• Nie Znaleziono Wyników

As. Ilustrowany magazyn tygodniowy, 1939, R. 5, nr 5

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "As. Ilustrowany magazyn tygodniowy, 1939, R. 5, nr 5"

Copied!
31
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

ieszkał w K rakow ie naprzeciw k o ­ ścioła P a n n y M arji, w sąsiedztw ie kościoła św iętej B a rb a ry . W p o k o ju słychać było dźw ięk dzw onów , a przy o- tw artem oknie, podczas n ab o żeń stw o d p ra ­ w ianych w kościołach, dźw ięki organów .

P o k ó j spory, p rzestrzen n y , na pierw szy rzu t oka ro b ił w rażen ie chaotyczne. Na p o ­ dłodze i po k ą ta c h kłębiły się w p o n ie w ie r­

ce bezładne ste rty p ap ieró w ze szkicam i, ry ­ sow anym i w ęglem i p astełow em i k red k am i, W szystko zaczęte, nieskończone, „w stanie tw o rzen ia“ , ta k ja k i liczne, dro b n e, p rz y ­ w iezione z P ary ża, k o p je z g alerji L uw ru, szło od czasu do czasu na śm iecie, a w zi­

m ie służyło do p o d p alan ia w piecu.

W ięcej zabezpieczoną przyszłość m iały k a rto n y , bez ram , przy m o co w an e do ścian gw oździkam i, w y o b ra ż a ją c e po stacie g rec­

kich b ohaterów , aniołów , k rólów , senatorów , sk rzy d laty c h h u sarzó w i k w iaty , rysow ane nie z n atu ry , ale sty lizo w an e na w zorach liści i k w iatów szkolnego p o d ręczn ik a b o ­ tan ik i. Szkice wdtrażów, K azim ierz W ielki, H enryk Lignicki, św ięty S tanisław . W śród nich w itraż ze św iętą Salom eą, u p u sz c z a ją ­ cą z rąk sło m ian ą k o ro n ę, ry so w an y w ęg­

lem.

W itraże te, zap ełn iały ścian y nie ró w n o ­ cześnie, k o lejn o , poczem zw inięte w' rulon, co je d o sadnie u s z k a d z a ło , zjeżdżały ze.

ścian w k ą t lu b pod łóżko.

Nie oblekły się w k sz ta łt b ard ziej m ate- rja ln y , w szkło i ołów. T ak ja k i w itraże zam ów ione przez księota Z dzisław a C zar­

to ry sk ieg o ze Starego Sielca w W ielkopol- sce do, budow anego na wsi, kościoła św ię­

tej Elżbiety. Z am ów ione, m iały być zap ła cone. Cóż, kiedy W y sp iań sk i z a p ro jek to w ał pierw szy w itraż z Ew ą, m a tk ą rodKi lu d z ­ kiego, w ta k tra k to w a n e j nagości, że w edle zd an ia k rak o w sk ich d o rad có w księcia, nie n ad aw ał się do p ro sto d u szn eg o kościółka na wsi.

Ju ż to m alarz, iak na co, ale na zbytek uznania d la siebie, nie m ógł się skarżyć.

Jó zef C hełm oński, n ajw sp an ialsz y polski realista, gdy ja k o p rezes sto w arzy szen ia ..Sztuka' p rzy jech ał z W arszaw y na o tw ar cie w ystaw y, p a trz y ł ze zg ro zą w oczach na

„„S karby Sezam a" W y sp iań sk ieg o , i zw ierzył się p oufnie W łodzim ierzow i T etm ajero w i.

— D w aj są w P olsce m alarze. Ja i ty, a ten W yspiański to ch y b a jap o ń sk a...

T akże i pisarze starszego p okolenia nie w yznaw ali się w w arto śc ia c h lite ra c k ic h dzieł poety. Naw et po „W eselu “ Sienkiew icz pow iedział, że „nie ro zu m ie“ . Jó zef W ej'ssen- hoff w yśm iał w kilku a rty k u ła c h . A prof.

St. T arn o w sk i, czy prof. Kaz. M oraw ski (do dziś to tajem nica) n a p is a ł p a ro d ję „W esela“ .

Nie łatw o p o jąć dlaczego, ale nie u jm u je to nic z podziw u dla tych w ielkich pisarzów i artystów .

T akie om yłki z d a rz a ją się.

V oltaire żałow ał S zekspira, że nie zna re ­ guł b u d o w an ia trag ed ji i kom edji. Ś niadec­

ki w y k p iw ał „D ziady“ M ickiew icza.

W y sp iań sk i czuł się w yższy p o n ad k ry ­ tykę i kpiny. M iał się za jed y n eg o w Polsce a u to ra d ram atycznego. Innych w spółcze­

snych, nie raczy ł zauw ażyć.

K siążek m iał niew iele.

N a półce z p ro sty ch deseczek, przew le­

czonych sznurkiem , tra g e d je Sofoklesa po francusku, lipskie w ydanie M ickiew icza, ilu ­ strow ane roczniki krak o w sk ie, k ro n ik a W in ­ centego K adłubka, M ieszko S tary, prof. Sm ol­

ki, B arzykow skiego H is to rja P o w sta n ia L i­

stopadow ego, P iekosińskiego R ycerstw o W ieków Średnich i franduskie stu d ju m o D ancie.

Na stole n iep o litu ro w an y m , prostaczym , księgi R astaw ieckiego „W zory sztuki śre d ­ niow iecznej“ i M atejki „U biory w d aw n ej P o lsce“.

T a k a b y ła h ib ljo te k a i stała le k tu ra poe­

ty i m alarzh.

P o k aźn ie p rzed staw iała się zasłona nad

H e a m u a

+

Z E W S P O M N I E Ń O

S T A N I S Ł A W I E W Y S P I A Ń S K I M

A N T O N I W Y S O C K I

łóżkiem , b ald ach im , z ta n ie j lu stry n y , k a r ­ m azynow ej b arw y . P ło m ien n em i re fle k to ra ­ m i o św ietlała w n ętrze pok o ju .

P rzy łóżku fotel.

P rzy jem n ie było siąść naprzeciw , ćm ić p a ­ p ie ro sa i gaw ędzić.

Jed n eg o ra z u ro zm aw ialiśm y n a tem at psychologji w a rja ta . R ozm ow a przew lekła się do k a w ia rn i i po sam ą noc na ulicę.

W y sp iań sk i sp ro w ad ził rozm ow ę na g ru n t p rzy k ła d ó w .z lite r a tu ry dram atycznej;, w tym sensie, że p sy ch o lo g ja w a rja ta je st po­

jęciem ró w n ie p a rad o k saln em , ja k h o n o r i am b icje zb ro d n iarzó w . W y raził zdanie, że b o h atero w ie tra g e d ji to obłąkańcy.

