• Nie Znaleziono Wyników

Przedświt : dwutygodnik dla kobiet. R. 1, nr 3 (1893)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Przedświt : dwutygodnik dla kobiet. R. 1, nr 3 (1893)"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

Rok I.

We Lwowie dnia

5.

lutego

1893.

Numer 3.

WUTTSO

P i p

wychodzi 5. i 20. każdego miesiąca

pod literackiem kierownictw em j j wydaw any przez J. S E D L A C Z K O W N Y ' 1 B O L E S Ł A W I C Z A .

ZNACZENIE' PRZYZWYCZAJEŃ.

— —

---O d p ra s ta ry c h czasów w y g łaszają ludzie m a­ ksym ę, w edle której przyzw yczajenie je s t d ru g ą n a tu rą czło w iek a; może trz e b a b y tu je d n ą zrobić p o p ra w k ę , a m ianow icie, że przyzw yczajenie staje się d ru g ą n a tu rą . A w ogóle i słow o „ n a tu ra “ w ty m w zględzie je s t ch y b a m ianem zbioru przy- w yk n ień , n a w yczek i zrośnięcia się bezw iednego p raw ie z tem , do czego nas od najm łodszych lat w drażano, lub czego nam z b ra k u u w ag i i s ta ra n ­ ności w w ychow aniu nie zakazyw ano. R ozum ie się dalej co ipso, iż przyzw yczajenia m ogą b y ć dobre i złe, d o d atn ie lu b ujem ne. C ała w tem sztuka, ab y ty c h d ru g ic h b y ło ja k najm niej a cel ostateczny, a b y ich w cale nie było. D o te g o dzieła najłajw iej rę k ę p rz y ło ży ć w ychow aw com dom ow ym a szczegól­ niej m atce. N ie dość w szakże, k ażd ą spostrzeżoną u d zieck a w adę sk a rc ić a choćby i ukarać, nie dość.... lepiej, ko rzy stn iej będzie zam iast tego, śledzić pilnie, 0 ile sk arco n e, upom niane dziecko w y strz e g a się 1 panuje n a d sobą, ażeby nie p o w tó rzy ć tego,' do czego coś g o ta k ciągnie.

P rzyzw yczajenia bow iem w sk u te k procesu z ja k ie g o się w y tw o rzy ły , t. j. z pow odu n ieu stan ­ n ego ich p o w tarzan ia, n a b ie ra ją takiej siły, że p a ­

nują n a d nam i i sk ła n ia ją do czynów w y k o n y w a­ n y ch częstokroć m im ow iednie coś n a k s z ta łt o d ruchów organizm u, fizycznie biorąc. W y ra b ia się bow iem u n as ja k a ś siła, k tó ra zm usza do sp ełn ien ia te g o lub ow ego, czy chcem y, czy nie chcem y. D la te g o nieśm iertelnem pozostanie zdanie L o ck eg o , k tó ry pow iedział, że jednym s głównych celów moralności chrześcijańskiej je st wytworzenie takiej siły ducha, która by zdolną była oprzeć się potędze przyzwyczajeń.

F ilozof p rzedew szystkiem m a n a m yśli ujem ne przyzw yczajenia, gdyż to je d n a z n ajsłab szy ch stro n człow ieka. Zręczny p sy ch o lo g wie, że n a ty m p a sk u n ajłatw iej prow adzić, gdzie się rzew nie p o d o b a. P ó k i przy w y k n ien ie świeże, m łode, a w ięc nie m a­ ją c e ty le siły co przedaw nione, ła tw o je w y k o rzen ić. W te d y n ad n a w yczką sw ego d ziecka p an u je jeszcze m atk a w szechw ładnie. — A zatem g d y dzie­

ciak opieszały, lubi zadużo w ypoczyw ać, sp ać, i w y ­ g o d n ie się w k rzesłach lu b fo telach ro zp ierać, odzw yczaj g o od te g o M a tk o !

(2)

bo inaczej w yrośnie z tw ego sy n alk a so b ek i p rz y ­ ja c ie l w y łą c z n y w łasn eg o p odniebienia. G dy k łam ać

zaczyna, staw mu p rzed oczy n a ty c h m ia st silne, jasn e, p o ry w ające p rz y k ła d y p ra w d y i jej p o tęg i, ta k ie ja k np. Uistorya o św. Janie K a n ty m w śród zbójców, o E pam inondasie, k tó ry nie znał ca łe życie k ła m stw a ita. — Słow em k ażd e now o p o w stające złe p rzy w y k n ien ie je st zarodkiem grzechu, w ady w ielkiej a szkodliw ej, trzeb a m u w ięc p rzeciw ­ staw ić zaletę i cnotę odpow iednią — a ta k trafiać do rozum u dziecięcia, ch w y tać za serce, n atu rze zaś

odejm ow ać sposobność do n a b y c ia w p raw y w do­ g ad zan iu sw ym ułom nościom . O to sposób i to się n azy w a zniszczyć złe w sam ym zarodku. A le zaraz, naty ch m iast, skoro złe spostrzeżone zostało, uczynić to należy — g d y ż później m łoda ło d y g a cirzewieje, w p ień się zm ienia i już jej nie nagnicsz, c h y b a ją b u rze Życia złam ią i strz a sk a ją — a w ów czas co z t e g o ; Cóż z tego?! — T o już c h y b a ty lk o z po­ e tk ą przyjdzie zaw ołać :

„Zapóźno już! Zapóźno już!

„N ad dolą tą, zapłacze A n io ł .Stróż!“ A le lso ta . 0 J e j ży c is i za słu g i skreśliła J A R E M A . —>: - (C iąg d a lsz y ). G dy p o d O stro łę k ą zg in ął je n e ra ł K icki, p o ­ zostaw iając po sobie n ieu tu lo n ą w rozpaczy i żalu w dow ę, K la u d y n a s ta ła się p raw dziw ą jej siostrą i pocieszycielką, n a tc h n ę ła ją wyższą p o n ad żale oso b iste m yślą, p rag n ien iem służenia i pośw ięcenia się zu p ełn eg o .sprawie narodow ej i do w spólnej p ra c y w celu p o m ag an ia w alczącym rodakom za­

chęciła. R azem w ięc 'odtąd o d d aw ały się zajęciom ■lazaretowym. B y ło takich więcej z nimi: K lem en­

ty n a z T ań sk ich Iloffiiianow a, K o n stan to w a Szcza- niecka, je n e ra ło w a S ow ińska, A n n a N akw aska, A n n a z R ejtan ó w G ieryczow a, R o z a lia B iszping, T e rtu - lianow a K oczorow ską, L u b iń sk a i wiele jeszcze im po d o b n y ch P o le k o b y w atelek , objętych pow szechnie zaszczytną choć sk ro m n ą nazw ą „S ió str sz p ita ln y c h0 Choć niejedno nazw isko w y p ad ło z pam ięci, choć może utonęło gdzieś w m orzu czasu i dziejów nie- spisanych, to je d n a k żyje ono w sercach ty c h w szy st­ kich, k tó rz y O jczyznę szczerze k o ch ają a ideę w ol­ ności dobrze rozum ieją. Czyny ta k ic h jed n o ste k przed B ogiem i ludźm i są w ym ow nym i św iadkam i ich życia i uczą now e p okolenia, w iążąc je żyw ym łańcuchem m iłości z przeszłością.

J a k bardzo obchodziły K la u d y n ę losy p o w sta­ nia, ja k g o rąco odczuw ała z w alecznikam i p o l­ skim i, z obrońcam i Ojczyzny, o tem przekony- w ują d o k ład n ie listy jej, p isan e w czasie p o w ­ stania. O to sło w a jednej z ow ych k orespondencyj. „N asze w ojsko cudów dokaże a M oskale b ę d ą się bić, ja k w r. 1812 o w ła sn ą eg zy sten cy ą. N iech nam B ó g m iłosiernym b y ć raczy a zachow a nam w szystkim jedność i siłę !. B e rn a rd (P otocki) służy ja k o p ro s ty żołnierz od w ielu już dni, m ało snu a w iele czynnej służby, sch u d ziły go, ale m u to n a zdrow ie w ychodzi, nie zna czarnych m yśli an i zw ąt­

(3)

nie ograniczymy się we wszystkiem, jeść będziemy kar­ tofle, p ić czystą wodę i płacić długi nasze. „T ym i w y ­ razam i chce zarazem udow odnić m atce i dać do zrozum ienia, że m ogą w szystko ofiarow ać n a p o trzeb y w alki, g d y ż sam i, bard zo m ało m ają p o trzeb i nie w iele m ieć ich b ęd ą w przyszłości. A o b o k te g o ileż w iary żyw i a ile nadziei, że k w ia t pośw ięceń bujny i p len n y b y ć musi, że nie zginie on n ig d y , p rz e ­ n ig d y , lecz w se tn y w yrodzi się owoc. P o d ajem y tu poniżej w ła sn e jej w yznanie w iary narodow ej pod ty m w łaśn ie w zględem . J e s t to ja k b y dosnucie ty c h m yśli, k tó re poprzednio w y raziła w liście, m ów iąc o p u rp u ro w y ch k w ia ta c h krw i, zdobiących m o­

g iły i k u rh a n y polskie. P isze K la u d y n a : Zdaje m i się wciąż, że Polska upaść nie może. Tyle ofiar, tyle p o ­ święceń, tak religijna nadzieja, ogarniająca wszystkie umysły, zawiedzioną być nie może. Mimo tych wszyst­ kich, którzy giną od kul nieprzyjacielskich, lub cholery, wierzę w przyszłość Ojczyzny, mam przeczucie, że wszy- I scy moi je j szczęściem cieszyć się będą. Jeżeli nas je d ­ nak tak, długo Bóg utrzymać raczy, aby w końcu zginąć, trzeba się będzie poddać jego świętej woli. A le rozpa­ czać nie wolno; cześć Polski ocaloną została a ta karta dziejów je st z pewnością świetniejszą od r. 1794, który nam zjednał podziw i współczucie całej Europy''.

