• Nie Znaleziono Wyników

Przedświt : dwutygodnik dla kobiet. R. 1, nr 21 (1893)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Przedświt : dwutygodnik dla kobiet. R. 1, nr 21 (1893)"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

We kw ow ie dnia 5. listopada 1893.

v\v\a a;

/YVyYYYW!l^VyVVWVVVVWYVYWVVVYV\

3 ) W U T T S 0 2 ) K I K

K O B I E T

wychodzi 5. i 2.0. każdego miesiaca.

CD l>

AVV'^v***AAA^'V^«*A'VVWV\*^/\*»*/V\*A*A^'*v*/V*vVV\'\*A''V*vWWVVV\*^V',»*A'WV*\ ^V\^A^A^/WyVW\^A^vA^v^/VVAVWV*^v^A^/V\^/V^A^/^VVWVNNVVV^A^AAA^^AAA/^AWWW^.

A d res R e d a k c y i: L w ów , ul. Szeptyckiego 1. 31. — A d res A d m in istr a c y i: ul. Krasickich 1. 20. (sklep p. Orlikowskiej). Przedpłata na „PRZEDŚWIT44 wynosi: rocznie 3 złr., półrocznie i złr. 50 ct., kw artalnie 75 ct. — Z przesyłką: rocznie 3 złr. 60 ct. całorocznie 1 złr. 82 ct., kwartalnie 90 ct. W księstwie poznańskiem i w Niemczech: rocznie 7 marek 2 3 ,półrocznie 3 m arki 53 fenigów kwartalnie 1 marka 80 fen. — W Ameryce rocznie 2 doi., w e W ło sz ech 10 lirów , w e F rancyi 10 fr. — Numer pojedynczy 15 centów G łów naA jencya dla K rak ow a i okolicy w kóięg. L . Z w o liń s k ie g o i Spki: Kraiców, Grodzica 40., w P o z n a n iu w księg. A . C y b u lsk ie g o

N um era pojedyncze kupow ać m ożna w biurze dzienników Olszewskiego ul. Kilińskiego i Plohna w e L w ow ie. VV'A<WVVVVVVVVVVVVvVvVVVv\A/VVVvVVvVVVVVVNA'Vv'vVvVvVVv'rfVvVvV\A/VvVVVVvVVVvVv\A/VvVVvVvV</vVvVvVWV>A/VVvNA^

Ńasz cel: Rozbudzić ducha patryotycznego wśród kobiet, wspomagać je w pracy w y-

chowawczej, która jest ich najpoważniejszem zadaniem,

dążyć do otwarcia w szystkich

skarbnic wiedzy dla każdego, ku temu uzdolnionego um ysłu kobiecego.

„Przedświt"

treścią swą pragnie odpowiedzieó' nietylkD w szystkim potrzebom życia umysłowego,

lecz i praktycznego,

W D Z IE Ń ’

Z

A

D

U

S

Z

N

Y

jSŁimno i ciem no w dzień Z aduszny b y ło , Ż adne św iatełk o tej m g ły n ie roźślniło, K t ó r a n a d ziem ią cału n em o sia d ła

J a k k ir żałoby. k ir się w p ija ł w ludzkiej duszy g łę b ię , S p ły w a ł p o w ło k ą i n a ram io n zręb ie , P o z rz u c a ł sm utku, tę s k n o ty w idziadła,

W iek u c h o ro b y .

dzw ony d rg a ły p ieśn ią p o g ro b o w ą I w każd y m echu d rg a ło śm ierci ło n o I łz y s p a d a ły w raz ze m g łą w p rz e stw o rz e

D o w ielkiej czary. A.

,,'^ o czem p łaczecie", s p y ta ł lu d Jehow a. W ięc łzy u sta ły , p o p ły n ę ły słow a,

(2)

M a ł a k r o n i k a .

Puszczam się znowu w wędrówkę daleką. Znacie mnie już miłe Czytelniczki i nie będziecie się dziwić za­ pewne, że na miejscu siedzieć nie umiem ale cóż, to już moje takie powołanie. Kronikarz! To wolant! to rybitwa szybująca! Jadę, jadę w świat, byW am choć trochę nowin zebrać. Co się dzieje na świecie, to aż strach bierze po­ myśleć! Coraz gorzej. Ludzie zabijają się, zgrywają itd. itd. jednem słowem: są lekkomyślni, a to najgorsze ze wszystkiego. Porucznik w Przemyślu rzuca się na szyny kolejowe, rekrut wiesza się, jakiś handlarz zgrywa się i czyni to samo, kompozytor włoski Pedrotti topi się, narzeczeni w Berlinie idą za jego przykładem etc. A mój Boże, co się dzieje-, musi już być bardzo stary i niedo­ łężny len świat, albo ludzie niezdatni, czy chorzy, nie mający siły cierpienia, ni wytrwania. Ale od tych smu­ tnych obrazów przejdźmy do czego innego. Oto ze wszyst­ kich malkontentów chyba najbardziej nasza stara Europa i niepodoba się żydom i racyą ma partya „Syonistów“, ma­ rząc o utworzeniu odrębnego państwa żydowskiego w P a­ lestynie, niegdyś ojczyźnie Izraela. Im znowu naprzeciw staje br. Hirsch, jeden z największych filantropów, chcąc urządzić dla żydów państwo w Argentynie, gdzieby im dać odpowie lnie urządzenia społeczne, przerobić ich na lud rolniczy i pasterski. Syoniści twierdzą, że to jest marzenie tylko, acz bardzo szlachetne, bo baron chce poniewieraną rasę żydowską dla jej lenistwa Ji nieproJuktywności (jak sam twierdzi) podnieść we własnej i drugich opinii. Przy­ szłość okaże, który projekt lepszy a tymczasem wszyscy zarówno i polscy żydzi i polscy katolicy, rusini, cyganie, słowem wszyscy doznajemy różnych o Imian losu, to deszcz nam trzepie w oczy, orkany nawet spowodowały wylewy delty wiślanej koło Gdańska i Elbląga, to śnieg zagląda, to znów I słońce świeci i łudzi nas nowymi nadziejami. A może tylko my tacy podejrzliwi, Anda twierdzi w ślicznym swym wierszu inaczej, oto -co myśli o tem słońcu jesiennem:

Zaświeciło jasne słonko na jesiennem niebie, Witaj że mię ty słoneczko, jak ja witam ciebie — Bo % radością i pogodą patrzę w twoje lica, Odleciały precz odemnie troski i tęsknica.

Chociaż chmurki mkną po niebie i łezkami grożą T.y wesoło twarz obracasz śmiejącą się, hożą, I na ziemię swe promienie rzucasz tak gorące Że aż życiem zajaśniały stokróteczki drżące. Świeć że jeszcze miłe słonko ! nie porzucaj nieba, Bo tęsknimy tu za tobą, wszystkim nam cię trzeba— Bo bez ciebie smutne oczy—płyną łzy obficie, Znika cały świat tęczowy, tak jak znika życie.

Dużo jeszcze byłoby do powiedzenia, ale doprawdy boję się byście mnie zacne panie nie posądziły o gadatli- | wość. Wiec słów jeszcze parę. Jubileusz Ujejskiego skoń­ czony Oto nowy teatr krakowski z wspaniałem napisem :

„Kraków narodowej sztuce“ otwarto wobec bardzo licznego

zjazdu dygnitarzy, literatów, artystów i publiczności. Obe­ cnym był także -dyrektor pragsktego „Divadla* Szubert, który oraz wziął udział w konferencyi wystawowej w Kra­ kowie, urządzonej a propos tak licznego zjazdu na otwarcie teatru. Przyniosło to tę korzyść, że zgłosili się najpierwsi fabrykanci Czescy jako wystawcy. Z konferencyi dowiadu­ jemy się, że dzięki inieyatywie dyrektora pragskiej wystawy, elektrotechnika Krziżika, będziemy mieć na naszej wysta­ wie fontannę elektryczną, która z pewnością będzie stanowić

great attraction. Aie nietylko Kraków oglądał znakomitych

gości czeskich, był i u nas dyrektor Szubert i zagościł do lwowskiego teatru na przedstawienie „ Flirtu*. Chwalił bardzo wystawę i w ogóle całe przedstawienie podobało mu się. We Francyi umarł niarszaiek Mac-Mahon, w An- stryi rząd dokonywa reformy wyborczej, wprowadzając po­ wszechne. głosowanie. Ale na to nie godzi się prezes koła polskiego p. Jaworski i gorąco przeciw temu przemawia. Demokraci piorunują na prezesa i jak zwykle narzekają. Wszędzie kwasów tyle i niezadowolenia, ale nie dziw — wszystkiemu winien Flammarion, bo wciąż o końcu świata prawi. O pardon! przecież i o Edenie w r. 3000 zakomu­ nikował nam tyle pożądanych rzeczy. Daj Boże zdrowia wesołemu astronomowi a nam jego wesołości. Przecież trzeba koniecznie pamiętać, że „choć bieda to hoc“. No a teraz moje skrzydła w .górę,' po nowe wieści, do przy­

szłego widzenia!- IPccur.

4 g t

0 ^ ' P ' o P P u

© w m a i l i a t e z - o m w c c '

bohaterka walki ó niepodległość w r. 1830/31.

(Ciąg dalszyj.

