• Nie Znaleziono Wyników

Przedświt : dwutygodnik dla kobiet. R. 1, nr 19 (1893)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Przedświt : dwutygodnik dla kobiet. R. 1, nr 19 (1893)"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

Rok I.

We kwowie dnia

5

.

października

1893

.

VVA/WVAAAAAAAAAAAAA/A/W ^AAAA\AAAA/VWVAMAA-VWA.\AAAAAAAAAAAAAAA-V wC\AAAAAAAAAAAAAAAAAA\AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA/VAAAAAAAAAAAAA/\AA^VAAAAAAAAA

ffr. 19.

a^a a a m/ ^aaaaaaaaaa;

wychodzi 5. i 20. każdego miesiąca.

Adres R edakcyi: L w ów , ul. Szeptyckiego 1. 31. — Adres Adm inistracyi: plac B ernardyński 1. 7.

Przedpłata na „PRZEDŚWIT" w y n o si: rocznie 3 złr., półrocznie i złr. 50 ct., kw artalnie 75 ct. •— Z p rzesyłk ą: rocznie 3 złr. 80 c całorocznie 1 złr. so ct., kwartalnie 93 ct. W k sięstw ie poznańskiem i w Niem czech: rocznie 7' m arek, p ółrocznie 3 m arki 50 fenigót kw artalnie 1 marka 83 fen. — W Am eryce rocznie 2 doi., w e W ło sz ech 10 lirów , w e F ran cyi 10 fr. — Numer pojedynczy 15 cen tów G łów naA jencya dla Krakowa i okolicy w k;ięg. Ii. Zw olińskiego i Spki: Kraków, Grodzka 40., w Poznaniu w księg. A. C ybulskiego

N um era p ojedyncze kupow ać m ożna w biurze dzienników Plohna w e L w ow ie.

BOK 1783.

był rokiem najboleśniejszych klęsk politycznych Iw obec wzywań, ani w o b ec narzuconego projektu. J a k dla narodu — byl strasznem rozbiciem nawy ojczystej zakamieniafe postacie Druidów — siedzą posłowie — 0 skałę intryg ościennych państw, ich chciwości i żądzy i nic ich nie może zmusić do odezwania się choćby grabieży. Ju ż rok 1772 wjechał na krwawym rydwanie, słowem. Uderza 3-cia po północy. Sprzedajny, Biliński a za nim w lat 20 spuścił się na Polskę całun żałoby, pyta czy się zgadzają posłowie — pomruk gniewu roz- pód którym kryły się gruzy i zniszczenie jako los przy- szedł się po sali a zdrajca podchwycił to i z a w o ła ł: szły naszej Ojczyzny. Grodno stało się jej mogiłą — tu Zgodzili się jednom yślnie! — D arem nie posłowie unieśli n a sejm zjechali się poplecznicy Rosyi — król z d w o -; przeciw tem u protest — śmiano się z tego szyderczo rem i garstka patryotów. zwanych dla swej gorliwości w Berlinie i Petersburgu — bo tam już posiedli tym

zelantami. Gdy jednak skutkiem gwałtów Rosyi i Prus i jednym zamachem ze. strony Rosyi 4157 mil kw. a

rozpacz ogarnęła, a zwątpienie obezwładniało, wtedy z pruskiej 1062 mil kw. ziemi polskiej. P otem jeszcze dzielny patryota K arski wystąpił z postanowieniem : po raz trzeci przyłożono nóż do gardła narodow i — ale

Umrzeć trzeba lub Ojczyznę ratować, a je śli mamy ginąć I pomimo wytoczenia krwi tyle, pomimo, że tu rozpo- gińm yż ze czcią a nie z hańbą. Najzacniejszych patryo- czynano gospodarkę „z dymem pożarów i kurzeń), krw i

(2)

latach ten naród — pam ięć kizyw d y i pogrzeb w olności politycznej obchodzi żałobą, modli się za je j obrońców — i czuje, że mu teraz zdwojonem tętnem bije w pier­ siach życie — po dniach pokuty — łe z i niedoli, znów podnosi czoło jasne i p atrzy w e w schodzące wolności słońce — o którą m odlił się i prosił bez końca — a którą mu niebo zsyła — za to, że gdy mu spętano nogi— ręce w ydobył i pracow ał w iernie z pieśnią wiar}', na­ dziei i m iłośći bratniej.

Jedna z najw ażniejszych i najsm utniejszych rocznic

zbiegła się w kraju naszym z jubileuszem Jerem iego — co nas u czył — że prócz łzaw nic mamy jeszcze i nowe podw aliny postaw ić pod przyszłą budowę P olski nie“ podległej.

Cześć tym wszystkim , co się przyczynili do roznie­ cenia iskry życia w piersiach narodu — cześć Ci W ie­ szczu. za to, że „z dymem pożarów i z kurzu krwi bratniej“ w yszła moc i odrodzenie polskiego narodu.

D zisiejsze pokolenie szle Ci hołd n ależn y a poko­ lenia uastępne błogosław ić b ę d ą !

P o p i e r a j m y s t o w a r z y s z e n i a k o b i e t !

W przyszłych numerach zaczniemy druk pięknej opowieści

T. Praźmowskiej p. t. „Kochanka p. Macieja11 M Siebera: Studyum „0 muzyce". Życiorys M Ogonowskiej, szereg artykułów; „0 ko­ biecie w Polsce dawniejszej i dzisiejszej11 powieść hr. Łosia — powieść Estei, i powieść biblijna p. t. „Mocą Chrystusa'1, Juliusza B. Gwiazdy starożytnej Grecyi — itd.

K r y t y k a k r y t y k i .

K a ż d a n o w o ść razi — oto p ra w d a d o state czn ie stw ie rd z o n a d o św ia d cze n iem ż y cio w e m . N ic p rze to d ziw n e g o , że z u k azan ie m się „ P r z e d ś w it u 11 p ra sa n a sza p o d n io s ła o k r z y k i o b u rze n ia i n ie c h ę c i — bo „ P r z e d ś w it 11 s ta n ą ł w o b ro n ie m y ś li d o ty c h c z a s d rze m iącej w śró d sp o łe c z e ń s tw a , s ta n ą ł w ob ro n ie ró w n o u p ra w n ie n ia k o b ie t.

Jedni za rzu ca li, że je s t on za s k ra jn y m , bo g ło s i, że k o b ie ta n ie ty lk o w ro d zin ie p ra co w a ć może, a le że d la n iej p o w in n a b y ć o tw a rtą s k a rb n ic a w ie d z y , /. k tó rej ona, c z e rp ią c , to co d la niej naj- zd ro w szem i n a jo d p o w ied n iejsze m , m oże ta k ż e i po za o b rębem r o d z in y (z w ła s z cz a je ż e li je j nie ma) d z ia ła ć d o d atn io d la d o b ra sp o łe c z e ń s tw a .

In n i zaś, s k r a jn ie — .p o s tę p o w i, za rzu ca li, że „ P r z e d ś w it" za m ało zajm uje się k w e s t y ą k o b ie c ą , za m ało je s t p o stę p o w y m , n ie o m a w ia b o w iem s ta ­ n o w isk a k o b ie t y — r o b o tn ic y w s p o łe c z e ń s w ie i t. d. S łu c h a liś m y m ilcz ą c o w y c h n a g a n , o d z y w a - w a ją c y c h sit; źe w s z e c h stron, co słu szn e p rzy ję liś m y , s ta ra ją c się b ra k i u zu p e łn ić, n ie o d p o w ia d a liś m y je d n a k , ■ bo n a a ta k i k ie ro w a n e z łą w o lą lu b b ra k ie m zn ajo m o ści r z e c z y nie z w y k liś m y o d p o w ia d a ć. K a ż d e p rz y ja z n e s ło w o je d n a k , c h o ć b y z a w ie ­ ra ją ce n ag an y — a le n a g a n y sp o w o d o w a n e ch ęcią n a p ra w y b ra k ó w , k tó r y m i g r z e s z y „ P r z e d ś w it" p o ­ m im o n aszej w o li, w ita m y z r a d o ś c ią — bo czu je m y że id ea, w k tó re j o b ro n ie sta n ę liśm y, p o c z y n a z a j­ m o w ać co ra z w ię k s z ą ilo ść je d n o ste k .

K rytykę talcże krytykować można — oto za sad a p o w sz e c h n ie p rz y ję ta , d lateg-o te ż i m y ośm ie lam y się w y p o w ie d z ie ć s łó w k ilk a o fe jle to n ie u m ie szc zo ­ n ym w „ G a z e c ie K o ło m y js k ie j" (N r. 72) p o d t y t u ­ łem „N o w e w y d a w n ic tw o " — w p rze k o n an iu , że au torem a r ty k u łu k ie r o w a ła t y lk o c h ę ć p r z y s łu ż e n ia się „ P r z e d ś w ito w i" j a k to sam silnie z a z n a c z y ł.

W a r ty k u le tym p ió ra p. A . Słomskiego, w śró d w ie lu u w a g tra fn y ch , z k tó r y c h s k o r z y s ta ć nie o m ie s z k a m y , zn ajd u ją się i z a rz u ty n ie słu szn e , n ie- b ę d ą c e w y n ik ie m złe j w o li, le c z m oże n ad m iarem s y m p a ty i d la „ P r z e d ś w itu " a p r z y tem n ie d o k ła d n e m

| zrozu m ien iem rz e c z y , Z ty c h p o w o d ó w w łaśn ie , o ile sąd zim y, au tor p o b łą d z ił, d la te g o o śm ie la m y się o d p o w ie d z ie ć na n ie k tó re z a rz u ty -— tem bard ziej, że p. S. sam uznaje, że u w a g i je g o w n ie k tó ry c h m ie jsca ch są z b y t o stre.