(Ciąg dalszy nastąpi).

'<@>6 <§>& <§>& <&(• <§><> <§><3 <g><9 <£>fe <g><3 <§><» <§><* <&<= <§fe> <§><= <§>.& <2><* <$><= ‘^©1

B E L L E T R Y S T Y K A I P O E Z Y A .

<ffip ^^*p <^p ^Ł^p <^P <^*P <ffip <S'*P <§^P ^^P <ffip <$^(3 <^>(ł <ffip ^^P <^5*P ^S^P <^*P <$^P <^(a <&(* <£^P

KO BIEGA DOLA.

P r ze z

W a l e r y ą M a r r e n e .

(D okończenie.)

Ś w ia t zrazu bard zo u b o lew ał n ad losem h ra b in y A m elii, nie je d e n k u sił się b y ć jej p o cie­ szycielem , ale g d y przekonano się, że ona nie p r a ­ gnie pocieszy ciela i ż e . zam iast szukać ro zry w ek zam yka s ię ' w dom u, zaczęto jej żałow ać mniej nierów nie, a c a ła sy m p a ty a zw róciła się k u h rab iem u A lbinow i. B y ł on ta k w esoły, ożyw iony, przy jem n y w to w arzy stw ie, je śli zaś pdzw alał sobie rozm aitych w ybryków , d o starczał obfitych m atery ałó w do skandalicznej k ro n ik i, d ziw actw a je g o żony m ogły m u służyć za w ym ów kę, w szakże ta k o b ie ta nie u m iała ani się baw ić, ani n a w e t u b rać, b y ła w idocznie stw orzona na zakonicę...

R a z czy dw a, h ra b ia A lb in zachorow ał, w ów ­ czas żona p ie lę g n o w a ła g o z niepo ró w n an em p o ­ św ięceniem , b y ła ja k sio stra m iłosierdzia p rzy je g o łóżku, a g d y sp a ł sp o g lą d a ła n a n ieg o ja k b y ch ciała obraz je g o w y ry ć w m yśli sw ojej, lub n ą p a trz e ć go się za te d łu g ie dnie, tygodnie, m iesiące w k tó ry c h go n ie w idziała.

Nie ro b iła mu żadn y ch w ym ów ek, a n a w e t nie w in iła g o w g łę b i serca.

Jeśli zaś choroba h ra b ie g o A lb in a trw a ła d łu ­ żej a on o k azy w ał żonie w dzięczność za jej s ta ra n ia w ów czas p o w sta w a ły znów p o cich u uśpione nadzieje, szczęścia, k tó re jeszcze uśm iechnąć się do niej m ogło i p rz y p o m in a ły się jej pierw sze dni pożycia.

T rw a ło to zw ykle d opóty, d opóki mąż nie o d ­ z y s k a ł s ił daw nych, bo g d y te p o w ra c a ły , p o w racał i on do daw nego żyćią.

P rz y zw y czaił się zu pełnie do ła g o d n e g o p o stę ­ p o w an ia żony, a poniew aż nie b y ł człow iekiem zb y t d aleko w idzącym , p rzy szed ł do p rzekonania, że A m elia p rzyjm ow ała sw ój los bez p rzykrości, zresztą b y ło m u w y g o d n ie ta k w ierzyć bo ja k w iem y m iał

I dobre serce i nie lubił, b y k to c ie rp ia ł z je g o p o ­ wodu.

N ie dom yślał się łez, łk a ń , szałów , k tó re sz a r­ p a ły sercem A m elii.

Je d y n ą p ociechą jej b y ła có rk a, je śli n a p o d o ­ b ne cierp ien ia istnieje p o ciech a jaka. A m elia k o c h a ła j ą nie ta k ja k się dziecko ko ch ać może i pow inno, ale z jak iem ś bezgranicznem uw ielbieniem , z ja k ą ś czcią nam iętną, w k tó rej z lały się w szystkie zaw ie­ dzione uczucia i nadzieje.

D ziew czynka w zro sła w śró d atm o sfery uw iel­ b ie ń ; p rzy zw y czajo n a do teg o , że przez sam o sw oje I istn ien ie uszczęśliw iała, s ta ła się rodzajem dom o­

w ego bóstw a, k tó re m u w szystko, co żyło m usiało | sk ła d a ć p o k ło n y , i n a b ie ra ła p o tn ału p rz y w a r istot, k tó re są czczone, ja k k o lw ie k n a cześć nie zasłu g u ją.

A tm o sfera uw ielbień zaw sze n a rk o ty c z n a i n ie­ zdrow a, n a w e t dla d o rosłych, szczególniej szkodliw ą je s t dla d z ie c i; dziw ić się w ięc I n ie m ożna je ś li H elcia s ta ła się nieznośną i zam iast p o ciechy, b y ła pow odem cią g ły c h zm artw ień m atki.

feśli k to zw ra c a ł u w ag ę h ra b in y A m elii n a k a p ry sy , g n iew y i fantazye córki, ta, ła g o d n a za­ zwyczaj i zn ęk an a is to ta , w y b u c h a ła g w ałto w n ie; w szyscy b y li n iesp raw ied liw i d la jej có rk i, a c ó rk a t a po w in n a m ieć przynajm niej dzieciństw o sw o b o d n e i używ ać szczęścia, b ę d ą c dzieckiem , bo potem ....

N ie d o d aw ała co m iało b y ć p o tem , ale zato m ów iły jej oczy zap ad łe i niepocieszone, jej b lade, p rzecięte w arg i i w yraz boleści, rozlan y w całej postaci.

H ra b in a A m elia bow iem p rzy szła do p rz e k o n a n ia iż życie k o b ie ty je s t koniecznie m ęczeństw em , nie w id ziała sposobu ochronienia có rk i o d p o d o b n e g o losu i ch ciała przynajm niej, b y te la ta życia, k tó re u p ły w a ły p o d w yłączną o p iek ą m atk i, b y ły bez chm ury ż a d n e j.

(4)

B ied n a h ra b in a A m elia b y ła w ów czas w p ra ­ wdziwej rozpaczy, nie m o g ła p atrzeć n a łzy có rk i i b y ła b y z chęcią rz u c iła się do w ody, g d y b y z niej w y d o stać m o g ła gw iazdkę, do k tó rej H elcia w y cią­ g a ła rączki.

Czasem b ra ła có rk ę w ram iona i ca ło w a ła ją nam iętnie, lu b c h ciała god zin y ca łe trzy m ać jej g łó w k ę p rz y tu lo n ą do p iersi, a g d y H e lc ia w y ry ­ w a ła się z jej objęć, ja k to zw ykle czynią dzieci, w ów czas h ra b in a A m elia p ła k a ła , czuła się obrażoną, p rzychodziło jej n a m yśl, że dziecię odziedziczyło usp o so b ien ie ojca. A le to trw a ło k ró tk o , pierw sza p ieszczota H elci zam ieniała j ą znów w p o k o rn ą nie­ w olnicę.

W k ró tc e zach cen ia H e lc i p rz e sta ły k rąży ć w sferach niem ożebności. W m iarę ja k p o d ra sta ła p rz e s ta ła n a p ie ra ć się gw iazdek, ale za to żąd ała n atarczy w ie rozm aitych rzeczy, k tó re jej n a m yśl p rzy ch o d ziły i nie zn o siła oporu.

W y ch o w an ie jej b y ło bard zo zaniedbane, n ik t n ią nie k iero w ał, n ik t nie ’ p ow iedział rozsądnego słow a, bóstw iono, dogadzano i psuto. N ie dziw więc, że H e le n k a dorósłszy nie b y ła w cale pociech ą m atki, ja k to sobie ona m arzyła. Sam olubna i dum na, le k c e w a ży ła ją ja w n ie ; a h ra b in a A m elia p ła k a ła po cichu, nie chcąc przyznać się do łez sw oich, ani do ich powodju.

T a k ja k n ieg d y ś w p ierw szym k w iecie m ło­ dości c ie rp ia ła przez m ęża, ta k w la ta c h dojrzałych

c ie rp ia ła przez córkę. B y ła coraz bardziej m ilcząca, zn ękana, o g ląd ając się sm utnie po św iecie, k tó ry d la niej b y ł praw dziw ym p ad o łem płaczu.

A ż w reszcie nadszedł dzień, k ie d y z kolei H e lc ia żyć zaczęła n a w ła sn ą rę k ę , k ie d y po k o ch ała, p o szła za mąż i z uśm iechem n a u sta c h porzuciła dom rod zicielsk i i rozpaczającą m atkę.