A zw ykli ludzie?

S pytał:

— Czy w śród zn ajo m y ch n ie m iał pan kogoś, co także?... P rzecież pan?...

Muszę tu, m im o skrom ności, w spom nieć 0 sobie. Otóż p ierw sza k siążk a, k tó r ą „ p o ­ pełn iłem “ pierw szy grzech m łodości, to był z b ió r now el pod ty tu łem „D om z d r o w ia ".

O dw iedzałem znajom ego, chorego um ysłow o, w' sam atojrjum. P o zn ałem in n y ch ch o ry ch 1 zaciekaw iony ich u ro je n ia m i, zacząłem ro z­

czytyw ać się w p s y c h ja trji,, n eu ro lo g ji i „ li­

z n ąłe m “ nieco z tej d zied z in y wiedzy.

P o eta nie znał, ale coś słyszał o te j m o jej książce o w a rja ta c h . Z resztą nie o to m u szło.

O b łąk an ie zd ek la ro w an e, m yśli u ry w an e i błędne, były n iejak o p oza sfe rą zag ad n ie­

nia. C horoba, przez b ra k k o n flik tu m o ra ln e ­ go, nie w y d aw ała m u się m a te rja łe m d ra m a ­

tycznym , gdyż, ja k się w y raził:

— Na to n iem a rad y . Co innego dziw actw a.

— W ięc m oże?...

T rzeb a było p o szp erać w pam ięci.

R ozm ow a z W y sp iań sk im m iała zaw sze dla m nie c h a ra k te r celow y, w y łap y w an ia szczegółów o cech ach nad zw y czajn y ch i d ą ż ­ ność tw órczą, bo n iesp o d ziew an ie w ysnuw ał z nich ja k ą ś sw ą k o n cep cję te a tra ln ą i ró w ­ nocześnie, rzec m ożna, reży sero w ał a k to ra m i i a k c ją tej fikcji.

Gdy w p ią te j k la sie g im n azjaln ej koledzy jego szkolni, R ydel i M ehoffer, skleili szopkę b e tle je m sk ą i z kolęd p ró b o w ali ułożyć j a ­ sełka, W y sp iań sk i, w sp ó łto w arzy sz te j z a b a ­ wy, póty zm ieniał tek st k o lęd i ro le m a rjo netek, aż zn iecierp liw ien i k oledzy pokłócili się z nim i om al, że nie w yrzucili go za drzw i.

P ó źn iej słu ch an o go ju ż inaczej.

W ciągu k ilk u la t p rz e b y w a n ia w jego to ­ w arzystw ie, z n ie d a ją c ą się dziś w ypow ie­

dzieć rozkoszą, uczestniczyłem w tych fa n ta ­ stycznych z nim gaw ędach.

T ak i tego w ieczoru, a raczej pogodnej letniej nocy.

B yła godzina pierw sza, m oże d ruga.

Znużeni łaże n iem po b ru k u , siedliśm y w śród p u sty ch ulic, na placu Szczepańskim , na p u sty ch ław k a c h p rz e k u p e k k ru p i j a ­ rzyn.

W yspiański p rz y p a try w a ł się grom adzie

dom ów , k tó re z d a li w ydaw ały się podobne do ściosów skał, albo też do cienistych ścian lasu. P a trz y ł tern c h a ra k te ry sty c z n e m s p o j­

rzeniem m alarza, k tó re odrazu p rz etw arza o b raz n a inny, w łasny.

P rzy p o m n iały m i się z p rzed la t pew ne sp ostrzeżenia, ja k m ySlałem , in teresu jące.

— W m oich stro n a c h u m a rł pew ien k a w a ­ ler. Nie w ielkie to w okolicy zro b iło w ra ­ żenie, bo b y ł odludkiem . P o d o b n o niegdyś, za m łodu, św iatow iec i w o jażer, n a ra z zam ­ k n ął się n a cztery spusty, zdziw aczał, zdzi­

czał. Nie p rz y jm o w a ł i nie naw iedzał n ik o ­ go. Od lat.

— O d lat?

W łaściw ie pow inienem był w y jaśn ić p o ­ w ód te j zm iany u sposobienia i sp o so b u ży­

cia, ale n ie było m i nic z tego w iadom e, a p rz y te m in n e tego czasu okoliczności

m iałem na m yśli.

— W g o sp o d arstw ie w y ręczał go jed y n y jego dom ow nik, coś pośredniego m iędzy rz ą d c ą a rezydentem . P an Ja n . Człow iek dziw nie nerw ow y.

— J a k w ieś n azy w ała się?

— K alina.

— „R osła k a lin a “ — zad ek lam o w ał poeta.

I ta m cl d w aj?

— D ziedzic zm arł, a Ja n , w ierny fam ulus, po śm ierci swego p a tro n a , nie zm ienił w ni- czem swego sto su n k u do ludzi. Nie w ychylał nosa z p oza o b ręb u g o sp o d arstw a. Ja k ie to g o sp o d aro w an ie było, p rzew ażn ie przez lu fcik w oknie, szkoda m ów ić. W pustym dom u nie sam p rzebyw ał, bo ta k ja k p o ­ przed n io w to w arzy stw ie dziedzica, ta k po jego śm ierci z jego....

—■ Z jego duchem .

— T ak.

— T ak. Z przyw idzeniem . P o p rz e d n io za życia tam tego, całem i w ieczoram i g rali z so­

b ą w szachy.

— W szachy.

— Grali zapalczyw ie, n ieprzytom nie. Moż­

na pow iedzieć, że jed y n y m w ich o sam o tn ie­

niu m otyw em ru ch u była ta w ieczorow a gra w szachy. T a k . dalece, że tem u, k tó ry został, śm ierć nie o d e b ra ła p a rtn e ra . M anja jego polegała n a złudzeniu, że w szystko by ło po daw n em u . Do stołu k a z a ł n a k ry w ać n a dw ie osoby. K orespondencję, ja k p rzed tem , po d ­ pisyw ał im ieniem i nazw isk iem tam tego. Po­

w oływ ał się w sp raw ach dom ow ych n a jego wolę, ja k gdyby w ciąż żyw ego i obecnego.

„P a n ta k k a z a ł“, ,„pan będzie się g n iew ał“,

„n ie wiem , co p an pow ie“ , były to jego sta ­ łe odpow iedzi i p ró żn o b y m u b y ło tłu m a ­ czyć ich bezsens. P okiw a głow ą, uśm iechnie s'ię i znów sw oje. Siłą przyzw yczajenia w i­

dział zm arłego przy sobie k a ż d e j chw ili, a od w ieczoru gryw ał z n im w szachy. R ozstaw iał figury n a szachow nicy i g rał za( dwóch.