W cedy Z ału sk i m usiał uznać ja k ie ś n iezw y k łe p o słan n ictw o tej dziew czyny i zaliczy ł ją m iędzy strzelcó w W iłk o m irsk ic h , g d zie E m ilia zn alazła nie m ało d aw n y ch znajom ych. K a ż d y p o c z y ty w a ł sobie za zaszczyt i szczęście b y ć jej to w arzy szem broni. C hciano na.wet .na jej cześć u rząd zić u cztę obozową ale zam iast b ie sia d y w y p a d ła im b itw a . O k o ło p ie r­ wszej g o d zin y p o p o łu d n iu d a ł się sły szeć w y strzał na. lew em sk rzy d le, b y ło to o strzeżenie o zbliżaniu się w ro g a. .Tuż n aw et b y ło w idać ro sy jsk ie wojsko g e n e ra ła M alinow skiego i Sulim y, sk ła d a ją c e się z dw óch p u łk ó w k o n n icy , całej b ry g a d y piech o ty i d w u n astu dział. P o w stań cy u lo k o w ali się w p o b li­ skim lask u n a w yniosłem w zgórzu. R o zp o częła się b itw a, lecz mim o dzielnej ob ro n y , staw ian ej przez strzelcó w K o sso w sk ie g o i ak ad em ik ó w p o d do­ w ództw em P o to c k ie g o , g d zie i E m ilia się znajdo­ w a ła , p o w sta ń c y m usieli się cofać. Z atrzym ali się d o p iero w B e jsag o łach . W alczo n o przez 4 godziny o p lac b o ju ; d alszy o p ó r b y ł n iepodobieństw em , tem b ard ziej że am u n iey a już sie n aszym w y czerp ała. D o p ó k i tr w a ła w alka, E m ilia z n ie u g ię tą śm iałością szła zaw sze n a p ierw szy o g ień , a le g d y w ojsko co- [ fać się zaczęło, o b aczy ła się n a g le osam otnioną, ty lk o trzej m ężow ie s ta li p rz y niej. N ie b y ło czasu do stra c e n ia , trz e b a b y ło uchodzić. P o c h ó d s ta ł się n iesły ch an ie żm udny i uciążliw y, poniew aż p o p rze­ d n ieg o d n ia p a d a ł tu deszcz a pole, przez k tó re p rze­ chodzili m iało ziem ię g rz ą s k ą od w ody. P rzeszkoda t a g o rsz ą się jeszcze o k azała d la rosyjskiej konnicy, u tru d n ia ją c śc ig an ie ro z p ierzch ły ch P o laków . A za­ tem “uchodzącym "pieszo w y szło "to ira. kefrzyść. P la - te ró w n a b y ła znużoną a nigdzie o d począć nie m ogła, bo tuż za n ią ro z le g a ł się te n te n t k o p y t końskich. D o szła w p raw d zie do p rz y d ro żn eg o la su ale tu już b ezsiln a p a d ła n a ziem ię. Z najdujący się p rz y niej M ich ał P ietk iew icz p o d ź w ig n ą ł ją i szczęśliw ie sk ry ł w ch acie w łościańsiej p rz e d p o g o n ią m o skiew ską. T am w ch atce tej, oddalonej n ie więcej ja k p ię ć se t k ro k ó w od ro sy jsk ie g o obozu w ypoczęła,

(3)

cow ała, a nazajutrz p o d ziękow aw szy za g o ścin ę I C h łap o w sk i p rz y ją ł E m ilią u p rzejm ie i z n ależną w yszła, a b y odszukać p ow stańców . Z n alazła ich po- czcią, w szelako ta k ja k n ie g d y ś Z ału sk i, te ra z on dobno c z te rd iis s tu i z nim i pow zięła zam iar złączen ia d o ra d z a ł bardzo, ażeby, sk o ro się w ojna re g u la rn ą się znow u z oddziałem Z ału sk ieg o , k tó r y z a trzy m ał | sta n ie — E m ilia w ró c iła do dom u. A le on a z ró w n ą się n a d b rzeg am i rz e k i D u b issy . T rz e b a b y ło k o n ie - ! jak n ie g d y ś s ta ło ś c ią o d p o w ie d z ia ła :

cznie coś przedsięw ziąć stan o w czeg o . C zuł tę p ra w d ę I — J e n e ra le ! d o p ó k i P o ls k a n ie o d z y sk a zu p e ł- i Z ałuski, zatem zw o łał ra d ę n ied alek o R o sie ń . nej sw obody, postanow iłam b y ć żołnierzem ! W o b e c R a d a u ch w aliła, że trz e b a w ojsko podzielić n a m ałe takiej stan o w czo ści, z a p rz e sta ł je n e r a ł d alszych o d d ziały ; k a ż d y zaś oddział m ia ł w rócić do o k olicy, ] p ersw azy j, o ceniając zaś z a słu g i P la teró w n y , o d d a n e z k tó re j pochodził, zatem dobrze so b ie znanej, a b y j w p o w sta n iu m ianow ał ją k a p ita n e m pierw szej kom - tam m iejscow ą w ojnę z n ie p rzy jacielem p ro w ad zić p a n ii p u łk u litew sk ieg o . O trz y m a ł on nazw ę : D w u- i n a ró żn y ch p u n k ta c h je g o stan o w isk , o słab iać m u } d ziesteg o p ią te g o p u łk u lin io w e g o i z o sta ł w y sła n y je g o s iły bojow e. S trz e lc y W iłk om irscy, m ię d z y

1

do K o w n a. E m ilia p o jm o w a ła dobrze sw e now e k tó ry m i b y ła E m ilia p o w ró cili do W iłk o m ie rz a . I stan o w isk o i s ta r a ła się mu o d p o w ied zieć ja k

naj-Z a s ta li p o p o w ro c ie m ie js c o w o w o ś ć tę w o ln ą od i M o sk a li, g d y ż w ła ś n ie n a k r ó t k i c z a s p rzed te m j u s z e d ł sta m tą d p r z e w ó d z c a rzezi O szm ia ń sk iej, d z ik i W e rz u lin . T u w W iłk o m ie rz u s ta n ę ła p rz e d P la te - ró w n ą M a r y a R a sza n o w ic zó w n a , p r a g n ą c a - ró w n ie ż ; s łu ż y ć s p ra w ie o jc z y s te j, aż do o statn iej c h w ili ż y c ia , i Z rad o ścią p o w ita ła E m ilia w niej w s p ó łto w a r z y s z k ę j

b o jo w ą. ( R a s z a n o w ic z ó w n a b y ła L it w in k ą ) , m ło d sz a | 0 d w a la ta o d P la te ró w n y , m ia ła ju ż zo sta ć n a u c z y - ! cie lk ą , g d y ją z a s k o c z y ł d zień 29 lis to p a d a I830 r. 1 W t e d y p o rz u c iła w s z y s tk o , a b y t y lk o j a k n a jw ię k sz e ch o ć m oże n ie w je j s ile le ż ą c e u s łu g i o d d a ć O jc z y - i źn ie. O to o p is o b u ty c h k o b ie t — w o jo w n ik ó w , k t ó r y p o d a je m y p o d łu g s z k ic u J a n k a P ła k a n ia (z D zie n n ik a lite r a c k ie g o z 1861 r.). „ O b a d w a m ieli zg ra b n e , w k ib ić w p a d a ja c e u b io ry s z a r a c z k o w e ; g ra n a to w e , o k r ą g łe c z a p k i, sza b le , a-z a w ą sk im p asem k ru c ice . S tró j, u zb ro je n ie obu, zu p e łn ie b y ł y p o d o bn e, ty lk o je d e n m iał tw a rz b ia łą , p o c ią g ła w ą , b łę k itn e oko, p o g lą d a ją c e z zadum aniem i n ie k ie d y p o s ę p n y u śm iech n a u s ta c h ; — d ru g i o o k r ą g łe j, rum ianej tw a r z y , cz a rn y c h o czu i z p o d s z e ro k ic h b rw i p a tr z ą c y ż y w o 1 u śm ie c h a ł s ię c ią g le , j a k g d y b y je g o d u sza w e w s z y s tk ie m w id z ia ła ig r a s z k ę ty lk o w e so łą . W y r a z tw a r z y i u k ła d p o s ta w y r ó ż n ił b ard zo t y c h d w u j

in te r e s u ją c y c h to w a r z y s z y . P ie rw s z y m b y ł a E m ilia P la te ró w n a , d ru g im M a r y a R a s z a n o w ic z ó w n a . T a ostatnia, d z ie w c z y n a la t 20-stu, te m p eram e n tu ż y ­ w e g o , w e s o ła , ża rto b liw a , z u p e łn y k o n tra s t sta n o ­ w ią c a z E m ilią p r z y w ią z a ła się do n iej szcze rze 1 o p ie k o w a ła s ię w śró d p rzy k ro śc i i n ie d o g o d n o śc i o b o z o w y c h " .

O b ie te ż razem w s t ą p iły do o d d z ia łu je d n e g o ze ś m ia ły c h a u ż y te c z n y c h w o d z ó w : P a r c z e w s k ie g o , g d y ż te n s z e d ł n a z d o b y c ie W iln a . P a r c z e w s k i m iał ja k iś o d rę b n y a d o s k o n a ły sp o só b n a wroga!, g d y ż ‘g o u tr z y m y w a ł w c ią g ły m strach u , u m ie ją c m u o c z y z a m y d la ć, p r z e k o n y w a ł n ib y o o g ro m n y ch s iła c h s w y c h , p o d cz a s g d y w is to c ie m a łym ro z p o rz ą d z a ł k o rp u sem . S to su ją c s ię do ro zp o rzą d ze n ia sw ej w ła ­ d zy , P a r c z e w s k i s ta n ą ł w G a b r y e lo w ie , g d z ie g o o c z e k iw a li p o w s ta ń c y C h ła p o w s k ie g o . Ż y c z e n ia E m ilii s p e łn iły się w ow ej ch w ili, b o d aw n o ju ż p r a g n ę ła s łu ż y ć p o d k o m e n d ą je n e r a ła D e z y d e r e g o C h ła p o w s k ie g o , m a ją c o je g o zd o ln o ścia ch i ch a ra ­ k te r z e w y s o k ie w y o b ra ż e n ie . G d y w o js k a z n ad W is ły , N iem na, W a r ty i D ż w in y tu się s p o tk a ły o g a r n ę ła ic h r a d o ś ć n ie z m ie rn a ; w s z y s tk ie ram io n a

w y c ią g a ły .się w za je m n ie do b ra te rsk ich u śc isk ó w , w s z y s tk ic h , ja k k o lw ie k z o d d a lo n y c h ziem łą c z y ła je d n a m iło ś ć P o ls k i i je d e n c e l: Jej n ie p o d le g ło ś ć . B o h a te r k ę z u n ie sien iem p ra w d z iw e m p o w i.a n o

w ob o zie. W e w s z y s tk ie p ie r s i o tu ch a w s tą p iła . I

le p ie j. P o d z ie la ła tr u d y s w y c h ż o łn ie rz y , s ta r a ła się o p o z y s k a n ie j a k n a jle p s z y c h w o jo w n ik ó w , n a k o n ie c o d b y w a ła g o r liw ie w o js k o w e m u stry. O p r ó c z t e g o w w o ln y c h c h w ila c h s tu d y o w a ła z w ie lk ą p iln o ś c ią t a k t y k ę w o isk o w ą . N ie d łu g o c z e k a ła na M o sk a li. D o K o w n a p r z y s z li oni za ra z p o b itw ie p o d W iln e m .

