• Nie Znaleziono Wyników

As. Ilustrowany magazyn tygodniowy, 1939, R. 5, nr 7

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "As. Ilustrowany magazyn tygodniowy, 1939, R. 5, nr 7"

Copied!
31
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

KASYNA I WIELCY LUDZIE

A N T O N I W Y SO C K I

w ego cza su k a sy n a w e w ięk sz y ch m ia ­ sta c h p rz ed w o jen ej P o lsk i, w K rak o­

w ie, L w ow ie, P ozn an iu i W arszaw ie, grały w życiu u m y sło w em tych m iast jeśli n ie p ierw sze, to liczn e drugie sk rzyp ce. Tam k o m itety ró żn y ch ju b ileu szó w , o b ch o d ó w , p o c h o d ó w i u ro czy sty ch p rzem ó w ień ob ra­

d o w a ły nad form am i i sz czeg ó ła m i tych p rzed sięw zięć. Zanim p o w sta ł oso b n y , fo r­

m aln y k o m itet ju b ileu szu K raszew sk iego, sp ro w a d zen ia p r o ch ó w M ick iew icza do k ra­

ju, ob ch od u ro czn icy z w y cię stw a S o b ie ­ sk ie g o pod W ied n iem , roczn icy Grun­

w a ld zk iej i in n y ch o b ch o d ó w , to z k asyna, szła p ierw sza m y śl i n ajp rzód d ysk retn ie, p ó ź n iej w p rasie i ob rad ach R ad y M iejsk iej p oru szała i d o za m ierzo n e g o celu p row ad ziła o p in ję. W k ażdem z tych m iast, za leżn ie od w a ru n k ó w p o lity c z n y c h ó w c ze sn y c h za b o ­ rów, in aczej. W ięc ja w n ie , szu m n ie, rep re­

zen ta cy jn ie w G alicji, k o n sp ir a cy jn ie w W a r­

sz a w ie i P o zn a n iu .

N ależeli, zb ierali się na „rod ak ów r o zm o ­ wy'“ p rzy h erb acie i p referan sie.

P ro jek to w a li.

W K rak ow ie p rz ew o d n ic zy ł p rezes k asyn a K oła litera ck o -a r ty sty czn eg o , k om ed jop isarz M ichał B ałucki i w icep rezesi, h isto r y k Au­

gust S o k o ło w sk i i K azim ierz B artoszew icz h isto ry k i satyryk , k tó ry w la ta p óźn iej d a ­ row ał m iastu Ł odzi sw ą h ib ljotek ę, galerję o b razów i zb iór a u to g ra fó w .

Oni i inni, m iło ś n icy ku ltu ry, p rofesorow ie, red ak torzy, ad w o k a c i, lek a rze, in żyn ierow ie, u rzęd n icy , litera ci, ak torzy. W szyscy, których praca tw orzyła u m y sło w o ść ogółu.

Z Z akop anego, gd zie o sia d ł po gorzk ich ro zcza r o w a n ia c h w a r sza w sk ich , w p a d a ł do K rak ow a S ta n isła w W itk iew icz, m alarz i k r y ­ tyk, p io n ie r n o w y ch p rąd ów w sztuce.

Gdy go k o m p lem en to w a n o , od rzek ł żartem :

— N ie u w ierzę, d o p ó k i k o ło littraćk o-arty- sty czn e nie w y d a na m oją c ześć sk ła d k o w e­

go ban kietu .

T ak ie też w W arszaw ie zn a czen ie m iata, n ie w y łą czn ie to w a rzy sk ie, R esursa K up iec­

ka. Z n ak om ity h isto ry k -g a w ęd zia rz A lek sa n ­ der K raushar, n a p isa ł tej resu rsy sp orą m o- n ografję.

W e L w o w ie ży cie K asyna M iejsk iego nie o g ran iczało się do obrad i p rzy g o to w a ń r óżn ych u r o czy sto ści, ani do kart, p lotek i zab aw w karn aw ale. M iało pod k ieru n k iem p rezesa V ogla, p u b licy sty i e stety , i przy u c zestn ictw ie p oety R o so w sk ie g o i h isto ry k a H oliego, am b icje teatralne. R o zp o rzą d za ł0 trupą a k to ró w -a m a to ró w , sc en ą z d e k o ra cja ­ m i i ku rtyn ą, a p rz ed sta w ien ia sztń k te a tra l­

nych, p od o p iek ą ru ty n o w a n y ch reżyserów , d a w a ły a rty sty czn e sa ty sfa k cje.

N aw et w m a ły ch m iastach ch ó ry śp ie w a ­ cze, różn e H arfy i L utn ie, w ieczo ry R eklam a­

c y jn e i teatry a m a to rsk ie, n a jr u ch liw iej w W ielk o p o lsc e , w z m a g a ły czu cie d u ch ow e i o ż y w ia ły nu dę z a p a d ły ch k ą tó w . Szkod a, że d ziś z m n iejszy ły się i o b n iż y ły te z a in ter e ­ so w a n ia , w p r z eciw ień stw ie do roli z esp o łó w am atorsk ich zagran icą, w N iem czech i w e W łoszech .

W ted y, o ile w zab orze au strjack im , gdy po p ow stan iu w roku 63-cim i erze szyk an p o licy jn y ch , sta w ia n y ch sp o łeczeń stw u p o l­

sk iem u przez u rzęd n ik ó w C zechów i N iem ­ ców , w o ln o b y ło za k ła d a ć zw iązk i o ch a r a k ­ terze o św ia to w y m , a rty sty czn y m i sp o rto ­ w ym , na p o d sta w ie za tw ierd z o n y ch przez w ła d ze statu tów , to w K rólestw ie w sku tek d rak oń sk ich praw ad m in istra c y jn y ch i k la u ­ zul cen zu ry, m ógł, obok teatru i prasy, p o ­ czy n a ć m eto d y czn y ruch w sp raw ach kultury raczej jed en czło w iek .

T ak im w W a rsza w ie b y ł pan G rosm an, w ła śc iciel sk ład u fortep ia n ó w , m enażer p r z ed sięw zięć w o k a ln y ch i m u zyczn ych , po-

Z K I C

trochu m ecen as. Na je g o p o ra n k a ch i w ie c z o ­ rach w y stęp o w a li m ło d zi, n iejed n o k r o tn ie sła w y lok aln e, a jak P a d erew sk i, sław a o w ie lk o św ia to w y c h blask ach . H onorarja ich (daw ne czasy!) ja k że śm ieszn e w y d a ją się teraz — 20 rubli o d w ystęp u .

A ktor R ygier sp o ty k a P a d erew sk ieg o na u licy.

— P rzy cisn ą łem G rosm ana do m uru i p o d ­ w y ż sz y ł mi h on orarju m na 30 rubli.

— Co? — d ziw i s ię P a d erew sk i. — D z ię ­ k u ję za w ia d o m o ść. To i m n ie m usi p o d ­ w y ższy ć. Mam p od arte buty. N o nie! Ale p raw ie. Już się k o ń czą w m ej g o n itw ie za lek cja m i.

G onił w W arszaw ie za lek cja m i, a po o d ­ b y ciu k u rsó w w irtu o zo w sk ic h u p rofesora L e sz ety c k ieg o w e W ied n iu i żm u d n ej p racy d o szed ł d o m ety ten w ie lk i P o la k i sła w a św ia to w a .

