• Nie Znaleziono Wyników

As. Ilustrowany magazyn tygodniowy, 1939, R. 5, nr 1

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "As. Ilustrowany magazyn tygodniowy, 1939, R. 5, nr 1"

Copied!
35
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

r;>]w .vfv§i't

(3)

'i

(4)
(5)

w

i f §

(6)

n

1 9 3 9 - t p

Często ży cie zm usza nas do liczn y ch k om ­ prom isów z su m ien iem . S m u tne to — p r a w ­ da — ale tak już jest i w sz y scy się do tego przykrego z ja w isk a p r z y zw y c za iliśm y .

Ale pod k o n ie c ub iegłego roku — zb u n to ­ w ałem się:

— Jakto? — p ow ied z ia łem z obu rzeniem , drapiąc się d ysk retn ie w su m ien ie, które m nie gryzło.' Czy n ap raw d ę czło w iek w tych b rzyd k ich czasach n ie m oże b yć uczciw y i żyć w zgodzie ze sob ą? Ha, z o b a ­ czym y! Od N ow ego Roku — zm ien ia m się gruntow nie! S k o ń czą się ow e m ałe k ła m ­ stew k a i sp ore św iń stew k a ! B ęd ę czysty, jak kryształ.

Tak so b ie p o sta n o w iłem i od razu sp o w a ż ­ niałem . R ozu m iałem , że p ew n em u c z ło w ie ­ kow i ob iecałem rzecz trudną i n iezw y k łą . — A tym c zło w iek iem byłem — ja...

Moja m ałżon k a nie za u w a ż y ła b y n a jm n iej żad n ej zm ian y w e m nie. W ia d o m o : k o b iety

nas nie rozu m ieją.

O m aw ialiśm y k w estję n a jw eselsz eg o sp ę­

dzenia Sylw estra. Moja żona była w esoła, jak w róbelek i w ła śn ie ć w ier k a ła na tem at n o w eg o k ap elu sza.

— M uszę m ieć n o w y k ap elu sz — p o w ie ­ działa p ogod n ie.

P om y śla łem : do N ow ego Roku jestem j e ­ szcze n ie od rod zon ym , starym łajd ak iem . Mogę w ięc w szystk o ob iecyw ać.

— Tak jest, k o ch a n ie — od p arłem — m u ­ sisz m ieć n ow y kap elu sz!

— W ięc w ezm ę na k re d y t u m o d y stk i, je ­ śli mi przyrzeezesz, że n ajd alej za tydzień zap łacisz dług. Bo m adam e S u lp icja odd aw - na up om in a się o ja k ieś sęd ziw e sto złotych .

— D osk on ale, m oje dziecko — o d p arł nie od rod zon y jeszcze cynik. — P o w ied z m a d a ­ me Su lpieji, że w -p ie r w sz y c h d n iach s ty c z ­ nia regu lu ję w szy stk ie dłu gi.

-— Czy m oże otrzym asz trzyn astą p en ­ sj ę ? zaw ołała m oja ż o n u sia z n agłem za ­ in teresow an iem .

:— T rzyn astą? — m ru k n ąłem n ied b ale. — Ha, nasz szef jest p rzesą d n y i uw aża, że trzyn astk a p rzyn osi pecha, w ięc p o sta n o w ił dać nam trzyn astą i cztern astą p e n sję je d n o ­ cześn ie!...

M ałżonka n atu raln ie u w ier zy ła , a ja u- śm iech a łem się — n ien a tu ra ln ie.

Na S ylw estra p o szliśm y do e le g a n c k ie j re­

stau racji z dan cin giem . P ie n ią d z e na tę h u ­ lank ę w zią łem od p ew n ego b rod atego, jak dow cip, lich w iarza, k tórem u d ałem sło w o , że w n ajb liższym c za s ie o trzy m u ję n agrod ę N o ­ bla (m ogłem m u dać n ie tylk o sło w o , ale n a ­ wet ca ły sło w n ik , p o n iew a ż w cią ż jeszcze było przed N o w ym R okiem !...).

Moja żona w yglą d a ła u roczo — aż rw ała oczy. Mnie zresztą nie, gdyż p am iętałem , że n ied aw n o w y rw ała mi 200 złotych .

B yło du żo zn ajom ych . W szy ścy b y li b ar­

dzo serdeczni i ży czliw i. Ż yczyli n am tyle dobrego, że gdyby sp ra w d ziło się to c h o ­ ciaż w części — m u sielib y śm y z żo n ą żyć p rzyn ajm n iej po 300 lat i to w ch a ra k te­

rze n ajb ogatszych łu d zi na św iecie.

Ja sza fo w a łem życzen iam i na p raw o i na lew o, troch ę naprzód, troch ę w tył. N astrój sta w a ł się tak ciep ły , że m u sian o n aw et przykręcić kaloryfery.

W pew n ej c h w ili n a tk n ę liśm y się na m o ­ jeg o k o leg ę ze szk o ln ej ła w y p rz y sięg ły ch len iu ch ów .

— A, jak się m asz W aciu ! — za w o ła łe m .

— W sz y stk ie g o n a jlep sze g o życzę, żeb yś w y ­ grał m ii jon!

W acio u śm ie c h a ł się u p rzejm ie. N a ch ylił się i sze p n ą ł m i na ucho:

— W olałb ym , żeb y ś m i zw ró cił te 100 z ło ­ tych, k tóre p o ż y c zy łeś d w a lata tem u pod sło w e m do jutra. T o b y ło b y p e w n iejsz e, niż ten ilu zo ry czn y m iljon ...

— Och, p rzyjacielu ! — odp arłem , u d erza­

jąc, się w czoło. — Jak iż ja jestem ro zta rg ­ nion y! N atu raln ie, n atu raln ie — ju tro p rzy ­ ślę ci przez słu żą c eg o do dom u!

B yło d o p iero w p ół do d w u n astej, w ięc m ia ­ łem je szcze p ół g o d zin y czasu na sk a ziteln e życie...

W acio p rom ien iał. Ś cisk a ł mi ręk ę tak siln ie, ja k b y to nie b y ła m o ja sk rajn a p ra­

w ica, lecz tu b k a ,z „ K a lo d o n tem “.

P otem z b liż y liśm y się do d o k to ro stw a Tru- cicielsk ic h . D o k tó r T ru cicielsk i b y ł o s o w ia ­ ły, jak sęp i za sęp io n y , jak sow a. N ie d z i­

w iłem m u się zresztą. S ied z ia ł b o w iem obok m ałżon k i, do k tórej w szystk im b iło serce — ale ze strach u. B y ła b o w iem b rzydka, jak noc i stara, jak n oc św . B a rtło m ieja .

