• Nie Znaleziono Wyników

Poezja wyjaśniająca swoj własny rodowód : Czesław Miłosz a John Ashbery

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Poezja wyjaśniająca swoj własny rodowód : Czesław Miłosz a John Ashbery"

Copied!
17
0
0

Pełen tekst

(1)

Nieukerken Arent van

Poezja wyjaśniająca swoj własny

rodowód : Czesław Miłosz a John

Ashbery

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 5 (131), 37-52

2011

(2)

Poezja wyjaśniająca swój własny rodowód.

Czesław Miłosz a John Ashbery

O środkiem egzystencjalnym późniejszych poem atów M iłosza jest Ja opow ia­ dające o świecie, w któ ry m żyje. Owo Ja porusza się sw obodnie po m iejscach swo­ jej przeszłości i teraźniejszości, posługując się rozm aity m i stylam i m ów ienia. N ie m am y więc w tych utw orach do czynienia z poetyką m onologu dram atycznego (jak u Brow ninga czy Kawafisa etc.), w którym p o dm iot m ów iący ulega obiektyw izacji dzięki tem u, że au to r um ieszcza go w k o n k retn y m odcin k u czasu i p rzypisuje do konk retn ej p rzestrzeni. Poetyka ta, któ ra dopuszcza rozm aite odm iany iro n ii wy­ nikające z m niejszego lub większego d ystansu m iędzy autorem a p rotagonistą, była w ażna dla M iłosza w tom ach Ocalenie i Światło dzienne, zwłaszcza w słynnych cy­ klach Świat, poema naiwne” i Głosy biednych ludzi. Odgrywała też istotną rolę w pierw ­ szej, jeszcze dosyć je dnostronnej realizacji M iłoszow skiej poetyki „trak tato w ej”, jakim był Traktat moralny. Jednakże już w następnym w cieleniu dużej formy, w Trak­ tacie poetyckim, owa poetyka obiektyw izująca, p rzypom inająca E liotow skie objecti­ ve correlative, zaczyna się przeobrażać. U tw ór te n w ydaje się w ręcz am algam atem różnych głosów. Owa wielogłosowość odzw ierciedla jed n ak dośw iadczenie życio­ we p o d m io tu tem atyzującego swoją w łasną „płynność” (w tym bard zo Eliotow- skim utw orze M iłosz pozostał w ierny idei poezji jako mimesis)1.

Jan Błoński w spom ina w zw iązku z k onotacjam i gatunkow ym i Traktatu... o roli „profesora”, który „przedstaw ia najw ażniejsze fakty, streszcza dotychczasow e bad an ia, zaznacza swoje stanow isko”. Jednakże ów „ profesor” jest rów nocześnie

(3)

3

8

W ydaje się, że w łaśnie w Traktacie poetyckim dokonała się isto tn a przem iana p o d m io tu M iłoszow skiej poezji. P rzedtem m ieliśm y do czynienia z p rotagonista- m i przy p isan y m i do pew nych „wycinków” bytu. O sadzeni w nim , w ygłaszali m o ­ nologi dram atyczne, oceniając swoją sytuację w łaśnie w kontekście tego jednego w ycinka. C zytelnik zdaje sobie jed n ak spraw ę z ograniczoności perspektyw y tych protagonistów i k o n fro n tu je ich ocenę tej rzeczyw istości, w której się poruszają, z in n y m i w ycinkam i bytu. R ozpoznaw anie ironicznego sta tu su osoby uto żsam ia­ jącej swój ograniczony świat z rzeczyw istością „sam ą w sobie” zakłada jednak ist­ n ie n ie p u n k tu w idzenia przekraczającego perspektyw ę tej osoby. Jest to p u n k t w idzenia autora „w irtualnego” . W ątpliw ości M iłosza co do tego ro d zaju „obiekty­ w izujących” k o n stru k cji świata przedstaw ionego w iersza, zacierających b ezpośred­ niość i sam ow ystarczalność c h w i l i , w ynikały z tego, że w najgłębszej istocie był on p o e t ą l i r y c z n y m , czyli poetą skupiającym się na c h w i l i w łaśnie, jeżeli nie p róbującym w ręcz ją wywołać w ekstatycznym d ośw iadczeniu jedności ze świa­ tem za p o średnictw em zmysłów, których św iadectwo poprzedza w szelką ( a u to r e ­ fleksję:

Pochyłe pola i trąbka.

Ten zm ierzch i nisko leci ptak, i blysly wody. Rozw inęły się żagle na b rzask za cieśniną. W chodziłem we w nętrze lilii m ostem złotogłowiu. D a n e b y ł o ż y c i e , a l e n i e d o s i ę ż n e .

O d dzieciństw a do starości ekstaza o w schodzie słońca.2

Gucio zaczarowany (W3, s. 9) Lyotard łączył kiedyś estetykę m odernistyczną z „tęsknotą za nieosiągalnym ”3. U M iłosza problem wydaje się polegać na tym , że „teoretycznie”, na poziom ie „ogól­ n ych” sądów ontologicznych, zgadza się on z niedosiężnością („nieprzedstaw

ialno-(J. B łoński Powrót intelektu: „Traktat poetycki”, w: tegoż M iłosz ja k świat, Kraków, 1998, s. 40). Z p u n k tu w idzenia znakom itego krytyka z K rakow a nie m ielibyśm y więc do czynienia z pęknięciem na poziom ie tekstu. Byłoby raczej tak, że zasada scalająca w Traktacie poetyckim jest sam a w sobie p arad o k saln a, tzn.

sam opodw ażająca. C zy n n ik iem in teg ru jący m różne głosy i w arstw y poem atu okazuje się płynność now oczesnego Ja albo może raczej okoliczność, iż uśw iadam ia ono sobie tę płynność, p rzeobrażając ją w zasadę k o n strukcyjną. Błoński zwraca w zw iązku z tym uwagę na „płynność” i „niepew ność seg m en tacji”, która zm usza czytelnika do „w spółbudow ania” znaczeń tek stu (tam że, s. 47).

2 W szystkie cytaty z w ierszy M iłosza lokalizuję w tekście za w ydaniem : Cz. M iłosz W iersze, Z nak-W ydaw nictw o L iterack ie, K raków 2001-2009, podając po skrócie „W” n u m er tom u i strony.

(4)

ścią”) bycia. Jednakże z ta k im i tw ierdzeniam i sąsiadują ekstatyczne opisy jedności z przyrodą, które wręcz zaprzeczają tej abstrakcyjnej konstatacji. Tej sprzeczności nie sposób rozwiązać. Wyraża ją tekst pozbaw iony głębi, gdzie heterogeniczne ele­ m enty są ze sobą zestaw iane na zasadzie rów norzędności.

Rzecz w tym , że s z e r s z a p e r s p e k t y w a , pozw alająca zdem askow ać dyk­ tow aną przez c h w i l ę ograniczoność w izji p o d m io tu wygłaszającego m onolog d ra­ m atyczny, nie m oże być nasycona k onkretem . Zm ysłow y k o n k ret jest treścią m o­ m e n tu zaślubin mojego niepow tarzalnego Ja z czymś, co jawi się w e m n i e i p o ­ z a m n ą . Jest w łaśnie tym , co jest w e m n i e j a k o b ę d ą c e p o z a m n ą . M o m en tu tego doznaję bezpośrednio „m o im i” zm ysłam i. E fekt artystyczny m o­ nologu dram atycznego pow staje jed n ak jako w ynik porów nyw ania perspektyw y p o d m io tu m ów iącego z jakąś anonim ow ą, uogólnioną praw dą o świecie. P rz en o ­ szę w tedy treść jedynej w swoim ro d zaju chw ili do abstrakcyjnej czasoprzestrzeni, w której m ieści się treść w ielu (nieskończenie w ielu) inn y ch chwil. Z rozum ienie takiej w ypow iedzi wym aga więc dokonyw ania różnych operacji in telek tu aln y ch , skazując „m n ie” na w ygnanie z pierw otnej bezpośredniości świata zm ysłów i na w yobcowanie z tej części m ojej osobowości, która w ydaje m i się n ajbardziej „m oja” (może w łaśnie dlatego m ożna ją przedstaw ić tylko jako „nied o siężn ą”). Takie in ­ te lek tu aln e operacje dzieją się bow iem bezosobowo, w ykluczają ekstatyczne do­ św iadczenie „m ojej” jedności z by tem 4.

