• Nie Znaleziono Wyników

As. Ilustrowany magazyn tygodniowy, 1939, R. 5, nr 35

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "As. Ilustrowany magazyn tygodniowy, 1939, R. 5, nr 35"

Copied!
35
0
0

Pełen tekst

(1)

O D Kl A P A Kl KI A

(2)

NAPISAŁ: LOU-LOU

U k o U e b * . "

k o b i e t u . . .

H U M O R E S K A

— W iesz, nic tak n ie k szta łci człow iek a, jak pod róże — su gerow ał m i p rzyjaciel. — P om yśl sob ie, in n e kraje, in n e stron y, inni lud zie. Z w yczaje, obyczaje. W oln a przestrzeń, słońce, p ow ietrze, m orze. K alejd osk op w ra­

żeń. R ad ość życia...

— Słusznie.

^— A np. (akie W łoch y! C a p r i !

— Tak, to m usi być chyba cudow ne.

— C udowne? A dlaczego ty nie m iałb yś tego sp rób ow ać? W łaśn ie m oja Dzidzi w y ­ biera się tego roku na Capri. W idzisz, c ię ż ­ ko jest p od różow ać sam otn ej kob iecie. Gdy­

byś pojechał, chętnie odd ałbym ci ją w opiekę...

Popatrzyłem zdum iony na kolegę.

Za genjusza nigd y go n ie uw ażałem , ale żeby w y sy ła ć w daleki św ia t w łasn ą narze­

czoną, sam na sam z przyjacielem ... nie, to chyba ostatn ie upały m u siały mu w gło w ie w od ę za g o to w a ć!.

■ — A ty z nią nie jedziesz? — zapytałem .

— Nie... niestety... w idzisz, teraz taka n ie­

pew na sytuacja... m nie trudno o urlop... no, zdecyd uj się ch łop ie, dobrze?

Serce w a liło m i jak m łotem . Dzidzi zn a liś­

m y w szyscy. B yła to kob ieta piękn a w ca- łem tego słow a znaczeniu. Szaleliśm y za nią, gdy stu d jow ała m edycynę, grem jalnie ja w i­

liśm y się na jej prom ocji, a teraz nie b yło tygodnia, żeb y który z nas, pod pretekstem jakiejś d olegliw ości, n ie o d w ied ził jej w szp i­

talu, gdzie od roku p raktyk ow ała. W białym kitlu lekarskim w yglądała napraw dę za ch w y ­ cająco!

— No, pow iedz — nalegał przyjaciel — pojedziesz z' Dzidzi na Capri? Zrobisz to dla m nie?

— Hm... rozum iesz... ja też m am trudn o­

ści — odp ow ied ziałem , silą c się, ab y z a ch o ­ w ać m ożliw ie obojętny w yraz tw arzy. — Ale... spróbuję.

— A w ięc pojedziesz! — za w o ła ł radośnie kolega.

-— No, ostatecznie zrob ię to dla ciebie.

Przez cały następ ny tydzień b iegałem jak szalony po rozm aitych biurach, urzędach 1 kancelarjach. S k ładałem dok um enty, w y ­ pełniałem form ularze, p isałem podania. Do sta ro stw a , do u rzędu e w id e n c ji lu dn ości, do K o m is ji D e w izo w e j, do k o m is a rza P. O. P., do... czy ja w iem , gdzie tam jeszcze!

W reszcie n ad eszła ta w ym arzon a, w ytę- sk niona niedziela.

K olega od p row ad ził nas na dw orzec, w y ­ szuk ał w ygod n y przedział, p o b ło g o sła w ił na drogę i długo jeszcze stał na peronie, p o ­ w iew ając chusteczk ą w kierunku od d alają­

cego się pociągu.

A ja b yłem p ija n y ze szczęścia. P atrzyłem niep rzytom n y w o c zy D zidzi. R o z m a w ia liś­

my. O czem ? P ojęcia nie m am . Żeby m nie kto d ziś na k aw ałk i rąbał.

Istnieje pod obn o jak ieś p rzysłow ie, g ło ­ szące, że sam ą m iło ścią c zło w ie k d łu y o ży ć nie m oże.

2 AS

T o p rzysłow ie przypom niało mi się k oło południa, gdy p oczułem głód.

Sięgnąłem do zapasów .

— W iesz, "Dzidzi, m ani tu d oskon ałą k ieł-, basę p olędw icow ą.

— Kiedy ją kupiłeś?

— W czoraj rano.

— Bój się B oga! I ■ w taki upał ty chcesz się raczyć kiełbasą?!

— No, a . dlaczegóżby nie?

— Nie słyszałeś nigdy o t. zw. ja d zie k ie ł­

basianym ?! O botulinie?!! Czy w iesz, że jest to jedna z najgw ałtow n iejszych trucizn i tw orzy się w łaśn ie w nieśw ieżej kiełbasie?!!

Radzę ci, w yrzu ć to natychm iast!

Serce, zam iast kiełb asy, krajało m i się w plasterki, gdy w yrzucałem przez okno ten sm ak ołyk .

— Ale bułkę z serem, to chyba w olno?...—

zapytałem nieśm iało.

— Nie odradzam , ale i nie doradzam . Głód przem ógł. C hw yciłem bułkę i p od ­ niosłem do ust. .

— Stój! Czy m asz czyste ręce?

— O czyw iście, M yłem je przed ch w ilą — odrzekłem .

— Gdzie?

— No... w toalecie...

— W tym zbiorniku w szelkich najokrop­

n iejszych bakteryj?! Nie, kochany. N ie p o ­ zw olę ci niczego przełknąć, póki nie z d e z y n ­ fe k u jesz sob ie rąk koloń sk ą w odą.

Z d ezyn fek o w a łem .

Z arów no bułka, jak i ser m iały potem in- tenzyw ny zapach fjołków , lecz cóż robić?

G łodny byłem . M dliło m ię, ale zjadłem . W ieczorem p rzybyliśm y do W iednia.

— F rische W ürstel! Św ieże kiełbaski! — w o ła ł na peronie kelner restauracji k o le jo ­ wej, ciągn ąc na w ózku dym iący i w cale ap e­

tyczn ie w ygląd ający towar.

— No, ale chyba teraz pozw olisz m i zjeść parę takich kiełbasek? Św ieże są i hygienicz- nie podane. Jak sądzisz. Dzidzi?