— Ależ pani d ok torow a p ię k n ie je z dnia na dzień! — z a w o ła łe m z entu zjazm em .

D ok torow a u śm iec h n ęła się ra d o śn ie, u k a ­ zu ją c zęb y żółte, jak n ie b ezp iec ze ń stw o .

D ok tór T ru cicielsk i p a tr zy ł na m n ie z p o ­ nurem zd u m ien iem .

— P rzy d ob rym m ężu k ob ieta rozk w ita, jak k w iat — zau w a ży łem .

— Co za kw iat... P o k rzy w a ! — m rukn ął dok tór n iech ętn ie.

W tym m o m en cie zegar z a czą ł b ić p ó ł­

noc. Ś w ia tło zga sło . P o ch w ili św ia tła z a p ło ­ n ęły je sz c z e ja śn ie j i za cz ęto h a ła śliw ie w i­

w a to w a ć na c ześć N o w eg o , J esz cz e N ie z n a ­ n ego, Oby L epszego...

B yłem p o w a żn y i św ia d o m . W ied zia łem , że teraz ro z p o c z ęło się dla m n ie j n n e — u cz­

c iw e — czy ste życie!

N a ch y liłem się do d o k to ra T ru cicielsk ie- go i p o w ie d zia łem p ółgłosem :

— Ma pan słu szn o ść , dok torze. T rudn o taić, że pań sk a m a łżo n k a m a p ysk nie do po za zd ro szczen ia . P rzytem zd a je m i się, że lew e oczk o tro ch ę zezu je, n o, a p o d b r ó d ­ ków też m ogłob y b yć p r zy n a jm n ie j o trzy m niej!

D o k to ro w a k rzy k n ęła , ja k zran ion a k o z i­

ca i o su n ę ła się na poducz fo telu . S p o jrza ­ łem na nią ze w sp ó łcz u c iem i -o d szed łem

w olno. W k rótce sp o tk a łem Wa.ćia.

U śm iech ał się do m n ie serd ecz n ie. U p rzy ­ to m n iłem so b ie, że b ied a czy sk o w ierzy , iż ju tro otrzy m a sw o ic h sto złotych .

— P ssst, W a ciu — z a w o ła łe m — je d n o słó w e czk o .

— S łu ch am cię, drogi p rzyjacielu !

— C h ciałem w y p r o w a d z ić cię z błędu . Rzecz jasn a, że tych stu z ło ty c h n ie d o s ta ­ n ie sz ani ju tro, ani n aw et za m iesią c. Taka brynd za, że aż p iszczy.

— Jakto... co to zn aczy? — z a w o ła ł W a ­

cio z o b u rzen iem . ~ ~

— N ic. Jestem u czciw y.

A to...! w y k rzy k n ą ł W acio, ale w tym m o m en cie p od eszła do n iego je g o m ałżon k a.

— Co się sta ło , W a cu la ? — sp ytała.

— Ach, o św ia d cz a m ci, żeb y ś n igd y nie ra czy ła o d k ło n ić się temu panu. Och, c o za typ! I z tak im c zło w iek iem m u siałem s i e ­ d z ieć p rzez o siem lat na je d n ej ław ie!

O d szed ł stra sz n ie ob ra żo n y . W ted y p o s z e ­ dłem do te le fo n u . N ak ręciłem „żą d a n y n u ­ m er“. P o k ilk u m in u ta ch r o zleg ł się z a sp a ­

ny głos:

— H ajlojt!

— Czy to pan C yperm an? P an ie Cyper- nian, tu m ó w ią p ań sk ie 500 zło ty ch , p łatn e za d w a . ty g o d n ie, p lu s 20 p rocen t... C h cia­

łem p a n u w y ja śn ić, że n agrod y N ob la w n a j­

b liższy m c za sie n ie otrzym am , a i w n a jd a l­

szym b ęd zie trudno... W ięc n iech pan n ie li ­ c zy na to źród ło.

— Co, ć|OŚ N obla? — z a w o ła ł M organ -por­

table. — Pan m y ślisz, że ja w ierzy łe m w te­

go N ob lesa? Ja w iem , że pan d o sta n ie sp a ­ dek... Bo ja k literat m ów i, że d o sta n ie n a ­ grod ę ża p isa n ie, to un sp o d ziew a się sp a d ­ ku i ch ce, żeb y k o le g ó w krew zalała z za ­ zd rości. N o nie?

— N iestety, d rogi pan ie Ce. Sp adk u się też nie sp o d ziew a m . Chyba ze sch o d ó w , bo o sta tn io jest b ardzo ślisk o ... W o g ó le n ic z e ­ go się nie sp o d ziew a m . No, dobranoc), p a ­ n ie C yperm an. Śpij pan zd row o. P o m y śl­

nego roku!

L ich w iarz zaczął stra szn ie k rzyczeć, ale p o ło ż y łe m słu ch a w k ę z ła g o d n y m u śm iech em czło w iek a , k tóry sp e łn ił sw ó j o b ow iązek .

Gdy w y c h o d z iłem z b u d k i te le fo n iczn ej, sp o tk a łem m oją żon ę. P łak ała.

— C h odźm y — w o ła łą , łk a ją c — c o ś ty narobił, coś ty n a ro b ił n ajlep szego!

— Chyba „ w szy stk ieg o n a jle p sz e g o “ — w trą ciłem p ogod n ie.

— N ie k p ij sob ie! — sy k n ę ła żon a, jak ro zin d y cz o n a kob ra. — T w ój k o leg a k ln ie na cieb ie, ja k szew c, a d ok torow a Truci- cie lsk a robi aw an tu rę m ężow i, żeb y w y z w a ł c ię na p ojed yn ek . Oh, to o k rop n e! Je- d ziem y do dom u!...

P o jec h a liśm y . W ta k só w ce p ow ied z ia łem z p ow agą:

— M oja zło ta , ż e b y n ie b yło n iep o ro zu ­ m ień ... Na m o d y stk ę n ie m am ani grosza.

B ardzo mi przykro, ale m ó w i się: trudn o!

Ja p o w ie d z ia łem „tru d n o“, a m o ja m a ł­

żo n k a m ó w iła p otem różn e sło w a p u n k tu a l­

nie przez trzy god zin y.

A nazajutrz z ja w ili się u nas w m iesz k a ­ niu d w aj czarn o ub ran i p a n o w ie. B yli to s e ­ k u n d an ci d ok tora. B ęd ę m ia ł p o jed y n ek . D o k tó r żąd a n a jo strzejszy ch w aru n k ów . Ja w y su n ę p rojekt: szab le, p ię tn a śc ie k rok ów . A le zd a je się, że się n ie zgodzą.