(Ciąg dalszy nastąpi.)

¥

O <3

U

I E

W

I A S T

Y.

J-K A

1-pedna jest w świecie potęgą prawdziwa, Potęga duszy nad duszami ludzi.

Świat wciąż z nią walczy, clioć sam wciąż jej wzywa A ona — jak Bóg, z którego wypływa,

Przez krzyż swój nawet, cześć i wiarę budzi. Dwa są jej miana: Geniusz i Cnota.

Ale jest jeszcze — lecz kto ją określi, Kto powie, w uzem jej źródło 1 istota? -—

Jest siła co jak słońca jasność złota, Ożywia serca i rozwija myśli.

Geniusz przez nią poczuwa sam siebie, Cnota się przsz nią krzepi i zachęca. Źródło jej chyba u Aniołów w .Niebie ! —

Lecz ją na ziemi Bóg wlał tylko w Ciebie, Niewiasto! kwiecie stworzeń Jego wieńca! Świat bałwocliwali wdzięk twego oblicza,

Miłość twa świat len zdobi i odradza. Lecz święta uczuć pokora dziewicza!. . . —

Gdzież, jeśli nie w niej, ta moc tajemnicza, Co raj do serca, duszę w raj wprowadza ? —

0! i na ziemi raj kwitnął do pory,

Aż się niewieście duch Pychy objawił. — I gdy świat Litość ogarnęła z góry:

W duszy Maryi tchnął wprzód wzór Pokory, Nim się narodził z niej Ten, co świat zbawił.

We krwi,

pow ieść w spółczesna G. Zapolskiej nakład S . L ew enthala. J a k a je s t treść tej książki ? Stefania, żona M ic h a ła stroiciela pijaka, który w padł ju ż w deliryum i katuje ją , znęca się nad nią w sta n ie nietrzeźw ym , a rozpacza gdy przytom ność mu w róci, lekcyam i gry forte*

(4)

pianowej pracuje ciężko na chleb, bo w dom u je s t uko­ chany synek, jedyna ma', ki nadzieja. N areszcie pijaka w zięli do szpitala, ona o d etch n ę ła; zjaw ił się hrabezuk, D ublańczyk, który ju ż przedtem rzu cił jej słowo : „kocham“

z ciekawości, jakie to zrobi w rażenie, ten nie odstępuje jej teraz dia sKuszenia jej do złego, w ydaje bal, ona tam, jako taperka w yjeżdża, syna, który zaczął ju ż dawniej chorować na konw ulsje, zostaw ia u znajom ych, a w tym- sam ym czasie w raca do domu Michał pozornie zdrów. U słu­ żna sąsiadka nazyw a przed nim hrabćzuka kochankiem Stefanii, a M ichał dla przekonania pomimo zawiei, , idzie za miasto, do w illi, w której odbyw ał się bal. W drodze dla ogrzania w stępuje do karczm y, dwa kieliszki wódki zabierają mu zm ysły, pada wśród zaw iei i zam arza pod . śniegiem. Nieco później ja k szalona ucieka Stefania, widząc ja k ją niegodnie podszedł D ublańczyk a m iała go za Szlachetnego ! Z powrotem zastaje syna (4-letniego ch ło ­ paka) na podłodze leżącego, u p ite g o ! Teraz lam ią się jej życie! nadzieja już cała ru n ę ła ! syn nie będzie ju ż tem 0 czem ona m arzyła, bo m a we krw i to. Co M ic h a ł! S traszn y ten epilog, jak wiele innych scen w strząsa okro­ pnie Czytelnikiem. N apisana je s t ta powieść przepysznie z ogrom nym talentem , szczególniej opisy są niezrów nane, a porównania, jakich autorka używa, św ietne. Ilazi tylko zbyt szorstki naturalizm i brak tendencyi. N ajszlachetniejszą je s t postać żydówki Je n ty , od której jedyne blaski padają na tło powieści, zresztą w szędzie ponure. O na jedna je s t szlachetną, ludzką, rozum ną i czułą. Stefania je s t zbyt biedną, choć uczciwą, kobieta to przeciętna z burżoazyi. zahukana, zapracow ana, w śród bru d u moralnego czysta 1 nieszczęśliw a.

Pierwszy rok nauki szkolnej J . M aciołowski nakład

M. H im m elblaua 1 8 9 3 . K siążk a ta zaw iera nietylko jak najdokładniejsze w skazówki postępow ania przy n a u c e ję ­ zyka ojczystego o paz nauce poglądowej i rachunkach, pi­ saniu, rysunkach le.cz zarazem je s t wybornie tu przeprow a­ dzona nauka śpiewu, do Czego dodane są próbki z nutam i. W yborne są ćw iczenia gim nastyczne. W ogóle je s t to je ­ den z najlepszych podręczników m etodycznych i pow inszo­ wać go m ożemy nietylko autorowi ale i wydawcom. J e s t to część I, m amy nadzieję, że ruchliw a k sięgarnia H im ­ m elblaua w yda szereg dalszych podręczników m etody­

cznych.

Ćma M. Gawalewicz — nakład G ebethnera i W olfa W arszaw a 1893. "Wedle ty tu łu są tu m ateryały do po­ wieści, jakie zebrał jeden z kolegów, uganiających za piękną a nieszczęśliw ą ćm ą. ć m a la, to prześliczna ko­ bieta, m ająca wszelkie w arunki do szczęścia — a jed n ak rzu cająca dom, m ęża, dziecko m ałe, bogactwo. W y je ż d ż a do W ie d n ia z W arszaw y — szuka w rażeń, chce się po­ św ięcić k arjerze śpiew aczki. C hciała zabrać z sobą mło­ dzika modnego, interesującego Izia. B ra t Izia, doktor P iotr, ochronił w szakże m łodzika od aw anturki miłosnej a do L iii (ćm y) pisze długie listy, próbując zawrócić ją z drogi na którą w eszła. M orały, ja k zwykle się dzieje na św ie­ cie, nie trafiają do przekonania, a bardziej niedają się za­ stosow ać do sytuacyi — choć zn ajd u ją w jej sercu odźwięk Z a L ilą goni cały rój w ielbicieli, w szędzie m a ich ona w zapasie i podestatkiem . A ż -w re sz c ie d o ig ia ła .s ię -z w ło­ skim, siarczy sty m śpiewakiem , którego drażniła do sz a le ń ­ stw a sw ym i kaprysam i — i ten do ostateczności dopro­ w adzony, gdy używ ali przejażdżki po jeziorze, w u n iesie­ niu pchnął ją wiosłem w wodę i utopił. Z brodnia w ywo­ łała śledztw o i setne kom entarze. Śm ierć tej dziwnej a po­ żałow ania godnej istoty najbardziej dotknęła B olka, który kochał ja n ajstalej i zapom nieć nie mógł. On to w łaśnie pam iatki o niej przechow ał i czyta kolegom to, co

sta-j nowi treść powieści, on to sta-ją nazw ał ćmą. O becny tem u [ m uzyk H enryk, w obronie jej staje i tłómaczy, że tą I ćm ą w rzeczyw istości nie była L ila lecz Bolek. D la niego | je s t to zupełnie jasne, co zgubiło L il ę .i co zgubi tysiące i jeszcze kóbiet do niej podobnych, które zginą, tem bardziej J potępione przez św iat, im mniej on je zrozum ieć i wvba- I dać potrafi*.

W s z y s c y ci, co do niej się zbliżali, mieli fatalną

j w adę... nie um ieli w danej chw ili zachować się konsekw ent- | nie, względem rozbujałej natury. Była to kobieta niepospo­

lita i zm arnow ała się. Ci wszyscy, co j ą kochali, popeł- i niali w obce niej błąd nie do darow ania. Praw dę mówią, i że żyjem y w epoce dziwnie pogm atwanych pojęć i pogma- I tw anych n a tu r i dlatego to tak trudno dopasować z sobą dwie jednostki, dwa osobniki, dwie inteligencre, dwa u m y ­ sły, dwa serca, naw et gdy je kojarzy miłość. N ic tru d n iej­ szego jak w ytworzenie harm onii bośmy zatracili prostotę — jesteśm y zanadto skomplikowanymi organizm am i. N iestety wiek nasz, to wiek dekadentów ! G dy sm utną tę historyę ćmy skończyli opow iadać i jeszcze filozofowali „choć filo­ zofia nikogo z grobu nie w skrzesi*1 — odezw ały się przy­ ciszone. sm ętne, jak oddalony głos dzwonu, dźwięki ^ p o ­ grzebowego m a rsz a ". To H enryk grał Chopina.