Z nów po latach R ygier, w ó w cza s d yrek tor T eatru P o ls k ie g o w P o zn a n iu , sp o ty k a P a ­ d erew sk ieg o na u licy, tym razem w B erlin ie.

G dyby pan r a czy ł dać k on cert w P o z n a ­ niu? w< teatrze? — prosi n ieśm ia ło .

— N a jch ętn iej. K iedy? P o zw o li pan, w e jd ź ­ m y d o b ram y. Sp raw dzę, jak rozp orządzam czasem .

P rzegląd a notatk i.

— Gram w B ru k seli, w L iverp oolu . W ięc p roszę, z a te lefo n u j pan do L ond ynu .

P o d a je adres, term in.

— P rzyjad ę.

— N ap ew n o?

— P an ie! W ie lk o p o ls ce słu żę k ażdej c h w i­

li. A pan u? — śm ieje się P a d erew sk i. — Pan p o m ó g ł m i w p o d w y żce u G rosm ana, dzięk i czem u k u p iłem so b ie n ow e buty.

P rzyjech ał.

N a d w o rcu w P o zn a n iu . o c ze k iw a li go, im ien ie m sp o łe czeń stw a w ie lk o p o lsk ie g o , F erd yn ad R ad ziw iłł, prezes K oła P o lsk ieg o w B erlin ie, K o ścielsk i z M iłosław ia, człon ek Izby P a n ó w , p o s ło w ie C zartorysk i, D ziem ­ b o w sk i, Seyda. O b ilety w k a sie „d ob ijaty- k a “, n ie ty lk o P o la k ó w z m iasta i ze w si, ale N iem ców , p rzy b y ły ch u m y śln ie z N iem iec, gd zie P a d e re w sk i n ie k o n certo w a ł, a od c z a ­ su w ro g iej P o la k o m m alb orsk iej m o w y c e ­ sarza W ilh elm a II w p rzejeźd zić nie z a trzy ­ m ał się.

C eny za b ilety p o d w y ższ o n e, p o d w ó jn e.

— Ż ałuję — m ó w ił R ygier p o k o n cercie — że n ie d ałem p o tró jn y ch . T eleg ra fo w a łem do P a d erew sk ieg o , czy m ogę dać c en y p o d w y ż ­ szone? — O d p ow ied ział: „ jeszcze po z n iż o ­ n y ch n ie g r y w a m “.

— Co to za w ień ce? — pyta m istrz, idąc przez k u lis y do fo rtep ia n u na scen ę. — P rosiłem , żeb y nie b y ło w ień có w .

—• N ie — zapiera w żyw e oczy d yrek tor. •—

T o nie d la pana.

Sala w stała.

W ień ce, m ow y, d yrek cja teatru w ręcza w ien iec i... b atu tę d yrygen ta.

— D ob rze, że b yły w ie ń c e — zw ierza śię po k o n cercie pani H elen a P ad erew sk a. — Ign aś n ie ch ciał, ale b y ło b y mu przykro, gd yb y ich n ie b yło.

M istrz d zięk u je.

D zięk u ję panp za batu tę. W ień có w m am jak lod u , ale nik t mi d o ty ch cz a s nie dał batuty...

M niej u zn a n ia , m oże p o troch u i słu szn ie, o d c zu ł w W a rsza w ie p ew ien ziem ia n in z pod W iln a.

— K och asiu — za g a d u je p ortjera w H o te­

lu E u ro p ejsk im . — Kto u czarta bęb n i tu

po n o ca ch na fortep ian ie? Sp ać n ie m ogę.

— T o pan P a d erew sk i — szep ce p o u fn ie portjer. — P rzed k on certem .

— P an P ad erew sk i...

— A leż k och asiu ! Mam z żo n ą b ilety na fen kon cert, ale w n o cy c h cę spać.

Na Obronę ziem ia n trzeba w sp o m n ieć, że gd y P a d e re w sk i p rzeb y w a ł w sw y m m ajątku K ąśna w G alicji i n ik o g o w dom u nie p rz y j­

m ow ał, to S tefan hr. Z b orow sk i z Jank o- w ej p od k rad ał się nocą pod ogród, ab y s łu ­ c h a ć gry tego m istrza nad m istrze. Raz le d ­ w o że en tu z ja stę u ch r o n iła słu żb a o d z a ja d ­ ło śc i p sów , p o czem P a d erew sk i rozczu lon y, z a p ro sił Z b orow sk iego do d w oru i u g o śc ił k o la c ją i grą, sw ą grą n a jcu d n iejszą .

T alen ty to w a rzy sk ie P a d erew sk ieg o , w d zięk , żarty, o fia rn o ść , sk ro m n o ść i b lask jego d u ­ cha z a ch w y ca ły , o n ie śm iela ły , cza ro w a ły .

B y w a ją c w K rak ow ie, o d w ie d z a ł d o m W ła ­ d y sła w a Ż eleń sk iego k o m p o zy to ra i d y r e k ­ tora k o n serw a to rju m , o jc a T a d eu sza (B oyal i w u ja K azim ierza T etm ajera. M im o, że w ro zm o w ie sw o b o d n y b y ł i sk ło n n y , jak C ho­

pin, do psot, g o śc ie p a ń stw a Ż eleń sk ich za ­ p o m in a li „język a w g ę b ie “ .

P o d o b n e w r a żen ie c zy n ił S ien k iew icz.

N a u licy ro zp o zn a w a n o go z portretów , p rzy sta w a n o w m iejscu i g a p io n o się w o s łu ­ pieniu.

T ak i na lic z n iejszy c h zeb ran iach p ry ­ w atn ych . -

T łu m n ie, gw arnie, b y w a ło na sły n n y ch w W a rsz a w ie i P o lsce p ią tk a ch u dok tora B en n ieg o . Cała elita, literatu ra, sztu k a i n au ­ ka, rep rezen to w a n a w sa lo n ie d ok tora, prze- d y sk u to w y w a ła b ieżą ce k w est je ku ltu raln e i p o lity czn e.

Gdzie d ziś te „ sa lo n y “ ?

W te w ie c z o r y p ią tk o w e d ogad ać, dosłu - ch a ć się n ie b y ło m ożn a. N araz c is z a „jak m ak iem sia ł, cisza, aż w u szach dzw oni", jak taką c iszę sk a m ien ia łą u w y d a tn ia ło w p i­

sm a ch Jeg o pióro.

Co się stało?

T o on w sze d ł do salon u i m ilczą co , p o d a ­ niem ręki, w ita ł zeb ran ych .

M a ło m ó w n o ść S ie n k iew icz a na w ięk sz y ch zeb ran iach b y ła n iem a l p r z y sło w io w ą . Za to w m ałem k ó łk u , w red ak cji „G azety P o l­

s k ie j“ d a w n iej, u p r z y ja ció ł D y n o w sk ich , na p o lo w a n ia ch na w si, p o d cza s p o z o w a n ia do b iu stu w p racow n i rzeźb iarza R om an a L e­

w a n d o w sk ie g o , ro zm a w ia ł o c h o c z o , z n ie ­ sp o d z ie w a n y m u niego, rom an tyk a, k r y ty ­ cyzm em .

K rytycyzm jeg o , o ja sn o w id z ą c y c h p ersp e­

k ty w a ch h isto ry c zn y ch , p r zeja w ia ł d o n io słe p o g lą d y p o lity cz n e, o zło co n e n iezło m n ą w iarą w p rz y szło ść P olsk i.

