• Nie Znaleziono Wyników

As. Ilustrowany magazyn tygodniowy, 1939, R. 5, nr 29

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "As. Ilustrowany magazyn tygodniowy, 1939, R. 5, nr 29"

Copied!
31
0
0

Pełen tekst

(1)

N r . 2 9

16 L I P C A 1 9 3 9 R O K U C E N A 4 0 G R O S Z Y

M nute T udoiuii ...

J a n e W y m a n . Fot. S co tty W e lb o o rn e

-

: 0

(2)

H o& ietd

W D A W N E J P O L S C E

*

S tosunkom tow arzyskim naszego k ra ju sp rzy jało w w iekach śred n ich ruchliw e życie d aw nej szlachty, elekcje i sejm iki, licznie rozgałęzione i skoligacone fam ilje, p o ­ czucie so lid arn o ści oraz b ra k dogodnych za­

jazdów . S zlachta b ard zo często się od w ied za­

ła, a to zarów no w dnie pow szednie, ja k w św ięta oraz w d n ie jubileuszow e i t. p. K w i­

tło też w ów czas b u jn e ż.ycie tow arzyskie.

D uszą zaś ówczesnego życia salonow ego była kobieta. Ł oziński w dziele p. t. „Życie polskie w d aw nych w iek ach “ , p o w iad a o niew ieście naszej, że była „n ajw d zięczn iej­

szą ozdobą i n a jp o n ę tn ie jsz ą p rz y p ra w ą p o l­

skiego sto łu “. W ow ych czasach k u rtu a z ji i g a la n te rji uw ielbienie dla dam było w ielkie.

„W m yśl zasady, że n iew iasta jest jak b y o b ­ razem M atki N ajśw iętszej, m ężczyzna z n a ją ­ cy sav o ir vivre, p rzy k lęk ał p rzed n ią na k o ­ la n o “ — pisze W acław K osiński w dziele

„Z w yczaje i obyczaje w d aw n ej P o lsce“, nie w ażył się usiąść obok k o b iety w k arecie, lecz h a sa ł obok na k o n iu lub sta w a ł n a stopniach p ojazdu, a chcąc ucałow ać rą c z k ę niew ieścią, w yciągał sw o ją p rz y k ry tą czapką. Co się ty ­ czy całow ania rą k , to stosow ali je m ężczyź­

ni ty lk o w zględem niew iast sędziw ych lub m łodych p an ien . W liczniejszem gronie m u ­ siał m ężczyzna często obejść cały rz ą d n ie ­ w iast i nie p o m in ąć żad n ej. Jeśli ch cia ł k tó ­ rą ś p an ią w yróżnić szacunkiem , zdejm ow ał rękaw iczkę. Ś ciskanie k o lan stosow ali p a ­ now ie ty lk o w zględem d o sto jn y ch w pow ie­

cie m atro n , n. p. w zględem w ojew odzin, cza­

sem stosow ali ten zw yczaj w zględem dziew i­

cy pow ażnego ro d u , z w dzięcznoci lu b w d o ­ w ód uznania. N iew iasty zaś nasze, ta k przez m ężczyzn w yw yższane, d b ały b ard zo o swą godność. W ow ych bow iem czasach su ro w o ­ ści obyczajów , przestrzeg an o sk ro m n o ści n ie ­ w ieściej i sta ra n o się trzy m ać je zdała od m ężczyzn. To też przy w ielkich ucztach z a j­

m ow ały m iejsca przy osobnym stole, czyli—

ja k pow iada B ru ck n er w „D ziejach K u ltu ­ r y “ — „w m ęskiem to w arzystw ie (oprócz tańców ) udziału nie b ra ły , chyba w w ieku statecznym zaw ołane gospodynie do pew nej chw ili przed k rą żen iem „p ełn y c h “ do stołu z a sia d a ły “. E tykieta bow iem i „bon to n “ ówczesny nie pozw alały kobiecie dużo pić.

To też podczas toastów zam aczały tylko usta w p u h a ra c h i k ielich ach z alkoholem , a re sz ­ tę w ylew ały na talerz. Jeśli pod koniec b ie ­ siady p an o w ał zbyt ożyw iony n a stró j, je d ­ n a z pań o b d arzo n a m elodyjnym głosem, chcąc przerw ać p ija ty k ę , zaczynała śpiew ać pieśń zw olna, inne zaś je j w tórow ały, aż ro z ­ m arzeni m ężczyźni w ch ó r zgodny złączyli się razem .

Jeśli p rzypadkiem zn alazła się w to w a rz y ­ stwie niew iasta płocha, ciesząca się niezbyt d o b rą opinją, n aty ch m iast od su w an o się od n iej i dokuczano je j tak długo, aż nie o p u ­ ściła tego dom u. W m iejscu, gdzie siedziała, odcinano kaw ałek obrusa, talerze, z k tó ry c h ja d ła , k łu to nożam i, a gospodarz dom u nie śm iał stan ąć w je j obronie.

U dział w to w arzystw ie m ogły b rać tylko niew iasty stateczne, dobrze w ychow ane i n a ­ d ając e się do k onw ersacji. Tylko panny, k tó ­ re w ychow ały się n a dw orze kró lo w ej (prze­

w ażnie córki m ożnow ładców ) znały się na etykiecie. U czono je ta m — ja k pow iada kazn o d zieja XV w ieku, M ichał z Jazło w ca —

„fry jo w n ie“ (czyli dw ornie) rozm aw iać, u- klonów , m ianow icie n a u k ło n m ęski o d p o ­ w iadać dygiem . Dyg był to u k ło n dam ski, połączony ze schyleniem k olan. S pecjalnie sp ro w ad zen i do P olski tan cm istrze fran cu scy udzielali na d w o rach p ań sk ich córom wiel- k o p ań sk im n a u k i tańców . Uczono także p a n ­ ny estetycznej form y jed ze n ia, m ianow icie

„m ałe kęsy k ra ja ć “ .

P rzy w spólnych biesiadach kw itła k o n w e r­

sacja, p o leg ająca na k om plem entach, szep­

tan y ch dam om przez m ężczyzn. P an o w ie d o ­ w cipkow ali, p an ie się odcinały. Nie b ra k b y ­ ło w śród m ężczyzn pochlebców , k tó rzy w p ięknych lecz kłam liw ych słow ach w ynosili u ro d ę dam bez w zględu n a w iek. „O tóż raz pew ien m łodzieniec zaszczycał k o m p lem en ­ tam i pew ną sta rą m atro n ę. Ta je d n a k zw ró ­ ciła m u uw agę, że jest ju ż za sta ra na to, a by być piękną. Na to m łodzian o dpow ie­

dział, że anioły Bóg n a jd a w n ie j stw orzył, a je d n a k są n ajp ię k n ie jsz e “ — pisze M acie­

jo w sk i w dziele „P olska i Ruś pod w zglę­

dem zw yczajów i ob y czajó w “.