M isternie, choć jakby od p rzypadku poskładane owe m ateryały do powieści i św ietna znajom ość życia i duszy ludzkiej — czynią Urnę niezm iernie zajm ującą a choć ekscentryczną lo jednak pełną prawdy życiowej.

(K . G ide) Zasady ekonomii społecznej. Kraków 1893

nakład księgarni S pki wydawniczej. P jzek ład tego dzieła doi ;onnny przez czterech autorów pod kierunkiem D r. J . Leo — prof. u n iw ersy tetu Jagiellońskiego zajm uje duży, bardzo staran n ie wydany tom obejm uje 4 księgi, z których

j pierw sza trak tu je o dobru i wartości, druga o produkcyi

j trzecia o lconsumcyi, czw arta o rozdziale dóbr. ^4utor ze-

i staw ia znane system y ekonom iczne w ybiera, najlepszy, bo racyonalny a nie skrajny, przedstaw ia rzecz bez pesymi- zmów i u p rzedzeń lecz trzeźw o, z erudycya i należytem em piryzm em , jaki zo sta w iła społeczeństw u p rzeszłość i walki nowoczesne. W księdze IV . zestaw ione są system y soćya- listyCzne — wyłożone prawo w łasności rzecz o p rz e d się ­ biorstw ach, nagradzaniu pracy etc. słowem kw eslye, dziś na porządku dziennym będące, w yw ołujące ty siączn e starcia, uniesienia słuszne i niesłuszne walki, ogólne zaostrzenie um y­ słów. — K siążk a n iniejsza, przedstaw ia interes dla każdego a je s t pisana tak, że śm iało może ją. przestudyow ać i nie- specyalista, naw et taki który ekonom ią społeczną zn a tylko z tytułu i stąd wie o je j istnieniu.

Zam iłow anym w naukach poważnych kobietom , książkę tę śm iało polecić m ożem y a w dzięczni być możemy za tak staran n ą, wyborową i w ielce użyteczną publikacyą.

Kalendarz górniczy na rok 1 8 9 1 W szeregu k alen ­

darzy o których później napiszem y, spotykam y się z nowvm kalendarzem górników, wydanym w Cieszynie. O dznacza się on nietylko starannem w ydaniem ale zarazem doborową treścią. Cena ład n ie oprawionego egzem plarza 4 5 cnt.

T e a t r .

Przedstaw ienie komedyi , F l ir t11 M. B ałuckiego w tea­

trze hr. Skarbka.

Chcecie w iedzieć co to je s t flirt? J e s t to zabaw a, dowcipna rozmowa, przy akom paniam encie w estchnień n ie­ znacznych, bałam ucenia itd. Nie je st to rom ans, ale coś

(5)

T

dla

DZIECI

zacznie wychodzić 2 razy w miesiąc, począw szy od Nowego Roku za do­ płatą dla Prenumeratorów „P rzedśw itu" 10 ct. miesięcznie — w Księstw ie

20 fenigów.

Kochana dziatwo i młodzieży!

Zbliża się dla W as chwila, pełna tajemniczych oczekiwań i ra d o śc i: św. Mikołaj, Gwiazdka i Nowy Rok! Rodzice W asi radzi Wam w tych dniach ta k dla Was upragnionych, przypomnieć Tego, Który tak bardzo ukoćhał dzieci, Tego, K tó ry choć Król wszechstworzenia przyszedł na św iat ubogi w malutkiej Betlejemskiej sta­ jence. O, Wy Go znacie i kochacie! Jego zastępcam i i szafarzam i Jego dóbr są W asi Rodzice, Opiekunowie, Wychowawcy. Cokolwiek macie dobrego, co szlachetnego obu­ dzi się w sercach W aszych, to przez nich, od Niego: Św iatło wiedzy, serdeczność uczuć — to dary, których najbardziej potrzebujecie. Rodzice W asi, zewsząd gromadzą te upominki dla W as, aby W as uczynić ludźmi zacnymi, miłymi Bogu, użytecznym i Ojczyźnie. Oni to nakłonili nas, abyśmy Wam przy „Przedświcie“ choć m ałą okruszynkę św iatła przysłali i na ich to życzenie niesiemy W am Podarek gwiazdkowy, osobny do­ datek, który W a s pouczy o Bogu, o naszej Ojczyźnie, o jej przeszłości,1 pokaże W am cuda przyrody, ciekawe poda opisy z podróży, zabaw i W as wreszcie komedyjkami, które możecie wraz z innymi dziećmi w domu odegrać, wierszykami, zagadkami itd.

Nie przysparzając Rodzicom wydatku, jeśii potrafiłybyście sobie zaoszczędzić

10 centów miesięcznie — możecie mieć dobrego tow arzysza w tym Dodatku.

Z powodu zbliżającej się G-wiasdki zam ieszczamy na wstęp do tego w y­ dawnictwa śliczny poemacik „Dzieci nazareńskie“. Możecie się go wyuczyć na pamięć aby w wieczór wigilijny wygłosić przy choince lub szopce. Potem zamieścimy w do­ datku piękną kom edyjkę: „Pierwszy bal“, powieść z dziejów naszych p. t. „M ały a za­

służony", opowiadanie z podróży p. t. „Przygody murzyna* i inne ciekawe a piękne

powieści. A teraz mali Czytelnicy do widzenia do Nowego R o k u !

R e-cLatccycL „ ^ P r z e d ś w it u ." .

(6)

G^

IA Z I)^ 0 ^

z i e c i

N

a z a r e ń s k i e

.

g w ia z d o , gwiazdeczko, gdzie Bóg prowadzi. Pow iedzże, powiedz, bo i my radzi.

— ,,M oiście m oi, daleka droga. D zieciątko czeka M atka nieboga, Jó z e f się patrzy z ciemnego kąta, Mały r aniołek stajn ię poprząta, O siołek ch u ch a, w ołek przeżuw a, A sam Bóg ojciec na niebie czuw a.

Id ą królowie św iata panowie, Złote korony m ają na głowić,

I płaszcze lite, złotem naszyte. Z a gwiazdą bieżą, drogi nie wiedzą. N a ich w ielbłądach m urzyni siedzą ; M urzyni sied zą z drogiemi .skrzynki, Z m yrrą, kadzidłem dla tej dziecinki. Nad wodą ^to ją, na piask ach l«żą, P e rły , brylanty garściam i m ierzą. — Prędzej G rzegorzu, J a ś k u i S ta sz k u , Mój rów ienniku. mój szary ptaszku, Owo Betleem pod m odrą górą, C ztery drożyny; nie w iedzą którą; P ro sto hej p ro sto a zajdziem dodnia. Za m iasto idzie gwiazda przew odnia. Mój m iły J a ś k u trz a było w cześniej, Z abrakło czasu dla naszej pieśni. N ajśw iętsza dziecku otula nóżki, W krasne opaski, w ja sn e p ieluszki, Siwy osiołek uszam i strzyże.

C zasem się uprze, czasem poleci, A tu żołnierze szukają dzieci. I d ą ju ż idą, J ó z e f na przedzie, K ijem się w spiera; bydlątko w iedzie. A przy dzieciątku i przy panience,' W id ać p rzejasn e główki i ręce, L ecą, przelecą, w dole to w górze, Ja k b y srę srebrne goniły róże. O Matko B oża !...

Ś pieszm y się, śpieszm y, P an u naszem u drogę zabieźmy,

P la s te re k m iodu podać na szm atce, Tem u D zieciątku, tej św ietej Matce. D la naszej jednej w św iecie pociechy, D zbaneczek mleka, leśne orzechy.

Bo to paniątka — a my cóż V — b ie d a ... D zień nam się głodu we znaki nie da. J u ż przejechali piaski i laski,

G óry nie góry, jakby obrazki,

W szystko niebieskie ja k woda w stawie,

czasem złote ja k piórko pawie. Żmijom , padalcom paluszkiem groził. P o sm okach deptał na lwie się woził, 0 J e z u , J e z u !

H ejno studzienka ! G dzie wodę b rała M atka-panienka. M iędzy drzew am i zdroik przeźroczy, W eźm y no wody, przem yjm y oczy, A dojrzym prędzej gdzie się nam podział, Niebem się o k ry ł, obłokiem odział, W id ać go w idać....

Skłońm y się P an u W ed le możności kmiecego stanu, Złóżm y u praga cośmy przynieśli D la pacholatka św iętem u cieśli, Święty Józefie przyjm ijże dzbanek, Orzechów m iarkę i grzybów w ianek, A przyczyń słówko jako za wielą, W szy scy się ludzie w świecie weselą 1 myby radzi. - •

Cicho ju ż chłopcy, Żeby tych żalów nie sły szał obcy, Złóżcie kobiałki w asze z ram ienia. W edle m iłości a przemnożenia,

- - A tam ci drudzy, co w kącie stoją, Co w kącie stoją, skrzypeczki s tro ją ? — To kobeźnicy i grajki nasi, L eśni lirnicy, górscy Ju h a s i, Ciby taż chcieli zagrać na dudzie..

- H a ! toć ju ż wejdźcie poczciwi ludzie, I drzwi otw orzył — ale nie śm ieli, Bo ju ż d z ie c ia k u grali A n ie li; Ten na skrzypeczkach, ów na b asetli, Z e skrzydełkam i, a tacy świetli Ów nóżką tu p ta, a znow u trzeci Służy dzieciątku i na w iatr leci, P rzen ajśliczn iejszy . —

Czołem do ziemi, My najbiedniejsi między biednem i P ro śm y pokornie św iętą D ziecinę. P rzez P rzenajśw iętszej Matki przyczynę. O długie zdrowie, o m iłą zgodę, O deszcz n a w iosnę, w żniw a pogodę.