Gdyby k to podsłuchiw ał, m ógł był przysiąc, że to d w aj gracze ro z g ry w a ją p a rtję . „T rochę m nie dziedzic w czo raj p o tłu k ł“ — b a ja ł gło­

śno — „dziś m oże się odbiję? Co? P an wie­

żą? Ja zastaw iam się p io n k iem . T eraz go­

niec? D obrze, doskonale. Mój k o n ik też nie od p a ra d y “. I tak dalej. Całym i w ieczoram i.

— Był p an przy tem ?

— Raz. W ted y byłem stu d e n te m i w lecie, p odczas feryj, czasem d la ro zry w k i jeździ­

łem konno do m iasta po pocztę. Przez grzeczność zatrzym yw ałem się- w Kalinie i oddaw ałem listy.

— S kąd?

— Z W arszaw y.

— Czy n ik t w te j K alinie w ięcej nie by­

wał? n ik t obcy?

— Z daje się, że nie.

— Nigdy.

— Taik dalece nie byłem obznajom iony z try b em życia obu sam otników .

— Kto w ięcej b y ł w dom u?

— P ró cz służby fo lw arczn ej, m ieszkający w czw orakach, w dom u k u c h a rk a i ogrod­

nik.

— Listy kom u p an oddaw ał?

D o ko ń czen ie na str. 31-ej.

2* AS

(3)

I L U S T R OW A N Y M A G A Z ¥ X T Y G O P f l l O W Y Z A Ł O Ż Y C I E L I . W Y D A W C A : M A R J A N D Ą B R O W S K I

R E D A K T O R : J A N M A L E S Z E W S K I K I E R O W N I K L I T E R A C K I : J U L J U S Z L E O K I E R O W N I K G R A F I C Z N Y : J A N U S Z M A R J A B R Z E S K I ADRES REDAKCJI i ADMINISTRACJI: KRAKÓW, WIELOPOLE 1 (PAŁAC PRASY). - TEL. 150-60, 150-61, 150-62, 150-63. 150-64, 150-65, 150-66

KONTO P. K. O. KRAKÓW NR. 400.200.

PRZEKAZ ROZRACHUNKOWY Nr. 11 PRZEZ URZ. POCZT. KRAKÓW 2

k

I L D S T R O W A f l Y M A G A Z Y N T Y G O D N I O W I

C E N A N U M E R U G R O S Z Y 40

PRENUMERATA KWARTALNA 4 ZŁ. 50 GR.

CENY OGŁOSZEŃ: W ysokość kolumny 275 mm. — Szerokość kolum ny 200 mm. — Strona dzieli się na 3 jam y, szerokość łamu 63 mm. Cała stro ­ na zł. 600 Pół strony zł. 300.1 m. w 1 łamie 90 gr. Za ogłoszenie kolorowe doliczamy dodatkow o 50°/o za każdy kolor, prócz zasadniczego. Żadnych zastrzeżeń co do m iejsca zam ieszczenia ogłoszenia nie przyjm ujem y

Numer 5

N ie d z ie la , 29 s t y c z n ia 1939 R o k V

A S Y N U M E R U 5- GOt

L E N I W I E P Ł Y N Ą R Z E K I C H I Ń S K I E ...

C h in y — z a g a d k a k u l t u r a l n a i p o ­ li t y c z n a od t y l u w ie k ó w — s t a ł a s ie d z i s i a j je d n y m z p o w a ż n i e j ­ s z y c h c z y n n i k ó w p o l i t y c z n y c h , a w y n ik w a l k i j a p o ń s k o - c h i ń - s k ie j z a le ż e ć b e d z ie n ie od te g o , k t o k o g o p o b ije , a le k to k o g o p o ­ ż re i... s t r a w i ! S t r . 4 -5.

łMl

O Ś M IO N O Z N I T K A C Z E . P r z e m y ś ln o ś ć i p r a b t y e z n o ś ć n a ­ t u r y u j a w n i ł a s ie u p a ją k ó w b o ­ d a jż e w j a k n a j j a s k r a w s z e j p o ­ s ta c i. nic. te ż d z iw n e g o , że ż y c ie ty c h z w i e r z ą t j e s t u lu b io n y m te ­

m a te m d o c ie k a ń z o o lo g ó w . S t r . ü.

llPrflT

d a w n e s z k ł a p o l s k i e. O n a j s t a r s z y c h p o ls k ic h w y r o ­ b a c h s z k la n y c h i h u t a c h , k t ó r e s tw o r z y ły p o w a ż n y d o ro b e k a r t y ­ s ty c z n y w p o s t a c i w i t r a ż y o ra z r o z lic z n y c h o z d o b n y c h s p rz ę tó w .

S t r . a— 9.

Uwił

W W I L L I „ P O D R O Z M A R Y N E M "

c z y li

Z Y G M U N T N O W A K O W S K I W S Z L A F R O K U . Co m ó w i Z y g m u n t N o w a k o w s k i o s o b ie i o in n y c h i j a k i e m a

p l a n y na p rz y s z ło ś ć . S t r . 11— 12.

ÄW1I

K U L T U R A I K IL O W A T Y . O r a d j u j a k o w y n a la z k u t e c h ­ n ic z n y m , k t ó r e g o d z i a ł a n i e w b re w te m u , co s ie p o w s z e c h n ie m ów i b y n a j m n i e j n ie o b n iż a k u l t u r y ,

lecz r o z p o w s z e c h n ia . S t r . 14— 15.

UW«

P R E M I E R A W H O L L Y W O O D . J a k s t o l i c a f il m u w y p u s z c z a n a

r y n e k s w e n o w e t o w a r y ! S t r . Ki— 17.

nwn

S e n s a c ja s t a r o p o l s k a :

G E R T R U D A I S Z C Z Ę S N Y . D r a m a t , k t ó r y r o z e g r a ł s ie w k o ń ­ c u X V I I I m .. s t a j ą c s ie n a s t ę p ­ n ie te m a te m lic z n y c h d z ie ł p o e ­ ty c k ic h , j e s t p o d z iś dzień- w y ­ d a r z e n i e m , k t ó r e r z u c a n ie z w y k le j a s k r a w e ś w i a tł o n a p s y e h o la g je ó w c z e s n y c h lu d z i. S t r . 19— 20.

łlwił

P r z e b ó j m u z y c z n y „ A s a " : D L A C Z E G O P Y T A S Z ! T a n g o M a r j a n a R a d z ik a . S ło w a M a r ji R o g a l s k i e j . S t r . 22.