Traktat poetycki zapow iada jed n ak nową form ę, „bardziej p o je m n ą ”, a Miasto bez imienia już ją realizuje. M iłosz pró b u je o d tą d konstruow ać ta k i po d m io t m ó ­ w iący (pewne Ja na poziom ie św iata przedstaw ionego utw oru), k tóry p otrafiłby zintegrow ać w iele aspektów , fragm entów czy „w ycinków” rzeczyw istości o r ó ż - n y m statu sie ontologicznym . M oże tu chodzić o b ezpośrednie doznania zm ysło­ we, o zapośredniczone doznania zm ysłowe, czyli m arzenia i sny, w reszcie o frag­ m en ty dyskursyw ne i naw et o poetyckie stylizacje5. Świat „otaczający” podm iot jawi m u się po d k ątem nieskończoności, m oże się więc dow olnie rozszerzać i róż­

Z p u n k tu w idzenia L yotarda chodziłoby tu więc o w ypracow anie form y

uobecniającej A bsolut w sensie negatyw nej, pozbaw ionej g ranic nieskończoności, podczas gdy każda form a zakłada już pew ne ograniczenie. Ów p arad o k s m ożna ująć jedynie in te lek tu aln ie (poprzez pojęcie). N ie m ożna go n a to m iast naocznie przedstaw ić (zob. P. Z im a Das literarische Subjekt, zwischen Spätmoderne und

Postmoderne, A. F rancke Verlag, T ü b in g en , 2001, s. 65).

Por. n astęp u jący cytat ze w stępu do Dla Heraklita (La Belle Époque): „Więc niech b ędą pom ieszane ze sobą w ycinki prasow e, u stępy z książek, osobiste w spom nienia, rem iniscencje z d zieł przeczytanych - tak czy ta k źle, ale może p rzynajm niej coś da się schw ytać, więcej niż na fotografii [...] gdy ta k popuścić cugli i d o k u m en tacji, m oja u lep io n a kro n ik a rozrastałaby się w szerz i w głąb, jej k o n densująca istność w łaśnie p rzypom ina, że łyżką m orza nie w yczerpać” (W4, s. 272-273). R yszard Nycz, zw racając uwagę na ten cytat, określa ta k w ykoncypow any utw ór jako „zasadniczo n iestab iln y zbiór heterogenicznych elem en tó w ” (R. Nycz Literatura

jako trop rzeczywistości, s. 167).

4

5

3

(5)

4

0

nicować (w zw iązku z tym poem at pow inien wpisywać ową nieskończoność w swoją form ę - m am y tu więc do czynienia z odm ianą „tek stu otw artego”). W ażne przy tym , że ów p o dm iot pozostaje częścią rzeczyw istości, któ rą opisuje w całej jej zło­ żoności i nieprzejrzystości. Tylko dlatego po d m io t jest w stanie odczuć i stem aty- zować swą w łasną złożoność i w ew nętrzną sprzeczność w obliczu „nieobjętości” bytu: cierp iąc, jego „serce m ocno b iło ”, a jed n ak „język rozgłaszał w ielb ien ie” (Osobny zeszyt, W 3, s. 243)6. Rzeczywistość ta rozw ija się przez cały czas i dom aga się in te rp re ta c ji poprzez porów nyw anie rozm aitych składających się na nią wy­ cinków b ytu. Jednakże owe akty porów nujące nie dzieją się w abstrakcyjnej p róż­ n i, nie dokonuje ich bezosobowa in stan cja autorska (tzw. au to r w irtu aln y ), lecz są w pisane w czasoprzestrzeń poem atu. Ja doznające i dośw iadczające tra k tu je więc owe akty porów naw cze jako swe najb ard ziej osobiste zadanie poetyckie, przyw o­ łując kilka w ycinków b y tu rów nocześnie i stw arzając z n ic h w ta k i sposób nowy w ycinek bytu:

Ten przezroczysty kam yk w d łoni, M y w nim i dzw onki z kapelą, I pieśń, i goście w taneczku dostojni W iecznie nas o d tąd weselą.

Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada

(W3, s. 147)

W ie rów nież, że nie p o trafi zapanow ać n a d owymi ak tam i porów naw czym i. S kładają się one bow iem z obrazów nagle odsłaniających się w przestrzen i, która jest rów nocześnie w n i m i p o z a n i m . N ie m oże się zdystansow ać wobec tych m inionych zdarzeń, których obecności t u i t e r a z doznaje z nie m n iejszą in ­ tensyw nością niż t a m i k i e d y ś :

M uzyka trwa, choć tych, k tórzy ją grali, nie ma. A ni ich aksam itów , ni naw et podw iązki. M ięd zy p lan etarn i w gąszczu sm yczki wzięli. W sw oich w ioskach piją, wrzeszczą, grzm ocą w kości, Z u m arłym i na w ariackiej karuzeli.

Osobny zeszyt, strona 34

(W3, s. 243)

H elen V endler u jm u je tę właściw ość późniejszej poezji M iłosza (opierając się na lek tu rze p rzek ład u ostatniej części p oem atu Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada oraz w iersza I świeciło to miasto) w n astęp u jąc y sposób „M iłosz mówi zarów no z w nętrza H erak litejsk iej rzeki, jak i sponad niej; z jednej strony żyje on w teraz, pisząc o swoim życiu w Berkeley; z drugiej strony zam ieszkuje w przeszłości i wydobywa się z niego p o śm iertn y glos jakby ze szczeliny delfijskiej. W reszcie stanow i on glos samej iro n ii dziejow ej, któ ra po eonach odw iedza jego zwłoki w obojętnym m uzeum czasu ” (H. V endler Czesław M iłosz, w: tejże The music o f w hat happens. Poems, poets,

(6)

Spróbujm y teraz w ogólnych zarysach przedstaw ić epistem ologię, któ rą M iłosz - na pół intuicyjnie, na pół św iadom ie - kierow ał się w swoich późniejszych poem a­ tach. W ychodzi on m ilcząco z założenia, że poeta jest w stanie adekw atnie ująć świat jako zbiór (albo może raczej splot) „prawdziw ych obecności” (realpresences, jak po­ w iedziałby George Steiner). Owych praw dziwych obecności nie należy jednak utoż­ sam iać ze sferą „rzeczy samej w sobie” (Ding an sich). Epistem ologia M iłosza nie uznaje bow iem różnicy m iędzy sferą zjawiskową a czymś, co ją transcenduje, choć­ by w postaci kategorii granicznej. Z drugiej jednak strony zjawiska, odsłaniające się człowiekowi w k onkretnym dośw iadczeniu „tu i te ra z”, są na tyle w iarygodne (czyli zasługujące na akceptację właśnie dzięki przem ożnej w i e r z e , która nie domaga się „obiektyw nych” dowodów), że m ożna je bez większego uszczerbku ponow nie uobecnić w aktach pam ięci. Pamięć nie poddaje się jednak przym usow i intelektu. R ządzi się m echanizm am i, które pozostają dla nas tajem nicą. Treści pam ięci nasu ­ wają się więc poecie spontanicznie, w najbardziej niespodziewanych chwilach. M ożna w zw iązku z tym powiedzieć, że adekw atne ujęcie jakiejś praw dziwej obecności „tu i te ra z ” jako usytuow anej w czymś, co m ożna prowizorycznie nazwać „światem ze­ w nętrznym ”, nie różni się pod w zględem nasycenia zm ysłowym konkretem od uję­ cia innej „prawdziwej obecności” jako aktu pam ięci, dziejącego się w „świecie we­ w nętrznym ”. Po drugie zaś, chodzi tu o dośw iadczenia, które zawsze udzielają się człowiekowi w jego cielesności. Budzą odczucia w ahające się m iędzy ekstatyczną jednością ze św iatem a dem oniczną obcością wobec własnej jaźni, która stanowi „dom otwarty, we drzw iach nie ma klucza, / a niew idzialni goście wchodzą i wycho­ d zą”, jest więc też „m oja”, a „nie m oja” (Ars poetica?, W3, s. 79). W chw ili, kiedy w ypow iadam ów m om ent jedności („m ój”, choć „nie m ój” w sensie przed m io to ­ wym) - m om ent ten już przem in ął7.