O szczęście w K raju , O pobyt w ra ju , O królowanie W ra z z Tobą, P a n ie ,

(7)

podobnego do romansu. O tem wiedziała dobrze pani Zolla (Siennicka) nie wiedziała wszakże, jakie skutki mogą wyniknąć z flirtu. Chciała się mścić na rodzie męskim za to, że kiedy nie miała posagu a kochało się w niej kilku młodzieńców, bali się ożenić bez tego dodatku, którego żaden uczciwy i dzielny mężczyzna nie uważa za warunek

sine qua non. Takim też był Płonicki, którego żoną zo­

stała; człowiek starszy, wyrozumiały, który ją kochał go­ rąco, Ale cóż, kiedy podbity flirtem a gwałtowny Murski (Że­ lazowski) odnalazł ją i postanowił zabić ża to, że mu w sercu gorące roznieciła uczucia, a potem traktowała obojętnie, zimno, odpychająco, widząc naturalnie, że flirt przeszedł linię demarkacyjną. Jest w jej pokoju, zmusza ją do wypicia trucizny, ona zaklina go i błaga o życie — ale on posta­ nowił, że zginą obydwoje. W tem wpada do pokoju mała Izia, którą niedawno bona do snu ułożyła. Zofia chwyta ją i zasłania się dzieckiem. Murski skamieniał. Więc ona ma dzieci? Porywa dziewczynkę na ręce, przyciska, całuje i stawia przed matką: Żyj Pani dla n ie j! woła i wychodzi. Jest to najwspanialsza scena w akcie 3-ćim ; zaraz nad­ biegł i synek Zofii Bolo; — ojciec wchodzi i zdumiewa się, widząc matkę wzruszoną niezwykle i ściskającą swe dzieci— ją, która im dawniej nie pozwoliła zbliżyć się, by jej sukni nie powalały. Wybierała się na bal — teraz już zostaje, bo dzieci to jej bal najmilszy, już będzie z nimi zawsze, zawsze!

Taka jest nić przewodnia F lirtu. Komedya to świe­ tna, z tendencyą szlachetną i bardzo na czasie podał ją autor publiczności. Artyści snać nastrajają się wybornie do jej wartości, bo grają z takiem życiem, przejęciem się, prawdą, że nikomu chyba z personalu zarzutu żadnego zrobić nie możemy a prawdziwie zasłużone uznanie oddać pani Sien­ nickiej, która grała Zofią znakomicie a nie gorszym jej mężem był p. Chmieliński. Doskonale interpretował Flirto- wskiego p. Fiszer, który mając tak dobrą, kochającą żonę (Stachowicz) szukał awanturek i wrażeń, bo mu ona była „za dobra*. Dopiero wypadek poruszywszy sfrunę zazdrości nawraca go. Nieocenionym dziennikarzem był p. Roszkowki ajowialnym Zabskim p. Feldman. Tak staranne wystawienie sztuki jest prawdziwym hołdem dla autora a biesiadą

duchową dla publiczności. Sł.

Spraw y kobiece.

t —lOłlHOt— '

Lwowska opera dobry ma tego roku assarnbl i po raz pierwszy może się nazw ać p o l s k ą , bo nie posiada żadnych obcych sił, ale w łasny, szczery polski personal, w którym d om inują: p. M alinowska i p. My- szuga. Cieszyć się i&ta należy prawdziwie i życzyć naszej śpiewaczce by w ytrw ała na tej scenie, do której się tak sumiennie przygotowywała i taką obecnie po­ zyskała sobie sym patyą i uznanie. Czy tylko głos jej , kolaraturow y nadaje się do partyi bohaterskich?. Z r e ­

sztą przyznajemy racyą temu, kto pow iedział: „Po cóż nam fyćh przedartych, zbrakowanych gości Gdy nam naszych śpiewaków Europa zazdrości ? Zdołaż do serc przemówić polskich zgraja włoska Jak serdeczny Myszuga albo Malinowska ?

Posiedzenie IV sekcyi wystawowej działu Pracy

kobiet, odbyło się u Przew odniczącej p. Marchwickiej. Omówiono wszystkie działy pracy kobiecej, umysłowej, ręcznej i fabrycznej, odczytano odnośne referaty, z któ- lych referat p. Machczyńskiej zaw ierał nader ważne zestawienia, które wzięto pod osobną obradę. Kom itet wypracowuje statystykę kobiet, pracujących bądź w sto ­

warzyszeniach, bądź w firmach sam oistnie lub jako pomocnice itd. Z referatu o pocztach dowiadujemy się, że w Galicyi je st około 200 kobiet właścicielkami poczt a 300 urzędniczek. Dalsze sprawy obszernie będą traktow ane na ogólnem zgromadzoniu sekcyi, o czem obszernie napiszemy.

Czytelnia dla kobiet we Lwowie na wysłany telegram

gratulacyjny do K ornela Ujejskiego, następującą otrzy­ m ała o dpow iedź: „S iła mych pieśni11; o której m ówi­ cie, idzie z łaski Boga i z w iary w mój naród. Z w ąt­ piłbym, gdyby w Polkach zam arła miłość ojczyzny. Próżna obaw a — miłość, która je st treścią Waszego życia, nie zna przestrzeni ni c z a s u : z domowego ogni­ ska rozlewa się na całą ojczyznę, w rodzinie obejm uje wszystkie następne pokolenia. Cześć W am i pozdro-

wienie!“ Kornel Ujejski.

R edikeyi „Przedświtu" przysłał poeta d. 3-go listo­

pada te leg ram : Serdeczne podziękowanie składam za przesłany mi num er „Przedświtu‘‘ i za wyrażone w nim uczucia dla mnie. — W dzięczny Kornel Ujejski.

Polska śpiewaczka Mira Hellerówna bawi obecnie

w W arszawie na występach gościnnych, następnie jedzie do P etersb u rg a.

Panią Zofią d’0rio utalentow aną prim adonnę w a r­

szawską, zaproszono na w ystępy do Lwowa.

P. M. W ąsowska p ian istk a w arszaw ska doznaje

bardzo entuzyastycznego przyjęcia w B erlinie. D zien­ niki pełne są uznania jej gry świeżej, młodej, jasnej, tchnącej siłą i zdrowiem.

Sara Bemhardt zn alazła.się podczas bom bardacyi

m iasta Rio, na okręcie fpancuskim. Gdy ją przestrze­ gano, że zginie, uparła się pozostać, mówiąc, że szuka wrażeń. Zabaw iła tam prawie cały dzień a wieczorem w róciła rozczarow ana, miasto bowiem przedstawiło się jej zanadto spokojne. Bomby przelatyw ały nad m ia­ stem i ginęły gdzieś w polu. — Nawet porządnego huku nie słyszałam ! — żaliła się S ara.

Z sa lo n u s z tu k i.

Lw ow ska w ystaw a sztuki w tym roku pom naża się bardzo ilościowo, a pod względem jakości dzieł, także żalić się nie możemy. Z ostatnich czasów notujemy co ważniejsze w dziedzinie m a la rs tw a : W iele prac A. Pająkówny, które się odznaczają wykończeniem artystycznem , delikatnością pendzla, wybornem kolo­ rytem i smakiem. Z najdują się t u : „Dziadek*, „D zie­ wczynka* (właściwie tytuł Studyum ), „Dziewczyna z okolic Krakowa*, „Studyum* przedstaw iające jakąś panią w czarnej sukni i „W mojej pracowni*.

P anna Pająków na nietylko św ietnie rysuje i w ykańcza swe dzieła, lecz zarazem ma smak a r­ tystyczny, bo umie w ybrać do swych studyów tw a­ rze pełne w yrazu, ży cia, piękna poryw ającego. Najświeższą jej pracą je st „Zadumana*. Przy stoliku, na którym stoją kwiaty w dzbanie i leżą jakieś kartki, stoi (wielk. nat.) dziewczyna śliczna, sym patyczna w czarnej spódnicy i czerwonym fartu szk u ; koszula się jej z lewego ram ienia zsunęła, ręce splotła opuszczone na fartuszku. Możnaby nie tytułow ać obrazu a z u st widza wyrywa się samo o kreślenie: Jakaż zadumana !

(8)

i smakiem artystycznym. Również znakomitem wykoń­ czeniem i starannością rysunku, harmonijnością, prawdą, naturalnością, odznacza się „Tragarzu B. Łukomskiej. J e s t to żyd, ubrany w kożuch, w czapce na bakier, z fajką w zębach, opasany sznurem, dźwigający potar­ gany kosz.

Podobną czystością rysunku i praw dą odznaczają się rodzajowe obrazy Zubera j a k : „Przed świętami“,

„Zakochana.". Ten ostatni obrazek przedstaw ia wiejską

dziewczynę w stroju narodowym, obierającą kartofle. P rzestała obierać i zamyśliła się — a dwaj chłopi obok siedzący na ław ie szepcą coś do siebie na nią spoglą­ dając. Tak, tak, zakochana, bo się zamyśla, a kiedy dziewczyna wiejska się zamyśla, to już z serca pewnie pochodzi, bo ona zawsze jak ptak wesoła i swobodna.

Z większych płócien zasługuje na uwagę, Aksen- tow icza: „Pogrzeb huculski11. Zimową porą sunie się zbita z białych desek trum na na saniach, przed nią na wozie jedzie ksiądz w czerwonej kapie, przed wozem) gromada chłopów z chorągwiami i krzyżem, tuż przy saniach chłopka1, pewno do niej należał ten ktoś, kogo w trumnę zamknięto. Pochód kończy gromada kobiet, ze świecami postępująca. Na górze widać cerkiew a przy niej cmentarz, jeszcze dalej góry i lasy, to nasze K arpaty a nad nimi niebo sine, jasne !