P o je c h a ła daleko, nie o g ląd ając się za siebie, lis ty jej n a w e t b y ły sk ąp e, k ró tk ie , p isan e ja k b y z obow iązku tylko. O n a rw a ła się do n ow ego życia, k tó re o tw ierało sie p rzed nią, nie m yśląc o p rz e ­ szłości. W ó w czas h ra b in a A m elia o b łą k a n a p raw ie I b o leścią, stra c iła o sta tn ie nadzieje i p o w iedziała so b ie w praw dzie po cichu, bardzo p o cichu, że c ó rk a jej je s t niew dzięczną. N ie p o m y ślała o tem , że k o c h a ła ją ile , że dziecię nie m ogło odpow ie- | dzieć szalonym uczuciom , k tó re w nie złożyła, że idąc: za mąż nie b y ła niew dzięczną, bo u le g a ła ty lk o praw om by tu .

A le te n o sta tn i zaw ód b y ł n ad jej siły . Od chw ili zam ęźcia córki b y ła ja k roślina, pozbaw iona sło ń ca ~ i pow ietrza. Z am ierała zw olna bez sk arg i, a g d y w reszcie zak o ń czy ła żyw ot m ęczeński, nie z o sta w iła próżni w ia d n e m sercu, w żadnem istnieniu, łzy jej, cie rp ie n ia i bole b y ły bezpożyteczne i bez­ pło d n e. Jeśli ta m y śl p rzeszła jej p rzez g ło w ę w chw ili ostatniej,: to u m arła ta k , ja k żyła, zroz­ paczona.

Ą A A Ą •fc-kĄ-kĄ •k-klak^-k -k-k-k-k-k

-k-k -k-k

&

I 1

T

T D 1 T TI D ł " 0 7 T IT F ł

Im

''

E R A T D R A I S Z T l i K A . g r

li

i u iv n .

[§ r ^

t r

.

Z

Wiednia*)

(J PANI ELŻBIETY ORZESZKOWEJ.

(D okończeni?j.

P a n i O rzeszkow a, b y ła co do mojej osoby, już zu p ełn ie p rz y g o to w a n ą i w y ra z iła się bardzo p rzy ­ chylnie o mojej d ziałalności literack iej, co mnie p raw ie zafrasow ało, g d y ż ujrzałem w tem nie kon- w en cy o n aln ą grzeczność, lecz oznakę nadzw yczajnej baczności, k tó ra jej niepozw oliła mojej działalności przeoczyć.

Zaczęliśm y odrazu ożyw ioną rozm owę. P a n i O rzeszkow a prow adzi k o n w ersacy ą z nadzw yczajną ła tw o śc ią , bez najm niejszej p re te n s y i lub oznak tr u ­ dnością są d .jej J e s t stan o w czy i ja sn y , ona niedys- p u tu je ale sta w ia p y ta n ia jeżeli odpow iedź nie w y­ p a d a po jęj m yśli, w ted y bez w ah an ia objaw ia, swe w p ro s t p rzeciw ne zdanie.

R ozm ow a nasza m iała za te m a t po ezy ą p olską. P ozw oliłem sobie zrobić u w ag ę, że staw iam Ju liu ­ sza S ło w ack ieg o , ja k o najw ięk szeg o m istrza form y

poetyckiej, najw yżej ze w szy stk ich p o etó w p o lsk ich , że te n ty ta n ic z n y geniusz tw órczości poety ck iej w ła d a zarów no p o m istrzow sku środkam i .sztuki, a w u żyw aniu n ie k tó ry c h je s t niedościgniony.

S y m b o lik a M a eterlin ck a u ro d ziła się już w czter­ dzieści la t po śm ierci p o e ty a najznakom itsźy por em at sym boliczny naszego stu lecia, zo sta ł n ap isan y jeszcze w ro k u 1837 a zowie się „ A n h eli“.

M istyczną po ezy ą A n g lii, F ra n c y i i N iem iec fan tasty czn o ść u m istyków ta k ic h ja k S lead, P ela- dań, R o sriy i D u P re l m ożnaby ch y b a nazw ać spor­ tem upraw ian y m z nudów , w obec w szechśw iatow ego n iepokoju i ty tan iczn eg o p ra g n ien ia, k tó re p rzeja­ w ia się w „G enesis z d u c h a “ S łow ackiego.

— M ickiew icz jed n ak że je s t najw iększym p la s ty ­ kiem naszej poezyi, najpraw dom ow niejszym a rty s tą najw ierniejszym i n ajbystrzejszym obserw atorem rze- Iczywistóści1 — o d rzek ła p a n i O rzeszkow a.

R zeczyw iście —. P o la c y nie tra c ą czasu na w yszu k iw an ie i stw arzan ie tech n iczn y ch w yrażeń, ja k to czyni Zachód, b io rąc n a sieb ie obow iązek tw orzenia nazw , d la p ew n y ch pójęć ale p o jęcia te i rzecz sam a, już daw no u n as is tn ia ła a zachód | p rzy lep ia ty lk o sw oją m arkę fa b ry czn ą n a niej. D la ­

(5)

te g o m y P o la c y nie p o trzeb u jem y w racać się do n atu ralizm u , nasz „ P a n T adeusz" je s t w zorem re a ­ listy czn eg o opisu, k tó re nie o b aw ia sią św ia tła p ra w d y , pom im o to n iep rz e sta je b y ć n ig d y p o e ty ­ cznym w n ajistotniejszem znaczeniu te g o słow a. Z resztą n a tu ralizm d o b ieg a, a w łaściw ie d o b ie g łju ż do sw ojego końca.

- W N iem czech zaczyna się dopiero je g o p a ­ now anie.

— Czem się to dzieje? ja k p a n to w y tłu m aczy ? — W ie lk i te n n aró d ta k m ało m a obecnie ta k ic h k tó rz y b y m u d ro g ę w skazyw ali. P o w o d zen ia p o lity ­

czne nie tw o rzą ta k o w e g o w piśm iennictw ie. — G dzież są m łodzi b ojow nicy n ow ych idei, dzisiejszej G erm anii?

Ja k o najznakom itsze dzieło o sta tn ic h la t w y ­ m ieniłem „ M itta g sg o ttin “ W ilh e lm a B olschego i za­ zn aczyłem m yśl p rzew o d n ią te g o rom ansu a p. O rze­ szkow a z an o to w ała g o sobie — a b y w stosow nej chw ili p rzeczytać.

Zaczęliśm y m ów ić o p isarzach niem ieckich. B ardzo to p a n ią O rzeszkow ą zadziw iło, g d y się dow iedziała, że W ie d e ń ta k m ało p o siad a ko b iet, k tó re b y się poszczycić m o g ły g ru n to w n em w yksz­ tałcen iem akadem ickiem .

N ie może p o jąć tej niższości sta n o w isk a k o ­ b ie ty niem ieckiej. W W a rsz a w ie n. p. n a ty m sto ­ p n iu w}7k sz ta łc e n ia je s t niezm ierna ilość k o b iet, za- d aw alniających się b ard zo sk ro m n y m i w aru n k am i b y tu , p ra c u ją c y c h w zaw odzie n auczycielskim lub dzien n ik arsk im , a k tó re pom im o to nie p o zb y ły się w d zięku k o b ie c e g o i nie pozują n a p isa rk i i p ro ro ­ k in ie. I ten to właśnie zastęp wysoko wykształconych kobiet nadaje naszym kobietom właściwe piętno,podnosi je wy­

soko ponad przeciętną, miarę pospolitości - i powszedniości. To wykształcenie i wymogi, jakie ono ie sobą przynosi stopniowo udziela się ogółowi.

Z a u stry ja c k ic h p o w ieścio p isarek w ym ieniłem p a n ią l .b n er-E sch en b ach i p a n ią S u ttn er.

„R zeczyw iście, ro m an s p a n i S u ttn e r b y ł czy n em11 o d rzek ła p. O rzeszkow a.

D alej w ym ieniłem F e lik sa D a h n a p a ro d y ą idei w iecznego pokoju.

F e lik s D ah n je s t rzeczyw iście je d n y m z n aj­ znakom itszych p isarzy niem ieckich, ale czegóż on w łaściw ie chce od n as k o b ie t?

K om uż p rz y słu g u je praw o przed innym i nieść sz ta n d a r p okoju i b ra te rs tw a ludów , jeżeli nie k o ­ biecie, żonie w alcząceg o n a po lu b itw y i m atce b o h ateró w ?. '

— „ W polskiej lite ra tu rz e w s trę t do w ojny s ta ł się d ogm atem estety czn y m “ odrzekłem n a to.

— M asz p a n słuszność, w s trę t te n tk w i g łę b o k o w poczuciu naszeg o n aro d u , i s ta ł s ie n ie najm niejszą z p rzy czy n politycznego u p a d k u teg o ż".

- „Czechów p rzecie ich b ra te rs k ie z a p a sy nie u ch ro n iły od strasznej k a ta s tro fy " —; odrzekłem .

K to ś w ch o d zący p rz e rw a ł w ą te k naszej roz­ m ow y, później zw ró ciła się p a n i O rzeszkow a do mnie z z a p y tan iem ?