M ów ił z hu m orem .

N ap rzyk ład raz w y p o w ied z ia ł u w agi na tem at, co o S ło w a ck im m oże m y śle ć c. k.

urzęd nik austrjaok i w e W ied niu.

Jak tra fn ie i d ow cip n ie!

B y ło tak, że rząd n iem ie ck i, z a in tr y g o w a ­ ny p ro jek tem sp ro w a d zen ia p roch ów S ło ­ w a ck ieg o do kraju, z a p y ty w a ł rząd austrjac- ki, co to znaczy? Kto b y ł S ło w a ck i? M ini­

sterstw o sp raw zag ra n ic zn y ch w e W ied niu w y s to so w a ło przez m in isterstw o sp raw w e ­ w n ętrzn y ch do n a m ie stn ictw a w e L w o w ie o d p o w ied n ie za p y ta n ie. Za p rzed m iot dla o d p o w ied zi m ia ły p o słu ży ć ja k o m aterjał, bo o p o w ied ź m u sia ła b yć w y czerp u ją ca , a r ty k u ­ ły w prasie, p rz em ó w ien ia na w ieca ch m ło ­ dzieży i studja n a u k o w e, k rytyk i. Otóż u rzęd n ik n a m iestn ictw a , który to refero w a ł z p ełn ą g o d n o ścią P o la k a d a ł o d p o w ied ź m za p y ta n ie o p o ecie. Jed n ak rząd c en tra ln y nr za d o w o lił się tą o d p o w ied zią i zażąd s hard ziej sz c ze g ó ło w eg o sp ra w o zd a n ia , a t w k ieru n k u sto su n k u S ło w a c k ieg o do Rosj D o k o ń c z en ie na str. 20-tej.

2* AS

(3)

ILDSTROWAIVY M A G AZ Y K T Y G O P a f l O W Y Z A Ł O Ż Y C IE L I W Y D A W C A ; M A R JA N DĄBROWSKI

R E D A K T O R ; J A N M A L E S Z E W S K I KIEROWNIK LITERACKI: J U L J U S Z LEO KIER OWNIK G R A F I C Z N Y ; JA N U S Z M AR JA BRZESKI A D R ES R ED A K C JI i ADM IN ISTRACJI: KRAKÓW, W IE LO PO LE 1 (PAŁAC P R A S Y ). - TEL. 1 5 0 -6 0 , 1 5 0 -6 1 , 1 5 0 -6 2 , 1 5 0 -6 3 , 1 5 0 -6 4 , 1 5 0 -6 5 , 1 5 0 -6 6

K ONTO P. K. O. KRAKÓW NR. 4 0 0 .2 0 0 .

PR Z E K A Z R O ZR A C H U N K O W Y Nr. 11 P R Z E Z URZ. PO C ZT. KRAKÓW 2

AS

I L U S T R O W A N Y M A G A Z Y K T Y G O D NI O W Y

C E N A N U M E R U G R O S Z Y 40

PR EN U M ER A TA K W A R TA LN A 4 ZŁ. 5 0 GR.

C E N A N U M E R U N A L I T W I E 4 5 CT.

CENY O G Ł O S Z E Ń : W y so k o ść k o lu m n y 2 7 5 m m . — S z e r o k o ś ć k o lu m n y 2 0 0 m m . — S tro n a d zieli s ię n a 3 łam y, s z e r o k o ś ć ła m u 6 3 m m . C ała s t r o ­ n a zł. 6 0 0 P ó ł s tro n y zł. 3 0 0 .1 m . w 1 łam ie 9 0 gr. Z a o g ło s z e n ie k o lo ro w e d o liczam y d o d a tk o w o 50°/o za. k aż d y k olor, p ró c z z a s a d n ic z e g o . Ż a d n y c h z a s tr z e ż e ń c o d o m ie jsc a z a m ie s z c z e n ia o g ło s z e n ia n ie p rz y jm u je m y

N u m er 7 N ied ziela , 12 lu te g o 1939 R ok

P ik te l — W a n za io u Imieniny Pana P rezydenta R. P. dają rokrocznie najszerszym sferom sp o łeczeń stw a ok azję w yk azan ia swej g łę ­

bokiej czci dla W łod arza Polski, to te ż i w tym roku napłynęły d o pałacu w S p alę, w którym Pan Prezydent p rzeb y w a ł, liczn e d e le g a c je ch cg ce zło ży ć Mu im ieninow e ży czen ia . N a naszem zdjęciu Pan Prezydent w ita się z w łościan k g w bdrwnym stroju łowickim, która Panu Prezydentow i w y r a ż a ż y c z e n i a w imieniu swej okolicy.

ASY NUMERU 7 - G O ; RESURSA I W IELCY LUDZIE. O p a trjcuty©znyeh i sp ołeczn ych iimpreizaich i ich u czestn ik ach , k tórzy w c za sa ch n iew o li o rgan izow ali je w Tamach tow arzysk ich , chcąc zm ylić c z u jn o ść w ro g ich w ładz. (Str. 2). — PAŁACE W KRAINIE ŚNIEGU. D zięki tkanymi i uiiezwylkle c elo w y m in w estycjom w eszło Zalkopane w p o cz et .n ajp ow ażn iejszych z im o ­ w isk św iata. (Str. 4— 6). — ASY NA ŚNIEGU. Jak w ie lc y m ę ż o w ie stanu sp ęd zają .rzadkie wedk-endy i d laczego isą .miiłoiśnilka- m,i sp o rtó w zim ow ych . (Str: 11). — „CURRICULUM V ITAE“ HUMORU. P sy ch o lo g iczn e zbadan ie źródeł, z których p łyn ie k o ­ m izm , p ozw ala mam sp ojrzeć wgłąlb duszy lud zk iej i p o z n a ć charakter czło w iek a . (Str. 14—,15). — ZIMOWE .STOLICE E U ­ ROPY. Od w ielu lat w szy stk ie n ieo m a l k ra je E u r o p y organizu ją w górskich m iejsco w o ścia ch , z a o p a tr zo n y ch w w szelk ie u d o g o ­ dn ien ia tu rystyczn e i sp ortow e, w ielk ie zaw od y zim ow ych sp ortów , w k tó ry ch biorą ud ział .niezliczon e .rzesze am atorów . (Str.

16—1 7), — ŚCIGAŁ .SIĘ ŻÓŁW iZ ZAJĄCEM... •Porów nanie .szybkości osiągalnej p rzez r ó żn e .zwierzęta z szy b k o ścią .maszyn, stw o rz o n y ch ręką ludziką, ukazuje nam n iezw y k ły p ostęp w ty m k ieru n k u i p o z w a la sn u ć n a p rzy szło ść ciek aw e w n ioski. (Str.

Ig—.1 9) — z teki m u zyczn ej „Asa“ : WIECZÓR — .pieśń. S łow a i m u zyk a: L udw ik Ma.schoff. (Str. 32). N ow ele. — Kącik f ila ­ telisty czn y . — D ział gosp od arstw a d om ow ego. — K ronika b alow a. — H um or sp ortow y. — N ow e k s ią ż k i. — Na scenie. —•

Program rad jow y.

