• Nie Znaleziono Wyników

Dzwonek, 28 października 1926

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Dzwonek, 28 października 1926"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

28-go października 1926,

O królowej Jadwidze.

Oto Jadwiga królowa!

Wonna róża z Piastów rodu *—

A Polska pamięć jej chowa Jako świętości narodu!

Bo jako anioł ofiary Ostatnia z rodu na straży Podparła królów dom stary — I Litwę z Polską kojarzy!

Gdy przywiodła pod krzyż Pański Całej Litwy lud pogański,

Pan Bóg przymierze odnowił, Bo z krzyża do niej przemówił, Co rzec raczył — tajemnicą, Ale w łasce Bożej rosła — 1 tę starą szkołę wzniosła, Która światła jest krynicą . . . Choć ostatnia z Piastów krzewu- Przecie sławna jest z posiewu Wiary, światła i miłości, Co narodom drogę prości:

To też naród ją najczulej W wielkim ołtarzu pochował i tak ją wielce miłował, Że tron odtąd naszych króli Na Jadwigi stawiał grobie — I korona siadła sobie:

A krucyfiks słynny cudem

(2)

Kirem odtąd zapuszczony — I dziś świadczy między ludem 0 tej Polsce bez korony,

W. Pol

Jak Franciszek Salezy został świętym.

Dzieci, dziś wam opowiem powiastkę ciekawą, która pe­

wnie najwięcej chłopców zaciekawi, a zwłaszcza tych, którym na imię Franciszek. Czy który z was obchodzi swe imieniny 29-go stycznia, bo w tym dn:u Kościół nakazał święcić pamięć św, Franciszka Salezego. Dzień- 4-go października zaś poświę­

cony czci *v\ Franciszka z Asyźa. W tym roku Kościół obcho­

dził 700 rocznicę jego śmierci. Czcimy jeszcze też św. Fran­

ciszka Borgjasza i ro w dniu 10 października. Dziś wam więc

©powiem o św. Franciszku Salezym, zatem uważajcie chłopcy, gdyż wiele możecie s’e z tego nauczyć, co robić należy a czego Unikać by, stać się dobrem dzieckiem. Więc posłuchajcie:

Franciszek Salezy był synem hrabiowskim- Ojciec jego, hrabia Salezy posiada! piękny, na wzgórzu położony zamek z prz'pysznym ogrodem. W ogrodzie rym chętnie przebywał mały Franciszek. Pewnego razu zauważył obok ganku kabot ogrodni­

ka, zajętego obcinaniem krzewów. Przy kabocie przytwierdzona była piękna kolorowa wstążką jedwabna, która się chłopcu spo­

dobała ' której zapragnął dla. siebie. Obejrzał się więc dokoła, - s gdy nikogo nie spostrzegł wyciągnął wstążkę t dziurki i scho- i wał ją do kieszeni, poczem szybko oddalił się w stronę zamku.

Wieczorem po skończonej pracy ogrodnik zabrał się w : kabot, przycrem zauważy! brak wstążki. Szukał jej wszędzie na i i ganku, pod drzewami i nigdzie nic mógł jej znaleźć, a potrzebna

; trm była do zasznurowania, kabota.

Uda? się więc cło służby hrabiego, dopytując się o wstążkę, Si Nikt nic widział ani znalazł jej więc ogrodnik opowiedział same- 8] mu hrabTcmu o swej stracie. Ten zawoła? swe dzieci i rzekł:

„Czy nie Widzieliście chłopcy kolorowej wstążki ogrodnika, ' przywiązanej do kabota, który jest jego własnością?“

aj: • Trzej bracia Galus, Ludwik i Jan po kolej! odpowiedzieć:

»Nie!“ Franciszków; natomiast tysiączne myśli przeleciały prze*

głowę: Czy mam powiedzieć, że widziałem? Muszę się wtedy fKtzyznać do tego, że ją skradłem. — Jakże się zawstydzę wobec

(3)

braci i służby. — Ojciec mnie surowo ukarze. — Podwójny grzech jednak popełnię, gdy zataję — a Bóg wszystko widzi i wie, co zrobiłem — Przyznać się do tego, to tak trudno — darn ogrodnic kowi coś innego za to — jednak grzech pozostanie grzechem I le­

piej, że ojciec rrmie ukarze aniżeli Bóg — czy mam się przyznać, czy też nie?“

Takie myśli przechodziły szybko przez głowę chłopca, dopóki kolej nie nadeszła na niego. Ody wtedy ojciec zapytał się i jego: ..Franciszku, czyś ty może widział wstążkę?“

Chwileczkę Franciszek się zawahał, nagle włożył rękę do kieszeni, wyciągnął wstążkę i zawołał: „Tu jest, ukradłem ją.“

1 pobiegł do ogrodnika, wręczył mu wstążkę, a ojcu przypadł do kolan, prosząc o przebaczenie, że tak dalece się zapomniał.