— „Jak ie p a ń sk ie zdanie o Jaro sław ie V r- chlickym „ ?

— „G eniusz" o d rzek łem bez w ahania.

— „T ak , je s t to je d e n z ty c h ludzi, o k tó

-| ry c h śm iało pow iedzieć m ożna, że s ą w szy stk iem z ła s k i Bożej.

— „R zeczyw iście, św ietn o ścią form y p o ety ck iej p rzy p o m in a Juljusza S ło w a c k ie g o i je s t ja k ta m te n I zarazem p o g an in em i chrześcijaninem , G rek iem i R z y ­

m ianinem , m istykiem i re a listą " — odrzekłem . — N iestety , po zn ałam d zieła je g o ty lk o z p rz e ­ k ład ó w , (M iriam i K onopnickiej) k tó re chociaż stoją n a w y so k o ści sw ego zadania, do ty ch czas n ie d a ły ! całości. T a je g o w szechstronność, o k tó rej p a n w sp o ­ m n iałeś je s t w łaśn ie znam ieniem genialności, poezye i je g o w y w ierają n a m nie w p ły w czarodziejski sw oim j liry czn y m n a stro jem i św ietn o ścią g r y b arw ",

— „T alen t V rc h lic k e g o p o le g a p o d łu g m nie n a tem , że sw oim i pism am i z ła tw o śc ią ta k i w nas n a ­ stró j w yw ołuje, o ja k i m u w łaśn ie w dan y m w y ­ p a d k u chodzi, a n a w e t m niejsze je g o pism a w prozie podobnie działają. - - W y m ien iłem „S ulam itkę" d ru k o ­ w an ą p rzed k ilk u la ty w p e te rsb u rsk im „ K ra ju ".

— „ T a k je st, czy tałam te n p o m at".

R ozm o w a n asza znow u zo sta ła p rzerw an ą, a ja uw ażałem za stosow ne p o żeg n ać p a n ią O rzeszkow ą, k tó ra jeszcze d odała, że jedzie n a trz y dni do P ra g i, g dzie daw niej już g o śc iła przez c a ły ty d zień a p ó ­ źniej znow u przez W ie d e ń do W iln a w raca.

P a n i O rzeszkow a k o c h a serd eczn ie n a ró d cze­ s k i i je g o żelazną p racę, k tó re w n ie sp e łn a p ó ł w ie k u w zniosły ta k olbrzym ią b u d o w ę ! Czyżby ina­ czej b y ć m ogło ? P o trz e b ę tej niezłom nej p ra c y ja k o p ierw szą zasad ę i p ierw szy w aru n ek p o stę p u w ykazuje o n a w szędzie w sw oich pism ach. K o c h a o na n a ró d czeski, ja k o plem ię pobratym cze, k tó re m ow ą ra s ą i d o lą nieszczęśliw ą, z polskiem je s t sp o k re ­ w nione. A n ak o n iec m iłość je j d la C zechów je s t w y ­ p ły w em tej w ielkiej m iłości d la najw yższego d o b ra ludzkości (t. j. wolności), dla k tó re g o n a ró d czeski ta k często daw niej i dziś — w ięcej może niż inne n aro d y , p u szące się sw ą cyw ilizacyą, w alczy ł i k rew przelew ał.

Jakim i uczuciam i d la n aro d u czeskiego je s t p rz e ję tą niechaj zaśw iadczą w łasn e sło w a w ielkiej p isark i, k tó re tu p rzy taczam : K ie d y w r. 1891 „U m elecka B eseda" zam ianow ała p a n ią O rzeszkow ą członkiem honorow ym , p o d zięk o w ała jej ty m i słow y: „Z w iedziłam k raj wasz i zdaw ało m i się, że n ad w aszym i m alow niczym i gó ram i, n ad zam ieszkującym I te n k raj dzielnym ludem , n a zło to p u rp u ro w y ch skrzyd- I ła c h w olności i m ęczeństw a, p o tężn y d u ch J a n a H u ssa się unosi, a około i obok n ieg o d u ch y m oich w sp ó łb raci, k tó rz y w w alce o ideę, n a czeskich p o lach w alki, sw ą k re w z k rw ią b o h a te rsk ic h d ru ­ żyn zm ięszali. O braz w aszej złotej P r a g i n ad m odrą 1 W e łta w ą z jej czarującym i w yspam i, św ietn y m H rad - czynem , w ieżycam i św iąty ń zam ierzchłej przeszłości, pow ażnym i staro ży tn y m i zw aliskam i, z jaśniejącym , w sp ó ln ą siłą całe g o n aro d u zbudow anym „D iv ad lem “ sto i mi po ty lu la tach jasn o p rzed oczam i duszy, ja k b y m to w szystko w czoraj w id ziała".

I n a ró d czesk i św iadom je s t tej g łę b o k ie j sym - p a ty i w ielkiej P o lk i ! Czeskie tłu m aczen ia dzieł O rze­ szkow ej d atu ją się od ro k u 1875, i dziś je s t ich już 1 do 20 tom ów . E d w a rd Jelin ek m iał sobie za n ajśw ię­

tszy obow iązek w y rab iać uznanie d la w ielkiej pi- | sa rk i w Cz chach. D zieła jej tłu m a c z y li: H o ra, B

(6)

tn er, M rstik, H udec, E rić i w ielu innych. Ja ro sła w V rch lick y d ed y k o w ał jej sw oje „ F resk i i G obeliny" z ty m i słow am i: „H lu b o k y a d aw n y ctite l p o sila s p ozdravy obdivu i o d d a n n o sti“.

A rtykuł ten podajem y w tłum acz, z czasopism a „P olitik11.

P a n i O rzeszkow a jedzie naw iedzić znow u z ło tą P ra g ę i je s t przek o n an ą, że g o rące se rc a c z e sk ieg o n aro d u u d erzą p e łn ą s iłą n a jej spotkanie.

Wiedeń w styczniu 1893.

Dr. Henryk Monat.

4 - /te ste d* 41•j)X- X(gX3)j(g)c?jj jótejSte -I? SfiK

Z e S t o w a r z y s z e ń .

ff

■§n

Hsf

f W l w f f l w w l l I w W W

Z Kołomyj skiego Sto w. Pracy kotlet.

-SMS>M<gM3-Seanowna Redakcyo!

Z radością przyjęłyśmy wieść o powstaniu w kraju pisma przeznaczonego dla kobiet; zasyłając serdeczne staropolskie „Szczęść Boże!" W aszemu przedsięwzięciu wyrażamy nadzieję, że około W as skupią się wszystkie w kraju naszym szlachetnie myślące umysły kobiece. Dalej żywimy przekonanie ,1 że wytknięciem celów i środków, rozumną krytyką, ale zarazem i popieraniem dobrych chęci, zdołacie dać impuls do pożytecznej dzia­ łalności kobiecej, tej wielkiej liczbie chętnych, którym jedynie brak wskazówek i dróg do pracy, dla dobra społeczeństwa i swego własnego. Przejęte przekona­ niem, że w kraju naszym, niestety tak biednym i za­ niedbanym pod względem przemysłu w ogóle ą kobie­ cego w szczególności, jednem z najważniejszych zadań kobiecych jest podać środki i drogi, na których owo tysiące biednych kobiet i dziewcząt zarobek znaleśćby mogły — jako jeden z skutecznych środków dążących do tego celu, uważamy zakładanie Towarzystw Pracy kobiet a chcąc znaleźć naśladowczynie, przystępujemy do opisania pow stania i działalności kołonryjskiego Stowarzyszenia.

Za inicyatywą jednego z tutejszych kupców i kilku jednostek kobiecych, założoneni zostało w Kołomyi dnia 25. stycznia 1891 r. Stowarzyszenie Pracy kobiet, którego głównym celem i zadaniem jest kształcić sy­ stematycznie w zakresie zajęć kobiecych, przedewszys­ tkiem ubogie kobiety 1 dziewczęta i o ile to możliwem, dostarczać zarobku potrzebującym. Ze w mieście na- szem wiele, bardzo wiele umysłów uczuwało potrzebę takiego Towarzystwa, świadczy o tem liczny poczet członków, który w parę tygodni po założeniu doszedł pokaźnej liczby stu kilkudziesięciu, a jak ono było ko- niecznem i naglącem, zaświadczył w parę dni po otwarciu szkoły widok przeszło 30 uczenie w rozm a­ itym wieku i z różnych warstw społecznych i dziesiątki kobiet, zgłaszających się po pracę i zarobek. Początek każdy trudnym bywa, to też i Towarzystwo nasze, które stało i stoi dotąd tylko ofiarnością prywatną i utrzymuje się z wkładek swoich członków, nie mogło na razie rozwinąć swej działalności w stopniu, w ja ­ kim pragnęło, a przedewszystkiem nie mogło wielu zgłaszającym się dać zarobku, gdyż ta niewielka ilość robót, jak ą rozporządzało, szła na koszta utrzym ania szkoły i wynagrodzenie pieniężne zdolniejszych a naj­

bardziej potrzebujących uczenie za ich pracę. Z czasem kiedy nasze instytucye, ja k o to : K asa Oszczędności i Rada gminna przyszły nam z pomocą, zasilając kasę Towarzystwa gotówką 250 złr. — W ydział zaś urzą­ dzaniem festynów, wieczorków, odczytów, pomnożył fundusze tegoż, pomyślałyśmy o systematycznem roz­ szerzeniu naszej działalności,, co też uskutecznionem zostało.

