• Nie Znaleziono Wyników

As. Ilustrowany magazyn tygodniowy, 1939, R. 5, nr 12

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "As. Ilustrowany magazyn tygodniowy, 1939, R. 5, nr 12"

Copied!
31
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

T Jloiiec' JC cakow u

W S P O M N I E Ń

wego czasu, od epokow ego założenia tra m w a ju k onnego i pierw szych la t tra m w a ju elektrycznego w ydaw ane były zabaw ne k a le n d a rz e ścienne. Nie tak ie, chociaż do zaw ieszania n a ścianie, z k tó ­ ry ch co d n ia zryw a się n ow ą k a rtk ę z d a tą d n ia m inionego, ale, n a je d n e j karcie, w iel­

kości, d a jm y n a to, o b ru su n a cztery oso­

by. D aty p o rząd k o w e dni, tygodni, m iesię­

cy, im io n a św iętych i nazw y św iąt, m ieści­

ły się zboku, w w ąsk ich k o lu m n ach , zato na pierw szym p lan ie w id n iały sylw ety, k a ż ­ da osobno, zn an y ch w m ieście i n a b ru k u osób, bez w zględu n a ich społeczne sta n o w i­

sko, czy... „b ezstan o w isk o “ . P rezy d en ci m ia­

sta, w k o n tu szach i przy k a ra b e la c h , delegat n am iestn ictw a w m u n d u rze, d y re k to r kolei, d y re k to r policji, p ro feso ro w ie u n iw ersy tetu , d y re k to r m uzeum , panow ie z p a le s try i m e­

dycyny, a m iędzy nim i ró żn e ty p y uliczne.

Sens, koncept, tego k a le n d a rz a w y n ik a ł z ze­

staw ien ia w ażnych osobistości, ja k b y się to dziś pow iedziało, elity, z ch arak tery sty czn e- m i p o staciam i krak o w sk ieg o , m iejskiego lu d k u . Jegom ość z b a k e n b a rd a m i ;i la ce­

sarz F ra n c isz e k Jó z e f I, in n y z długim i k o ­ tletam i b a k e n b a rd ó w ä la k ró l p ru s k i a p ó ź ­ niej cesarz niem iecki, W ilhelm I, in n y z k o ­ zią b ró d k ą ä la N apoleon III, in n y z b ro d ą m ateracem , — gdyby te b ro d y nazw ać mo- n arch iczn em i, — to ä la D on P ed ro , były cesarz B razylji, d y g n itarze, figury. Między nim i d ziad ó w k a zpod k ościoła św. B arb ary , w a rja t — ig raszk a uliczników , p o słan iec p u ­ bliczny z zap ija c z o n ą buzią, k w estarz z b la ­ szan ą p u szk ą sk ła d e k n a Tow . Szkoły L u ­ dow ej. I ta k dalej, typy, typki. T a k ja k u jed n y ch zaro st, zabójcze w ąsy i p a trja rc h a l- n a b ro d a z atrzy m y w ały o ko p rzech o d n ia, ta k znów u d ru g ich coś dziw nego w u b ra ­ n iu czy zachow aniu się, d aw ały w zestaw ie­

niu ry su n k o w em je d n y ch z d ru g im i w raże­

nie i o b raz przeciw ień stw a m iędzy w znio­

słością a śm iesznością.

Na tern przeciw ieństw ie polega, w niem tai się c h o ch lik dow cipu, ja k to niegdyś zde­

cydow ał sąd k o n k u rso w y re d a k c ji ty g o d n i­

ka hum orystycznego „F lieg en d e B lä tte r“ . P ostaci p rzed staw io n y ch n a k rak o w sk im k a len d a rzu ścien n y n j nie tra k to w a ł ry so w ­ n ik k a ry k a tu ra ln ie . W ygląd postaci sk opjo- w any b y ł zgodnie z p raw d ą, tyle, że one w tern zestaw ieniu, sam e przez się, stały się

k a ry k a tu ra m i.

T en to św iatek ów czesnego K rak o w a był w arsztatem dośw iadczalnym , la b o ra to rju m , tw órczości M ichała B ałuckiego, k o m ed jo p i- sarza, pow ieściopisarza, poety.

N asuw a się m yśl pew na, d alek a, czysto z resztą w zrokow a, an alo g ja.

Do dziś ubogim dzielnicom m iast an g iel­

skich sp rz e d a ją h a n d la rz e starzy zn y p rz e ­ chodzone, podniszczone u b ra n ia . Moda sfer

zam ożnych zm ienia się szybko, ale u nędzy n *g<iy. Stąd cudzoziem ca u d e rz a w idok r a ­ żącego b ra k u sy m etrji m iędzy w ychudłem ! głodem tw arzam i, b ru d em i g ru b em o b ej­

ściem , a w yśw iechtaną elegancją i szykiem zużytych ubra)ó spo!rtowyc|h, jspacerow'ych i balow ych. W idok m ężczyzn w w y tarty ch , n iezręcznie p o łatan y ch m a ry n a rk a c h , jaskół-

2* AS

I E O M I C H A Ł

A N T O N I W Y S O C K I

M ich ał B ałucki, w e d łu g w s p ó łc z e s n e j k a ry ­ k a tu r y F. Brylla.

k ach i fra k a c h , i w id o k k o b ie t w je d w a ­ biach , ro z la tu ją c y c h się w strzępy.

P o d o b n ie w yglądali w Kraikowie w tedy ludzie zdeklasow ani ze sw ej p o p rz e d n ie j sfe­

ry , „w ysadzeni z sio d ła “ i ró w n ie biedni, w n ie k u p io n y ch , ale przez T o w arzy stw a D o­

b ro czy n n o ści d aro w an y ch , d ro g ą zb ió rek uzy sk an y ch , u b ra n ia c h , niegdyś p arad n y ch - O kryw ały te szm aty znużone członki „ p a ń ­ sk ich d ziad ó w “ i „nędzę w ręk a w ic z k a c h “ . Stałe od la t pow odzenie k o m ed y j „D om o tw a rty “ , „K lub k a w a le ró w “ , „Gęsi i gą­

sk i“ , „G rube ry b y “ i „R adcy p a n a ra d c y “ p rzy sło n iło w arto ści artystycznie in n y ch u tw o ró w B ałuckiego, pow ieści i pełnej b y ­ stre j spostrzegaw czości m in ja tu ro w y c h o b ­ razk ó w obyczajow ych. Z m ysł saty ry czn y na po d ło żu sen ty m en tu i d a r w k re śle n iu cech ch a ra k te ry sty c z n y c h u k a z u ją zb lisk a a tm o ­ sfe rę życia dom ow ego w tych czasach.

J a k o stu d e n t u n iw ersy teu w słu ch iw ał się w o p o w iad an ia starszy ch w iekiem , o zd a rz e ­ n iach zaszłych w latach , gdy K rak ó w był jeszcze w olnem m iastem , a W isła stan o w iła granicę. (P rześw ietn ą c h a ra k te ry sty k ę duszy K rak o w a d a ł B o y ~ W 'k sią ż c e „Z naszli ten k ra j? ...“ ). I p ó źn iej, w p ełn y m to k u sw ej p ra c y p isa rsk ie j, zap o zn aw ał się B ałucki z osobam i, k tó ry c h zew n ętrzn y w ygląd nęcił jeg o w rażliw ość arty sty . Szczególniej zacie­

k aw iali go ludzie, ja k cienie, p rzesu w ający się po jilic a c h i P la n ta c h , k ro k ie m c h w ie j­

nym , ociężałym i b ezn ad ziejn y m . O w yglą­

dzie niby m ebli-antyków , zad ziw iający ch ory g in aln y m k ształtem , ale ju ż p oza p rąd em bieżącego życia.