N a sa m ym w s tę p ie n a rz e k a au to r, p o w o łu ją c się n a k r y t y k ę p. B a rto s z e w ic z a , że p ro g ra m „ P r z e d ­ św itu " je s t n ie ja s n y , n ajb ard zie j zaś razi g o ty tu ł „ P r z e d ś w it — d w u tygo dn ik d la k o b ie t“ ". — N iero- zum iem — p o w ta rz a za B a rto sze w icze m — co to zn a c zy p ism o d la k o b ie t, b o w y k s z ta łc o n a k o b ie ta I k a ż d e p ism o c z y t a ć m oże, zre sztą w y g lą d a to, ja k b y j is tn ia ł ja k iś fa ch k o b ie c o ś c i i „ P r z e d ś w it" c h c ia łb y [b y ć p ism em fae.howem .

O p ie ra ją c się na tem i m y z g a d z a m y się z p. JA . S . iź p. B a r to s z e w ic z je s t „h u m o ry stą ", tem bar- jd zie i. że tw ie rd z e n ie to p o zb a w io n e m je s t w s z e lk ie j log‘ik i i w ła ś n ie ó w b ra k lo g ik i w y w o łu je uśm iech na u sta ch c z y te ln ik a .

A u t e r z g a d z a się je d n a k z b ra k ie m lo g ik i p. 1B., po m im o o św ia d cze n ia , że je s t zw o len n ik iem i e m a n c y p a c y i k o b ie t, że u zn aje ich słu szn e dążenia.

P rz e b a c z y nam p. S. — je ż e li o śm ie lim y się tw ie r-I dzić, że sk u tk ie m te g o u zn an ia za p r a w d ę a k s y -

om atu „ s y m p a ty c z n e g o h u m o ry s ty " on, m oże mimo i w o li ro zm in ą ł się ta k ż e z lo g ik ą .

J e że li b o w ie m u zn aje słu szn o ść d ążeń em a n cy - | p a c y jn y c h k o b ie t, je ż e li p o w ia d a , ż e k o b ie ca je s t ! ze p ch n ię tą n ie słu szn ie n a n iższe s t a n o w is k o - - a ta k b y ć n ie p o w in n o , to d la c z e g o się d ziw i, że „ P r z e d ­ św it" je s t d w u ty g o d n ik ie m „dla kobiet“? W ja k ic h s z e re g a c h p o w in n y k o b ie ty za p o m o cą sw e g o o rgan u z y s k iw a ć zw o le n n ik ó w id ei, o k tó rą w a lc z y ć p o ­ c z ę ł y : — czy w s z e re g a c h m ężczyzn , c z y p r z e d e ­ w s z y s tk ie m w s z e re g a c h k o b ie t, o k tó r y c h w ła ś n ie p ra w a w a lc z ą ? S ą d zim y , źe p an S ., p rzy zn a nam słu szn ość, że k o b ie ty p o w in n y z a ją ć się p rze­ d e w s z y s tk ie m k w e s t y ą k o b ie cą , są d zim y, że w ie o tem ta k ż e , że za g ra n ic a m i G a lic y i k o b ie t y p o sia ­ d ają w ła s n e o r g a n a „pisma dla kobiet“ , w k tó r y c h zazn ajam iają je ze stan em r z e c z y i w a lc z ą zarazem za id eę, k tó re j h o łd u ją. P ró cz te g o zasadniczego błędu, p o p e łn ił a u to r m im ow oln ie i k ilk a in n y ch m n ie j­ szej w a g i — k tó r e o śm ie la m y się mu w sk a z a ć .

P a n S., p o w ia d a , że n iem oże p o ją ć d lćiczego a u to ro w i a r t y k u łu „ B r o ń m y s i ę “ , n ie p o d o b a się słu żb a k o b ie t p rz y te le fo n ach , po m im o iż w y ra źn ie a u to r p o w ia d a , że z a ję cie to u w a ża od p o w ied n iem d la m ężczyzn , raz ze w z g lę d u na s łu ż b y n o cn e a

(3)

m ó g ł p rz e c ie ż s k o r z y s ta ć i w y p o w ie d z ie ć sw e zd a n ie w tej m ierze. P an S ., n ie s p o s tr z e g ł je d n a k ty c h p r z y c z y n , p o m im o że c a ły num er dokładnie p rz e ­ g lą d n ą ł.

N a s tę p n ie u d erza p. S ., n a a u to ra ro zb io ru „ M g ły * 1. Z a rz u c a mu, że u ż y w a d z ik ie g o w y ra ż e n ia „h a rm o n iz a c y jn a c a ło ś ć '1, i u ż y w a ordynarnych w y r a ­ z ó w j a k n. p. w zdaniu : ,.G a js k i len iu ch , p ró żn iak , p r a w d z iw y z d e c h la k , je s t m o raln ym d a lto n istą ; u le g ł z u p e łn ie m oraln ie niżej s to ją c e g o G r o tw i- cz o w i, ty p o w i c y n ik a — b la g ie r a i p o w ta r z a b e z ­ u stan n ie za sw o im n a u c z y cie le m , że ś w ia t t o atizm (?)

b ło t a 1-'. A u t o r te g o ro zb io ru nie m a w c a le p r e te n s y i za lic z a n ia s ię do „ le p s z y c h 1, k r y t y k ó w , a tem b ar­ dziej s ta w ia ć w je d n y m s z e re g u z p. B a rto s z e w icz e m lu b p. S ło m sk im , je d n a k o śm ie la się z w ró c ić u w a g ę na b r a k za sta n o w ie n ia , w p r z y c z y ta n iu w k r y t y c e słó w p o w y ż s z y c h . P rz y z n a je m y słu sn o ść p. S., że w y ra ż e n ie ,,h arm o n izacyjn a c a ło ś ć 1- je s t d o ść d zi­ k ie m , n a w e t o ty le , że w r a z ie g d y b y p. Z d z is ła w g o u ży ł, to p r z y k o r e k c ie z p e w n o ś c ią b y łb y usu­ n ię tym . P an S., n ie p rzy p u szc za , że w o r y g in a le b y ło ,,harmonijna całość1' nie c h c e się z g o d z ić na to, iż m oże się z d a rz y ć b łą d d ru k a rsk i, ch o ciaż o w y c h fig lik ó w z e c e r s k ic h w ro zb io rze „ M g ł y “ zn ajd u je się w ięcej n. p. „d oktryzerski** zam iast „ d o k t r y n e r s k i1*, lu b „ a tiz m 11 za m ia st „a to m “ .

W a żn ie jszy m je s t zarzu t co do u ż y c ia o w y c h „ o rd y n a r n y c h " w y ra z ó w . Z e s łó w ty c h w id zim y, że a u to r k r y ty k u ją c , n ie p o s ta ra ł się n a w e t przeczytać

„ M g ł y “ . G d y b y znał b o w ie m ostatnią p ow ieść Gawalewicza, zm ie n iłb y zdanie, b o w ie d z ia łb y , że G a js k i je s t r z e c z y w iś c ie „ p r ó ż n ia k ie m , leniuchem *1 zaś Grawalewicz sam, n ie a u to r ro zb io ru , nazyw a go „ z d e c h la k ie m " , a o ile nam się zd aje wyraz- ten (przez G a w a le w ic z a u ży ty ) n ie je s t t a k o rd yn a rn ym a d o sk o n a le c h a r a k te ry z u je o so b ę G a js k ie g o . W id o ­ czn ie je d n a k w zo re m d la p. S ., je s t „ s y m p a t y c z n y h u m o r y s ta 11 i d la te g o n ie starał się wrc a le c h o ć b y

rozbiorów „ M g ły * 1 z a w a r ty c h w czaso p ism a ch lit e ­ r a c k ic h K r ó le s t w a (ja k G ło s , P ra w d a, P rz e g lą d ty g o d n io w y ) p r z e c z y ta ć , w te d y d o w iem p r z e k o n a łb y się n ao czn ie , że k r y t y k a nie z a le ż y n a p r a w ie n iu d u seró w , p r z e k o n a łb y się ta k ż e , że w s z y s c y k rytycy d arzą G a js k ie g o m ianem p ró żn iak a , le n iu c h a : Gro- tw ic z a zo w ią c y n ik ie m i b ła g ie re m . Z o b a c z y łb y p r z y - tem , że a r t y k u ły te o b fite w w y r a z y „o rd y n arn e *1 zd o b ią p o d p is y k r y t y k ó w , o b o k k tó r y c h pan Z d zi­ s ła w a za p e w n e i p. S ., s ta n ą ć b y n ie o śm ie lił się. N a tem k o ń c z y m y n aszą o d p o w ied ź, sk re ślo n ą n ie z p r z y c z y n g n ie w u , a le z p o cz u c ia o b o w ią z k u w y ś w ie tle n ia prawdziwego stan u rz e c z y , i n ie tr a c i­ m y n ad ziei, że ta ,,k r y t y k a k r y t y k i 11 n ie d o tk n ie p. S ., g d y ż k ie r o w a ły nam i te sam e m o ty w a co i au to ­ rem „ N o w e g o w y d a w n ic tw a 11.

Z a ż y c z e n ia zaś, a b y Przedświt z y s k a ł t y lu n a w y c h a b o n e n tó w w p a źd zie rn ik u , ile s łó w się m ieści w fe jletd n ie

p.

S . dzięki serdeczne!

R e d .c L k .c y a .

© ! E ) 2 p T

. , , J a k tu słodko, błogo,, J a k serce bije kosm opolitycznie! Ha! przeciem jeden! nie widzę nikogo, To mi k raina i św iętą i drogą, To mogę sobie rzec filozoficznie ;

Ojczyzna w szędzie gdzie się m ożna baw ić ! Żal za O jczyzną Polakom zostawić!

P ra c z z tą ironją! ach i w niej się trwożę, B luźnić ci P raw do i wielka i święta, B y m nie pioruny nie spaliły boże M yśląc, że serce moje m epam ięta, Żc m nie tej ziem i kołysało łoże, , Tej biednej ziem i co zakuta w p ę ta ! 0 je s t O jczyzna jed n a jak Bóg jeden Ś w ięta ja k m odła, ja k zbaw ienia E den. 0 gdzie raz pierw szy u jrzałaś to słońce Bo ci lat tyle w różnych świeci d o la c h ; G dzieś niebo u jrzał gw iazdam i iskrzące, P o tem raz pierw szy gdzieś igrał ny polach G dzieś pierw sze gromy usłyązał bijące 1 pierwszym kłosom dziw iąc się na rolach, D o piersi tulić chciał łanów płaszczyznę.