Czy nie należałoby wyw nioskować, że ów m o m en t ro zp ad ł się na dwa m om enty? M iłosz raczej u n ik ał takiej czysto in telek tu aln e j in te rp re ta c ji „m om entu w iecznego” i w łaśnie pod tym w zględem różni się on od Jo h n a A sh b ery ’ego, który będzie b o h ate rem d rugiej części tego tekstu. W dłu g im poem acie Litany przedstaw ia on bardzo podobne dośw iadczenie chwilowej jedności Ja ze św iatem w łaśnie poprzez refleksję in te lek tu a ln ą , d efin iu jąc tę p arad o k saln ą sytuację przy pom ocy porów nań: „There com es a tim e w hen the m o m en t / is full of, know s only itself. / L ike a m om ent w hen a tree / Is seen to tow er above everything else / To know itself, and to know everything else / As well, b u t only in term s o f its e lf / W ith o u t know ing or having a clear co n cep t o f itself. [...] T he m o m en t / N o t m ade of its e lf o r any o th er / Substance we know of, reflecting / O nly itself. T h en there are two m om ents, / H ow can I explain?” („N adejdzie czas, kiedy chw ila / jest peina siebie, zna tylko siebie, / Jak chw ila, kiedy w idziano drzew o górujące nad w szystkim innym , by poznać siebie i rów nież poznać w szystko in n e, lecz tylko w term in ach siebie sam ego / pozbaw ionego jasnego w yobrażenia / o sobie sam ym

[...] C hw ila / N ie stw orzona z siebie ani z żadnej innej / Z nanej nam substancji, odzw ierciedlająca / Tylko siebie. A w tedy są dwie chw ile, / Ja k m am to

w ytłum aczyć?”) (J. A shbery Collected poems 1956-1987, L ib ra ry o f A m erica, New

(7)

4

2

2.

W iązałem kiedyś M iłoszow ską poetykę „w szechpam ięci” i „w szechkonkretu” z tradycją rom antycznego p o em atu autobiograficznego8. W ydaje m i się jednak, że te n rom antyczny k ontekst m oże być zapośredniczony przez jeszcze in n ą tradycję. M iłosz (który w pew nym sensie był rów nież poetą am ery k ań sk im 9) m ógł w ypra­ cować tę poetykę m .in. w opozycji do g atu n k u , k tó ry m ożna by określić jako re­ fleksyjny p oem at konfesyjny. W pow ojennej poezji am erykańskiej form ę tę podjął Jo h n Ashbery. Poeta te n jest czasam i traktow any jako przedstaw iciel p o stm o d er­ n izm u , m oim zd an iem raczej n iesłusznie, bo po d m io t tej poezji nie jest - jak póź­ niej zobaczym y - j e d y n i e in stan c ją k o n stru u ją cą au to teliczn ą p rze strzeń w ier­ szową (Ashbery, podobnie jak M iłosz, raczej nie kw estionuje „realności pozaludz- kiego” 10; fakt, że odsłania się ono w ew nątrz indyw idualnej jaźni nie podw aża jego w iarygodności). Jeszcze in n y m k o n tek stem porów naw czym byłaby W hitm anow ka odm iana poezji konfesyjnej realizow ana przez A llana G insberga11. W tym m ie j­ scu ograniczam się do porów nania poetyki M iłosza i A shbery’ego.

8 Zob. A. van N ieu k erk en Czesław Miłosz wobec tradycji europejskiego romantyzmu, „Teksty D ru g ie ” 2001 n r 3/4, s. 39-57. W zorcow ą realizacją tej poetyki był poem at

The prelude W ordsw ortha. Ja k w iadom o, M iłosz w d rugiej połowie lat 40., kiedy był attaché k u ltu ra ln y m w Paryżu i W aszyngtonie, przełożył d u ży frag m en t z innego

utw oru najw ażniejszego przedstaw iciela g ru p y „poetów jezio r”, a m ianow icie słynne Wiersze ułożone kilka mil nad klasztorem Tintern... (zob. Cz. M iłosz Przekłady

poetyckie, zebr. i oprac. M. H eydel, Z nak, Kraków, 2005, s. 82-85). Innym , bardziej

oczywistym (bo rodzim ym ) kontekstem poetyki pam ięci jest poem at Godzina myśli Ju liu sza Słowackiego. W kontekście niniejszego arty k u łu porów nującego M iłosza z A shberym w arto jeszcze zwrócić uwagę na in tu ic ję H elen V endler, która, an alizu jąc poem at A wave, dostrzega w nim odp o w ied n ik The prelude W ordsw ortha: „poem at w d u c h u W ordsw ortha składający się z W hitm anow skich wersów, zaczynający się od dzieciństw a i kończący na śm ierci, o pisujący ż y c i e p o e t y c k i e w najszerszym tego słowa zn ac z e n iu ” (H. V endler John Ashbery, w: tejże The music o f w hat happens, s. 259).

9 H elen V endler podkreśla jed n ak odm ienność M iłosza w kontekście w spółczesnej tradycji poezji am erykańskiej: „Poeci am erykańscy nie m ogą się niczego bezpośrednio nauczyć od M iłosza. [...] Tysiąclecie dziejów nie zostaw iło śladów w am erykańskich kościach, a k u ltu ra od swoich początków św iecka nie może odczuć ro zp ad u europejskiej syntezy re lig ijn e j” (H. V endler Czesław M iłosz, w: tejże

The music o f w hat happens, s. 223).

10 Por. R. N ycz Literatura jako trop rzeczywistości, s. 179.

11 Z d an iem H elen V endler różnica m iędzy konfesyjnością (albo jak to określa - „liryczną zażyłością”, lyric intimacy) A sh b ery ’ego a p rak ty k ą poetów w rodzaju G insberga polega na tym , że A shbery nigdy nie zaangażow ał się społecznie ani politycznie. N ie w olno jed n ak w nioskow ać stąd - jak czynili n iek tó rzy jego krytycy - że poezja A sh b ery ’ego jest „solipsystyczna” lub „narcystyczna”. A m erykańska krytyczka literacka podkreśla w zw iązku z tym pew ien iro n iczn y paradoks: „N ajw iększym w kładem form alnym A sh b ery ’ego było w prow adzenie do liryki

(8)

Z d a n ie m am erykańskiej krytyczki literackiej H e le n V endler poetyka liryczna w w ydaniu A shbery’ego m a sporo w spólnego z ro m antyczną poetyką W ordswor- th a w łaśnie po d tym w zględem , że „pam ięć zaw iera w szystko” : „P rzypom ina ona ducha poezji W ordsw ortha swoim przek o n an iem , że «pam ięć zaw iera wszystko» i że potrzeba ogrom nych ilości dyskursu, by opisać w rażenia i odczucia życia” 12.