T a sta ru sz k a o żó łtej tw arzy, k o lo ru za- pleśn iałej cy try n y , o k ry ta a k s a m itn ą fio le­

tow ą m antylą... w y b ry g o w an i d an d y si m ie j­

scy... w ąsaty d o ro ż k a rz w d relich o w y m k u ­ b ra k u , na koźle», d o ró żk i n ieb iesk o p o m alo ­ w anej... ten b a n k ru t w cy lin d rze zatłuszczo- nym i pom iętym , i w czarn y m niegdyś, teraz

E B A Ł U C K I M

w ypłow iałym i pozieleniałym ze starości surducie, zap ię ty m p o d szyję.

To przy g o d n i znajom i...

W id o k ich g ra ł n a jego w yobraźni. Nikłe ich słow a, o zazw yczaj sm ętn ej doli notował w pam ięci, z b ierał w zorki, w podśw iado­

m ym celu o d tw o rzen ia p ió rem ich przeżyć i u b arw ien ia lite ra c k ą fa n ta z ją .

M aterja łu d la tw orzyw a literackiego były pełne oczy.

P ow ieściopisarz H o n o rju sz B alzak powia­

da w je d n e m z dzieł, że nigdzie nie da się w idzieć tyle n ieraz brzy d k ich i źle ubra­

nych k obiet, co w zap ad ły ch prow incjonal­

nych k ątac h . N uda p rzy tęp ia nerw y i napa­

w a u m ysł rezygnacją. W ięc a n i się ubrać, a n i s tro jn ie j uczesać, bo i d la kogo? — dla kogo snuć bezpłodne m arzen ia i pragnienia?

A p atja o d b ija się w tw arzach nieczułych, nieledw ie m artw y ch , w oczach przygasłych, w ru c h a c h d rew n ian y ch , ta k ja k i we wie­

cznie ty ch sąm y ch u b ra n ia c h i kapeluszach.

Co k ro k sp o ty k a postacie pod o b n e do sta­

ry ch ż u rn a li m ód.

P a trz ą c n a to, żal i śm iech bierze.

T ak ą, w pew nych o d cin k ac h , prowincją był K raków .

D o sto jn y p a ty n ą histo ry czn ą, „kam ienna k ro n ik a P o lsk i“, K raków Szujskiego, St. hr.

T arnow skiego, K. M oraw skiego, Smolki M atejki.

Ale...

B ałucki n ie k u sił się o la u ry historyka przeszłości. Ź ródłem n a tc h n ie n ia była mu rzeczyw istość, a ta dziś, w ra z z plonem je­

go pracy, przeszła do h isto rji. Był synem e p o k i pozytyw istycznej, piew cą realnych p rzejaw ó w „k o m ed ji lu d z k ie j“ .

G rubas, p ęk aty , o grub y ch i m ocnych rę­

k ach , szero k iej tw arzy , b y stry c h przenikli­

w ych oczach i pobłażliw ym uśm iechu. Gro- teskow em p ió re m u k a z a ł w „D om u otw ar­

ty m “ F u ja rk ie w ic z a i F ikalskiego. Dal w „G rubych ry b a c h “ b iu ro k ra tó w , ram o­

lów, sp ó źnionych ro m an ty k ó w , Wistowskie- go i P agatow icza, okazy n iem al kliniczne.

0 nich, o ty ch dw óch, w je d n y m ze swych feljeto n ó w te a tra ln y c h K ornel Makuszyński w y raził się „śledziona i w ą tro b a “. Trzeba dodać, że k reo w ali te po stacie Kazimierz K am iński i M ieczysław F re n k ie l. Lirykiem b y ł w poezji, w sw ych licznych drob­

n y ch w ierszykach. O ro zleg łej skali była » jego lite ra c k a tw órczość. A n a d nią, prócz d ra m a tu „ F lirt“, g ó ro w ał śm iech zdrowy 1 krzep iący .

W ydaw ałoby się w p ro st niepraw dopodob- nem , ja k skończył?

S am o b ó jstw em !

Z atru li, zagryźli go k ry ty cy . Nie wyba­

czyli u tw o ro m słabszym . „ Ju ż się ludzie na k o m ed jach B ałuckiego nie śm ieją... Drzema­

li n a „W alce k o b iet“ i n a „C iepłej wdówce“

z tru d n o śc ią tłu m ili ziew anie“ — pisał kry­

ty k K. EL-Za pierw szych św itów M łodej Pol­

ski in n y k ry ty k , L. R., p o eta i a u to r dra­

m atyczny, nie p rzew id u jąc, co o nim inny p o e ta i p rzy jaciel napisze, w ytykał Bałuc­

kiem u „ k o łtu ń stw o “ .

P a n M ichał czytał te u rą g a n ia . Jednego pięknego p o ra n k u poszedł na Błonia, i pa­

trz ą c zd ale k a na K raków , zastrzelił się.

(3)

I L U S T R O W A N Y M A G A Z Y K T Y G O D N I O W I

Z A Ł O Ż Y C I E L I W Y D A W C A ; M A R J A N D Ą B R O W S K I R E D A K T O R ; J A N M A L E S Z E W S K I 'K I E R O W N I K L I T E R A C K I ; J U L J U S Z L EO K I E R O W N I K G R A F I C Z N Y : J A N U S Z M A R J A B R Z E S K I A D R ES RED A K C JI i A DM IN ISTR AC JI: KRAKÓW, W IE LO PO LE 1 (PAŁAC PR ASY ). - TEL. 1 5 0 -6 0 , 1 5 0 -6 1 , 1 5 0 - 6 2 ,1 5 0 - 6 3 , 1 5 0 -6 4 . 150-65, 1 5 0 -6 6

K ON TO P. K. O. KRAKÓW NR. 400.200!

PR ZEK A Z R O ZR A C H U N K O W Y Nr. 11 P R Z E Z URZ. POCZT. KRAKÓW 2

I L U S T R O W A N Y M A G A Z Y N T Y G O D N I O W Y C E N A N U M E R U G R O S Z Y 4 0

PREN UM ERA TA , K W A R TA LN A 4 ZŁ. 5 0 GR.

C E N A N U M E R U W L I T W I E 5 0 CT.

CENY O G Ł O S Z E Ń : W y so k o ść k o lu m n y 2 7 5 m m . — S z e r o k o ś ć k o lu m n y 2 0 0 . m m . — S tro n a dzieli s ię n a 3 lam y, s z e r o k o ś ć łam u 6 3 m m . C ała s tr o ­ na zł. 6 0 0 P ó ł s tr o n y zł. 3 0 0 .1 m. w 1 ta m ie 9 0 gr. Z a o g ło s z e n ie k o lo ro w e do liczam y d o d a tk o w o 50°/o za k aż d y kolor, p ró c z z a s a d n ic z e g o . Ż a d n y ch z a strz e ż e ń co d o m ie jsc a z a m ie s z c z e n ia o g ło s z e n ia n ie p rzy jm u je m y

Numer 12 Niedziela, 19 m arca 1939 Rok V

A S Y N U M E R U 1 2 - G O : MOLIER KRAKOWA.

M ichał B ałucki zrósł się z p od­

w aw elskim g ro d em n ie ty |k o ja k o znany au to r, opisujący w swych sztu k ach ów czesne typy K rakow ian, ale też ja k o czło­

wiek, k tó reg o sylw etka była taik c h arak tery sty czn a dla je ­ go rodzinnego m iasta. Str. 2

W IEŻA W BALZAKOWSKIM W IEKU.

0 ile dużo się pisze o technicz­

n ej stro n ie w ieży E iffla, o tyle m ało zw raca się uw agi na to, że z biegiem la t sta ła się ona d la F ran cu zó w nieco żałosnem w spom nieniem lepszych czasów 1 że w zw iązku z tern, przeży ­ wa ona obecnie p ełn ą w spo­

m nień jesień życia. Str. 4— 5.