D osadny p rzy k ład trafn eg o dow cipu n ie­

w ieściego p o d a je G órnicki w „D w orzaninie":

„D am a je d n a na biesiadzie p rzym ów iła d w o­

rzan in o w i, żeby się alb o do m uzyki przysiadł, albo tańcow ał, albo rozm ow ą ja k ą z p a n ­ nam i baw ił, n a co on je j odpow iedział, że to je st lek k ich ty lk o ludzi dzieło, a nie jego ćw iczenia rzem iosło. Spytała go na koniec p an i: — a to rzem iosło W . M. jak ież wżdy jest? Na co on nasyciw szy p ierw ej postaw ę srogą, odpow iedział: — W e k rw i n ie p rz y ja ­ cielskiej — praw i — brodzić, a sw ej nie ż a ­ łow ać. Rzekła zatem p an i: M nichy się z d a ­ ło, poniew aż teraz w ojny nie m asz, abyś 'ó . M. d a ł się czem Ilustem nam azać, a ze zb ro ją i tern w śzystkiem , czego W. M. p rze­

ciw ko nieprzyjacielow i używ asz, dał się gdzie do szafy schow ać, aż do tego czasu, kiedy w o jn a będzie, abyś W. M. b a rd z ie j niż teraz nie zard zew iał“ .

J a k z podanych w yżej p rzy k ład ó w w y n i­

ka, niew iasty nasze m im o, że nie po siad ały tego w ykształcenia, co n. p. W łoszki, po tra- fiły się i w salonie znaleźć i rozm ow ę p o d ­ trzy m ać i dostosow ać do etykiety.

A teraz p rzy jrzy jm y się d aw n y m zabaw om i grom tow arzyskim . Zaznaczyć należy, że osią w szystkich zabaw sta ro p o lsk ic h była niew iasta. N ajm ilszą zabawią m łodzieży o b o j­

ga płci były w ow ych czasach tańce. Z nano w ów czas n a stęp u jące tańce: gniew us, do- bruszkę, h a jd u k i w yrw a niec. T ańce te były b ard zo skoczne. D orobuszka lub d ró b uszka polegała na tern, że tan ce rze ud erzali czołem przed p a rtn e rk ą , k ształtn ie się w yw ijali i s k a ­ cząc, o taczali ją kołem . W ta ń c u gniew us tan cerz, p o su w ając się ku p a rtn e rc e , gonił ją lub m ijając, udaw ał, że je st n a n ią zagniew any. W yrw aniec polegał n a tern, że p a ra tań cz ąca ująw szy się, w odziła się niby za nosy. „Z daw ało się, że uczestnicy tańczyli dla p okuty do upadłego, co raz p ręd zej ob­

ra c a ją c się w k o ło “ — pisze M aciejow ski.

Z aw rotnym m łynkiem kończyły p a ry swój taniec.

Z obcych tań có w znane były u nas: pad- w an, g alard a, pasam ez, k a p ró la i bergam asz- ka. Na Rusi tańczono t. zw. „ p ry siu d y “ . Był też zw yczaj, że p an ie sam e tańczyły. T ań ­ czono przew ażnie bez śpiew ów lub p o d śp ie­

w yw ano podczas tań có w „k o w ala“ .

Po skończonych tań ca ch p rzeb ierali się m ężczyźni za lek arzy w b ire ty i dla kroto- chw ili ściskali silnie rączk i sw ych p artn erek , aby się p rzek o n ać, czy p u ls dobrze bije. S tar­

si panow ie zab aw iali się p łatan iem niew ia­

stom figlów . U rządzali różne gry i zabaw y w sadzie, n. p. grę w „ k o ta “, zabaw ę w „gą­

sk ę“ , grę w „zielone“ . P o zabaw ach opo­

w iad an o sobie różne d y k te ry jk i i pow iastki.

K to ch cia ł gościa dobrze p rzy jąć, m usiał go nie ty lk o uraczyć w sp a n ia łą ucztą, ale też u rząd zić m ask arad ę. P an i p an i dom u gło­

wili się często n ad tern, ja k i kogo p rzebrać za m aszk arę. M aszk arn ik a u b ie ra n o ja k n a j­

d ziw aczniej, w ró ż n o ro d n e barw y. T ak p rze­

b ra n y n ia s z k a rn ik u d aw ał błazna, tańczył z lu tn ią w ręk u , albo też pow ażnie stąp ał, n a ­ śla d u ją c i p rz e d rz e ź n ia ją c się starośw ieckim , h isto ry czn y m postaciom , zaró w n o świeckim ja k i duchow nym . Z w yczaj u rz ą d z a n ia m a­

sk a ra d zo stał sp ro w ad zo n y do Polski z W łoch. Zabaw ę tę obm y ślan o sp ecjaln ie w ce­

lu p rzy p o d o b an ia się niew iastom , poniew aż p rz e b ra n y za błazna m ężczyzna m iał łatw y dostęp do p ań czyli — ja k pow iada G órnic­

ki w „ D w o rzan in ie“ : „dla m iłości i zabaw y z białogłow am i d z ie ją się m a s z k a ry “ .

Szczególnie w esoło b aw iła się młodzież szlachecka w dnie zap u stn e. Z abaw a za­

pu stn a zw ała się kulikiem i polegała n a tern, że m łodzież obojga płci, p ięk n ie przebrana, zaje żd żała hucznym orszak iem konno lub sańm i do dw orów , p o szu k u jąc niby ptaszka- k u lik a; zabaw iw szy ja k iś czas, zb ierała się, by n iesp o d zian ie w paść do innego dw oru.

M iłą i u lu b io n ą przez m łodzież ro zry w k ą było polow anie, w k tó re m b ra ły też udział niew iasty, n ie k tó re bow iem u m iały ju ż w te­

dy i konia dosiąść i oszczepem w ładać.

N ajw eselej b aw iła się m łodzież obojga płci na d w o rach m ożnych panów . Cały dzień p ra ­ cując, z b ierała się służba żeńska i męska 0 zm ierzchu n a w spólną pogaw ędkę. Dwo­

rzan ie szydzili z p anien, te zaś chcąc iin o d ­ płacić p ięk n y m za n ad o b n e, ośm ieszały ich tak, że m łodzian ta k i p raw ie b łazn e m się s ta ­ wał. P a n n y bow iem w yśm iew ały jego chód, w zrok, u b ió r i sposób noszenia szabli. Nad p rzyzw oitością ty ch zabaw m iała nadzór och m istrzy n i dw oru.

W d w o rk ach szlacheckich spędzano ró ­ w nież zim ow e w ieczory b ard zo w esoło. Pani dw orska sp ra sz a ła często dziew ki w iejskie na p rz ą d k i i ta k przy k o ło w ro tk u o p o w iad a­

no p ow iastki i b aśn ie ludow e i śpiew ano pieśni.

Życie n aszy ch p rzo d k ó w tętn iło w erw ą 1 rytm em . S p rzy jały tem u w aru n k i ek o n o m i­

czne naszego k ra ju ,a w ięc ogólny dobrobyt, w pływ ający w znacznym stopniu na bez­

tro sk i hum or.

mgr. Aniela Barszakowa.