Tam m asz tw ą m iłość, tam m asz tw a o j c z y z n ę !

0 ! tam gdzie ojciec tw ą młodość piastow ał, G dzieś Boga w cudach zgadyw ał przyrody.

A po tem m yślą m łodzieńczą żeglował J a k o rzeł lotny z chm uram i w z a w o d y ; G dzieś pierw szą radość i boleść wysnował, _ K ęd y raz pierw szy głos zaw ołał m ło d y :

„ B ra te m m i rodak, a Bóg z cnotą z b r o ja ! 11. . .

Tam j e s t tw a m iło ść — tam ojczyzna t w o j a !

0 choćby ta k ta ziem ia była dzika, J a k skały nagie, co sterczą nad morzem, 1 tak ponura jak m yśl p u ste ln ik a ; Choćby szarań cza, była tw ojśm zbożem A łzy napojem : — choćby tam m uzyka Łańcuchów b rzm iała a nad tw ojem łożem W is ia ł miecz wroga a wkoło tr u c iz n a : K ochaj tę ziemię — bo to tw a O jc z y z n a ! Bo tam tw ych ojców spoćzyw ają kości, Tam tw oich braci krw ią łan y zroszone, I góry, św iadki tw ych dziadów wielkości L u b krzywd twej m atki groby n iep o m szczo n e! Tam każde drzewo dum a o wolności

(4)

Ciebie c q ś św ięta, ja k m odła codzienna !

Niechaj pierś taka usechnie przed winkiem,

N iech jej kam ieniem cięży łza darem na,

I krwawym bólem w łonie się zapiecze;

Niechaj w pierś taką wszystkie przekleństw miecze,

Spadną! niech będzie jedną, straszną blizną! Wzrok niechaj oczom wyżre piorun boży: Niech w każdym kroku stopy się poślizną; Niechaj pierś taką gniew nieba ukorzy Nędzą i głodem, bezdomną siwizną — A gdzie przeklętą zbrodzień głowę złoży

Niech go strach sądu w snaeh piekielnych znęka, Niech do mąk życia znów go budzi męka!

A gdy się podła w proch położy głowa, Ty się mścić zacznij Ojczyzno kochana! Niechaj pierś twoja, w którą trup s ię schowa Zamknąć się nie da ! o ty nieskalana Odepchnij trupa — i pościel grobowa Niech mu pokojem nie będzie ! — grzebana Codzień niech czaszka na słońce wypłynie, Skwarem się pali i nigdy nie ginie !!

Karol Brzozowski.

Z achęcajm y młodzież żeńską do gimnastyki.

Instalacja księdza Arcybiskupa Karola Hryniewiec­

kiego na probowstwo w Tuchowie.

Opowiadanie

i i Ba r a ń s k i e g o .

--tom-**—

D n ia 17. w rześn ia 1893 w y je c h a łe m z h o telu k r a k o w s k ie g o n a d w o rze c w T a rn o w ie , (a b y ło to 0

5

"tej go d zin ie rano), sta m tą d zaś k o le ją do T u ­ ch ow a, a ż e b y b y ć o b e cn y m n a in s ta la c ji k s ię d z a a rc y b is k u p a K a r o la H r y n ie w ie c k ie g o n a p r o b o ­ stw o w T u c h o w ie .

N ie b ęd ę tu p o d n o sił z a s łu g k s . A r c y b is k u p a , a n i też nie m am zam iaru k re ś lić je g o ż y c io ry s u . B is k u p W ile ń s k i, a ż e b y m ieć ś r o d k i do ż y c ia , m u­ s ia ł sta ra ć się o p ro b o stw o . N ie s ły c h a n y to w y ­ p a d e k w d ziejach k o ś c io ła k a t o lic k ie g o .

W sia d łe m do w a go n u , g d y trz e c i raz d zw o ­ niono, k ilk a n a ś c ie g ło s ó w p o w ita ło m ię n a w s tę p ie d o w a g o n u o k r z y k ie m :

— Czołem !

- C z o łe m ! — odpow iadam , w idząc o b o k sie ­ b ie sam y ch d ziarsk ich „S okołów " - - a p an o w ie d o k ąd ?. . . .

— T a m g d z ie nas w o ła o b o w ią z e k — o d p o ­ w ied zian o ch órem . D o T u c h o w a , n a in s ta la c ję k s ię ­ d za a rc y b is k u p a . J e d zie m y o d d a ć w in n y h o łd m ę­ c z e n n ik o w i w ia r y i n a ro d o w o ści. P o c ią g ru s z y ł. Z a p ó ł g o d z in y b y liś m y ju ż w T u c h o w ie na d w o rcu , o d p o w ie d n io u d e k o r o w a ­ n ym . P o p rze d ze n i m u zy k ą „ G w ia z d y " ta rn o w s k ie j, u d a liśm y się do m iasta.

T u c h ó w m iasteczk o , o d le g łe o d w ie m ile od T a rn o w a , p o ło żo n e je s t p r z y sz la k u k o le jo w y m T a r ­ n ów , N o w y S ą c z , O rłó w . M ia ste czk o lic z ą c e 2447 m ie szk a ń có w , a z ty c h — rz e c z n a d z w y c z a jn a — 210 ż y d ó w ... T o zd aje się, p o w o d em , że je s t sch lu d n e 1 p rzy je m n e ro b i w rażen ie.

K u c h w m ia ste czk u za sta łe m o g ro m n y . M y ś lę so b ie, n ajlep ie j d o w iem się o w s z y stk ie m o d b u r­ m istrza m iasta, p y ta m się w ię c p ie rw s z e g o z rzęd u o b y w a te la tu c h o w s k ie g o :

— A g d z ie je s t p a n b u r m is t r z ? ...

— E t, co tam b u rm istrz — o d p o w ia d a m i za ­ g a d n ię ty -— co on w ie : o d n ie g o p a n się n ic nie d o w ie . In n a tu je s t g ło w a do w s z y s tk ie g o . . .

- - K tó ż w łaścicielem tej „g ło w y od w szyst- k ie g o ‘‘ ? p y ta m zaciekaw iony.

— D r. K a lis z .

, S zu k a m te d y te g o D -ra . K a lis z a , w ła ś c ic ie la „ g ł o w y o d w s z y s t k ie g o " tru d n o je d n a k g o zn aleść. T y m cz a s e m je d e n z „ S o k o łó w " ta rn o w s k ic h z a c z e ­ p ia m ię i m ó w i :

— P a n ie , ch od ź p a n do A n k ie w i c z a .. .

— N iezn am g o — o d p o w ia d a m —a tam p o c o ? — E t, b a g a te la , p o zn a się p a n z nim . P ó j­ d zie m y d la p rz e trą ce n ia .

W id ząc, że „ g ło w y od w s z y s t k ie g o -' n ie o d ­ szu k am , u d a łe m s ię d la „p r z e tr ą c e n ia " do A n k ie ­ w ic z a , a stam tąd p o sze d łe m o g lą d a ć o so b liw o ś c i m iasta i p r z y g o to w a n ia na p r z y ję c ie A r c y p a s t e r z a .

U rząd zo n o c z te r y b ra m y try u m faln e . W s z y s tk ie ! u b ran e w b a r w y n a ro d o w e p rz y stro jo n e w o r ła b ia - I łe g o i p o g o ń lite w s k ą . P o g o ń lite w s k a b y ła w szę- ! dzie, b o ć to b is k u p w ile ń s k i. W ię k s z ą czę ść dom ów

j d ek o ro w a n o .

K o ł o m ie js c o w e g o ratu sza, s p o tk a łe m k ilk u ­ n astu p an ó w w c z a r n y c h stro jach , z k o k a rd a m i na p iersiach . T o w e te ra n i z r o k u 1863.

N a ra d zili się, w k tó re m m iejscu m ają się u sta ­ w ić n a p o w ita n ie A r c y b is k u p a . P r z e w o d n ic z y ł tam in ż y n ie r W y d z ia łu k r a jo w e g o p. K . i p e łn o m o cn ik k s ię c ia S a n g u s z k i p. H ., p o n ie w a ż i m ię w zię to do r a d y i g ło s o w a n ia , d a łe m g ło s — a ż e b y n a d w o rcu ; k o le jo w y m , n asza p a r ty a o d n io sła z w y c ię s tw o . P rz y -

j łą c z y łe m się p o tem do w e te ra n ó w — ja k k o lw ie k | w p o w sta n iu z p o w o d u , że d o p ie ro z a cz ą łe m w te n - I cza s u c z y ć się a, b, c, n ie b y łe m — i p o m asze ro - : w a liś m y d w ó jk a m i n a d w o rze c k o le jo w y .

P o ch ó d n a s t ą p ił w ten s p o s ó b : n a jp ie rw s z ła ; m u zy k a „ G w ia z d y " ta rn o w s k ie j, p r z y g r y w a ją c m e- |lo d y e n aro d o w e, za m u zy k ą w e te ra n i z ro k u 1863. | P o te m „ S o k o ło w ie " ta rn o w s c y , d alej za ś o b y w a te le I i o b y w a te lk i ta rn o w sk ie i o k o liczn e . P ó źn ie j p r z y - ; b y li k s ię ż a . N a d w o rcu k o le jo w y m zn ó w k ło p o t. . . N o w y | k ło p o t... k lu cz od b ra m y w ch o d o w e j g d z ie ś się z a tra c ił. | N ie m ożna b y ło w ejść n a p ero n, p ró b u je m y k lu cz ; je d e n po d r u g im ,— d arem n ie.