3 E CO TO JEST?

Kilka frap u jący ch zdjęć prze- k onyw uje nas, że... pozory m y­

lą i że trz e b a dobrze się p rz y ­ p atrzy ć szczegółom , aby w ie­

dzieć, co one przedstaw iają.

Str. 11.

2 ?

HINDUS Z W ENECJI.

W spom nienie z podróży odby­

tej w to w arzystw ie egzotyczne­

go tow arzysza i co z tego w y­

nikło. Str. 12— 14.

Z w izytą u a rty stó w literató w : U PIEW CY CZASÓW KRÓLA

STASIA.

J a k żyje i m ieszka znany nam w szystkim Stanisław W asy- lew ski, d ow iadujem y się z spe­

cjalnego rep o rtażu , odbytego u a u to ra licznych dzieł o pol- skiem ro koko. Str. 14— 15.

RAFAŁ SCHERMANN OPOWIADA...

D alszy ciąg w spom nień sły n ­ nego psychografologa.

Str. 19—20.

3 E

P rzeb ó j m uzyczny „A sa“ : MARKIZA. — Tango Jerzego

W illneta. Str. 22.

Nowele. — K ącik filatelistycz­

ny. — M oda kobieca i m ęska.

Życie artystyczne. — Roboty ręczne. — D ział gospodarstw a dom ow ego — H um or. — Roz­

ryw ki Umysłowe. — Na scenie.

Nowe książki. — P ro g ram r a ­ diow y

ś

F o t . W id e W o r l d

Za najlepsze filmy udziela am erykańska akadem ia film owa raz po raz nagrody honorowe ich twórcom: ostatnio też nagrodzono znakomitego

„odkrywce" Mickey M ouse W olta Disney'dt za film „Królewna śnieżka i siedmiu karzełków" a przemiła Shirley Temple w ręczyła mu nagrode<

AS’3

(4)

WśM

udzie zaw sze sta ra li się zbliżyć do n ieb a: zdaw ało t y się im , że b u d u ją c w ysoką w ieżę, k tó re j w ierzcho-

aincił w , • ' -

w m m m m m m

BALZmiOWSIlllll

lek g in ął w ch m u ra c h sta n ą się bliżsi i m ilsi Bo gu, że będą mogli, ja k J a k ó b z Starego T estam en tu — p odnieść się wzwyż po sto p n iach zbud o w an y ch przez sie­

bie budow li. Ale zarazem g rała u nich d u ż ą ro lę p ró ż ­ ność: przew yższyć to co już było, w y kazać coraz w iększą w ytrw ałość, zdolność, zaćm ić w szystko dotychczasow e — oto dalszy ciąg ich ro zum ow ania.

P o w staw ały w ięc w ieże we w szystkich w iekach:

czasy antyczne d ały n am p ira m id y egipskie, C heopsa, C h a fra i M enkera,

czasy w czesnego średniow iecza słynne w ieże rozsiane po całym św iecie, a strzegące św iąty ń i-w a ro w n i,

czasy gotyku sm ukłe, w n iebiosa dążące w ieże k a te d r w Reim s, w K olonji, św. S tefana, N otre Dame.

N ato m iast ren esan s, a cóż d o p iero rococo w olaiy p o ­ zostaw ać bliżej ziem i uw ażając, że z n a ją ją le p ie j\o d n iebios, i że raczej tu należy szu k ać pociechy, niż gonić za n ią po la z u ra c h nieba. Z tych też czasów nie m am y strzelistych, kam ien n y ch dow odów lu d zk iej tęsk n o ty za tern, co n azy w am y niebem i jego tajem n icam i.

W iek XIX., ro ze d rg a n y stu k ie m m aszyn, n ap ęczn iały ja k balon p a rą , m io ta ją c y się ju ż w d rg aw k ach e le k ­ trycznych, zbu d o w ał w ieżę E iffla. Może to był rów nież h o łd złożony Stw órcy, a m,oże ty lk o „co rp u s d elicti“ py- chy człow ieka, ja k a ś n o w o czesn a w ieża B abel, za pom o- : cą k tó re j człow iek chciał w ykazać, że je s t potężny, że nie boi się p raw n a tu ry i w szystko je s t dla niego d o ­ stępne? Nie w iadom o, sam in ż y n ie r E iffel n iestety nie pozostaw ił n a m żad n y ch bliższych szczegółów.

Kolos z żelaza, p a n u ją c y n a d P ary żem , sym bol p o stę­

pu, sto jący o k ra k ie m n ad m iljo n o w ą m e tro p o lją Zoli i P a ste u ra , H en ry k a IV. i R o b esp ierre‘a, n ad m iastem

„M oulin R ouge‘u “ i p raco w n i C urie-S kłodow skiej, z n a ­ lazł sw ych dziejopisów , w cisn ął się tysiącznym i a rty k u ­ łam i do gazet, e n cy k lo p e d ji, książek... Aż p rz y k ro po- pro stu p o w ta rz a ć te szczegóły, tak , zd aje się, są zn an e i .o k le p a n e 1. Dla tych, k tó rz y b y ich nie znali, p o w tó rzy ­ m y j e ;— było nie było — ra z jeszcze, ale k ró tk o , tr e ­ ściwie. C u rricu lu m vitae w ieży E iffla je s t ciekaw e, ale ciekaw sze są rzeczy, k tó re się dzieją n ao k o ło niej, cie­

kaw sze je s t je j życie psychiczne.

P ięćd ziesięcio latk ę zb u d o w an o w r. 1889. D nia 31 m a r­

ca tegoż roku p re z y d e n t R epubliki F ra n c u s k ie j, Sadi Car- / not, w ygłosił w sp a n ia łą m ow ę, o d d a ją c w ieżę E iffla do / publicznego u żytku. Na je j szczycie p o jaw ia się o lb rzy ­ m ia, 7-m etrow a ch o rąg iew tró jk o lo ro w a . P a ry ż nie m ów i o .niczem innem i, ja k ty lk o o wieży, p o eta V erlain e b ie ­ rze d orożkę, by j ą obejrzeć, ale zobaczyw szy zdaleka, każe zaw rócić ośw iadczając, że je s t oh y d n a. O jciec w ie- / ży, sam p. E iffel, o św iadcza z zdziw ieniem : „nie ro z u ­ m iem , dlaczego ludzie zach w y cają się p iram id am i, a u w a ż a ją m o ją w ieżę za śm ieszn ą?“ Może g ra ła tu ta j rolę p e rsp ek ty w a i oddalenie. P ierw sze u d erzen ie ło p aty , pod fu n d a m e n ty w ieży zro b io n e zostało dn. 26 stycznia f 1887 r„ a w y budow anie je j kosztow ało 7,800.000 fran - / ków . Od chw ili w y b u d o w an ia aż po dziś dzień przem a- / low ano w ieżę siedem razy : je d n o ra z o w a „ tu a le ta “ pięć- f t dziesięciolatki zużyw a 35 to n n farb ! E iffel z ain stalo w ał j na szczycie w ieży teleg raf system u C happe, stw o rzy ł też / la b o ra to rju m aero -d y n am iczn e, a później, gdy ra d jo / ud o sk o n aliło się, z ain stalo w an o na w ieży stację ra d jo w ą , I Ę k tó ra p odczas w ojny św iato w ej g rała w ażn ą rolę. Pierw - A

- cTiint■■t unrimiirana—

Oto trzy fazy budowy wieży E iffla: na pierwszem zdjęciu zaczyna się budowa II piętra (15 maja 1888), na drugiem zdjęciu budowa II piętra jest już ukończona (21 sierpień), na trzeciem widzimy już III piętro wieży (28 grudzień).