2 A S

(3)

I Ł U S T R O W A M Y M A G A Z Y X T Y C O D K I O W *

Z A ŁO Ż Y C IE L I W Y D A W C A : M A R JA N D ĄBR O W SKI R E D A K T O R : J A N M A L E S Z E W S K I KIER O W N IK L IT E R A C K I: Ü U LJU SZ LEO KIEROW NIK G R A F I C Z N Y : JA N U S Z M A R JA BRZESKI ADRES REDAKCJI i ADMINISTRACJI: KRAKÓW, WIELOPOLE 1 (PAŁAC PRASY), - TEL. 150-80, 150-61, 150-62, 150-63, 150-64, 150-65, 150-68

KONTO P /K . O. KRAKÓW NR. 400.200.

PRZEKAZ ROZRACHUNKOWY Nr, 11 PRZEZ URZ. POCZT. KRAKÓW '

I L U S T R O W A N Y M A G A Z Y f t T Y G O P f l l O W l C E N A N U M E R U G R O S Z Y 4 0

PRENUMERATA KWARTALNA 4 ZŁ. 50 GR.

C E N A N U M E R U W L I T W I E 5 0 CT.

CENY OGŁOSZEŃ: W ysokość kolum ny 27 5 mm. — Szerokość kolum ny 200 m m . — Strona dzieli się na 3 łamy, szero k o ść łamu 63 mm. Cala s tro ­ na zł. 60 0 Pól strony zł. 300.1 m. w 1 łam ie 9 0 gr. Za ogłoszenie kolorow e doliczamy dodatkow o 50»/o za każdy kolor, prócz zasadniczego. Żadnych zastrzeżeń co' do m iejsca zam ieszczenia o g łoszenia nie przyjm ujem y

N um er 29 N ied ziela . 16 lip c a 1939 R o k V

A SY N C M E t tU 2 9 -G O s

TEATR „PIĘC IU W IO SEN “ . P ostulaty, k tó ry c h n ieraz nie u- dało się zrealizow ać w teatrze dla dorosłych, zo stały urzeczy­

w istnione w teatrze dla dzieci, które b io rą w p rzed staw ien iu , nietylko ja k o a k to rz y ale też jako w idzow ie, niezw ykle żyw y

udział. Str. 4—5.

iMYSZKA I PARMEZAN.

B ajeczka w guście La F o n tai- n e a ilu stro w a n a niezw ykle do- w cipnem i zdjęciam i. Str. t l .

t m

MALCZYCE — SALON LITERACKI X VIII W IEKU.

0 p ięk n ej rezy d en cji w schod- nio-m ałopolskiej, k tó ra w XVIII w ieku sta ła się siedzibą k u ltu ­ ry to w arzy sk iej i k u ź n ią licz­

nych n ieraz b ard zo u d an y ch w ierszyków , „lżejszego k a lib ru “ . Str. 12.

a m

W IM BLEDON — MEKKA TEN ISISTÓ W .

Jak sły n n y k o rt tenisow y na którym ro k ro czn ie g ry w a ją n a j­

tęższe ra k ie ty doszedł do sw o­

jej obecnej ro li i ja k tenis zy­

skiw ał z ro k u na ro k cqraz więcej adeptów , Str. 15.

a m

WYMOWA JE D N E J KROPLI...

R eportaż fo to g raficzn y , k tó ry u- k azuje n am ja k ie znaczenie w życiu może m ieć je d n a k ro p la wody, a tra m e n tu , k rw i lu b le­

k arstw a i ja k ie m ożna snuć nai ten tem at reflekcje. Str. 16— 17.

RAFAŁ SCHERMANN OPOWIADA...

Z teki psychografologa.

Str. 19—20.

a m

1'rzebój m uzyczny „Asa“ . OCZEKIW ANIE) W alc angielski. Słow a K azi­

m ierz E rw id. M uzyka Gustave

Susquine. Str. 22—23.

■ =

WYBIERAMY SIĘ NA WŁÓCZĘGĘ...

Dalszy ciąg p ra k ty c z n y c h w sk a ­ zówek dla turystów . Str. 26—(27.

Nowele- — D ział filatelistycz­

ny. — Moda damska i męska.—

Gospodarstwo dom ow e. — H u­

mor i rozrywki u m ysłow e.— To co najcelniejsze w literaturze,

na scenie w radjo.

f?

W i d e W o r l d - L o n d y n .

„I w tym roku nie zo stan ę m istrzynią św ia ta " — m y śli sob ie z a p e w n e Jad w ig a jęd rzejo w sk a, k tóra w idzim y n a n asz em zdjęciu (n a p ra w o ) — g ra tu lu ją c a Alicji M arb le zw ycięstw a. Mimo tej p orażki p rz y p a d n ie Jadw idze Jędrzejow skiej w bieżący m

roku conajm niej p ią te m iejsce w k la sy fik a c ji św ia to w e j (patrz stro n a 15).

AS *3

(4)

liahno okropności.

Dzieci p atrzące na tego ro d zaju sceny dostaw ały sp azm a­

tycznego płaczu i trzeba je było czem- pręd zej w yprow a­

dzać z, teatru . J a k b ard zo p o p u larn em je st k arm ie n ie dzie ci w ta trz e s tr a ­ chem grozą i. p rz e ­ rażen iem św iadczy o tern fakt, iż n a ­ w et p isarz o n a ­ p raw d ę złotem se r­

cu, o d zn aczający się n ajtk liw szem i uczu ­ ciam i ludzkiem i ja k K ornel M akuszyń­

ski nie u c h ro n ił sfę do n a p is a n ia sztu ­ ki dla dzieci p. t.:

„P rzy jaciel wesołego d ja b ła “, w k tó re j odby­

w ały się na scenie m ęki i to rtu ry . W czasie przed staw ień te j sztuki w teatrze L etnim w W arszaw ie n ierzad k ie były w y p ad k i h iste ­ rycznego płaczu dzieci.

Nie znaczy to, iżby ludzie te a tru w P o l­

sce nie podejm ow ali p rób w k ie ru n k u stw o­

rzen ia w łaściw ego te a tru dla dzieci. Spra- wa była niezw ykle tru d n ą . T e a tr „ p raw d zi­

w y" (dla dorosłych) ma ty siącletn ią tr a d y ­ cję; p rzeszedł on tyle zm ian i dośw iadczeń, iż dzisiaj, m im o dalszych ew olucji teatru , zaw sze m ożem y sobie ja s n o w ytknąć cel, do którego dążym y. Dla o cen ia n ia jego w y­

siłków’ i osiągnięć istn ie je in s ty tu c ja k ry ­ ty k i prasow ej, istnieje tysięczna rzesza wo­

dzów, z k tó ry m i d y re k to r te a tru , reżyser, a u to r i a k to r, b ezpośrednio lub pośrednio, bez tru d u m oże się porozum ieć Dla p rz e p ro ­ w ad zen ia celów w ysoce arty sty cz n y ch lecz kosztow nych, służą p o p u la rn e n a całym św iecie subw encje dla teatrów ’. Tego w szy­

stkiego niem a te a tr dla dzieci. Ani ty siąclet­

n iej tra d y c ji, an i k ry ty k i i subw’encji. B rak k ry ty k i, ta k w ażnego bodźca do tw órczych w ysiłków , p o d k reślam tu ta j w d w o jak iem znaczeniu; nie z a jm u ją się teatrem dla d zie­

ci k ry ty cy te a tra ln i (m iędzy n am i m ów iąc niew iele m ieliby tu — ja k o znaw cy sztuki, a nie dzieci — do powdedzenia), ale niem a

ednem z n a jb a rd z ie j cie­

k aw y ch zagadnień teatru , czekającem w ciąż jeszcze n a w łaściw e i w yczerp u ­ ją c e om ów ienie jest p r o ­ b lem te a tru dla dzieci.