P o sta n o w iłem w ró cić do d a w n eg o życia.

J ed n a k ten stary „m od u s v iv en d i“ jest le p ­ szy! A gd yb y m n ie su m ie n ie zb y tn io gryzło, to mu w y b iję zęby! I co m i zrobi??

B o g d a n B rz e z iń s k i.

(7)

I L B S T R O W A K V M A G A Z Y f t T Y G O D N I O W Y ZAŁOŻYCIEL I W Y D A W C A : MARJAN DĄBROWSKI

R E D A K T O R : J A N M A L E S Z E W S K I KIEROWNIK LITERACKI: JU L JU SZ LEO KIEROWNIK G R A F I C Z N Y : JA N U SZ MARJA BRZESKI A D R E S R ED A K C JI i A D M IN ISTRACJI: KRAKÓW, W IE LO PO LE 1 (PAŁAC P R A S Y ), - TEL, 1 5 0 -6 0 , 1 5 0 -6 1 , 1 5 0 -6 2 , 1 5 0 -6 3 , 15 0 -6 4 , 1 5 0 -6 5 1 5 0 -6 6

K O N TO P, K, O. KRAKÓW NR. 40 0 .2 0 0 .

PR Z E K A Z R O ZR A C H U N K O W Y Nr. 11 P R Z E Z URZ. POCZT. KRAKÓW 2

i

I Ł P S T R O W A A Y M A G A Z Y N T Y G O P A I O W 1

C E N A N U M E R U G R O S Z Y 40

PR EN U M ER A TA K W A R TA LN A 4 ZŁ. 5 0 GR.

CENY O G Ł O S Z E Ń : W y so k o ść k o lu m n y 2 7 5 m m . — S z e r o k o ś ć k o lu m n y 2 0 0 m m . — S tro n a dzieli s ię n a 3 łam y, s z e r o k o ś ć ła m u 6 3 m m . C ała s tr o ­ na zł. 6 0 0 P ó ł stro n y zł. 3 0 0 .1 m . w 1 łam ie 9 0 gr. Z a o g ło s z e n ie k o lo ro w e d o liczam y d o d a tk o w o 50°/o za k aż d y kolor, p ró c z z a s a d n ic z e g o . Ż a d n y ch z a s tr z e ż e ń co d o m ie js c a z a m ie s z c z e n ia o g ło s z e n ia n ie p rz y jm u je m y

N u m e r 1 N ie d z ie la , 1 s t y c z n ia 1939 Rok V

A S Y N U M E RU i - G O :

W Y S O K IE „ F I S “ Z A K O P A N E G O . Z w te z e z tt w ostaitmicłi e a a s a e k d a ­ j ą s tę w Zalfoopanem zaiirw.ażyć li­

cznie ittowiorasesn© m iządzem ia. czy ­ n ią c e z u ro c z e g o z m aitury .miiej- scta wypoezymikciwfigo nm pnawde warkną i miłefflWyMe eunioipejską p l a ­ ców kę sp o rto w ą . S tr. 4— 5.

JE M IO Ł A — SYMBOL SZCZĘŚCIA.

0 z w y c z a ja c h , .k tó re aairówtn© w P olsce, ja k i zaigrainicą, a z w ła ­ szcza w A n g lii, łą c z ą s ię z ro ś lin ą , b ę d ą c ą od w ie k ó w syniibotem r a ­

dości i sz częścia, S tr. 6.

C E C Y L JA B U Y B A B B O SA . N a tle wieMdlego ś w ia ta staliłey niiezwykiLe diOidiaitmio a-ysuje się u - ’ ro e z a s y lw e tk a p ię k n e j B :razyl,iati­

ki,, k tó r e j stilo n y groonaidzą ellü'te to w a rz y s k ą s to lic y . S tr. 8.

Ś P IE W A J Ą C A GO D ZIN A . O h a r a k t e ry s ty e zn y c e c h ą mlaist F la n d r jś są silyminie „ c a Ä o in y “ , k tó re tw o rz ą oirygiinailmą i miieapo- ty k a n ą g d z ie in d z ie j m u z y k ę . S t, 11.

R E K O K D Y M IM O W O L I.

L u d zie p r a c y m o g ą p o sz czy cić się w y c z y n a m i" , k t ó r ą śm ilato miożmia przw rów nać do r e k o rd ó w sp o rto w -

ców. s t r - 16—17-

Z i e k i m y ś l i w e g o : D W U Z N A O Z N IK . W sp o m n ie n ie z p o lo w a n ia n a W i­

leń szczy źn ie. S tr. 22.

P rz e b ó j m u z y c z n y „ A s a “ : P B IN C E C A R N E V A L . W alc wiSdćiiski Julljusza Leo.

S tr. 23— 24.

RODOWÓD K S IĘ C IA K A R N A W A Ł U .

Od czasów re n e s a n s u k .arn aw al ob­

c h o d zo n y b y ł n ie z w y k le u ro c z y ­ śc ie, »w laszoza w e W łoszech i i' rancijĄ, gdiziie doitychczas, w N i­

cei i W e n e c ji, dochow ał;} się 'tra ­ d y c ja w s p a n ia ły c h im p re z .

S tr. 25— 27.

OD SY LW ESTRA — BALE I MASKARADY.

J a k k o lw ie k d u ża r ó ż n ic a zachodzi m ięd zy zailvanvami ikiamiaiwiałoiweinii w p rz e sz ło śc i i w d n iu d z isie jsz y m , to jietlmak i dzisaiaj p o 'WiiieUkich miiiastąuh s p o ty k a m y siłę z miieizwy- tole uidianiemi lilmpreaaimii tego ro ­

d z a ju . S tr. 28—29.

N O W E L E . — K Ą C IK F I L A T E L I ­ STYCZNY . — D Z IA Ł GOSPODAR­

S T W A D O M O W EG O . — ŻY C IE T O W A R Z Y S K IE I A R T Y S T Y C Z ­ N E. — H U M O R , — R O Z R Y W K I U M Y SŁO W E . — N A S C E N IE . — N O W E K S IĄ Ż K I. — PR O G R A M

R A D JO W Y.

F ragm ent Rynku k r a k o w sk ie g o .

(8)

f t'

- " y

: ' . .■*>•*rt>'' «rtr

I

--■ - *

... '-,.':y,^

J<- . p f * ? ' *„ *

.^,»•4*^*^^®^“' ■'''' ' " ,,: ’ ; '

■głaŃ ^ r ^ * :-Ä

^■Äfeafc LM ?