N a tym tle zarysow uje się istotna różnica m iędzy Ja w poezji A shbery’ego a Ja w ypow iadającym się w ek shibicjonistycznych13 w ierszach konfesyjnych późnego R oberta L ow ella14. Z d an iem autora m onografii o A shberym , D avida H erd a, n e­ gatyw ny stosunek poety do „poezji autob io g raficzn ej”, czyli „konfesyjnej”

(Ash-ogrom nych zasobów słow nictw a społecznego angielskiej i am erykańskiej angielszczyzny - języka potocznego, dzien n ik arsk ieg o k o m u n ału , języka biznesu, tech n ik i i n au k i, aluzji zarów no do k u ltu ry p o p u larn ej, jak i k an o n u literack ieg o ” (H. V endler Invisible listeners. Lyric intimacy in Herbert, Whitman and Ashbery, P rin ceto n U niv ersity Press, P rin ceto n (N.J.) 2005, s. 57). T rudno przeoczyć, że A shbery realizow ał tu m odel języka poetyckiego bardzo zbliżony do poetyki dojrzałego M iłosza. Język poetycki nie jest językiem specjalistycznym , poniew aż poezja pow inna być w stanie mówić o w szystkim . Z w raca na to uwagę Jan Błoński w cytow anym już szkicu Powrót intelektu. „Traktatpoetycki”: Poezja „nie jest m ową szczególną, ale m ową pow szechną. N ie tyle językiem w języku, ile językiem języków ” (s. 36). Trzeba przyznać, że A shbery p o su n ął się w sw oich próbach rozszerzenia języka poezji dalej niż M iłosz. N ie b ra k jed n a k u a u to ra Gdzie wschodzi

słońce i kędy zapada wierszy, które pod w zględem m ieszania różnych rejestrów

stylistycznych niew iele u stę p u ją tw órczości A sh b ery ’ego. Owa wielojęzyczność w ynika u M iłosza, podobnie jak u A sh b ery ’ego, z sytuacji dialogicznej. M a ona jed n ak nieco in n y c h ara k te r niż „zażyłość liry c zn a” am erykańskiego poety. Błoński mówi w zw iązku z tym o „dram atyzacji lub czasem epizacji poetyckiego d y sk u rsu ” (J. Błoński M iłosz ja k świat, w tegoż M iłosz ja k świat, s. 100). D oskonałym

przykładem tej ten d e n cji jest analizow any przez Błońskiego w iersz British War

Cemetery (z Kronik miasteczka Pornic), utw ór o bardzo A sh b ery ’owkiej tonacji (nie

może tu oczywiście być mowy o żadnym w pływie A sbery’ego na M iłosza). 12 H. V endler John Ashbery, s. 260.

13 Por. późny w iersz M iłosza z to m ik u To : Do poety Roberta Lowella (W5, s. 140). 14 Jo h n B errym an, późniejszy a u to r słynnych Dream Songs i p rzedstaw iciel pokolenia,

do którego należał rów nież A shbery, zarzu cał w cześniejszej („m odernistycznej”) tw órczości poetyckiej Lowella „uciskające” (oppressive) w łaściw ości, jakby się m iała oprzeć czasowi. „Poezji tem aty czn ej” w czesnego Lowella, pragnącej „od samego początku pokonać czas” („the am b itio n to en d u re th ro u g h tim e ”) i naw iązującej do takich m odernistów jak Yeats i E liot, B errym an, który sk ąd in ąd podziw iał autora w iersza The quaker graveyard in Nantucket (Cmentarz kwakrów w Nantucket), przeciw staw ia „poezję okolicznościow ą” (occasional) (D. H erd John Ashbery and

americanpoetry, M an ch este r U niv ersity Press, M an ch ester 2000, s. 31-32). O kazuje

się więc, że w czesna poezja Lowella nie m oże uchw ycić isto ty ludzkiej egzystencji, czyli jej przem ijalności. Sam a in te n c ja utrw alen ia nietrw ałej egzystencji ludzkiej zakraw a oczywiście na aporię. W ydaje m i się, że poetyka M iłosza m ieści się gdzieś

(9)

4

4

bery utożsam ia te dwie postaw y poetyckie), w ynika z jego św iadom ości, że konfe- syjność prow adzi do „fetyszacji jednostki, zaprzeczającej szerszej fu n k cji społecz­ nej p o ezji” 15. Owa „funkcja społeczna” wiąże się z zasadniczą otw artością czło­ w ieka na to, co „zdarza się poza n im ”, czego nie m ożna w żaden sposób z re d u k o ­ wać do jego Ja, choćby dlatego, że owo Ja (nie tylko poety, lecz także w szystkich innych) k sz tałtu je się pod n aciskiem tego zew nętrznego żywiołu. W łaśnie dlatego poezja A shbery’ego jest „m ed iu m kom un ik acji, a nie ek sp re sji” 16. Poeta ujm uje siebie jako część przekraczającej go rzeczyw istości, p rzy czym nie rezygnuje z prób oddania tych aspektów bytu, które, n u rtu ją c go podśw iadom ie lub nieśw iadom ie, zakreślają granice jego aktom percepcji. Sytuacja k o m unikacyjna jest więc apore- tyczna. Poeta zawsze coś w yklucza ze swoich aktów percepcyjnych, ale owe w yklu­ czenia stanow ią in te g raln ą część utw oru. N egując m ożliwość próby w chłonięcia w szystkich aspektów rzeczyw istości t u i t e r a z w tym oto artefakcie, uw ydat­ nia on, że „pam ięć zaw iera w szystko”, inaczej mówiąc: pam ięć zaw iera również swą zasadniczą niew ystarczalność i „nieobejm ow alność” . W praw ie id entyczny sposób m ożna by określić poetykę dojrzałego M iłosza.

Twórczość A shbery’ego trzeba też - m im o pew nych p o dobieństw 17 - przeciw ­ stawić poezji „czystej” o prow eniencji sym bolistycznej, reprezentow anej (w tra ­ dycji anglosaskiej) przez W allace’a Stevensa, zw alczanego przez M iłosza w słyn­ nym (albo m oże raczej osławionym ) eseju Przeciw poezji niezrozumiałej oraz w an ­ tologii Wypisy z ksiąg użytecznych: „Jedynie sztuka, dla niego poezja, pozostała jako w ielka fantazja [u Stevensa: „suprem e fictio n ”] naszego g atu n k u , któ rą z siebie wysnuwam y, n ib y jedw abnik swoją n itk ę ”18.

N asuw a się tu oczywiście naty ch m iast p ytanie, czy sztuka lub poezja z a sta n a­ w iająca się n a d swą w łasną poetyckością m u si koniecznie być oderw ana od życia. R ezygnacja z poglądu, że za zjaw iskam i, z których składa się rzeczywistość (m niej­ sza o to, czy „zew nętrzna”, czy też „w ew nętrzna”), kryje się jakaś sfera jeszcze praw dziw sza, i że poezja p ró b u je uchw ycić lub uobecnić w łaśnie tę sferę, wcale n ie jest tożsam a z tw ierdzeniem , że św iat jako zbiór (lub splot) bytów ontologicz- n ie rów norzędnych jest sztuczny, oderw any od życia. T rudno się nie zgodzić z n a ­ stępującym tw ierd zen iem H elen V endler o poezji A shbery’ego:

Istn ieje w śród czytelników ogólne p rzek o n an ie, iż p isan ie o „poezji” oznacza, że w ja ­ k im ś sensie nie pisze się o „życiu”. Jednakże „poezja” to w łaśnie k o nstruow anie przez pam ięć pojm ow alnego św iata. K ażda osoba taki św iat k o n stru u je i w nim zam ieszkuje.

15 Tam że, s. 20. 16 Tam że, s. 21.

17 Por. H. Vendler: „A shbery zapożyczył od Stevensa chwyt, by ok rężn ą drogą podchodzić do tem a tu , w zw iązku z czym pojaw ia się on w w ierszu dosyć p óźno” (H. V endler John Ashbery, s. 228).

(10)

[...] S tw ierdzić, że w iersz tra k tu je „o p oezji”, to chyba stw ierdzić, iż z ajm u je się on św ia­ dom ie sposobem , w jaki życie w ym yśla jakiś sensow ny św iat.19

Taka poezja, posługująca się obok snów i fikcji stw orzonych przez lu d zk ą wy­ o braźnię treścią p am ięci w b ardziej potocznym znaczeniu, nie unicestw ia p rze­ cież świata jako obecności zjawisk. M ożna by więc m niem ać, że taka poezja, p rzy­ znająca p am ięci pew ną siłę terapeutyczną, choćby tylko poprzez uporządkow anie chaotycznej sfery zjaw isk, m im o że n ie w ierzy w istn ien ie sfery tran sc en d e n cji ani w n ie śm ie rteln o ść lu b w perspektyw ę zm artw ychw stania, pow inna podobać się M iłoszowi. W iem y jednak, że jego ocena tw órczości A shbery’ego była bard zo kry ­ tyczna. Poezja ta m iała się bow iem - jego zd a n ie m - ograniczać tylko do re je stra ­ cji „subiektyw nych p erc ep cji”:

Tutaj chodzi o rozpraw ę w ogóle z pew nym typem poezji, którego szczególnie nie znoszę, a k tó rą w A m eryce rep rez en tu je Jo h n Ashbery. [...]