— Owszem. M ożesz spróbow ać. Uważam , że m ięso p sie ma rów nież pew ne w artości odżyw cze...

— P sie m ięso?!

— A czy m asz tę pew n ość, że to jest cie­

lęcina?

D ałem sp okój kiełbaskom i do sam ego N eapolu żyw iłem się tylko cukierkam i m ię­

tow ym i.

Siedziałem na sw em m iejscu jak na szp il­

kach. Ani razu nie w yjrzałem przez okno, aby zobaczyć m ajestatyczny krajobraz alp ej­

ski. N ie in teresow ały m nie laguny w eneckie ani cuda W ieczn ego Miasta. Zato pilnie prze­

strzegałem , ażeb y nie dotyk ać twarzą pod u­

szek w agon ow ych (b a k te rje ! w ąglik!), nie jeść o w o có w (d e zy n te r ja ! ) i nie pić lem o­

niad (sz tu cz n ie barw ion e!). Czegóż to nie robi się dla w łasn ego zdrow ia! I dla pięk­

nej kobiety!

W koń cu przybyliśm y na Capri i u lok ow a­

liśm y się w hotelu.

— Teraz przede w szy stk iem nap ijem y się w o d y — ośw iad czyłem Dzidzi, zad ow olon y, że się w reszcie długa i u cią żliw a podróż sk ończyła.

— W ody?! N ic z, tego nie będzie. Nie za ­ pom inaj o lęm , że jesteśm y na połu dn iu i że sp ożyw an ie su row ej w od y jest tutaj n ie­

bezpieczne. Będziesz p ił w od ę, ale p rz e g o to ­ w aną.

— P rzegotow aną? Brrr... nie, to już w olę w ino.

— W ina ci nie dam. W tak w y so k iej tem ­ peraturze działa ono bardzo szk o d liw ie na n erki, a pozatem zaw iera g a rb n ik , który n a ­ der ujem nie w p ływ a na p ro c e s tra w ien ia .

Dzidzi p ow ied ziała to tak kategorycznie, że nie śm iałem o p on ow ać. Odtąd przez ca­

ły czas pobytu na Capri p iłem każdego dnia po cztery szklanki ciep łej, p rzegotow an ej w od y. Mój B oże, strasznie to n ie sm ak o­

w ało! Ale cóż? Za to m iałem d ow ód, że piękna i ukochana kob ieta troszczy się tak 0 m oje zdrow ie! M ogłem n ie pić?

Zaraz następnego dnia po przyjeździe ubrałem się na letnio. A w ięc, b iałe spodnie, pan tofle, siatkow a koszu la bez ręk aw ów .

— Idziem y na plażę, Dzidzi.

— Dobrze, ale nie w takim stroju. Masz przecież od sło n iętą szyję i ram iona.

— To i cóż z tego?

— M ożesz d oznać ciężk iego oparzenia k o ń c zy n gó rn ych , a przy.tem narażasz się na ukąszenia jad ow itych m uch.

— Jadow itych m uch?!

— Ma się rozum ieć. P am iętaj o tem, że jesteśm y na połu dn iu .

Z bólem serca w ło ż y łem k o szu lę z d łu ­ gim i rękaw am i i zapiąłem ją w y so k o pod szyją.

N ie wiem dlaczego, ale ja k o ś Capri nie w yd aw ało mi się już tak piękn em , jak w pierw szej ch w ili, gdy na tę w ysp ę przy­

byłem .

Z eszliśm y na M arina P iccola, gdzie urzą­

dzone b yły kąpieliska.

R ychło p rysły tutaj m arzenia m oje o w y ­ legiw an iu się na w ło s k ie m słoń cu . Na p ole­

cen ie Dzidzi m usiałem przez ca ły czas sie ­ dzieć w cieniu w ielk iego głazu. J ed yn ie nogi do kolan i ram ion a po ło k c ie w o ln o m i b y ­ ło w ystaw ić na d zia ła n ie p ro m ie n i u ltra fio ­ leto w ych . A no w iadom o, niebezp ieczeństw o udaru słoneczn ego, e ry th em a a ctin icu m , so ­ lare!

Los był jednak dla m nie łask aw y.

N aw inął się jakiś W łoch . W krótce poro­

zum ieliśm y się ze sobą. P ły w a ł dosk on ale 1 zaproponow ał mi dłuższą w ycieczk ę p ły ­ w ack ą na pełne m orze.

Nie podaw aj mu ręki — ostrzegła n a ­ gle Dzidzi.

dzi

Masz przecież sk aleczon e dw a palce.

— Nie rozum iem . N ie w iem , o co ci cho- Ciąg d a ls z y na str. 19-ej.

(3)

I Ł I S T K O W A W MAGAZY1V T Y G O D N I O W I I L D S T R O W A ^ Y M A G A Z Y f l T Y G O P l V l O W y Z A Ł O Ż Y C IEL I W Y D A W C A : M A R JA N D Ą BRO W SK I C E N A N U M E R U G R O S Z Y 40

R E D A K T O R : J A N M A L E S Z E W S K I W B p r e n u m e r a t a k w a r t a l n a 4 z ł . 5 0 g r .

K IEROW NIK LITERA CK I: J U L J U S Z LEO c e n a n u m e r u w l i t w i e 5 0 c t.

KIEROW NIK G R A F I C Z N Y : JA N U S Z M A R JA BRZESK I wB 4 CENY O G Ł O S Z E Ń : W y so k o ść k o lu m n y 2 7 5 m m . — S z e r o k o ś ć k o lu m n y ADRES R ED A K C JI i A DM IN ISTR AC JI: K RAKÓW , W IE L O P O L E 1 (PAŁAC j ^ L 2 ° 0 m m . — S tro n a d zieli s ię n a 3 łam y, s z e r o k o ś ć łam u 6 3 m m . C ała s tr o - P R A S Y ). - TEL. 1 5 0 -6 0 , 1 5 0 -6 1 , 1 5 0 -6 2 , 1 50 -6 3 , 1 5 0 -6 4 , 1 5 0 - 6 5 ,1 5 0 - 6 6 J | h n a zł. 6 0 0 P ó ł s tro n y zł. 3 0 0 .1 m . w 1 łam ie 9 0 g r. Z a o g ło s z e n ie k o lo ro w e K ON TO P. K. O. K RAK Ó W NR. 4 0 0 .2 0 0 . U f f l d o liczam y d o d a tk o w o 50o/o z a k a ż d y kolor, p ró c z z a s a d n ic z e g o . Ż a d n y c h PR ZEK A Z R O Z R A C H U N K O W Y Nr. 11 P R Z E Z URZ. PO C Z T. KRAKÓW 2 flP B t B B z a s tr z e ż e ń co d o m ie js c a z a m ie s z c z e n ia o g ło s z e n ia n ie p rz y jm u je m y

N um er 35 N ied ziela , 27 sie r p u ia 1939 R ok \

ASY NUMERI! 3S-GO:

P la c ó w k i d y p lo m a ty c z n e w W a r ­ s z a w ie :

AMBASADA SOWIECKA.