4 . AS

(5)

Z d j ę c i a : W i d e

sze urządzenie radjoelektryezne zostało założone

’ w r. 1009 z siłę 100 koni, pozatem znajdu je się na wieży ' placów ka m eteorologiczna, a od r. 1912 w ieża E iffla po-

^ daje d o k ład n ą godzinę całem u św iatu. W okresie dziesię- r ciu lat, tj. m iędzy 1925— 1935 wieża Eiffla' przynosiła ' rocznie dochodu 600.000 franków , utrzym anie je j jed n ak

k osztuje rocznie 1200.000, gdyż personal, obsługujący wieżę, jest, rzecz prosta, liczny, obejm ując stale 30 ro- ' botników , 10 dozorców i 10 w indziarzy. Przez olbrzym 1 ten, w ażący 7 m iljonów kilo, p o siad ający cztery windy, pw dniu otw arcia przew aliły się tłum y ludzkie, obliczane

na 300.000 osób, a w złotej księdze, w k tó rej w pisyw ali 1 się najw ybitniejsi zw iedzający fig u ru ją podpisy królow ej łW ik to rji, je j syna E dw arda V II i jego żony, Tom asza i Alvy Edisona, przyjaciela E iffla, niezliczonej ilości P książąt, m iljonerów , pisarzy, m alarzy, słynnych inżynie- f rów ; m. i. zw iedzał ją znany dziennikarz P io tr L abric,

k tóry w r. 1923 zjechał na row erze 317 stopni, pro- ' w adzących w górę od pierwszego piętra.

¥

, Oto k ilk a d a t i szczegółów realnych, m ów iących o ciele giganta. O wiele więcej dałoby się powiedzieć , o duszy jego, o tej duszy, k tó rej sam nie m a, ale k tó rą , mu stw orzył Paryż. Bo wieża E iffla to dusza P aryża,

ożyw iona jego tchnieniem , płacząca jeko łzam i, śm iejąca się jego śmiechem , m arząca o tern, o czem m arzy stolica.

N aokoło wieży Eiffla zacieśniają się w spom nienia: co­

raz b ardziej sm ętne, jesienne, p o w racające ciągle do lepszych czasów, kiedy to P aryż oczekiw ał żelaznego potw ora. Chociaż F ra n c ja przechodziła (wtedy jeszcze przez trudności, które pozostały po w ojnie francusko- pruskiej, to jed n ak odnosiła znów sukcesy, św iadczące o je j żyw otności j ro k u jące jn a jle p sz e nadzieje naj przyszłość.

D zisiejszy P aryż i dzisiejsza F ra n c ja daw no ju ż s tra ­ ciła to optym istyczne nastaw ienie, jak ie cechow ało je do niedaw na. P aryż stał. się siedliskiem w szelkich nacyj, w śród których niem a nieraz już m iejsca d la rdzennych Francuzów . P ary ż zaczyna przypom inać antyczny Rzym, w któ ry m wszystkie języki św iata się słyszało, gdzie

"jednak c h a ra k te r rzym ski coraz bard ziej ustępow ał n o ­ wej, m iędzynarodow ej, m ieszanej i obcej kulturze. Na tle tych w szystkich w ydarzeń coraz częściej spotyka się w lite ra tu rz e ' francuskiej, w prasie, w spom nienia, któ re dziwnie p rzypom inają w estchnienia pięk n ej ongiś k o ­ biety, przeżyw ającej obecnie jesień swego życia. Jeżeli Balzaic określił tę jesień życia na w iek la t 40-tu, to nie bez słuszności będzie stw ierdzić, że w ieża E iffla, k tó ra w praw dzie obchodzi w roku bieżącym sw oje 50-lecie, rów nież zn ajd u je się w tym balzakow skim w ieku, nie tyle pod względem fizycznym, ile pod w zględem psy­

chicznym jak o synonim P ary ża i F ran cji.

JGM.

Na lewo: Fragment ogólnego widoku Paryża — widzianego z jednego z pięter wieży Eiffla.

A S-5

(6)

ielkie zdziw ienie w k u ltu ra ln y c h k o ­ lach w E u ro p ie w yw ołała o statn io w ia ­ dom ość o zak azie w ładz p o licy jn y ch w Osaka w y staw ien ia w jed n y m z tam tej szych te a tró w szekspirow skiego „ H a m le ta “.

P o licja u zn ała , że przed staw ien ie sto su n k ó w n a dw orze k ró lew sk im o b ra ż a m o raln o ść p u ­ b liczną, a p o n ad to, że „H a m le t“ zaw iera dużo niebezpiecznych myśli. O m aw iając to dziw ne rozporządzenie, p ra s a e u ro p e jsk a słusznie d o p a try w a ła się wr niem jednego z a k tu a ln y c h p rzejaw ó w um ysłow ości ja p o ń ­ skiej, t. j. „ ja p o n iz a c ji J a p o n ji“, a w ięc o d ­ w ro tu od k u ltu ry zachodu.

„ J a p o n iz a c ja “, czyli n a w ró t do trad y cji, w idocznie zap u ściła ju ż głęboko ko rzen ie w N ipponie, jeśli w ładzom nie p o d o b a się n aw et Szekspir, doty ch czas u lu b io n y przez Ja p o ń czy k ó w d ra m a tu rg . P rzecież jeszcze w ubiegłym ro k u w Ja p o n ji, z o k azji zgonu w ybitnego an g listy prof. C ubouci‘ego, to ­ czyły się d y sk u sje uczonych, dlaczego to S zekspir cieszy się ta k ą p o p u la rn o śc ią w śród m łodego i starszego p o k o len ia „Synów W sc h o ­ dzącego S ło ń ca“. Otóż trzeb a w yjaśnić, że do Jap o ń czy k ó w silnie p rzem aw ia nie fo r m a, lecz treść d ra m a tu angielskiego. W idzą bow iem w n im po d o b ień stw o do ja p o ń s k ie ­ go i a n a lo g ję ro zw o ju w ypadków . O kres fe u d a ln y w Ja p o n ji, to w ierne odbicie ś re d ­ niow iecza euro p ejsk ieg o . D ra m a ty k ró lew ­ skie w A nglji są zu p ełn ie zro zu m iałe dla każdego Ja p o ń czy k a, a w alk i B iałej i Czer­

w onej Róży, to n ic innego, ja k b o je rodów T a jra i M inam óto. N ic w ięc dziw nego, że już w 1884 ro k u przeło żo n o n a języ k ja p o ń sk i J u lju sz a C ezara, a od k ilk u n a stu la t w szyst­

k ie dzieła S zekspira są p rzetłu m aczo n e z ob­

szernym i k o m en tarzam i. Rzeczywiście im p o ­ n u ją c o w ygląda 40 tom ów dzieł S zekspira z n ap isam i „S ie-ku-su-pi-ja“. (Inaczej nie p o ­ tra fi Ja p o ń czy k o ddać w sw ojem piśm ie n a ­ zw iska w ielkiego d ra m a tu rg a angielskiego).

Z abaw nie p o n iek ąd b rzm ią też d la E u ro p e j czyka ty tu ły : „M akubesu" (M akbet), „O sero“

(Otello), „ H a m u re tto “ (H am let), „K oriore- n a su “ (K ordjan) itd.

