sztuki i

Wielkiem ułatwieniem dla zawodu aptekar­ skiego było by gdyby doń kobiety były przypuszczone, oddawna bowiem znaną jest rzeczą, że kobiety przy­ rządzaniu

Następnie mocną nitką lub cienkim szpagatem wiąże się włóczkę na brzegu tych kółek — po­ czerń można rozerwać kółka i wyrzucić; teraz sporządza się z

C ukiernica papierow a. Można ją zrobić bardzo ła- j twym sposobem ; potrzeba tylko trochę papieru telegrafi­ cznego i parę skrawków kolorowego. Bierzemy dwa

Do napisania tych kilku wyrazów powoduje mnie szi zera życztiwość. W istocie żarty, ale zanadto się rozpowszech­ niające w naszych czasach i przynoszące