"%3

N agle pad ło h asło. „T urysta też jest c z ło ­ w ie k ie m “. I w tedy zaczął się ó w ok res d b a­

ło śc i o w yg o d y o w y c h m as en tu z ja stó w , z a k o ch a n y ch do sza leń stw a w szczy ta ch ta trzań sk ich . '

O bok hasła:

„W góry, w góry m iły b racie T am sw obod a czek a na cię...

W y su n ięto bardziej n o w o c z e s n e h a sło :

„W góry, w góry m iły b racie T am w ygod a czek a na cię...

O b ecn ie m am y sw o b o d ę i w y god ę w na­

szy ch u roczych górach.

P ie rw sz y o k r es „ p io n ierstw a “ z a k o p ia ń ­ sk ieg o n a zw a łb y m o k resem n a rzeczeń stw a . M łodzi p o z n a w a li się d op iero, p a trzy li r o z­

k och an i so b ie w o czy . 1 w y sta rc za ł im sz a ­ ła s góralsk i.

D ziś p r z y sz ły c za s y d ojrzalsze... P o w ia ł wiiatr z z a ch o d u m ó w ią cy o d o b ro d ziej­

stw a ch k u ltu r y m a terja ln e j, k tó rą m ożna św ie tn ie p o g o d zić z k u ltu rą d u ch o w ą .

I Z akop ane, k tóre b y w a ło tylk o „zabite

Na lewo : N i e z a p o m n i a n e s ą ch w ile, k tó r e p r z e ż y w a się p o d cz as zja zd u...

P o n iż e j : Z b ocze K a s p r o w e g o od s t r o n y H a ll G ą s ie n ic o w e j , po k tó r e m b ie g n i e t r a s a w y c ią g u

e a n lo w e g a .

m m

f ) n tu zjaści w sze lk ich z w ią zk ó w och ro- f j ny zw ierząt r o ztk liw ia ją cy s ię nad losem p iesk ów , k o tk ó w i w ie w ió rek tłu m aczyli zaw sze, że p ięk n e id ee dob roci dla w szelk ich cz w o r o n o g ó w m a ją sw e w y ż ­ sze cele p ed agogiczn e. L udzie, k tó rzy n a u czą się dob roci dla zw ierząt — k ied y ś b ęd ą do- brym i tak że i dla sw y ch b liźn ich . N ie n a ­ leży tylk o od n ich zaraz za du żo w ym agać.

N iech nap rzód p o k o ch a ją z w ier zęta , b yć m oże, że k ie d y ś p rzez w y c ię żą sw ą n ie ch ęć i do ludzi.

Znam w iele p rzy k ła d ó w , św ia d czą cy ch , że m etod a ta b y ła n iezw y k le c elo w ą . I tak na- p rzyk lad w T a tra ch szc z e g ó ln ą o p ie k ą o to ­ czon o nap rzód zw ierzy n ę. Z ap ow iad ało się turystom , że n ie w o ln o d ręczy ć n ied źw ied zi, nie w o ln o m ęczy ć k ozic, zatru w ać ż y cia o w ieczk om .

P rzez dłu gie lata n ik t jed n ak nie r zu cił h a sła „n ie n a le ży d ręczyć tu ry stó w “. T u ry ­ sta b y ł c ierp liw y . P rzyjeżd żał, m ieszk a ł w sz a ła sie, lu b p rzeciek a ją cej w illi, c h o d z ił p o b ło tn iste j u licy, a g d y b ył c z ło w iek iem sła b szy m n ie m ó g ł naw et m a r zy ć o p o z n a ­ niu p ięk n a Tatr.

T u rysta jed n ak u rzeczo n y p ię k n em T atr — p rzy jeżd ża ł tutaj up arcie.

Aż p ew n eg o d n ia w szy stk o się od m ien iło:

y

•• c ..

-

4* AS

(9)

narciarzy nagle sła ło „muro- *•

d e sk a m i“

w a n e“.

Z b liżyło się do Europy. T ak — każdy k ilo m etr au tostrad y, każda now oczesna jezd n ia , k ażd y w ygod n y h otel — sch ron i­

sk o, u d o stęp n ie n ie szczytów , budow a au­

tostrad — w szy stk o to sp raw iło, że pod T atram i p o w sta ło w ielk ie zim o w isk o na sk a lę eu rop ejsk ą.

D jam ent tatrzański zam ienia się w p ię k n ie o sz lifo w a n y brylant.

0'wą d o s k o n a łą szlifiern ią — były w du­

żej m ier ze p rzy g o to w a n ia do m ięd zyn aro­

d o w y ch z a w o d ó w n a rciarsk ich FIS, jakie odb ęd ą się w lutym . M ożna zresztą zap om ­ n ieć datę sw eg o urodzenia, ro czn icę ślubu, term in od k rycia A m eryk i, ale n ie w oln o za­

p o m n ieć o tern, żc w lutym każdy sza n u ­ ją cy się c zło w iek w zględ n ie kob ieta p ow in ­ na zn a leźć się w Z akopanem , pod ziw iać sk o k i na K rokw i, przejech ać s ię na Guba­

łó w k ę i K asp row y, zjech a ć po „nartostra­

d z ie “, w y cią g n ą ć się na san iach na K aspro­

wy, za m ie szk a ć ch o ć jed en dzień w w ytw or­

nym h o te lu na K alatów kach, ku p ow ać p a ­ m iątk i w b azarze, zagarażow ać sw ój wóz w w ie lk im garażu L. P. T.

P o w ied z m i jak sp ęd ziłeś luty**-— a p o ­ w iem ci do ja k iej sfery należysz.

W tym o k resie — m ożesz zapom nieć o w ła sn y ch d ziecia ch i w n uk ach , ale m u­

sisz p am iętać, że chlub ą naszą jest przede- w szy stk iem W nu k przez duże „W “. Możesz od czu w a ć urazę do C zech osłow acji, ale w ie lb ić C zecha. M ożesz zap om n ieć n azw i­

ska w szy stk ich sła w n y ch lud zi, ale gdybyś nie w ie d z ia ł, kim jest M arusarz — będziesz u zn an y z a ignoranta. M usisz w ierzyć że urząd zen ie u nas zaw od ów FIS nie było p o rw a n ie m się z M otyką na m istrzostw a św iata.

Masz p o zd ra w ia ć w szy stk ich znajom ych sło w a m i „S lalom A lejkum “ — a gdyb y ci

N a p r a w o : S c h r o n ił k o n a K a la tó w k a c h od s tr o n y z a ja zd u .