AS *3

(4)

PdUuz w k&aihU SMequ

p i i * - r i n c i n i

^ , ażda im preza o ch arak terze ogóln ó- f ' krajow ym czy m ięd zy n a ro d o w y m —

zm usza pań stw o, które dan ą im prezę przygotow u je — do i je d n o r a z o w e g o , lecz bardzo in ten sy w n eg o w ysitk u fin a n so w e g o na z a g osp od arow an ie tej czy in n ej m iejsco ­ w ości, w której ta im preza ma się od b yć — i p rzygotow an ie jej na p r zy jęcie gości.

W P o lsce , która m u sia ła zajm ow ać się przez w iele lat od b u d o w ą go sp o d a rczą — in w esty cje tu rystyczn e, rzecz prosta, o d su ­ n ięte b y ły na plan d a lszy . P ierw sz y m z w ia ­ stu nem rozb u d ow y o śr o d k ó w tu rystyczn ych w P o lsce i in w esty c y j tu ry sty czn y ch na w ielk ą sk a lę — b yła k olej lin ow a na Ka­

sp row y W ierch w Z akop anem . B ud ow a ta sp o w o d o w a ła u p o rzą d k o w a n ie Z akop anego w paru p u nk tach . N astęp n e in w esty cje, o których b ęd zie m ow a — k azały tem u w a ż ­ nem u ośr o d k o w i sp o rtó w zim o w y cji p o d cią g ­ nąć się zn ow u w zw yż...

P o b u d o w ie k o lei lin o w ej n a K asprow y, K rynica zy sk a ła w yciąg

lin o w y na Górę P ark ow ą.

PIS — k tórego o rg a n iza ­ cja p rzyp ad ła w tym ro­

ku w u d zia le P o lsce — zb liży ł i p rzy sp ieszy ł gw a łto w n ie za m ierzen ia in w esty cy jn e w sze lk ieg o rodzaju na terenie Z ak o­

pan ego. P om ijając już b ę­

dącą w op racow an iu n o ­ w ą trasę k olei e lek try cz­

nej do Z akop anego i sz y b ­ k o o sta tn io p ostęp u jącą b u dow ę n o w o czesn ej d ro­

gi a sfa lto w ej z K rakow a do tegoż u zd row isk a — w Z ak op an em pod jęto przep row ad zk ę dw orca k o le jo w eg o pod G ub ałów ­ kę, u p orząd k ow an o i w y ­ asfa lto w a n o cały szereg w a ż n iejszy ch arteryj, p o ­ b u d ow an o b eton ow e m o­

sty, z a ło ż o n o n ow oczesn e o św ie tlen ie u lic, u ło ż o n o . ch od n ik i, przeb ito n ow e, szerok ie arterje k o m u n i­

kacyjn e, w y b u d o w a n o w ielk i, p iętrow y garaż sa ­

m och od ow y w raz ze sta ­ cją obsłu gi, u k oń czon o b u d ow ę w yciągu lin o w e ­ go na G ub ałów kę w raz z b u d y n k iem resta u ra cy j­

nym na szc zy cie, w yb u d o­

w a n o n o w o cz esn y hotel- sch ro n isk o na K a latów ­ kach, łą cz ą c go ze „ św ia ­ tem" — w y g o d n ą i szero-

W idok 'H otelu T u rystyczn ego T. T. N. no K alatów kach od strony S u c h e g o Żlebu.

ką drogą, zm o n to w a n o w y c ią g sa n io w y na K asprow y, przeb ito k ilk a z ja zd ó w dla nar­

ciarzy, u k o ń czo n o b u d ow ę olb rzy m ieg o sta- djon u z trybunam i na k ilk a n a ście tysięcy osób na K rokw i, sp ro filo w a n o now ą, bod aj n a jp ięk n iejszą sk o czn ię w E u rop ie — b o le ­ żącą w ca ło ści w terenie, za g o sp o d a ro w a n o stad jon z im ow y i o b u d o w a n o tyrbun am i tor lo d o w y , na którym n ied aw n o o d b y ły się m i­

strzo stw a w je źd zie fig u ro w ej param i.

W y m ien io n e tu in w esty cje, ja k k o lw ie k n a jw a żn ie jsze, nic dają je sz c z e ca ło k szta łtu w y siłk u , który o b ejm u ją c p o m n iejsze p o zy ­ cje, a cza sem n aw et d ro b ia zg i — u cz y n ił z Z ak op an ego m iejsc o w o ść o olb rzy m iej sile

Poniżej: Przed budynkiem kaw iarni na G u b a łó w c e .

a trak cyjn ej — p orządku jąc w iele rzeczy, le ­ żących o d ło g iem od n iep am iętn ych cza só w .

* * H'

Aby op o w ied zieć o rozm achu in w e sty c y j­

nym w Z akop anem i p rzed ysk u tow ać w s z y s t­

kie w artości w sp o m n ia n y ch w szalon ym sk ró cie n o w y ch o b jek tó w — trzebab y n a p i­

sać sp ory tom . W o to czen iu g órsk ich o lb rzy ­ m ów , k ażd y now y sz czeg ó ł zab u d ow y z a k o ­ p ia ń sk iej d o lin y jest w ażn y, p o sia d a p ierw ­ szo rzęd n e zn a czen ie. Ł atw o jest b u d ow ać n o ­ w e m iasta na rów n in ie. Ale na tle dzik iej seen erji n ieu ja rzm io n y c h gór trzeba u m ieć gosp od arow ać.

T utaj z u zn a n iem trzeba p o w ied zieć, że w szy stk o co zrob ion o, z m ałem i i błah em i ty lk o w y ją tk a m i — n a leży d o zam ierzeń uda- łych . A jak ła tw o b yło o op eretk ę — n iech św ia d czy tak nic nie z n a czą cy sz czeg ó ł, jak latarn ie uliczne — z a w ieszo n e na... c iu p a ­ gach!

Do n a jw a żn ie jsz y ch d ok on ań z a liczy ć trze­

ba: w y cią g na G ub ałów ­ kę, h otel na K alatów k ach oraz sk o cz n ię narciarsk ą i sta d jo n u jej stó p . Do tych też p o zy cy j pragnę s ię tu o gran iczyć. (K olej lin o w a na K asprow y i ob- serw a to rju m — o m a w ia ­ n e b y ły ju ż w ie lo k ro tn ie i zn an e w n a jd ro b ­ n ie jszy ch szczeg ó ła ch c a ­ łej P o ls c e ).

* * . *

K tóregoś dn ia, późn ą je sien ią w sia d łem do w a ­ g on ik a w ycią g u na G uba­

łów k ę.

W tedy ch o d ził jeden d o p iero w ó zek . Na dru- gim koń cu lin y sp a ce ro ­ w a ł w górę i w d ó ł w a ­ gon ik roboczy, w ożący sz czy t p a ry sk ieg o m a sz­

tu ja k o b alast. (O becnie jest o n zm o n to w a n y obok k aw iarn i na G ub ałów ce).

W ła śc iw ie nie- z a p o ­ w ia d a ło się nic c ie k a w e ­ go. C hm ury w isia ły ni- . sk o — u cz ep io n e w p o ło ­ w ie sk a listy c h złom ów Tatr. W sia d łem do w a g o ­ nik a, zatrzasn ąłem drzw i.