W spraw’ie tej istn ie je — zw łaszcza u nas — pew ­ n e pom ieszanie pojęć. Na- ogół n ie o d ró żn ia się p rzed staw ień dla d zie­

ci od te a tru dla dzieci. Nie zdajem y so ­ bie pozatem d o k ład n ie sp raw y z granicy, ja k a istnieje, czy też ja k ą n ależ y w y tk n ąć p om iędzy te a tre m d la dzieci w w ieku p rz e d ­ szkolnym , a te a tre m dla m łodzieży szkolnej.

T ru d n o m ów ić o h isto ry czn y m p o czątk u te ­ a tr u dla dzieci i m łodzieży w Polsce. S p ra ­ w a ta je st w k ażd y m razie — jeśli chodzi 0 w iek — ju ż p rzed w o jen n a. Jeśli sięgniem y p am ięcią w tę przeszłość, cóż zauw ażym y?

S tan d arto w y , szablonow y re p e rtu a r w ro d za­

ju : „O dsieczy W ie d n ia “, „O brony Częstocho­

w y“, „M ajstra i c z e la d n ik a “, sztuk, które gryw ano w różn y ch te a tra c h dla dzieci i m łodzieży n ie dlatego, że były to u tw o ry n a ­ pisan e dla dzieci i z m y ślą o n ich tw orzone, lecz raczej ze w zględu n a za w a rte w nich p ierw iastk i p atry jo ty c z n e i dydaktyczne.

P rzy zn ajm y też szczerze, że n a przedstaw ie­

n iach tych, p am iętan y ch z czasów dziecię- ..cych, o k ru tn ie nu d ziliśm y się, w ym yślając w d u ch u nauczycielom i rodzicom za ro z ­ kaz p ó jścia do teatru .

P ró b o w an o rów nież „uszczęśliw ić“ dzieci w idow iskam i, jak o b y specjalnie dla nich n a ­ pisanemu, a w ięc p o p u larn em i jasełk am i 1 b a jk am i. Ileżto razy na tego ro d z a ju w i­

dow iskach w idzieliśm y sceny n ap raw d ę n ic nie m ające w spólnego ze szczęściem dziecka.' D zieciom p o k azy w an o djab łó w pory w ający ch H eroda, t. zw. „niegrzeczne“ dzieci Smażące się w p iek ieln y m kotle, czarow nice, w ilka, w k tó reg o b rz u c h u siedziała p o łk n ięta i nie- stra w io n a jeszcze b ab cia i różne tym po-

4 AS

rów nież k ry ty k i ze stro n y n a jb a rd z ie j z a in ­ tereso w an ej, ze stro n y dzieci, k tó ry c h n ik t nigdy o zd an ie nie pyta. W śród w sp o m n ia­

nych p ró b w ym ienić należy w ysiłki stwro- rzen ia te a tru dla dzieci p o d jęte wr latach po w o jen n y ch przez znanego a u to ra ś. p. L i­

pow skiego. T e a tr ten m iał duże pow odze-

(5)

nie; p ro w ad zo n y byt siłam i a k to rsk im i t. zn­

iż w szystkie role grali aktorzy.

S tw orzyła leż sp ecjaln y te a tr dla dzieci

„ R ed u ta“, k tó ry je d n a k przeistoczył się w krótce w typow y te a tr szkolny p rz e z n a ­ czony d la m łodzieży szk o ln ej; prow adzi go Ew a K unina.

D orywcze p ró b y przedsięw zięli a k to rzy : M ałkow ski i Życki. P rzez ja k iś czas czynny był w W arszaw ie w lo k alu P o m a ra ń c z a m i głośny te a tr d la dzieci „ J a s k ó łk a “ p ro w a ­ dzony przez p a n ie : S trzelecką i S larską, k tó ry m im o subw eucyj, zak o ń czy ł swój ż)’.

wot w ielkim deficytem . D aw ał on piękne w idow iska bogato w ystaw ione, pełne je d n a k sym boliki i tru d n e d la um ysłow ości dziecka.

W W arszaw ie są dziś czynne trzy stałe teatry dziecęce: „N asz te a tr “ dla m łodzieży starszej, te a tr k u k iełek „ B a j“ i w reszcie s ta ­ ły „ T e a tr D la D zieci O rty m a“, k tó ry w bie- żącym m iesiącu obchodził sw ój zaszczytny dziesięcioletni ju b ileu sz trw ałego istnienia.

T e a tr dla dzieci O rtym a i d ziałaln o ść jego założyciela d y re k to ra , reży sera, a u to ra i a k ­ to ra w je d n e j osobie T ym oteusza O rtym a- P ro k u lsk ieg o stan o w ią oddzielny i n a jw ię k ­ szy przy tem ro zd ział w d ziejach te a tru dla dzieci; w p ersp ek ty w ie h is to rji teatru p o l­

skiego stan ie się on niew ątpliw ie sam o ­ dzielną ciek aw ą księgą.

O rlym , poeta i ak to r, a przy tem d o b rj o rg a n iz a to r w ielu objazdow ych im p rez te ­ a traln y ch , od pierw szych la t sw ojej d z ia ła l­

ności dążył do stw o rzen ia takiego te a tru dziecięcego, k tó ry b y w całej pełni zasługi­

wał n a sw oje określenie. P o cząte k jego d z ia ­ łalności w tym k ie ru n k u sięga ro k u 1923.

m ija w ięc już piętn aście la t stały ch d o ­ św iadczeń w ściśle o b ran y m k ie ru n k u , p o ­ zbaw ionym w szelkiej p rzy p ad k o w o ści i w y­

zyskiw ania ta k ie j czy in n ej k o n iu n k tu ry . O w arto ści przedsięw zięć stan o w i ich j a ­ kość n ie ilość. Sukcesy o rg an izacy jn e O rty ­ ma w y ra ż a ją się je d n a k w ta k im p o n u ją ­ cych cyfrach, iż nie sposób je pom inąć.

W y g ląd a ją one n a stę p u ją c o :

P rzez pierw szych pięć la t T e a tr dla D zie­

ci O rtym a był im prezą raczej objazdow ą.

W n astęp n em dziesięcioleciu u sad o w ił się na stałe w W a r­

szaw ie, o statn io w T eatrze W ie l­

kim, gdzie daje reg u larn ie dw a p rzed staw ien ia tygodniow o. O- gółem w ciągu całego p ię tn a sto ­ lecia zo rg an izo ­ w ał O rtym z gó­

rą dw a tysiące przedstaw ień, które o b ejrzało m iljon d w ad zie­

ścia tysięcy w i­

dzów. Z ty ch — blisko dw ieście tysięcy ubogich dzieci, k tó ry m rozdaw ano b ile ­ ty bezpłatnie.