Poezja, której nie lubię, to jest poezja, m ówiąc w skrócie, polegająca na notow aniu subiektyw nych percepcji. Używam tego obrzydliw ego słowa, bo to pasuje do pewnego typu psychologizow ania. Rzeczyw istość, jeżeli w ogóle pojaw ia się jakoś w tej poezji, jest rozproszkow ana. Jeżeli są tam jakieś kaw ałki rzeczyw istości, to w rzucone do tygla i p o ­ m ieszane, czyli nie m a jasnego ry su n k u .20

Stw ierdzenie, że poezja „notuje subiektyw ne p ercep cje”, n ie jest jed n ak wcale tożsam e z przek o n an iem , że człowiek owe percepcje „z siebie w ysnuw a”21 albo - inaczej - że nie on, nazyw ając rzeczy, używa języka, ale to język przem aw ia przez niego. O ntologiczny sta tu s tych p ercepcji p ozostaje w istocie nierozstrzygalny. N ie potrzeb u jem y tu żadnego p o d m io tu „absolutnego”. M ożem y bow iem w dalszym ciągu na poziom ie te k stu odróżniać w rażenia zm ysłowe bezp o śred n ie od zapo- średniczonych i zastanaw iać się n a d ich znaczeniem dla naszej egzystencji.

T rudno się oprzeć w rażeniu, że u podstaw M iłoszow skiej aw ersji wobec A sh­ b e ry ’ego leżała o dm ienna koncepcja języka poezji (zwłaszcza poezji lirycznej), przekładająca się na in n ą in te rp re tac ję pojęcia mimesis. W idzieliśm y, że obaj poeci o d rzucali ideę autoteliczności poezji przyznającej specjalne praw a językowi po ­ etyckiem u, oczyszczającej ją z w szelkiej nieczystości „życiowej” (M iłosz buntow ał się tu p rzede w szystkim przeciw feralnym - jego zd a n ie m - następstw om M al- la rm é ’ahskiej odm iany sym bolizm u - A shbery zaś reagował n ie tyle na jakąś ko n ­ k re tn ą poezję, ile raczej na prak ty k ę szkoły tzw. N ew C riticism ). Zarów no polski, jak i am erykański poeta p o stu lu ją zatem konieczność rozszerzania i w zbogacania idio m u poetyckiego o nowe w arstw y (zwłaszcza stylistycznie niższe). W ydaje się jednak, że M iłosz n igdy nie zrezygnow ał z u to p ii lingw istycznej zakładającej, że słowo poetyckie (obojętnie z jakiej w arstw y stylistycznej) pow inno zastąpić rzecz,

19 H. V endler John Ashbery, s. 259-260.

20 Cz. M iłosz Rozm owy polskie 1979-1998, W ydaw nictw o L iterack ie, K raków 2006, s. 429.

(11)

4

6

tzn. całkow icie zespolić się z n ią albo naw et z jakim ś w całości opisanym frag­ m e n tem św iata22. Świadom ość u topijnego c h a ra k te ru p o stu la tu całkow itej zgod­ ności m iędzy św iatem a językiem , św iadom ość, która zakłada sam oprzejrzystość rejestrującego ową zgodność p o d m io tu (jego sposób bycia-w -św iecie stanow i b o ­ w iem zasadniczą część opisu), n ie p rzekreśla w p rzy p a d k u M iłosza w agi tego po ­ stu latu . Przeciw nie, nadaje m u jeszcze dodatkowy, n ieom al m esjanistyczny patos. Poeta swoim językiem ocali świat.

Ów język jako ta k i jest czynnikiem tran sc en d u jąc y m lu d zk ie osam otnienie. Zarów no poezja M iłosza, jak i A shbery’ego są zakorzenione w sytuacji dialogu m iędzy k o n k retn y m i osobam i. A dresat k o m u n ik a tu jest w tw órczości obu poetów obecny w sam ym języku utw oru. Jednakże u M iłosza w iarygodność i skuteczność tego języka wynika z jego transcendentnego statusu. E w entualnych (jakże częstych) zakłóceń k om unikacyjnych nie wolno przypisyw ać ułom nej n a tu rz e języka (sło­ wa). W iążą się one z ograniczeniam i sytuacji lirycznej, są n ieodłącznym losem człow ieka, który jawi się w ostatecznym ro zrac h u n k u jako istota upadła.

U łom ny sta tu s języka, jego zapośredniczenie oraz w ynikająca z tego niem oż­ ność bezpośredniego obcow ania z tym , co (kto) rzeczyw iste(y), jest więc w ynikiem pewnej k atastrofy ontologicznej o rozm iarach w ręcz kosm icznych. W ielojęzycz­ ność tej poezji odpow iada w praw dzie n atu rz e rzeczywistości, składającej się z w ielu bytów, ale nie przekreśla to zasadniczej praw dy, że k ażdą rzecz u jm u je jakieś jedy­ ne w swoim ro d za ju słowo. W skutek u p a d k u człowieka doszło jednak do p o m ie­ szania języków i słów, i w łaśnie te n stan depryw acji lingw istycznej zostaje stem a- tyzowany w dojrzałej poezji M iłosza.

Pam iętam y, jak M iłosz scharakteryzow ał poezję A shbery’ego: jakaś „rozprosz- kow ana rzeczyw istość”, „kaw ałki rzeczyw istości w rzucone do tygla i po m ieszan e” . Czy w ta k i sposób nie m ożna b y rów nież opisać kom pozycji ta k ic h poem atów M iłosza, jak Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada i Osobny zeszyt? P y tanie w ydaje się retoryczne. N a czym polega więc różnica m iędzy M iłoszem a A shberym ? O tóż w ydaje się, że w p rzy p a d k u polskiego noblisty owa fragm entaryczność nie tylko odzw ierciedla świat w stanie rozproszenia i u p ad k u , lecz stanow i także w yzwanie etyczne. Słowo poety m a wydźw ignąć św iat z tego sta n u i ocalić go (M iłosz zdaje sobie w p ełn i sprawę, że żadna jednostka nie sprosta ta k iem u zadaniu). F ra g m en ­ taryczność poezji A shbery’ego w ynika n ato m ia st z przek o n an ia, że n ie p o ro z u m ie­ nia k o m unikacyjne m iędzy osobam i odzw ierciedlają o t w a r t ą n a tu rę ludzkiej egzystencji. N ie istnieje bow iem żaden język w oderw aniu od tych k o nkretnych sytuacji kom unikacyjnych, w których t e s a m e słowa n ab ierają różnych znaczeń. N ie m a jakiegoś pierw otnego słowa w sensie Logosu. Słowa nic nie znaczą poza k o n tek stam i, w których w ystępują. A shbery n o tu je więc „subiektyw ne p ercep cje”, bo innych n ie m a (sama opozycja m iędzy po d m io tem a p rze d m io te m trac i z ta k ie ­ go p u n k tu w idzenia swój sens). N ależy jed n ak m ocno podkreślić, że A shbery dąży

22 „Ażeby każdy, kto usłyszy słowo, / W id z iał jabłonie, rzekę, zak ręt drogi, / T ak jak się w idzi w letniej błyskaw icy” (W2, s. 171).

(12)

(pod tym w zględem znów p rzypom ina M iłosza) do m ożliw ie c a ł o ś c i o w e g o przed staw ien ia owych „kaw ałków rzeczyw istości” stanow iących p rze d m io t jego aktów mimesis. W szystko m a tu znaczenie, w łącznie z najb łah szy m i ru c h a m i fi­ zycznym i, m yślam i, w rażeniam i, obserw acjam i p o d m io tu w iersza. Przy tym po d ­ m iot jego poezji pow inien w łaśnie jako p o e t a w pisać s w ó j w ł a s n y s t o s u ­ n e k d o t e j s y t u a c j i l i r y c z n e j , k t ó r e j o n s a m j e s t p r z e d m i o ­ t e m 23. N atra fia m y tu na p o stu lat na pierw szy rz u t oka zu p e łn ie o dm ienny od M iłoszow skiej zapośredniczonej bezpośredniości autobiografii poetyckiej, tyle że nie m niej utopijny.