P rzetłu m aczn ie i w ydanie w ja p o ń s k im ję ­ zyku w szystkich utw orów S zekspira w 40 to ­ m ach, je s t d ziejem p ro fe so ra to k ijsk ieg o u n i­

w ersy tetu , dr. Ju zo Cubouci'ego. J e s t to w y­

n ik jego żm udnej, 50-letniej pracy. R ozpo­

czął ją w 20 ro k u życia, z a sia d a ją c jeszcze

6 A S

ja k o stu d e n t w 1884 r. — ja k p o p rzed n io zaznaczyłem — do p rzeło żen ia na język j a ­ p o ń sk i J u lju sz a C ezara. Od tego czasu n ie ­ zm ordow anie, z m rów czą cierpliw ością, p rz y ­ sw a ja ł sw ym ro d a k o m dzieło za dziełem S zekspira. R ów nocześnie w z ra sta ła jego sła ­ wa ja k o k ry ty k a , głębokiego znaw cy i re fo r m a to ra lite r a tu ry ja p o ń s k ie j. L iczne ro z p r a ­ wy i dzieła z tego za k re su z je d n a ły m u m ia­

no ja p o ń sk ie g o L essinga. P ro f. C ubouci z a ­ ło ży ł szek sp iro w sk ie m uzeum p rz y u n iw e r­

sytecie L ased a i on p a tro n o w a ł aż do końca sw ego życia (zm arł w ubiegłym roku) ja k o h o n o ro w y prezes „T o w arzy stw a S zek sp ira“

w całe j Ja p o n ji. Z b io ry w m uzeum i 40 j a ­ p o ń sk ich tom ów S zekspira, w yw ołały zd u ­ m ienie n aw et „w ielkiego k p ia r z a “ G. B. .Sha- wa, gdy zw iedzał p rzed k ilk u la ty Ja p o n ję . W sw em m uzeum prof. C oubouci s ta ra ł się zgrom adzić w szystko to, cokolw iek m a zw ią­

zek z S zekspirem . Ju ż p rzed sam y m b u d y n ­ kiem , w y staw io n y m w sty lu elżbietańskim , uw agę w idza p rzy k u w a ogród, w k tó ry m z n a jd u ją się rośliny, w y m ien ian e przez Szeks­

p ira . N ad w ejściem um ieszczono n a p is po łacin ie: „T o tu s m u n d u s a g it h istrio n e n i“ . -- M uzeum p o siad a b ib ljo tek ę, złożoną z Li lys.

tom ów , tra k tu ją c y c h o d ram acie. A utoram i pięciu tysięcy dzieł są Jap o ń czy cy i C hiń­

czycy. R eszta zbiorów sk ła d a się z p rac, n a ­ p isan y ch w ró żn y ch języ k a ch e u ro p ejsk ic n . P rz e p ię k n a g a le rja obrazów , w yłącznie z z a ­ k re su teatro lo g ji, liczy 30 tysięcy egzem pla­

rzy. W odd zieln ej sali zeb ran y ch je s t 200 przedm iotów , dotyczących sztuki d ra m a ty c z ­ nej, ja k m aski, k o stju m y . p eru k i, d e k o racje i in stru m en ty .

W ślady prof. C oubouici-ego w stąp ił teraz d r. S an k i Ic ik a ła z C esarskiego U niw ersyte- uu w T o k jo , p rz e jm u ją c na siebie zad an ia i cele m istrza. P rz e p ro w a d z a się w dalszym ciągu b a d a n ia , u rz ą d z a się odczyty z film a ­ mi, p rzed staw ien ia, u trz y m u ją c ożyw ioną w ym ianę z to w arzy stw am i zagranicznem i. —

„D zień S z ek sp ira“ u rz ą d z a n y w Ja p o n ji co ro k u , d a je spo so b n o ść do p ro p a g a n d y na rzecz angielskiego i zarazem rodzim ego d r a ­ m atu. P rzed dw om a la ty z e b ran o z trzech ty lk o p rzed staw ień szek sp iro w sk ich w T o k jo k ilk a tysięcy jenów , z czego p rz e sła n o do A nglji 250 fu n tó w szterlin g ó w (około 6.500 zł.) na odbudow ę w ro d zin n em m ieście S z e k s­

pira, w S tra tfo rd on Avon, — te a tru sp a lo ­

nego w 1926 ro k u . D ar złożony n a odbudo­

wę tego te a tru , zapew ne je s t hołdem , złożo­

ny m w ielkiem u p isarzow i, ale b a rd z ie j zna­

m iennym on je st ja k o w yraz tego ciekawego fa k tu , że w k lasy czn ej tw órczości angielskie­

go d ra m a tu rg a zn ala zł w schodni, egzotyczny n a ró d p ie rw ia stk i siln ie p rzem aw iające do jego p sy ch ik i n aro d o w ej i d o k ład n ie odpo­

w ia d a ją c e h is to rji Ja p o n ji.

Lecz w yb u ch ła w o jn a ch iń sk o -jap o ń sk a, a w raz z nią p rz y b ra ł na sile ru c h n acjo n a­

listy czn y w Ja p o n ji, k tó ry p o tęg u je się z każ dym m iesiącem i z n a jd u je zrozum ienie w społeczeńtw ie, p rzek o n an em , że tego w ym a­

ga in te re s pań stw a, n a ro d u i d y n a stji. Filo­

zofow ie ja p o ń s c y do n ied aw n a głosili hasła stw o rzen ia syntezy k u ltu ry z tezy (japoń­

skiej) i a n ty te z y (zachodniej). T eraz rzucają ju ż tę m yśl i chcą zw rócić n a ró d japoński w yłącznie w k ie ru n k u tra d y c ji N ipponu. - C h arak te ry sty czn em w ydać się m usi zjaw i­

sko, że n a jb a rd z ie j zag o rzały m i zw olennika­

m i te j „ ja p o n iz a c ji“ są n ie sta rz y ludzie, k tó rz y p a m ię ta ją jeszcze ja k chodzili do pry­

w atn ej szkoły z dw om a m ieczam i u boku (będąc sy n am i sa m u ra jó w ), lecz młodzież, k tó ra przecież ju ż za z n a jo m iła się z k u ltu rą Zachodu i z najnow szem i zdobyczam i tech­

n ik i b ia łe j rasy . P o d o b n y ru c h zaobserw o­

w aliśm y przed k ilk u la ty w a rm ji jap o ń sk iej w łaśnie w śród m łodych oficerów , k tó rz y n a ­ w et życiem p rzy p ieczęto w ali sw ój poryw za h asłem n a w ro tu rad y k aln eg o do trad y cji.

D zisiejsza m łodzież ja p o ń s k a uczyła się hiero g lifó w w p o w szech n ej szkole z dosko­

n a ły c h p o d ręczn ik ó w t. zw. to k uhonów , wy- d aw nych przez M om busio (m inisterstw o o- św iaty), a k tó re by ły p rzep ełn io n e życiory­

sam i b o h ateró w , siogunów i sam u rajó w . - - Z najnow szego w y d a n ia ty ch podręczników u su n ięto w p raw d zie tro c h ę zbytecznych hie­

roglifów , lecz po zo staw io n o h isto ry czn e opi­

sy przygód i w alk z o k re s u feudalnego. Bę­

d ą one n a d a l w ażnem podłożem n arodo­

wego w y ch o w an ia n ajm ło d szy cli pokoleń.

P o d k reślić w reszcie w ypada, że m inistrem ośw iaty je s t sły n n y g e n e ra ł S adao Araki, k tó ry p o zo stał d a le j n a sw em stanow isku.

Zdjęcie w ięc „ H a m le ta “ z afisza teatru w O saka, należy p rz y ją ć za dow ód zastoso­

w an ia przez Ja p o ń czy k ó w a z ja ty c k ie j d ok­

try n y M onroego na jed n em jeszcze polu -

n a polu lite ra tu ry . Ten.

(7)

Ta pou>6di riaibdoumiclu/....

to na^kpizy doutócL mojg ti)ysxiblaj

j a k o ś c i !

U p o d o b n io n e o p a k o w a n ie , to je szc z e nie wszystko.