Wszyscy, którzy byli świadkami tego zajścia, zadziwili się l postępkiem Franciszka, którego nigdy nie byliby posądzili o zły uczynek. ale zarazm wzruszyła ich otwartość małego grzesznika Ogrodnik, któremu chłopiec ukradł wstążkę, przystąpił do hra­

biego i prosił: Szlachetny panie, nie czyńcie nic złego dziecku, gdyż wstążka tego nie warta.

Ale hrabia odpowiedział poważnym głosem: „Choć io tylko skromna wstążka, jednak czyn pozostanie brzydkiem i nic mogę kary darować.“ I przed wszystkimi Franciszka lekko uka­

rał.

„Tym razem kara jeszcze maleńka“, rzekł, „ponieważ to była pierwsza kradzież i zaraz się do niej przyznałeś. Nie czyń tego już nigdy, gdyż potem inna będzie kara!“

Franciszek karę zniósł mężnie, nawet ucałował jeszcze rę­

kę ojca i z nim udał się do zamku. Służba zaś wzruszana do łez, rzekła: „Jeszcze bardziej go kochamy, że takim jest odważnym' chłopcem!“

Franciszek już nigdy nikomu nic nie ukradł, za to tern.

ochotniej dawał jałmużnę biednym. Mocno sobie postanowił, stać się świętym, do czego mu Pan Bóg użyczył Swej łaski. Gdy dorósł, został kapłanem a później nawet biskupem w Genewie Był tak nabożnym i łagodnym, że zdołał namówić aż 70 000 od-.

szczepienców do wiary katolickiej.

Teraz powiedźcie mi dzieci, czy Franciszek byłby został tak wielkim świętym, gdyby jako dziecko wówczas był się za­

parł kradzieży wstążki? Albo czy mu zaszkodziła kara, któreś iidiztell? mu ofciec -łagniewany?

(4)

*X$6X36X36X36X36X35X86X3 4 6X35X36X36X35X36X36X3(2X9

Odpowiecie nato: O jej, napewno nie zaszkodziła.

Otóż dzieci, j wy możecie popaść w grzech, ale wtedy bądźcie szczerymi i nie zapierajcie się złego uczynku. A gdy was uka­

rzą, znoście karę z pokorą i odważnie. O wiele lżej wam będzie na sercu, gdy za przewinienie odpokutujecie. A może jeden lub drugi z was kiedyś dostąpi łaski u Pana Boga, że przez swą karę też się stanie świętym jak św. Franciszek Salezy.

Zadanie rachunkowe.

:1

Obliczę ci dzień urodzin twoich,

„Z łatwością obliczę ci dzień twych urodzin, i ile masz lat“, tak rzekła do Wojtusia ciotka Marysia, „tylko wyliczysz mi mały rachunek, jaki ci zadam“.

Wojtuś zaciekawiony usiadł przy stole, wziął kawał papieru i cłówek i czekał, co mu ciotka Marysia podyktuje.

„Więc pisz, Wojtku, napisz miesiąc, w którym się urodziłeś, jako liczbę. Styczeń ma liczbę 1, sierpień 8 i tak dalej. Przypisz do tej liczby dwa zera i dolicz dzień twych urodzin. Pomnóż wy­

nik dwójką i dodaj 5. Masz już, wszak nie trudne zadanie? Dołącz do wyniku zero i dolicz 23, zrobiłeś? Nauczysz się rachować, prawda ? Teraz pomnóż wynik 5 razy i dolicz swój wiek, i to pełne lata, zrozumiałeś? Odlicz od tej sumy 365, a otrzymasz wynik ktl- kcliczbowy wprost cudowną liczbę, bowiem ostatnie dwie liczby podają twój wiek, trzecia i czwarta liczba od tyłu dzień, a reszta miesiąc twego urodzenia. I tyle!

Przykład : Data niech będzie 14 maja 1909 roku. Należy liczyć: 5 (maj) i dwa zera, będzie 500, dochodzi 14 (dzień urodziń) uczyni 514; razy 2 jest 1028, dodać 5 uczyni 1033, dodać znowu zero uczyni 10330, razy pięć uczyni 51 765. Doliczyć wiek, t. j. lat 17 uczyni 51782. Od tej sumy odliczyć 365, pozostaje 51417. Zatem mamy: lat 17, a urodziny dnia 14 maja.