W ta k ich p oem atach, jak Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada oraz Osobny zeszyt M iłosz usiłował uobecnić r ó w n o c z e ś n i e jak najwięcej aspektów rzeczyw isto­ ści przeżyw anych przez jego k o n k retn e Ja. M iłoszow ski poeta jest jed n ak czymś więcej niż b ie rn y m lu stre m odzw ierciedlającym fragm enty składające się na jego rzeczyw istość egzystencjalną. W swój utw ór pow inien on rów nież w pisać swój sto ­ sunek do owej rów noczesności. P roblem polega jed n ak na tym , że nie m ożna tego uczynić, p rzyjm ując p u n k t w idzenia anonim ow ej in stan c ji autorskiej czy w ybie­ rając perspektyw ę jakiegoś Ja wszechw iedzącego, znajdującego się poza czasem. N ie m ożna dlatego, że św iadom ość ta byłaby w tedy ro dzajem m e t a świadom ości. Poem at utrw alający pam ięć, ujm u jący p rzem ijalność chw il składających się na „m oją” egzystencję, w yraża p arad o k s ludzkiego sposobu bycia-w-świecie poprzez p rze p lata n ie m iejsc i czasów oraz w prow adzanie coraz to nowych perspektyw cząst­ kowych. M om enty autorefleksji dają n am w praw dzie pew ien wgląd w otw artą stru k ­ tu rę całości, ale w tej samej chw ili zostają one w chłonięte przez tę sam ą w zrastają­ cą całość, k tórą m iały od w ew nątrz rozśw ietlić.

N ie sposób się wydobyć z tego błędnego koła. M om ent ocalenia (jeżeli istn ie ­ je) zn a jd u je się bow iem poza tą całością jako w zrastającym tekstem . N ie m ożna jed n ak przedstaw ić sobie owego m o m e n tu jako w chodzącego do n o w e g o l ub i n n e g o tekstu. M ożem y go sobie co najwyżej w yobrazić jako w chodzący do te k ­ stu w praw dzie t r a n s c e n d e n t n e g o , lecz w istocie pokryw ającego się z w zra­ stającym tek stem „m ojego” życia, tyle że oba te k sty rep rez en tu ją dw ie różne od­ m ian y nieskończoności. W zrastający tekst m ojego życia (np. poem at Gdzie wscho­ dzi słońce i kędy zapada albo m oże raczej twórczość poety M iłosza jako c a ł o ś ć , w z n a c z e n iu „stającej się Księgi”24) jest niesk o ń czo n y , p o n iew aż n i e m o ż e

23 Por. n astęp u jącą obserw ację D avida H erda, który w niespodziew any sposób łączy poetykę A sh b ery ’ego z jego m łodzieńczą recepcją P astern ak a (w szczególności z le k tu rą powieści Doktor Zywago): „Jak w p rzy p ad k u P asternaka, karierę A sh b ery ’ego m ożna by opisać jako n ieu sta n n ie zm ien iającą się próbę rozum ienia sytuacji w sposób całościow y o r a z j a k o w a l k ę , b y w y p r a c o w a ć f o r m ę w y r a z u p o z w a l a j ą c ą w y a r t y k u ł o w a ć t ę s y t u a c j ę w ł ą c z n i e z j e g o ( A s h b e r y ’e g o ) do niej sto su n k iem ” (D. H e rd John Ashbery..., s. 12, pod k reślen ia m oje, A.v.N.).

24 O p o p u larn y m w m iłoszologii m otyw ie Księgi zob. A. F iu t M oment wieczny. Poezja

(13)

4

8

w n i m n i e n a s t ą p i ć ciąg dalszy (fakt biologicznej śm ierci poety M iłosza n ie zm ienia tego sta n u rzeczy). D ruga nieskończoność, n ieobecny/obecny tekst tran scen d en tn y , byłby przeo b rażen iem tej złej nieskończoności w dobrą n ie sk o ń ­ czoność p ełn i (na podobieństw o gnostyckiej pleromy).

N ie ulega w ątpliw ości, że sytuacja liryczna typowa dla poezji A shbery’ego nie uw zględnia istn ien ia tej drugiej nieskończoności, nieskończoności „tek stu tra n s ­ c e n d en tn eg o ” . Św iatoodczucie p o d m io tu tej poezji m ożna by sform ułow ać w n a ­ stępujący sposób: jestem oto w tej chw ili w pew nym m iejscu i doznaję w ielu w ra­ żeń zm ysłowych, uczuć i m yśli r ó w n o c z e ś n i e . M oje zad an ie jako poety polega na tym , by opisać te n stan od w ew nątrz, będąc w środku tej [czaso]przestrzeni. To zad an ie w ydaje się jed n ak na pierw szy rzu t oka niew ykonalne, więc m uszę uza­ sadnić sens takiego przedsięw zięcia, n ie p o padając jed n ak w uogólnienia typowe dla klasycznych o dm ian ars poetica. Poza tym okazuje się, że „ta oto m oja chw ila w tym oto m ie jsc u ” jest nieprzed staw ialn a. Część jej treści została przeze m nie niezauw ażona albo o d ebrana podśw iadom ie. N astęp n ie uśw iadam iam sobie, że „ta oto chw ila w tym oto m ie jsc u ” n ie daje się odizolować od inn y ch chw il i m iejsc, k tó ry ch obecność zaznaczyła się w yraźnie w m ojej św iadom ości „tej oto chw ili w tym oto m ie jsc u ”. C zasoprzestrzeń coraz bardziej się rozszerza, pokryw ając się z k o n tu ra m i osoby piszącej p o e m a t . Cała „p re h isto ria” chw ili w łącznie z „m oim ” sto su n k iem do niej pow inna być in te g raln ą częścią u tw o ru 25. W pew nej chw ili tekst w praw dzie się urywa. Rzeczywistość, k tórą ujm uje, n ie ulega jed n ak scaleniu.

R óżnica m iędzy poezją intym nego Ja o wymowie egzystencjalnej (Ashbery) a M iłoszow ską odm ianą p o em atu p am ięci w ydaje się w ostatecznym ro zrac h u n k u sprow adzać do różnych koncepcji o n t o l o g i c z n y c h . M iłoszow ski p o dm iot do­ cierałby „sp o n tan iczn ie” do świata jako i s t o t y (albo inaczej: rzeczywistość obja­ w iałaby się n am zawsze, „co w greckim języku nosiło nazw ę e p ip h a n e ia ”26, gdyby n ie to, że obecnie świat i człow iek z n a jd u ją się w stanie upad k u . A shbery n a to ­ m iast zajm uje się poetyckim utrw alan iem zjaw isk, które są już w jakiś sposób za- pośredniczone, dlatego że życie sam o w sobie jawi się n am w łaśnie w ta k i sposób. N ie m a żadnego „przedustaw nego” sensu, k tó ry m ógłbym odzyskać lu b przyw ró­ cić. Będąc częścią, nie m ogę objąć całości. Jeżeli w ogóle m oże być mowa o jakiejś

25 D avid H erd w iąże rów nież tę cechę poezji A sh b ery ’ego z jego recepcją Pasternaka: „Pisząc w iersz s t o s o w n y d o o k a z j i , p r z y n a l e ż ą c y d o n i e j , A s h b e r y d ą ż y ł d o s t w o r z e n i a u t w o r u o d p o w i a d a j ą c e g o o k a z j i ,

z k t ó r e j p o w s t a ł . In teresu je go czas, m iejsce, sytuacja i okoliczności samego wiersza. U jął to w w yw iadzie w n astęp u jący sposób: «wiersze zm ierzają do tego, by scharakteryzow ać okoliczności, z których w yrastają, i o których m ożna będzie kiedyś pow iedzieć, że stanow iły podstaw ę wiersza». M ylna in te rp reta cja tych słów prow adzi do bardzo wąskiej defin icji poezji, jakby interesow ała się ona tylko swoim własnym pow staw aniem . W rzeczyw istości jest na odw rót, zwłaszcza kiedy zdam y sobie spraw ę, ile A shbery zaw dzięczał P asternakow i” (D. H erd John A s h b e r y ., s. 10, po d k reślen ia m oje, A.v.N.).