N a re szcie d rz w i w s k u te k p c h n ię c ia o t w o r z y ły się. W e s z liś m y n a d w o rz e c i u s z y k o w a li się. I ta k — n a jp ie rw m u z y k a „ G w ia z d y 1- — p o tem S o k ó ło w ie ze sztan darem , d alej w etera n i z r. 1863 — a n a k o n ie c różn e d e p u ta c y e i k sięża .

(5)

b is k u p w a s y s t e n c y i k s ię d z a in fu ła ta W a lc z y ń s k ie g o i in n y ch d u c h o w n y c h w y s ia d ł z w a go n u .

K s ią d z A r c y b is k u p w y g lą d a n a d zw y cza j m łod o. G d y b y n ie p rz y p ró s z o n e s iw iz n ą w ło s y , w z ią ć b y g o m ożna za m ę ż c z y z n ę c o n a jw y ż e j tr z y d z ie s to ­ le tn ie g o . T w a r z n a d z w y c z a j s y m p a ty c z n a .

P o s e ł M ę c iń s k i p ię k n ą p rze m o w ą p o w ita ł k s ię ­ d za A r c y b is k u p a n a d w o rcu k o le jo w y m . M ó w ił I g ło ś n o i w y ra ź n ie . M o w a je g o z ro b iła n a o b e c n y c h w ie lk ie w raże n ie . P o d n ió s ł p rz e d e w s z y s tk ie m p r z e ­ śla d o w a n ie n a r o d o w o ś c i n aszej i w ia r y k a to lic k ie j p o d za b o rem r o sy js k im . . . P o c z e m m ó w ił o z a s łu ­ g a c h k s ię d z a .A r c y b is k u p a . K s ią d z A r c y b is k u p p o d z ię k o w a ł g o rą c o za p r z y ję c ie i w sp o m n ia ł o z a s łu g a c h p p . M ę c iń s k ie g o , M a r c h w ic k ie g o , i in n ych , w c e lu w y je d n a n ia mu o b y w a te ls tw a a u s tr y a c k ie g o i u z y s k a n ia p r e z e n ty n a p ro b o stw o .

L u d u zg ro m a d zo n e g o b y ło co najm niej 10 t y ­ s ię c y . . . R u s z y liś m y w p o ch ó d k u m iastu. . .

Ś c is k n a s tą p ił n ie s ły c h a n y . S tr a ż h o n o ro w a r o b iła co m o g ła , a b y u :r z y m a ć p o rz ą d e k , a le w t a ­ k im n a tło k u n ie w ie le m ożna p o ra d zić.

F a la tłu m u w y r w a ła m ię z g ro n a w e te ra n ó w z r. 1863 i p c h n ę ła n a d w ó ch . . . o k o lic z n y c h o b y ­ w a teli.

M im o w o li p o d słu c h a łe m ic h r o z m o w y :

— S z o p k ę nam u rząd zili, m ości d ob ro dzieju , — m ów i je d e n z n ich, do d ru g ie g o , w y s o k ie g o — p o co te g o , n a co te g o ?. . .

— T a k p a n ie są sie d zie , n a co te g o , p o co t e g o ? . . . — p o ta k u je d ru g i — n ie le p ie j b y ło g o p r z y ją ć w c ic lo ści a n ie m o sk alo m się n araża ć.

— C z y s ta d em on stracja p o lity c z n a , p a n ie d o ­ b ro d zie ju , — s tę k a n is k i, — n a co nam z R o s y ą w c h o d z ić w z a t a r g i? .. .

— T a k , p an ie są sie d zie d o b ro d zie ju , — s ze p ce w y s o k i, j a z a w sz e m ó w ię, p o k o rn e c ie le d w ie m a tk i ssie. S ie d ź m y cich o , k ie d y nam d oo rze.

— Ja p rzy zn a m się, m o ści d o b ro d zie ju , że w c a le n ie m am o c h o ty tu taj d łu g o p o p a s a ć . O t i s ta r o s ty n ie m a. . . W id a ć że m ą d ry c z ło w ie k i p o ­ lity k ... W y d o b ę d ę się z tłu m u i jazd a .

— R a c ja , sąsied zie dobrodzieju, ra c ja — i ja tak że w y jad ę zaraz ty lk o nie m am koni. . . A le dam so b ie ra d y , nie b ęd ę się k o m p ro m ito w ać. Oj te w arch o ły . . .

N ie s łu c h a łe m ju ż dalej... N a s tą p iła c is z a o g ó ln a . S ta n ę liś m y p r z y b ra m ie tryu m faln e j, p r z y k tó re j D r. K a lis z r o z p o c z ą ł m ow ę.

(D okończenie nastąpi).

bohaterka walki o niepodległość w r. 1830/31.

(Ciąg dalszy,).

P o d ró ż ta w zm o c n iła P la te ró w n ę n a d u ch u n ad ziejam i o ż y w iła . Z w ie d z iła n ao state k s ła w n e p o la p o d R a s z y n e m , g d z ie k s ią ż ę J ó z e f P o n ia to w s k i

w r. 1809 ośm iom a ty s ią c a m i P o la k ó w , p o b ił p ię ć k r o ć lic z n ie js z e w o js k o a u s tr y a c k ie , b o a ż 40.000 A u s t r y a k ó w . D o w ie ń c a w raże ń z p o d ró ż y p r z y b y ło je s z c z e i to o statn ie. P rz y p o m n ie n ie n ie d a w n e g o z w y c ię s t w a d o d a ło jej dużo n ow ej o tu ch y i w ia r y w z w y c ię z tw o k ażd e j słu szn ej i dobrej s p ra w y .

G d y w r ó c iła do L ik s n y , w k r ó t c e b o le s n y cio s u d e r z y ł w je j se rc e . Isto ta , k tó r ą n ajbard ziej na 1 ziem i k o c h a ła , m a tk a je j. n a g le z a ch o ro w a ła . D z ie ń i n o c s p ę d z a ła E m ilia n a czu w a n iu u je j ło ża , m o­ d lą c się g o r ą c o i w ś ró d łe z n a jrze w n ie jszy ch , b y B ó g je j n ie o s ie ro c a ł. D a re m n e b y ł y w s z e lk ie n a p o ­ m nienia, ze s tro n y k re w n y c h , k tó r z y s p o strz e g a li, że E m ilia z dniem k a ż d y m m ize rn ie je i s i ły tra c i. C h c ie li j ą w c zu w an iu w y r ę c z y ć , a le n ie p o z w o liła s ię z a s tą p ić . N a n ap o m n ien ia w s z y s tk ie o d p o w ia d a ła :

— K t ó ż b y m ó g ł le p ie j m a tk ę p ie lę g n o w a ć a n i­ ż e li je j w ła s n a c ó rk a ? A l e w s z e lk ie z a b ie g i i u s iło ­ w a n ia , a b y m a tk ę u le c z y ć b y ł y b e z sk u te c z n e . W r. 1830 E m ilia z o s ta ła siero tą. M a tk a u m ierając, b ło ­ g o s ła w iła u k o ch an ą c ó rk ę i o d d a ła ją p ie c z y p a n i S ie b e r g z p ro śb ą , a b y c z u w u ła n ad nią, j a k n ad w ła s n ą c ó rk ą . W ie lk ie g o c h a ra k te ru to b y ła k o b ie ta a dużo w ż y c iu w y c ie r p ia ła — c ie rp ie n ie u za cn ia c h a r a k t e r y — ono z lu d zi g rz e s z n y c h , ś w ię t y c h c zy n i. O s z c z ę d z ił je j s tw ó rc a o s ta tn ie g o cio su , p r z e ż y c ia sw ej c ó rk i, k tó r a n ie d łu g o po tem , w k w ie c ie w ie k u I p r z e n io s ła s ię w ś w ia t in n y, le p s z y , w y ż s z y .

E m ilia n ie m o g ła u tu lić się, o p a m ię ta ć z ża lu p o s tr a c ie m a tk i. Z a p a d ła n a w e t n a cza s ja k iś w m e la n ch o lią . C o d zie n n ie n o s iła n a g r ó b m a tk i ś w ie ż e k w ia t y . C o m ia ła n a jp ię k n ie js z e g o to n a m o­ g ile m a c ie r z y ń s k ie j s k ł a d a ł a : k w ia t y , ł z y i m o ­ d litw y . U s iło w a ła ta k ż e z b liż y ć się do o jca, k tó rem u o d d a w n a p o s y ła ła sw o je o szczęd n o ści. P r o s iła w ty m I w z g lę d z ie o p o ś re d n ic tw o k r e w n y c h a ty m c z a s e m j u c io tk i w A n tu z o w ie c z e k a ła re z u lta tu s w o ic h i ic h sta rań . L e c z o jc ie c ró w n ie j a k dotąd z a p r z y s y ­ ła n e p ie n ią d z e w d z ię c z n o ści n ie o k a z y w a ł, t a k teraz n ie c h c ia ł do c ó rk i p o w ró c ić . W ś ró d te g o u le g ła E m ilia w y c z e rp a n iu fizy czn e m u i m o raln em u — bo w ą t łe je j s i ł y n ie p r z e t r w a ły m o ra ln y c h cie rp ie ń . Z a p a d ła m ocno n a zd ro w iu i t y lk o d z ię k i tr o s k liw o ś c i i p r a w d z iw ie m a cie rz y ń s k ie j o p ie c e p a n i S ie b e r g , m o g ła się le c z y ć , bo ta ją do m o r s k ic h k ą o ic ll do L ib a w y w y s ła ła . * * * W r. 1830 d n ia 26 lip c a w P a ry ż u w y b u c h ła r e w o lu c y a , k tó r a w p r a w d z ie u k o ń c z y ła się p o c z te ­ re c h d n ia ch , r z u c iła je d n a k h a s ła w o jen n e in n ym k ra jo m E u ro p y . E m ilia , k tó r a p o p rz e d n io t a k się ż y w o z a in te r e s o w a ła p o w sta n ie m g r e c k ie m , t a k też te ra z za ję ła się lip c o w ą fra n cu s k ą r e w o lu c y ą . J a k że n ie c ie rp liw ie w y c z e k iw a ła , b y h a s ła p a r y s k ie d o s z ły i do je j n aro d u , b y ju ż w y jś ć z tej ślim aczej u le ­ g ło ś c i o k ru cie ń stw o m p ó łn o c n e g o s a tr a p y . R y c h ło d o c z e k a ła się p o żąd an ej ch w ili. B y ł a n ią p a m ię tn a n o c b e lw e d e r s k a w P o lsce , w W a r s z a w ie —- d n ia 29 lis to p a d a . Z a g r z m ia ł w s z ę d y o k r z y k je d e n : —