Największym z nowych obrazów jest K o ssa k a :

A tak rotmistrza Brochockiego pod Sawoną 1792. Przy­

kuwającym wzrok jest obraz Bieńkowskiego: „Szwaczka". Siedzi ona przy m aszynie; głowę w sparła na ręku, oczy zakryła, może płacze? -Na maszynie leży zielona suknia, dalej na koszu naczynia od kawy. Czysto tu. ładnie, choć .ub o g o ... i pewno dola jej ciężka, smutna,

Akwarela Augustynowicza „ Chrystusa czy Madonnę", przedstaw ia handlarza obrazów i korali, przy którym zgromadzili się wieśniacy. Dwaj stoją z lewej strony i przypatrują się. dziewczyna z drugiej; kupiła już Chrystusa,, gdy handlarz pokazał „ Częstochowską“, na­ myśla się i waha, co kupić. Najbliżej patrzącego stoi chłopak wiejski i gra na fujarce, a tak dorze i ładnie, że się słyszy jego muzykę tęskną, rzewną.

Oryginalną i piękną rycinę stanow i K aro la Ba- towskiego : Klasztorna' brama,' kamienna, ostrołukowa, wśród zieleni stojąca. Pozostaje jeszcze coś do omó­ wienia : „ W łoszka“ Aleksandrowicza i Portret pana

T. W . - Modzelewskiej: Pierwszy obraz przedstaw ia

piękną tw arz Włoszki, Całą w cieniu, tylko na czoło padają blaski słoneczne,' które dodają dużo uroku, i białe jej ubranie. Portret m alowany przez p. Modze­ lewską, młodą ądeptkę śztuki miłe spraw ia wrażenie, bo zdradza wielką staranność rysunku i pendzla, a za­ razem trafnie oddaje piękną, prawdziwie męską tw arz pana T. Życzymy młodej malarce powodzenia i p ra ­ gniemy rychło ujrzeć znowu jaką pracę w naszym sa­ lonie sztuki. A teraz co do rzeźb. Większych tu niema, przew ażają biusty i tak zaraz u wstępu m am y: Popiela

Portret Styki, Barącza w spaniały biust Lenartowicza,

Dąbrowskiej portret pa n i M .\ D ykasa B iu st prof.

Cybulskiego; Langm ana Studyum , przedstaw iające żyda

z fajką; Bełtowskiego model fragmentu na nagrobek, któryby się chciało koniecznie zatytułować : N a łonie

Abrahama (przepraszam, tytułu tego nie m a !); Lew an­

dowskiego Królikow ski; Pawlikowskiego Studyum (ma­ lutka rzeźba, przedstaw ia biust młodej dziewczyny ubranej w fez); Bełtowskiego alegorya p. n. Kopiec

Kościuszki. Na samym szczycie stoi Kościuszko z ręką

wyciągniętą ku niebu i ze sztandarem ; poniżej wyo­ brażone są wszystkie stany, które pod tym sztandarem

walczyły a potem bohaterowi pam iątkową mogiłę usy­ p a li; je st więc tu góral, nawołujący tubą swych braci, jest żołnierz polski, mieszczanin, ksiądz, naw et kobieta, bo jak wiadomo, u nas kobiety od czynnego udziału w w alkach nigdy się nie usuwały, wspomagały jak mogły i umiały, ale działały więcej, niż kobiety w ka­ żdym innym kraju. Zostają jeszcze rzeźby: Tarnowskiej

L i m ik, Dykasa: Kościuszko i Bełtowskiego: W alka ko­ gutów. J a k widzimy salon nasz przedstawia się dobrze,

lepiej niż kiedykolwiek, bo mało bardzo jest tu obrazów bez artystycznej wartości a wszystkie nowsze prace stanow ią jego prawdziwą chlubę. ' ^ P a l e t a .

K

m

d a . g ® .-g 5 -ę

2 in <6 .

"Pytania i odpowiedzi.

Po wydrukowaniu odpowiedzi i zamknięciu Nr. 20. otrzymaliśmy odpowiedź niniejszą i umieszczamy ją ze względuna ogólne scharakteryzowanie kwestyi jaką przedstawia.

Pyt. „Co je st nieodzowne to wychowaniu fizyczncm ?« Odp.Wiele czynników składa się na wychowanie fizyczne

człowieka które dobrze znane są hygienie. Ogólnem jednak w każdem wychowaniu warunkiem jest umiarkowanie czyli miara i wstrzemięźliwość. Miara ta jak z jednej strony musi być we wszystkich kierunkach fizycznego wychowa­ nia przestrzeganą, tak z drugiej strony istnieć też musi pomiędzy ogólnem wychowaniem ciała a wychowaniem du­ cha. Przechylenie równowagi na którą hobrzech stronę na­ rusza zawsze harmonyę, która stanowi podstawę wszechbytu i jest celem dążenia do wszelkiej doskonałości, bo sama jest doskonałością, a zarazem i środkiem do jej osiągnię­ cia, bo tylko przez harmonijne wszystkich sił zespolenie, mżna cel trwały uzyskać. Zbyteczna wybujałość ciała jarzmia ducha, tak samo jak zbyteczna wybujałość ducha z zaniedbaniem ciała zadaje gwałt fizycznej naturze czło­ wieka a w dalszym ciągu duchowi samemu szkodzi bo tylko w zdrowem ciele 'zdrowy dtich. Jedno łączy się z drugim, jedno bez drugiego lub brew drugiemu nie może byś skończonem. W parze z tą miarą idzie wstrzemię­

źliwość stanowiąca znów. konieczny warunek do zachowania miary a hartując wolę nadaje siłę zarowne duchowi jak i ciału.

Pamiętajmy, że cały kształt natury ludzkiej składa się z licnnych pierwiastów, które wychowanie rozwija lub wyniszcza a które tylko przez miarę i trzemięźliwość do doskonałości dojść mogą.

WPan St, w Jaśle. D ziesiąty pawilon (Grottgera) nie był nigdzie grany ze względów cenzuralnych. Podobno nie ogłoszono go drukiem. Może to, Co WPan posiada, to manuskrypt?

W P. B . w Myślenicach. Sposób robienia bielidła

z fasoli jest starym i nieznanym dzisiaj — prawdopodo­ bnie robiono go jak krochmal, - olejek z migdałów wy­ tłacza się zopomoćą osobnych maszyn, znajdujących się w laboratoryach zaś ihlcko migdałowe wyrabia się bardzo prostym sposobem: tłucze się migdały, uciera z różaną wodą i następnie wyciska się tą masę przez płótno; — mleko ścieka do naczynia. Mleka tego dłużej nad 3 dni przechowywać nie możną bo kwaśnieje.

W Patii 1{. S. w Krakowie. Na prowincyę nie wypo­

życzamy, chybaby kto pocztę opłacał, ale to za drogo!

Pyt. 1. W jaki sposób wyuczyć dzieci bardzo brzydko

i niedbale piszące — pisać starannie i kaligraficznie ?

Pyt. 2. Czy w nauce prywatnej należy uwzględniać

także naukę śpiewu ?

(9)

G R A F O L O G I A .

Różyczka. Proszę nie pisać na liniach, bo to utrudnia

odga lywanio charakteru. Zresztą jesteś Pani nad wyraz kapryśna, wzdychasz do lego, czego nie masz a raz zdo­ bywszy nie zwracasz uwagi. Manio. Ostry krytyk, niecier­ pliwy, mafomowny, po lejrzliwy, przytem systematyk, sło­ wny, punktualny. Kot. Wahający się zawsze i niezdecy­

dowany. ale zanalto i iekawy. Wanda to Stanisławowie.

Ideałami, ma rzycie lka, skłonna do zachwytów, łatwo zapa­ lając się, niewylrwała. Izia wc Lwowie. Złośnica, niecier­ pliwa ale za to w obec niedoli tkliwa i szczodra. M arya

w K . Ruchliwa, czynna, umysł bystry, pamięć wyborna,

towarzyskość, upodobanie w zabawach. Herb z Am eryki. Za ocean się dostał i taki ślamazarny! Niezaradny, rad się spuszcza na drugich i leniwy. Ależ to nieszlachetnie.

Stokrotka z Poznania. Dowcip, głowa otwarła, jasność

myśli, pogoda duszy, ciągła chęć użytecznego czynu.

R . R . z Wrocławia. Trochę egoizmu, łatwo się pani roz­

czarowujesz, ufasz bez miary drugim a za mało masz wiary w siebie.

Odpowiedź na zaczepki współpracownika

« Szkolnictwa)).