Co to jest milion?

Piotruś mówi, że to olbrzymio wiele pieniędzy! — A to przv cięż niemądra odpowiedź; mil jon to olbrzymia liczba, którą tru­

dno sobie wyobrazić. Spróbujmy to na następującym przykładzie:

Zwykły zegarek kieszonkowy robi tik — tak a za każdym razem mija sekunda. Jedna sekunda to taka krótka: tik — tak --- i już minęła. Co sądzicie, ile też sekund żyło dziecko, które obcho­

dzi 15 rok swych urodzin?

(5)

cxasx®6XBSX8sx6sxa@ss&6t're> 5 sxBssresxacxsexsto

„100 milionów sekund!“ wyrywa się szybko Piotruś.

„A to strzelił kulą w plot i chybił: otóż nie wi%g 47 250 000 sekund. Rok bowiem ma tylko 3 150 000 sekund.

A teraz miliard? — Gdybyście dzieci dożyły 100 lat, to bH . jednak dopiero 315 milionów sekund przeżyły. Musiałyby^ Cle żyć 300 lat, aby dożyć miliardowej sekundy. Miliard piSZe

Ly\- VW la l, WŁJ.T VLWVvJ- UIUJUl Ył WJ ---

dziewięciu zerami, bilion posiada już 12 zer, trylion 18, kwadryhj1 ale to sobie już sami poniżej wyliczcie, bo mnie się aż w ocz*^ r

1000 =i tysiąc.

lOOOOoü =* miijon.

1000 OuO 000 = miliard.

1000 LOO 000 000 = biljoo.

1 000 0U0 OuO 000 000 aar 100.; biljonOW.

1000 000 OUO U00 000 000 = iryljon.

1 ooo 000 000 000 0 0 000 UOJ = luoo I ryljonów, 1000 000 OuO 000 000 00U OUO 000 a kwadry Ij on.

ŻARTY.

Podróż do Krakowa.

Kilkoro dzieci siedzi rzędem koło siebie, albo gdy gra bywa się na wolnem powietrzu, stoją w miejscu zakreślonej w kiera. Jedno z dzieci, wybrane na maszynistę, biega w około z ‘ [jjl

rągicwką i woła: i

— Jadę do Krakowa. Kto jedzie ze mną?

Kogo dotknie przyton chorągiewką, ten się zrywa i biegnie maszynistą. Toż samo robi dziecko drugie, trzecie itd., które 6 **

szymsta dotknął chorągiewką. Należy tylko pilnie przestrzel &

aby dzieci biegały jedno za drugiem, a maszynista powinie^ % starać urozmaicać podróż, robiąc różne zakręty, zwroty itd.. n? r wreszcie wszystkie dzieci są w rzędzie i gdy już się zmęczą b;e niem, maszynista woła:

— Kraków! (lub inną jaką miejscowość, wybraną pQPr nto). Wysiadać!

Dzieci szybko siadają na ławkach lub krzesłach albo stak swojem kółku, których powinno być o jedno mniej, niż bawi;....

ono t0 Włas01e się, a przez to jedno z dzieci zostaje bez miejsca — i

pełni dalej obowiązki maszynisty.

Zabawa jest o wiele ładniejsza, gdy ktoś przygrywa na jakim instrumencie muzycznym.

*3

'5 spu

(6)

Złota studzienka.

Bajka.

Wiosna nastała i złotawe słońce przyświecało. na zielonej Rodzeństwo małe, Elźunia i Karolek biegało razem *z inne- tfjgiećmi wesoło po zieleni.

^ W tern drogą przybliżyła się stara, biedna kobieta. Ople- się ciężko na kiju, ponieważ nogi nie chciały jej służyć. Uj-

\vszy bawiące się dzieci, przystanęła i przyglądała im się, Izy j,rsvały P° strapionej twarzy.

$ Żadne z dzieci nie spojrzało na starą kobietę, jedynie Ka- kspoglądał na nią, a gdy ujrzał jej Izy, pospieszył do niej.

f^jac: „Dlaczego płaczecie, babko?4

v .Ja też kiedyś tak skakałam, gdy byłam tak mała, jak ty

^ już tylko o kiju chodzić umiem “

JCarolku, nie zadawaj się z tą brzydką babą!“ zawołały tefl] Elżunia, biegnąc po braciszka w stronę staruszki,

j ty kiedyś się zestarzejesz, ty bezlitośne dziecko“, zganiła aruszka. Rozgniewało to napomnienie dziewczynkę, więc

złością zawołała:

^ .Czego tu chcecie właściwie?