Cel w y tk n ął O rtym sw em u teatro w i b ard zo p ro sty — dać dziecku w czasie p rzed staw ien ia teatraln eg o dw ie godziny p ra w ­ dziw ej rad o ści i śm iechu. Z ap y ­ tan y o ideę sw e­

go te a tru O rtym odpow iada zw y­

kle b a rd z o k ró tk o : — H asłem m ego teatru są słow a dw óch w ielkich ludzi. Nasz W ielki Budowniczy po w ied ział „Żywiołem szczęścia jest śm iech. A im b a rd ziej nazy w am y go dziecinnym , tem w ięcej je s t w nim szczę­

ścia, tern więcej jest w n im nieba na ziemi.

Pozwólcie śm iać się dzieciom śm iechem od­

rodzenia, sk o ro sam i tego nie u m iecie“ . W p ra k ty c e O rtym tr a k tu je te a tr dla dzie-

T y m o te u s z O r ty m w r o li m y ś liw e g o ze sw y m u lu b ie ń c e m , p ię k n y m b e r n a r d y n e m , w y s t ę p u ­ ją c y m c z ę s to n a s c e n ie „ T e a tr u p ię c iu

w io s e n “ .

F in a ł II I -e g o a k tu b a śn i „ K r ó le w n a ś n ie ż k a “ . Z D J Ę C I A M A G A Z Y N „ A S " .

ci ja k o w spólną serdeczną zabaw ę sceny z w idow nią. O drzuca zbyteczne m o rały i d y ­ daktyzm , k tó re d aw k u je tylko b a rd z o nie- spostrzeżenie, ja k gdyby m im ochodem . Do um ysłów i serc dzieci tra fia w yłącznie przez

śm iech. Ze sw ych b aśni i legend, O rtym w y­

elim inow ał zupełnie w szelkie okropności, Baby Jagi i sm oki. Czerwonego K a p tu rk a gra z w ilkiem , ale bez ro z cin an ia m u b rz u ­ cha. K rólew nę Śnieżkę bez p o tw o rn e j i w zbudzające paniczny strach czarow nicy.

W y d aje się nam , iż droga ta je st n a jw ła ­ ściwsza. Dziecko m a dość m orałów i n a u k i w szkole i w dom u. Zabaw ę nie zaw sze um ie i może sobie należycie zorganizow ać;

potrzebne do tego je st przedew szystkiem to ­ w arzystw o inn y ch dzieci, o k tó re często jest trudno. Dziecko zaś, k tó rem u d o starczy m y b eztro sk iej, pięk n ej i w esołej zabaw y staje się szczęśliwe.

N iem a słów, k tó re m i dałoby się opisać ra?

dość dzieci, z ja k ą p rz y p a tru ją się p rz e d ­ staw ieniom T e a tru O rtym a. Kto z dorosłych raz jed en o b ejrzał to, co się dzieje w cza­

sie ty ch przedstaw ień, staje się fan aty czn y m w ielbicielem tego te a tru . Budzi się w nim podziw dla pro sty ch i szczerych, a niezw y­

kle skutecznych m etod p. T ym oteusza.

R ealizują się w ty m teatrze niedościgłe m arzen ia w szystkich k o n fe ra n sje ró w i reży ­ serów : n aw iązu je się t. zw. „bezpośredni k o n ta k t“ w idow ni ze sceną. Ale w jak im że w spaniałym stopniu! R ozbaw iona dzieciarnia siedząca n a w idow ni rozm aw ia n a głos z a k ­ toram i, śm ieje się z nim i i baw i.

Pyszny je st n a p rz y k ła d n a stę p u ją c y n ie ­ zaw odny „ch w y t“ O rtym a: O dbyw a się na scenie (dekoracja w yobraża las) p o szu k iw ą.

nie królew ny, k tó ra zb ierając jag ó d k i zab łą­

dziła. S zukający je j rycerzy k stoi b ezradny i zap y tu je w reszcie dzieci na w idow ni:

— Gdzie poszła królew na, tam, czy tam ? — p okazuje przy tem na lew e i p raw e kulisy.

— T aaaam !!! — w oła chórem cała w idow ­ nia, p o w stając z m iejsc i w ysiągając rączk i w praw o.

R ycerzyk u d aje, że nie zro zu m iał i biegnie w lewo. N a sali ch ó raln y śm iech.

„B ezpośredni k o n ta k t“ n aw iązan y i trw ać tak będzie ju ż całe dw ie godziny, gdy w d o ­ d atk u k ilk ad ziesiąt dzieci z w idow ni z o sta ­ nie zaproszonych n a scenę, aby i one p o ­ szukiw ały w lesie królew ny, radość, szczę­

ście i śm iech nie m a ją granic.

P rzew ażnie z resztą w T e a ­ trze O rtym a g ra ­ j ą dzieci. O rtym p rz y ją ł zasadę, iż wT jego s z tu ­ k ach ro le d o ro ­ słych g ra ją d o ­ ro śli — w śród n i c h p rzed e­

wszystkiem" sam O rtym , zaś role d z i e c i g r a j ą dzieci.

Skąd O r t y m b i e r z e sw ych n ajm ło d szy ch a k t o r ó w ? Z g łaszają się s a ­ mi! P rzy ch o d zą dzieci ulicy, ja k i dzieci p rzy sy ­ łan e w to w a rz y ­ stw ie b o n y czy lo k aja.

W szystkie są zn ak o m ity m i a- k to ra m i. M ają d o sk o n a łą p a ­ mięć. J a k op o ­ w iada O rtym — każd e z dzieci um ie do sk o n ale role w szystkich innych.

T e a tr O rtym a zdo b y ł sobie w ieloletnią i w y trw ałą p ra c ą pow szechne uznanie. W ie l­

kim p rzy jacielem i o p iek u n em te a tru je st p re m je r gen. S ław oj-S kładkow ski. Za zasługi na polu arty sty cz n em T ym oteusz Ortynw P ro k u łsk i o dznaczony zo stał sreb rn y m K rzy­

żem Zasługi.

Mgr. Koman Burzyński.

A S - 5

(6)

K Ą C I K F I L A T E L I S T Y C Z N Y

Nie b ra k dzisiaj r o ­ zm aitych now ości, któ re oglądam y obok na re p ro ­ d ukcji, ale to je st tylko cząstką tego, co ukazało się w o statn ich dniach.

D ostarczono n am bow iem jeszcze ciekaw e znaczki rosyjskie, ru m u ń sk ie .po­

św ięcone w ystaw ie no w o ­ jo rsk iej) a tak że F r a n ­ cja, k tó ra już teraz p o b i­

ła w szystkie re k o rd y ilo ­ ścią sztuk em itow anych w ciągu jednego sezonu — nie u staje n a d a l w „sza­

leńczym “ pędzie. W szysl- kie tygodniki p aryskie, k tó re p o sia d a ją działy fi­

latelistyczne zap o w iad ają w im ieniu sw ych czy teln i­

ków — o ile to tem po nie u stan ie — b o jk o t, w k tó ­ rym w ezm ą w o d p o w ied ­ n iej chw ili u d ział ta k a- m ato rzy , ja k i kupcy fi­

latelistyczni.