(14)

całości, to tylko w sensie hipo tezy roboczej, spraw dzanej w trak cie p isan ia w ier­ sza. Byty, k tóre poeta ujm u je, należą do jego życia i istn ieją tylko w tym k o n te k ­ ście. Poza n im n ie tylko straciłyby sens, lecz byłyby wręcz niew yobrażalne. Stw ier­ dzenie to nie oznacza jednak, że b yty poza m oją percepcją nie istnieją. N ie m ożna więc pow iedzieć, że w ta k i sposób „m oje” (A shbery’ego) w łasne Ja zostaje ub ó ­ stw ione. Rów nież ono jest przecież by tem istniejącym o tyle, o ile istn ieją wszyst­ kie in n e byty. N ie jest p o je m n ik ie m zaw ierającym p am iętan e treści, lecz raczej procesem (może energią) p am iętan ia , in n y m i słowy, przed staw ian ia zjaw isk skła­ dających się na „m ój” św iat (innego nie m a, chyba w tym sensie, że in n e św iaty osobiste pojaw iają się rów nież w g ranicach „m ojego” św iata, k tó ry nie do końca jest „m ój”).

D la M iłosza „istota rzeczy” jest w zasadzie dostępna, choć każdy akt poznaw ­ czy (z p u n k tu w idzenia M iłosza poezja jest sposobem uzyskiw ania w iedzy o „rze­ czyw istym ” świecie) odsłania tylko ograniczoną liczbę cech danej (z góry) rzeczy, nie w yczerpując jej (wiąże się to na pew no z up ad ły m stanem świata i ludzi; n ie­ m ożność scalenia różnych perspektyw zanika w chw ili, kiedy sk u tk i u p ad k u , n isz­ czącego organiczną w spólnotę stw orzenia, zostaną usu n ięte). Kiedyś (w starożyt­ ności) owo dośw iadczenie było chlebem pow szednim człow ieka (pojawia się tu niespodziew anie idea epoki b ez pośredniości i poezji „naiw nej”, albo m oże raczej „ n ie w in n e j”, w sensie S chillerow skiego ro z ró ż n ie n ia m ię d zy p o ez ją „ n a iw n ą ” a „sentym entalną”). Obecnie, w epoce scjentyzm u, epifania „przerywa [...] codzien­ n y upływ czasu i w kracza jako jedna chw ila uprzy w ilejo w an a”27. W idzieliśm y u A shbery’ego, że byty m ogą pojaw iać się jedynie jako dośw iadczenie konk retn ej osoby, jako „ a u to p o rtret w w ypukłym lu strz e ” . N aw et kiedy człowiek (poeta, arty­ sta) w p atru je się w byt, który jest m u najbliższy, czyli w swoją jaźń, pow inien od­ tworzyć swój p u n k t w idzenia decydujący o jego „a k tu a ln y m ” sto su n k u do a u to ­ p o rtre tu . Jest w pew nym sensie naw et lepiej, kiedy te n m om ent sam oodniesienia uw idacznia się w dziele jako w ynik w yraźnego w ysiłku k onstrukcyjnego. Tak w łaś­ nie się dzieje w au to p o rtrecie w łoskiego m alarza m anierystycznego F rancesco Par- m ig ian in a, wokół którego A shbery rozsnuł swój poem at Self-Portrait in a convex mirror, zdaniem k ilk a k ro tn ie już w spom nianej H elen V endler będący zw ieńcze­ n iem jego tw órczości28. P erspektyw iczny b łą d spow odow any p rzez w ypukłe lustro powiększa naw et realistyczną w iarygodność przedstaw ienia w sensie pewnego p rze­ lotnego ujęcia z perspektyw y ujaw niającej swą w łasną perspektyw iczność, a nie- p rete n d u jąc ej do m asyw nej nieru ch o m o ści m alarstw a renesansow ego:

T h e su rp rise, the tension are in the concept R a th e r th an its realization.

T h e consonance o f the H igh R enaissance Is p re sen t, though d isto rte d by the m irror. [.··]

27 Tamże.

(15)

O

S

So th a t you could be fooled for a m o m en t Before you realize the reflection Isn ”t y ours.29

Collected poems, s. 479

Owa bardzo k o n k retn a perspektyw a, będąca w ynikiem pewnej niep o w tarzal­ nej chw ili, wzywa nas m im o swojej te atraln o ści do tego, by zastanaw iać się n ad in n y m i chw ilam i w życiu m alarza, w których był on tym sam ym , ale jednak in ­ nym człow iekiem . O braz ujaw nia więc (przynajm niej z p u n k tu w idzenia Ashbe- ry ’ego) istotę ludzkiej egzystencji - jej tożsam ość w różnicy:

[...] T h is past

Is now here: the p a in te r’s

R eflected face, in w hich we linger, receiving D ream s and in sp iratio n s on an unassigned Frequency, b u t the hues have tu rn e d m etallic, T he curves and edges are n ot so rich. E ach person H as one big theory to ex p lain the universe B ut it do esn ’t tell the w hole story A nd in the end it is w h at is outsid e him T h a t m atters, to him and especially to us W ho have been given no help w hatever

In decoding o u r own m an-size q u o tie n t and m u st rely O n second-hand know ledge.30

Collected poems, s. 486

Pogląd M iłosza na proces epistem ologiczny leżący u podstaw aktów poetyc­ k ich w brew pozorom nie ró żn i się ta k b ardzo od koncepcji A shbery’ego. Również p olski n o blista odrzucał bow iem poezję „jasnych i bezosobow ych fo rm u ł” za p ro ­ ponow aną kiedyś przez F ran cisa P onge’a31.

29 „Zaskoczenie, n apięcie, tkw ią raczej / W pom yśle niż w realizacji. / W idzim y tu jeszcze h arm o n ię R enesansu, / choć lu stro ją zniekształca. [...] Tak aby człow iek d ał się na chw ilę nabrać / N im uśw iadom i sobie, że to nie jego / O d b ic ie ” (przeł. P. Som m er, „ L ite ra tu ra na Św iecie” 2006 n r 7/8, s. 13).

30 „D ziś ta przeszłość / Jest tutaj: o d b ita tw arz / M alarza, w której zatrzy m u jem y się, odbierając / Sny i in sp irac je na jakiejś n ieprzydzielonej nam / C zęstotliw ości, ale kolory p rzy b rały odcień m etaliczny, / K rzyw izny i kraw ędzie nie są już tak bogate. K ażdy człow iek / M a swoją w ielką teorię w szechśw iata / Ale ona nie mówi w szystkiego / A ostatecznie liczy się to / Co poza nim - dla niego, a zwłaszcza dla nas / K tórym n ik t nie pom ógł / W każdorazow ym

odczytyw aniu w łasnego przy d ziału (dosłownie: „W dekodow aniu naszego w łasnego ilo razu w ielkości człow ieka”, A.v.N.), i którzy m usim y / O pierać się na danych z d rugiej ręki (przeł. P. Som m er, „ L ite ra tu ra na Św iecie” 2006 n r 7/8, s. 21-22).