Do bronił — i c a ła P o lska j a k S p a r t a z a m ie n iła się

(6)

-m ieszki w ała, rozpo rząd zen ia o d k o -m ite tu c e n tr a l­ n e g o w W ilnie. W y s ła ń c y te g o k o m itetu ro zb ieg li się po całej' L itw ie ale do D y n a b u rg a nie p rzy n ieśli d o tą d żadnej odezw y n i rozkazu. W te d y to p rz y b y li z D y n a b u rg a do L ik sn y dw aj k re w n i E m ilii, p o d ­ ch o rążo w ie : L u c y a n i F e rd y n a n d P la te ro w ie wraz z k o le g ą sw oim A lek san d rem R y p iń sk im . Celem ich p rz y b y c ia b y ło porozum ienie się w sp ra w ie w yw o­ ła n ia i rozpoczęcia p o w stan ia w Inflan tach p o lsk ich ; p o d ró ż zaś sw oją upozorow ali chęcią w esołego p rz e ­ pęd zen ia zap u st w śród rodziny. W szyscy trzej, m a­ ją c y je d y n ie dobro O jczyzny n a celu, przem aw iali nam iętn ie do b a w iąceg o w L ik sn ie o b y w a te lstw a -- J a le bez sk u tk u . Je d n a ty lk o E m ilia p o d zielała ich I z a p a try w a n ia n a c a łą rzecz, ona je d n a odczuła ich dusze g o rą c e -— p o d zielała ich zam iary i dążności. O n i jej c a ły swój p la n p rzedłożyli a ona p rz y rz e k ła | św ięcie dop o m ag ać do urzeczy w istn ien ia te g o planu. W e d le ułożonego p ro je k tu E m ilia m ia ła u derzyć n a d y n a b u rg s k ą tw ierd zę a p o d ch o rążo w ie m ieli rozbroić g arn izo n w ojska m o sk iew sk ieg o w ew n ątrz w arow ni. • W iedzieli ońi, ja k w ażne je s t znaczenie D y n a b u rg a ze w zględów stra te g ic z n y ch i d la ­ te g o nie bacząc n a w szelk ie p rzeszkody a r a ­ czej w ierząc w łatw o ść ich p o konania, zdobyć to m iasto postanow ili. E m ilia, k tó ra się tu w ychow ała, ■wyrosła, zżyła p ra w ie z tą o k o licą całą, tem sam em z n a ła d o sk o n ale w szy stk o d o k o ła a zarazem w ie­ d ziała, co się dzieje w ew n ątrz w arow ni. P o stan o w iła w ięc ja k dobry7 i rozw ażny s tr a te g ik k o rz y sta ć z n ie ­ ład u , ja k i tam p anow ał. D arem nie czekano h a sła k o m ite tu — a nie m o g ąc się go doczekać, Żm udżini sam i je w y d ali w śró d siebie: E m ilia te g o ty lk o | chciała.! Jej te ra z zadaniem b y ło zdobyrć D y n a b u rg a z a rse n a łu b ro ń rozdać m iędzy lud tam tejszy. Z lu d em , b y ła w n ieu stan n ej sty czn o ści, zn ała go, k o c h a ła i c e n iła n ależycie, pojm ując to jasn o , żę w ludzie w iejskim leży siłą n iesp o ży ta, użyć ją ty lk o p o trz e b a n ależy cie, w esp ó ł z in n y m i siłam i w n a ro ­ dzie. B lisk o m ieszk an ia E m ilii p ły n ę ła rz e k a D źw ina ; słu c h a ją c , jej szumu, m arzy ła o chvvili. k ie d y n a jej b rz e g a c h już za tk n ie szta n d a r O rła i P ogoni — b u ­ d ząc w alk ę w B iałej R u si i Inflantach.

C. d. n.

__-r ? 9 r __

0 powołaniu zakonnem R oger lir. Łubieński. N akład

księgi S p k i. w ydawniczej K raków 1893, cena 20 ct.

K siążeczkę tę polecam y osobom pobożnym , które od dłuższego Czasu noszą się z m yślą w stąpienia do klasztoru. W y k azu je ona wartość życia zakonnego, i konieczność obrania go sobie, skoro się uczuw a pow ołanie — bez za- siągnięcia rady krew nych i rodziców — bez odkładania zam iaru i wstępow ać za młodu. Takie je s t zdanie Ojców kościoła — acz nib w szystkich.

Usterki hygieniczne w wychowaniu dziewcząt przez

d ra A. Kwaśnićkiego. K raków — księgarnia S p k i w y d a­ wniczej, cena 2 0 ot.

N iniejsza broszurka je s t zestaw ieniem braków i nie- domagań organizm u kobiecego, w ynikłych z niehygienicznego

wychowania, złego odżywiania i przeciążania pracą. Główną w tem winę mają szkoły, uczące wielu niepotrzebnych, rzeczy, z pominięciem nieodzownych.

Tylko zdrow a kobieta dobrze chowa dzieci, je st dobrą gospodynią — posiada urok tow arzyski, który w jej domu sk u p ia ludzi i czyni zeń m ałe ognisko cyw ilizacyjno-spo- łeczne. A by to osiągnąć potrzeba od lat dziecięcych uwzglę­ dniać hygienę, stosow ać gim nastykę — a dziew cząt przed 10 rokiem do szkoły nie posyłać, o czem obszernie mówi b ro sz u rk a , bardzo pouczająca.

Kurs geografii w szkole ludowej na podstawie k ar­

tografii, ułożył J . B ałłaban — Lwów 1893.

W yborny ten podręcznik dla nauczycieli zaw iera 40. I mapek, na tle których rozw ija się cała nauka geografii me- | todą syntetyczną, zaczynając od izby szkolnej.

Tak przeprow adzona je s t geografia Galicyi, następnie reszty krajów koronnych E u ro p y całej i w szystkich czę­ ści św iata. N atu raln ie ju ż sposobem analitycznym . N ako- niec jest jeszcze podany sposób uczenia dzieci geografii na w ycieczkach. Podręcznik bardzo dobrze napisany odda Znakomite usługi nauczycielstw u zw łaszcza, że nam tego rodzaju podręczników brak, a te, które m am y są nie wie­ le w arte. J e d e n tylko, lecz to dla szkół w królestwie był dobry m etodyczny podręcznik.. A . Jeskiego.

A M L . Obrazki Z Życia nakład S -ki wydawniczej.

1893. D uży ten (om zaw iera 12 powiastek, bardzo zwyk­ łych, pisanych w stylu bardzo wysokim, traicznym niem al. T ytuły tych nowelek: D ziw actw o losu, M arzenie i rzeczyw i­ stość, S z tu k a cży m iłość, M iodow a sielanka, A lboź ja w iem ? K osztem życia, P rzeznaczenie itd. itd.

Nakładem Gebethnera i Wolffa (1893 ) wyszły świeżo

dwa bardzo użyteczne dziełka. J e d n o: 0 wychowaniu fi- zycznem Jerzego D em eni: (w tłum aczeniu Gawrońskiej) d ru­

gie o Gimnastyce leczniczej. D r. S zrebera. S ą ońe z sobą ścisłym w ęzłem zw iązane, bó nie rozum iem y zapraw ­ dę wychowania fizycznego bez gim nastyki i trudno go inaczej zrozum ieć. To też D em eni opisuje in sty tu t gim nastyczny w Sztocldiolm ie oraz sposób udzielania gim nastyki w A ten e­ um i w szystkich szkołach w ogóle. R ozróżniają farn gim­ nastykę pedagogiczną, wojskową i leczniczą, z których ostatnia, je s t jed n ą z najbardziej rozw iniętych dziś gałęzi szwedzkiej gim nastyki. — S zeroko i w yczerpująco w k siąż­ ce tegoż ty tu łu rozw inął ją dr. S zreber. Zszeregow ał wszelkie niedom agania i choroby, które mogą i powinny być leczone o Inośnymi ćw iczeniam i. O pisał najdokładniej te ćw iczenia, zaznaczył które nie są odpowiedne dla kobiet um ieścił w skazówki i pewne ostrzeżenia i tak wzbogacił nas znakom itym podręcznikiem , który pow inien znaleść się w każdym dom u, co więcej gim nastyka ta ściśle zastosow aną być powinna. T e k st objaśniony je s t 45 drzew orytam i, wydanie ja k w szystkie G eb eth n era i W olffa staran n e. J e s t to dziełko niezm iernie w ażne w czasach dzisiejszych* gdzie ludzie niesłychanie szybkiej i widocznej ulegają degeneracyi. Z am iast środków aptecznych, przynajm iej w ielu, stosujcie gim nastykę — ona zapobieży chorobom a częstokroć i po­ wróci zdrowie! N aturalnie, że pomimo całej dokładności podręcznika, należy zasięgnąć przed rozpoczęciem syste­ m atycznej, codziennej gim nastyki, rady lekarza, poddać organizm jego zbadaniu, w łasna bowiem dyagnostyka, n aj­ częściej myli. Szczególniej podręcznik S zrebera polecamy ludziom um ysłow o pracującym , prow adzącym siedzące ży­ cie — dla tych je s t tu podany znakom ity Cykl ćwiczeń. J e s t tu przepis przeciw przypływowi krw i do głowy, p rz e ­ pis dla w zm ożenia siły oddechowej płuc, przeciwko wązkiej klatce piersiowej, w początkowych . studjach suchot itd.

(7)

troskliwym wykonawcom oddać może nieobliczone usługi i korzyści.

Gimnastyki, koniecznie gim nastyki domagajmy się wszędzie a szczególnie w szkołach.