D la t e g o n a le ż y przy z a k u p ie z w a ż a ć na n a z w ę N I V E A — bo jedynie N I V E A za w ie r a

E U C E R Y T , śro d e k chroniący i w zm acn iający skórę.

Krem NIVEA znajduje się w handlu tylko w zn an ych nie­

bieskich pudełkach z białymi napisam i w okrągłym o- bram ow aniu po c e n ie zł 0 , 4 0 , 0 , 7 5 , 1 , 4 0 i 2 , 6 0 . P rzestrzegam y z a tem przed n a b y w a n ie m kre­

mu, s p r z e d a w a n e g o na w a g ę pod n a z w ą

NIVEA. PN 10—

KĄCIK FILATELISTYCZNY

I

N E W H E B R ID E S

tysławie, że ilość ta nie w ystarczy na zapo­

trzebowanie zbieraczy, choćby tylko w śro d ­ kow ej Europie.

W. H.

Na zap y tan ia licznych Czytelników zaw ia­

dam iam y, że znaczki niestem plow aite nie są p ap ieram i w artościow em i w pojęciu p rze­

pisów dewizow ych.

Znaczki kolonij angielskich, wydane z portre­

tem króla Jerzego VI. U góry od lewej znaczki wyspy Dominika, Trynidadu i Gambji. W środ­

kowym rzędzie znaczki kraju Nyassa, Wysp Dziewiczych i M ontserratu. U dołu znaczki

Grenady, Nowych Hebryd i Basutoland‘u.

P ow stanie nowego p ań stw a w E uropie bę­

dzie rów nież w ielką sensacją w św iatku zbieraczy znaczków , ja k i w życiu politycz- nem. W ydane w czasie październikow ych w ypadków , rzekom o w m ałych nakładach, p rzed ru k i niem ieckie na znaczkach czeskich dla zajętych obszarów , okazały się w łaści­

w ie p o sp o litą sp ek u lacją. D ostarczane w a p ­ tecznych daw kach, kosztow ały h o rrendalne ceny, a obecnie wogóle nie są notow ane przez katalogi. Czy n iek tó re firm y, które w ten sposób popraw iły sobie budżet, cieszą się dalej w zględam i klientów , to nie budzi chyba w ątpliw ości.

T eraz je d n a k sy tu acja przedstaw ia się nieco odm iennie: Słow acja musi wydać w ła­

sne znaczki, a zanim to nastąpi, trzeba b ę ­ dzie używ ać ja k iś czas pozostałych zapasów czeskich znaczków lub też przed ru k o w ać je.

P rz y jm u ją c tę o statn ią ew entualność, m o­

żemy być p rzek o n an i, że nowe prow izorycz­

ne w ydanie m usi być uznane jak o pełno­

w artościow e, ja k o w ydane przez suw erenną w ładzę, a przez n as będzie bardzo poszuki­

w ane. Jeśli ty lk o regularne (które?) serje będą przed ru k o w an e, to n ak ład ich w ystar­

czy n a zaspokojenie potrzeb obiegowych i filatelistycznych. N atom iast całe m nóstw o znaczków okolicznościow ych zn ajd u je się napew no w ta k znikom ych zapasach w Bra-

D o w i e l k i e g o s p r z ą t a n i a u ż y w a j c i e z n a n y c h z e s w e j dobroci w yrob ów

Z a k ł a d ó Polskiej Sp Akc

w B y d g o s z c z y

SCWERk:

(/ u J m o o w o d z e i u c m

Twfliz U rodq zd obyw asz p ow odzenie. D elikatna, czysta cera w z b u d za ogólny zachw yt i w yw ołuje miłe sam opoczucie korzystnego w yglqdu. Jest n a to b ard zo prosty przepis: tam p o n w a ty zw ilżony o d ro b in a, w o d y d o tw arzy Scherk, którym j codziennie zm yw a się tw a rz. W ten sposób j u suw am y skutecznie w szelkie nieczystości ; cery o raz w ą g ry z głębi p o ró w uzyskujemy zd ro w ą, ś w ie ż ą skórę.

Ceny flakonów : zł. 2, 3 .50, 6 i 1 2 /'

Woda do twarsy Scharlt

S c h e r k

F a c e L o t i o n

AS-7

(8)

A T£RAZ

StUCHAJ, DZIECKO I NIE GNIEWAJ SIĘ...

S f Ä l f

(Bk 'T V«VVr»«iJ

W Y T Ł U M A C Z Ę Cl S I O S T R Z Y C Z K O , D L A C Z E - O O T W Ó j A D O R A T O R K A Z I O N I E B Y W A / T U O S T A T N I O . ALE C Z Y NI E B Ę D Z I E S Z S I E \

O T O g n i e w a ł a?

I P R O S Z Ę ! M Ó W ! NI E i ( B E DE MI AŁ A Ż A L U

---1 D O CI EBI E.

A W I E C K A Z I O U W A Ż A , Ż E J ESTEŚ N A D ­ Z W Y C Z A J N A , Z A W Y J Ą T K I E M J E DNE J R Z E ­ C Z Y . P O W I N N A Ś P Ó J Ś Ć D O D E N T Y S T Y I P O ­ R A D Z I Ć SIE W S P R A W I E T W E G O N I E M I Ł E G O O D D E C H U . C Z Y R O Z U M I E S Z J AKI E T O W A Ż ­ N E , MO J A D R O ­ G A KR YS I U?

r___ ____

P A N N O KR YS I U. NI EMI ŁY O D D E C H J EST N A J C Z E - I ŚCI EJ S P O W O D O W A N Y R E S Z T K A M I J E D Z E N I A G N I - A C Y M I W U K R Y T Y C H S Z C Z E L I N A C H M I E D Z Y N I E ­ O D P O W I E D N I O C Z Y S Z C Z O N Y M I Z Ę B A MI . Z A L E C A M P A S T Ę D O Z Ę B Ó W C O L G A T E JEJ S P E C J A L N A P I A N A U S U W A TE R E S Z T ­ KI , W Y W O Ł U J Ą C E

W TEN S P O S O B PASTA C OLG ATE ZW ALCZA NIEMIŁY O DD EC H .

J )

S t w i e r d z o n o n a p o d s t a w i e b a d a ń , ż e n a j c z ę ś c i e j n i e m i ł y o d d e c h p o c h o d z i z n i e o d p o w i e d ­ n i o c z y s z c z o n y c h z ę b ó w . S p e c -

l i n y . . . U s u w a r o z k i a d a i q c e s i ę r e s z t k i j e d z e n i a , p o w o d u j q c e n a j c z ę ś c i e j n i e m i ł y o d ­ d e c h , m a t o w e , b r z y d k i e z ę b y , o r a z i c h p r ó c h n i c ę . P o n a d t o d e l i k a t n y , b e z p i e c z n i e p o l e r u j q c y s k ł a d n i k p a s t y C o l g a t e c z y ś c i e m a l i ę , n a d a j q c z ę b o m p o ł y s k !

D Z I Ę K I P A Ś C I E C O L G A T E

N A P R A W D Ę P O D O B A Cl SIĘ MÓJ K A P E L U S Z ? C Z Y Ł A D N I E W NI M W Y G L Ą -

T A K , L E C Z K A P E L U S Z T O NI E W S Z Y S T K O .

Z Ł O T K O !

HEJ , Z A K O C H A N I !

P R O S Z Ę O S P O K Ó J

E R A Z MA MIŁ Y O D D E C H I C Z A R U J E U Ś M I E C H E M mwm

ŻADNA PASTA DO­

TYCHCZAS NIE UCZYNI LA ZĘBÓW MOICH TAK L Ś N I Ą C O C Z Y S T Y M J AK COLGATE

H f

D zieci uwielbiają doskonały sm ak pasty Colgate. B e z trudu m ożna więc je skłonić do czyszczenia zębów, gd yż pasta Colgate uprzyjem nia tę czynność.