Nigdyśmy jeszcze nie czytali podobnie złośliwych zaczepek tak ni stąd, ni z owąd, jak zaczepki Przed-|

świtu za artykuł o nauczycielach i nauczycielkach,

umieszczony w .,Szkolnictwie". Dotychczas nie posą­ dzaliśmy „Szkolnictwa" o obskurantyzm, przeciwnie uważaliśmy je za organ, walczący o słuszne prawa, należące się ciężko pracującem u nauczycielstwu, dziś niestety zachwiano nam tę opinią dziecinnym w pra­ wdzie, ale strasznie gorączkowym artykułem p. n. Odpowiedź „Przedświtowi*-, (choć myśmy żadnego py­ tania nie stawiali). Oto parę wyjaśnień dla autora tej odpowiedzi. I-ytamy, co mu do tego, jakie stanowisko | w hierarchii nauczycielskiej zajmuje ten lub ów literat, co mii do tego, czy autorow ie są praktykantam i.

ni s . / . o i r iudn/nj, ozy aw ansow ali lub nie? A, pardon, i

może t o ’u autora odpowiedzi (bez pytania) jest m iarą i inteligencyi i zdolności piszących?! A utor odzywa się z bardzo niepobożnem „Dalibóg" (a naszą pobożność zaczepia), że je st podpisany i świeci łysiną. Nie znamy targającego się na honor naszego pism a autora a ze sposobu pisania nie bylibyśmy się domyślili łysiny - no, ale wierzymy, bo do scepytków nie zaliczamy się, tylko owego podpisu naw et z mikroskopem nie dopa­ trzyliśmy się pod artykułem . Szkoda było owego „da­ libóg" użytego przez pedagoga a tak niepedagogicznego ! "Wreszcie autor sądził, iż Przedświt ma na celu zape­

wnienie kobietom szerszego pola zbytu ich pracy; prze­

praszam y, nie jesteśm y bazarem , dla zbytu produktów pracy ; cel nasz jasny jak słońce, wydrukowaliśmy go dawno i autor może znaleźć go na wstępie każdego num eru. Hożeśm y w tym celu swoim, nie tacy skrajni, ale podobno i autor nie należy do najczenoicńszych. Pragniem y wspomagać kobiety, w ich pracy, zbierając zewsząd dobre rady, trzeźwe poglądy i wskazówki uży­ teczne. Dążymy do tego, by zmuszonej do ciężkiej i samodzielnej pracy kobiecie, otworzyć jak najwięcej aren do pracy produkcyjnej. Nie posuwamy się tak daleko, jak autor, aby wszystkie miejsca uw ażać dla kobiet za odpowiedne, nie chcemy sz. autorze wedle banalnego w yrażenia „służby wojskowej", chcemy, aby kobieta była użytecznym, rozumnym członkiem

społe-I czeństwa, ale aby była sobą, kobietą a nie mężczyzną, bo gdyby takie było założenie nasze, bylibyśmy je już dawno ogłosili, ale dotąd chw ała Bogu, żadne, tego rodzaju idyotyzmy nie przyszły nam do głowy. Jesteśm y zawsze bezstronni i sprawiedliwi, o ile to w mocy ludzkiej, nie lękamy się niczego, ani naw et pogróżek zirytowanego, nie liczącego się ze słowami pana autora artykułu w Szkolnictwie. W a rty k u le: Brońm y się, musiało coś drasnąć autora do żywego osobiście, bo ogół nie tam nie znalazł zdrożnego, ani też „kłamstw,

fałszów i przeiurotności “(?!) Przysłowie m ówi: „Uderz

w stół a nożyce się odezwą". Co się to w szanownym autorze odezw ało? Jakiś nerw zbyt drażliwy i o co? 0 prawdę, wypowiedzianą może trochę za ostro, że od nauczycielki wymagają więcej, a gorzej ją wyna­ gradzają,' źe częstokroć inteligentniejsze są od przecię­ tnych nauczycieli na wsi, (wszakże nie odmawiamy ani wykształcenia ani sumienności nauczycielom w ogóle). Czyż to także kłam stw a ? Chyba autor zna samych I ukończonych studentów filozofii, a na wsi nie był nigdy.

Co dalej: W idzim y, że autor ma straszliw ą fantazyą albo mu się wszystko dwoi w oczach, gdy czyta

„Przedświt*. W yrwał jakieś pół zdania ze środka,

resztę zmyślił — i cytat gotowy. Za pozw oleniem ! ! Gdy my idziemy uczciwą drogą i wypowiadamy gorzką prawdę, to ty panie autorze, snać do pióra niepowo­ łany, wymawiasz nam kłam stw a a sam fałszami zasy ­ pałeś swój artykuł, aby nas w jak najgorszem przed­ staw ić św ietle? Nielada odwaga! naw et się nie p o d p is a ł! Gdzież to mówimy o prześladowaniach przez kierowni-

kóio? Jeśli tak delikatnie o podobnej m ateryi w spom i­

namy (choć nie o kierownikach mowa) to dlatego, że złych rzeczy rozpisywać nie chcemy i przypuszczamy, że do wyjątków należą. To, co autor, jako najokro­ pniejsze horendum podnosi i Iłustym drukiem drukować polecił (sic!), że chcielibyśmy aby kobiety zostały inspektorkam i i te jego „kawalerskie" żarty a propos

są wzgardy godne.

To doprawdy nie kawalerskie, ale karczemne; grubijańskie zdanie, panie autorze, — to żarcik z tinglu ale nie słowo do kobiet, do nauczycielek, w obronie których niby występujecie a de facto zniew ażacie 1 krzywdzicie. Czy autor przespał cały wiek, czy co, że nie wie zresztą o tem, iż mieliśmy w P olsce in s­ pektorki szkół (i to wyższych, niż ludowych!) jeszcze w X V III stuleciu? Radzimy, wyuczyć się na pamięć życiorysu T ańskiej, to wtedy nie będzie chyba twierdził, że autorka ( ? ) artykułu „Brońmy się" — m aaspiracyc

do złotego kołnierza, na który się napatrzyła podczas konferencyi kraj. nauczycielskiej — bo przedewszystkiem

to nie autorka, powtóre n a konferencyach nigdy nie bywa, na złote kołnierze uwagi nie zw raca, (ale gło­ dnemu chleb na myśli p. autorze !) do stanu nauczy­ cielskiego nie należy, karjery żadnej nie pragnie i jest zupełnie niezależną osobą. Strzeliłeś p. autorze, jak kulą o płot. A za twoję „Helladę“ znajdzie się obra­ chunek panie Hellenisto.

Gdy domagamy się, aby nauczycielka po wielu latach żmudnej pracy, mogła zostać kierowniczką — to mamy słuszność i sprawiedliwość po swej stronie naw et gdy chodzi o szkoły mieszane. Autor przedstaw ić usiłuje nauczycieli ludowych, jako nędzarzy ostatnich ginących z g ło d u ! Nieraz u nauczycielek to zdarzało się ale nauczycielka z heroizmem i z godnością biedę znosi, m ając nadzieję, że dobije się lepszego stano­ wiska. Najlepszy to dowód, że szanujemy władze szkolne i na poważne organa jak Szkoła i takich czynnych

(10)

d z i, ja k je j r ed a k to r n ie r z u c a m y s ię , ja k n p . c z y n i to ! z ie m ię .., w setną rocznicę stracenia Maryi A n t o n i n y .__

z zajadłością „Szkolnictwo." — Bezstronności komisyi i Setną rocznicę stracenia królowej francuskiej, Maryi Anlo- egzaminacyjnej nie podawaliśmy nigdy w wątpliwość niny, żałobą kościelną obchodził Wiedeń. W kilku kościo-

ale wiemy, że są pewne różnice w wymaganiach Jach i kaplicach odprawiono nabożeństwo żałobne. (zresztą słuszne) o czem jeśli autor nie wie, niech się Przyszłość Świata. Znakomity astronom francuski raczfy którego z członków komisyi spytać, bo i my Kamil Flammarion, w miesięczniku The Cosmopolitan z tego źródła nasze wiadomości czerpiemy. Gdy zaś zamieścił fąntazyę omawiającą przyszłość świata. Jesteśmy jasno i otwarcie wypowiadamy, o co nam chodzi a autor w roku 3000: Cyfra ludności zdwoi się z okładem. Wszy- w artykule wymienionym upatruje w tętn jakąś sprawę scy ludzie mówią po angielsku. Lasów już nie ma na

powierzchni kuli ziemskiej. Meteorologia przepowiada stan pogody z pewnością, z jaką dziś matematycy głoszą pe­ wniki matematyczne. Aeronautyka • zapanowała wszędzie1

i wyrugowała wszelkie inne środki lokomocyi i przewozu towarów, tak na lądzie jak i na wodzie. Procent prawny

„niekoniecznie czystą“ to warto mu. w tw arz parsknąć

śmiechem albo powiedzieć, że sam musi być brudny ten, kto sprawy jasne, jak słońce, o coś ciemnego po­ mawia. Rozsrożony autor twierdzi, że nasze żądania doprowadzą do indeferentyzmu religijnego ( ? ! )

ipowo-łuje się na panią Szw arc, która żąda, aby się dzieci od kapitałów, ulokowanych' na hypotekach. spadŁ do !/••»/

J

wiedeńskie w szkole nie żegnały i nie modliły. Ależ to j Zwierzęta nie są na pokarm zabijane. Wszystko, co służy

do 'jsdzenia, pochodzi z labora'oryów chemików. Siłę wodo-jedzie p. autor! J a k na zwichniętym rowerze — raz

tu, raz tam — raz na księżyc patrzy i mówi, że grzej u to znów na .słońce i powiada, że ciemno i zimno. Prze- dewszystkiemp. autorze pomimo łysiny, którąsię chlubisz,

spadów i wód bieżących zuzytkowano do .wytwarzania światła. Ciepło promieni słonecznych przechowywane bywa z lata na zimę. Ludzie zmienili się znacznie poi wz^lę--zirytowany iniezdający sobie z niczego sprawy a przynaj- dem fizycznym. Śą mniejsi; lecz silniejsi. Jedna tylko rasa mniej ze słów nieoględnych, nieopatrznych, rzucających istnieje na całym święcie,- również jak jedna tylko wyzna- się na cześć tych, którychjestona całem bogactwem! — wana jest religia. * ■

rozw aż pan następujące, aż nadto nas tłóm aczące z o sta­ tniego zarzutu okoliczności: Artykuł nasz został napi­ sany, nie tak prim a vista, jak wasz w „Szkolnictwie Omawiało się go w gronie poważnem, wśród nauczy­ cieli bardzo rozumnych, nauczycielek i osób stanu du­ chownego; zdanie tych trzecich je st w artykule n a­ szym przewodnie i prym trzym ające — a duchó\vni c-iJ to nieposzlakowani, zacni kapłani, dzielni Polacy,

kto-Do rzędu zmysłów-' przybyły : siódmy — elektryczny, ósmy — fizyczny; dzięki tym nowym, obcowanie dusz do­ stępne jest dla ludzi nawet, na znaczną odległość. Przy pomocy telefonoskopu można wszędzie widzieć i słyszeć, co się gdziekolwiek ,na kuli ziemskiej dzieje. Ludzie z ziemi utrzymują sfałe stosunki Z Marsem, Wenerą i Jowiszem. Medecyna należy do . liypnotyzmu,. magnetyzmu; badania lekarskie zasadzają się głównie na obsenvacvac!i psycholo-rzy w swych parafiach zdziałali więcej przez lat kilka,, gicznych. Wojny, nie lłia ju i wcale. Ostatnia wybuchła niż zapewnie autor rewolwerowego artykułuprzez całe w roku 2500 i była na. szczęście dla ludzkości, ostatnią, życie, naw et pomimo ły sin y ' Przytaczanie, jako przy- Flammarion przypisuje zniknięcie wojny wyłącznie wpływom

kobiety. Tak wygląda Eden projektowany przaz Flammar-

riona na; rok 3000. %,

Fabrykę szafranu. wykryto, j. w W arśżawje. Farbo­

waniem i skręcaniem nagietka lekarskiego zajmowało się kilka kobiet, fabrykę zaś prowadził żyd, felczer. Wszelkie, przyrządy jako surowy i gotowy materyał skonfiskowano.*