J.S . W dziewiczych lasach Ameryki — pzzez T. Praż- mowską — W arszawa nakład T. Paprockiego i Spki — ćena 1.30 — Główny skład u L. Zwolińskiego i Spki w Krakowie.

Do literatury zajmującej naszą, młodzież przybyła prawdziwa perła opowiadań. — Rzecz się dzieje, w Guja­ nie amerykańskiej. — Główną rolę odgrywa tu młode rodzeństwo, z których jedno przezwane przez wierne ple­ mię Lakondonów, „Złotym M otylem “ — miało zpstać ich bóstwem a drugie „Królewiczykiem11 — zostało por­ wane przez rabusiów : „Patricios“. ■—- Pierwszą część zaj­ mującą przeważnie losy, „Złotego M otylą“ drugą: odbicie „ Królewiczyka“. Pełno tu nader zajmujących i; wielce pou­ czających szczegółów. Co więcej już niejednokrotnie mie­ liśm y tego rodzaju powieści, lecz najczęściej były to mniej,

lub więcej udatne tłumaczenia ■—■ obecnie mamy przed sobą rzecz, oryginalnie napisaną — językiem świetnym, o czem mówić n i3 potrzebujemy fym, którzy znają autorkę. Gorąco też polecamy niniejszą publikacyę i życzymy jej ty­ le wydań ile wspaniałych opisów zawiera.

Uniewiniona (tłóm . z francuskiego — nakład L.

Zwolińskiego i S pki — K raków 1893 cena 4 5 . 'K ró tk a ta pow ieść czyta się z niezm iernem zajęciem a ten d en cy a zaś jej ta k a : Tysiączne posądzenia i pozory, mogą czasowo tak dalece się pow ikłać około danego osobnika, że wszystko zd a­ je się w skazywać jego winę — ale skoro je s t niew in­ nym m usi się to wykryć a właściwi złego spraw cy u k a ­ ran i będą. — P is a n ą z nadzwyczajną, w e rw ą — tłum aczenie dobre. Całość robi m iłe w rażenie. J e s t to jakby zw ierciadło spraw ek paryskich.

P . T. Jeż Po ciemku. N akład L . Zwolińskiego i Sp-ki

— K raków cena 4 5 . — Oryginalny ten obraz n ędzy p rzed ­ staw ia gniazdo rodzinne w którem sam e rodzą się kaleki. P rzychodzi ich aż 9 n a św iat. O jednym z nich rozeszła się w ieść, że przypow iada przyszłość — tym sposobem doszedł do dużego - m ajątku —- dzięki naturalnie głupocie i ciem nocie ludu. N a zabobonach w yrósł zatem jego zysk i dobrobyt. W szystko się tam robi po ciemku. G odne po­ znania to studyufn, biedy chłopskiej i ciemnoty, kreślonej ta k po p ro stu , bez zachw ytu śm iesznego nad ludem . A u ­ to r nagą nam daje praw dę i w arto ją poznać, w arto się n au czy ć, czem i w ja k i sposób m ożnaby ludowi tem u przyjść z pomocą, Je d y n ie w szystka praca zależy tu na tem aby lud odw ieść od tego życia i działania po ciemku,

aby w nim obudzić ufnośi ku nam , bo to w rota do p o ­ praw y lo s u ludu — bo to w ro ta do jasności. A nie otw o­ rzą jej ani kom uniści (tj. fabrykanci obskurantyzm u no­ wego kopyta) ani nihiliści ani dem okrato-socyaliści — bo c i lu d u wiejskiego nie znają, ta k ja k nie zn ała go ta pen - syonarka, pytająca się, które to krow y dają kłoaśną śrhietanę.

Z W Y S T A W Y SZTUKI.

Po chw ilow ym zasto ju letn im zaczy n a się o ży­ w iać p o w o li nasz „ Salon “ dzięki p rz y b y ły m doń k ilk u now ym p raco m . N ie m a w p ra w d z ie w chw ili obecnej, ja k ie g o ś osobliw ie ś c ią g a ją c e g o publiczność dzieła —*• są je d n a k rzeczy, g o d n e uw agi.

W dziale p o rtre tó w s p o strz e g a m y k ilk a z nich p ęd z la p. D am azeg o K o z ło w sk ie g o ; w szy stk ie o d ­

zn aczają się p ew n ą p re c y z y ą ry su n k u i sta ra n n e m w y k o n an iem — o g ó ln ą u w ag ę zaś ś c ią g a n a sieb ie duży p o rtre t m ężczyzny z p a p iero sem w rę k u — k tó re g o g ło w a p e łn a c h a ra k te ru oraz dob rze m o d e­ lo w an a, k aże w y b a c z y ć n ie k tó re b ra k i ja k n p . nie- d ość w g łą b u su w ające się tło i za p ła s k o tr a k to ­ w an ą p o sta ć . "W ty m ja k o te ż i w innych p o rtre ta c h teg o m alarza z o s ta tn ic h czasów s p o strz e g a m y p ew n ą m onotonność k o lo ry tu , co je d n a k może b y ć ty lk o ch w ilo w ą p rz y p a d ło śc ią i n ie p rzeszk ad za m u z a ­ k ra w a ć n a d o b reg o p o rtre c istę .

W dziale o b razk ó w ro d zajo w y ch p. S tro ja- n ow skiego „Z Panem Jezusem “ obraz w iększych rozm iarów w y k o n a n y s ta ra n n ie zdaje się b y ć dziełem więcej n a o b se rw a c y i i p ra c y o p a rte m aniżeli z n a ­ tc h n ie n ia rysow anem .

T eg o ż m alarza „S zw aczki" m ały o b razek z życia w zięty i nieźle oddany.

B ardzo ła d n y m je s t w dziale k ra jo b ra z ó w w i­ d o k zim ow y S tan k iew iczó w n y . — Jed n o drzew o, nic w ięcej, śn ie g i różne b la s k i zacho d ząceg o sło ń c a — a w szystko p raw dziw e, p ięk n e choć p ro ste .

D alej w id o k i B e lle ra w cale dob rze i sum iennie stu d y o w an e. D o b ry p o r tr e t m ężczyzny p. W o d zi- now skiego; — praw d ziw ie sc h a ra k te ry z o w a n y ^po­

grzeb w iejski“, A xentow icza; S w a siu k a : Chmielnicki |pod Zbarażem w cale d o b ry o b razek i p ew n ą w ła ś c i­

w o ścią te g o m łodego m alarza n acech o w an y . W re­ szcie w zro k zatrzym uje się dłużej n a p łó tn ie ząty - tu ło w a n e m : „ D ziadek1'- stu d y u m —' p. A n ie li P a ją - kó w n y . J e s t t ó rzeczyw iście studyuęn śm iało, szeroko i /. p ew n ą w erw ą m alow ane, św ieże w kolorze, n atu raln e w ru ch u — rzucone n a p łótno zda się odrazu — a m alow ane d la sam eg o m alo w an ia bez w szelkiej innej p re te n sy i, ja k sz u k an ia p ra w d y przez n ią p ię k n a w naturze. A.le i to szu k an ie p ra w d y zdaje się tu ja k ie m ś in tu icy jn em — bezw ie- dnem , p. P ająk ó w n a zdaje się w ięcej czuć niż rbzu- m ow ać, d lateg o to może jej p ra c e 'tc h n ą ta k ą po ezy ą i u czuciem .

Ja k iż k o n tra s t z tą p ro s to tą i sk ro m n o ścią przedsięw zięcia, poch o d zącą z ja sn e g o ro zu m ien ia w ielkości zad an ia m alarza, sta n o w i ów olbrzym i p o rtre t dam y w białej sukni — k tó ry może św iad czy ć je d y n ie o n iezw ykłej śm iało ści zam iarów , p rz y nie­ s te ty zupełnym b ra k u d an y ch do ich w yk o n an ia. A p o rtre t p. K . L u z a n a je s t to rzecz w y k o n a n a sta ra n n ie ale niesm acznie — a ów w zro k o d w ró co n y od k a w y k tó rą p. K . n alew a i je s t n ie n a tu ra ln y i sp ra w ia niem iłe w rażenie. 3?. ęti.

C Y K L S O N E T Ó W .

i i i.

Z o f i a r .

G dy w e w rzące d n i lata, chodziliśm y społem , W różąc sobie o życia też naszego lecie —

To prom ień słońca — w łasnem z asłan iałaś c z o łe m .. . A gdym to spostrzegł — w yznać, nie chciałaś m i p rz e c ie .. . I nie wolno mi było — czynić ci to w zajem .

(8)

T yś drobną dłonią, w ten c za s, i sw ej sza ty krajem Z asłan iała m n ie .. . S ie b ie : rum ieńbem d ziew iczym !

I cóż za roskosz wtedy, lśniła w twojej twarzy ? Rozkosz jakaś nadziemska — aniołów - ■ moćarzy ! Co przez własne cierpienia: szczęściem drugich darzy. I dopierom zrozumiał, przez ciebie, już snadno: Dla czego męczennicy, szli na śmierć szkaradną? A i z jaką radością.. . głowy na pniu kładną !

W rcL T L ciszeT c L a s o c k i .

__

___________

— Min n iM m i i a «m— u . » i u i— b i u m.■j a M M M a a j y a . n i w . a a

O b c h ó d s e t n e j r o c z n i c y

drugiego rozbioru Polski odbył się we Lwowie d. 23 września wszędzie z należytą powagą. Rano o 7-mej urządziła u nas we Lwowie w kościele 0 0 . Dominikanów młodzież nabożeństw o — zaś o 101/., kom itet obywatelski w katedrze. Kościoły | były przepełnione — nabożeństwo solenne zakoń- 1

czonono patryotycznym i śpiewami. -W ieczorem w „Sokole" przem ówił na wstępie

9

J . Starkel kończąc tym i słowy zagajenie: Owiń- H my serca nasze jakoby liściem aleosu, chroniąc H je od rozbicia, aby kiedyś móc pow stać odrodzo- I nymi do nowego życia z popiołów i gruzów wol- I ności. Prócz śpiewów i deklamacyj — odegrano | aktówkę J . Sedlaczków ny: Wróżby, rzecz bardzo I patryotycznie i poważnie napisaną, zastosow aną I dobrze do nastroju chwili. Koniec sztuki sLanowią 1 przepowiednie W ernyhory, które silny wywołują Q efekt. O Bnże, Boże jakże nam koniecznie cheia- g łoby się tu zaw ołać za p o e tą :

„W szakże się w różby spraw dzić mogą. Z rycerzów , rodzę, się ry c e rz e 1“

Zakończyły obrazy z żywych osób na tle odpowiednich deklamacyj.