(9)

L U I G I P I R A N D E L L O i M i U N W

P R Z E K Ł A D W Ł O S K I E G O H E L E N Y H E L L E R Ó W N Y .

Poniew aż R afaela Osimo w iedziała, że słu ­ chacze u n iw ersy tetu p rz y jd ą n a z a ju trz ran o na klinikę ch o ró b w ew nętrznych, poprosiła naczelną sio strę ażeby w niesiono ją n a salę, w k tó rej o rd y n a to r m iał w ykładać o diagno­

styce i położeniu o rganów w ew nętrznych.

N aczelna sio stra o b rzu ciła ją w zrokiem pełnym nagany.

— Chcesz się p o k azać m edykom ?

— Tak, proszę sio stry ; zanieście m nie tam.

— Czy zdajesz sobie spraw ę z tego, że w yglądasz ja k k o ścio tru p ?

— Owszem, ale to nic nie szkodzi. Proszę weźcie m nie.

— Co za śm iałość, patrzcie-no! A czy wiesz, co ta m z to b ą zrobią?

-— To sam o co z N anniną, czyż nie? — pow iedziała R afaela.

N annina, k tó ra leżała na sąsiedniem łóż­

ku, opuściła poprzedniego d n ia klinikę. Tu kiedyś, gdy w róciła z w ielkiej sali, w k tó rej odbyw ały się w ykłady, p o k azała R afaeli swe ciało. Było ono p o k ry te ry su n k am i i w yglą­

dało ja k m apa. N akreślono na niem przy pom ocy k re d k i w yraźnie i na w łaściwych m iejscach płuca, sercef w ątrobę, śledzionę i n ajro zm aitsze' inne organy.

— I ly d o p raw d y chcesz po d d ać się do­

św iadczeniom ? — zap y ta ła raz jeszcze n a ­ czelna siostra. A potem zgodziła się na jej życzenie.

— W ięc dobrze! Z w racam ci jed n a k uw a­

gę, iż tych znaków przez w iele dni nie bę­

dziesz m ogła zm yć, n aw et szarem mydłem.

R afaela w zruszyła ra m io n a i uśm iechnęła się.

—- To głupstw o. P roszę m nie tylko tam wpuścić.

Na je j straszliw ie w ychudłej tw arzy z ja ­ w ił się rum ieniec, pięk n e czarn e oczy błysz­

czały gorączkow o... W nędznem , szpitalnem łożu, w śród g rubej, ln ia n e j pościeli zaledwie m ożna było dostrzec je j drobne, dziecięce

ciało. ąc sk

R afaela Osim o była s ta rą znajom ą zarów ­ no naczelnej sio stry ja k inn y ch pielęgniarek.

P rzeb y w ała już p rzed tem d w u k ro tn ie na klinice. P ierw szy ra z z pow odu... Ach, Bo­

że Święty! D ziew częta s ta ją się często o fia­

ram i, a o nieszczęście nie trudno... A na czem się to m ści? N a b iednych niew innych stw orzeniach, k tó re d o sta ją się do ochronki dla niem ow ląt.

Osimo p rzejęła się b ard zo swem nieszczę ściem. W dw a m iesiące później znalazła się znów n a klinice, ledw ie żyw’a, połknąw szy trzy p a sty lk i sublim atu. A teraz znowu p rze­

byw ała tu ta j; tym razem z pow odu błędnicy ro zw in iętej do o statn ich granic. Dzięki za­

strzy k o m arszen ik o w y m stan jej polepszy!

się nieco i za k ilk a dni m iano ją w ypuścić Na sali ch o ry ch wszyscy ją lubili i w spół­

czuli z tern nieśm iałem , delikatnem , uśmiech niętem stw orzeniem , k tó re j sy tu acja była tak tragiczna. A je d n a k rozpacz R afaeli nie ob­

jaw iała się nigdy łzam i, ani żadnem i inne mi ro zd zierającem i scenam i.

Za pierw szym razem ośw iadczyła zaraz, sp o k o jn ie i z uśm iechem , że nie pozostaje je j już nic innego ja k um rzeć. Poniew aż je d n a k p a d ła jed y n ie o fia rą całkiem zw ykłej h isto rji, ja k a zd a rz a się tylu dziewczętom, cicha je j groźba p rzeszła bez większego wra żenią. W iadom o przecie, że uw iedzione i o- puszczone, zaw sze m ów ią o sam obójstw ie, nie m usi się tego b ra ć odrazu dosłownie.

Ale R afaela Osim o nietylko m ów iła o sa­

m obójstw ie, lecz w y k o n ała to, co zapow ie­

działa. A p o tem poczciwe sio stry n a d a re ­ m nie u siłow ały do d ać jej otuchy pięknem i słow am i, p raw iły je j o zm iłow aniu Bozent i o pociesze, ja k ą daje religja. U czyniła w ówczas to sam o, co czyniła teraz: słuchała

uw ażnie i z uśm iechem i zgadzała się na wszystko. W idać było jednak, że jej p rzy ­ gnębienie nie ustępowało, mimo że ją tak serdecznie pocieszano.

Nie mogła się już niczego spodziewać od życia, dosłownie niczego. D oznała zawodu i zdaw ała sobie spraw ę z tego, że był on raczej następstw em jej własnego niedoświad- czenia, wybujałego tem peram entu i łatw o ­ w ierności, niż wńną owego m łodzieńca, k tó ­ rem u się oddała, jakkolw iek nie m ogła mieć nadziei, że ją poślubi.

Ale nie m iała na to siły, aby z niego zre­

zygnować.

Dla w szystkich innych jej los był rzeczą zupełnie banalną; tylko jej sam ej w ydaw ał się bardzo ciężki. Przecież tyle w ycierpiała.

N ajpierw to straszne nieszczęście, które spo­

tkało je j ojca, a potem trzeba było pogrze­

bać w szystkie nadzieje i ambicje... Teraz była już tylko biedną szwaczką, opuszczoną i zdradzoną, ja k nięzliczona ilość innych k o ­ leżanek. Ale pewnego dnia... No tak, tam te wszystkie mównły tak sam o: „Ale pewnego dnia...“ . I kłam ały, gdy to mówiły. Zwycięże­

ni, podeptani przez los, m uszą przecież ucie­

kać się do kłam stw, chcąc sobie ulżyć. R a­

faela nie chciała jed n ak kłam ać.

Mimo swej m łodości byłaby z pew nością zdała szybko egzamin nauczycielki, gdyby jej ojciec nie był u m arł ta k nagle. Z am ordo­

wano go w K alabrji podczas w yborów, nie tyle z osobistych ile z politycznych w zglę­

dów.

B aron Barni, którego jej ojciec był w ier­

nym i gorliw ym sekretarzem , w ziął później, po swym w yborze na posła, sierotę do swe­

go dom u. B aron uczynił to głównie dlatego, ażeby uchodzić w oczach swych wyborców za człowieka wdzięcznego i dobroczynnego.

W iteni ispoisóib R afaela dostała się do Rzymu.

Jej stanow isko w domu B arnich było w ła­

ściw ie' niezdecydowane; odnoszono się do nfej ja k do członka rodziny, lecz była w y­

chow aw czynią m łodszych dzieci i panią do tow arzystw a baronow ej; oczywiście pełniła te w szystkie funkcje bezpłatnie. Ona p raco ­ wała, a b aro n szczycił się swem dobrem se r­

cem.

Ale to w szystko nie ciążyło je j wówczas.

P racow ała przecie ta k chętnie, z takiem za dow oleniem i pilnością, p rag n ąc pozyskać ojcow ską miłość człowieka, k tó ry ją przy ­ garnął i w którego dom u znalazła opiekę.