W ielu z n aszych p rz y ­ jació ł zbieraczy zaczęło już w ak acje — no i na w yw czasach je d n ą z n a j­

p rzy jem n iejszy ch ro zry ­ w ek jest w łaśnie p o rz ą d ­ kow anie i u k ła d a n ie tych zdobyczy, k tó re fila te li­

sta w ciągu ro k u u sk ła ­ dał. R ozpoczynam y więc dzisiaj pod ad resem p o ­ czątk u jący ch cykl w sk a ­ zów ek, om aw iających u- łożenie zbioru. Z ag ad n ie­

nie to pow inien sobie ro z ­ ważyć d o k ład n ie każdy, kto ty lk o p rag n ie się p o ­ w ażnie z a ją ć filatelisty k ą, a m am y nadzieję, że p rz y ­ d ad zą się także w ielu zaaw ansow anym , któ rzy chcieliby d o p ro w ad zić sw ój zb ió r do estety czn e­

go w yglądu.

1809:193

W g ó r n y m r z ę d z ie n o w a s e r ja lit e w s k a , w śr o d k o w y m i d o ln y m n o w a s e r ja r u m u ń sk a w y d a n a o o k a z ji 7 0 -le c ia z a p r o w a d z e n ia k o le i.

tfa U l\h r$ Ä 4 ii“i

W p ie r w s z y m r zę d z ie z n a c z e k s z w a j c a r s k i, w d r u g im , w ś r o d k u , z n a c z k i fr a n c u s k ie , po b o k a ch z n a c z k i e s t o ń s k ie , w k o ń cu n a d o le z n a c ze k n ie m ie c k i, w y d a n y z o k a z ji

7G -lecie is t n ie n i a D erb ó w n ie m ie c k ic h .

gdy o tw ierając album m u ­ simy brzegi o k ła d k i p rz y ­ trzym yw ać ciężark am i, u- m ieszczać p o d k ład k i, a sk o ro ty lk o zapom nim y o tern, alb u m zam y k a się z w ielkim im petem . N ieje­

den znaczek odlepia się w tedy, załam u je, lub może n aw et ulec ro z e rw a ­ niu.

F irm y , k tó re oszczędza­

ją na brzegach, tj. d ru k u ­ ją k a rtk i o b. w ąskim w e­

w n ętrzn y m m arginesie — p rzek lin an e są napew no nieraz przez nabyw ców (tego ro d z a ju k a rtk i nie u trz y m u ją się należycie w ró w now adze). D latego też m im o ta k m ałego obecnie w yboru, lepiej zaczekać aż n ad arzy się sposobność n ab y cia pierw szo rzęd n e­

go w yrobu. M ożna w p ra ­ w dzie zam ów ić sobie o- k ła d k ę u (dośw iadczone­

go) in tro lig a to ra , ale zalo trzeb a zapłacić już bardzo w ygórow aną cenę.

O kładka o system ie sprężynow ym je st bez­

w zględnie lepsza od „ ś ru ­ b ow ej“ , bo m ożna w yjąć w przeciąg u kilku sekund k ażd ą ż ą d a n ą k a rtk ę . Jest to b ard zo w ażne dla tych w szystkich, któ rzy u k ła ­ d a ją sam odzielnie znacz­

ki i m u szą niem al eo chw ilę dorysow yw ać pola d la now ości.

N ajczęściej spotykane są dw a ro d z a je album ów w P olsce (n iestety nie­

m ieckie). Ale i W itk o w ­ skiego w yroby p o p ra w ia ­ j ą się zn acznie z ro k u na rok, ja k też i inn y ch firm , n iem n iej je d n a k wobec

} W y ^ r c j V* ^

Oczywiście, że w szystko zależy od gustu, u p o d o b an ia, no i '„ te m a tu “ , czyli zak resu czasow ego i geograficz­

nego, ja k i o b raliśm y sobie, bo np. dla zbieraczy całego św iata, o ile tacy is tn ie ją , w łasnoręczne ułożenie — to p raca n a całe życie.

Z acznijm y od tego. co rz u c a się n a jp ie rw w oczy, a więc od okładki. P o okładce alb u m u m ożem y b o ­ w iem w yrobić sobie zd an ie o tern, ja k długo już oglą­

d an y zbiór istnieje. Naw et tak i dro b iazg : czy o k ład k a m a być jeszcze o p raw io n a w p ap ier, czy też nie, jest dosyć w ażny. Jeśli d an y tom je st tak gruby, że z a ­ w ierać może kilka tysięcy sztuk, to przez częste u ży ­ w anie, chcąc nie chcąc, m usim y go zabrudzić. W ted y lepiej już op raw ić go w p o rz ą d n y g ran ato w y lub zie­

lony p ap ier — ta k i sa,m oczyw iście dla w szystkich tom ów.

O kładka now oczesna pozw ala dzięki system ow i sp rę­

żynow em u lub śrubow em u n a w yjm ow anie k ażd ej k a r­

tki zosobna. N ajw ażniejszą je d n a k rzeczą, k tó rą pow inniśm y stw ie r­

dzić już przed k u pieniem album u, je st to, czy zam yka się o n a „ sa ­ m oczynnie". Ileż to bow iem sp raw ia nam k ło p o tu , a naw et irytacji,

Z n a czek U. S . A . w y d a n y z o k a z ji w y s t a w y ś w i a t o ­ w e j w N o w y m J o r k u .

b ezp o ró w n a n ia m n iejszej ilości nabyw ców tru d n o sta ­ n ąć im na poziom ie zach o d n io -eu ro p ejsk im .

F o rm a t w iększy co 33:30 cm w ygodniejszy jest przy zb io rach ogólnych, n ato m iast nieco m niejszy

(ä la Borek) u lu b io n y je st przez specjalistów . W a l­

b u m ach p rzezn aczo n y ch dla polskich znaczków z n a ­ cznie lep iej w y b ra ć sobie w p o czątk o w em sta d ju m zb ieran ia gotow y a lb u m z w y d ru k o w an em i polam i, n a to m ia s t przy sp ecjalizacji naszego w łaśnie k ra ju je st ju ż tak a ro zm aito ść system ów , że o d o rad zan iu pew nego szab lo n u nie m ożem y n a w e t m yśleć.

K olor o k ład k i pow inien być u trz y m a n y w to n ie spo­

k o jn y m . F irm y polskie, w y k o n u jące b a rd z o p o rząd n e o k ład k i sprężynow e, m ogą uczynić zadość każdem u w y m ag an iu k lije n ta . N ajlepiej pod tym w zględem w y­

gląda ciem n o -g ran ato w y lub zielony, ew n tu aln ie c z a r­

ny, wzgl. „ b o rd o “ . K om binacje b arw w zględnie tony ja sn e ro b ią w rażen ie niepow ażne.

N a grzbiecie o k ła d k i w sk azan em jest w yzłocenie n azw y k ra ju

w zględnie lite ry początkow ej. , , -n •

J a k w idzim y, n aw et ta k p ro s ta n ap o zó r sp raw a ja k w y b ó r o k ład k i

Z a p e w n i q z d r o w q c e r ę w a r t o ś c i o w e k r e m y

M A R Y M A Y E R

do nabycia: Centrala« W arszawa« K rólewska 2

oraz w p ie rw s z o rz ę d n y c h d ro g e ria c h w ca ły m Kraju

(7)

nasuw a dużo m ożliw ości, ta k że do dalszych zagadnień m usim y pow rócić ju ż przy n a j­

bliższej sposobności.