Wystawa ogrodnicza we Lwowie.

Urządziły ją tu na małą skalę cztery znane firmy ogrodnicze: Piątkowskiego, Klimowicza, Starka i Hilli- cha w targowli miejskiej. Przedew szystkiem wabiły tu | rośliny egzotyczne, których hodowlę m ożna pow inszo­ wać wystawcom. Oprócz znanych palm i dracen, p ra­ wdziwy podziw budzi ulokow ana tuż u wstępu Cycas

rcvoluta. J e s t to palm a sagowa, z w spaniałem , długiem,

pierzastem liściem. P odana je st na niej cena 90 fl. Szczególny także gatunek draceny widzieliśmy tutaj z szerokiem, lancetow atera ciemno purpurowem liściem, z brzegiem karmazynowym.

Do dekoracyjnych kw iatów należy także ogromna

Gastonia jak przepyszne z dużemi liśćmi drzew o, wy­

glądająca. Ale najpiękniejszą wydaje się nam M u za — wysoka, z liśćmi na m etr długimi — a na 40 cm. sze­ rokimi, które wyglądają jakby odlane, ślicznie lśniące, to doprawdy jakaś ulubienica muz. Piękna A ntoria. z rodziny aronów, ma duże liście eliptyczne białawo

I cieniowane w pasy. Nader miłą ozdobę stanow ią E ro- larie, które podobne są do małych drzew szpilkowych. Z adają za nie po 8 fl. Podziw budzi dawno już znana— ale na nowo wchodząca w modę roślina z rodziny storcżykowatych zwana Hydychiom — kwiaty jakby z kilku złotawych promieni złożone, zapach ma storczy­ kowy. Aucuba japonica, z lancetowatem liściem nakra- pianem biało — coś jakby znana u nas traw a uszla­ chetniona używ ana do bukietów, której są tam prze­ pyszne okazy. Powszechną uwagę zw raca niezwykły

\L a tir grecki mający około 28 lat - drzewo na 2 m.

wysokie — z kulistem, ciemnem ulistnieniem.

Bardzo ciekawą kollekcyę stanow ią także różno­ rodne paprocie (np. duża z liśćmi n a m etr długimi środkiem białymi) i mchy.

W ystawa starannie urządzona gromadzi liczne za­ stępy miłośników kwiatów, którzy nietylko przypatrują się tu im, lecz także dla ozdoby pokojów nabywają.

J . S.

Kwestye pedagogiczne.

" P y t a n i e .

W ja k i sposób wychowywać dzieci, ażeby w nich obudzić czynną miłość bliźniego ?

O d p o w i e d ź .

Od najdawniejszyeh czasów czuł człowiek po­ trzebę wewnętrzną do składania hołdu Bóstw u przez ofiary. Surowa natura pierwotnych ludów wybierała ją / materyi przedmiotowej na całopalenie. Akt i forma jedna nie zaspakajały jego istoty. Uczucie miłości w zbierało tęsknotą do ofiary nieokreślonej, głębszej uczuciem a szczytniejszej w spełnieniu.- Śmierć Chrystusa Pana w ofierze przedmiotowej wskazuje sze­ rokie ujście uczuciu miłości bliźniego, oraz zaspokaja tęsknotę wewnętrznem zadowoleniem.

Ponieważ na podstawie spełnionego aktu rnisyi Chrystusowej, objawia się w posłannictw ie N. Panny zadanie kobiety działaniem, na duchową i m oralną istotę człowieka przez wptyw jej indywidualny, który wyciska niezatarte znamię typu rodzinnego na każdej jednostce, kobieta wiedzieć powinna, że przedew szyst­ kiem ona sam a ujarzm ieniem swej miłości własnej ' wznieść się musi do idealnej miłości, nietylko macie­ rzyńskiej ale i bliźniego, by wpływem szlachetnych uczuć mogła spełniać swe ważne a wielkie zadanie w ludzkości.- J a k więc praca i gimnastyka ćwiczą siły fizyczne a I pokarm ją wzmacnia, tak ofiara podmiotowa podnosi uczucie miłości z wrodzonego pierw iastka, do miłości czynnej przez baczną troskliwość rodziców, by w wy­ chowywaniu pojęcie szczęścia polegało głównie na wewnętrznem zadowoleniu z wzajemnej pomocy i po­

czciwego postępowania. Środki zaś do szczęścia m arzo­

nego i oczekiwanego przez każdą jednostkę, troskliwa m atka wskazuje w kształceniu się, w nauce i pracy zawodowej we współdziałaniu z drugimi. Świadomość wytkniętego celu nauczy wychowanków uważać siebie nietylko za czynną a odpowiedzialną jednostkę w spo­ łeczeństwie, lecz wzbudzi czujność nad w łasną ich osobą, oraz siłę odporną przeciwko prądom m aterya- lizmu i namiętnego wyzysku dla celów nizkiego samo- I lubstwa. Niech wychowanek poczuwa się do obowiązku

(9)
(10)

służenia spraw ie ojczystej i narodowi przedawszyst- kiem — lecz niechaj gotów będzie do niesienia pomocy wszędzie tam, gdzie pomocy wzywa nieszczęście i nędza praw dziw a, a głównie ta bieda szlachetna, co się przed oczyma ludzi kryje. Być może, że praca pozornie trudna, bo wymaga więcej przykładu z ofiary własnych skłonności i przyzwyczajeń, ale zato obfita w plony.

Pytanie do Nr. 20.

Co je st nieodzowne, dla wychowania fizycznego?

Wskazówki praktyczne.

—-Kse*—

C ukiernica papierow a. Można ją zrobić bardzo ła- j twym sposobem ; potrzeba tylko trochę papieru telegrafi­ cznego i parę skrawków kolorowego. Bierzemy dwa całe I koła' papieru telegr. i jedno z nich wysuwamy tak, aby się zrobiła piramidka niewysoka. (Zaczyna się “wysuwać od środka). Tosamo robi się z drugiem — a potem oba skleja razem wierzchołkami do siebie zwrócone. Ażeby się nie rozwinęły — skleja się je na tekturowy krążek, dla ozdoby | okleić można ów krążek ząbkami z kolorowego papieru, (ale wiszącymi jakby koronka). Szeroki brzegi kół okleja s ię1 gładko kolorowym papierem a na brzegu podstawy na

1 chi. arubym ustawia się co 2 cm. wysokie a cienkie piramidki, które się także sporządza z papieru telegraficznego przez wysuwanie pasków w kółko zwiniętych. N-akoniee sporządza się podobnym sposobem pokrywka do cukiernicy. Bierze się jeszcze jedno kółko papieru i tak samo od środka wysuwa, aby były same ułożone piramidalnie kręgi. Brzeg na 1 cm. gruby skleja się papierem, Co 2 cm. przylepia si ę piramidki — u góry podkleja się zakończenie kartonem w kształcie krążka. Na nim dla ozdoby przylepia się 4 wie­

życzki z kól papieru wewnątrz próżne, zaklejone u góry kółeczkiem z papieru na którem przykleja się sprężynka z papieru, z dwóch pasków spleciona, zakańcza się ją kó­ łeczkiem papierowem i umieszcza piramidkę, która tym

sposobem wisi wierzchołkiem na dół. Pomiędzy temi czte* rema wisiorkami umieszcza się naprzemian 4 piramidki. U góry na dużem kółku stawia się większą piramidkę.

i'

P r z e z o ś w i a t

0 leczeniu piegów. Piegi, trądzik i inne choroby skórrie, szpecące twarz leczą w Amsterdamie lak zwaną metodą zeskrobywania.

Sposób ten leczenia prowadzi do zdjęcia z twarzy całej jakoby maski z powierzchownych warstw przyskórka, pod któremi głębsze jego warstwy okazują wejrzenie świeże, bez plamy, nic nie szpecące anil wstrętne. B^zultat ten otrzymywano bez wielkiego bólu mniej więcej w ciągu ty­ godnia. . W przypadkach prostych złogów barwikowych przyskórka wystarcza jedno użycie rzeczonego sposobu lęczenia. W^ razie zmian głębszych a przez to dla leczenia oporniejszych, mianowicie wielu blizn, np. po ospie, gdzie rozchodzi się o zmniejszenie, ile' możności różnicy w za­ barwieniu i poziomie między bliznami a ~skórą zdrową trzeba kilkakrotnie użyć tego leczenia.

Leczenie rozpoczyna się w ten sposób, że kilka razy dziennie powleka się miejsce przeznaczone do leczenia pomadą sporządzoną podług przepisu :

70) Bp. Besorcini p u ri 40'00 Zinci oxydati ' 10'00 S ilicii p u ri et anhydrici subtilissime pufoerati 2'00 Axungiae porci 20'00 Olei olitiarum 8'00 MS. zewnętrznie.

Po trzeci i lub 4 dniach takiego leczenia skóra na­ biera podobieństwa do pergaminu a następnie pęka. Wtedy opatruje się ją klejem, sporządzonympodług przepisu:

71) Rp, Gelatinae albae 1'50 Z inci oxydati 1'50 Glycerini 300 p u ri 2"50

Aguae destil 4-50

smarując nim na ciepło a następnie pokrywając małą ilością waty. Po kilku dniach najstarsza warstwa przy­ skórka oddziela się od nowej; wtedy można ją odjąć bar­ dzo łatwo z opatrzeniem, przeciąwszy ją w linii środkowej nożyczkami.