^80 matkę; wtedy zaraz się

Spieszcie się tylko, bo wyniesiecie.“

.Matki twojej nie chcę — tylko ciebie, ty niedobre dzieo*

, i stara kobieta schwyciła za rączkę Elżimię.

1 „Dajcie mi spokój, boję się was“. Elżunia zakrzyczała z

^cjj sił, ale na nic jej się to zdało. Staruszka już jej nie pu- yga i Elżunia naraz uczuła, że staje się coraz mniejszą. Nagłe siMiś już nie było, tylko zjawił się czarny kruk i to prawdziwy

^ z skrzydłami i ostrym dziobem. Nie umiała ona też już zeć, tylko krakać jak kruki. Nikt jej nie słyszał i nie zjawił . pomoc. — Stara kobieta zabrała ze sobą zaczarowana El*

^ i to bez litości. Wiatr nagle zawiał i zabrał obie hen dale- pźmria bezustannie krakała. Wreszcie dobiegły do pięknej

$tjczówki, przed nią staruszka porzuciła Elżunię na ziemię, a jwa zniknęła- Elżunia przeraziła się okropnie i poruszyła Lrt-dłami, któreml o dziwo umiała fruwać. Szybko pofrunęła 'leśniczówce. Tam chciała się użalić, Przy oknie siedziała

(7)

miód«-, dziewczyna, która, ujrzawszy kruka, szybko za01 okno, ntówiac: „A cóż to za brzydki kruk!“

Nie widząc nikogo w domu, Elżunia pofrunęła do Pc go lasu. Siedziała tam na gałęzi wiewórka, przygryzujac ' szyszkę i Gdy ujrzała kruka, pobiegła najwyższe drzewo <

lała drwiącym głosem:

„FIżunłu, czy ci się podoba być krukiem?"

„A skąd ty wiesz, że jestem Elżunią?"

..Opowiadała o tern całemu lasowi dobra wróżka“-

„Kłamiesz — takiej wróżki ja wcale nie znam!“

„Ale ona ciebie zna — ty bezlitośna Eiżunio!" I ciekła. W pobliżu stukał dzięcioł dzióbkiem swym w kot"?

wa. ,<* f

..Nie zadawaj się przecież z tym krukiem w roznto^9- pomniał go drozd. „Jest *o bowiem Elżun a niegodziwa?“

Dzięcioł szybko s,ę obejrzał i zawołał:

bo uraziłaś naszą dobra *^^6

„Nie zbliżaj się do mnie,

EIżunia na te wszystkie przykrości rozpłakała się na i wszystkie zwierzęta leśne wyśmiewały się z niej, Pof!‘

płacz jej brzmiał jak krakanie. Smutna bardzo opuściła jasnej polanie spotkała sarenki. EIżunia przystanęła i , liitośr.ie :

„Chciałabym wrócić do rodziców i do mego brata Ka . gP

„Do rodziców?“ odpowiedziała sarenka. „Ty prz^ę kochasz starszych a rodzice twoi też kiedyś się zestarzej'^

„O mila sarenko moja! Rodziców swoich będę *£°v

chociaż się zestarzeją.“ , tfO'

„Wszystkich starszych ludzi trzeba kochać, a nie bf"

bee nich niedobrym i okrutnym.“

„Będę dla nieb napewno bardzo dobrą i będę ich tylko dopomóż mi, abym wróciła do domu.“

„Chodź ze mną,** rzekła dobroduszna sarenka, i §1#

zaraz się do niej przyłączyła; szły daleko aż doszły do ^1? dzionki. Mnóstwo czarnych kruków przykucnęło na lśniąca -f 4 gu studzienki. Smutno pospuszczały swe główki i spoS^ ^ złotawą wodę. Co pewien czas zjawiała się maleńka 11152 ppdrajcała w górę złote serduszko.

Sarenka odwróciła się do EIżuni i rzekła:

„Tu pozostań i chwytaj serduszko. Skoro je ltC"

Szióbem, wtedy to ujrzysz znów swych rodziców.“

EIżunia przysiadła na brzegu i przyglądała sie % z

(8)

1 i

4 P

I

%

%

f

8 o ifiö 3»V»öü»Vvj »tj& vd»V>2> o»T*öo»V»c/ö*V»iö

Ale kruki zepchnęły ją z brzegu, tak, że spadła na H w zakrakała okropnie. Sarenki niestety już nie było przy

j5c nikt się nad nią nie zlitował.