S tacja d oln a je szc ze nie w y k o ń czo n a , pachn iała św ież y m b eton em . W b ło ­ cie o b o k toru stał drugi w agon ik , k aw ały m asztu z p rzed p a w ilo n u p o lsk ie ­ go w P aryżu, pakt, ru m o ­

4 A S

(5)

w isk o. U słyszałem dzw on ki i wagonik rti- szy ł. Szybk o poszedł w górę. Ani się sp o ­ strzegłem , jak stacja zam ieniła się w zab aw ­ kę. Zakopane system atyczn ie zapadało się w dół. Chm urne góry rosły coraz w yżej. — W p o ło w ie drogi zrob iło się trochę chłodn iej i biało od śn iegu. Z ielona, b łotnista dolina zak op iań sk a nabierała z każdą ch w ilą uro­

ków rozp ostartej m apy plastycznej.

.leszcze trochę... Szyby zaszły parą od d e­

chów . W agon ik z w o ln ił i w toczył się pod d ach stacji szczytow ej. Stan ęliśm y na m iej­

scu. Hm ... bardzo łatw o. Pam iętam , ile m u­

siałem się nap racow ać, będąc m ałym c h ło p ­ cem — by Zakopane legło mi u stóp — jak

teraz...

Obok w yjścia aparaty sygn ałow e i te le fo ­ ny, regu lu jące ruch. Mokry śn ieg chlapał pod nogam i. Z perspektyw y paru kroków m ożn a już b y ło objąć w zrok iem całość bu­

dyn k u ze strom ym dachem peronu.

0 k ilk a d ziesią t k roków dalej stoi budynek k aw iarni. P rzestron ny z w ielk iem i oknam i, zw rócon em i na góry i Zakopane. N ie było to w ted y je szc z e w szystk o gotow e. Ale da­

w ało p o jęcie „ całości. Już w tedy (w ezom

zn aczn ie ciekaw iej — chociaż po w yjściu z n iej — zdziw ieniem napaw a, żc się jest na górze, z której prow adzi w dół taka długa i strom a droga.

W prost po „w ylądow aniu" na peronie d o l­

nej stacji w yciągu na G ubałów kę — w sia ­ dłem do autobusu. K ilkanaście m inut drogi now em i i niezu anem i mi jeszcze ulicam i — zap row ad ziło m nie do bram sk oczni na Krokwi. O czyw iście nie poznałem tego m iej-

Fragment pokoju w Hotelu na Kalatówkach.

nych. Można tam, na sk oczn i rozm aw iać w p rost z Paryżem , Berlinem , L ond ynem czy N ow ym Jorkiem .

Skocznia wraz z trybunam i robi im p on u ­ jące w rażenie. Nie potrzeba b yło betonu, ani gigantyczn ych ścian. Natura i rozm ach architekta, który zam knął zeskok olbrzym im i harm onijnym pierścieniem z drzew a — działają tak siln ie na w idza, jak to jest p o ­ trzebne, aby mógł om p o zn a ć i ocen ić ogrom i furję pod niebnego lotu skoczka-nar- ciarza.

Skocznia na K rokwi była niedaw n o je sz ­ cze — punktem , do którego trudno było tra­

fić — punktem , do którego brnęło się po wertepach. D ziś leży ona na sk rzy żo w a n iu ' dw u n ow ocześn ie i szerok o p om yślan ych ar- teryj, które w yrąban o w lesie. Tu w p rzy szło ­ ści rosnąć będą now e rep rezentacyjne pen­

sjon aty i być m oże niedługo ju ż ten z a k ą ­ tek Z akopanego stan ow ić będzie now ą, c ie ­ kaw ą dzielnicę.

H otel na K alatów kach, to jedna z najw aż­

niejszych tegoroczn ych in w estycyj Zakopa­

nego. Do Kuźnic, pod stację kolei lin ow ej na K asprow y — d ojech ałem autobusem . Stąd

Siiftll

W e j ś c i e d o r e s t a u r a c j i w H o t e l u n a K a l a t ó w k a c h . M a ś c i a n i e o r n a m e n t y

z k u t e g o ż e l a z a .

u p ew n iłem się później) ud erzał w ielk i sm ak z jakim op racow an o szczegóły — przy jed ­ noczesnym nadm iarze tych szczegółów . W re­

zultacie p rojektodaw cy wnętrz pp. W . Hry­

niew icz, Z. K otyński i E. Szparkow ski — stw orzyli c ałość nie. harm onijną, nie sp o k o j­

ną, ale w fragm entach, w m aleń kich ensam h- Jach kilku przed m iotów zaled w ie naraz ob­

serw ow an ych — sm aczn ą i zajm ującą.

Spokoju gór nie p ow in no się przeciw sta­

w iać nagrom adzeniu faktur, cacek i śliczno- ści. 1 dlatego kaw iarn ia w ieczorem w yg’

sca. Na now o sp ro filo w a n a sk ocznia, c a łk o ­ w icie została „wbudowana" w teren. Jest to jej najw iększy plus, jeśli idzie o w a lo ­ ry zew nętrzne. Skocznia nie posiad a stro­

m ego rozbiegu, zaw ieszon ego na rusztow a­

niu. Cały jej przekrój idzie po sp adzistości terenu, który odp ow ied n io przekopano i usy­

pano.

P o obu stronach sk oczni rozbudow ano trybuny, k tó r e k o ń cz ą się am fiteatraln ie w znoszącem i się m iejscam i dla stojących . Z akończenie zeskoku w postaci olb rzym iego p łask iego stad jonu , ob u d ow an e zo sta ło przez architekta M ączyńskiego sly lo w e m i trybu­

nam i — zakóńczoncm i w dwu punktach styczn ych dom kam i, pilnu jącym i w ejścia.

W bu dyn kach tych zain stalow an o lo żę pra­

sow ą, oraz kabiny dla rozm ów te le fo n ier -

trzeba b yło już tpłiecłioitą, po m okrym śn ie ­ gu dreptać dość strom ą drogą ku górze.

Drogę, którą ku K alatów kom w yrąbano — łatw o m ożna p o k o n a ć pieszo. W y jed zie nią także zaprzęg kon ny. Nie odp ow iada ona je ­ dnak 'wszystikim typom autob usów . Do tej tei pory nie uruchom iono jeszcze p ołączenia sa ­ m och od ow ego Z akopane— K alatów ki.

H otel na K alatów kach w yb ud ow ano w 150-eiu dniach. P om im o w ielu trudności h o ­ tel stan ął na czas. In żyn ier Jaw orsk i — pro­

jek tod aw ca hotelu na K alatów kach — zrobi)

AS - 5

(6)

S S

m m

i

sk o w a n y lu k su s — d a le k i o d k r zy k liw y ch e fek tó w , często sp o ty k a n y ch w n o w o c z e ­ sn y c h b u d ow lach .

H o tel na K ala tó w k a ch u p rz y stę p n ia n ar­

cia r zo m d o sk o n a le z ja zd y , z a p ew n ia p ra w ­ d z iw y o d p o czy n ek w m a jesta ty czn e m u stro ­ niu, d o sta rcza w sp a n ia ły ch w id o k ó w . Za­

r ó w n o w ilecie, jak i w zim ie sta n o w ić on b ęd zie p u n k t o p a r c ia d la ty ch , k tó rzy chcą b yć d a lek o o d k r z y k liw y ch K ru p ów ek i p o ­ z w o li lu d ziom w sp ó łży ć b lisk o z n atu rą, n ie p o zb a w ia ją c ic h je d n o c z eśn ie n o w o cz e sn e g o k o m fo rtu i w y g o d y . 1 to są w ła śn ie isto tn e p lu sy tej in w esty c ji.