W m urach p ałacu przy ul. P o ­ zn ań sk iej ro zw ija ła się h istorja p r zed sta w icielstw a d y p lo m a ty c z­

nego 2 . S. S. R. w sto lic y P olsk i.

Str. 4— 6.

PAN Z „BELL HÖW ELL'EM “ . S ylw etk a p op u la rn eg o artysty- fo to g ra fa B ila, k tó reg o zdjęcia p ejza żo w e i k rótk om etrażów k i film o w e zd o b y ły u zn an ie p u ­

b liczn ości. Str. 11.

NA WODACH

„CMENTARZYSKA OKRĘTÓW “.

O lbrzym ia w y sp a p ły w a ją cy ch g lo n ó w na A tlantyk u, t. zw . M o­

rze Sargasso, k ryje tajem n ice w ęd ró w ek w ęgorzy, k tó re ty lk o tam się lęgn ą. Str. 14— 15.

TANIEC N Ą WROTKACH.

A k rob atyczne p o p isy , tancerzy zysk a ły n o w y w yraz od ch w ili, gdy za sto so w a n o tan iec na w ro t­

kach, po raz p ierw szy d e m o n ­ strow an y w e film ie przez F re­

da A'staire i G inger Rogers.

Str. 16— 17.

S y lw e tk i a r ty s tó w :

ROMANA PAW ŁOW SKA.

C h arak terystyk a tw ó rczo śc i sce­

niczn ej zn a k o m itej a rtystk i, k tó ­ ra w n a d ch o d z ą cy m se z o n ie w y ­ stęp ow ać b ęd zie w T eatrze N a ­ rod ow ym w W arszaw ie.

Str. 19.

Z te k i m u z y c z n e j „A sa“ : GRAŻYNA.

T an go-seren ad a K arola Strom en-

gera. Str. 22.

m -

OSTATNIE D N I WAKACYJ.

K ończące się sło n e czn e dni s w o ­ b od y i w y p o czy n k u , sp ęd zon e na ło n ie n atu ry, ż y ją w nas p o ­ tem n a jm ilszem w sp o m n ien iem przez m iesią c e je sien n e j szarugi.

Str. 24.

B

N ow ele. — K ącik fila te lis ty cz ­ ny. — M oda k ob ieca. — G im na­

styk a. — D ział gosp od arstw a d om ow ego. — H um or. — R oz­

ryw ki u m y sło w e. — N a scen ie.—

N ow e k sią ż k i. — P rogram ra- d jow y.

Turysta, k tórego burzo z a sta n ie w c z a s ie w ycieczk i w g ó ra ch , n a ra żo n y jest jak nikt inny na n ie b e z p ie c z e ń stw o p o ra żen ia piorunem . W ubiegłym ty g o d n iu grom ud erzył w grupę turystów na zb o cza ch Św inicy, pow od u jąc śm ierć sz e r e g u o só b . Z d jęcie p rzed sta w ia in­

nych turystów, p o d c z a s tej w łaśn ie burzy (piorun u d erza w Św inicę) na śc ia n ie kominu D reg e'a w partji G ranatów .

A S '3

(4)

P L A C Ó W K I D Y P L O M A T Y C Z N E W W A R S Z A W I E :

c A m l m i a i i a

W k o f e : P a n P r e z y d e n t R, P. p r o f , i g n a c y M o ś c i c k i w o t o c z e n i u c z ł o n k ó w r z ą d u p r z y j m u j e n a z a m k u w W a r s z a w i e ł i s t y u w i e r z y ­

t e l n i a j ą c e od a m b a s a d o r a s o w i e c k i e g o m i n . S z a r o n o w a .

/ V ) ° p rzerw ie w zn a w ia m y cyk l o p isó w w arsza w sk ich placów ek f I S d y p lom atyczn ych . P rzerw a b y ła sp o w od ow an a o k o licz n o ś c ia ­

m i p rotok ólarn em i. Jak za zn a czy liśm y na w stęp ie cvklu, k a ż­

da p la có w k a d yp lo m a ty czn a ma sw o ją rangę. A m basady śa w yższe od p oselstw , a w każdej p oszczególn ej k ategorji to' p rzed sta w i­

cielstw o je st w y ższe, którego k iero w n ik w cześn iej p rzyb ył do sto licy , gdzie jest ak red ytow an y. M usieliśm y trzym ać się k o le j­

n ości op isów , zgodnej z p rotok ółem dyp lom atyczn ym . Gdy jed n ak przyszła k olej na am basadę so w ieck ą , od b yw ał się tam w ła śn ie gruntow ny r e m o n t N iesp o só b było jej „ p rzesk o czy ć“, bo potem już n iem ożn ab y do niej w rócić. W o leliśm y w ięc raczej n ie co poczek ać, by w e w ła ściw e j c h w ili zn ów p o d ją ć rozp oczęty cvk l i teraz dop ro­

w ad zić go już do koń ca.