^ $tr ymczasem nastała noc i ciemność zapadła do okolą. Elżu- k późnie się bała, przykucnęła na ziemi przy złotej studzien­

in zajaśniało i jakaś pani prześliczna o jasnych włosach . ec3cej koronie srebrnej zajechała na srebrnym wozie i w

arenka zawołała:

”Dobra wróżko, tam jest EIżunia!“

rzybliż się do mnie — ty bezlitosna Elżunio!“ rozkazała Pani, marszcząc czoło.

^unia usłuchała i z trwogą przyfrunęła.

” 2y masz ty braciszka?“ zapytała poważnie wróżka.

”Ddy s}ę odmienisz w dziecko, czy będziesz znów tak nie- starszych? Czy się będziesz naśmiewała z ich ka- A jak często tak już sobie postąpiłaś?“

to * «xm um JU6 buuie r

I 2^nia drżała, aż dziobem klekotała i skrzydłami POTU- n'e mogła wydobyć ani słowa a przecież pragnęła ser- I prosić o przebaczenie.

%a ęj ę*ną wróżka widziała żal Elżuni i posłała białego go- Xl° Z^°*ej" studzienki. Powrócił on szybko, trzymając złote 'r w dzióbku, które wróżka mu wyjęła i pokazała Elżuni.

h: Sz^ch'm’ Przyobiecasz, że póki żyć będziesz, uszanujesz 'e$z ich kochać i dobrą dla nich będziesz, wtedy dosta- 6 .Serduszko i odmienisz się znów w dziecko.

,Zun’a 2 radości aż osłupiała, przez co spadła na ziemię, i^a]3 e mknęła, siedziała na oknie domu rodzicielskiego. Już

^ka. ^bukać do okna, gdy wtem Karolek przybiegł i ujrzał (u Ąj ar°łku, otwórz — to ja — Elżunia.“

Oh chł°Pczyk nie zrozumiał kruka i pobiegł po matkę. ! Ser/ matka poruszyła kruka, Elżunia z radości połknęła.

^Mli pr Uszko złote, które dotąd trzymała w dzióbku i w tej hj r?-,|Tm'eni*a si$ 2nów na dziewczynkę.

Oh’ ^łtn. °^Cl" było bez granic! Matka i Karolek uściskali Elżu- ta^üda2 ^ serdecznie. Ze zdmnienieniem przysłuchiwali się

$>Z Ppoxvs-’Ü 8 przyjaciółkom swoim musiała jeszcze m»*

bb ^dz}lcłdać 0 dobrej wróżce i o tern co jej przyrzekła, że zaw-

^ ći bv]Ci^0')r^ 1 uprzejmą dla staruszków i żebraków, chociaż

^ bardzo biedni i ułomni.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Póki mnie się opieracie, opieracie się też woli Bożej.“. e „Mój mężu“, wtrąciła się błagalnie żona margrabiegp, „nie zatwardzajcie serca waszego wobec woli

Łódź kołysała się drżąc lekko w miejscu na spokojnem morzu.. Silnik też poruszał się miarowo i Piotruś

Młody Edison — bo to on był — jeszcze nieraz doczekał frię, że ludzie pukali palcem w czoło jego, jak ten oto robotnik, który chłopca rozczytującego się w podręczniku

kręcić hamulec! Nie sposób było, ponieważ nie mogli z wnęw wozu dostać się do budki, w której znajdował się hamulec. Nikt me byłby w stanie im pomóc, a wóz coraz

Gdym jako mały chłopiec budził się w dniu wyjazdu matki, wtedy była już dobra moja mateczka od kilku godzin w drodze. Wtedy to wszystko inaczej się działo w całym domu

Jeśli chłopcy są przyjaciółmi, przyjaźń ich nie # 4 długo, gdyż o byle cc się zaraz pobiją, lub pokłócą się, tak, po raz muszą się znowu godzić, tym czasem nasze

Zwłaszcza sokół pewien zjawiał się stale i głośno dobijał się dzióbkiem do drzwi i to nawet w nocy, kiedy to święty czas trawił na modlitwie!. Później,

Z początku jeszcze i on boczył się na swych towarzyszów, i oni wyśmiewali się z niego, nazywając go wilkiem, — ale powoli wszystko poszło w zapomnienie: dzieci