T en s n o b isty c z n y ty p h o te lu -sc h r o n isk a g ó r sk ie g o O kazuje s ię diziś n ie zb ęd n y m dla k a ż d e g o o środ k a tu ry sty c zn eg o — lic z ą c e ­ go się )z n a p ły w em g ości n ie ty lk o k r a jo ­ w ych , ale p rz ed ew szy stk iem tu r y stó w z a g r a ­ n iczn y ch .

Z K a la tó w ek w d ó ł sc h o d zi się łatw o. N o ­ gi sa m e n io są . T u g d z ie p r z e d ro k iem p r z e ­ m yk ać się trzeba b y ło w ą sk ą k a m ie n istą ścież k ą — p r o w a d z i szero k a w stęg a drogi.

Jeszcze dw a zak ręty. W d o le już w id a ć K uźnice, m a szty k o le i lin o w e j, d re w n ia n e

S a la kaw iarn ian a w H otelu n a K alatów kach

stw orzyć Fakturo- d o dw u b ęd ących i rzeczo- w iele, aby za ch o w a ć u m iar i aby

prop orcje godn e p ow a g i otoczen ia, w o oba fr o n ty b u d y n k u d o stro ił ró żn y ch g a tu n k o w o śc ia n górsk ich , tłem dila m u ró w b u d y n k u .

W n ętrza h otelu —- p rzestro n n e

W a g o n i k w y c i q g u l i n o w e g o n a G u b a ł ó w k ę .

wo za g o sp o d a ro w a n e ,' sta n o w ią jed n ą h ar­

m o n ijn ą c a ło ść. U derza w n ic h c e lo w o ś ć d ą ­ żeń a r ty sty cz n y c h i p rostota. W n ętrza te — p o cz ą w szy od p o k o ju g o ścin n eg o a s k o ń ­ czy w szy n a h allu , c z y sa la c h r e sta u ra c y j­

nych, p rezen tu ją sp o k o jn y , n ie o m a l zam a-

C zyteln ia w restauracji na G u b a łó w c e .

K om inek w hallu hotelu tu ry sty czn eg o na K alatów kach.

bar jery n a z a k r ęta c h sz o sy , szero k i zajazd pod stacją...

Z ak op an e p rzeży w a m e ta m o r fo z y , k tó re w y c isk a ją g łęb o k ie p ię tn o n a te j d o n ie ­ d aw n a „ p r o w in c jo n a ln e j sto lic y z im o w e j“.

D ziś Z ak op an e nie je st ju ż tą p o c z ciw ą sta ­ rą sta cją k lim a ty czn ą , d o k tó r e j z jeżd ża li e n tu zja śc i gór. Jest on o o b ecn ie n ie zm ier n ie w a żn ą p o z y c ją w b ila n s ie n a s z y c h d ok on ań i atu tem i p r o p a g a n d z ie P o lsk i zagran icą. — N ie m o ż n a ty lk o z a p o m in a ć , że n ie w s z y s t­

ko je sz c z e jest zrob ion e, że droga ku p eł­

n em u o sią g n ię c iu jest je szc z e d a lek a , i w reszcie, że k a ż d y grosz w y d a n y n a tu- .rystykę w P o lsce o d s ła n ia tak u p ra g n io n y przez za g ra n icę e g z o ły zm p ię k n e g o i tak e g zo ty czn eg o k ra ju , jak im je st P olsk a.

Z w o ln a zaczyn a sza rzeć. G zarne chm ury w isz ą n isk o . Tu i ó w d zie za p a la ją się św ia ­ tła. S zyb k o m k n ącym a u to b u sem w racam ku cen tru m u d ek o ro w a n eg o o d św iętn ie Z a­

k o p a n eg o .

6* AS

(7)

KĄCIK F IL A T E L IS T Y C Z N Y

„ Ü H I S A B I " C A R I T A S 1 9 3 9 . A .

EtSTI POST

1939

SZLACHETNA

c b tjiild la d a H I G H - L I F E ' U

B R A N K A

W id ią , ź a % n i

d td śu H ecfcW tm

/ W DOMU i W S P O P C IE \

' KREM '

, NIVEA ,

\ W Z M A C N IA SK Ó R Ę /

Krem N IV E A zn ajd u je się w handlu tylko w oryginalnych o p ak o w an iach . D o b re i zn a n e p re p a ra ty sq c h ę tn ie n aśla d o w an e — p rzestrz eg am y zatem p rzed nabyw aniem krem u, sp rz e d a w a ­ n e g o na w ag ę p o d nazwq N I V E A .

C a n a od zł 0 , 4 0 d o 2 . 6 0 P e b e c o S p ó łk a A kcyina w P o z n a n iu

Bajecznie ! — a le p r o sz ę nie z a p o m i ­ nać o mnie. P rzed wyjściem r a d z ę w e ­ trze ć w sk ó r ę o d ro b in ę k re m u NIVEA.

W ten sp o s ó b c e r a Pani b ędzie o d ­ porniej sz a na ujem ne wpływy słoty i m ro zu i p o z o stan ie m ło dzieńczo św ie ­ ża. N I V E A wnika w g łę b skóry i d l a ­ teg o nie p o z o staw ia po so b ie tłu ste go połysku. Je st z a t e m d o sk o n a ły m p o d ­ kład em pod pud er.

U S A M A K S V A N A O E IN T E LU G E N TID E K O D U WEAKB

N ow y bloczek E s to n ji, w y d a n y na cele d o b ro ­ czynne.

W e fra n cu sk iem p iśm ie fa ch o w em —

„L ‘E ch o de la T im b r o lo g ie“, które jest m o­

że n ajb ard ziej rozp ow szech n ion a wśród w szy stk ich w y d a w n ictw fila telisty czn y c h —

f l c t e d f r

opu b lik ow an o bardzo ciek a w y list otw arty pod adresem p. m inistra p o czt i telegrafów .

List ten zasługuje na uw agę ze w zględu na sw ą rzeczow ość i rację, to też p rzyta­

czam y go, d ostosow u jąc go do naszych sto ­ sunków.

W ielce Szanow ny P an ie M inistrze!

Jest tyle spraw , k tórych nie jestem w sta ­ nie zrozum ieć, że tą drogą o śm ielam się prosić o łask aw e w yjaśn ien ia. Od czasu o d ­ zysk an ia n iep od ległości przez naszą O jczy­

znę zajm u ję się bez przerw y zbieraniem zn aczk ów i oczyw iście każdy n ow y egzem ­ plarz, który m ogę nabyć przy okienku p ocztow em spraw ia mi n iek łam an ą radość!

A jed n ak — P anie M inistrze — a jednak jest Wiele rzeczy złych, które w ym agają p o ­ praw y i pozw olę sob ie zauw ażyć, że jednak d aleko nam do ideału. (N aszem zdaniem sp osób w yd aw an ia zn aczk ów przez USA.

jest do tego fila telisty czn eg o ideału najb ar­

dziej zbliżony — przyp. red.).