M orskiem Oku — a „białe n o c e“ w Mokr­

sk iem Oku.

Sp otkasz tu ludzi z c a łej P o lsk i, dla k tó ­ rych p rzyjazd do Z akop anego je st w ielk iem pasm em n iesp o d zia n ek , radości i w esela.

Sp otk asz tu i p rzyb yszów obcych, k tórzy p rzy jech a w szy raz do n a szy ch gór, p o w ra ­ cać tu będą stale.

Zakopane rośn ie i p otężn ieje. Szybkim krokietn p r zy sto so w a ło się d o sw ej w ła śc i­

wej roli: rep rezen tacyjn ego sa lo n u P o lsk i, w którym m ożem y p rzy jm o w a ć naszych gości.

Zbigniew G rotow ski.

Na iewo: W zd lu z a le ji, w io d ą c e j do ko le jk i lino w ej n a G u b ał ó w k ę, u s t a w i o n o slu p y z p r z e w o d a m i sieci e l e k t r y c z n e j w po sta ci

o r y g i n a l n y c h ci u p a g g ó r a l s k i c h . Fot, T. S ie m ia n o w sk i.

‘ i-i

Fot. S ch a b o n b o ek

^ a MM

•; -sS:;

\ ^ ~ , Y -

. ■ ł ' r -

.M ■ -

O d l e w e j : W i d o k s t a d j o n u n a r c i a r s k i e g o t e s k o c z n i n a K r o k w i , — F r a g m e n t b u d y n k u s t a c j i k o ń c o w e j k o l e j k i n a G u b a ł ó w k ę . - N a p r a w o : W a g o n i k k o l e j k i z j e z d z a z G u b a ł ó w k i

F o t . L. M o t y k a .

się p rzyp ad k iem w tym okresie urodził syn — n ie w o ln o ci go n azyw ać Markiem, lecz T elem ark iem ...

P o jed zie s z w ięc do Z akopanego i nie b ęd ziesz m ia ł o c h o ty w yjech an ia stam tąd.

Bo śn ieg trw a d o lata niem al... A Zakopane jest n ie ty lk o zim ow ą, ale i letn ią sto licą P o lsk i. W arszaw a n a d a je się co n ajw yżej na ja k iś „ d em i-sa iso n “... Sezony praw d zi­

we są ty lk o p od T atram i...

Góry p ociągną się sw ą o lśn iew a ją cą bia- łością. W yda oi się, że sta jesz na kob iercu z piękn ą pan ną m łodą, c a łą w bieli. S p o j­

rzysz w oczy dolinom , które b liższe się twem u sercu stan ą, niż w ted y gdyś był w doi«—

U rosną ci skrzydła u nóg... p ójd ziesz w w yścigi z w iatrem . P o rw ie c ię b iałe sza ­ leństw o... B ędziesz sp ęd zał „b iałe d n ie “ przy

AS* 5

(10)

A więta B ożego N arodzen ia, które w n oszą z sob ą tyle w zn io sły ch ch w il, u św ięco- ' ^ nych w iek o w ą tradycją — zbliżają człow iek a ku d ziełom otaczającej go p rzyro­

dy. W k ażdym dom u zak w ita zielo n e d rz ew ­ ko tysiącem barw i św iateł, w k ażd ym dom u jest bod aj odrobin a zielen i, która sp ra co ­ w an ego czło w iek a nastraja radośn ie.

W niektórych krajach eu rop ejsk ich , za m iast z ie lo n y ch ig la k ó w zd o b y w a ją o b y w a ­ telstw o p od czas u ro czy sto ści św ią teczn y ch ku liste k rzew y jem io ły . — M ały ten bu kiet zielen i, m ający do 1 m śred n icy, ro zg a łę­

zion y w id lasto, p asożytu je niem al na w s z y s t­

kich naszych drzew ach, ch arak teryzu jąc n ie ­ raz całe krajobrazy, sw em i gw iazd o w atem i sk u p ien iam i. L iście zielo n e o w aln e, u łożon e n ap rzem ian legle nie opad ają na zim ę, tw o ­ rząc w śród b ieli śn ieżn e j k on trastu jące o a ­ zy soczystej zielen i. N a k o ń ca ch p ęd ó w znaj- dującje się jagody, p o czą tk o w o zielo n e, p ó ź ­ niej p erło w o -b ia łe — p rzy cią g a ją , zim ą ś p ie ­ w ające ptactw o.

Jem ioła n ależy do p ó łp a so ży tó w . P o trz eb ­ ne jej do rozw oju m aterjały p ok arm ow e (or­

ganiczn e) w ytw arza so b ie jak u m ie za p o ­ m ocą ch lo ro filu jej z ielo n y ch liś ci i łod yg;

łod ygi nie p o sia d a ją w ięc w arstw y k o r k o ­ w ej — liś c ie zaś żyją IV2— 2 lat. P on iew aż jem io ła nie rośn ie w ziem i, ty lk o za p u sz­

cza k orzen ie w korze, w zg lęd n ie n aw et d r ew ­ na sw ego żyw iciela , przeto w od ę i rozp usz czon e w n iej so le m in eraln e cią g n ie z r o śli­

ny, na której p asożytu je. O ile jed n ak nie w ystęp u je w nad m iern ej ilo ści, w ięk szych szk ód nie p ow od u je. R olę za p y la cz y jej kw iatów sp ełn iają ow ad y, zw a b io n e p e r e ł­

kam i m iod u , zaw artem i je sie n ią w k w iecie.

J em io ła d ojrzew a z n a sta n iem zim y. R o z sie­

w ają ją ptak i — n ajch ętn iej d rozd y i je m io ­ łuszki, które obclierając so b ie d zio b y po spożycjiu k leistej m asy jagód , p rzy lep ia ją w ten sp osób n a sio n a do gałęzi drzew . — Opa-

J e m i o l a z a c h o w u je p rzez c ał ą zimę p i ę k n e ziel one listk i.

N a g a ł ę z i a c h d rz e w tw o r z y j e m i o . t a c h a r a k t e r y s t y c z n e z g r u b i e n i a .

k ie czary i n iszczącą d z ia ła n ie sił m agicz­

nych.

J eszcze ob e cn ie je m io ła u ch od zi n aw et w krajach o W ysokiej ku ltu rze, za ziele, słu ­ żące do o d p ęd za n ia d em o n ó w . W A nglji nie m o żn a so b ie w y o b ra z ić Ś w iąt B ożego N aro­

d zen ia bez gałązk i je m io ły . W iesza się ją na su fic ie łub ozd a b ia nią drzw i w ejśc io w e.