. W ystaw a w Chicago dobiegła swego .żeniiu, prze-

cięciowo bywa tam dziennie 100.000

osób.-f Adam Miłaszewski dyrektor teatru żytomirskiego,

krakowskiego następnie lwowskiego zmarł w Krakowie. Żył niegdyś w ścisłych stosunkach z Kraszewskim. Druga to już bolesna dla narodowej sztuki strata: Niedawno J.

B liziński teraz ten nieodżałowanyadept sztuki, a zagra­

nicą równocześnie zasnął na - wtoki twórca Fausta Karol

Gounod, gwiazda francuskiej twórczości wieku XIX.

kład pani Szwarc jest nietylko nielogiczne a le i nie na miejscu, b o n ie ma znaszą spraw ą najmniejszego związku. I „ Przedświt11 stoi na gruncie religijnym, i żadnyćli ąśpP' racyj czy tendencyj antireligijnych w. swych łam ach nie toleruje. I skąd tu autorowi wzięła się p. Szwarc jako argument ? Czego chce tem dowieść ‘i Nieloiczności? Ależ ją znamy, znam y! Dość jej w całym artykule, nie trzeba było aż tak paradoksalnego zakończenia, na które wzruszamy ramionami i przypominamy .gorączko­ wemu autorowi łacińskie przysłowie : F in is coronat opus!

Redakcya . . J P r z e d ś w i t u r

T

J A N M A T E J K O

artysta-malarz, Mistrz i wierny syn Ojczyzny ur. w r. 1838 pożegnał świat ten dnia 1. li­ stopada 1893, zostawiając w spuściźnie po s6- bie prócz dzieł swego pendzla testamentalne

słowa narodowi:

„Módlmy się przedewszystkiem za Ojczyznę/“

ROZMAITOŚCI.

Palma królowej Maryi Antoniny. W Wersalu znaj­

dowała się przed kijku jeszcze dniami palma, którą wła­ snoręcznie zasadziła nieszczęśliwa królowa Marya Antonina. . Drzewo to, dużych rozmiarów, kilkanaście razy uszkodzone j piorunem, trzymało się jednak dość dobrze. Dopiero burza, która szalała niedawno we Francyi, powaliła palmę na

• Rozwiązanie „Zagadki do * wypełnienia “ .

1. Trzy myśli H enryka Ligęzy. 2. Ella. 3. O stro­ żnie z ogniem. 4. Dziwożona. 5. Owruczanin. 6. Jła-

tudłowicze. 7. Najświętsza P anna Marya Studzieniecka.

8. Andrzej Batory. 9. Rękopis mego kuzyna waryata. 10. Barbara Radziwiłłówna. I l. Ułas. 12. Tłum aczenia Szopena. 13. Trąby w D nieprze. T e o d o r jS T a ^ b a tt.

S za ra d y : W yprawa.

W EZW ANIE. Bardzo prosimy tych Abonentów,

którzy dotąd pozostali dłużni zą ubiegłe kw ar­ tały, aby zaraz po otrzymaniu tego numeru nade­ słali odwrotną pocztę zaległość za „Przedświt" gdvż potrzebujemy zamknąć rachunki roczne.

TREŚĆ: Z. Morawska: W dzień zaduszny. — Iskar: Mała kronika. — Emilia Platerówna. — A. E. Odyniec: Moc niewiasty. —

Literatura i sztuka. — Teatr. — Sprawy kobiece. — Z salonu sztuki. — Kwestye pedagogiczne. — Odpowiedź na zaczepki. — Jan Matejko. — Grafologia. — Rozmaitości. — Rozwiązanie zagadki i szaiady. — W dod atk u : Encyklope lya gospo­

(11)

UWAGI GODNE!

fran co f r a n c o ; O 5 *'h kilo *'h 4 3l, o ^7.0 *7. : 7, 7, V, 7,0 B o b lo icyc '' liś c i . . . .?■£. l ' 6 0 f ]<'iy w ia n k o w y c h ... z ł. 1 6 0 £ G ru sze k iry b o rn y c h z ł. T 65 — 1 0 0 $ G r y s ik u pszen n ego . . . . z ł. 1'60$ J a b łe k w y b o rn ych z ł. I GO -- 1 0 0 $ K a w y N ilg e rie . z ł. 10 00 — 10'50$ K a ir y L a y u a r a . • z ł • 0 00 ~~ 9'40$ K a r a fio łó w . . • . z ł. 1 7 0 — 1'90> K ro ch m a lu p szen n ego . . z ł. 1'60 y K ro ch m a lu ryżow ego . . . z ł . 2 ’30 $ M ig d a łó w w y b te r. d u życ h z ł . 6 3 0 1 M ig d a łó w słodkich z w y k ł. z ł. 5'50 <■ O liw y n a jc e ln ie jsz e j . . . z ł. 3' ~~ $ P o ic td e ł św ieży ch . z ł 1 6 0 — IS O $ R o d zy n k ó w żó łty c h z ł. 2 SO — 3 50$ S m alcu w p a c zc e . z ł. 3 ’60 — 3 75 $ S m a lcu w p u s z c z ę b la sz a n e j z ł. n '8 0 f S ło n in y so lo n ej . . z ł. 3'40 — 3 50 £ S ło n in y icędz. lub p a jw y k . zł. 3 60$ Ś liw . su szon ych . . z ł. 1 60 — 1 9 0 f

Tomasz Gurowicz

Buda - Peszt,

I V . B a s t v a S r . 2 0 .

Do numeru dzisiejszego dołęcza

się: Dodatek dla dzieci, II arkusz Ency- klopedyi przem. i gosp. domowego i po­ wieść „Moc^ Chrystusa".

0. k. uprzywilowana

i t U D U w

m

lejarnia z cynku

i s p e c y a ln a

F A B R Y K A

klozetów pokojowych

Kompletne w ypraw y k u chenne I

m eb le żelazne, n arzę d zia,

m ateryały i ozdoby

do robót pałeczkowych.

W YROBY

z alpa\i i chińskiego srebra,

ł y ż w y rozmaitych systemów

po cenach możliwie niskich

poleca

Piotr Chrzasłowski

| handel żelazny we Lwowie

p l a c K a p i t u l n y 1. 1.

(naprzeciw Katedry).

HENRYKA

Bogdanowicza

we Lwowie, Piekarska 13.

odznaczona srebr. medalem na wystawie M ó w .

lwowskiej w r. 1892.

Cenniki franco i gratis.

[i

m i m

& spotu

s

5 Lwów, ulica Karola Ludwika 1.

polecają

| Płótna, stołową bieliznę,

ręczniki chustki itp.

j G o t o w ą b i e l i z n ę

dla

pań mgżczyzn i dzieci

: P o ń c z o c h y , sTccunpetTci

Pończoszki dziecinne. B I E L I Z N Ę Z I M O W Ą

; z barchanu flaneli i trykotową.

GOTOWE

wyprawy ślubne.

Cytaty

Powiązane dokumenty

pełnego zgnicia; więc chcąc chorą roślinę przesadzić, należy jej wszystkie zepsute korzenie obciąć aż do miejsca zdrowego i wazon taki dobrać, aby się

Znamy Jej żywe interesow anie się wszyst- kiem, co tego warte, jej usiłow ania znakomite około rozwoju instytucyi, której ster ma powierzony.. W ydział pismo

W yjęcie rośliny z wazonu da się w ten sposób uskutecznić: bierze się lew ą ręką łodygę przy samej ziemi, odwraca wazonem do góry, przytrzym ując go

lutego grano ją po raz pierwszy, a nazajutrz posypały się recenzye dzienni­ karskie — z których mało które dowodziły, ocenienia należytego sztuki i

Wielkiem ułatwieniem dla zawodu aptekar­ skiego było by gdyby doń kobiety były przypuszczone, oddawna bowiem znaną jest rzeczą, że kobiety przy­ rządzaniu

Następnie mocną nitką lub cienkim szpagatem wiąże się włóczkę na brzegu tych kółek — po­ czerń można rozerwać kółka i wyrzucić; teraz sporządza się z

Dlatego też dobra gospodyni, pow inna dbać o utrzym anie zdrowia swoich domowników. Aby się z tego wywiązać, musi gospodyni wiedzieć czego w ła­ ściwie

C ukiernica papierow a. Można ją zrobić bardzo ła- j twym sposobem ; potrzeba tylko trochę papieru telegrafi­ cznego i parę skrawków kolorowego. Bierzemy dwa