Jak z w y k le , tak i tym razem pop rzed zim y o p is p ałacu am basady so w iec k iej w W arszaw ie k rótk im zarysem d ziejó w tego p rzed staw i­

cielstw a w naszej sto licy . P ie rw szą m isją sow ieck ą, jak a do W ar­

szaw y p rzybyła po trak tacie ryskim , b yła delegatura C zerw onego k rzy ża , m ająca na celu w y m ia n ę jeń c ó w w ojen n ych . N a czele tej delegatu ry sta ła pani P iesz k o w o w a , m a łżo n k a słyn n ego pisarza Ma­

ksym a G orkija. M isja ta jednak n ie m iała b yn ajm n iej charakteru d yp lom atyczn ego. R ezyd ow ała w h otelu R zym skim . T am rów nież u lok ow ała się p ierw sza m isja so w ieck a już o ch arak terze d yp lom a­

tyczn ym . Nie m iała n a zw y p oselstw a , iecz i. zw. „ p rzed sta w iciel­

stw a p ełn o m o cn eg o “ („p ołp ried stw a“). R eprezentow ała t. zw. je sz ­ cze w tedy RSFSR, a jej k iero w n ik o tytu le „p rzed staw iciela p ełn o ­ m o cn eg o “ („połpried“) p. Jakób K arachan (po tatarsku : „Czarny książę") w ręczy ł sw e listy u w ie rzy teln ia ją ce N a czeln ik o w i Państw a J o zefo w i P iłsu d sk iem u dnia 9 w rześn ia 1921 r. S tu d ju jąc w ó w c z e ­ sn ym P iotrogrod zie w ok resie p ierw sz ej lu to w ej rew o lu cji, k o le g o ­ w ałem z p. K arachanem na u n iw ersytecie. P am iętam , że p. K ara­

chan już w o w y ch c zasach z lew ego sk rzydła m ień szew ik ów -in ter- n a cjo n a listó w p rzeszed ł do stron n ictw a b o lszew ick ieg o ; stan ął naw et na czele o p o z y cy jn eg o jeszcze p o d ó w czes d zien n ik a „ B o lszew ik “, zało ż o n eg o przezeń organu o ficja ln e g o stronn ictw a.

Radcą p r zed sta w icie lstw a b y ł p. Leonid O boleń sk ij, p otom ek sły n ­ nej k sią żęcej r o d zin y ro syjsk iej, w której arystok racja rod ow a łą ­ czyła się w rew olu cyjn ą, bo jeden z O boleń sk ich należał do „de­

k ab rystów “, k tórzy d o k o n a li p am iętn ego zam ach u na „sam odzierż- cę VV sz e ch ro sji“. P ierw szym sekretarzem zaś b ył p. Jan Lorenz syn m ajstra łó d zk iej przęd zaln i; „L eonhardt, W oelk er i G irbardt“. Rów- niez z tym d yp lom atą so w ieck im zdarzyło m i się k o leg o w a ć i to d w u k rotn ie naw et. N a jp ierw w gim n azju m łód zk iem , które p. L o­

renz u k o ń czy ł ze zło ty m m edalem , a potem na u n iw ersy tecie p eter­

sburskim , k tó ry m n ie się ud ało sk o ń czy ć, a p. L oren zow i nie, po- n iew az w czasie w o jn y św ia to w ej w stą p ił oc h o tn iczo do petersb ur­

sk iej sz k o ły p od ch orążych artylerji t. zw . „ k o n sta n tin o w k i“, w alczył b oh atersk o jak o o fice r artylerji w arm ji carsk iej, b y p ó źn iej nagle zn alezc się w p ierw szy ch szeregach p o w sta ją cej d y p lom acji so w ie c ­ kiej. P ierw szą jeg o p la có w k ą b ył B e r lin ‘ jeszcze za cza só w Joffego (W szyscy trzej w sp o m n ia n i p a n o w ie m ieli bródki. Pp. Karachan i L oren z m ałe czarne, a p. O boleń sk ij dużą rudaw o-blond ).

Jed n ocześn ie je d n a k rezy d o w a ło w ted y w hotelu „V ictoria“ p rzed ­ sta w icielstw o p ełn o m o cn e U k ra iń sk iej R epu bliki S ow ieck iej, którego k iero w n ik p. O lelko S zum skij w ręczył sw e listy u w ierzy teln ia ją c e

S O W I E C K A

Pow yżej: F ragm en t dużego salonu am basady, z m eblami

w sty lu Ludw ika X V I.

mmm lew o: Sam ochód min.

Szaronow a w jeżdża do gm a­

chu am basady przy ul. Po­

zn ań sk iej.

4* AS

(5)

N a frewo: F r a g m en t m a ł e g o s a l o n u a m i j a s a - d y , t. zw. „ s a l i f j o l e t o w e j “ .

m

có w ce w C hinach, dok ąd go p rzen iesio n o , do W a rsza w y zaś na je g o m iejsce p rzybył z P ra ­ gi i w r ęczy ł sw e listy u w ier zy teln ia ją ce 30 styczn ia 1930 r. W ło d zim ierz A ntonow -O w - siejen k o, n isk i pan w ok u larach , o siw ej c z u ­ pryn ie i siw y ch w ąsik ach , b. k iero w n ik ope- racyj w o jsk o w o -rew o lu cy jn y ch w dn iach re ­ w olu cji p aźd ziern ik ow ej 1917 r. Sam go w i­

d ziałem w ow ych czasach , jak na c zele „k ra­

sn o a rm iejcó w “ zd o b y w a ł szturm em p eters­

bu rski P ałac Z im ow y, b. rezyd en cję carów rosyjsk ich , a n astęp n ie Rządu T y m c za so w e­

go. N iew iele przedtem o p u szcza ł ją p o śp iesz ­ nie sz e f tego Rządu, A leksan der K ieren skij, szyb k o sia d a ją c do sam och od u , który p e ł­

nym gazem p o m k n ą ł za m iasto.

A n ton ow -O w siejen k o i jeg o m ałżon k a szyb k o n aw iązali kon tak t tow arzysk i ze sp o ­ łeczeń stw em p olsk iem . Za ich cza só w sto su n ­ ki poselstw a so w iec k ieg o ze św iatem ze­

w n ętrzn ym b y ły n iezm iern ie o ży w io n e , jak nigd y przedtem i potem . W sa lo n a ch przy ul. P o zn a ń sk iej przew ijała się elita intelek- N a czeln ik o w i P a ń stw a J ó z efo w i P iłsu d sk ie­

mu d n ia 17 p aźd ziern ik a 1921 r.