Uwił

Ł a m ig łó w k i m o d y k o b ie c e j:

CZY P A N I T O JU Z R O Z S T R Z Y G N Ę Ł A ! W k a p e l u s z u , c zy w w o a lc e ! - M a ły d e k o lt, c zy d u ż y d e k o l t ! — o to p y t a n i a , k t ó r e s t a w i a so b ie p i ę k n a p a n i, w y b i e r a j ą c s ic b a

f iv e lu b w ie c z o re m n a b a l.

S tr . 25— 29.

Uwił

N o w ele. K ą c ik f i l a t e l i s t y c z ­ n y . — D z ia ł g o s p o d a r s t w a d o m o ­ w e g o . — H u m o r. — R o z r y w k i u m y s ło w e . — N a s c e n ie . — N o­

w e k s ią ż k i. — P r o g r a m r a d j o w y .

.

E

M L —

FoŁ. W i d e W o r l dL o n d y n .

Rzadko sio zdarza, aby kilka członków rodziny grało równocze­

śnie w filmie: nic też dziwnego, że cztery siostry Young, a mia­

now icie (od lew ej) G eorgiana, S ally Blane, sław n a gw iazda ekra­

nu Loretta i Dolly Ann wzbudzają p ew n eg o rodzaju sensacje, gdyż biorą udział w nakręcaniu jednego z filmów w Hollywood.

AS-3

(4)

LENI CHIŃSKIE RZEKI...

/ i / i ° w * ^ c ° f i ' / Ghinaoh mu-

’ f— sim y przede- w szystkiem p rz e ­ staw ić inasz e u ro ­ p ejski system w a r­

tościow ania. Po- d ziałk a na n a ­ szym „w artościo- m etrze“ uży w a­

nym n a k o n ty ­ nencie p rz e z b ia łe ­ go człow ieka zaw odzi, gdy sk a ­

lę tę pragnęlilbyś- Dżonki

Na d ew alu ację w arto ści życia w C h in ach w płynęło w iele czynników . P o p u la c ja , nędza i religja o d eg rały w ty m procesie rolę niepoślednią.

C hińczycy m im o, że są ta k s ta rą r a ­ są, m nożą się z żyw iołow ą s i ł ą , k tó re j p ozazdro- ścióby im mógł n iejed en z eu ro -

m

N o w o c z e s n a C h i n k a z e s w e m d z i e c k i e m .

my o d n ieść d o C hin. M usimy « d ew alu o ­ w ać w yśru b o w an e e u ro p e jsk ie p o ję c ie cza­

su, życia i p rzestrzen i. W C h in ach in aczej m ierzy się te w artości. C zas p ły n ie zn a c z n ie w olniej — p ro cesy ew olucyjne m ie rz y się n a ty siąclecia. Tam , gdzie u n a s w Polsce dziś s to ją w sp an iałe m iasta tę tn ią c e w spół- czesnem życiem „ośw ieconej“ e p o k i XX-go w ieku — 1.000 Jat te m u szum iała p ie rw o ­ tn a puszcza. Jesteśm y m łodzi, b a rd z o m ło­

dzi i Okres dziesięciu w ieków w y d a je się n am ozemś b ard zo w iełkiem i odległem .

W C hinach p rzed ty siącem la t w w ielu p ro w in c ja c h było b a rd z o p o d o b n ie ja k w te j chw ili. — Tysiąclecie n ie dzieli tani c h w ili bieżącej od h isto ry czn e g o n ie b y tu — lecz znaczy je d n ą z w ielu epok h isto ry c z ­ n y c h sta re j cy w ilizacji c h iń sk iej. T o inne od eu ro p ejsk ieg o poczucie czasu w y w iera w pływ zn am ien n y na filo zo fję c h iń s k ą i n a m e n ta ln o ść przeciętnego człow ieka. E w o lu ­

cje, d o k o n y w u jące się n a n iezm ierzo n y ch o b sz a ra c h Ghin, ew olucje o b e jm u ją c e n a ­ ró d liczący p rzeszło 400 m il jo n ó w , n ie m o ­ gą przeb ieg ać szybko. — W C h in ach na w szystko trz e b a czasu. I n a to , ab y w y u ­ czyć się ty ch k ilk u ty sięcy n a jb a r d z ie j po­

trzeb n y ch id eo g ram iczn y o h zn ak ó w lite r o ­ w ych — i n a to , a b y z aw rzeć b liż sz ą z n a ­ jo m o ść ze s k o m p lik o w a n ą re lig ją ojców'. — P ism o odgryvca w C h in a c h n iezm iern ie

■ważną rolę. P o zw ala ono bow iem p o ro z u ­ m ieć się dw om C h ińczykom np. z p ó łn o cy i p o łu d n ia, m ó w iący m zupełnie odmienme-

mi n a rz e c z a m i P o n iew aż zn ak i id eo g ram i- czne w y ra ż a ją pew ne p o jęcia, z c h w ilą k ie ­ dy C hińczyk z p o łu d n ia p en d zelk iem w y­

m a lu je słow o ry ż zrozum ie te n zn a k k ażdy C hińczyk. Tern ró ż n ią się C hińczycy o d In ­ dusów , k tó ry c h je s t ró w n ie p o k a ź n a ilość n a o b sz a ra c h In d y j.1 Nie m o g ą się o n i je d ­ n a k ze s o b ą p o ro zu m ieć: — ro lę łąc z n ik a w In d ja c h zaczyna o d g ry w ać d ziw n ą i ro n ją losu język an gielski, a w szystkie p ism a n a ­ c jo n a listy c z n e in d y jsk ie u k a z u ją się w ła­

śn ie w języ k u K;ip®nga.

W k a t o l i c k i m s i e r o c i ń c u .

p ejsk ic h „d y n am iczn y ch “ naro d ó w , r o ją ­ cy ch sn y o potędze. D la c h ło p a ch iń sk ie ­ go dzieci s ą n ie ty lk o siłą ro b o czą n a r o ­ li — są jeszcze w d o sło w o em tego słow a zn aczen iu żyw ym inw entarzem . — W ładza ro d zicielsk a je st a b so lu tn a . O jciec o d sp rz e ­ d a je c ó rk i, a w m y śl p rzep isó w re lig ji dzieci zo b o w iązan e są nie ty lk o czcić, ale i p ra c o w a ć dla sw ych ro d zicieli. J a k d łu ­ go d zieck o p rzeb y w a pod d ach em ro d z i­

ców n ie m oże być p o d m io tem p raw . Nic n ie p o sia d a , a w szystko co m a, co z a r o ­ b i lu b w jak ik o lw iek sp o só b w y p ro d u k u je

jest w łasn o ścią o jc a ro d zin y .

N ędza — je s t m a tk ą ch iń sk ieg o k u lisa.