31 Zob. też esej Przeciw poezji niezrozumiałej, o publikow any w Życiu na wyspach: „Poezja P onge’a może służyć za dowód, że nie m ożem y wejść w zw iązek z tym , co nas otacza - czy to będzie m ateria nieożyw iona, czy żywe isto ty - inaczej niż poddając to

(16)

N a czym polega więc różnica m iędzy M iłoszem a n a jb ard zie j prestiżow ym am erykańskim poetą o sta tn ic h dziesięcioleci? W ydaje się, że głów ną przyczyną d ezaprobaty M iłosza była nieobecność u A shbery’ego dyktow anej przez specyficz­ nie europejskie dośw iadczenie h isto ry czn e32 perspektyw y religijnej. Poezja, która p ró b u je ująć istotę rzeczy (nawet jeżeli jej nie w yczerpuje), w ychodzi z założenia, że owa rzecz m a jakiś trw ały byt. Tylko dlatego m oże być obecna. O d takiej in tu ­ icji n iedaleko do tw ierdzenia, że świat składający się z ta k ich trw ałych bytów nie m oże ulec zniszczeniu. D ośw iadczenie historyczne m ieszkańca E u ropy Ś rodko­ wo-W schodniej wskazywało jed n ak w łaśnie na to, że w szystko jest kru ch e, n ie ­ trw ałe i dlatego m u si przem ijać. W ta k im razie w yglądałoby jednak na to, że trz e ­ ba zrezygnować z pojęcia istoty. Z pew nego p u n k tu w idzenia rozstrzyga ona b o ­ w iem nie tylko o niepow tarzalnej tożsam ości danego bytu, ale również o jego wiecz­ ności. Ktoś albo coś m oże bow iem być sobą tylko dla kogoś. K iedy już n ik t nie dostrzega niepow tarzalnej tożsam ości pojedynczych bytów, oznacza to, że ich n i­ gdy n ie było. Z religijnego p u n k tu w idzenia p rzem ijalność św iata okazuje się więc złudzeniem , poniew aż nie uw zględnia n ieśm iertelności osób. Z drugiej strony prze­ m ijalność bytów, któ ra idzie w parze z cierp ien iem , jest dla świadków masowej zagłady n ieo d p arty m faktem . W ydaje się więc, że nie sposób połączyć ze sobą tra n s ­ ce ndencji i im m an e n cji33. C ierp ien ie lu d z i n igdy nie zostanie uspraw iedliw ione, skoro p rze m in ęły one bez śladu. M iłoszow ski poeta p ró b u je unieszkodliw ić te n dylem at, opisując św iat adekw atnie, wydobywając istotę w szystkich składających się na niego bytów. Próby opisania św iata n aślad u ją zaś tw órcze akty Boga, k tóry stw arzając św iat, zaw iera go w sobie. C złow iek opisujący świat w w aru n k ach cza­ su i p rz e strz e n i34, n ie dopuszczający do tego, by pam ięć o pojedynczych bytach uległa unicestw ieniu, uczestniczy więc w życiu Boga, przedstaw iając „naocznie” to, czego nie da się pojęciowo zrozum ieć. A shbery n ato m iast zgadza się na to, że każdy jednostkow y byt jest ostatecznie skazany na nicość, choć poeta nie m oże

bezustannej h u m an iz ac ji” (Cz. M iłosz Zycie na wyspach, wyb. i oprac. J. G rom ek, Kraków, 1997, s. 113). Rów nież R yszard Nycz zw raca uwagę na ten kontekst (R. Nycz, Literatura jako trop rzeczywistości, s. 181).

32 Por. p rzy p is 8.

33 W łaśnie tak przedstaw ia się sytuacja w to m ik u Ocalenie, gdzie id ealn y p orządek

Św iata został w zięty w iro n iczn y naw ias i przeciw staw iony skandalicznej

ostateczności in d yw idualnych śm ierci stanow iącej głów ny tem at cyklu Głosy

biednych ludzi.

34 Z p u n k tu w idzenia M iłosza (który - jak w iadom o - naw iązał tu do pew nego rodzaju gnostyckiego m itu w ym yślonego przez jego dalekiego krew nego O skara) czas i p rzestrzeń o graniczają człow ieka tylko pozornie. Człow iek, będąc osobą, jest istotow o zw iązany z osobow ością Boga. C zas i p rzestrzeń nie „zaw ierają” człow ieka w łaśnie dlatego, że ok azu ją się p ro d u k tem „m yśli”, tzn. zasadniczo „osobow ej” potrzeby (samo-) „um iejscaw ian ia” (por. d okonany przez C zesław a M iłosza przek ład Listu do Storge (w: Cz. M iłosz Przekłady poetyckie, s. 464-465) oraz w stęp do

(17)

52

w ytłum aczyć parad o k su , że jedna chw ila „m ojej” egzystencji t u i t e r a z często (właściwie praw ie zawsze) zaw iera zm ysłow o dośw iadczoną treść w ielu innych chwil. Rów nież jego poezja „przedstaw ia” więc naocznie to, czego nie da się po ję­ ciowo zrozum ieć.

W zw iązku z tym m ożna by pow iedzieć, że „kłopoty z opisem św iata” nie są dla obu poetów przeszkodą, lecz raczej bodźcem (jeżeli nie w ręcz „śro d k iem ”) pozw alającym przezw yciężyć now oczesną alienację p odm iotu. A shbery łączy tę postaw ę z zasadniczo agnostycznym św iatoodczuciem . M iłosz zaś uznaje, że auto- tran scen d en cja jest m ożliwa zwłaszcza wtedy, kiedy poeta bierze udział w relig ij­ nym obrzędzie ocalania w szystkich aspektów rzeczyw istości (apokatastasis) poprzez pam ięć. Z d an iem M iłosza każda jednostkow a pam ięć jest w jakiś sposób splecio­ na z pozostałym i p am ięc ia m i (pow tarza się tu w łaściwie stru k tu ra M ickiew iczow ­ skich D ziadów). M iłosz k o n stru u je swoje późniejsze poem aty w ta k i sposób, by w łaśnie na poziom ie św iata przedstaw ionego au to r uśw iadam iał sobie, że jego akty p am ięci n i e s ą o b o j ę t n e m e t a f i z y c z n i e . M ają one ocalić naw et p ozor­ n ie najm n iej w ażne istoty ludzkie.

Abstract

Arent van NIEUKERKEN Universiteit van Amsterdam

A poetry that explains its own genesis. Czesław Miłosz and John Ashbery

The first part of this paper considers the origin of the metaphysical import of the constructive principle in the long poems of the ageing Czesław Miłosz (my analysis focuses on From the Rising of the Sun and The Separate Notebooks; Miłosz's first tentative realisation of this poetics was his famous Poetical Tractate). The second part compares the mature Miłosz's strategies of linking poetics and metaphysics, pivoting upon the idea of simultaneity of ‘moments', with the creative practice of the American poet John Ashbery, who in his long poems (e.g. Self-portrait in a Convex Mirror) attempted to realise a model of poetry explaining its own genesis as an immanent feature of the text. I think it could be asserted that Miłosz, who was very critical of Ashbery's poetry, created in his long poems written after 1960 an open structure in many respects reminiscent of (in fact, even ‘anticipating') Ashbery's poetical model. This open structure has Romantic antecedents (the ‘Wordsworthian' poem of autobiographical self-reflection). The difference between both poets appears to be essentially ‘ideological' (Christianity versus Agnosticism).

Cytaty

Powiązane dokumenty

Przyjaźń Czesława Miłosza i Józefa Czechowicza rozwijała się - paradoksalnie - w Warszawie, która od 1933 roku była głównym miejscem działania lubelskiej awangardy..

Kto chce malować świat w barwnej postaci, Niechaj nie patrzy nigdy prosto w słońce.. Bo pamięć rzeczy, które widział, straci, Łzy tylko w oczach

Wiersz na koniec stulecia Kiedy już było dobrze I znikło pojęcie grzechu I ziemia była gotowa W powszechnym pokoju Spożywać i weselić się Bez wiar i utopii, Ja, nie wiadomo

Z pom iędzy różnych teoryj zdaje się być najbliższą praw dy podana przez M otturę, inżyniera kopalń we W łoszech, a objaśniająca pow stanie siarki reakcyam i

Obecność na liście świadków licznych kanoników kujawskich z najbliższego otoczenia biskupa (w tym także 3. prałatów kapituły katedralnej włocławskiej) zdaje

Poniew aż głów nie dorosłe ju ż ow ady dobrze niemi w ładają, podlegają więc napadom po najw iększej części m łode mszyce, d ojrzałe zaś, znoszące ja jk a

w iadają one tyluż wrylewom skały dyjam en- tonośnćj, różniącym się zarówno pow ierz­.. chownością, jak o też bogactwem i

U 150 pozostałych osób, leczonych albo leczących się obecnie, w szystko odbyw a się dotychczas tak samo, ja k u 200 poprzednich.. O pierając się na