ę d o w o l n o ś c i .

WIADOMOŚCI BIEŻĄCE.

—K g»ł—

Brazylijska Joanna d’Arc.

Domowa wojna w Rio- Grande wprowadziła na scene Jo a n n ę ; d’Arc w osobie wdowy po urzędniku, Gabrjeli Matos. Piękna ta, 30 letnia kobieta, blondynka o oczach błękitnych, skoro tylko wy­ buchła wojna, oddała swe stada bydła do rozporządzenia federalistom, sama zaś objęła stanowisko adjutanta główno­ dowodzącego jenerała. Podczas bitwy widziano ją zawsze w pierwszym -szeregu, po ukończeniu zaś walki zwiedzała szpitale i pielęgnowała rannych. Ubierała się zawsze w suknie kobiece, przez ramię tylko przewieszała wstęgę. Jeśt zwykle milczącą, skupioną w sobie i zachowuje się z wielką godnością. Żołnierze mają dla niej cześć prawie religijną

Na wystawie

W

Chicago.

Obok gmachu kobiet znaj­ duje się Budynek dzieci. Wschodzimy do przedsionka. Dolatują dźwięki pianina. Podążamy w ich stronę. Obszerną salę otaczają tłumy publiczności a trzydzieści panienek gimnastykuje się przy dźwiękach muzyki. Ślicznie to wy­ gląda.

Dziewczęta ubrane w luźne, sukienne bluzki, krótkie spódniczki, czarne pończochy i sukienne trzewiki bez ob­ casów, stoją rzędami. Przed niemi nauczyciel. Wszystkie trzymają w rękach drewniane butelki i zgodnie z taktem śpiewnego walca wywijają niemi to w prawo, to w lewo, to w tył, to naprzód, a zachwycona publiczność ciśnie się dokoła i bije oklaski. Sala ta zajmuje środek bu­ dynku przez całą jego wysokość i jest specyalnie przezna­ czona na lekcye gimnastyki, to też zawiera ona zupełny zbiór przyrządów gimnastycznych najnowszej konstrukcyi.

(11)

-Codziennie popołudniu zjaw iają się tu taj, pod przew odni­ ctwem odpowiednich nauczycieli, grupy chłopców i dziew cząt i wykonywują wobec publiczności najrozm aitsze ćwiczenia. J e d n a ze ścian tej sali je s t oszkloną. P rz e z nią zaglądam y do sąsiednich pokojów. S tanow ią one —- skład dzieci lub powiedzm y po prostu żłobek (creche). K ażd a m atka, przy­ byw ająca n a w ystaw ę, może tu złożyć za opłatą 25 cenlów dziennie, na czas od godziny 8. zrana do 5 . w iecz., skarb swój, choćby jednom iesięczny, w każdym jednak razie nie starszy^ nad la t sześć, pod Czułą opiekę licznych, fachowo w ykształconych piastunek. W jednym z tych pokojów roz­ lokowane są niem owlęta, w drugim generacya starsza, u m ie ­ jąca ju ż mówić i chodzić. W obydwóch panuje czystość nadzw yczajna. Ze względów hygienicznych, nie wolno tam w chodzić nikom u prócz, .ma się rozum ieć piastunek. N aw et m atki m ają w stęp wzbroniony do tego dziecięcego św iatka. P iastu n k i czuw ają -starannie i opiekują się powierzonem i sobie dziecinam i tak troskliw ie, że praw ie codziennie ju ż od ran a w idnieje na drzw iach budynku n a p is :

„D ziś nie przyjm uje się więcej dziec i11.

C ałem i godzinam i stać m ożna bez znudzenia przed oszkloną ścianą, patrząc na figle, zabawy, pow ażne lub uśm iechnięte m inki tego drobiazgu, zasiadającego m aleńkie krzesełka i foteliki, czołgającego się po podłodze lub leżą­ cego w łóżeczkach śnieżnej białości.

Idźm y dalej. W szystkie w ew nętrzne ściany gm achu okryto zabawkami i okazami pracy dzieci. T u dziesięcioletni arty sta dzielnie naszkicow ał tab u n koni, ówdzie dziewczynki ułożyły kółka, gwiazdy i krzyżyki z kolorowych papierków, gdzieindziej znów w idnieją cate zbiory lalek, teatrzyków , obrazków. T ak na parterze, ja k i na pierw szem piętrze, dokoła sali gim nastycznej, m ieści się, oprócz żłobka, wiele | innych pokojów. Z najdujem y więc tu piękną salę w ykła­ dową pęłną map geograficznych, rozm aitych przyrządów , fotografij i książek. N ie brak w niej naw et fortepianu i wielkiej latarni magicznej dla ilustrow ania częstych od­ czytów popularnych. D alej, śliczny ja k cacko ogródek froe- blow ski; szkółkę gospodarstw a domowego, zaw ierającą zbiór m iniaturow ych szczotek, miotełek, kubełków, naczyń k uchen­ nych, obok zaś szkółkę przygotowaw czą dla głuchoniem ych dzieci, zam ałych, aby mogły uczęszczać do instytutów rz ą ­ dowych. W szkółce tej o ib y w a się głównie nau k a mówienia. W pokoju, przypom inającym w ielce w arstat stolarski, jest szkółka „slo y d u “ . Z n a jd u je m y tam k o m p le ty narzędzi, wzorowe w arsztaty, tudzież caty zbiór m o J e li w y k o n a n y c h

przez uczniów, podczas czteroletniej nauki, zacząw szy od niezgrabnie ociosanych w ałeczków , a skończyw szy na arty ­ stycznie wykończonych skrzynkach, półeczkach itd. Je d e n z kącików tej salki zajm uje szkółka m odelowania z gliny i gipsu. I tu więc w idzim y okazy pracy uczniów, przecho­ dzącej stopniowo od ciężkich kulek, tabliczek i sześcianów do wcale dokładnie w ykonanych grup zw ierząt domowych, a naw et ludzi. W ęd ru jąc dalej po gm achu, znajdujem y jeszcze bibliotekę, złożoną w yłącznie z książek i czasopism dla d z ie c i, wiele oryginalnych rysunków, fotografij i au to ­ grafów znakom itych pedagogów oraz pisarzów dziecięcych; długie gablotki, pełne wzorków szycia, haftu, znaczenia, w reszcie u szczytu budynku obszerny taras, na którym przyszli ojcowie i m atki wieku dw udziestego mogą hulać I

swobodnie. N ietylko w sali gim nastycznej i w szkółce głu­ choniem ych, ale tak że i we w szystkich innyeh wzorowych szkółkach, m ieszczących się w tym gm achu, odbyw ają się codziennie w ykłady praktyczne, nadzw yczaj ciekawe i p ou­ czające, Baw iąc n auczać, rozw ijać cia ło i u m y sł j e d n o ­ cz eśn ie — oto zasada początkow ych szkół am erykańskich.

B ez w ątpienia w ydałaby ona piękne rezu ltaty , gdyby nie b rak jed en , a m ianow icie, że w szystkie te zastosow ania n o szą na sobie cechę próbek tym czasow ych.

Panna Olga Modzelewska urządza kurs rysunków , wedle francuzkiej m etody — którą studyow ała gruntownie w czasie swego pobytu w P a ry ż u , w akadem yi m a­ larskiej .,Ju lien l‘.

z a r a d a.

J a k o zasiew od szarańczy Od pierwszego ginie d u s z a ; Z niego rade piekło tańczy I grząść w błocie człeka zm usza. D rugie m iana nie da rzeczy, Że ją w skaże nikt nie przeczy. Całość droga, w oczy świeci, Stoi ludziom wćiąż na zdradzie ; T e n szczęśliw y z B ożych dzieci, K to cnót skarby wyżej kładzie.

W . JB. Schoen.

Kwadrat magiczny.

o

o

w r o k t r

o

k t

s

o

k t

s

Znowu się kw adracik kleci P ierw sze w onne gdy się św ieci D rugie nosi w ąs sum iasto Trzecie w u p ał zapuszczone N ajprzyjem niejsze zielone C zwarte w Irlan d y i m iasto .

M a ry a e Rusiłowa.

Korespondencye Redakcyi.

W?an M. w Bogumiłowicach. A gdzie w ychodzi Echo z Afryki ?

Bardzo prosimy.

W Uwaga. Dołączamy do Nr. >9 po raz wtóry arkusz 9

encyklopedyi, a to z powodu, iź poprzedni żle spaginowano w dru­ karni.

Cytaty

Powiązane dokumenty

pełnego zgnicia; więc chcąc chorą roślinę przesadzić, należy jej wszystkie zepsute korzenie obciąć aż do miejsca zdrowego i wazon taki dobrać, aby się

Znamy Jej żywe interesow anie się wszyst- kiem, co tego warte, jej usiłow ania znakomite około rozwoju instytucyi, której ster ma powierzony.. W ydział pismo

W yjęcie rośliny z wazonu da się w ten sposób uskutecznić: bierze się lew ą ręką łodygę przy samej ziemi, odwraca wazonem do góry, przytrzym ując go

lutego grano ją po raz pierwszy, a nazajutrz posypały się recenzye dzienni­ karskie — z których mało które dowodziły, ocenienia należytego sztuki i

Wielkiem ułatwieniem dla zawodu aptekar­ skiego było by gdyby doń kobiety były przypuszczone, oddawna bowiem znaną jest rzeczą, że kobiety przy­ rządzaniu

Następnie mocną nitką lub cienkim szpagatem wiąże się włóczkę na brzegu tych kółek — po­ czerń można rozerwać kółka i wyrzucić; teraz sporządza się z

Dlatego też dobra gospodyni, pow inna dbać o utrzym anie zdrowia swoich domowników. Aby się z tego wywiązać, musi gospodyni wiedzieć czego w ła­ ściwie

Do napisania tych kilku wyrazów powoduje mnie szi zera życztiwość. W istocie żarty, ale zanadto się rozpowszech­ niające w naszych czasach i przynoszące