J e s t zarazem jego rek lam o w y m szyldem . Gdy trż e b a było k ła ś ć szyny k o lei żelaznej p rzez dzikie p u stk o w ia A fryki, żad en r o ­ b o tn ik nie był w sta n ie p o d o łać t e j p racy w m ord erczy m upale, p ró c z c h iń sk ieg o k u lisa. P alacz am i w Adenie — te in piekle św iata — są C hińczycy. (Próbne p race k o ­

4 - A S

(5)

pa lniane na d alek iej północy, w najhliż- szem sąsiedztw ie bieguna, przeprow adzić było m ożna ró w n ież dzięki chińskiem u k u ­ lisowi. iNiema klim atu, k tó ry b y mógł go złam ać. N ajczarniejsza, n ajcięższa praca na św iecie wykomywana jest przez ro b o ­ tn ik a chińskiego. K aw ałek suszonej ryby i m iseczka ry żu — to w szystko co jest m u potrzebne. Żelazna w ytrzym ałość, do­

k ład n o ść i uczciwość — oto cechy c h a ra k ­ terystyczne tego pracow nika.

R eligja n ie uczy C hińczyka lęku przed śm iercią. W p ro st przeciw n ie — m ów i mu, że śm ierć jest p rzejściem w k ra in ę lepszą.

C hińczyk n ie zn a piekła ani czyśca — śm ierć ch iń sk a pozbaw iona jest grozy. Gdy ojciec rodziny zachoruje, czuła żo n a wzglę­

dnie dzieci k u p u ją pospiesznie pięk n ą t r u ­ mnę. (Pokazują ją chorem u, u w y p u k lając zalety tego m akabrycznego rekw izytu. — becz w łaśnie śm ierć p o jm o w an a po c h iń ­ sku nie jest m akabryczną.

Te w szystkie m o m en ty sp ra w ia ją , że w artość życia jednostki — je j „ k u rs gieł­

dow y“ — jeżeli wolno się tak w yrazić — jest w C hinach bardzo niski. Ludzi jest wiele.

Chińczyk od dziecka przyzw yczaja się do pojm ow ania zjaw isk w tych giganty­

cznych chińskich w ym iarach. Ma zazw y­

czaj liczne rodzeństw o wie, że Chiny obszarow o są olbrzym ie. W szystko odbywa się na w ielką skalę. P rzy ch o d zi epidem ja — m rą dziesiątki tysięcy i setki tysięcy — pali się całe wsie i m iasta. W ylew a jedna z olbrzym ich rzek — w m ętn y ch falach pow odzi znów giną setki tysięcy ludzi — całe p ro w in cje d o sta ją się pod wodę.

.'ykonfrontowanie w łasnego biednego „ ja “ z tym apokaliptycznym scenarjuszem c h iń ­

skiego losu uczy filozoficznej pokory..

Od dw óch przeszło lat ten p o n u ry obraz ch iń sk iej rzeczyw istości w zbogacił się o je-

S t o g i c h i ń s k i e p o s i a d a j q n i e z w y k ł a p o s t a ć .

szcze jedną klęskę elem entarną, k tó re j na imię — wojna. Japończycy, którzy n a j­

szybciej z ludów Aizji przysw oili sobie e u ro p ejsk ą cyw ilizację, zapragnęli skolo­

nizow ać Chiny — uczynić je bazą dla sw e­

go przem ysłu i rynkiem dla japońskiego handlu. P odbicie Chin — to w przyszłości fu n d am en t w ładztw a nad Azją.

Zdobycie H ankau stanow i pierw szy etap japońskiego p rogram u. W chw ili obecnej w szystkie w ażniejsze liinje kolejowe, d ro ­ gi i rzeki w połow ie Chin z n a jd u ją się w ręk ach okupantów . E fekt ten okupiony został kirwawemi ofiaram i. Ze strony ch iń ­

skiej padło 2 m iljo n y ludzi — Ja p o ń c z y ­ ków z aś poległo... 50 tysiący. Cyfry te m ó­

wią w p ierw szej linji o przew adze technicz­

nej w ojsk jap o ń sk ich , ja k rów nież o bez­

w zględności m etod w alki, stosow anych przez Japończyków , k tó rzy nie w a h a li się bom ­ bardow ać otw artych, n icb ro n io n y ch m iast.

Japończycy okazali się m istrzam i w ofen ­ sywie. W arto ść agresyw na żołnierza ja p o ń ­ skiego jest niezm iennie wysoka. Chińczycy nato m iast w m yśl trad y cji obrali inną m e­

todę, m ianow icie (biernej ofensyw y.

M utatis m utandis, m ożnaby przyrów nać m etodę ch iń sk ą do p lan u gen. P u h la i puł­

kow nika K lausew itza, w edle k tó reg o arm je rosyjskie w k am p an ji 1812 roku cofały się aż za Moskwę, org an izu jąc biem y opór. T a ­ ka defensyw a byw a czasam i n ad er sk u ­ teczną.

Jap o ń sk i p re m je r w sw ej m owie z dnia 22 g rudnia uh. roku stw ierdził, że nad Chinam i po w iał w iatr renesansu, który za­

po czątk u je n o w ą epokę k o lab o racji chiń- sko-japońskiej. Książę K onoye b y ł jednak w ielkim optym istą. Mimo niew ątpliw ych sukcesów m ilitarn y ch , w aru n k i pokojow e jap o ń sk ie są Obecnie znacznie p rzy stęp n ie j­

sze i łagodniejsze, niż pół roku temu. Nie­

m niej objektyw izm każe stw ierdzić, że na polu politycznem Japończycy na przestrze­

ni o statnich 1,2-tu miesięcy nie osiągnęli żadnego sukcesu. Ani św ietnem u „ m an d ż u r­

skiem u l.aw ren ce'o w i“ D oihara ani hrabi T erau ch i n ie pow iodło się pozyskać choćby jednego w ybitniejszego C hińczyka do now e­

go (rządu.' Jap o ń sk a ak cja polityczna spo­

ty k a się wszędzie z b iern y m oporem . N a­

dzieje jap o ń sk ie na g en erała Wiu-Pei-Fu rów nież się rozw iały, gdyż p o sta w ił on za w arunek utw orzenia „p rzyjaznego“ Japo- nji rządu chińskiego, aby w szystkie arm je japońskie w ycofały się z Chin.

D okończenie na str. 18-ej.

• -

(6)

M IO N O Ż N I TKACZE

fiS i

G n ia z d a p a j ą k a C lu b io n e n a ź d ź b ł a c h t r a w .