O lb rzym ie za p o trzeb o w a n ie na g ałązk i je m io ­ ły p o w o d u je, z e sp row ad za się j ą z Breta- nji (w e F ra n cji jest je m io ła b ardzo r o zp o ­ w szech n io n a ), sk ą d ca ły m i ok rętam i p rzy ­ jeżd ża on a przez m orze do m glistej A nglji.

P o d je m io łą sk ra d zio n y ca łu s p ięk n ej p a ­ ni — n aw et w n a jle p szy ch d o m a c h o o d ­ w ieczn ej tra d y cji i su row ych ob y cza ja ch — nie jest n ie w y b a cza ln em p rzew in ien iem , ba!

n a w et u ch o d zi za fr y w o ln ą p sotę, ch ętn ie w yb aczan ą. W o sta tn ich latach przyjm u je się w N iem czech coraz bardziej zw yczaj o zd a ­ b ia n ia d o m ó w je m io łą na Św ięta B oż. Nar.

W e F ra n cji a n aw et w P o lsce znajdu je ona w ielu zw o len n ik ó w . W sp o m n ieć tu n a ­ leży o zw yczaju m ło d zieży fra n cu sk iej, która na N ow y rok w ęd ru je z dom u do d o ­ m u z ga łęzią je m io ły , sk ła d a ją c n o w o ro c z­

ne życzen ia.

W m ed y cy n ie lu d o w ej u ch o d zi jem io ła od setek lat za d o sk o n a ły i pon iek ąd jed y n y śro d e k przeciw e p ilep sji i zaw rotom głow y:

d o tego celu u ży w a n o sp ecja ln ie m łod szych p ęd ó w (S tip ites visci) i jagód . Naw et i w o b ecn y ch cza sa ch m ożna się jeszcze sp o t­

kać w ap tek ach z p rep aratam i je m io ły (Vis- cu m qu ernu m ).

Kto zna dob rze Śląsk, tę krainę czarnych d iam en tów , ten z a ch o w a ł ży w o w p am ięci k rajob razy, ch a r a k tery sty czn ie ozd o b io n e j e ­ m iołą. W P o lsce w ystęp u je ona n a jsiln iej n a Ś ląsk u Z aolzań sk im . O becnie po tylu la ­ ta ch rozłąk i — o d w ied za ją c swycjh b lisk ich na Z aolziu, w id zim y w szęd z ie je m io łę — ten sy m b o l p o g o d y i przyjaźn i.

Z ofja D rozd ow sk a.

F r a n c ja p o s y ła do A n g l j i w ie lk ie tr a n s p o r t y j e ­ m io ły , k tó ra n a le ż y w Z je d n o c z o n e m K r ó le s t w ie d o o b o w ią z k o w e g o ,,r e k w iz y t u “ iw ią t o e z n e g o .

d ające liście ch ętn ie zja d a ją rów n ież z w ie ­ rzęta leśn e.

D ziw n a rzecz, jak ą to b ezu ży teczn e i ra czej dla ro ślin szk o d liw e ziele — c ie sz y się

d łu g o w ieczn ą trad ycją, zw ią za n ą ściśle z d ziejam i lu d zk ości. Jem io ła od gry w a ła już p ew n ą rolę n iety lk o w m ito ło g ji sta r o ży t­

nej, lecz rów nież i w d ziejach śr e d n io w ie c z ­ n ych . Już E neasz m iał otw orzyć so b ie w e j­

ście do św iata pozagrob ow ego tą różd żk ą c za ro d ziejsk ą . W p ism ach sta ro ży tn y ch m a ­ m y rów n ież w zm ian k i, że „bóg zim o w y “ z a ­ bił „ducha sło ń c a “ za pom oc|ą oszczep u , sp o ­ r ząd zon ego z jem io ły . Z nanem jest rów n ież o p o w ia d a n ie P lin iu sza, o czci, ja k ą kap łani sta ro ży tn i ota cza li jem io łę, ro sn ą cą na d ę ­ b ie —- u osob ien iu siły . W o g ó le w pojęciu ó w czesn y ch lu d zi je m io ła odn aczała się ogrom ną m ocą m agiczną, u su w ającą w szei-

6 AS

(11)

gd y zdjąć fotograficznych dokonuje się na wypró- I bow anych i niezaw odnych płytach i błonach „ERO"

KĄCIK FILATELISTYCZNY

Z N A N E Z D O B R O C I K R A J O W E PREPARATY KOSMETYCZNE LABORATORIUM

J lic m p J H m p e z

o pa rt e n a rodzimych ziołach i środkach naturalnych z a p e w n i ą Pani na długie l ata

piękną, m ł o d z i e ń c z ą cerę.

Asortyment kosmetyków d o p i e l ę g n a c j i m e t od ą f t l a v y f y l a y e v do na byc ia we wszystkich miastach Polski tylko w p i e r w s z o r z ę d n y c h dr oger jac h o r az

w Centrali:

W A R S Z A W A , - K R Ó L E W S K A 2.

Firma r ep rezen to w a n a na Św iatow ej W ystaw ie w N . Jorku 1 9 3 9 M inął już rok li938, który obfitow ał

w w ięcej w yd arzeń fila te listy cz n y ch , aniżeli ja k ik o lw ie k in n y —- aż do 1918 w stecz, k ie­

dy to m ap a E u rop y uległa jeszcze daleko w ię k szy m p rzeob rażen iom . Nie będziem y też n arazie o m a w ia li w szy stk ich wydarzeń, bo p o lity czn a historja roku 1938 będzie tem a­

tem o so b n eg o artykułu, ale zajm iem y się ty lk o tern, co w y łą czn ie interesuje zbiera­

c zy p o lsk ich zn aczk ów .

Otóż P o lsk a em itow ała dotychczas bardzo sk rom n e ilości n o w y ch znaczk ów —- bez

iBSTÖRKlYE POSTALARI®

T Ü R K ir e PO STAU R I

S T tiR K lV e .' POSTAIARI

POSTAŁARI

1 : I B Ä H W I A » - ! - ' ; :'! - TUEKl'fl POSTŁIWM

",. .. ' 11 , '

N a j n o w s z a s e r j a zn ac z ków t u r e c k i c h , na któ­

re j w id z im y sc e n y z ws półc ze sn e go ży ci a T u r ­ cj i o r a z b u d o w le w z n ie s io n e przez K em al a A t a t i i r k a , j a k r ó w n ie ż dw a jego p o r tre ty .

p o ró w n a n ia m n iejsze, aniżeli W łoch y czy B elgja — n ie m ó w ią c zupełnie o H iszpanji lub S o w ieta ch , gdzie ilo ść n ow ości przekra­

czała rok ro czn ie granice m ożliw ości za- ku pn a n a w et zam o żn y ch zbieraccy.