Od września b. r. przyjął W ydział na kierującą nauczycielkę, osobę fachowo wykształconą na kursach robót w szkole św. Scholastyki w Krakow ie i rozsze­ rzył zakres kształcenia w robotach kobiecych do wszel­ kich możliwych gałęzi. Do szkoły uczęszcza obecnie 60 uczenie, z których tylko kilka uiszcza całą miesię­ czną opłatę 3 złr.. kilka płaci po 1 złr., a reszta po­ biera naukę bezpłatnie i otrzymuje oprócz tego od Towarzystwa materyały do robót potrzebne.

Przy szkole istnieje również pracownia, prowa­ dzona przez zdolne szwaczki, a cały dochód przechodzi teraz w ręce, szukających zarobku kobiet i uzdolnio­ nych a biednych uczenie. K oszta utrzym ania szkoły i pracowni wynoszą do .1500 złr. rocznie i pokrywane bywają przeważnie z wkładek członków, których liczba wynosi obecnie 200. Sprawami Tow arzystw a zarządza W ydział składający się z 15 pań i dwóch panów. Przed dorocznem walnem zgromadzeniem składa W ydział sprawozdanie z swoich czynności i przedkłada rachunki.

Opisawszy główny i właściwy cel Stowarzyszenia i sposób, w jaki w miarę sił i środków z niego się wywiązujemy, przystępuję do. skreślenia ubocznych, wprawdzie, ale przeto nie mniej doniosłych celów, jakie przy zakładaniu Towarzystwa sobie wytknęłyśmy. Stowarzyszenie Pracy kobiet jest jedynem kpbiecem Towarzystwem w Kołomyi, przy niem też skupiają się wszystkie szlachetniej myślące i z niego wyszła niejedna, w skutkach zbawienna inieyatywa. Stąd wy­ szła myśl założenia w Kołomyi Towarzystwa D obro­ czynności kobiet, które aczkolwiek jeszcze nieliczne, w przeciągu niespełna roku już kilka razy przychodziło ubogim z pomocą i niejedną łzę niedoli otarło. Dalej Stowarzyszenie stara się tak w pośród uczenie, jako też i robotnic, zajętych w pracowni, rozw ijać uczucie patryotyzmu, jako też i popularyzować niektóre gałęzie nauki zapomocą stosownych odczytów i pogadanek. Mamy też na względzie szersze' kobiece koła naszego miasta, i o ile to leży w naszej możności pomagamy do wzbogacania wiedzy zapomocą publicznych odczytów i własnej, w dzieła doborowej treści zaopatrzonej biblio­ teki. Nakoniec dodaję jeszcze, że ile razy chodziło o prze­

(7)

prowadzenie patryotycznego lub dobro ogółu na celu mającego zamiaru, znajdow ał on zawsze w łonie Sto­ w arzyszenia chętne poparcie.

O ile nam wiadomo, w Galićyi istnieją trzy tylko takie Stowarzyszenia Pracy kobiet,' a że własne

doświadczenie pouczyło nas, ile one pożytecznego działać mogą, upraszam y przeto Szanowną Redakcyą o zamieszczenie niniejszego artykułu w swojem piśmie, żywiąc nadzieję, że może dostanie się on w ręce ludzi dobrej woli i śmiałej inicyatywy. którzy zapragną zro­ bić cokolwiek w interesie pracy i zarobku, potrzebują­ cych kobiet.

Na tem polu jest w naszym kraju dużo bardzo dużo do zrobienia a przy dobrej woli i wytrwałej pracy, połączonymi siłami wiele w tym kierunku zdzia­ ła ć można.

W ydział Stoio. Pracy kobiet w Kołomyi.

W i a d o m o ś c i bieżące.

K obiety we F ra n c y i w porównaniu z nami, są przynajmniej w tem szczęśliwem położeniu, że bez przeboju zdobywać sobie mogą wszelkie wykształcenie i oddawać się różnym zawodom stosownie do zdolności i powołania.

Ja k wszędzie tak i we Francyi byli tacy, którzy lękali się, że światło wiedzy zaćmi wielkość serca kobiety — ale byli tacy, którzy widzieli dobrze, iż podniesie ono tylko jej godność i szlachetniejszą ją uczyni. Rząd też nie w ahał się otworzyć w r. 1880 lycea dla dziew­ cząt a w. r. 1881 seminarya nauczycielek dla szkół wyższych. W net jak z rogu obfitości posypało się 58 szkół sekundarnych 28 liceów, liczących 4.565 uczenie 23 kolegiów z 2.532 słuchaczkami. Osiągnęły,co mógł im dać rząd najw znioślejszego: wykształcenie. Ale także dano im pole do zyżutkowania nabytej wiedzy. Mnó­ stwo kobiet zajęło stanowisko nauczycielek, profesorek naw et i członków komisyj naukowych. W najnowszych czasach kobiety mogą być inspektorkami szkół, naw et akademii.

Utknęliśmy na punkcie, który mimowoli w poró­ wnaniu z naszymi stosunkami, wywołuje tak bolesne obrazy, że chciałoby się koniecznie odstąpić od wyt- I

kniętego tem atu a pisać o opłakanem położeniu nau­ czycielek naszych ze względu na stosunek ich do ins­ pektorów okręgowych po wsiach i miasteczkach. Ale nie, tego kilku słowy zbywać nie wo l n o ' — w tej spra­ wie rychło znów głos zabierzemy — a teraz wracajmy do stanowiska kobiety pracującej, we Francyi. — Chyba nie trzeba dodawać, że używa ona należnego poważania i poszanowania.

Przed wszystkimi innymi państwami Franeya w prow adziła kobietę na posady w telegrafach, pocztach, telefonicznych urzędach - - dając im płacę od 800 — }.700 fran. A zatem o całe niebo lepiej niż u nas! Uczciwiej, sumienniej ta .praca je st tam wynagradzana.

Ju ż w r. 1887 w urzędach kolejowych pracowało 21.200 kobiet — otrzymując nowe pole zarobkowania, jako stojące o własnych siłach niezamężne.

W reszcie tam kobieta stoi częstokroć na czele

najrozmaitszych przedsiębiorstw. Prawie pół miliona kobiet zatrudnia się we Francyi handlem a milion przeszło przemysłem!

Ponieważ zaś zajmowanie takich przeróżnych stanowisk oddawanie się pracy częstokroć, przechodzącej siłę organizmu kobiecego, mogłoby nader ujemne wywołać skutki — pomyślano o prawach, ochraniających kobietę od następstw, jej zdrowiu szkodzących. Z abro­ niono więc pracownicom zajęć nocnych, zajęć poza normalnymi godzinami pracy i t. d.

Jakkolwiek jednakże o wiele pomyślniejsze są warunki pracy we Francyi, to wszakże tak samo tam, jak gdzieindziej, jeszcze zawsze wynagrodzenie jest zam ałe w stosunku do wynagrodzenia męszczyzny. Owoce pracy są przecież te same a zapłata o połowę mniejsza. Oto znowu jeden z tych punktów, które rodzą setne złe następstw a, tak ze względu na same pracownice, jako i na usposobienie mas.

W olność zajęć, łatwość kształcenia się, możność zdobycia sobie stanowiska godnego, używanie praw jest we Francyi bardzo rozszerzone, chociaż dotąd j e ­

szcze kodeks napoleoński odmawia kobiecie prawa opie- kuństwa, praw a staw ania za świadka itd. mimo, że przed ustanowieniem owego kodeksu używały praw tyoh w całej pełni. Ogólnie więc dążą do poczynienia w tem ustawodawstwie zmian pod tym względem.

W C zytelni dla k o b iet odbyły się w drugiej po­ łowie stycznia b. r. odczyty: Prof. W ójcika „O zna­ czeniu rocznic narodowych“ i p. Lewandowskiego na tem at: „Sztuka i artyści“.

K O R E S P O N D E N C Y E R E D A K C Y I . Pani J. J. we Lwowie. Zanim list Jej otrzym a­ liśmy już zdolna nasza współpracowniczka przygotowała szereg obrazków z życia, dających wizerunek kobiety wiejskiej. Zaęzniemy je niebawem drukować.

Pani Józefie Orz. w Sielcu. W ierszyk bardzo udatny i umieścilibyśmy chętnie, gdyby rozwiązanie było trafne. W każdym razie prosimy o podawanie' nam na przy­ szłość takich lub podobnych a zaraz wydrukujemy..

Panu Gor. w Myślenicach. Kalendarz wysłaliśmy, czy i „Przedśw it11, pod tym adresem posyłać. .

Pani W . O. w Jezowie. Należytość za K alendarz gdański otrzymaliśmy i dziękujemy.

Państwu E . w Mełnie. Dzięki za słowa' otuchy i życzliwości. Również za poparcie, nas w naszych usiłowaniach wdzięczni jesteśmy.