J f

n ie -ktoś nie lubić pająikórw, a u aw el się ich ob aw iać, ale .nie m o ż e n ie po- diciwiać ich a rty sty cz n y ch tk a n in zw a­

nych p ajęczy n am i. W y sn u te z d e lik atn eg o przędziw a, niby festooy -zwisają n iek ied y z gałęzi drzew zw łaszcza szpilkow ych, to znowu niby sre b rz y ste p łach ty ro z p o s ta rte na tra w a c h p o ły s k u ją w b la sk a c h słońca, m ieniąc się w ielo m a barw am i, g d y p o k ry je je ro s a . Zda się, że ja k a ś szczo d ra rę k a ro z ­ sy p ała k lejn o ty p o łące. N iekiedy w zaci- szmem m iejscu wasi ro zp ięta d e lik a tn a sieć lub, jak to m o ż n a zau w aży ć w jesien i, u n o ­ szą się w p o w ietrzu pojedyncze n itk i jak o

„b ab ie la ło “.

Sieci pajęcze p rz e d s ta w ia ją n a d z w y c z a jn ą rozm aitość w sp o so b ie u tk a n ia o raz k s z ta ł­

cie ja k i .nadają (im ich m istrzow ie.

Jed n e z nich są b a rd z o re g u la rn e o w y ­ raźnych p ro m ien iach , dok o ła k tó ry c h p rz e ­ biega w ielo k ro tn ie s p ira la o o k ach luźnych, inne tw o rzą Zbitą tk an in ę, a n itk i p rz ę d z i­

wa p rz e b ie g a ją w ró żn e stro n y . Jeszcze in ­ ne stan o w ią jak g d y b y klosze, czy w reszcie h am ak i zaw ieszone w bezpieczne,m m iejscu, po d d ające się d z ia ła n iu w ia tru . P a ją k i, k tó ­ re w io d ą życie .podziem ne, ta p e tu ją p a ję c z y ­ ną ściany swego gniazda n ib y n a jle p s i t a ­ picerzy.

(Niektóre p a ją k i p ro w a d z ą tr y b życia o sia ­ dły i p o z o sta ją w p o b liżu sw y ch m ieszk ań , inne n ato m iast pędzą żyw ot „c y g a ń sk i“ . — W ałę sają się z m iejsca n a m iejsce w p o szu ­ k iw an iu zdobyczy. Jeszcze inne, n ib y ro z ­ bójnicy, n a p a d a ją zn ien a ck a n a nieprzeozu- w ające niebezpieczeństw o o fiary .

P rzed staw icieli olbrzym iego i n iezm iern ie ciekaw ego św iata p a ją k ó w nie b ra k w la ­ sach, n a łąk ac h ozy .polach lufo w p o b liżu stru m y k ó w czy na pow ierzchna w ody s ta ­ wów, a naw et pod zw ierciadłem w odnem . Na jakimi w arsztacie i w ja k i sp o só b sn u ją p a ją k i sw e arcy d zieła tk a c k ie ? Oto p y tan ia, k tó re n a su w a ją się przedew szyst- kiem . W eźm y p a ją k a i pod silnem p o w ięk ­ szeniem lupy o g ląd n ijm y ko n iec jego o d ­ w łoka. Oto zobaczym y tam k ilk a b ro d a ­ w ek p rzędnych zw anych k ąd zio łk am i. One to sta n o w ią cały w arsztat tk a c k i p a ją k a . B rodaw ek tych jest od -2—8, a u d o b rze znanego p a ją k a k rz y ż a k a , k tó ry nazw ę sw ą w ziął od w yraźnego ry su n k u k rz y ż a na ciem nem tle odw łoka, je st ich 6, pnzyczem nie w szystkie są zu p ełn ie jed n ak o w e. K ą­

dziołki p o s ia d a ją kształt ściętych stożków , k tó re na swym w ierzchołku m a ją ja k g d y ­ by siteozko z licznym i d ro b n iu tk im i o tw o r­

kam i. O tw orki te stan o w ią w y lo ty c ie n iu t­

k ich rureozek, k tó ry ch liczba u p a ją k a

k rz y ż a k a d o ch o d zi do k ilk u se t, podczas gdy u innych p a ją k ó w jest ich k ilk a d z ie ­ siąt lub naw et tylko k ilk an aście. R ureczki te u łożone są gęsto, je d n a o b o k drugiej.

K ażda z nich p o sia d a u sw ej p o d staw y p ie r­

ścień, k tó r y przez sk u rcz i ro zsk u rcz re g u ­ luje w ypływ delikatniej cieczy, sty g n ącej na pow ietrzu ja k o nić pajęcza. P a ją k i mogą snuć przędziw o dow olnie z e w szystkich sw ych k ą d zio łk ó w lub ty tk o z n ie k tó ry c h . P o jed y n czą niteczkę d e lik a tn e j p ajęc zy n y m ożna p o ró w n a ć z liną, u tw o rzo n ą z licz­

nych szn u rk ó w . S kłada się o n a z tylu dro-

P a j ą k k r z y ż a k o m o t a ł w k i l k u s e k u n d a c h p s z c z o łę , k t ó r a z a p l ą t a ł a s ię w j e g o s ie c i.

F o t . J a c q u e s B o y e r .

bninitikioh niteczek , ile je st o tw orków o d ­ po w ied n ich ru rek . N itka p o jed y n cza złożona z wielu niteczek jest m im o w szystko b a rd z o d elik atn a. G rubość je j w ynosi 0,005 mm, n iem n iej jed n a k je s t m o cn a i elastyczna.

P ojedyncze niteczki zczesuje p ająk w je d ­ ną g rzebykow atym i p a zu rk am i, k tó re s ta ­ now ią (zakończenie jego nóg.

W ja k iż sposób zak ła d a p a ją k sw ą sieć?

Oto np. k rzy żak m ięd zy g ałęz iam i d rzew a lub m ięd zy k rzak am i czy te ż słu p a m i s n u ­ je osnow ę czyli ram ę w k ształcie wielo- boiku. a n astęp n ie zak ła d a p ro m ien ie, k tó ­ re .biegną ze śro d k a, niby sz p ry c h y w k o ­ le. N ajw ięcej tr u d u k o sztu je go .p rzeprow a­

dzenie sp irali, biegnącej w ielo k ro tn ie d o o ­ koła śro d k a. Podczas gdy p rom ienie s ta n o ­ w ią n itk i suche, sp ira la u tw o rzo n a jest z n ite k lepkich. Gdy ju ż sieć zo stan ie wy- -kończona, p a ją k sp raw d za je j trw ało ść oraz d obroć budow y, z u p e łn ie ja k zaw odow y a rc h ite k t. P rzed n im i n ó żk am i, na k tó ry c h m ieszczą się n a rz ę d z ia czucia, b a d a p ająk w y trzy m ało ść sieci, doty k a p ro m ien i, sz u ­ ka błęd ó w i uzupełnia ew en tu aln e brak i

Sieci sp e łn ia ją w życiu p a ją k ó w b ard zo ró ż n o ro d n e zadania. P rzew ażn ie służą one do c h w y tan ia zdobyczy, k tó r ą n ajcz ęściej stan o w ią d ro b n e m uchy lub kom ary. Są jed n a k i takie p ająk i, k tó r e c h w y ta ją nie tylko w iększe ow ady, ale n a w e t i ja d o w i­

te, ja k n p . p o sp o lite osy lub n a jw ięk sze i n ajg ro źn iejsze z pośród n ich — szersze­

nie, nie m ów iąc ju ż o am ery k a ń sk im p ta s z ­ n ik u , k tó re m u p rz y p isu ją n a w e t .zdolność rzu can ia się na m ałe p ta s z k i, skąd też z resz­

tą poszła i jego naizwa.