P o roku oba p r zed sta w icie lstw a p o łą c z o ­ no. Na czele sta n ą ł ju ż ja k o p o se ł n a d zw y ­ czajn y i m in ister p ełn o m o cn y d oty ch cz a so w y radca p. L eon id O b oleń sk ij i wr tym ch a ­ rakterze w ręczy ł sw e listy u w ier zy te ln ia ją ­ ce 4 styczn ia 1923 r. P o n iesp ełn a dw óch latach , bo od 8 listop ad a 1924 r. za stą p ił go na tem sta n o w isk u p. P iotr W o jk o w , bardzo w y so k i, b arczysty b lon d yn , o którym m ó ­ w ion o, że w ła sn o rę czn ie z g ła d ził cara M iko­

łaja w raz z rodzin ą. Gdy m ia łem odw agę w sw o im c za sie za p y ta ć go oto, przyzn ał z c a łą szczero ścią , że b y ł w ow ym czasie p rzew o d n iczą cy m S ow ietu m. E katerynbur- ga, gd zie rod zin ę carską zgład zon o, ale za­

p e w n ił sło w em h on oru , że n ie brał w tym u d ziału i d o w ied zia ł się o w szystk iem d o ­ p iero po fa k cie. W tym c za sie jed y n y raz W arszaw a g o ściła o ficja ln ie stern ika so w ie c ­ k iej p o lity k i za gran iczn ej, k tórym b y ł w te­

dy p. C ziczerin. P rz y jm o w a ł nas na k o n fe ­ ren cji p rasow ej jeszcze w h otelu R zym skim . Min. W o jk o w ju ż w ted y p o w ied zia ł, że nie- sp osób , b y p o selstw o m ieściło się nadal w h otelu. Jego a m b icją b y ło u lo k o w a n ie p o ­ selstw a w piękn ym , w ła sn y m pałacu i tak się też stało. Na w io sn ę r. 1926 gotów już b ył p ałac p rzy ul. P o zn a ń sk iej 15, gd zie i nadal m ieści się od o w ego czasu p rzed sta­

w ic ie lstw o d y p lo m a ty czn e ZSSR. Jest to p rzeb udów ka z b. gm achu g im n azju m gen.

C h rzanow skiego.

Nie są d zo n em w szak że b y ło p. W ojk ow ow i d łu go tu rezyd ow ać. Już n iem al w pierw szą ro czn icę p rzep row ad zk i do p ięk n ego gm achu, na w io sn ę r. 1927 p. W o jk o w z g in ą ł w nim tragiczn ie od k u li em igranta r o sy jsk ieg o B o ­ rysa K ow erdy, k tóry w id z ia ł w p. W o jk o ­ w ic, zg o d n ie z r o zp o w szech n io n ą pogłosk ą, m ordercę b. rod zin y carsk iej i ch c ia ł b yć jej m ścicielem . S k azan y na 10 lat w ięzien ia, Ko- werda n ied a w n o je op u ścił. Z w łoki p. W oj- kow a, za b alsam ow an e, b y ły wtedy' w y sta w io ­ ne na p ok az w p rzed sion k u p ałacu przy ul.

P o zn a ń sk iej.

N astęp cą p. W o jk o w a w pałacu przy ul.

P o zn a ń sk iej z o sta ł od 11 p aźd ziern ik a 1927 roku p. D ym it B ogom ołow , zew n ętrzn ie p rzy ­ p o m in a ją cy raczej za ży w n eg o kupca, tęgi, p rzysad zisty z czarn em i, p rzystrzyżon em i w ąsik am i. Jego u rzęd o w a n ie nie zazn aczyło się niczem szczeg ó ln em . Z nacznie żyw szą d z ia ła ln o ść r o z w ija ł na sw ej n astęp n ej pla-

N a p r a w o ; N p k o n s o l i i s t o l i k u w d u ż y m s a l o n i e r o z s t a w i o n e , s a p i c k n e e g z e m p l a r z e c e r a m i k i s ó w k c k i e j . N a ś c i a n i e o b r a z s ł y n ­

n e g o m a r y n i s t y A ] w a z o w s k i s g o .

A S - 5

(6)

S a l a r e c c p c y j n c - b a l o w a a m b a s a d y , t. z w. „ s a l a b i a ł a “ u t r z y m a n a j e s t w s t y l u s e c e s y j n y m .

tualua i artystyczn a sto licy . Literatura, m uzyka, tealr, film , taniec, św iat n a u k o w y byt tam bardzo liczn ie rep rezen tow an y. N iek ied y (jak np. p od czas rautu na cześć p ierw szego lau reata k on ku rsu c h o p in o w ­ sk iego Oborina) b y w a ło o k oło tysiąca zaproszonych.

A jednak, gdy w okresie k u lm in acyjn ym dob rych sąsied zk ich sto ­ su n k ó w p o selstw o so w iec k ie w W a rsza w ie p o d w y ższo n o do rangi am ­ basady, Anton ow -O w siejen k o n ie z ostał am basadorem , lecz od w ołan y do M oskw y w y jech a ł do stolicy. P ierw szy m am basadorem so w ie c ­ kim w W arszaw ie z o sta ł w y so k i, bardzo p rzystojn y brunet o czarnym w ą sie i ogn istych oczach Jakób D aw tjan , b. p o seł w Ate­

nach, który w ręcz y ł swTe listy u w ierzy teln ia ją ce p. P rezyd en tow i R. P. 13 k w ietn ia 1934. Za czasu je g o u rzęd ow an ia przyjęcia sta ­ w ały się rzadsze. P otem p rzyszed ł z n ó w m om en t ży w szej w ym ian y k u ltu raln ej i w w arszaw sk im T eatrze W ielk im w y s tę p o w a ły z du- żem p o w o d zen iem d w ie p rim ad on n y Opery M osk iew sk iej: B arsow a (sopran) i M aksakow a (m ezzosopran). Am basador D aw tjan w yd ał na ich c ześć raut i bardzo się niem i op iek ow ał. I oto w k rótce dla jed n ej z nich p orzu cił sw ój w ie lo le tn i stan kaw alersk i. P ew nego dnia w y je c h a ł do M oskw y, a potem już w ró cił po ślub ie z b. p. Maksa- kow ą, którą w n et p o d ziw ia liśm y w gronie pań am basadorow ych p od czas d oroczn ego w ielk ieg o ga lo w eg o obiad u na Zamku, w yd an e­

go przez p. P rezyd en ta R. P. z m a łżo n k ą na cześć k orpu su d y p lo ­ m atycznego. W k rótce potem jed n ak m in. D aw tjan w yjeżd ża do Mo­

sk w y, by już n ie w ró cić do W arszaw y...