Z m iana przep isó w o w ym ianie znaczków w prow adzona przez w ładze niem ieckie, p o ­ ciągnie za sobą podro żen ie w szelkich no w o ­ ści T rzeciej Rzeszy. N aw iasem m ów iąc, znaczki niem ieckie, nie m ów iąc 0 au strjae -

kich, były bardzo poszukiw ane p r z e z ' p o l­

skich filatelistów . A nim ozje polityczne nie pow inny zresztą pociągać jak ich k o lw iek

„ sa n k c y j“ we filatelistyce.

T a k więc trzeba będzie płacić za znaczki niem ieckie po k u rsie 2,12 za 1 RM, o ile n ie­

zadow oleni z hitlerow skiego reżim u oby w a­

lcie. N iem iec nie b ęd ą w ysyłać p o tajem n ie

w iększych ilości seryj w k o p ertach . W k a ż ­ dym razie, dalek o tru d n iej będzie o trzy m ać egzem plarze czyste, a pojaw iły się za to m a ­ sowo egzem plarze kasow ane „grzecznościo­

w o“, bo nie p o d leg ają one w idocznie takiej ścisłej k o n tro li dew izow ej.

Witold Horain.

T R Z E Z W A

O s z c z ę d n o ś ć ] s k ł a d a n e s y s t em a t yc z n i e p o w i ę k s z a j ą się, l ec z o p a r c i e m w p r z y ­ s z ł o ś c i b ę d ą j e d y n i e w t e d y , g d y n i e z m a r n u j e m y ich p o d w p ł y w e m

chwi lowej zachcianki.

T r z e ź w a o c e n a r z e c z y wi s t o ś c i s tanowi n i e o d z o w n y w a r u n e k p o w o d z e n i a

w ż y c i u .

P. K. O.

P E W N O Ś Ć - Z A U F A N I E

(8)

„miss C M in g “

Priscilla Lane.

Fot. Sc o t t y W e l b o u r n e

(9)

F E L I X Z A N D L E R H U M O R E S K A

W „.Głosie A m ora“ u k azały się rów nocze­

śnie dw a ogłoszenia m atry m o n jaln e. Jed n o z n ic h . brzm iało: „S zukam pokrew nego se r­

ca, k tó re byłoby tylko d la m nie i przy mnie.

Pragnę poznać m ężczyznę, — an io ła, k tó ry potrafiłby m o ją u tę sk n io n ą duszę wywieźć w ra jsk ą dziedzinę u łu d y — tam , gdzie zapał tworzy cudy!... Chcę poznać m ężczyznę, k tó ­ ry m a serce i p o tra fi p atrzeć w serce... K an ­ dydat pow inien być sub teln y m i ro m an ty cz­

nym m arzycielem , k tó ry zro zu m iałb y śpiew mojej sk o ła ta n e j duszy i m ów ił ze m n ą o miłości. P an o w ie o gołębich sercach m a ją pierwszeństwo! — Zgłoszenia p od „M imoza^.

P. S. M am 10.000 zł.“ .

Kiedy ogłoszenie to przeczy tał p a n F ilon Sielankiewicz, pom yślał:

— N areszcie n a tra fiłe m n a sw ój ideał. Czu­

ję, że k o ch am „m im ozę“ ... J a k on a to p ię k ­ nie pisze: „Chcę, aby b y ł sub teln y m i ro m a n ­ tycznym m arzycielem , k tó ry zrozu m iałb y śpiew m o jej duszy...“ . O, tak! Jestem pew ­ ny, że zrozum iem śpiew je j duszy. Jestem rzeczywiście człow iekiem z in n ej planety!...

Kocham „m im ozę“ i o n a m nie pokocha. P o ­ sadzę cię, k o ch an a m im ozo, w doniczce mego serca, gdzie zakw itniesz w szystkiem i k o lo ra ­ mi tęcz}' i b ędę tę don iczk ę podlew ał w łasną krwią! Z w ielkiej rad o ści zaczął śpiew ać:

„O m o ja m im ozo, ro zw ijaj się!... O m o ja m i­

mozo, ro z w ija j się!...“ .

— Ach, ja k i ja jestem szczęśliwy!... — m o­

nologow ał — ale trzeba spaść z obłoków . Muszę n a ty c h m ia st nap isać do m im ozy... Mó­

wiąc to, u siad ł przy b iu rk u i list za chw ilę był gotów.

„O ty, do k tó re j serce m oje tęsk n iło od chwili, gdy ty lk o zaczęło bić!... — p isał pan Filon. — Mimozo — ja , k tó ry nie jestem godny być p y łk iem w kw iecie tw o jej k o ro ­ ny... p rag n ę stać się słupkiem , n a k tó ry m

oprze się kielich tw e- ...

go kw iatu... Z ak o ch a­

łem się m iipozo od pierwszego sp o jrzen ia

— na tw o je ogłosze­

nie. P o k o ch ałem cię miłością nigdy d o tąd nie p rzeczuw aną, k tó ­ ra przep ełn ia m o je s e r­

ce po sam brzeg!...

Czuję, że n ie zaznam spokoju, d opóki nie zobaczę cię, o ty w y­

śniona podczas bezsen­

nych nocy!... Jeżeli twoje Serce n ie je s t z głazu, to u litu j się nad tw oim u sy c h a ją ­ cym z tęsk n o ty Filo- menem i p rzy jd ź ju ­ tro o godz. 6 p o d h o ­ tel „ Im p e ria l“ . D la rozpoznania się oboje będziemy m ieli w r ę ­ ku kw iat m im ozy. Mo­

ja oferta je s t b a rd z o Poważna i gotów je ­ stem stan ąć z to b ą n a ślubnym k o b iercu , — choćbyś n a w e t nie iniała ty ch głupich

10.000 zł. i była zupełnie b ie d n ą dziew czy­

ną!... K ocham cię za tw o ją subtelność i nie dzisiejsze zasady... Dziś w nocy będziesz m i się śniła!... C ałuję rąb ek tw ej szaty i kreślę się z p raw dziw em pow ażaniem — T w ój na

w ieki F ilo n Sielankiew icz.

P. S. A pam iętaj! Abyś b y ła ju tro pod h o ­ telem „Im p e ria l“ koło zegara o godzinie 6-ej!

A drugie ogłoszenie brzm iało:

„P rag n ę poznać m ężczyznę b ru ta la i de­

spotę, k tó ry wie, czego chce. P o w in ien być silnym , rozsądnym , um iejący m realistycznie p atrzeć n a życie. Musi być •władczy i nie zn o ­ szący op o ru — m oże być naw et niegrzecz­

ny i opryskliw y. P an o w ie sportow cy m ają pierw szeństw o!... Z głoszenia ad reso w ać sub:

„K obieta W am p “ . M am 5.000 zł. Cel m atry- m onjalny.