$

¥

*

Dział ogrodnictwa w „Przedświcie" objął zdolny kierownik ogrodu, w szkole rolniczej w Czernichowie p. Froń. Niebawem też rozpoczniemy druk prac jego o pielęgnowaniu roślin pokojowych i egzotycznych.

JEncylclopedya gospodarstwa i przem ysłu domowego zacznie wychodzić od N r. i-ego począwszy bezpłatnie dla abonentów „Przedświtu“ a za cenę

10 ct.

od arkusza dta innych.

(8)

S I °" AJ

I

i

i

«

1

Przedpłata na „PRZEDŚWIT11 wynosi:

w m ie js c u ro czn a : 3 z ł r . , p ó łro czn a 1 złr. 50 c t., ć w ie r ć - ro czn a 75 c t., m ie się c z n a 25 c t., Z przesyłką i roczn a

3 złr. 60 c t., p ó łr o c z n a 1 zfr. 80 c t., ć w ie r ć r o c z n a

90 c t., m ie s ię c z n a 30 ct- W Księstwie poznańskiem i W Niemczech z p r z e sy łk ą ro czn ą 7 m arek 20 fen igów , p ó łr o c z n a 3 m arki 60 fen ig ó w ć w ie r ć r o c z n a 1 m arka

80 fen ig ó w , m ie s ię c z n a 60 fen ig ó w . N u m er p o je d y n c z y

15 cen tó w .

Ogłoszenia u m ie s z c z a s ię p o c e n ie 7 c e n tó w od w ie r s z a (p e tito w eg o ). — w k s ię s tw ie 1 5 fen ig ó w . — U m ie s z ­ c z a ją c y m te s a m e a n o n se kilk akrotn ie 1 5 °/0 rab atu.

Drobne ogłoszenia p o 2 c t. o d w y r a z u .

Adres Eedakcyi: u lic a S z e p ty c k ie g o 1. 3 1 . Adres

Administracyi: u lic a B a to r e g o lic z b a 3 0 . L w ó w . W s z e lk ie k o r e s p o n d e n c y e , r ę k o p isy , z a p y ta n ia , a d r e s o w a ć n a le ż y w p rost d o R e d a k c y i. — R ę k o p is ó w R e d a k c y a n ie zw r a c a .

Miejscowi abonenci, którzy uiścili

przed­

płatę bez przesyłki, raczą każdego 5. i 20. ode­

brać numer za okazaniem karty abonamentowej

w Administracyi, ul. Batorego 1. 30.

Upraszamy Szanowne nasze Prenumeratorki

o dokładne podawanie adresów jak również

o regularne nadsełanie przedpłaty dla uniknięcia

przerwy w przesyłaniu „PRZEDŚWITU"

O

I

A .

'/ N a j p i e r w s z a k r a j o w a F a b r y k a y

B U L IO N U

Z y g m u n t a S o l k o w s k i e g o

I

w K r y so w ica cli p . M ościsk a.

odznaczona m edalam i, dyplom em honor, n a w y sta w a ch k ra jó w .

r

W e d łu g orzeczenia Szanow nego T o w a rzystw a lekarskiego k ra ­ kowskiego, opartego n a badaniaeh p rzed się b ra n ych p r z e z kom isję p rze m y s ło w ą tegoż T ow ar z., p o z o s ta ją c ą p o d p rz e w o d n ic tw e m P rof. D r a K orczyńskiego, „b u l i o n “ ten j e s t w y d a tn y , m a sm ak p r z y ­ je m n y , d a je się d łu ż s z y "zas p rzech o w y w a ć i odzn a cza się ko­ r z y s tn ie zn a k o m itą ilo ścią is to t w yciągow ych . P oniew aż w edłu g rozbioru , dokonanego p r z e z P ro f. Uniw. Jaggiell. D r a O lszew­ skiego, bu lion ten za w ie ra w ięcej c ia ł organicznych, a n iżeli r o z ­ m aite ek stra k ty mięsne zagran iczn e (Liebiga, Buchenthala, Kem-

mericha, Briihla i t. p .) co d o ilo ści a zo tu s to i z n iem i n a ró w n i

a niektóre n aw et p r z e w y żs z a , p r z e to może być u ży w a n y z k o r z y ­ ścią n ietylk o ja k o bulion w ścisłe m sło w a tego zn aczen iu , ale n a d to w za stęp ie za g ra n iczn ych w yciągów , c z y li ekstraktów

m ięsnych11.

Do nabycia je st we w szystkich w iększych handlach korzennych.

L. MOKRZYCKA

n a u c z y c i e l k a t a ń c ó w

gimnastyki szwedzkiej

języka francuskiego i niemieckiego.

Udziela lekcyj u siebie, lub też prywatnie.

Zgłoszenia pod adresem:

L w ó w — ul. L i p o w a 1. 4.

V .--

---^H5E£H5E525Sm5HS25E5ESZ5E5aSE5E5ESHHSH5a51!S25ESi!5ESE5EK5HSH5HiŁ5^

I

STOWARZYSZENIE PRACY KOBIET

I

G

w Kołomyi

Cj p rzyjm u je wszelkie roboty w zakres szycia białego wchodzące gj ja ko to: bieliznę dam ską, męską i dziecinną.

nj Przyjmuje również większe zamówienia .rcbót: dla szpitali, (jj policji i różnych zakładów, wykonując na żądanie bieliznę ^ z płócien krajowych, w których dostarczaniu pośredniczy. ;=

Robota staranna — ceny snmienne.

§

;as25Hsasasa5asasHSHSE5asasEsasa5ESH5Esasasasa5asa^''

Skład papieru i przyborów szkolnych

pod firma

E. S e d l a c z e k

L w ów , ul. S zeptyckiego l. 31 wyseła na prowincyą wszelkie ma- teryały, w zakres szkolnych i piś­ miennych przyborów w chodzące po cenach umiarkowanych; przy większych zam ówieniach 2 0 °/0 ra ­

batu przy mniejszych 15°/0. Wysyłki załatw ią się odw rotną

pocztą.

Do szkół miejscowych zamówi one m ateryały odstawia się.

(9)

D O D A T E K D O N U M E R U I I I . „ P R Z E D Ś W I T U “ .

C 1 A B I O i O

W A,

---H f-* ? " C 3 d g ó r a li s ły s z a łe m p o d a n ie c ie k a w e , ' Z e n ie g d y ś C za rn o h o ra , co m a d o tą d s ła w ę , Z e n a jw y ż e j sw y m sz c z y te m pod o b ło k i le c i I w y g lą d a ja k m a tk a w śr ó d k a r p a c k ic h d z ie c i, A tr z y m a ź r ó d e ł P r u tu od w ie k ó w str a ż n ic ę ,

• N ie g d y ś w y ż s z ą n ie b y ła n iź li jej sio s tr z y c e , N a d P r u tu sr e b r n ą w s tę g ą z a d u m a n a sta ła ,

I w je g o ja s n e lic e — ja k w lu s tr o p a tr za ła . L e c z s ię raz w lo d o w a te j z a k o c h a ła c h m u r ze,

K tó r a p o nad jej s z c z y t e m p ły n ę ła w la zu rze; I z m iło ś c i k u c h m u r z e ta k w g ó rę s k o c z y ła ,

Ż e o t y s ią c stó p w y żej z s w y c h p o sa d s ię w z b iła , A le ch m u r a — c o w ło n ie n io s ła ty lk o lo d y ,

G n ie w e m srogim s p ła c iła te u c z u ć d o w o d y . Z u c h w a ło ś ć C za rn o h o ry z a g n ie w a ła ch m u r y

I c is n ę ły n ań c a łu n lo d o w c ó w p o n u ry . — M gła ża ło b n a o k r y ła w n e t jej p o ło n in y ,

A z jej ł e z w z r ó s ł C z e r e m o s z i p o b ie g ł w d o lin y . I od tąd C zarn oh ory s z c z y t w śró d śn ie g ó w s to i, —

C h o ć jej se r c e g o rą ce — w c ią ż o c h m u r z e roi. N ig d y s ło ń c e jej śn ie g ó w n ie sto p i u g ó r y —

A z jej s z c z y te m igrają lo d o w a te ch m u r y .

Leopold hr. Starzeński.

Nj©*____

sU fljS

Q ^ G / p ł / U

-u-tow -icm e n> c ^ m u t a c li. .

^ D o wa tti/z-. i

(śr"‘ <S>4

— Ż ycie! życie! Mój B o że, czem żeż je s t to ży cie! J a k tru d n o pojąć je dobrze, ja k ciężko w śród tru d n ej a ciern istej ży w o ta ścieżki, opędzić się zw ąt­ pien iu , co ja k tru c iz n a w serce się w k rad a, dręczy cz ło w ie k a i czarno m u w szystko b a rw i n a św iecie... A ch , ta k b y ło i ze m ną!

M yślałam , że w ia ra m oja d obra, tw a rd a i sta ła ja k o p o k a — m yślałam , że żadne złe m nie nie zm oże — a ty m czasem n a s ta ły dni sm utku... zgry zo t — i o k ro p n e g o zw ątpienia.