T y m cza sem w tym sezon ie w eszło M. P.

i T. na drogę, z której niełatw o zaw rócić — b o zysk z k ażdej now ej em isji, którą P ola­

cy „ k o n su m o w a li“ z bardzo dużym apety­

tem — m oże b yć w ła śn ie źródłem , z które­

go m in. Poczt i Tel. będzie chciało stale czerpać.

Jak d o ty ch cza s, c iesz y liśm y się pod tym w zględ em bardzo dobrą opiu ją — i chociaż

oddaw na oczekiw aliśm y serji „na pom oc z i­

m ow ą“, to w łaśn ie ,w tym roku nie mogła ona dać takich w yn ik ów , jak k ied yin d ziej — ze względu na to, że w yd aliśm y już m n ó­

stw o pieniędzy na inne znaczki.

Repertuar ich był też nad zw yczajnie o b ­ fity: 2 znaczki z P. P rezydentem I. M ościc­

kim za 15 i 30 groszy, w yd ane o k o licz n o ścio ­ wo, ale w bardzo w ysokich nak ładach — po których ukazały się 2 bloki z okazji 1' W y­

staw y F ilatelistycznej.

Im preza ta była najw iększą z dotych cza­

sow ych i warto ocen ić jej znaczenie z1 d al­

szego — czasow o — punktu w idzenia.

W W arszaw ie stanęli do konkursu prawic w szyscy zbieracze, których k olek c je były

przygotow an e do w y sta w ien ia , a przyzn ać trzeba, że u m iejętn e u łożen ie i o p isa n ie z b io ­ ru, to trud rów n y częstok roć sam em u z d o ­ b yciu egzem plarzy.

Na czo ło z pośród p olsk ich fila telistó w w yb ili się dr T islo w itz z K rakowa i mec.

N ik lew sk i z Torunia, d em on stru jąc sp ec ja ­ lizow an e p olsk ie zbiory. P rzyzn ać tu trzeba, że w y sta w ien ie w szystk ich polskie/h zn acz­

ków z' od różn ien iem każdej o d m ian y jest już praktycznie i teo rety czn ie, niem ożliw ym . Znakom ita w ięk sz o ść ek sp o n a tó w (70% ) sk ład ała się w ła śn ie tylko ze znaczków ’ n a ­ szej O jczyzny (wraz z p leb iscytam i, Litw ą Środkow ą, Portem w Gdańsku itp.), pod- D o k o ń czen ie na str. 31-ej:

K R A K O W S K I E P I H D I A M l / A ż W K R A K O W Ł E

TOWARZYSTWO ' f L U l l J M I l l V M BASZTOWA 6 -8 U B E Z P I E C Z E Ń iiiilliilllllllllllllllflllKIIIIIKIIIIIIIIIIllllllHIIIIIIIIII S . A . Illlllllllllllillllllllllllllllllllllllllllillllllllllllllllllll T E L - 120-57,133-42

zawiera ubezpieczenia o d : szkód ogniowych - kradzieży i rabunku następstw w y p a d k ó w - odpowiedzialności prawnej - gradobicia.

ODDZIAŁY: w e Lwowie, ul. 3. Maja 16 - w Warszawie, ul. M a z o w i e c k a 4 - w P o z n a n i u , ul. 2 7 - g o Grudnia 9 - w Katowicach, ul. P o c z t o w a 6 - w Łodzi, ul. P i o t r k o w s k a 99.

R E P R E Z E N T A C J E : A g e n c j e n a c a ł y m o b s z a r z e P a ń s t w a P o l s k i e g o .

as * ?

(12)

Ö

d kilku m iesięcy w a r sz a w ­ ski k orpu s d y p lo m a ty cz ­ n y w zb o g a cił się o now ą piękn ość. J est n ią p an i Gedyija- E lżbieta Ruy B arbosa, m a łżo n ­ ka I sek retarza p o selstw a b ra­

zy lijsk iego. S zybk o stała się u- lub ienicą i n a jw ięk szą atrak cją w arszaw sk ich sa lo n ó w d y p lo ­ m atycznych i ary sto k ra ty cz­

nych; jej p rzem iłe m ieszk an ie zaś w n ow ym d o m u na n o w o ­ pow stałej a lei P rzy ja ció ł stało się m iejscem p ielgrzym ek św ia- tow ców stołeciznych, pragnących zarów ni zło ż y ć h o łd piękn ej pani dom u, ja k ob ejrzeć jej b e z­

cenne, w sp a n ia łe zb iory chiń- szczyzny.

Ktoby p rzyp u szczał, że pani Ruy B arbosa, ja k o B razylijka, jest ogn istą brunetką, raczej pulchną o p ło m ien n y c h oczach- węgielkacdi i o liw k o w ej cerze, zdziw iłby się bardzo, w id zą c ją po raz pierw szy. P an i B arbosa to sm ukła pani o figurce, która m ogłaby b yć p rem jow an a na paryskim k o n k u rsie m od elek m agazynów m ód. Z d arzyło m i się w ub iegłym roku b yć na takim „concours de m a n n e­

q u in s“, u rządzonym przez z w ią ­ zek w ła śc icieli w ielk ich sa lo ­ li ów m ody w P aryżu. G łów na laureatka, w yb ran a z pośród setek kan dyd atek , jeszczeb y m ogła p ozazd rościć pani Ruy B arbosa, bo żadna w rubryce;

„ćlćgance“ i „ sv elte“ i nie m o­

głaby m ieć not tak zaszczytn ych . W łosy — zło ciste, o czy -— b łę k it­

ne, zu p ełn ie p o lsk ie. Gdy pan i Ruy B arbosa w y je ch a ła do P o l­

ski, p o w ied z ia n o jej też: „prze­

kona się pani, że będą pan ią brali za P o lk ę “.

B o — pow ied zm y to szc ze ­

rze — pani Ruy B arb osa n ie je st B razylij- ką z p och od zen ia, lec z je d y n ie przez m a łże ń ­ stw o. Z p och od zen ia je st p ó łn o cn ą A m ery­

kanką; Jej pan ień sk ie n a zw isk o brzm i Lica- rione. P rzecież to ta k że n ie brzm i p o a m e ry ­ kańsku! Słusznie! R od zina jej, jed n a z n a j­

bardziej zn an ych i c e n io n y ch w W a szy n g to ­ nie, w yw od zi sw ó j ród z W łoch .