P a ją k rzad k o kiedy p rzeb y w a n a sw ej sieci, zw ykle 'zn ajd u je się on w dobrze u k ry te j czatow ni, a o zjaw ie n iu się zdoby­

czy zo staje po w iad o m io n y .odpow iednim sygnałem . Z sieci do jego k ry jó w k i p rz e ­ p ro w ad zo n y jest jak g d y b y telefon w p o sta ­ ci nici sygnałow ej. Gdy m ucha .zaplącze się w lepkie n ic i sieci, u siłuje w ydobyć się z m atni i w y k o n u je gw ałtow ne ruchy. N ie­

kiedy u d a je się je j zerw ać k rę p u ją c e ją p ęta i u n ik n ąć w rogow i, ale n ajcz ęściej p a ­ ją k zaalarm o w an y w ybiega szybko ze swej k ry jó w k i i rzu ca się n a zdobycz, w k tó re j ciele zata p ia swe ostre szczękoróżki, w le­

w ając rów nocześnie do ra n k i ja d , w y p ły ­ w ający z gruczołu jadow ego. Często o b e j­

m uje p a ją k m u c h ę nóżkam i i o b ra c a ją c ją szybko, o w ija niby p ła c h tą , w ydzielającą się obficie p ajęc zy n ą, o bezw ładniona zdobycz sp ra w ia w rażenie n iu m ji sp o w itej w śm ierteln y całun. W .tej postaci .zostawia sobie p a ją k n ie ra z zdobycz na późniejszą ucztę.

D okończenie na sir. IS-cj.

Oto j e d e n z p a j ą ­ k ów s k a c z ą c y c h , k t ó r y n a p a d a na m u c h y lu b i n n e

o w a d y .

Na p r a w o : Siec p a j ą k a „ A g e l c n a l a b y r i n t h i c a ' ' po ­ k r y t a k r o p e l k a ­ m i ro sy m ie n i się w s p a n i a l e t y ­ s i ą c e m b a r w w b l a s k a c h sło ńc a.

6 AS

(7)

n

f V

K r e m N 1 V E A z n a j d u j e s i ę w h a n d l u t y l ko w o r y g i n a l n y c h o p a k o w a n i a c h . D o b r e i z n a n e p r e p a r ä t y s q c h ę t n i e n a ś l a d o w a n e — p r z e s t r z e g a m y z a t e m p r z e d n a b y w a n i e m k r e m u , s p r z e d a w a ­ n e g o n a w a g ę p o d n a z w ą N I V E A .

Cena od zł 0 , 4 0 do 2 .6 0

% •pracy

■me zapominać o mmc !

/ w D O M U i W S P O R C I E

'

krem

'

I HIVEA y

' W Z M A C N I A S K Ó R Ę '

P r z y z a j ę c i a c h d o m o w y c h w y m a g a c e r a - a s z c z e g ó l n i e r ę c e - n a d z w y ­ c z a j s t a r a n n e j p i e l ę g n a c j i . T u p o ­ m o ż e P a n i N I V E A : w y s t a r c z y r e g u l a r n i e n a c i e r a ć t w a r z i r ę ­ c e k r e m e m N I V E A - z w ł a s z c z a p r z e d u d a n i e m s i ę n a s p o c z y ­ n e k - a b y z a c h o w a ć m i m o p r a c y p r z y d o m u d e l i k a t n e r ę c e i m ł o ­ d z i e ń c z o ś w i e ż ę c e r ę . A l e p a ­ m i ę t a j m y : T y l k o N I V E A z a ­ w i e r a E u c e r y t , ś r o d e k w z m a c ­ n i a j ą c y s k ó r ę .

KĄCIK FILA TELISTY CZN Y

W p ie rw s z y m rz ę d z ie z n a c z e k f i n l a n d z k i , w y ­ d a n y z o k a z j i 6 5 -le c ia C z e rw o n e g o K r z y ż a , — w d r u g i m i t r z e c im r z ę d z ie z n a c z k i g d a ń s k ie ,

w ś r o d k u n a d o le z n a c z e k p o r t u g a l s k i .

G dańsk w ydal ni stąd ni z owąd serji;

historyczną, złożoną z 4 znaczków , d ru k o ­ w anych heliograw urą. Nic m ożna znaczkom tym odm ówić oryginalności, a spokojne b a r­

wy (5 f. zielona), 10 f. (czerw ono-brązow a), 15 f. (śzaro-niebieskaj i 25 f (purpurow a) utrzy m u ją pow ażny n astró j, jednakow oż z polskiego p u n k tu widzenia m ożem y sią p atrzyć na nie z uśm iechem pobłażania.

Każdy bowiem musi dom yślać się, że ma to być odpow iedź na najlepiej może w y­

konany znaczek z polskiej serji ju b ileu szo ­ wej, przed staw iający fragm ent portu w Gdańsku, gdzie polski szlachcic i gdański kupiec d o k o n y w ają transakcji handlów ek Możemy tylko ze sm utkiem stw ierdzić, że błędna polityka m inionych stuleci nie wyru-

D okończenie nu sir. 18-tej.

WIELKOŚĆ I KONTROLA SPOŁECZNA...

Ćwierć miliona codziennych w p ła t i wypłat świadczy o wielkiej sprawności tech­

nicznej PKO.

M iliard wkładów złożonych przez trzy i pół miliona obywateli znajduje się pod stałą kontrolą społeczną.

P K O - P E WNOSĆ ZA

Każdy Urząd Pocztowy jest zbiornicą PKO

! $ • ?