N ie wiem , po co i ja k im sposobem doszłam ra z do jasn ej ja k ie jś p o lan k i, tuż p rzy m łodym , zie­ len iący m się p e łn ią sw ego ro ślin n eg o życia, gaju. U tru d zo n a, usiadłam n a d d ró żk ą ja k ą ś i p u ściłam w odze m yślom . Z atajo n a w sobie i tem , co się we m nie działo — nie w id ziałam d o k o ła nic. Czułam, że z a p a d ły mi stru d zo n e pow ieki... sen m ię ogarnął... o p rzeć m u się n ie b y ła m w Stanie. N ag le w tem za sy p ia n iu u czułam ja k ą ś w oń rozk o szn ą — i p rzed oczym a duszy m ojej’ — zaczęły najw sp an ialsze k w ia ty b u jać w p o w ie trz u i u k ła d a ć się w prześliczne w ią­ zanki... w k o ń c u z k w ie c ia te g o u tw o rzy ł się cały ru ch o m y o b ło k . L e k k i szelest d o la ty w a ł m ych uszu — n a d łu g im p ó łw ień cu cud o w n eg o k w iecia u siad ły d w a a n io łk i. Je d e n z n ich m iał m inę sm u tn ą i za- d ą sa n ą , d ru g i p rz y su n ą ł się k u niem u, p o g o d n y ja k sło ń c a p ro m ien ie, w eso ły ja k m aj, ja k wiosna... S m u tn y i z a p ła k a n y a n io łe k p o w ta rz a ł moje pełne z w ą tp ie n ia p y ta n ia , do ży cia się odnoszące, n a śla ­ d o w a ł w e stc h n ie n ia i łzy m oje. — A n io ł p o g o d n y — o b s y p y w a ł g o uśm iecham i, tłó m aczy ł, szep tał do u c h a sło w a p o c iech y i siły . —

— P re c z ze łzam i mój m aleńki — p recz z chm u­ ram i, — w idzisz B ó g się p o g n ie w a i niepozw oli n am razem b u ja ć n a k w ia ta c h . — Czegóż się zre­ sztą sm ucisz? Czy w ięd n ą tw oje p ię k n e lilijki? A leż

d ru g ie w y ro sn ą ! Z n ik ła z niebios tęcza? A leż z k w ia ­ tów uw iłem ci in n ą — a1 zechce P a n , to now ą ci n a o b ło k ach rozw iesi. — Czegóż n arzek ać! Umiej znieść p rzy k ro ść, a doznasz rozkoszy. P a trz n a mnie. W e s ó ł od św itu, unoszę się p o n ad ziem ią i n a u stach ludzi zaw ieszam uśm iechy sło d k ie, pogo d n e. Czemuż mi w tem p o m ag ać nie chcesz, ty lk o n a d w łasn ą i to n a d m arn ą płaczesz szkodą?!

— P ójdź ze m n ą ■— ty ś dla m nie szczęściem i m a­ rzeniem — ciebiem u p ro sił sobie u B oga, w ięc m yśl

czyń i czuj ze m ną. D u sza twoja, to m oja — Serce tw oje, to moje.

— T rz p io to w a ty a n io łek k o ły sa ł tęczą k w ia­ tow ą, n a k tó re j siedzieli i sze p ta ł w ciąż do uszka sw em u ulubionem u tow arzyszow i:

— T y p y ta sz co to życie? Z ycie to p e łn ia w szyst­ k ic h uczuć, sił i w ładz. A gdzie szczęście? — T am gdzie zgodnie dobrani, o t ta k , ja k my, dusza w duszę żyją, kochają, ale sm ucić się z ży cia nie w olno.

D ość będzie sm utku, g d y n a d losem ludzi n ie­ raz jeszcze za p ła k a ć przyjdzie — te ra z nie wolno — m yśm y obrazk i szczęścia, p ó k i n as B ó g w anio­ łów sm utku nie zmieni. — D m u ch n ął w śliczne oczy tow arzysza — łzy sp ad ły ja k z o trząśn ięteg o k w iatu ro sa — uśm iech zaw itał n a sm utną tw arzy czk ę.

P o tem dali sobie k ilk a p o cału n k ó w i pofrunęli. — Za nim i zerw ał się c a ły rój w esołego p ta c tw a rajsk ieg o .

O tw orzyłam oczy.

— Ż ycie to p e łn ia szczęścia i sm u tk u — roz­ koszy i bólu — d o b reg o i złego — p o w tarzałam m echanicznie. — A le żyć sam em u, to m arnie — i nieznośnie, precz z m yślam i o pustelni, o s a ­ m otniach.

(10)

Życie to p ełn ia, lecz czuć, m yśleć trz e b a r a ­ zem. Może i m nie B ó g ześle ta k ieg o anioła, co duszę sw oją z moją zesp o li? — A w te d y życie to p e łn ia !

K to ś pochw ycił m nie za rę k ę i w iódł k u do­ mowi. T o an io ł — to druh, to... k to ś, co do tej p e łn i życia ta k p otrzebny, ja k słońce d la ziemi.

I d o tąd szepce mi . . . życie to p e łn ia — ży ć społem , to żyć dzielnie i n ie ty lk o sobie, ale d ru g im .

Życie to p e ł n i a !

J a n in a Sedlaczków na.

G Ł O S

P O L E K

Z E

L W O W A .

o ^ o o ? t6)

Powstrzymanie się od hucznych zabaw w setną rocznicę klęski narodowej, piętnem męki i hańby, zna­ czącej dotąd nasze czoła, wydawało sio nam Polkom, rzeczą tak wskazaną, naturalną i konieczną, że uw aża­ łyśmy za zbyteczne zabierać głos w tej sprawie. Teraz, jednak, gdy wbrew oczfekiwaniu harmonijny nastrój ogółu mącą głosy odosobnione wprawdzie, lecz niem niej uwła­ czające godności narodowej, pragniemy wypowiedzieć i nasze w tej sprawie zdanie.

W październiku roku zeszłego opodatkowałyśmy się na cele narodowe i powzięłyśmy postanowienie ob­ chodzenia posępnej rocznicy odpowiednio do wymagań i potrzeb chwili, aby dać wyraz uczuciom protestu prze­ ciwko popełnionemu nad narodem naszym gwałtowi; aby skierować siły i środki, ,marnowane w salach b a ­ lowych ku donioślejszym celom ,, aby nakoniec przyszłe pokolenia nie wymawiały imion naszych z taką. go­ ryczą a nieraz i wzgardą, jak my wspominamy o ko­ bietach, które, brały udział, w hucznych zabawach w czasie sejmu Grodzieńskiego. Zaniechanie zabaw uważamy jako wstęp, porozumienie i przygotowanie się do solidarnej, szerszej pracy Obywatelskiej, do czy­ nów, mających na celu/odbudowanie tego, Śgo zdruzgo-,’ tała pycha, sobkówstwói sprzedajność z jednej a ćiern-C

I nota, nędza i płynąca stąd bierność mas, z drugiej strony. Nie dość bowiem żałować, lecz pracy imać się trzeba, aby żal w radość zamienić. Rozum i serce wskazuje nam kierunek i charakter tej pracy.. Do ludu śpieszmy, do tej braci sierm iężnej, zbudzonej przed stu laty bratnim głosem Wodza, w sukmanie’, głodnym sercom i ustom nieśmy sfrawę posilną. Drobne ofiary z wielu źródeł płynące, utw orzą potężną fa lę , która nieść będzie nawę naszą ku białym - św ito m , czyny zgodnie pomyślane, wytrwale do' skutku doprowadzone, ukują dla nas dziś bezbronnych, miecz i pług. I orać będziem odłogiem leżące łany; starej' ziemicy naszej, aż bujnym plonem zakw itną.'A plonu tego nie wydrze nam po raz drugi podstępna przemoc, bo na straży stać będzie olbrzym Lud

„Wielki jako sny za młodu,

■„Z poczuciem krzywdy swego narodu „I z mieczem całej ludzkości. “

(Następuje dwieście pięćdziesiąt podpisów, między którymi widzimy nazwiska najbardziej szanowanych i wybitne stanowisko zajmujących w nasżem społe­ czeństwie kobiet. Zbieranie, dalszych podpisów w to k u , podpisane zbiorą s i ę ' w najbliższym, czasie do wza- ;<jemfieg6 pórózńmienia: 'się « r do dalszego działania.)

T e a t r .