Żywiła tajem n ą nadzieję, że ta bezinteresow ­ na, chętna praca, łącznie z faktem , iż je j ojciec stracił życie w ofiarnej służbie, p rz y ­ czyni się kiedyś do zw alczenia opo ru b a ro ­ na, gdy jego najstarszy syn, R yszard, będzie m u mógł w yznać sw ą m iłość do biednej sie­

roty. Ryszard przyrzekł jej to. Och, nie w ą t­

pił, że ojciec ustąpi, ale n arazie oczywiście za wcześnie jeszcze było prosić go o to. Ry­

szard m iał dopiero dziew iętnaście lat, ro z­

począł niedaw no stu d ja i dopraw dy nie m iał odwagi zw ierzać się z tego w szystkiego swym rodzicom . Lepiej już było poczekać kilka lat... Czekać, czekać... Czy m ożna jed n ak było czekać, przebyw ając pod jednym d a ­ chem stale razem ? Czekać po tylu pieszczo­

tach, zapew nieniach, przysięgach...?

N am iętność oślepiła Rafaelę.

A gdy w końcu nie m ożna już było ukryć następstw , wypędzono ją. W ygnano ją bez litości, bez najm niejszych względów dla jej stanu. B aron n ap isał do jej sta re j ciotki, że­

by przyjechała n atychm iast i zab rała swą up ad łą siostrzenicę do K alab rji; zao fiaro w ał się naw et w ypłacać ja k ą ś m ałą rentę. Ale ciotka zaklinała go, żeby zaczekał p rz y n a j­

m niej aż połóg się odbędzie w Rzymie, gdyz obaw iała się skandalu w m ałem, prow incjo-

nalnem mieście. B arni ustąpił, lecz zastrzegł się, że czyni to pod tym jednym^ w arunkiem , iż jego syn nie dowie się o tej całej h isto ­ rji. Po porodzie R afaela nie chciała jechać do K alab rji: szalejący z gniewu b a ro n gro­

ził, że p rzestanie płacić ren tę i groźbę tę istotnie spełnił, gdy R afaela targ n ęła się na swe życie. R yszard w y jech ał do F lorencji;

R afaela zaczęła pracow ać u kraw cow ej, aże­

by zarobić na u trzy m an ie sw oje i ciotki. — M inął ro k : R yszard baw ił znów w Rzymie, ale nie usiłow ała w cale z nim się zobaczyć.

Poniew aż gw ałtow ny eksperym ent nie p o ­ w iódł się, chciała zniszczyć się stopniow o.

Ciotka straciła cierpliw ość i w róciła do K a­

lab rji. Ja k iś m iesiąc tem u R afaela zem dlała W m ieszkaniu kraw cow ej, u k tó re j szyła.

Zawieziono ją znów na klinikę i m iała tam pozostać, ażeby podleczyć się z błędnicy.

Przed p aro m a dniam i R afaela zobaczyła ze swego łóżka przechodzących przez salę chorych, m edyków , k tó rzy uczęszczali na w ykłady o diagnostyce i położeniu organów w ew nętrznych. W śró d nich u jrz a ła po raz pierw szy od dw óch la t R yszarda; obok n ie­

go szła ja k a ś m łoda pani, zapew ne m edycz­

ka. Była to ład n a blondynka, zdaje się ja ­ kaś cudzoziem ka. P a trz y ł n a n ią w ta k i spo­

sób, że R afaela nie m ogła mieć żadnych w ątpliwości... W idać było, że k ocha tę k o ­ bietę. A n iezn ajo m a w p atry w ała się rów nież w jego oczy i uśm iechała się...

R afaela p atrzy ła za nim i aż zniknęli p o ­ między długim rzędem łóżek, a potem le­

żała z szeroko otw artem i oczam i, ja k n ie­

przytom na. N annina, je j sąsiadka, ro ześm ia­

ła się.

— Czemu patrzysz ta k dziw nie?

— Ach, to nic...

R oześm iała się tak że i przeciągnęła się na łóżku. Serce biło je j tak, jak b y chciało w y­

skoczyć z piersi.

W eszła pielęgniarka i poleciła N anninie przygotow ać się, gdyż zaw ezw ał ją p ro feso r celem d em o n stracji podczas swego w ykładu.

— Cóż oni zam ierzają tam ro b ić ze m ną? — zapytała N annina.

— Zjeść cię! Cóżby innego? — o d p arła p ielęgniarka. — Dziś kolej n a ciebie, ju tro będzie na inną, na k ażd ą p rzy jd zie kolej w swoim czasie. Ju tro opuszczasz przecie klinikę.

R afaelę przeszedł dreszcz n a m yśl, że na nią m ogłaby także p rzy jść kolej. Boże św ię­

ty, m iała się pokazać R yszardow i w tak im okropnym stanie? Gdyby jego koledzy coś w iedzieli, niew ątpliw ie pow iedzieliby m u:

„Poco w daw ałeś się z tak im k o ścio tru p em ?“

Czy byłaby to zem sta? Ale R afaela nie chciała się mścić.

A je d n a k gdy N an n in a w róciła później z „m ap ą“ na sw em ciele i opow iedziała, ja k odbył się na sali pokaz, R afaela rozm yśliła się nagle. Chciała także ta m się dostać. I te ­ raz oczekiw ała m edyków , d rżąc z n iecierp li­

wości.

* * *

W reszcie koło dziesiątej przyszli. R yszard szedł obok owej słuchaczki ja k kiedyś. — W p atrzen i w siebie uśm iechali się.

— Czy m am się rozebrać? — zap y ta ła R a­

faela z gorączkow ym pośpiechem , gdy g ru ­ pa m edyków zjaw iła się na k o ń cu sali.

— Boże, cóż za pośpiech! Leż sp o k o j­

nie! — ro zk azała n aczelna siostra. — Mu­

simy czekać aż p an p ro feso r cię zawezwie.

Ale tak, ja k b y n aczelna sio stra ją jeszcze p rzynagliła, R afaela ro zeb rała się spiesznie pod k o łd rą. Gdy przyszli po nią, była cał­

kiem gotowa.

W eszła na salę trupioblada, drżąca, z roz-

A Ś . 9

Cytaty

Powiązane dokumenty

Oszczędny w zużyciu paliwa, zwolniony od podatku drogowego, rejestracji i prawa jazdy — motocykl SHL jest jedynym typem naprawdę praktycz­.. nej, nigdy niezawodnej,

nia systemu nerwowego: nerwicę serca, b ó le i zawroty głowy, uczucie niepokoju oraz sprow adzają krzepią­.. cy, naturalny sen nie pow odując

Drobno pokrajaną małą cebulkę przysmaża się na łyżce masła; gdy się troszkę zrumieni dodaje się 10 dkg chleba skrajanego na cienkie płatki i smaży razem

dre kobiety strzegą swego uroku przy pomocy olejku oliwkowego, który jest niezastąpiony dla utrzy mania gładkości skóry.. Piękna cera zatym decyduje o praw-dziwej

W ytw orzyła się już między nami ta przepaść, jaka niestety, dzieli jedną generację od drugiej, obaj straciliśm y w łaściw y sposób m ów ienia do siebie i

W ten sposób usuwamy skutecznie wszelkie nieczystości cery oraz w qgry z głębi porów i uzyskujemy zdrowq, iw ie iq skórę.. Ceny flakonów:

H eleny Gintelowej, Kraków, oznaczony godłem „H. Ludwika Hirszsona, W arszawa, oznaczony godłem

- Niezamówionycb materiałów Redakcja nie zwraca R eklam acje w spraw ie nieotrzym ania lub późnego doręczania egzem plarzy należy wnosić niezwłocznie, pisem