W pałacu przy ul. P o zn a ń sk iej za p a n o w a ło dłu ższe bezk rólew ie.

N a ja k iś czas o b ejm u je k iero w n ictw o am basady, jako charge d'af­

faires a. i. radca am basady W in ograd ów , a n astęp n ie, gdy już n i­

k ogo z d aw n ych w sp ó łp r a co w n ik ó w m in. D aw tjan a nie zostało, p.

Listopad.

Aż dop iero od n ied a w n a — od 2 czerw ca b. r. — m am y n ow ego am basadora przy ul. P o zn a ń sk iej. Jest n im M ikołaj Szaronow , k tó­

ry, tak sam o, jak jego pop rzed n ik , b y ł przed tem p osłem w Atenach.

N isk ie g o w zrostu b ru n et o n ieregu larn ych rysach, lecz bardzo in te­

lig en tn y ch oczach , p r zy w ió zł ze sob ą czarującą m łod ą m ałżon k ę o n iezm iern ie cen n ych zaletach tow arzysk ich , o czem m ogliśm y się p rzek on ać na p rzyjęciu in au gu racyjn em z a led w ie przed m iesiącem . U jm u jąca gosp od yn i, u rocza ciem n a b lon d yn k a, w ła d a k ilk om a ję­

zyk am i i w raz z m a łżo n k iem u siln ie uczy się p olsk iego.

Gmach am b asad y so w iec k iej tem się różn i od in n ych rezydencyj d yp lom atyczn ych w W arszaw ie, że zaw iera zarów n o sa le recep cy j­

ne, jak p om ieszczen ia k an celaryjn e oraz a p artam en ty p ryw atn e am- basadorstw a i m ieszk a n ia p ryw atn e w szy stk ich u rzęd n ik ów am ba­

sad y oraz służby. Ma bram ę i dw a w ejścia : jed n o w ię k sze je st czy n ­ ne jed y n ie p od czas w ielk ich przyjęć oraz dla od w ied zających am ba­

sad ora jego k oleg ó w z k orpu su dyp lom atyczn ego; drugie zaś m n iej­

sze dla Zw ykłych in teresan tów . P ierw sze m a w ygląd norm alny, dru­

gie n ieco sw o isty i stąd rozm aite leg en d y na tem at, że gdy się w e j­

dzie do am basady so w ieck iej, już n iesp o só b z n ie j w yjść o w łasn ej w oli. Copraw da, rzeczy w iście, p raw e d rzw i m ają zam ek a u to m a ty cz­

ny. D zw on i się, czeka na sygn ał, p oczem n a leży pchn ąć drzw i. W te ­ d y zaś p rzyb ysz zn ajd u je się. w m ałym p rzed sionku . Ma przed so ­ bą trzy ściany. W jednej z nich, p rzeciw ległej do drzwi, je st o k ien ­ ko. Za n iem rezydu je cerber, u którego trzeba się zam eldow ać. On zaś te le fo n u je do od p ow ied n iego urzęd nika po decyzję, czy in tere ­ san t zostan ie przyjęty. Otóż „n ie sa m o w ito ść “ p olega lylk o na tem, że w ow ej chw ili p rzyb ysz jest ja k b y w celi w ięzien n ej. N ie m oże w yjść, p ók i cerber nie n a c iśn ie z n ó w od p ow ied n iego guziczka.

P o w ejściu bow iem drzwi zatrzaskują się autom atyczn ie i nie m o ­ żna ich otw orzyć, aż ceber sam tego nie uczyni. „W ięzien ie“ jednak byw a k rótkotrw ałe. P o chw ili bow iem interesant albo dow iad uje się, że nie będzie przyjęty, a w ted y drzw i przed nim sam e się otw ierają, albo że będzie przyjęty, w tedy idzie na praw o i tam trafia do mie-

6 - AS

szczącej się na parterze poczekalni, ozdobion ej portretam i Lenina i Stalina, M ołotowa i Kalinina, popiersiem Lenina na cok ole, pok ry­

tym czerw onem suknem , a także licznem i fotografjam i propagando- w cm i z ZSRR. Na stolikach m oc w yd aw n ictw p rop agan d ow ych , prze­

w ażnie bardzo pięknie w ydanych.

Podczas ostatniej m ej bytn ości w am basadzie so w ie ck iej słysza­

łem z poczekalni, jak w sąsiednim pok oju od b y w a się lekcja p o l­

skiego. Głosik kobiecy, pod obn o pani am basadorow ej, pow tarzał:

„My czytam y, w y czytacie, oni, one czytają...“.

Gdy m nie w reszcie poproszono do sal rep rezentacyjnych, m inąłem przez drzwi w ew nętrzne bramę, a następnie w p row ad zon y zostałem od tyłu do hallu (do którego prow adzi pod czas p rzy jęć lew e w ej­

ście frontow e), p oczem udałem się na pierw sze piętro. U góry w iszą cenne obrazy, p ochod zące ze słyn n ego petersb ursk iego (dziś lenin- gradzkiego) „ErmitagcTi". Jeden z nich jest starej szk oły rosyjsk iej (F iod orow ), drugi holenderskiej (W ou verm an s). N a galeryjce w iszą stare szkice m ongolskie, a na dw óch postum entach k w iaty w dw óch starożytn ych w azach o w ielce k u nsztow n ych płask orzeźb ach , przed­

staw iających sceny z legend starorosyjsk ich.

Stąd w kraczam y do „białej sali“ o charakterze b a lo w y m lub recep­

cyjnym . Są tu m eble białe ze złocen iam i, w y ście la n e srebrzysto sza­

rym jedw abiem . Portjery nieco ciem niejsze. Na sto le blat z cegla- stego marmuru. Na ścianie krajobraz K. K ryżyckiego, n o w szej szkoły rosyjsk iej. Zwraca uw agę m isterna posadzka.