Owo nieszczęsne „F in du siecle“ wszędzie się czuć daje: W domu, na ulicy, w interesach, w litera­ turze, no i w te a trz e ., Koniec wieku, — jak resztki życia człowieka, który naszumiał się, nic nie robił, a wymyślał tylko, czegoby sobie jeszcze pozwolić, aż w końcu źle używszy wszystkiego, dostał spleenu, prze­ żył się. — Pożółkła twarz, z wiecznie* sarkastycznem wykrzywieniem ust, wyszydzanie • wszystkiego, bo mu już wszystko tchnie jego własnym brakiem wartości,

— oto jego charakterystyka. Tak i stulecie nasze, kończące się na szczęście. Najfatalniejszą jego wadą je st namiętna, wrzaskliwa, bezwzględna krytyka, pod- prawiona śm ietaną uczoności. — B rr! — to coś, od czego aż zimno się robi! A nikt tyle nie choruje na ową febrę, zam rażającą wszystko w okół — co Galicya ze swą stolicą, jako zenitem. Najświeższy dowód na sztuce Grajbnera, zatytułowanej „Fredzio“, nagrodzonej w W ar­ szawie na konkursie i przyjętej tam z uznaniem — a u nas ? Ochlastano ją błotem... lecz chyba nie z pod naszych stóp, ale z pod takich „Goldbergów - Złotogórskich“. Drugie przedstawienie pustkami świeciło, może właśnie dlatego, aby się echo rzetelnych oklasków daleko ro­

zeszło... może! Zawiele już o samej sztuce pisano, byśmy jeszcze i nasze t r z y g r o s z e dorzucać mieli. Jedno tylko uczynimy zapytanie: Dlaczego ci krytycy, którzy (słusznie zresztą) bohatera sztuki nazwali „wstrętnym" — nie podnieśli należycie takich typów, jak dwoje staruszków Skibińskich, gołąbków praw dzi­ wych, co to nieskazitelności rodzinnego gniazda bronią godnością, zacnością, zasługą i wiekiem. Są to wzory st^re a jednak tak świeże; — z powszedniego życia wzięte a przecież tak wielkie pogodą duszy i cha­ rakterem. Świetny też tw orzą kontrast z m łodą lekko­ myślnością i zepsuciem. Stąd to tendencya sztuki zna­ komita. Jedyne ujemne dane, tw orzą m om enta psy­ chiczne, nie wyzyskane należycie. Typy staruszków Skibińskich, sędziwej gosposi Dębskiej i jej wnuczki Halusi, posiadają naturalność, świeżość i jowialność, jakby z komedyi Fredry wykrojoną, chociaż kopią ich nie są. — Bardzo na czasie bałw anow ata figura tim - bromana wiecznie swymi markami zajętego, ja k ą od­ wzorował autor w Stanisławie Skibińskim, z upolo­ wanym tytułem hrabiego. Sam bohater je st do tego I stopnia zlepkiem wszelkich występków, że łatw o może I w ystraszyć takich, którzy choćby jeden jego grzeszek posiadają. To coś jak Rejowskie *Zwierciadło, w Jctórem | się snadnie leażdy stanik •przejrzeć może“ — a względnie

(11)

(Stronica 29.)

(12)

każdy z tych obieżyświatów, co to nigdzie miejsca nie i zagrzeją, u żydów lichwiarzy się zadłużają a w końcu zmarnowawszy życie, mienie i dobre imię ojców, pa­ kują sobie kulę w mózgownicę, wrzekomo dla rato­ w ania honoru — chociaż bardziej honorowem byłoby dla nich wisieć na szubienicy. Czy X X stulecie przy­ niesie nam tyle ożywczych, świeżych prądów, że wy­ rugują zgniliznę?

Oby to dały nieba — bo już czas najwyższy— czas, gdy coraz gorzej się dzieje.

—■£——t— »•— ś—

R o z m a i t o ś c i .

M iotełkę do zm iatania prochów można sporządzić tanio i praktycznie.

Bierze się perskiej włóczki np. za 10 ct. w dwu harmonizujących v. -oba kolorach. Z kartonu wykrawa się 2 krążki a w środku robi się w obu, tej samej wielkości

otwór. Potem przez oba otwory przewleka się równocześnie na dwie strony włóczka. Następnie mocną nitką lub cienkim szpagatem wiąże się włóczkę na brzegu tych kółek — po­ czerń można rozerwać kółka i wyrzucić; teraz sporządza się z 3 szpulek pozostałych po użyciu nici maszynowych rączkę. Przez te szpulki przeciąga się kijek, tej grubości co otwory szpulek. U góry umocowuje, się do kijka mio­ tełkę — u dołu koniec tego patyczka, można metalowym I ładnym gwoździem okuć. — Dla przyozdobienia ujmuje się ostatnią u dołu szpulkę .sznurem z pomponami, tak jak miotełka zrobionymi. Całą tę drewnianą rączkę można pobronzować lub pozłocić.

Zamiast z włóczki można micitełkę zrobić z piór ko­ gucich — a rączkę aby się lepiej trzymała opleść w de­ senie (kwadratów skośnych) sznurkiem półzłotym, półsre- brnym etc, (nitka złota z pąsową, niebieską itp.)

* *

Na życzenie tych Pań które pragną mieć po­ dany sposób robienia choćby kilku szlaczków do pończoch odpowiadamy, że podamy je w numerze następnym. Są wypróbowane i będzie można podług nich zaczynać poń­

czochy szczególniej uczenicom po szkołach. Zależeć bowiem powinno, aby ładny szlaczek dajmy na to, w robótce wpły­ nął na zamiłowanie piękna u dzieci — a tak pożyteczne z nadobnem niech się łączy;

Wosk czerwony do odświeżania politury na mebie przyrządza się w następujący sposób: 180 gramów rozdro- bionego (utartego) korzenia marzanny moczy się na zimno w 100 gramach oleju terpentynowego. Po kilku dniach na­ leży przecedzić ten preparat przez plaster płócienny.

W Osobnem naczyniu topi się 100 gramów wosku żółtego i rnięsza z poprzednio przyrządzonym wyciągiem marzanny — mięsza się dopóty, dopóki nie wystygnie zu­ pełnie.

Wosku tego używa się do odświeżania zniszczonej politury a nawet zapomocą niego można nadać niepolero- wanym przedmiotom ładną powłokę.

Najpierw rozsiewa się małą ilość tego wosku za po­ mocą płótna na przedmiocie potrzebującym odświeżenia po­ litury, a następnie trze się tak długo flanelą, aż się po­ łysk żądany ukaże.

(Aby nie marnować' dużo płótna, należy użyć tego samego plastru, którym poprzednio cedziliśmy marzannę.)

Z a p y ta n ie : Jak zużytkować skórki cytryn gdy na razie sam sok je st potrzebny ?

Odpowiedź : Jeśli do użytku potrzebny jest sok cy­ trynowy — nie należy reszty marnować, ale lekko obkroić skórkę i ususzyć w rurze, byle nie przyrumienić jej. Wtedy zatrzymuje ona swój właściwy smak i zapach świe­ żej cytryny i da się użyć do ciast i potraw. Dragi sposób zachowania je s t: okroić skórkę samą bez białego otoczenia owocu i ułożyć ją w miałkim cukrze warstwami w słoiku. Do ciast są wyborne.

Trzeci zaś sposób zużytkowania skórek cytrynowych może być taki. Włożyć je do małej ilości mocnego alko­ holu, przez tydzień na ciepłej temperaturze destylować. | Po upływie tego czasu, wlać to do syropu a następnie

wedle woli dodawać żytniówki — a otrz.mamy likier smaczny i dobrze się przechowujący.

Z a g a d k a . -SH1 ESS-Kogo wybierze tego oślepi

Jem u, że ślepe pewno z tem lepiej Miałoby bowiem wstydu nie mało

Gdyby wybranych swoich widziało. W . B . Szoen. — — K W A D R A T M A G I C Z N Y . * ) a s e d a 0 r s a r d 0 s 0 s

y

Pierwsze w mitologii zawarte, Drugie w traw ach rozpostarte W onne, gdyby kryształ czyste Trzecie w płynach bywa mgliste, Czwarte szumią pieśń tęsknoty, Że przem inął im wiek złoty — Choć uroku tyle mają,

Ja k intruzy wyglądają,

Jednak wiernych garstka m ała Zawsze dla nich pozostała.

M arya e Iłusiłowa.

Rozwiązanie zagadki z Nr. 2-go.

—K[o]>ł-—

Prze — ko — n a — nie.

* ) N a d e s ła n y z n ied riik o w a n y ch rękopisów ś. p . M aryi

z M usiłowa.

Cytaty

Powiązane dokumenty

pełnego zgnicia; więc chcąc chorą roślinę przesadzić, należy jej wszystkie zepsute korzenie obciąć aż do miejsca zdrowego i wazon taki dobrać, aby się

Znamy Jej żywe interesow anie się wszyst- kiem, co tego warte, jej usiłow ania znakomite około rozwoju instytucyi, której ster ma powierzony.. W ydział pismo

W yjęcie rośliny z wazonu da się w ten sposób uskutecznić: bierze się lew ą ręką łodygę przy samej ziemi, odwraca wazonem do góry, przytrzym ując go

lutego grano ją po raz pierwszy, a nazajutrz posypały się recenzye dzienni­ karskie — z których mało które dowodziły, ocenienia należytego sztuki i

Wielkiem ułatwieniem dla zawodu aptekar­ skiego było by gdyby doń kobiety były przypuszczone, oddawna bowiem znaną jest rzeczą, że kobiety przy­ rządzaniu

Dlatego też dobra gospodyni, pow inna dbać o utrzym anie zdrowia swoich domowników. Aby się z tego wywiązać, musi gospodyni wiedzieć czego w ła­ ściwie

C ukiernica papierow a. Można ją zrobić bardzo ła- j twym sposobem ; potrzeba tylko trochę papieru telegrafi­ cznego i parę skrawków kolorowego. Bierzemy dwa

Do napisania tych kilku wyrazów powoduje mnie szi zera życztiwość. W istocie żarty, ale zanadto się rozpowszech­ niające w naszych czasach i przynoszące