T ak w ięc chciałbym się przede wszy.stkiem d o w ied zieć — kto d ecyduje o tern, że taki, a nie inny znaczek, ujrzy św ia tło dzienne, że będzie druk ow an y czerw oną a nie z ie lo ­ ną farbą i posiad ał w ym iary prostokątu, a nie kw adratu. D laczego np. przy serji ju ­ b ileu szow ej w zięto pod uw agę om al w y łą cz­

n ie projekty p. B oratyńsk iego a także c ie ­ k aw i jesteśm y kto interesu je się w y so k o ścią nakładu każdej now ej marki i um ie w zglę­

dnie nie um ie przew id zieć czy będzie on w ystarczający.

P ozw olę sob ie p rzytoczyć kilka p rzyk ła­

dów , które w sk azu ją na to, że inne są w y ­ m agania fila telistó w , a m y ja k o bardzo p o ­ w ażn i klien ci M. P. i T. m am y przecież przy obecnym k om ercjaln ym system ie tak­

że sw oje prawa.

Tak w ięc interesuje nas to, czy znajdu je się w M. P. i T. k om isja artystyczna d ecy­

dująca o zatw ierdzen iu projektu na gotow y znaczek czy też w p rost zam aw ia się ry su ­ nek u znanego artysty. Jest to rzecz bardzo w ażna i chociaż ostatn io znaczk i nasze są w yk on an e p ierw szorzęd nie, to p rzecież nie chcem y ujrzeć w naszych albu m ach w y ­ dań —- k tórych w artość artystyczna rów na-

Z naczki sz w a jc a rsk ie , w y d a n e z o k a z ji o tw a rc ia w y sta w y k ra jo w e j, — u g ó ry znaczek a n g ie ls k i.

%lvii>ocla k oiotw k a(Ä )i939

SUBTELNA « C Z A R U JA C A

J. I S. S T E M P N 1 E W 1 C Z • P O Z N A N

P oczta p o lsk a w y d a ła p ię k n ą se rję znaczków z o k azji teg o ro czn eg o F IS -u o d b y w a ją c e g o się

w Z ak o p an em .

łaby się zeru — a p rzyzn a Pan, P anie M ini­

strze, że już niejed en taki zn aczek nosi n a ­ pis „poczta p o lsk a “.

S p raw a barw jesl problem em , który po- w inen być raz na zaw sze ustalon y. Irytuje to zw łaszcza ludzi, k tórzy rzadko pisują, a zm ian a barw d ezorjen tu je ich czasem z u ­ p ełnie. 25-groszów k a z B elw ed erem jest z ie ­ lona, a dlaczegóż w serji h istoryczn ej, na znaczku „ za o lza ń sk im “ i „na p om oc zim o ­ w ą “ zasto so w a n o k olor fio leto w y ? O ite nam w iad om o, to przep isy m ięd zyn arod ow e ustalają k olor znaczka na druk zagran iczn y (zielon y), kartki (czerw ony) i listu (n ieb ie­

ski) co też i m y resp ek to w a ć m usim y.

Czy jed n ak nie b y ło b y słu szn em ustalić jaki będzie k olor znaczk a na kartkę m iej­

scow ą i za m iejsco w ą oraz list zw yk ły i p o ­ sp ieszn y? O czyw iście, że przy zm ian ie ia- ryfy, której ob n iżen ia sp od ziew am y się D o k o ń czen ie na str. 20-lej.

1 S -7

(8)

T Ę S K N O T A " A R T Y S T K A F I L M O W A S H E I L A D A R C Y

(9)

y ł m ały, jak p ięść. O czyw iście, jak F-/ pięść b ok sera. B ył oso w ia ły , sm utny J i m ia ł zam iar um rzeć. Zam iar ten do- ]»ro\va.l7ił m n ie do w ście k ło śc i. A lbow iem d ałem za n iego c a ły m ó j ó w czesn y m ajątek w w y so k o ści 3 szó stek i 5 cen tów . Chłopacy, k tórzy m i go p rzyn ieśli, b ylib y n aw et w ięcej od e m n ie w y łu d z ili‘ za n iego, gdyby... No, na szc zę ście, m ia łem p ew ien k o n flik t w dom u z p ow od u szybk i, ale to zupełnie m ałej szyb ­ ki w y sta w o w ej (bodaj, czy n ie pierw szej w m ia steczk u ), k tóra w sp osób id jotyczn y stłu ­ k ła się pod — co tam „p od “ — tw ierdziłem , że szyb a p ęk ła ze strachu przed kainieniem , któ ry w jej stron ę lec ia ł, ale b ezw aru nk ow o n ie d o lecia ł. Otóż d om ow e stosu n k i nie byty

p e rło w e. " x

— W iecie, k u p iłem jastrzęb ial

— Co ty m ó w isz? Jak się n azyw a? P o­

każ go.

B ractw o z a ciek a w iło się zarzucono m n ie p ytan iam i.

— T ak jest, k u p iłe m ,' bardzo tanio: za 3 szó stk i i 5 cen tów . T aki jastrząb kosztu je co n a jm n iej 2 k o ro n y — m ó w iłem dum ny.

— Czy n ie łżesz?

— No, ju ż m i m o żecie w ierzyć, znam się na zw ierzętach ! M iałem puhacza? Miałem.

M iałem zask roń ce? M iałem . M iałem prze­

p ió rk i?

— Ale ci zaraz uciek ły...

-— Sam je pu ściłem . Jak tylk o w yszły z jajk a, to w nogi...

— Jakże, p u śc iłeś je! M yślałeś, że je trze­

ba b ęd zie w w a c ie ch ow ać, jak kurczęta...

— Jak in d yczk i...

— A on e w n ogi! B y liśm y przy tern. Sam w id ziałem , jak jed n o m ałe z k aw ałk iem sk o ­ ru p y na p leca c h w y rw a ło w sad.

— Już id ę — odrzek łem .

— Idź. Ale ja to m am zap isan e — od- pow iiedżiał Janek. A jak om mpał coś „za­

p isa n e “, to b y ło św ięte.

W o b ec tego czu łem , że n ie w yp ada mi się o b ra zić w ob liczu tak n iezb itych d ow o­

dów . Z ostałem .

— A ja k się n azyw a?

Z aru m ien iłem się. T roch ę z gniew u — bo o sta te cz n ie jastrząb jest m ój i co ich to ob ch o d zi? T roch ę ze w stydu, alb ow iem za­

p om n iałem , przez trzy dni n ie w p adłem na to, że trzeba p tak a ja k o ś n azw ać.

— N azy w a się Kuba!

W yb u ch n ąłem . A le i zabrnąłem .

—- Kuba? N ie podoba się nam to!

A NA TO L KKAKOWICCHI

— Kuba, to takie d ob rotliw e im ię. Na strzubia?

— Mój ptak, c zy w asz?

— T w o jf ale m usisz

— N ie puk

— W ob ec lego n ie znam y 'cię.

Straszna groźbuT G niew aliśm y się bardzo.

często, ale p ow ody Knvsze b y ły n iezw yk le w ażne, wręcz w strząsające. Jastrząb? No, niech znają m oje dobre serce.

B yło nas pięciu. D w óch rów ieśn ik ów : W a ­ ler i ja, Janek, brat W alera o rok od niego starszy — szan ow aliśm y starszyznę. D rugi brat W alera — Zygm unt i W łodek (już n i­

czyj brat) stan ow ili odd ział ciu rów do grub­

szych robót i sp ecjaln ych poruczeń. B yli m altretow ani, bici i torturow ani. U żyw a­

liśm y ich też do różnych dośw iadczeń.