Gdy to p rzeczy tał p an A dolf B oksiakiewicz, pom yślał:

— N areszcie n a tra fiłe m n a sw ój typ. Z aw ­ sze m arzyłem o kobiecie ä la M arlena D iet­

rich. Czuję, że z tą ko b ietą b ędę szczęśliwy.

Ona w e m nie doceni m ężczyznę, p a n a św iata i w szelkiego stw orzenia. Oto typ kobiety, k tó ry zaw sze m nie intrygow ał... K obieta W am pir... ta k to coś dla m nie. Z araz do n iej napiszę!...

P o chw ili list b y ł gotów:

„K ochany W am pirze! P rzeczytałem tw oje ogłoszenie i po stan o w iłem zdobyć cię. Mego p o stan o w ien ia nic nie je s t w stan ie zm ienić, d latego o ile nie chcesz m ieć p o w ybijanych zębów — bo jestem tro ch ę nerw ow y — to staw się ju tro o godzinie 6-tej koło zegara pod hotelem „ Im p e ria l“ . — D la łatw iejsze­

go ro zp o zn an ia się oboje m am y trzym ać kw iat... m im ozy. Spełnij m ój rozkaz bez

m n a -

KREM

NIYEA

W Z M A C N IA SKORE

ś r o d e k

P O Z N A N IU P E B E C O SP.AKC

R o z k o p r a w d z i w a p ł a w i ć i o p a l a ć s i ę w s ł o ń c u i z a p o ­

m n i e ć o w s z y s ł k i c h t r o s k a c h

— a w i ę c i a k ż e o o b a w i e p r z e d o p a r z e n i e m s ł o n e c z n y m . S p r a w i a t o N I V E A . Ń I V E A z a w i e r a b o w i e m E u c e r y ł

w z m a c n i a j ą c y s k ó r ę . N I V E A c h r o n i p r z e d o p a r z e n i e m s ł o n e c z n y m a l e z a r a z e m u ł a t w i a r ó w n o ­ m i e r n e i s z y b k i e o p a l e n i e !

K r e m N I V E A z n a j d u j e s i ę w h a n d l u t y l k o w z n a n y c h n i e b i e s k i c h p u d e ł k a c h z b i a ł y m i n a p i s a m i w o k r ą g ł y m o b r a ­ m o w a n iu p o c e n ie z ł 0 . 4 0 - 0 . 7 5 - 1 , 4 0 i 2 , 6 0 ^ P r z e s t r z e g a m y z a t e m p r z e d n a b y w a n i e m k r e m u s p r z e d a w a n e g o n a w a g ę p o d n a z w q N I V E A .

z NIVEA n a PjCm^Ätn:e 1 słońca 1

zw lekania, bo w przeciw nym razie poznasz siłę m oich stalow ych mięśni!...

P o zo staję w oczekiw aniu n a tw oje p rz y j­

ście K ochany W am pie i cału ję cię serdecz­

nie! Pa! — Zawsze ten sam Tw ój A dolf B oksiakiew icz (em erytow any b okser).

Post Scriptum : A p am iętaj, abyś staw iła się o godzinie 6-tej!...

Zegar ratuszow y w ybił godzinę 6-tą. Do Adolfa B oksiakiew icza p rzy stąp iła ład n iu tk a d e lik a tn a p an ien k a , w yglądem sw oim p rz y ­ p o m in a ją c a m im ozę. O puszczając nieśm iało oczy zagadnęła:

— P rzep raszam , czy to pan?

— T ak, to ja! — o d p a rł em erytow any b o k ­ ser. — Tw oje szczęście, że przyszłaś p u n k ­ tu aln ie. No, teraz ju ż m ożem y odrzucić te badyle!

— K tóre badyle, pro szę pana?

— No, te kw iaty!... Mimozy!... Poco nam to teraz!

-— Na m iłość boską! Co p an zrobił?... W y­

rzu cił pan do b ło ta k w iat mimozy!... Cóż za b ra k subtelności!.., A m oże to w łaśnie su b tel­

ność z p ań sk iej strony?... W y rzu ca p a n lichą im itację mim ozy, bo m a pan przy sobie m im ozę praw dziw ą, oryginalną, żywą... P ra w ­ da? P raw d a, że to był sym bol??

— Że co??

— Że p ań sk i nap o zó r b ru ta ln y czyn m iał znaczenie sym boliczne. C hciał p ań z a d o k u ­ m entow ać m o ją w yższość n a d kw iatem !...

D ziękuję panu!...

— P roszę bardzo, ale nie w iem , o co ci idzie, m o ja m ała bestyjko!... W y rzu ciłem ten zeschnięty badyl, żeby mi n ie przeszkadzał...

No, ale przystąpm y do rzeczy. J a k ci się po­

dobam ?

— Ma pan tak ie piękne ro zm arzo n e oczy _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ i tak ie subtelne usta...

P a n m usi być człow ie­

kiem słabym , dobrym .

— No, no!... T ylko bez zarzutów !... P an i także n ie w ygląda na

„ W am p ira“ , a n ic nie m ów ię. Jeżeli chodzi o m nie, to p o zo ry m y­

lą... Pew nie, że nie j e ­ stem ta k im o lb rzy ­ m em z w agi ciężkiej, bo w alczę ty lk o w w a­

dze piórkow ej... Ale sw o ją siłę m am . P r o ­ szę! N iech p an i d o ­ tk n ie m o jej ręki!...

P raw d a, ż e m ięśnie m am stalow e??

„M im oza“ — ona to b ow iem b y ła — nie d o tk n ę ła n a w e t w y cią­

g niętej ręki.

— Ach, cóż m nie o b chodzą p a ń sk ie m ię­

śnie, m n ie in teresu je ty lk o serce... — p o ­ w iedziała.

— Serce m am zd ro ­ we...

— I przedew szyst-

AS- 9

Cytaty

Powiązane dokumenty

nia systemu nerwowego: nerwicę serca, b ó le i zawroty głowy, uczucie niepokoju oraz sprow adzają krzepią­.. cy, naturalny sen nie pow odując

Przedstaw ienie to charakterem swym znacznie różniło się od przedstaw ienia „Świętoszka“ w teatrze Jaracza, niem niej jednak było w ybitnie stylowe. Na program

dre kobiety strzegą swego uroku przy pomocy olejku oliwkowego, który jest niezastąpiony dla utrzy mania gładkości skóry.. Piękna cera zatym decyduje o praw-dziwej

W ytw orzyła się już między nami ta przepaść, jaka niestety, dzieli jedną generację od drugiej, obaj straciliśm y w łaściw y sposób m ów ienia do siebie i

W ten sposób usuwamy skutecznie wszelkie nieczystości cery oraz w qgry z głębi porów i uzyskujemy zdrowq, iw ie iq skórę.. Ceny flakonów:

H eleny Gintelowej, Kraków, oznaczony godłem „H. Ludwika Hirszsona, W arszawa, oznaczony godłem

- Niezamówionycb materiałów Redakcja nie zwraca R eklam acje w spraw ie nieotrzym ania lub późnego doręczania egzem plarzy należy wnosić niezwłocznie, pisem

TARRAGONA: ostatnio przez wojska generała Franco zdobyte prastare miasto posiada w spaniałą gotycką katedrę, której budow ę rozpoczęto po w ypędzeniu Maurów w