(8)

DAWNE S Z K Ł A P O L S K I E

S i x A N

O d l e w e j : K r ą ż e k s z k l a n y z r. 1596 z k o ś c io ł a P a n n y M a r j i S z k a p l e r z n e j w T a r n o w i e . (M u z . D ie c e z . w T a r n o w i e ) . — K r ą ż e k z r. 1629 z w y o b r a ż e n i e m ś w . S e b a s t j a n a z k o ś c io ł a w. M o s z c z e n ic y . ( M u z e u m

k s . C z a r t o r y s k i c h ) .

W ilk o m c e c h u m ie c z n ik ó w k r a k o w s k i c h (M u z e u m N a r o d o w e w K r a k o w i e ) .

N a p r a w o : P o l s k i e p u h a r y z X V I I I w. ( M u z e u m N a r o d o w e w K r a k o w i e ) .

x 'T 'v olski przem ysł arty sty cz n y szczyci się p o sia d a n ie m bogato rOzwinię- ( j f lego i ciekaw ego przem ysłu szk larsk ieg o ju ż w w iek ach śred n ich .

> N iewiele je d n a k zabytków z te j dziadziny sztuki p rzech o w ało się, to też w dzięczność należy się h isto ry k o m sztuki K azim ierzow i B uczkow ­ skiem u i W itoldow i S kórczew skiem u za u trw alen ie w d o sk o n a łe j nauko- kow ej pracy tych w adom ości, ja k ie w obecnej chw ili p o siad am y o w y ro ­ bach ze szkła w d aw n ej Polsce, w p racy w y d an ej p. t. „D aw ne szkła p o l­

sk ie“, skąd czerpiem y treść o raz ilu stracje.

W iem y, iż już w X lll-y m w ieku istn ia ła w P o zn an iu h u ta szk lan a. — W r. 1327 biskup p o zn ań sk i Ja n , zezw ala „ v itre a to ro w i“ T iczkonow i p o ­ s ta w ić h u tę na now o pod w aru n k ie m , „aby n iety lk o sta re szyby d a ł w ko­

ściele k ated raln y m , lecz rów nież i now e, i ilek ro ć będzie potrzeba, za w ynagrodzeniem ze szk ła swego d a w a ł“ . D o p iero w X V I-tym w ieku ro z ­ w ija się h u tn ictw o w P olsce: pow stało w ów czas około 30 hut szklanych.

Istn ia ły one w P oznańskiem , W ileńskiem , w P a b ja n ic a e h , lecz najgęściej u sian e były w woj. krak o w sk iem , w zdłuż g ra n ic y śląskiej. Szkło Było w ow ych czasach kosztow ne, czego dow odem ro z p o rz ą d z e n ie R ady m ie j­

sk ie j K rakow a w r. 1561, n a k azu jące p rzek u p n io m , sp rzed ający m naczynia szklane, „zbierać czerepy zbitych naczyń i w ysyłać je do h u ty , a d o s ta r­

czone w zam ian za to n aczynia — rów no rozdzielać". J e d n ą z najw iększych h ut szk lan y ch założono w T rzeb u n i pod M yślenicam i. W niej w ykonyw ano

S .A S

w XVII w ieku rocznie 11.000 szyb, 80 tu ­ zinów p u h aró w , 240 flaszek i 60 m alo w a­

n y ch szkieł.

Akty a rc h iw a ln e w y k azu ją, iż pom iędzy n azw isk am i v itreato ró w k rak o w sk ich w ie­

le było nazw isk p olskich. — S zklarze p o ­ siad ali sw ój cech z r. 1490 i m ieli sw e godło, w y o b rażo n e na pieczęci z r. 1602.

C iekaw ym szczegółem w godle k ra k o w sk ic h szk larzy je s t narzęd zie z d iam en tem do rżn ięcia szkła. Św iadczy to, szk larze k ra k o w sc y n ie ty lk o posługiw ali się w XV w ieku d iam en tem do k ra ja n ia szkła, lecz rów nież do ry so w a n ia na niem .

N a jsta rsz ą za p isk ą z tej dzied zin y je s t a r ­ c h iw a ln a w iadom ość z r. 1379, iż n ie ja k i M ikołaj v itre a to r z K rak o w a „ o trzy m u je w ty m ro k u za szyby do ó- okien w w iel­

k ie j sali zam k u k rak o w sk ieg o , aż 7 grzy ­ w ien “. W ed łu g zd an ia au to ró w , św iadczyło­

by to, że chodziło o zam ów ienie w itraży z pow odu w y m ien io n ej w y so k iej ceny. S zkla­

rze k rak o w scy poza w p raw ian iem sizyb, z a j­

m ow ali się ró w n ież m alo w an iem ich i n a ­ czyń. Sw iadczj' o tein p rzep is cechow y, k tó ­ ry p rzy taczam y w d osłow nem b rzm ien iu :

„P ierw szy iest k tó ry m istrzem o stać chcze bedzieli m iedzy m a la rz a m i sz k la rz a m i a l­

bo g o ld slag eram i ten się n ap ierw ey w Cechu opow iedzieć, ktem u też dw ie lecie u je d n e ­ go m istrza ro b ić m a, y k aż d y m istrz stu k alb o rzem iosła sw o je do k azać m a, ja k o iest o b raz P a n n y M ariey zdzieciątkiem , w tóre crucifix, trzecie Jerzego sw ietego n a koniu,

Cytaty

Powiązane dokumenty

Oszczędny w zużyciu paliwa, zwolniony od podatku drogowego, rejestracji i prawa jazdy — motocykl SHL jest jedynym typem naprawdę praktycz­.. nej, nigdy niezawodnej,

nia systemu nerwowego: nerwicę serca, b ó le i zawroty głowy, uczucie niepokoju oraz sprow adzają krzepią­.. cy, naturalny sen nie pow odując

Przedstaw ienie to charakterem swym znacznie różniło się od przedstaw ienia „Świętoszka“ w teatrze Jaracza, niem niej jednak było w ybitnie stylowe. Na program

Drobno pokrajaną małą cebulkę przysmaża się na łyżce masła; gdy się troszkę zrumieni dodaje się 10 dkg chleba skrajanego na cienkie płatki i smaży razem

dre kobiety strzegą swego uroku przy pomocy olejku oliwkowego, który jest niezastąpiony dla utrzy mania gładkości skóry.. Piękna cera zatym decyduje o praw-dziwej

W ten sposób usuwamy skutecznie wszelkie nieczystości cery oraz w qgry z głębi porów i uzyskujemy zdrowq, iw ie iq skórę.. Ceny flakonów:

H eleny Gintelowej, Kraków, oznaczony godłem „H. Ludwika Hirszsona, W arszawa, oznaczony godłem

- Niezamówionycb materiałów Redakcja nie zwraca R eklam acje w spraw ie nieotrzym ania lub późnego doręczania egzem plarzy należy wnosić niezwłocznie, pisem