P rzechodzim y następ nie do „salonu czerw on ego“ . Tej b arw y są tu bow iem i tapety, i m eble m ahon iow e w sty lu L ud w ika XVI i ich jedwab. Stoły i kon solki m ają blaty z różow ego m arm uru. D u żo tu ładn ej now oczesnej ceram iki sow ieck iej oraz bardzo ładne pude­

łeczka, fabrykow ane w p od m osk iew skiej w si P alech . M ają one na pokryw kach obrazy z legend rosyjsk ich, m alow an e p rześliczn ą tech ­ niką m injaturow ą. Jest np. cykl fragm entów ze słyn n ej „P ieśn i o. w ie­

szczym Olegu" („Kak nynie -sbirajetsia w ieszczij Oleg otm stit' nie- razum nym Chazaram, ich sioła i n iw y za bu jnyj n ab ieg abriok on m ieczam i pażaram “), albo taki np. bardzo znam ien ny: „Skazi m nie, ku diesnik, liu b im iec b agow czto sb u d ietsia w żizni sa m noju, i skorol na radost' sw iriepych w ragow m ogiln ej p ak roju ś ziem loju".

„P ow ied z mi, czarodzieju, ulubieńcze bogów , co się ze m ną stan ie w życiu i czy szybko ku radości okrutnych w rogów zasypie m nie ziem ia m ogiln a“! . Obok stoi a rcyp om ysłow a i precyzyjn a zabaw ka.

Słow ik, o naturałhem upierzeniu, śp iew a po nak ręcen iu dłu go i p ię k ­ nie, pop isując się n ajw y m y śln iejszem i trelam i. Są tu obrazy n ow sze- i starsze, dające pojęcie o ew olu cji m alarstw a w ciągu półw iecza (np. Krasnowa z 1934 r. i M akow skiego z 1884 r.). N a jcen n iejszy jest tu jednak obraz słynn ego m arynisty ro syjsk iego A jw azow skiego z 1881 roku. D yw any perskie, zaścielające posadzki salon ów , przed­

staw iają ogólną w artość 159.000 rubli. Są to w szy stk o okazy bardzo stare i misternej roboty.

N astępny w am filadzie jest „salon fjo leto w y “, tak nazw an y w edług barw y tapet i obicia m ebli. Tu m eble są przew ażnie m ięk kie, w y ­ ścielane, sporo obrazów: Gluczenki, Gibsza, R ożd iestw ien sk iego i K ry­

życkiego.

Stąd prowadzą drzw i do dw óch jadalń, w ięk szej i m niejszej.

W obyd w u n ow oczesn e m eble orzech ow e. W du żej p ejza że i „m ar­

twe n atu ry“, tapely złocisto-b ron zow e. W m n ie jszej takież m eble, tapety w ciem nobronzow e w ytłaczan e desenie k w ia to w e. Tu też znajduje się najcenniejszy obraz ze zbiorów am basady, a m ia n o w i­

cie: „Kaczy staw" pendzla Jana van Eulena (1630— 1693). N a kre-

P o n i ż e j : G a b i n e t a m b a s a d o r a z m e b l a m i w s t y l u „ e m p i r e “ , n a ś c i a n i e p o r t r e t y L e n i n a i S t a l i n a .

(7)

FRAGM ENT DUŻEJ JA D A L N I A M B A SA D Y : Na śc ia n ie płaskorzeźba w drzew ie przedstaw ia­

jąca K rem l, na k redensie porcelana sow iecka z em blem atam i p aństw ow ym i.

I Z d j ę c i a ; Serw is M a g a z y n u , . A S |

den sie lichtarze, w azy bronzow e. Obok ga­

blotka ze starem ! k ryształam i. Na niej waza

„DeltT“. N a jednej ze ścian obraz p. t. „Kreml m o sk iew sk i“, orygin aln ie w yrzeźb ion y w drze­

w ie i k olo ro w a n y . Sporo p orcelany. Jest cze­

ski serw is do k aw y, ale i porcelana orygi­

nalna rosyjsk a, z w ym aldw anem i inicjałam i ZSSR (na n ieco starszej jeszcze RSFSR).

J E S T E Ś M Y G O T O W I . . .

d o r o z p r a w y

z każdg przeciwnością ż y c i a ,

gdy przyszłość naszq i naszych n a j b l i ż s z y c h z a b e z p i e c z a książeczka o s z c z ę d n o ś c i o w a .

P . K . O .

P E W N O Ś Ć - Z A U F A N I E

Szczególnie pięknie przedstaw ia się gabinet am basadora, utrzym any w czystym- stylu

„em pire“. W sp an iała je st zw łaszcza szafa z p oliturow anego m ahon iu i złotem i orn a­

m entam i. Tapety i obicia krzeseł utrzym ane są tu w kolorze ciem nozielonym .

Z ainteresow ania am basadora poznajem y

z książek, przygotow anych na biurku. Są to dzieła p rzew ażnie historyczn e, ale jest r ó w ­ nież cała w ielotom ow a k oresp on d en cja p e ­ tersburskiego jeszcze carskiego MSZ. Zresztą, zabiera się dopiero do pracy, która oby p o ­ staw iła stosun ki p o lsk o -so w ieck ie na n a le ż y ­

tej płaszczyźnie. /?. L-

Ł A T N O J E S T Z A C H O W A Ć

l A t O D Y W Y G L A Q '

dzięki i¥| olejkowi

oliwkowemu

Dorosły czy dziecko — dziś każdy przepada za sportami, za życiem na świeżym powietrzu.

Ale wiatr, słońce i zimno m o­

gą zniszczyć nawet najśwież­

szą cerę, gdy ją pozbawić olej­

ku oliwkowego. Poco ryzyko­

wać? Zaopatrz całą rodzinę w Palmolive — to łagodne mydło dla dzieci,- za którym również

przepadają rodzice.

A le nie zapominaj, że Palmolive to przede- wszystkiem mydło naturalnej piękności, gdyż wy­

rabiane jest na olejku oliwkowym. Natura mc nie stworzyła lepszego od olejku oliwkowego dla podniesienia delikatności, elastyczności i piękna skóry. Przeszło 2 0 0 0 0 specjalistów tw ierdzi: ,,po- wierz mvdhi Palmolive opiekę nad Twa urodą .

O b f i t o i lo ś ci o i e j - o l i w k o w e - g o u ż y t e s ą d o w y ­ r o b u m y d ł a P a l m o l i v e .