T akie b yło tow arzystw o. Ale zalety! N ie­

zw ykłe. Jeden rzu cał kam ieniam i (m ańku­

tem), tak, że p otrafił zabić Wróbla, jak mu się udało. O prócz tego p lu ł na 25 kroków . Z w ijał usta w trąbkę i plu ł. D rugi m iał in n y talent. D ok ład nie n ie m ogę nap isać ja ­ ki. Moje zalety były natury, że się tak w yrażę, artystycznej. G wizdałem . Ale nie tak, jak w szyscy. D ziurkę do gw izdania w w argach przesunąłem na lew ą stronę (do dziś tak gw iżdżę), choć um iałem gw izdać jak w szyscy, nie sp ecjaln ie u talen tow an i lu ­ dzie. O prócz tego gw izdałem z praw ej stro­

n y i przez zęby. Ale szczytem w szystk iego b ył sp osób gw izdania, który dłu gie lata p o ­ tem zapew nił m i du żą pop ularność. Oto gw i­

zdałem na dw óch palcach. Ale jak! „Matti- natę“ L eoncavalla w yd m u ch iw ałem tkliw ie i su b teln ie na dw óch brudnych palcach , jak

n a flec ie . Z ak om p an jam en tem fo rtep ia n ą ,

„Arję z ku ran tem “ także.

T am ci dw aj się n ie liczyli.

Ale, czy to n ie dość, żeb y ża ło w a ć tak ie­

g o tow arzystw a? P rzeto p ok azałem im „K u­

b u sia“ .

N ader uw ażn ie go oglądali.'

— Tak, je st d ziw n y orzekli.

B yłem du m ny. T o b yła n ajw ięk sza z p o ­ chw ał.

. — A le zdechł)

O debrałem ilu ptaka i poszedłem . W ie c zo ­ rem napróWno w o k o lica ch dom u rozlegał się tęsk n y gw izd w ilg i — n asze h asło, n a ­ sz e zaw ołan ie, nasza fan fara w ojenn a. H a­

sło: którego nikt n ie p o tra fił naślad ow ać.

-A ik t!

Nie w yszed łem . Obraza b yła za w ielk a.

H ołu b iłem K ubusia. Ile p ieszczot, ile sta ­ rań, ile krw aw ych śla d ó w na rękach! Ale zaczął jeść. Z aczął rozgląd ać się ciek aw ie p o p ok oju. T y lk o o d czasu do czasu p i­

szczał. D ziw nie, nie jak ptak, ja k dziecko.

I rósł. D op raw dy p ięk n y z niego rósł ptak.

S zp on y p o tężn ia ły tak, że sied zą c na m ej ręce, bez m ała ją ob ejm ow ał. D ziób za k rzy ­ w io n y drapieżn ie b y ł groźn y i n ieb ezp iecz­

ny. Oczy, b ły szczą ce w ęgielk i p atrzały prze­

n ik liw ie. Ale ja k ie m iał oczy! W id zia ł się , w lustrze. N a darm o u czy łem p sa przeglą­

dać się w lustrze, na darm o u czy łem k ota — a on się w id ział. K iedy go p rzy n io słem do lustra, p o c h y la ł głow ę, ro zp o ściera ł sk rzy ­ dła, a szp o n y w b ija ł m i w rękę - - orał mi rękę szpon am i. Z otw artego d zioba w yd a­

w ał krzyk bojow y. A potem sk ok w lustro.

Przy o b ied zie „sia d y w a ł“ zaw sze k o ło m nie. „S iad yw ał“, to znaczy w b ija ł się sz p o ­ n am i w obrus na k raw ędzi sto łu i rozglądał d ostojn ie. D o sta w a ł ch leb i k artofle. P o ły ­ k ał to od n iech cen ia z m iną du m ną i o b o ­ jętn ą. K artofel brał w pazury i objad ał go, jak p sotn y ch ło p a k objad a kw aśn e, n ied o j­

rzałe jab łk o. R zekłbym naw et, że tak sam o się k r zy w ił na fizjo g n o m ji.

Ale raz dałem mu k a w a łek m ięsa. O czy­

w iście m ięsa u gotow anego. I oto nastąp iła m etam orfoza.

— P atrzcie, patrzcie! w o ła łem do w szystk ich , k tórzy sied zieli k o ło stołu.

' P tak w łap ie d zierży ł k a w a ł m ięsa . N ie trzym ał — dzierżył. T o w ła śn ie sło w o zn a ­ k om icie odp ow iada istocie rzeczy! T ak c h o ­ rąży, o toczon y przez w rogów , d zierży szta n ­

Dr. Dafoe, znany całym świecie lekarz slyn nych Pięcioraczków D ion­

ne, pielęgnował ich de likatną skórę przy po­

mocy olejku oliwkowe go. Później zalecił tylko mydło Palmolive.

W K O W T

O M o v

Każda kobieta winna miąć dziew częcy wygląd i brzoskwiniową cerę.

W ten sposób zdobywa powodzenie i miłość mężczyzny, którego kocha'.

N ic zaś nie przyczynia się w tjrna stopniu do prawdziwego piękna- promiennej cery-co olejek oliwkowy I

a H

Podróże i sporty niszczą cerę. M ą­

dre kobiety strzegą swego uroku przy pomocy olejku oliwkowego, który jest niezastąpiony dla utrzy mania gładkości skóry. Palmolive daje korzyści tego naturalnego za­

biegu przez proste, codzienne uży­

cie go do twarzy i kąpieli.

''Nis,-?!-!

„Kobieta ma tyle lat na ile wygląda“ . Piękna cera zatym decyduje o praw-dziwej piękności. M i­

liony szczęśliwych kobiet na całym św ie­

cie poznały naturalną drogę do zdobycia pięknej cery... przez użycie Palmolive.

A S .9

Cytaty

Powiązane dokumenty

Oszczędny w zużyciu paliwa, zwolniony od podatku drogowego, rejestracji i prawa jazdy — motocykl SHL jest jedynym typem naprawdę praktycz­.. nej, nigdy niezawodnej,

nia systemu nerwowego: nerwicę serca, b ó le i zawroty głowy, uczucie niepokoju oraz sprow adzają krzepią­.. cy, naturalny sen nie pow odując

Przedstaw ienie to charakterem swym znacznie różniło się od przedstaw ienia „Świętoszka“ w teatrze Jaracza, niem niej jednak było w ybitnie stylowe. Na program

Drobno pokrajaną małą cebulkę przysmaża się na łyżce masła; gdy się troszkę zrumieni dodaje się 10 dkg chleba skrajanego na cienkie płatki i smaży razem

W ytw orzyła się już między nami ta przepaść, jaka niestety, dzieli jedną generację od drugiej, obaj straciliśm y w łaściw y sposób m ów ienia do siebie i

W ten sposób usuwamy skutecznie wszelkie nieczystości cery oraz w qgry z głębi porów i uzyskujemy zdrowq, iw ie iq skórę.. Ceny flakonów:

H eleny Gintelowej, Kraków, oznaczony godłem „H. Ludwika Hirszsona, W arszawa, oznaczony godłem

- Niezamówionycb materiałów Redakcja nie zwraca R eklam acje w spraw ie nieotrzym ania lub późnego doręczania egzem plarzy należy wnosić niezwłocznie, pisem