• Nie Znaleziono Wyników

Tradycje świąteczne w domu rodzinnym - Krystyna Płatakis-Rysak - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Tradycje świąteczne w domu rodzinnym - Krystyna Płatakis-Rysak - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

KRYSTYNA PŁATAKIS-RYSAK

ur. 1924; Lublin

Miejsce i czas wydarzeń dwudziestolecie międzywojenne

Słowa kluczowe dzieciństwo, rodzina i dom rodzinny, tradycje rodzinne, tradycje świąteczne, święta, Wielkanoc, Boże Narodzenie, wigilia, potrawy świąteczne

Tradycje świąteczne w domu rodzinnym

Mój ojciec pochodził ze wsi. Był najmłodszym synem z dziewięciorga chyba rodzeństwa, synem tak zwanego wyzwolonego chłopa na Podlasiu, już od chyba dwóch pokoleń nie był chłopem pańszczyźnianym. I na tym terenie panowały bardzo ciekawe tradycje – na przykład zabawa „taczanki” w czasie Wielkanocy. Co to było?

Oczywiście wszyscy mieli dużo jajek malowanych, kraszanki i inaczej ozdobione, i kładło się deskę czy coś takiego, w naszym domu to się odbywało przy pomocy dużej książki, monografii Jana Sobieskiego, była taka duża czerwona książka oprawiona w płótno, kładliśmy to oparte o poduszkę, o jakiś jasiek i te jajka spuszczaliśmy po tej pochylni. I cała historia polegała na tym, żeby udało się takie jajko spuścić tak, żeby to trafiło w jajko, które wcześniej gdzieś się potoczyło, wtedy to jajko wygrywało. I to był obyczaj przeniesiony z rodzinnej wsi mego ojca. A drugi, to chyba dosyć powszechnie znany, bo zabawa w zbitki. Znacie to? Też jajka. Tylko ciekawa historia, ojciec zawsze wygrywał, a to było dlatego, że my jako dzieci nie wiedzieliśmy dlaczego ten ojciec wygrywa. Bo my braliśmy jajko tą szerszą częścią do góry, gdzie jest komora powietrzna, a ojciec brał jajko tym ostrym czubkiem, i zawsze trafiał w komorę powietrzną i ja zawsze przegrywałam, wtedy ojciec się strasznie cieszył, ja trochę mniej…

Jeżeli chodzi o potrawy świąteczne… nasza wigilia to była zawsze zupa grzybowa z łazankami, bo tutaj na Lubelszczyźnie był raczej barszcz czerwony. A u nas zupa grzybowa z prawdziwków taka pachnąca, z łazankami, następnie, bardzo ważne, najważniejsze to były pierogi z kapustą i z grzybami, łamańce z makiem, no jakiś karp smażony. Więc najważniejsze były pierogi z kapustą, bo to się łatwo jadło i było bardzo smaczne, natomiast karp smażony – to były ości, to młodsze pokolenie miało trochę problemów z tym. No oczywiście później jakieś tam słodycze, orzechy, ciastka, pierniczki, ciasto makowiec, w każdym razie najważniejsza była zupa grzybowa i pierogi z kapustą i grzybami. Ja potrafiłam tego zjeść całą masę. Tak że to, no ale to

(2)

była tradycja, która chyba miała mieszane źródło, bo i z Podola, i z Mokran, powiedzmy sobie, z tego Podlasia, trochę może i z Lublina – z Lubelszczyzny, więc ja nie wiem gdzie ulokować korzenie tych obyczajów. Ale ta zupa grzybowa była i w Poznaniu, i na Śląsku w Mikołowie gdzie mieszkaliśmy, tak że niezmiennie, tego rodzaju obyczaj u nas panował.

Data i miejsce nagrania 2004-04-02, Lublin

Rozmawiał/a Monika Pytlarz, Dominika Jakubiak

Transkrypcja Marta Kubiszyn

Redakcja Maria Radek

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wobec tego ojciec odwiózł babcię z moją młodszą siostrą, która wtedy lat miała sześć, na wieś do Wilczopola, gdzie była znajoma nauczycielka, która też

Co rano do toalety, to była latryna, wykopany głęboki dół, nad tym na dwóch pieńkach, drążek, można sobie było na tym drążku przysiąść, załatwić się,

Cała rodzina mojej matki przyjechała w te strony, bo chodziło o naukę w języku polskim, a na Podolu nie było takich możliwości – to był zabór rosyjski i dopiero

Bardzo mi się ta szkoła podobała – duża, były sale przedmiotowe, gabinety przedmiotowe i co bardzo sobie ceniłam – była sala gimnastyczna i dostęp do

Przyjeżdżała do nas siostra mojej mamy, którą bardzo lubiłam, była bardzo wesoła, skończyła wychowanie fizyczne, ale nie wiem jak ta uczelnia się nazywała i gdzie ona była,

Ukalili, ukalili, Tahiti, Tahiti, Hawaj bóg Czasem bóg Papawaj bywa mściwy, I w okrutny wtedy wpada gniew, Palce kurczy, nowych ofiar chciwy, Leje się na wyspach Hawaj krew..

Niestety, wtedy, kiedy następowały zmiany nazw ulic już w okresie Trzeciej Rzeczpospolitej, ktoś pomylił Kazimierza Wyszyńskiego – adiutanta Marszałka, z jakimś Rosjaninem

Prawdę powiedziawszy, nie bardzo nam się ta forma odzyskania tych ziem podobała, zwłaszcza, że tutaj było powiązanie z Hitlerem i aneksją przez niego tych terenów