Ambicją kobiety jest naj­

pierw zdobyć, a potem utrzymać uczucie ukocha­

nego. Do tego celu służy jej urok i młoddść. Dbaj więc o ładną cerę, bo w ten sposób strzeżesz wła­

snego szczęścia. A ną cerę niema lepszego, a zarazem bardziej ekonomicznego środka niż codzienne sto­

sowanie mydła Palmolive, na olejku oliwkowym.

AS-7

(8)

v x v t f f c W Ł L K , E G 0 K S , Ę S T M r 4

^ KĄCI K F I L A T E L I S T Y C Z N Y „ A S A “

W m iejscu , gdzie zbiega się granica T rzeciej Rzeszy i III R epu­

bliki, a w zgórza A rdenów tw orzą p ołu d n iow o-zach od n ią p ołać K ró­

lestw a B elgji, p o ło ż o n y jest jeden z n ajm n iejszych k rajów E uropy, który ob ch od zi o b ecn ie 100-lecie sw ej n iep od ległości. T o W ielk ie K sięstw o Luksem burg.

W r. 1839 kraj ten z o sta ł pocj przypadła B elgji, a druga p ó j p olityczn ą. Stan ów utrzym ał

H rab iow ie na Lid a n iek tórzy z nic*

rzym sk ich Narodił®Jjlie^

zostało pod niesioną lat potem zostało k rotn ie sw ych panóv (1555), aby z k o lei zj strji. P o rewt

ksem burga Naipoleon, a po upadku N ap oleon a postu now iono na Kon- ę lo n y na d w ie części. Jedna z nich uiowa utrzym ała sw ą n iezależn ość

ijzisiejszego dnia.

alę w h isłorji N iem iec, asft#3ali na tronie cesarzy S łS + ^ rab stw o Luksem burg Karola IV. W kilka ttndji. Z m ien iało kilka- (fanowali tutaj H iszp an ie w p ływ ów na rzecz Au- nhcTarnmi k sięstw a Lu- gresie W iedeńskin

śn ie panujący»

Już jednak stu jąc rewolucfję bel§

tu, że księstwjo n iem ieck ich aż

Zaw ierucha | ciaż bow iem ogłojiłc zajęte przez ' tutaj głów na S w ój b yt nie koalicji, Dlatqgo t e ż / kraju m ów i

Paryża.

Pod w z g lęd p m T h ^ sifó jp ^ e sT m k s e w ojew ó d ztw a ślą sk ieg o . H ogate je d n a j żyzn a ziem ia

k ro sk o p ijn eg o pil ...

w ]ęK

zostä

S e m n u r g z \ z p o ś r ó d

alnie że!

będzie rów nocze- ibu rga, w yk orzy- riie zm ien iło fak- Z w iązku państw

;o K sięstw a, cho- ednak w r. 1914 znajdow ała się ztabu w ojenn ego, y cięstw u pań stw 100.000 obyw ateli ne są w stronę mniej: ty dwa razy od za i łupku, oraz kań com tego mi- _ . . In ej k om p anji żan ­ d arm ów , jed n ej kom p an ji och otn ik ów , czyli razem z 9 o ficerów i 350 szeregow ców . C zuw ają oni p rzed ew szystk iem nad utrzym aniem ładu w ew n ątrz pań stw a.

K siążęta, których portrety w id zim y na znaczk ach p ocztow ych , w y ­ d an ych w tym m iesiącu z ok azji ju b ileu szu nosili praw ie zaw sze im ię W ilh elm . U nia p erson aln a z H olandją przetrw ała do roku 1890. Gdy jed n ak zm arł W ilh elm III (1849— 1890), na tron w stąpił A d olf z rodzin y książąt N assau. P a n o w a n ie jego trw ało do roku 1905, a syn A dolfa — W ilh elm IV b y ł ostatn im z m ęskiej linji tego rodu. N ajstarsza córka W ilh elm a — Marja Adelajda abd ykow ała w r. 1919 na rzecz sw ej siostry C harlotty (K aroliny), która teraz jeszcze n o si m itrę w ielk o-k siążęcą. Jest ona m ałżon ką k sięcia F e ­ lik sa de B ourbon -Parm a i szczęśliw ą m atką sześciorga dzieci.

3 sierp nia br. prezyd en t F ran cji Albert Lebrun z ło ż y ł n ieoficjaln ą w izytę k siążęcej parze i p rzyjęty został na zam ku Berg. L ud ność pań stew k a, p ołączon ego ścisłem i w ęzłam i gosp odarczem i z F rancją i B elgją w itała z en tu zjazm em g łow ę potężnego p ań stw a stojącego na straży p ok oju w Europie. . W ito ld H o ra in .

Po obu bokach: Serja znaczków jub ileu szow ych z portretam i książąt Lu­

ksem burg. U dołu: Znaczki z w izerunkam i d zieci obecnie panującej w. księżnej C harlotty.

Cytaty

Powiązane dokumenty

nia systemu nerwowego: nerwicę serca, b ó le i zawroty głowy, uczucie niepokoju oraz sprow adzają krzepią­.. cy, naturalny sen nie pow odując

Przedstaw ienie to charakterem swym znacznie różniło się od przedstaw ienia „Świętoszka“ w teatrze Jaracza, niem niej jednak było w ybitnie stylowe. Na program

Drobno pokrajaną małą cebulkę przysmaża się na łyżce masła; gdy się troszkę zrumieni dodaje się 10 dkg chleba skrajanego na cienkie płatki i smaży razem

dre kobiety strzegą swego uroku przy pomocy olejku oliwkowego, który jest niezastąpiony dla utrzy mania gładkości skóry.. Piękna cera zatym decyduje o praw-dziwej

W ytw orzyła się już między nami ta przepaść, jaka niestety, dzieli jedną generację od drugiej, obaj straciliśm y w łaściw y sposób m ów ienia do siebie i

W ten sposób usuwamy skutecznie wszelkie nieczystości cery oraz w qgry z głębi porów i uzyskujemy zdrowq, iw ie iq skórę.. Ceny flakonów:

H eleny Gintelowej, Kraków, oznaczony godłem „H. Ludwika Hirszsona, W arszawa, oznaczony godłem

- Niezamówionycb materiałów Redakcja nie zwraca R eklam acje w spraw ie nieotrzym ania lub późnego doręczania egzem plarzy należy wnosić niezwłocznie, pisem