J est w ięc p. Ruy B arbosa id ea ln em p o łą ­ czen iem cecli ro m a ń sk o -ła ciń sk ich z a n g lo ­ sask iem u Z u sp o so b ien ia i w ygląd u typow a w y sp ortow an a i im p etyczn a „ a m erican -girl“ , ma w so b ie jed n ak w ie le cech ku ltu ry ła- P flk ój j a d a ln y w m ie s z k a n iu p p . R u y B a r b o sa

w W a r s z a w ie z d o b ią c e n n e c h iń s k ie tk a n in y . IT. i

P A N I E W A R S Z A W S K IE G O H I G H L I FE ' U:

f iń s k ie j, a w ięc m ięk k o ść w rucjiach i ła ­ g od n ość ch arak teru , o ra z w ie lk ie z a m iło w a ­ nie d o sztu k i. N ęci ją z w ła sz cz a m alarstw o i rzeźba. Sam a tro ch ę m a lu je, w ie le czyta.

Już z d ą ży ła zak u p ić na w y sta w a c h w a rsza w ­

sk ic h k ilk a o b ra zó w , o mu ty w a ch eg zo ty czn y ch , które szc z e g ó ln ie lub i. U czy się u siln ie po p o lsk u , ju ż n aw et p o ro zu ­ m iew a się potrpchu ze z n a jo ­ m ym i i n ied a w n o p o w ied zia ła m i z ra d o ścią , że b a w ią c w tea- rze P o lsk im , ro zu m ia ła ju ż p o ­ s z czeg ó ln e zdania... ,

T rzeba d o d a ć, że n a zw isk o p.

R u y B arbosa je st w P o lsce d o ­ brze zn an e; w y sta rczy p o w ie ­ d zieć, że o d kilk u la t ju ż is tn ie ­ je w W a rsza w ie T o w a rzy stw o P o lsk o -B r a zy lijsk ie im . Ruy B arbosa, n a zw a n e tak ku czci jej teścia,’ k tórego m injaturu p o m n ik o w a zn a jd u je się w B e l­

w ederze.

T e ść p ięk n ej p an i Cecylji.

pan J o a o R u y B arbosa, b y ł n ie ­ gd yś p r ezy d en tem sen atu Bra- z y lji i je d n y m z je j n a jw y b it­

n ie jsz y c h m ężó w stan u , a za ra ­ zem n a jw ię k szy m p o lo n o filem , ja k ie g o m ożn a so b ie w yob razić.

On to p r o te sto w a ł je szc z e za d zasów p r zed w o jen n y ch p rze­

c iw g w a łto m W rześn i i p r z eśla ­ d o w a n io m w C h ełm czyźn ie, on też p ie rw szy zab rał gło s, żąda ją c n ie p o d le g ło ści P o lsk i, jaku w y n ik u n ie o d z o w n e g o Wojny św ia to w e j i tem ty lk o u w a ru n ­ k o w a ł sw ó j p o d p is n a trak tacie w ersa lsk im . U żył, p rzem aw iając w p a r la m en cie za P o lsk ą zw ro ­ tu, k tó ry sta ł się p am iętn y . Gdy k to ś d o w o d z ił, że w tej sp ra w ie n a jle p iej b yć n eu traln ym , o d ­ rzek ł R uy B arb osa, że „niem asz n eu tra ln o ści m ięd zy sp ra w ied li­

w o ś c ią a zb ro d n ią “ . Za jego sp raw ą B r a zy lja b y ła pierw szem p ań stw em , ja k ie u z n a ło n ie p o ­ d le g ło ść P o lsk i. On p o d p isa ł też o d n o śn ą n otę; u fu n d o w a ł bib ljo- tek ę p o lsk ą w P aran ie. Po śm ierci n a g ro d zili go P o la cy b ra z y lijsc y p o ­ m n ik iem . Gdy za ś w zo rem w szy stk ich P o la ­ k ó w z zagran icy b r a zy lijscy em igran ci p r z y ­ w ie źli d o K rak ow a gru d k ę sw ej ziem i na k o ­ p iec M arszałka P iłsu d sk ieg o na S ow iń cu . p r zech o w y w a n o ją w urnie, b ęd ą cej c o k o ­ łem m in jatu ry p om n ik a Ruy B arb osy. Gdy z ie m ię w y sy p a n o , m in jatu rę tę p r z e w ie z io ­ n o d o B elw ed eru i tam p o sta w io n o , ja k o hołd P o la k ó w b r a z y lijsk ic h i d la M arszałka i d la jeg o w ielk ie g o w ie lb ic iela a p rzyjaciela Jego narodu. R ów n ież dla u p a m iętn ien ia j

D o k o ń cze n ie na str. 20-lej.

S a lo n z a w ie r a r ó w n ie ż c e n n e z a b y t k i c h iń s k ie j s z t u k i, w śr ó d k t ó r y c h w y r ó ż n ią t l ą s t o j ą c a na

s t o le W aza z p rzed S00 la t.

8* AS

Cytaty

Powiązane dokumenty

Oszczędny w zużyciu paliwa, zwolniony od podatku drogowego, rejestracji i prawa jazdy — motocykl SHL jest jedynym typem naprawdę praktycz­.. nej, nigdy niezawodnej,

nia systemu nerwowego: nerwicę serca, b ó le i zawroty głowy, uczucie niepokoju oraz sprow adzają krzepią­.. cy, naturalny sen nie pow odując

Przedstaw ienie to charakterem swym znacznie różniło się od przedstaw ienia „Świętoszka“ w teatrze Jaracza, niem niej jednak było w ybitnie stylowe. Na program

Drobno pokrajaną małą cebulkę przysmaża się na łyżce masła; gdy się troszkę zrumieni dodaje się 10 dkg chleba skrajanego na cienkie płatki i smaży razem

dre kobiety strzegą swego uroku przy pomocy olejku oliwkowego, który jest niezastąpiony dla utrzy mania gładkości skóry.. Piękna cera zatym decyduje o praw-dziwej

W ytw orzyła się już między nami ta przepaść, jaka niestety, dzieli jedną generację od drugiej, obaj straciliśm y w łaściw y sposób m ów ienia do siebie i

W ten sposób usuwamy skutecznie wszelkie nieczystości cery oraz w qgry z głębi porów i uzyskujemy zdrowq, iw ie iq skórę.. Ceny flakonów:

H eleny Gintelowej, Kraków, oznaczony godłem „H. Ludwika Hirszsona, W arszawa, oznaczony godłem